Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczki piesze

Dystans całkowity:55.96 km (w terenie 46.50 km; 83.10%)
Czas w ruchu:20:08
Średnia prędkość:2.78 km/h
Maksymalna prędkość:9.00 km/h
Suma podjazdów:2166 m
Maks. tętno maksymalne:154 (82 %)
Maks. tętno średnie:94 (50 %)
Suma kalorii:6329 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:9.33 km i 3h 21m
Więcej statystyk

Królowa Beskidów zdobyta !!!

Niedziela, 23 sierpnia 2015 | dodano:24.08.2015 Kategoria wycieczki piesze
  • DST: 15.02 km
  • Teren: 15.00 km
  • Czas: 05:53
  • VAVG 2.55 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Kalorie: 1200 kcal
  • Podjazdy: 835 m
  • Aktywność: Wędrówka
Na ten weekend miałem ambitne plany górskie. Początkowo miałem jechać na wycieczkę PTTK na Słowację z podejściem pod Krywań, potem miałem jechać na weekend w Tatry z przejściem przez Czerwony Wierchy, Kasprowy i Krzyżne, jednak koniec końców nic z tych planów nie wyszło i zrealizowałem plan awaryjny, czyli atak na Królową Beskidów - Babią Górę.

Babią Górę planowałem zdobyć od dawna, po raz pierwszy w 2009 r. kiedy to pojechałem na weekend majowy do Zawoi z moją narzeczoną (obecnie żoną). Pierwszego dnia pobytu zrobiliśmy mały trening na Mosorny Groń i drugiego dnia z samego rana mieliśmy uderzyć na Babią, ale niestety pogoda się popsuła i ataku szczytowego nic nie wyszło. W 2012 r. pojechałem z dziećmi na zieloną szkołę do Sidziny, w planie było podejście na Babią Górę, ale po początkowych przebieżkach po niższych górkach okazało się, że nie wszyscy uczestnicy podołali by takiej trasie i skończyło się na podejściu na Halę Krupową. Od tego czasu jeszcze parę razy planowałem wypad na Babią ale zawsze na planach się kończyło.

Dziś nadszedł czas żeby to zmienić. Razem z Krzyśkiem i Izą pojechaliśmy na przełęcz Krowiarki i mniej więcej o 8:20 ruszyliśmy czerwonym szlakiem na szczyt. Na początkowych metrach przeżyliśmy szok - stromo pod schodach do góry, do tego narzuciliśmy dość szybkie tempo i pojawiło się zmęczenie. Lekko zwolniliśmy, ale mimo to po niecałych 40 minutach byliśmy już na Sokolicy (1367 m npm) skąd po raz pierwszy zobaczyliśmy szczyt Babiej Góry. Zrobiliśmy kilka fotek i ruszyliśmy w kierunku widocznej najbliżej Kępy (1521 m npm), kilkanaście minut przedzierania się wąską ścieżką wśród kosodrzewiny, jeszcze trochę schodów pod górę i byliśmy na miejscu. Na Kępie zrobiliśmy krótki postój na uzupełnienie kalorii i po już chwili zmierzaliśmy w kierunku Gówniaka (1617 m npm).

Po chwili wyszliśmy z piętra kosodrzewiny i podążaliśmy dalej już wśród nagich skał, do tego pojawiły się piękne widoki w obie strony. Zdobycie Gówniaka (1617 m npm), trochę nam zajęło, po drodze pojawiły się jeszcze dwa niby wierzchołki, jednak dopiero ten trzeci mocno skalisty okazał się szczytem Gówniaka. Na szczycie parę fotek i ruszyliśmy dalej. Po drodze na szczyt Babiej znów pokonaliśmy kilka "niby" szczytów, ale jak doszliśmy na miejsce to nie mogło być nowy o pomyłce. Samo końcowej podejście pod szczyt trochę mnie rozczarowało, wydawało się zbyt proste, to zdobycie Gówniaka było bardziej efektowne, ale to właśnie Diablak (1725 m npm) był celem naszej wycieczki.

Na szczycie zrobiliśmy dłuższy postój, fotki, jedzenie, odpoczynek. Widoki ładne, choć na stronę słowacką i Tatry brakowało trochę przejrzystości powietrza. Na szczycie Babiej było dość ciepło i raczej bezwietrznie, co mnie trochę zdziwiło bo w większości opisów na temat tej góry pojawiają się komentarze o niskiej temperaturze i mocnym wietrze. Warto wspomnieć, że szczyt Babiej zdobyliśmy w ekspresowym tempie, od kasy na przełęczy na szczyt szliśmy 2 godziny i o 10:20 odpoczywaliśmy już na szczycie. Na znakach szlaku czas podejścia określono na 2:30.

Z Babiej mieliśmy iść przez przełęcz Brona do schroniska Markowe Szczawiny i o ile podejście na sam szczyt od Krowiarek mnie rozczarowało, to zejście ze szczytu pokazało mi prawdziwą Babią Górę. Ze szczytu Babiej zejście na przełęcz Brona wygląda na spacerek, jednak w rzeczywistości jest jednak inaczej, już samo zejście z wierzchołka to trudne przejście po rumowisku skalnym - gdybym tędy podchodził to rozczarowania szczytem by nie było:) Później jest kawałek z miarę łatwego terenu, ale dalej zejście do przełęczy jest znowu dość ciężkie - ścieżka jest wąską, stroma i nawet schodząc w dół dość się męczyłem, jednak jak widziałem zmęczenie na twarzach ludzi podchodzących pod górę, to zejście stawało się jakby łatwiejsze. Zejście w tą stronę jest ciekawe widokowo, bo praktycznie przez cały czas jak na dłoni widzimy szczyt Babiej Góry.

Na przełęczy Brona (1408 m npm) zrobiliśmy krótki postój, według znaków szlaków, z tego miejsca jest godzina podejścia na Małą Babią Górę (1515 m npm), jednak nie mieliśmy jej dzisiaj w planie, więc znów bardzo stromą ścieżką ruszyliśmy w dół w stronę schroniska. Po kilkudziesięciu minutach ciężkiego zejścia doszliśmy do schroniska Markowe Szczawiny (1180 m npm), gdzie oczywiście zrobiliśmy przerwę na obiad.

Najbardziej naturalnym zejście od schroniska do przełęczy Krowiarki jest szlak niebieski, jednak praktycznie na każdym słupie wisiało ogłoszenie, że szlak jest remontowany i przejścia nim nie ma. Wiedzieliśmy o tym już wcześniej, więc mieliśmy plan zejścia szlakiem czarnym, później niebieskim pod dolną stację wyciągu na Mosorny Groń i następnie podejście wzdłuż drogi - szlakiem niebieskim na Krowiarki. Była to trasa bardzo na około, a gdy tak sobie jedliśmy obiad, to zauważyliśmy, że do schroniska dochodzą ludzie od strony remontowanego szlaku niebieskiego. Były też osoby, które tym szlakiem kierowały się w dół, zapytałem więc jedną panią, czy przeszła tym szlakiem od Krowiarek i czy jest on drożny. Pani powiedziała mi, że remont faktycznie trwa, ale spokojnie można szlakiem przejść, postanowiliśmy więc zaryzykować.
Remont faktycznie jest widoczny, ale dziś była niedziela, nikt więc nie pracował, więc problemów z przejście pod szlaku nie było. Droga nie jest co prawda w najlepszym stanie, ale nie ma na niej żadnych trudności technicznych, idzie się wręcz jak na spacerze przez las, więc spokojnie podążaliśmy nią w dół. W pewnym momencie słyszymy wycie syreny alarmowej, po chwili koło nas przemknął quad GOPRu. Po kilkunastu minutach doszliśmy do miejsca, gdzie ratownicy zbierali ze szlaku jakąś dziewczynę - leżała na noszach i miała zaklejony nos. Ruszyliśmy dalej w dół i po chwili quad minął nas ponownie zwożąc turystkę na Krowiarki. Trochę głupia sprawa, bo wypadek zdarzył się na remontowanym odcinku szlaku i pewnie turystka może mieć z tego powodu nieprzyjemności.

Szlak jest zamknięty aż do Perci Przyrodników, gdzie zaczyna się droga jak przez park. Pewnie dokładnie taką samą drogę, chcą zbudować aż do samego schroniska, tworząc szlak dostępny praktycznie w klapkach - czy to oby na pewno dobry pomysł? Tak sobie myślę, że gdyby tak postępować zgodnie z przepisami, to remont szlaku na odcinku od schroniska do Perci Przyrodników uniemożliwia podejście na Babią przez najtrudniejszy (jednokierunkowy - do góry) szlak czyli Perć Akademików - bo zgodnie z prawem nie ma na nią wejścia, my jednak widzieliśmy ludzi na tym szlaku.

Kilka minut po 14 po pokonaniu 15,5 km wróciliśmy na przełęcz Krowiarki kończąc tym samym naszą wycieczkę. Poszło nadzwyczajnie szybko, fakt że udało nam się przemknąć szlakiem niebieskim, zamiast iść na około, ale mimo wszystko zakończyliśmy tą wycieczkę wyjątkowo szybko. Przez chwilę rozważaliśmy nawet czy gdzieś się jeszcze nie przejść, ale pogoda powoli się psuła. Pierwsze chmury widzieliśmy już schronisku i między innymi to skłoniło nas to przejścia remontowanym szlakiem, na Krowiarkach było chmur zdecydowanie więcej, a w głowie mieliśmy prognozy, które mówiły o możliwych burzach po południu, postanowiliśmy więc wracać do domu.

Wycieczka bardzo udana, Babia Góra zdobyta w bardzo dobrym tempie, widoki piękne, choć do pełni szczęścia zabrakło trochę lepszej przejrzystości powietrza w kierunku południowym. Podejście na Babią od strony Krowiarek dość trudne (szczególnie na początkowym odcinku) choć krótkie, miałem jednak wrażenie, że podejście od schroniska wcale nie byłoby łatwiejsze, do tego jeszcze trzeba by przecież dojść do schroniska, więc droga na szczyt byłaby znacznie dłuższa.

Mapa i galeria

Bacówka na Maciejowej

Sobota, 18 lipca 2015 | dodano:20.07.2015 Kategoria Po górkach, wycieczki piesze, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 6.50 km
  • Teren: 6.00 km
  • Czas: 02:40
  • VAVG 2.44 km/h
  • Aktywność: Wędrówka
Podczas drugiego dnia pobytu w Rabce wybrałem się wraz z żoną i córką do Bacówki PTTK na Maciejowej. Pierwotnie mieliśmy iść z centrum Rabki Głównym Szlakiem Beskidzkim na Turbacz, ale to oznaczało 1,5 do centrum i 5,5 km na Maciejową, trochę się obawiałem aż tak długiego dystansu z dzieckiem na plecach, więc wybrałem wariant krótki. Pojechaliśmy więc samochodem na przysiółek Słone, skąd na Maciejową prowadził szlak czarny długość jakieś 3 km, zaparkowaliśmy samochód i górę. Czarny szlak prowadził wzdłuż wyciągu narciarskiego, więc od razu było dość stromo pod górę. Pogodę mieliśmy niezłą, bo mimo wysokiej temperatury niebo było zachmurzone i jakoś strasznie nie dogrzewało, jednak było dość duszno i po po ledwie kilometrze podejścia byłem w zasadzie cały mokry.

Po przejściu jakiegoś 1,3 km dotarliśmy na polanę Maciejową do górnej stacji wyciągu narciarskiego, tu kończyły się zasadnicze trudności podejścia i dalej do Bacówki prowadziła już praktycznie droga szczytowa prowadzącą lekko pod górę. Sam szczyt Maciejowej leży na wysokości 815 m npm, natomiast schronisko znajduję się na Polanie Przyslop na wysokości 852 m npm. Położenie Bacówki jest bardzo malownicze a polany wokół niej mamy naprawdę piękne widoki. Pod bacówką zrobiliśmy sobie dłuższy postój, w między czasie całkowicie się wypogodziło. Bacówka jest przystankiem na Głównym Szlaku Beskidzkim w drodze na Turbacz, więc turystów nie brakowało, dla nas była celem podróży, więc po przerwie ruszyliśmy w dół. Tym razem szło nam bardzo dobre, więc bez postojów zeszliśmy od razu do samochodu i chyba dobrze się stało, bo na ostatnich metrach wycieczki zaczęło lekko kropić, a jak wróciliśmy na kwaterę to nad Rabką przeszła dość silna burza.

Wycieczka udana, Emilka nawet dzielnie zniosła wyprawę i awanturowała się tylko trochę:), choć moja córka jest już dość ciężka i dzwiganie jej na plecach jest dość męczące.

Góra Parkowa

Niedziela, 7 czerwca 2015 | dodano:09.06.2015 Kategoria pieszo, wycieczki piesze, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 4.40 km
  • Teren: 3.50 km
  • Czas: 01:11
  • VAVG 3.72 km/h
  • VMAX 7.00 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Kalorie: 950 kcal
  • Podjazdy: 172 m
  • Aktywność: Wędrówka
Ostatni dzień naszych rodzinnych mini wakacji postanowiliśmy spędzić w Krynicy i przy okazji zdobyć Górę Parkową. Wsadzenie Emilki do nosidełka znów było problematyczne, ale jak już się tam znalazła to siedziała w miarę spokojnie.

Górę Parkową postanowiliśmy zdobywać wchodząc na nią po szlaku - jest to droga trochę na około, ale za to prowadzi ładnymi leśnymi ścieżkami. Muszę powiedzieć, że trochę się zmachałem idąc po górę, ale po jakiś 40 minutach marszu byliśmy na miejscu. Na szczycie oczywiście dłuższa przerwa na jedzenie i zabawę na placu zabaw.

W dół postanowiliśmy iść alejkami, jest ich tak dużo, że ciężko się zdecydować którą iść, ale jakoś udało nam się zejść na deptak w Krynicy:) Potem jeszcze trochę zabawy w fontannie, jedzenie, małe zakupy i do domu.

Krynica - Przełęcz Krzyżowa

Sobota, 6 czerwca 2015 | dodano:08.06.2015 Kategoria pieszo, wycieczki piesze, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 6.58 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 01:42
  • VAVG 3.87 km/h
  • VMAX 6.00 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Kalorie: 120 kcal
  • Podjazdy: 324 m
  • Aktywność: Wędrówka
Po udanym teście nosidełka, dziś postanowiliśmy zdobyć Jaworzynę Krynicką - oczywiście na szczyt zamierzaliśmy wjechać kolejką, ale żeby nie było za łatwo to z Krynicy do dolnej stacji kolejki w Dolinie Czarnego Potoku postanowiliśmy dojść szlakiem zielonym przez Przełęcz Krzyżową. Niby blisko ale jak się okazało droga ta była jednak sporym wyzwaniem.

Samochód zostawiliśmy w centrum Krynicy i drogę. Na początek po asfalcie a potem po kostce brukowej, ale to mocno w górę ulicą Zieloną. Od samego rano było bardzo gorąco a Emilce wyraźnie nie bardzo się dzisiejsza wycieczka podobała i w zasadzie od samego początku była marudna. Po przejściu ul. Zielonej weszliśmy w las, droga cały czas prowadziła stromo pod górę, zrobiliśmy mały postój po którym Emilkę z krzykiem wsadziliśmy z powrotem do nosidełka. Po kilkudziesięciu minutach doszliśmy na Przełęcz Krzyżową (769 m npm) gdzie musieliśmy zrobić dłuższy postój. Wyjęta z nosidełka Emilka moment odzyskała dobry humor, niestety oo przerwie gdy wsadzaliśmy ją do nosidełka znów ryk:( 

Na szczęście teraz już było tylko w dół i stosunkowo blisko do Doliny Czarnego Potoku, gdzie znajdowała się stacja kolejki. Kupiliśmy bilety i wyjechaliśmy na Jaworzynę, na szczycie Emilka strasznie rozrabiała, biegała i zbierała kamienie:) Nie zbyt spodobał jej się już sam zjazd na dół, zacząłem się obawiać jak z powrotem wrócimy do Krynicy. Emilka nawet nie chciała słyszeć o ponownym wejściu do nosidełka i uciekała po całym parkingu, żebym jej nie wsadził. Wpadłem na pomysł, że pójdę sam i przyjadę samochodem, ale po chwili namysłu postanowiliśmy jednak wsadzić Emilkę i siłę do nosidełka. 

Podejście ponownie do przełęczy było ciężkie zarówno fizyczne (stromo) jak i psychiczne bo dziecko prawie cały czas płakało. Na przełęczy znów zrobiliśmy postój, Emilka od razu poczuła się lepiej i po przerwie o dziwo nawet w nosidełku nie było już tak źle. Spokojnie zeszliśmy sobie do Krynicy szlakiem zielonym. Planowałem co prawda zejście szlakiem niebieskim, ale w tej sytuacji postanowiłem wybrać najkrótszą możliwą drogę do samochodu.

Ta wycieczka trochę mnie zdołowała, okazało się że Emilka nie bardzo chcę siedzieć w nosidełku i nie bardzo podoba jej się dłuższe chodzenie po górach. W planie na ten rok mieliśmy podejście do Morskiego Oka, ale w tej sytuacji trzeba będzie z tego zrezygnować.

Po południu poszliśmy jeszcze na zakupy do Tylicza, przy okazji zwiedziliśmy cerkiew grekokatolicką i zabytkowy drewniany kościół. Emilka o dziwo siedziała w nosidełku dość spokojnie, więc może nie będzie jednak tak źle:)

Spacer z Emilką na plecach po Tyliczu

Piątek, 5 czerwca 2015 | dodano:08.06.2015 Kategoria wycieczki piesze, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 6.00 km
  • Teren: 2.00 km
  • Czas: 01:30
  • VAVG 15:00 km/h
  • VMAX 10:00 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Kalorie: 600 kcal
  • Podjazdy: 56 m
Na długi weekend pojechaliśmy rodzinnie do Tylicza oddalonego o 6 km od Krynicy. Podczas pobytu w górach mieliśmy testować nosidełko na dziecko z zamiarem wędrówki po górach.

Na początek zrobiliśmy sobie kontrolny spacer po Tyliczu. Emilka przy wkładaniu trochę się buntowała, ale potem nawet siedziała spokojnie. Wychodziliśmy dwa razy, najpierw koło południa na obiad i zakupy a potem drugi raz po południu już bardziej zwiedzać (dane wycieczki, tylko z drugiego wyjścia).

Po południu poszliśmy najpierw na rynek w Tyliczu a potem na powstałą niedawno Golgotę. Znajdujący się na wzgórzu za nowym kościołem parafialnym obiekt jest imponujący. Najpierw idzie się ścieżkami w kierunku wysokiej kamiennej wieży, a potem wąskim korytarzem osiąga się szczyt wieży na której stoi krzyż. Całość naprawdę ładna, warto obejrzeć.

Miałem jeszcze plan wyjść na któreś z okolicznych wzgórz, ale nie bardzo wiedziałem którędy. Postanowiłem więc udać się szlakiem czarnym prowadzącym do Krynicy. Przeszliśmy jednak tylko odcinkiem prowadzącym po asfalcie, dalej było straszne błoto, więc zrezygnowaliśmy ze wspinaczki. Inną drogą wróciliśmy do rynku w Tyliczu, gdzie zjedliśmy lody i następnie wróciliśmy na kwaterę.

Pierwsze testy nosidełka wypadły pomyślnie, Emilka nie protestowała a mi szło się nawet nie najgorzej, choć ciężar wiercącego się brządąca czułem wyraźnie.

Turbacz

Niedziela, 17 maja 2015 | dodano:18.05.2015 Kategoria wycieczki piesze
  • DST: 17.46 km
  • Teren: 16.00 km
  • Czas: 07:12
  • VAVG 2.43 km/h
  • VMAX 9.00 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • HRmax: 154 ( 82%)
  • HRavg 94 ( 50%)
  • Kalorie: 3459 kcal
  • Podjazdy: 779 m
  • Aktywność: Wędrówka
Po ostatniej udanej wycieczce na Górę Chełm i Kudłacze, zaplanowałem kolejną wycieczkę górską tym razem na Turbacz. Niestety na niedziele, prognozy pogody były średnie, co prawda w sobotę na twojej pogodzie pojawiła się prognoza bez deszczu, ale jak rano jechaliśmy samochodem, to można było mieć spore obawy czy uda się deszczu uniknąć.

Na wycieczkę wybraliśmy się z Izą i Krzyśkiem. Samochodem dojechaliśmy do Koninek, skąd zgodnie z planem mieliśmy zaatakować Turbacz szlakiem zielonym przez Obindowiec, a następnie czerwonym na szczyt. Jednak tuż przed wejściem na szlak nastąpiła zmiana planów, pogoda była kiepska, więc stwierdziliśmy że lepiej będzie pójść na szczyt mniej widokowym szlakiem niebieskim, a przy ładniejszej pogodzie (mieliśmy taką nadzieje) wrócić bardziej widokowym szlakiem w dół. Niestety niebieski szlak, jest dość forsowny i dość szybko odczuliśmy jego trudy. Co gorsza gdzieś w połowie drogi zaczęło padać, dopóki szliśmy przez las, to było jeszcze nie najgorzej, ale gdy zaczęliśmy wychodzić na hale to deszcz stawał się dość męczący. Za polaną Średnie na wysokości ponad 1000 m npm Krzysiek z Izą wypruli do przodu, a moja żona zaczęła odczuwać trudy podejścia, więc musieliśmy trochę zwolnić tempo. Z dużym trudem dotarliśmy na Czoło Turbacza (1253 m npm) skąd przez chwilę zobaczyliśmy schronisko, które zaraz zasłoniły nadchodzące chmury. Przejście przez Halę pod Turbaczem, też okazało się mało przyjemne, bo mocny wiatr dawał nam mocno w kość. Końcowej podejście przez las do schroniska, było już trochę przyjemniejsze i po kilku minutach stanęliśmy pod schroniskiem (1283 m npm) - sporo się tu zmieniło od naszej ostatniej wizyty w 2007 roku, trwa remont dachu, poza tym dziś przed schroniskiem nie było żywej duszy.

W schronisku zrobiliśmy dłuższy postój, zjedliśmy obiad i zadowoleniem obserwowaliśmy poprawiającą się powoli pogodę za oknem. Po małej sesji zdjęciowej, ruszyliśmy w drogę powrotną czyli na początek pod górę na szczyt Turbacza (1310 m npm). Przez Turbacz musiała przejść niedawno jakaś nawałnica, po drodze mijaliśmy wiele połamanych drzew, albo sterczących z ziemi kikutów pozbawionych gałęzi. Po kilku minutach przy nieśmiało pojawiającym się na niebie słońcu zdobyliśmy szczyt:), zrobiliśmy oczywiście kilka fotek i po kilku minutach ruszyliśmy w dół szlakiem czerwonym. Z samego szczytu zejście było dość strome, ale po kilku minutach zaczęliśmy marsz stosunkowo płaską trasą, może z lekką tendencją w dół. Pogoda zaczęła poprawiać się na dobre, niestety poranne deszcze zrobiły swoje, droga była mokra i gdy trzeba było trochę zejść to miejscami było ślisko. Czerwonym szlakiem doszliśmy najpierw na Rozdziele (1198 m npm) gdzie zza chmur przebijały ośnieżone szczyty Tatr. Potem dotarliśmy do pomnika upamiętniającego miejsce katastrofy lotniczej z 1973 roku, a kawałek dalej do Obindowca (1106 m npm), gdzie odbijaliśmy w prawo na szlak zielony. Dość stromym zejściem po schodach doszliśmy do polany pod Suhorą (1000 m npm) na której mieści się obserwatorium astronomiczne, w porównaniu z moją ostatnio wycieczką na Turbacz, chyba zmienił się przebieg szlaku, bo wtedy przechodziliśmy koło obserwatorium podczas, gdy dziś minęliśmy go bokiem przez las. Po kolejnych kilku minutach doszliśmy do polany Tobolów (994 m npm), gdzie znajduje się górna stacja wyciągu. W 2007 roku to właśnie z tego miejsca zaczynałem podejście na Turbacz, dziś postanowiliśmy nie korzystać z wyciągu, tylko zejść na sam dół szlakiem zielonym.

Po paru minutach doszliśmy na piękną widokową polanę, gdzie zrobiliśmy kilka fotek. Niestety od tego miejsca, zejście robi się bardzo strome, na szczęście na tej wysokości chyba w ogóle nie padało, bo trasa była sucha, nie mniej jednak takie zejście na koniec wycieczki dało nam mocno z kość. Po kilkudziesięciu minutach doszliśmy do pierwszych zabudowań Koninek od których w dół prowadziła już droga asfaltowa, na koniec zostało nam jeszcze około 1 km dojście do samochodu.

Wycieczka w sumie bardzo udana, byłoby jeszcze lepiej gdyby rano nie podało. Bardziej widokową trasę w dół pokonaliśmy już przy całkiem przyjemnej pogodzie:)

Mapa i galeria wycieczki