Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:912.69 km (w terenie 47.00 km; 5.15%)
Czas w ruchu:40:05
Średnia prędkość:22.77 km/h
Maksymalna prędkość:71.84 km/h
Suma podjazdów:7008 m
Maks. tętno maksymalne:189 (101 %)
Maks. tętno średnie:158 (84 %)
Suma kalorii:24138 kcal
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:41.49 km i 1h 49m
Więcej statystyk

Biskupice w peletonie

Czwartek, 30 lipca 2015 | dodano:31.07.2015 Kategoria 21-40 km, Po górkach
  • DST: 43.35 km
  • Czas: 01:40
  • VAVG 26.01 km/h
  • VMAX 62.65 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • HRmax: 189 (101%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 923 kcal
  • Podjazdy: 496 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W końcu udało mi się wyjść na jazdę w peletonie. Wyjazd od rana organizował Krzysiek, który chciał sobie zrobić lajtową wycieczkę po Puszczy, ale gdy do grupy dołączył Łukasz to stało się jasne, że łatwo nie będzie:)

Na trasę ruszyliśmy dopiero około 18:40, na początek jazda przez strefę przemysłową pod mocny wiatr. Na szczęście mieliśmy lokomotywę w postaci Łukasza, za którą można było się podczepić. Przez strefę przejechaliśmy z prędkością około 34 km/h, pod szkołą w Podgrabiu obracam się do tyłu a tu nie ma Krzyśka, więc kolejne kilometry jechaliśmy 20 km/h czekając aż Krzysiek dołączy. W Grabiu do peletonu dołączył jeszcze kolega Łukasza, jechał na góralu, ale dysponował mocą szosowca:) 

Dalej Łukasz przeprowadził nas przez Strumiany do Małej Wsi, gdzie wyjechaliśmy na drogę 964 w kierunku Wieliczki, my jednak odbiliśmy na Niepołomice i po krótkim ale stromym podjeździe obiliśmy w prawo na Sułków. Trasa zaczęła się robić mocno pagórkowata, razem z Łukaszem dojechałem do skrzyżowania z drogą 966 w Przebieczanach w planie był podjazd pod Biskupice. Po chwili dojechała reszta peletonu i ruszyliśmy w kierunku Biskupic, ja jednak zaspałem na skrzyżowaniu i zostałem czekając na wolny przejazd, w tym czasie reszta peletonu już pędziła dalej. Musiałem więc mocno gonić, najpierw trochę zjazdów, ale potem zaczął się solidny podjazd w kierunku Biskupic, w połowie górki dopędziłem Krzyśka, a na wjeździe na segment Biskupice dopadłem zawodnika na góralu, w tym czasie Łukasz już walczył z segmentem gdzieś z przodu.

Od samego początku pocisnąłem dość mocno z zamiarem walki o rekord. Jechałem mocno i tętno szybko mi skoczyło do 170, w momencie gdy dojechałem do największej stromizny, to od razu wrzuciłem przełożenie 34x28 i równym tempem ruszyłem pod górę. Dziś jechało mi się znacznie lepiej, niż dwa tygodnie temu, gdy walczyłem z tym podjazdem na przełożeniu 39x28. Kręciłem dość równo, tylko raz w najbardziej stromym miejscu kadencja spadła mi do 60 obrotów. Gdy zacząłem ostatnią stromą ściankę, to zobaczyłem że Łukasz już zjeżdża w dół, żeby podjechać ponownie z najsłabszym zawodnikiem:) Dociągnąłem na szczyt i miałem chwilę na odpoczynek. Po jakieś minucie dojechał kolega Łukasza, a po dwóch kolejnych Krzysiek z Łukaszem. Jak się potem okazało na segmencie ustanowiłem nowy rekord:

Podjazd Biskupice: dystans 1,84 km; przewyższenia 97 m; średnie nachylenie 6.3%, max 14%; czas: 6:08; średnia 18 km/h (dane z ridewithgps).

Na GC mój czas wyniósł nawet 6:05 co pozwoliło mi wskoczyć na 2 miejsce na segmencie, tylko za Łukaszem. Podczas dzisiejszego podjazdu straciłem do Łukasza 35 sekund. 

Dalej pojechaliśmy na Łazany, chwila zjazdu, potem znów krótki podjazd i kolejne kilometry już zdecydowanie w dół. Tak dojechaliśmy do Zabłocia, gdzie czekała nas kolejna stroma ścianka. Początek pojechaliśmy dość wolno, ale gdy Łukasz zaczął przyspieszać, to zacząłem też za nim cisnąć. Dość długo utrzymywałem niewielką stratę, dopiero na sam koniec, w najbardziej stromy miejscu, Łukasz dość zdecydowanie mi odjechał. Jednak jak się okazało udało mi się poprawić swój rekord na tym segmencie:

Podjazd Zabłocie: dystans 0,7 km; przewyższenie 51 m; średnie nachylenie 7.3%, max 12%; czas: 2:53; średnia 15,5 km/h (dane z ridewithgps).

Z tego miejsca w zasadzie mogliśmy już łatwo i przyjemnie wracać do domu przez Zagórze i Słomiróg, ale Łukasz postanowił jeszcze nam dołożyć. Pojechaliśmy więc do Bodzanowa, gdzie najpierw zrobiliśmy krótki podjazd do centrum, potem zjazd i rozpoczęliśmy kolejny podjazd do Słomirogu. Łukasz od samego początku postanowił pocisnąć na stójce i moment nam odjechał, jak ścigałem się z chłopaczkiem na góralu, który do najbardziej stromego miejsca lekko mnie nawet wyprzedał, ale tam chyba bardzo mocno zredukował biegi, bo moment został. Ja też wrzuciłem najlżejsze przełożenie, ale to jednak była dużo szybsza jazda. W końcówce podjazd trochę popuszcza, ale mimo wszystko zdecydował się wjechać na górę na miękko.

Podjazd Słomiróg od Bodzanowa: dystans 0,6 km; przewyższenie 44 m; średnie nachylenie 7.1%, max 12%; czas: 2:39; średnia 15,5 km/h (dane z ridewithgps).

To w zasadzie był już koniec trudności na dziś. Zjechaliśmy sobie do Zakrzowca, potem skręciliśmy na Zakrzów i dojechaliśmy do drogi 964, którą ruszyliśmy na Niepołomice. Jechaliśmy sobie dość spokojnie, ale Łukasz zaproponował, żebyśmy jeszcze zrobili sprint od ronda pod DHL do ronda w rynku. Byłem już mocno zmęczony, ale powiedziałem, że spróbuję. Łukasz ruszył bardzo mocno ponad 40 km/h, a ja przyklejony na kole, trzymałem się jak mogłem, mimo że Łukasz kilka razy przyspieszał. Trochę bałem się, że zgubi mnie na lekkim podjeździe na ulicy Kościuszki, ale jednak się nie dałem i dojechałem do centrum razem z nim - średnia 40,7 km/h (dystans 3,2 km). Dalej Łukasz pojechał do siebie, a ja wolnym już tempem wróciłem sobie do domu.

Wyjazd udany, dziś jechało mi się na prawdę bardzo dobrze. Dużo siły zaoszczędziłem jadąc w peletonie, więc może więcej pary miałem na jazdę pod górki. Padł rekord zarówno na Biskupicach jak i na Zabłociu, bardzo mocno pojechałem ostatnią prostą do Niepołomic - fakt, że na kole ale jednak. Całkiem nieźle sprawdzają mi się nowe ustawienia roweru, nogi mnie nie bolą podczas jazdy, więc chyba mój bikefitting pomógł:)

Suchoraba - Cichawa - Brzezie - Szarów

Środa, 29 lipca 2015 | dodano:31.07.2015 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 33.50 km
  • Czas: 01:13
  • VAVG 27.53 km/h
  • VMAX 48.46 km/h
  • Temp.: 21.0 °C
  • HRmax: 175 ( 93%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 742 kcal
  • Podjazdy: 316 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Od poniedziałku mam urlop i teoretycznie więcej czasu, ale w praktyce bywa różnie, do tego pogoda lekko się popsuła, więc miałem dwa dni przerwy od roweru. Po niedzielnej przejażdżce, doszedłem do wniosku, że jednak coś jest nie tak z moją pozycją na rowerze. Podczas ostatniej wycieczki nie jechałem specjalnie szybko, a przyjechałem z bólem mięśni i kolan, więc te dwa brzydsze dni poświęciłem na bikefitting. Cały czas zastanawiam się nad profesionalnym bikefittingiem jednak na razie muszę sobie poradzić metodą domową. Oglądnąłem, więc ponownie kilka filmów w necie, nakręciłem siebie jadącego na treneżerze i wprowadziłem kilka poprawek do ustawień roweru.

Po pierwsze zamieniłem siodełko, dałem siodełko Selle Italia X1, które dostałem kiedyś od Krzyśka, spadek wagi z 371 g do 290 jak będzie komfortem zobaczymy. Oczywiście dokonałem korekt ustawienia siodełka i korekty ustawienia bloków w butach. Doszedłem do wniosku że ma za długi mostek (12 cm), widzę go przed kierownicą (od mojej strony) z rękami w górnym chwycie, co wskazuje właśnie na to, że jest za długi. W weekend pożyczę od Krzyśka mostek 10 cm i sprawdzę czy będzie lepiej, jeśli tak zamierzam kupić mostek Pro LT z kątem 6 stopni. Na chwilę obecną wróciłem do ustawienia mostka na +, niestety mój mostek ma kąt aż 17 stopni i tak ustawiona kierownica wygląda tragicznie, jednak komfort jazdy jest o wiele większy. Na koniec skręciłem mocniej sprężynę w pedałach, co prawda trochę się boję o swobodę wypięcia, ale doszedłem do wniosku, że noga nie trzyma się dobrze pedała.

Dziś po południu się wypogodziło, temperatura tylko nieznacznie przekraczała 20 stopni, do tego miałem czas, więc postanowiłem wypróbować nowe ustawienia. Niestety nie byłem w najlepszej formie do jazdy. W poniedziałek plewiłem chwasty na działce - 6 godzi na kuckach i nabawiłem się potwornych zakwasów mięśni czworogłowych. Od wczoraj smaruję różnymi maściami, ale zakwasy nie ustępują, ledwo chodzę, ale na rowerze z pewnym bólem da się jechać, pomyślałem że może rozruszam mięśnie. Jednak ze względu na tą "kontuzje" nie zdecydowałem się na jakąś strasznie trudną trasę.

Pojechałem najpierw w kierunku Wieliczki i za wiaduktem kolejowym w Podłężu odbiłem na Staniątki. Niestety od pierwszych metrów poczułem, że dość mocno wieje, dziś z kierunku północno -zachodniego. Po skręcie lekki podjazd poszło dość sprawnie, potem przejazd przez Staniątki i podjazd do Zagórza - tu mam wyznaczony segment, dziś pojechałem mocno, ale bez jakiegoś mega szarpania i wykręciłem czas gorszy od rekordu o 13 sekund. Dalej przejazd przez Zagórze i skręt w prawo na DK94, kawałek pod górę i skręciłem na kolejny segment oznaczony jako Suchoraba 1, tu udało mi się poprawić - czas lepszy od rekordowego o 35 sekund:) Na samym końcu podjazdu, w miejscach gdzie było 14% jechało mi się trochę ciężko, ale w sumie wkręciłem bez problemu. Dalej pojechałem pod cmentarz wojenny w Suchorabie, zrobiłem kilka fotek i o pół obrotu popuściłem napięcie sprężyny w pedałach, bo czułem że mam lekki problem z wypinaniem. Następnie zjazd i znowu podjazd w kierunku Czyżowa, poszło całkiem sprawnie mimo momentów 12%, dalej odbiłem na Krakuszowice i Cichawę i przez dłuższy czas dość mocno zjeżdżałem.

Zjazd skończył się w Cichawie gdzie skręciłem w lewoi ruszyłem na Brzezie. Dojazd do Brzezia wymaga pokonania podjazdu, kiedyś był on dla mnie dość ciężki, dziś pokonuję go dość szybko. Niestety podjazd pod górę zakłóciła mi koparka, musiałem się zatrzymać i poczekać aż skończy kopać i zwolni drogę. W Brzeziu postanowiłem sobie jeszcze trochę przedłużyć trasę pojechałem więc przez Łysokanie, dłuższym zjazdem i wyjechałem koło wiaduktu pod autostradą w Szarowie. Podjechałem pod kościół i już miałem skręcać na Staniątki, gdy ostatniej chwili postanowiłem, że jednak pojadę podjazd pod OSP w Dąbrowie. Wiedziałem, że raczej na rekord nie mam szans, ale na Treku jeszcze tej górki nie jechałem, więc postanowiłem spróbować.

Niestety od początku mi coś nie szło. Na zjeździe na drogę wyjechała mi babka zmuszając do prawie całkowitego zatrzymania się. Następnie rozpocząłem podjazd na dużej tarczy z przodu, żeby rozpędzić rower, wpadłem w podjazd z prędkością koło 35 km/h, ale po chwili musiałem redukować i co gorsza w pewnym momencie zejść na mały blat. Tak więc z 28 km/h które miałem w momencie zmiany blatu, spadłem do 22 i już nie potrafiłem przyspieszyć. Co prawda do końca podjazdu utrzymałem kadencję powyżej 90 i prędkość powyżej 14, ale do rekordu zabrakło mi ponad 10 s.

Fakt forma dzisiaj nie najlepsza, ale prawdziwym problemem jest jednak zmiana biegów. Początek górki pozwala na jazdę nawet koło 35 km/h, dalej robi się stromo i koniecznie są miękkie przełożenia. Gdy jeździłem z tarczą 39 z przodu, do mogłem wykręcić pełen zakres prędkości potrzebnej mi na tej górce. Teraz gdy mam tarczę 50x34 to muszę zacząć z dużego blatu i zmienić na mały w połowie górki, dziś mi to kompletnie nie wyszło i spadek prędkości był zbyt duży.

Dalej już w miarę łatwo, długie zjazdy, wietrzna prosta w Staniątkach (centralnie pod wiatr, słabiutki czas wykręciłem), zjazd i przejazd pod torami i na sam koniec pozostał mi segment na ulicy Dębowej. Mam tam bardzo wysoką średnią i wiedziałem, że dziś nie mam szans tam powalczyć, wjechałem z prędkością około 34 km/h, spokojnie przejechałem przez próg zwalniający, ale za progiem postanowiłem sprawdzić czy dam rady mocniej dokręcić. Dokręciłem do mniej więcej 41 km/h, ale tuż przed skrzyżowanie zwolniłem. Końcówka do domu już bardzo wolno.

Wyjazd w sumie udany, mimo bólu mięśni, który bardzo utrudnia mi chodzenie, jechało mi się całkiem nieźle. Pod górki trzymałem dobre tempo i wszystkie wjechałem dość sprawnie. Zauważyłem, że najlepiej by było gdybym pod górki kręcił z kadencją 100 obrotów, wtedy wjeżdżam w miarę bezproblemowo. Oczywiście taką kadencję jestem stanie utrzymać tylko na krótkich i raczej mało stromych podjazdach, jednak kompaktowa korba pozwoliła mi utrzymać kadencję 90 nawet na stromym odcinku podjazdu w Dąbrowie, nie jest więc już źle, choć na pewno przydałoby się wzmocnić mięśnie nóg.

Łapczyca - Mikluszowice - N-ce

Niedziela, 26 lipca 2015 | dodano:29.07.2015 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 35.41 km
  • Czas: 01:12
  • VAVG 29.51 km/h
  • VMAX 58.40 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • HRmax: 163 ( 87%)
  • HRavg 134 ( 71%)
  • Kalorie: 711 kcal
  • Podjazdy: 141 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Od dwóch dni przerwa od roweru, na domiar złego dziś musiałem jechać na rodzinną imprezę do Łapczycy, postanowiłem jednak zabrać z sobą rower i wrócić na nim do Niepołomic. Jechać oczywiście miałem nie najkrótszą drogą, ale przez Bochnię, Mikluszowice, Puszczę Niepołomicką do Niepołomic. Od rana dziś pogoda była raczej słaba, było pochmurno, chłodno i wietrznie. Na szczęście po południu pogoda lekko się poprawiła, więc około 15:40 ruszyłem na trasę.

Na początek największe wyzwanie czyli podjazd od DK94 pod górny kościół w Łapczycy. Ten niespełna 600 m podjazd o średnich nachyleniu 10% pokonywałem już wielokrotnie, ale chyba nigdy nie zmierzyłem się z nim na szosówce, postanowiłem więc, że dziś pojadę pod górę dość mocno. Niestety okoliczności nie końca mi sprzyjały. Po pierwsze podjazd znajdował się jakiś kilometr od startu, więc nie było szans na rozgrzewkę. Po drugie jechałem po obiedzie i czułem się lekko zamulony. Ruszyłem jednak dość mocno, pierwsze metry na nieco twardszym przełożeniu, ale jak na liczniku wyskoczyło mi 11%, to wrzuciłem już najlżejsze przełożenie. Pod sam koniec podjazdu pojawiła się nawet wartość 12% i zacząłem mieć lekko dość. Wstałem więc na korby i trochę przyspieszyłem, niestety nie dałem rady dociągnąć tak do szczytu i na ostatnich kilku metrach znów zwolniłem.

Podjazd DK 95 - górny kościół w Łapczycy: 570 m, 56 m przewyższenia; średnie nachylenie 9,9%; maksymalnie 12,5%; czas: 2:50; średnia 12,1 km/h.

Gdy później porównałem ten czas z dotychczasowymi rekordami, to wyszło mi, że dziś pojechałem 51 s lepiej od najlepszego czasu z 2013 roku.

Po pokonaniu tej górki, czułem podjazd w płucach, chwilę zajęło mi uspokojenie tętna, potem miałem jeszcze kilka mniejszych hopek do przeskoczenia, więc cały czas czułem lekkie pieczenie w płucach. Na płaski teren na dobre wyjechałem na Proszowskiej w Bochni. Potem przejechałem przez Proszówki, Baczków, Gawłówek i dojechałem do Mikluszowic. Dziś ponownie wiało z zachódu, ja jechałem na północ, ale miejscami na otwartym terenie, trochę mi zawiewało. W Mikluszowicach skręciłem do Puszczy, teraz jechałem pod wiatr, ale w lesie nie było to aż tak odczuwalne. Przejazd Żubrostradą, był dość ciężki, ze względu na tłumy ludzi w Puszczy. Jechałem dość równym tempem, lekko ponad 30 km na godzinę. Jak się później okazało na 9,5 km Żubrostrady też wykręciłem swój rekord, choć tylko o 21 s lepszy od rekordu na Peugeocie z 2013 r. Na segmencie Drogi Królewskiej próbowałem mocniej przycisnąć, ale chyba nie miałem już siły, początkowo faktycznie przyspieszyłem, ale końcówkę za Sitowcem ledwo już jechałem. Przez miasto, już centralnie pod wiatr, toczyłem się w zasadzie resztką siły. Mimo wszystko kilka minut po 17, po pokonaniu 35 km byłem w domu.

Wycieczka ogólnie udana, choć forma dziś nie była za rewelacyjna, o ile czas pod Górny Gośniec wykręciłem jeszcze niezły, o tyle wyniki wykręcane na płaskim terenie były już dość przeciętne. Co prawda nie jechałem dziś w trupa, przez większość trasy starałem się jechać minimalnym nakładem sił, ale gdy próbowałem przyspieszyć to okazało się, że nie dam rady.

Praca #31

Czwartek, 23 lipca 2015 | dodano:24.07.2015 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, samotnie
  • DST: 27.04 km
  • Czas: 00:54
  • VAVG 30.04 km/h
  • VMAX 36.10 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • HRmax: 160 ( 85%)
  • HRavg 138 ( 73%)
  • Kalorie: 998 kcal
  • Podjazdy: 60 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś z samego rana musiałem jechać do Wieliczki załatwić jedną urzędową sprawę, wróciłem koło 8:05 i postanowiłem, że do pracy pojadę jednak na rowerze.

Nie cisnąłem jakoś mega mocno, przez miasto przejechałem nawet dość wolno, ale dalej jak już się rozpędziłem to jechałem całkiem niezłym tempem. Na Woli Zabierzowskiej zdecydowałem się nawet zafiniszować i rezultacie wykręciłem całkiem niezły czas.

Niestety gdy siedziałem w pracy to pogoda gwałtownie się załamała, pojawiły się burze i deszcze, czekał mnie więc powrót do domu po mokrym asfalcie, całkiem możliwe, że wręcz w deszczu.

Niestety sprawdziły się moje obawy, do domu musiałem jechać w deszczu. Co prawda gdy zacząłem się wybierać do domu, to nie padało, ale ledwo wystawiłem rower to zaczęło padać. Ubrałem pelerynę i w drogę. Jechałem wolno, bo po mokrym asfalcie i jeszcze pod wiatr. Do tego moja peleryna łapała każdy podmuch wiatru jak żagiel, więc jechało mi się bardzo ciężko. Na końcu Drogi Królewskiej zobaczyłem, że już nie pada, ściągnąłem kaptur i od razu zaczęło mi się jechać znacznie lepiej. W zasadzie kto wie czy nie lepiej bym zrobił całkiem rezygnując z peleryny, pod spodem i tak byłem cały mokry, po rękach spływał mi pot, a kurtka cały czas łapała wiatr.

Do domu dojechałem mocno zmęczony i cały mokry, buty miałem z dziurami, więc w środku całe mokre, rower po jeździe wyglądał katastrofalnie:(

Na segmentach:
- do pracy - segment nie zaliczony (rekord 10:36 średnia 36,32 km/h - samotnie, 10:27 - średnia 36,84 km/h z Krzyśkiem)
- z pracy - 12:52 średnia 30,0 km/h (rekord 10:49 średnia 35,63 km/h)

Do pracy: dyst.: 13,53 km; czas: 26:15; średnia: 30,9 km/h.
Z pracy: dyst.: 13,52 km; czas: 28:19; średnia: 38,6 km/h.

Kudłacze, Lubomir

Środa, 22 lipca 2015 | dodano:23.07.2015 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 35.50 km
  • Teren: 11.00 km
  • Czas: 02:22
  • VAVG 15.00 km/h
  • VMAX 71.84 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • HRmax: 161 ( 86%)
  • HRavg 132 ( 70%)
  • Kalorie: 1159 kcal
  • Podjazdy: 703 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Górską wyprawę na Kudłacze i Lubomir planowałem od dawna, miałem ją zrealizować wczoraj, ale pogorszenie pogody w pewnym momencie trochę mnie przestraszyło i nie pojechałem. Dziś pogoda była stabilna i mimo upału rzędu 32-33 stopni postanowiłem pojechać.

Dlaczego taki cel wyprawy? Jakąś typową górską wycieczkę planowałem już od kilku lat, myślałem o wypadzie w Pasmo Radziejowej w Beskidzie Sądeckim, ale zawsze kończyło się na planach. W tym roku na wiosnę byłem z żoną i siostrami na wycieczce pieszej z Myślenic do Schroniska PTTK na Kudłaczach, stąd na szczyt Lubomira (904 m npm) brakowało nam 3,5 km, ale nie był on planach, więc na niego nie poszliśmy. Lubomir geograficzne leży w Beskidzie Wyspowym, ale twórcy Korony Gór Polskich, a za nimi twórczy Korony Beskidów uznają Lubomir za najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego. Wycieczka ta miała pozwolić mi uzupełnić pieczątki schroniska na Kudłaczach, który nich wbiłem gdy byłem tu maju i przy okazji zdobyć Lubomir do Korony Beskidów.

W tym celu pojechałem do Myślenic na Zarabie, tam zaparkowałem samochód i drogą wzdłuż Raby pojechałem do kierunku Stroży, pokonałem dość kiepskiej jakości odcinek terenowy i wyjechałem w Stróży i dalej już drogą asfaltową pojechałem na Pcim. Po przejechaniu jakiś 12 km dojechałem do stóp podjazdu na Kudłacze, skąd asfaltowa droga prowadzi do wysoko położony przysiółków Pcimia. Na początku podjazd jest dość lajtowy 2% góra 3% po dobrym asfalcie, potem stromizna lekko rośnie, ale dalej nie przekracza 5%. Wszystko zmienia się gwałtownie, gdy dojeżdżamy do znaku stromy podjazd i znajdujących się zaraz za nim serpentyn (4,1 km od początku podjazdu). Na serpentynach jest stromo, dwucyfrowe wartości nachylenia nie schodzą z licznika, a przez większość dystansu nachylenie sięgają 15-16%, na domiar złego, droga która do tej pory był mocno zacieniona, nagle wychodzi na pełne słońce. Jechałem rowerem górskim z minimalnymi przełożeniami 22x32, uważałem więc, że nawet takie stromizny, nie powinny stanowić dla mnie problemu, okazało się, że męczyłem się jednak strasznie. Pierwsza ścianka to 700 metrów i 85 m w górę (średnie nachylenie 12,2 maksymalne 16,6%). Po kolejnym zakręcie podjazd wraca do lasu i przez moment jest lżej 3-5%, następnie kolejna na szczęście dość krótka ścianka z nachyleniem dochodzącym do 12%. Dalej wjeżdżamy między domy nachylenie maleje, podjazd prowadzi dość równo w górę z nachyleniami rzędu 5-7%. Następnie pojawia się kolejna ścianka z nachyleniami dochodzącymi do 15%, sytuacja poprawia się gdy dojeżdżamy do stadniny koni, ale po chwili znów musimy się męczyć mocno pod górę. Podjazd szosowy kończy się przy pięknym domu z napisem Agroturystyka, dalej następuję odcinek po kamieniach z nachyleniem 25%, ja musiałem pokonać go z buta. Po lewej stronie mamy ciekawy punkt widokowy, potem jeszcze kilka metrów w górę, skręt w prawo i jesteśmy w schronisku na Kudłaczach (730 m npm).

W schronisku zrobiłem mały postój, kupiłem zimną Pepsi i uzupełniłem pieczątki w książeczkach GOT. Podjazd z Pcimia na Kudłacze to: 7,57 km; różnica wzniesień 378 m; mój czas 38:53; średnia 11,7 km/h - to dane podjazdu pod same schronisko, podjazd szosowy jest trochę krótszy. 

Po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, czekało mi teraz 3,5 km przeprawy szlakiem czerwony przez Łysinę na Lubomir. Początkowo jazda szła mi nieźle, było pod górę, ale nie zbyt stromo i po w miarę dobrej drodze. Pierwszy problem pojawił się po jakimś 1 km, stroma, gliniana droga pod górę. Dziś było sucho, więc próbowałem wjechać, ale szybko złapałem uślizg koła i musiałem podprowadzić. Potem kawałek podjechałem i dojechałem do dłuższego, dość stromego odcinka, który na domiar złego był pełny, dużych i luźnych kamieni. Początkowo próbowałem walczyć, ale po chwili stromizna wzrosła do ponad 20%, do tego jazda po kamieniach była bardzo trudna, więc stwierdziłem, że bezpieczniej będzie podprowadzić. Po jakiś 300 metrach spaceru mocno pod górę, znów wsiadłem na rower, dalej już dało się jechać choć miejscami było dość ciężko. Trudności kończą się po osiągnięciu Łysiny (z boku dochodzi szlak żółty i czarny), teraz już miarę łatwo, choć do pokonania jest ponad 1,3 km. Zatrzymałem się jeszcze raz, przed szczytem Lubomira, bo po lewej stronie ścieżki ma stromo opadającym zboczu znajduję się piękny punkt widokowy. Po zrobieniu kilku zdjęć, pokonałem jeszcze 400 m z podjazdem w końcówce i dojechałem do obserwatorium na Lubomirze.

Na szczycie zrobiłem przerwę na fotografowanie i mały odpoczynek, który był jednak mocno utrudniony przez wściekle atakujące owady. Po kilku minutach rozpocząłem, więc zjazd. Niestety nie mam duszy zjazdowca, do tego mój rower, to też nie najlepszy sprzęt na strome, kamieniste zjazdy, więc w dół jechałem też dość asekuracyjnie i nie zbyt szybko. Na Lubomir wyjeżdżałem od schroniska 27 minut, natomiast zjazd zajął mi ponad 18 minut. Bardzo ciężki okazał się też odcinek szlaku czerwonego zaraz poniżej schroniska, bardzo musiałem na nim uważać, potem zrobiłem skrót po dawnym przebiegu szlaku i po chwili wyjechałem już na dość dobrą drogę. Po zjeździe czekał mnie krótki podjazd na Działek, który nieoczekiwanie okazał się dla mnie za trudny, uślizg koła na gałęzi i znów musiałem kawałek podprowadzić, potem zjazd i znów lekki podjazd do skrzyżowania ze szlakiem zielonym prowadzącym na Chełm. 

To właśnie na osiedle Chełm skierowałem swój rower, krótki zjazd ścieżką i znalazłem się na asfalcie, tak zakończyła się moja jazda terenowa na dziś. Pozostał mi tylko asfaltowy zjazd do Myślenic, jechałem bardzo szybko, licznik zanotował w pewnym momencie nawet ponad 71 km/h. Strava wymierzyła mi średnią od kościółka na osiedlu Chełm do parkingu na dole na ponad 45 km/h. Jednak jazda w dół z dużą prędkością na szerokich oponach jest o wiele bardziej pewna niż na cienkich szosowych gumach. Po dojechaniu do Raby, jeszcze tylko krótki odcinek do parkingu przy stadionie piłkarskim i moja wycieczka się skończyła.

W sumie przejechałem przeszło 35 km, z czego 11 km do jazda w terenie - 3,5 km do góry i reszta w większości w dół. Jednak jazda terenowa ani pod górę, ani w dół specjalnie mnie nie cieszyła, męczyłem się strasznie pod górę, w dół musiałem strasznie uważać, więc moja jazda też nie była za szybka. Krótko mówiąc kolarza górskiego też, ze mnie nie będzie. Pozostaje mi już chyba tylko emerycka jazda po Puszczy Niepołomickiej, bo jeszcze taka jazda przychodzi mi w miarę bez problemu:)

Mapa i galeria

Praca #30 - na Treku

Środa, 22 lipca 2015 | dodano:23.07.2015 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, samotnie
  • DST: 27.50 km
  • Czas: 00:51
  • VAVG 32.35 km/h
  • VMAX 35.63 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • HRmax: 156 ( 83%)
  • HRavg 141 ( 75%)
  • Kalorie: 614 kcal
  • Podjazdy: 60 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś mały jubileusz - 30 raz do pracy na rowerze w tym roku:) Tym razem postanowiłem jechać Trekiem, ale nie zamiarem bicia rekordu, a raczej z myślą wypróbowania nowych przełożeń.

Do pracy kręciłem dość szybko, ale na dość miękkim przełożeniu i niskim tętnie. Jechałem cały czas równo bez przyspieszenia nawet w Woli Zabierzowskiej na finiszu. Efektem takiej jazdy czas niewiele ponad 25 minut, do niedawna byłby to rekord, teraz do rekordu brakuje ponad minuty.

Z powrotem pod lekki wiatr, jak to zwykle po południu. Tempo znowu dość równe, bez nadmiernego dociskania. Zatrzymałem się jeszcze na rynku porozmawiać z kolegą, który właśnie wrócił z wakacji, chciałem go nawet przekonać do wypadu na góralach w okolice Myślenic, ale nie udało mi się to. Efektem tego zatrzymania, był niestety fakt, że zapomniałem włączyć stoper w GPS na dojeździe do domu, więc mój czas powrotu jest lekko szacunkowy.

Podczas jazdy zauważyłem niestety, że jednak mam problem z dolnym chwytem kierownicy, przy obecnym ustawieniu mostka na minus. Jak to ktoś napisał na forum rowerowym, mam problem z odpowiednim zgięciem tułowiowa, bo przeszkadza mi zapasowa opona wożona na brzuchu:) Tak właśnie zastanawiam nad moimi problemami w jeździe pod górę i dochodzę do wniosku, że najlepszym rozwiązania było schudnąć, nie jestem co prawda jakiś strasznie gruby - 78-80 kg przy 180 cm wzrostu, ale niektórych miejscach wożę niestety zbędny balast. Wczoraj na stronie naszosie.pl czytałem informacje o jeździe Chrisa Frooma na etapie TdF podczas którego zniszczył rywali, poza danymi o mocy, których za bardzo nie rozumiem były też dane o aktualnej wadze kolarza - 67,5 kg przy 186 cm. Froome jest bardzo wysoki jak na górala, ale waży bardzo mało. W 2010 przed ślubem ważyłem 70-72 kg, potem dość szybko dobiłem do 80 kg, zbicie wagi do powiedzmy 74-75 kg byłoby wskazane, ale niestety wymagało by chyba diety i zdrowego odżywania, niestety mój problem polega na tym, że lubię jeść i to nie koniecznie bardzo zdrowo:) 

Na segmentach:
- do pracy - nie zanotowano (rekord 10:36 średnia 36,32 km/h - samotnie, 10:27 - średnia 36,84 km/h z Krzyśkiem)
- z pracy - 11:52 średnia 32,5 km/h (rekord 10:49 średnia 35,63 km/h)

Do pracy: dyst.: 13,50 km; czas: 25:23; średnia: 31,9 km/h.
Z pracy: dyst.: 13,54 km; czas: 26:02; średnia: 31,2 km/h.




Czyżyczka i Zonia na 105

Wtorek, 21 lipca 2015 | dodano:22.07.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 52.16 km
  • Czas: 01:59
  • VAVG 26.30 km/h
  • VMAX 62.92 km/h
  • Temp.: 29.0 °C
  • HRmax: 164 ( 87%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 1175 kcal
  • Podjazdy: 643 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Plany na dziś miałem całkiem inne, chciałem zrobić sobie górską wycieczkę z Myślenic przez Pcim, schronisko na Kudłaczach, na Lubomir. Z tego powodu pojechałem nawet do pracy samochodem, wracając odebrałem jeszcze szosówkę z serwisu i zaraz po obiedzie miałem jechać na Myślenice. Niestety akurat wtedy pogoda się popsuła, zachmurzyło się, zaczął wiać silny wiatr i wyraźnie groziło burzą, postanowiłem więc nie ryzykować wypadu w góry w takich warunkach. Jak się później okazało to był jednak błąd, pogoda się poprawiła i do końca dnia było pięknie. Postanowiłem, więc wypróbować jak działa moja szosa po zmianie korby.

Kilka słów o serwisie. Postanowiłem wymienić moją korbą 53x39 na kompakt 50x34, rower oddałem do serwisu w poniedziałek i we wtorek sobie go odebrałem. Na mojej maszynie pojawiła się zakupiona okazyjnie korba Shimano 105 z supportem HTII również z grupy 105. Całość zdecydowanie lżejsza od mojego dotychczasowego zestawu, a co najważniejsze oferująca zdecydowanie lżejsze przełożenia. Reszta podzespołów pozostała bez zmian, a więc kaseta górska 13x28 i stare przerzutki, teoretycznie nie kompatybilne z kompaktem, ale zdaniem forumowiczów wszystko powinno działać bez problemu. Trzeba było więc nowy zestaw wypróbować, najlepiej na dość stromych górkach.

Niestety w okolicy nie mam Rdzawki, żeby sprawdzić czy tym razem bym wyjechał, są za to dość strome wzgórza na Pogórzu Bocheńskim z którymi już kilka razy się mierzyłem - Czyżyczka i Zonia. Gdy mieszkałem w Łapczycy miałem do nich blisko, z Niepołomic trzeba trochę dojechać, ale i w ten sposób już kiedyś na te górki podjeżdżałem.

Z Niepołomic wyjechałem drogą 75, którą dojechałem do Szarowa, tam przejazd pod remontowanym wiaduktem i podjazd pod kościół. Cały czas próbowałem przełożenia, na małej tarczy z przodu - 34 zęby da się wrzucić tryby od 16 (3) do 28 (9), tryby 13 i 14 powodują już tarcie o przerzutkę przednią - tu wychodzi jednak brak kompatybilności z korbami kompaktowymi. Na przełożeniu 34x16 przy kadencji 90 można jechać jakieś 27 km/h - to zdecydowanie za wolno jak na płaski teren, ale na podjazdach powyżej 3% już się przydaje. Większa tarcza - 50 zębów w zasadzie bez problemu współpracuje z całą kasetą, choć na trzech największych trybach z tyłu widać już duży przekos łańcucha.

Pod kościołem w Szarowie zrobiłem postój, postanowiłem poprawić sobie blok w prawym bucie, bo jechało mi się bardzo źle, bolało mnie kolano i mięśnie. Przesunąłem blok lekko do przodu i okazało się, że jest lepiej, ale mimo wszystko nie czuję się spdach zbyt komfortowo. Następnie zjechałem w dół, przejechałem kawałek 75 a następnie 94 i skręciłem na Gierczyce. Po przejechaniu niecałych 15 km stanąłem u stóp podjazdu na Czyżyczkę - tak właśnie podjeżdżałem ją po raz pierwszy w 2009 roku, potem zwykle jechałem z Łapczycy, a dziś po 6 latach znów z dojazdem z Niepołomic. Ten podjazd jest najcięższy na samym początku, pod kościołem z Gierczycach, gdzie znajduje się ścianka o nachyleniu 11-13%, potem chwila wytchnienia i znów ścianka 10-11%. Ten stromy odcinek pokazał mi, że jednak nawet korba kompaktowa nie daje mi pełnego komfortu podjeżdżania, kadencja spadła mi do 70 a prędkość do 10 km/h, jechałem co prawda w siodełku, na tętnie tylko nieznacznie powyżej 160, więc do odcięcia było jeszcze daleko, ale jechało mi się ciężko. Po przejechaniu tych najcięższych fragmentów potem, już dość spokojnie dojechałem do szczytu i zacząłem zjazdy, wybrałem najbardziej stromy wariant przez Grabinę, bo chciałem jak najszybciej znaleźć się w Sobolowie.

Podjazd Czyżyczka od Gierczyc: 2,28 km; 107 metrów przewyższenia; średnie nachylenie: 5,6%, max: 13%; kat: 4 (ridewithgps); czas: 8:27; średnia 16,2 km/h.

Czas lepszy od najlepszego czasu o 1:03. Co ciekawe ten poprzedni rekord wykręciłem na crossie próbując się utrzymać za szosowcami podczas wyjazdu do Krynicy 1 maja 2014.

Na wąskim, stromym zjeździe jechałem dość asekuracyjnie z rękami na klamkach i po zjeździe dość mocno bolały mnie ręce. Potem kawałek po płaskim i dojechałem do Sobolowa. Na początek, krótki ale dość stromy podjazd pod kościół, gdzie stanąłem u stóp właściwego podjazdu pod Zonię. Początek podjazdu to ledwie kilka procent, więc jechałem całkiem sprawnie, po chwili stromizna lekko rośnie, a po pokonaniu 1 km i przekroczeniu wysokości 300 m npm pojawia się mega stroma ścianka, od razu wyskakuje stromizna rzędu 13-16%, potem przez kilkanaście metrów 10% i znów ponad 13%. Jechało mi się bardzo ciężko, kadencja spadła mi poniżej 50 obrotów a prędkość do 7 km/h - zaczęła przypominać mi się Rdzawka. Walczyłem jednak jak mogłem, aż tu nagle pod koniec drugiej części ścianki wypadły mi okulary, które wcześniej ściągnąłem i powiesiłem na koszulce, bo zalewał je pot. Musiałem się zatrzymać, cofnąłem rower o kilka metrów i podniosłem okulary. Tym razem powiesiłem je przy pasie biodrowym, ale to też nie był dobry pomysł bo po 100 metrach ponownie mi spadły, znów postój i tym razem powiesiłem je na linkach przerzutki przy kierownicy. Niestety ten incydent zakłócił moją walkę z podjazdem, wybił z rytmu i zmusił do zatrzymania, z drugiej stromy pozwolił mi znacznie uspokoić tętno i resztę podjazdu pokonałem już bez problemu. Zatrzymałem się na szczycie Zonii, pod kapliczką gdzie zbiegają się wszystkie wersje podjazdu: od Sobolowa, od Zawady i terenowy od Cichawki, zrobiłem kilka fotek i ruszyłem w dół.

Podjazd Zonia od Sobolowa: 2,34 km; 132 metry przewyższenia; średnie nachylenie: 7%, max: 16%; kat: 3 (ridewithgps); czas: 11:41; średnia 13,1 km/h.

Co ciekawe, rok temu na Lappierze, wykręciłem czas lepszy o 12 sekund, gdyby nie kłopoty a okularami, pewnie dziś mogło być trochę lepiej.

Na zjeździe zatrzymałem się jeszcze w Woli Nieszkowskiej, żeby trochę pofocić, następnie zjechałem do Zawady, gdzie rozpocząłem kolejny podjazd pod Czyżyczkę. Ta wersja podjazdu pod Czyżyczkę jest dość długa - 4,2 km, ale w porównaniu z poprzednimi górkami, stosunkowo łatwa. Kręciłem pod górę, dość sprawnie i dość szybko. Taki podjazd jest akurat na moją formę, brak stromych ścianek, dość równo pod górę:)

Podjazd Czyżyczka od Zawady: 4,18 km; 102 metry przewyższenia; średnie nachylenie: 2,6%, max: 17%; kat: 4 (ridewithgps); czas: 12:09; średnia 20,6 km/h.

Czas lepszy od najlepszego na Lapierrze o 53 sekundy.

Dalej szybki zjazd z Czyżyczki, dojazd do 94, potem kawałek 75, postój w sklepie na loda i na Pepsi i zjazd w kierunku Szarowa. Podjazd pod kościół i dalej przez Dąbrowę i Staniątki do drogi 964, która dojechałem do domu. Powrót lekko pod wiatr, więc miejscami, trochę się męczyłem.

Wycieczka w miarę udana, podjazdy pokonane, na nowej korbie jedzie się łatwiej pod górę, ale ja nadal chyba jestem za słaby na szosę nawet z takimi przełożeniami. Pod stosunkowo krótkie stromizny jeszcze daję radę, ale w gdyby podjazd był dłuższy to mogłoby mi znowu braknąć pary. Nowy zestaw napędowy chodzi dobrze, choć pewną niekompatybilność widać, można by się jeszcze zastanowić na wymianą przedniej przerzutki na taką pod kompakt, koszt w sumie nie duży, a wtedy wszystko chodziłoby chyba trochę lepiej. Korba kompaktowa w zestawieniu z moją kasetą 13x28 daje mi prędkość maksymalną koło 50 km/h. Kilka razy z górki wykorzystałem najtwardsze przełożenie, o czym przy poprzednie korbie raczej nie było mowy. Z drugiej stromy oczywiście oznacza to, że raczej trudno byłoby rozkręcić rower do prędkości 60 czy 70 km/h, ale dla mnie takie prędkości i tak nie były osiągalne, więc dla mnie nie jest to problem.

Mapa i galeria

Praca #29

Poniedziałek, 20 lipca 2015 | dodano:21.07.2015 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, samotnie
  • DST: 27.50 km
  • Czas: 00:53
  • VAVG 31.13 km/h
  • VMAX 35.90 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • HRmax: 152 ( 81%)
  • HRavg 131 ( 70%)
  • Kalorie: 573 kcal
  • Podjazdy: 60 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
To już 29 wyjazd do pracy w tym roku - kolejny rekord. Ostatnio zauważyłem, że coraz bardziej lubię rywalizować, jest to co prawda zwykle rywalizacja z samym sobą, ale dzięki temu np tak często jeżdżę do pracy na rowerze w tym roku.

Dziś nie chciałem za bardzo rywalizować ze swoimi rekordami, więc przełączyłem Garmina na widok mamy, miałem podgląd tylko na prędkość i tętno. Mimo wszystko jechałem dość szybko, było chłodno i mokro, nad ranem musiało ostro padać, do tego jechałem z wiatrem, więc mimo braku walki o rekord jazda mijała mi bardzo szybko. Do pracy dojechałem w czasie 26:37 (średnia 30,6 km/h). Rok temu to byłby super rekord, a teraz to czas który osiągnąłem bez rywalizacji. Teraz rekord wynosi 24:12 na lekko na Treku i 24:22 Peugeotem z wiatrem - czasy już ciężkie do pobicia, choć pewnie kiedyś jeszcze się z nimi zmierzę. Teraz będę jeździł bez rywalizacji, został mi tydzień do urlopu i jak tylko będzie pogoda to zamierzam codziennie jeździć do pracy na rowerze:)

Gdy tylko wyszedłem z pracy, to od razu zauważyłem, że na dworze jest niemal wichura. Wiało bardzo mocno z zachodu. Początkowe metry do Puszczy Niepołomickiej, jechałem w miarę sprawnie, ale wiejący z boku wiatr kilka razy przestawiał mnie na drodze. W Puszczy jak zwykle drzewa dobrze osłaniały od wiatru, choć od czasu do czasu łapałem mocne podmuchy. W mieście już tradycyjnie, wolniej, bo duży ruch i do tego pod wiatr, do domu dojechałem z dużą ulgą, że to już koniec:)

Mimo wiatru w drodze powrotnej udało mi się wykręcić całkiem niezły czas, tym razem już kontrolowałem parametry jazdy i znowu włączyła mi się żyłka sportowa:)

Na segmentach:
- do pracy - segment nie zaliczony (rekord 10:36 średnia 36,32 km/h - samotnie, 10:27 - średnia 36,84 km/h z Krzyśkiem)
- z pracy - 12:17 średnia 31,4 km/h (rekord 10:49 średnia 35,63 km/h)

Do pracy: dyst.: 13,57 km; czas: 26:37; średnia: 30,6 km/h.
Z pracy: dyst.: 13,57 km; czas: 26:58; średnia: 30,2 km/h.

Rdzawka, Ludźmierz, Czarny Dunajec

Niedziela, 19 lipca 2015 | dodano:20.07.2015 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 53.69 km
  • Czas: 02:04
  • VAVG 25.98 km/h
  • VMAX 55.53 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • HRmax: 182 ( 97%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie: 1010 kcal
  • Podjazdy: 496 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Podczas pobytu w Rabce postanowiłem zrobić sobie wycieczkę rowerową, której głównym punktem miał być atak na podjazd w Rdzawce. Trochę bałem się tej górki bo w Treku miałem do dyspozycji tylko przełożenie 39x28 co na ten stromy podjazd było sporym wyzwaniem.

Na wycieczkę wybrałem się wcześnie rano, ruszyłem około 7, było jeszcze dość chłodno. Pojechałem w kierunku centrum Rabki i skręciłem na drogę prowadzą do Rdzawki. W zasadzie już od skrzyżowania w Rabce, znajdującego się na wysokości 490 m npm, zaczyna się jazda pod górę, ale na początku stromizna raczej nie przekracza 2%, więc szosówką można nadal jechać całkiem szybko.

Po przejechaniu 6,2 km i pokonaniu 121 m w pionie (średnio 1,9%, max 5,9%), tuż za centrum Rdzawki, pojawia się znak stromy podjazd 1,8 km, 20% i tuż za mostkiem na rzeczce od razu robi się strasznie stromo. Na szczęście na całym podjeździe leży nowiutki asfalt, więc nawierzchnia nie stanowi dodatkowej przeszkody. Już na pierwszych metrach podjazdu poczułem, że będzie ciężko, a moje przełożenia są zdecydowanie niewystarczające. Na moim garminie nie zauważyłem co prawda wartości 20% nachylenia, ale licznik praktycznie cały czas pokazywał koło 15-16%. Co gorsze nie ma nigdzie miejsca na wytchnienie, miejscami stromizna trochę popuszcza, ale to jest nadal około 10%, a po chwili znów przychodzi 15% ścianka. Początkowo kręciłem w siodełku, ale na ściankach moja kadencja spadała poniżej 40 obrotów, próbowałem więc wstawać na pedałach, ale wtedy tętno gwałtownie mi rosło. W pewnym momencie poczułem, że zdecydowanie mam dość, postanowiłem jednak, że pokonam jeszcze jedną ściankę, a potem najwyżej odpuszczę. Podjechałem ściankę na stojąco, mięśnie mnie piekły, a tętno skoczyło mi do 182 (praktycznie mój max), a gdy za zakrętem zobaczyłem kolejną stromą ściankę, zdecydowałem, że muszę się zatrzymać, bo potem mogę nie dać rady się wypiąć. Stanąłem na poboczu ciężko dysząc, po chwili ruszyłem do góry na piechotę, przeszedłem 200 metrów i zobaczyłem koniec podjazdu. Do szczęścia brakło mi 200 metrów z 12% nachyleniem, potem podjazd odpuszczał 4,5% (tuż już wsiadłem na rower) i za kolejne 200 metrów całkiem się kończy (skrzyżowania z Zakopianką). Gdybym wiedział, że ta ścianka była już ostatnia, może bym jeszcze dał rady, ale z drugiej strony, gdyby miało mi braknąć sił w połowie ścianki i nie dałbym się rady wypiąć to może lepiej, że zrezygnowałem zawczasu.

Cały podjazd od skrzyżowania w Rabce to: 8,0 km, 311 m przewyższenia, średnio 6,2%, max 16,2%. Odcinek od mostku w Rdzawce do Zakopianki to: 1,7 km, 195 metrów przewyższenia, średnio 11,7%, max 16,2%.  

Podjazd pod Rdzawkę mnie pokonał, miałem zdecydowanie za twarde przełożenia, a że na podjeździe nie ma momentów wytchnienia nie dałem rady tak długo przepychać korb na kadencji 40 obrotów. Szkoda, że nie zdążyłem przed wyjazdem założyć korby kompaktowej, bo przełożenie 34x28 może by pod tą górkę wystarczyło.

Dalsza wycieczka to już w zasadzie bez historii, najpierw dość długi i stromy zjazd Zakopianką do Klikuszowej. Dalej postanowiłem wybrać dłuższy wariant trasy przez Ludźmierz, do którego droga znów prowadziła lekko w dół, tak dojechałem do drogi 957 Nowy Targ - Czarny Dunajec. Kolejne 10 km do Czarnego Dunajca to droga prowadząca lekko pod górę po otwartym terenie, ten odcinek też był dość męczący. W Czarnym Dunajcu zrobiłem kilka fotek i ruszyłem i na Chabówkę, droga początkowo prowadziła lekko w dół, po niestety dość kiepskim asfalcie. Dopiero w Pieniążkowicach zaczął się podjazd, zatrzymywałem się dwa razy, bo chciałem uzupełnić płyn w bidonie, niestety wszystkie sklepy były pozamykane. Za centrum miejscowości pojawia się znak stromy podjazd 7% i jedziemy pod górkę na przełęcz Pieniążkowicką. Dwa lata temu zdobywałem tą górkę, jadąc do Wiednia, wtedy droga prowadząca z Rabki pod górę okazała się dość męczącą, jednak dziś od drugiej stromy podjazd nie jest aż tak trudny. Na serpentynach faktycznie jest wspomniane na znaku 7%, ale zasadniczy podjazd to ledwo  1,2 km ze średnim nachylenie 5,1%, więc po chwili byłem już na szczycie. Zrobiłem kilka fotek i ruszyłem w dół.

Kolejne 5 km to ciągły, dość wyraźny zjazd, więc pędziłem bardzo szybko. Potem dalej jest w dół, choć już trzeba pokręcić pedałami. Przejeżdżamy przez Rabę Wyżną i dojeżdżamy do Chabówki, gdzie miejscami było lekko pod górę, ale potem do Rabki znów jest w dół i po chwili byłem już na końcu mojej wycieczki. Średnia, która na podjeździe w Rdzawce mi mocno spadła, na zjeździe z przełęczy Pieniążkowickiej, mocno wzrosła, ostatecznie udało mi się wykręcić całkiem przyzwoity wynik prawie 26 km/h.

Wycieczka nie do końca udana, porażka na Rdzawce trochę popsuła mi humor. Jednak pod górki dalej jestem ze słaby na szosę. Przed rokiem poradziłem sobie z podjazdem na Gliczarów jadąc Lapierrem, ale tam miałem przełożenie 30x26 (1,15), dziś próbowałem pod Rdzawkę wjechać na 39x28 (1,39) i mocno zatęskniłem na Lapierrem. Nowa korba kompaktowa ma mi dać przełożenie 34x28 (1,21), mam nadzieję, że to wystarczy na Gliczarów, bo w sierpniu zamierzam pojechać w Tatry pokibicować na TdP.

Mapa i galeria

Bacówka na Maciejowej

Sobota, 18 lipca 2015 | dodano:20.07.2015 Kategoria Po górkach, wycieczki piesze, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 6.50 km
  • Teren: 6.00 km
  • Czas: 02:40
  • VAVG 2.44 km/h
  • Aktywność: Wędrówka
Podczas drugiego dnia pobytu w Rabce wybrałem się wraz z żoną i córką do Bacówki PTTK na Maciejowej. Pierwotnie mieliśmy iść z centrum Rabki Głównym Szlakiem Beskidzkim na Turbacz, ale to oznaczało 1,5 do centrum i 5,5 km na Maciejową, trochę się obawiałem aż tak długiego dystansu z dzieckiem na plecach, więc wybrałem wariant krótki. Pojechaliśmy więc samochodem na przysiółek Słone, skąd na Maciejową prowadził szlak czarny długość jakieś 3 km, zaparkowaliśmy samochód i górę. Czarny szlak prowadził wzdłuż wyciągu narciarskiego, więc od razu było dość stromo pod górę. Pogodę mieliśmy niezłą, bo mimo wysokiej temperatury niebo było zachmurzone i jakoś strasznie nie dogrzewało, jednak było dość duszno i po po ledwie kilometrze podejścia byłem w zasadzie cały mokry.

Po przejściu jakiegoś 1,3 km dotarliśmy na polanę Maciejową do górnej stacji wyciągu narciarskiego, tu kończyły się zasadnicze trudności podejścia i dalej do Bacówki prowadziła już praktycznie droga szczytowa prowadzącą lekko pod górę. Sam szczyt Maciejowej leży na wysokości 815 m npm, natomiast schronisko znajduję się na Polanie Przyslop na wysokości 852 m npm. Położenie Bacówki jest bardzo malownicze a polany wokół niej mamy naprawdę piękne widoki. Pod bacówką zrobiliśmy sobie dłuższy postój, w między czasie całkowicie się wypogodziło. Bacówka jest przystankiem na Głównym Szlaku Beskidzkim w drodze na Turbacz, więc turystów nie brakowało, dla nas była celem podróży, więc po przerwie ruszyliśmy w dół. Tym razem szło nam bardzo dobre, więc bez postojów zeszliśmy od razu do samochodu i chyba dobrze się stało, bo na ostatnich metrach wycieczki zaczęło lekko kropić, a jak wróciliśmy na kwaterę to nad Rabką przeszła dość silna burza.

Wycieczka udana, Emilka nawet dzielnie zniosła wyprawę i awanturowała się tylko trochę:), choć moja córka jest już dość ciężka i dzwiganie jej na plecach jest dość męczące.