Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

41-60 km

Dystans całkowity:6503.92 km (w terenie 917.70 km; 14.11%)
Czas w ruchu:327:29
Średnia prędkość:19.86 km/h
Maksymalna prędkość:71.44 km/h
Suma podjazdów:45281 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:36208 kcal
Liczba aktywności:130
Średnio na aktywność:50.03 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Do pracy tym razem bez rekordu i z pracy przez Niepołomice

Piątek, 10 sierpnia 2012 | dodano:10.08.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, praca
  • DST: 51.18 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 02:08
  • VAVG 23.99 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 296 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Już drugi raz w tym tygodniu zdecydowałem się jechać do pracy na rowerze, pogoda taka sobie, jak wyjeżdżałem było ledwie 16 stopni i chmury, ale deszczem raczej nie groziło. Forma dziś taka sobie, jechałem wolniej niż we wtorek, może brakowało mi motywacji w postaci czarnej chmury nad głową. Jak wjechałem do puszczy w Kłaju to nawet słońce zaczęło mi świecić na głową:) Pod leśniczówką 38:20 więc jakieś 40 sekund gorzej niż ostatnio, ale na otwartym terenie w Zabierzowie i Woli Zabierzowskiej wiał przeciwny wiatr i nie miałem siły jechać tak mocno jak ostatnio. Jak wjechałem do Woli Zabierzowskiej miałem czas 47:38 i ruszyłem sprintem żeby zmieścić się poniżej 50 minut - ostatni kilometr zrobiłem w 2:06 i endomondo oznaczył go jako kilometr zająca:), ale niestety brakło pod sklepem jakieś 150 metrów od szkoły zawracała ciężarówka dostawcza i stanęła w poprzek drogi, musiałem wyhamować do zera i potem już bez pośpiechu dojechałem do szkoły ostateczny czas - 50:28 i tak całkiem niezły, ale do rekordu brakło sporo.

Po pracy pojechałem do Niepołomic, posiedziałem chwilę u kolegi a następnie ruszyłem do domu przez Szarów łącznie przejechałem przeszło 50 km. Dziś też postanowiłem, że postaram się jeszcze w tym roku zrobić przynajmniej tyle kilometrów, że przeskoczyć próg 10 000 km przejechanych z bikestats - po obecnej wycieczce do przejechania pozostało mi jeszcze niecałe 600 km.


Z żoną po Puszczy

Sobota, 28 lipca 2012 | dodano:28.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 43.64 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 02:44
  • VAVG 15.97 km/h
  • VMAX 15.93 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Po dwudniowym maratonie do Częstochowy postanowiłem wybrać się na rozjazdy na wycieczkę z żoną. Początkowo mieliśmy jechać do Łapanowa, ale temperatura przekraczająca 30 stopni nas do tego zniechęciła, wybór padł więc na Puszczę Niepołomicką w której można było liczyć na odrobinę cienia. Ruszyliśmy z Niepołomic i Drogą Królewską, Żubrostradą dojechaliśmy do drogi na Damienice, którą dojechaliśmy nad Czarny Staw, minęliśmy go i skręcając w lewo pojechaliśmy na koniec Puszczy do Baczkowa. W sklepie zrobiliśmy zakupy i postój w cieniu przy pobliskim budynku OSP - zrobiłem fotkę zabytkowej sikawce i po chwili ruszyliśmy z powrotem.
Po kilkunastu minutach już robiliśmy sesję nad Czarnym Stawem, było strasznie gorąco więc ludzi nad stawem nie było wcale, a i na leśnych ścieżkach w Puszczy też nie było tłumów. Po przerwie nad stawem ruszyliśmy w drogę powrotną, moja żona rozpoczęła wyścigi, najpierw wyprzedziła gościa na rowerze, później grupę szybko jadących rolkarzy, a już na Drodze Królewskiej zaczęła uciekać przed dość szybko jadącym starszym panem. Ucieczka była skuteczna przez jakieś 5 km pokonywanych z prędkością 22-25 km/h, ale w końcu brakło pary i moja żona musiała uznać wyższość starszego pana, który w końcu nas dogonił i przegonił:). Do domy wróciliśmy już tempem spacerowym. W sumie pokonaliśmy przeszło 43 km i do 1000 km zrobionych w lipcu brakuje mi już tylko niecałych dwóch kilometrów:) zostały jeszcze 3 dni więc może dam radę:). Dziś jechało mi się tak sobie, obawiam się, że gdybym w takim słońcu miał pokonać 100 km podczas powrotu z Częstochowy to mogłoby być ciężko, ale w grupie motywacja rośnie, więc może jakoś bym sobie poradził:)

Galeria wycieczki


Do Niepołomic, powrót przez Cichawę, cmentarz wojenny 333

Poniedziałek, 23 lipca 2012 | dodano:23.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 42.70 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 01:55
  • VAVG 22.28 km/h
  • VMAX 22.16 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 288 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Kilka dni temu znalazłem na stronie bochnianin.pl informacje o 4 dniowej wycieczce rowerowej do Częstochowy organizowanej przez bocheńskie PTTK. Wyjazd 27 a powrót 29, ponieważ 28 umówiłem się już żoną, a 29 mamy wesele, więc postanowiłem pojechać tylko na dwa dni. W tym czasie mamy dojechać z Chełmu do Częstochowy, kolejne dwa dni są przeznaczone na powrót, ja wrócę pociągiem. Moim znajomi pojechali na wyprawę do Lwowa (23-29.07) ja niestety ze względu na obowiązki związane z załatwianiem papierów na budowę musiałem zostać, może więc uda mi się chociaż wybrać na tą dwudniową wycieczkę z PTTK.

Dziś postanowiłem zrobić lekki trening, pojechałem do Niepołomic gdzie odwiedziłem kolegę oraz sklep rowerowy. Chciałem kupić sakwę na kierownicę, bo moja poprzednia niestety chyba dokonała żywota, w sklepie bywa fajna sakwa ale niestety mocowanie nie pasowało do mojej kierownicy, więc sakwy nie mam.

Powrót zaplanowałem okrężną drogą przez Brzezie i Cichawę, gdzie planowałem odwiedzić cmentarz wojenny nr 333. Do Brzezie pojechałem przez Puszczę i dalej przez Trąbki, potem zjechałem w dół do Cichawy. Do cmentarza niestety nie podszedłem ponieważ pola wokół cmentarza są zarośnięte zbożem a drogi dojazdowej oczywiście brak. Dalej przejechałem przez Cichawę do Książnic i drogą powiatową do Łapczycy. Wycieczka w sumie dość udana, trochę się męczyłem pod górki, ale do czwartku mam nadzieję złapać odpowiednią formę.

Podczas tej wycieczki przekroczyłem 2000 km w sezonie, ponieważ taki był mój plan i poszło mi to bardzo sprawnie, kolejną granicę ustalam ambitnie na 3000 km. Wynik z poprzedniego roku to 3400 km, może być ciężko pobić, choć w sumie takich planów na ten sezon nie było.



Galeria wycieczki

Bunkry w Mamerkach, Węgorzewo, Harsz

Czwartek, 12 lipca 2012 | dodano:12.07.2012 Kategoria 41-60 km, Mazury 2012, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 45.93 km
  • Teren: 5.00 km
  • Czas: 03:16
  • VAVG 14.06 km/h
  • VMAX 35.81 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 197 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Po nocy spędzonej w Wilczym Szańcu wstaliśmy rano i poszliśmy na śniadanie w restauracji. Pogoda nie była najlepsza po wieczornych i nocnych burzach było mokro i dość zimno, a niebo było zasnute gęstymi chmurami. Po śniadaniu i przetarciu rowerów (niestety noc musiały spędzić na zewnątrz) ruszyliśmy w drogę. Na początek szybko odwiedziliśmy jeszcze bunkry w strefie II i zrobiliśmy kilka fotek. Następnie ruszyliśmy do miejscowości Parcz, zaraz za Wilczym Szańcem mieści się park miniatur, widzieliśmy go tylko zza ogrodzenia ale już po tym można stwierdzić, że wygląda zachęcająco. W Parczu uzupełniliśmy bidony i ruszyliśmy dalej. Na skraju tej miejscowości znajduję się dość ciekawy cmentarz prawosławny z okresu I wojny światowej. W drodze do kolejnej miejscowości moja żona zauważyła, że ma mało powietrza w przednim kole, lekko dopompowałem i ruszyliśmy dalej obserwując sytuacje i w kolejnej miejscowości Mażany stwierdziliśmy już na pewno, że koło jest przebite.

Zatrzymaliśmy się pod sklepem i zacząłem ściągać koło, wyciągnąłem dętkę i poszukałem zapasu i tu okazało się, że jednak nie jesteśmy dobrze przygotowani do wyprawy. Miałem dwie dętki ale obie miały wentyl samochodowy, natomiast rower mojej żony ma dętki z wentylem Presta. Powiem szczerze, że byłem pewien, że moja dętka wejdzie na koło mojej żony, tymczasem okazało się, że wentyl samochodowy nie przejdzie przez obręcz. Zacząłem więc szukać łatek a tu kolejny zonk łatek nie mam. Pozostała więc naprawa metodą tradycyjną, w sklepie na przeciwko kupiłem klej Kropelka, pociąłem jedną z dętek i wykroiłem łatkę, którą zakleiłem dziurę. Po kilku minutach okazało się, że łatka trzyma jak trzeba, więc założyliśmy dętkę i ruszyliśmy dalej. Cała naprawa zajęła nam dość dużo czasu - prawie godzinę. Po tej przygodzie pojechaliśmy dalej. Dojechaliśmy do miejscowości Radzieje w której skręciliśmy na drogę miejscowości Kamionek Wielki, okazało się że droga na tym odcinka jest brukowana kamieniami i po raz kolejny strasznie się na takim bruku męczyliśmy. Po dojechaniu do Kamionka Wielkiego w końcu bruk się skończył i dalej już szybko przez Pniewo, brzegiem jeziora Mamry dojechaliśmy do Mamerek gdzie w czasie II wojny mieściła się Kwatera Główna Wojsk Lądowych.

Manerki wyglądają zdecydowanie mniej komercyjnie niż Wilczy Szaniec, za wstęp do Strefy I trzeba zapłacić 10 zł, można też wypożyczyć latarkę, jest ona potrzebna ponieważ w Manerkach można oglądać wnętrza nie zniszczonych bunkrów. W strefie I znajduję się 6 bunkrów w tym kilka tzw. bunkrów gigantów czyli takich w jakim w Wilczym Szańcu mieszkał Hilter. Na dachu bunkru nr 6 znajduję się wieża widokowa z której można podziwiać panoramę jeziora Mamry. Ciekawostką jest fakt, że góry nie widać ani jednego bunkra w lesie mimo iż znajdują się one całkiem blisko wieży widokowej. Niestety nie widać też za wiele w kierunku jeziora Mamry, miałem wrażenie, że od czasu budowy wieży drzewa trochę podrosły i dość skutecznie zasłoniły widok.

Po obejrzeniu bunkrów w strefie I udaliśmy się do bunkrów w strefie II, tam nie potrzeba już biletów. Niestety zwiedzanie strefy II jest mocno ograniczone przez wściekłe ataki komarów, więc przez strefę II raczej przebiegliśmy. Na terenie tej strefy znajdował się też dworzec kolejowy z którego można było dojechać pociągiem do Wilczego Szańca i Węgorzewa. Po opuszczeniu Manerek ruszyliśmy do Węgorzewa, po przejechaniu może 1 km dojechaliśmy do mostu nad nigdy niedokończonym Kanałem Mazurskim, który miał połączyć Wielkie Jeziora Mazurskie z rzęką Pregołą a przez nią z Morzem Bałtyckim. Jadąc z Kamionka Wielkiego przez Manerki do Węgorzewa cały czas objeżdżaliśmy jezioro Mamry, tuż przed Węgorzewem w miejscowości Przystań zobaczyliśmy ciemne burzowe chmury, gdy byliśmy w Trygorcie burza groziła już na całego. Do Węgorzewa pędziliśmy jak szaleni i tuż przed samym deszczem udało nam się dojechać do miasta i schować pod daszkiem koło jakiegoś banku. Padało przeszło pół godziny, jak deszcz trochę zelżał pojechaliśmy do schroniska młodzieżowego na ulicy Prusa, niestety okazało się, że nie ma miejsc, pani nam wytłumaczyła, że w Węgorzewie odbywa się Rockowisko i o nocleg będzie ciężko. Udaliśmy się więc do centrum, zatrzymaliśmy się na obiad w pizzerii przed zamkiem w Węgorzewie, który wcale nie wygląda jak zamek i zwiedzać go nie można. Po obiedzie zdecydowaliśmy się wyjechać z Węgorzewa i poszukać noclegu za miastem. Z Węgorzewa wyjeżdżaliśmy drogą główną nr 63, ale na szczęście wzdłuż drogi aż do miejscowości Ogonki znajduję się ścieżka rowerowa. Na granicach miasta znajduję się cmentarz żołnierzy radzieckich, który zginęli podczas wyzwalania Węgorzewa w 1945 r.

Próbowaliśmy szukać noclegu w Ogonkach nad jeziorem Święcajny, ale tu też był problem. Skręciliśmy w prawo w stronę miejscowości Harsz, po drodze wstąpiliśmy jeszcze do jednego ośrodka z domkami nad jeziorem, ale warunki w małych domkach były raczej kiepskie, więc pojechaliśmy dalej. Na szczęście pogoda się trochę poprawiła i nawet wyszło słońce. Po kilku kilometrach jazdy dojechaliśmy do wioski Harsz okazało się, że jest tu kilka gospodarstw agroturystycznych i z noclegiem nie ma problemu. Znaleźliśmy bardzo fajny nocleg nad samym brzegiem jeziora Harsz. Wieczorem się rozpogodziło na całego, poszliśmy więc na spacer, najpierw na brzeg jeziora a potem do sklepu. Chcieliśmy spędzić kilka chwil nad jeziorem, ale niestety mimo słońca było dość chłodno. Następnego dnia mieliśmy dojechać do nieodległego już Giżycka - miał to być ostatni etap naszej wyprawy.

Galeria wycieczki


Wilczy Szaniec zdobyty

Środa, 11 lipca 2012 | dodano:11.07.2012 Kategoria 41-60 km, Mazury 2012, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 49.42 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 03:30
  • VAVG 14.12 km/h
  • VMAX 39.25 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 218 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Po trzech dniach spędzony nad jeziorem Inulec, wstaliśmy rano, zapakowaliśmy sakwy i ruszyliśmy dalej na początek do Mikołajek. Przejechaliśmy przez miasto i boczną drogą wzdłuż jeziora Tałty ruszyliśmy w kierunku Rynu. W miejscowości Tałty zrobiliśmy krótki postój a następnie przejechaliśmy przez kanał Tałcki łączący jezioro Tałty z jeziorem Tałtowisko i ruszyliśmy dalej już szutrową drogą. Przejechaliśmy przez Skorupki obok pól biwakowych nad jeziorem Tałtowisko a następnie wyskoczyliśmy na asfaltową drogę nr 642, którą miała nas zaprowadzić do Rynu. Po kolejnych kilku kilometrach jazdy dojechaliśmy do Rynu leżącego nad jeziorem Ryńskim. W Rynie znajduje się oczywiście port oraz zamek krzyżacki z XIV wieku. Z pierwotnego wyglądu zamku niewiele pozostało, a w obecnym zamku znajduję się hotel i restauracja, teren wokół zamku można zwiedzać, więc porobiliśmy kilka zdjęć. Z Rynu ruszyliśmy dalej drogą nr 642 w kierunku Sterławek Wlk. Po jakiś 10 km byliśmy w Sterławkach przez które przebiega dość ruchliwa droga z Giżycka do Kętrzyna. W tej miejscowości zrobiliśmy postój na drugie śniadanie, ja zrobiłem kilka fotek kościoła i po uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy dalej drogą w kierunku Kętrzyna.

Ruchliwą drogą na Kętrzyn musieliśmy przejechać ładne parę kilometrów przez Martiany i Pożarki dojechaliśmy do miejscowości Kwiedzina, gdzie mieliśmy odbić w leśną drogę do Gierłoży. Na mapie ta droga była oznaczona jako asfaltowa, tym czasem w miejscu gdzie miała być droga był szuter, więc pojechaliśmy kawałek dalej w poszukiwaniu właściwej drogi, ale okazało się, że to jednak była ta droga, więc wróciliśmy do niej i ruszyliśmy do Gierłoży. Droga rzeczywiście była utwardzona, ale nie asfaltem a brukiem z kamieni w rezultacie jechało się nią bardzo ciężko i powoli. Do Gierłoży mieliśmy do pokonania ledwie 4 km ale jechaliśmy ten odcinek dość długo, ale za to wyjechaliśmy wprost na Wilczy Szaniec - czyli dawną kwaterę Hitlera na Mazurach. Kwaterę tą zbudowano dla celów wojny z ZSRR podczas której to właśnie na Mazurach w kilku takich kwaterach znajdowało się dowództwo wszystkich rodzajów wojsk. Ponieważ wojna z ZSRR się przedłużała to Hilter w Wilczym Szańcu spędził ponad 800 dni (najwięcej podczas wojny). To tu został przeprowadzony na niego zamach zobrazowany w filmie Walkiria z Tomem Cruisem. Obecnie na terenie Wilczego Szańca za odpowiednią opłatą - 15 zł można zwiedzać pozostałości bunkrów (większość z nich wysadzono i są w ruinie). Ponieważ chcieliśmy w tym miejscu przenocować zapytaliśmy o nocleg. Okazało się, że za 100 zł (za pokój 2 osobowy) możemy przenocować w hotelu mieszczącym się w dawnym budynku Gwardii Przybocznej, biorąc taką opcję mieliśmy wstęp za darmo i śniadanie na drugi dzień gratis, w przypadku noclegu ja polu namiotowym trzeba zapłacić za wstęp, za nocleg na polu i oczywiście o żadnym śniadaniu za free nie ma mowy, wybraliśmy więc hotel.

Po zainstalowaniu się w hotelu, wykąpaniu się i zjedzeniu obiadu w restauracji, kupiliśmy przewodnik za 5 zł i ruszyliśmy zwiedzać. W tym czasie pogoda się trochę zepsuła, ale jeszcze nie padało, więc mogliśmy zwiedzać bez problemów. Przeszliśmy przez tzw. Strefę I czerwonym szlakiem. Punktem kulminacyjnym zwiedzania jest zniszczony częściowo bunkier gigant nr 13 w którym mieszkał Hilter. W Gierłoży można zwiedzać jeszcze strefę II, po drugiej strony drogi na Kętrzyn, bunkry w tej strefie można zwiedzać bez biletów. Mieliśmy tam jeszcze pójść, ale najpierw chcieliśmy się zabezpieczyć przed natarczywymi komarami, niestety nasze dalsze plany zwiedzania bunkrów przerwała niestety burza z deszczem, która nie chciała odpuścić aż do samego wieczora i w rezultacie nie poszliśmy oglądać bunkrów w strefie II. Na następny dzień planowaliśmy dojechać do Węgorzewa a po drodze zwiedzić kwaterę główną wojsk lądowych w Mamerkach, gdzie zachowały się całe nie zburzone bunkry.

Galeria wycieczki


Ukta - Wojnowo - Ruciane-Nida

Wtorek, 10 lipca 2012 | dodano:10.07.2012 Kategoria 41-60 km, Mazury 2012, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 56.92 km
  • Teren: 17.00 km
  • Czas: 04:00
  • VAVG 14.23 km/h
  • VMAX 14.18 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 287 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze




Po dniu plażowania na trasę powróciła moja żona celem była Ruciane-Nida a po drodze Ukta i Wojnowo. Z Zełwągów ruszyliśmy szutrówką przez las w kierunku drogi nr 609, którą po przejechaniu 12 km od startu dojechaliśmy do Ukty, małej dość klimatycznej miejscowości nad rzeką Krutynią. Zatrzymaliśmy się najpierw na niewielkim rynku, następnie zaglądnęliśmy do neogotyckiego kościoła a wyjeżdżając z Ukty przejechaliśmy mostem na Krutynią i skierowaliśmy się na Wojnowo. Miejscowość ta została założona przez rosyjskich staroobrzędowców (wyznawców prawosławia, który nie przyjęli reformy liturgicznej patriarchy Nikona z lat 1652–1656 i opuścili Rosję). Na Mazury trafili w latach 30-tych XIX wieku gdzie osiedli się zakładając kilka wiosek w tym właśnie Wojnowo. Wcześniej jednak zatrzymaliśmy się moście nad Krutynią gdzie obserwowaliśmy spływ kajakowy i zrobiliśmy sobie fotkę. Następnie odwiedziliśmy cerkiew w Wojnowie przy której znajduje się cmentarz oraz dom sióstr zakonnych właśnie tego obrządku. Cerkiew jest właśnie z zewnątrz remontowana, ale wnętrze można zwiedzać, żeby wejść do cerkwi moja żona musiała się ubrać w dwie przygotowane na wejściu chusty i za 2 złote od osoby weszliśmy do środka. Zrobiłem kilka zdjęć choć oficjalnie jest zakaz, ale jakoś go przegapiłem:) Po obejrzeniu cerkwi, pojechaliśmy dalej przez Wojnowo, kolejnym punktem na trasie był dom modlitwy staroobrzędowców czyli tzw. Molenna - to miejsce obejrzeliśmy już tylko z drogi, a następnie pojechaliśmy dalej do znajdującego się nad jeziorem Duś byłego klasztoru staroobrzędowców. Klasztor jak wspomniałem znajduję się nad jeziorem, przy klasztorze znajduję się cmentarz, sam klasztor można zwiedzać i to za darmo, można złożyć dobrowolną ofiarę. We wnętrzu można zobaczyć ołtarz bardzo podobny do tego w cerkwi, a w przedsionku zdjęcia staroobrzędowców z początku XX wieku. Na terenie klasztoru działa coś na kształt gospodarstwa agroturystycznego i pole biwakowe.

Kolejnym punktem naszej wyprawy było Ruciane-Nida, to właśnie od tej miejscowości zgodnie z wcześniejszym planem mieliśmy zacząć zwiedzanie wielkich jezior. Żeby tam dojechać musieliśmy przejechać kilka kilometrów, na szczęście nie zbyt ruchliwą, drogą nr 58. Do miasteczka wjechaliśmy od strony Nidy a następnie przejechaliśmy do bardziej turystycznej części miejscowości czyli do Rucianego. Po wizycie w punkcie informacji turystycznej pojechaliśmy nad śluzę Guzianka łączącą jezioro Bełdany z jeziorem Guzianka Wielka. Nad śluzą spędziliśmy dłuższą chwilę obserwując pełny cykl pracy śluzy: łódki wpłynęły od strony jeziora Guzianka, następnie woda w śluzie została spuszczona i opadła o ładne 2 metry, a następnie nastąpiło otwarcie śluzy i łódki wypłynęły na jezioro Bełdany. Obok śluzy znajduję się dość ciekawy bunkier, który kiedyś zapewne miał za zadanie bronić przeprawy. Następnie wróciliśmy do Rucianego, gdzie zjedliśmy pyszny obiad. Na drogę powrotną wybraliśmy drogę szutrową brzegiem jeziora Bełdany przez miejscowości Wygryny i Kamień do Iznoty. Po drodze chcieliśmy jeszcze zobaczyć kapliczkę w lesie zbudowaną dla potrzeb filmu "Pan Tadeusz". Droga którą wybraliśmy była dość ciężka, dużo piasku i jechało się ciężko, ale w końcu dojechaliśmy do wspomnianej kapliczki. Po kolejnych kilku kilometrach dojechaliśmy do Iznoty w tej miejscowości mieści się ośrodek Galindia w którym odbywają się inscenizacje związane z plemieniem Galindów, które żyło na tym terenie czyli w tzw. Galindi. Plemię to uległo zagładzie po walkach z Polakami z później z Krzyżakami a ich resztki zostały zasymilowane przez Mazurów. Ośrodek Galindia stara się oczywiście zarobić ale przy okazji przypomina o tym historycznym plemieniu. My jednak Galindi nie zwiedzaliśmy ale od razu skierowaliśmy się do miejscowości Nowy Most, a następnie przez Bobrówko wróciliśmy do Zełwągów, wycieczka miała być krótka a wyszło prawie 57 km. To był ostatni dzień naszego pobytu pod Mikołajkami, następnego dnia mieliśmy w planie Ryn i Wilczy Szaniec w Gierłoży.

Galeria wycieczki


Olsztyn - Orżyny

Sobota, 7 lipca 2012 | dodano:07.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
  • DST: 54.40 km
  • Czas: 04:07
  • VAVG 13.21 km/h
  • VMAX 40.41 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Podjazdy: 336 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze




Pociąg z Iławy do Olsztyna odjeżdżał tuż przed 9:00, jechał około godziny więc około 10 byliśmy na dworcu w Olsztynie. Wolniutkim tempem dojechaliśmy na starówkę gdzie zrobiliśmy kilka zdjęć i zaczęliśmy wyjeżdżać z miasta. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do Biedronki na zakupy i mniej więcej o 11:30 byliśmy na granicach Olsztyna. Pierwsze kilometry za Olsztynem jechaliśmy jeszcze po dość ruchliwej drodze, ale z każdym pokonanym kilometrem ruch samochodów malał. W Ostreszewie pojawiły się oznaczenia czarnego szlaku rowerowego, które towarzyszyły nam przez cały dzień. Tempo jazdy było dość niskie, ponieważ temperatura była bardzo wysoka a nam doskwierało jeszcze zmęczenie z wczorajszej wycieczki. Jechaliśmy przez kolejne wioski, a niebo nad nami robiło się coraz ciemniejsze. Mniej więcej w Prejłowie rozważaliśmy nawet czy się nie zatrzymać i przeczekać ewentualny deszcz, ale ostatecznie pojechaliśmy dalej. No i stało się na drodze w lesie między Prejłowem i Giławami zaczęło padać, początkowo lekko, ale po chwili już dość mocno. Stanęliśmy na poboczu pod drzewami i zaczęliśmy się ubierać oraz chować namiot i śpiwory do worków. Na szczęście po kilku minutach deszcz wyraźnie osłabł i mogliśmy jechać dalej, zanim dojechaliśmy do wioski Giławy - świeciło już słońce i musieliśmy się rozbierać. Po kilku minutach przerwy pod dębem w Giławach ruszyliśmy dalej już przy mocno przygrzewającym słońcu.

Jakieś 5 km za Giławami dojechaliśmy do niewielkiego jeziora Ruskie, gdzie zrobiliśmy mały postój na niewielkiej plaży, pogoda była znowu idealna więc nawet zdecydowałem się na małe brodzenie w jeziorku. Po kilku minutach ruszyliśmy dalej w kierunku większej miejscowości jaką były Dźwierzuty. Liczyłem, że w tej miejscowości lub w jej pobliżu znajdziemy nocleg. Wioska rzeczywiście była większa, krzyżowały się w niej drogi ze Szczytna i Biskupca, były dwa kościoły w tym jeden ewangelicki i niewielki skwer robiący za rynek. Niestety okazało się, że w Dźwierzutach noclegu nie ma, w odległości kilku kilometrów było kilka ośrodków wypoczynkowych, jednak cena za noc nie bardzo zachęcała. Zastanawialiśmy się dobrych kilkanaście minut co robić dalej a tymczasem nad naszymi głowami pojawiły się ciężkie burzowe chmury, schowaliśmy się więc na pobliskim przystanku żeby przeczekać deszcz. Chwilę popadało, trochę zagrzmiało, a potem przestało, ale chmury dalej wisiały nam nad głową. Czekaliśmy dobre 40 minut ale w końcu podjęliśmy decyzje, że jedziemy dalej czarnym szlakiem do miejscowości Orżyny, gdzie zgodnie z oznaczeniem na mapie miały znajdować się jakieś gospodarstwa agroturystyczne, a w razie czego w pobliżu był też ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem. Niestety w kierunku jaki obraliśmy chmury były jeszcze ciemniejsze. Pokonaliśmy 5 km do miejscowości Targowo a nad nami już wyraźnie zbierało się na burzę. Pędziliśmy co sił w nogach o Orżyn i na szczęście bez problemu trafiliśmy na wolne miejsce w gospodarstwie agroturystycznym. Zdążyliśmy tuż przed burzą.

Rozpakowaliśmy bagaże, wykąpaliśmy się a ponieważ burza przeszła i zaczęło świecić słońce udaliśmy się na spacer nad pobliskie jezioro Łęsk. Jezioro było bardzo ładne i czyste, trafiliśmy na fachową plaże wiejską z profesjonalnym pomostem, zrobiliśmy kilka zdjęć, pomoczyliśmy nogi i zaczęliśmy wracać bo znowu zaczęło zbierać się na burzę. Po naszym powrocie do domu znowu burza, całe szczęście że udało nam się znaleźć nocleg:)

Ten dzień był dość trudny, było parno i gorąco, ale co chwilę groziło deszczem. Nasza mapa topograficzna Pojezierza Olsztyńskiego kończyła się właśnie na Orżynach i nie wiedzieliśmy czy dalej możemy liczyć na jakiś nocleg. Po wycieczce dookoła Jezioraka byliśmy mocno zmęczeni, więc jechało się ciężko, na szczęście ten dzień minął bez większych problemów, trafiliśmy na dobry nocleg na ostatniej miejscowości widocznej na mapie, nie zmokliśmy jakoś mocno, a do Wielkich Jezior Mazurskich mieliśmy już na tyle blisko, że kolejnego dnia powinniśmy bez problemu tam dojechać.

Galeria wycieczki


Do pracy i z powrotem

Poniedziałek, 2 lipca 2012 | dodano:02.07.2012 Kategoria 41-60 km, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, praca
  • DST: 51.53 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 02:10
  • VAVG 23.78 km/h
  • VMAX 56.03 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 251 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Trening przed wyprawą na Mazury, wyjazd z do pracy rano, i po pracy przez Niepołomice do domu.


Do okoła jeziora Dobczyckiego

Niedziela, 1 lipca 2012 | dodano:02.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 42.66 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 03:12
  • VAVG 13.33 km/h
  • VMAX 59.30 km/h
  • Temp.: 34.0 °C
  • Podjazdy: 481 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W ramach wyrabiania formy przed rowerowymi wakacjami na Mazurach wybrałem się z żoną na wycieczkę dookoła Jeziora Dobczyckiego. Do Dobczyc pojechaliśmy samochodem, zaparkowaliśmy na rynku i ruszyliśmy na trasę. Na początek podjechaliśmy sobie pod ruiny zamku bardzo stroną ulicą Kazimierza Wielkiego, żona kręciła ostro i padła dopiero 100 metrów przed bramą wejściową. Obejrzeliśmy zamek i skansen z zewnątrz, pooglądaliśmy widoki z zamkowego wzgórza i już chcieliśmy jechać dalej, ruszam a tu w tylnym kole flak. Zatrzymaliśmy się cieniu obok kościoła znajdującego się w murach dawnego zamku i szybko wymieniłem oponę i ruszyliśmy dalej w kierunku na Kornatkę. Mimo iż było jeszcze przed 11 to już było strasznie gorąco a tu jazda pod górkę. Przyznam szczerze, że sądziłem że czeka nas tylko jeden ciężki podjazd do Kornatki właśnie a potem już będziemy jechać brzegiem jeziora. Kręcąc powoli osiągnęliśmy szczyt w Kornatce na wysokości około 350 metrów npm, potem nastąpił zjazd ale już po chwili znowu jechaliśmy pod górę, dwie hopki i znowu byliśmy na 350 metrach. Dalej był długi wspaniały zjazd, na którym zjechaliśmy na 276 m npm, ale już po chwili stanął przed nami ciężki podjazd w miejscowości Brzezowa - 2,6 km i 119 metrów przewyższenia, średnie nachylenie 4,4%. Na tym podjeździe podziwialiśmy widok na znajdujący się na przeciwległym brzegu zamek i zaporę w Dobczycach. Z pewnymi problemami osiągnęliśmy jednak szczyt na wysokości prawie 400 m npm i popędziliśmy w dół do Drogini - ten odcinek tylko w przeciwnym kierunku pokonywali chyba kolarze podczas Mistrzostw Polski Juniorów, które odbyły się niedawno właśnie w Dobczycach, gdyż na asfalcie było sporo napisów dopingujących kolarzy. Tuż za kościołem w Drogini stanął przed nami kolejny podjazd, było już koło południa i grzało niemiłosiernie, podjazd ten mimo iż łatwiejszy od poprzedniego sprawił, że moja żona musiała kawałek podprowadzić rower, ale już po chwili pędziliśmy w dół, na skrzyżowaniu skręciliśmy na Osieczany i po prawie 16 km męczącej górskiej przeprawy z którą moja żona poradziła sobie dzielnie, zaczęła się w końcu w miarę łatwa jazda. Za Osieczanami odbiliśmy w ulicę Zdrojową, którą dojechaliśmy na Zarabie w Myślenicach.

Po męczącej jeździe - 23 km i 380 metrów przewyższenia, rozbiliśmy się w cieniu nad Rabą. Ludzi na rzeką mnóstwo, większość brodziła w płytkiej (po kostki) Rabie, niektórzy się opalali, a jeszcze inni jak my po prostu odpoczywali w cieniu. Przy okazji odpoczynku nad rzeką, mieliśmy okazję wypróbować kupioną w Decathlonie matę - sprawdziła się dobrze, ja lekko się ochłodziłem w rzece, zjedliśmy po zapiekance i po jakiś 2 godzinach stwierdziliśmy, że wracamy - tym razem główną drogą 967, że trochę ograniczyć trudności w postaci ciężkich podjazdów. Pierwotnie plany były trochę inne, ja planowałem nawet podjazd pod górę Chełm, myślałem, że żona będzie w tym czasie odpoczywać na plaży, albo może pojedzie na górę wyciągiem, ale straszny upał ostudził nasze plany. Wracać pierwotnie, mieliśmy tą samą drogą, ale okazała się ona strasznie trudna i uznaliśmy, że jednak pojedziemy drogą główną. Na początek jednak odwiedziliśmy jeszcze malowniczy rynek w Myślenicach, zjedliśmy lody i ruszyliśmy w drogę. Na początek przez Myślenice ulicą Kazimierza Wielkiego, a potem już drogą 967. Tuż za Myślenicami droga prowadzi mocno pod górę, na szczęście przy jezdni jest chodnik, na nieszczęście ten chodnik zrobiono w formie niewysokich schodków. Jazda po takie nawierzchni jeszcze pod górę jest ciężka, ale uznaliśmy, że będzie to mimo wszystko bezpieczniejsze niż podjeżdżanie szosą. Prawie 2 km podjazd na średnie nachylenie powyżej 5%, więc było ciężko ale jakoś osiągnęliśmy szczyt. Po drodze do Dobczyc czekały nas jeszcze dwa podjazdy na szczęście już sporo łatwiejsze i to pokonywane bo asfalcie (bo chodnika już nie było). Na koniec zjazd do Dobczyc, gdzie na parkingu przed kościołem zamknęliśmy 40 km pętlę. Mój licznik pokazał większy dystans, ale jeździłem rowerem jeszcze do sklepu i po jedzenie w czasie pobytu nad Rabą w Myślenicach.

Wycieczka fajna, choć trasa trudna a upał wręcz straszny. Odcinek do Myślenic zmęczył nas strasznie, odcinek główną drogą do Dobczyc był krótszy i w sumie dużo łatwiejszy, ale ze względu na spory ruch samochodów zdecydowanie mniej przyjemny. Moja żona miała, ze dwa momenty kryzysu, ale w sumie z tą ciężka trasą poradziła sobie wzorowo - to dobry prognostyk przed zbliżającymi się wakacjami na Mazurach. Zamierzamy przejechać z Iławy przez Grunwald, Szczytno nad Wielkie Jeziora Mazurskie, objechać jeziora i skończyć wycieczkę gdzie pewnie w Kętrzynie skąd wrócimy pociągiem. Taki jest plan, jak będzie zobaczymy, zapowiadają upały w gwałtownymi burzami, które mam nadzieje nas ominą. Ruszamy we czwartek - relacja po powrocie na mojej stronie:)

Galeria wycieczki


Do Niepołomic po sakwy, bieg w pogoni za Żubrem

Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano:30.06.2012 Kategoria 41-60 km, Łapczyca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 48.14 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 02:12
  • VAVG 21.88 km/h
  • VMAX 55.48 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Podjazdy: 211 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka do Niepołomic po sakwy crosso, które właśnie zakupiłem. Przy okazji zobaczyłem sobie przygotowania do biegu w pogoni za Żubrem. Powrót przez Puszczę Niepołomicką.

Galeria wycieczki