Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Wiedeń 2013

Dystans całkowity:543.59 km (w terenie 24.00 km; 4.42%)
Czas w ruchu:25:32
Średnia prędkość:21.29 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Suma podjazdów:3304 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:90.60 km i 4h 15m
Więcej statystyk

Wiedeń: Kahlenberg, Schonbrunn

Poniedziałek, 29 lipca 2013 | dodano:30.07.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Wyprawy wielodniowe, Wiedeń 2013
  • DST: 33.67 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 02:13
  • VAVG 15.19 km/h
  • VMAX 50.57 km/h
  • Temp.: 35.0 °C
  • Podjazdy: 564 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Celem wyprawy do Wiednia, pod hasłem "Rowerowa Husaria" było zdobycie wzgórza Kahlenberg na przedmieściach miasta. To właśnie to wzgórze, wraz z całą armią sforsował w 1683 roku Jan III Sobieski i z niego runął na armię turecką oblegającą Wiedeń. Bitwa ta przeszła do historii jako "Odsiecz Wiedeńska", która uratowała całą chrześcijańską Europę przed najazdem tureckim.

Z hostelu pojechaliśmy brzegiem Dunaju - tak prowadził nas GPS, dojechaliśmy praktycznie do Klosterneuburga, gdzie znaleźliśmy znak na Kahlenberg - jak się potem okazało była to droga trochę na około. Zaraz za znakiem droga zaczyna się piąć pod górę, po chwili nawierzchnia przechodzi w bruk - już widać, że łatwo nie będzie.

Startujemy z wysokości 175 m npm, a mój GPS twierdzi, że na szczycie będzie aż 500 metrów, całe szczęście, że jedziemy na lekko, sakwy zostały w hostelu. Na pierwszy atak pod górę decyduję się Krzysiek, ciśnie mocniej i za nim zostaję tylko ja, Grzesiek i Wojtek. Potem lekko przyspiesza Grzesiek, Wojtek odpuszcza, Krzysiek lekko zostaje, ale po chwili dochodzi. Na 2,5 km przed metą, ja decyduję się na atak, mocno przyspieszam na kolejnej serpentynie, zyskuję parę metrów, ale potem tracę parę. Grzesiek dochodzi mnie dość szybko, Krzysiek też powoli się zbliża. Na krótkim odpoczynku decyduję się na jeszcze jeden atak, cisnę mocno, odjeżdżam dojeżdżam do krótkiego w miarę płaskiego odcinka i cisnę jeszcze mocniej. Tracę z oczu pogoń, znowu zaczyna być stromo, jadę w miarę równym tempem, po chwili za moimi plecami pojawia się Grzesiek, zbliża się ale powoli. Dojeżdżam do skrzyżowania z drogą na Leopoldsberg - tam też jest kościołek, widoczny od dołu - to jego mylnie wzięliśmy za kościół na Kahlenbergu. Skręcam w prawo i jadę po kolejnych serpentynach. Po kilkuset metrach dojeżdżam do wypłaszczenia, jest duży parking i dwie drogi. Pierwotnie jadę w stronę złej, ale szybko wykręcam gdzie trzeba, na drugiej stronie parkingu jest już Grzesiek, ale i ja jestem już na mecie. Za parkingiem już praktycznie płasko, wjeżdżam na plac pod kościołem robię fotkę i jadę na taras widokowy. Zatrzymuję się i po chwili dojeżdża Grzesiek, po mniej więcej 2 minutach jest też Krzysiek. Robimy wspólną fotkę, po paru minutach dojeżdżają pozostali.

Podjazd jest ciężki, ma 4,6 km i 308 metrów przewyższenia, średnio 6,2%, na szczycie mamy 465 m npm, więc różnica wzniesień wynosi 290 metrów. Na pokonanie podjazdu potrzebowałem 24:25, średnia 11,2 km/h - to chyba będzie pierwszy zagraniczny podjazd w mojej bazie podjazdów (chociaż nie mam już podjazd na Przełęcz nad Tokarnią na Słowacji).

Na szczycie robimy dłuższą przerwę na odpoczynek i sesję fotograficzną, Krzysiek opowiada nam o bitwie z 1683 roku, pokazuję z tarasu widokowego rozmieszczenie wojsk i pokrótce opowiada o przebiegu bitwy i jej konsekwencjach. Po sesji zjeżdżamy w dół inną zdecydowanie krótszą drogą, docieramy do Wiednia, jednak podjazd tą drogą był faktycznie bardziej stromy, choć bez bruku - 3,6 km; 275 metrów przewyższenia, średnio 7,2%. Za wskazaniami GPS docieramy pod hostel, droga ze szczytu jest o połowę krótsza niż droga na szczyt.

Zabieramy bagaże i decydujemy, że jedziemy jeszcze pod Pałac Schönbrunn. Po drodze jeszcze obiad w McDonaldzie i ścieżkami rowerowymi przedzieramy się przez Wiedeń. Do pokonania jakieś 8 km, czas potrzebny na pokonanie dystansu po ścieżkach, dużo za duży. Ścieżki są praktycznie wszędzie, ale jest na nich dużo świateł, co jakiś czas ścieżka rowerowa zmienia stronę jezdni i znowu trzeba stać na światłach. Powoli docieramy pod pałac, zwiedzamy to co można zwiedzić za darmo, a jest tego całkiem sporo. Bardzo ciekawy jest szczególnie widok z bramy (łuku) - obecnie restauracji, znajdującej się na wzgórzu za pięknymi pałacowymi ogrodami. Poświęcam nawet 3 Euro, żeby wyjść na platformę widokową na szczycie, widać cały Wiedeń oraz Kahlenberg i Leopoldsberg.

O godzinie 16:00 podjeżdża po nas bus, pakujemy rowery i jedzie do domu. Tuż przed 22 jestem w Łapczycy - to już niestety koniec wyprawy.

Wyprawa do Wiednia była bardzo ciekawa, najdłuższa (kilometrowo) z moich dotychczasowych wyjazdów. Trudny był w zasadzie tylko pierwszy - polski dzień. Drugi na Słowacji też jeszcze dość ciężki, potem już łatwo i w zasadzie po płaskim, a na koniec tylko najcięższy na wycieczce podjazd pod Kahlenberg. Poza ostatnimi dwoma dniami, każdy odcinek miał ponad 100 km, poza drugim dniem wyprawy, było bardzo ciepło i słonecznie, a od 3 dnia wręcz upalnie. To właśnie chyba ten upał był naszym największym przeciwnikiem, ale chyba można powiedzieć, że i z tym jakoś sobie poradziliśmy. Ja osobiście uważam, że lepiej że był upał, niż jakby miało padać. Wyprawę oceniam jako super udaną, w sumie nie kosztowała ona znowu tak wiele, mimo iż przecież przez 5 dni płaciliśmy w euro. Jako bardzo drogie oceniam jedynie noclegi na Słowacji, przy standardzie jaki oferowały były moim zdaniem zdecydowanie za drogie. W Polsce takie noclegi można znaleźć już za 20-30 zł, a nie tak jak na Słowacji za 10-14 euro. Reszta kosztów do przeżycia:)

Galeria i mapa etapu

Wyprawa do Wiednia - dzień 5

Niedziela, 28 lipca 2013 | dodano:28.07.2013 Kategoria 61-80 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Wiedeń 2013
  • DST: 79.73 km
  • Teren: 20.00 km
  • Czas: 04:01
  • VAVG 19.85 km/h
  • VMAX 35.81 km/h
  • Temp.: 35.0 °C
  • Podjazdy: 271 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mając już doświadczenie z dni poprzednich wyjeżdżamy o 6:30, żeby zdążyć przed największym skwarem. Z hostelu przez starówkę dojeżdżamy pod zamek i wbijamy się na ścieżkę rowerową po jakiś 2 km przejeżdżamy przez most most i przekraczamy Dunaj. Za rzeką znaki szlaku są już widoczne, podążamy w kierunku Austrii, mijamy ciekawy bunkier i po chwili jesteśmy już na granicy. Jest ładny zabytkowy słup graniczny i przy którym robimy fotki i mkniemy dalej ścieżką rowerową Donauweg już przez ojczyznę Mozarta.

W pewnym momencie na chwilę opuszczamy ścieżkę i przejeżdżamy przez bardzo ładne miasteczko Hainburg nad Dunajem, jest zamek na wzgórzu mury miejskie i bramy z obu stron miasteczka. W przydrożnej restauracji uzupełniamy płyny w bidonach, znowu przekraczamy Dunaj i teraz już sztywno jedziemy po szlaku. Sama droga Donauweg, nie jest moim zdaniem specjalnie ciekawa, jedzie się po wale, po obu stronach drzewa, Dunaju raczej nie widać. Jakoś nawierzchni szutrowo-asfaltowa, od czasu do czasu są przystanki na których stoją tablice informujące o ciekawych miejscach w pobliżu. Zwykle przy takich przystankach możliwy jest też zjazd ze szlaku do pobliskich miejscowości.

W pewnym momencie, już dość blisko Wiednia, gubimy szlak, a w zasadzie ja go gubię. Zatrzymaliśmy się do jakąś karczmą, poczekałem na jadących z tyłu i zapytałem ich czy chcą kupić jakieś napoje - bo sklepy w Austrii w niedziele są nieczynne i tylko w takich miejscach da się coś kupić - nie chcieli, więc jadę dalej prosto po wale o coś zaczyna mi nie pasować. Ścieżka staję się jakby bardziej zarośnięta, dojeżdżamy do pewnego momentu i stwierdzamy, że zjechaliśmy ze szlaku, chyba przy tej karczmie było jakieś odbicie. Widzę na moim GPS możliwość powrotu na szlak, ale znaki przy ścieżce na której jesteśmy pokazują kierunek przeciwny, robimy błąd i jedziemy za znakami. Wjeżdżamy w las, jedziemy szeroką drogą, ale chyba w niewłaściwym kierunku, w końcu zatrzymujemy jakiś miejscowych rowerzystów, którzy informują nas, że jednak musimy wrócić na szlak wzdłuż Dunaju. Miła Pani nawet podprowadza nas na właściwą ścieżkę, wracamy na szlak, ale dokładamy kilka kilometrów.

Szlakiem dojeżdżamy do Wiednia, ale co centrum i naszego hostelu jeszcze daleko. Musimy przejechać w zasadzie przez całe miasto. Posiłkując się na zmianę moim i Wojtka GPSem jakoś dajemy radę i około 12:05 jesteśmy pod hostelem i całe szczęście bo jest już bardzo gorąco.

Wychodzimy na chwilę koło 15, żeby coś zjeść, udaję się McDonaldzie, który jako jeden z nielicznych lokali jest czynny w niedzielę o tej porze. Zwiedzanie starówki odkładamy na wieczór, wychodzimy o 19:00, robimy ciekawy spacer, fotografujemy zabytki i koło 21 wracamy do hostelu. Tym razem mamy nocleg wysokiej klasy, pokoje 3 osobowe z łazienką, w miarę zacienione więc nie nagrzały się tak bardzo i w nocy da się spać.

Cel wycieczki w zasadzie osiągnięty, po 5 dniach jazdy i przejechaniu prawie 510 km (Łapczyca - Wiedeń), jesteśmy w Wiedniu, choć jak się dowiaduję na drugi dzień, właściwy cel wyprawy osiągniemy dopiero jutro.


Etap: Bratyslava - Wien

Cała trasa: Łapczyca - Wien 509,97 km, czas 23:22:32

Galeria i mapa etapu

Wyprawa do Wiednia - dzień 4

Sobota, 27 lipca 2013 | dodano:27.07.2013 Kategoria Po płaskim, 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Wiedeń 2013
  • DST: 105.56 km
  • Czas: 04:25
  • VAVG 23.90 km/h
  • VMAX 38.88 km/h
  • Temp.: 35.0 °C
  • Podjazdy: 248 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Etap: Nové Mesto nad Váhom - Bratislava

Z Novégo Mesta wyjeżdżamy kilka minut po 7 rano, jest słonecznie ale jeszcze nie gorąco, jest sobota i ruch samochodowy wyraźnie mniejszy. Pierwsze kilometry pokonujemy bardzo szybko w tempie 29-30 km/h. W Piestianach postój w Lidlu, potem pędzimy aż do miejscowości Bucany (42 km) znowu krótki postój i jedziemy dalej, cały czas gonimy Krzyśka i Bartka, którzy nie stanęli na pierwszym postoju, ale jakoś nie możemy ich dojść. Na 52 km stajemy na dłużej w Trnavie, jesteśmy już komplecie robimy zakupy i chwilę odpoczywamy, jest jeszcze przed 10 a już robi się mega gorąco. Po przerwie jedziemy dalej, po 10 km krótki postój w Kaplnie, gdzie strasznie żałuje nas właścicielka restauracji, daję nam nawet mapę i pokazuję alternatywną drogę skrajem lasu, ale mimo wszystko decydujemy się jechać najkrótszą drogą. Koło 12 jesteśmy w dużym mieście Senec, robimy przerwę na obiad i po obiedzie odpoczywamy w cieniu jeszcze przez dłuższy czas. W słońcu jest mega gorąco, ale cóż trzeba jechać dalej, do Bratysławy już stosunkowo nie daleko.

Droga 61 w zasadzie omija większość miejscowości bokiem stajemy gdzieś pod drzewem, a potem dopiero pod wiaduktem autostradowym już na obrzeżach Bratysławy. Ostatnie kilka kilometrów pokonujemy już wszyscy razem, najpierw wielopasmówką a potem przez miasto. Tym razem GPS Wojtka doprowadza nas idealnie pod sam hostel w centrum Bratysławy. Lokujemy się w 8 osobowym pokoju z piętrowymi łóżkami, w pokoju jest strasznie gorąco. Wieczorem idziemy zwiedzać Bratysławę, wszyscy robimy spacer po starówce, a ja dodatkowo decyduję się jeszcze podejść na wzgórze do zamku. Widoki ze wzgórza piękne, sam zamek też jest niczego sobie. Po zejściu spotykam resztę grupy nad Dunajem i razem wracamy do hostelu. Ta noc była dla mnie ciężka, było strasznie gorąco i raczej się nie wyspałem:(

Etap do Bratysławy terenowo łatwy, ale upał był straszny i to w zasadzie od samego rana, całe szczęście, że do południa przejechaliśmy 80 km, bo inaczej mogłoby być ciężko dojechać na miejsce.

Galeria i mapa etapu

Wyprawa do Wiednia - dzień 3

Piątek, 26 lipca 2013 | dodano:26.07.2013 Kategoria Po płaskim, 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Wiedeń 2013
  • DST: 106.98 km
  • Czas: 04:36
  • VAVG 23.26 km/h
  • VMAX 45.78 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Podjazdy: 423 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Etap: Žilina - Nové Mesto nad Váhom

Z Žiliny mieliśmy wyjechać na drogę 507 po drugiej stronie rzeki Vah, ale GPS Wojtka wyprowadza nas w pobliże drogi krajowej, więc decydujemy się nią jechać. Na początku olbrzymi ruch, ale po chwili droga dzieli się na krajową 18 i autostradę D3, więc ruch na krajówce maleje. Droga ma pobocze więc jedziemy bez problemów, na następnym postoju decydujemy, że nie będziemy próbowali przekraczać rzeki tylko będziemy trzymać się krajówki, jedziemy więc najpierw drogą nr 18 a poźniej od Bytcy drogą 61. Jedziemy szybko bez większych odpoczynków i po przejechaniu 45 kilometrów dojeżdżamy do Povazskiej Bytricy. Tu robimy najpierw postój w cieniu pod kościołem a potem zakupy w Lidlu. Dziś słońce grzeje na całego, decydujemy się jechać szybko i zrobić jak najwięcej kilometrów przed obiadem, szczególnie że do tej pory tak dobrze mam szło.

Pędzimy krajową 61 bez większych postojów, zatrzymujemy się Ilavie, potem przejeżdżamy przez Dubnicę na Vahom i dojeżdżamy do granic Trencina, tu krótki postój i po chwili wjeżdżamy już boczną drogą do miasta. Przerwa na obiad, na licznikach mamy już ponad 80 km, jest godzina 13:00 i piekielnie grzeje. Oglądamy rynek i robimy fotki górującego nad miastem zamku. Po obiedzie z trudem wsiadamy na rower, pedałujemy dość dobrym tempem, przez nieciekawe tereny w koło albo jakieś strefy przemysłowe, albo kompletne pustkowia, droga omija w zasadzie wszystkie miejscowości. Efektem takiego stanu rzeczy jest dość ciekawy postój w tunelu przejścia dla pieszych pod torami kolejowymi, gdzie choć na chwilę możemy schować się przed słońcem. Dalej jedziemy już bez przerwy aż do miejscowości Nové Mesto nad Váhom, gdzie według planu mamy nocować. Jest co prawda dopiero godzina 16:00 i pada nawet pomysł czy jeszcze nie pojechać dalej, ale pogoda dała wszystkim w kość, na licznikach już 106 km, więc decydujemy się jednak zakończyć dzisiejszy etap. Znajdujemy nocleg w Hotelu Javorina, obiekt jakby z poprzedniej epoki, ale za to cena trochę niższa niż wczoraj. Wieczorem jeszcze spacer po ładnym rynku Novégo Mesta i czas na spanie, decydujemy że w związku z upalną pogodą jutro startujemy już o godzinie 7:00.

Etap pod względem ukształtowania terenu był łatwy, ale bardzo wysoka temperatura skutecznie go utrudniła i mnie przynajmniej pokonanie tego dystansu kosztowało sporo sił.

Galeria i mapa etapu

Wyprawa do Wiednia - dzień 2

Czwartek, 25 lipca 2013 | dodano:26.07.2013 Kategoria Po górkach, 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Wiedeń 2013
  • DST: 113.91 km
  • Czas: 04:59
  • VAVG 22.86 km/h
  • VMAX 59.00 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 720 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Etap: Chochołów - Žylina

Drugi dzień wyprawy rozpoczęliśmy o godzinie 8:00 od postoju pod sklepem w Chochołowie - ostatnia szansa na zakupy za złotówki. Po przerwie przejechaliśmy przez Chochołów i skręciliśmy w prawo na Suchą Horę, krótki ale dość stromy podjazd i jesteśmy już na Słowacji. Od granicy jedziemy głównie w dół, więc idzie szybko. Pierwszy postój w Trstenie, gdzie rozprawiamy gdzie jechać dalej. Po kolejnych 10 km dojeżdżamy do miejscowości Tvadosin i zaczynamy jechać wzdłuż Orava. Kolejny postój pod pięknie usytuowanym na skale zamkiem Orawskim - tu stoimy dłużej, jemy drugie śniadanie. Ja wychodzę na górę pod bramę zamku, wstęp jest płatny i kosztuję 6 euro, nie ma czasu na zwiedzanie. Dalej jedziemy drogą krajową 59, ruch jest duży ale na szczęście droga ma pobocze po którym możemy się swobodnie poruszać. Po przejechaniu 55 km dojeżdżamy do Dolnego Kubina, to znowu dłuższy postój odpoczywamy na ładnym rynku.

Po wczorajszym bardzo gorącym dniu, dziś jest wyraźnie chłodniej, niebo jest zachmurzone, ale na razie nie ma jeszcze zagrożenia deszczem. Po przerwie jedziemy dalej, nadal krajówką choć tym razem z numerem 70, tak dojeżdżamy do Parnicy (66 km), gdzie odbijamy w prawo na drogę 583 prowadzącą wokół Małej Fatry przez park narodowy. Od razu ostro pod górę, ale po chwili zjazd i dalszy podjazd choć tym razem dość łagodny. W parku narodowym doświadczamy też dziwnego zjawiska, wydaje się, że droga prowadzi w dół, podczas gdy w pedałach czuć że jedziemy pod górę. Mój GPS potwierdza, że jest ciągle pod górę. Jadę pierwszy z prędkością 19-20 km poszczególni członkowie wyprawy odpadają od peletonu i Zazrivie na 76 km mam za sobą już tylko Grześka i Wojtka. Robimy postój i czekamy na resztę, chowamy się na przystanku autobusowym bo coś zaczyna kropić. Po dojechaniu reszty grupy decydujemy, że jedziemy dalej i miejsca na obiad poszukamy dopiero za górą. Po skręcie o 90 stopni dopiero zaczyna się robić stromo na kolejnych 3,6 km pokonujemy 175 metrów różnicy wysokości, a sama końcówka przed kulminacją asfaltu na wysokości 759 m npm jest piekielnie stroma, znak pokazuje 12% ale nie wiem czy miejscami nie było więcej. Na szczycie jesteśmy tylko we dwójkę ja i Grzesiek, ubieramy kurtki bo wyraźnie zaczyna padać. Kolejne kilometry pędzimy z dużą prędkością w dół, zatrzymujemy się dopiero Terchowej, pada już na całego, dojeżdża reszta peletonu i robimy postój na obiad.

Po przerwie obiadowej jedziemy dalej, na szczęście padać przestało, dalej jedziemy szybko, droga ma wyraźną tendencje w dół, wyjeżdżamy z parku narodowego i drogą 583 mkniemy do Žyliny. Dość nieoczekiwanie mam kłopoty z przerzutką tylną, biegi same przeskakują i nie chcą się zmieniać jak należy. Wrzucam na jeden trybik na którym nie kłopotów i przerzucam tylko przerzutką przednią. Dopiero jak zatrzymujemy się na stacji benzynowej przez samym miastem to robię lekką regulacje i po chwili wszystko gra, ciekawe dlaczego tak jakoś dziwnie mi się przerzutka rozregulowała.

Po kolejnych kilku kilometrach dojeżdżamy do Žyliny, to duże miasto nie mamy tu klepniętego noclegu, Krzysiek mam parę adresów, jedziemy do dużego motelu, ale miejsc nie ma. Babka w recepcji podaję inny adres, kawałek wracamy i znajdujemy nocleg, co prawda nie specjalnie tani (14 euro) ale w miarę przyzwoity. Wieczorem jeszcze zakupy w pobliskim sklepie i tak kończymy drugi dzień wyprawy. Znowu nie był łatwy etap, przewyższeń co prawda mniej niż wczoraj, było też dużo odcinków w dół, ale podjazd wokół Małej Fatry dał nam mocno w kość.

Galeria i mapa etapu

Wyprawa do Wiednia - dzień 1

Środa, 24 lipca 2013 | dodano:24.07.2013 Kategoria Po górkach, 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Wiedeń 2013
  • DST: 103.74 km
  • Czas: 05:18
  • VAVG 19.57 km/h
  • VMAX 51.95 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 1078 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Etap: Łapczyca - Chochołów

Rowerowa Wyprawa do Wiednia pod hasłem "Rowerowa Husaria" miała wystartować o godzinie 8:00 rano spod Gimnazjum w Niepołomicach. Ja chciałem po drodze odwiedzić jeszcze kilka cmentarzy wojennych, więc postanowiłem wyjechać wcześniej o godzinie 7:00, zwiedzić cmentarze i spotkać się z grupą dopiero w Rabce.

Wstałem o 6:00 i mniej więcej o 6:55 wyjechałem z Łapczycy drogą w kierunku Gdowa, niestety nie była to droga przyjemna, ruch był duży i jechało dużo tirów. Na szczęście po przejechaniu mniej więcej 14 km, skręciłem w boczną drogę i po przejechaniu przez Gdów skręciłem na Stadniki. Droga do Dobczyc przez Stadniki już spokojna i o godzinie 8:00 po przejechaniu mniej więcej 23 km dojechałem do drogi 964 na Kasinę Wielką. Na początek miałem lekki zjazd do Czasławia, gdzie niestety miałem nieprzyjemną sytuację, jakaś baba jadąca z przeciwka białym Fiatem Panda zaczęła wyprzedzać dwa wolniej jadące samochody w ogóle nie przejmując się tym, że ja jadę. Dodam tylko, że wyprzedzała na podwójnej ciągłej i na przejściu dla pieszych, ja nie bardzo miałem gdzie zjechać bo był wysoki krawężnik, baba przemknęła obok mnie moim pasem z dużą prędkością. Trochę się zdenerwowałem, ale cóż jadę dalej, powoli też zacząłem piąć się do góry.

Po przejechaniu mniej więcej 33 km dojechałem do Wiśniowej, na końcu tej miejscowości tuż przy drodze trafiłem na pierwszy cmentarz wojenny oznaczony numerem 374. Cmentarz zlokalizowany został przy istniejącej wcześniej kapliczce, jest niewielki i trochę zaniedbany. W Wiśniowej miałem oglądnąć jeszcze cmentarz oznaczony nr 373, jednak ten cmentarz znajduję się w lesie, nie ma do niego drogi dojazdowej na dodatek jest na zboczu wzgórza. Od rana nie jechało mi się jakoś nadzwyczajnie dobrze, miałem ciężki (15 kg) bagaż, więc postanowiłem nie pętać się po krzakach z rowerem i odpuściłem ten cmentarz. Po krótkim odpoczynku ruszyłem, więc już pod wyraźną górę w stronę Wierzbanowej.

Przede mną były dwie przełęcze: Wierzbanowska 502 m npm i kawałek dalej Wielkiej Drogi 562 m npm. Podjazd ciężki, pierwszy odcinek kończy się na Przełęczy Wierzbanowskiej na skrzyżowaniu z drogą na Szczyrzyc, jednak góra dalej nie odpuszcza. Po kolejnych kilkuset metrach wyjeżdżamy na wypłaszczenie z pięknymi widokami, ale to jeszcze nie koniec drogi pod górę. Po lekkim zjeździe znów jedziemy pod górę osiągając Przełęcz Wielkiej Drogi, ale to jednak jeszcze nie koniec górki, jest jeszcze kawałek pod górę, na wysokość 579 m npm przy Karczmie Zbójeckiej podjazd ostatecznie się kończy. Licząc od Wiśniowej podjazd ma prawie 6 km i 230 metrów przewyższenia, ale tak naprawdę pod górę jedziemy już znacznie wcześniej. Dalej już znacznie przyjemniej zjeżdżamy sobie do Kasiny Wielkiej.

Kasinie miałem oglądać kolejny cmentarz wojenny, niestety oznaczało to kolejny podjazd i to nie po trasie wyprawy. Skręciłem w lewo i rozpocząłem podjazd pod stację kolejową i wyciąg narciarski - prawie 70 metrów pod górę na dystansie około 900 metrów. Na szczycie ładna stacja kolejowa Karpackiej Linii Transwersalnej wybudowanej już 1884 r. Warto wspomnieć, że dzięki dobrze rozwiniętej linii kolejowej udało się Austro-Węgrom wyprowadzić skuteczną operację Łapanowsko-Limanowską w 1914 roku i odblokować Twierdzę Kraków. Obejrzałem cmentarz wojenny nr 364 i po krótkiej przerwie zjechałem ponownie w dół do Kasiny i znów musiałem podjeżdżać w kierunku Mszany Dolnej (1,4 km i 71 metrów w pionie). Potem zjazd do drogi krajowej nr 28 i zjazd krajówką do Mszany Dolnej.

W Mszanie oglądam kolejny cmentarz wojenny zlokalizowany na cmentarzu komunalnym oznaczony nr 363. Po przerwie i sesji na cmentarzu ruszam dalej do Rabki Zdrój drogą 28. Raba Niżna i kolejne przysiółki Rabki, droga ciężka pagórkowata ciągle w górę i dół, do tego remont na pewnym odcinku drogi i coraz wyższa temperatura. Mniej więcej o 11:05 już mocno zmęczony przyjeżdżam do centrum Rabki, jadę od razu na cmentarz (niestety stromo pod górę) w poszukiwaniu kwatery wojennej, fotografuję cmentarz i wracam do centrum pod św. Mikołaja, siadam w cieniu i wysyłam SMS do Krzyśka. W Rabce remontują dworzec - w 2014 roku ma być nowy piękny dworzec kolejowy, ale jak na razie dewastują akurat rozbierali dach.

Ponieważ odpuściłem poszukiwanie cmentarza nr 373 w Wiśniowej, to przejechałem do Rabki dużo wcześniej niż myślałem już około 11:20 obejrzałem cmentarz i czekałem. Ponieważ okazało się grupa jest jeszcze daleko, więc po odpoczynku zrobiłem zakupy i postanowiłem jechać jeszcze do Parku Zdrojowego, okazało się że park jest koło cmentarza więc znów musiałem jechać pod górę. W parku odpocząłem zjadłem loda i czekałem. Mniej więcej koło 12:15 dostałem SMS od Krzyśka, że są w Mszanie, wiedziałem że to ciężki odcinek i że zanim dojadą do Rabki jeszcze trochę czasu minie. Wróciłem pod Mikołaja i czekam, akurat przyszła mniej więcej 10 osobowa grupa piechurów, których widziałem już wcześniej jak jechałem do Rabki. Z rozmowy z przewodnikiem dowiedziałem się, że grupa młodych turystów właśnie skończyła przemierzać tzw. Mały Szlak Beskidzki z Bielska Białej do Rabki i przeszła mniej więcej 150 km. Około godziny 13:30 dojechała moja grupa:) Na początek postanowiliśmy zjeść obiad i oczywiście odpocząć.

Na dalszą trasę ruszyliśmy dopiero około godziny 15:00 w stronę Raby Wyżnej. Pierwsze kilometry w miarę łatwe choć już lekko pod górkę. Poważny podjazd zaczął się w Pieniążkowicach przed mami czekała Przełęcz Pieniążkowicka - 709 m npm. Podjazd dość ciężki choć moim zdaniem łatwiejszy niż góra zaczynająca się w Wiśniowej. Zasadniczy podjazd na przełęcz to jakieś 5,2 km i 179 metrów przewyższenia, na górę wyjechałem pierwszy, prawie przez cały czas miałem za plecami Grześka, ale jakoś musiał stanąć przed szczytem gdyż na szczycie za mną pojawił się Krzysiek, potem Wojtek. Na przełęczy zaczekaliśmy na wszystkich i rozpoczęliśmy szalony zjazd w stronę Czarnego Dunajca. Po zjeździe wyjechaliśmy na równinę, w koło łąki, przed nami jak na dłoni Tatry. Jechałem z przodu wraz z Wojtkiem, który narzucił bardzo mocne tempo i tak dojechaliśmy sobie do Czarnego Dunajca, gdzie poczekaliśmy na resztę grupy. Po paru minutach dojechali pozostali uczestnicy, zrobiliśmy jeszcze krótką przerwę i już tempem dość wolnym pokonaliśmy ostatnie 9 km do Chochołowa, gdzie zaplanowany był pierwszy nocleg - kwatera fajna i tania:)

Pierwszy dzień był dość ciężki, samotnie pokonałem prawie 70 km, w sumie przejechaliśmy przeszło 103 km i aż 1078 m przewyższenia, do tego jeszcze dość wysoka temperatura sprawiła, że do Chochołowa przyjechałem dość zmęczony.

Może jeszcze kilka słów o naszej 8 osobowej grupie: Krzysiek i jego 18 letni syn Bartek, Andrzej i jego 16 letni syn Wojtek, Adam i jego 15 letni syn Karol, również 15 latek Grzesiek i ja:) Grupa bardzo mocna i już od początku widać było, że młodzi zawodnicy będą nadawać tempo w grupie. Krzysiek, Bartek, Andrzej, Wojtek i ja to weterani już kilku wypraw, pozostała trójka to chyba debiutanci - choć nie wiem tego na pewno. W sumie 4 dorosłych i 4 młodszych uczestników wycieczki.

Galeria i mapa etapu