Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:208.58 km (w terenie 11.50 km; 5.51%)
Czas w ruchu:09:40
Średnia prędkość:21.58 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Suma podjazdów:1455 m
Maks. tętno maksymalne:180 (96 %)
Maks. tętno średnie:145 (77 %)
Suma kalorii:5568 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:52.14 km i 2h 25m
Więcej statystyk

Po górkach Pogórza Bocheńskiego

Czwartek, 20 listopada 2014 | dodano:20.11.2014 Kategoria samotnie, Po górkach, Geocaching, Akcja cmentarze 2014, 41-60 km
  • DST: 49.09 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 02:40
  • VAVG 18.41 km/h
  • VMAX 52.84 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • HRmax: 169 ( 90%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 1171 kcal
  • Podjazdy: 811 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W dniu wyborów samorządowych, zagłosowałem, zawiozłem małą do babci do Łapczycy i ruszyłem na wycieczkę rowerową po górkach Pogórza Bocheńskiego. Pogodę na niedzielę zapowiadali kiepską, więc obawiałem się że jazdy na rowerze nic nie wyjdzie, ale na szczęście prognozy nie do końca się sprawdziły i mogłem trochę pojeździć.

Na trasę ruszyłem około 11:30, akurat zrobiło się trochę cieplej i zaczęło pojawiać się słońce. Na początek postanowiłem jechać na Czyżyczkę, sprawdzić w jakim stanie jest mój kesz. Podjazd mocno mnie zmęczył, forma już słaba, więc pod górę ze stromizną momentami dochodzą do 16% jechało mi się bardzo ciężko. Po niecałych 5 km jazdy byłem na szczycie - już mocno zmęczony. Zrobiłem przerwę, porobiłem fotki, sprawdziłem kesz, ale po chwili zaczęło mi się robić zimno, więc ruszyłem dalej. Kolejne kilometry w dół do Zawady, potem skręt na Olchawę i kolejny stromy, choć na szczęście nie zbyt długi podjazd. Na podjeździe zaczął coś mi świrować pulsometr, mimo iż jechałem na sporym zmęczeniu on pokazywał puls około 110. Po jakiś 14 km jazdy dojechałem do Nowego Wiśnicza. To był mój cel minimum, gdyby forma była bardzo słaba, ale stwierdziłem, że nie jest najgorzej, więc niemal od razu ruszyłem w kierunku Lipnicy Murowanej.

Podjazd w Leksandrowej w kierunku Lipnicy pokonywałem już wielokrotnie i w zależności od aktualnej formy, jechało mi się na nim bardzo ciężko lub łatwo i szybko, dziś zdecydowanie przyszedł czas na tą ciężką przeprawę. Stromizna na wielu odcinkach dochodziła do 11-12%, rzadko było mniej niż 6%, więc moje tempo było słabe, a zmęczenie na kolejnych metrach podjazdu robiło się coraz większe. Powiem szczerze, że gdy w końcu w dole zobaczyłem Lipnicę Murową poczułem dużą ulgę. Szybki zjazd i mogłem zrobić rundkę po zabytkach Lipnicy: rynek, trzy kościoły, cmentarz z I wojny, dawny budynek szkoły. Mogłem trochę odpocząć, akurat zrobiło się bardzo ciepło, więc siedziało się bardzo przyjemnie. Jednak zaczęło robić się późno, droga do domu jeszcze daleka, więc trzeba było ruszać.

Postanowiłem, że pojadę na Muchówkę, pokonam podjazd pod Kamienie Brodzińskiego, a potem zjadę przez Muchówkę do Królówki. Podjazd nie zbyt trudny, ale dość długi i męczący, potem szybki zjazd do Muchówki, gdzie musiałem zatrzymać się pod sklepem w celu uzupełnienia zapasów. Potem pojechałem w kierunku Królówki, kawałek pod górę i potem bardzo stromo w dół (całe szczęście, że dziś jechałem w dół bo w górę chyba nie dałbym dziś tu rady). Przez Królówkę, spokojna jazda po płaskim, nawet z lekką tendencją w dół, ale perspektywie miałem jeszcze dwa dość ciężkie podjazdy.

Po dojechaniu do Olchawy rozpoczął się pierwszy podjazd, od tej strony jest on łatwiejszy ale na tym etapie dzisiejszego wyjazdu sprawił mi spore problemy. Potem krótki zjazd i podjazd na Czyżyczkę od strony Zawady - ten wariant też jest znacznie łatwiejszy od tego, który musiałem pokonać na początku wycieczki, ale kolejne 4 km pod górę dały mi mocno w kość. Ze szczytu Czyżyczki, szybki zjazd do drogi 967 i na koniec ostatni odcinek dojazdowy do Łapczycy z jeszcze jedną niewielką górką.

Po 49 km jazdy i przeszło 800 metrach przewyższeń, przyjechałem strasznie zmęczony, to chyba była trochę za trudna trasa, jak na moją obecną formę. Mimo iż trasę pokonałem dość wolno, a na podjazdach starałem się nie przesadzać i kręcić raczej na miękkich przełożeniach, to jednak strasznie się zmęczyłem. To już definitywnie ostatnia moja tak długa i wymagająca wycieczka w tym roku, jeśli jeszcze gdzieś się wybiorę to na raczej na trasę do 20 km i to najlepiej po płaskim:)

11 listopada na rowerze

Wtorek, 11 listopada 2014 | dodano:12.11.2014 Kategoria 41-60 km, Akcja cmentarze 2014, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 54.26 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 02:40
  • VAVG 20.35 km/h
  • VMAX 47.40 km/h
  • Temp.: 13.0 °C
  • HRmax: 161 ( 86%)
  • HRavg 127 ( 67%)
  • Kalorie: 1242 kcal
  • Podjazdy: 250 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem kilka pomysłów na dzisiejsze rowerowanie w końcu jednak do skutku doszedł wyjazd z Krzyśkiem nad Czarny Staw, w drodze powrotnej postanowiłem jednak trochę sobie wycieczkę wydłużyć i wybrałem się na górki po południowej stronie drogi 94.Najpierw wpadłem na pomysł, że pojadę sobie na Kopiec Piłsudskiego do Lasku Wolskiego (jakieś 32 km w jedną stronę). Chciałem do tego pomysłu przekonać Krzyśka, ale on nie chciał. Samemu nie chciało mi się za bardzo jechać, szczególnie, że droga do Krakowa nie jest zbyt ciekawa. W końcu postanowiłem, że pojadę z Krzyśkiem do Puszczy Niepołomickiej.

Wyjechaliśmy sobie przed 11 i dość ślimaczym, tempem ruszyliśmy przez Puszczę nad Czarny Staw. Nad samym stawem zrobiliśmy dłuższy postój, było pięknie, słonecznie i bardzo ciepło. Próbowałem przekonać Krzyśka do jazdy jeszcze na drugą stronę Raby, ale on konsekwentnie twierdził, że dziś jeździ rekreacyjnie tylko nad Czarny Staw i z powrotem.

Po przerwie ruszyliśmy wolniutko na odjazd Czarnego Stawu, ścieżka wąska, mocno śliska, więc i tempo w granicach 7 km/h. Po kilku minutach wyjechaliśmy jednak na asfalt. Przekonałem Krzyśka do terenowej wersji powrotu, dzięki temu w okolice Kłaja przeprawiliśmy się w większości po szutrach. Przy wylocie z Puszczy w Kłaju miałem na liczniku dopiero 26 km i pomyślałem sobie, że jeszcze za wcześnie żeby wracać. Pożegnałem się więc z Krzyśkiem i ruszyłem w kierunku Targowiska i dalej do Grodkowic. Tu pokonałem pierwszy poważny podjazd pod Pałac Żeleńskich, miejscami Garmin pokazał mi nawet 11%, co przy mojej obecnej formie wymagało trochę wysiłku. Po pałacem zrobiłem kilka zdjęć i wyjechałem z pałacowego terenu przez ogród, kawałek dalej natrafiłem na dość ciekawy budynek z 1905 roku. Z Grodkowic pojechałem do Brzezia, skąd w zasadzie miałem już jechać do domu, ale robiąc fotki na punkcie widokowym, pomyślałem sobie, że mógłbym jeszcze pojechać do Cichawy zobaczyć cmentarz wojenny nr 333. Po chwili namysłu zdecydowałem się jechać.

Najpierw szybki zjazd, potem dość szybka prosta i byłem na miejscu. Sam cmentarz sfotografowałem tylko z daleka, bo dotarcie do niego było mocno utrudnione przez rozrytą błotnistą drogę. Wiele nie straciłem, bo ten cmentarz najbardziej malowniczo wygląda właśnie z większej odległości. Żeby nie wracać tą samą drogą postanowiłem jechać w kierunku Krakuszowic i tam odbić na Zborczyce. W zasadzie cała ta droga to podjazd, jednak najtrudniejszy odcinek jest na samym początku w Krakuszowicach. Na krótkim może 500 metrowym odcinku stromizna waha się od 6-9%, dalej już znacznie łatwiej, ale systematycznie pod górę. Ciągłemu zdobywaniu wysokości towarzyszą coraz piękniejsze widoki. Po pokonaniu podjazdu dojechałem do Suchoraby, skąd zjechałem w kierunku drogi nr 94, dalej już najkrótszą drogą przez Zagórze i Staniątki dotarłem do Niepołomic. Na koniec jeszcze wizyta w sklepie, gdzie zakupiłem colę i do domu.

Dzisiejszy wyjazd bardzo udany, piękna pogoda i jakby trochę wyższa forma. Pokonałem prawie 55 km, za rowerze crossowym z oponami 1.75 i nie zmęczyłem się jakoś strasznie mocno. Fakt, że tempo szczególnie na pierwszym płaskim odcinku było dość niskie, ale potem nawet na podjazdach starałem się jechać dość mocno, mimo to nie przyjechałem tak skrajnie zmęczony jak ostatnio. Jeśli pogoda się utrzyma to niedzielę, wybieram się na kolejną wycieczkę.



Praca ostatni raz w tym roku

Wtorek, 4 listopada 2014 | dodano:06.11.2014 Kategoria praca, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
  • DST: 27.63 km
  • Czas: 01:09
  • VAVG 24.03 km/h
  • VMAX 30.49 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • HRmax: 159 ( 85%)
  • HRavg 145 ( 77%)
  • Kalorie: 955 kcal
  • Podjazdy: 34 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku wiele razy jeździłem do pracy na rowerze. Pierwszy raz pojechałem 23 maja, a ostatni wyjazd przyda na dziś czyli na 4 listopada. W sumie 26 razy pojechałem w tym roku rowerem do pracy, zazwyczaj pokonywałem ten odcinek Drogą Królewską przez Puszczę Niepołomicką, czyli w jedną stronę miałem do przejechania jakieś 14 km. Czasem wybierałem inny wariant trasy np: najszybszy drogą 964, wariant wzdłuż Wisły, czy w końcu czasem zdarzało mi się wracać do domu mocno na około robiąc przy okazji jakąś wycieczkę rowerową. Jeździłem głównie na Krossie, pakując swoje rzeczy do jednej sakwy wieszanej na bagażnik, ale kilka razy zdarzyło mi się jechać całkiem na lekko na szosówce (głównie w wakacje). W sumie na odcinku dom (Niepołomice, raz Łapczyca) - szkoła - dom pokonałem w tym roku 801 km, jeździłem dość szybko, bijąc kolejne rekordy czasowe na tym odcinku, całkowita średnia wyniosła około 27 km/h. Najlepszy czas tam i z powrotem 56:30 wykręciłem 27.07 na szosówce.

Dziś już wyraźnie bez formy, jechałem wolno, dość mocno się męcząc. Rano jechałem w temperaturze około 3 stopni - wybrałem się drogą główną 964, bo stwierdziłem, że w lesie będzie jeszcze zimniej. W drodze powrotnej jechałem już przez Puszczę. Tempo jazdy trochę wzrosło, ale dalej nie miałem za wiele siły. To ostatni mój wyjazd do pracy w tym roku, nie ma już warunków, nawet przy pięknej słonecznej pogodzie, muszę wyruszać tuż po wschodzie słońca, a w wracam już praktycznie o zachodzie słońca. Następny wyjazd do pracy pewnie odbędzie się gdzieś koło kwietnia lub maja przyszłego roku.



Pechowa niedzielna wycieczka

Niedziela, 2 listopada 2014 | dodano:03.11.2014 Kategoria 61-80 km, Akcja cmentarze 2014, Łapczyca, Po górkach, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 77.60 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 03:11
  • VAVG 24.38 km/h
  • VMAX 53.00 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • HRmax: 180 ( 96%)
  • HRavg 144 ( 77%)
  • Kalorie: 2200 kcal
  • Podjazdy: 360 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miałem wrócić do Niepołomic na rowerze, a przy okazji zrobić sobie dłuższą przejażdżkę. Nie jeździłem od 14 października, przeszło 2 tygodnie, forma więc na pewno uciekła, mimo to planowałem dość ambitne warianty drogi. Pierwsza koncepcja była taka, żeby wjechać na Czyżyczkę a potem przez Sobolów, Niegowić, Suchorabę wrócić do domu. Trasa taka oznaczała sporo przewyższeń i dystans prawie 50 km, więc po dłuższych przemyśleniach stwierdziłem, że może być za ciężko. Opracowałem drugi, dłuższy ale praktycznie płaski wariant trasy. Planowałem jechać do Bochni, potem przez Gawłów, Cerekiew do Szczurowej, a następnie w zależności od formy, albo odwrót albo jazda jeszcze na drugą stronę Wisły do Koszyc i powrót przez Nowe Brzesko.

Na trasę ruszam około 13:15, jest słonecznie i ciepło, ale ta wycieczka jakoś nie za dobrze się dla mnie zaczyna. Ściągam szosówkę z dachu, wyciągam Garmina, patrzę a tu nie mam go gdzie zamontować - podstawka została przez Peugeocie:( No nic Garmin do kieszeni i drogę. Na początek podjazd pod Górny Gościniec w Łapczycy, niecałe 600 metrów o średnim nachyleniu prawie 11%, a w końcówce jest pewnie z 15% (do końca nie wiem bo Garmin w kieszeni). Jakoś wjeżdżam, ale z wielkim trudem, na szczycie fotka zabytkowego kościoła i jazda do Bochni. Od samego początku czuję, że moja forma wyraźnie zapadła w sen zimowy, ledwo podjechałem pod górkę, ciężko oddycham, chłodne powietrze kłuje mnie w płucach. Teraz na szczęście w dół, przejeżdżam przez Bochnię i kieruję się na Krzeczów, a potem odbijam na Gawłów. Krótki postój robię pod cmentarzem wojennym w Krzeczowie, a potem 5 km pod cmentarzem w Gawłowie. Tu stoję trochę dłużej, patrzę na GPS żeby sprawdzić dalszą drogę i stwierdzam, że niestety nie odpaliłem GPS i nie rejestruje on parametrów trasy, nie dowiem się więc jakie tętno miałem przy podjeździe na Górny Gościniec:( No nic włączam GPS i jadę dalej na Cerekiew, tempo w okolicach 27-28 km/h, miejscami jest kiepski asfalt, więc trzeba trochę zwolnić. Niestety nie jedzie mi się za dobrze, czuję nogi, bolą, do tego siedzenie znów wydaje mi strasznie twarde, ale już zacząłem się przecież do niego przyzwyczajać.

Przejeżdżam przez Cerekiew i Wrzępie, kieruję się na Strzelce Wielkie, jadę niestety pod wiatr i moje tempo jazdy wyraźnie siada. Po 30 km zatrzymuję się pod drewnianym kościołem w Strzelcach Wielkich, nagle słyszę, że dzwoni telefon, wyciągam, patrzę a tu 7 połączeń nieodebranych. Dzwoniła żona, że nie wziąłem ze sobą kluczy do domu, zonk, muszę się wrócić, więc mój dzisiejszy plan wycieczkowy padł.

Wracam do Łapczycy, staram się wybrać inną drogę, jadę przez Wrzępie (inną drogą) dalej przez Okulice, Ostrów Szlachecki, wyjeżdżam w Gawłowie, ale zaraz odbijam na Krzyżanowice i dalej przez Proszówki do Bochni. Mniej więcej na 40 km zacząłem mieć dość jazdy, tempo spada, jadę wolno, nogi bolą mnie coraz bardziej. W Bochni jeszcze zamknięty wiadukt i jakieś 300 metrów po szutrze:(, a potem zaczynają się podjazdy. Kręcę sobie wolniutko pod górę i coraz większym zaniepokojeniem obserwuję zachodzące słońce. Kurtkę musiałem ubrać już we Wrzępi, ale teraz robi się coraz chłodniej.

O godzinie 16:04 jestem w Łapczycy, więc punkcie startu, na liczniku prawie 60 km, jestem bardzo zmęczony, a tu do domu jeszcze jakieś 18 km. Biorę kluczę i o 16:09 ruszam w dalszą drogę. Na początek znów podjazd do Chełmu. Znów kręcę powolutku pod górę, w Moszczenicy pod Kurhanem zakładam pełne rękawiczki i komin na szyję, słońce zaszło, szarówka, lampki pracują już od Łapczycy. Teren robi się łatwiejszy, przyspieszam. Szybko pokonuję fragment po drodze 94, skręcam na 75 i wskakuję na chodnik, tempo spada, ale jest zdecydowanie bezpieczniej. W Targowisku odbijam na Szarów, znów podjazd pod kościół w Szarowie i potem jeszcze kawałek pod OSP w Dąbrowie. Dalej zaczynają się zjazdy, na zjazdach marzną mi kolana, nogi bolą, ledwo jadę. Dalej przejazd przez Staniątki, już całkiem po ciemku przez las, następnie Aleja Dębowa, Piękna, Cmentarna i jestem pod domem moich rodziców, uff już na szczęście koniec - jest godzina 17:02.

Przejechałam dziś 77 km na szosówce, w dość słabym tempie, a przyjeżdżam skrajnie zmęczony:( Formy już nie ma, trzeba będzie chyba kończyć sezon, może jeszcze kilka przejażdżek na dystansie nie większym niż 20 km, przynajmniej jeden wyjazd w grudniu, żeby zaliczyć wycieczki rowerowe w każdym miesiącu tego roku i koniec, bo formy już nie ma.