Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

81-99 km

Dystans całkowity:1082.35 km (w terenie 88.00 km; 8.13%)
Czas w ruchu:55:23
Średnia prędkość:19.54 km/h
Maksymalna prędkość:71.44 km/h
Suma podjazdów:7207 m
Maks. tętno maksymalne:170 (90 %)
Maks. tętno średnie:146 (78 %)
Suma kalorii:4803 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:90.20 km i 4h 36m
Więcej statystyk

Do Gniezna - dz. 4 (Licheń - Gniezno)

Piątek, 20 maja 2016 | dodano:21.07.2016 Kategoria 81-99 km, Gniezno 2016, Po płaskim, w grupie
  • DST: 90.23 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 04:37
  • VAVG 19.54 km/h
  • VMAX 37.49 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • HRmax: 170 ( 90%)
  • HRavg 114 ( 60%)
  • Kalorie: 1797 kcal
  • Podjazdy: 292 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Czwarty dzień wyprawy rozpoczęliśmy od zwiedzania Sanktuarium w Licheniu. Teoretycznie do do Gniezna było już blisko, w założeniach 70-80 km, więc nie spieszyliśmy się za bardzo i zwiedzanie trochę trwało.

Na trasę ruszyliśmy dopiero koło 11, do Ślesina, gdzie zrobiliśmy pierwszy większy postój poszło nam dość gładko. Kolejny odcinek do Kleczewa, też poszedł sprawnie, ale tu zaczęły się schody. Przez Kleczew miał prowadzić skrót, ale okazało się, że w wyniku działalności kopalni, droga przestała istnieć, na dodatek mieliśmy spore problemy, żeby znaleźć inną. Ostatecznie po pokonaniu ponad 1 km odcinku po szutrach dotarliśmy do właściwej drogi 263 prowadzącej na Słupce.

Niestety problemy się nie skończyły, w między czasie zmieniła się trochę koncepcja naszej trasy i okazało się, że nadłożyliśmy dobrze ponad 10 km, które mogliśmy skrócić inną drogą na odcinku Kleczew - Anastazewo. Jedynym plusem całej tej sytuacji, był fakt, że trafiliśmy na bardzo ładną rekonstrukcje granicy z Niemcami, przy której stały tablice informujące o Powstaniu Wielkopolskim. Kolejny odcinek trasy dokoła jeziora Powidzkiego też był dość malowniczy, niestety odczucia psuł fatalny asfalt na drodze, który zmuszał do skupienia się na drodze.

W Powidzu, zrobiliśmy krótki postój, a następnie ruszyliśmy do Witkowa, gdzie mieliśmy zjeść obiadokolacje. Niestety po drodze wydarzył się dość przykry wypadek, jeden z chłopców poślizgnął się na szynie kolejki wąskotorowej i mocno rozbił kolano. W rezultacie niezaplanowana przerwa, oczekiwanie na busa, kolejna strata czasowa.

W Witkowie nastąpił dłuższy postój obiadowy, który skończył się dopiero po 19. Do Gniezna mieliśmy jeszcze jakieś 18 km, ale zaczęło robić się późno, a na dodatek zaczęła psuć się pogoda. Z Witkowa wyjechałem z grupą, ale potem pomyślałem sobie, że pojadę pierwszy, poszukam bankomatu (bo kończyły mi się pieniądze) i może jakiegoś sklepu. Ruszyłem mocno, tempem w okolicach 30 km/h, nie ujechałem jednak za daleko i mocny czołowy wiatr praktycznie postawił mnie w miejscu - tempo spadło do 22 km/h. Na szczęście po przejechaniu kilku kolejny kilometrów wiatr lekko zelżał i znów tempem pod 30 km/h dotarłem do tablicy Gniezno, gdzie zrobiłem obowiązkową fotkę:) Następnie przejechałem przez miasto, odwiedziłem bankomat i podjechałem pod schronisko, ponieważ przypuszczałem, że na resztę grupy będę musiał jeszcze poczekać, to podjechałem sobie jeszcze do sklepu.

Wróciłem pod schronisko, pogadałem sobie z jakimś Panem i nadjechała grupa - była 20:25. Tego dnia pokonaliśmy 90 km, mogło być pewnie co najmniej z 10-15 km mniej, ale niestety nie posiadaliśmy dobrej mapy, a drogowy atlas okazał się w tym wypadku zawodny.
Na ostatni dzień wyprawy odłożyliśmy zwiedzanie Gniezna i wycieczkę do Ostrowa Lednickiego.

Do Gniezna - dz. 1 (N-ce - Włodowice)

Wtorek, 17 maja 2016 | dodano:21.07.2016 Kategoria 81-99 km, Po górkach, w grupie, Gniezno 2016
  • DST: 97.63 km
  • Czas: 04:46
  • VAVG 20.48 km/h
  • VMAX 60.96 km/h
  • Temp.: 5.0 °C
  • HRmax: 167 ( 89%)
  • HRavg 146 ( 78%)
  • Kalorie: 3006 kcal
  • Podjazdy: 1134 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku postanowiłem się wybrać na szkolną wycieczkę rowerową organizowaną przez Gimnazjum w Niepołomicach - celem było Gniezno. Wycieczka ruszyła w trasę spod gimnazjum (podobno z wielką pompą) o godzinie 8:00, ja musiałem jednak tego dnia zjawić się jeszcze pracy, więc na trasę miałem ruszyć dopiero koło 13:00.

Pierwotnie mój plan przewidywał wyjazd na rowerze już do pracy, a później przez Proszowice, Racławice i Miechów miałem ruszyć do celu na pierwszy dzień - czyli do Złotego Potoku. Na szczęście nie musiałem ze sobą taszczyć bagaży, bo wycieczka miała zabezpieczenie w postaci busa, który wiózł bagaże. Niestety moje plany zniweczyła kiepska pogoda, co prawda rano jak wstałem to świeciło słońce, ale zanim udało mi się wyruszyć spadł dość mocny deszcz. Do pracy pojechałem, więc samochodem, wróciłem przed 13:00 i o 13:15 przy niestety dość kiepskiej pogodzie ruszyłem w pogoń za grupą.

W Niepołomicach lekko kropiło, po chwili jednak przestało, jednak najbardziej uciążliwy okazał się mocny i niestety przeciwny wiatr. Gdy dojechałem do pierwszych górek w Luborzycy, już wyraźnie czułem zmęczenie. Do Słomnik (około 30 km) szło mi jako tako, ale jak w Słomnikach skręciłem na zachód zaczął się dramat. Jechałem drogą 773 w kierunku Iwanowic Dworskich, wiało bardzo mocno, było zimno, a na dodatek jak dojeżdżałem do Iwanowic, zaczęło lać. Na szczęście po chwili skręciłem na północ w Dolinę Dłubni, deszcz szybko się skończył, a i wiatr zelżał.

Kolejne kilka kilometrów do Wysocic jechało mi się dość dobrze, w Wysocicach (40 km) zrobiłem krótki postój i po chwili ruszyłem na Imbramowice. Niestety po kilku kilometrach jazdy zaczęły mi wyskakiwać dość solidne podjazdy, które pokazały momentalnie moją słabość, a na dodatek tuż przed Wolbromiem czekał mnie dobrze mi znany, stromy podjazd w kierunku Chełmu. Podjazd jakość zmęczyłem i już spokojnie zjechałem sobie do Wolbromia, zastanawiałem się nawet nad jakąś przerwą, ale tempo miałem słabe, zaczęło się robić coraz później, więc bez postoju ruszyłem na Pilicę.

Na odcinku Wolbrom - Smoleń, jechało mi się całkiem dobrze i powoli zacząłem wierzyć, że uda mi się zameldować w Złotym Potoku około godziny 20. Górki przed Smoleniem, dały mi trochę w kość, ale jak zatrzymałem się tuż przed zamkiem, żeby zrobić zdjęcie, pomyślałem sobie, że teraz już tylko zjazd do Pilicy i tam zrobię przerwę na herbatę. Co prawda w momencie robienia fotki, coś zaczęło lekko kropić, ale to mnie jakoś nie specjalnie przeraziło.

Jednak gdy ruszyłem w dół do Pilicy, nagle zaczęło się piekło, zaczęło wiać, lać, sypać gradem. Nie było miejsca, żeby się zatrzymać, więc dociągnąłem do Pilicy w ulewie. Na rynku wszedłem do pizzerii gdzie zamówiłem herbatę i coś do jedzenia - była godzina 18 (80 km) - teoretycznie zgodnie z planem, ale ja byłem cały przemoczony, było strasznie zimno, a padać nie przestawało. Postanowiłem, więc sprawdzić czy reszta grupy dojechała na miejsce i coraz poważniej zacząłem się zastanawiać nad poproszeniem o pomoc w postaci busa.

Mniej więcej o 18:20, przy padającym deszczu, zdecydowałem się ruszyć dalej. Najgorsza była niska temperatura, który powodowała, że było mi zimno. Podjechałem do Biskupic i skręciłem na Giebło, na zjeździe zaczął mi dzwonić telefon, który zignorowałem, jednak gdy kilka minut później, już za Giebłem zadzwonił ponownie to odebrałem. Dowiedziałem się, że grupa jest tylko kilka kilometrów wcześniej, że część wycieczki już pojechała busem na nocleg, a po resztę bus ma wrócić. To zmobilizowało mnie do mocniejszego naciśnięcia na pedały. Mimo kilku górek, po drodze ciągnąłem dość mocno i dogoniłem resztę wycieczki w Skarżycach. Już wspólnie przejechaliśmy jeszcze kilka kilometrów do Włodowic, skąd zgarnął nas bus - do celu zabrakło mniej więcej 20 km.

Mój licznik we Włodowicach pokazał 97 km, pozostali mieli około 105, ale oni w pewnym momencie pojechali trochę dłuższą drogą. Mój licznik, mógł trochę oszukiwać na moją niekorzyść, bo tuż przed wyjazdem założyłem do szosówki koła 25 mm, a w liczniku miałem zaprogramowane 23 mm. Gdyby nie fakt, że nie udało mi się schować przez nawałnicą na odcinku Smoleń - Pilica, to może zaryzykowałbym jazdę do samego końca. Jednak sytuacji, gdy byłem przemoczony, przy temperaturze pewnie w granicach 4 stopni, byłoby to chyba niepotrzebne ryzyko.

Galicja Orient - etap I

Sobota, 28 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria 81-99 km, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 82.68 km
  • Teren: 25.00 km
  • Czas: 05:18
  • VAVG 15.60 km/h
  • VMAX 59.02 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • Podjazdy: 1790 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pierwszy etap Galicja Orient w którym wystartowałem z Krzyśkiem okazał się niestety wielką porażką. Chyba źle zaplanowaliśmy trasę i w rezultacie strasznie się zmęczyliśmy osiągając marny wynik czyli 11 zaliczonych punktów na 18. Nie zaliczyliśmy między innymi 3 punktów trasy piknikowej, które mieliśmy po drodze do bazy na które po prostu zabrakło nam czasu. Na metę wpadliśmy tuż przed 18:00 ledwo mieszcząc się w limicie czasu - klęska:(

W zasadzie mieliśmy startować na trasie piknikowej, ale organizatorzy twierdzili, że to ma być trasa wybitnie dla początkujących do tego tylko jednodniowa, a my mamy w końcu już pewne doświadczenie w jeździe na orientacje. Dodatkowo okazało się, że na trasie piknikowej, nasz team będą reprezentować Wojtek z Anetą, więc podjęliśmy decyzję, że jedziemy trasę pucharową. Okazało się, że trasa piknikowa wcale do takich łatwych nie należała i pewnie była to trasa właśnie na nasze możliwości, natomiast trasa pucharowa okazała się strasznie wymagająca i możliwa do przejechania tylko dla najlepszych - których zresztą na starcie nie zabrakło.

Do bazy rajdu przy plantach w Bochni dojechałem sobie na rowerze, więc już przed startem miałem niezłą rozgrzewkę z 10% podjazdem pod górny kościół w Łapczycy. Start nastąpił dokładnie o godzinie 10:00, pierwsze wrażenie jest zimno. Na szybko planujemy pierwsze punkty trasy i w drogę. Na początek punkt nr 2 w pobliżu budynku koła łowieckiego przy drodze na Pogwizdów, wiem jak jechać więc prowadzę, ostry podjazd na wyjeździe z miasta na którym wyprzedza nas jeden z faworytów - Z. Mosoczny. Potem zjazd, tuż przed siedzibą koła łowieckiego wjazd do lasu i po chwili podbijamy 2.

Ścieżką dojeżdżamy do asfaltu, a po chwili wjeżdżamy na drogę 965. Plan miałem taki, że tą drogą dojadę do Kopalin, a następnie skręcę w kierunku punktu nr 3. Plan był dobry, ale niestety dałem się trochę podpuścić zawodnikowi, który skręcił na Kurów, pomyślałem sobie, że może ma rację i tędy będzie bliżej. Niestety to był błąd, zjechaliśmy mocno w dół, potem musieliśmy się mocno wspiąć, a na końcu okazało się, że ścieżki do punktu od tej strony nie ma:( W rezultacie musieliśmy pokonać kilkaset metrów z buta przez las i między czasie na punkt wpadła cała grupa zawodników, która podjechała od góry (tak jak zamierzałem na początku).

Już na początku zostaliśmy w tyle, po czym popełniliśmy kolejny błąd. Z punktu 3 chciałem jechać na 4 znaną mi drogą przez Las Kopaliński i następnie szlakiem zjechać do 4, ale potem nagle postanowiłem najpierw jechać na zamek w Nowym Wiśniczu - czyli na punkt nr 5. Punkt 5 zdobyliśmy szybko i bez większego bólu, ale teraz z kolei musieliśmy jechać na 4. Droga na Olchawę była jeszcze w miarę bezproblemowa choć znacznie dłuższa niż sądziłem, ale podjazd do punkt nr 4 okazał się dość trudny. Sam punkt na szczęście zlokalizowaliśmy szybko i popędziliśmy tą samą drogą w dół. Sporo osób wdrapywało się na ten punkt podobnie jak my, ale potem okazało się to mimo wszystko kiepskim wariantem.

Przelot w kierunku 10 szybki i po płaskim, ale sam dojazd do punktu już trudniejszy, mimo wszystko poszło nam też dość szybko. Jednak teraz czekał nas punkt nr 9 (u zbiegu potoków - w pobliżu rezerwatu Kamień Grzyb) - dokładnie wiedziałem, gdzie znajduje się to miejsce bo byłem tam tydzień wcześnie na wycieczce, ale drogi od tej strony nie znałem. Podczas przeprawy między Królówką a Leksandrową musieliśmy pokonać ciężki i dość długi podjazd, który dał nam mocno w kość. Na dodatek do samego punktu, też próbowaliśmy sobie drogę uprościć i rezultacie zaliczyliśmy kolejny spacer tym razem przez łąkę z metrową trawą.

W naszym wariancie trasy, jak nic pasowało z punktu 9 ruszyć najkrótszą drogą przez las koło Kamienia Grzyba, jednak wiedziałem doskonale, że będzie to mocno pod górę czyli z buta. Dość mocno zmęczeni doszliśmy do Kamienia Grzyba i zarządziliśmy przerwę regeneracyjną (na licznikach dopiero 30 km i 6 punktów zaliczonych). Po krótkiej przerwie dojechaliśmy do drogi na Połom Duży i po krótkim podjeździe byliśmy w Połomiu. Jeszcze kawałek do góry drogą 965 i zjazd w kierunku Muchówki.

W pewnym momencie na zjeździe mieliśmy odbić w prawo w ścieżkę w kierunku punktu 11, ale ścieżka była na tyle niewidoczna, że ją przejechaliśmy. Po chwili dostrzegliśmy błąd i wjechaliśmy gdzie trzeba. Najpierw jechało się całkiem dobrze, niezła droga w dodatku w dół, ale potem nasza ścieżka zamieniła się w błotną masakrę, a w końcu skończyła się na potoku. Na szczęście po krótkiej przeprawie przez chaszcze i przez potok znaleźliśmy jej ciąg dalszy:) W pewnym momencie dojechaliśmy nawet do dość fajnej kapliczki, zagubionej po środku niczego, a po chwili wjechaliśmy na punkt 11. Na szczęście sam punkt zauważyliśmy od razu, choć był trochę przyczajony. Jak się okazało punkt był chyba w najniżej położonym miejscu w okolicy, więc żeby się wydostać do drogi musieliśmy się wspiąć. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie dostać się do drogi Królówka - Muchówka, pomysł był dobry, nawet ścieżka pod górę była, ale było tak stromo, na podatek po łące, że większość trasy pokonaliśmy z buta.

Potem krótki zjazd i byliśmy w centrum Muchówki, skąd odbiliśmy w prawo w kierunku Łąkty. Przed stacją benzynową skręciliśmy w ścieżkę między polami, która zaprowadziła nas w pobliże 12. Sam punkt wskazali nam dobrze znani nam rywale z rowereowanie.pl - dziękujemy:) Tak więc 12 bez problemu, ale dalej popełniliśmy niestety mega błąd. Już w zasadzie od dłuższego czasu myślałem na tym, że 12 powinna być naszym ostatnim punktem na południe i żeby właśnie z niej zrobić odwrót, ale poszło nam z nią dość szybko, na dodatek na 13 miał być bufet, więc postanowiliśmy jechać jeszcze tam. Na początek przeprawa przez las i górę Rakowiec, czyli najkrótszą drogą do Rajbrotu.

Ścieżkę wybraliśmy właściwą, ale większość drogi była do pokonania niestety z buta. Za cmentarzem wojennym nr 303 w Rajbrocie odbiliśmy skrótem w lewo, ale jak to bywa ze skrótami, zamotaliśmy się trochę i straciliśmy ładnych kilka minut. Na dodatek zjechaliśmy dobre kilkadziesiąt metrów w dół na wysokość mniej więcej 300 metrów npm, patrzymy na mapę a przed nimi mega podjazd, sam punkt nr 13 jest pobliżu szczytu Rogozowa 536 m npm. Patrzymy na zegarek, a tu zostały nam już tylko 3 godziny, podejmujemy, więc decyzję, że rezygnujemy z 13 i jedziemy na Lipnicę Murową. Gdybyśmy tą decyzję podjęli na pkt 12 to zyskalibyśmy na pewno 20-30 minut.

W Lipnicy Murowej przerwa pod sklepem na uzupełnienie zapasów picia. Przed nami punkt nr 14 - Duchowa Góra. Dojazd niestety ciężki, najpierw ścieżką mocno pod górę, a końcu decydujemy się zostawić rowery i ruszyć na poszukiwania na piechotę. Szukanie skały na szczycie zajmuje nam dobre kilkanaście minut, w końcu znajduję punkt i podbijamy. Wracamy w dół, czasu robi się dramatycznie mało po drodze do bazy mamy jeszcze 5 punktów do tej pory zaliczyliśmy dopiero 9, wszystkich nie zrobimy, postanawiamy spróbować zaliczyć 15, 8, 6 i 1 a 7 opuścić.

Jedziemy na 15 drogą 966, niestety tuż za Lipnicą Murowaną wyskakuje nam mega podjazd, podjeżdżamy, ale Krzysiek ma już dość i coraz wyraźniej zostaje w tyle. Sama 15 okazuje się dość prosta, trafiamy tam z 3 innymi zawodnikami i zaliczamy punkt bez problemu. Dalej jedziemy ścieżką za czerwonym szlakiem do Gosprzydowej. Najkrótsza droga do bazy i tak prowadzi przez punkt nr 8, trochę wspinaczki ale punkt w sumie zaliczamy bez problemu. Jednak już widać, że na więcej nie mamy czasu:(.

Zjeżdżamy do Chronowa, w pobliżu pkt 7 (Skałki Chronowskiego), ale brak czasu. Pędzimy asfaltem przez Kobyle na Stary Wiśnicz. Tu się rozdzielamy, Krzysiek podejmuje decyzje, że nie jedzie II etapu, więc ja jadę do przodu, żeby zdążyć przed 18:00 na metę. Chwilę myślę jeszcze czy nie jechać na 1, ale dzwonię do organizatorów i dowiaduję się, że za każdą minutę spóźnienia doliczają 20 minut kary, więc nie opłaca się ryzykować. Jadę przez Stary Wiśnicz i Kopaliny, podjazdy już strasznie mnie męczą, zaczynają mnie łapać skurcze. Wyjeżdżam na drogę 965 i pędzę na Bochnie, do bazy dojeżdżam o 17:45. Krzysiek wyraźnie się zmobilizował jak został sam i jest na mecie o 17:53. Czy 15 minut zapasu wystarczyło by na zaliczenie 1, a może 7 w Chronowie, tego już się nie dowiem.

Na mecie spotykamy Wojtka i Anetę - wygrali piknikową - gratulujemy:) po chwili odbierają medale, robimy więc jeszcze małą sesję. Ja muszę jeszcze dojechać do domu na rowerze na podjeździe czuję ból w całych noga, ale jakoś daję radę.

Wyniki widzę, na drugi dzień rano jestem 26 na 44 zawodników na trasie pucharowej, Krzysiek 27, za nami w kilku minutach jeszcze 4 zawodników. Niektórzy przyjechali po czasie i mimo iż zaliczyli więcej punktów to dostali wysokie kary i są za nami. My w sumie zaliczyliśmy 11 z 18 punktów, dwa punkty za 90 minut i 9 za 60 minut suma kar za opuszczone punkty 9:30 mój łączny czas to 17:15, Krzyśka 17:23. Nie jestem specjalnie zadowolony, popełniliśmy zbyt dużo błędów, za późno podjęliśmy też decyzję o odwrocie do bazy i rezultacie po drodze do bazy zostały 3 punkty, których nie zaliczyliśmy, a przynajmniej 2 z nich powinniśmy byli zrobić.

Drugiego dnia miałem jechać sam do tego czułem dość spore zmęczenie, więc raczej na jakieś odrabianie start nie mam co liczyć.

Galeria wycieczki

Jura 2013 - dzień 2

Piątek, 5 lipca 2013 | dodano:07.07.2013 Kategoria 81-99 km, Po górkach, Wyprawy wielodniowe
  • DST: 93.10 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 04:56
  • VAVG 18.87 km/h
  • VMAX 62.80 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 714 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Drugiego dnia wyprawy pogoda z rana trochę gorsza, ruszamy około godziny 8:00. Pani Ania chcę jechać na zamek Smoleń, więc proponuję terenowy skrót Doliną Wodącej - szlakiem Jaskiniowców, ostrzegam jednak, że może nie być łatwo - reszta ekipy decyduję się na mój skrót, więc ruszamy. Do lasu asfaltem, ale potem zaczyna się dość ciężki odcinek, niestety ścieżka jest mocno wypłukana przez wodę, miejscami ponownie utwardzona ale dużymi kamieniami po których jedzie się jeszcze gorzej. Ja na moich szerokich oponach jeszcze jadę w miarę bez problemu, ale pozostali mający w większości cienkie trekingowe opony mocno się męczą. Po pokonaniu niecałych 8 km jesteśmy na zamku Smoleń, gdy byłem tu przed rokiem podczas Bikeorientu to na zamku trwał remont, teraz mogłem zobaczyć jego efekty. Ruina została zabezpieczona i prezentuje się całkiem dobrze, pooglądaliśmy zamek i po chwili przerwy ruszyliśmy na Pilicę. Do miasta zjazd ale potem trzeba było się wspinać do Biskupic. Pod cmentarzem z I wojny robię sesję zdjęciową i w tym czasie dojeżdża reszta grupy.

Postanawiamy ominąć Podzamcze bokiem i od razu skierować się na Morsko. Jedziemy przez Żerkowice i Skarżyce po drodze podziwiając z daleka zamek Ogrodzieniec i skałę Okiennik Wielki. Dojeżdżamy do Morska i kierujemy się na Włodowice, do których po kilkunastu minutach dojeżdżamy. We Włodowicach przerwa, byliśmy tu też przed rokiem, tym razem postanawiam lepiej zwiedzić tą miejscowość. Jadę na cmentarz gdzie fotografuję kwaterę z I wojny światowej i doskonale widoczne Skały Rzędkowickie, potem jeszcze pod kościół i ruiny pałacu. Podczas postoju we Włodowicach Adam musiał zmienić dętkę w tylnym kole, więc postój trochę się przedłużył w dalszą drogę do Częstochowy ruszyliśmy dopiero około 11:30. Skierowaliśmy się na Mirów, ja zatrzymałem się jeszcze w Kotowicach zobaczyć kolejny cmentarz z okresu I wojny - to bardzo duży obiekt (drugi co do wielkości na Jurze), pierwotnie pochowano to około 800 żołnierzy, jednak w latach 30 XX wieku w wyniku likwidacji pobliskich, mniejszych cmentarzy przeniesiono to jeszcze zwłoki około 400 żołnierzy.

Po wizycie na cmentarzu w Kotowicach musiałem mocno gonić, grupę dojechałem dopiero w Mirowie i przekonałem kilka osób (Adam i Artur zostali) do wizyty w pobliskim zamku w Bobolicach. Zamek ten został w całości odbudowany i prezentuje się bardzo okazale, zrobiliśmy więc kilka fotek i wróciliśmy do Mirowa. Już całą ekipą skierowaliśmy się dobrze nam znanymi drogami przez Lutowiec, Moczydło do Trzebniowa i dalej leśnym skrótem do Złotego Potoku, następnie drogą przez las do Siedlca. Tam zrobiliśmy krótki postój, słońce w końcu zaczęło mocno palić, a po serii podjazdów byliśmy mocno zmęczeni, uzupełniliśmy też zapasy, a następnie przejechaliśmy jeszcze kilka kilometrów do Krasawy, gdzie w wiacie turystycznej przyszedł czas na dłuższy postój.

Po przerwie przejechaliśmy przez Zrębice i główną drogą nr 46 skierowaliśmy się na Olkusz. Ruszyłem do przodu z Edmundem, grzaliśmy dość mocno i do Olsztyna wyprzedziliśmy grupę o 5 minut. Kilka fotek zamku w Olsztynie z daleka i po chwili popędziliśmy dalej drogą 46 na Częstochowę. Do Odrzykonia jechaliśmy szosą, a potem mogliśmy zjechać na fajną asfaltową ścieżkę rowerową, która zaprowadziła nas aż do granic Częstochowy. Pod znakiem fotka, a po dojeździe reszty grupy, ruszyliśmy dalej do centrum miasta. Jechaliśmy tak jak ja i moja żona 2 lata temu, przez strefę przemysłową i po dobrych 12 km kręcenia dojechaliśmy na Jasną Górę. Była godzina 16:20, a o 17:00 miała pociągiem dojechać jeszcze jedna uczestniczka wyprawy, zrezygnowaliśmy więc ze zdjęcia i szybko pojechaliśmy na Camping Oleńska, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg.

Po zakwaterowaniu się, wszyscy ruszyli na dworzec a potem mieli jechać do sklepu, a ja postanowiłem zostać i wykąpać się. Dopiero gdy wrócił Edmund to ruszyłem na zakupy, już bez licznika, więc dystans 93,1 km to odcinek Domaniewice - Jasna Góra, potem przejechałem pewnie jeszcze ze 4-5 km ale tego już nie wliczam do dystansu etapu.

Drugiego dnia trochę się męczyłem, przez większość dnia jechaliśmy pod wiatr, a ja albo jechałem sam, albo na czele grupy, przez chwilę udało mi się ukryć za plecami Edmunda, ale on chętniej jechał na kole niż prowadził. Pogoda byłaby dobra, gdyby nie ten wiatr, po południu pojawiło się też słońce. Wieczorem udaliśmy się do klasztoru na apel Jasnogórski. Następnego dnia już 7 osobowym składzie mieliśmy pokonać najdłuższy odcinek tej wyprawy do Milonek.

W tamtym roku jechałem tylko do Częstochowy a z powrotem wróciłem pociągiem, pokonałem 206 km, w tym roku tylko 194 km a przecież obiłem jeszcze z trasy do Bobolic (jakieś 5 km) i jeździłem zwiedzać Włodowice, pewnie ze 2 km, do tego dochodzi jeszcze 6 km wycieczka do Bydlina i z powrotem, więc gdyby trzymał się tylko trasy to do Częstochowy z Łapczycy było około 180 km.

Odcinek Dobramowice - Częstochowa: 93,10 km; czas: 4:56:44; max: 62,8 km/h; średnia 18,82 km/h (to wynik tylko pod klasztor na Jasnej Górze, potem jeździłem jeszcze na Camping i do sklepu, ale już ściągnąłem licznik)

Po dwóch dniach jazdy: 194,39 km/h; czas: 10:25:07

Galeria wycieczki

Orżyny - Zełwągi (Mikołajki)

Niedziela, 8 lipca 2012 | dodano:08.07.2012 Kategoria 81-99 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
  • DST: 91.34 km
  • Teren: 13.00 km
  • Czas: 05:31
  • VAVG 16.56 km/h
  • VMAX 43.55 km/h
  • Temp.: 23.0 °C
  • Podjazdy: 481 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze




Jak wspominałem wcześniej mapa Pojezierza Olsztyńskiego kończyła się na Orżynach, a mapa Wielkich Jezior Mazurskich zaczynała się na wysokości miasta Piecki pozostawał mam pas około 20 km bez pokrycia w mapach. Początkowo myślałem, że pojedziemy do Mrągowa bo przez Orżyny przebiegała droga właśnie do Mrągowa, ale po dokładnej analizie mapy na GPSie i wyszukałem skrót, dzięki któremu bocznymi drogami mogliśmy dojechać pod Mikołajki. Wstaliśmy więc wcześniej i zaraz po godzinie 8 rano ruszyliśmy w trasę. Pogoda była kiepska, niebo zachmurzone, temperatura nie przekraczała chyba 20 stopni, ale jechało nam się nie najgorzej. Mało ruchliwą drogą przez Rańsk dojechaliśmy do Rybna, w tym miejscu rozważałem przez chwilę skrót drogą leśną, ale ostatecznie odrzuciłem ten pomysł. W Rybnie zrobiliśmy mały postój, który przysporzył nam sporo problemów ale o tym za chwilę. Skoro nie jechaliśmy skrótem to musieliśmy objechać jezioro Dłużec przez Borowe i Dłużec, następnie skręciliśmy w lewo i po przejechaniu 29 km od startu dojechaliśmy do widocznej już na mapie Wielkich Jezior Mazurskich miejscowości Krzywy Róg. W tym miejscu zaczął dość ostro dzwonić telefon mojej żony, okazało się że w Rybnie na ławce zostawiłem telefon i jakiś miły pan chciał mi go oddać.

Zostawiłem, więc żonę i bagaże na przystanku i szalonym tempem ruszyłem do Rybna, żeby skrócić dystans do przejechania wykorzystałem skrót przez las, który wcześniej rozważałem. Na początku szło wszystko dobrze, do miejscowości Głogno dojechałem dobrą szutrową drogą, dalej był odcinek niebieskim szlakiem pieszym i dalej bezproblemowa jazda, ale jak odbiłem w ścieżką leśną w kierunku Rybna to zaczęły się kłopoty. Na mapie miałem jedną prostą drogę, w rzeczywistości ścieżek było dużo więcej, co chwila się krzyżowały i skręcały, dwa razy pomyliłem drogę, na szczęście szybko to zauważałem i wracałem na właściwą ścieżkę. Na dodatek leśne ścieżki były mocno piaskowe i miejscami moja prędkość jazdy wyraźnie spadała, a na koniec tuż przed Rybnem droga była zawalona drzewem i trzeba było przeprawiać się bokiem przez krzaki. Jednak po 40 minutach walki byłem w Rybnie z telefonu żony zadzwoniłem do gościa i po 5 minutach ponownie stałem się właścicielem telefonu, podziękowałem ładnie i ruszyłem w drogę. Postanowiłem już nie korzystać ze skrótu tylko jechać po asfaltach tak jak wcześniej jechałem z żoną, była to dobra decyzja ponieważ trasę tą pokonałem mniej więcej w tym samym czasie co odcinek przez las mimo iż po asfaltach było dobre 4-5 km dalej. Po mniej więcej 1,5 godziny byłem ponownie w Krzywym Rogu z tym że zamiast 29 km na liczniku miałem już 56.

Po moim Tour de Rybno byłem już mocno zmęczony, ale trzeba było jechać dalej. Po jakiś 3 km jazdy dojechaliśmy do drogi nr 59 Mrągowo - Piecki, trasa naszej wyprawy prowadziła na wprost, ale skręciliśmy w prawo do Piecek w poszukiwaniu miejsca gdzie moglibyśmy zjeść obiad. Po obiedzie wróciliśmy na właściwą trasę i piękna malowniczą drogą przez Mazurski Park Krajobrazowy będący częścią Puszczy Piskiej ruszyliśmy w kierunku Mikołajek. Planując drogę do Mikołajek założyłem, że na nocleg zatrzymamy się nad jeziorem Inulec w miejscowości Zełwągi jakieś 6 km od Mikołajek, żeby tam dotrzeć, zrobiliśmy skrót ścieżką przez las. Na szczęście droga była bardzo dobra i po kilku kilometrach jazdy przez las dojechaliśmy do Zełwągów, zaraz za lasem zobaczyliśmy pokoje do wynajęcia i po kilku minutach byliśmy już w pokoju na poddaszu, który wynajęliśmy aż na 3 dni.

Wykąpaliśmy się, rozpakowaliśmy, a że akurat wyszło słońce zdecydowaliśmy się jechać do Mikołajek. Po drodze jeszcze odwiedziliśmy plaże nad Inulcem a potem drogą nr 16 dojechaliśmy do Mikołajek, zwiedziliśmy sobie deptak, rynek gdzie trwały zawody Strong Men, ale ludzi było strasznie dużo, więc poszliśmy dalej. Zwiedziliśmy port, przeszliśmy sobie brzegiem jeziora a na koniec pojechaliśmy jeszcze na plaże, w między czasie całkiem się już wypogodziło, więc postanowiliśmy wrócić do Zełwągów i poplażować trochę nad Inulcem.

To był dość ciężki dzień w sumie przejechałem tego dnia aż 91 km z czego 26-27 w sumie niepotrzebnie, na szczęście udało nam się dojechać do Wielkich Jezior Mazurskich i znaleźć dobry nocleg, więc postanowiliśmy zostać na dłużej - na kolejny dzień zaplanowałem objazd jeziora Śniardwy a żona miała plażować na Inulcem.

Galeria wycieczki


Salina Cracoviensis

Wtorek, 10 kwietnia 2012 | dodano:10.04.2012 Kategoria Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, Po górkach, 81-99 km
  • DST: 93.63 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 05:03
  • VAVG 18.54 km/h
  • VMAX 71.44 km/h
  • Temp.: 13.0 °C
  • Podjazdy: 853 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Przejazd po szlaku:
Długość: 87,48 km
Czas jazdy: 4:45:10
Średnia prędkość: 18,4 km/h

Wycieczkę rowerowym szlakiem solnym Salina Cracoviensis planowałem od jesieni, kiedy to na parkingu przy Puszczy Niepołomickiej zobaczyłem tablicę z mapą szlaku. Na podstawie oficjalnej strony szlaku www.salinacracoviensis.pl i znajdującej się tam interaktywnej mapy, wyrysowałem sobie trasę, której łączną długość oceniłem na niecałe 84 km. Wtorek po świętach to dzień jeszcze w szkole wolny a ponieważ pogoda dopisała to postanowiłem przejechać ten szlak w ramach treningu przed miniOdyseją w Miechowie.

Przed południem, gdy ruszałem na szlak słońce pięknie świeciło, ale temperatura nie przekraczała 10 stopni i cieniu było dość chłodno, więc gdy zajechałem na parking przy Puszczy to musiałem ubrać kurtkę i rękawiczki. Dopiero na parkingu włączyłem GPS, więc poniższy ślad jest tylko zapisem drogi, którą pokonałem na szlaku, nie uwzględnia dojazdu do parkingu i powrotu do domu po zamknięciu pętli. Na początek jazda Drogą Królewską przez Puszczę Niepołomicką, nie jechałem jakoś strasznie szybko bo starałem się dobrze rozłożyć siły. Pierwszy postój na Sitowcu i szybka fotka, cmentarza wojennego 325 i nowego dębu Batorego. Następny postój 2 km dalej i fotki Dębu Augusta II. Po dojechaniu do lesniczówki Przyborów, skręt w lewo a następnie w prawo na Żubrostradę, w Puszczy szlak solny (rowerek z niebieskim paskiem), jest bardzo dobrze oznakowany i w zasadzie na sposób coś pomylić. Żubrostradą dojechałem do drogi asfaltowej na Damienice, w tym miejscu niebieski szlak solny, łączy się z czarnym szlakiem rowerowym Doliny Drwinki, prowadzący od Ujścia Solnego - ten szlak traktowany jest również jako szlak łącznikowy Salina Cracoviensis. Kolejny postój nad Czarnym Stawem, choć tym razem zrobiłem tylko kilka fotek od strony drogi i ruszyłem dalej. Z Puszczy wyjechałem w Damienicach i od razu wjechałem na plac budowy autostrady, widać że prace są już mocno zaawansowane, wiadukt prawie stoi, a i sama droga już dobrze utwardzona. Kolejny postój w centrum Damienic pod kaplicą, zakupy w sklepie, i rzut oka na kolejną tablicę informującą o przebiegu szlaku solnego. Dalej przejazd, a w zasadzie przejście przez kładkę na Rabie, kładkę wyremontowano, ale i zawieszono znaki zabraniające przejazdu rowerem, więc wolałem nie ryzykować:)

Po przekroczeniu Raby wjechałem do Bochni kończąc tym samym najłatwiejszy odcinek trasy, dalej jazda pod cmentarz komunalny w Bochni, gdzie zrobiłem fotkę cmentarza wojennego 314 i prac przy montażu tablicy na pomniku ofiar zbrodni katyńskiej, pewnie na szybkości montowani tablicę ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej (właśnie minęła 2 rocznica i pewnie tym dniu miały się odbyć jakieś uroczystości). Od cmentarza podjazd w kierunku Osiedla Niepodległości, szlak jednak nie prowadzi na wprost tylko odbija w lewo w kierunku szybu Campi (co prawda znaki szlaku robiąc się nagle zielone, ale to tam trzeba jechać). Szlak omija szyb i wraca na osiedle, ale ja postanowiłem podjechać na plac szybu. Szyb Campi jest atrakcją turystyczną przy której od kilku lat funkcjonuję Osada VI Oraczy ukazująca życie mieszkańców tych terenów we wczesnym średniowieczu, byłem tam żoną gdy otwierano osadę - bardzo ciekawe miejsce. Z parkingu przed szybem jest też bardzo ciekawy widok, widać wieże bazyliki św. Mikołaja. Na pewno jadąc po solnym szlaku warto pojechać do centrum Bochni, zobaczyć rynek, ale ponieważ Bochnia jest mi dobrze znana to od razu powróciłem na szlak, przejechałem przez Osiedle Niepodległości i wyjechałem na ulicę Brodzińskiego prowadzącą do drogi nr 4. W miejscu, gdzie opuszczany Osiedle Niepodległości, do trasy szlaku solnego, dochodzi rowerowa trasa koloru czarnego - Via Regia Antigua z Chełmu do Bochni, która również jest traktowana jako trasa łącznikowa. Szlak Via Regia prowadzący przez Łapczycę, przejeżdżałem wielokrotnie i gorącą polecam, jako piękny widokowy odcinek. Jednak wracając do szlaku solnego, dojeżdżamy do drogi nr 4, wiaduktem pod szosą jadąc pod zakaz, który nie dotyczy tylko pojazdów rolniczych przejeżdżamy przez pod 4 i po skręcie w lewo rozpoczyna podjazd szutrową drogą do widocznego Lasu Skarbowego (Kopalińskiego). Przez ten lasek również już kilka razy przejeżdżałem, choć nigdy nie wjeżdżałem do niego właśnie tędy, odcinek na pewno bardzo ładny, ale dość trudny, droga szczególnie na początku wiedzie mocno pod górę, mój cross co prawda radził sobie z nawierzchnią drogi nie najgorzej, ale na tym odcinku na pewno lepiej by się jechało góralem. Z lasu wyjeżdżamy na trasę Via Panoramica w miejscowości Dąbrowica, czyli mniej więcej w połowie trasy widokowej prowadzącej z Pogwizdowa do Gierczyc, Via Panoramica też gorąco polecam, piękne widoki, co prawda wyjeżdżając w tym miejscu część z nich tracimy ale widoki w kierunku północnym na Łapczycę, Puszczę Niepołomicką i Kraków, a nawet dalej na wzniesienia Proszowickie wciąż przed nami. Trasę Via Panoramica, też już przejeżdżałem kilkukrotnie, więc tym razem tylko kilka zdjęć, ale jeśli ktoś pogrzebie na mojej stronce to na pewno znajdzie ich znacznie więcej. W Gierczycach, skręcamy w lewo w kierunku Zawady, mijamy szczyt Czyżyczki ze zbiornikiem wodnym i cmentarzem wojennym nr 336 (byłem na szczycie 18.03 zachęcam to przejrzenia zdjęć z tej wycieczki), jadąc prosto mamy odcinek zjazdu i dojeżdżamy do skrętu w prawo na Grabinę, 100 metrów lekko po górę i szalony zjazd do Grabiny. Zaraz po zjeździe mamy pomnik poświęcony ofiarom pacyfikacji wsi w styczniu 1945 roku, następnie skręcamy w prawo i rozpoczynamy podjazd do Buczyny, mijamy po prawej cmentarz wojenny 337 (patrz wycieczka 18.03) a w górze możemy zaobserwować szczyt Czyżyczki, ze zbiornikiem i cmentarzem 336. Podjazd do Buczyny nie jest może specjalnie trudny, ale trochę pod górę trzeba się namęczyć w nagrodę mamy bardzo szybki zjazd do Nieszkowic. Mała uwaga w tym miejscu moglibyśmy trochę skrócić szlak jadać w Buczynie w lewo zamiast w prawo, podjechać na szczyt wzgórza Borek i zjechać w Stradomce, a szlak prowadzi nas trochę na około, zjazdem do Nieszkowic i następnie plaskom drogą wzdłuż rzeki Stradomki. Ja pojechałem za szlakiem i po opisanym powyżej odcinku dojechałem do mostu na Stradomce, następnie na skrzyżowaniu skręciłem w prawo na Nieznanowice. Ten plaski odcinek w dolinie Raby do Niegowici, jest raczej mało ciekawy, w pewnym momencie nasz szlak krzyżuje się z czerwonym szlakiem rowerowym ziemi gdowskiej, gdyśmy pojechali nim wzdłuż Raby to dojechalibyśmy pod kopiec J.H. Dąbrowskiego w Pierzchowie. Jadać jednak szlakiem solnym dojeżdżamy do drogi na Gdów, którą przecinamy i po kolejnym dwóch kilometrach dojeżdżamy do Niegowici.

Zabytki Niegowici też mi są dobrze znane, zrobiłem więc parę fotek i stwierdziłem, że czas na dłuższy postój. Na liczniku w tym miejscu miałem już 50 km i mój organizm zaczął zdradzać objawy zmęczenia, uzupełniłem więc zapasy w sklepie, zjadłem batona i banana i po krótkiej analizie trasy ruszyłem dalej. Wracając jeszcze do Niegowici, mamy tu piękny kościół, wikarówkę w której w latach 1948-49 mieszkał Karol Wojtyła, jego pomnik przed kościołem, a kilkaset metrów dalej cmentarz parafialny na którego terenie znajduje się cmentarz wojenny 335. Na cmentarzu w Niegowici, ostatnio zrobiono porządki i wycięto dość dużo drzew, dzięki temu odsłonił się piękny widok, jak na dłoni widać stąd np. kościół kazimierzowski Łapczycy. Wycięto też drzewa i krzewy na terenie cmentarza wojennego.

Zaraz za cmentarzem w Niegowici mamy skrzyżowanie dróg, tu niestety widać słabe oznakowanie szlaku solnego na tym odcinku, ponieważ nie ma znaku pokazującego którą drogą jechać, a należy skręcić w lewo i rozpocząć podjazd przez Krakuszowice. Niedaleko skrzyżowania z tym że jadąc drogą na wprost znajduje się tajemnicy kopiec Krakusa - informacje o nim też znajdują się na mojej stronie (wycieczki 17.04.2010 r.). Dalsza droga prowadzi przez Wiatowice i Trąbki, na tym odcinku po raz pierwszy zobaczyłem, że istnieją rozbieżności pomiędzy mapą szlaku na stronie, a oznakowaniem w terenie. W Trąbkach na lekko wznoszącej się drodze przeżyłem spory kryzys, dopiero kilka łyków Adrenaline Mountain Dew pozwoliło mi jechać dalej. W Trąbka szlak skręca w prawo w szutrową ścieżkę, co też jest zmianą w stosunku to tego co mamy na stronie, ale jest to trasa lepsza, ponieważ pozwala nam w zasadzie uniknąć jazdy drogą główną. Pod kościół w Biskupicach mamy niezłą wspinaczkę, kilkaset metrów od kościoła mijamy tablicę z mapą szlaku solnego. Pod sam kościół już sobie podszedłem, ponieważ podjazd jest od drugiej strony, a szczerze mówiąc nie miałem siły wspinać się mega stromą ścieżką. Ze wzgórza na którym stoi kościół mamy piękną panoramę i widok na pobliską Chorągwicę, która będzie następnym punktem naszej wycieczki.

Kolejne metry wycieczki to droga przez mękę, podjazd z Biskupic do skrzyżowania z drogą na Chorągwicę, to 800 metrów podjazdu i 67 metrów w górę, pokonywałem ten podjazd już wcześniej, ale nigdy po przejechaniu przeszło 60 km, tym razem jechało mi się bardzo ciężko, ale na szczęście jakoś dałem radę. Na wspomnianym wyżej skrzyżowaniu skręcamy w prawo i zaraz po lewej mamy piękne widoki na południe, widać zalew Dobczycki, Gorce, a podczas tej wycieczki, widać było nawet zaśnieżone szczyty Tatr. Kolejne metry to zjazd z 408 m npm do 370 m npm, i rozpoczynamy przeszło 1,5 kilometrową wspinaczkę pod kościółek w Chorągwicy na wysokość 428 m npm, ale porównaniu wcześniejszym mega podjazdem, ten to już pikuś. Pod kościółkiem w Chorągwicy osiągamy najwyższy punkt wycieczki po szlaku solnym, znów możemy podziwiać widoki, tym razem w kierunku północnym. Sam maszt telewizyjny znajduję się jeszcze kilkaset metrów dalej, ale w miejscu gdzie już w zasadzie rozpoczyna się zjazd do Mietniowa.

W Chorągwicy kończy się najtrudniejszy odcinek szlaku solnego i rozpoczynamy przyjemny zjazd do Wieliczki, w pewnym momencie szlak odbija w wąską ścieżkę w prawo, ale cały czas pędzimy mocno w dół, właśnie na tym odcinku gdzieś zgubiłem szlak, oznakowanie było raczej słabe, więc na rynek w Wieliczce wjechałem po swojemu. Widać, że centrum Wieliczki ładnieje, zamek żupny był odremontowany już dawno, ale wypiękniał również rynek, a to jeszcze chyba nie koniec remontów. Następnym odcinek też przejechałem po swojemu, obok szybu Daniłowicza, będącego wizytówką wielickiej kopalni dojechałem do ulicy Marszałka Piłsudskiego, a następnie bocznymi drogami już po szlaku, dojechałem do skrzyżowania z drogą nr 4, przejechałem na prosto w kierunku Śledziejowic. Według strony Salina Cracoviensis, dalej szlak powinien prowadzić przez Śledziejowice, Kokotów, Węgrzce Wielkie do Zakrzowa, jadąc na zjeździe w Śledziejowicach, zobaczyłem znak szlaku prowadzący gdzieś w boczną drogę, ale ponieważ jechałem szybko doszedłem do wniosku, że nie będę się wracał, a szlak pewnie i tak za chwilę powróci na drogę, którą jadę. Niestety okazało się, że tak nie jest, przejechałem przez Śledziejowice, następnie przez Kokotów, gdzie sfotografowałem kapliczkę, przy której był być może kiedyś zlokalizowany cmentarz wojenny, oraz większą już odremontowaną kapliczkę znajdującą się kilkaset metrów dalej. Dalej przejechałem przez Węgrzce, przeciąłem drogę Wieliczka - Niepołomice, a na znaki szlaku solnego nie trafiłem. Zobaczyłem je dopiero w Zakrzowie i za oznakowaniem szlaku przejechałem przez Staniątki obok klasztoru sióstr Benedyktynek, na skraju Puszczy zatrzymałem się jeszcze pod cmentarzem wojennym 329, by po kolejnym kilometrze jazdy zamknąć pętlę Salina Cracoviensis na parkingu przy Puszczy gdzie wycieczkę rozpocząłem.

Na parkingu zobaczyłem sobie dokładnie mapę trasy znajdującą się na tablicy, okazało się że różni się ona od tej która jest na stronie i na podstawie której przygotowałem wycieczkę, a na odcinku Śledziejowice - Zakrzów prowadzi wręcz całkiem inną drogą, chyba krótszą choć nie wiem czy nie trochę trudniejszą. Kiedyś trzeba będzie więc zrobić poprawkę na szlaku Salina Cracoviensis, jeśli nie całego szlaku to może chociaż odcinka od Wieliczki (może Biskupic). Przydałaby się mapa papierowa z naniesionym szlakiem, oraz trochę lepsze oznakowanie (odpowiednio wcześniej sygnalizujące skręty). Na szlaku nie ma też tabliczek kilometrowych z odległościami do kolejnych punktów (takie tabliczki dotyczące też niedawno wytyczonego szlaku Żeleńskich widać na jednym ze zdjęć). Projekt Salina Cracoviensis kosztował 811 tys. złotych, to trochę dużo jak na 4 duże tablice z mapą szlaku, średniej jakości oznakowanie w terenie i stronę internetową wprowadzającą użytkownika w błąd co do przebiegu szlaku. Mimo wszystko jest to szlak ciekawy i na pewno godny polecenia, twórcy szlaku na swojej stronie piszą, że jest to szlak wielodniowy do podróżowania z sakwami, co moim zdaniem jest pewną przesadą, ale chcąc zwiedzić wszystkie zabytki na szlaku i pobliżu szlaku, warto mu poświęcić więcej czasu niż ja i być może faktycznie jest to szlak na 2 dni jazdy.

Na koniec nadszedł czas na podsumowanie wycieczki jako treningu przed odyseją, forma nie jest niestety satysfakcjonująca, widać że nie przepracowałem dobrze zimy. Nie ma mocy pod górę, siły wystarczyło na 50 km, podjazdy nawet te łatwiejsze szły mi opornie i na najlżejszych przełożeniach. Mimo wszystko trasę przejechałem, więc sądzę że na odysei też dam sobie radę, choć na pewno nie ma co liczyć na jakiś nadzwyczajny wynik.

Galeria wycieczki


Rajd na Szczyrzyc

Niedziela, 18 września 2011 | dodano:18.09.2011 Kategoria 81-99 km, Po górkach, Po płaskim, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 91.75 km
  • Teren: 7.00 km
  • Czas: 04:02
  • VAVG 22.75 km/h
  • VMAX 52.69 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 696 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka z Krzyśkiem, Andrzejem i Januszem - znajomymi z którymi jechałem do Wilna, tym razem wybraliśmy się na wycieczkę do Szczyrzyca.

Krzysiek był u mnie w pracy jakieś 2 tygodnie temu i zapraszał mnie na wycieczkę rowerową z żoną, myślałem więc że pojadą na nią osoby o różnych możliwościach kondycyjnych. Tym czasem rano na starcie stanęli sami mocni zawodnicy: Andrzej, Krzysiek i Janusz na kolarzówce oczywiście. Zanim jednak ruszyliśmy w czwórkę, to musiałem dojechać na miejsce zbiórki do Niepołomic. Z Łapczycy wyjechałem około 8:10 i przez Moszczenicę i Chełm, dalej drogą nr 4 przez skrzyżowanie z drogą na Targowisko, a później przez Szarów i ścieżką rowerową, dotarłem do Niepołomic na godzinę 8:44. Patrzę a tu nikogo nie ma, więc czekam, kilka minut przed 9 przyjechał Andrzej, dokładnie na 9 przyjechali Krzysiek i Janusz i wtedy zrozumiałem, że to będzie ciężka wycieczka:). Początkowo sam narzuciłem mocne tempo po ścieżce rowerowej do Szarowa i na podjeździe pod OSP Dąbrowa, gdzie chciałem wjechać na twardym przełożeniu - niestety w połowie górki zabrakło mi pary i dalej musiałem już kręcić młynki. Dalej pojechaliśmy do Brzezia, gdzie na podjeździe również pociągnąłem mocno. W Brzeziu postój, wszyscy się już rozgrzali i trzeba było ściągnąć bluzy ubrane na poranną - rześką pogodę. Dalej jechaliśmy przez Cichawę i Niegowić do Gdowa, a później do Stadnik - ten odcinek był miarę łatwy i został pokonany oczywiście w bardzo mocnym tempie. W Stadnikach zaczęliśmy jechać pod górę, początkowo delikatnie, ale później przez Kwapinkę i Mierzeń już bardzo mocno pod górę, w sumie wspięliśmy się na wysokość 360 m npm - podjazd z 225. Później odcinek zjazdu do Komornik, na którym to odcinku przejechaliśmy koło Kamienia Grzyba - musiałem ostro wyhamować, żeby zrobić zdjęcie. Od skrzyżowania w Komornikach, jechaliśmy doliną Stradomki i wydawało się, że jedziemy po płaskim, ale profil wyraźnie pokazuję, że było pod górę z tym, że na dużej odległości.

Tuż przed Szczyrzycem zatrzymaliśmy się jeszcze Pustelni św. Benedykta w Krzesławicach-Podkamieniu. Na wzgórzu na które prowadzi stroma ścieżka ze stacjami drogi krzyżowej znajduję się olbrzymi Diabelski Kamień i domek-pustelnia oraz kapliczka. Jak odpowiadał Krzysiek, który w dzieciństwie jeździł w te strony na wakacje do dziadków, kiedyś mieszkał tu pustelnik, ale zmarł w końcu lat 70-tych XX wieku i od tego czasu pustelnia stoi pusta. Niedawno został przeprowadzony remont tego i władze gminy wyraźnie chcą tu zrobić atrakcję turystyczną - warto zobaczyć.

Ostatnie kilometry do Szczyrzyca pokonaliśmy już dość wolnym tempem, mimo to zaraz po 11 byliśmy już ma miejscu. Ponieważ w klasztorze Cystersów trwała właśnie msza święta postanowiliśmy najpierw udać się na obiad do znajdującego się pobliżu klasztoru Centrum Turystycznego Ziemi Szczyrzyckiej. Po obiedzie poszliśmy obejrzeć przyklasztorny kościół, muzeum otwierali dopiero o godzinie 13:00, więc nie udało się go nam obejrzeć. Wiedziałem, że Szczyrzycu znajduję się cmentarz wojenny z okresu I wojny, więc pojechaliśmy jeszcze kawałek w stronę Skrzydlnej, gdzie na skrzyżowaniu z drogą do Jodłownika znajduję się cmentarz 362 autorstwa Gustawa Ludwiga. Jest to niewielki obiekt, zlokalizowany przy zabytkowej XIX - wiecznej kapliczce. Po drogiej stronie drogi znajduję się pomnik poświęcony poległym w II wojnie światowej. W centrum miejscowości uzupełniliśmy jeszcze bidony i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Krzysiek poprowadził nas drogami wzdłuż doliny Stradomki, dzięki temu w drodze powrotnej uniknęliśmy większych podjazdów, ale zdecydowanie wrosło tempo jazdy. Do Łapanowa dojechaliśmy bez przystanków, w samym Łapanowie zatrzymaliśmy się na 5 minut pod drewnianym kościołem. Dalej pojechaliśmy na Ubrzeż i doliną Stradomki do Siedlca. Na tym odcinku znowu bardzo mocne tempo, które najpierw nadawałem sam, a później ruszył do przodu Janusz. W Siedlcu zrobiliśmy krótki postój czekając na Krzyśka, który został trochę z tyłu. Po dojechaniu do drogi nr 4 pojechałem na Górny Gościniec, podczas gdy moim towarzysze podróży ruszyli do Niepołomic:)

W momencie gdy zostałem sam nagle straciłem wszystkie siły, ledwo podjechałem pod kościół w Chełmie i dalej pod cmentarz. Na zjeździe też nie jechałem za szybko, szczególnie że trafiłem na przeciwny wiatr. Mimo tych kłopotów po kilkunastu minutach dotarłem do domu.

W sumie przejechałem niecałe 92 kilometry z różnicą wzniesień 696, ale pod górę było w zasadzie tylko do Szczyrzyca, gdzie podjechaliśmy 506 metrów. Mimo to mocne tempo na całej trasie dało mi mocno w kość. Wycieczka jednak super udana, pogoda bardzo ładna, obejrzeliśmy ciekawe miejsca i przy okazji zrobiłem solidny trening. Na szosówce chyba bym jednak nie dał rady tej trasy przejechać - Janusz przejechał bez problemu:) - ja muszę ćwiczyć.

Galeria wycieczki


Wyprawa do Wilna - Dzień 2

Wtorek, 26 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria Wyprawy wielodniowe, 81-99 km
  • DST: 86.70 km
  • Czas: 03:45
  • VAVG 23.12 km/h
  • VMAX 44.90 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 471 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Odcinek Półkoty - Daugai

Dzień 2
Poranek powitał nas pięknym słońcem, ale gdy ruszaliśmy w drogę - około godziny 8:00 niebo zasłoniły gęste chmury. Do przejścia granicznego w Ogrodnikach mieliśmy zaledwie 6 kilometrów, więc po niecałych 20 minutach byliśmy już na Litwie. Minęliśmy przejście graniczne na którym nikt się na nami nie zainteresował i popedałowaliśmy dalej do miejscowości Łoździeje (Lazdijai) tam zrobiliśmy, krótka przerwę na stacji benzynowej, przeanalizowaliśmy mapę i z pominięciem centrum miejscowości skierowaliśmy się drogą nr 132 na Olitę (Alytus). To właśnie na tym odcinku po raz pierwszy jechałem w duecie z Kubą zostawiając w tyle resztę peletonu, co jakiś czas dojeżdżał do nas lider:) nie wyprzedzając nas jednak. Po drodze do Olity zrobiliśmy dwie przerwy (jedną trochę dłuższą w miejscowości Seinjai podczas której zorientowaliśmy się, że na Litwie obowiązuje inna strefa czasowa - godzina do przodu), a ostatni prawie 20 km odcinek do Olity pokonaliśmy bardzo mocnym tempem. Na jednym z podjazdów puściłem koło i w rezultacie na skrzyżowaniu na przedmieściach Olity zameldowałem się jakaś minutę za Kubą i Januszem. Poczekaliśmy na resztę a następnie skierowaliśmy się obwodnicą Olity w kierunku miejscowości Daugai w której planowaliśmy znaleźć nocleg. Wcześniej jednak po drugiej stronie Olity znaleźliśmy knajpę w której zjedliśmy dobry obiad za 15 litów plus 2 lity za colę.

Po przerwie obiadowej ruszyliśmy ruchliwą droga 128 kierunku wschodnim, minęliśmy Niemen i pagórkowatą drogą jechaliśmy dalej. Czoło peletonu tworzyłem ja, Kuba i lider, drugą grupę Andrzej, Wojtek i Kuba a na końcu zwykle jechał Krzysiek i Bartek. Do Daugai dojechaliśmy dość szybko około godziny 16:30, pod kościołem spotkaliśmy chłopaka w wieku około dwudziestu paru lat, który powiedział (po polsku), że nie wie nic o żadnym noclegu do wynajęcia ale w razie czego może nas przenocować u siebie. Szukaliśmy jeszcze innego noclegu w szkole i w hotelu jednak z powodu braku możliwości skontaktowania się z kierowniczką nic nie załatwiliśmy, ostatecznie wylądowaliśmy u spotkanego wcześniej chłopaka - Edwarda, którego matka była Polką. Edward nie mieszkał na stałe w Daugai, wraz z dziewczyną pilnował tylko domu wujka i to właśnie tam nas ulokował. W drodze do Edwarda dopadł nas mocny deszcz i dość mocno nas przemoczył. Warunki w domu wujka Edwarda były o tyle kiepskie, że nie było bieżącej wody, a ubikacja znajdowała się na zewnątrz, tym razem musiałem spać na podłodze, ale poza tym było ok. Edward poczęstował nas szaszłykami z grila a jego dziewczyna zrobiła nam herbatę, więc narzekać nie mogliśmy.

Drugiego dnia pokonaliśmy dystans prawie 87 km ze średnią prędkością przeszło 23 km/h (do Olity było 24,4).

Galeria wycieczki


X Małopolski Gwiazdzisty Rajd Rowerowy

Niedziela, 22 maja 2011 | dodano:22.05.2011 Kategoria 81-99 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Rajdy rekreacyjne
  • DST: 86.05 km
  • Teren: 5.00 km
  • Czas: 04:35
  • VAVG 18.77 km/h
  • VMAX 34.90 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 73 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś wyjazd z dziećmi ze Szkoły w Woli Zabierzowskiej na X Małopolski Gwiaździsty Rajd Rowerowy do Borku koło Rzezawy. Okazało się że wyszła mi najdłuższa wycieczka rowerowa w tym roku - 86 km, a dzieci z V i VI klasy przejechały prawie 60 km:) Z Niepołomic wyruszyłem o godzinie 7:41 z dość dużym poślizgiem - na 8 miałem być w Woli Zabierzowskie (14 km). Pędziłem jak mogłem najszybciej ale o godzinie 7:57 byłem dopiero przy leśniczówce Przyborów, musiałem więc zadzwonić żeby dzieci ruszyły z pod szkoły, spotkaliśmy się po drodze i w miejscu spotkania zmieniłem tryby z przodu i znowu jakoś dziwnie wykręciła mi się przerzutka przednia na ramię. Dojechałem ponownie do leśniczówki Przyborów gdzie mieliśmy poczekać na uczestników rajdu jadących z Niepołomic, był więc czas na wyregulowanie przerzutki.

Po jakiś 25 minutach przyjechali uczestnicy rajdu z Niepołomic w sile około 25 osób:) i ruszyliśmy już razem Drogą Królewską a potem asfaltami do Baczkowa. Ponieważ jechaliśmy z obstawą autobusu to kierownik wycieczki zarządził jazdę drogą główną do Proszówek i dopiero za mostem na Rabie skierowaliśmy się przez osiedla w Bochni do Krzeczowa dalej już bezproblemowo przez Rzezawę do Borku. W sumie pokonaliśmy około 32 (ja 45) kilometrów zanim dojechaliśmy do ośrodka rekreacyjnego w Borku. Na miejscu dostaliśmy plakietki, kupony do losowania, na obiad i mieliśmy 4 godziny czasu podczas którego dzieci pobawiły się na placu zabaw, niektóre pojeździły na koniu i wzięliśmy udział w loterii fantowej. Oficjalnie impreza zakończyła się około godziny 15 losowaniem rowerów - niestety nie mieliśmy szczęścia:(

Po wszystkim ruszyliśmy w drogę powrotną już sami w szkolnym składzie, wybraliśmy też inną krótszą drogę, tempo wycieczki też wyraźnie wzrosło, dopingowała nas zbliżająca się czarna chmura. Na szczęście bez problemów i bez deszczu dojechaliśmy do Woli Zabierzowskiej. Mi pozostało jeszcze wrócić do Niepołomic, a nauczycielce WF aż do Nowej Huty. Pojechaliśmy dość mocno główną drogą aż do obwodnicy Niepołomic, tu ja pojechałem prosto a moja koleżanka w prawo na Igołomię. Gdy dojeżdżaliśmy do Niepołomic zaczęło kropić, na szczęście jakieś wielkie ulewy nie było i spokojnie dojechałem do domu.

Wycieczka bardzo udana, pogoda piękna - słonecznie i bardzo ciepło, dopiero na sam koniec trochę się zachmurzyło. Sporo przejechany kilometrów, co na rowerze górskim dość mocno odczułem, jednak na crossie jechało by się znacznie lepiej.

Galeria wycieczki


Trzy Kopce Grodu Kraka

Niedziela, 9 sierpnia 2009 | dodano:10.08.2009 Kategoria Po płaskim, 81-99 km
  • DST: 84.90 km
  • Teren: 5.00 km
  • Czas: 04:01
  • VAVG 21.14 km/h
  • VMAX 51.00 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 703 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka do Krakowa w celu odwiedzenia trzech kopców: Kraka, Kościuszki i Piłsudskiego (w Lasku Wolskim)

Niepołomice - Grabie - Kraków: Rybitwy, Podgórze - Kopiec Krakusa - Kazimierz - Rynek Główny - Błonia - Kopiec Kościuszki - Lasek Wolski: ZOO, Kopiec Piłsudskiego (na górze Sowiniec - 358 m npm - najwyższy punkt w Krakowie) , Klasztor Kamedułów - ul. Księcia Józefa - Bulwary Wiślane - ścieżka rowerowa do Plazy - Centrum M1 - Mogiła - Grabie - Niepołomice

Galeria wycieczki