Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:721.18 km (w terenie 46.10 km; 6.39%)
Czas w ruchu:32:30
Średnia prędkość:22.19 km/h
Maksymalna prędkość:72.48 km/h
Suma podjazdów:4006 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:42.42 km i 1h 54m
Więcej statystyk

Wyprawa do Wilna - dzień 6

Sobota, 30 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria 41-60 km, Wyprawy wielodniowe
  • DST: 44.33 km
  • Czas: 02:06
  • VAVG 21.11 km/h
  • VMAX 40.71 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 199 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Odcinek Giby (Kukle) - Suwałki

Sobota była dniem powrotu do domu. Na początek trzeba było dojechać do stacji kolejowej w Suwałkach, wstaliśmy więc około godziny 8:00 i kilka minut po 9 pedałowaliśmy już w stronę Suwałk. Wybraliśmy drogi boczne między jeziorami, żeby jak najmniejszy odcinek pokonać ruchliwą drogą Sejny - Suwałki. Przejechaliśmy, więc przez Wigierski Park Narodowy, przez Czarną Hańczę na której właśnie rozpoczynał się spływ kajakowy, w pobliżu klasztoru kamedułów nad jeziorem Wigry - który to klasztor odwiedziliśmy pierwszego dnia podróży i dotarliśmy w końcu do drogi powiatowej 653 na wysokości wsi Burderniszki. Dalej nie było już innego wyjścia jak jechać drogą główną do Suwałk. Po drodze zatrzymaliśmy się na parkingu leśnym w miejscowości Leszczewek, gdzie znajdował się cmentarz z I wojny światowej i mogiła Ułanów z 1920, ponieważ interesuję się tą tematyką, to przeczytałem dokładnie informacje umieszczone na tablicach i sfotografowałem oba obiekty. Dalej już bez przystanków dotarliśmy do Suwałk, odwiedziliśmy kantor gdzie wymieniliśmy resztę litów na złotówki i pojechaliśmy na stację kupić bilet. Ponieważ do odjazdu mieliśmy jeszcze ponad 3 godziny, nadszedł czas na obiad i zakupy:)

Około godziny 15:00 czekaliśmy już na peronie na pociąg, z nami na peronie pojawiło się jeszcze około 20 rowerzystów, baliśmy się czy nie zabraknie miejsc na rowery, na szczęście pociąg Suwałki - Warszawa miał naprawdę duży wagon bagażowy, więc wszyscy się zmieścili. Około godziny 20:30 byliśmy w Warszawie, gdzie wsiedliśmy do pociągu do Krakowa, do Płaszowa dojechaliśmy parę minut po 3 nad ranem. Tym samym zakończyła się nasza 6 dniowa wyprawa na Litwę.

Na koniec kilka słów podsumowania: wyprawa wielodniowa naprawdę mi się spodobała, mimo nie najlepszej pogody jechało mi się dobrze. Trochę bałem się jazdy ciężkim rowerem z sakwami, ale bardzo szybko się przyzwyczaiłem, przy odpowiedniej prędkości sakwy nie stanowią problemu. W grupie jechało mi się bardzo dobrze - całą trasę pokonałem ze średnią prędkością przekraczającą 22 km/h - tak szybko na tak długich odcinkach jeszcze nie jeździłem. Jazda w grupie daję możliwość schowania się za kimś w korytarzu powietrznym oraz zwiększa motywację do utrzymanie tempa czy do dogonienia kogoś jadącego z przodu. W sumie podczas całej wyprawy przejechaliśmy 384 km - do tego dystansu liczę tylko pokonanie poszczególnych odcinków trasy, do jazdy po miasteczkach do sklepu, czy nad jezioro nie brałem licznika, więc pewnie przejechałem jeszcze z 10 km tylko podczas kręcenia się po mieście. Trasa miała być dłuższa i pewnie jakbyśmy nie skorzystali z pociągu wracając z Wilna do Trok i na odcinku Troki - Marcinkonys to przejechalibyśmy ponad 500 km, ale wtedy pewnie trzeba by jechać jeden dzień więcej. Drogi którymi jechaliśmy miały dobra nawierzchnię, ale jazda wcale nie była super łatwa, mimo iż na Litwie nie ma gór, to cała trasa była mocno pagórkowata, wzniesienia nie były długie, ani specjalnie stromę ale za to cały czas jechało się w górę i w dół praktycznie bez płaskich odcinków. Trochę więcej płaskich odcinków było podczas powrotu do Polski, trasa południowa przez park narodowy i Druskienniki była mniej pagórkowata, co nie znaczy że wzniesień wcale nie było. Długość poszczególnych dziennych odcinków nie była jakoś ekstremalna i myślę, że mogliśmy przejeżdżać więc kilometrów dziennie, szczególnie że zwykle około 16 byliśmy już na noclegu, ale względy logistyczne i możliwości kondycyjne niektórych uczestników wycieczki wymusiły taki obrót sprawy. Nie można jednak powiedzieć, że jakoś szczególnie się obijaliśmy - pokonaliśmy wiele kilometrów w dobrym tempie i co najważniejsze dojechaliśmy na miejsce bez większych przygód czy awarii:) Wyprawa super :)

Galeria wycieczki


Wyprawa do Wilna - Dzień 5

Piątek, 29 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe
  • DST: 105.55 km
  • Teren: 6.00 km
  • Czas: 04:17
  • VAVG 24.64 km/h
  • VMAX 42.91 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 375 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Odcinek Troki - Marcinkonys (pociąg) - Giby

Dzień 5
Minusem rozwiązania z pociągiem była konieczność wczesnego wstania i podjechania kilku kilometrów na rowerach do stacji w Starych Trokach. Zerwaliśmy się z łóżek przed 5 o o 5:30 pedałowaliśmy już do Starych Trok - dystans przeszło 4 kilometrów pokonaliśmy w niecałe 20 minut. Po godzinie 6 wsiedliśmy do pociągu i przed 8 byliśmy już na miejscu w miejscowości Marcinkonys na granicach parku narodowego. Postój pod stacją trochę się przedłużył, ze względu na śniadanie, ale tuz przed 9 ruszyliśmy na Druskienniki. Droga przez park była bardzo przyjemna, piękny równiutki asfalt, dłuższe odcinki bez podjazdów i w rezultacie jechaliśmy bardzo szybko. Postój zrobiliśmy po 15 km, a kolejny odcinek około 18 km do Druskiennik pokonaliśmy już w ucieczce - ja, lider i Kuba. Przez pierwsze 8 km mocne tempo nadawał Kuba, później na czoło wyszedł lider, który jeszcze oczywiście przyspieszył i zaczął delikatnie odjeżdżać, przeskoczyłem, więc Kubę i siadłem na kolo liderowi a Kuba został z tylu. Janusz podkręcał tempo coraz mocniej a ja ciągle na kole, prędkość miedzy 32 a 38, pod koniec jechałem juz resztkami sil, ale nie dałem się urwać:) Tak jadąc dojechaliśmy na przedmieścia Druskiennik gdzie postanowiliśmy poczekać na resztę. Po około 3 minutach przyjechał Kuba, po 7 Andrzej z Wojtkiem, a po 12 reszta peletonu, dalej już zdecydowanie wolniej dojechaliśmy do centrum Druskiennik.

W mieście zrobiliśmy około godzinną przerwę podczas, której przypomniałem sobie kilka miejsc z moich poprzednich odwiedzin w Druskiennikach - w 2005 byłem tu przez 8 dni na konferencji naukowej poświęconej samorządom. Po przerwie ruszyliśmy w stronę miejscowości Leipalingis, był to odcinek około 16 kilometrów, tuż za miastem na czoło wyszedł lider, który tym razem zerwał wszystkich już na pierwszym podjeździe. Ruszyłem za nim, ale od początku widziałem, że nie mam żadnych szans, liczyłem jeszcze na jazdę z Kubą, ale on co prawda wyskoczył przed peletonu ale został jakieś 400 metrów za mną, ruszyłem, więc dalej sam. Początkowo droga prowadziła przez las, ale po chwili wyszliśmy na otwarty teren, gdzie zderzyłem się z przeciwnym wiatrem, jechało mi się bardzo ciężko, lider znikł mi z oczu, Kuba jechał kilkaset metrów za mną, zastanawiałem się nawet czy na niego nie zaczekać, ale musiałbym strasznie zwolnić, więc postanowiłem jechać swoim tempem dalej. W ten sposób dojechaliśmy do ronda na którym, krzyżowały się drogi z Druskiennik, Wilna i Lazdijai. Lider przed rondem mocno zwolnił, więc ostatecznie straciłem do niego może z 30 sekund, mniej więcej tyle za mną przyjechał też Kuba, po kilku minutach dotarła reszta, najpierw Andrzej i Wojtek a potem pozostali. Po kolejnym kilometrze już spokojnej jazdy dotarliśmy do centrum miejscowości, gdzie w niepozornie wyglądającym barze zjedliśmy dobry i tani obiad.

Podczas obiadu zapadła decyzja, że do granicy jedziemy, trochę dłuższą, ale mniej ruchliwą droga przez miejscowość Kapciamiestis, samą granice mieliśmy przekroczyć leśnym przejściem przez które prowadziła droga szutrowa. Zaraz po starcie poszła ucieczka, tempo nadawał Kuba a za nim ja i oczywiście lider, odcinek kolejnych 18 km pokonaliśmy mocnym tempem i zatrzymaliśmy się dopiero przed Kapciamiestis, gdzie zaczekaliśmy na resztę, już razem dojechaliśmy do centrum miejscowości, gdzie zobaczyliśmy, że do Bereźnik znajdujących się już po stronie polskiej pozostało jedynie 18 km.

W Kapciamiestis zrobiliśmy, więc przerwę, wydaliśmy resztę litów i ruszyliśmy do granicy. Po starcie wyszedłem na czoło i na pierwszym podjeździe urwałem, cały peleton na moim kole został tylko lider. Droga do granicy była bardzo ciężka i pagórkowata - cały czas góra dól. Początkowo jechałem dość mocno, ale po chwili ciągle interwały mnie zmęczyły i zwolniłem, po jakiś 8 km dojechaliśmy do odcinka szutrowego. Na początek stromy zjazd, na którym o mały włos bym leżał - chciałem się rozpędzić przed podjazdem, a tu piasek i niekontrolowany poślizg - jakoś się na szczęście uratowałem i ruszyłem pod stromy podjazd. Kręcę sobie pod górę, patrzę a tu lider ma kłopoty - wąskie koła i brak lekkich przełożeń, ale za to Andrzej zaczął nas ostro gonić. Mimo kłopotów z jazdą po kamieniach przyspieszam i rozpoczynam wyścig do granicy - wysiłek się opłaca i na kresce jestem pierwszy:) za mną Janusz i Andrzej po kilku minutach pojawia się Kuba, który na szutrowym zjeździe pogubił bagaże przez co stracił szanse na medalowe miejsce:) Po kilku minutach przyjeżdżają pozostali, robimy pamiątkowe zdjęcie na granicy i ruszamy dalej. Po polskiej stronie mamy jeszcze kilka kilometrów szutru. Na tym odcinku mam małą awarie, odpina mi się guma ściągająca sakwy i wkręca się w koło, na szczęście nic się nie uszkodziło i po usunięciu zniszczonej gumy jadę dalej. Szuter kończy się w Bereźnikach, skąd do miejscowości Kukle gdzie mamy zarezerwowany nocleg jest już tylko parę kilometrów. Na miejscu jesteśmy około godziny 16:30.

Nasza kwatera to ładny ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem Pomorze, zajmujemy cały domek letniskowy, bez specjalnych wygód, ale całkiem przyzwoity. Wieczorem jedziemy jeszcze do sklepu i na moim liczniku pojawia się 100 km pokonane w ciągu dnia. Tak naprawdę pokonaliśmy przeszło 105 kilometrów licząc z dojazdem z Trok do Starych Trok na pociąg, czas jazdy to 4:17 i bardzo wysoka średnia 24,5 km/h. Był to pierwszy dzień naszej wyprawy podczas którego nie padało, ostatnie 40 kilometrów pokonaliśmy nawet przy ładnej i słonecznej pogodzie.

Galeria wycieczki


Wyprawa do Wilna - Dzień 4

Czwartek, 28 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria Wyprawy wielodniowe, 21-40 km
  • DST: 26.65 km
  • Czas: 01:05
  • VAVG 24.60 km/h
  • VMAX 50.97 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 130 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Odcinek Troki - Wilno

Dzień 4
Wyjazd do Wilna dla grupy rowerowej był zaplanowany na 8:30, był mały poślizg ale przed 9 już pedałowaliśmy w kierunku stolicy Litwy. Za namową Pana Stanisława - naszego gospodarza, wybraliśmy jazdę drogą główną, która na mapie posiada oznaczenie A16, ale autostrada to na pewno nie była. Na rowerowy podbój Wilna zdecydowałem się ja, Kuba, Janusz i Andrzej, Krzysiek z chłopakami mieli dojechać busem. Jechaliśmy mocnym tempem i po 54 minutach pedałowania byliśmy już w Wilnie. Postój zrobiliśmy jeden na fotkę pod tablicą Wilno. Odcinek około 24 kilometrów do stacji benzynowej przy której stanęliśmy, pokonaliśmy ze średnia 25,7 km/h, ostatnie 2 kilometry w poszukiwaniu dworca kolejowego przejechaliśmy już trochę wolniej.

Na dworcu poczekaliśmy na resztę grupy, zostawiliśmy rowery w przechowalni bagażów i całą grupą ruszyliśmy na starówkę. Niestety w zwiedzaniu przeszkodził nam deszcz, ja co prawda zdecydowałem się na zwiedzanie w deszczu, ale przy ładnej pogodzie na pewno zobaczył bym więcej. Cały przemoczony przyszedłem na dworzec już około 16:00 mimo, że pociąg powrotny mieliśmy dopiero o 18. Podczas oczekiwania na pociąg padł pomysł, żeby pojechać następnego dnia pociągiem do miejscowości Marcinkonys, a następnie przez park narodowy i Druskienniki dotrzeć w jeden dzień do Polski. Tym samym mieliśmy zapewnić sobie powrót do domu na niedziele (na czym zależało Januszowi) i do tego inną drogą niż przyjechaliśmy. W przypadku 2 dniowego powrotu tylko na rowerach musielibyśmy jechać praktycznie tą samą drogą i było duże ryzyko, że mimo wszystko nie zdarzymy, był jeszcze wariant powrotu 3 dniowego ale w takiej sytuacji Janusz mógł mieć problem z dotarciem w poniedziałek do pracy, a chłopaki nie bardzo mieli siły i ochotę na taką długą trasę. Zapadła więc decyzja, że następnego dnia o 6 rano wsiadamy w pociąg, a od 8 pedałujemy do Polski.

Galeria wycieczki


Wyprawa do Wilna - Dzień 3

Środa, 27 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria Wyprawy wielodniowe, 61-80 km
  • DST: 70.89 km
  • Czas: 03:12
  • VAVG 22.15 km/h
  • VMAX 44.51 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 376 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Odcinek Daugai - Troki

Dzień 3
Środa zgodnie z prognozami miała być deszczowa i niestety taka była. Pierwszy deszcz złapał nas już 100 metrów za domem Edwarda, potem padać przestało, ale na 10 km dopadła nas burza:( Najgorszy deszcz przeczekaliśmy pod jakimś domem, ale po 20 minutach trzeba było jechać dalej. Deszcz padał z niewielkimi przerwami i z rożną intensywnością, od mżawki po mocny deszcz zacinający prosto w oczy. Po około 20 kilometrach w miejscowości Pivasiunai zrobiliśmy postój pod sklepem na uzupełnienie zapasów. Następnie wraz Kubą i liderem pokonaliśmy kolejny odcinek w mocnym deszczu do miejscowości Onuskis, przez większość tego odcinka jechałem na czele w pewnym momencie puściłem na czoło lidera, który tak przyśpieszył, że o mało mnie nie urwał, ale jakoś dałem rade. W Onuskisach odbiliśmy w prawo na Rudziszki, na tym odcinku spotkaliśmy małżeństwo z Gdańska, które również jechało do Wilna - już 5 dzień z Ełku.

Do Rudziszek znowu jechałem z Kubą i z liderem, którego w pewnym momencie nawet urwaliśmy, co prawda z powodów poza sportowych, ale jednak:). Na samym początku tego odcinka był podjazd na którym zaliczyłem uślizg koła, który o mało nie zakończył się wywrotką, musiałem się zatrzymać, straciłem dystans i później goniłem. Najpierw dopadłem lidera, który z powodu awarii mocowania sakw musiał się zatrzymać, do Kuby się zbliżałem, ale mocno pagórkowaty teren poważnie mi to utrudniał, najgorzej było zniwelować ostatnie 100 metrów, szczególnie że Kuba mocno cisnął, ale w końcu go dopadłem i do Rudziszek wjechaliśmy we dwójkę, chwile po nas dojechał lider. W Rudziszkach (Rudiskes) zrobiliśmy postój, szczególnie że na drodze, którą mieliśmy jechać był remont, więc trzeba było się zastanowić co robimy dalej, poczekaliśmy, więc na pozostałych. Już tradycyjnie odwiedziliśmy sklep i po krótkiej naradzie ruszyliśmy przez remontowany odcinek, asfaltu brakowało przez jakieś 2 km ale później wszystko wróciło do normy. Podczas postoju w Rudziszkach minęło nas wspomniane wyżej małżeństwo, poprawiła się też pogoda, więc zmieniłem koszulkę na suchą i wraz z Kubą i liderem ruszyliśmy mocno do przodu. Po paru kilometrach minęliśmy małżeństwo z Gdańska i w szybkim tempie zbliżaliśmy się do Trok, mimo kiepskiej pogody około 14:30 po pokonaniu 70 kilometrów byliśmy na miejscu.

Tu pojawiły się rozbieżności co do dalszego postępowania, ja, Kuba I Janusz byliśmy za dalszą jazdą do Wilna (oczywiście po wizycie na zamku i obiedzie) jednak Krzysiek był za pozostaniem w Trokach na dwa dni i odwiedzeniem Wilna w formie wycieczki następnego dnia, Andrzej chciał co prawda zdobyć Wilno, jednak ze względu na chłopców, którzy zdradzali objawy zmęczenia rozważał też wariant Krzyśka.

Na początek jednak pojechaliśmy na zamek, a później na obiad. Podczas obiadu zapadła decyzja,że to Troki będą nasza baza wypadową, po obiedzie więc Krzysiek i Andrzej ruszyli na poszukiwanie noclegu. Ostatecznie znaleźli go u polskiej rodziny w pobliżu dworca autobusowego. Nocleg kosztował co prawda 40 litów za noc, ale w końcu nocowaliśmy w naprawdę dobrych warunkach:).

Tego dnia przejechaliśmy prawie 71 km ze średnią prędkością 22,1 km/h, większość w deszczu. Następnego dnia chętni mieli na rowerach zdobyć Wilno a reszta miała jechać na miejsce busem, wracać mieliśmy już wszyscy pociągiem.

Galeria wycieczki


Wyprawa do Wilna - Dzień 2

Wtorek, 26 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria Wyprawy wielodniowe, 81-99 km
  • DST: 86.70 km
  • Czas: 03:45
  • VAVG 23.12 km/h
  • VMAX 44.90 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 471 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Odcinek Półkoty - Daugai

Dzień 2
Poranek powitał nas pięknym słońcem, ale gdy ruszaliśmy w drogę - około godziny 8:00 niebo zasłoniły gęste chmury. Do przejścia granicznego w Ogrodnikach mieliśmy zaledwie 6 kilometrów, więc po niecałych 20 minutach byliśmy już na Litwie. Minęliśmy przejście graniczne na którym nikt się na nami nie zainteresował i popedałowaliśmy dalej do miejscowości Łoździeje (Lazdijai) tam zrobiliśmy, krótka przerwę na stacji benzynowej, przeanalizowaliśmy mapę i z pominięciem centrum miejscowości skierowaliśmy się drogą nr 132 na Olitę (Alytus). To właśnie na tym odcinku po raz pierwszy jechałem w duecie z Kubą zostawiając w tyle resztę peletonu, co jakiś czas dojeżdżał do nas lider:) nie wyprzedzając nas jednak. Po drodze do Olity zrobiliśmy dwie przerwy (jedną trochę dłuższą w miejscowości Seinjai podczas której zorientowaliśmy się, że na Litwie obowiązuje inna strefa czasowa - godzina do przodu), a ostatni prawie 20 km odcinek do Olity pokonaliśmy bardzo mocnym tempem. Na jednym z podjazdów puściłem koło i w rezultacie na skrzyżowaniu na przedmieściach Olity zameldowałem się jakaś minutę za Kubą i Januszem. Poczekaliśmy na resztę a następnie skierowaliśmy się obwodnicą Olity w kierunku miejscowości Daugai w której planowaliśmy znaleźć nocleg. Wcześniej jednak po drugiej stronie Olity znaleźliśmy knajpę w której zjedliśmy dobry obiad za 15 litów plus 2 lity za colę.

Po przerwie obiadowej ruszyliśmy ruchliwą droga 128 kierunku wschodnim, minęliśmy Niemen i pagórkowatą drogą jechaliśmy dalej. Czoło peletonu tworzyłem ja, Kuba i lider, drugą grupę Andrzej, Wojtek i Kuba a na końcu zwykle jechał Krzysiek i Bartek. Do Daugai dojechaliśmy dość szybko około godziny 16:30, pod kościołem spotkaliśmy chłopaka w wieku około dwudziestu paru lat, który powiedział (po polsku), że nie wie nic o żadnym noclegu do wynajęcia ale w razie czego może nas przenocować u siebie. Szukaliśmy jeszcze innego noclegu w szkole i w hotelu jednak z powodu braku możliwości skontaktowania się z kierowniczką nic nie załatwiliśmy, ostatecznie wylądowaliśmy u spotkanego wcześniej chłopaka - Edwarda, którego matka była Polką. Edward nie mieszkał na stałe w Daugai, wraz z dziewczyną pilnował tylko domu wujka i to właśnie tam nas ulokował. W drodze do Edwarda dopadł nas mocny deszcz i dość mocno nas przemoczył. Warunki w domu wujka Edwarda były o tyle kiepskie, że nie było bieżącej wody, a ubikacja znajdowała się na zewnątrz, tym razem musiałem spać na podłodze, ale poza tym było ok. Edward poczęstował nas szaszłykami z grila a jego dziewczyna zrobiła nam herbatę, więc narzekać nie mogliśmy.

Drugiego dnia pokonaliśmy dystans prawie 87 km ze średnią prędkością przeszło 23 km/h (do Olity było 24,4).

Galeria wycieczki


Wyprawa do Wilna - dzień 1

Poniedziałek, 25 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria Wyprawy wielodniowe, 41-60 km
  • DST: 50.35 km
  • Czas: 02:28
  • VAVG 20.41 km/h
  • VMAX 39.69 km/h
  • Temp.: 21.0 °C
  • Podjazdy: 211 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyprawa do Wilna dzień 1 - odcinek Suwałki - Półkoty.

Drogę z Krakowa do Suwałk pokonaliśmy pociągiem. Nasza podróż rozpoczęła się o godzinie 21:10 (w niedzielę 24.07) na dworcu Kraków Płaszów, około godziny 4 nad ranem byliśmy na stacji Warszawa Zachodnia. Planowałem wycieczkę na Plac Zamkowy ale Warszawa przywitała nas deszczem, więc nie pozostało nam nic innego jak czekać na dworcu. Po godzinie 7:00 wsiedliśmy w pociąg do Suwałk, niestety pociąg w połowie drogi się zepsuł i do Suwałk dojechaliśmy z 2 godzinnym opóźnieniem. W Suwałkach odwiedziliśmy kantor i Mc'Donalda i około godziny 16 ruszyliśmy już na rowerach w kierunku Sejn gdzie planowaliśmy nocleg.

Pierwsze kilometry jazdy z sakwami były dość ciężkie, ale z każdym przejechanym kilometrem jechało mi sie coraz lepiej. Do Sejn jechaliśmy dość ruchliwą droga powiatową nr 653. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zrobiliśmy postój połączony z oglądaniem klasztoru kamedulów nad jeziorem Wigry. Po krótkiej przerwie wróciliśmy na drogę do Sejn, do tej miejscowości dojechaliśmy około godziny 18:30, zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy w kierunku miejscowości Półkoty w której mieliśmy zarezerwowany nocleg w gospodarstwie agroturystycznym. Po drodze do Sejn złapał nas przelotny deszcz, który zaczął nas też straszyć w drodze na nocleg, więc w końcówce musieliśmy mocno przycisnąć. Poszukując noclegu trochę pobłądziliśmy, ale w końcu tuż przed 20 byliśmy na miejscu.

Pierwszego dnia pokonaliśmy dystans około 50 kilometrów ze średnią prędkością prawie 20,5 km/h. Suwalszczyzna przywitała nas ładną pogodą ale sprawdziliśmy się również podczas jazdy w deszczu. Tego dnia nocowaliśmy w sumie w niezłych warunkach, choć pokój mieliśmy tylko 4 osobowy, więc młodzież spała na podłodze.

Może jeszcze kilka słów o ekipie z którą wybrałem się na tą wyprawę. Kierownikiem ekipy był Krzysiek - nauczyciel geografii z niepołomickiego gimnazjum, który w poprzednim roku był organizatorem wyprawy rowerowej gimnazjalistów pod Grunwald, Krzysiek na wyprawę do Wilna zabrał swojego syna Bartka, który w tym roku ukończył gimnazjum. Drugim nauczycielem z niepołomickiego gimnazjum był Andrzej, który do Wilna wybrał się wraz ze swoim 14 letnim synem Wojtkiem i 15 letnim siostrzeńcem Kubą. Kolejny uczestnik wycieczki to Janusz, który mimo iż był najstarszym członkiem wyprawy to był zdecydowanym liderem kolarskim jeżdżącym de facto w żółtych koszulkach:) Wszystkie wyżej wymienione osoby były przed rokiem uczestnikami wyprawy pod Grunwald. Jedynym oprócz mnie nowym członkiem ekipy był Kuba - 21 letni student rzeźby z Przemyśla z którym w czasie wyprawy jeździłem najwięcej. Zróżnicowanie wiekowe było wiec spore.

Galeria wycieczki


Niepołomice i Puszcza Niepołomicka

Sobota, 23 lipca 2011 | dodano:23.07.2011 Kategoria 41-60 km, Łapczyca, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 50.68 km
  • Teren: 6.00 km
  • Czas: 02:14
  • VAVG 22.69 km/h
  • VMAX 65.54 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 235 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka do Niepołomic, powrót przez Puszczę Niepołomicka - jutro wyjazd do Wilna:)

Galeria wycieczki


Puszcza i Czarny Staw

Niedziela, 17 lipca 2011 | dodano:17.07.2011 Kategoria 21-40 km, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 39.65 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 02:27
  • VAVG 16.18 km/h
  • VMAX 16.08 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 45 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka do Puszczy Niepołomickiej i nad Czarny Staw ze znajomymi, na koniec jeszcze odwiedziny na Kopcu Grunwaldzkim w Niepołomicach.

Punktem docelowym wycieczki był Czarny Staw, ale ponieważ nasi znajomi byli w Niepołomicach po raz pierwszy to zaczęliśmy od zwiedzanie zamku, a później Drogą Królewską ruszyliśmy nad leśny staw. Nad Czarny Stawem zrobiliśmy sobie prawie godzinną przerwę a potem droga powrotna - tym razem wariant szosowy po Żubrostradzie. W Niepołomicach znowu przerwa na lody a na koniec wycieczki wybraliśmy się jeszcze na Kopiec Grunwaldzki z którego można było podziwiać piękne widoki. Na ostatnim zdjęcie w galerii widoczny jest kopiec Krakusa oraz pasmo Sowińca z klasztorem Kamedułów i kopcem Piłsudskiego.

Galeria wycieczki


Zonia od Sobolowa, Czyżyczka od Zawady

Sobota, 16 lipca 2011 | dodano:16.07.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 30.18 km
  • Czas: 01:20
  • VAVG 22.64 km/h
  • VMAX 62.87 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 419 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Po porannej wycieczce do Niepołomic, oglądnąłem Tour De France a wieczorem zrobiło się pięknie i słonecznie, więc wyczyściłem rower i wybrałem się na wycieczkę. Postanowiłem zaliczyć dwa podjazdy: Zonię od strony Sobolowa i Czyżyczkę od Zawady (po raz pierwszy w histori:).

Królewski etap Tour de France w Pirenejach o niczym nie rozstrzygnął, faworycie pilnowali się i nie atakowali, wygrał Belg z ekipy Omega Lotto, który w klasyfikacji generalnej jest daleko. Trochę zdegustowany mało ciekawym etapem postanowiłem jechać na rower, najpierw wyczyściłem i nasmarowałem łańcuch i około 18:00 ruszyłem na trasę, plan ambitny - Zonia od Sobolowa i Czyżyczka od Zawady. Ponieważ czekały mnie dwa ciężkie podjazdy to do Sobolowa postanowiłem pojechać po płaskim - doliną Stradomki. Droga była faktycznie płaska, ale dość długa, zanim dojechałem do podnóża podjazdu, musiałem pokonać przeszło 12 km, zrobiłem to w bardzo szybkim tempie, ze średnią powyżej 28 km/h.

Trudny podjazd na Zonię zaczyna się w zasadzie już jakieś 200 metrów za znakiem Sobolów i droga od razu pnie się bardzo mocno pod górę - ten krótki odcinek podczas, którego pokonujemy prawie 40 metrów w pionie kończy się pod kościołem w Sobolowie. Kiedyś jak jechałem ten podjazd, to pod kościół podjechałem z drugiej strony od Nieprześni - tam też droga pod kościół prowadzi mocno w górę. Kościół mijamy po prawej i zaraz dojeżdzamy do znaku Zonia 3 km. Po skręcie na Zonię droga cały czas prowadzi pod górę choć początkowo dość łagodnie, na pierwszym kilometrze podjazdu za kościołem zacząłem się nawet zastanawiać, czy ten podjazd jest faktycznie taki trudny jak pamiętałem - dojechałem do wysokości 300 m npm i jechało mi się dość gładko. Na kolejnych metrach jednak szybko zmieniłem zdanie, na następnym kilometrze trzy kolejne bardzo strone ścianki, odcielone bardzo któtkimi momentami wytchnienia. Na pierwszej ściance ledwo wjechałem przepychając pedały przy prędkości 6 km/h, później odcinek może 100 metrów gdzie stromizna maleje i znowu podobna ścianka, później odcinek około 300 metrów wypłaszczenia i ostatni podjazd wąwozem przez las na szczyt wzniesienia a w zasadzie na punkt kulminacyny szosy. GPS wskazał 393 metry, choć jest w tym miejscu około 400 metrów npm, trzymając się jednak dzisiejszy wskazań urządzenia pokonałem dystans 3,1 km (licząc z odcinkiem jeszcze przed kościołem), różnica wzniesień 178 metrów co daję średnie nachylenie na poziomie 5,5%, a na drugim kilometrze na poziomie 7%. Jeśli weźmieny najtrudniejszy fragment dwóch kolejnych bardzo stromych ścianek to na dystansie 550 metrów pokonujemy 65 metrów różnicy wzniesień czyli nachylenie wynosi około 11,8%, a na pojedynczej ściance pewnie jest jeszcze wyższe.

Gdy dojechałem na szczyt szosowy byłem strasznie zmęczony, właściwy szczyt wzgórza mijamy po prawej stronie jednak tam droga nie prowadzi. Po przejeździe przez wieś rozpoczyna się zjazd na którym mijamy po lewej cmentarz wojenny z okresu I wojny i dalej pędzimy szybko w dół aż do stacji narciarskiej w Woli Nieszkowskiej. Tu możemy podziwiać piękne widoki i popędzić dalej w dół w kierunku Zawady. To właśnie w Zawadzie miałem rozpocząć kolejny podjazd, tym razem na dobrze mi znane wzgórze Czyżyczka - tą drogą w górę jeszcze nigdy nie jechałem. Podjazd rozpoczyna się już na skrzyżowaniu z drogą na Olchawę, choć ja pomiaru czasu podjazdu dokonywałem dopiero od głównego skrzyżowania w Zawadzie z drogami na Sobolów i Bochnię - miejsce to znajduję się 14 metrów wyżej niż początek podjazdu. Podjazd na Czyżyczkę od strony Zawady jest długi, ale łatwy - najtrudniejsze są ostatnie metry podjazdu, zarówno asfaltowego jak później szutrowego na sam szczyt. Długość podjazdu wyliczyłem na 4,77 km (5,13 km licząc od skrzyżowania z drogą na Olchawę) czas podjazdu 16:50 od głównego skrzyżownia w Zawadzie, różnica wysokości 109 metrów (123 od skrzyżowania z drogą na Olchawę) średnie nachylenie zaledwie 2,3% - czyli podjazd łatwy, choć są trudniejsze odcinki, ale tylko momentami o tylko trochę trudniejsze. Na podjeździe mamy 2 wypłaszczenie z niewielkimi stratami wysokości.

Na szczycie Czyżyczki zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem w dół, do Łapczycy dotarłem najkrótszą drogą. W sumie cała wycieczka to 30 km, pierwszej 12 praktycznie całkiem płaskie, a kolejne to dwa podjazdy i zjazdy z nich, na całej trasie pokonałem 419 metrów przewyższeń i przyjechałem do domy w niezłej formie:)

Galeria wycieczki


Łapczyca - Niepołomice - Łapczyca

Sobota, 16 lipca 2011 | dodano:16.07.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 38.02 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 01:31
  • VAVG 25.07 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 211 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Już tradycyjne sobotnie odwiedziny w Niepołomicach, całkowite zachmurzenie temperatura około 19 stopni, ale poza tym pogoda idealna brak wiatru, więc tempo szybkie mimo iż sporo kilometrów po szutrach.

Z domu wyjechałem około 8:30, było dość chłodno więc jechałem w bluzie z długim rękawem. Na początek oczywiście podjazd do Chełmu dalej zjazd do 4, kawałek drogą nr 4 i skręt w prawo na wysokości stacji benzynowej w stronę żwirowni. Drogą żwirową dojechałem do Targowiska i tu objazdem, koło cmentarza pod szkołę w Kłaju, drogą koło szkoły do centrum Kłaja i dalej w kierunku Szarowa. Do Niepołomic dojechałem ścieżką rowerową przez wdłuż DK75. W wyniku zamknięcia ulicy Centralnej Targowisko - Kłaj, trasa do Niepołomic wydłużyła się o około kilometr. Całą trasę pokonałem bardzo dobrym tempem w czasie 44 minut, ze średnią powyżej 24 km/h. W Niepołomicach już tradycyjnie zrobiłem przerwę na kawę u kolegi w sklepie, a później pojechałem rodziców. Tu też przerwa i przed 12 ruszyłem w drogę powrotną. Trasa w zasadzie identyczna z tą tylko różnicą, że przez Niepołomice przejechałem ulicą Dębowa do lasu i dalej ścieżką rowerową przez Kozie Górki do Szarowa. Tempo w drodze powrotnej jeszcze mocniejsze i rezultacie bardzo wysoka średnia na koniec wycieczki.

Wypad bardzo udany, zrobiłem solidny trening, tempo mocne.

Później przyszedł czas na Tour de France... :)