Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:643.56 km (w terenie 108.50 km; 16.86%)
Czas w ruchu:34:19
Średnia prędkość:18.46 km/h
Maksymalna prędkość:66.76 km/h
Suma podjazdów:5668 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:37.86 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Wyjazd do Puszczy - złapana guma na ogródkach działkowych

Wtorek, 30 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 13.34 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 00:45
  • VAVG 17.79 km/h
  • VMAX 62.83 km/h
  • Temp.: 19.0 °C
  • Podjazdy: 281 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszym czyszczeniu i dzisiejszej regulacji roweru postanowiłem sprawdzić, czy moim rowerem GT da się jeździć czy też konieczny jest profesjonalny serwis.

Miałem jechać do Puszczy i ponownie poszukać wieży obserwacyjnej koło Czarnego Stawu, niestety zdecydowałem się na terenowy skrót przez ogródki działkowe. W pewnym momencie przejechałem przez rozbite szkło i pomyślałem sobie, że mogę złapać gumę. Chwilę później usłyszałem syczące powietrze i w kilka sekund zamiast tylnego koła miałem flak. Winny okazał się jednak gwóźdź a nie szkło, zatrzymałem się i bardzo szybko wymieniłem gumę, natomiast okazało się, że mam mega problem z napompowaniem koła. Pompka kupiona w Decathlonie okazała się do niczego i męczyłem się z pompowaniem koła chyba z 10 minut, gdy się końcu z tym uporałem stwierdziłem, że nie ma sensu jechać już do Puszczy i ulicą Chodenicką i Karosek dojechałem pod cmentarz ruszyłem nową drogą na Osiedle Niepodległości. Na osiedlu zdecydowałem się sprawdzenie ścieżki która jak się okazało wróciłem na ogródki działkowe gdzie znowu musiałem podjeżdżać pod górę - tym razem ścieżką terenową. Dalej już tradycyjnie Górnym Gościńcem do domu.

Wycieczka nie udana, cel nie osiągnięty, trzeba będzie kupić nową dętkę i nową - lepszą pompkę dobrze, że takie problemy nie przydarzyły mi się w niedzielę.


IX Krakowski Maraton Rowerowy - dystans mini

Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano:28.08.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie, zawody
  • DST: 35.43 km
  • Teren: 25.00 km
  • Czas: 01:50
  • VAVG 19.33 km/h
  • VMAX 45.21 km/h
  • Temp.: 19.0 °C
  • Podjazdy: 381 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Postanowiłem wystartować w Maratonie Krakowskim, mimo iż cały tydzień nie jeździłem wcale, a na upały czułem się kiepsko. Zgodnie z tradycją przed maratonem mocno popadało - deszcz jeszcze mnie złapał pod Wieliczką o 7:30 w rezultacie trasa była miejscami mocno mokra, a zjazdy jak dla mnie były zabójce. To właśnie zjazdy mnie załatwiły w tym wyścigu oraz problemy sprzętowe, najpierw z siodełkiem a później z łańcuchem. Ostatecznie zająłem 288 miejsce na 517 sklasyfikowanych, w kategorii M2 byłem 82 - mój czas zmierzony przez organizatorów to 1:53:16 i strata do zwycięzcy 52:02.

Mój licznik zmierzył 1:50:48 czyli resztę straciłem stojąc i naprawiając awarię - bo na bufecie spędziłem dosłownie 10 sekund.

Tym razem udało mi się ustawić do startu na początku stawki, przede mną było może ze 100 osób. Początek bardzo szybki po błoniach, minęło mnie kilka osób, ale i ja też wiele osób wyprzedziłem. Dalej była jazda po szosie ulicami: Mydlnicką, Hamernia i Jesionowa tu przycisnąłem bardzo mocno - na liczniku miałem 32-38 na godzinę i wyprzedziłem sporo osób. W momencie przejazdu koło Willi Decjusza byłem chyba nawet w pierwszej 50. Początek podjazdu po asfalcie też szedł mi nieźle, problemy zaczęły się w momencie wjazdu do Lasku Wolskiego gdy rozpoczął się błotnisty podjazd przez las. Na podjeździe dałem się zablokować i musiałem zsiąść z roweru i prowadzić po błocie pod górę - na tym odcinku na pewno straciłem kilka miejsc. Po podjeździe nastąpił odcinek w miarę płaski a później ostry zjazd po kamieniach. Zjazdy na tym maratonie sprawiły mi spore problemy, choć jak się potem przekonałem ten zjazd był jeszcze stosunkowo łatwy. Niestety na tym zjeździe poluzowało mi się siodełko i bardzo podniósł się przód siodełka - jechać się nie dało i musiałem się zatrzymać zaraz po zjeździe na ulicy Zakamycze. Regulacja siodełka kluczem imbusowym zajęła mi dłuższą chwilę i tylko patrzyłem jak kolejni zawodnicy wypadają z lasu i mnie mijają - myślę że w tym momencie straciłem co najmniej 100 miejsc.

Dalej był dłuższy odcinek płaskiego terenu najpierw asfaltem a później łąkami, przejechaliśmy nad autostradą i później pojechaliśmy wzdłuż zalewu w Kryspinowie, choć samego zalewu niestety nie widziałem. Na 17 kilometrze był bufet, ale ja stanąłem tam tylko na chwilę i wypiłem kubek wody, nie jadłem nic ponieważ miałem żele energetyczne i właśnie na wysokości bufetu sobie zaaplikowałem 1 dawkę żelu truskawkowego. Na bufecie więc przerwy nie było i ruszyłem dalej. Od momentu gdy regulowałem siodełko i ruszyłem na trasę zacząłem wyprzedzać dość dużo osób, kilka osób też minęło mnie ale dosłownie kilku. W dość mocnym tempie dojechałem ponownie do Lasku Wolskiego tu od razu rozpoczął się ostry podjazd w terenie. Początkowo kręciłem ale po chwili dojechałem do większej grupy prowadzącej rower, więc też zsiadłem i też zacząłem prowadzić, ale jak się okazało to co najgorsze miało dopiero nastąpić. Po podjeździe nastąpiła seria bardzo ciężkich i stromych zjazdów. Tu miałem mega problemy, łatwiejszą część zjechałem, a trudniejszą zbiegłem, kilka razy na trudniejszych odcinkach próbowałem jechać, ale dwa razy poszedłem ślizgiem w krzaki, a raz po hamowaniu musiałem przeskoczyć przez kierownicę. Na tych zjazdach straciłem naprawdę sporo, minęło mnie kilkunastu zawodników. Po zjeździe był jeszcze podjazd wąską drogą po kostce brukowej i tu zobaczyłem swoją szansę na dogonienie kilku zawodników jadących przede mną, zacząłem mocno pedałować pod górę, a tu nagle łańcuch mi przeskoczył i spadł z kasety, stanąłem założyłem, wsiadłem przejechałem 10 metrów i łańcuch spadł mi znowu:( Musiałem zmienić przerzutki i dopiero pojechałem dalej, na tym zamieszaniu znowu trochę straciłem:( Gdy wypadłem na asfalt na ulicę Królowej Jadwigi rozpędziłem rower a tu wołają za mną, że miałem skręcić w ulicę Józefa Korzeniowskiego, musiałem się zatrzymać nawrócić i pojechać tam gdzie trzeba, niestety znowu parę osób przemknęło koło mnie. Dwóch zawodników zdołałem jeszcze dogonić na asfalcie i na ostatniej prostej na Błoniach, ale dwóch kolejnych niestety mi uciekło.

Na metę wpadłem strasznie zmęczony, w sumie pojechałem dość dobrze, średnia prędkość na całym dystansie wyszła 19,1 km/h co na takiej trudnej trasie uznaję za naprawdę dobry wynik. Trochę szkoda mi tego czasu straconego na walkę z łańcuchem i siodełkiem, bo mogło być jeszcze kilka minut lepiej. Dużo też straciłem na zjazdach, bo po prostu nie umiem zjeżdżać a tu jeszcze było ślisko. Niestety obawiam się, że mój rower mocno ucierpiał na tym wyścigu, jeśli problemu z łańcuchem nie były związane z błotem to pewnie do wymiany jest napęd:( a tu za miesiąc odyseja i trzeba by mieć sprawny sprzęt.

Galeria wycieczki


Przed maratonem w Krakowie

Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano:28.08.2011 Kategoria 0-20 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie
  • DST: 13.76 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 00:43
  • VAVG 19.20 km/h
  • VMAX 38.70 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 98 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Przed maratonem zrobiłem krótką rozgrzewkę, na początek objechałem błonia i pojechałem na Kopiec Kościuszki Aleją Waszyngtona. Powrót już mocnym i trudniejszym zjazdem ulicą Hofmana, dalej objechałem resztę błoń. Na tej rozgrzewce przejechałam niecałe 10 km z przewyższeniem 97. Potem obejrzałem sobie start dystansu GIGA o godzinie 10:00, później jeszcze pojeździłem ścieżkami po Parku Jordana oraz zrobiłem trasę startową maratonu po błoniach, później już tylko czekałem na start swojego dystansu.


Do Racławic na pole bitwy z 1794 r.

Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano:21.08.2011 Kategoria Po górkach, 100 km i więcej, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 105.94 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 04:31
  • VAVG 23.46 km/h
  • VMAX 54.47 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 799 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczkę do Racławic planowałem od dość dawna, jak zobaczyłem prognozę pogody na niedzielę uznałem, że przyszedł czas na realizacje.

Z Niepołomic wyruszyłem około godziny 8:40, przejechałem przez miasto i ruchliwą drogą 75 dotarłem do Cła, gdzie przejechałem przez drogę Kraków - Sandomierz i skierowałem się na mało uczęszczane drogi w stronę Kościeliska i Czulic. Tam zaczęły się pierwsze pagórki, które przypomniały mi wyprawę na Litwę, szybko jednak zorientowałem się, że nasze polskie górki są o wiele trudniejsze do pokonania. W Czulicach zrobiłem postój najpierw na cmentarzu parafialnym gdzie mieści się kwatera żołnierzy z I wojny światowej oznaczona numerem 396. Niestety pomnik autorstwa Mayra jest strasznie zarośnięty przez chwasty, jakieś dwa lata temu byłem tu na wiosnę i wtedy prezentował się o wiele lepiej. Kilkaset metrów dalej na dawnym terenie dworskim a obecnie za terenie opuszczonej posesji znajduje się kolejny obiekt oznaczony numerem 394 - ten pomnik był w kiepskim stanie od dawna i nic niestety w tej kwestii się nie zmieniło, dodatkowo całość jest zarośnięta trawą - szkoda, że na tym terenie nic się nie robi w celu uratowania cmentarzy wojennych z I wojny.

Z Czulic ruszyłem drogą na Biórków Mały i dalej na Biórków Wielki, droga pagórkowata i mimo, że asfaltowa to strasznie nierówna, połatana, miejscami asfalt był strasznie popękany. W tej sytuacji podjazdy strasznie męczą, a na zjazdach nie da się rozwinąć większych prędkości. W Biórkowie Małym przeciąłem drogę na 776 na Proszowice i ruszyłem dalej na północ do Biórkowa Wielkiego - w tej miejscowości obejrzałem piękny drewniany kościółek i po raz pierwszy trafiłem na czerwone oznakowania rowerowego szlaku kościuszkowskiego, który miał mnie zaprowadzić do samych Racławic. Co prawda w Biórkowie Wielkim jeszcze na niego nie wjechałem gdyż kluczył gdzieś po wsi, ale po jakimś kilometrze szlak powrócił na drogę, którą jechałem. Za Biórkowem Wielkim czekał mnie długi i męczący podjazd do Gnatowic na wysokim garb przebiegający przez Koniuszę, podjazd strasznie mnie zmęczył, ale ja jego szczycie wyjeżdżamy na przełęcz z której mamy wspaniałą panoramę na wszystkie strony, przejrzystość powietrza była tak wielka, że na południu majaczył Beskid Wyspowy i Tatry. Droga grzbietem przełęczy zaprowadziła mnie do Koniuszy, ale nie jechałem pod sam kościół tylko dosłownie 200 metrów wcześniej skręciłem w stronę Przesławic, gdzie czekał mnie długi zjazd do drogi 775 prowadzącej ze Słomnik do Proszowic. Tą drogę również przeciąłem i kolejną wiejską drogą o fatalnej nawierzchni skierowałem się do miejscowości Rzędowice i dalej do Kowar, gdzie zatrzymałem się pod sklepem w celu zrobienia zakupów. W tym miejscu szlak kościuszkowski skręcał w prawo, ale ja wypatrzyłem na mapie, że jadąc w lewo powinno być dużo szybciej i tak właśnie pojechałem, skrót okazał się strzałem w 10 i po zaledwie kilkunastu minutach byłem, już miejscowości Radziemice, gdzie przy drodze stała tablica informująca o przebiegu i charakterze szlaku. Przy tej tablicy była również tabliczka kilometrowa, zgodnie z którą na miejsce miałem już tylko 7,5 km. Na dodatek okazało się, że te 7,5 kilometra były dość łatwe, na trasie był tylko jeden większy podjazd i po kilkunastu minutach byłem już przy tabliczce kierujące mnie na Kopiec Kościuszki.

Atrakcje te de facto nie znajdują się w samych Racławicach a Janowiczkach jakiś kilometr przez Racławicami, jest parking, tablica z mapą, opisem wydarzeń i pamiątek po wydarzeniach z 1794 roku. Na wprost widoczne jest zalesione wzgórze na którym zgodnie z opisem znajduję się Kopiec Kościuszki i pozostałości wczesnośredniowiecznego grodziska. Na placu na lewo od parkingu widać pomnik Bartosza Głowackiego, ja jednak najpierw udałem się na kopiec. Tu trochę pobłądziłem, gdyż udałem się zresztą jak większość zwiedzających ładną ścieżką sportową na lewo ignorując prowadzącą na prawo niepozorną ścieżkę. Okazało się, że to był błąd i w końcu pod górę wchodziłem bardzo, bardzo stromym podejściem - ale po paru minutach moim oczom ukazał się kopiec stojący na polanie na szczycie wzgórza. Sam kopiec jest niestety mocno zaniedbany i zarośnięty chwastami, na jego szczyt nie ma jakieś utwardzonej ścieżki turystycznej, więc znowu stromymi dzikimi ścieżkami trzeba podejść pod górę. U podstawy kopca znajduję się tablica informująca o charakterze obiektu, na jego szczycie znajduję się maszt na którym na stałe jest przytwierdzona flaga biało-czerwona zrobiona chyba z metalu. Z kopca zszedłem już normalnie ścieżką, po drodze wyszedłem jeszcze na przeciwległy pagórek gdzie obejrzałem sobie panoramę okolicy. Po powrocie na parking, odpiąłem rower i ruszyłem pod pomnik Bartosza Głowackie - chłopa z pobliskich Rzędowic, bohatera bitwy pod Racławicami, który umarł w Kielcach o ran odniesionych w bitwie pod Szczekocinami. Po postoju pod pomnikiem, pojechałem po willę Walerego Sławka (premiera rządu polskiego w okresie międzywojennym) - willa wygląda jak zwykły dom - nic specjalnego i ruszyłem na poszukiwania mogiły kosynierów. Niestety na mapie są one zaznaczone mało jednoznacznie i po kilkuset metrach jazdy ścieżką między polami zrozumiałem, że są ona dość daleko, postanowiłem więc wrócić do drogi i jechać najpierw do Racławic. W samych Racławicach w zasadzie nic nie ma, po jakiś 2 kilometrach od parku z pomnikiem B. Głowackiego dojeżdżamy do drogi 783 Miechów - Skalbierz, wróciłem się więc pod kościół gdzie o godzinie 12:00 wziąłem udział w mszy świętej.

Zobacz interaktywną prezentacje Panoramy Racławickiej

Po godzinnej przerwie, wróciłem do Janowiczek i ruszyłem na poszukiwania mogił kosynierów. W tym celu musiałem podjechać dość ciężki podjazd do wsi Dziemierzyce, gdzie na skrzyżowaniu z drogą w prawo zobaczyłem drewniany krzyż opisany na mapie jako krzyż Styki - podobno z tego miejsca Jan Styka współautor Panoramy Racławickiej wykonał szkic do olbrzymich rozmiarów dzieła znajdującego się obecnie we Wrocławiu. Szlak kościuszkowski prowadzi drogą na prawo od krzyża i po kilkuset metrach wyjeżdżamy na przełęcz z cudowną wręcz panoramą okolicy, po lewej stronie drogi znajdują się dwa kopczyki z krzyżami, będące zachowanymi mogiłami kosynierów z 1794 r. Tablice przy mogiłach informują, że kosynierzy byli chowani w miejscach w których zginęli, z czasem rozsiane wśród łąk i pól groby zaczęły znikać i żeby ocalić od zapomnienia choć kilka takich miejsc w latach 60-tych XX wieku zabezpieczono te dwie mogiły. Trzeba przyznać, że groby te znajdują się w strasznie malowniczym miejscu, widok jest przepiękny, aż trudno uwierzyć że właśnie w tym spokojnym miejscu rozegrała się krwawa bitwa w której zginęło wielu żołnierzy obu armii.

Z miejsca gdzie znajdują się opisane wyżej groby, szlak kościuszkowski prowadzi prosto i klucząc gdzieś po okolicznych wioskach wraca w kierunku Słomnik. Przez chwilę nawet zastanawiałem się czy nie jechać do Słomnik, nawet jeśli nie szlakiem, to jakąś krótszą drogą, ale uznałem, że dziś nie do końca jest mój dzień, strasznie się męczyłem w drodze do Racławic, na liczniku miałem już 54 kilometry - zadecydowałem więc, że wracam. Wróciłem się znowu do Janowiczek i skierowałem się tą samą drogą co przyjechałem do Radziemic, od razu okazało się że mam z górki i mogę rozwinąć dość dobrą prędkość. W związku z tym postanowiłem tym razem pojechać z Radziemic tak jak prowadzi szlak, żeby zobaczyć ile zyskałem swoim skrótem. Okazało się, że zyskałem wiele, zarówno jeśli chodzi o dystans jak i o trudność drogi, co prawda to co ja pokonywałem jako podjazd, było w drodze do Racławic długim zjazdem, ale i tak musiałbym się sporo namęczyć. Po pokonaniu trudności, gdy już miałem skręcać w prawo na Kowary, zobaczyłem że droga na wprost prowadzi do Proszowic. Zatrzymałem się więc na poboczu, szybko sprawdziłem, że do Proszowic mam ledwie 5 kilometrów, więc nie myśląc dużo ruszyłem na drogą wprost. Po kilkunastu minutach byłem już na rynku w Proszowicach i jadłem lody. Na rynku znajduję się spory rozmiarów pomnik Tadeusza Kościuszki, więc wizyta w tym miejscu była jak najbardziej związana z moim dzisiejszym wyjazdem.

Z Proszowic miałem jechać na Wawrzeńczyce, ale dalej musiałbym jechać albo bardzo ruchliwą drogą 79 w stronę Krakowa lub ewentualnie męczyć się wałem wiślanym lub jeszcze jechać do Nowego Brzeska. Postanowiłem więc, że pojadę do Nowego Brzeska ale prosto z Proszowic drogą 775. Ta droga okazała się mieć piękny równiutki asfalt i do tego na pierwszych 5 kilometrach było albo płasko albo wręcz z górki, jechałem więc cały czas z prędkością powyżej 30 km/h i nie wiem czemu ale doszedłem do wniosku, że aż do Nowego Brzeska droga ta będzie tak wyglądać. Jednak okazało się, że nie ma tak fajnie najpierw jeden ciężki podjazd na którym przypomniałem sobie, że mam z tyłu tryby o dużej liczbie ząbków, potem piękny zjazd, ale przed samym Nowym Brzeskiem kolejny podjazd. Do miasteczka jednak już zjechałem, odwiedziłem Nowy Rynek, który przy okazji mojej ostatnie wizyty był kompletnie rozwalony - teraz już po remoncie, jest nawet fontanna. Później Stary Rynek przy którym stoi kościół z drewnianą dzwonnicą, a następnie mostem na Wiśle dojechałem do Ispiny. Dalej już jazda przez Puszczę Niepołomicka, najpierw do Chobotu, gdzie na granicy Gminy Niepołomice rozpoczął się w końcu lepszy asfalt, później przez Wolę Zabierzowską, gdzie już jutro niestety będę musiał iść do pracy. W końcu odbiłem pod kościół w Zabierzowie Bocheński, dojechałem do Drogi Królewskiej, którą dojechałem do Niepołomic. W mieście zrobiłem jeszcze krótką wizytę w sklepie i o godzinie 16:00 stanąłem pod domem moich rodziców.

Wycieczka super udana, pokonałem 105 km w dość mocnym tempie (szczególnie w drodze powrotnej). Zobaczyłem obiekty związane z Bitwą pod Racławicami. Pogoda piękna, to chyba pierwsza taka niedziela podczas wakacji (choć tydzień temu jak byłem w Częstochowie to też było bardzo ładnie). Dzięki tej wycieczce przekroczyłem próg 2500 km przejechanych w tym sezonie, więc następny cel ustawiam na 2700.

Ta wycieczka zakończyła mój rowerowy sezon urlopowy - niestety:( ale te wakacje były dla mnie wyjątkowo udane, nie pojechałem co prawda na żaden urlop, ale zaliczyłem wiele dni na rowerze. Na początek była moja pierwsza wyprawa wielodniowa na trasie Suwałki - Wilno - Suwałki, 384 km, 6 dni na rowerze. Na początku sierpnia zaliczyłem dwa etapy Tour de Pologne: 4 sierpnia etap w Zakopanym (jechałem Szaflary - Zakopane - Głodówka - Szaflary) i 2 dni później finałowy etap w Krakowie na którym złapałem koszulkę:) Trochę żałuję, że jednak nie zdecydowałem się na etap Tour de Pologne amatorów, ale cóż będzie cel na kolejny sezon. Od 11-14 sierpnia pojechałem moją drugą wyprawę wielodniową, tym razem z żoną na trasie Kraków - Częstochowa: 3 dni na rowerze - 183 km, czwarty dzień w Częstochowie. Na koniec zamykająca wycieczka do Racławic - to już moja trzecia setka w tym roku (wcześniej przez 3 lata też zaliczyłem 3). W sierpniu planuję jeszcze udział w maratonie krakowskim - oczywiście jak będzie pogoda, bo nie ma ochoty na brodzenie w błocie.

Galeria wycieczki


Z żoną do Bochni

Sobota, 20 sierpnia 2011 | dodano:20.08.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 16.45 km
  • Czas: 01:01
  • VAVG 16.18 km/h
  • VMAX 59.90 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 206 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Z żoną wybraliśmy się na wycieczkę do Bochni z tym, że moja żona stwierdziła że musi się zmierzyć z podjazdem na Górny Gościniec od strony Moszczenicy, więc najpierw pojechaliśmy do Moszczenicy i tam zaczęliśmy podjeżdżać. Podjazd ten jest dość stromy i trochę dłuższy niż podjazd pod Górny Kościół w Łapczycy od strony drogi nr 4. Żona trochę się męczyła, ale wyjechała:) Ja jechałem tempem żony i nie zmęczyłem się wcale.

W Bochni zrobiliśmy krótką przerwę na lody i wróciliśmy do domu, od Bochni na Górny Gościniec ulicą Oracką, koło cmentarza św. Rozalii i przez Osiedle Niepodległości - też jest to dość wymagający podjazd.

Galeria wycieczki


Łapczyca - Niepołomice - Łapczyca

Piątek, 19 sierpnia 2011 | dodano:19.08.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 35.46 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 01:23
  • VAVG 25.63 km/h
  • VMAX 55.46 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 195 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejna wycieczka do Niepołomic na rowerze górskim - tym razem jechało mi się znacznie lepiej, wykręciłem bardzo dobrą średnią. Rano do Niepołomic zajechałem w 41:28 ze średnią 25,2 km, wracałem jeszcze mocniejszym tempem bo na koniec wycieczki wyszła mi średnia 25,45 co jest wynikiem jak dla mnie znakomitym biorąc pod uwagę, że kręciłem na rowerze górskim.


Łapczyca - Niepołomice - Łapczyca

Środa, 17 sierpnia 2011 | dodano:17.08.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 38.33 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 01:38
  • VAVG 23.47 km/h
  • VMAX 57.43 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 201 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczka do Niepołomic na rowerze GT - dawno na nim nie jeździłem i niestety mocno to odczułem, ale muszę się do niego przyzwyczajać bo już niedługo Maraton Krakowski, a później Odyseja.


Strbskie Pleso - Popradské pleso - Tatrzański Cmentarz Symboliczny pod Osterwą.

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | dodano:03.06.2013 Kategoria pieszo
  • DST: 10.00 km
  • Teren: 9.00 km
  • VMAX 8.00 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 250 m
  • Aktywność: Wędrówka


Wyjście z Szczyrbskiego Jeziora nad Popradzki Staw (1494,3 m n.p.m) i dalej na Tatrzański Cmentarz Symboliczny.

Galeria wycieczki

Wycieczka do Częstochowy - dzień 4

Niedziela, 14 sierpnia 2011 | dodano:14.08.2011 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 10.54 km
  • Czas: 00:57
  • VAVG 11.09 km/h
  • VMAX 21.54 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Czwarty dzień, nie był już w zasadzie dniem wyprawy, a raczej dniem regeneracji. Pierwotnie mieliśmy wrócić pociągiem wyjeżdżającym z Częstochowy o godzinie 18:50 - mieliśmy więc cały dzień na zwiedzanie miasta. Co prawda udało mi się przekonać kolegę żeby po nas przyjechał, ale i tak miał być dopiero około 16, więc na zwiedzanie było sporo czasu.

Na początek nadrobiliśmy to, czego nie udało się zrobić dzień wcześniej - czyli fotka z rowerami przed klasztorem na Jasnej Górze, później pojechaliśmy na tzw. Stary Rynek, zjedliśmy obiad w KFC i wzięliśmy udział w mszy świętej odprawianej dla pielgrzymów (głównie pielgrzymki warszawskiej). Tuż przed odjazdem z Jasnej Góry widzieliśmy jeszcze jak pod klasztor wmaszerowała pielgrzymka wojskowa.

Po tych wszystkich wydarzenia udaliśmy się pod centrum M1 w Częstochowie, skąd odebrał nas mój kolega.

Wyprawa okazała się bardzo udana, żona dała radę:) pogoda była w miarę, deszcz złapał nas dopiero pod samą Jasną Górą i to na szczęście przelotny, wiatr trochę przeszkadzał - szczególnie przez pierwsze dwa dni, ale biorą pod uwagę jaka pogoda jest przez całe wakacje - to chyba trzeba uznać, że trafiliśmy na naprawdę dobrą pogodę. Wycieczka obyła się bez awarii czy kontuzji, zobaczyliśmy 9 warowni jurajskich, Olsztyn i Pilicę, kilka ciekawych kościołów oraz zwiedziliśmy klasztor na Jasnej Górze.

Galeria wycieczki

Na koniec przebieg całej trasy wraz z profilem:

Wycieczka do Częstochowy - dzień 3

Sobota, 13 sierpnia 2011 | dodano:14.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 55.08 km
  • Teren: 5.00 km
  • Czas: 03:48
  • VAVG 14.49 km/h
  • VMAX 44.93 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 453 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na trzeci dzień naszej wyprawy prognozy, były mało optymistyczne - na popołudnie zapowiadano deszcz i burzę, więc w drogę ruszyliśmy około 8:00. Na początek podjazd do Niegowej, później przez Moczydło i Trzebniów, gdzie zdecydowaliśmy się na skrót szlakiem - tzw. drogą siedlecką. Mimo iż odcinek ten miał zaledwie 3 km długości to okazał się najtrudniejszym podczas naszej wyprawy. Pierwsze 1,5 km to podjazd piaszczystą drogą na której w wielu momentach musieliśmy pchać rowery, odcinek zjazdu był już przyjemniejszy, choć bez pchania po piasku niestety się nie obyło. To spowodowało, że gdy dojechaliśmy do drogi w pobliżu, której znajdowały się pozostałości zamku - wartowni Ostrężnik, to zdecydowaliśmy się go nie zwiedzać tylko jechać dalej.

Szosą 793 w kierunku Złotego Potoku przejechaliśmy jakieś 2 km i następnie skręciliśmy w prawo na Siedlec. Odcinek to Siedlca był dość przyjemny, droga co prawda nie najlepsza prowadziła jednak przez las, nie było większych podjazdów, więc można było odpocząć po trudach drogi siedleckiej. Z Siedlca, brzegiem Pustyni Siedleckiej pojechaliśmy do Zrębic, gdzie znajduję się zabytkowy drewniany kościół i dzwonnica - niestety pod kościołem remont drogi i placu, więc znowu sesja zdjęciowa się nie udała. Nadrobiliśmy to kilometr dalej nad stawkiem. Ze Zrębic do Olkusza można jechać szlakiem przez las, ale po doświadczeniach z drogi siedleckiej pojechaliśmy asfaltem przez Biskupice. Wieś ta jest położona na pięknej widokowej przełęczy, ale dojazd tam wiązał się niestety ze sporym podjazdem. W nagrodę w stronę Olsztyna prowadziły już głównie zjazdy.



Pod ruinami zamku Olsztyn zrobiliśmy dłuższy postój połączony ze zwiedzaniem. Żeby wejść na plac trzeba kupić niestety bilet, ale warto to zrobić - widoki, ze wzgórza na którym położony jest zamek są przepiękne. W oddali widać Częstochowę i Jasną Górę - ten fakt napełnił nas sporym optymizmem. Wręcz odwrotnie działała na nas pogoda, która zaczęła się psuć. Po sesji fotograficznej w ruinach, ruszyliśmy, więc szybko dalej przez wioskę Kusięta dojechaliśmy na przedmieścia Częstochowy. Jednak od znaku Częstochowa do Jasnej Góry trzeba pokonać jeszcze dobre 10 km, zanim dojechaliśmy na Aleję Najświętszej Marii Panny (około godziny 14:00) na niebie zaczęły pojawiać się błyskawice - zaczęliśmy więc szybko szukać noclegu. Były z tym pewne problemy, więc po paru minutach zdołał nas dopaść deszcz. Ostatecznie znaleźliśmy pokój w odległym o 2 km od Jasnej Góry motelu na ulicy Krótkiej.

Deszcz niestety sprawił, że nie zrobiliśmy sobie zdjęcia z rowerami pod Jasną Górą, więc udaliśmy się do klasztoru dopiero wieczorem i to na piechotę. Wieczorem się w miarę wypogodziło, choć nie obyło się też bez przelotnego deszczyku, który nie przeszkodził nam jednak w zwiedzaniu Jasnej Góry. Po powrocie mocno zmęczeni, ale jednocześnie zadowoleni z sukcesu wyprawy położyliśmy się spać:)

Trzeciego dnia pokonaliśmy dystans 55 km ze średnią prędkością 14,5 km/h, w pionie podjechaliśmy 453 m. Cały dystans z Krakowa do Częstochowy - 183 km pokonaliśmy w czasie 12 godzin i 47 jazdy. Tempo może nie rekordowe, ale w końcu to była wycieczka a nie zawody, a dla mojej żony była to pierwsza tego typu wyprawa, więc myślę że poszło całkiem dobrze, szczególnie że dotarliśmy na miejsce bez kontuzji czy awarii sprzętu.

Galeria wycieczki