Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Jura2012

Dystans całkowity:227.19 km (w terenie 23.00 km; 10.12%)
Czas w ruchu:12:41
Średnia prędkość:17.91 km/h
Maksymalna prędkość:58.84 km/h
Suma podjazdów:1892 m
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:113.60 km i 6h 20m
Więcej statystyk

Krzywopłoty - Częstochowa

Piątek, 27 lipca 2012 | dodano:28.07.2012 Kategoria 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Jura2012
  • DST: 106.69 km
  • Teren: 15.00 km
  • Czas: 05:50
  • VAVG 18.29 km/h
  • VMAX 53.91 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 850 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na trasie Krzywpłoty - Częstochowa:
dystans: 86,41 km; czas: 4:30:50; średnia: 19,14 km/h; max: 53,91 km/h; przewyższenia: 814 m.

Drugiego dnia pobudka z samego rana o 6:00, o godzinie 7:00 wszyscy już stali przed ośrodkiem i zapinali sakwy na rower. Moje sakwy crosso montuje się w minutę, ale innym uczestnikom ekipy zajęło to trochę dłużej, więc dopiero około 7:15 ruszyliśmy na trasę. Na początek dość ciężki odcinek po szutrze i to jeszcze pod górę Rowerowym Szlakiem Orlich Gniazd w kierunku Ryczowa. Do jazdy nie zachęcała też pogoda, było co prawda w miarę ciepło, ale chmury zasłaniały całe niebo i znowu zalegała mgła. Po pokonaniu odcinka szutrowego dalej już asfaltem przez Złożeniec dojechaliśmy do Ryczowa. Nie jechało mi się najlepiej, więc na podjeździe postanowiłem się rozgrzać, razem z Edmundem podjechałem pod górę w Ryczowie, potem skręciliśmy w prawo na Ogrodzeniec i znowu pod górę. Na skrzyżowaniu z drogą na Podzamcze poczekaliśmy na resztę ekipy i już razem wjechaliśmy na plac pod zamkiem. Było około 8:20, ale na szczęście knajpy już się otwierały, więc członkowie wycieczki wstąpili na kawę, a ja pojechałem sobie pod zamek. O tej godzinie nie było jeszcze obsługi zamku, więc na plac zamkowy mogłem wejść za darmo, porobiłem więc kilka fotek, podszedłem też pod powstały niedawno park miniatur, gdzie można obejrzeć jak kiedyś wyglądały warownie jurajskie. Niestety park też był jeszcze zamknięty, a szkoda bo mimo iż cena biletu - 14 zł, jest dość wysoka to chęcią bym sobie zamki obejrzał. Przerwa na Podzamczu trwała dłuższą chwilę podczas której na niebie zaczęło pojawiać się słońce.

Około 9:15 ruszyliśmy dalej szlakiem przez pola w kierunku Zawiercia, po drodze napotkaliśmy bardzo malownicze pola słoneczników, które bardzo ładnie zwracały się w kierunku słońca. Tą szutrową drogą dojechaliśmy do Bzowa chyba dzielnicy Zawiercia i dalej pojechaliśmy już asfaltem na Kromołów, ja z Edmundem przodem, reszta kawałek za nami. Dojechaliśmy do Kromołowa i ruszyliśmy dalej do Włodowic, gdzie zrobiliśmy sobie mały postój, na liczniku mieliśmy dopiero 30 km, więc postanowiliśmy przyspieszyć. Odcinek przez Kotowice do Mirowa pokonaliśmy ekspresem razem z Edmundem, zrobiliśmy krótki postój pod zamkiem i po kilku minutach już z całą ekipą ruszyliśmy dalej. Adam wybrał drogę szlakiem zamków na Łutowiec, okazało się, że droga przez las jest pięknie wyasfaltowana, więc już po chwili byliśmy na miejscu. Zrobiłem fotkę skałki, gdzie kiedyś mieściła się strażnica i ruszyliśmy dalej. Dojechaliśmy do drogi na Żarki i na wprost zobaczyliśmy prowadzącą w las, wysypaną żwirkiem ścieżkę rowerową, postanowiliśmy z niej skorzystać i po kilku minutach byliśmy w Moczydłach robiąc niewątpliwie bardzo ładny skrót. Z Moczydła skierowaliśmy się na Trzebniów, przed rokiem z wybrałem skrót Drogą Siedlecką i do dziś tego żałuję, na szczęście Adam znał inną drogę, trochę dłuższą ale za to o wiele bardziej komfortową i dzięki temu przejazdowi już po chwili byliśmy w Złotym Potoku. Był plan, żeby wstąpić tam na obiad, ale była dopiero 11:30, więc ruszyliśmy dalej. Przejechaliśmy przez Siedlec i brzegiem Pustyni Siedleckiej dojechaliśmy do Krasawy gdzie pod wiatą dla turystów zrobiliśmy dłuższy postój na drugie śniadanie.

Po przerwie ruszyliśmy dalej na Zrębice i potem Ciecierzyn, dojechaliśmy do drogi głównej nr 46 na Olsztyn i Częstochowę, przejechaliśmy nią kawałek i skręciliśmy w prawo Turów, następnie szutrowym szlakiem rowerowym dojechaliśmy do Małusów Małych, gdzie skręciliśmy na drogę do Częstochowy. Na znaku widniała informacja, że do celu pozostało nam 13 km, Adam miał plan wjechać do Częstochowy drogą z osiedla Mirów, która prowadzi wprost na Aleję NMP i na Jasną Górę, odbiliśmy więc w prawo w Srocku, następnie w lewo i piękną drogą przez las wjechaliśmy właśnie na osiedle Mirów. Ostatni odcinek to droga pod górę i na sam koniec zjazd w kierunku centrum Częstochowy, razem z Edmundem odjechaliśmy trochę do przodu, więc na resztę ekipy poczekaliśmy na Starym Rynku. Już wszyscy razem przejechaliśmy rozkopanymi alejami pod klasztor, gdzie z dumą można było odtrąbić osiągniecie celu, była godzina 14:30. Zrobiliśmy obowiązkową sesję i po kilku minutach ruszyliśmy na drugą stronę placu klasztornego, gdzie na campingu Oleńka załatwiony był nocleg. Po zostawieniu rzeczy w domku, pojechaliśmy na obiad, potem do sklepu i wróciliśmy na camping. Ja jeszcze się wykąpałem i około 17:30 pożegnałem resztę uczestników wyprawy, przed którymi jeszcze 2 dniowy powrót, i już sam pojechałem na dworzec Częstochowa Osobowa. Kupiłem bilet i o godzinie 19:00 wsiadłem do pociągu, przedziału dla rowerów nie było, ale w ostatnim wagonie było miejsce dla pasażerów z dużym bagażem gdzie bez problemów ulokowałem się wraz z rowerem. To właśnie tu miała zakończyć się moja rowerowa wyprawa - ale jak się okazało tak nie było.

Pociąg przyjechał do Krakowa o godzinie 21:17, miał po mnie przyjechać kolega, ale miał robotę, więc samochód czekał na mnie na Rybitwach, musiałem więc dojechać tam rowerem. W nocy przejechałem sobie przez miasto, pokonałem prawie 13 km zanim tuż przed 22 dojechałem na miejsce. Dzięki temu dodatkowemu dystansowi drugi dzień z rzędu przekroczyłem 100 kilometrów.

Czas na podsumowania, wyprawa fajna choć pokonywanie tak dużej ilości kilometrów, wiąże się niestety z koniecznością opuszczania wielu ciekawych turystycznie miejsc po drodze. Celem wycieczki nie było w zasadzie zwiedzanie po drodze, ale dojechania do Częstochowy i z powrotem. Droga powrotna ma być inna i prowadzić przez Ojcowski Park Narodowy, ale w sumie też ma wynieść około 200 km. Ja w ciągu tych dwóch dni pokonałem łącznie 227,19 km w czasie 12:42:19, z czego trasa to jakieś 203 km, a reszta to 3 km w Krzywopłotach pod pomnik legionistów, 13 km na Rybitwy i kilka kilometrów jazdy po Częstochowie na camping, na obiad i do sklepu a później na dworzec. Moje tempo to 17,55 km/h dnia pierwszego i 19,14 km (do klasztoru w Częstochowie) dnia drugiego, jechało mi się bardzo dobrze, szczególnie pierwszego dnia. Drugiego dnia czułem trochę zmęczenie, szczególnie na początku, potem już było lepiej. Byłem najmłodszym i chyba najmocniejszym członkiem ekipy:) choć jestem pełen uznania dla pozostałych członków ekipy, szczególnie dla Pani Ani, która bez mrugnięcia pokonała trasę, startując w Bochni, a przecież dwa kolejne dni jeszcze przed nią. Powiem szczerze, że trochę żałuję, że nie wracałem na rowerze, bo jestem ciekaw jak mój organizm by się zachował pokonując dwa kolejne dni po sto kilka kilometrów, no ale może następnym razem.

Galeria wycieczki



Cała trasa:


Łapczyca - Krzywopłoty

Czwartek, 26 lipca 2012 | dodano:26.07.2012 Kategoria 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Jura2012
  • DST: 120.50 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 06:51
  • VAVG 17.59 km/h
  • VMAX 58.84 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 1042 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Z braku czasu nie pojechałem do Lwowa, ale za to postanowiłem wziąć udział w wycieczce rowerowej organizowanej przez PTTK do Częstochowy, choć też nie w pełnym wymiarze bo tylko w jedną stronę na trasie Chełm - Częstochowa. Wycieczka zaplanowana była na 4 dni, dwa dni do Częstochowy i dwa dni na powrót, ponieważ musiałem być w domu na weekend to postanowiłem jechać do Częstochowy i wrócić do Krakowa wieczornym pociągiem w piątek.
Wyprawa startowała w Chełmie nad Rabą o godzinie 7:00 rano w czwartek, wstałem więc o 6:00 i mniej więcej o 6:45 wyjechałem z Łapczycy. Górnym Gościńcem dotarłem pod kościół w Chełmie, gdzie czekali już Adam i Artur - piloci wycieczki, razem zjechaliśmy do drogi nr 4 gdzie czekała pozostała trójka uczestników w pani Ania z PTTK. Kilka minut po 7 ruszyliśmy w trasę, na początek jazda dobrze mi znanymi drogami przez Targowisko, Szarów, Gruszki, Staniątki, Zakrzów, Kokotów do Krakowa, potem Adam zdecydował się na drogę wzdłuż autostrady przez osiedle Piaski do Łagiewnik, gdzie pod Sanktuarium zrobiliśmy sobie przerwę połączoną z sesją zdjęciową. Dalej przejechaliśmy przez osiedla, wyskoczyliśmy na Ruczaj obok Zakrzówka i boczną drogą przebiliśmy się na Tyniecką, następnie bulwarami wiślanymi dojechaliśmy do mostu Zwierzynieckiego, którym przekroczyliśmy Wisłę. Dalej ulicą Malczewskiego przeskoczyliśmy do Królowej Jadwigi przez wzgórze na którym znajduje się Kopiec Kościuszki. Ulicą Królowej Jadwigi dojechaliśmy pod skręt w kierunku ZOO, a kawałek dalej odbiliśmy w ulicę Jesionową w kierunku Bronowic. Dalej ulica Balicką dojechaliśmy do Rząski nad stawy rybne na Rudawie, gdzie w barze zrobiliśmy pierwszy poważniejszy postój na drugie śniadanie i kawę. W tym miejscu miałem na liczniku już ponad 50 km i na szczęście Kraków za sobą.

Może kilka słów o pogodzie, która niestety nas nie rozpieszczała, niebo było mocno zachmurzone, a na dodatek zalegała gęsta mgła, miejscami w Krakowie lekko mżyło. Temperatura była pewnie w granicach 20 stopni, na szczęście nie wiało i mimo gęstych chmur na razie nie padało.

Po przerwie ruszyliśmy dalej Balicką, a potem Krakowską w stronę lotnika, przejechaliśmy pod autostradą, obok lotniska i pojechaliśmy na Aleksandrowice i Morawice. Tuż za znakiem Chrosna wyskoczył nam nagle dość poważny podjazd. Do tej pory jechałem sobie spokojnie w grupie, tempo było niezłe, więc się nie wybijałem specjalnie, ale na podjeździe w Chrosnej tempo wyraźnie spadło, więc postanowiłem pojechać do przodu swoim rytmem. Wyjechałem na górę, a za mną tylko Edmund były policjant, obecnie mniej więcej 45 letni emeryt, reszta grupy gdzieś przepadła i jak się okazało zrobili sobie postój na podregulowanie hamulców w jednym rowerze, więc musieliśmy ładnych kilka minut na nich poczekać. Za Chrosną ponownie, tym razem górą, przejechaliśmy nad autostradą i bardzo dziurawą drogą przez las zjechaliśmy do Frywałdu, znów przejazd pod autostradą i leśnym szlakiem rowerowym po szutrach ruszyliśmy w kierunku Krzeszowic. Droga przez Las Zwierzyniec była całkiem przyjemna choć lekko pagórkowata, ale po kilkudziesięciu minutach wyjechaliśmy na asfalt i przez efektowną Bramę Zwierzyniecką wjechaliśmy do Krzeszowic. Samo miasto nie było specjalnie ciekawe, no może poza ciekawym parkiem przez, który sobie przejechaliśmy, więc już po chwili byliśmy na drodze w kierunku Czernej. Kolejne kilka kilometrów, to w zasadzie ciągła jazda pod górę malowniczą jurajską Doliną Eliaszkówki. Przejechaliśmy przez Czerną mijając po lewej klasztor Karmelitów z 1629 - sanktuarium MB Skaplerznej. Kilka kilometrów dalej odbijała w prawo droga a z nią Szlak Rowerowy Orlich Gniazd w kierunku Paczółtowic, gdzie znajduje się Kościół z 1510 r. z Sanktuarium MB Paczółtowskiej, ale tą atrakcje też pośmieliśmy i ruszyliśmy na prosto do Gorenic, gdzie wreszcie skończył się podjazd. Dalej już drogą w dół do Witeradów a po chwili byliśmy w Olkuszu, gdzie dość niespodziewanie przywitało nas słońce. Była godzina 14:40, na liczniku 94 km nadszedł więc czas na obiad:) Po obiedzie przeszliśmy się trochę po mieście, rynek dalej w remoncie, na chwilę wstąpiliśmy do Bazyliki św. Andrzeja Apostoła, a potem za namową, Pani Ani zwiedziliśmy wystawę skamieniałości w muzeum i mniej więcej o 16:00 ruszyliśmy dalej.

Zrobiło się ciepło, świeciło słońce, do noclegu mieliśmy już niedaleko, więc nie spieszyliśmy się specjalnie. Zerkając na GPS wyprowadziłem grupę z Olkusza na drogę na Mały Bogucin, czekał nas podjazd aż do dużego Bogucina, a następnie zjazd do drogi Jaroszowiec - Klucze. Drogę tą znałem z ubiegłorocznej mojej i zony wyprawy do Częstochowy, więc ruszyłem do przodu. Następnie przejechaliśmy przez Jaroszowiec i ruszyliśmy na Bydlin. Pogoda niestety zaczęła się psuć i nad naszymi głowami pojawiły się ciemne chmury. Ruszyłem dość szybko do przodu, urwałem całą stawkę i zatrzymałem się dopiero pod sklepem w Bydlinie, po kilku minutach w dwóch grupkach przyjechali pozostali. Do Krzywopłotów, gdzie zaplanowany był nocleg, było już bardzo blisko, ale jednocześnie burza wisiała już nad nami, ujechaliśmy jeszcze z 1,5 km minęliśmy znak Krzywopłoty, a tu z nieba lunęło. Próbowaliśmy się schować pod drzewami, ale lało tak ostro, że niewiele to pomogło i przynajmniej ja po kilku byłem już cały mokry. Na po chwili deszcz trochę zelżał, choć nadal grzmiało, ale postanowiliśmy ruszyć dalej, przejechaliśmy jeszcze 1,5 km i byliśmy na miejscu, do uniknięcia przemoczenia zabrakło nam dosłownie 5 minut.

Zakwaterowaliśmy się, a w między czasie deszcz całkiem przestał padać, wróciliśmy się więc kawałek do sklepu, a ja pojechałem jeszcze pod pomnik legionistów. W 1914 roku to właśnie na tym terenie legioniści Piłsudskiego stoczyli bitwę, na cmentarzu w Bydlinie (którego niestety znowu nie odwiedziłem) znajduję się cmentarz poległych, a w Krzywopłotach z okazji 97 rocznicy bitwy ustawiono pamiątkowy pomnik i stworzono ścieżkę dydaktyczną. Gdyby pogoda była lepsza, to pewnie bym pozwiedzał te miejsca, no ale nie była, więc może następnym razem.

Pierwszego dnia wyprawy jechało mi się bardzo dobrze, pokonałem przeszło 120 km (z czego 117 na trasie Łapczyca-Krzwypłoty, reszta to sklep i pomnik legionistów) i nawet nie byłem specjalnie zmęczony. Pod górki jechałem bardzo mocno i wyraźnie czułem moc w nogach:) Na ostatnim zdjęciu widać ośrodek w którym nocowaliśmy, fotkę zrobiłem następnego dnia rano.

Galeria wycieczki