Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

wyścig kolarski

Dystans całkowity:876.83 km (w terenie 16.00 km; 1.82%)
Czas w ruchu:39:46
Średnia prędkość:22.05 km/h
Maksymalna prędkość:65.54 km/h
Suma podjazdów:10937 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:151 (80 %)
Suma kalorii:4960 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:46.15 km i 2h 05m
Więcej statystyk

Start 5 etapu TdP - Brzegi

Sobota, 16 lipca 2016 | dodano:21.07.2016 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 20.43 km
  • Czas: 00:42
  • VAVG 29.19 km/h
  • VMAX 35.64 km/h
  • Temp.: 14.0 °C
  • HRmax: 162 ( 86%)
  • HRavg 143 ( 76%)
  • Kalorie: 512 kcal
  • Podjazdy: 40 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo bardzo kiepskiej pogody postanowiłem pojechać na start 5 etapu Tour de Pologne do miejscowości Brzegi. W zasadzie miałem w planie pojechać do Zakopanego i zrobić pętlę po trasie wyścigu, ale od dłuższego czasu zapowiadano kiepską pogodę, więc w ramach wariantu zastępczego postanowiłem pojechać na start, który zaplanowano teoretycznie w Wieliczce, a w praktyce na Brzegach gdzie za kilka dnia mają odbyć się ŚDM.

Rano nie padało, potem zaczęło kapać, więc nawet miałem zrezygnować z wyjazdu, ale potem znów przestało padać, więc ubrałem się i postanowiłem jechać. Wyszedłem z domu a tu pada, ale postanowiłem mimo wszystko jechać. Niestety przez całą drogę tam i z powrotem padało, na dodatek wiało, więc jechało mi się ciężko. Na szczęście do Brzegów mam tylko około 10 km, więc dość szybko zajechałem na miejsce.

Na miejscu, przez dłuższy czas obserwowałem podpisywanie listy startowej, widziałem Michała Kwiatkowskiego, Przemysła Niemca i wielu innych kolarzy. Potem zobaczyłem jeszcze start i ruszyłem do domu.

TdP Bukowina

Piątek, 7 sierpnia 2015 | dodano:10.08.2015 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 80.03 km
  • Czas: 04:02
  • VAVG 19.84 km/h
  • VMAX 58.87 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • HRmax: 178 ( 95%)
  • HRavg 142 ( 75%)
  • Kalorie: 2479 kcal
  • Podjazdy: 1847 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W piątek wstałem o 5 rano i tuż przed 6 wyjechałem samochodem do Szaflar, skąd już na rowerze miałem najpierw przejechać pętle TdP a potem kibicować amatorom i zawodowcom podczas wyścigu. Plan ambitny, co do którego nie byłem pewnym czy sobie z nim poradzę na szosówce, ale postanowiłem powalczyć.

Kilka minut przed 8 ruszyłem spod Term Podhalańskich przez Biały Dunajec do Poronina, gdzie był start ostrym TdPA. Jechałem 2 godziny przed wyścigiem i liczyłem, że na uda mi się zajechać do Bukowiny na start imprezy. Po 7 kilometrowym dojeździe z Szaflar rozpocząłem pierwszy podjazd już na pętli TdP czyli podjazd do Zębu. Tą górkę wjeżdżałem do tej pory raz, na crossie i pamiętałem, że nawet poszła mi ona całkiem nieźle. Początek faktycznie podjechałem dość szybko, ale potem zaczęło się robić stromiej około 7-8% i zacząłem się dość mocno męczyć. Przy przejeździe koło znaku Ząb (jeszcze jakieś 1,5 km przed premią) zacząłem mieć lekko dość, sytuację dodatkowo pogarszało grzejące już bardzo mocno słońce. Jakoś jednak doczłapałem do skrzyżowania z drogą na Gubałówkę, gdzie zawsze znajdowała się premia i skręciłem na Czerwienne. Podjazd na premii się nie kończy i jeszcze dość mocno trzeba jechać pod górę, co prawda już nie tak stromo, ale jednak ciągle pod górę - na ridewithgps mam wyznaczony podjazd właśnie do kulminacji asfaltu i tak podaje jego parametry poniżej:

Podjazd Ząb od Poronina: dystans 4,71 km; przewyższenia 255 m; średnie nachylenie 5,9%, max 9,1%; czas: 20:28; średnia 13,8 km/h (dane z ridewithgps).

W tym miejscu podjazd się jeszcze nie kończy, po lekkim zjeździe czeka nas jeszcze podjazd na Rolów Wierch, natomiast sam podjazd na premię górską jest krótszy o jakieś 500 metrów. Porównując ten przejazd do tego przed dwóch lat (na crossie) dziś pojechałem szybciej o niecałe 6 minut.

Po pokonaniu Rolowego Wierchu znów zjazd na którym nawet na chwilę się zatrzymałem bo nie byłem pewny czy czasem nie przegapiłem skrętu przez Leszczyny na Biały Dunajec, jednak jak się okazało skręt był jakieś 500 metrów dalej. Dość szybko zjechałem do Białego Dunajca i po chwili stanąłem u stop podjazdu na Gliczarów Górny.

Tego podjazdu bałem się najbardziej, do tej pory pokonywałem go już trzykrotnie: w 2012 i 2013 na crossie oraz w 2014 na Lappierze. Na crossie wolno, ale bez większych problemów pokonywałem mega stroną ściankę znaną od dwóch jako Ściana Bukowina. Na Lappierze miałem zdecydowanie większe problemy, ale mimo wszystko też podjechałem. Dziś jechałem na Treku z najtwardszym przełożeniem w porównaniu z poprzednimi rowerami i poważnie się obawiałem, czy z mojej obecnej formie dam radę tam wciągnąć. Początek jednak w miarę łatwy i dość sprawnie przejechałem przez Gliczarów Dolny, jednak gdy dojechałem do ściany to chyba już głowie zawaliłem ten podjazd. Ruszyłem pod pierwszą prawie 20% ściankę wpięty w spd, jechałem wolno ale jakoś przepychałem, niestety chyba trochę miałem pecha, ponieważ w momencie gdy znalazłem się na zakręcie w najbardziej stromym miejscu to akurat koło mnie pod górę przejechały dwa samochody Straży Pożarnej rozwożące strażaków jako służbę porządkową po trasie. Automatycznie zjechałem do krawędzi jezdni w pewnym momencie poczułem, że nie ma już siły, nie mogłem zrobić zakosu na środek jezdni, więc panicznie próbowałem się wypiąć, niestety mi się to nie udało, zjechałem na pobocze i przewróciłem się w krzaki. Upadek był dość miękki, ale nie mogłem wstać, bo jedna noga nie wypięła mi się pedału. Po chwili udało mi się wstać, wyprowadziłem rower na asfalt i już bez wpięcia w spd ruszyłem dalej. Jak się okazało teraz już podjechałem bez problemu, mimo iż teoretycznie było trudniej. Po przejechaniu najtrudniejszej ścianki ruszyłem dalej, przejechałem przez premię i pomknąłem w dół.

Podjazd Gliczarów Górny z Białego Dunajca: dystans 5,61 km; przewyższenia 301 m; średnie nachylenie 7%, max 22%; czas: 30:00; średnia 12,5 km/h (dane z ridewithgps).

Podjazd pojechałem wolniej niż rok temu na Lappierze (27:36), jednak wtedy jechałem tą górkę jako pierwszą, dziś już miałem w nogach podjazd na Ząb, poza tym wtedy było chłodno, a dziś grzało na całego.

Po pokonaniu premii mamy jeszcze lekko pagórkowaty teren z dwoma niewielkimi podjazdami, a potem bardzo ostry zjazd po niestety nie najlepszej drodze. Ostatnia trudność jaka nas czeka na tej pętli to podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej na metę, premii górskiej tu co prawda nie ma, ale podjazd jest dość ciężki. W górę w zasadzie zaczynamy jechać zaraz po zjeździe, ale dopiero za rondem robi się poważny podjazd. Niestety tu nie kręciłem też za szybko, podjazd w pełnym słońcu na już dość sporym zmęczeniu i w rezultacie dość wolne tempo jazdy. Po niecałych 20 minutach kręcenia byłem jednak na mecie z najlepszym czasem z swojej karierze (lepiej o 2:32 niż rok temu)

Podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej (od ronda do ronda): dystans 3,92 km; przewyższenia 193 m; średnie nachylenie 5,7%, max 9,6%; czas: 18:04; średnia 13,0 km/h (dane z ridewithgps).

Do Bukowiny dojechałem akurat gdy ruszała druga grupa wyścigu TdPA, porobiłem więc kilka fotek i od razu ruszyłem ponownie do Gliczarowa Górnego tym razem drogą od Bukowiny. Ten podjazd nie jest specjalnie trudny, choć parę stromych miejsc się znajdzie (3,4 km; 85 m przewyższenia; maks. nachylenie 13%). Po drodze zrobiłem jeszcze krótką przerwę w sklepie i po chwili ponownie na ściance. Po kilkunastu minutach przejechali pierwsi amatorzy, pierwsza pięćdziesiątka nie miała większych problemów z podjazdem, potem już jednak sporo osób prowadziło pod górę. Obejrzałem przejazd może pierwszej pięćsetki, a potem wsiadłem na rower i ruszyłem z zawodnikami do premii. Byłem wypoczęty, oni wypruci po co dopiero pokonanym Gliczarówie, więc wielu z nich spokojnie wyprzedziłem. Ja oczywiście ruszyłem bezpośrednio do Bukowiny, a oni jeszcze na końcowy podjazd. Na mecie zrobiłem jeszcze kilka fotek między innymi mojemu koledze, który ukończył ostatecznie rywalizację na 426 miejscu z czasem 1:17 (mi pokonanie pętli zajęło 1:39). Później pojechałem jeszcze pod Hotel Bukowina, pogadać z kolegą, ale go nie znalazłem, więc postanowiłem, że przed wyścigiem zawodowców pojadę jeszcze na Głodówkę na obiad.

Podjazd ten pokonywałem od tej strony już dwukrotnie dziś jechałem po raz trzeci. Droga na Głodówkę nie jest bardzo stroma, ale podjazd trzyma dość równe nachylenie dochodzące do 7-8%. Jechało mi się a miarę dobrze, choć słońce bardzo mocno dogrzewało, na szczęście podjazd jest miejscami zacieniony, więc tragedii nie było w czasie poniżej 18 minut dojechałem na szczyt do schroniska, gdzie zjadłem obiad, a potem zrobiłem małą sesję na tle tatrzańskich szczytów.

Podjazd Głodówka od Bukowiny: dystans 3,53 km; przewyższenia 177 m; średnie nachylenie 4,9%, max 8%; czas: 17:33; średnia 12,1 km/h (dane z ridewithgps).

Po obiedzie wróciłem do Bukowiny, gdzie obejrzałem start wyścigu zawodowców, później ponownie pojechałem na Gliczarów, gdzie obejrzałem przejazd pierwszej pętli. Następnie pojechałem w pobliże premii górskiej gdzie obejrzałem drugą pętlę. Później zjechałem do Bukowiny, gdzie chciałem obejrzeć trzeci przejazd, niestety tu pojawił się problem, organizatorzy nie chcieli mnie wpuścić na asfalt mimo iż do przejazdu wyścigu było jeszcze ponad 30 minut, musiałem duży odcinek przejść na nogach chodnikiem, przeciskając się między balonami z reklamami. Potem udało mi się zjechać w miejsce gdzie przed rokiem atakował Majka, ale po przejeździe grupy miałem problem z powrotem. Kawałek przejechałem ale potem jeden z sędziów mnie ściągnął bo miało jechać jeszcze grupetto, więc znowu ponad kilometr chodnikiem koło balonów. Na mecie nie znalazłem już dobrego miejsca do oglądania wyścigu, nie mogłem się nawet odpowiednio ustawić, żeby zobaczyć przejazd na ekranie. W końcu więc wcisnąłem się gdzieś do barierek 100 m przed metą i czekałem.

Wyścig wygrał Henao, za nim niewielką stratą pozostali faworyci, chciałem zaczekać jeszcze na Miarczyńskiego (najlepszego z Polaków), ale on sporo stracił i pojawił się w zasadzie dopiero w momencie, gdy już odjeżdżałem. Na trasie wycofał się uciekający na pierwszych okrążeniach Michał Kwiatkowki, pozostali Polacy też raczej kiepsko. Na pocieszenia pozostał wygrany etap Bodnara w Nowym Sączu i dość niespodziewane zwycięstwo w czasówce w Krakowie (dzień później) Marcina Białobłockiego, jednak w klasyfikacji generalnej Polacy się niestety kompletnie nie liczyli.

Pozostał mi jeszcze powrót do Szaflar, gdzie zaparkowałem samochodem. Postanowiłem wrócić przez Gliczarów, niestety to był błąd. Dojechałem do pętli i musiałem poczekać 10 minut aż przejedzie grupetto z Marcelem Kitellem. Potem na zjeździe też miałem problem, dużo ludzi, organizatorzy składający balony i do tego jakaś babka w Astrze przez którą o mały włos bym leżał. Jedynym plusem tej drogi był fakt, że wyjechałem niemal przy samochodzie i nie musiałem się już męczyć po Zakopiance, jeszcze tylko krótki postój w sklepie i 2 godziny jazdy do domu.

Dzień w sumie udany, tylko ta gleba na Gliczarowie trochę popsuła mi humor. Myślę jednak, że ten podjazd przegrałem trochę w głowie, od dawna się bałem czy dam rady i ten strach mnie chyba lekko sparaliżował, do tego spdy, jednak należało się wypiąć. Najbardziej stroma ścianę przejechałem na platformach i jakoś dałem radę, więc pewnie całość też bym tak przejechał. Miałem też trochę pecha, gdyby nie te samochody to może jakoś bym zakosem przejechał, a tak lipa. Poza tym jednak wyjazd udany:)

Mapa i galeria

Małopolski Wyścig Górski

Sobota, 13 czerwca 2015 | dodano:15.06.2015 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 75.00 km
  • Czas: 02:44
  • VAVG 27.44 km/h
  • VMAX 56.12 km/h
  • Temp.: 35.0 °C
  • HRmax: 177 ( 94%)
  • HRavg 151 ( 80%)
  • Kalorie: 1969 kcal
  • Podjazdy: 657 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Małopolski Wyścig Górski już od kilku lat gości w moim kalendarzu imprez rowerowych, również w tym roku chciałem pokibicować na tym wyścigu. Planów na ten wyścig miałem kilka, pierwszy zakładał, że podobnie ja w latach wcześniejszych pojadę samochodem do Krasnych Lasocic, a potem przejadę całą jedną rundę wyścigu i na koniec pojadę na metę. Jednak dzień przed wyścigiem okazało się, że nie będę miał samochodu, więc wpadłem na pomysł, że wykonam ten sam plan, ale na miejsce pojadę rowerem - co oznaczało konieczność pokonania 115 km.

Wstałem w sobotę rano, a tu słońce świeci na całego, prognozy na dziś 35 stopni w cieniu, stwierdziłem więc, że chyba trzeba sobie odpuścić i doszedłem do wniosku, że pojadę na start, ruszę kilkanaście minut przed kolarzami i pojadę jeszcze na górkę do Brzezia zrobić kilka fotek. Około 11 wyjechałem z domu w kierunku niepołomickiego rynku, ujechałem 500 metrów i na ulicy Pięknej wpadłem na rozbitą butelkę:( no i oczywiście złapałem gumę. Doszedłem do rynku i w sklepie u kolegi zabrałem się do wymiany, niestety jak się okazało dętka, którą woziłem w zapasie też była przebita:( Myślę sobie - to koniec jazdy na dziś, poszedłem zrobić kilka fotek na starcie, ale potem myślę, że może bym jeszcze szybko skoczył do rowerowego po dętki i jednak się przejechał. Mniej więcej o 11:50 byłem ponownie gotowy do drogi.

Ruszyłem z całych sił, chciałem zdążyć do Brzezia przed kolarzami. W Szarowie pod Azalią skręciłem w prawo i potem pod kościół, zrobiłem lekki skrót w stosunku do trasy wyścigu i po chwili atakowałem już podjazd w Brzeziu. Wjechałem dobry tempem, ale cały ten odcinek z Niepołomic kosztował mnie sporo sił i na szczycie opróżniłem praktycznie cały bidon. Jak się okazało, nie potrzebnie się tak spieszyłem, kolarzom wyraźnie spieszyło się mniej i musiałem czekać jeszcze dobre 10 minut. Porobiłem fotki i zasadzie miałem już wracać do domu, ale w ostatniej chwili pomyślałem sobie, że pojadę do Krasnych Lasocic na premię górską.

Początek dość łatwo, w Brzeziu zjazd, potem po płaskim do Gdowa. Musiałem się trochę przebijać w korku, bo kolumna wyścigu zablokowała drogi. Za Gdowem podjazd, gorąco jak cholera, a bidon świeci pustakami, więc w połowie podjazdu zatrzymałem się w sklepie, gdzie uzupełniłem zapasy. Dalej pojechałem do Zagórzan, a następnie odbiłem na Lubomierz i Grabie, trasa cały czas była mocno pagórkowata. W końcu dojechałem do Kępanowa i stanąłem u stóp podjazdu na Krasne Lasocice, kolarze mieli tędy zjeżdżać, a postanowiłem podjechać. Wiedziałem, że łatwo nie będzie, kilka razy jechałem tędy samochodem. Podjazd od samego początku daje ostro w kość, szczególnie przy takim upale. Pierwsze kilkaset metrów wjechałem szybko z dobrą kadencją, ale już po chwili zaliczyłem odcięcie, musiałem zwolnić i już do samego końca jechałem z kłopotami. Podjazd w zasadzie nie jest jakiś mega ciężki (3,04 km/h, przewyższenia 149 m, nachylenie 5,5%), w zasadzie nie ma na nim miejsc bardzo stromych, przez większość dystansu nachylenie waha się granicach 6-8%, a miejscami są wypłaszczenie po 3-4%. Powiem szczerze, że naprawdę się zmęczyłem pokonując tą górkę, ale po kilkunastu minutach byłem na szczycie.

Od samego Brzezia cisnąłem ile sił w nogach i w rezultacie do przejazdu kolarzy przez premię miałem teraz jeszcze prawie godzinę. Porobiłem kilka fotek, a następnie zszedłem kilkaset metrów niżej w poszukiwaniu najlepszego miejsca na fotki. W oczekiwaniu na kolarzy siedziałem w sobie w cieniu, a tu nagle doszedł do mnie gościu z bidonem, którzy jak się okazało był ojcem jednego kolarza z peletonu i chciał mu podać picie. Pogadaliśmy sobie przez chwilę i tak doczekałem do przejazdu kolarzy. Najpierw przez premię przejechała 2 osobowa ucieczka, potem większa grupa, potem grupka z kolarzem na którego czekał ojciec, potem jeszcze chyba ze dwie inne grupki i koniec wyścigu. Kolarze przez tą premię mieli jechać jeszcze raz, ale dopiero za godzinę, mogłem jeszcze jechać na metę do Szczyrzyca, ale to oznaczało dodatkowo przynajmniej 20 km jazdy, więc postanowiłem, że wracam.

Na zjeździe do Kępanowa wyminąłem wspinającego się pod górę Piotrka (piotrkol). Zjazd był piękny, ale potem trzeba było jeszcze powalczyć z trudnościami, górki w Grabiu i Lubomierzu pokazały, że już jestem mocno zmęczony. Potem do Gdowa głównie w dół, więc poszło w miarę gładko. W Gdowie zrobiłem przerwę na lody i uzupełnienie bidonów, po czym przez Liplas ruszyłem dalej. Przejechałem przez Niegowić i Cichawę i stanął u stóp podjazdu do Brzezia - jechałem dość wolno, miałem wyraźnie dość. Później na szczęście już głównie w dół i dojazd do domu. Po drodze w Staniątkach jeszcze raz stanąłem w sklepie, gdzie kupiłem sobie pepsi i już dość wolno pokonałem ostatnie kilometry do domu.

Wyjazd udany, choć przyjechałem mocno zmęczony. Po drodze wypiłem przeszło 3 litry wody i puszkę pepsi, a zaraz po powrocie jeszcze trochę mineralnej i pepsi. Było mega gorąco, jadąc na rowerze, jeszcze trochę wiatr mnie chłodził, ale jak stanąłem to grzało strasznie. Tych zaplanowanych 115 kilometrów i ponad 1200 m przewyższenia chyba bym dziś nie pokonał, dobrze więc że wróciłem już Krasnych Lasocic. Pod duży podjazd znów brakowało mi trochę przełożeń, musiałem cisnąć z kadencją około 70, później udawało mi się zbliżyć do 80 obrotów, cały czas mocno się męcząc - jednak dalej jestem słaby.

Trudny górski etap, znów wygrał sprinter i lider wyścigu Marko Kump, który jak się później okazało został zwycięzcą całego wyścigu.

To nie bajka Tour de Pologne wygrał Majka:)

Niedziela, 10 sierpnia 2014 | dodano:10.08.2014 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, wyścig kolarski
  • DST: 48.83 km
  • Czas: 02:06
  • VAVG 23.25 km/h
  • VMAX 33.61 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 60 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na tegoroczny Tour de Pologne miałem bogate plany rowerowe. Najpierw miałem jechać na IV etap pod Nowe Brzesko i zobaczyć kolarzy na podjeździe w Szpitarach, ale okazało się że muszę akurat o tej godzinie odebrać meble od kuriera i wyjazdu nic nie wyszło. Potem miałem jechać na cały dzień do Bukowiny Tatrzańskiej na VI etap, przejechać trasę TdPA a potem przez cały dzień kibicować zawodowcom. Niestety moja 6 miesięczna córka złapała jakiegoś wirusa i zwycięstwo Majki obejrzałem jedynie w TV. Wyjazd na  czasówkę do Krakowa był więc ostatnią szansą, żeby w sposób rowerowy zaliczyć 71 TdP.

Pojechałem z Krzyśkiem do Krakowa, obejrzeliśmy przejazdy zawodników, a na koniec dekoracje zwycięzcy - RAFAŁA MAJKI !!!


Małopolski Wyścig Górski

Piątek, 13 czerwca 2014 | dodano:18.06.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 38.57 km
  • Czas: 01:24
  • VAVG 27.55 km/h
  • VMAX 61.89 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 504 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś z Niepołomic startował II etap Małopolskiego Wyścigu Górskiego, byłem więc na starcie a potem pojechałem do Krasnych Lasocic zrobić pętlę po trasie wyścigu, na koniec zameldowałem się na mecie, gdzie zobaczyłem finisz całego peletonu. Etap pierwszy wygrał Bartłomiej Matysiak i to on liderem wyścigu.

Mniej więcej o godzinie 11:00 na niepołomickim rynku zaczęło się coś dziać, nastąpiła prezentacja ekip, podpisywanie lisy startowej, dekoracja najlepszego młodzieżowca i najlepszej ekipy wyścigu. Kilka minut przed 12 zawodnicy zaczęli się ustawiać na starcie i punktualnie w południe ruszyli na trasę 149 km odcinka II etapu. 

Po obejrzeniu startu, wsiadłem w samochód i ruszyłem do Krasnych Lasocic, po drodze wyścig mnie zatrzymał w Marszowicach pod Gdowem, musiałem swoje odstać, ale potem już bez przeszkód dojechałem pod kościół w Krasnych Lasocicach. Zaparkowałem samochód, ściągnąłem rower i w drogę.

Na początek dość długi zjazd w kierunku Jodłownika, potem kawałek po płaskim i lekki podjazd w kierunku mety, przejechałem przez metę i ruszyłem na trasę rundy, którą zawodnicy mieli pokonać 3 razy. Od samego Jodłownika w zasadzie cały czas jedzie się pod górę, kulminacja trudności następuję w Wilkowisku, gdzie po serpentynach dojechałem na szczy wzniesienia 487 m npm (w Jodłowniku 300 m npm). Dalej mamy serię zjazdów aż do Piekiełka, gdzie rozpoczyna się podjazd na premię górską na Kostrzy. Początek podjazdu bardzo sztywny potem moment na wytchnienie i znowu dość sztywny podjazd do Rupniowa, tu postanowiłem się zatrzymać i poczekać na zawodników. Stwierdziłem, że jest to dużo lepsze miejsce do obserwacji niż sama premia na Kostrzy, więc ustawiłem rower na poboczu i czekałem. Po kilkunastu minutach pojawił się najpierw samotny uciekinier w BDC Marcpol a potem cały peleton. Gdy zawodnicy przejechali to wsiadłem na rower i ruszyłem dalej pod górę. Najtrudniejszy odcinek nastąpił przed samą premią, krótka ale bardzo stroma ścianka zmusiła mnie do wrzucenia najlżejszego przełożenia w rowerze, a i tak miałem spore problemy z podjechaniem. Na szczęście ten stromy odcinek był krótki, więc jakoś dałem radę.

Na premii miałem więc okazję zobaczyć zawodników na drugim okrążeniu, peleton się trochę porwał, ale nastąpiła selekcja od tyłu, na szpicy nadal była duża grupa zawodników. Poczekałem na przejazd maruderów i za pojedynczym kolarzem ruszyłem w dół. Na zjeździe przez Szyk miałem do zawodnika nr 74 może z 200 metrów straty, ale potem zacząłem go dochodzić. Myślę sobie co jest grane, starałem się jechać jakieś 50 metrów za nim, ale on jechał bardzo wolno 26 km/h - widać było że miał już ewidentnie dość. Pod kolejne niewielkie wzniesienie przycisnąłem mocniej i zostawiłem zawodowca z tytułu. Na ostatniej prostej w Jodłowniku zatrzymałem się na poboczu, żeby podnieść leżący bidon, patrzę a tu jedzie jeszcze jedna grupka zawodników, puściłem ich i samotnie ruszyłem na metę. 

Ustawiłem się na wysokości mety i czekałem, spiker zawodów podał że z przodu jedzie duża grupa i należy spodziewać się finiszu z peletonu. Tak się rzeczywiście stało w pojedynku sprinterskim wygrał Niemiec Werda przed Włochem Bolzanem (nowym liderem wyścigu) i młody Polakiem z ekipy ActivJet Pawłem Frantczakiem. Postanowiłem jeszcze poczekać na dekorację, chwilę to trwało i dopiero po jakiś 30 minutach ruszyłem z powrotem do samochodu. Na koniec miałem do pokonania podjazd, który dość solidnie mnie wypompował, jechałem na nim dość wolno, mimo iż stromizna nie była jakieś bardzo duża.

Na całej trasie z 2 poważnymi podjazdami i ponad 500 metrami przewyższenia wykręciłem średnią 27,38 km/h, przed rokiem na tej samej trasie, jadąc na crossie miałem średnią 21,64 km/h, nie przypuszczam żebym był zdecydowanie lepszej formie niż przed rokiem, ale rower szosowy jednak robi swoje.


Kryterium o Złoty Pierścień Krakowa

Środa, 11 czerwca 2014 | dodano:18.06.2014 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 49.50 km
  • Czas: 01:55
  • VAVG 25.83 km/h
  • VMAX 38.00 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 55 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem do Krakowa zobaczyć Kryterium o Złoty Pierścień Krakowa, otwierający Małopolski Wyścig Górski. Kryterium miało zacząć się o 18:00, ja z Niepołomic wyjechałem około 16:20, więc musiałem mocno cisnąć żeby zdążyć. 

Dwa lata temu wybrałem się na kryterium na moim Peugeocie w nowych butach spd, całą drogę cisnąłem bardzo mocno, niestety na ulicy Starowiślnej koło wpadło mi w szynę tramwajową i zaliczyłem mega glebę na asfalt. Od tego czasu mam lekki uraz do jazdy w pedałach spd szczególnie po mieście, dziś wybrałem się na szosowce Lapierre ale pojechałem w zwykłych butach. Tempo jazdy miałem mimo to całkiem niezłe i po 54 minutach jazdy byłem już na krakowskim rynku. Zdążyłem jeszcze zobaczyć wyścigi dzieci o Srebrny Pierścień Krakowa.

Punktualnie o 18 wystartował właściwy wyścig, na początkowych okrążenia bardzo dobrze punktował Bartłomiej Matysiak z CCC (obrońca tytułu z 2013 r.) i pewnie by wygrał i w tym roku gdyby nie zaliczył upadku na zakręcie przed metą punktowanego okrążenia, po tym upadku już nie był wstanie walczyć. Walkę o zwycięstwo podjął więc inny kolarz CCC Tomasz KIendyś i to on został zdobywcą Złotego Pierścienia Krakowa.

Gdy wyścig się skończył ruszyłem do domu, jechałem tą samą trasą, ale już wyraźnie wolniej, bo coś mi brakowało sił (dziś byłem również w pracy na rowerze). Ostatecznie tempo na jazdy na całej trasie i tak wyszło mi całkiem niezłe, choć do Niepołomic przyjechałem mocno zmęczony.


VI etap Tour de Pologne - Bukowina Tatrzańska

Piątek, 2 sierpnia 2013 | dodano:04.08.2013 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 66.82 km
  • Teren: 2.00 km
  • Czas: 03:37
  • VAVG 18.48 km/h
  • VMAX 58.26 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 1258 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Tour de Pologne Amatorów, podjazdy pod Ząb i Gliczarów Górny oraz na metę do Bukowiny, w końcu wyścig zawodowców - to wszystko miałem podczas piątkowej wycieczki po Podhalu.

Tour de Pologne amatorów startował z Bukowiny o godzinie 9:45, chciałem objechać pętle przed wyścigiem, więc z domu wyjechałem już o 6:10. Mnie więcej o 7:40 byłem już pod Termami Podhalańskimi w Szaflarach, przygotowałem rower i tuż przed 8:00 ruszyłem na trasę. Pętla TdPA zaczynała się w Bukowinie, ale start ostry wyznaczony był dopiero w Poroninie przy Zakopiance, ja z Szaflar miałem do pokonania podobny dystans co kolarze amatorzy z Bukowiny z tym, że oni jechali w dół, a ja musiałem się lekko wspiąć. Kilka minut po 8 przekroczyłem Zakopiankę i w drogę.

Na początek łatwiejszy z podjazdów pod Ząb (co wcale nie znaczy, że łatwy). Początkowo jeszcze w miarę łatwo, spokojnie i dość szybko jechałem sobie przez Suche, ale za wyciągiem narciarskim zaczyna się robić bardziej stromo, zrzucam przerzutki i kręcę dalej, prędkość w granicach 9-11 km/h. Do znaku Ząb podjazd trzyma mniej więcej stałe nachylenie, dopiero pod sam koniec robi się jeszcze bardziej stromo. Premia górska miała być umiejscowiona na skrzyżowaniu z drogą z Gubałówki na Sierockie, ale jak jechałem to jeszcze jej tam nie było. Zasadniczy podjazd od Zakopianki na premię to mniej więcej 4,2 km, średnie nachylenie 5,9%; różnica wysokości 246 metrów, jednak to nie koniec podjazdu na trasie, po skręcie w prawo na Sierockie ciągle jest pod górę. Potem chwila zjazdu i znów pod górę na wysokość ponad 1000 metrów npm na Rolów Wierch (Sierockie). Dalej skręt na Leszczyny i wąski techniczny zjazd aż do Białego Dunajca. Na zjeździe wyprzedzili mnie dwaj kolarze, chyba trenowali przed etapem - jeden w koszulce Reprezentacji Polski. Na zjeździe piękne widoki, ale trzeba uważać na drogę, są bardzo ostre zakręty i momentami kiepska nawierzchnia.

Po zjeździe kilkaset metrów po płaskim, skręt w prawo i rozpoczynamy podjazd pod Gliczarów Górny - tą górkę jechałem już w tamtym roku i mam ją opisaną w bazie podjazdów. Początek mocno pod górę, potem droga przez Gliczarów Dolny w miarę lajtowa i nagle dwie bardzo strome ścianki z nachyleniem powyżej 20%. W tamtym roku zrobiłem je w siodle, ale prędkość momentami spadła mi do 4 km/h. Teraz mam twardszą kasetę i musiałem jechać w stójce, było ciężko ale prędkość nie spadła poniżej 6 km/h. Na podjeździe byli już kibice, nawet pytali czy mnie pchnąć, ale podziękowałem. Po drugiej ściance ulga, choć dalej jest ostro pod górę, ale po wcześniejszym wysiłku to już pikuś. Do premii jeszcze kawałek - zlokalizowana była dopiero w kulminacji drogi pod bacówką w Gliczarowie Górnym. Dwie szybkie fotki i jadę dalej - premii jeszcze nie ma niestety. Dwa kolejne siodła (zjazd-podjazd), skręt w lewoi kolejny szybki zjazd. Znowu piękne widoczki, ale i trudna technicznie trasa. W pewnym momencie muszę się zatrzymać bo rozstawiający dmuchaną bramę pracownicy wyścigu całkiem zablokowali drogę, po chwili kontynuuję zjazd do drogi nr 49, kawałek szosą i na rondzie skręt w prawo w zablokowaną już przez policję drogę na Bukowinę. Z oglądanych w telewizji poprzednich edycji TdP wiedziałem, że droga do Bukowiny prowadzi pod górę, ale tego co nastąpiło to się nie spodziewałem.

Zaraz za rondem zaczyna się regularny podjazd o stromiźnie porównywalnej do tej na Zębie, a brama informuje mnie, że do mety jeszcze 4 km. Do samego kościoła w Bukowinie jest przekichane, podjazd trzyma ostro cały czas, za kościołem już trochę lepiej, choć względne wypłaszczenie jest dopiero na mecie przy rondzie w Bukowinie. W sumie ten finałowy podjazd od ronda do ronda to 4 km ze średnim nachyleniem 5%.

Po przejechaniu linii mety stwierdziłem, że pokonałem trasę od startu ostrego w Poroninie do mety w czasie 1 godz. 51 minut - czyli nawet doliczając ten odcinek z Bukowiny dałbym radę przejechać pętle w limicie czasu. Ustawiłem się w pobliżu mety w oczekiwaniu za zawodników jadących w TdPA i jak się okazało nie musiałem długo czekać już około 11 pierwsi zawodnicy byli na mecie - czas zwycięzcy to 57 minut średnia 40 km/h. Po 1 godz. i 7 minutach przyjechał Czesław Lang, Szurkowski na pokonanie trasy potrzebował 1:20. Większość zawodników, których widziałem jechała na szosówkach, czasem zdarzył się ktoś na rowerze podobnym do mojego, lub góralu na cienkich gumach, widziałem nawet jednego gościa na góralu z oponami górskimi, ale to były wyjątki, może pod koniec stawki było takich rowerów więcej, ale nie czekałem do końca.

Poszedłem natomiast pod BUKOVINA Terma Hotel Spa zobaczyć podpisywanie listy startowej przez zawodowców. Upolowałem m.in. Phinneya, Hushovda, Przemka Niemca, lidera Iona Izagirre Insausti i kilku innych zawodników. Nie czekałem jednak za długo, ale zdecydowałem się ruszyć na punkt obserwacyjny na Gliczarowie, tym razem od strony Bukowiny. Tu podjazd dużo łatwiejszy i szybko dotarłem na miejsce.

Na Gliczarowie w najbardziej stromym miejscu - dzikie tłumy, więc po pierwszej pętli zacząłem przemieszczać się wyżej. Po czwartej (przedostatniej pętli) pojechałem na metę, gdzie jeszcze zdążyłem zobaczyć zawodników na przedostatnim okrążeniu. Potem ulokowałem w możliwie najlepszym miejscu i oczekiwałem na finisz. Etap wygrał Atapuma, który na ostatniej prostej ograł nowego lidera Riblona, Majka przyjechał 5, ale spadł na 3 miejsce w generalce. Etap rozbił bardzo mocno peleton, nie było więc sensu czekać na wszystkich, a ponieważ dekoracja mogła się odbyć dopiero po przyjeździe Huzarskiego i Marczyńskiego, który byli daleko to postanowiłem wracać do Szaflar.

Miałem jechać w dół przez Stasikówkę, ale kibice całkiem zablokowali przejście i nie było szans się przebić, już miałem jechać znowu pod górę do Gliczarowa, gdy wypatrzyłem jakąś boczną drogę w lewo. Po chwili niestety szosa się skończyła, ale jakąś szutrówką a potem przez łąkę przebiłem się do interesującej mnie drogi. W dół pędziłem bardzo szybko, prędkość 40-45 km/h, wyprzedziłem jakiegoś gościa na góralu, uczepił mi się na kole i tak go doholowałem do Poronina, gdzie skręciłem na Biały Dunajec. Kawałek Zakopianką i potem już boczną drogą do Szaflar.

Wycieczka bardzo udana, zrobiłem fajną trasę i przy pięknej pogodzie obejrzałem wyścig amatorów i zawodowców:)

Galeria i mapa wycieczki

IV etap TdP - Nowe Brzesko

Środa, 31 lipca 2013 | dodano:31.07.2013 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 60.50 km
  • Teren: 7.00 km
  • Czas: 02:36
  • VAVG 23.27 km/h
  • VMAX 49.69 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 317 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem do Nowego Brzeska zobaczyć IV etap Tour de Pologne. Podczas tego etapu kolarze jechali z Tarnowa przez Żabno, Szczurową (lotna premia) - Nowe Brzesko - Proszowice i dalej na Skałę, Dąbrowę Górniczą do Katowic.

Ja ruszyłem z Łapczycy i zamierzałem wyjechać na niewielką górkę za Nowym Brzeskiem w kierunku Proszowic. W zasadzie planowałem jechać już wczoraj na III etap ze startem ostrym w Wieliczce, ale padało i zrezygnowałem, więc postanowiłem nadrobić to dzisiaj.

Z Łapczycy pojechałem do Chełmu i przez Targowisko, Kłaj, Puszczę Niepołomicką dojechałem do Zabierzowa Bocheńskiego, później przez Ispinę dojechałem do Nowego Brzeska. Była dopiero godzina 11:20, więc wstąpiłem jeszcze na rynek w Nowym Brzesku, zrobiłem przerwę, wypiłem colę i zjadłem loda. W centrum Nowego Brzeska zaczęli się już gromadzić kibice i oczywiście służby porządkowe. Pamiętam, że za Nowym Brzeskiem jest niewielka górką, więc postanowiłem tam pojechać i tam zaczekać na peleton. Wjechałem na górkę, ale na szczycie postanowiłem się kawałek wrócić w miejsce gdzie był lepszy widok.

W miejscu w którym stałem zatrzymał się też samochodów z napisem Polsat, który przywiózł kamerzystę, fotografa i panią redaktor, był też jakiś kolarz, z rozmowy wywnioskowałem, że to jakiś zawodnik, który walczył o miejsce w TdP ale nie miał szczęścia i się nie załapał.

Kolarze się niestety spóźniali, mieli być o 12:16, tym czasem 8 osobowa ucieczka przyjechała dopiero około 12:30. W składzie ucieczki - trójka Polaków Jacek Morajko z CCC i dwóch młodych zawodników z Reprezentacji Polski: Frantczak i Gradek. Po 4 minutach przejechał już cały peleton, górka na której stałem okazała się na tyle wymagająca, że kolarze jechali dość wolno i spokojnie mogłem zrobić fotki. Za peletonem jeszcze dwóch kolarzy między samochodami serwisowymi i wyścig pojechał dalej. W drodze powrotnej znalazłem jeszcze bidon Movistaru:)

Po wyjechaniu z Nowego Brzeska, postanowiłem jechać tym razem przez Groblę, Drwinię, Proszówki i Bochnię. Na długiej prostej drodze jechałem częściowo pod wiatr, więc nie miałem siły rozkręcać tempa za mocno. Dalej jeszcze górka w Bochni, Górny Gościnie i byłem w domu. Teraz czas na obejrzenie reszty etapu w telewizji.

Po 6 dniowej wyprawie do Wiednia, czuję się lekko zmęczony, jechało mi dość ciężko, bolały mnie nogi. Po wyprawie postanowiłem trochę odchudzić mój rower i ściągnąłem z niego bagażnik, jutro jeszcze zamierzam założyć cienkie opony i takim bicyklem zamierzam się wybrać na etap Tour de Pologne w Bukowinie Tatrzańskiej. Od kilku lat planuję wystartować w TdP Amatorów, ale po namyśle chyba jednak nie wystartuję również w tym roku - impreza kosztuję aż 140 zł to dla mnie trochę za dużo. Natomiast chyba pojadę sobie jako kibic, przejadę trasę TdP Amatorów, a potem pooglądam wyścig zawodowców.

Galeria i mapa wycieczki

Małopolski Wyścig Górski - etap Niepołomice - Jodłownik

Piątek, 14 czerwca 2013 | dodano:14.06.2013 Kategoria wyścig kolarski, Po górkach, 21-40 km
  • DST: 37.70 km
  • Czas: 01:44
  • VAVG 21.75 km/h
  • VMAX 59.10 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 520 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś kibicowałem na trasie Małopolskiego Wyścigu Górskiego, najpierw na starcie w Niepołomicach, potem na premii górskiej na Kostrzy i w końcu na mecie w Jodłowniku.
Już trzeci rok z rzędu Małopolski Wyścig Górski odwiedza Niepołomice, a ja jeszcze ani raz na nim w swoim rodzinnym mieście nie byłem, postanowiłem że czas to zmienić. W tym roku w Niepołomicach był start do II etapu. Przyjechałem na rynek, porobiłem fotki przed startem i w czasie startu a następnie postanowiłem zobaczyć coś jeszcze. Zakapowałem więc crossa na dach i samochodem pojechałem do Krasnych Lasocic - miejscowości znajdującej się 5 km od mety etapu w Jodłowniku.

Pomysł z bazą w Krasnych Lasocicach był dobry, bo już na kolejnym skrzyżowaniu policjanci blokowali ruch. Do Jodłownika (już na rowerze) dojechałem jakieś 30 minut przed kolarzami - właśnie organizatorzy rozstawiali metę. Stwierdziłem więc, że mam czas i że spróbuję przejechać pętle, którą zawodnicy mieli zaliczać 3 razy. W zasadzie od samego Jodłownika trzeba było jechać pod górę, początkowo delikatnie ale z czasem zaczęły pojawiać się coraz bardziej strome odcinki. Ten długi, przeszło 8 km podjazd kończył się między Wilkowiskiem a Zawadką, szkoda że nie zatrzymałem się na podjeździe i nie poczekałem na zawodników, ale wtedy wydawało mi się, że mam jeszcze czas. Zjechałem w dół praktycznie do Tymbarku i tu na skrzyżowaniu zatrzymała mnie policja, myślę no nic poczekam na kolarzy, ale coś ich nie było więc wsiadłem na rower i podjechałem jeszcze trochę. Kolarze dopadli mnie na prostej do Piekiełka - nie było to najlepsze miejsce na obserwacje wyścigu, gdyż peleton przejeżdżał tędy bardzo szybko, na szczęście wcześniejsze trudności mocno poszatkowały grupę i mogłem oglądać kolarzy przez dobre kilka minut. Po przejechaniu maruderów, wsiadłem na rower, dojechałem do Piekiełka i rozpocząłem podjazd pod premię górską na Kostrzy. Jeszcze w Niepołomicach spiker wyścigu mocno straszył tym podjazdem, a że już zdążyłem się zmęczyć to miałem pewne obawy czym dam sobie radę na tym podjeździe. Już za skrzyżowaniem w Piekiełku jest mocno pod górę, ale ścianka krótka i po chwili stromizna maleję. Na podjeździe wyprzedziło mnie jeszcze kilku maruderów i co jakiś czas musiałem się zatrzymywać i zwalniać drogę. Przejechałem przez Rupniów w którym niektórzy mieszkańcy brali mnie za kolarza i rozpocząłem kolejną ściankę, nagle zobaczyłem informację, że już tylko 1 km do mety. W między czasie wyprzedzili mnie jeszcze trzej kolarze, który po chwili zatrzymali się na środku drogi i jeden z nich zapakował rower do samochodu z napisem koniec wyścigu wyraźnie rezygnując z dalszej jazdy. Dwaj pozostali wolnym tempem jechali dalej. Po dwóch ostrych zakrętach i ostatniej stromej ściance dojechałem do premii górskiej na wysokości 500 m npm. W sumie podjazd nie był jakoś masakrycznie ciężki, nie był też strasznie długi, mnie dość mocno zmęczył, ale moja forma jest niestety słaba.

Na premii górskiej spotkałem dyrektora sportowego wyścigu (dowiedziałem się o tym na mecie) z hostessami, zaproponował, że zrobi mi zdjęcie, najpierw samemu a potem wraz z dziewczynami:), zdjęcia pierwsza klasa, szkoda tylko, że akurat na wysokości premii stał jakiś dom, bo widoki za nim były dużo lepsze.

Potem postanowiłem się kawałek wrócić i zapolować na kolarzy na tej ostatniej ściance, kilka minut musiałem poczekać, ale po chwili już fotografowałem. Najpierw dwóch kolarzy z drużyny Bank BGŻ - Bodnar i Cieślik, a potem kilka kolejnych grup. Następnie pojechałem jeszcze raz na linię premii, gdzie sfotografowałem jeszcze kilka grup z maruderami, gdy kolarze przejechali rozpocząłem zjazd. Najpierw przez las, potem przez miejscowość o nazwie Szyk - kilka kilometrów ciągłej jazdy w dół. Zjazdy skończyły się jakieś 4 km przed metą, dalej nawet musiałem trochę podjeżdżać, ale ostatnie 2 km to już głównie w dół i kawałek po płaskim. Tuż przed Jodłownikiem była strefa bufetu, już zwinięta bo kolarze zmierzali już do mety, ale na poboczu wypatrzyłem jeszcze 2 bidony:) Potem jeszcze ostatni kilometr lekko pod górę i byłem na mecie, ustawiłem się za barierkami w oczekiwaniu na finisz.

Po jakiś 15 minutach pojawili się pierwsi kolarze: Łukasz Bodnar i Paweł Cieślik z drużyny Bank BGŻ, obaj przejechali metę z rękami podniesionymi do góry, o gumę szybszy był Bodnar i to on został zwycięzcą etapu i jak się później okazało nowym liderem. Trzeci przyjechał Czech J. Hudeczek ze stratą 1:32, a ze stratą 2:55 - 10 osobą grupę przyprowadził Robert Radosz (BDC). Z większymi stratami przyjeżdżały kolejne grupy zawodników, w sumie etap ukończyło 92 zawodników, kilku kolarzy ze dużymi stratami sędziowie zdjęli z trasy przed ostatnim okrążeniem. Po wszystkim nastąpił czas na dekoracje, zwycięskiej trójki z etapu, Łukasza Bodnara jako nowego lidera, Marcina Sapy - najaktywniejszego i ponownie Bodnara w klasyfikacji górskiej. Po tym etapie w zasadzie w wyścigu liczyli się już tylko Bodnar i Cieślik no może jeszcze Hudeczek pozostali mieli już duże straty, czwarty Jacek Morajko (CCC) miał już 3:02 straty - no chyba że znowu jakaś udana ucieczka na ostatnim etapie w Niedzicy.

Po wszystkim musiałem jeszcze wrócić do Krasnych Lasocic, gdzie miałem auto, niestety była to trasa w większości pod górkę i na dodatek pod wiatr, więc trochę się męcząc kręciłem sobie powoli i po kilkunastu minutach zakończyłem wycieczkę. Wyjazd super udany, zaliczyłem całe okrążenie na wyścigu, widziałem start, premię górską i metę i całą nie łatwą trasę przejechałem do dobrym tempie:) Szkoda, że nie uda mi się wyskoczyć na prawdziwie górski etap do Niedzicy, ale może za rok:)

Wyniki wyścigu: Ostatni etap wyścigu wygrał Białorusin SAMOILAU Branislau, który chyba jeszcze niedawno jeździł w PROTOURZE, dzięki temu zwycięstwu zakończył wyścig na 4 miejscu w generalne, pierwsza trójka pozostała bez zmian: Bodnar, Cieślik i Hudeczek, tak więc wyścig rozstrzygnął się na pętli w koło Jodłownika, a Bodnar wygrał wyścig dzięki większej sile rozpędu roweru o grubość gumy i dzięki 4 sekundą bonifikaty za zwycięstwo:). Najlepszym góralem: Bodnar, najaktywniejszy Sapa, młodzieżowiec PIASKOWY Emanuel (POLISH NATIONAL TEAM), najlepsza drużyna: BANK BGŻ. Chyba wyścig odpuścili trochę kolarze CCC, najwyżej Morajko na 5 miejscu, Rutkiewicz daleko (31) i z dużą stratą a przecież przed rokiem nie było na niego mocnych na tym wyścigu.

Galeria wycieczki

Galicja Road Maraton - czasówka na Makowicę

Niedziela, 9 czerwca 2013 | dodano:09.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 24.26 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 01:42
  • VAVG 14.27 km/h
  • VMAX 56.37 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 680 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem z Żegociny przez przełęcz Widoma do Młynnego zobaczyć czasówkę pod górę rozgrywaną w ramach Galicja Road Maraton - podjazd masakryczny, nawet na góralu a zawodnicy wjeżdżali przecież szosówkami.

Powrót szlakiem terenowym przez Kamionną do Bacówki na Zadzielu i potem przez przełęcz Widoma do Żegociny.

Wstałem rano, wsiadłem samochód i pojechałem do Żegociny, gdy o 8:40 wsiadałem na rower było pięknie, ciepło i słonecznie. Ponieważ zdecydowałem się na rower górski, a jechałem po szosie wyrzuciłem błotniki, żeby mój rower stał się bardziej szosowy (co okazało się błędem), a że pogoda była piękna to nie wziąłem kurtki przeciwdeszczowej (co było kolejnym błędem). Od Żegociny od razu pod górę na przełęcz Widoma - droga dobrze mi znana podjeżdżana do tej pory zawsze na crossie. Tym razem zdecydowałem się jechać góralu, ponieważ podjazd na Makowicę straszył procentami nachylenia, a po wczorajszej przejażdżce po górkach czułem, że do optymalnej formy mi daleko. Do górala mam jednak wyłącznie opony terenowe i na szosie mam wrażenie dość tępej jazdy - mimo iż osiągana prędkość jest ok. Wyjazd pod Widomą dość ciężko, użyłem nawet najlżejszych przełożeń, a przecież crossem wyjeżdżałem na wiele twardszym przełożeniu. Nie czułem się też najlepiej, od samego początku bolały mnie kolana i mięśnie w prawej nodze, zacząłem się nawet zastanawiać jak jak podjadę tą masakryczną górę. Na przełęczy kilka chwil odpoczynku i jazda w dół, na zjeździe minął mnie jakiś gościu, który zaczekał na mnie przy skręcie do Laskowej i pyta gdzie ta czasówka. Wytłumaczyłem mu mniej więcej i pojechaliśmy dalej.

Zjazd kończy się Młynnym i to do wyboru były dwie drogi, pierwsza trudniejsza koło szkoły w Młynnym od razu nachyleniem ponad 20% (tak jak Rowerowej Bazie Podjazdów) i druga łatwiejsza na start czasówki. Ja wybrałem ten trudniejszy wariant, natomiast napotkany rowerzysta pojechał dalej na start. Zaraz za szkołą nachylenie strasznie wzrasta przejechałem kawałek pod górę i dojechałem do skrzyżowania (trzy drogi) - nie wiem gdzie jechać, zatrzymałem się więc i analizuję mapę w końcu wyszło mi, że mam jechać tam gdzie najstromiej:) Jadę więc, ale nie ujechałem nawet 100 metrów, a tu przednie koło oderwało mi się od asfaltu i rower stanął dęba co oznaczało koniec jazdy RBP podaje, że jest tu 27%, więc jak się już stanie to ruszyć się nie da. Co było robić, kolejne 100 metrów z buta i dopiero jak się lekko wypłaszczyło to jadę dalej. Zresztą jazda pod górę zaraz się skończyła, dojechałem do jakiegoś osiedla, gdzie był nawet fragment zjazdu, który skończył się na skrzyżowaniu, gdzie mój wariant trasy łączył się z trasą czasówki. Od razu zobaczyłem kolarzy jadących w dół, którzy już przetrenowali podjazd.

Od tego miejsca było już tylko pod górę, na początek długa prosta, nachylenie rośnie 9%, 14%, 18% i informacja, że do mety 2 km. Kręcę powolutku i do góry, co jakiś czas w dół zjeżdżają trenujący kolarze. Jak jechałem było parno i gorąco, a na takim podjeździe nie ma nawet jak się napić, dlatego po wjeździe do lasu zdecydowałem się mały postój, zjechałem z asfaltu i się napiłem. Powrót na trasę i od razu mega ścianka, kolejne napisy 21%, 24%, 28%, ale po chwili podjazd lekko odpuszcza, po bokach jakieś zabudowania, jest chwila wytchnienia. Mijam napis 1 km do mety, kręcę dalej coraz bardziej pod górę.
W pewnym momencie widzę po lewej kapitalną panoramę, a że miałem już trochę dość to pomyślałem sobie, że zrobię fotkę - zatrzymałem rower i fotka, ale dalej nie mogę ruszyć, po prawej stronie drogi skręt do jakiegoś gospodarstwa, więc wjechałem w tą drogę i rozpędu na asfalt. Kawałek dalej przekonałem się dlaczego nie mogłem ruszyć z szosy - nachylenie sięga 30%, ale po złapaniu oddechu ściankę wjechałem bez problemu. Potem już łatwo - 350 metrów do mety, zakręt o 150% i pod górę, nachylenie 6% odczuwam prawie jak płaski teren. Jeszcze tylko przed samą 14% i meta - przyjechałem na szczyt około 10:00 w tym momencie pierwszy zawodnicy ruszali na trasę.

Zrobiłem kilka fotek na mecie, pogadałem z gościem który polecał mi jechać z powrotem przez Kamionną (już w terenie), koło wyciągu, do Bacówki na Zadzielu, pomyślałem że w końcu jadę góralem to mogę spróbować.

Jednak wcześniej zjechałem w dół na ściankę 30% zobaczyć jak będą radzić sobie kolarze. W tym miejscu już czekało kilku fotografów, zaparkowałem rower na poboczu i czekam. Po kilku minutach zaczęli pojawiać się pierwsi zawodnicy, męczyli się w tym miejscu strasznie, niektórzy pokonywali ten odcinek z buta. Na szczęście w między czasie niebo się lekko zachmurzyło, więc zawodnicy nie musieli walczyć w takim upale. Niestety w pewnym momencie zaczęło lekko kropić - co mogło trochę w jeździe przeszkadzać. Pod koniec rywalizacji postanowiłem przenieś się jeszcze na ten 150% zakręt. Tam przez chwilę pogadałem mieszkającym na szczycie facetem, który pochodził w Nowej Huty i podobno w młodości dużo jeździł na rowerze, oraz z młodym chłopaczkiem, który niedawno ukończył czasówkę - podjechał w czasie 14:24 mając w rowerze przełożenie 39x23 i twierdził, że to spokojnie wystarcza na taki podjazd - podziwiam:)

Na koniec jeszcze kilka fotek na mecie i około 11:30 było po rywalizacji. Najlepszy zawodnik przejechał trasę 14:11 ze średnią 14 km/h. Chłopaczek z którym rozmawiałem miał czas 14:24 i średnią 13,7 co dało mu ostatecznie 4 miejsce. Najlepsza kobieta miała czas 16:14 i średnią 12,2 km/h (20 miejsce w Open). Ostatni sklasyfikowany zawodnik - 61 miejsce miał czas 33:14 średnią 6 km/h. Długość trasy podana w wynikach 3,3 km.

Jak wspomniałem wcześniej ja jechałem trochę inaczej i przejechałem prawie 4 km, zajęło mi to wraz z postojami 43:22 (czas jazdy 37:18, dystans 3,95 km, suma przewyższeń 395 metrów, różnica wzniesień od 357 do 741 m = 384 m). Zatrzymałem się zaraz po skręcie z drogi głównej, potem na skrzyżowaniu gdzie analizowałem mapę, potem na odcinku zjazdu był zrobić fotkę i w końcu 2 razy już na trasie czasówki. Moja średnia ruchu 6,3 km, ale jak wspomniałem był zjazd gdzie miałem prędkość powyżej 32 km/h. Ogólnie muszę przyznać, że podjazd mnie pokonał, nie pomogły nawet przełożenia roweru górskiego, nie miałem co prawda takiego odcięcia prądu jak rok temu na pobliskiej Pasierbieckiej Górze, ale chyba brakło mi siły woli do tej ciągłej stromizny, gdybym przewalczył jeszcze 100-200 metrów od momentu gdzie się zatrzymałem to dojechałbym do łatwiejszych momentów i może bym nie stanął.

Po zakończonej rywalizacji z mety czasówki postanowiłem skrócić sobie drogę przez Kamionną, szczególnie, że zbliżała się burza. Faktycznie do górnej stacji wyciągu narciarskiego na Kamionnej było już blisko i miarę łatwo, niestety droga była mocno mokra i zaczęły się pojawiać kałuże. Na wysokości mniej więcej 775 m npm dojechałem do wyciągu. Na szczyt Kamionnej na wysokość 802 m npm prowadziła dość stroma i mocno zarośnięta ścieżka, więc ja pojechałem w dół, dookoła wyciągu i mocno w dół po kamieniach. Na trasie niestety woda i błoto a że nie miałem błotników to mocno się ubrudziłem:( Po kilku minutach jazdy w dół po szutrze i kamieniach dojechałem do asfaltu koło Bacówki na Wilczym Rynku (Zadzielu) - niestety bacówka zniknęła, pozostał pusty budynek. Popędziłem w dół asfaltem i po chwili byłem na przełęczy Widoma - tam deszcz, zjeżdżam więc szybko w dół. Za przełęczą już sucho i po chwili byłem pod samochodem w Żegocinie.

Wycieczka super fajna mimo iż podjazd na Makowicę musiałem zdobyć na raty, wyścig amatorski Galicja Road Maraton to bardzo fajna impreza podziwiam zawodników w niej startujących, szczególnie jadących taka czasówka na rowerze szosowym to dla mnie nie lada wyczyn.

W przyszłym tygodniu przez pobliskie tereny przejeżdża wyścig zawodowców BGŻ Proligi - Małopolski Wyścig Górski. W środę na rynku w Krakowie Kryterium o Złoty Pierścień Krakowa, w czwartek start etapu w Niepołomicach, a w sobotę mega ciekawy etap z Niedzicy po górach. Może uda mi się wyskoczyć chociaż w jedno miejsce zobaczyć zawodników, choć najbliższy tydzień mam dość napięty.


Podjazd - 12 miejsce w Polsce według Rowerowej Bazy Podjazdów, ja jechałem właśnie tak, zawodnicy startowali z innego miejsca unikając pierwszej mega stromej ścianki:)

Galeria wycieczki