Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:643.56 km (w terenie 108.50 km; 16.86%)
Czas w ruchu:34:19
Średnia prędkość:18.46 km/h
Maksymalna prędkość:66.76 km/h
Suma podjazdów:5668 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:37.86 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Wycieczka do Częstochowy - dzień 2

Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano:14.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 50.93 km
  • Teren: 16.00 km
  • Czas: 03:39
  • VAVG 13.95 km/h
  • VMAX 58.26 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 578 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Po pierwszym bardzo forsownym dniu moja żona była trochę zmęczona, a na dodatek zafundowałem nam na początek przejazd szlakiem przez las do zamku Smoleń. Ruiny zamku są bardzo ładne, ale mocno zaniedbane, wszędzie chwasty i krzaki, zrobiliśmy sesję zdjęciową i postój po którym ruszyliśmy asfaltem w kierunku pobliskiej Pilicy. Miejscowość niewielka, ale turystycznie dość bogata w obiekty zabytkowe z których zobaczyliśmy tylko kilka, ponieważ pogoda była kiepska, a pora późna (tego dnia wyruszyliśmy dopiero o 9:00) a tempo w jakim pokonaliśmy pierwsze kilometry było dość niskie - należało, więc troszkę przyspieszyć.



Zaraz za Pilicą w miejscowości Biskupice odwiedziłem duży cmentarz wojenny z okresu I wojny - tematyka ta mnie bardzo interesuję, więc mogłem porównać architekturę cmentarza na Jurze z cmentarzami w Galicji Zachodnie. Po postoju na cmentarzu musiałem mocno gonić moją żonę, która cały czas zmierzała w kierunku Podzamcza (zamek Ogrodzieniec). Na odcinku Pilica - Podzamcze jechaliśmy dość ruchliwą drogą 790. Na dodatek droga ta obfituję w ciężkie podjazdy, które musieliśmy jeszcze pokonywać pod wiatr, gdy dotarliśmy do zamku w Ogrodzieńcu byliśmy już mocno zmęczeni, mimo iż pokonaliśmy dopiero 20 km. Zarządziliśmy, więc postój na obiad. W Ogrodzieńcu można zobaczyć malownicze ruiny zamku położone na wysokim wzniesieniu oraz rekonstrukcję obronnego grodziska na górze Birów. Oba te obiekty zwiedzaliśmy dokładnie przed rokiem, więc tym razem sfotografowałem zamek tylko z zewnątrz (żeby wejść do środka trzeba niestety zapłacić), a górę Birów tylko z daleka - już niedługo umieszczę oba te obiekty w dziale Ciekawe miejsca na mojej stronie i tam będzie można zobaczyć ładniejsze zdjęcia.



Po przerwie obiadowej ruszyliśmy przez Kiełkowice, Żerkowice i Skarżyce (gdzie sfotografowaliśmy ładny kościół - sanktuarium maryjne) do Morska gdzie na zalesionym wzgórzu znajdują się ruiny zamku. Sam zamek znajduję się lesie a wokół niego stworzono ośrodek sportowo - wypoczynkowy. Same ruiny są niedostępne do zwiedzania, więc musieliśmy się zadowolić tylko kilkoma fotkami z zewnątrz.
Po odwiedzinach na zamku Morsko pojechaliśmy szlakiem (innej drogi nie ma) do miejscowości Podlesice, przez chwilę rozważaliśmy jeszcze jazdę szlakiem czarnym do Rzędkowic, ale droga była strasznie piaszczysta, więc zrezygnowaliśmy, Co prawda do Podlesic, też musieliśmy się przebijać przez piaszczystą drogę, a później przez wieś było jeszcze gorzej, bo droga która na mapie była asfaltowa była całkowicie rozkopana - trwałe prace chyba kanalizacyjne, musieliśmy więc gdzieś bokiem przepchać rowery - nie mniej jednak po kilkunastu minutach dojechaliśmy do drogi 792 na Żarki. Po lewej stronie drogi mieliśmy piękny widok na Górę Zborów tym bardziej, że pogoda się w końcu zrobiła bardzo ładna. Asfaltem dojechaliśmy do miejscowości Hucisko, gdzie skręciliśmy w prawo i po przejechaniu przez wieś, wjechaliśmy na czarny szlak rowerowy, który miał nas doprowadzić do zamku Bobolice. Sam zamek zobaczyliśmy już ze szczytu wzniesienia w Hucisku - prezentował się wręcz bajkowo:) Dojazd do zamku mimo, iż prowadził szlakiem, nie był jakoś ekstremalnie ciężki (w większości zjazd - wcześniej do Huciska jechaliśmy mocno pod górę), więc po kilkunastu minutach byliśmy już pod zamkiem.



Sam zamek prezentuję się pięknie, od roku 2002 jest własnością prywatną (braci Laseckich) i właściciele chcą uczynić z niego atrakcję turystyczną (która w zasadzie już jest), niestety trafiliśmy na remont dachu, na zamek co prawda można było wejść, ale w ograniczonym zakresie i to jeszcze odpłatnie, więc zrezygnowaliśmy i po sesji fotograficznej ruszyliśmy dalej w kierunku odległego o 2 kilometry zamku Mirów.

Oficjalna strona Zamku w Bobolicach

Zamek Mirów również jest własnością braci Laseckich, którzy chyba przygotowują się wykonania rekonstrukcji podobnej do tej z zamku w Bobolicach, na razie jednak obiekt można oglądać tylko z zewnątrz - mimo iż nie jest odnowiony to moim zdaniem prezentuję się całkiem nieźle na co wpływa niewątpliwie piękne umiejscowienie na wysokim widokowym wzgórzu. Zamek jest przykładem doskonałej kompozycji murów z występującymi na wzgórzu skałami wapiennymi.



Pod zamkiem w Mirowie, nasze liczniki wskazywały 50 km, wstępnie mieliśmy zarezerwowane noclegi w Schronisku Żarkach, ale udało nam się znaleźć bardzo fajną i tanią kwaterę pod zamkiem, więc zdecydowaliśmy, że właśnie tu zakończymy jazdę drugiego dnia wyprawy.

Po kąpieli poszliśmy na zamek jeszcze raz - tym razem spacerkiem:) W sumie drugiego dnia wyprawy pokonaliśmy niespełna 51 km ze średnią prędkością 13,9 km/h, w pionie podjechaliśmy 578 m. Odcinki pokonywane szlakami był zdecydowanie trudniejsze niż te, które pokonaliśmy pierwszego dnia. Większa była też trudność podjazdów, szczególnie tych pokonywanych na odcinku do zamku w Ogrodzieńcu, gdzie dodatkowo jechaliśmy przy wietrznej i pochmurnej pogodzie - to wszystko złożyło się na mniejszy dystans i większe zmęczenie niż dnia pierwszego.

Drugiego dnia wyprawy odwiedziliśmy zamki w Smoleniu, Ogrodzieńcu, Morsku, Bobolicach i Mirowie, oraz miasteczko Pilica i wieś Skarżyce z bardzo ciekawym zabytkowym kościołem.

Galeria wycieczki


Wycieczka do Częstochowy - dzień 1

Czwartek, 11 sierpnia 2011 | dodano:13.08.2011 Kategoria 61-80 km, Po górkach, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 79.32 km
  • Teren: 25.00 km
  • Czas: 05:26
  • VAVG 14.60 km/h
  • VMAX 61.06 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 765 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pomysł na wycieczkę do Częstochowy Szlakiem Orlich Gniazd miałem już dość dawno, ale dopiero w tym roku i to inicjatywy mojej żony ruszyliśmy w taką wyprawę. Miałem co prawda pewne wątpliwości jak moja żona poradzi sobie z taka trasą, ale ponieważ bardzo chciała jechać, więc postanowiliśmy, że dnia 11 sierpnia ruszamy - bez względu na pogodę. Dzień przed wyjazdem pojawiły się niespodziewanie dość optymistyczne prognozy pogody, więc spakowaliśmy sakwy, nastawiliśmy budzik, nasmarowaliśmy rowery i założyliśmy do nich trochę bardziej terenowe gumy.

Z Łapczycy do Niepołomic pojechaliśmy samochodem, tam wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy na przystanek MPK linii 301. Autobusem dojechaliśmy do stacji Kraków - Płaszów i właśnie stąd rozpoczęliśmy naszą rowerową przygodę. Na początek jazda na krakowski rynek, gdzie zrobiliśmy kilka fotek i ulicą Długą, Prądnicką i Doktora Twarde dotarliśmy do pętli tramwajowej w dzielnicy Krowodrza gdzie zaczyna się pieszy szlak Orlich Gniazd. Może od razu napiszę, że naszym celem nie było dokładne pokonanie szlaku w wersji pieszej czy rowerowej, zrobiliśmy sobie wycieczkę, która tylko miejscami korzystała ze szlaku, za to odwiedzała zamki i warownie leżące na szlaku. Na początek pojechaliśmy jednak szlakiem w kierunku Ojcowa, musieliśmy ominąć zalany odcinek pod Czerwonym Mostem, ale po chwili wróciliśmy na szlak i przez Giebułtów, Kwietniowe Doły i Doliną Prądnika dotarliśmy do Ojcowa. Pogoda była bardzo przyjemna, może nie było bardzo gorąco, ale do Ojcowa było słonecznie i bezwietrznie.



W Ojcowie zrobiliśmy postój, a ja sfotografowałem zamek w Ojcowie, który był pierwszym punktem na naszej trasie warowni jurajskich. Po przerwie ruszyliśmy do Pieskowej Skały - drogą asfaltową, na tym odcinku po raz pierwszy pojawiły się dość duże problemy z wiatrem, który wiał nam w twarz. Po pokonaniu niecałych 7 kilometrów byliśmy już na zamku w Pieskowej Skale - najlepiej zachowanym obiekcie, który odwiedziliśmy. Zarówno w Ojcowie jak i w Pieskowej Skale byliśmy już wcześniej wielokrotnie, więc nasza obecna wizyta ograniczyła się zaledwie do kilku zdjęć. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy, więc dalej drogą 773 na Sułoszową i Olkusz. Po drodze pojawiły się pierwsze większe podjazdy, na dodatek wiatr dalej wyraźnie przeszkadzał w jeździe, mimo tych trudności moja żona radziła sobie całkiem dobrze i wycieczka szła nam całkiem sprawnie:) Kilka kilometrów przed Olkuszem w miejscowości Kosmołów odbiliśmy z drogi głównej na szlak, którym dotarliśmy do Olkusza. Droga po szlaku była dość ciężka z dużą ilością piasku, z którym nasze mało terenowe rowery radziły sobie dość słabo, więc tempo na tym odcinku było niskiej.



Mimo tych trudności około godziny 14:00 byliśmy już w Olkuszu - nasze liczniki wskazywały, że pokonaliśmy dystans przeszło 50 km. W planie minimum na pierwszy dzień Olkusz miał być miejscem naszego noclegu, ale ponieważ moja żona czuła się dobrze postanowiliśmy pojechać jeszcze dalej. Zjedliśmy, więc obiad, sfotografowaliśmy Olkusz, który niestety był mocno rozkopany (trwają prace na rynku) co zepsuło sesję zdjęciowo i ruszyliśmy w kierunku zamku Rabsztyn. Podjazd do Rabsztyna po obiedzie okazał się dość ciężkim przeżyciem, ale po pokonaniu niespełna 5 kilometrów byliśmy na miejscu. Na zamku w Rabsztynie też remont, chyba trwają prace, które umożliwią udostępnienie zamku turystom, na razie można zamek zobaczyć tylko z zewnątrz, więc po krótkiej sesji zdjęciowej ruszyliśmy dalej - ponownie szlakiem. Ponieważ jednak na szlaku przeważał kopny piasek, to po kilku kilometrach odbiliśmy na asfalt i przez Mały i Duży Bogucin, Jaroszowiec dotarliśmy do Bydlina, gdzie znajdują ruiny zamku Bydlin.



Znajdujący się na zalesionym wzgórzu obiekt, pełnił rolę warowni obronnej, a później kościoła, obecnie już niewiele po nim zostało. Po sesji w Bydlinie ruszyliśmy dalej do miejscowości Domaniewice, gdzie przez telefon zarezerwowaliśmy sobie nocleg w Stacji Agro Turystycznej. Nocleg kosztował nas 35 zł od osoby i był bardzo przyzwoity.

W pierwszym dniu pokonaliśmy dystans 79 kilometrów ze średnia prędkością 14,5 km/h, w pionie wjechaliśmy 765 m, przez większość drogi musieliśmy się też zmagać z przeciwnym wiatrem. Pierwszego dnia odwiedziliśmy zamki w Ojcowie, Pieskowej Skale, Rabsztynie i Bydlinie oraz miasto Olkusz.

Galeria wycieczki


Do Bochni w poszukiwaniu części

Wtorek, 9 sierpnia 2011 | dodano:09.08.2011 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 14.50 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 00:48
  • VAVG 18.12 km/h
  • VMAX 62.26 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 200 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczka do Bochni w poszukiwaniu jakiegoś adaptera, który by mi umożliwił montaż bagażnika do roweru GT - niestety w sklepy w Bochni nie mają czegoś takie, zapadła więc decyzja, że jednak jadę na crossie. Pojechałem, więc samochodem do Niepołomic, poszukałem starych opon, które kiedyś kupiłem do mojego starego Torino a prawie ich nie używałem, są grubsze i mają bardziej terenowy bieżnik niż oponki Schwalbe - zamontowałem i zobaczymy jak się sprawdzą na Jurze Krakowska-Częstochowskiej. Wstępnie wyjazd planowany na czwartek, co prawda prognozy są coraz mniej optymistyczne, ale chyba i tak pojedziemy:)

Aha dziś pojechałem beż GPS ale przejechałem podjazd pod Górny Gościniec, a potem ulicą Sienkiewicza na Uzbornie - czy tą drogą, która zwykle zjeżdżałem - podjazd ten jest dość ciężki, ale jakoś wyjechałem. Zjazd po betonowych płytach, które zostały dość poważnie naruszone przez deszcz i konary drzew - rezultacie musiałem zjeżdżać wolno.


Do Tyńca, na krakowski rynek i na Wawel

Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano:07.08.2011 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 40.82 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 02:29
  • VAVG 16.44 km/h
  • VMAX 34.51 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 120 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mimo niekorzystnych prognoz pogody na niedzielę, postanowiliśmy się z żoną wybrać na wycieczkę rowerową do Tyńca. Od samego rana mieliśmy piękną pogodę, zapakowaliśmy, więc rowery na samochód i pojechaliśmy do Krakowa pod centrum handlowe Plaza. Tu zaparkowaliśmy auto i ruszyliśmy już na rowerach do Tyńca ścieżką rowerową poprowadzoną bulwarami wiślanymi. Trasę tą przejeżdżaliśmy już kilka razy, nową kładką rowerowo-pieszą zmieniliśmy brzeg Wisły na wysokości krakowskiego Kazimierza i spokojnym tempem ruszyliśmy dalej.

Po jednej godzinie i 10 minutach spokojnego kręcenia dotarliśmy do Tyńca, zrobiliśmy postój, zjedliśmy lody i tuż przed godziną 12 weszliśmy do klasztoru, gdzie zrobiliśmy kilka fotek i wzięliśmy udział w niedzielnej mszy świętej. Prognozy pogody mówiły, że po południu pogoda ma się załamać, ale o 13:00 nic na to wskazywało, dla pewności postanowiliśmy jednak zrobić przerwę obiadową dopiero w Krakowie.

W drodze powrotnej jechaliśmy trochę szybciej i po niecałej godzinie byliśmy na krakowskim rynku w restauracji Chaczapuri. Po obiedzie pojechaliśmy jeszcze na Wawel, a następnie ruszyliśmy bulwarami wiślanymi do Plazy. Zrobiliśmy jeszcze zakupy w Decathlonie na planowany w najbliższym czasie wyjazd rowerowy Szlakiem Orlich Gniazd. Mamy jechać wspólnie, moja żona ma sporo zapału i mam nadzieję, że wystarczy jej też sił na taką wyprawę - trasę planuję rozłożyć na 3 dni, więc dzienny dystans nie powinien przekraczać 60 km (ruszymy z Krakowa).

Galeria wycieczki


Tour de Pologne - finał w Krakowie

Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano:07.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 52.19 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 02:06
  • VAVG 24.85 km/h
  • VMAX 41.41 km/h
  • Temp.: 21.0 °C
  • Podjazdy: 128 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd do Krakowa na ostatni etap Tour de Pologne nie zaczął się najlepiej, po raz kolejny (po wyjeździe na prolog Małopolskiego Wyścigu Górskiego) w Grabiu dopadł mnie deszcz. Padało dosłownie przez 5 minut, a za mostem w Brzegach droga była już całkowicie sucha - na szczęście na tym przelotnym deszczyku brzydka pogoda się skończyła. Po godzinie jazdy byłem już na rynku w Krakowie, gdzie trwały ostatnie przygotowania do startu etapu. Sfotografowałem kolarzy jadących podpisać listę startową w tym: Nibalego, Sagana, Scarponiego, lidera - Martina, Przemka Niemca, Rafała Majkę czy Michała Gołasia. Ponieważ stałem jednak za linią startu i widziałem zawodników od tyłu, to przeszedłem na drugą stronę rynku żeby sfotografować jadących kolarzy. Na rynku odbywał się jedynie start honory, więc kolarze jechali jeszcze wolno i mogłem zrobić ciekawą fotkę.

Po starcie zacząłem się przebijać w kierunku krakowskich błoni, gdzie była usytuowana meta wyścigu i miasteczko kolarskie. Na pierwszym okrążeniu sfotografowałem kolarzy w pobliżu mety, na kolejnych robiłem rundkę dookoła błoń robiąc fotki w różnych miejscach. Na ostatnie 5 okrążeń zająłem już sobie miejscówkę w pobliżu samej mety. Na pierwszych okrążeniach uciekał Jacek Morajko, ale po 5 rundach peleton go dopadł, później akcji próbował mistrz Polski - Tomasz Miarczyński, jego akcja została zlikwidowana na 8 okrążeniu ponieważ dla Sagana i Martina ważna była walka o sekundy bonifikaty na lotnej premii. Ostatecznie 3 sekundy bonifikaty zabrał Saganowi Heinrich Haussler, kolega z ekipy Daniela Martina, ale Słowak zdobył 2 sekundy i stratę do Martina zmniejszył do zaledwie 1 sekundy. Po lotnej premii na czoło znowu ruszył Miarczyński i walczył dzielnie do ostatniego okrążenia, kiedy to dopadł do peleton, ostatecznie o wszystkim miał zadecydować finisz całej grupy. Znów poza konkurencją okazał się Marcel Kittel ze Skill-Shimano wygrywając tym samym już 4 etap w tegorocznym Tour de Pologne, ale zaraz za nim na metę wpadł Sagan zapewniając sobie tym samym zwycięstwo w całym Tourze.

Po wyścigu nastąpiła dekoracja, niestety stanąłem trochę za daleko i zoom w moim aparacie przy zapadającym zmroku poradził sobie raczej słabo, ale udało mi się zrobić kilka fotek z dekoracji. Po wszystkim ruszyłem szybkim tempem do domu, jechałem naprawdę mocno i po godzinie byłem w Niepołomicach.

Zabawa na ostatnim etapie wyścigu były naprawdę dobra, walka Sagana o zwycięstwo pasjonująca, na dodatek udało mi się złapać koszulkę Mini Tour de Pologne i to w rozmiarze, który spokojnie mogę ubrać:) Po raz pierwszy byłem na mecie wyścigu i muszę przyznać, że ma to swój urok - szczególnie, gdy kolarze przejeżdżają kilka razy - sam finisz to też wielkie emocje, ogólnie bardzo mi się podobało:)

Galeria wycieczki


Tour de Pologne - premia na Głodówce

Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano:04.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 58.75 km
  • Czas: 02:41
  • VAVG 21.89 km/h
  • VMAX 57.21 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 758 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W czwartek 4 sierpnia postanowiłem się wybrać na 5 etap Tour de Pologne do Zakopanego. Żonę wraz rodziną zawiozłem do Szaflar na Termy Podhalańskie a sam wsiadłem na rower i popedałowałem w kierunku Zakopanego. Termy w Szaflarach znajdują się na wysokości 670 m npm, więc od samego początku jechałem w zasadzie cały czas pod górę, ale był to podjazd dość łagodny z wyjątkiem krótkiego odcinka przed Poroninem. Do Olczy dojechałem bocznymi drogami równoległymi do Zakopianki (przez Biały Dunajec i Poronin) i tylko raz na jakieś 2 km musiałem wjechać na Zakopiankę. W Olczy wjechałem już na pętle 5 etapu i zacząłem drogą na Olczę kręcić pod premię górską 2 kategorii. Podjazd jest dość długi ale nie specjalnie stromy, kręciłem cały czas równym tempem około 13-15 km/h i po kilkunastu minutach dojechałem do Zakopanego. W mieście duży ruch, wszędzie ludzie montujący bramy i banery wyścigu. Na początek pojechałem pod Wielką Krokiew gdzie znajdowała się meta wyścigu, zrobiłem kilka fotek i ruszyłem na Krupówki, gdzie umiejscowiono start etapu. Po seansie fotograficznym i drugim śniadaniu ruszyłem w kierunku premii górskiej na Głodówce. Zrobiłem jeszcze krótki postój pod Kaplicą na Jaszczurówce gdzie skorzystałem toy-toya a następnie już mocno ruszyłem pod górę.

Pod kaplicą spotkałem gościa, który na rowerze z wypożyczalni też wybierał się na Głodówkę, kręcił jednak dość wolno, więc od razu go zostawiłem. Podjazd pod Cyrhla na wysokość 1000 m npm zajął mi jakieś 14 minut, zrobiłem fotkę, kamienia papieskiego i willi w której rok temu spędzałem podróż poślubną:) Dalej już bez postojów pojechałem do premii, kręciłem cały czas w równym tempie. Na początek dojechałem do skrzyżowania z droga do Murzasichle na wysokości 1030 m npm, gdzie 2 lata temu znajdowała się premia górska. Dalej mamy długi zjazd podczas, którego tracimy całą wysokość, którą podjechaliśmy od Zakopanego i zjeżdżamy ponownie na 890 m npm, jednak od tego momentu, aż do Głodówki jest prawie cały czas pod górę. Podjazd szedł mi całkiem nieźle, po drodze minąłem jeszcze kilka osób kręcących po górę na najlżejszych przełożeniach - ja najmniejszego trybu z przodu nie potrzebowałem i moje tempo wynosiło cały czas 13-15 km/h. Po niecałej godzinie bylem już na premii, podjechałem jeszcze kilkaset metrów do szczytu wzniesienia na wysokość 1132 m npm. Ponieważ do wyścigu miałem jeszcze chwile czasu wróciłem się kawałek na taras widokowy poniżej polany Głodówka, a później wróciłem do schroniska na obiad:)

Kolarze wystartowali z Zakopanego tuż przed 14 i 14:23 byli już po raz pierwszy na premii, ponieważ gdzieś po drodze była kraksa, to za peletonem przyjeżdżali jeszcze kolarze goniący grupę.

Na drugim okrążeniu już z przodu jechała ucieczka z jednym kolarzem CCC - Mateuszem Taciakiem, z dość dużą przewagą nad jadącym dość wolno peletonem, który jechał w najgorszym z przewidzianych czasów przejazdu.

Na trzecim okrążeniu od ucieczki odjechał kolarz Vacansolei - Ruslan Pidgorny, około 3 minut po nim przejechali pozostali kolarze z ucieczki, a ze strata jakiś 3 minut przejechał peleton.

Przy czwartym podjazdem na premię na Głodówce na czele dalej Jechał Pidgorny, ale peleton znacznie się zbliżył. Przy peletonem na premii zameldował się jeszcze Ayala, ale dosłownie 20 sekund za nim przejechała cała grupa. W tym momencie w TVP Sport trwała już transmisja i gdy kolarze mijali premię biegłem do schroniska i oglądałem wyścig.

Na piątej rundzie sytuacja na czele się zmieniła, od peletonu podczas podjazdu drogą na Olczę oderwała się grupa 3 kolarzy - Simon Spilak (Lampre-ISD), Gianpaolo Caruso (Katiusza) i Diego Ulissi (Lampre-ISD), dopadła do Pidgornego i rozpoczęła podjazd na Głodówkę. Peleton jednak gonił jak szalony ze stratą maksymalnie 40 sekund do ucieczki. Tuż przed samą premię na Głodówce z peletonu zaatakował Wout Poels prześcignął ucieczkę i wygrał premię górską, ale minimalną przewagą nad peletonem. Tuż za premią peleton zlikwidował ucieczkę i wszystko rozpoczęło się od nowa. Na zjeździe zaatakował Marek Rutkiewicz i wygrał lotną premię w Poroninie zarabiając kilka sekund bonifikaty. Jednak na ulicach Zakopanego znów jechał cały peleton, na finiszu pod prowadzącym lekko pod górę bezkonkurencyjny okazał się lider - Peter Sagan.

Po wyścigu zrobiłem kilka fotek gór, bo bardzo ładnie się rozpogodziło i ruszyłem w dół do Bukowiny. Droga do Bukowiny jest gorsza niż dwa lata temu, jest sporo nierówności i łat na asfalcie, więc trzeba uważać, dodatkowo w szybkim zjeździe przeszkadzały mi samochody. Przed rondem w Bukowinie zrobił się prawie kilometrowy korek, który ominąłem lewą stroną i pomknąłem w dół do Stasikówki. Na zjeździe musiałem się zatrzymać, bo strasznie zaczęły mi łzawić oczy. Gdy ruszyłem przemknął obok mnie gościu na góralu, rozpędziłem więc rower i siadłem gościowi na koło, który robił wszystko by mnie zgubić. Wrzuciłem najtwardsze przełożenie i pędziłem za nim, zwolniłem dopiero tuż przed samym Poroninem a gościu poszedł jak strzała dalej. W Poroninie skręciłem w drogę boczną równoległą do Zakopianki i ruszyłem w stronę Szaflar, znów na chwilę musiałem wjechać na Zakopiankę, później znów skręciłem w boczną drogę na Biały Dunajec, którą dojechałem pod Termy Podhalańskie w Szaflarach.

Wycieczka super, poszło mi naprawdę dobrze, zarówno drogą na Olczę do Zakopanego jak i na Głodówkę podjechałem bardzo sprawnie i dużo szybciej niż dwa lata temu. Podjazdy nie były strasznie strome i o ich trudności decydowała długość ciągłej jazdy pod górę. Jadać z Szaflar do Zakopanego i na Głodówkę jechałem niemal cały czas pod górę, w nagrodę powrót miałem bardzo szybki - cały czas w dół. Średnia prędkość na całej pętli wyniosła prawie 22 km/h, na premii górskiej na Głodówce średnia wynosiła 18,8 km na przewyższeniu 720 m i dystansie 37 km.

Na tej wycieczce przekroczyłem 2000 km kilometrów przejechanych w tym roku - tym samy wykonałem założony na ten rok cel, ale ponieważ tak łatwo mi poszło, więc myślę że mam jeszcze szansę przejechać co najmniej 500 km.

Galeria ucieczki


W poszukiwaniu grobu Josefa Oldricha

Wtorek, 2 sierpnia 2011 | dodano:02.08.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 12.72 km
  • Czas: 00:34
  • VAVG 22.45 km/h
  • VMAX 66.76 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 205 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Relacja z wyprawy do Wilna - zapraszam do obejrzenia moich wpisów z miesiąca lipca

Kilka dni temu dostałem maila od Czecha Lubomíra OLDRICHA, który znalazł moją stronę internetową poświęconą Zachodniogalicyjskim Cmentarzom Wojenny z okresu I wojny światowej - www.cmentarze.jasonek.pl. Poprosił mnie o sfotografowanie grobu swojego krewnego Josefa Oldricha pochowanego na cmentarzu nr 314 w Bochni. Wczoraj byłem w bibliotece w Niepołomicach sprawdziłem gdzie jest pochowany Oldrich i dziś pojechałem na cmentarz komunalny w Bochni gdzie znajduję się kwatera wojenna na poszukiwanie grobu. Grób Oldricha znalazłem bez problemu i sfotografowałem:)

Jazda po Bochni okazałą się dużo trudniejsza niż jazda po Litwie, zacząłem od trudnego podjazdu pod Górny Gościniec - ruszyłem bardzo mocno, ale w połowie musiałem zwolnić. Sił mam sporo i miejscami mimo podjazdów mocno cisnąłem. W czwartek wybieram się na Tour de Pologne do Zakopanego, więc ćwiczyć górki muszę intensywnie:)

Galeria wycieczki