Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:479.50 km (w terenie 55.00 km; 11.47%)
Czas w ruchu:20:40
Średnia prędkość:23.20 km/h
Maksymalna prędkość:57.92 km/h
Suma podjazdów:2285 m
Maks. tętno maksymalne:175 (93 %)
Maks. tętno średnie:156 (83 %)
Suma kalorii:11758 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:43.59 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Praca #5 - na szosówce

Czwartek, 30 kwietnia 2015 | dodano:30.04.2015 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 27.13 km
  • Czas: 00:55
  • VAVG 29.60 km/h
  • VMAX 38.00 km/h
  • Temp.: 13.0 °C
  • HRmax: 169 ( 90%)
  • HRavg 145 ( 77%)
  • Kalorie: 681 kcal
  • Podjazdy: 36 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Po intensywnym rowerowo weekendzie w poniedziałek postanowiłem sobie zrobić przerwę i nie pojechałem do pracy na rowerze mimo pięknej pogody. Na wtorek zapowiadali popołudniowe burze, więc też nie pojechałem, a okazało się że ostatecznie nie padało:( Miałem jechać w środę, ale niestety był to bardzo zimny i wietrzny dzień. No i w końcu udało się w czwartek, ostatni dzień pracujący tego skróconego tygodnia.

Ruszyłem lekko spóźniony, kilka minut po 7. Od samego początku poczułem, że dziś nie jest mój dzień, kręcił mi się ciężko. Dopiero na Drodze Królewskiej w Puszczy Niepołomickiej trochę się rozpędziłem, próbowałem nawet wrzucić jakieś twardsze przełożenie, ale skończyło się to błyskawicznym bólem mięśni. Całą drogę próbowałem trzymać średnią w okolicach 28-29 km/h i przychodziło mi to z lekkim trudem. Po wyjeździe z Puszczy trochę udało mi się przyśpieszyć, ale cały czas byłem mocno zmęczony, a moje tętno coraz wyraźniej zbliżało się do 160. Na ostatnim kilometrze już w Woli Zabierzowskiej chciałem zafiniszować, ale natknąłem się na ciągnik z przyczepą. Ciągnik był z tych nowszych i jechał całkiem szybko, ale uznałem, że dla mnie jednak trochę za wolno i postanowiłem go wyprzedzić. Żeby to zrobić musiałem rozpędzić maszynę do 37 km/h i potem już siłą rozpędu pędziłem na metę. Mój czas to 28:05 średnia 28,7 km/h - wolniej niż ostatnio o 14 sekund, a dziś przyjechałem o wiele bardziej zmęczony.

Zrobiłem sobie taką małą analizę moich rekordowych przejazdów do pracy na tej trasie:
- rekord na Peugeocie z 2013 roku - 27:42 (poprawiony w tym roku na 26:55 km/h)
- rekord na Lappierze z roku ubiegłego - 27:37

Biorąc pod uwagę te czasy, to w tym roku jeżdżę naprawdę szybko, poprawiłem swój rekord a czasy w granicach 28 minut to też jedne z najlepszych w historii. Trochę zadziwia niezbyt dobry wynik na Lappierze, ale w tamtym roku jak jeździłem do pracy, to na ulicach Niepołomic były remonty i musiałem jeździć po chodnikach - zobaczymy ile zdołam wykręcić na Lappierze w tym roku, ale to chyba dopiero we wakacje.

Po pracy jechałem dość mocno, co prawda na dojeździe do lasu przeszkadzał mi trochę wiatr, ale potem wrzuciłem z przodu 52 zęby i jazda. Dałem radę trzymać dość mocne tempo i na odcinku przez Puszczę wykręciłem całkiem niezły czas. Przez miasto niestety musiałem trochę zwolnić, ale końcówkę znów mocno nacisnąłem. Ostatecznie wykręciłem całkiem dobry czas 27:16 i średnią 29,9 km/h. Na całej trasie wykręciłem dziś czas 55:25.

Na trasie powrotnej raczej nie liczę rekordów, ponieważ wracam różnymi drogami. Często też zatrzymuję się w rynku u kolegi. Dziś jechałem prosto do domu, jednak w porównaniu z ranną trasą pojechałem przez rondo pod kościołem i moja trasa była dłuższa o 120 metrów.

Dość miarodajne są natomiast czasy na segmentach wyznaczonych przeze mnie na serwisie Garmin Connect i ridewithgps. Na odcinku Drogi Królewskiej przez Puszczę Niepołomicką długości 6,42 km dziś osiągnąłem:
- do pracy - 13,13 średnia 29,13 km/h (4 mój czas na GC - rekord 11,51 średnia 32,42 km/h)
- z pracy - 12,19 średnia 31,31 km/h (3 mój czas na GC - rekord 11,07 średnia 34,71 km/h)

Oba rekordy ustanowiłem oczywiście na Lappierze bez bagażu:)

Do pracy: dyst.: 13,50 km; czas: 28:09; średnia: 28,7 km/h.
Z pracy: dyst.: 13,62 km; czas: 27:16; średnia: 29,9 km/h.

Brzesko - Szczepanów

Niedziela, 26 kwietnia 2015 | dodano:27.04.2015 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, samotnie
  • DST: 56.98 km
  • Czas: 02:14
  • VAVG 25.51 km/h
  • VMAX 56.52 km/h
  • Temp.: 21.0 °C
  • HRmax: 145 ( 77%)
  • HRavg 123 ( 65%)
  • Kalorie: 1116 kcal
  • Podjazdy: 317 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W sobotę byłem na Rajdzie Rekreacyjnym Kraków - Trzebinia, ale wraz z Edmundem zrobiliśmy rajd Niepołomice - Trzebinia - Niepołomice i rezultacie przejechałem jakieś 134 km. W niedziele pojechałem z córką do babci do Łapczycy, pogoda była ładna, nic tylko jeździć, więc mimo iż byłem trochę zmęczony to postanowiłem się przejechać.

Jadąc z Łapczycy wszędzie jest pod górkę, więc dość trudno o trasę łatwą i przyjemną, jednak wykombinowałem sobie wariant stosunkowo łatwy: do Brzeska przez Rzezawę i Jodłówkę, a więc po płaskim. Dojazd do Bochni pod górkę, wybrałem jednak ten łatwiejszy wariant a więc jazdę drogą DK94, w niedziele rano ruch był znikomy, dalej przejazd przez Bochnię i już po w miarę płaskim terenie jechałem przez Krzeczów, Rzezawę i Jodłówkę do Brzeska. Przed samym Brzeskiem trochę się pogubiłem, od mojej ostatniej jazdy tą trasą powstał węzeł autostradowy i kilka dróg dojazdowych, miałem więc lekki problem w połapaniu się, którędy powinienem jechać, w końcu jednak się udało i dojechałem do Brzeska. Postanowiłem jeszcze odwiedzić duży cmentarz wojenny z okresu I wojny, porobiłem kilka fotek i ruszyłem do rynku.

Na rynku zrobiłem, krótką przerwę, zjadłem sobie loda i zacząłem się zastanawiać co dalej. Do Brzeska jechałem 55 minut (mimo lekkiego błądzenia), było jeszcze przed 11, więc jakbym zaczął wracać to w domu byłbym pewnie przed południem. Z drugiej strony nie miałem za bardzo sił na jakieś mega wyczyny, więc niestety musiałem odrzucić pomysł ataku na Bocheniec, postanowiłem w końcu że pojadę przez Sterkowiec do Szczepanowa. Odcinek ten pokonałem dość szybko i po kilkunastu minutach byłem pod kościołem w Szczepanowie, a że akurat zaczynała się msza to postanowiłem zostać. Po mszy odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny na cmentarzu parafialnym w Szczepanowie, widać wyraźnie że nastąpiły tu pewne prace. Cmentarz wojenny w Szczepanowie był często podawany jak przykład bezmyślnego niszczenia tych zabytkowych obiektów przez zarządców cmentarzy parafialnych, widać postęp w kwestii zachowania tego obiektu, jednak do zrobienia jeszcze sporo zostało.

Dalej ruszyłem w stronę Mokrzysk, niestety już wyraźnie pod wiatr. Chwilę zastanawiałem się czy nie jechać jeszcze Bucze, Dąbrówkę i Borek, ale ostatecznie odrzuciłem ten pomysł. Ze Szczepanowa do domu wracałem zwykle przez Grądy, ale tam trzeba było pokonać odcinek po szutrach przez las, a że dziś jechałem szosówką to skierowałem się na Brzesko. Dojeżdżając do autostrady zobaczyłem drogę serwisową, pomyślałem że może uda mi się pominąć miasto - postanowiłem więc zaryzykować. To był dobry wybór i zaledwie po kilku minutach byłem już na drodze do Jodłówki. Dalej jazda przez Rzezawę i Krzeczów do Bochni, gdzie znów musiałem podjeżdżać. Wybrałem jazdę drogą główną do DK94, jednak żeby nie jechać do Łapczycy po chodniku, tuż przed DK94 odbiłem na Górny Gościniec - co oznaczało jeszcze 30 metrów podjazdu w pionie. Cały podjazd pokonywałem na dość lekkich przełożenia, byłem zmęczony i stwierdziłem, że nie ma sensu się zarzynać.

Do Łapczycy przyjechałem około 13. Cała wycieczka to jakieś 57 kilometrów, niezły wynik biorąc pod uwagę, że dzień wcześniej zrobiłem 134 km. Wyjazd w sumie udany, choć przez większość trasy doskwierało mi twarde siedzenie w Lappierze. Pamiętam, że pod rokiem już się do niego przyzwyczajałem, tym czasem dziś kompletna porażka. W drodze powrotnej próbowałem coś zmieniać, najpierw podniosłem siodełko jakiś 1 cm do góry. Jechało mi się wygodniej ale znów byłem za daleko od kierownicy, zrobiłem więc postój i przesunąłem siodełko do przodu - niby teraz wszystko się zgadzało ale znów mi było niewygodnie. No cóż pewnie znowu muszę do tego siodełka przyzwyczaić.

N-ce - Trzebinia - N-ce

Sobota, 25 kwietnia 2015 | dodano:27.04.2015 Kategoria 100 km i więcej, Po górkach
  • DST: 133.62 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 06:06
  • VAVG 21.90 km/h
  • VMAX 45.62 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • HRmax: 175 ( 93%)
  • HRavg 129 ( 68%)
  • Kalorie: 2805 kcal
  • Podjazdy: 616 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku po raz kolejny postanowiłem wziąć udział w Rajdzie Rekreacyjny Kraków - Trzebinia, myślałem że podobnie jak dwa lata temu pojadę z żoną. Niestety moją żona pracowała i nie mogła, więc wpadłem na pomysł, że może pojadę sobie Rajd Niepołomice - Trzebinia - Niepołomice:) Wyrysowałem trasę i wyszło mi, że do przejechania będzie jakieś 135-140 km. Na wyjazd chciałem namówić Krzyśka, ale on postanowił że pojedzie z Izą ale z Krakowa, szukałem więc dalej i znalazłem Edmunda, który zdecydował się przejechać ze mną całą trasę.

Mniej więcej o 8:15 rano ruszyliśmy na naszą trasę. Przejazd do Krakowa przez Brzegi i Rybitwy dojechaliśmy do centrum, potem przejechaliśmy przez krakowski rynek gdzie zrobiliśmy szybką fotkę. Dalej chciałem wjechać na ulicę Piłsudskiego, ale zajechałem sobie za daleko i wylądowaliśmy na Zwierzynieckiej, ten błąd o mały włos drogo by mnie kosztował. Zaraz na samym początku ulicy Zwierzynieckiej zaliczyłem poślizg na szynie tramwajowej, na szczęście udało mi się wyratować, ale już miałem przed oczami upadek sprzed 3 lat:( Dalej na szczęście już bez przygód dojechaliśmy na Błonia, szybka rejestracja i czas na regeneracje. Ponieważ wyjechaliśmy wcześniej niż zakładałem to teraz musieliśmy trochę poczekać. Po kilku minutach dojechali Krzysiek z Izą i czekaliśmy sobie w słoneczku.

Kilka minut po 11 za samochodem policyjnym ruszył rajd, byliśmy dobrze ustawieni i znaleźliśmy się na samym początku kolumny rowerzystów. Pierwsze kilometry bardzo wolno, mocniejsze tempo zaczęło się dopiero pod górkę na ulicy Junackiej i Chełmskiej. Starałem się utrzymać tempo czołówki i na szczyt wjechałem w 10 dziesiątce:) Potem była seria zjazdów a dalej jazda po szutrze i kamieniach w kierunku autostrady, tu niestety musiałem trochę zwolnić, bo moje cienkie opony nie pozwalały na zbytnie szaleństwo. Wjechałem na wiadukt nad autostradą i postanowiłem poczekać na resztę, zrobiłem im nawet ładą fotkę:). Dalej przejechaliśmy przez Kryspinów i wyjechaliśmy na drogę do Cholerzyna. Najpierw jechaliśmy razem, ale na wietrznej prostej w Cholerzynie złapałem koło jakiegoś dość mocno zasuwającego gościa i razem z Edmundem odjechaliśmy od Krzyśka i Izy. Gościu pociągnął nas ze dwa kilometry, ale potem zaczął wyraźnie wymiękać. Wyszedłem więc na czoło, za mną Edmund i jeszcze jeden zawodnik, który gdzieś się po drodze podczepił, a nas dotychczasowy zając został z tyłu. Dość mocno wiało, więc dojazd do skrętu w Mnikowie dał mi mocno w kość. Skoro już Edmundem byliśmy z przodu, to postanowiliśmy mocniej pogonić po górkach w dolinie Sanki. Do wjazdu w Puszczę Dulowską trzymaliśmy mocne tempo mijając bardzo wielu zawodników, jednak zaraz po wjeździe do lasu postanowiliśmy poczekać na Izę i Krzyśka.

Do Rudna znów jechaliśmy trochę wolniej, ale w końcówce znów z Edmundem, trochę odjechaliśmy, w rezultacie metę rajdu przekroczyliśmy, może z 3 minuty przez Krzyśkiem. Dogonili nas na pobliskim przejeździe kolejowym, na którym musieliśmy trochę poczekać. Potem już powolutku dojechaliśmy pod pałac Młoszowej.

Zjedliśmy sobie grochówkę i kiełbaski, odpoczęliśmy trochę i po krótkim zastanowieniu postanowiliśmy nie czekać nad losowanie nagród zaplanowane na 15:30, tylko mniej więcej o 14:45 ruszyliśmy w drogę powrotną.

Na początku tempo w drodze powrotnej narzucała Iza i powiem szczerze, jechaliśmy dość szybko, szczególnie że było z wiatrem. Po wyjeździe z Puszczy Dulowskiej, przykręciłem na którymś zjeździe i odjechałem do reszty, powoli zaczął doganiać mnie Edmund. Zrobiłem krótki postój pod ładną skałą wapienną w dolinie Sanki, kilka fotek w jazda dalej już w komplecie. Na prostej Mników - Cholerzyn tym razem mieliśmy z wiatrem, więc tempo było bardzo mocne. W Kryspinowie, stwierdziliśmy że nie będziemy męczyć się szutrami, tylko przez Bielany wbijemy się na wały wiślane. Oznaczało to parę kilometrów pokonanych główną drogę i to jeszcze pod dość długi podjazd. Na liczniku przeskoczyło mi 100 km i podjazd o średnim nachyleniu nie przekraczającym 3% dał mi dość mocno w kość. W końcu jednak udało nam się wjechać na ścieżkę prowadzącą po wałach, którą dojechaliśmy do mostu Zwierzynieckiego. Po przejechaniu Wisły Iza z Krzyśkiem pojechali do mieszkania Izy, a ja i Edmund ruszyliśmy do Niepołomic.

Na początek jechaliśmy dalej wałem, a potem bulwarami wiślanymi, tu niestety tempo trochę spadło bo było dużo ludzi. W końcu jednak udało nam się przebić na Pogórze, a potem dojechać do ścieżki, którą pokonywaliśmy rano. Przejechaliśmy przez Rybitwy i gdy mieliśmy już skręcić ze ścieżki w ulicę Wrobela nastąpił wystrzał dętki Edmunda. No trudno zmieniamy dętkę, ale jak Edmund szukał zapasu zauważyłem, że opona jest przecięta na długości jakiś 2 cm - no to klapa, zmiana dętki nic nie da bo nowa zaraz też będzie przebita. Nie pozostało mi nic innego jak jechać do Niepołomic samotnie i wrócić samochodem po Edmunda.

Ostatnie 14 kilometrów do domu pokonałem, więc samotnie. Tempo jazdy nie było za wysokie, bo byłem już dość mocno zmęczony. Nie mniej jednak około 18:10 byłem w domu. Zostawiłem rzeczy, zamontowałem bagażnik rowerowy na dach i ruszyłem po Edmunda. Około 19:20 byłem w domu po raz drugi tym razem z Edmundem:)

Wycieczka była super, pogoda piękna, siły wystarczyło na długi dystans i tylko awaria na ostatnich kilometrach trochę zepsuła sobotnią sielankę:) Przed wyjazdem trochę się bałem dużego dystansu, tym czasem okazało się, że poszło dość gładko, nawet fakt że momentami po górkach cisnąłem naprawdę mocno, nie odbił się jakoś negatywnie na mojej formie. Oczywiście po koniec byłem dość mocno zmęczony, ale po takim dystansie to chyba nic dziwnego.

Na liczniku Sigma 136,49 km, 6:13:49, 21,90 km/h, max 46,19 km/h.

Praca #4 - na szosówce

Czwartek, 23 kwietnia 2015 | dodano:24.04.2015 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 28.79 km
  • Czas: 01:00
  • VAVG 28.79 km/h
  • VMAX 35.50 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • HRmax: 171 ( 91%)
  • HRavg 144 ( 77%)
  • Kalorie: 742 kcal
  • Podjazdy: 45 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Zgodnie z planem dziś po raz drugi w tym tygodniu pojechałem do pracy rowerem. Mimo iż robi się coraz cieplej to o 7 rano dalej jest zimno i trzeba ubierać się prawie jak na zimę. Dziś ubrałem cieńsze niż ostatnio rękawiczki i po kilku kilometrach tego pożałowałem.

Założyłem sobie, że dziś nie będę się zarzynał, tylko spróbuję pojechać w tempie około 28 km/h. Początek przez miasto oczywiście wolniej, więc na pierwszych kilometrach Puszczy musiałem nadrabiać. Potem trzymałem w miarę równe tempo w granicach 28,5 km/h. Po wyjeździe z Puszczy udało mi się nawet jeszcze trochę przyspieszyć, a na ostatnim kilometrze mocno zafiniszować. W rezultacie dojechałem do pracy w czasie 27:55, ze średnią 29 km/h. Wolniejsze tempo podyktowane na początku pozwoliło mi podkręcić tempo w końcówce i w rezultacie dojechałem prawie minutę szybciej niż zakładałem i tylko minutę wolniej od mojego ostatniego (rekordowego) przejazdu. Tętno podczas przejazdu znów miałem dość wysokie, a na finiszu nawet wskoczyło mi pod 170, ale przez większość trasy utrzymywałem puls w granicach 150 i do pracy nie przyjechałem jakoś strasznie zmęczony.

Gdy po południu ruszyłem do domu, już mocno wiało. Co gorsza na odcinku od szkoły do Puszczy Niepołomickiej wiało mi w twarz, cisnąłem ile się dało w dolnym uchwycie, ale mimo wszystko prędkość jazdy była nie specjalna. Gdy wjechałem do puszczy było już trochę lepiej, choć wiatr ciągle trochę przeszkadzał. Na obwodnicy Niepołomic ciągle miałem jeszcze średnią w granicach 28,9 km/h, jednak przejazd przez miasto, postój w rynku i potem jeszcze dojazd do piekarni po chleb sprawił, że moja średnia spadła 28,45 km/h a czas jazdy wyniósł ponad godzinę.

Do pracy: dyst.: 13,50 km; czas: 27:55; średnia: 29 km/h.
Z pracy: dyst.: 15,28 km; czas: 32:43; średnia: 28 km/h.

Praca #3 - na szosówce

Wtorek, 21 kwietnia 2015 | dodano:22.04.2015 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, praca, Po płaskim, 21-40 km
  • DST: 27.55 km
  • Czas: 00:55
  • VAVG 30.05 km/h
  • VMAX 37.80 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • HRmax: 173 ( 92%)
  • HRavg 154 ( 82%)
  • Kalorie: 745 kcal
  • Podjazdy: 48 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Zrealizowałem mój plan i przerobiłem moją starą, stalową szosówkę Peugeot Nice na dopracowego, transportowego ścigacza. Po wielkich kombinacjach udało mi się dokręcić do roweru mój stary bagażnik, co prawda sportowa szosówka z bagażnikiem nie wygląda zbyt dobrze, ale za bez problemu pozwala mi zabrać ze sobą do pracy potrzebny bagaż. Nie zamierzam przewozić zbyt wiele, ale kilka gratów zawsze mogę zabrać.

Tak przygotowanym sprzętem, tuż przed 7 ruszyłem na trasę. Cel na dzisiaj czas poniżej 30 minut. Zaraz po starcie poczułem moc szosówki, rower mimo obciążenia błyskawicznie się rozpędzał i mimo iż w mieście nie miałem szczęścia i praktycznie na każdym skrzyżowaniu musiałem hamować do zera, to pod Zajazdem Królewskim na obwodnicy miałem średnią 25,3 km/h. Na dobre zacząłem się rozpędzać na Drodze Królewskiej w Puszczy Niepołomickiej, momentami jechałem nawet 35 km/h i wrzuciłem sobie na dużą tarczę z przodu. Prędkość była, ale dość szybko zacząłem tracić siły i na Sitowcu musiałem zwolnić, bo tętno dość niebezpiecznie mi podskoczyło. Na tych kilku kilometrach zdołałem podciągnąć średnią do przeszło 30 km/h, więc plan na drugą połowę trasy był taki, żeby taki wynik utrzymać. Niestety nie było specjalnie łatwo, tętno które od samego początku było dość wysokie teraz cały czas przekraczało 160, w rezultacie pod leśniczówką Przyborów byłem już całkiem ugotowany.

Na szczęście potem jest odcinek z lekkim zjazdem na którym mogłem trochę odpocząć, ale następnie po wyjeździe lasu zacząłem jechać pod lekki wiaterek i zaczęła się ostra walka o utrzymanie średniej. W pewnym momencie pulsometr pokazał mi 173 i musiałem już ostatecznie zwolnić. Nie miałem za wiele sił również na finisz już w samej Woli Zabierzowskiej, jednak ostatecznie pod szkołą okazało się, że mam czas poniżej 27 minut i średnią powyżej 30 km/h. Taki czas na tej trasie to prawdziwa rewelacja, jechałem co prawda szosą, ale dociążoną więc nie spodziewałem się aż tak dobrego rezultatu. Z drugiej jednak strony przyjechałem do pracy skrajnie zmęczony, chyba nie będę się szarpał na aż tak mocną jazdę, myślę że czasy w granicach 29 minut spokojnie mi wystarczą:)

Wyszedłem z pracy i pierwsze to zauważyłem to fakt, że nie jest specjalnie ciepło, a po drugie mocno wieje. Niestety ten dzisiejszy wiatr, kompletnie mi nie pomagał, na odcinku do lasu, jeszcze specjalnie nie przeszkadzał, ale w lesie bardzo często dopadał mnie jakiś mocniejszy podmuch. Jechałem więc wolniej niż rano, ale cały czas starałem się utrzymać średnią powyżej 30 km/h. Udało mi się to do obwodnicy Niepołomic, ale potem nastąpił podjazd pod Wodociągami i jazda przez miasto. W rezultacie moja średnia na koniec wyjazdu wyniosła 29,7 km/h.

Wyjazd udany, rower jedzie jak rakieta, tylko rowerzysta dalej trochę słaby. Jak będzie ładna pogoda to we czwartek znów pojadę do pracy - trzeba trenować bo w sobotę planuję wyjazd na trasie Niepołomice - Trzebinia - Niepołomice (jakieś 135-140 km).

Do pracy: dyst.: 13,50 km; czas: 26:51; średnia: 30,2 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,05 km; czas: 28:47; średnia: 29,7 km/h.

Praca #2

Czwartek, 16 kwietnia 2015 | dodano:21.04.2015 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 27.51 km
  • Czas: 00:59
  • VAVG 27.98 km/h
  • VMAX 39.09 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • HRmax: 168 ( 89%)
  • HRavg 143 ( 76%)
  • Kalorie: 731 kcal
  • Podjazdy: 62 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Drugi raz w tym roku wyjazd do pracy na rowerze. Założyłem sobie, że jeśli tylko pogoda pozwoli to będę dwa razy w tygodniu jeździł do pracy na rowerze, jednak w tym tygodniu pogoda była taka sobie, a na dodatek we wtorek i środę miałem szkolenia, więc pierwsza okazja na wyjazd rowerem nastąpiła dopiero w czwartek.

Ruszyłem przed 7 rano, trochę późno, więc musiałem jechać szybko i ku mojemu zdziwieniu nawet mi to dzisiaj szło. Przez pierwsze 5 km utrzymywałem całkiem mocne tempo, jednocześnie nie męcząc się jakoś nadzwyczajnie, tętno utrzymywałem w zasadzie cały czas na poziomie około 140. Potem zacząłem się trochę męczyć, ale mimo wszystko trzymałem nie najgorsze tempo. Na ostatnim kilometrze udało mi się nawet zafiniszować - co prawda już na wysokim tętnie ale zawsze. Ostatecznie wykręciłem czas 30:22 - w porównaniu z wynikami z lat ubiegłych to jeden z lepszych moim czasówna rowerze crossowym, choć do rekordu brakło mi prawie minutę. Ten wynik był więc lepszy od poprzedniego o prawie 1:40.

Gdy siedziałem sobie w pracy, pogoda się zmieniała, raz święciło słońce, zaraz potem zanosiło się na deszcz. Na szczęście nie padało, a gdy zbierałem się do drogi powrotnej było nawet w miarę słonecznie, choć dość mocno wiało. Ubrałem więc cieńsze ubranie i ruszyłem do domu, tym razem drogą standardową. Na początek miałem w z wiatrem, więc na odcinku do Puszczy gnałem w tempie 33-35 km/h (udało mi się podciągnąć średnią o przeszło 1 km/h). W Puszczy mój kierunek jazda zmienił się o 90 stopni i zacząłem częściowo jechać pod wiatr, na szczęście las dość dobrze osłaniał mnie od wiatru i tylko od czasu do czasu łapałem jakiś mocniejszy podmuch - mimo wszystko tempo jazdy jednak trochę spadło. Gdy wyjechałem z Puszczy to wręcz zderzyłem się ze ścianą wiatru i dojazd do rynku w Niepołomicach dał mi mocno w kość. W rynku krótki postój i potem jeszcze 1 km dojazdu do domu, cisnąłem ile się dało, bo zauważyłem, że mam szansę zamknąć wyjazd w czasie poniżej 1 godziny - ostatecznie pod domem 59:36.

Dziś jechało mi się całkiem nieźle, forma w porównaniu wyjazdem z przed tygodnia mocno wzrosła i nawet pod wiatr jechałem dość mocno. Brakuje mi jeszcze trochę wytrzymałość na dużych prędkościach, ale forma ogólnie rośnie. Kombinuję jak tu przerobić moją starą szosówkę na rower dojazdowy do pracy, chcę zamontować jakiś lekki bagażnik, żebym mógł zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, myślę też nad zamontowaniem lemondki - na takim sprzęcie miałbym pewnie szansę wykręcić jeszcze lepsze czasy.

Do pracy: dyst.: 13,52 km; czas: 30:22; średnia: 26,7 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,00 km; czas: 29:09; średnia: 28,8 km/h.

Łapczyca - Bochnia - Puszcza Niepołomicka

Niedziela, 12 kwietnia 2015 | dodano:14.04.2015 Kategoria 41-60 km, Łapczyca, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 46.52 km
  • Teren: 18.00 km
  • Czas: 02:09
  • VAVG 21.64 km/h
  • VMAX 57.92 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • HRmax: 166 ( 88%)
  • HRavg 131 ( 70%)
  • Kalorie: 1190 kcal
  • Podjazdy: 393 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W niedziele pojechałem do Łapczycy w ramach rozjazdu, po wczorajszych zawodach. Wyjazd miał być mocno rekreacyjny, ale ostatnio zauważyłem, że jak jadę sam to nie potrafię jechać wolno. Dziś pogoda nie była taka piękna jak sobotę, słońce nieśmiało przebijało się zza chmur i niestety dość mocno wiało.

Na trasę ruszyłem kilka minut po 12, na szczęście do Łapczycy miałem głównie z wiatrem, więc jechałem dość szybko. W Chełmie postanowiłem podjechać na sam szczyt wzgórza, najpierw więc musiałem pokonać bardzo stromą ściankę po asfalcie, a potem jeszcze stromszą po bruku z nieregularnych kamieni. Jakoś jednak wjechałem i porobiłem kilka fotek. Na szczycie wycięto kilka krzaków, otwierając bardzo piękne widoki na Pogórze Bocheńskie, dzięki temu też kapliczka umieszczona na szczycie wzgórza jest dobrze widoczna drogi na dole. Po krókiej przerwie już szybka jazda do Łapczycy.

W Łapczycy zjadłem obiad, posiedziałem chwilę i około 14:30 ruszyłem do domu. Postanowiłem jechać na około przez Puszczę Niepołomicką licząc trochę na to, że w lesie wiatr wiejący od zachodu nie będzie mi tak bardzo przeszkadzał. Na początek musiałem oczywiście pokonać podjazd pod Górny Gościniec w Łapczycy. Z pełnym brzuchem po obiedzie jechało mi jakoś strasznie ciężko i na szczycie stromego podjazdu byłem bardzo zmęczony. Postanowiłem zrobić kilka fotek starego kościoła i wtedy doszło do małego wypadku, a mianowicie aparat wypadł mi z ręki i upadł na asfalt. Myślę sobie już po nim:( Na szczęście na rower nigdy nie zabieram drogiego sprzętu i specjalnie dla potrzeb wycieczek rowerowych kupiłem sobie za 79 zł starego Panasonica, ale zawsze to trochę szkoda:(

Podniosłem aparat, obiektyw trochę się przekrzywił, ale coś tam potrafiłem i okazało się, że aparat ciągle działa - jak długo zobaczymy, ale na razie nie jest źle.

Dalej sporo zjazdów, przejazd przez Bochnię, ekstremalna przeprawa pod remontowanym wiaduktem kolejowym, przejazd przez kładkę na Rabie i byłem w Puszczy. Przejechałem kawałek asfaltem i postanowiłem skręcić w szeroką dobrze utwardzoną szutrówkę. Od razu poczułem niestety wiatr w twarz. Drzewa trochę łagodziły, ale od czasu do czasu łapałem mocniejszy podmuch. Jechałem tak sobie całuy czas prosto, przeciąłem drogę na Stanisławice, później szutrówkę Kłaj - Zabierzów i dość nieoczekiwanie dojechałem do zabudowań jednostki wojskowej - z tej strony jeszcze nigdy nie jechałem koło jednostki, więc dość przypadkowo odkryłem nową drogę przez Puszczę. Moja dobra droga przez las skończyła na skrzyżowaniu ze szlakiem czerwonym - od Drogi Królewskiej do Jeziora w Kozim lesie, ponieważ miałem bliżej do jeziora więc skręciłem na Kłaj. Znów musiałem przeprawiać się przez tory, potem wyjazd na asfalt i przez Kłaj dojechałem do Szarowa. Tu dopiero poczułem jak mocno wieje, jednak w lesie to luzik, więc najszybciej jak się dało znów wjechałem w las. Przejechałem sobie po leśnej ścieżce rowerowej na Kozie Górki i potem też głównie terenowo do mojego domu.
Wyjazd udany, ciekawy i nawet pokonany dość sprawnie. Forma dalej nie rewelacyjna, ale dziś jechało mi się całkiem dobrze. To był mój trzeci dzień z rzędu na rowerze w sumie w ten weekend pokonałem na rowerze chyba ze 140 km:).

Po powrocie obejrzałem sobie jeszcze Paryż-Roubaix, wyścig był ciekawy, a o wynikach zadecydował sprint na welodromie w którym najlepszy okazał się John Degenkolb.

Mapa i galeria

BO Góra Kamieńsk

Sobota, 11 kwietnia 2015 | dodano:14.04.2015 Kategoria 61-80 km, Po płaskim, RNO
  • DST: 65.74 km
  • Teren: 12.00 km
  • Czas: 03:33
  • VAVG 18.52 km/h
  • VMAX 37.59 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • HRmax: 171 ( 91%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 1843 kcal
  • Podjazdy: 365 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
11 kwietnia wstałem o 5 rano i pojechałem z Krzyśkiem aż do Kamieńska w okolicach Łodzi, żeby wziąć udział w Bike Oriencie. Zawsze słyszałem, że Bikeorient to jeden z najlepiej zorganizowanych maratonów na orientacje, a że imprezy w okolicy jakoś mam się w tym roku wykruszyły, to postanowiliśmy spróbować. Minusem tej imprezy niestety był dość długi dojazd, ponad 3 godziny jazdy, ale poszło nawet dość sprawnie i przed godziną 9 dojechaliśmy na miejsce do ośrodka sportowego u stóp Góry Kamieńsk.

Przed godziną 10 nastąpiło rozdanie map. Na mapie znaleźliśmy 20 punktów kontrolnych przeznaczonych dla tras Mega i Giga, przed startem nie było podziału na poszczególne kategorie, po prostu ten kto zaliczył przynajmniej 11 punktów kontrolnych był klasyfikowany na Giga, a reszta na mega. My od początku zakładaliśmy, że jedziemy Mega (jakieś 50-60 km), zgodnie z tym co zobaczyliśmy na mapie myśleliśmy, że musimy więc pokonać punkty 1-10, tym czasem chyba nie było takiego obowiązku i wystarczyło przejechać 10 dowolnych punktów. My jednak mieliśmy inne założenie i wyrysowaliśmy trasę przez punkty: 5, 4, 6, 1, 9, 10, 8, 3, 7, 2 - oznaczało to, że 3 punkty umiejscowione na Górze Kamieńsk zostawiamy sobie na koniec. Co prawda ja chciałem atakować górę na samym początku po stoku narciarskim (tak zrobiło chyba większość uczestników), ale Krzysiek coś kręcił nosem, więc postanowiliśmy, że na górę sobie wjedziemy od drugiej strony, na końcu trasy.

Na początek poszedł więc punkt nr 5, dość długo rysowaliśmy trasę i ruszyliśmy jako jedni z ostatnich. Dojazd do 5 łatwy, przy punkcie tłok, trzeba było czekać w kolejce na podbicie punktu. Dalej kawałek po leśnej, lekko piaskowej ścieżce i wyjazd na asfalt. Przejechaliśmy kawałek asfaltem i odbiliśmy w lewo do punktu nr 4, patrzymy a tu wszyscy pojechali w prawo 20, 17, 12 - czyżby wszyscy jechali giga?

Mniejsza o to mkniemy sobie asfaltami z wiatrem, z dużą prędkością już samotnie. Dojeżdżamy w pobliże pkt 4, kilkaset metrów ścieżką przez las i bez pudła trafiamy na punkt na brzegu jeziorka. Podbijamy i przez chwilę rozważamy możliwość jazdy leśnymi, ścieżkami w kierunku 6. Jednak po namyśle odrzucamy tą opcję, widzimy że na ścieżkach jest sporo piachu, a ścieżki na mapie są zaznaczone liniami przerywanymi, więc może ich tam czasem nie być. Jedziemy więc asfaltami.

Wracamy się kawałek Łękawy i ładną drogą przez las jedziemy do Rząsawy, tam za rzeczką odbijamy w prawo i ścieżką wzdłuż rzeki jedziemy na  punkt nr 6. Zajeżdżamy sobie trochę za daleko, ale szybko korygujemy błąd i zdobywamy kolejny punkt.

Teraz znów musimy się wrócić ścieżką wzdłuż rzeczki, a następnie wpadamy na szeroką szutrówkę biegnącą koło zbiornika Słoik. Przy Słoiku mamy kolejny punkt i zarazem bufet - pkt 1. W zasadzie mieliśmy się zatrzymać tylko na krótką chwilę, ale akurat nadjechała telewizja i Krzysiek zaczął udzielać wywiadu:) w rezultacie nasz postój trochę się przedłużył.

Kolejny punkt nr 9 znajdował się lesie przy trakcji energetycznej, na początek jednak jazda dalej szutrówką wzdłuż rzeczki, niestety pod wiatr. Linie wysokiego napięcia pomogły nam znaleźć właściwy skręt, potem kawałek leśną drogą i niewielkimi problemami trafiamy kolejny punkt.

Wyjeżdżamy z lasu i kierujemy się na punkt nr 10 - punkt widokowy przy Kopalni Bełchatów, czeka nas długi przelot po asfalcie, częściowo pod wiatr. Na 10 czujemy, już lekkie zmęczenie, robimy więc krótki postój, który wykorzystujemy na sesję zdjęciową. Następnie zawracamy rowery i pędzimy na 8.

Co ciekawe dalej wieje nie tak jak trzeba:( Dojeżdżamy do lasu w Łękowisku, skręcamy w szeroką szutrówkę, a potem w wąską ścieżkę w las.Punkt nr 8 jest w jakimś mini wąwozie, chyba podjechaliśmy do niego trochę, ze złej strony i pewnie mielibyśmy problemy z jego odnalezieniem, ale w pobliżu punktu, spotkaliśmy jakąś parę, która dała nam niezbędne wskazówki. Po kilku minutach kolejny punkt był nasz.

Pozostały nam już tylko 3 punkty na Górze Kamieńsk. Cała trasa do tej pory była niemal płaska, a przed nami było jedyne w tym wyścigu wzniesienie za to zapowiadała się nie lada wspinaczka. Na początek punkt nr 3 - dworek myśliwski, od razu podjazd i to nie byle jaki bo 10% i do tego po betonowych płytach. Na szczęście ten odcinek nie był zbyt długi i po chwili wyjechaliśmy na wypłaszczenie i szeroką drogę, którą dojechaliśmy do pkt 3.

Następnie był kawałek zjazdu i rozpoczęła się wspinaczka już na szczyt góry. Droga na szczęście asfaltowa, ale podjazd dość stromy. Pod górę ciągnąłem szybciej niż Krzysiek i po paru minutach odjechałem kilkaset metrów do przodu. Podjazd do końca asfaltu miał w sumie 3 km i 146 metrów przewyższenia, na szczyt przyjechałem bardzo zmęczony i do tego jeszcze skończyło mi się picie. Patrzę się przed siebie i widzę, że punkt 7 jest jeszcze wyżej i co więcej prowadzi do niego jakaś mega piaskownica.

Dojazd do punktu 7 analizowałem, już wcześniej, stwierdziłem że na końcu asfaltu należy odbić na ścieżkę prowadzącą lekko na prawo i nią dojechać po punktu, nie sądziłem, jednak że ten punkt będzie jeszcze o tyle wyżej. Skręciłem więc w prawo mega stromym piaskowym podejściem długości około 30 metrów wyszedłem na ścieżkę i w zasadzie wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że moja droga okazała się taką piaskownicą, że cały dystans (800 metrów) do punktu pokonałem praktycznie z buta. Gdy dochodziłem do punktu zobaczyłem Krzyśka, który zamiast na górze był na dole - wyjechał a końca asfaltu a potem zjechał sobie w dół. Po chwili byłem przy punkcie, a Krzysiek musiał sie jeszcze wspiąć po bardzo stromej piaskowej ścieżce.

Postanowiłem, więc że jadę dalej, jeszcze kawałek był po piasku, ale po chwili pojawiła się szeroka szutrówka prowadząca lekko w dół. Pędziłem więc z całych sił do górnej stacji wyciągu narciarskiego, gdzie miałem odbić ostatni punkt. Na miejsce dojechałem bez problemu, ale na samym punkcie popełniłem niestety błąd. Rozejrzałem się po okolicy punktu nie ma, wyciągnąłem więc mapę i czytam opis, niestety chyba zmęczenie dawało już o sobie znać i zamiast opisu punktu 2, którego szukałem przeczytałem opis 1 (wiata bufet) a że na szczycie stał właśnie taki bufet, więc zacząłem szukać tam. Nigdzie jednak punktu nie było, zapytałem nawet osoby siedzące na szczycie czy czasem nie widziały gdzieś punktu, ale nic to nie pomogło. Tak kręciłem się w kółko gdy na punkt wjechała trójka rowerzystów. Oni dobrze przeczytali opis (skraj stoku narciarskiego) i po chwili miałem punkt podbity. Pozostało już tylko zjechać w dół po stoku.

Od początku bałem się tego zjazdu, nigdy nie byłem najlepszym zjazdowcem, a to tego mój rower też się za bardzo do tego nie nadaje. Nie mniej jednak adrenalina działała, chwyciłem, więc rower i jazda - ruszyłem jako pierwszy. Niestety po chwili na mojej z drodze pojawiła się spora dziura, próbowałem hamować i w tym momencie chwycił mnie skurcz. Gdy zwolniłem jeden z zawodników przemknął obok mnie. Zacisnąłem zęby i jadę dalej, stok był nierówny i miałem jeszcze kilka trudnych momentów, nie mnie jednak po chwili byłem na mecie.

Mój czas to 4:19:10 sekund - 22 miejsce wśród mężczyzn i 24 w open startowało 166 osób. Krzysiek przyjechał 4:33 za mną odpowiednio na pozycji 24/27. Jednak po analizie wyników, stwierdzam, że jednak strasznie zawaliłem ostatni punkt. Na jego poszukiwaniu straciłem prawie 7 minut, w tym czasie dojechała do mnie trójka zawodników, ostatecznie rywalizacje przegrałem tylko z jednym z nich, ale zawodnik z pozycji 17/19 przyjechał z czasem 4:15:56, a więc lepszy ode mnie o zaledwie 3:14. Gdybym więc trafił dwójkę od razu powiedzmy w dwie minuty miałem szansę być nawet 17.

W sumie jednak nasz pierwszy BikeOrient uważam za udany, była piękna pogoda, trasa była ciekawa i nie strasznie trudna, w końcu mimo nie zbyt wysokiej formy zajęliśmy niezłe miejsca, biorąc pod uwagę liczbę startujących zawodników. Organizacja faktycznie była dopięta na ostatni guzik, nie mieliśmy co prawda okazji wziąć udziału w rozdaniu i losowaniu nagród, ale może następnym razem. W tym roku mają być jeszcze trzy edycje BikeOrientu i myślę, że jeszcze na jakąś się wybierzemy - choć niestety dojazd pożera strasznie dużo czasu.

Mapa i galeria

Praca #1

Piątek, 10 kwietnia 2015 | dodano:14.04.2015 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 32.40 km
  • Teren: 2.00 km
  • Czas: 01:18
  • VAVG 24.92 km/h
  • VMAX 30.65 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • HRmax: 169 ( 90%)
  • HRavg 148 ( 79%)
  • Kalorie: 971 kcal
  • Podjazdy: 59 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś po raz pierwszy w tym roku wybrałem się rowerem do pracy. To przeszło miesiąc wcześniej niż pierwszy wyjazd do pracy z ubiegłego roku, kiedy zdecydowałem się na dopiero końcem maja. Dziś rano wstawał piękny dzień, ale przed godziną 7:00 kiedy to ruszałem na trasę, było dość zimno - około 1-2 stopni. Gdy dojechałem do Puszczy Niepołomickiej zrobiło się jeszcze chłodniej, na wyjeździe z Puszczy termometr na GPS pokazywał mi -1,2 stopnia. Dobrze, że przewidziałem sytuację i ubrałem się prawie jak na jazdę zimową.

Do pracy jechałem tzw. drogą normalną, czyli tą która jeżdżę najczęście czyli Drogą Królewską przez Puszczę i potem przez Zabierzów Bocheński do Woli Zabierzowskiej - dystans jakieś 13,6 km. W zależność od formy, jestem wstanie dojechać do pracy w czasie od 28 do 35 minut, dziś forma raczej słaba, więc dojazd zajął mi przeszło 32 minuty. Całą drogę jednak strasznie się męczyłem, żeby wyciśnąć taki czas, tętno rzadko schodziło mi poniżej 160 co jak na mnie oznacza duży wysiłek i niestety widoczną ostatnio niską wydolność.

Po po pracy około 15:10 ruszyłem do domu, postawiłem jechać bocznymi drogami wzdłuż Wisły. Niestety nie był to do końca dobry wybór. Droga po pierwsze dłuższa, po drugie pod wiatr, po trzecie z odcinkami szutrowymi i w końcu po czwarte udało mi się pogubić w plątaninie wąskich dróżek. W rezultacie w drodze powrotnej przejechałem prawie 19 km, co prawda na koniec dołożyłem pewnie z kilometr ekstra jadąc po chleb do piekarni, ale nie zmienia to faktu, że sporo na tej drodze nadłożyłem. Jedynym plusem jazda do domu było piękną, słoneczna choć wietrzna pogoda.

Z formy niestety nie mogę być dalej zadowolony, jestem zwyczajnie słaby, gdy próbuję coś pocisnąć to z miejsca skacze mi tętno i bolą mnie nogi, w rezultacie zrzucam na lżejsze przełożenia, jadę wolniej na wysokiej kadencji i znów się męczę choć trochę mniej. Szczególnie kiepsko było rano, tam tętno 160 miałem prawie cały czas.

Do pracy: dyst.: 13,53 km; czas: 32:04; średnia: 25,3 km/h.
Z pracy: dyst.: 18,87 km; czas: 46:54; średnia: 24,2 km/h.

W czwartek wieczorem byłem w MCDiS na spotkaniu z cyklu "Podróże małe i duże", spotkanie to prowadził Krzysiek Nowak i powiadał o organizowanych przez Gimnazjum w Niepołomicach wycieczkach rowerowych: pod Grunwald, do Wilna i do Lwowa. Byłem członkiem wyprawy o Wilna, więc można było trochę powspominać:)

Więcej informacji o wycieczce

Ścieżka rowerowa - trening

Środa, 8 kwietnia 2015 | dodano:14.04.2015 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 10.15 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 00:24
  • VAVG 25.38 km/h
  • VMAX 33.76 km/h
  • Temp.: 9.0 °C
  • HRmax: 167 ( 89%)
  • HRavg 156 ( 83%)
  • Kalorie: 337 kcal
  • Podjazdy: 53 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś nie miałem za wiele, ale kilka minut po 18 znalazłem chwilę na szybką rundkę na góralu. Pojechałem tą samą trasą co kilka dni temu, żeby móc porównać rezultaty. Praktycznie cała trasa była terenowa, a jej najważniejszym odcinkiem była runda po leśnej ścieżce rowerowej. Dziś Garmin policzył mi segment, który wyznaczyłem przed rokiem i nawet udało mi się pobić swój najlepszy czas na tej trasie.

Dzisiejszy czas na całej trasie, jest lepszy od tego z 25 marca o 16 sekund. Jeśli zaś chodzi o sam segment po leśnej ścieżce rowerowej długość 6,44 km to dziś wykręciłem czas 14,22 (średnia 26,89 km/h) poprawiając poprzedni wynik (z 09.10.2014) o 5 sekund, gdy jechałem ten segment w marcu jakoś Garmin mi go nie zaliczył - z pomiaru na śladzie GPS wynika, że wtedy pojechałem jednak wolniej o około 10 sekund.

Kiedyś robiłem już próby czasowe na tej ścieżce: w 2009 na crossie przejechałem ścieżkę w czasie 14:06 i ten wynik ciągle zostaje nie pobity, rower crossowy miał większe koła, ale z drugiej strony na szutrowej ścieżce wąskie opony mogły nie radzić sobie najlepiej. Jest jeszcze jeden ważny fakt, ostatnie przejazdy robię bardzo intensywne już od samego wyjazdu z domu, w rezultacie na ścieżkę dojeżdżam już lekko zmęczony. W 2009 roku do ścieżki pojechałem na całkowitym lajcie i ścigałem się tylko po samej ścieżce, może następnym razem spróbuję takiego wariantu, choć z drugiej strony 10 km intensywnej jazdy, to na pewno lepszy trening niż tylko 6,5 km sprint po ścieżce.

Więcej informacji o wycieczce