- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
41-60 km
Dystans całkowity: | 6503.92 km (w terenie 917.70 km; 14.11%) |
Czas w ruchu: | 327:29 |
Średnia prędkość: | 19.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.44 km/h |
Suma podjazdów: | 45281 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (83 %) |
Suma kalorii: | 36208 kcal |
Liczba aktywności: | 130 |
Średnio na aktywność: | 50.03 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Na zakupy do Nowej Huty
Wtorek, 2 kwietnia 2013 | dodano:02.04.2013 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 47.23 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 02:21
- VAVG 20.10 km/h
- VMAX 37.67 km/h
- Temp.: 5.0 °C
- Podjazdy: 137 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem trenować przed Odyseją Wiosenną w Miechowie (7 kwietnia), ale tuż przed wyjazdem dostałem informacje, że Odyseja ze względu na warunki pogodowe została przeniesiona aż na 19 maja (nowy termin kompletnie mi nie pasuję). Postanowiłem więc pojechać do Nowej Huty na małe zakupy.
Pogoda rano była obiecująca, było co prawda zimno, ale bardzo ładnie świeciło słońce. Zakręciłem więc go GT bagażnik na sztycę (musiałem zdemontować błotnik) i około 11 ruszyłem do Nowej Huty. Plan był taki, że do Huty przeprawię się w miarę możliwości z pominięciem głównych dróg, przejechałem więc mostem na Wiśle na drodze 75 i po chwili skręciłem w boczną drogą na Wolicę. W Przylasku Wyciąskim skręciłem w lewo i wąską drogą między domami dojechałem do Przylasku Rusieckiego, tam skręciłem w lewo i ruszyłem dalej asfaltową groblą między jeziorkami. Liczyłem na to, że uda mi się przejechać całą trasę wyłącznie po asfaltach, ale niestety popełniłem błąd, skręciłem na drogę po wale, która nie dość, że nie była asfaltowa to jeszcze pełna śniegu. Po chwili popełniłem chyba jeszcze większy błąd, zamiast kontynuować jazdę po wale, skręciłem w leśną ścieżkę, którą chciałem wyjechać do lepszą drogę. Po ścieżce ledwo przejechałem, potem wyjechałem na szeroką szutrówkę, która jednak była w katastrofalnym stanie, śnieg, woda, błoto. W rezultacie jak w końcu dojechałem do asfaltu Branicach, byłem cały w błocie, spodnie, kurtka z tyłu, o rowerze już nie wspominając.
Dalej na szczęście jechałem już w miarę dobrą drogą, przejechałem przez Branice i wyjechałem w Pleszowie, w planie był jeszcze skrót boczną drogą, ale jak ją zobaczyłem to postanowiłem pojechać jednak Igołomską. To była dobra decyzja, ruch nie był jakiś wielki, a dobra jakoś nawierzchni sprawiła, że szybko przejechałem ten odcinek i skręciłem w lewo na ulicę Ptaszyckiego, którą dojechałem na Osiedle Wandy. Tam zrobiłem krótki postój na cmentarzu, chciałem zobaczyć cmentarz wojenny nr 390 na którym podobno miał być remont, niestety nie wiele do tej pory zrobiono, zabezpieczono tylko pomnik folią, żeby dalej nie niszczał. Po krótkim postoju na cmentarzu, ruszyłem dalej - celem był sklep na ulicy Makuszyńskiego. Przejechałem się jeszcze wokół Zalewu Nowohuckiego, który był prawie cały zamarznięty i końcu dojechałem do ulicy Kocmyrzowskiej a po chwili do ulicy Makuszyńskiego. Tam krótki postój na zakupy - ciuchy rowerowe na chłodną pogodę m.in. komin na szyję i twarz, który od razu wypróbowałem:).
Drogę powrotną zaplanowałem inaczej, pojechałem najpierw pod Cmentarz Grębałowski i potem w kierunku Luboczy i Wadowa, niestety na tym odcinku musiałem jechać pod wiatr, co sprawiło że bardzo szybko opadłem z sił. Na osiedlu Wadów zrobiłem mały postój pod sklepem i następnie przejechałem koło wiezienia i po przejechaniu tunelem wyjechałem w Ruszczy. Przez Ruszczę dojechałem do Igołomskiej, przeciąłem ją na skrzyżowaniu i od razu skręciłem na Wyciąże i Wolicę. Po przejechaniu 40 km zamknąłem pętlę w miejscu gdzie na początku wycieczki skręciłem na Przylasek Rusiecki, w tym miejscu byłem już strasznie zmęczony, ale do domu pozostawało jeszcze kilka kilometrów. W Niepołomicach zrobiłem jeszcze postój w sklepie rowerowym, gdzie szukałem części do mojego crossa - trochę trzeba będzie wydać:( a potem pojechałem do domu moich rodziców.
W sumie przejechałem przeszło 47 km, wycieczka nie do końca udana, źle wybrałem drogę w Przylasku Rusieckim i musiałem się taplać w błocie, niestety na GPS nie mam podglądu na większy fragment mapy i takim terenie chyba będę musiał rysować trasę by trafić gdzie zamierzałem. No chyba, że zacznę jeździć z mapnikiem, a końcu mam porządny mapnik - kupiony okazyjnie, niestety przyszedł dopiero po południu i na wyjazd nie miałem okazji go wziąć, ale niedługo trzeba go będzie wypróbować. Myślałem, że zrobię to w niedzielę na Odysei w Miechowie, ale impreza została przeniesiona. Patrząc na mój przejazd przez śnieg i błoto to może dobrze się stało, w Miechowie na pewno warunki są jeszcze trudniejsze, a na domiar złego pogoda wcale się nie poprawia i dalej ma sypać śnieg:( Kiedy w końcu będzie wiosna ???
To już chyba koniec - runda po Puszczy
Sobota, 10 listopada 2012 | dodano:10.11.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 54.42 km
- Czas: 02:05
- VAVG 26.12 km/h
- VMAX 38.00 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 90 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na sobotę zapowiadano ładny i słoneczny dzień, tym czasem rano był mróz i dopiero koło godziny 12:00 na niebie pojawiło się słońce a temperatura sięgnęła 10 stopni. Parę minut po 12 ruszyłem na trasę, szosówką z Niepołomic, celem była kładka na Rabie w Mikluszowicach - Majkowicach, która właśnie została wyremontowana i na 11 listopada planowano oficjalne otwarcie trasy. Pojechałem więc Drogą Królewską przez Puszczę do leśniczówki Przyborów, potem dalej Żubrostradą do Mikluszowic. Na Żubrostradzie tuż za rezerwatem Żubrów zobaczyłem stojących przy drodze myśliwych, akurat chyba kończyło się jakieś polowanie, przy szlabanie w Mikluszowicach stał samochód a na nim jakiś duży jeleń i kilka dzików - oczywiście martwych. W Mikluszowicach udało mi się zgubić, ale po małej korekcie dojechałem w końcu do kładki na Rabie. Kładka jest po remoncie, przez większość tego roku była zamknięta, obecnie pomalowano ją na żółto-czerwony kolor, wymieniono deski i chyba zabezpieczono poręczę. Niestety remont wykonano podobnie jak na kładce w Damienicach i deski już się wykrzywiają:(
Po przekroczeniu Raby zdecydowałem się pojechać drugim brzegiem rzeki przez Majkowice, Gawłów i Krzyżanowice do kładki między Proszówkami a Krzyżanowicami. Tą kładkę remontowano w roku 2010, jest to chyba najstarsza tego typu przeprawa w okolicy, bo pochodzi z 1947 r. (ta w Majkowicach z 1974 r.), moim zdaniem to właśnie na tej kładce przeprowadzono najsolidniejszy remont, kładka jest węższa i o mniejszej nośności niż obiekty w Mikluszowicach i Damienicach, ale prezentuje się solidniej, deski nie przylegają do siebie tylko są pomiędzy nimi 1 cm przerwy, do tej pory nie ma specjalnego wykrzywienia desek i kładka jest równa.
Po przekroczeniu kładki, przejechałem przez Proszówki i po wyjechaniu na drogę główną przejechałem jeszcze kawałek do Baczkowa, gdzie skręciłem do Puszczy. Następnie przejechałem przez całą Puszczę z powrotem do Niepołomic. Cała trasa to przeszło 54 km dzięki, którym przekroczyłem 4100 km przejechanych w sezonie (4141 km) i 11 000 km przejechany z bikestats.pl od marca 2009 r. (11 005,78 km). Ta wycieczka chyba kończy dla mnie sezon 2012, może zrobię jeszcze jeden krótki wyjazd i wtedy podsumuje sezon, ale na dłuższe wycieczki już nie mam sił.
Galeria wycieczki
Niepołomice - Puszcza Niepołomicka - Bochnia
Sobota, 13 października 2012 | dodano:13.10.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 52.68 km
- Teren: 18.00 km
- Czas: 02:25
- VAVG 21.80 km/h
- VMAX 52.43 km/h
- Temp.: 13.0 °C
- Podjazdy: 275 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Prognozy pogody na sobotę były raczej kiepskie, ale w piątek wieczorem nieoczekiwanie się zmieniły więc postanowiłem, że w sobotę rano jadę rowerem do Niepołomic. Niestety rano pogoda była kiepska, około 10 stopni, ale niebo mocno zachmurzone, drogi były mokre ale przynajmniej około 8:30 nie padało, wziąłem więc wszystko co może się przydać w razie deszczu i ruszyłem do Niepołomic. Ledwo ujechałem 2 km a tu pojawiła się dość solidna mrzawka, ale nic jadę dalej, wyjechałem pod górkę na granicy Moszczenicy i Chełmu i nawet zatrzymałem się żeby włożyć kurtkę przeciwdeszczową, ale postanowiłem jechać dalej. Jak przekroczyłem Rabę to padać przestało a jadąc ścieżką rowerową przez Puszczę Niepołomicką zauważyłem, że drogi w okolicach Niepołomic są suche.
W Niepołomicach dłuższy postój, miałem kilka spraw do załatwienia, pojechałem też z kolegą do Krakowa gdzie zakupiłem kurtkę softshellowa z przeznaczeniem na rower. Kurtka co prawda nie miała kroju rowerowego, ale w osiągalnej dla mnie cenie prezentowała się znacznie lepiej niż kurtki typowo rowerowe.
Około godziny 14:00 ruszyłem w drogę powrotną a że zrobiło się słonecznie (choć nie jakoś specjalnie ciepło) postanowiłem, że powtórzę wycieczkę z przed tygodnia przez Puszczę i ponownie poszukam wieży pożarowej w lesie w okolicach Proszówek. Pojechałem więc Drogą Królewską, dotarłem nad Czarny Staw i po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, dojechałem do miejsca gdzie powinna być wieża i tym razem trafiłem. Wieża jest widoczna dopiero jak jest się jej bardzo blisko, ja trafiłem tu dopiero za trzecią próbą. Wieża jest ogrodzona i w zasadzie nie można na nią wychodzić ale z tyłu jest dziura w siatce i można spróbować. Ja jechałem na miejsce z założeniem, że wyjdę i pooglądam widoki, ale jak zobaczyłem wieże to postanowiłem jednak nie wchodzić. Na górę można się dostać po chyba ze 30 metrowej pionowej wąskiej drabince i jakoś poczułem respekt przed taką wspinaczką, byłem sam i jakbym spadł to nawet nikt by nie wiedział gdzie jestem. Zrobiłem więc kilka fotek i pojechałem dalej. Przez Proszówki dojechałem do Bochni i dalej Górnym Gościńcem do Łapczycy. W drodze powrotnej testowałem kurtkę założoną tylko na koszulkę termoaktywną i było mi ciepło. Kurtka na pewno jest wiatroszczelna, według producenta ma też wysokie parametry oddychalności - tu też jest nieźle, ale mimo wszystko trochę się spociłem. Muszę chyba kupić lepszą koszulkę termoaktywną bo tą co mam jest już stara a od początku idealna nie była.
Wycieczka w sumie udana, rano straszyło deszczem ale potem było już słonecznie i ładnie - dobrze, że pojechałem na rower, a do 4 tys. km już coraz bliżej:)
Do 4 tys. km w sezonie 2012 pozostało jeszcze 5 wycieczek i 135 km.
Galeria wycieczki
Do Niepołomic, powrót przez Puszczę
Sobota, 6 października 2012 | dodano:06.10.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 54.47 km
- Teren: 16.00 km
- Czas: 02:27
- VAVG 22.23 km/h
- VMAX 57.15 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 220 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W zasadzie w dniu 6 października powinienem pedałować w poszukiwaniu pomarańczowych lampionów po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej na Odysei Jurajskiej Krzeszowice 2012, niestety na zawody nie pojechałem więc pozostało mi tylko przejechać się gdzieś na miejscu. Pogoda od rana była bardzo dobra, więc pojechałem do Niepołomic stałą trasą przez Chełm, Targowisko, Kłaj, Szarów i ścieżką rowerową do Niepołomic. Na Rynku zrobiłem krótki postój u kolegi na kawę, a potem pojechałem do domu moich rodziców, gdzie musiałem coś zrobić. Skończyłem około 12 i ruszyłem w drogę powrotną, ale żeby nie było za prosto, to postanowiłem jechać na około przez Puszczę Niepołomicką.
No więc jazda Drogą Królewską na Sitowiec, tam postanowiłem skręcić na Wolę Batorską i przyjrzeć się cmentarzowi wojennemu nr 324 - ostatniemu obiektowi okręgu IX, którego jeszcze w tym roku nie odwiedziłem. Na cmentarz nie ma drogi dojazdowej, można się tam dostać przez bramkę w ogrodzeniu SKR, ale tym razem postanowiłem tam nie wchodzić tylko wykorzystać zoom 12 w moim aparacie i zrobić kilka fotek z pewnej odległości. Zoom dał radę i po sfotografowaniu cmentarza wróciłem na Drogę Królewską. Zrobiłem jeszcze kilka fotek cmentarza 325 i ruszyłem dalej. Po dojechaniu do leśniczówki Przyborów pojechałem dalej szutrową Drogą Królewską, przejechałem koło rezerwatu żubrów i po kolejnych kilku kilometrach dojechałem do Czarnego Stawu. Tu spotkała mnie niespodzianka, na drodze pod stawem stoi autobus, gdy dojechałem pod sam staw musiałem się przedzierać pomiędzy ludźmi z wycieczki, było też trochę turystów rowerowych, słońce mocno przygrzewało było ciepło, nic tylko wybrać się na wycieczkę. W drodze nad Czarny Staw postanowiłem, że spróbuję poszukać wieży pożarowej znajdującej się w pobliżu, pojechałem więc dalej szutrowo-piaskową ścieżką, następnie skręciłem z niej w prawo na drogę pomiędzy drzewami. Przeszło rok temu dostałem wskazówki jak tam dotrzeć od jednego z rowerzystów, wtedy jednak nie znalazłem wieży, w domu miałem nawet mapkę z zaznaczonym punktem, ale jak znowu postanowiłem tam jechać, to mapka leżała sobie w szufladzie. Efekt taki, że mimo iż pokręciłem się trochę po lesie to wieży nie znalazłem. Już w domu popatrzyłem na mapkę i okazało się, że znowu byłem blisko, przez chwilę nawet chciałem jechać w kierunku górki na której stoi wieża, koniec końców jednak pojechałem do Proszówek.
Dalej asfaltem do Bochni, jechało mi się trochę ciężko bo przeszkadzał mi wiatr, co prawda nie do końca przeciwny, ale boczny z mocnymi porywami. W Bochni skręciłem na rondo pod cmentarzem komunalnym i rozpocząłem podjazd na Osiedle Niepodległości, po drodze dogoniłem jakiegoś młodego chłopaczka, po kasku ze szczęką sądząc to był to jakiś miłośnik downhillu, który z konieczności musiał uprawiać uphill:) Dogonienie go poszło jak z płatka, ale potem nie bardzo chciał się dać urwać i mocno gonił za mną, a ja nie mogłem wymięknąć w rezultacie poszedłem tą górkę na maksa. Chłopaczka zostawiłem dość daleko w tyle, ale zmęczyłem się strasznie, w rezultacie podjazd na Górny Gościniec to już tempo spacerowe. Co gorsza jak już tam wyjechałem to zamiast cieszyć się płaskim odcinkiem to musiałem walczyć z centralnie przeciwnym i dość mocnym wiatrem. Zatrzymałem się pod kościołem Kazimierzowskim w Łapczycy, zrobiłem fotkę i popędziłem w dół do domu.
Wycieczka udana, pogoda jak na październik piękna, wykonałem założony cel zwiedzenia wszystkich cmentarzy wojennych okręgu IX w jeden rok, ale niestety wciąż w pamięci mam, że tego dnia powinienem być gdzie indziej i walczyć z lampionami:( Na pocieszenie pozostaje mi fakt, że niedziela - 7 października była fatalna jeśli chodzi o pogodę, a na odysei trzeba by walczyć również w takich warunkach.
Pogórze Bocheńskie i cmentarze wojenne
Niedziela, 30 września 2012 | dodano:30.09.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 57.95 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 03:12
- VAVG 18.11 km/h
- VMAX 60.48 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- Podjazdy: 1123 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Nad niedzielną wycieczką zastanawiałem się od kilku dni, miałem nawet pomysł pojechać do Czchowa - taki wyjazd planuję już od 2 lat, ale ostatecznie stwierdziłem, że pojadę sobie do Lipnicy Murowanej i po drodze odwiedzę 3 z 4 cmentarzy wojennych okręgu IX na których jeszcze w tym roku nie byłem.
Rano pogoda była kiepska, więc na rower wsiadłem dopiero około 10:30, gdy zaczęło się przejaśniać. Było dość chłodno - jesiennie, więc ubrałem się w spodnie i bluzę. Na początek jazda do Bochni, tym razem postanowiłem dojechać tam chodnikiem wzdłuż drogi nr 4 a nie tak jak zawsze przez Górny Gościniec. Miałem dziś pokonać kilka ładnych górek, więc stwierdziłem, że nie będę sobie fundował na sam początek 10% podjazdu. Jazda chodnikiem wzdłuż 4 bezproblemowa, jechałem tak po raz pierwszy wcześniej zdarzało mi się zjeżdżać do domu w ten sposób ale pod górkę do Bochni jeszcze tędy nie jechałem po przejechaniu niecałych 3 km zjechałem z drogi nr 4 na ulicę Kazimierza Wielkiego prowadzącą do centrum miasta. Nie dojechałem jednak do centrum tylko na światłach skręciłem w prawo na Nowy Wiśnicz a kilkaset metrów dalej w lewo w ulicę J.H. Dąbrowskiego. Postanowiłem jechać do Wiśnicza niebieskim szlakiem pieszym tak jak zrobiłem to gdy pierwszy raz pojechałem rowerem w te strony, musiałem więc wcześniej zaatakować wzgórze Uzbornia, a ponieważ ze względu na remont przez park nie można jeździć to spróbowałem właśnie podjazdu ulicą Dąbrowskiego. No i od razu musiałem mocno nacisnąć na pedały bo stromizna była spora. Trochę się męcząc dojechałem do kładki nad drogą nr 4 i rozpocząłem zjazd w kierunku Kurowa, by po chwili znowu podjeżdżać pod strome wzniesienie. Pamiętam jak podczas wycieczki z lipca 2008 roku męczyłem się w tym miejscu, nawet chyba musiałem zrobić postój w środku górki, tym razem poszło znacznie lepiej i wjechałem nawet bez problemów. Potem kawałek zjazdu i rozpocząłem podjazd boczną stromą dróżką przez las, wyjechałem na szczyt wzniesienia (ledwo) i skończył mi się asfalt, dalej musiałem jechać po trawiastej ścieżce. Trawa po nocnych i porannych opadach była mokra, ja na szczęście miałem założone opony 1.75, ale już po chwili zacząłem żałować, że nie jadę jednak góralem. Dojechałem do rozstaju ścieżek i pojechałem za szlakiem w prawo, to był błąd, wjechałem na ścieżkę którą musiałem podprowadzić, a ze szczytu wzniesienia zjechałem też z problemami. Jakbym wybrał skręt w lewo to byłoby chyba lepiej (wydaję mi się, że tak właśnie pojechałem w 2008). Koniec końców udało mi się zjechać do drogi asfaltowej w Wiśniczu Małym.
Drogą najpierw z pięknym zjazdem a potem z męczącym podjazdem dojechałem zgodnie z planem do Starego Wiśnicza i od razu skierowałem się na cmentarz parafialny zobaczyć cmentarz wojenny. Kwatera na cmentarzu w Starym Wiśniczu to jeden z najbardziej zniszczonych i zaniedbanych cmentarzy wojennych w okręgu IX i od mojego ostatniego tu pobytu w 2008 roku niestety nic się nie zmieniło:( Wyszedłem sobie jeszcze na sam szczyt wzgórza na zboczu którego zlokalizowany jest cmentarz widać z stamtąd bardzo ładnie zamek w Nowym Wiśniczu. Po chwili zjechałem koło kościoła w Starym Wiśniczu i ruszyłem do pobliskiego Nowego Wiśnicza, wjechałem od strony zamku, ale miałem jechać jeszcze na cmentarz komunalny gdzie znajdują się dwie kwatery wojenne, więc zamek ominąłem i ruszyłem na cmentarz. Na tym cmentarzu bywałem dość często, więc tylko kilka szybkich fotek i powrót pod zamek. Zdecydowałem się nie zwiedzać samego zamku, byłem tu już w tym roku i całkiem możliwe że za kilka dni przyjadę tu z wycieczką szkolną, więc podjechałem tylko pod zamkowe wzgórze od razu skierowałem się na Leksandrową. Zwykle jeździłem do Lipnicy równoległą główną drogą, ale tym razem postanowiłem spróbować czegoś innego czyli drogi przez Łomną, po drodze chciałem jeszcze odwiedzić znajdujący się w pobliżu cmentarz ofiar II wojny na którym nigdy do tej pory nie byłem. Droga ta niestety wiedzie mocno pod górę, przejechałem koło zamku, zakładu karnego i muzeum Jana Matejki i po kolejnych kilkuset metrach skręciłem w prawo na cmentarz. Miejsce ciekawe i mroczne, poświęcone 885 ofiarom okupacji hitlerowskiej - nazwiska wypisane ma stojących na środku kolumnach. Cmentarz chyba trochę podobny (może wzorowany) na tych z I wojny, bardzo podobne jest na pewno ogrodzenia obiektu. Warto to miejsce odwiedzić.
Po chwili pedałowałem znowu pod górę w kierunku Łomnej - przeszło 2 km 5% podjazdu potrafi dać w kość, ale jakoś sobie poradziłem i już po kilku minutach pędziłem pagórkowatą drogą w kierunku szosy, którą zwykle jeździłem do Lipnicy Murowanej. Gdy już tam dojechałem to trochę się rozczarowałem, myślałem że wyjadę w miejscu z którego czekają mnie już tylko zjazdy, a tym czasem wyjechałem tuż przed laskiem w którym musiałem pedałować pod górę po stromych serpentynach. W końcu jednak osiągnąłem szczyt wzniesienia, zatrzymałem się jeszcze pod kolumną gdzie z zgodnie z opisem na tablicy św. Szymon zatrzymywał się zawsze by po raz ostatni spojrzeć na swoje rodzinne miasto. Zrobiłem parę fotek i szybkim zjazdem popędziłem do Lipnicy Murowanej. Ta obecnie wieś była kiedyś ważnym miastem na szlaku handlowym, można w niej zwiedzać wiele cennych budowli zabytkowych, a w niedzielę palmową warto tu przyjechać na słynny w całej Polsce konkurs palm. Ja byłem tu już kilka razy, ostatnio właśnie w niedzielę palmową 2011 r., kiedy to do Lipnicy przyjechał Bronisław Komorowski. Tym razem przyjechałem tu odwiedzić po raz kolejny cmentarz wojennych nr 299. Przejechałem zabytkowym szlakiem przez rynek fotografując kolumnę św. Szymona, zabytkowy kościółek przy rynku z rzeźbą założyciela miasta - Władysława Łokietka, z daleka główny kościół w Lipnicy, dawną szkołę by w końcu dojechać na stary cmentarz gdzie znajduję się drewniany kościół św. Leonarda i interesujący mnie cmentarz wojenny. Na miejscu kilka fotek, cmentarz wojenny wyraźnie został wyremontowany i prezentuję się całkiem dobrze. Z cmentarza pojechałem do drogi głównej na Czchów przy której zrobiłem z daleka fotkę dworku Ledóchowskich i pojechałem na rynek. W między czasie rozpogodziło się na dobre i słońce zaczęło mocno przygrzewać, zdecydowałem się więc na krótki postój na lipnickim rynku. Podczas postoju zapadła decyzja, że do domu pojadę przez górę Paprotna i Kamienie Brodzińskiego, Muchówkę i Królówkę.
Na początek podjazd z Lipnicy - 280 m npm, na górę Paprotna (około 403 m npm - kulminacja szosy), ten podjazd pokonywali zawodnicy podczas Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków w roku ubiegłym i właśnie na szczycie podjazdu wtedy obserwowałem wyścig. Z tej jednak strony wjeżdżałem na tą górę pierwszy raz, podjazd trzyma dość równomierne nachylenie, zdarzają się momenty bardziej strome, ale są też odcinki wypłaszczeń, ostatecznie na szczycie stwierdziłem, że podjazd jest raczej łatwy. Kulminacja podjazdu jest na szosie na wysokości parkingu przy restauracji-hotelu "Pod Kamieniem", ja zdecydowałem się jechać pod same kamienie, znajdujące się na wierzchołku Paprotnej czyli na wysokości jakiś 436 m npm. Końcówka na piechotę, bo znowu (jak przed rokiem) wybrałem jazdę szlakiem, zamiast zajechać na wierzchołek szeroką ścieżką z drugiej strony. Na szczycie sesja fotograficzna i powrót, wspomnianą wyżej szeroką ścieżką. Z Paprotnej w dół do Muchówki i po krótkim podjeździe bardzo szybki zjazd do Królówki - w drugą stronę ta droga to dość wymagający podjazd opisany w mojej bazie podjazdów. Miałem jechać po płaskim do Olchawy i tam podjazdami przez Olchawę i Czyżyczkę dotrzeć do domu, zdecydowałem się jednak próbować innej drogi - spod kościoła w Królówce przez wieś, Graniczne Doły do przełęczy na w Woli Nieszkowskiej. Na mojej mapie ta droga widniała jako ścieżka przez pola, ale będąc w Woli Nieszkowskiej (podjeżdżając pod Zonię) parę razy już widziałem jak samochody skręcają w tą drogę, więc uznałem że pewnie położyli tam asfalt.
Podjazd od Królówki, najpierw podjeżdżamy dość ostro do widocznych w pobliżu kościoła domów, by potem dość nieoczekiwanie zjechać parę metrów, ale później już tylko pod górę, między polami przez Graniczne Doły (chyba przysiółek - opisany na mapie), koło kapliczki z 1904 (też zaznaczona na mapie) by w końcu wyjechać między zabudowania w Woli Nieszkowskiej. W tym miejscu postanowiłem kontynuować podjazd do Zonii, mimo iż pierwotnie chciałem zjechać w dół do Zawady. Na przełęczy jesteśmy na wysokości około 330 m npm, potem kawałek zjazdu i trzy kolejne dość strome ścianki do kulminacji szosy w Zonii pod kapliczką na rozstaju na wysokości około 402 m npm. Potem szybki zjazd do Sobolowa, gdzie zdecydowałem się jechać jeszcze do Grabiny i stamtąd zaatakować Czyżyczkę. Dojechałem do kamienia - pomnika pomordowanych w II wojnie światowej na graniczy Grabiny i Buczyny i rozpocząłem mega stromy podjazd na grzbiet Czyżyczki. Dotychczas tą drogą tylko zjeżdżałem w dół i właśnie podczas ostatniego takiego zjazdu pomyślałem sobie, że pod górę musi być tędy strasznie ciężko i faktycznie jest ciężko. Od pierwszych metrów podjazdu mamy stromiznę na pewno powyżej 10%, wystarczy powiedzieć, że na pokonanie pierwszego kilometra potrzebowałem około 7 minut, podjazd od znaku Grabina do wypłaszczenia to 1,14 km/h drogi przez mękę, po tym odcinku dojeżdżamy do drogi z Zawady i dalej jest już w miarę łatwo, dopiero końcówka na sam szczyt po żwirowej drodze znowu jest ciężka. Na szczycie Czyżyczki zrobiłem przerwę na fotografowanie rozległych widoków ze szczytu praktyczne we wszystkie strony, pogada była już bardzo ładna, więc widać było sporo. Ze szczytu już zjazd do drogi 964 i potem dojazd do domu w Łapczycy.
Wycieczka udana, przejechałem prawie 58 km i przeszło 1100 m przewyższenia i nawet specjalnie się nie zmęczyłem. Odwiedziłem cmentarze wojenne, które miałem na rozkładzie, pooglądałem sobie fajne widoki z górek, które podjechałem i poznałem kilka nowych dróg i ciekawych podjazdów. Niestety chyba nie pojadę na Odyseję Jurajską w dniach 6-7 X do Krzeszowic bo nie mam zawodnika do pary, więc pozostaną mi chyba tylko wycieczki po okolicy.
Galeria wycieczki
Pieniny polskie i słowackie, 1000 km żony w 2012
Poniedziałek, 24 września 2012 | dodano:24.09.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 54.00 km
- Teren: 12.00 km
- Czas: 03:35
- VAVG 15.07 km/h
- VMAX 55.00 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- Podjazdy: 720 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Od kilku dni Krzysiek namawiał nas na wyjazd do Szczawnicy i wycieczkę rowerową do Czerwonego Klasztoru z tym, że okrężną drogą przez Słowację. W końcu zdecydowaliśmy się jechać, w sobotę wieczór podjęliśmy nieudaną próbę montażu mojego bagażnika dachowego na auto Krzyśka by w końcu zamontować go ponownie na moje auto, wraz z dodatkowy rynienkami. W niedziele rano udało nam się 4 rowery umieścić na dachu mojej Skody i z takim ładunkiem ruszyliśmy do Szczawnicy. Około 11 byliśmy na miejscu, ściągnęliśmy rowery i ruszyliśmy w drogę.
Na sam początek awaria, mój licznik nie działa, musiałem gdzieś uszkodzić kabelki przy ładowaniu rowerów i klapa, brak odczytów. Na szczęście mam jeszcze GPSa wyposażonego w komputer podróży, więc mogę spokojnie śledzić parametry jazdy. Początek szlakiem pieszo-rowerowym do Czerwonego klasztoru, ale po przejechaniu jakiś 2 km odbijamy ze szlaku w lewo i już po chwili dojeżdżamy do Lesnicy - wioski znajdującej się już na Słowacji. O tą miejscowość toczyły się konflikty dyplomatyczne pomiędzy Polską i Czechosłowacją, zarówno po I jak i po II wojnie światowej, ostatecznie Lesnica znalazła się za granicą i obecnie leży na Słowacji. Wraz z wjazdem na Słowację rozpoczęliśmy podjazd pod Lesnicke Sedlo znane również jako Przełęcz nad Tokarnią. Do Lesnicy i przez wioskę jeszcze w miarę łatwo, pod górę ale łagodnie, jednak za zabudowaniami robi się na prawdę stromo. Przy drodze ustawione są znaki informujące o 12% podjeździe. Trudno mi obiektywnie wypowiedzieć się o trudności tej górki, jechałem ją wolno razem z żoną, więc specjalnie się nie zmęczyłem, są dość strome odcinki i pewnie miejscami faktycznie mamy 12%, mimo wszystko uważam ten podjazd za niespecjalnie trudny. Natomiast na szczycie przełęczy mamy piękne widoki, jest parking i jakiś sklepik oraz przepiękny taras widokowy. Według mapy Compassu przełęcz mam 719 m npm, mój gps po postoju na górze wskazał jakieś 717. Na szczycie zrobiliśmy postój na odpoczynek i podziwianie widoków, a po przerwie popędziliśmy w dół do słowackiego miasteczka Velky Lipnik, gdzie skręciliśmy w prawo i drogą główną skierowaliśmy się do Czerwonego Klasztoru. Droga w tym kierunku ma wyraźną tendencje w dół, więc jazda jest w miarę szybka i przyjemna. Przy wjeździe do miejscowości Cerveny Klastor mamy piękne widoki na Trzy Korony, a po chwili dojeżdżamy do samego klasztoru. Dawny klasztor Kartuzów i Kamedułów zwiedziliśmy już wszyscy w roku ubiegły, więc tym razem zatrzymaliśmy się tu tylko na posiłek, na dziedzińcu klasztoru była jakaś impreza, przy okazji zjedliśmy sobie zupę - jakiś węgierski specjał - całkiem dobry. Po przerwie zadecydowaliśmy, że jedziemy jeszcze do Nidzicy - moja żona miała dziś przebić 1000 km w sezonie a przypadku powrotu prosto do Szczawnicy brakło by kilometrów.
Do Nidzicy pojechaliśmy słowacką stroną Dunajca, droga niestety miała lekką tendencje w górę, więc jazda szła powoli. Granicę przekroczyliśmy w Lysej na Dunajcom i po chwili znowu byliśmy w Polsce. Pod zamek i zaporę w Nidzicy czekał nas jeszcze dość stromy podjazd, ale powolutku jakoś daliśmy radę. Zwiedziliśmy zaporę i zrobiliśmy sobie przerwę kawowo-gofrową. Ja z żoną pojechaliśmy jeszcze na zamek, zrobiliśmy kilka fotek w tym też zdjęcie pobliskiego (znajdującego się po drugiej stronie zbiornika Czorsztyńskiego) zamku w Czorsztynie i zwróciliśmy nad zaporę do odpoczywających przy kawie znajomych.
Po przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem polską stroną Dunajca przez Sromowce Wyżne. Po początkowym odcinku zjazdu, dalej płasko z niewielkimi hopkami co jakiś czas. Po kilku kilometrach jazdy wzdłuż Dunajca moja żona zatrzymała się bo na liczniku pojawił się 1000 km przejechanych w tym sezonie:) zrobiliśmy małą sesję fotograficzną tego wydarzenia i ruszyliśmy dalej. Po dojechaniu do Sromowców Niżnych przeszliśmy przez kładkę na Dunajcu i znów byliśmy na Słowacji w Czerwony Klasztorze, już bez dłuższego postoju ruszyliśmy Drogą Pienińską wzdłuż rzeki do Szczawnicy. Droga ta w większości jest mocno zacieniona, więc zaczęło nam się robić zimno co dodatkowo dopingowało do mocniejszego naciskania na pedały. Około 17 dojechaliśmy na parking do Szczawnicy. Potem już tylko ładowanie rowerów, obiad i do domu.
Wycieczka bardzo udana, pogoda dobra, było zimno ale słonecznie, wysoka przejrzystość powietrza i przepiękne widoki. Moja żona przekroczyła 1000 km w sezonie kończąc wycieczkę z wynikiem 1013 km, więc cel na ten sezon osiągnięty, ale to może nie koniec jej jazdy w tym roku, na przyszłą sobotę planujemy wyjazd do Niepołomic na Pola Chwały. Ja już przejechałem przeszło 3550 km, więc jak będzie pogoda to może jakoś do 3800 dobiję.
Galeria wycieczki
Niedzielna wycieczka z żoną i 10 000 km z bikestats
Niedziela, 2 września 2012 | dodano:02.09.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 53.11 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 03:44
- VAVG 14.23 km/h
- VMAX 39.91 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 210 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Niedzielna wycieczka z żoną do Niepołomic podczas, której przekroczyłem 10 000 km przejechanych z blogiem bikestats (od marca 2009 r.)
Na trasę ruszyliśmy tuż po 12:00 kierunek Niepołomice, ale dłuższą drogą przez Bochnię. Na początek podjazd pod Górny Gościniec potem zjazd do Bochni i koło cmentarza komunalnego skręt w kierunku w Puszczy. Następnie przeprawa przez kładkę na Rabie i po chwili pedałowaliśmy już przez Puszczę Niepołomicką. Do samych Niepołomic jechaliśmy praktycznie bez przerwy i po 14:00 zameldowaliśmy się w domu u moich rodziców (32 km). Tam oczywiście przerwa i mniej więcej o 16:30 ruszyliśmy w drogę powrotną, ponieważ moja żona nabija kilometry do 1 000 to do Łapczycy pojechaliśmy trochę okrężną drogą przez Gruszki, Dąbrowa (gdzie udało nam się załapać na Święto Ziemniaka), Grodkowice, Łężkowice i Książnice w sumie zaliczając przeszło 53 km. Pogoda podczas całej wycieczki była taka sobie, w czasie jazdy do Niepołomic nawet straszyło trochę deszczem, potem już trochę lepiej a jak dojeżdżaliśmy do Łapczycy nawet zaczęło świecić słońce. Mojej żonie do 1 000 km brakuje już tylko 41 - ma 959 km:)
Dzięki tej wycieczce przekroczyłem 10 000 km przejechanych z blogiem bikestats.pl, pierwszy wpis pojawił się w końcu marca 2009 i to właśnie dziś 2 września licznik przeskoczył przez 10 000 km. Pewnie nie jest to jakiś specjalny wyczyn, bo niektórzy zaliczają tyle w jeden sezon, ale i tak jestem z siebie zadowolony, tym bardziej, że w porównaniu z ubiegłym rokiem mam na początku września 600 km zrobionych więcej i wygląda na to, że ubiegłoroczny rekord zostanie poprawiony.
Galeria wycieczki
Ostatni dzień wakacji (Praca, N-ce)
Piątek, 31 sierpnia 2012 | dodano:31.08.2012 Kategoria samotnie, 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, praca
- DST: 54.25 km
- Teren: 9.00 km
- Czas: 02:17
- VAVG 23.76 km/h
- VMAX 58.26 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- Podjazdy: 251 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni pracujący dzień wakacji, pogoda piękna więc postanowiłem po raz ostatni w tym roku pojechać na rowerze do pracy. Rano o godzinie 6:50 było pięknie, ale dość rześko mimo wszystko jechało mi bardzo dobrze, po drodze zrobiłem kilka fotek i po jakiś 50 minutach byłem w już w pracy.
Do pracy: Dystans: 19,93 km; czas: 50:07; średnia: 23,87 km/h.
Po pracy ruszyłem do Niepołomic przez Puszczę Niepołomicką. Pogoda trochę się popsuła, było pochmurnie i duszno, w dobrym tempie dojechałem do Niepołomic w mieście pojechałem do sklepu rowerowego gdzie nabyłem oświetlenie do mojego roweru i dzwonek retro do roweru mojej żony. Podczas pobytu w Niepołomicach obejrzałem sobie kolejny etap Vuelty - po ucieczce wygrał kolarz BMC - Stephen Cummings i o godzinie 17:40 ruszyłem do Łapczycy.
W między czasie ponownie się wypogodziło, więc jechało się bardzo dobrze. Trasę przez Szarów i Targowisko do Łapczycy pokonałem dobrym tempem w czasie około 41 minut. Cała trasa to 54 km w bardzo dobrym tempie, dziś jechało mi się bardzo dobrze. Po dzisiejszym dniu mój cross zyskał dopinane lampki, które mogą się przydać wieczorami, bo zaczynają się coraz wcześniej oraz dzwonek, który odkręciłem od roweru mojej żony - przyda się bo ostatnio miałem kilka zatargów gapowatymi pieszymi.
Dziś jadąc z pracy do Niepołomic zatrzymałem się w miejscu, gdzie dzień wcześniej z lasu wyjechał mam gościu i Krzysiek miał w efekcie tego wypadek - mocno się obił. Na pierwszym zdjęciu dojazd do ścieżki wypadającej nagle z lasu z której wyjechał nam gościu - mniej więcej w tym momencie zobaczyłem gościa - zobacz zdjęcia w galerii (albo nawet trochę później), drugie zdjęcie pokazuje ścieżkę w całej okazałości. Ścieżki na pewno nie widać i myślę, że dobrze się stało, że nie jechaliśmy szybciej jakbym sunął wtedy z 30-32 km/h to pewnie bym gościa staranował.
Wycieczka szosówką, Winnica potem Puszcza
Czwartek, 30 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim
- DST: 49.82 km
- Teren: 1.00 km
- Czas: 02:10
- VAVG 22.99 km/h
- VMAX 45.61 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 150 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem jechać do Słomirogu potem do Bodzanowa pod kościół a na koniec na Winnicę, czyli spróbować się z górkami w okolicy, ale jak już wyjeżdżałem to zadzwonił Krzysiek, więc umówiliśmy się w Puszczy, on miał wyjechać dopiero za 20 minut, więc ja postanowiłem podjechać chociaż Winnicę. Z domu pojechałem w kierunku Staniątek omijając remontowaną ulicę Dębową i dopiero w lesie zacząłem się powoli rozpędzać, ale ponieważ przede mną była górka do podjechanie to nie szarżowałem. W Staniątkach za torami najpierw podjechałem niewielką górkę, potem był zjazd i po skręcie na Gruszki rozpocząłem podjazd pod Winnicę. Wjechałem dość sprawnie, ale strasznie się zmęczyłem i stwierdziłem, że może to lepiej że resztę górek sobie dziś odpuszczę. Potem pojechałem do Szarowa (znowu niewielki podjazd) i dalej przez Kłaj dojechałem do Stanisławic, gdzie odbiłem koło nowego wiaduktu autostradowego do Puszczy Niepołomickiej.
Jak wyjechałem na dobry asfalt w Puszczy to postanowiłem trochę pocisnąć żeby poprawić kiepska średnią wycieczki, ale nie miałem tyle sił co podczas ostatniego wyjazdu. Przez parę kilometrów do skrzyżowania pod Czarnym Stawem jechałem dość mocno, ale momentami musiałem zwalniać żeby sobie odsapnąć. Do tego momentu przejechałem ponad 25 km ze średnią 27,6 km/h. Na skrzyżowaniu koło Czarnego Stawu poczekałem na Krzyśka i potem już razem pojechaliśmy do Baczkowa, tam przerwa i jazda do Niepołomic. Jechało nam się całkiem dobrze aż do osiedla Piaski w Niepołomicach, już prawie na końcu Puszczy przy dojeździe do pierwszych domów na Piaskach, dość niespodziewania z lasu na drogę nagle wyjechał nam gość na rowerze. Ja jechałem pierwszy i gwałtownie przyhamowałem, Krzysiek nie widział co się dzieje i całej siły nacisnął na hamulce i niestety zaliczył wywrotkę przez kierownicę. Po tym wypadku jechaliśmy już tempem spacerowym do domu i niestety nasza wycieczka zakończyła się przykrym wypadkiem.
Czas: 2:10:39; średnia: 22,88 km/h
Z żoną do Łapanowa
Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano:19.08.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 41.61 km
- Czas: 02:55
- VAVG 14.27 km/h
- VMAX 50.05 km/h
- Temp.: 26.0 °C
- Podjazdy: 304 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W końcu piękna pogoda, zdecydowaliśmy więc że jedziemy do Łapanowa. Z Łapczycy pojechaliśmy drogą powiatową do Siedlca i odbiliśmy w lewo na drogę na Stradomkę. Tą mniej ruchliwą drogą dojechaliśmy do Wieńca i skręciliśmy w prawo rozpoczynając podjazd przez Wieniec i Jaroszówkę. Moja żona trochę się męczyła pod górę (dawno nie jeździła) ale dała radę i po kilkunastu minutach jazdy i jakiś 130 metrach pod górę w pionie byliśmy w Klęczanach skąd rozpoczęliśmy szalony zjazd do Łapanowa. W Łapanowie na początku odwiedziliśmy cmentarz, a konkretnie dwie kwatery wojenne z okresu I wojny oznaczone wspólnym numerem 342. Potem pojechaliśmy na rynek gdzie zjedliśmy lody i uzupełniliśmy nasze bidony, kolejnym punktem miał być zalew. Podjechaliśmy pod ośrodek, ale tam jakieś remonty, można co prawda wejść nad zalew, ale kosztuje to 5 zł od osoby a my chcieliśmy tylko chwilę sobie posiedzieć, więc stwierdziliśmy że siedzenie na jeziorkiem nie jest warte 10 zł. Wróciliśmy się kawałek i zrobiliśmy sobie piknik nad Stradomką:) Po dłuższej przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem zdecydowaliśmy się pojechać płaską trasą prowadzącą doliną Stradomki. Na początek pojechaliśmy dość ruchliwą szosą na Ubrzeż, gdzie skręciliśmy w lewo i już mniej ruchliwą drogą przez Kamyk, Chrostową i Dąbrowicę dojechaliśmy do Wieńca, skąd tą samą drogą co rano wróciliśmy do domu.
Wycieczka udana, pogoda piękna, grzało może nawet trochę za mocno, ale po ostatnich chłodnych dniach to miła odmiana. Żona dała radę, przy okazji podnosząc swój tegoroczny dystans do 796 km, plan ma na 1000 czy się uda zobaczymy:)
Galeria wycieczki