- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2011
Dystans całkowity: | 236.66 km (w terenie 49.50 km; 20.92%) |
Czas w ruchu: | 11:00 |
Średnia prędkość: | 21.51 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.22 km/h |
Suma podjazdów: | 1132 m |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 39.44 km i 1h 50m |
Więcej statystyk |
Święto Zmarłych w Puszczy Niepołomickiej
Poniedziałek, 31 października 2011 | dodano:31.10.2011 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 55.40 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 02:21
- VAVG 23.57 km/h
- VMAX 39.71 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 158 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Święto Zmarłych w Puszczy Niepołomickiej - postanowiłem zrobić wycieczkę po grobach i mogiłach znajdujących się w Puszczy Niepołomickiej i w jej pobliżu, niestety do dyspozycji miałem tylko szosówkę, więc dojazd w niektóre miejsca był bardzo utrudniony.
Na początek pojechałem na Kozie Górki gdzie znajdują się aż dwie mogiły z czasów II wojny światowej. W bliskiej odległości od siebie znajduję się mogiła Żydów pomordowanych w tym miejscu w 1942 roku i druga mogiła pomordowanych w roku 1943 - więcej o mogile na Kozich Górkach znajdziecie na mojej stronie w dziale ciekawe miejsca.
Jadąc dalej dojechałem do dawnego ośrodka Krakowianka a obecnie do parkingu na skraju, gdzie większość przyjezdnych zaczyna swój spacer czy wycieczkę po Puszczy, ja przejechałem drogę nr 75 i leśną drogą ruszyłem na prosto w kierunku Drogi Królewskiej. Przy Drodze Królewskiej na Osiedlu Sitowiec znajduję się samodzielny cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej oznaczony numerem 325. Cmentarz zbudowano przy pomniku przyrody - Dębie Batorego. Na początku XXI wieku 650 letnie drzewo się przewróciło i obecnie posadzono w jego miejsce nowy dąb.
Dalej jazda do leśniczówki Hysne i potem Żubrostradą do Mikluszowic gdzie na cmentarzu parafialnym położonym tuż przy wyjeździe z Puszczy znajduję się cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 323. W kwaterze żołnierzy z I wojny światowej znajduję się też mogiła lotnika radzieckiego, którego zestrzelono w pobliskim Gawłówku w roku 1945.
Z Mikluszowic ruszyłem drogą powiatową w kierunku Bochni i po jakiś 2 kilometrach jazdy dotarłem do Gawłówka, gdzie znajduję się pomnik zestrzelonego lotnika - Szarandy pochowanego w Mikluszowicach. Pomnik wystawiła Polska władza w latach 70-tych XX wieku, obecnie moda na radzieckich bohaterów przeminęła, więc pomnik jest mocno zaniedbany, tablica rozbita, a placyk na którym postawiono pomnik to zwykle wysypisko śmieci. Przed świętem zmarłych wyraźnie, ktoś posprzątał i nawet zapalił znicze.
W Puszczy Niepołomickiej w pobliżu miejscowości Baczków na tzw. Drodze Złodziejskiej znajduję się mogiła Żydów pomordowanych przez hitlerowców 1942 roku. Miałem nie jechać w to miejsce, bo dotarcie tam na szosówce nie jest łatwe, ale ostatecznie postanowiłem, że zaryzykuję. Po niecałych 4 kilometrach ciężkiej jazdy leśną ścieżką dotarłem na miejsce. Mogiła żydowska robi wrażenie, jest ogrodzona, opisana, a do pomnika w centrum cmentarza prowadzi alejka z drzew. Byłem już kiedyś w tym miejscu, ale wtedy z problemami jechałem przez las od Damienic, więc tym razem wróciłem się kawałek i dość szeroką leśną drogą dotarłem do asfaltowej drogi nad Czarny Staw.
Ponieważ miałem już dość meczenia się na szosówce po leśnych ścieżka, to do cmentarza na Osikówce pojechałem na około po asfalcie. Cmentarz na Osikówce to mogiła postawiona ku pamięci żołnierzy 5 pułku Strzelców Podhalańskich, których 10 września 1939 roku zostali otoczeni przez Niemców i niemal całkowicie wybici. Mogiła znajduję się przy drodze leśnej asfaltowej ze Stanisławic do Żubrostrady i wielu turystów rowerowych, pieszych czy poruszających się na rolkach pewnie koło niej przejeżdżało. Pomnik zadbany, na tablicy pod betonowym krzyżem wypisane nazwiska poległych żołnierzy.
Dalej pojechałem drogą do Kłaja, wyjechałem na szosę z Proszówek do Szarowa i po kilku kilometrach dotarłem pod pomnik ofiar II wojny światowej w Szarowie. Pomnik znajduję się przy ruchliwej drodze nr 75 pod Hotelem Azalia. Jest to symboliczna mogiła poświęcona mieszkańcom okolicznych wsi poległych podczas II wojny światowej. Pomnik ostatnio odnowiono i prezentuję się bardzo ładnie, smukły obelisk jest zwieńczony rzeźbą orła w koronie, a na licu obelisku znajduję się płaskorzeźba krzyża, znak Polski Walczącej i tablica pamiątkowa. Po obu stronach obelisku tablice z nazwiskami poległych mieszkańców wsi Kłaj, Szarów, Brzezie, Dąbrowa, Gruszki, Stanisławice, Targowisko i Łężkowice.
Po drodze do ostatniego obiektu na moje trasie musiałem pokonać podjazd pod kościół w Szarowie, dalej jechałem w wzdłuż linii lasu przez Gruszki do Staniątek, gdzie odbiłem w kierunku Niepołomic. Na granicy Staniątek i Niepołomic przy XIX wiecznej kapliczce znajduję się cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 329 w Podborzu, pochowani są tu żołnierze rosyjscy. Od tego obiektu rozpoczęło się moje zainteresowanie cmentarzami wojennymi z okresu I wojny, których na terenie dawnej Galicji Zachodniej zbudowano 400 - więcej na ten temat znajdziecie na mojej stronie www.cmentarze.jasonek.pl
Dalej drogą przez las ruszyłem w kierunku domu, zatrzymałem się jeszcze na cmentarzu parafialnym w Niepołomicach, który znajduję się co prawda w pewnej odległości od Puszczy (choć w sumie nie tak daleko, w linii prostej najwyżej 500 metrów) a na nim odwiedziłem kwaterę wojenną żołnierzy z okresu I wojny oznaczoną nr 327. Kwatera ta przez lata była mocno zaniedbana i oczach mieszkańców Niepołomic funkcjonowała jako grób nieznanego żołnierza. Przed rokiem cmentarz został odnowiony i obecnie wygląda bardzo ładnie, a groby żołnierzy przestały być anonimowe, bo większość pochowanych tu osób jest znanych z imienia i nazwiska.
Prawie 55 kilometrów na szosówce w tym kilka kilometrów po leśnych ścieżkach, średnia jak na szosówkę taka sobie, ale biorąc pod uwagę odcinki leśne gdzie jechałem 10-12 km/h to nie jest tak źle. Moja forma już zimowa, chyba już niedługo zakończę sezon, ale jak na razie jeszcze mam ochotę na jakąś wycieczkę:)
Galeria wycieczki
Na początek pojechałem na Kozie Górki gdzie znajdują się aż dwie mogiły z czasów II wojny światowej. W bliskiej odległości od siebie znajduję się mogiła Żydów pomordowanych w tym miejscu w 1942 roku i druga mogiła pomordowanych w roku 1943 - więcej o mogile na Kozich Górkach znajdziecie na mojej stronie w dziale ciekawe miejsca.
Jadąc dalej dojechałem do dawnego ośrodka Krakowianka a obecnie do parkingu na skraju, gdzie większość przyjezdnych zaczyna swój spacer czy wycieczkę po Puszczy, ja przejechałem drogę nr 75 i leśną drogą ruszyłem na prosto w kierunku Drogi Królewskiej. Przy Drodze Królewskiej na Osiedlu Sitowiec znajduję się samodzielny cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej oznaczony numerem 325. Cmentarz zbudowano przy pomniku przyrody - Dębie Batorego. Na początku XXI wieku 650 letnie drzewo się przewróciło i obecnie posadzono w jego miejsce nowy dąb.
Dalej jazda do leśniczówki Hysne i potem Żubrostradą do Mikluszowic gdzie na cmentarzu parafialnym położonym tuż przy wyjeździe z Puszczy znajduję się cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 323. W kwaterze żołnierzy z I wojny światowej znajduję się też mogiła lotnika radzieckiego, którego zestrzelono w pobliskim Gawłówku w roku 1945.
Z Mikluszowic ruszyłem drogą powiatową w kierunku Bochni i po jakiś 2 kilometrach jazdy dotarłem do Gawłówka, gdzie znajduję się pomnik zestrzelonego lotnika - Szarandy pochowanego w Mikluszowicach. Pomnik wystawiła Polska władza w latach 70-tych XX wieku, obecnie moda na radzieckich bohaterów przeminęła, więc pomnik jest mocno zaniedbany, tablica rozbita, a placyk na którym postawiono pomnik to zwykle wysypisko śmieci. Przed świętem zmarłych wyraźnie, ktoś posprzątał i nawet zapalił znicze.
W Puszczy Niepołomickiej w pobliżu miejscowości Baczków na tzw. Drodze Złodziejskiej znajduję się mogiła Żydów pomordowanych przez hitlerowców 1942 roku. Miałem nie jechać w to miejsce, bo dotarcie tam na szosówce nie jest łatwe, ale ostatecznie postanowiłem, że zaryzykuję. Po niecałych 4 kilometrach ciężkiej jazdy leśną ścieżką dotarłem na miejsce. Mogiła żydowska robi wrażenie, jest ogrodzona, opisana, a do pomnika w centrum cmentarza prowadzi alejka z drzew. Byłem już kiedyś w tym miejscu, ale wtedy z problemami jechałem przez las od Damienic, więc tym razem wróciłem się kawałek i dość szeroką leśną drogą dotarłem do asfaltowej drogi nad Czarny Staw.
Ponieważ miałem już dość meczenia się na szosówce po leśnych ścieżka, to do cmentarza na Osikówce pojechałem na około po asfalcie. Cmentarz na Osikówce to mogiła postawiona ku pamięci żołnierzy 5 pułku Strzelców Podhalańskich, których 10 września 1939 roku zostali otoczeni przez Niemców i niemal całkowicie wybici. Mogiła znajduję się przy drodze leśnej asfaltowej ze Stanisławic do Żubrostrady i wielu turystów rowerowych, pieszych czy poruszających się na rolkach pewnie koło niej przejeżdżało. Pomnik zadbany, na tablicy pod betonowym krzyżem wypisane nazwiska poległych żołnierzy.
Dalej pojechałem drogą do Kłaja, wyjechałem na szosę z Proszówek do Szarowa i po kilku kilometrach dotarłem pod pomnik ofiar II wojny światowej w Szarowie. Pomnik znajduję się przy ruchliwej drodze nr 75 pod Hotelem Azalia. Jest to symboliczna mogiła poświęcona mieszkańcom okolicznych wsi poległych podczas II wojny światowej. Pomnik ostatnio odnowiono i prezentuję się bardzo ładnie, smukły obelisk jest zwieńczony rzeźbą orła w koronie, a na licu obelisku znajduję się płaskorzeźba krzyża, znak Polski Walczącej i tablica pamiątkowa. Po obu stronach obelisku tablice z nazwiskami poległych mieszkańców wsi Kłaj, Szarów, Brzezie, Dąbrowa, Gruszki, Stanisławice, Targowisko i Łężkowice.
Po drodze do ostatniego obiektu na moje trasie musiałem pokonać podjazd pod kościół w Szarowie, dalej jechałem w wzdłuż linii lasu przez Gruszki do Staniątek, gdzie odbiłem w kierunku Niepołomic. Na granicy Staniątek i Niepołomic przy XIX wiecznej kapliczce znajduję się cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 329 w Podborzu, pochowani są tu żołnierze rosyjscy. Od tego obiektu rozpoczęło się moje zainteresowanie cmentarzami wojennymi z okresu I wojny, których na terenie dawnej Galicji Zachodniej zbudowano 400 - więcej na ten temat znajdziecie na mojej stronie www.cmentarze.jasonek.pl
Dalej drogą przez las ruszyłem w kierunku domu, zatrzymałem się jeszcze na cmentarzu parafialnym w Niepołomicach, który znajduję się co prawda w pewnej odległości od Puszczy (choć w sumie nie tak daleko, w linii prostej najwyżej 500 metrów) a na nim odwiedziłem kwaterę wojenną żołnierzy z okresu I wojny oznaczoną nr 327. Kwatera ta przez lata była mocno zaniedbana i oczach mieszkańców Niepołomic funkcjonowała jako grób nieznanego żołnierza. Przed rokiem cmentarz został odnowiony i obecnie wygląda bardzo ładnie, a groby żołnierzy przestały być anonimowe, bo większość pochowanych tu osób jest znanych z imienia i nazwiska.
Prawie 55 kilometrów na szosówce w tym kilka kilometrów po leśnych ścieżkach, średnia jak na szosówkę taka sobie, ale biorąc pod uwagę odcinki leśne gdzie jechałem 10-12 km/h to nie jest tak źle. Moja forma już zimowa, chyba już niedługo zakończę sezon, ale jak na razie jeszcze mam ochotę na jakąś wycieczkę:)
Galeria wycieczki
Jesienna Puszcza Niepołomicka
Niedziela, 30 października 2011 | dodano:30.10.2011 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
- DST: 35.38 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 01:42
- VAVG 20.81 km/h
- VMAX 30.44 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 27 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczka z Krzyśkiem po Puszczy Niepołomickiej, w której po ostatnich cieplejszych dnia w końcu widać kolory jesieni.
Rano byłem na kursie, więc na trasę ruszyliśmy dopiero około 14:15. Pogoda taka sobie, co prawda dość ciepło - 12 stopni i bezwietrznie, ale niebo mocno zachmurzone, więc cieniu drzew za ciepło nie było. Na początek jazda Drogą Królewską do Leśniczówki na Hysnym, potem dalej już szutrową Drogą Królewską do skrzyżowania z asfaltówką na Stanisławice. Skręciliśmy w prawo, a po kilku minutach w lewo i dojechaliśmy do Czarnego Stawu. Nad stawem krótki odpoczynek, ale zaraz zaczęło nam się robić zimno, więc szybko wróciliśmy na rower i ruszyliśmy w kierunku Żubrostrady, którą dojechaliśmy do Zabierzowa. Powrót Drogą Królewska do Niepołomic, cała wycieczka zajęła mam jakieś 2 godziny w tym 1:42 spokojnego kręcenia po lesie. Dla Krzyśka to ostatni wyjazd w tym roku, pod koniec sezonu przekonałem go do jazdy na rowerze, wystartował ze mną w Odysei i wyraźnie mu się spodobało:) Ja myślę, że jeszcze kilka wycieczek zrobię, szczególnie że początek listopada ma być całkiem ładny.
Czy to już koniec sezonu?
Wtorek, 18 października 2011 | dodano:18.10.2011 Kategoria 21-40 km
- DST: 22.87 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 00:55
- VAVG 24.95 km/h
- VMAX 45.61 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 197 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny słoneczny dzień i na dodatek dziś było cieplej niż wczoraj - tym razem wycieczka szosówką po okolicznych górkach, było ciężko ale jakoś dałem radę:)
Z domu ruszyłem około 16:10 i skierowałem się na Staniątki z zamiarem dojechania do punktu widokowego w Słomirogu, podobną trasę pokonałem na pierwszej wycieczce tego sezonu, jednak tym razem wybrałem trochę trudniejszy wariant podjazdu do Słomirogu. Na skrzyżowaniu pomiędzy Staniątkami a Zagórzem skręciłem w prawo w kierunku Zakrzowca i na granicy Staniątek i Zakrzowca w lewo w kierunku Słomirogu. Do Słomirogu prowadzi dość stromy podjazd, potem mamy kilkaset metrów zjazdu i znowu ostry podjazd do granic Gminy Niepołomice, gdzie znajduję się punkt widokowy na który zmierzałem. W sumie od skrętu na Słomiróg do punktu widokowego mamy podjazd długości 2 km z przewyższeniem 68 metrów, ale na tym odcinku mamy również 12 metrów zjazdu w pionie, pokonujemy więc 40 metrów podjazdu na odcinku jakiś 800 metrów, później z później 400-500 metrów zjazdu i znowu wspinaczka pod górę na wysokość 294 m npm. Podczas pierwszej wycieczki w tym sezonie na szczycie byłem mocno zmęczony, tym razem byłem zmęczony chyba jeszcze bardziej, ale jechałem w końcu na kolarzówce bez miękkich przełożeń. Na sam szczyt prowadzi odcinek około 250 metrów drogą gruntową, na szczęście ostatnio nie padało i mogłem tam dojechać nawet moją szosówką. Na szczycie postój i kilka fotek a następnie powrót.
Na początek zjazd do Słomiroga i dalej w kierunku Zagórza, przed szkołą w Zagórzu krótki podjazd i znowu zjazd, tuż przed przejazdem pod autostradą A4 znowu kilkaset metrów łatwego podjazdu i znowu zjazd. Następnie na skrzyżowaniu skręciłem w prawo i skierowałem się na Staniątki Górne, miałem już wracać do domu, ale w ostatniej chwili zdecydowałem, że mam czas na jeszcze jeden podjazd pod Winnicę. Przed odyseją jechałem ten podjazd na kolarzówce i wtedy machnąłem go bez problemu mimo kłopotów z przerzutką, tym razem przerzutka działała jak trzeba, ale kłopoty miałem spore. Podjazd pod Winnicę jest miejscami dość stromy (1,3 km - 39 metrów różnicy wysokości) a że nie miałem już siły jechać w stójce to ledwo się wtoczyłem na szczyt. Dalej już łatwo przez Gruszki, skręt w lewo i wąwozem w kierunku Puszczy i dalej do Staniątek. Później przez Puszczę do Niepołomic.
Trasa ta była w przybliżeniu powtórzeniem mojej pierwszej wycieczki w tym sezonie, z tym że wybrałem trudniejszy wariant dojazdu do Słomirogu, a następnie pojechałem jeszcze podjazd na Winnicę, a do tego wszystkiego jechałem szosówką podczas gdy na wiosnę jechałem crossem. Na podjazdach byłem strasznie zmęczony, ale w miarę szybko się regenerowałem. Czy to był ostatni wyjazd w tym sezonie ? Mimo wszystko liczę na to że jeszcze nie, wierzę że trafi się jeszcze jakiś ciepły weekend podczas którego będę się mógł przejechać na jakimś dłuższym dystansie. Na pewno był jednak ostatni wyjazd na rower w tygodniu, po pracy już nie ma za bardzo czasu jeździć o 17:00 gdy zajdzie słońce jest już zwyczajnie zimno, a wcześniej z pracy przecież nie wyjdę. Na dzień dzisiejszy mam zrobione przeszło 3200 km czy coś jeszcze zrobię zobaczymy, jeśli nie to podsumuję sezon jakimś wpisem bez kilometrów.
Galeria wycieczki
Słoneczna ale chłodna Puszcza
Poniedziałek, 17 października 2011 | dodano:17.10.2011 Kategoria 0-20 km
- DST: 19.20 km
- Czas: 00:43
- VAVG 26.79 km/h
- VMAX 34.58 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 52 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wyjazd do Puszczy pojechałem około 16:20 było słonecznie ale chłodno - szczególnie w cieniu. Od dwóch tygodni nie jeździłem na rowerze i nagle zaczęło mnie wszystko boleć, to plecy, to kolano stwierdziłem, więc że trzeba się przejechać. Na 16 X planowałem wziąć udział razem z żoną w Międzywojewódzkim Maratonie w Miechowie, ale żona się rozchorowała, więc nigdzie nie pojechaliśmy. W poniedziałek po pracy wyciągnąłem, więc mojego Peugeota i ruszyłem do Puszczy.
Było słonecznie ale chłodno, o godzinie 16:30 w cieniu było wręcz zimno, kręciłem sobie dość spokojnie Drogą Królewską przez Puszczę. Nie mogłem jechać za szybko bo zimne powietrze moment mnie przytkało i forma w nogach też już nie ta. Do leśniczówki Przyborów dotarłem ze średnią prędkością 28,5 km/h ale kosztowało mnie to sporo sił. Pod leśniczówkom kilka fotek i powrót w kierunku Niepołomic już na dużo lżejszym przełożeniu, które i tak pozwalało mi jechać w tempie 27-28 km/h. Pod leśniczówką zauważyłem że powieszono nowe znaki wyznaczające odległości na szlaku zielonym, postanowiłem więc sprawdzić czy odległość do zamku w Niepołomicach (8,4 km) się zgadza. Na Sitowcu zrobiłem jeszcze krótki postój pod cmentarzem 325, kilka fotek i do Niepołomic. W Niepołomicach zrobiłem pętelkę pod zamek, gdzie też wisi nowa tabliczka wskazująca odległości na Szlaku Bursztynowym. Na rynku w Niepołomicach zrobiłem postój u kolegi na herbatę i około 17:45 wróciłem do domu. Na liczniku 19,2 km a dystans roczny na poziomie 3200 km (brakuje mi jeszcze 300 metrów), może przejadę się jeszcze jutro bo ma być 14 stopni. Sezon chyba powoli się już kończy, prognozy pogody mówią o zimnym październiku i listopadzie, no ale zobaczymy może uda się jeszcze coś przejechać w tym roku.
Dzień wcześniej byłem z żoną na krótkim spacerze w lesie, na parkingu przed dawnym ośrodkiem Krakowianka jest tablica z wytyczoną trasą szlaku rowerowego "Pierścień Solny - Salina Cracoviensis" to mój cel na wiosnę 2012 roku. Zgodnie z opisami które znalazłem w necie, szlak główny z Bochni do Wieliczki i z powrotem ma 83,5 km i na odcinku południowym z Bochni do Wieliczki wygląda na dość wymagający. Poniżej poglądowa mapa szlaku.
Mapa szlaku solnego
Znalazłem nawet oficjalną stronę szlaku - choć w google niestety jej nie ma, odczytałem adres z tablicy - trzeba popracować na promocją.
Oficjalna strona szlaku - Pierścień Solny
Odyseja Rowerowa - Pińczów - dzień 2
Niedziela, 2 października 2011 | dodano:02.10.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 48.93 km
- Teren: 25.00 km
- Czas: 02:39
- VAVG 18.46 km/h
- VMAX 45.66 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 323 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Przed startem do drugiego etapu poczyniliśmy szereg analiz na którym to miejscu możemy skończyć. Od razu założyłem że w formule z narzuconą kolejnością punktów ciężko nam będzie wygrać z MIXem Enduro 69, bardzo chciałem zakończyć rywalizację w połowie tabeli (na min 13 miejscu), więc nie mogliśmy tracić więcej niż 7 minut do drużyny z pozycji 14, ale wszystkie założenia miała zweryfikować trasa. Zgodnie z regulaminem mieliśmy stratę do lidera mniejszą niż godzina, więc powinniśmy startować startem handicapowym, ale organizatorzy zmienili zasady i w rezultacie o 9:30 mieliśmy ruszyć startem masowym. Żeby walczyć o wysokie miejsca do przynajmniej punktu 2 mieliśmy trzymać tempo grupy. Krzysiek już przed startem mówił, że może pojechać gorzej niż dzień wcześniej - myślałem, że trochę przesadza ale mimo wszystko brałem też pod uwagę, że możemy dość znacznie spaść w klasyfikacji.
Ruszyliśmy o 9:30, przejazd przez miasto i za kościołem skręt w prawo, kolejne dwa kilometry coraz mocniej pod górę. Po starcie chciałem trzymać tempo MIXa Enduro 69, ale od razu zobaczyłem, że Krzysiek raczej nie da rady tak jechać, gdy zaczął się ostry podjazd szutrem zostaliśmy dość daleko z tylu. Potem na dodatek wraz z kilkoma ekipami nadrobiliśmy kilkaset metrów i spadliśmy na koniec dużej grupy. Na szczęście dla nas droga przez las to mega piaskownica i nikt za daleko nam nie uciekł. Tuż przed punktem część ekip pojechała na około, my pojechaliśmy dobrze i na punkcie byliśmy na dobrym miejscu razem z MIXem Enduro 69. Po klepnięciu punktu wróciliśmy na szeroką szutrówkę i popędziliśmy dalej. Niestety Krzysiek trochę zostawał i cześć ekip w tym MIX Enduro69 nam uciekł. Droga przez las była dość długa i gdy w końcu wypadliśmy na asfalt poczułem się o wiele lepiej. Do punktu drugiego jechaliśmy w większości drogą asfaltową, tuż przed punktem minęła nas ekipa małolata ale rozpędu przejechała punkt znajdujący się jakieś 100 metrów od asfaltu. My znowu pojechaliśmy dobrze i znowu podskoczyliśmy o kilka miejsc. W tym miejscu chciałem się kawałek wrócić i jechać asfaltem ale Krzysiek przekonał mnie do drogi przez las - tym razem był to zły wybór, ale z kilkoma ekipami pojechaliśmy właśnie tą drogą, na samym końcu znowu pojechaliśmy trochę lepiej niż reszta i znowu zyskaliśmy niewielką przewagę. Niestety na odcinku do Nowego Folwarku znowu większość ekip w tym ekipa małolata nas wyprzedziła. Droga do punktu 3 wiodła ciężką terenową ścieżką przez pola na dodatek zakończoną podjazdem, w tym miejscu prawie wszystkie ekipy nas odjechały a Krzysiek zaliczył mega odcięcie i zacząłem się zastanawiać czy w ogóle pojedziemy dalej. Na szczęście kilka chwil odpoczynku na punkcie i Redbull pomógł Krzyśkowi częściowo odzyskać siły, więc ruszyliśmy do punktu 4.
Po drodze do 4 okazało się, że Krzysiek jednak zdecydowanie nie ma już siły, traciliśmy coraz więcej, minęły nas kolejne ekipy i wydawało mi się, że o walce już nie ma mowy. Na punkcie 4 znajdującym się w pięknym widokowym miejscu okazało się, że do paru ekip przed nami w tym do małolata nie tracimy wcale tak dużo, ale kilka drużyn z tyłu też się do nas zbliżyło. Żeby dojechać do 5 trzeba było pokonać parę kilometrów asfaltem przez las, droga płaska jak w Puszczy Niepołomickiej, ale Krzysiek kręcił z kłopotami. Przed Chwałowicami zdecydowaliśmy się jednak jechać skrótem mimo iż pierwotnie mieliśmy jechać asfaltem na około. Skrót mimo iż po ciężkiej drodze chyba pozwolił nam trochę nadrobić i gdy wjechaliśmy do lasu w którym znajdował się punkt 5 nagle nieoczekiwanie zobaczyliśmy kilka ekip które nam wcześniej uciekły. Niestety droga przez las do punktu 5 była prawie cała strasznie piaszczysta, więc trochę jadąc trochę prowadząc dotarliśmy do miejsca gdzie nagle punktu szukało chyba z 10 ekip w tym drużyna małolata. My trafiliśmy od razu bo usłyszeliśmy jak ktoś woła, że znalazł punkt. Na tym punkcie spotkaliśmy również lidera trasy klasycznej Mosocznego i jeszcze jednego zawodnika dla których był to już 11 z 12 punktów do zaliczenia. My po podbiciu punktu ruszyliśmy jak reszta dalej przez las do miejscowości Podłęże, droga początkowo piaszczysta po chwili przeszła w asfalt ponieważ mieliśmy małolata w zasięgu wzroku to zacząłem dopingować Krzyśka do walki. Po chwili wypadliśmy na drogę powiatową 766, niestety na asfalcie znowu trochę zostaliśmy, ale ciągle mieliśmy małolata w zasięgu wzroku. Po dwóch kilometrach powiatówką zobaczyliśmy jak ekipy skręcają w prawo i atakują punkt 6 położony na szczycie wzgórza (291 m npm) najkrótszą drogą - ścieżką przez las. Nie pozostało nam nic innego jak zrobić to samo. Droga ta była szutrowa, miejscami piaszczysta i bardzo ciężka, Krzysiek miał już całkowicie dość ale ciągle go poganiałem do przodu. Przed samym punktem pojechałem do przodu i gdy wpadłem na punkt właśnie odjeżdżał małolat z ojcem. Odbiłem punkt i po 2 minutach oczekiwania przyjechał Krzysiek, ponieważ małolat był jeszcze ciągle blisko to pogoniłem Krzyśka od razu dalej bez odpoczynku. Ostatni odcinek do mety rozpoczął się najpierw piaszczystą ścieżką a później ostrym szutrowym zjazdem do Pińczowa, ponieważ ścieżek było kilka to dwa razy zastanawiałem się czy jedziemy dobrze, gdybym tego nie robił to pewnie nie dalibyśmy za daleko odjechać małolatowi. Niestety jednak na tym odcinku straciliśmy kilka chwil i mimo bardzo mocnego finiszu ulicami Pińczowa przyjechaliśmy prawie 4 minuty za ekipą małolata co oznaczało, że w całej imprezie przegrywamy o 30 sekund.
Na mecie drugie etapu byliśmy drużyną nr 14, ale w generalce minęła nas tylko ekipa Enduro69 i ekipa małolata, dość niespodziewanie my musieliśmy minąć kogoś z przodu bo zakończyliśmy rywalizację na 10 miejscu.
Krzysiek przyjechał na metę skrajnie zmęczony, ale mimo to trzeba go pochwalić za walkę. Dobrą pozycję 2 dnia zawdzięczamy jednak przede wszystkim dobrej nawigacji, która pozwoliła nam nie stracić za wiele mimo stosunkowo słabej jazdy na tle innych ekip.
Gdy zobaczyłem wyniki nastąpił mały szok o 30 sekund przegraliśmy 9 miejsce z ekipą ojciec + małolat. MIX Enduro69 wsadził nam drugiego dnia prawie 15 minut i w generalce prawie 13, ale prawdziwy szok jest za nami. Obroniliśmy miejsce w pierwszej 10 o 2 sekundy przed XBOX 360 (po pierwszym dniu mieliśmy 14:40 przewagi) i o równą minutę przed teamem Compass (mieliśmy przewagę 15:55). Kolejne miejsce już z większą stratą choć i tu traciliśmy 2 dnia: 5:20 (ekipa AA), dalej różnica jest już duża 20 i 35 minut różnicy. Dobrze, że walczyliśmy do samego końca by jak nic mogliśmy być 2-3 pozycje niżej. Z drużyn, które pierwszego dnia były przed nami coś zawalił miejscowy team Grusza Pińczów bo spadł aż na 17 miejsce.
Na koniec kilka słów podsumowania: zawody po raz pierwszy o kiedy startuję zostały rozegrane przy pięknej i słonecznej pogodzie oraz wysokiej temperaturze, pewnym problemem był tylko dość mocny wiatr pierwszego dnia zawodów, ale w porównaniu z pogodą na wcześniejszych edycjach i tak było rewelacyjnie. Teren Ponidzia po którym jeździliśmy był o wiele łatwiejszy niż ten w Gródku czy Olkuszu, pewnym problemem były tylko piaszczyste przecinki w lasach. Organizacja zawodów bardzo dobra, nocleg też w porządku przynajmniej nasz bo ci co mieszkali w biurze zawodów to trochę narzekali. Niestety w porównaniu z poprzednimi edycjami praktycznie nic nie otrzymaliśmy od organizatorów, ani mapy Ponidzia, ani wody po zawodach, nawet kiełbaski wydawane na wieczornym ognisku były strasznie małe i tylko przez fakt że przyszło mało osób to dostaliśmy dokładkę. Wynik który osiągnęliśmy z Krzyśkiem mimo iż słabszy od wyniku z Odysei w Gródku (8 miejsce) moim zdaniem i tak jest zdecydowanie powyżej oczekiwań. Krzysiek trenował mało i jego forma nie mogła być jakaś rewelacyjna, mimo to przejechał całą trasę w niezłym czasie. Ja w przeciwieństwie do edycji z przed roku byłem w bardzo dobrej formie - 3 000 km od początku sezonu zrobiło swoje, mimo iż praktycznie nie jeździłem w terenie. Do tego bardzo dobrze poszło nam z nawigacją, praktycznie przejechaliśmy trasę bezbłędnie, ani raz nie szukaliśmy punktu i nie błądziliśmy, ze dwa razy może można było wybrać minimalnie lepszy wariant trasy ale w przekroju całej imprezy były to najwyżej małe potknięcia Podsumowując impreza bardzo udana i wynik doskonały - myślę że mogę być zadowolony.
Galeria wycieczki
Oficjalne wyniki zawodów
Odyseja Rowerowa - Pińczów - dzień 1
Sobota, 1 października 2011 | dodano:02.10.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 54.88 km
- Teren: 15.00 km
- Czas: 02:40
- VAVG 20.58 km/h
- VMAX 51.22 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 375 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po raz kolejny wziąłem udział w zawodach rowerowych na nawigację organizowanych przez wydawnictwo kartograficzne Compass we współpracy ze Stowarzyszeniem Bikeholicy - tym razem terenem Odysei Rowerowej był Pińczów i Ponidzie. Do tej pory w tego typu imprezach startowałem z Wojtkiem, który był mózgiem i głównym nawigatorem naszej drużyny, ale w tym roku Wojtek wymyślił sobie wakacje w Indiach, więc w trybie awaryjnym do drużyny - zdroweceny.pl powołanie dostał Krzysiek:) Krzysiek do tej pory jeździł bardzo mało, dopiero w ostatnich 2 tygodniach wyciągnąłem go na parę treningów, ale i tak wydawało się, że do Pińczowa jedziemy tylko się przejechać i że o żadnym wyniku nie ma mowy.
W biurze zawodów w Pińczowie pojawiliśmy się o godzinie 8 rano, odebraliśmy numery i pojechaliśmy się zakwaterować w oddalonym o około kilometr internacie. Start wyznaczony był na godzinę 10:00, piętnaście minut wcześniej dostaliśmy mapę z zaznaczonymi punktami i zdecydowaliśmy, że trasę pokonujemy od punktu 2 przez punkty 1, 6, 5, 4, 3 i na metę.
O godzinie dziesiątej ruszyli wszyscy zawodnicy - 27 ekip w kategorii rekreacyjnej - czyli naszej i co najmniej ze 100 zawodników w kategorii klasycznej. W pobliże punktu 2 dotarliśmy w większej grupie, ostatnie 500 metrów było do pokonania przecinką przez las, ale ta droga okazała się jedną wielką piaskownicą i pokonanie odcinka do punktu i z powrotem do drogi kosztowało nas trochę sił i sporo czasu. Po zaliczeniu punktu 2 ruszyliśmy na punkt pierwszy, początkowo przez wieś po asfalcie, ale już za chwilę wyszliśmy na otwarty teren prowadzący w kierunku lasu na tym odcinku poczuliśmy po raz tego dnia mocny czołowy wiatr. Krzysiek miał pewne problemy i kilka drużyn nam trochę uciekło. Po jakimś kilometrze jazdy pod wiatr wpadliśmy w las na drogę szutrową, droga była dobrze utwardzona, ale duże kamienie utrudniały jazdę. Punkt pierwszy znajdował się na prawo od tej drogi - jakieś 300 metrów musieliśmy pokonać leśną przecinką na szczęście tym razem bez piachu. Po chwili pędziliśmy już na punkt 6. Droga do niego prowadziła asfaltami przez miejscowość Michałów i dalej przez Zagajów, ten odcinek to parę ładnych kilometrów pokonanych częściowo pod wiatr. W Zagajowie skręciliśmy w lewo i rozpoczęliśmy podjazd, Krzysiek się trochę męczył, ale dość sprawnie go pokonał. Tuż przed szczytem trzeba było odbić w prawo w leśną ścieżkę, która miała nas zaprowadzić do punktu, droga ta była kręta i miejscami bardzo trudna. W drodze na ten punkt i na samym punkcie spotkaliśmy co najmniej kilka zespołów w tym zespół złożony z ojca i jego 11 letniego syna z którymi od tego miejsca rywalizowaliśmy aż do samego końca Odysei.
Po zaliczeniu punktu 6 wróciliśmy na asfalt, pokonaliśmy ostatnie metry podjazdu i zjechaliśmy do wioski Góry. W tym miejscu postanowiłem uskutecznić pewien skrót (bo to mi przypadła nawigacja na trasie) i pojechaliśmy i inaczej jak cała reszta. Skrót średnio się udał i gdy wpadliśmy na asfalt do Kołkowa to wydawało nam się, że wszyscy z którymi jeszcze niedawno jechaliśmy nas wyprzedzili, kląłem jak cholera ale nie pozostało nic innego jak jechać na punkt nr 5. Do tego punktu jechaliśmy drogą asfaltową przez wieś, potem musieliśmy pokonać krótki ale stromy podjazd, też asfaltem, aż a końcu grzbietem wniesienia po drodze szutrowej ruszyliśmy w kierunku lasu, gdzie znajdował się punkt. Punkt 5 znajdował się na jednej z leśnych przecinek, których w tym miejscu było dość sporo, więc istniała obawa, że możemy się pomylić, ale trafiliśmy na właściwą drogę od razu i po kilku minutach byliśmy na punkcie. Z tego punktu chciałem jechać w kierunku znajdującego się w pobliżu asfaltu, ale Krzysiek zgłosił veto i koniecznie chciał jechać krótszą ale dość niepewną drogą na wprost. Do wersji Krzyśka przekonał mnie fakt, że droga na wprost mimo iż niepewnej jakości prowadziła cały czas w dół (w końcu nauczyłem się czytać poziomice - bo tej pory mieliśmy w tym kłopot na Odysejach) a moja droga do asfaltu wiodła bardzo mocno pod górę. Ruszyliśmy więc na wprost, okazało się że droga nie jest tragiczna i faktycznie prawie na całym dystansie prowadzi w dół, większość więc przejechaliśmy wariackim tempem nie kręcąc pedałami i zaledwie po kilku minutach byliśmy w miejscowości Młodzawy Małe, skąd do punktu 4 było już stosunkowo blisko. Co prawda trzeba było pokręcić początkowo mocno pod górę, ale po chwili zjeżdżaliśmy już w kierunku punktu 4.
Wydawało mi się, że dalej powinno być już bardzo łatwo, do ostatniego punktu oznaczonego numerem 3 prowadziły już tylko asfalty a na dodatek na mapie nie widać było większych wzniesień po drodze. Do miejscowości Chroberz wszystko się zgadzało, ale w tej wiosce skręciliśmy w lewo o 90 stopni i nagle zderzyliśmy się ze ścianą wiatru. Wiatr co prawda wiał z boku, ale na otwartym terenie było dość ciężko. Krzysiek był już dość mocno zmęczony i w walce z wiatrem wyraźnie przegrywał, a tu nagle za nami pojawiła się jakaś drużyna zaciekle nas ścigająca. Po jakiś 3 km walki z wiatrem dotarliśmy do miejscowości Gacki, gdzie przy sztucznym zbiorniku wodnym znajdował się ostatni punkt, pod sam punkt trzeba było jeszcze podjechać i w rezultacie tego gdy znaleźliśmy się na punkcie tuż za nami pojawił się ojciec z 11 latkiem. Na punkcie zrobiliśmy chwilę przerwy bo Krzysiek zdradzał już wyraźne objawy zmęczenia materiału i z punktu ruszyliśmy razem z ekipą małolata, ale na asfaltowym odcinku Gacki - Bogucice trochę im odjechaliśmy. W Bogucicach znowu skręciliśmy w lewo o 90 stopni i tym razem wpadliśmy już na centralnie czołowy wiatr. Ruszyłem mocno do przodu a Krzysiek jechał mi na kole, po jakiś 2 kilometrach straciliśmy małolata z oczu, ale do Pińczowa mieliśmy jeszcze co najmniej 3 kilometry pod wiatr. Na jakieś 2 kilometry przed Pińczowem opadłem z sił i musiałem mocno zwolnić ostatni odcinek do miasta pokonaliśmy jednak dość sprawnie, przez miasto zrobiliśmy skrót i o 12:58 wpadliśmy na metę - czas 2:58:00.
Na mecie niespodzianka - 9 miejsce, 2 minuty po nas wpada MIX który pokonał nas w Gródku, 3:25 po nas tata z małolatem. Jak się później okazało ze stratą mniejszą niż 16 minut do nas przyjechało w sumie 7 ekip. Po pierwszym dniu wynik rewelacja, myślałem że będziemy walczyć o to by nie być ostatnim, tym czasem jesteśmy w 10. Do lidera tracimy 42 minuty, tuż przed nami jest ekipa z 7 minutami przewagi, później dwie z 11. Do piątego miejsca tracimy już dużo bo 24 minuty. Przed nami jest też tylko 1 MIX i jest drużyna Bikeholików prowadząca po pierwszym dniu. Za nami ciasno, dobrze nam znany MIX Enduro 69 traci tylko 2 minuty, ekipa małolata 3:25, kolejne ekipy 7:20, 8:50, 14:40, 15:30 i 15:55 dopiero ekipa będąca na miejscu 17 traci już dość sporo bo 32:30, ze stratą 38:15 na metę przyjeżdża drużyna, która jeszcze na 6 punkcie (3 w kolejności zaliczania) była przed nami. Krzysiek pierwszego dnia dał z siebie chyba nawet więcej niż wszystko, ja myślę że mogłem pojechać kilka minut szybciej, ale na pewno nie byłoby to wiele szybciej, średnia prędkość jazdy na trasie to 20,5 km - rewelacja. Wynik w generalce jest świetny ale jego utrzymanie zapowiada się na bardzo trudne.
Po wyścigu obiadek, później kąpiel i zwiedzanie miasta gdzie spotykamy MIX Enduro 69 który jest 2 minuty za nami, trochę sobie pogadaliśmy, dowiedzieliśmy się, że oni z obawy przed kłopotami z dotarciem do punktu 5 pojechali trasę w odwrotnej konieczności co pewnie sprawiło, że skończyli za nami:) Wieczorem jeszcze poszliśmy sobie do biura zawodów, poczytaliśmy wyniki (Mosoczny pokonał trasę klasyczną w 5:05) i zjedliśmy kiełbaski z grilla - to niestety była jedyna rzecz, którą na tej Odysei otrzymaliśmy od organizatora.
Galeria wycieczki