- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2010
Dystans całkowity: | 212.26 km (w terenie 42.20 km; 19.88%) |
Czas w ruchu: | 12:37 |
Średnia prędkość: | 16.82 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.10 km/h |
Suma podjazdów: | 2590 m |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 42.45 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Śladami Szarandy + Puszcza Niepołomicka
Niedziela, 31 października 2010 | dodano:31.10.2010 Kategoria 41-60 km, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 45.12 km
- Teren: 3.20 km
- Czas: 02:08
- VAVG 21.15 km/h
- VMAX 61.10 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny piękny i słoneczny weekend i znowu wycieczka rowerowa:) Tym razem postanowiłem się wybrać na poszukiwania śladów radzieckiego lotnika - Szarandy, który został zestrzelony nad Gawłówkiem w 1945. Tą historię "niechcianego bohatera" przeczytałem na stronie www.bochenskie.republika.pl/. Wcześniej widziałem jego grób w kwaterze wojennej żołnierzy z I wojny światowej w Mikluszowicach - wtedy zastanawiałem się skąd wziął się w tym miejscu grób żołnierza z II wojny - teraz już wiem. Celem wycieczki było więc odwiedzenie pomnika postawionego ku czci Szarandy w Gawłówku i cmentarza wojennego nr 324 w Mikluszowicach - gdzie znajduję się grób lotnika. Powrót zaplanowałem przez Puszczę Niepołomicką.
Ruszyłem jak zwykle z Łapczycy, na początek podjazd pod Górny Gościniec, ledwo ale dałem radę:) Dalej Górnym Gościńcem do Bochni i dalej na rynek w celu obejrzenia stojącego tu samolotu. Po krótkim postoju na rynku w Bochni ruszyłem w stronę Proszówek drogą powiatową, od wyjazdu z Bochni czekało mnie jakieś 7 kilometrów jazdy po płaskim, otwartym terenie - te kilometry strasznie mnie zmęczyły. Na szczęście jechałem pięknym równym nowiutkim asfaltem, przed wyborami władze postarały się o wyremontowanie tego odcinka drogi, niestety tylko do granic gminy Bochnia, dalej jest po staremu czyli łata na łacie. Po 7 kilometrach czasówki drogą powiatową dotarłem do Centrum Gawłówka czyli tam gdzie jest przystanek i Dom Ludowy:) Za przystankiem widać mały skwer na którym stoi pomnik Szarandy. Miejsce to jest niestety mocno zaniedbane, wszędzie pełno śmieci, tablica na pomniku zniknęła i przypadkowy turysta nigdy nie dowie się co to za pomnik. Wiem że moda na radzieckich bohaterów dawno minęła, ale skoro pomnik już stoi to może jednak warto o niego zadbać.
Po krótkim odpoczynku pod pomnikiem ruszyłem dalej, na pobliskim skrzyżowaniu skręciłem w prawo na Niedary i po przejechaniu kilometra byłem pod kościołem w Mikluszowicach, tu skręciłem w lewo i po kilkuset metrach dojechałem do cmentarza parafialnego w Mikluszowicach. Szybciej można tu się dostać oczywiście jadąc cały czas drogą powiatową, ale uznałem że lepiej jechać przez wieś niż męczyć się na łatanym asfalcie. Na cmentarzu w Mikluszowicach znajduję się kwatera żołnierzy z I wojny, a w jej obrębie zobaczymy podpisany grób Majora Mikołaja M. Szarandy (1916 - 1945).
Po sfotografowaniu cmentarza wojennego ruszyłem Żubrostradą przez Puszczę Niepołomicką w kierunku Zabierzowa Bocheńskiego. Minąłem skręt na Damienice i pojechałem dalej skręciłem dopiero drogą na Stanisławice. Jechałem dalej prosto aż do cmentarza żołnierzy z II wojny światowej na Osikówce. Tu zrobiłem kilka zdjęć i zaraz za cmentarzem skręciłem w lewo na drogę szutrową. Szutrówką jechałem przez około 3 km aż do drogi asfaltowej na Damienice, tu skręt w prawo i po kilku kilometrach byłem na skraju Puszczy w Damienicach. Przejechałem przez wieś aż do kładki na Rabie, tu już tradycyjny odpoczynek i zakupy w sklepie:) trzeba było się wzmocnić przed czekającymi mnie górkami. Przeprawiłem się kładką przez Rabę i po prawej stronie miałem piękny widok na znajdujący się na szczycie wzgórza Kościół w Łapczycy - tam właśnie musiałem podjechać. W Bochni pod cmentarzem komunalnym (na rondzie) skręciłem w prawo na w nową drogę, która zgodnie z moimi obliczeniami miała mnie zaprowadzić na osiedle Niepodległości z pominięciem centrum. Piękny nowy asfalt prowadził ostro pod górkę, ale dojechałem tam gdzie chciałem, później jeszcze tylko przejazd przez osiedle i po chwili byłem na szczycie "przełęczy":) czyli na Górnym Gościńcu. Pozostał już tylko powrót do domu.
Wycieczka bardzo udana, przejechałem 45 kilometrów w sumie w niezłym tempie, pogoda była bardzo fajna i trochę żałowałem, że tak szybko muszę wracać do domu.
Galeria wycieczki
Po Puszczy Niepołomickiej i na cmentarze wojenne
Niedziela, 24 października 2010 | dodano:24.10.2010 Kategoria 41-60 km, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 51.83 km
- Teren: 6.00 km
- Czas: 02:19
- VAVG 22.37 km/h
- VMAX 54.50 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś wycieczka z powrotem do źródeł mojego rowerowania - przejażdżka po Puszczy Niepołomickiej i odwiedziny na cmentarzach wojennych z okresu I wojny światowej w tym na nowo odremontowanym cmentarzu 327 w Niepołomicach:).
Pogoda była piękna, było ciepło i mimo, że trochę wiało po prostu trzeba było wyjechać na rower. Moja forma jest bardzo kiepska, więc wybrałem trasę bardzo łatwą po Puszczy Niepołomickiej. Na początek oczywiście pewna trudno - czyli wyjazd na Górny Gościniec - ledwo dałem radę. Tu szybkie fotki remontowanego kościoła i odbudowywanej dzwonnicy w Łapczycy i pojechałem dalej do Bochni. Dalej skierowałem się na kładkę na Rabie między Bochnią i Damienicami, gdzie przeprawiłem się przez rzekę i ruszyłem wprost do Puszczy. Na początek jazda asfaltową drogą z Damienic do Czarnego Stawu, tu krótki odpoczynek i jazda dalej do Żubrostrady którą dojechałem do Zabierzowa Bocheńskiego. Dalej Drogą Królewską w kierunku Niepołomic, krótki postój na Sitowcu gdzie zrobiłem parę fotek cmentarzowi wojennemu nr 325. W Niepołomicach skierowałem się na odremontowany cmentarz wojenny 327.
Przez całe swoje dotychczasowe życie (do 29.05.2010) mieszkałem właśnie koło tego cmentarza - tym razem musiałem przejechać 32 kilometry żeby dotrzeć na miejsce. Cmentarz prezentuję na naprawdę bardzo fajnie, oficjalne otwarcie ma mieć miejsce w dniu 1 listopada - będę na pewno choć pewnie przyjadę samochodem.
Później nadszedł czas na odpoczynek w moim rodzinnym domu. Trasa na około z Łapczycy dość mocno mnie zmęczyła, więc musiałem porządni odpocząć.
Do domu w Łapczycy ruszyłem już krótszą drogą przez Kłaj i Targowisko, więc z powrotem przejechałem tylko około 19 kilometrów. Na trasie znów jedna trudność w postaci sztywnego podjazdu pod kościół w Chełmie, ale potem było już z górki. W Chełmie odwiedziłem jeszcze jeden cmentarz wojennych - nr 334 ten cmentarz też był niedawno remontowany - odbudowano ogrodzenie odnowiono krzyże, szkoda że zginął jeden krzyż z pomnika głównego, który był w tym miejscu przed remontem - ten fakt niestety dość wyraźnie psuję efekt remontu.
Galeria wycieczki
Odyseja Compassu dzień 2
Niedziela, 3 października 2010 | dodano:03.10.2010 Kategoria Po górkach, 41-60 km, RNO, zawody
- DST: 47.03 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 02:57
- VAVG 15.94 km/h
- VMAX 56.90 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 930 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po bardzo wyczerpującym pierwszym dniu imprezy, miałem spore wątpliwości czy drugiego dnia dam radę jechać, jak się okazało moje obawy były uzasadnione i na dojeździe do pierwszych dwóch punktów miałem straszny kryzys - jednak udało się przejechać ostatecznie całą trasę z czego jestem bardzo zadowolony.
Rano czułem się strasznie zmęczony szczególnie bolały mnie mięśnie w których dzień wcześniej łapały mnie skurcze. Startowaliśmy o godzinie 9:00, ze wszystkimi drużynami, które w pierwszym dniu imprezy straciły do zwycięzców więcej niż godzinę. W drugim dniu kolejność zaliczania punktów była z góry narzucona, więc chcąc nie chcąc ruszyliśmy do punktu 1 - na około po asfaltach, ale jak się okazało tak samo zrobiła większość zawodników. Sam dojazd do wzgórza na którym mieścił się punkt to 7 kilometrów po drodze bez większych podjazdów, ale wyjazd na górę to była masakra. Po zaledwie 300 metrach musiałem zsiąść z roweru, bo poczułem ból praktycznie w całych noga. Kawałek podprowadziłem, później wsiadłem na rower i końcówkę podjechałem. Z punktu 1 do 2 drugiego można było jechać na dwa sposoby część drużyn postanowiła zjechać z powrotem na dół i jechać dalej drogą powiatową, a część ruszyła odważnie niepewną drogą na skróty. My zjechaliśmy na dół i jak się okazało to był straszny błąd. Droga powiatowa prowadziła cały czas pod górę i to momentami dość stromo (przy drodze był znak nakazujący jazdę z łańcuchami w zimie). Pod tą górę o mało nie zrezygnowałem z jazdy, nogi strasznie mnie bolały szczególnie w miejscach wczorajszych skurczów, część podjazdu musiałem pokonać na noga a na szczycie okazało się, że należało wybrać jednak skrót:(
Dalej na szczęście nastąpiły dojść długie zjazdy, dopiero sam dojazd do punktu drugiego okazał się podjazdem ścieżką przez las - tu znowu spacer w końcowym fragmencie ścieżki, ale po chwili byliśmy już na punkcie. Dojazd do punktu 3 nie okazał się strasznie trudny, do Korzennej były w zasadzie cały czas zjazdy, później długi podjazd ale na szczęście dość łagodny. Sam punkt był schowany w lesie i niektórzy mieli problem z jego odszukaniem, nam się jednak udało bez większych trudności i po chwili ruszyliśmy dalej.
Tym razem zdecydowaliśmy się wybrać skrót przez szczyt wzgórza, początkowo było mocno pod górę, ale dzięki tej decyzji później mieliśmy długi zjazd. Sam dojazd do punktu 4 to znowu długi podjazd na którym znowu nie wytrzymałem i po raz kolejny zaliczyłem kryzys, na domiar złego przed samym punktem spadł mi łańcuch.
W drodze do punktu 5 mieliśmy najpierw szybki zjazd, ale już po chwili musieliśmy znowu pokonywać podjazd, który wcześniej pokonywaliśmy już w dół. Tym razem obyło się jednak bez większych kryzysów, a ze szczytu wzgórza do punktu 5 było już w dół. Na punkcie 5 spotkaliśmy parę 99 do której traciliśmy w generalce 15 sekund, ale popełniliśmy błąd taktyczny i zamiast próbować wrócić do drogi asfaltowej to ruszyliśmy za naszymi rywalami skrótem, który okazał się błotnistą ścieżką. Później był już w zasadzie tylko zjazd do mety, więc ostatecznie musieliśmy się pogodzić z porażką z parą 99. Na mecie zameldowaliśmy się o godzinie 12:21:50, jako 8 drużyna w kategorii rekreacyjnej.
Na rozdanie nagród nie czekaliśmy, ale ostatecznie zajęliśmy 8 miejsce w Odysei jesiennej, w obu imprezach zostaliśmy sklasyfikowani na miejscu 4, ale tylko 5 par ukończyło obie imprezy. Odyseja wiosenna odbyła się temperaturze 5 stopni przy padającym deszczu i momentami gradzie. Podczas odysei jesiennej pogoda była znacznie lepsza, ale deszcze padające niemal nieprzerwanie od wiosny i przez cały tydzień przed imprezą uczyniły trasę strasznie trudną, do tego jeszcze znacznie trudniejsze niż Olkuszu ukształtowanie terenu. Jestem więc strasznie zadowolony, że w ogóle udało mi się przejechać całą trasę obu imprez.
Galeria wycieczki
Rano czułem się strasznie zmęczony szczególnie bolały mnie mięśnie w których dzień wcześniej łapały mnie skurcze. Startowaliśmy o godzinie 9:00, ze wszystkimi drużynami, które w pierwszym dniu imprezy straciły do zwycięzców więcej niż godzinę. W drugim dniu kolejność zaliczania punktów była z góry narzucona, więc chcąc nie chcąc ruszyliśmy do punktu 1 - na około po asfaltach, ale jak się okazało tak samo zrobiła większość zawodników. Sam dojazd do wzgórza na którym mieścił się punkt to 7 kilometrów po drodze bez większych podjazdów, ale wyjazd na górę to była masakra. Po zaledwie 300 metrach musiałem zsiąść z roweru, bo poczułem ból praktycznie w całych noga. Kawałek podprowadziłem, później wsiadłem na rower i końcówkę podjechałem. Z punktu 1 do 2 drugiego można było jechać na dwa sposoby część drużyn postanowiła zjechać z powrotem na dół i jechać dalej drogą powiatową, a część ruszyła odważnie niepewną drogą na skróty. My zjechaliśmy na dół i jak się okazało to był straszny błąd. Droga powiatowa prowadziła cały czas pod górę i to momentami dość stromo (przy drodze był znak nakazujący jazdę z łańcuchami w zimie). Pod tą górę o mało nie zrezygnowałem z jazdy, nogi strasznie mnie bolały szczególnie w miejscach wczorajszych skurczów, część podjazdu musiałem pokonać na noga a na szczycie okazało się, że należało wybrać jednak skrót:(
Dalej na szczęście nastąpiły dojść długie zjazdy, dopiero sam dojazd do punktu drugiego okazał się podjazdem ścieżką przez las - tu znowu spacer w końcowym fragmencie ścieżki, ale po chwili byliśmy już na punkcie. Dojazd do punktu 3 nie okazał się strasznie trudny, do Korzennej były w zasadzie cały czas zjazdy, później długi podjazd ale na szczęście dość łagodny. Sam punkt był schowany w lesie i niektórzy mieli problem z jego odszukaniem, nam się jednak udało bez większych trudności i po chwili ruszyliśmy dalej.
Tym razem zdecydowaliśmy się wybrać skrót przez szczyt wzgórza, początkowo było mocno pod górę, ale dzięki tej decyzji później mieliśmy długi zjazd. Sam dojazd do punktu 4 to znowu długi podjazd na którym znowu nie wytrzymałem i po raz kolejny zaliczyłem kryzys, na domiar złego przed samym punktem spadł mi łańcuch.
W drodze do punktu 5 mieliśmy najpierw szybki zjazd, ale już po chwili musieliśmy znowu pokonywać podjazd, który wcześniej pokonywaliśmy już w dół. Tym razem obyło się jednak bez większych kryzysów, a ze szczytu wzgórza do punktu 5 było już w dół. Na punkcie 5 spotkaliśmy parę 99 do której traciliśmy w generalce 15 sekund, ale popełniliśmy błąd taktyczny i zamiast próbować wrócić do drogi asfaltowej to ruszyliśmy za naszymi rywalami skrótem, który okazał się błotnistą ścieżką. Później był już w zasadzie tylko zjazd do mety, więc ostatecznie musieliśmy się pogodzić z porażką z parą 99. Na mecie zameldowaliśmy się o godzinie 12:21:50, jako 8 drużyna w kategorii rekreacyjnej.
Na rozdanie nagród nie czekaliśmy, ale ostatecznie zajęliśmy 8 miejsce w Odysei jesiennej, w obu imprezach zostaliśmy sklasyfikowani na miejscu 4, ale tylko 5 par ukończyło obie imprezy. Odyseja wiosenna odbyła się temperaturze 5 stopni przy padającym deszczu i momentami gradzie. Podczas odysei jesiennej pogoda była znacznie lepsza, ale deszcze padające niemal nieprzerwanie od wiosny i przez cały tydzień przed imprezą uczyniły trasę strasznie trudną, do tego jeszcze znacznie trudniejsze niż Olkuszu ukształtowanie terenu. Jestem więc strasznie zadowolony, że w ogóle udało mi się przejechać całą trasę obu imprez.
Galeria wycieczki
Odyseja Compassu dzień 1
Sobota, 2 października 2010 | dodano:02.10.2010 Kategoria Po górkach, 41-60 km, RNO, zawody
- DST: 55.53 km
- Teren: 25.00 km
- Czas: 04:35
- VAVG 12.12 km/h
- VMAX 55.40 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 1660 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo małej ilości treningu w ostatnim czasie zdecydowałem się jechać na Odyseję rowerową Compassu do Gródka nad Dunajcem. Efektem trudnej trasy i braku treningu było skrajne zmęczenia na mecie. Odyseja jesienna mimo zdecydowanie lepszej pogody niż podczas wiosennej edycji okazała się dużo trudniejsza, ze względu na dużo cięższe podjazdy i olbrzymie ilości błota na wszystkich drogach nie asfaltowych:(
Start imprezy nastąpił o godzinie 10:00, po analizie mapki zdecydowaliśmy, że najpierw jedziemy do punktu nr 1 wybór padł na krótszą drogę - nie przewidzieliśmy jednak, że ta krótsza droga prowadzi pod wysokie wzniesienie, z którego po chwili zjechaliśmy w dół i do punktu musieliśmy znowu podjeżdżać. Podjazd pod te dwa wzniesienia kosztował mnie strasznie dużo siły, podjeżdżając pod Bujne miałem też pierwszy poważny kryzys na trasie - musiałem się zatrzymać i chwilę odpocząć przed dalszą jazdą. Z punktu pierwszego ruszyliśmy w kierunku punktu 3 - tu dojazd nie był specjalnie trudny, do Olszowej było w dół i dopiero dojazd do samego punktu wymagał krótkiego podjazdu. Sam punkt ukryty był w lesie nad strumieniem, więc trzeba było do niego dość jakieś 200 metrów.
Jazda do punktu 4 to początkowo podjazd od 3 do drogi na Jastrzębią później mocno pod górę czarnym szlakiem, a później mieliśmy jechać na około po asfaltach, jednak niestety w ostatniej chwili zmieniliśmy decyzje i efekcie musieliśmy się przebierać przez las w wielkim błocie, powrót już szlakiem, ale również mocno błotnistym.
Dalej ruszyliśmy do punktu 5 przez miejscowość Kąśna Górna, tu do wyboru była jazda na około lub stroma wspinaczka - wybraliśmy wspinaczkę. Całą drogę (około 500-600 metrów) szliśmy po bardzo stromej ścieżce przez las, ale po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Tu krótki odpoczynek i jazda w kierunku punktu 2 na Jamnej. Droga do Bacówki na Jamnej na szczęście bez przeszkód i na rowerze, było trochę pod górę ale dojechaliśmy to tego punktu dość sprawnie. Na szczycie Jamnej znowu krótki odpoczynek i ruszyliśmy w kierunku najbardziej niedostępnego punktu nr 6.
Z mapy wynikało, że do punktu można dojść tylko od południa, więc tak postanowiliśmy jechać - później okazało się to nieprawdą i droga od północy była zdecydowanie łatwiejsza i sporo krótsza. Odszukanie punktu 6 zajęło nam pewnie godzinę chodzenia w wielkim błocie. Z punktu 6 wracaliśmy tą samą błotnistą drogą pod górę co również było błędem bo droga w dół był krótsza i łatwiejsza. Na domiar złego jak już doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym chcieliśmy się udać do punktu nr 7 to okazało się, że szlak jest praktycznie nieprzejezdny i znowu brodziliśmy w błocie.
Przy pierwszej okazji zjechaliśmy z niebieskiego szlaku i szybkim asfaltowym zjazdem dojechaliśmy do miejscowości Przydomica. Tam musieliśmy wrócić na szlak i czekał nas długi, stromy podjazd pod górę. Tam właśnie po raz drugi już dzisiaj złapał mnie mocny skurcz, ale po chwili przerwy ruszyliśmy pod górę. Na szczęście droga była asfaltowa i po parunastu minutach ciężkiego kręcenia byliśmy na punkcie 7.
Dalej do samej mety już tylko zjazdy, o godzinie 15:53 byliśmy na mecie przegrywając na ostatniej prostej z parą mieszaną z nr 99. Ostatecznie po pierwszym dniu imprezy zajmowaliśmy 9 miejsce ze stratą 15 sekund do pary 99 i przewagą 23 minut nad pierwszą parą za nami.
Galeria wycieczki
Start imprezy nastąpił o godzinie 10:00, po analizie mapki zdecydowaliśmy, że najpierw jedziemy do punktu nr 1 wybór padł na krótszą drogę - nie przewidzieliśmy jednak, że ta krótsza droga prowadzi pod wysokie wzniesienie, z którego po chwili zjechaliśmy w dół i do punktu musieliśmy znowu podjeżdżać. Podjazd pod te dwa wzniesienia kosztował mnie strasznie dużo siły, podjeżdżając pod Bujne miałem też pierwszy poważny kryzys na trasie - musiałem się zatrzymać i chwilę odpocząć przed dalszą jazdą. Z punktu pierwszego ruszyliśmy w kierunku punktu 3 - tu dojazd nie był specjalnie trudny, do Olszowej było w dół i dopiero dojazd do samego punktu wymagał krótkiego podjazdu. Sam punkt ukryty był w lesie nad strumieniem, więc trzeba było do niego dość jakieś 200 metrów.
Jazda do punktu 4 to początkowo podjazd od 3 do drogi na Jastrzębią później mocno pod górę czarnym szlakiem, a później mieliśmy jechać na około po asfaltach, jednak niestety w ostatniej chwili zmieniliśmy decyzje i efekcie musieliśmy się przebierać przez las w wielkim błocie, powrót już szlakiem, ale również mocno błotnistym.
Dalej ruszyliśmy do punktu 5 przez miejscowość Kąśna Górna, tu do wyboru była jazda na około lub stroma wspinaczka - wybraliśmy wspinaczkę. Całą drogę (około 500-600 metrów) szliśmy po bardzo stromej ścieżce przez las, ale po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Tu krótki odpoczynek i jazda w kierunku punktu 2 na Jamnej. Droga do Bacówki na Jamnej na szczęście bez przeszkód i na rowerze, było trochę pod górę ale dojechaliśmy to tego punktu dość sprawnie. Na szczycie Jamnej znowu krótki odpoczynek i ruszyliśmy w kierunku najbardziej niedostępnego punktu nr 6.
Z mapy wynikało, że do punktu można dojść tylko od południa, więc tak postanowiliśmy jechać - później okazało się to nieprawdą i droga od północy była zdecydowanie łatwiejsza i sporo krótsza. Odszukanie punktu 6 zajęło nam pewnie godzinę chodzenia w wielkim błocie. Z punktu 6 wracaliśmy tą samą błotnistą drogą pod górę co również było błędem bo droga w dół był krótsza i łatwiejsza. Na domiar złego jak już doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym chcieliśmy się udać do punktu nr 7 to okazało się, że szlak jest praktycznie nieprzejezdny i znowu brodziliśmy w błocie.
Przy pierwszej okazji zjechaliśmy z niebieskiego szlaku i szybkim asfaltowym zjazdem dojechaliśmy do miejscowości Przydomica. Tam musieliśmy wrócić na szlak i czekał nas długi, stromy podjazd pod górę. Tam właśnie po raz drugi już dzisiaj złapał mnie mocny skurcz, ale po chwili przerwy ruszyliśmy pod górę. Na szczęście droga była asfaltowa i po parunastu minutach ciężkiego kręcenia byliśmy na punkcie 7.
Dalej do samej mety już tylko zjazdy, o godzinie 15:53 byliśmy na mecie przegrywając na ostatniej prostej z parą mieszaną z nr 99. Ostatecznie po pierwszym dniu imprezy zajmowaliśmy 9 miejsce ze stratą 15 sekund do pary 99 i przewagą 23 minut nad pierwszą parą za nami.
Galeria wycieczki
Trening przed Odyseją
Piątek, 1 października 2010 | dodano:02.10.2010 Kategoria Po górkach, 0-20 km
- DST: 12.75 km
- Czas: 00:38
- VAVG 20.13 km/h
- VMAX 49.30 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki trening przed Odyseją rowerową Compassu. Podjechałem pod trzy górki: w Chełmie pod Kościół, w Siedlcu pod kopalnię i w Siedlcu Górnym pod osiedle. Forma słaba na odysei może być ciężko.