Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:776.04 km (w terenie 58.00 km; 7.47%)
Czas w ruchu:38:06
Średnia prędkość:20.37 km/h
Maksymalna prędkość:68.04 km/h
Suma podjazdów:4916 m
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:40.84 km i 2h 00m
Więcej statystyk

Ostatni dzień wakacji (Praca, N-ce)

Piątek, 31 sierpnia 2012 | dodano:31.08.2012 Kategoria samotnie, 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, praca
  • DST: 54.25 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 02:17
  • VAVG 23.76 km/h
  • VMAX 58.26 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 251 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Ostatni pracujący dzień wakacji, pogoda piękna więc postanowiłem po raz ostatni w tym roku pojechać na rowerze do pracy. Rano o godzinie 6:50 było pięknie, ale dość rześko mimo wszystko jechało mi bardzo dobrze, po drodze zrobiłem kilka fotek i po jakiś 50 minutach byłem w już w pracy.
Do pracy: Dystans: 19,93 km; czas: 50:07; średnia: 23,87 km/h.

Po pracy ruszyłem do Niepołomic przez Puszczę Niepołomicką. Pogoda trochę się popsuła, było pochmurnie i duszno, w dobrym tempie dojechałem do Niepołomic w mieście pojechałem do sklepu rowerowego gdzie nabyłem oświetlenie do mojego roweru i dzwonek retro do roweru mojej żony. Podczas pobytu w Niepołomicach obejrzałem sobie kolejny etap Vuelty - po ucieczce wygrał kolarz BMC - Stephen Cummings i o godzinie 17:40 ruszyłem do Łapczycy.

W między czasie ponownie się wypogodziło, więc jechało się bardzo dobrze. Trasę przez Szarów i Targowisko do Łapczycy pokonałem dobrym tempem w czasie około 41 minut. Cała trasa to 54 km w bardzo dobrym tempie, dziś jechało mi się bardzo dobrze. Po dzisiejszym dniu mój cross zyskał dopinane lampki, które mogą się przydać wieczorami, bo zaczynają się coraz wcześniej oraz dzwonek, który odkręciłem od roweru mojej żony - przyda się bo ostatnio miałem kilka zatargów gapowatymi pieszymi.

Dziś jadąc z pracy do Niepołomic zatrzymałem się w miejscu, gdzie dzień wcześniej z lasu wyjechał mam gościu i Krzysiek miał w efekcie tego wypadek - mocno się obił. Na pierwszym zdjęciu dojazd do ścieżki wypadającej nagle z lasu z której wyjechał nam gościu - mniej więcej w tym momencie zobaczyłem gościa - zobacz zdjęcia w galerii (albo nawet trochę później), drugie zdjęcie pokazuje ścieżkę w całej okazałości. Ścieżki na pewno nie widać i myślę, że dobrze się stało, że nie jechaliśmy szybciej jakbym sunął wtedy z 30-32 km/h to pewnie bym gościa staranował.


Wycieczka szosówką, Winnica potem Puszcza

Czwartek, 30 sierpnia 2012 | dodano:30.08.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim
  • DST: 49.82 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 02:10
  • VAVG 22.99 km/h
  • VMAX 45.61 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 150 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Miałem jechać do Słomirogu potem do Bodzanowa pod kościół a na koniec na Winnicę, czyli spróbować się z górkami w okolicy, ale jak już wyjeżdżałem to zadzwonił Krzysiek, więc umówiliśmy się w Puszczy, on miał wyjechać dopiero za 20 minut, więc ja postanowiłem podjechać chociaż Winnicę. Z domu pojechałem w kierunku Staniątek omijając remontowaną ulicę Dębową i dopiero w lesie zacząłem się powoli rozpędzać, ale ponieważ przede mną była górka do podjechanie to nie szarżowałem. W Staniątkach za torami najpierw podjechałem niewielką górkę, potem był zjazd i po skręcie na Gruszki rozpocząłem podjazd pod Winnicę. Wjechałem dość sprawnie, ale strasznie się zmęczyłem i stwierdziłem, że może to lepiej że resztę górek sobie dziś odpuszczę. Potem pojechałem do Szarowa (znowu niewielki podjazd) i dalej przez Kłaj dojechałem do Stanisławic, gdzie odbiłem koło nowego wiaduktu autostradowego do Puszczy Niepołomickiej.

Jak wyjechałem na dobry asfalt w Puszczy to postanowiłem trochę pocisnąć żeby poprawić kiepska średnią wycieczki, ale nie miałem tyle sił co podczas ostatniego wyjazdu. Przez parę kilometrów do skrzyżowania pod Czarnym Stawem jechałem dość mocno, ale momentami musiałem zwalniać żeby sobie odsapnąć. Do tego momentu przejechałem ponad 25 km ze średnią 27,6 km/h. Na skrzyżowaniu koło Czarnego Stawu poczekałem na Krzyśka i potem już razem pojechaliśmy do Baczkowa, tam przerwa i jazda do Niepołomic. Jechało nam się całkiem dobrze aż do osiedla Piaski w Niepołomicach, już prawie na końcu Puszczy przy dojeździe do pierwszych domów na Piaskach, dość niespodziewania z lasu na drogę nagle wyjechał nam gość na rowerze. Ja jechałem pierwszy i gwałtownie przyhamowałem, Krzysiek nie widział co się dzieje i całej siły nacisnął na hamulce i niestety zaliczył wywrotkę przez kierownicę. Po tym wypadku jechaliśmy już tempem spacerowym do domu i niestety nasza wycieczka zakończyła się przykrym wypadkiem.

Czas: 2:10:39; średnia: 22,88 km/h


Szosówką nad Czarny Staw w rekordowym tempie

Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 | dodano:27.08.2012 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 35.68 km
  • Czas: 01:07
  • VAVG 31.95 km/h
  • VMAX 40.06 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem na wyjazd szosówką nad Czarny Staw, przez miasto wolno, zacząłem rozpędzać się dopiero na Drodze Królewskiej. Pod leśniczówkę Przyborów (8,5 km) w tempie 30,7 km/h, dalej bardzo mocno i pod Czarnym Stawem miałem średnią 32,04 km/h (17,3 km), ale i byłem strasznie zmęczony. Jakieś 10 minut odpoczynku nad jeziorkiem i jazda z powrotem tym razem drugą stroną prostokąta - trochę dłuższa trasa, myślałem że będę słabnął a tym czasem jechało mi się bardzo dobrze, mimo iż w niektórych momentach jechałem pod wiatr. Na końcu Żubrostrady przy szlabanie miałem 32,4 km (24 km), cisnąłem dalej mocno po Drodze Królewskiej i pod Zajazdem Królewskim przy obwodnicy - drodze 75 średnia dalej wynosiła 32,4. Jednak przez miasto oczywiście trochę straciłem, szczególnie na remontowanym skrzyżowaniu ulicy Pięknej i Dębowej, gdzie najpierw musiałem mocno zwolnić a potem zatrzymać się całkowicie.

Ostatecznie pod domem zanotowałem średnią 31,98 km/h i znów 0,2 brakło do pełnej liczby (rok temu na tej samej trasie miałem 29,98 km/h), ale i tak był to mój rekordowy przyjazd. Długie odcinki jechałem w uchwycie dolnym na przełożeniu 52/15 co dawało mi prędkość między 33-37 km, ważne jest też, że nie osłabłem i do końca mogłem mocno cisnąć, choć na mocniejsze tempo już brakowało mi mocy w nogach.

Dystans 35,68 km; Czas 1:06:58; średnia 31,98 km/h.

Trasa mniej więcej taka - choć track poniżej to zapis mojej wycieczki z marca 2012 r., dziś nie miałem z sobą GPSu.


Z żoną z Niepołomic do Tyńca

Sobota, 25 sierpnia 2012 | dodano:25.08.2012 Kategoria 61-80 km, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 79.36 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 05:03
  • VAVG 15.71 km/h
  • VMAX 39.69 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 257 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Z moją żoną do Tyńca jeździmy co roku, ale tym roku zdecydowaliśmy się na wyjazd niezwykły, a mianowice start i meta były w Niepołomicach a dystans przekroczył 70 km.
Moją żona musiała jeszcze odwiedzić pacjentkę na Prokocimiu, więc do Krakowa pojechaliśmy trochę inną drogą niż pierwotnie zakładaliśmy. Z Niepołomic pojechaliśmy drogą 964 do Podłęża, na granicy z Zakrzowem skręciliśmy na Węgrzece Wielkie i dalej przez Kokotów i Czarnachowice dojechaliśmy do Bieżanowa, dalej ulicą Bieżanowską dojechaliśmy do osiedla na którym moja żona poszła do pacjentki a ja pokręciłem się trochę po okolicy. Zwiedziłem Park Jerzmanowskich w Prokocimiu, sfotografowałem pomnik lotników przy ulicy Na Wrzosach, dość ciekawy kościół Ojców Augustianów oraz posąg Erazma Jerzmanowskiego w samym parku. Po około 20 minutach już razem żoną ruszyłem w kierunku centrum Krakowa, bocznymi drogami dojechaliśmy do Placu Bohaterów Getta i dalej wzdłuż Wisły dojechaliśmy do Bulwarów Wiślanych. Zrobiliśmy krótką przerwę pod "Plażą" na której chyba szykowano jakieś zawody w spinningu i po chwili ruszyliśmy ścieżką rowerową do Tyńca. Niestety na tym odcinku jechaliśmy pod wiatr, najgorzej było w końcówce gdy wyjechaliśmy na drogę koroną wału, tam chciało nam dosłownie głowę urwać, ale jakoś dojechaliśmy do Tyńca. Na miejscu moja żona odpoczywała a ja zrobiłem odjazd klasztoru, zrobiłem zdjęcie klasztoru z dość ciekawej perspektywy i przejechałem się wąską ścieżką prowadzącą przy brzegu Wisły.

Po przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną, jechało się o niebo lepiej bo z wiatrem, więc i nasza prędkość zdecydowanie wzrosła. Po powrocie do centrum Krakowa, znowu zrobiliśmy postój pod "Plażą" połączony z małą sesją fotograficzną i następnie skierowaliśmy się na ulicę Lipską, wzdłuż której pojechaliśmy ścieżką rowerową przez Rybitwy. Dalej przejazd przez Brzegi i Grabie, oraz będącą w remoncie drogą między mostem w Grabiu a szkołą w Podgrabiu, dalej przez strefę przemysłową do domu moich rodziców w Niepołomicach.

Na trasę wyruszyliśmy kilka minut po 9 rano, a wróciliśmy na 15:15, cała trasa 74 km (ja zrobiłem więcej bo kluczyłem po Prokocimiu i jechałem do około klasztoru w Tyńcu) zajęła nam około 6 godzin z czego niecałe 4:50 jazdy (dane z licznika mojej żony). To chyba najbardziej forsowny odcinek w karierze rowerowej moje żony, dużo kilometrów, krótkie czasy postoju i do tego nie najlepsza pogoda z mocnym wiatrem na dystansie dobrych 20 km. Po tej wycieczce na liczniku mojej żony jest już 905 km, więc do założonego 1000 pozostało niewiele i wygląda na to, że uda się jej granicę osiągnąć. Mój licznik wskazuje niecałe 3000 km , więc może i mi uda się ten dystans przeskoczyć:).

Galeria wycieczki


Praca. Rajd po cmentarzach wojennych

Środa, 22 sierpnia 2012 | dodano:22.08.2012 Kategoria 61-80 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze, praca
  • DST: 76.90 km
  • Teren: 7.00 km
  • Czas: 03:22
  • VAVG 22.84 km/h
  • VMAX 57.73 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 244 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Rano pojechałem do pracy. Pogoda piękna o 7:15 jak wyjeżdżałem było 22 stopnie i słonecznie, droga do pracy w takich warunkach to czysta przyjemność. Do Woli Zabierzowskiej przyjechałem niezłym tempem w czasie 51:15.
Plan na powrót do domu był taki, że jadę do Uścia Solnego i dopiero tam skręcam na Bochnię przy okazji zwiedzając cmentarze wojenne okręgu IX na których jeszcze w tym roku nie byłem. Jednak gdy siedziałem sobie w pracy, pogoda zaczęła się zmieniać, na necie wyczytałem nawet, że na popołudnie zapowiadają burze z gradem. Po 13 jak zrywałem się z pracy, było strasznie duszo, wiał mocny gorący wiatr, ale zdecydowałem się jednak jechać. Na początek przez Wolę Zabierzowską a potem drogą 964 przez Chobot do Grobli, to odcinek w większości przez las, więc tu wiatr nie dał mi się jakoś we znaki. Pierwszy przystanek po 11 km na cmentarzu parafialnym w Grobli, gdzie znajduje się kwatera wojenna z okresu I wojny oznaczona nr 322, porobiłem fotki i jazda dalej. Cały czas jechałem drogą 964, na której nawierzchnia na długich odcinkach jest delikatnie rzecz mówiąc kiepska, do tego dość spory ruch i fakt, że za Groblą wyszedłem na otwarty teren, sprawiały że jechało się ciężko, choć mimo wszystko w niezłym tempie. Kolejny przystanek to Świniary i cmentarz 321, przejazd przez wieś i powrót na drogę 964. Tuż przed mostem na Rabie w Uściu Solnym, znajduje się cmentarz wojenny 320 w Niedarach, mocno zaniedbana kwatera znajduje się na prywatnej posesji, zrobiłem więc tylko parę zdjęć zza płotu. Potem pojechałem na wał zobaczyć miejsce gdzie żołnierze rosyjscy pochowani na cmentarzu 320 próbowali przeprawić się przez rzekę i zostali niemal doszczętnie wybici, zginął także ich dowódca. Za rzeką Uście Solne już w Gminie Szczurowa, to właśnie tu Raba wpada do Wisły, jest kościół, mały rynek ze starą zabudową, ale mnie interesował oczywiście cmentarz wojenny nr 319 znajdujący się na położony przy drodze 964 cmentarzu parafialnym. Warto zwrócić uwagę, że na krzyżach pojawiły się tabliczki z nazwiskami poległych, za to od stromy drogi znikło ogrodzenia cmentarza parafialnego, stanowiące również tylne ogrodzenie kwatery wojennej, chyba trwa jakiś remont.

W tym miejscu skręciłem w kierunku Bochni, warto wspomnieć, że zmieniła się pogoda, słońce zaszło, pojawiły się chmury, wiatr osłabł, zrobiło się chłodniej i przyjemniej, w sumie mi takie warunki odpowiadały, bałem się jednak zapowiadanych burz. Jadąc z Uścia Solnego drogą na Cerekiew zastanawiałem się czy jednak nie odpuścić sobie jazdy na cmentarz 318 we Wrzępi, co pozwoliło by mi znacznie skrócić drogę do Bochni, ostatecznie jednak postanowiłem, że jadę na Wrzępię. Powiem szczerze, że ta wioska mnie pozytywnie zaskoczyła, mają ładny kościół plac w centrum z przystankiem i jakąś altanką w której można posiedzieć, niestety nie było czasu i od razu popędziłem na znajdujący się w lesie na granicy z Bratucicami cmentarz 318. Właśnie zaczyna się remont będącej w fatalnym stanie drogi ze Wrzępi do Bratutic i od jutra ta droga ma być zamknięta, są już nawet robotnicy i trwają jakieś prace przygotowawcze, ale jeszcze jakoś przyjechałem. Wcześniej oczywiście odwiedziłem cmentarz, tuż za znakiem Bratucice należy skręcić w lewo, droga jest już asfaltowa (wcześniej był szuter) ale tylko przez 200 metrów, potem po staremu jedziemy po szutrze w kierunku lasu. Znajdujący się na skraju lasu cmentarz 318 na szczęście nadal jest z niezłym stanie, zrobiłem kilka fotek i ruszyłem dalej. Na drodze do Bratucic straciłem niestety siły i moja moc wyraźnie zmalała, dojechałem do Okulic, gdzie zrobiłem szybkie fotki sanktuarium i pojechałem drogą na Bogucice, gdzie odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny oznaczony nr 317. Tu niestety też po staremu, tyle że chwasty wyższe niż zwykle. Dalej pojechałem do Majkowic, gdzie pod sklepem zrobiłem pierwszy dłuższy (10 minutowy) postój, zjadłem bułkę, wypiłem colę i ruszyłem dalej na Bochnię. Kolejny przystanek pod kościołem w Gawłowie, przez dawny cmentarz ewangelicki doszedłem do kwatery wojennej nr 316, wszystko zadbane, położono nawet jakąś folię, która nie za bardzo wiem czemu ma służyć. Po odwiedzinach na tym cmentarzu pozostał już tylko powrót do domu, pojechałem na Słomkę, tam skręciłem na Krzyżanowice, przejechałem pod autostradą i zacząłem dojeżdżać do Bochni. W między czasie pogoda się wyklarowała i zaczęło grzać na całego, co tylko spotęgowało moje zmęczenie. W Bochni pojechałem pod kościół św Mikołaja, potem pod górę pod kościółek szkolny, koło policji i szpitala, i dalej pod górę drogą osiedlową koło kościoła św. Pawła. Tak wyjechałem na Górny Gościniec, którym dojechałem do kościoła kazimierzowskiego w Łapczycy tam w dół do drogi nr 4 i do domu po chodniku.

W sumie wycieczka udana, chyba niepotrzebnie tylko tak pędziłem, bo burzy nie było, zaliczyłem 7 kolejnych cmentarzy z okręgu IX i do pełnej puli 46 cmentarzy pozostały mi już tylko 4.

Galeria wycieczki


Z żoną do Niepołomic na lody

Wtorek, 21 sierpnia 2012 | dodano:21.08.2012 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 34.80 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 02:13
  • VAVG 15.70 km/h
  • VMAX 46.69 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 264 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Żona walczy o 1000 km w tym sezonie i w ramach nabijania kilometrów pojechaliśmy do Niepołomic na lody.

Początek wycieczki był dość nerwowy bo o godzinie 16:00 jak wyjeżdżaliśmy to na południu zaczęły gromadzić się czarne chmury i nawet trochę kropiło, ale zdecydowaliśmy się jednak jechać. Już w Targowisku nad naszymi głowami znowu zaświeciło słońce. Zdecydowaliśmy się na wariant trasy przez Szarów i potem ścieżką rowerową przez Kozie Górki, końcówka ścieżkami przez las i po pokonaniu 18 km jedliśmy już lody na rynku w Niepołomicach. Po 30 minutowej przerwie ruszyliśmy w drogę do domu, tym razem ścieżką rowerową wzdłuż drogi 75, potem pod kościół w Szarowie i przez Targowisko, podjazd pod Chełm i do domu. Czas wyszedł nam całkiem dobry, moja żona wyraźnie jest w formie jak tak dalej pójdzie to 1000 km powinna zaliczyć bez problemu.

Galeria wycieczki


Szosówką pod leśniczówkę Przyborów

Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano:19.08.2012 Kategoria 0-20 km, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 17.21 km
  • Czas: 00:35
  • VAVG 29.50 km/h
  • VMAX 39.04 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 33 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Nie jeździłem szosówką od czasu wypadku podczas wyjazdu do Krakowa na Małopolski Wyścig Górski (09.05.2012) - dziś postanowiłem w końcu się przejechać. Przed wyjazdem musiałem dopompować powietrze w obu kołach. Na trasę wyruszyłem dopiero o 18:45, myślałem nawet o dłuższej trasie, ale słońce już wyraźnie zaczęło zachodzić, więc postanowiłem, że pojadę Drogą Królewską pod leśniczówkę w Przyborowie i z powrotem.

Przez miasto jechało wolno i asekuracyjnie, wypinając się co chwilę z pedałów, zacząłem się rozpędzać dopiero pod Zajazdem Królewski. Jechałem dość szybko, po kilku kilometrach wrzuciłem nawet na dużą tarczę z przodu (52 zęby), próbowałem też jazdy na dłuższych odcinkach z dolnym uchwytem. Taka jazda jest dla mnie dość ciężka, nie wiem jak można w takiej pozycji zrobić 200 km, fakt jest faktem że w tej typowo kolarskiej pozycji moc jest większa i łatwiej o wysoką prędkość, ale mi jedzie się tak ciężko. Jak już rozpędziłem rower to jechałem 35-37 km, z tyłu pozostawały mi jeszcze dwie mniejsze koronki, ale nie miałem siły na nich cisnąć. Pod leśniczówką miałem średnią 28,2 km/h - powód wolne pierwsze 2 km przez miasto. W drodze powrotnej cisnąłem mocno i tuż przed wyjazdem z Puszczy dobiłem do średniej 29,5 km/h, ale później jazda przez miasto, znowu trochę wolniej, ale mimo wszystko starałem się przejechać szybko. W drodze powrotnej wykręciłem czas około 17:15, podczas gdy do leśniczówki miałem około 18:34, ostatecznie zakończyłem ten krótki wyjazd ze średnią 28,85 km/h.

Szosówka to szybki ale moim zdaniem mało bezpieczny rower, już się trochę odzwyczaiłem od jazdy bez amortyzacji, do tego jeszcze mocno nabiłem koła i niestety czułem każdą nawet najmniejszą nierówność. Rowerzystów na Drodze Królewskiej wręcz połykałem, to fajne uczucie ale z drugiej strony może lepiej jechać sobie trochę wolniej:). Jeszcze muszę potrenować w tym roku na szosówce, ale chyba tylko po Puszczy bo jakoś ciągle boję się jechać gdzieś dalej, trauma po wypadku w Krakowie pozostaje.


Z żoną do Łapanowa

Niedziela, 19 sierpnia 2012 | dodano:19.08.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 41.61 km
  • Czas: 02:55
  • VAVG 14.27 km/h
  • VMAX 50.05 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 304 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W końcu piękna pogoda, zdecydowaliśmy więc że jedziemy do Łapanowa. Z Łapczycy pojechaliśmy drogą powiatową do Siedlca i odbiliśmy w lewo na drogę na Stradomkę. Tą mniej ruchliwą drogą dojechaliśmy do Wieńca i skręciliśmy w prawo rozpoczynając podjazd przez Wieniec i Jaroszówkę. Moja żona trochę się męczyła pod górę (dawno nie jeździła) ale dała radę i po kilkunastu minutach jazdy i jakiś 130 metrach pod górę w pionie byliśmy w Klęczanach skąd rozpoczęliśmy szalony zjazd do Łapanowa. W Łapanowie na początku odwiedziliśmy cmentarz, a konkretnie dwie kwatery wojenne z okresu I wojny oznaczone wspólnym numerem 342. Potem pojechaliśmy na rynek gdzie zjedliśmy lody i uzupełniliśmy nasze bidony, kolejnym punktem miał być zalew. Podjechaliśmy pod ośrodek, ale tam jakieś remonty, można co prawda wejść nad zalew, ale kosztuje to 5 zł od osoby a my chcieliśmy tylko chwilę sobie posiedzieć, więc stwierdziliśmy że siedzenie na jeziorkiem nie jest warte 10 zł. Wróciliśmy się kawałek i zrobiliśmy sobie piknik nad Stradomką:) Po dłuższej przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem zdecydowaliśmy się pojechać płaską trasą prowadzącą doliną Stradomki. Na początek pojechaliśmy dość ruchliwą szosą na Ubrzeż, gdzie skręciliśmy w lewo i już mniej ruchliwą drogą przez Kamyk, Chrostową i Dąbrowicę dojechaliśmy do Wieńca, skąd tą samą drogą co rano wróciliśmy do domu.

Wycieczka udana, pogoda piękna, grzało może nawet trochę za mocno, ale po ostatnich chłodnych dniach to miła odmiana. Żona dała radę, przy okazji podnosząc swój tegoroczny dystans do 796 km, plan ma na 1000 czy się uda zobaczymy:)

Galeria wycieczki


Przełęcz Krowiarki i Zubrzycka

Sobota, 18 sierpnia 2012 | dodano:18.08.2012 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 71.87 km
  • Czas: 03:39
  • VAVG 19.69 km/h
  • VMAX 68.04 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 941 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pętle przez Przełęcz Krowiarki planowałem już od maja kiedy to byłem w Sidzinie na zielonej szkole i wtedy podjeżdżałem starym stalowym rowerem górskim w kierunku przełęczy Zubrzyckiej. Pomysł był taki, że pojadę samochodem do Jordanowa i z zrobię pętle rowerową przez Zawoję, Przełęcz Krowiarki, Przełęcz Zubrzycką, Sidzinę do Jordanowa - planowany dystans około 70 km. W sobotę przy pięknej słonecznej pogodzie nadszedł czas na realizacje:)
Do Jordanowa przyjechałem tuż przed 9:00, zaparkowałem na przedmieściach (bo rynku postój płatny) przy markecie Lewiatan i ruszyłem na trasę. Od samego początku miałem pod górkę, najpierw do rynku w Jordanowie, którego zwiedzanie zostawiłem sobie na koniec wycieczki, a później był solidny podjazd pod Osielec. Już ta w końcu niewysoka górka (800 m i 49 metrów przewyższenia), pokazała że nie jestem dziś w formie, nogi miałem jak z ołowiu, mięśnie napięte na granicy kurczy - jechało mi się ciężko. Na szczęście za podjazdem w Osielcu miałem piękny długi zjazd a potem odcinek w miarę płaski aż do mostu na rzecze Skawica na granicy Juszczyna i Białki. To właśnie za tym mostem skręciłem w lewo na Zawoję (385 m npm) rozpoczynając tym samym prawie 26 km podjazd na Przełęcz Krowiarki. Po skręcie przejeżdżamy tory kolejowe i jedziemy sobie przez Białkę, podjazd jest prawie nie wyczuwalny, metrów na altimetrze powoli przybywa ale jazda jest szybka i bez wysiłkowa. Po wjechaniu do Skawicy zaczynają się zdarzać odcinki i większej stromiźnie, ale są też odcinki płaskie i średnia podjazdu dalej nie przekracza 1%. Po przejechaniu 8,5 km dojeżdżamy do centrum Zawoi, tu zrobiłem mały postój na kilka fotek, kilkaset metrów dalej sfotografowałem jeszcze pensjonat Silver gdzie parę lat temu spędzałem majowy weekend i ruszyłem dalej. Za centrum Zawoi stromizna lekko rośnie, choć dalej nie jest jakaś mega duża, za to widoki robią się coraz ładniejsze. Po przejechaniu ronda ze skrętem na Markowa (16 km podjazdu), zaczyna robić się dość stromo, po kolejnych 3 km dojeżdżamy do wyciągu na Mosorny Groń. Tu zrobiłem kolejny postój (710 m npm) i przyznam szczerze, że byłem już dość mocno zmęczony. Za wyciągiem dojeżdżamy do przysiółka Policzne i zaczyna się jazda przez las, stromizna rośnie do poziomu, który będzie się już utrzymywał do końca podjazdu. Po chwili kończy się Zawoja, nic się nie zaczyna:) pozostaje tylko podjazd do góry. Asfalt miejscami jest dobry, ale są też dość duże odcinki z bardzo kiepską nawierzchnią, ruch na drodze jest spory, zdarzają się nawet ciężarówki, co na pewno nie ułatwia jazdy. Na 22 km podjazdu (wysokość 836 m npm) dojeżdżamy do serii serpentyn, na szczęście stromizna nie rośnie jakoś dramatycznie, choć wysokość zdobywamy trochę szybciej. Po wyjeździe z ostatniego zakrętu, droga prowadzi na wprost do góry, po obu stromach pojawiają się zaparkowane samochody, to znak że do przełęczy jest już blisko. W pewnym momencie widać na szczycie duży banner "Gmina Jabłonka wita" - jesteśmy na miejscu, po prawej stronie drogi jest duży łąką na której są ławeczki i kasa przed wejściem na szlak na Babią Górę. Gdy wyjechałem na szczyt mój GPS pokazywał wysokość 1004 m npm, ale po kilku minutach postoju wyraźnie się skalibrował i podniósł wysokość do 1013 m npm (większość źródeł podaję 1012). Na szczycie zrobiłem sobie dłuższy postój i sesję fotograficzną, w tym miejscu miałem przejechane 40 km i byłem już dość mocno zmęczony.

Po przerwie popędziłem w dół i szybko straciłem część wysokości, szybki zjazd skończył się w Zubrzycy Górnej pod Skansenem (niestety zza płotu nic nie widać), więc od razu ruszyłem dalej i po chwili dojechałem do skrętu na Sidzinę (728 m npm) i początku podjazdu pod Przełęcz Zubrzycką. Podjazd z tej strony jest raczej łatwy dopiero ostatnie kilkaset metrów może dać trochę w kość. Na samej przełęczy w zasadzie nic nie ma, kapliczka i fajny widok na Okrąglice w pasmie Policy. Zaraz za przełęczą mamy szybki i stromy zjazd, by po niecałym kilometrze wyjechać na ciekawą widokową polanę - czyli Wielką Polanę już w Sidzinie, w maju jak jechałem tu od strony Sidziny to błędnie założyłem że to już szczyt przełęczy. Po prawej widać dużą drewnianą kaplicę, a po lewej małą kapliczkę w figurą Matki Bożej. Do samej przełęczy brakło mi więc maju nie dużo, choć to na pewno ciężki i stromy odcinek. Za Wielką Polaną możemy dalej cieszyć się szybkim zjazdem, najpierw trzeba uważać bo są dość strome serpentyny, ale potem już bardzo przyjemna jazda w dół aż do samej Sidziny pod Dąb Adam. Po drodze mijamy jeszcze Dom Wczasów Dziecięcych - fajny ośrodek na zieloną szkołę i wystawioną po drugiej stronie drogi drewnianą kapliczkę, kawałek dalej po lewej Skansen w Sidzinie. W centrum Sidziny pod kościołem zrobiłem kolejny postój, uzupełniłem zapasy w sklepie i posiedziałem sobie na ławeczce pod kościołem. Do Jordanowa miałem jechać przez Bystrą, ale potem musiałbym znowu jechać drogą 28, więc zdecydowałem się na znacznie spokojniejszy odcinek (choć może trochę dłuższy) przez Toporzysko. Do pokonania miałem spory podjazd, ale potem w nagrodę długi zjazd i dopiero przed samym Jordanowem znowu pod górę.

W Jordanowie porobiłem kilka fotek i przy okazji trafiłem na Dni Ziemi Jordanowskiej i załapałem się na darmowy placek. Potem jeszcze kilkaset metrów dojazdu do samochodu i tuż po 14:00 zamknąłem pętle. Wycieczka w sumie udana, choć jechało mi się dość ciężko i wyraźnie brakowało siły pod górę, na szczęście stromizny nie były za wielkie i jakoś udało się wyjechać.

Galeria wycieczki


Do Bochni na zwiedzanie kirkutu żydowskiego

Piątek, 17 sierpnia 2012 | dodano:17.08.2012 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 13.96 km
  • Czas: 00:45
  • VAVG 18.61 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 220 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem do Bochni na wzgórze Krzeczków obejrzeć kirkut żydowski. Muzeum w Bochni zorganizowało zwiedzanie cmentarza, byłem na Krzeczków już parę razy ale cmentarz normalnie jest zamknięty a zza płotu nic nie widać, zdarzyła się więc okazja obejrzenia cmentarza i to jeszcze z przewodnikiem, więc nie mogłem jej przegapić.

Na kirkucie interesowały mnie przede wszystkim groby żołnierzy z okresu I wojny oznaczone jako cmentarz nr 313, ale sfotografowałem przy okazji dużo więcej ciekawych nagrobków.

Po cmentarzu oprowadzała zebranych pani Iwona Zawidzka, która podczas prawie półtora godzinnego spaceru pokazała nam najciekawsze nagrobki na cmentarzu opowiadając niejednokrotnie historię życia i śmierci osób tam pochowanych. Kirkut żydowski w Bochni został otwarty w roku 1872, pierwsze zachowane nagrobki pochodzą z 1873. Wcześniej bocheńscy żydzi wozili swoich zmarłych na cmentarz w Nowym Wiśniczu, ale w tych latach panowała zaraza i przepisy sanitarne zabraniały przewożenia zwłok, powstał więc cmentarz w Bochni. Ostatni pochówek na tym cmentarzu miał miejsce w czerwcu 1945 r. ale na terenie kirkutu znajdziemy też groby nowsze, często odtworzone bo część macew została zniszczona i wywieziona poza cmentarz o okresie II wojny światowej. W wielu miejscach cmentarza stoją więc jednakowe betonowe płyty z krzyżem Dawida, które postawiono w miejsce tych wywiezionych. Na samym kirkucie jest wiele zabytkowych grobów z bogata symboliką, która co ciekawe dość rzadko nawiązuje do gwiazdy Dawida z która kojarzą się nam Żydzi.

Więcej informacji o bocheńskim kirkucie można znaleźć tu, a moje zdjęcia ze zwiedzania kirkutu znajdują się tu.

Galeria wycieczki

Mapa zawiera trasę ranną do pracy i z powrotem i wieczorny wyjazd na zwiedzanie kirkutu.