- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
Po górkach
Dystans całkowity: | 12896.04 km (w terenie 1568.70 km; 12.16%) |
Czas w ruchu: | 673:49 |
Średnia prędkość: | 19.14 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.10 km/h |
Suma podjazdów: | 133342 m |
Maks. tętno maksymalne: | 189 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (83 %) |
Suma kalorii: | 94371 kcal |
Liczba aktywności: | 325 |
Średnio na aktywność: | 39.68 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
Do Chełmu - zobaczyć Rabę
Sobota, 17 maja 2014 | dodano:17.05.2014 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 11.82 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 00:40
- VAVG 17.73 km/h
- VMAX 50.51 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 209 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo iż było dość brzydko, wietrznie i chłodno, pojechałem do Chełmu zobaczyć spustoszenie jakie uczyniła Raba. Od tygodnia pada, Raba jest bardzo wysoka, w kilku miejscach w okolicy wyszła z koryta i zalała niżej położone tereny.
Na początek jazda przez Łapczycę do Moszczenicy, pierwsze co rzuca mi się w oczy to bardzo wysoki stan potoku w Łapczycy, zatrzymuję się nawet żeby zrobić fotkę, przy okazji ubieram wiatrówkę bo jest mi zimno. Dalej przejazd przez Moszczenicę i dojazd do Chełmu. Na cmentarzu w Chełmie robię postój i kilka fotek na Rabę w Stanisławicach i Cikowicach. Następnie zjeżdżam do koryta rzeki w Chełmie - zalane są wszystkie łąki tuż przy Rabie, woda opiera się dopiero na szutrowej drodze wzdłuż rzeki, którą jadę. Wracam pod cmentarz w Chełmie pokonując solidny podjazd, potem zjazd do Moszczenicy i postanawiam spróbować się jeszcze ze stromym podjazdem w kierunku górnego kościoła w Łapczycy. Jadę na najlżejszym przełożeniu, ale idzie mi dość dobrze, równym tempem dojeżdżam do znaku Łapczyca, gdzie kończy się stroma ścianka, dalej jadę już wyraźnie szybciej pod kościół w Łapczycy, po drodze robię jeszcze kilka fotek w kierunku kościoła w Cikowicach - tu też widać sporo wody. Na koniec zjazd do 94 i powrót do domu.
Wycieczka krótka ale udana, forma nawet niezła, mimo iż cały czas jestem dość mocno przeziębiony.
Na początek jazda przez Łapczycę do Moszczenicy, pierwsze co rzuca mi się w oczy to bardzo wysoki stan potoku w Łapczycy, zatrzymuję się nawet żeby zrobić fotkę, przy okazji ubieram wiatrówkę bo jest mi zimno. Dalej przejazd przez Moszczenicę i dojazd do Chełmu. Na cmentarzu w Chełmie robię postój i kilka fotek na Rabę w Stanisławicach i Cikowicach. Następnie zjeżdżam do koryta rzeki w Chełmie - zalane są wszystkie łąki tuż przy Rabie, woda opiera się dopiero na szutrowej drodze wzdłuż rzeki, którą jadę. Wracam pod cmentarz w Chełmie pokonując solidny podjazd, potem zjazd do Moszczenicy i postanawiam spróbować się jeszcze ze stromym podjazdem w kierunku górnego kościoła w Łapczycy. Jadę na najlżejszym przełożeniu, ale idzie mi dość dobrze, równym tempem dojeżdżam do znaku Łapczyca, gdzie kończy się stroma ścianka, dalej jadę już wyraźnie szybciej pod kościół w Łapczycy, po drodze robię jeszcze kilka fotek w kierunku kościoła w Cikowicach - tu też widać sporo wody. Na koniec zjazd do 94 i powrót do domu.
Wycieczka krótka ale udana, forma nawet niezła, mimo iż cały czas jestem dość mocno przeziębiony.
Krynica
Sobota, 3 maja 2014 | dodano:03.05.2014 Kategoria 100 km i więcej, Po górkach
- DST: 123.90 km
- Czas: 05:16
- VAVG 23.53 km/h
- VMAX 62.97 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 1394 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd do Krynicy organizowali znajomi z Niepołomic, niektórzy jechali tam na cały długi weekend, ale kilka osób jechało podobnie jak tylko pokonać tą trudną i dość długą trasę. Start wyprawy z Niepołomic, ale ja jechałem od siebie z domu. Na początek w ramach treningu przejechałem się Górnym Gościńcem do Chełmu, zjechałem do mostu na Rabie i czekałem na resztę peletonu.
Wyjechałem sobie trochę za wcześnie i musiałem czekać dobre 25 minut, na dodatek akurat się zachmurzyło i trochę zmarzłem. W końcu zobaczyłem kilku osobowy peleton prowadzony przez 3 szosowców. Na początek dobrze mi znany podjazd pod Czyżyczkę, postanowiłem spróbować utrzymać się z przodu z szosowcami. Najcięższe fragmenty jechałem na kole szosowców, ale na wypłaszczeniu przed szczytem straciłem parę metrów, które na zjeździe zamieniły się parędziesiąt. Po zjeździe w Zawadzie zatrzymałem się i poczekałem na pozostałych, żeby wiedzieli gdzie jechać. Następnym wzniesieniem był podjazd pod Olchawę, dość krótki ale stromy, szosowcy odjechali definitywnie i zobaczyliśmy ich dopiero w Krynicy. Do Wiśnicza dojechałem sobie lekko z przodu, poczekałem na resztę i zrobiliśmy krótki postój. Po jakiś 10 minutach ruszyliśmy na Lipnicę Murowaną, gdzie czekał nas oczywiście kolejny podjazd. Tempo jazdy zarówno pod górę jak na płaskich odcinkach było bardzo wysokie, trzeba było mocno walczyć o utrzymanie koła. Cały podjazd jechałem w grupie, docisnąłem dopiero na ostatnim 100 metrowym odcinku pod górę i rezultacie na zjeździe, a po chwili na rynku w Lipnicy znów byłem pierwszy. Tu kolejna przerwa, zjedliśmy nawet sobie po lodzie i po jakiś 15 minutach ruszyliśmy dalej, drogą na Tymową.
Tuż za Lipnica jeszcze jeden wymagający podjazd, ale potem zjazd i dłuższy odcinek jazdy w miarę po płaskim aż do drogi 75 w Tymowej. Zaraz po wjeździe na ruchliwą krajówkę, znowu się zatrzymaliśmy, tym razem na stacji benzynowej gdzie uzupełniliśmy zapasy picia. Kolejne 5 km, mieliśmy do pokonania DK 75, Wojtek z Szymkiem ruszyli do przodu, zostawiając resztę grupy lekko w tyle. Po minięciu ronda w Jurkowie i zjechaniu z krajówki razem z Krystianem ruszyłem w pogoń, po kilkuset metrach stwierdziłem, że nie odrabiamy i sam pojechałem do przodu. Na liczniku pojawiło się 38 km/h i bardzo szybko zredukowałem dystans do połowy, ale potem niestety zabrakło mi pary i ostatnie 100 metrów straty musiałem odrabiać dużo dłużej. Po kilku kilometrach najpierw ja dogoniłem ucieczkę, a po chwili dojechał również Krystian. Ten odcinek był w miarę płaski, zmieniając się na prowadzeniu przejechaliśmy przez Zakliczyn i już zdecydowanie mniej ruchliwą drogą ruszyliśmy na Gromnik. Kolejny postój zrobiliśmy w Sieciechowie koło dwóch kościołów (jeden drewniany) na 58 km wycieczki. Po kilku minutach dojechali Iza i Krzysiek.
Po przerwie ruszyliśmy dalej, minęliśmy Gromnik i dużą prędkością nadawaną przez Krystiana zaczęliśmy pędziliśmy na Ciężkowice. Przejechaliśmy przez Ciężkowice i zatrzymał nas dopiero przejazd kolejowy Sędziszowie (75 km) postanowiliśmy więc zrobić mały postój. Po kilkunastu minutach ruszyliśmy dalej, mieliśmy jechać trochę wolniej oszczędzając siły przed decydującym podjazdem, ale oczywiście nic z tego nie wyszło, dalej jechaliśmy szybko, ja powoli zacząłem odczuwać ból nóg, a prawa łydka coraz wyraźniej mnie spinała i zacząłem się bać żeby nie złapał mnie skurcz.
Kolejny postój zrobiliśmy kilka km przed Grybowem pod sklepem, potem przejechaliśmy Grybów i stanęliśmy jeszcze raz Kąclowej, tu została Iza, która postanowiła resztę drogi do Krynicy pokonać z Maćkiem samochodem, a my w 5 osobowym składzie ruszyliśmy zdobyć najdłuższy podjazd dzisiejszej wyprawy, do pokonania mieliśmy prawie 17,5 km podjazd z różnicą wzniesień wynoszącą 400 metrów. Początek podjazdu stosunkowo łatwy, więc tempo duże, około 22 km/h, dość szybko odjechał nam Krystian i zostaliśmy 4 osobowym składzie. Ja czułem się dość kiepsko, nogi mnie bolały, a łydka coraz bardziej mi się spinała. Pierwszy postój przed Berestem na końcu tej łatwiejszej części podjazdu, potem zaczęło się robić stromiej, więc i prędkość wyraźnie spadła, wjechaliśmy do lasu i zaczęły się serpentyny. Na początku jechał Szymek, potem ja z Krzyśkiem, a na końcu narzekający na kolano Wojtek. Ja nie lubię zatrzymywać się na podjazdach, bo wtedy tracę rytm, więc nawet jak idzie mi kiepsko, to staram się cały czas jechać, ale na prośbę Wojtka zrobiliśmy krótki postój w lesie. Po tym przystanku znowu do przodu wyrwał Szymek, mi jechało się jakoś dziwnie, z jednej strony miałem wrażenie, że nie mam kompletnie siły, a drugiej, że jadę na za miękkim przełożeniu. W końcu postanowiłem wrzucić twardsze przełożenie, szybko odjechałem od Wojtka i Krzyśka, a po kilku minutach dopadłem wyraźnie już zmęczonego Szymka. Na szczyt wzniesienia wjechaliśmy razem, popędziłem w dół i po chwili byliśmy już na skrzyżowaniu z DK 75 przy zjeździe na Krynicę, Szymek chyba zobaczył stojącego gdzieś koło drogi Krystiana i się zatrzymał, ja go nie widziałem, więc popędziłem w dół do Krynicy. Na zjeździe zobaczyłem jadącego pod górę Marcina - miałem z nim wracam do domu, ale on wyraźnie postanowił jeszcze przedłużyć sobie trasę.
Zjechałem na dół do Krynicy i zatrzymałem się pod Strażą Pożarną i myślałem, że za chwilę dojedzie reszta grupy, ale jakoś ich nie było, podjechałem jeszcze kawałek dalej do parku, gdzie pod mapą Krynicy zrobiłem fotkę mojego krosika. Po chwili zobaczyłem, jadącego samochodem Maćka i Izę z rowerem na dachu, a minutę później moją rowerową grupę, pojechałem na za nimi, nocleg mieli koło deptaku, ale pod pensjonat prowadziła stroma droga z nachyleniem pewno z 12%, na tym ostatnim odcinku dwa razy złapał mnie lekki skurcz, na szczęście po chwili byliśmy już na miejscu.
W pensjonacie trochę się umyłem, przebrałem, a następnie wraz z całą grupą poszedłem na obiad. Oni poszli szukać miejsca gdzie można coś zjeść, a ja jeszcze pojechałem na stację PKP z zamiarem kupienia biletu na pociąg. Niestety kasy były zamknięte, wiec wróciłem na krynicki deptak, przy którym moi znajomi jedli obiad. Ja też coś zjadłem, a potem ponownie pojechałem na dworzec, gdzie już czekałem na pociąg. O 19:36 ruszyłem do domu pociągiem TLK, na stacji w Bochni byłem tuż po północy. Uzbroiłem rower w lampki i pojechałem do Łapczycy, do domu dotarłem około godziny 0:35.
Wyjazd udany, forma chyba niezła, ale miałem też i momenty kryzysu. W sumie tego dnia pokonałem 134,1 km, w czasie 6:05:16 czyli uzyskałem średnią 22,14 km/h. To jednak cała jazda, do której zaliczyłem również wolniutki przejazd krynickim deptakiem. Na samym odcinku Łapczyca - Krynica wyszło mi 123,9 km, czas 5:16:29, średnia 23,49 km. Pierwszy odcinek przez Nowy Wiśnicz - Lipnicę Murowaną do Tymowej zakończyłem ze średnią 22,9 km/h. Potem na bardziej płaskim odcinku nastąpiło wyraźnie przyspieszenie i Grybowie miałem średnią powyżej 25 km/h. Ostatni długi podjazd spowodował, ze średnia trochę spadła, ale i tak na koniec wyszła rewelacyjnie wysoka. Muszę częściej organizować sobie takie długie i wymagające wyjazdy, może następnym razem na szosówce:)
Wyjechałem sobie trochę za wcześnie i musiałem czekać dobre 25 minut, na dodatek akurat się zachmurzyło i trochę zmarzłem. W końcu zobaczyłem kilku osobowy peleton prowadzony przez 3 szosowców. Na początek dobrze mi znany podjazd pod Czyżyczkę, postanowiłem spróbować utrzymać się z przodu z szosowcami. Najcięższe fragmenty jechałem na kole szosowców, ale na wypłaszczeniu przed szczytem straciłem parę metrów, które na zjeździe zamieniły się parędziesiąt. Po zjeździe w Zawadzie zatrzymałem się i poczekałem na pozostałych, żeby wiedzieli gdzie jechać. Następnym wzniesieniem był podjazd pod Olchawę, dość krótki ale stromy, szosowcy odjechali definitywnie i zobaczyliśmy ich dopiero w Krynicy. Do Wiśnicza dojechałem sobie lekko z przodu, poczekałem na resztę i zrobiliśmy krótki postój. Po jakiś 10 minutach ruszyliśmy na Lipnicę Murowaną, gdzie czekał nas oczywiście kolejny podjazd. Tempo jazdy zarówno pod górę jak na płaskich odcinkach było bardzo wysokie, trzeba było mocno walczyć o utrzymanie koła. Cały podjazd jechałem w grupie, docisnąłem dopiero na ostatnim 100 metrowym odcinku pod górę i rezultacie na zjeździe, a po chwili na rynku w Lipnicy znów byłem pierwszy. Tu kolejna przerwa, zjedliśmy nawet sobie po lodzie i po jakiś 15 minutach ruszyliśmy dalej, drogą na Tymową.
Tuż za Lipnica jeszcze jeden wymagający podjazd, ale potem zjazd i dłuższy odcinek jazdy w miarę po płaskim aż do drogi 75 w Tymowej. Zaraz po wjeździe na ruchliwą krajówkę, znowu się zatrzymaliśmy, tym razem na stacji benzynowej gdzie uzupełniliśmy zapasy picia. Kolejne 5 km, mieliśmy do pokonania DK 75, Wojtek z Szymkiem ruszyli do przodu, zostawiając resztę grupy lekko w tyle. Po minięciu ronda w Jurkowie i zjechaniu z krajówki razem z Krystianem ruszyłem w pogoń, po kilkuset metrach stwierdziłem, że nie odrabiamy i sam pojechałem do przodu. Na liczniku pojawiło się 38 km/h i bardzo szybko zredukowałem dystans do połowy, ale potem niestety zabrakło mi pary i ostatnie 100 metrów straty musiałem odrabiać dużo dłużej. Po kilku kilometrach najpierw ja dogoniłem ucieczkę, a po chwili dojechał również Krystian. Ten odcinek był w miarę płaski, zmieniając się na prowadzeniu przejechaliśmy przez Zakliczyn i już zdecydowanie mniej ruchliwą drogą ruszyliśmy na Gromnik. Kolejny postój zrobiliśmy w Sieciechowie koło dwóch kościołów (jeden drewniany) na 58 km wycieczki. Po kilku minutach dojechali Iza i Krzysiek.
Po przerwie ruszyliśmy dalej, minęliśmy Gromnik i dużą prędkością nadawaną przez Krystiana zaczęliśmy pędziliśmy na Ciężkowice. Przejechaliśmy przez Ciężkowice i zatrzymał nas dopiero przejazd kolejowy Sędziszowie (75 km) postanowiliśmy więc zrobić mały postój. Po kilkunastu minutach ruszyliśmy dalej, mieliśmy jechać trochę wolniej oszczędzając siły przed decydującym podjazdem, ale oczywiście nic z tego nie wyszło, dalej jechaliśmy szybko, ja powoli zacząłem odczuwać ból nóg, a prawa łydka coraz wyraźniej mnie spinała i zacząłem się bać żeby nie złapał mnie skurcz.
Kolejny postój zrobiliśmy kilka km przed Grybowem pod sklepem, potem przejechaliśmy Grybów i stanęliśmy jeszcze raz Kąclowej, tu została Iza, która postanowiła resztę drogi do Krynicy pokonać z Maćkiem samochodem, a my w 5 osobowym składzie ruszyliśmy zdobyć najdłuższy podjazd dzisiejszej wyprawy, do pokonania mieliśmy prawie 17,5 km podjazd z różnicą wzniesień wynoszącą 400 metrów. Początek podjazdu stosunkowo łatwy, więc tempo duże, około 22 km/h, dość szybko odjechał nam Krystian i zostaliśmy 4 osobowym składzie. Ja czułem się dość kiepsko, nogi mnie bolały, a łydka coraz bardziej mi się spinała. Pierwszy postój przed Berestem na końcu tej łatwiejszej części podjazdu, potem zaczęło się robić stromiej, więc i prędkość wyraźnie spadła, wjechaliśmy do lasu i zaczęły się serpentyny. Na początku jechał Szymek, potem ja z Krzyśkiem, a na końcu narzekający na kolano Wojtek. Ja nie lubię zatrzymywać się na podjazdach, bo wtedy tracę rytm, więc nawet jak idzie mi kiepsko, to staram się cały czas jechać, ale na prośbę Wojtka zrobiliśmy krótki postój w lesie. Po tym przystanku znowu do przodu wyrwał Szymek, mi jechało się jakoś dziwnie, z jednej strony miałem wrażenie, że nie mam kompletnie siły, a drugiej, że jadę na za miękkim przełożeniu. W końcu postanowiłem wrzucić twardsze przełożenie, szybko odjechałem od Wojtka i Krzyśka, a po kilku minutach dopadłem wyraźnie już zmęczonego Szymka. Na szczyt wzniesienia wjechaliśmy razem, popędziłem w dół i po chwili byliśmy już na skrzyżowaniu z DK 75 przy zjeździe na Krynicę, Szymek chyba zobaczył stojącego gdzieś koło drogi Krystiana i się zatrzymał, ja go nie widziałem, więc popędziłem w dół do Krynicy. Na zjeździe zobaczyłem jadącego pod górę Marcina - miałem z nim wracam do domu, ale on wyraźnie postanowił jeszcze przedłużyć sobie trasę.
Zjechałem na dół do Krynicy i zatrzymałem się pod Strażą Pożarną i myślałem, że za chwilę dojedzie reszta grupy, ale jakoś ich nie było, podjechałem jeszcze kawałek dalej do parku, gdzie pod mapą Krynicy zrobiłem fotkę mojego krosika. Po chwili zobaczyłem, jadącego samochodem Maćka i Izę z rowerem na dachu, a minutę później moją rowerową grupę, pojechałem na za nimi, nocleg mieli koło deptaku, ale pod pensjonat prowadziła stroma droga z nachyleniem pewno z 12%, na tym ostatnim odcinku dwa razy złapał mnie lekki skurcz, na szczęście po chwili byliśmy już na miejscu.
W pensjonacie trochę się umyłem, przebrałem, a następnie wraz z całą grupą poszedłem na obiad. Oni poszli szukać miejsca gdzie można coś zjeść, a ja jeszcze pojechałem na stację PKP z zamiarem kupienia biletu na pociąg. Niestety kasy były zamknięte, wiec wróciłem na krynicki deptak, przy którym moi znajomi jedli obiad. Ja też coś zjadłem, a potem ponownie pojechałem na dworzec, gdzie już czekałem na pociąg. O 19:36 ruszyłem do domu pociągiem TLK, na stacji w Bochni byłem tuż po północy. Uzbroiłem rower w lampki i pojechałem do Łapczycy, do domu dotarłem około godziny 0:35.
Wyjazd udany, forma chyba niezła, ale miałem też i momenty kryzysu. W sumie tego dnia pokonałem 134,1 km, w czasie 6:05:16 czyli uzyskałem średnią 22,14 km/h. To jednak cała jazda, do której zaliczyłem również wolniutki przejazd krynickim deptakiem. Na samym odcinku Łapczyca - Krynica wyszło mi 123,9 km, czas 5:16:29, średnia 23,49 km. Pierwszy odcinek przez Nowy Wiśnicz - Lipnicę Murowaną do Tymowej zakończyłem ze średnią 22,9 km/h. Potem na bardziej płaskim odcinku nastąpiło wyraźnie przyspieszenie i Grybowie miałem średnią powyżej 25 km/h. Ostatni długi podjazd spowodował, ze średnia trochę spadła, ale i tak na koniec wyszła rewelacyjnie wysoka. Muszę częściej organizować sobie takie długie i wymagające wyjazdy, może następnym razem na szosówce:)
Szosowa rundka po górkach
Środa, 30 kwietnia 2014 | dodano:30.04.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
- DST: 25.97 km
- Czas: 01:00
- VAVG 25.97 km/h
- VMAX 54.77 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 285 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Michał Kwiatkowski wygrał dziś prolog wyścigu Tour de Romandie, a ja w oczekiwaniu na majstra z którym miałem się spotkać na budowie, zrobiłem małą rundkę na szosówce.Dawno nie jeździłem na szosie, ale kolejne sukcesy Michała Kwiatkowskiego coraz bardziej rozbudzają mój szosowy apetyt, więc dziś postanowiłem się przejechać.
Na początek pojechałem do rynku, miałem tam jedną rzecz do załatwienia, ale już po chwili ruszyłem na właściwą trasę - w tym momencie włączyłem aplikacje ridewithgps i zacząłem rejestrować trasę. Przejazd ulicą Dębową i dojazd do lasu, na skraju lasy zatrzymałem się i postanowiłem lekko podnieść siedzenie. Dalej jazda przez Staniątki i pierwszy podjazd do Słomirogu. Starałem się ciągnąć ostro bez użycia najmniejszej tarczy z przodu, wjechać wjechałem, ale na szczycie zmęczenie było spore. W Słomirogu lekkie wypłaszczenie i po chwili znowu podjazd - jakoś dałem radę dalej zjazd w kierunku Bodzanowa. Po zjeździe kolejny ostry podjazd, tym razem musiałem już skorzystać z najmniej tarczy z przodu, szczególnie że zamierzałem podjechać pod drewniany kościółek, gdzie prowadzi mega strona droga.
Na szczycie odpoczynek i mała sesja zdjęciowa. Właściwie z tego miejsca miałem już wracać do domu, ale pogoda była piękna, czasu jeszcze trochę miałem, więc postanowiłem pojechać jeszcze do Suchoraby. Zjazd do drogi nr 4 i za skrzyżowanie znowu pod górę, tym razem poszło całkiem łatwo. Dojechałem do drogi Suchoraba - Biskupice i skręciłem w lewo na Suchorabę. Na tej drodze czekała mnie sekwencja krótkich podjazdów i zjazdów. W trakcie jazdy nagle czuję, że coś mi lata w kasku, najpierw myślałem, że wpadł tam jakiś paproch tym czasem ukazało się, że to była osa. Zatrzymałem, się w bardzo urokliwym miejscu z pięknymi widokami, więc postanowiłem zrobić małą sesję - będzie nowe zdjęcie profilowe roweru na bikestats:)
Po tym sesyjno-osowym przystanku, pojechałem już bez przerwy, przez Suchorabę, Zagórze i Staniątki do Niepołomic. W sumie przejechałem prawie 26 km w czasie około godziny, średnia wyszła całkiem dobra jak na te kilka podjazdów, które pokonałem. Na szosówce jechało mi się całkiem dobrze, nowe, wyższe ustawienie siodełka jest chyba faktycznie lepsze, ale koniec końców chyba wybiorę się na to ustalanie pozycji na rowerze, które wygrałem w losowaniu podczas Odysei Miechowskiej.
Na początek pojechałem do rynku, miałem tam jedną rzecz do załatwienia, ale już po chwili ruszyłem na właściwą trasę - w tym momencie włączyłem aplikacje ridewithgps i zacząłem rejestrować trasę. Przejazd ulicą Dębową i dojazd do lasu, na skraju lasy zatrzymałem się i postanowiłem lekko podnieść siedzenie. Dalej jazda przez Staniątki i pierwszy podjazd do Słomirogu. Starałem się ciągnąć ostro bez użycia najmniejszej tarczy z przodu, wjechać wjechałem, ale na szczycie zmęczenie było spore. W Słomirogu lekkie wypłaszczenie i po chwili znowu podjazd - jakoś dałem radę dalej zjazd w kierunku Bodzanowa. Po zjeździe kolejny ostry podjazd, tym razem musiałem już skorzystać z najmniej tarczy z przodu, szczególnie że zamierzałem podjechać pod drewniany kościółek, gdzie prowadzi mega strona droga.
Na szczycie odpoczynek i mała sesja zdjęciowa. Właściwie z tego miejsca miałem już wracać do domu, ale pogoda była piękna, czasu jeszcze trochę miałem, więc postanowiłem pojechać jeszcze do Suchoraby. Zjazd do drogi nr 4 i za skrzyżowanie znowu pod górę, tym razem poszło całkiem łatwo. Dojechałem do drogi Suchoraba - Biskupice i skręciłem w lewo na Suchorabę. Na tej drodze czekała mnie sekwencja krótkich podjazdów i zjazdów. W trakcie jazdy nagle czuję, że coś mi lata w kasku, najpierw myślałem, że wpadł tam jakiś paproch tym czasem ukazało się, że to była osa. Zatrzymałem, się w bardzo urokliwym miejscu z pięknymi widokami, więc postanowiłem zrobić małą sesję - będzie nowe zdjęcie profilowe roweru na bikestats:)
Po tym sesyjno-osowym przystanku, pojechałem już bez przerwy, przez Suchorabę, Zagórze i Staniątki do Niepołomic. W sumie przejechałem prawie 26 km w czasie około godziny, średnia wyszła całkiem dobra jak na te kilka podjazdów, które pokonałem. Na szosówce jechało mi się całkiem dobrze, nowe, wyższe ustawienie siodełka jest chyba faktycznie lepsze, ale koniec końców chyba wybiorę się na to ustalanie pozycji na rowerze, które wygrałem w losowaniu podczas Odysei Miechowskiej.
Sklep przez Czyżyczkę
Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 | dodano:28.04.2014 Kategoria 0-20 km, Akcja cmentarze 2014, Łapczyca, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 12.34 km
- Teren: 0.60 km
- Czas: 00:35
- VAVG 21.15 km/h
- VMAX 53.42 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- Podjazdy: 217 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejna wizyta w sklepie, tym razem pojechałem do niego przez wzgórze Czyżyczka (363 m npm). Ostatnie dni to okres dużych sukcesów polskiego kolarstwa, a może przede wszystkim sukcesów Michała Kwiatkowskiego. Zaczęło się w niedzielę wielkanocną od Amstel Gold Race w którym Kwiatek zajął 5 miejsce, w środę była Walońska strzała kończącą się mega stromym podjazdem - Kwiatek walczył o zwycięstwo, ale ostatecznie skończyło się na 3 miejscu. W niedziele najsłynniejszy z klasyków Liege - Bastogne - Liege (100 edycja), walka na finiszu i ostatecznie 3 miejsce. W między czasie błysnął jeszcze Przemysław Niemiec i na Giro del Trentino zajął 2 miejsce na jednym z trudniejszych etapów, a cały wyścig zakończył na 3 pozycji - szkoda tylko, że tego wyścigu nie było gdzie oglądnąć.
Dziś po pracy postanowiłem więc powalczyć z podjazdami:) Nawet ubrałem się jak kolarz i jazda. Na początek podjazd do Moszczenicy, zjazd do 4, przejazd przez Gierczyce i pierwszy w tym roku atak na Czyżyczkę. Kiedyś ten podjazd wydawał mi się mega trudny, pierwszy raz zdobyłem go jadąc tu z Niepołomic, od kiedy mieszkam w Łapczycy podjeżdżam go dość często. Do tej pory mój najlepszy wynik 10:18 i średnia 13,86 km/h (2013 podjazd na sam szczyt z odcinkiem szutrowym). Dziś też starałem się jechać dość mocno, ale do rekordu brakło jednak sporo, czas 11 minut, średnia 12,3 km/h. Mimo wszystko jechało mi się pod górę dość dobrze, trochę się zmachałem, ale tragedii nie było. Ten podjazd będziemy pokonywać w czwartek w drodze do Krynicy, będzie to pierwsza większa trudność na trasie.
Na szczycie mała sesja zdjęciowa cmentarza wojennego nr 336, oraz sprawdzenie mojego kesza. Ktoś na szczycie Czyżyczki postawił blaszak, psując niestety trochę panoramę. Po krótkiej przerwie błyskawiczny zjazd na dół do drogi 967 i skręt na Łapczycę, gdzie po drodze do domu musiałem odwiedzić jeszcze sklep.
Wycieczka udana, mimo iż akurat podczas mojej jazdy słońce schowało się gdzieś za chmurami i trochę marzłem na zjazdach. Ostatnio poczyniłem pewne zmiany w ustawieniu siodełka w rowerze, od zawsze wszyscy mi mówili, że mam siodełko za nisko. Stopniowo je podnosiłem, ale jakoś nie bardzo pasowało mi bardzo wysokie ustawienie, ostatnio jednak przeczytałem artykuł o właściwym ustawieniu i postanowiłem spróbować coś zmienić, siodełko powędrowało znacznie wyżej, teraz nogę ma tylko delikatnie zgiętą w najniższym położeniu pedała, zmieniłem też lekko kąt. Po pierwszym teście mogę stwierdzić, że jest mi trochę nie wygodnie, ale moc pod górę chyba faktycznie jest większa. Po powrocie do domu, jeszcze lekko zmieniłem kąt, wysokość na razie pozostaje, kolejny test będzie już chyba podczas wyjazdu do Krynicy
Dziś po pracy postanowiłem więc powalczyć z podjazdami:) Nawet ubrałem się jak kolarz i jazda. Na początek podjazd do Moszczenicy, zjazd do 4, przejazd przez Gierczyce i pierwszy w tym roku atak na Czyżyczkę. Kiedyś ten podjazd wydawał mi się mega trudny, pierwszy raz zdobyłem go jadąc tu z Niepołomic, od kiedy mieszkam w Łapczycy podjeżdżam go dość często. Do tej pory mój najlepszy wynik 10:18 i średnia 13,86 km/h (2013 podjazd na sam szczyt z odcinkiem szutrowym). Dziś też starałem się jechać dość mocno, ale do rekordu brakło jednak sporo, czas 11 minut, średnia 12,3 km/h. Mimo wszystko jechało mi się pod górę dość dobrze, trochę się zmachałem, ale tragedii nie było. Ten podjazd będziemy pokonywać w czwartek w drodze do Krynicy, będzie to pierwsza większa trudność na trasie.
Na szczycie mała sesja zdjęciowa cmentarza wojennego nr 336, oraz sprawdzenie mojego kesza. Ktoś na szczycie Czyżyczki postawił blaszak, psując niestety trochę panoramę. Po krótkiej przerwie błyskawiczny zjazd na dół do drogi 967 i skręt na Łapczycę, gdzie po drodze do domu musiałem odwiedzić jeszcze sklep.
Wycieczka udana, mimo iż akurat podczas mojej jazdy słońce schowało się gdzieś za chmurami i trochę marzłem na zjazdach. Ostatnio poczyniłem pewne zmiany w ustawieniu siodełka w rowerze, od zawsze wszyscy mi mówili, że mam siodełko za nisko. Stopniowo je podnosiłem, ale jakoś nie bardzo pasowało mi bardzo wysokie ustawienie, ostatnio jednak przeczytałem artykuł o właściwym ustawieniu i postanowiłem spróbować coś zmienić, siodełko powędrowało znacznie wyżej, teraz nogę ma tylko delikatnie zgiętą w najniższym położeniu pedała, zmieniłem też lekko kąt. Po pierwszym teście mogę stwierdzić, że jest mi trochę nie wygodnie, ale moc pod górę chyba faktycznie jest większa. Po powrocie do domu, jeszcze lekko zmieniłem kąt, wysokość na razie pozostaje, kolejny test będzie już chyba podczas wyjazdu do Krynicy
Do sklepu przez Siedlec
Sobota, 26 kwietnia 2014 | dodano:27.04.2014 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 11.56 km
- Czas: 00:30
- VAVG 23.12 km/h
- VMAX 51.93 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- Podjazdy: 151 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miałem ambitne plany rowerowe, miałem jechać rano rowerem na budowę, zrobić co trzeba i następnie wybrać się szosówką nad Czarny Staw. Potem wrócić do Niepołomic i jechać crossem do Łapczycy - liczyłem, że przejadę jakieś 70 km. Niestety od samego rana padał deszcz, pojechałem do Niepołomic samochodem, a ponieważ ciągle siąpiło nie wybrałem się również na szosę.Wróciłem do Łapczycy, miałem jeszcze skoczyć do sklepu (500 metrów od domu), a ponieważ nagle dość niespodziewanie się wypogodziło to postanowiłem, że pojadę do sklepu na około i przy okazji zaliczę kilka podjazdów.
Na początek podjazd przez Moszczenicę do Chełmu, starałem się cisnąć z całej siły, poszło nieźle, ale na szczycie wzniesienia byłem mocno zmęczony. Dalej zjazd do drogi nr 4 i postanowiłem, że podjadę sobie jeszcze ślepą drogą pod górę do fabryki Pulsar. Podjazd jest krótki, ale dość stromy i do tego po kiepskiej jakości asfalcie, tu poszło mi trochę słabiej i musiałem poszukać niższych przełożeń. Pod fabryką nawrotka i jazda na Siedlec. Chciałem jeszcze zrobić podjazd w Siedlcu, ale coś pomyliłem drogi i zrobiłem tylko niepotrzebną pętle po płaskim przez wieś, by w końcu wylądować na drodze 967, którą ruszyłem do Łapczycy. Do pokonania miałem oczywiście kilka mniejszych hopek, które starałem się wjechać jak najszybciej. Na koniec już w Łapczycy postój pod sklepem, który w końcu był celem mojego wyjazdu. Ten postój o mały włos nie zafundował mi porządnego prysznica, ale na szczęście na pełnym gazie przy akompaniamencie pierwszych kropel deszczu dojechałem do domu.
Wyjazd udany, forma pod górki w sumie nie najgorsza, co na pewno się przyda podczas wyjazdu do Krynicy.
Na początek podjazd przez Moszczenicę do Chełmu, starałem się cisnąć z całej siły, poszło nieźle, ale na szczycie wzniesienia byłem mocno zmęczony. Dalej zjazd do drogi nr 4 i postanowiłem, że podjadę sobie jeszcze ślepą drogą pod górę do fabryki Pulsar. Podjazd jest krótki, ale dość stromy i do tego po kiepskiej jakości asfalcie, tu poszło mi trochę słabiej i musiałem poszukać niższych przełożeń. Pod fabryką nawrotka i jazda na Siedlec. Chciałem jeszcze zrobić podjazd w Siedlcu, ale coś pomyliłem drogi i zrobiłem tylko niepotrzebną pętle po płaskim przez wieś, by w końcu wylądować na drodze 967, którą ruszyłem do Łapczycy. Do pokonania miałem oczywiście kilka mniejszych hopek, które starałem się wjechać jak najszybciej. Na koniec już w Łapczycy postój pod sklepem, który w końcu był celem mojego wyjazdu. Ten postój o mały włos nie zafundował mi porządnego prysznica, ale na szczęście na pełnym gazie przy akompaniamencie pierwszych kropel deszczu dojechałem do domu.
Wyjazd udany, forma pod górki w sumie nie najgorsza, co na pewno się przyda podczas wyjazdu do Krynicy.
IV Wiosenna Odyseja Miechowska
Poniedziałek, 14 kwietnia 2014 | dodano:14.04.2014 Kategoria 61-80 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 64.24 km
- Teren: 15.00 km
- Czas: 03:45
- VAVG 17.13 km/h
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Razem z Krzyśkiem i Wojtkiem pojechałem do Miechowa na Odyseję Wiosenną. Startowaliśmy w parach ja z Krzyśkiem, a Wojtek z Pawłem (para stworzona w biurze zawodów) na trasie turystycznej. Ścigaliśmy się prawie przez całą trasę. My szybciej narysowaliśmy trasę i ruszyliśmy, więc przez pierwszych kilka punktów mieliśmy minimalną przewagę. Potem popełniliśmy niewielki błąd i to drużyna Wojtka wyszła na prowadzenie. Pod koniec rywalizacji zastosowaliśmy skrót, a potem lepiej najechaliśmy na przedostatni punkt i mieliśmy znowu przewagę. Niestety nie poszło nam z ostatnim punktem, drużyna Wojtka znalazła go dużo szybciej i ostatecznie oni skończyli rywalizację na 2 miejscu a my na 5.
Do Miechowa dojechaliśmy około godziny 9:00 i poszliśmy się zarejestrować w biurze zawodów, do drużyny byłem zgłoszony ja i Krzysiek, Wojtek miał jechać z nami poza klasyfikacją, ale ostatecznie znalazł partnera i wystartował normalnie. Na początek o godzinie 10:00 start honorowy, przejazd przez rynek w Miechowie, na drugą stronę drogi nr 7, tam dopiero rozdanie map i start ostry. Tym razem postanowiliśmy sobie całą trasę wyrysować. W zasadzie od początku widać było właściwie jedyny słuszny wariant trasy i chyba prawie wszyscy tak właśnie pojechali.
Na początek więc jazda na punkt nr 3, znajdował się on praktycznie w tym samym miejscu co jeden z punktów dwa lata temu, więc z trafieniem nie było żadnych problemów. Podbijamy 3 i szybkim zjazdem docieramy do asfaltu. Po tym pierwszym zjeździe coś mi zaczęło rzęzić w rowerze i zatrząsłem się zastanawiać czy dotrwam do końca imprezy. Do 4 droga raczej łatwa i większości pod asfaltach, dopiero końcówka jakąś szutrówką. Cały czas mieliśmy w zasięgu wzroku kilkunastu zawodników, nie specjalnie lubię taką jazdę, ale jak wszyscy wybrali taki sam wariant, to tak musiało być:). Dalej droga przez las, na początek trochę pod górę, a potem znowu długi zjazd do asfaltu. Na asfalcie w prawo i po jakimś kilometrze mieliśmy skręcić w lewo. Niestety tu popełniliśmy pierwszy błąd, skręciliśmy jakieś 100 metrów za wcześnie i niepotrzebnie przejechaliśmy między jakimiś domami. W rezultacie kilka ekip w tym drużyna Wojtka wyprzedzają nas. Jedziemy pod górę, najpierw drogą a potem szutrem przez las. Momentami jest na prawdę stromo, powolutku jednak udaje nam się wtoczyć na wzniesienie, punkt widoczny z daleka (nr 8). Podbijamy i ruszamy dalej.
Jedziemy lekko pod górę i potem szybki zjazd szutrem do asfaltu, ale na asfalcie znów pod górę. Po podjeździe zaliczamy najwyższy punkt dzisiejszej wycieczki i zaczynamy zjeżdżać. Pędząc w dół o mały włos nie przegapiamy zjazdu na punkt nr 9, na szczęście Wojtek i jeszcze kilka ekip akurat wyjeżdża i naprowadza nas na punkt. Punkt trochę dziwny, niby koło cmentarza, a ja nawet jednego grobu nie widziałem, tylko jakieś chaszcze.
Zjeżdżamy w dół, teraz czeka nas dłuższy przelot na punkt nr 5, jedziemy częściowo pod wiatr, na szczęście bez większych podjazdów i po kilkunastu minutach podbijamy 5. Teraz czeka nas przeprawa terenowa do punktu nr 6, początkowo chcemy tam podjechać od niebieskiego szlaku, ale ostatecznie postanawiamy nadłożyć kilka metrów i zaatakować od leśniczówki. Jest to dobra decyzja, ale niestety skręcamy jedną ścieżkę za wcześnie, w rezultacie kolejne metry pod górę, pokonujemy z buta ścieżką zawaloną połamanymi gałęziami. Mimo to punkt osiągamy w miarę bezproblemowo. Podbijamy punkt i zjeżdżamy w dół ścieżką biegnącą 100 metrów dalej niż tą którą wyszliśmy na punkt. Wracamy pod leśniczówkę i jedziemy na punkt nr 7 przy Zamku Książ Wielki, przy tym punkcie jest również bufet. Spotykamy kilka ekip w tym Wojtka, robimy krótką przerwę, mała przekąska i dopiero podbijamy punkt.
Idzie nam całkiem nieźle, osiągnęliśmy najdalej położony punkt, czas mamy niezły, czas na powrót. Jedziemy niebieskim szlakiem, mijamy już zaliczony punkt nr 5 i decydujemy się na skrót, skręcamy między domy i trafiamy na mega podjazd rozjeżdżoną przez ciągniki polną drogą. Podjazd pokonujemy oczywiście z buta, ale po chwili jedziemy sobie szczytem i po kilku minutach lądujemy na asfalcie. Jedziemy w kierunku punktu nr 2, oglądamy się do tyłu a za nami Wojtek, dzięki skrótowi udaje nam się go wyprzedzić. Jedzie kawałek razem, ale potem decydujemy się na inny wariant ataku na punkt nr 2. Wojtek jedzie na około, a my najkrótszą drogą. Trafiamy bez problemu, podbijamy punkt i mkniemy na ostatni punkt do kolekcji. Jesteśmy przed Wojtkiem.
Ostatni punkt opisany jako jar, wygląda na dość ciężki, zjeżdżamy z asfaltu i jedziemy polną drogą, idzie bez problemu. W pobliżu punktu spotykamy parę, która okazała się zwycięzcą naszej kategorii. Robimy najazd na punkt, ale coś nam nie gra ze ścieżkami. Wracamy się z drogi w którą już wjechaliśmy i wybieramy przejazd wąwozem bardziej na południe. Wąwozem jechać się nie da, przechodzimy więc kilkaset metrów i lądujemy na skrzyżowaniu ścieżek wśród pól. Gdzie ten jar, są jakieś na lewo i na prawo. Dojeżdża więcej ekip w tym Wojtek. Patrzymy pobieżnie na jar po lewej, ale nie widzimy lampionu, więc z kilkoma ekipami penetrujemy jar po prawej stronie. Wojtek znika nam z oczu. Szukamy dłuższy czas, już klniemy na złe oznaczenie punktu, w końcu dociera do nas wiadomość od Wojtka, to był ten jar po lewej, Wojtek ma już punkt i wraca na metę. Wracamy i znajdujemy, podbijamy i wściekli na siebie i na organizatorów ruszamy na metę z dużą niestety stratą:(
Robimy dość dobry skrót do asfaltu i po paru minutach mkniemy drogą powiatową do Miechowa. Niestety jest pod wiatr, Krzysiek opada z sił, mija nas jakaś para, postanawiam zaczepić się na za nimi, próbuję ich minąć na zjeździe ale nie dają się zgubić odbijam więc żeby nie prowadzić, dojeżdża do nas jeszcze jeden zawodnik. Jadę za dwoma rywalami chroniąc się przed wiatrem. Na światłach na drodze nr 7 rywale próbują mnie zgubić i przejeżdżają na czerwony, tracę kilka metrów ale gonię, na kole mam ciągle jakiegoś zawodnika. Pod górę wyprzedam tą dwójkę przede mną, ale nie udaje mi się zgubić tego zawodnika co jedzie za mną, razem dojeżdżamy na metę, ale obaj jesteśmy niestety bez pary, po chwili dojeżdża ta dwójka i idzie oddać kartę. Krzysiek przejeżdża po jakichś 3 minutach oddajemy swoje karty. Mamy komplet, ale pozostaje niedosyt, jakby nie punkt nr 1 to mogło być dużo lepiej.
Po pół godzinie następuję dekoracja, nie spodziewamy się specjalnych sukcesów, więc idziemy się przebrać do samochodu, a tu nagle zostajemy wywołani do dekoracji jako 5 para w kategorii męskiej. Dostajemy dyplomy i jakieś drobne nagrody. Wojtek z Pawłem, którzy wyprzedzili nas o 19 minut są na 2 miejscu, a wygrywa para z którą byliśmy na punkcie nr 1, oni pojechali prosto a my zaczęliśmy kombinować, oni chyba od razu znaleźli punkt a my straciliśmy tam 30 minut na szukanie:(
Zostajemy jeszcze na losowaniu nagród, Wojtek wygrywa koszulkę a ja z Krzyśkiem kupon na sesję dopasowania pozycji na rowerze, ponieważ Krzysiek wygrał to samo rok temu, tym razem nagrodę biorę ja. To już koniec imprezy, czas na powrót do domu.
Kilka słów na podsumowanie, zawody w Miechowi poszły na nam całkiem dobrze, ale mimo wszystko pozostaje niedosyt, szczególnie, że jak się później okazało w pobliżu ostatniego punktu byliśmy ze zwycięzcami. Odjeżdżałem z Miechowa z poczuciem, że punkt nr 1 był źle zaznaczony, ale po dłuższej analizie stwierdzam, że jednak wszystko było w porządku, co więcej na początku wjechaliśmy we właściwą ścieżkę i jakbyśmy nie wymyślili, że coś nie gra, to pewnie zdobylibyśmy punkt razem ze zwycięzcami, pewnie na dojeździe do mety by nas wyprzedzili, ale i tak byłoby pudło. Co więcej gdy dojechał Wojtek, to mogliśmy lepiej sprawdzić najbliższy jar, a nie szukać w tym drugim, to wtedy moglibyśmy walczyć z Wojtkiem na finiszu, a tak straciliśmy kupę czasu i kilka miejsc w klasyfikacji. Pewnie gdyby to była kwestia miejsca 10 a 12, to by nie było takiego rozczarowania, ale tym razem w grę wchodziło miejsce na podium. Pojechaliśmy w sumie niezłe zawody, ale do pełnej satysfakcji zabrało szybkiego zaliczenia punktu nr 1.
Na początek więc jazda na punkt nr 3, znajdował się on praktycznie w tym samym miejscu co jeden z punktów dwa lata temu, więc z trafieniem nie było żadnych problemów. Podbijamy 3 i szybkim zjazdem docieramy do asfaltu. Po tym pierwszym zjeździe coś mi zaczęło rzęzić w rowerze i zatrząsłem się zastanawiać czy dotrwam do końca imprezy. Do 4 droga raczej łatwa i większości pod asfaltach, dopiero końcówka jakąś szutrówką. Cały czas mieliśmy w zasięgu wzroku kilkunastu zawodników, nie specjalnie lubię taką jazdę, ale jak wszyscy wybrali taki sam wariant, to tak musiało być:). Dalej droga przez las, na początek trochę pod górę, a potem znowu długi zjazd do asfaltu. Na asfalcie w prawo i po jakimś kilometrze mieliśmy skręcić w lewo. Niestety tu popełniliśmy pierwszy błąd, skręciliśmy jakieś 100 metrów za wcześnie i niepotrzebnie przejechaliśmy między jakimiś domami. W rezultacie kilka ekip w tym drużyna Wojtka wyprzedzają nas. Jedziemy pod górę, najpierw drogą a potem szutrem przez las. Momentami jest na prawdę stromo, powolutku jednak udaje nam się wtoczyć na wzniesienie, punkt widoczny z daleka (nr 8). Podbijamy i ruszamy dalej.
Jedziemy lekko pod górę i potem szybki zjazd szutrem do asfaltu, ale na asfalcie znów pod górę. Po podjeździe zaliczamy najwyższy punkt dzisiejszej wycieczki i zaczynamy zjeżdżać. Pędząc w dół o mały włos nie przegapiamy zjazdu na punkt nr 9, na szczęście Wojtek i jeszcze kilka ekip akurat wyjeżdża i naprowadza nas na punkt. Punkt trochę dziwny, niby koło cmentarza, a ja nawet jednego grobu nie widziałem, tylko jakieś chaszcze.
Zjeżdżamy w dół, teraz czeka nas dłuższy przelot na punkt nr 5, jedziemy częściowo pod wiatr, na szczęście bez większych podjazdów i po kilkunastu minutach podbijamy 5. Teraz czeka nas przeprawa terenowa do punktu nr 6, początkowo chcemy tam podjechać od niebieskiego szlaku, ale ostatecznie postanawiamy nadłożyć kilka metrów i zaatakować od leśniczówki. Jest to dobra decyzja, ale niestety skręcamy jedną ścieżkę za wcześnie, w rezultacie kolejne metry pod górę, pokonujemy z buta ścieżką zawaloną połamanymi gałęziami. Mimo to punkt osiągamy w miarę bezproblemowo. Podbijamy punkt i zjeżdżamy w dół ścieżką biegnącą 100 metrów dalej niż tą którą wyszliśmy na punkt. Wracamy pod leśniczówkę i jedziemy na punkt nr 7 przy Zamku Książ Wielki, przy tym punkcie jest również bufet. Spotykamy kilka ekip w tym Wojtka, robimy krótką przerwę, mała przekąska i dopiero podbijamy punkt.
Idzie nam całkiem nieźle, osiągnęliśmy najdalej położony punkt, czas mamy niezły, czas na powrót. Jedziemy niebieskim szlakiem, mijamy już zaliczony punkt nr 5 i decydujemy się na skrót, skręcamy między domy i trafiamy na mega podjazd rozjeżdżoną przez ciągniki polną drogą. Podjazd pokonujemy oczywiście z buta, ale po chwili jedziemy sobie szczytem i po kilku minutach lądujemy na asfalcie. Jedziemy w kierunku punktu nr 2, oglądamy się do tyłu a za nami Wojtek, dzięki skrótowi udaje nam się go wyprzedzić. Jedzie kawałek razem, ale potem decydujemy się na inny wariant ataku na punkt nr 2. Wojtek jedzie na około, a my najkrótszą drogą. Trafiamy bez problemu, podbijamy punkt i mkniemy na ostatni punkt do kolekcji. Jesteśmy przed Wojtkiem.
Ostatni punkt opisany jako jar, wygląda na dość ciężki, zjeżdżamy z asfaltu i jedziemy polną drogą, idzie bez problemu. W pobliżu punktu spotykamy parę, która okazała się zwycięzcą naszej kategorii. Robimy najazd na punkt, ale coś nam nie gra ze ścieżkami. Wracamy się z drogi w którą już wjechaliśmy i wybieramy przejazd wąwozem bardziej na południe. Wąwozem jechać się nie da, przechodzimy więc kilkaset metrów i lądujemy na skrzyżowaniu ścieżek wśród pól. Gdzie ten jar, są jakieś na lewo i na prawo. Dojeżdża więcej ekip w tym Wojtek. Patrzymy pobieżnie na jar po lewej, ale nie widzimy lampionu, więc z kilkoma ekipami penetrujemy jar po prawej stronie. Wojtek znika nam z oczu. Szukamy dłuższy czas, już klniemy na złe oznaczenie punktu, w końcu dociera do nas wiadomość od Wojtka, to był ten jar po lewej, Wojtek ma już punkt i wraca na metę. Wracamy i znajdujemy, podbijamy i wściekli na siebie i na organizatorów ruszamy na metę z dużą niestety stratą:(
Robimy dość dobry skrót do asfaltu i po paru minutach mkniemy drogą powiatową do Miechowa. Niestety jest pod wiatr, Krzysiek opada z sił, mija nas jakaś para, postanawiam zaczepić się na za nimi, próbuję ich minąć na zjeździe ale nie dają się zgubić odbijam więc żeby nie prowadzić, dojeżdża do nas jeszcze jeden zawodnik. Jadę za dwoma rywalami chroniąc się przed wiatrem. Na światłach na drodze nr 7 rywale próbują mnie zgubić i przejeżdżają na czerwony, tracę kilka metrów ale gonię, na kole mam ciągle jakiegoś zawodnika. Pod górę wyprzedam tą dwójkę przede mną, ale nie udaje mi się zgubić tego zawodnika co jedzie za mną, razem dojeżdżamy na metę, ale obaj jesteśmy niestety bez pary, po chwili dojeżdża ta dwójka i idzie oddać kartę. Krzysiek przejeżdża po jakichś 3 minutach oddajemy swoje karty. Mamy komplet, ale pozostaje niedosyt, jakby nie punkt nr 1 to mogło być dużo lepiej.
Po pół godzinie następuję dekoracja, nie spodziewamy się specjalnych sukcesów, więc idziemy się przebrać do samochodu, a tu nagle zostajemy wywołani do dekoracji jako 5 para w kategorii męskiej. Dostajemy dyplomy i jakieś drobne nagrody. Wojtek z Pawłem, którzy wyprzedzili nas o 19 minut są na 2 miejscu, a wygrywa para z którą byliśmy na punkcie nr 1, oni pojechali prosto a my zaczęliśmy kombinować, oni chyba od razu znaleźli punkt a my straciliśmy tam 30 minut na szukanie:(
Zostajemy jeszcze na losowaniu nagród, Wojtek wygrywa koszulkę a ja z Krzyśkiem kupon na sesję dopasowania pozycji na rowerze, ponieważ Krzysiek wygrał to samo rok temu, tym razem nagrodę biorę ja. To już koniec imprezy, czas na powrót do domu.
Kilka słów na podsumowanie, zawody w Miechowi poszły na nam całkiem dobrze, ale mimo wszystko pozostaje niedosyt, szczególnie, że jak się później okazało w pobliżu ostatniego punktu byliśmy ze zwycięzcami. Odjeżdżałem z Miechowa z poczuciem, że punkt nr 1 był źle zaznaczony, ale po dłuższej analizie stwierdzam, że jednak wszystko było w porządku, co więcej na początku wjechaliśmy we właściwą ścieżkę i jakbyśmy nie wymyślili, że coś nie gra, to pewnie zdobylibyśmy punkt razem ze zwycięzcami, pewnie na dojeździe do mety by nas wyprzedzili, ale i tak byłoby pudło. Co więcej gdy dojechał Wojtek, to mogliśmy lepiej sprawdzić najbliższy jar, a nie szukać w tym drugim, to wtedy moglibyśmy walczyć z Wojtkiem na finiszu, a tak straciliśmy kupę czasu i kilka miejsc w klasyfikacji. Pewnie gdyby to była kwestia miejsca 10 a 12, to by nie było takiego rozczarowania, ale tym razem w grę wchodziło miejsce na podium. Pojechaliśmy w sumie niezłe zawody, ale do pełnej satysfakcji zabrało szybkiego zaliczenia punktu nr 1.
Sobotni wyjazd na budowę
Sobota, 5 kwietnia 2014 | dodano:05.04.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 32.95 km
- Czas: 01:28
- VAVG 22.47 km/h
- VMAX 50.57 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 285 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano - około 8:20 pojechałem na budowę, miałem tam parę rzeczy do zrobienia. Podczas pobytu w Niepołomicach zrobiłem chyba z 5 km po mieście najpierw na miejskim Peugeocie a potem na crossie, tych kilometrów jednak nie wliczam do wycieczki. W drogę powrotną ruszyłem około 16:20 i kilka minut po 17 wróciłem do Łapczycy.
Sobota miała być ładna i słoneczna, gdy rano wstawałem to słońce całkiem ładnie przyświecało, ale gdy o 8:20 ruszyłem do Niepołomic, było już pochmurno, zimno i wietrznie. Na szczęście dobrze się przygotowałem: pełne rękawiczki, komin na szyję i nieprzewiewna kurtka. Po drodze do Niepołomic nie zmarzłem specjalnie, jechałem dość szybko, oczywiście na miarę swoich obecnych możliwości. Około 9:00 zameldowałem się na budowie.
Przez cały dzień coś robiłem, między innymi musiałem dwa razy odwiedzić Dorbud, za pierwszym razem pojechałem miejskim Peugeotem, a drugi raz crossem.
W drogę powrotną ruszyłem, około 16:20. Wiało strasznie mocno, do rynku Niepołomicach jechałem pod wiatr, ale jak skręciłem na ulicę Bocheńską, wiatr przestał przeszkadzać. Jechałem drogą główną do Targowiska, tempo utrzymywałem całkiem dobre, jednak gdy skręciłem w Targowisku w stronę Bochni, to moje tempo drastycznie spadło, nawet do 18 km/h. Na szczęście pod wiatr jechałem tylko do Raby, następnie podjechałem pod kościół w Chełmie i znowu ruszyłem teoretycznie pod wiatr, ale na Górnym Gościńcu nie był on już tak odczuwalny. Zatrzymałem się jeszcze na małą sesje zdjęciową pod kurhanem w Moszczenicy, a po paru minutach byłem już w domu.
W sumie w sobotę przejechałem około 46 km, 33 na budowę i z powrotem, 8 km na szosówce i jakieś 5 jazdy po mieście. Rożnica między szosą a crossem (aktualnie na grubych - 1,75 gumach), jest wyraźnie odczuwalna. Szosówką nawet pod czołowy wiatr targałem jakieś 22-24 km/h, a crossem ledwie 18-19. Chyba przełożę w crossie opony na 1,35, zawsze będzie trochę lżej jeździć, a miarę wolnego czasu będę trenował na szosówce:)
Brzezie na Lapierre
Czwartek, 3 kwietnia 2014 | dodano:03.04.2014 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie
- DST: 20.40 km
- Czas: 00:48
- VAVG 25.50 km/h
- VMAX 45.00 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- Podjazdy: 195 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wyjazd do Brzezia na sesję zdjęciową Lapierre S Tech 300:). Po drodze zaliczoną Winnica i podjazd pod kościół w Brzeziu. Pierwsze wrażenia z jazdy z bardzo dobre, rower płynie po szosie, pod górę jechałem dość dobrze, a w razie czego jest trzecia ratunkowa tarcza z przodu (30 zębów) - czyni to może ten rower amatorskim, ale mi na pewno się przyda. Lekkie zastrzeżenia mam na tylnej przerzutki, czasem się coś nie do końca dobrze przeskakuje, mam nadzieję że wystarczy regulacja. Ciężko mi też jest na razie przyzwyczaić się do siodełka - bardzo twarde, jechałem bez pampersa i wyraźnie go czułem. Pedały do wymiany, założę jednostronne SPD z platformą z drugiej strony (wiem nie profesjonalnie, ale chcę mieć możliwość jazdy również bez specjalnych butów, o SPDL na razie nie myślę). Zniszczona jest również owijka, to chyba najpilniejsza rzecz do wymiany w tym rowerze, poza tym rower rewelacja:)
W związku z faktem, że w mojej rowerowej stajnie pojawił się Lapierre - mam na sprzedaż klasyczną szosówkę Peugeot Nice:
Na budowę, powrót przez Brzezie
Sobota, 29 marca 2014 | dodano:31.03.2014 Kategoria 21-40 km, Akcja cmentarze 2014, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 38.43 km
- Czas: 01:45
- VAVG 21.96 km/h
- VMAX 52.92 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 325 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejna piękna sobota i po raz kolejny nie wiele czasu na jazdę, znowu musiałem jechać na budowę, więc pojechałem rowerem. Z Łapczycy wyjechałem około 8:40, było niby słonecznie, ale dość chłodno, żałowałem nawet że nie mam zimowych rękawiczek. Zanim jednak dojechałem do Niepołomic wyraźnie się ociepliło. Jechałem najkrótszą możliwą drogą, czyli do Chełmu Górnym Gościńcem a potem już drogami głównymi nr 4 i 75. Starałem się mocno cisnąć ale gdzieś tak w Szarowie, trochę odcięło mi prąd. Do rynku w Niepołomicach dojechałem w czasie 39 minut, nieźle ale na pewno nie rekordowo. Potem pojechałem na budowie, gdzie spędziłem kilka godzin załatwiając różne sprawy, gdzieś przed 12 ruszyłem w drogę powrotną.
Postanowiłem wrócić dłuższą, pagórkowatą trasą przez Brzezie. Na początek pojechałem do Staniątek i po raz pierwszy w tym sezonie zmierzyłem się z Winnicą, górka krótka ale stroma, poszło w miarę, choć dość szybko musiałem skorzystać z najlżejszych przełożeń. Potem kolejne górki w Brzeziu, w tym podjazd po betonowych płytach pod cmentarza. Znów bez rewelacji, wjechać, wjechałem ale mocy nie czułem. Krótka przerwa na cmentarzu wojennym w Brzeziu - zrobiono tu jakiś mały remont, szybka fotka i jazda dalej. Jeszcze jedną sesję zdjęciową zrobiłem sobie na punkcie widokowym, a potem już szybko do domu. Przejechałem przez Grodkowice, koło Pałacu Żeleńskich, na drodze nowy asfalt, w dół mogłem pomknąć z dużą prędkością, a i pod górę będzie teraz dużo łatwiej.
Dalej drogą przez pola, równoległą do 4, dalej Chełm i Łapczyca. Wycieczka w sumie udana, trening nie najgorszy, forma jednak dalej pozostawia sporo do życzenia, niestety na treningi teraz nie bardzo mam czas:(
Postanowiłem wrócić dłuższą, pagórkowatą trasą przez Brzezie. Na początek pojechałem do Staniątek i po raz pierwszy w tym sezonie zmierzyłem się z Winnicą, górka krótka ale stroma, poszło w miarę, choć dość szybko musiałem skorzystać z najlżejszych przełożeń. Potem kolejne górki w Brzeziu, w tym podjazd po betonowych płytach pod cmentarza. Znów bez rewelacji, wjechać, wjechałem ale mocy nie czułem. Krótka przerwa na cmentarzu wojennym w Brzeziu - zrobiono tu jakiś mały remont, szybka fotka i jazda dalej. Jeszcze jedną sesję zdjęciową zrobiłem sobie na punkcie widokowym, a potem już szybko do domu. Przejechałem przez Grodkowice, koło Pałacu Żeleńskich, na drodze nowy asfalt, w dół mogłem pomknąć z dużą prędkością, a i pod górę będzie teraz dużo łatwiej.
Dalej drogą przez pola, równoległą do 4, dalej Chełm i Łapczyca. Wycieczka w sumie udana, trening nie najgorszy, forma jednak dalej pozostawia sporo do życzenia, niestety na treningi teraz nie bardzo mam czas:(
Do Niepołomice, odwiedziny na cmentarzach wojennych
Sobota, 15 lutego 2014 | dodano:21.02.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Zachodniogalicyjskie cmentarze, Akcja cmentarze 2014
- DST: 36.17 km
- Czas: 01:40
- VAVG 21.70 km/h
- VMAX 56.00 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 284 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W kalendarzu 15 lutego, a na zewnątrz pogoda wiosenna, postanowiłem więc wybrać się na wycieczkę rowerowa do Niepołomic. Miałem do załatwienia kilka spraw na budowie, miałem jechać samochodem, ale było tak pięknie, że trzeba było wybrać się roweremDo Chełmu tak jak zwykle, bocznymi drogami, ale potem postanowiłem już jechać drogą główną, najpierw kawałek 4, a potem 75. W sobotę ruch jest nie duży, do tego gdy skręciłem w kierunku Niepołomic, to dostałem wiatr w plecy w rezultacie po 38 minutach jazdy pojawiłem się u kolegi w sklepie na niepołomickim rynku. Średnia prędkość na tym 16,5 km odcinku wyniosła ponad 24,5 km/h. W rynku przerwa na kawę, potem odwiedziny u rodziców i na budowie, a potem nadszedł czas na powrót. W drodze do rodziców odwiedziłem jeszcze cmentarz wojenny nr 327 - w setną rocznicę wybuchu I wojny światowej postanowiłem jeszcze raz odwiedzić na rowerze wszystkie cmentarze wojenne z okresu I wojny w okręgu IX Bochnia (od Rajbrotu i Żegociny, przez Łapanów, Trzcianę i Kępanów po Uście Solne i Wrzępię).
Postanowiłem wracać inną drogą. Na początek pojechałem do Staniątek, po drodze odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny - 329 Podborze. Następnie pojechałem na Dąbrowę i Szarów, na drogę 75 wyjechałem w Targowisku, krótki odcinek drogą główną dał mi mocno w kość bo trafiłem na czołowy wiatr, w zasadzie już od Niepołomic walczyłem z wiatrem, ale dopiero tu centralnie się z nim zderzyłem. W Chełmie ciężki podjazd pod kościół i dalej pod cmentarz, tu kolejny postój i odwiedziny na cmentarzu 334 w Chełmie (3 z 46). Dalej już łatwo, głównie w dół do Moszczenicy i krótki pagórkowaty odcinek do domu.
Druga wycieczka w tym roku i drugi zimowy miesiąc zaliczony na rowerze, od marca już będzie łatwo. W mojej tegorocznej kolekcji cmentarzy wojennych są już 3 obiekty - cmentarze będę sukcesywnie odwiedzał i mam nadzieję, że do końca roku uda mi się przejechać wszystkie. Dziś przejechałem 36 km z niezłą średnią, ale przyjechałem strasznie zmęczony, mocno w kość dał mi wiatr, nad formą trzeba będzie pracować.