Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:597.94 km (w terenie 7.00 km; 1.17%)
Czas w ruchu:23:51
Średnia prędkość:25.07 km/h
Maksymalna prędkość:64.36 km/h
Suma podjazdów:2747 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:42.71 km i 1h 42m
Więcej statystyk

Do Sandomierza

Poniedziałek, 28 lipca 2014 | dodano:28.07.2014 Kategoria 100 km i więcej, Po płaskim
  • DST: 172.21 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 07:31
  • VAVG 22.91 km/h
  • VMAX 36.75 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 457 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Zaplanowałem sobie rodzinny weekend w Sandomierzu z dojazdem na miejsce rowerem. Na wyprawę miałem wyruszyć wraz z Krzyśkiem w piątek rano, a moja żona, córka i koleżanka miały na miejsce dojechać samochodem. Niestety pod koniec tygodnia pogoda kompletnie się popsuła, w czwartek lało jak z cebra, w piątek rano było zimno i niebo było strasznie zachmurzone. W zasadzie doszedłem do wniosku, że pojedziemy jednak samochodem, ale Krzysiek nie chciał odpuścić i mniej więcej o 9:20 z dwu godzinnym opóźnieniem ruszyliśmy na przeszło 160 km trasę.

Tuż przed wyjazdem musiałem jeszcze skoczyć załatwić jedną sprawę w Rynku, więc zanim ruszyłem na trasę to miałem już na liczniku ponad 2 km. Na początek ruszyliśmy dość mocnym tempem przez Puszczę Niepołomicką, pogoda była kiepska, ale na szczęście nie padało, zakładaliśmy że jeśli zacznie się ulewa (prognoza przewidywała opady już od 11) to zadzwonimy po wsparcie. Bez problemów przejechaliśmy jednak całą Puszczę, przeprawiliśmy się przez Rabę w Milkuszowicach i dobrym tempem jechaliśmy dalej. Gdzieś koło Okulic Krzysiek zarządził pierwszą przerwę pod sklepem, ale w sklepie była mega kolejka, więc ostatecznie zatrzymaliśmy się dopiero pod sklepem w Bratucicach na 30 km trasy, 10 minutowy postój na picie, banana i jedziemy dalej. Po kolejnych 12 km dojechaliśmy do Szczurowej i tu pod parasolkami zrobiliśmy kolejny postój. To było pierwsze miejsce gdzie mogliśmy liczyć na pomoc samochodu technicznego, który do Sandomierza miał podążać drugą stroną Wisły, ale akurat w tym momencie zaczęło się rozpogadzać, więc stwierdziliśmy że nie ma żadnych przeszkód żeby jechać dalej.

Ze Szczurowej ruszyliśmy na Zaborów i Miechowice Małe, gdzie dość nieoczekiwanie pojawiły się informacje o zamknięciu mostu, objazd był jednak za długi, więc postanowiliśmy zaryzykować. Most faktycznie był całkowicie rozkopany, ale na szczęście prowizoryczne przejście dla pieszych pozostawiono i bez problemu przeprawiliśmy się na drugi brzeg. Następnie dojechaliśmy do Wietrzychowic, gdzie czekała nas kolejna rzeczna przeprawa, tym razem promem przez Dunajec.

Dalej ruszyliśmy przy pięknej słonecznej pogodzie w kierunku Zalipia, serwis ridewithgps wyrysował mi skrót między Siedloszewicami a Żelichowem, niestety potem okazało się, że trafiliśmy na prawie 2 km odcinek drogi szutrowej, jakoś jednak się przeprawiliśmy i po kilkunastu minutach przejechaliśmy przez malowaną wieś Zalipie. Dalej jechaliśmy bocznymi drogami przez Polipie i Bolesław gdzie zrobiliśmy krótki postój, a następnie ruszylismy w kierunku Szczucina. Pogoda dalej była niezła, miejscami co prawda się chmurzyło, trochę wiało ale jak na to co prognozowano było bardzo dobrze. Tuż przed 90 km trasy dojechaliśmy do Szczucina, gdzie zrobiliśmy mniej więcej 40 minutową przerwę obiadową.

Zmęczenie już dawało o sobie znać, niedaleko Szczucina był most na Wiśle, dziewczyny jeszcze nie wyjechały z Niepołomic, więc bez problemu mogły nas stąd zgarnąć, ale z drugiej strony jechaliśmy w końcu do Sandomierza, pogoda była w miarę, dlaczego mielibyśmy rezygnować, więc po obiedzie ruszyliśmy dalej. Stało się jasne, że następnym miejscem w którym ewentualnie możemy liczyć na pomoc, jest odległy o 50 km Baranów Sandomierski. 

Za Szczucinem wyjechaliśmy na dość ruchliwą i nie przyjemną drogę nr 982. Droga była płaska jak stół i charakteryzowała się bardzo długimi, wietrznymi prostymi. Na domiar złego po przejechaniu jakiś 12 km w Otałężu złapał nas deszcz. Padało na szczęście krótko i po jakiś 10 minutach ruszyliśmy dalej. Jednak po kolejny 10 km w Sadkowej Górze dopadła nas burza z potężną ulewą, na szczęście znaleźliśmy dobre schronienie pod betonowymi schodami przy jakimś sklepie. W czasie burzy zaczęły pojawiać się wątpliwości czy udana nam się dojechać, zadzwoniliśmy do dziewczyn, były jeszcze ciągle przed mostem w pobliżu Szczucina, mogły więc zmienić brzeg Wisły i zgarnąć nas z Sadkowej Góry, ale pogoda zaczęła się poprawiać, więc podjąłem decyzje - jedziemy do Baranowa Sandomierskiego do którego mieliśmy jeszcze jakieś 24 km.

W Gawłuszowicach GPS proponował nam kolejny terenowy skrót, ale tym razem wycofaliśmy się i nadłożyliśmy trochę po asfalcie. Po skręcie z drogi wojewódzkiej 982 ma Rożniaty, nad nami pojawiła się ciężka burzowa chmura, zaczęło walić piorunami, choć jeszcze nie padało. Zatrzymaliśmy się pod wiatą przystanku i zadzwoniliśmy po wsparcie, ale ponieważ burza zaczęła się odsuwać i dalej nie padało, podjąłem decyzje, że jednak dojedziemy do Baranowa Sandomierskiego. Nie ujechaliśmy jednak nawet 3 km i zaczęło padać, Krzysiek chciał czekać, ale ja stwierdziłem, że dziewczyny mogą mieć problem tu trafić, a do Baranowa pozostawało mniej niż 10 km, więc jednak dojedziemy. Cały czas padało, ale był to raczej delikatny deszczyk, burza odeszła na dobre, ubraliśmy więc kurtki i w drogę. 

Przez kolejne kilka kilometrów jechaliśmy w deszczu, nie było to za przyjemne doświadczenie, ale w końcu zdarzało mi się to nie pierwszy raz. Gorzej całą sytuacje przechodził Krzysiek, który nie ma wyprawowego doświadczenia i jeszcze nigdy na dłuższe trasy w deszczu nie jeździł. Tuż przed Baranowem Sandomierskim padać przestało, ściągnęliśmy więc kurtki i do Baranowa wjechaliśmy już przy ładnej pogodzie.

Na rynku w Baranowie czekały już dziewczyny, Krzysiek zaczął pakować się do samochodu, a ja postanowiłem jechać dalej. Szybko zmieniłem mokrą koszulkę i po kilku minutach ruszyłem dalej - do Sandomierza pozostawało jeszcze jakieś 30 km. Zgodnie z założoną wcześniej trasą po chwili wjechałem na drogę wojewódzką nr 985, która po chwili przeszła w drogę 871, którą dojechałem do Tarnobrzega. Nie był to najprzyjemniejszy odcinek trasy, droga była ruchliwa, a przed Tarnobrzegiem przeszła nawet 2 dwupasmówkę. Dopiero przed samym centrum miasta pojawiła się z boku ścieżka rowerowa.

Wjechałem do miasta i za wyrysowanym śladem ruszyłem przez jakieś osiedla w kierunku Wisły, którą zamierzałem w końcu przekroczyć. Spodziewałem się mostu, a tym czasem czekał mnie prom, przepłynąłem rzekę i ruszyłem dalej, miałem jechać bocznymi drogami wzdłuż Wisły. Droga faktycznie była boczna, ale w pewnym momencie przeszła w szutrówkę po wale, niestety w tym momencie się zagapiłem i w odpowiednim momencie nie zjechałem z wału. Szeroka szutrówka robiła się coraz węższa, aż w końcu musiałem jechać błotnistą, szeroką na 10 cm ścieżką wśród traw. Na szczęście w końcu pojawił się zjazd, dalej już pilnowałem asfaltu, choć jeszcze raz na jakieś 300 metrów musiałem wyjechać na wał.

Na 8 km przed celem musiałem jeszcze stanąć w sklepie, bo bidonie już od dawna była susza. Dalej już bez problemów dojechałem do Sandomierza. Wyprawę postanowiłem zakończyć na rynku, czekał mnie więc jeszcze kilkuset metrowy stromy podjazd po kostce brukowej. Kilka minut po 19 byłem na miejscu, zrobiłem kilka fotek i zadzwoniłem do żony spytać gdzie w zasadzie mieszkamy:) Dostałem adres Leszka Czarnego 3, wprowadziłem go do GPS i okazało się, że na miejsce mam jakieś 1200 metrów.

Na początek zjazd pod zamek, a potem GPS kierował mnie jakąś dziwną brukowaną drogą mocno pod górę, ale cóż jedziemy, podjazd dużo gorszy od tego na rynek, bruk nie równy, śliski, stromo - jednym słowem ulica Staromiejska. Na szczęście nie było daleko 500 metrów podjazdu po bruku, potem jeszcze jakieś 200 metrów po asfalcie i byłem na noclegu kończąc tym samym moją całodzienną wyprawę.

Mimo początkowych obaw głównie o pogodę udało mi się dojechać na miejsce. Byłem zmęczony, ale myślę, że jakbym musiał to jeszcze spokojnie mógłbym trochę kilometrów przejechać. Na moim liczniku przejechałem przeszło 172 km, ale realnie rzecz biorąc, było to pewnie jakieś 168,5 km (po tej wyprawie dokładnie pokalibrowałem liczniki), Krzysiek do Baranowa Sandomierskiego zrobił 134 km o 1 km bijąc swój dotychczasowy rekord życiowy, dla mnie jest to drugi rezultat w karierze po zeszłorocznym przeszło 200 km po szlaku Bursztynowym do Nowego Korczyna i z powrotem.


Do pracy

Środa, 23 lipca 2014 | dodano:24.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 28.35 km
  • Czas: 01:00
  • VAVG 28.35 km/h
  • VMAX 33.92 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Środa, kolejny raz do pracy, tym razem na crossie. Zacząłem dość wolno, ale w lesie wyraźnie się rozkręciłem. Na Sitowcu zauważyłem, że jakiś gościu siedzi mi na kole. Cały czas jechałem dość mocno ze średnią ponad 30 km/h ale gościa nie urwałem, na skraju Puszczy on skręcił w Żubrostradę a ja pojechałem do pracy.

Powrót przy lampie i wietrze, starałem się jechać mocno, ale miejscami nie dawałem rady. W Niepołomicach wstąpiłem na chwilę na rynek i efekcie wyszedł mi czas minimalnie powyżej 1 godziny.

Po południu siadłem przed TV i zobaczyłem kolejne wspaniałe zwycięstwo Rafała Majki na Tdf, tym razem Rafał wygrał na 17 etapie z metą w Pla d’Adet - czyli na tej samej górze gdzie 21 lat temu zwyciężył Zenon Jaskuła. To zwycięstwo dało też Rafałowi wyraźnie prowadzenie w klasyfikacji górskiej, jednak o zwycięstwo trzeba będzie jeszcze powalczyć.

Do pracy: dyst.: 13,95 km; czas: 29:29; średnia: 28,41 km/h. 
Z pracy: dyst.: 14,23 km; czas: 27:25; średnia: 31,14 km/h.


Do pracy na szosówce

Wtorek, 22 lipca 2014 | dodano:23.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 28.39 km
  • Czas: 00:56
  • VAVG 30.42 km/h
  • VMAX 37.92 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wtorek, tym razem do pracy pojechałem na szosówce, wybrałem też ulubioną drogę przez las. Znowu wiało, ale w Puszczy udało mi się rozkręcić niezłe tempo, problemy pojawiły się jednak po wyjeździe z lasu. Odcinek po otwartym terenie mocno mnie zmęczył. Tuż przed szkołą zatrzymałem się jeszcze w sklepie i ostatnie 300 metrów pokonałem już w tempie spacerowym.

W drugą stronę starałem się mocno cisnąć i mimo dużo wolniejszej jazdy przez miasto udało mi się wykręcić średnią 30,16 km/h na całym dzisiejszym dystansie.

Do pracy: dyst.: 14,16 km; czas: 29:05; średnia: 29,25 km/h. 
Z pracy: dyst.: 14,23 km; czas: 27:25; średnia: 31,14 km/h.


Do pracy

Poniedziałek, 21 lipca 2014 | dodano:22.07.2014 Kategoria praca, Po płaskim, samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką
  • DST: 27.61 km
  • Czas: 01:06
  • VAVG 25.10 km/h
  • VMAX 35.00 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Znowu poniedziałek, więc znowu do pracy. Tym razem jazda drogą główną, bo musiałem wstąpić jeszcze w jedno miejsce w Zabierzowie Bocheński. Niestety na cały odcinku jazda pod dość silny wiatr, męczyłem się strasznie:(

W drodze powrotnej lampa, było strasznie gorąco i duszno, aż mi się nie chciało kręcić. Dopiero w lesie trochę się rozkręciłem i podkręciłem tempo.

Gdzieś mi się zapodział licznik, więc dzisiejszy odczyt jest z GPSa.

Do pracy: dyst.: 13,46 km; czas: 32:14; średnia: 24,1 km/h. 
Z pracy: dyst.: 14,15 km; czas: 33:46; średnia: 25,14 km/h.


Dookoła Gór Świętokrzyskich

Niedziela, 20 lipca 2014 | dodano:21.07.2014 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 61.52 km
  • Czas: 02:28
  • VAVG 24.94 km/h
  • VMAX 53.61 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 757 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na weekend pojechałem w rodzinką w Góry Świętokrzyskie, a konkretnie do Rudek koło Nowej Słupi. Na dach samochodu oczywiście zapakowałem rower:) Były dwie koncepcje wyjazdu, pierwsza krótsza to jedynie zdobycie rowerem Świętego Krzyża (jakieś 38 km), drugi bardziej ambitniejszy plan przewidywał objazd dookoła głównego pasma Gór Świętokrzyskich (jakieś 60 km z podjazdem na Święty Krzyż). W sobotę pchając pod górę wózek z moją córką, zrobiłem rekonesans górnej części podjazdu na Łysą Górę pod klasztor Świętego Krzyża, stwierdziłem że podjazd jest dość ciężki, ale nie ma tragedii. Widziałem zresztą po drodze paru rowerzystów zmagających się z górą.

Mój atak szczytowy miał nastąpić w niedziele wcześnie rano, chciałem wrócić na godzinę 10:00 i uciec przed zapowiadanym mega upałem. Z Rudek wyjechałem więc o godzinie 6:45. Na początek pojechałem do Nowej Słupi i od samego początku miałem pod górę. W zasadzie przez pierwsze 10 km zmagałem się z ciągłym podjazdem, ostatecznie wjechałem aż na 411 m npm w miejscowości Bartoszowiny, dalej miałem jakieś 2 km zjazdu i dojechałem do początku podjazdu na Łysą Górę.

Zatrzymałem się pod znakiem, żeby zanotować czas przed rozpoczęciem podjazdu i stwierdziłem, że na dojeździe do podjazdu zrobiłem już 195 m przewyższenia. Podjazd rozpocząłem na wysokości 339 m npm, na początek nastąpił nawet minimalny zjazd do 336 m npm, ale już po chwili pedałowałem pod górę. Podjazd na Łysą Górę w zasadzie nie odpuszcza nawet na moment. Początkowo kręciłem dość szybko, ale po minięciu znaku Huta Szklana zaczęło się robić naprawdę stromo, zanim dojechałem do parkingu, na którym normalnie kończy się jazdę samochodem i zaczyna wycieczkę pieszą, byłem już dość mocno zmęczony, ale końcu w tym miejscu miałem już 490 m npm. Następnie zatrzymałem się na 30 sekund żeby poprawić położenie siedzenia, przejechałem bramę Świętokrzyskiego Parku Narodowego i ruszyłem pod górę leśnym odcinkiem podjazdu. Normalnie ten odcinek jest zamknięty dla ruchu samochodowego, wyjątkiem jest jednak niedziela rano gdy w godzinach 7:00-10:00 można wjeżdżać na sam szczyt na mszę świętą, a że akurat o godzinie 8:00 była msza, to cały podjazd mijały mnie samochody. Odcinek leśny nie zmęczył mnie jakoś strasznie, co prawda zaraz po wjechaniu do lasu jest kilkaset metrów dość stromej jazdy, ale potem podjazd popuszcza i na Łysą Górę wjeżdżamy już przy niewielkim wysiłku. Mniej więcej o godzinie 7:50 byłem na szczycie. GPS pokazał mi 580 metrów npm, ale gdy po kilku minutach ruszałem w dół skalibrował się do widniejących na tablicy 595 m npm. Długość podjazdu to 5,74 km, pokonałem go w czasie 24:14 co daje średnią 14,21 km/h, różnica wzniesień to 256 metrów, średnie nachylenie dla całego podjazdu to prawie 5%, maksymalne prawie 9%. Podjazd jest dość równy, nie ma mega ścianek, ale nie ma też miejsc gdzie można by dłużej odpocząć.

Zdecydowałem się nie jechać pod sam klasztor, byłem tam w końcu wczoraj (kilka zdjęć z klasztoru na końcu galerii) pod kościołem było pełno ludzi, którzy przyjechali na mszę świętą. Poszedłem za to oglądać gołoborze na Łysej Górze, normalnie żeby tam wejść trzeba mieć bilet do parku za 6,50 zł, ale w niedziele przed 8 rano nikt wejścia nie pilnuje, wziąłem więc rower pod pachę i ruszyłem na małą sesję fotograficzną.

Mniej więcej koło 8 ruszyłem w dół, stwierdziłem że realizuję drugi wariant planu i jadę dookoła gór. Przez kolejne 12 km głównie zjeżdżałem, początkowo bardzo ostro do Huty Nowej a potem już oczywiście delikatnie aż do skrętu na Porąbkę, nie mniej jednak na tym odcinku prędkość rzadko spadała poniżej 30 km/h. Kolejne 6 km do Krajno Drugie to pagórkowaty odcinek z ładnymi widokami na Łysicę, w Krajno Parcele wyjechałem na drogę 752 i rozpocząłem już konkretny podjazd pod Świętą Katarzynę. Z ubiegłorocznego pobytu w Górach Świętokrzyskich pamiętałem, że klasztor na Świętej Katarzynie leży na wysokości mniej więcej 350 m npm. Na drogę 752 wyjechałem mając na liczniku 330 m npm, tym czasem walczyłem z dość konkretnym podjazdem, zacząłem się nawet zastanawiać czy klasztor na jest jedna na 450 npm. Po kilku minutach podjazdu, gdy wdrapałem się na ładną widokową przełęcz na wysokości 425 m npm i zacząłem zjeżdżać, to zrozumiałem, że klasztor nie znajduje się na szczycie podjazdu, ale już na zjeździe i faktycznie na wysokości około 350-360 m npm. Pod klasztorem kilka fotek, dziś piękna pogoda nie tak jak przed rokiem, gdy z tego miejsca zatrzymałem z żoną atak na Łysicę, wtedy było deszczowo i dość chłodno. Za klasztorem jeszcze kawałek zjazdu, potem odcinek po prostym i całkowite zaskoczenie, znów musiałem kręcić pod górę w miejscowości Podgórze, dopiero po pokonaniu tego podjazdu zacząłem zjazd do Bodzentyna.

Tym razem tylko przejechałem przez Bodzentyn, zwiedzałem to miasteczko przed rokiem, a dziś trochę mi się spieszyło, więc od razu ruszyłem na Nową Słupie. Po chwili pojawił się znak, że do Nowej Słupi mam tylko 12 km, było kilka minut po 9, więc na 10:00 powinienem bez problemu zdążyć. Co prawda zaczęło mi trochę wiać w twarz, ale i tak jechałem dość sprawnie. Postanowiłem nie jechać do Nowej Słupi, tylko zrobić skrót przez Krajków i Łomno. Wszystko w zasadzie byłoby w porządku, gdy nie fakt, że w Łomnie wyskoczył mi dość solidny podjazd, ja byłem już trochę zmęczony i te niewielkie pagórki dały mi trochę w kość, szczególnie że zaczęło dość solidnie przygrzewać. Na szczęście po pokonaniu podjazdu do samych Rudek już głównie zjeżdżałem i mniej więcej o 9:35 byłem na miejscu.

Wyjazd mega udany, bardzo ciekawa wycieczka, zdobyty dość ciężki podjazd na Łysą Górę, objechane główne pasmo Gór Świętokrzyskich. Forma w sumie niezła, na początkowych kilometrach ciągłej jazdy pod górę, dość się męczyłem, ale sam podjazd na Łysą Górę, poszedł mi już sprawnie. Kolejne mniejsze górki, też wyjeżdżałem dobrym tempem. W sumie zrobiłem 757 metrów przewyższenia, to był pierwszy aż tak wymagający górki odcinek, który pokonałem na szosówce, oczywiście sięgałem po amatorskie przełożenia:) ale i tak jestem zadowolony z tego wyjazdu:)

Do pracy

Czwartek, 17 lipca 2014 | dodano:18.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 27.75 km
  • Czas: 00:56
  • VAVG 29.73 km/h
  • VMAX 34.70 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny wyjazd do pracy na rowerze, tym razem zdecydowałem się jechać do Woli Zabierzowskiej drogą główną 964. Nie jest to najprzyjemniejsza droga do jazdy, ale za to zdecydowanie najszybsza. Dziś rano nie miałem tak mocnej nogi jak wczoraj, musiałem jechać nie lżejszym przełożeniu mimo to udało mi się trzymać tempo w granicach 29-30 km/h. Dojazd drogą główną okazał się tylko o 600 metrów krótszy niż drogą przez las, ale za to wykręciłem czas o przeszło 2 minuty krótszy niż podczas wczorajszego rekordowego dojazdu drogą przez las.

W drodze powrotnej znów burza, tym razem nie udało mi się schować przed deszczem. Kropiło w zasadzie już od Zabierzowa, ale mocniej zaczęło padać jak byłem gdzieś na Sitowcu. W lesie jeszcze nie specjalnie odczuwałem padający deszcz, ale tuż przed osiedlem Piaski zatrzymałem się żeby ubrać kurtkę. Do rynku dojechałem w deszczu, tam przeczekałem i do domu moich rodziców pojechałem już po deszczu.

Dziś rekordowy przejazd na crossie, tam i z powrotem w niecałe 57 minut, pod Zajazdem Królewskim miałem średnią powyżej 30 km/h, ale potem jazda po chodniku, przez miasto i średnia ostatecznie dość wyraźnie mi spadła

Do pracy: dyst.: 13,34 km; czas: 27:13; średnia: 29,44 km/h. 
Z pracy: dyst.: 14,41 km; czas: 29:28; średnia: 29,34 km/h.


Do pracy

Środa, 16 lipca 2014 | dodano:17.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 28.25 km
  • Czas: 00:58
  • VAVG 29.22 km/h
  • VMAX 34.81 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 49 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Środa, wczoraj był dzień przerwy od roweru, ale dziś znów na rowerze do pracy. Na początku ruszyłem jakoś bez przekonania, wolno się rozkręcając, ale w Puszczy Niepołomickiej udało mi się złapać równy i dość mocny rytm. W rezultacie do pracy przyjechałem w czasie poniżej 30 minut, co jest rewelacyjnym rezultatem jak na jazdę crossem.

Około 13 ruszyłem w drogę powrotną, już na starcie usłyszałem grzmoty w oddali, ale na razie jeszcze burzy nie było. Znów jechałem dość mocno, na twardym obrocie podnosząc jeszcze średnią uzyskaną rano. Na 3 km przed Niepołomicami wpadłem na silny, porywisty, czołowy wiatr, burza wyraźnie się zbliżała. Starałem się jechać jak najszybciej żeby uciec przed deszczem, ale wiatr dość wyraźnie mnie hamował. Pod Zajazdem Królewskim moją średnia wynosiła 29,44 km, ale później niestety jazda po chodniku i przez miasto, więc musiałem zwolnić. Gdy wjechałem na ulicę Bocheńską pojawiły się pierwsze krople deszczu, na szczęście udało mi się schować przed nadchodzącą ulewą u kolegi w sklepie na rynku. Po deszcze jeszcze dojazd do domu moich rodziców, gdzie parkuje moje maszyny.

Dziś pojechałem bardzo mocno, wyraźnie noga dobrze mi kręciła i miałem na tyle siły by utrzymywać prędkość powyżej 30 km/h.

Do pracy: dyst.: 13,90 km; czas: 29:17; średnia: 28,52 km/h. 
Z pracy: dyst.: 14,35 km; czas: 29:01; średnia: 29,67 km/h.


Do pracy

Poniedziałek, 14 lipca 2014 | dodano:16.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 28.32 km
  • Czas: 01:03
  • VAVG 26.97 km/h
  • VMAX 31.75 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 60 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni do pracy rowerem pojechałem równo tydzień temu, potem pogoda nie bardzo pozwalała na jazdę rowerem, więc jeździłem samochodem. Podobno pogoda ma się już na dobre poprawić, więc przez najbliższe 2 tygodnie planuję jeździć głównie rowerem.

Rano do pracy jechałem dość spokojnie mimo to osiągnąłem całkiem niezły czas.

Powrót bez większej historii, jechało mi się w miarę dobrze i szybko wróciłem do domu.

Do pracy: dyst.: 13,97 km; czas: 31:26; średnia: 26,68 km/h. 
Z pracy: dyst.: 14,35 km; czas: 32:23; średnia: 26,58 km/h.


Wieliczka i wzgórze Kaim

Niedziela, 13 lipca 2014 | dodano:14.07.2014 Kategoria 21-40 km, Akcja cmentarze 2014, Po górkach, samotnie
  • DST: 36.39 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 01:35
  • VAVG 22.98 km/h
  • VMAX 54.47 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 314 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W niedzielę wieczorem wybrałem się na wycieczkę szlakiem zabytków związanych z I wojną światową, której w tym roku odchodzimy setną rocznicę. Pojechałem najpierw do Wieliczki na cmentarz wojenny nr 381 a potem na wzgórze Kaim gdzie w 1914 zatrzymano marsz armii carskiej na Kraków.

Na trasę ruszyłem po 17, początkowo miałem jechać do Puszczy Niepołomickiej, ale w końcu zdecydowałem się jechać na Wieliczkę. Wybrałem jazdę główną drogą, to właśnie tędy kiedyś w 7 klasie podstawówki wybrałem się do Wieliczki, wtedy ruch był znikomy, dziś mimo że była niedziela wieczór, mijał mnie samochód za samochodem. Po kilkunastu minutach solidnego kręcenia dojechałem do Ochmanowa, gdzie zatrzymałem się pod pomnikiem orła - to właśnie w tym miejscu w czasie I wojny światowej powstał cmentarz wojenny nr 379, potem ciała podobno ekshumowano i pozostał sam pomnik. Jakieś 2 lata temu kierowca opla zmiótł z powierzchni ziemi i pomnik, na szczęście obelisk odbudowano i ponownie umieszczono na nim rzeźbę. Obecnie w Ochmanowie budują chodnik, powstał też przystanek, który niestety trochę zasłonił pomnik.

Po sesji w Ochmanowie ruszyłem dalej do Wieliczki, kolejny przystanek miałem zaplanowany na cmentarzu komunalnym, gdzie znajduje się kwatera wojenna nr 381. W 1914 to właśnie do Wieliczki dotarła 3 armia carska pod dowództwem Radko Dymitriewa, zajęła miasto i rozpoczęła atak na Kraków. Walki trwały kilka dni, Rosjanie Krakowa nie zdobyli a na dodatek zagrożeni odcięciem w wyniku operacji Łapanowsko-Limanowskiej musieli wycofać się spod Krakowa.

Kolejnym punktem mojej wycieczki było wzgórze, na którym zatrzymała się ofensywa rosyjska w grudniu 1914 - czyli wzgórze Kaim. Byłem tam już parę razy, ale zawsze mam problemy z dostaniem się na miejsce, tym razem próbowałem kolejnej drogi i znowu pobłądziłem. W kierunku wzgórza podjechałem ulicą Topolową, następnie skręciłem w Bogucicką i byłem już o rzut kamienia od wzgórza, gdy okazało się, że droga jest ślepa i dalej przejechać się nie da. Wróciłem się więc, i zaatakowałem ulicami Pod Pomnikiem i Zolla, tu jednak przegapiłem właściwy skręt, potem skręciłem nie tam gdzie trzeba i dopiero kolejne podejście zaprowadziło mnie pod pomnik.
W 1915 władze Krakowa doceniając wagę wydarzeń na wzgórzu Kaim postawiły w tym miejscu okazały obelisk upamiętniający zatrzymanie marszu armii carskiej. Niestety obecnie to miejsce kompletnie nie jest doceniane, trudno tu trafić, teren wokół pomnika jest zarośnięty, a sam pomnik zdewastowany. Kilka lat temu był remont, ale miejscowi wandale zdążyli już pomnik zniszczyć. W roku 2014 obchodzimy setną rocznicę tych wydarzeń, powstał Szlak I wojny, koło pomnika postawiono stosowne tablice, ale samego pomnika nikt jakoś nie chcę remontować:(

Wszystko co miałem zobaczyć, zobaczyłem, ruszyłem więc w drogę powrotną do domu, żeby jeszcze trochę przedłużyć trasę w Węgrzcach Wielkich skręciłem na Grabie i do Niepołomic wjechałem od strony strefy przemysłowej.

Wycieczka dość udana, tempo nie najgorsze, choć byłoby na pewno lepiej, gdybym nie błądził pod wzgórzem Kaim.


Do pracy

Poniedziałek, 7 lipca 2014 | dodano:08.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, samotnie, praca
  • DST: 29.77 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 01:11
  • VAVG 25.16 km/h
  • VMAX 29.40 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 59 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Poniedziałek, kolejny raz do pracy na rowerze, tym razem wybrałem crossa, bo miałem do zabrania trochę bagaży. Tym razem wybrałem trochę inny wariant przejazdu przez miasto, dzięki czemu uniknąłem jazdy chodnikiem, a trasa wyszła mi zaledwie o jakieś 200 metrów dłuższa. Sama jazda dość spokojna, starałem się nie przeciążać mimo to w sumie zajechałem do pracy w całkiem niezłym czasie.

Do Niepołomic postanowiłem wrócić inną drogą biegnącą mniej więcej wzdłuż Wisły. Taką trasą w tej konfiguracji w sumie jeszcze nigdy nie jechałem.Taki wybór trasy miał niestety pewne minusy, po pierwsze cały czas jechałem w pełnym słońcu, po drugie częściowo pod wiatr, po trzecie po drodze kiepskiej jakoś, miał być nawet odcinek po szutrach, ale okazało się że akurat wylewają na nim asfalt, kawałek przejechałem więc asfaltem, ale potem musiałem przeprowadzać rower po trawie. Już w samych Niepołomicach pojechałem jeszcze na ulicę Akacjową na poszukiwanie szklarza, który mógłby mi wkleić lustro do łazienki i ostatecznie cała trasa do domu wyszła mi około 15,5 km. Jednak opcja jazdy przez las jest zdecydowanie lepsza:)

Do pracy: dyst.: 14,18 km; czas: 32:33; średnia: 26,15 km/h. 
Z pracy: dyst.: 15,59 km; czas: 39:20; średnia: 23,78 km/h.