Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Po górkach

Dystans całkowity:12896.04 km (w terenie 1568.70 km; 12.16%)
Czas w ruchu:673:49
Średnia prędkość:19.14 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma podjazdów:133342 m
Maks. tętno maksymalne:189 (101 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:94371 kcal
Liczba aktywności:325
Średnio na aktywność:39.68 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Początek sezonu na Trzech Króli

Piątek, 17 stycznia 2014 | dodano:17.01.2014 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 13.91 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 00:55
  • VAVG 15.17 km/h
  • VMAX 53.91 km/h
  • Temp.: 8.0 °C
  • Podjazdy: 290 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze

Tegoroczny sezon rozpocząłem bardzo wcześnie bo już 6 stycznia - ponieważ było słonecznie i ciepło jak na wiosnę to w Święto Trzech Króli postanowiłem zrobić sobie poobiednią wycieczkę do Bochni.Z Łapczycy do Bochni pojechałem drogą nr 4, to najłagodniejszy podjazd w tym kierunku, choć dość długi bo prawie 2,5 km. Dalej zjazd do centrum Bochni, szybkie fotki na rynku i mega podjazd ulicą Sienkiewicza w kierunku Uzborni, wiele razy tędy zjeżdżałem, wiedziałem że jest ciężko postanowiłem więc spróbować pod górę. Zasadniczy podjazd to jakieś 800 metrów długości i 61 m przewyższenia (średnio 8,2%) choć są momenty gdzie średnie nachylenie przekracza 10%.
W wyremontowanym niedawno "Parku Rodzinnym Uzbornia", zrobiłem krótką przerwę, wdrapałem się nie wieżę widokową, skąd zrobiłem kilka fotek, sfotografowałem też inne miejsce w parku, a następnie ruszyłem w dół parkowymi alejkami. To właśnie tędy zwykle wjeżdżałem na Uzbornię, zmieniona jest nawierzchnie, nie ma już nierównych betonowych płyt, ale szybko tędy jechać się nie da, jest kręto no i dużo ludzi spaceruje.
Wyjechałem pod stadionem BKS i ruszyłem znowu pod górę w kierunku Górnego Gościńca, którym dojechałem do Łapczycy. Zrobiłem jeszcze postój pod kościołem Kazimierzowskim w Łapczycy, chciałem poszukać kesza, w tym celu plątałem się nawet przez chwilę po okolicznych łąkach, ale nic nie znalazłem:(
Dalej już tylko zjazd do 4 i powrót do domu, wycieczka super udana, forma może nie najwyższa, ale jak na styczeń to chyba jednak bardzo dobra, wycieczka nie była może długa, ale z dużą ilością podjazdów (suma przewyższeń wyniosła prawie 300 metrów). Start sezonu już w styczniu umożliwia mi rowerowanie w każdym miesiącu 2014 roku i chyba trzeba sobie to postawić jako kolejny cel na ten rok.



To jest już koniec...

Sobota, 14 grudnia 2013 | dodano:14.12.2013 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 12.56 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 00:42
  • VAVG 17.94 km/h
  • VMAX 47.56 km/h
  • Temp.: 2.0 °C
  • Podjazdy: 241 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś wyszło słońce, nie wiało i mimo iż temperatura odczuwalna była w pobliżu zera, to postanowiłem wybrać się na Czyżyczkę na wycieczkę kończącą sezony 2013.

Ostatni raz na poważnej wycieczce rowerowej byłem 17 listopada, potem 29 listopada próbowałem zakończyć sezon keszowaniem po Niepołomicach, ale załamanie pogody zmusiło mnie do powrotu do domu ze stanem na liczniku 4699 km w roku 2013. Doszedłem, więc do wniosku, że potrzebna mi jest jeszcze jedna wycieczka. Na dogodną pogodę musiałem czekać aż do dzisiaj, było zimno, ale słonecznie i bezwietrznie, więc ruszyłem na trasę. Mój plan był dość ambitny, podjechać pod Cmentarz wojenny nr 336 na wzgórzu Czyżyczka w miejsce gdzie 99 lat temu toczyły się zażarte walki podczas I wojny światowej - na szczęście dziś w zdobyciu wzgórza nie przeszkadzał mi ostrzał artyleryjski a co najwyżej własne słabości.

Sam podjazd odczułem dość mocno w noga, jechało wolno wyraźnie odczuwając brak treningu, ale jakoś udało mi wdrapać na szczyt:) Tam zrobiłem krótką przerwę, kilka fotek i szybka kontrola założonego przeze mnie geocacha. Kesz na swoim miejscu i na szczęście wszystko z nim w porządku, zrobiłem też kilka fotek jego zawartości w tym ciekawego geocoina zostawionego przez Murazora. Pierwsze odnalezienie skrzynki miało miejsce już następnego dnia po rejestracji, ale kolejnych odnalezień na razie brak.

Ze szczytu Czyżyczki zjechałem błyskawicznie i postanowiłem wybrać się jeszcze pod kurhan w Moszczenicy na kolejne poszukiwanie ukrytego tam kesza. Niestety, znowu nic nie znalazłem, kesz jest w miejscu, bo niedawno ktoś go znalazł, ale ja jakoś nie mogę go ciągle namierzyć:( Po kilku minutach spędzony na poszukiwaniu, ruszyłem dość szybki tempem do domu, bo słońce zaczęło powoli chylić się ku zachodowi i zaczęło robić się dość zimno.

Wycieczka w sumie udana, forma niestety już zimowa i pod Czyżyczkę było ciężko, ale w końcu wyjechałem, więc chyba nie ma co specjalnie narzekać. Dzisiejsza pogoda była dobra, jak jechałem pod prostym to nie marzłem, pod górę było mi wręcz gorąco, jednak na zjazdach było mi trochę zimno. Teraz czas na małe roztrenowanie, chyba odstawie nawet rower stacjonarny na którym od czasu do czasu sobie kręcę, do poważnych treningów w domu wrócę od stycznia, a sezon na powietrzu zainauguruję z początkiem marca - planuję przygotować się do startu w MiniOdysei Miechowskiej na początku kwietnia.

Galeria wycieczki

Teraz nadszedł czas na podsumowanie roku 2013.

Moje przedsezonowe cele:
- przejechać co najmniej 2000 km,
- zrobić wycieczkę na 150 km (może w końcu porwę się na taki wyczyn),
- wziąć udział w co najmniej dwóch imprezach na orientację,
- podjechać co najmniej dwie przełęcze w tym Knurowską,
- spróbować pojeździć terenowo po Górach, może Obindza, Przechyba, może nawet Radziejowa,
- wziąć w Tour de Pologne Amatorów.

Mam za sobą długi i dość ciekawy sezon, jeździłem od 2 marca do 14 grudnia. Większość celów zrealizowałem, mimo iż plany były ostrożne to zaliczyłem kolejny rok postępu. Pokonałem więcej kilometrów niż przed rokiem, więcej razy wychodziłem na rower, jeździłem najszybciej w całej swojej dotychczasowej "karierze". Przejechałem ponad 4700 km (był plan na 5 tys., ale choroba i pogoda pokrzyżowała plany), zrobiłem rekordową wycieczkę na 201 km - Szlakiem Bursztynowym do Nowego Korczyna i z powrotem (11 razy przekraczałem 100 km dziennie). Zaliczyłem też rekordowy dystans podczas zawodów na orientacje - szukając punktów, jeżdżąc w terenie pokonałem 135 km.

Najbardziej zadowolony jestem jednak przede wszystkim z dwóch ciekawych wypraw rowerowych: 4 dniowej do Częstochowy i z powrotem, oraz 6 dniowego wyjazdu do Wiednia. Bardzo cieszyły mnie też imprezy na orientacje, w tym roku walczyłem aż na 5 zawodach (łącznie 6 dni), w tym 3 razy na trasie GIGA - efektem jeden brązowy medal na trasie mini podczas Jurajskiego Orientu w Dąbrowie Górniczej.

W tym roku większość tras pokonywałem sam (ponad 2700 km) - podczas tych wycieczek osiągnąłem średnią 22,33 km/h. Szybciej niż przed rokiem jeździłem też na góralu (z którego głównie na zawodach) i na szosówce. Zakupiłem też rower miejski, który na pewno będzie szerzej wykorzystywany gdy ponownie przeprowadzę się do Niepołomic.

Nie wystartowałem w Tour de Pologne Amatorów, tzn. jechałem w dzień zawodów po trasie wyścigu, ale na zawody się nie zapisałem, ponieważ kosztowało to trochę drogo, a po drugie jest to impreza przede wszystkim dla szosowców. Niestety nie udało mi się też wyrwać rowerem w góry, na jakieś górskie terenowe podjazdy - te plany odkładam na przyszłość, ale chyba raczej nie na przyszły rok. Mniej niż sezon wcześniej robiłem też podjazdów, nie jeździłem specjalnie ich zdobywać, a to co podjechałem wyszło podczas moich wypraw rowerowych.

Teraz trochę statystycznych osiągnięć za rok 2013:
Wszystkie kilometry: 4712.52 km (w terenie 524.50 km, 11%)
Czas aktywności: 226:403
Średnia prędkość: 20.83 km/h
Suma podjazdów: 35211 m
Wycieczek: 115
Średnio na wycieczkę: 40.98 km i 01:57 godz.
Najdłuższa wycieczka w sezonie to: 201,21 km - Do Korczyna Szlakiem Bursztynowym - nowy rekord w karierze:)

z czego na rowerze crossowym: 3357.01 km (w terenie 342.50 km, 10,2%), 69 wycieczek, średnia prędkość 21.13 km/h;

na góralu: 780.85 km (w terenie 173.00 km, 22%), 20 wycieczek, średnia prędkość 17.21 km/h;

na szosówce: 521.26 km (w terenie 3.50 km, 0,7%), 17 wycieczek, średnia prędkość 27.10 km/h;

oraz na miejskim: 26,1 km (w terenie 0.50 km, 1,9%), 8 wycieczek, średnia prędkość 19.23 km/h;

Cele na sezon 2014:
- przejechać co najmniej 2000 km,
- wziąć udział w co najmniej dwóch imprezach na orientację,
- podjechać co najmniej dwie przełęcze w tym Knurowską,
- odwiedzić rowerem wszystkie cmentarze wojenne (z I WŚ) okręgu IX - Bochnia.
- zdobyć wszystkie ciekawe Geocache w mojej najbliższej okolicy :)

W przyszłym roku kończę budowę domu i przeprowadzam się do Niepołomic, ponownie więc powrócę do swojej pierwszej bazy wypadowej. W mojej jak do tej pory dwuosobowej rodzinie, pojawi się też nowy członek, co pewnie znacznie ograniczy moją rowerową aktywność, ale na pewno całkiem jej nie przerwie. Chciałbym przejechać co najmniej 2000 km - w porównaniu z moimi osiągami z trzech ostatnich lat, to niewiele, ale mimo wszystko dość sporo. Chciałbym również powalczyć trochę na orientację i trochę pokeszować po okolicy. Jak wyjdzie przekonamy się już za rok:)

Kesze w Łapczycy

Poniedziałek, 11 listopada 2013 | dodano:11.11.2013 Kategoria 0-20 km, Geocaching, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 10.20 km
  • Czas: 00:33
  • VAVG 18.55 km/h
  • VMAX 57.80 km/h
  • Temp.: 6.0 °C
  • Podjazdy: 185 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Po wczorajszej ładnej pogodzie dziś zimno i mglisto, około południa decyduję się jednak na mały wypad jest jakieś 5-6 stopni, wkoło mgły i lekki wiaterek. Moim celem jest skrzynka geochaningowa wieloetapowa w Łapczycy czyli tuż koło mojego domu.
Na początek jadę pod położony przy drodze nr 4 kościół pw. Św. Anny, gdzie ma się znajdować pierwsza skrzynka ze współrzędnymi skrzynki finalnej (gdzieś koło górnego kościoła). GPS wskazuje róg parkingu, między drzewami a ogrodzeniem kościoła. Chodzę szukam, sprawdzam cordy i nic, wchodzę na teren kościoła i sprawdzam ogrodzenie od środka - nic. Po jakiś 20 minutach rezygnuję, nie ma pierwszej skrzynki, więc nie ma też za bardzo szans odnaleźć skrzynkę finalną, mam tylko małą podpowiedź "nisko". Postanawiam jednak podjechać pod górny kościół, robię kilka fotek, ale sprawa jest beznadziejna. W najbliższym otoczeniu kościoła, skrzynka może być wszędzie, sprawdzam pro-forma przy murze kościoła, ale nic nie znajduję, wkoło jest pełno dużych drzew, ale jakoś nie chcę mi się grzebać przy korzeniach każdego drzewa. Muszę jednak namierzyć skrzynkę pierwszą inaczej nie mam szans na odnalezienie skrzynki finalnej.

Na dziś rezygnuję i postanawiam pojechać jeszcze pod kurhan w Moszczenicy, gdzie mimo dwóch prób ciągle mam nieodnaleziony kesz. Dojeżdżam szybko, ale mimo intensywnych poszukiwań skrzynki ponownie nie znajduję. Ten kesz został ponownie ukryty (pierwszy zginął) na początku października i to tej pory nikt go nie znalazł, robię wpis na stronie, że nie znalazłem (po powrocie do domu, jestem drugim użytkownikiem z takim wpisem). Rezygnuję więc i z tego punktu i wracam do domu, trochę na około przez Gierczyce, chcę dociągnąć tą wycieczkę chociaż do 10 km.

Wyjazdu raczej nie zaliczę do udanych, jedyny plus to fakt, że się przejechałem. Keszowanie bez sukcesu, wczoraj 100% skuteczność w szukaniu, dziś 0%. Ciągle jeszcze zakładam, że te kesze gdzieś tam są, tylko ja nie potrafię ich odnaleźć, będę jeszcze próbował, choć nie wiem czy nie przełożę tego na wiosnę.

Galeria wycieczki

Keszowanie na cmentarzach wojennych - Grabina, Nieprześnia, Sobolów

Niedziela, 10 listopada 2013 | dodano:10.11.2013 Kategoria 21-40 km, Geocaching, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 27.76 km
  • Teren: 2.00 km
  • Czas: 01:25
  • VAVG 19.60 km/h
  • VMAX 47.56 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • Podjazdy: 484 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś pojechałem poszukać keszy na cmentarzach wojennych w Grabinie, Nieprześni i Sobolowie oraz zaplanować miejsce pod mój pierwszy kesz na cmentarzu wojennym na Czyżyczce.
Na niedziele zapowiadali deszcz, tym czasem od samego rano świeciło słońce, jednak gdy chciałem ruszyć w trasę około 10:00 to się zachmurzyło. Jednak koło 11:00 znowu zaczęło się przejaśniać, więc postanowiłem, że jednak jadę. Zaplanowałem sobie trasę po cmentarzach wojennych w Gierczycach, Grabinie, Sobolowie, a później zmodyfikowałem wyjazd jeszcze o cmentarz wojenny w Nieprześni.

Na początek podjazd pod Czyżyczkę, było ciężko, kręciłem powoli, ale jakoś w końcu się wdrapałem na szczyt wzgórza Patria (363 m npm), znajduje się tu cmentarz wojenny nr 336 przy którym zamierzam założyć swojego pierwszego kesza, a dziś wybrałem się poszukać odpowiedniego miejsca na ukrycie skrzynki. Na szczycie dość nieoczekiwanie spotkałem sporo ludzi i musiałem chwilę zaczekać, żeby sobie poszli, więc po kilku minutach odpoczynku ruszyłem na mały rekonesans. Od razu rzuciło mi się jedno potencjalne miejsce ma schowanie kesza, ale obszedłem jeszcze okolice w poszukiwaniu alternatywnej miejscówki. W końcu jednak doszedłem do wniosku, że mój pierwszy typ będzie najlepszy. Wyznaczyłem współrzędne punktu przy użyciu pomiaru uśrednionego (3 próby), teraz tylko wystarczy schować skrzynkę, co zamierzam zrobić w najbliższym tygodniu.

Następnie zjechałem w dół do Grabiny i wybrałem się pod cmentarz 337, gdzie chciałem dla odmiany kesza poszukać. Pod sam cmentarz prowadzi dość stroma polna droga, już udawało mi się nią podjechać, ale dziś było mokro, koła mojego crossa ślizgały się po trawie, liściach i błocie, więc w rezultacie musiałem kawałek podejść. Samo poszukiwanie też trwało znacznie dłużej niż planowałem, bez problemu zlokalizowałem właściwe miejsce, ale postanowiłem doczytać jeszcze wskazówki na Smartphonie, żeby niepotrzebnie się nie brudzić i nie paprać się w ziemi. Niestety technika zawiodła, nie zapisałem sobie punktów do użytku offline, a zasięg sieci był słaby i miałem problemy z odczytaniem punktu przy pomocy programu c:geo. W końcu postanowiłem wejść bezpośrednio na stronę geocaching.com, znalazłem wskazówkę i po chwili zdobyłem punkt. W pojemniku niestety woda, logbook zawilgocony, jakoś udało się jednak zalogować i po małej sesji zdjęciowej ruszyłem dalej.

Miałem jechać do Sobolowa, ale ponieważ wyszło piękne słońce to postanowiłem pojechać jeszcze do Nieprześni. Pod sam cmentarz spacer, tym razem punkt namierzony błyskawicznie, w pojemniku sucho, więc szybkie logowanie, sesja zdjęciowa i jazda do Sobolowa.

Po drodze niestety niespodzianka, znak droga zamknięta, remont - objazd. Oczywiście nie chciało mi się objeżdżać i stwierdziłem, że na rowerze jakoś dam radę, tym czasem okazało się, że remont jednak na całego, głębokie wykopy, ciężki sprzęt. Musiałem więc przebijać się z rowerem na plecach i to jeszcze, ze sporym trudem. Po chwili byłem już jednak na cmentarzu parafialnym w Sobolowie. Miejsce ukrycia kesza namierzyłem błyskawicznie, ale podjęciem samej skrzynki był problem. Po pierwsze skrzynka nie była widoczna na pierwszy rzut oka, więc trzeba było dokładnie przepatrzyć świerka (podpowiedż - drzewo, więc możliwa lokalizacja była tylko jedna), a do tego na cmentarzu pełno ludzi, w tym jedna rodzinka tuż przy miejscu gdzie miałem szukać. Chodzę, fotografuję, kombinuję i czekam aż pójdą, a oni nic, minęło dobre 10 minut zanim mogłem podejść i przyjrzeć się dokładnie. Z pewnym trudem zdobyłem kesza, szybki wpis i mała gimnastyka odłożeniem na miejsce - cała operacja na tym cmentarzu trwała na pewno ponad 20 minut.

Dziś 100% skuteczność w szukaniu keszy, zadowolony wracam, więc do domu, a że pogoda dalej piękna (choć za gorąco nie było) postanawiam jechać jeszcze do Moszczenicy i ponownie poszukać pod kurhanem. Po kilkunastu minutach jazdy zajeżdżam na miejsce, ale już daleka widzę, że poszukiwania nici. Pod kurhanem zaparkowane chyba 10 samochodów, a w koło chodzi chyba ze 30 ludzi ze strzelbami - myśliwi wyraźnie szykujący się na jakieś polowanie. Przejeżdżam więc tylko obok kurhanu i jadę do domu, jeszcze tylko szybka fotka "panującego" na okolicą szczytu Czyżyczki (Patrii) do kolekcji - dziś ofotografowałem to wzgórze, ze wszystkich stron. W czasie pierwszej wojny światowej w grudniu 1914 roku, o Czyżyczkę stoczono krwawy bój, samo strategiczne wzgórze kilkukrotnie przechodziło z rąk do rąk, efektem tych walk są właśnie odwiedzone przeze mnie dziś cmentarze wojenne.

Galeria wycieczki

Kesze w Chełmie

Sobota, 2 listopada 2013 | dodano:02.11.2013 Kategoria Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie, Po górkach, Geocaching, 0-20 km
  • DST: 11.35 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 00:36
  • VAVG 18.92 km/h
  • VMAX 53.41 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • Podjazdy: 207 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Ponad tydzień chorowałem, w zasadzie dalej jestem chory, ale dziś postanowiłem się przestawić na leczenie świeżym powietrzem i wybrałem się na krótką wycieczkę, w spacerowym tempie, na poszukiwanie keszy w okolicach Chełmu.
W zasadzie miałem dziś nie iść na rower, bo czuję się jeszcze nie za dobrze, ale pogoda zachęcała więc koło 12 zdecydowałem się wyskoczyć na krótką wycieczkę. Na szybkości zaplanowałem podejście do 3 keszy: Kurhan w Moszczenicy, Cmentarz wojenny 334 w Chełmie i Grodzisko w Chełmie, a na sam koniec miałem jeszcze kesz dodatkowy czyli wizytę w sklepie w Łapczycy:)

Ruszyłem powoli, tempem spacerowy, postanowiłem się nie męczyć za bardzo. Podjazdy w Moszczenicy pokonałem powolutku i po kilku minutach byłem pod kurhanem na granicy Moszczenicy i Chełmu. Chwilę łaziłem po krzakach w poszukiwaniu kesza, ale w końcu stwierdziłem, że sprawa jest beznadziejna, kesz miał leżeć na ziemi, w koło pełno było różnego rodzaju pudełek i butelek - śmieci. Wszystko dodatkowo przykryte gęstym dywanem z liści. Mój GPS jakoś nie mógł się zdecydować gdzie ten kesz się znajduję, więc po paru minutach odpuściłem - mam tylko blisko, więc będzie jeszcze okazja poszukać. Początek więc kiepski 0:1.

Kilkaset metrów dalej na cmentarzu parafialnym w Chełmie, znajduję się cmentarz wojenny nr 334 a na nim kolejny kesz. Miejsce to zwiedzałem wiele razy w związku moim zainteresowaniem cmentarzami wojennymi z I wojny, ale tym razem miałem szukać kesza. Skrzynkę namierzyłem od razu, ale zaglądnięcie do niej wymagało niemałej gimnastyki, w końcu dziś Dzień Zaduszny, na cmentarzu kupę ludzi - spotkałem nawet mojego znajomego z wycieczek rowerowy do Częstochowy organizowanych przez PTTK w Bochni. Artur w te wakacje pojechał na rowerze do Grecji - przygodę ocenił jako bajeczną:) wymięliśmy kilka uwag, no ale kesz czekał. Poczekałem na dogodny moment i skrzynka była moja, kilka fotek wpis i znowu trochę gimnastyki, żeby ją ponownie schować, ale jakoś się udało. Wyrównałem wynik na 1:1.

Trzeci kesz miał się mieścić na Grodzisku w Chełmie - wskazówka "w środku" - pomyślałem więc, że to pewnie w altanie na szczycie. Powolutku sobie podjechałem stromym podjazdem na szczyt grodziska, ale patrzę na GPS i coś nie gra, kesz jest wyraźnie dalej na północ, a więc nie na szczycie. Najpierw wybrałem się na piechotę, ale po chwili spostrzegłem, że to nie tak znowu blisko, a mój rower stoi sobie w najlepsze na szczycie. Wróciłem, więc i zabrałem rower, zjechałem w bardziej ustronne miejsce, zostawiłem rower, wziąłem GPS i w drogę. Punkt jest w miejscu do którego nie łatwo trafić, na szczęście koordynaty są w porządku i po krótkim poszukiwaniu znalazłem, fotka, wpis i ponowne schowanie kesza. Mecz z keszami wygrany 2:1.

Do domu postanowiłem jechać przez Siedlec, a więc na około, w Łapczycy odwiedziłem jeszcze otwarte niedawno Delikatesy Centrum i wróciłem do domu. Czas jazdy podczas tej wycieczki to jakieś 36 minut, ale z poszukiwaniem keszy wyszło sporo ponad godzinę. Jutro jeśli pogoda i zdrowie pozwoli może wyskoczę na małą przejażdżkę i przy okazji poszperam za keszami:)

Jeszcze niedawno zastanawiałem się czy nie powalczyć o 5 tys. km w tym sezonie, ale niestety plany pokrzyżowała mi choroba. Piękny tydzień spędziłem w łóżku zamiast na rowerze, w ten weekend za wiele kilometrów też nie zdobędę, więc o tych 5 tys. mogę zapomnieć. Listopad to już nie miesiąc na jazdę, w tamtym roku przejechałem ledwie 91 km (2 wycieczki), w 2011 - 76 km (2 wycieczki), 2010 - 114 km (4 wycieczki), a w 2009 - 28 km (1 wycieczka) - łącznie przez 4 lata może 300 km, a tu do 5 tys. brakuję mi przeszło 400 km. Realny cel, przy dobrej pogodzie to może 4800 km, a te 5 000 km trzeba będzie odłożyć na przyszłość.

Galeria wycieczki

Galicja Orient - etap II do poprawki

Niedziela, 20 października 2013 | dodano:20.10.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 55.03 km
  • Teren: 15.00 km
  • Czas: 03:02
  • VAVG 18.14 km/h
  • VMAX 58.41 km/h
  • Temp.: 17.0 °C
  • Podjazdy: 900 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Minęły 3 tygodnie od imprezy na orientacje organizowanej na "moich" terenach w której niestety nie poszło mi za dobrze. Dokładnie trzy tygodnie temu walczyłem na II etapie Galicja Orient, dziś pogoda była piękna, więc postanowiłem jechać i zaliczyć punkty z trasy pucharowej nr 40, 37 i 35, które na zawodach opuściłem. Nie jako przy okazji zaliczyłem jeszcze punkty 33, 38 i 36, które były po drodze:)

Znowu nie miałem za wiele czasu na jeżdżenie, więc nie mogłem odjechać całej trasy II etapu GO, wybrałem więc tylko kilka punktów. Na początek pojechałem do Gierczyc i rozpocząłem szosowy podjazd pod Czyżyczkę, za kulminacją asfaltu skręciłem w prawo w kierunku Buczyny na punkt który na zawodach był oznaczony jako 33. Tym razem dojechałem bez problemu, ale stwierdziłem, że ścieżki przez pole którą trzeba jechać na wprost gdy droga skręca w lewo po prostu nie widać, jest tylko zaorana i zarośnięta trawą łąka, ścieżka pojawia się dopiero po przejechaniu tej łąki. Dalej już bez problemów, fotka pod kapliczką (pkt 33), kilka fotek widoków z tego miejsca i jazda dalej.

Na zawodach kolejny błąd popełniłem nie skręcając w prawo przy krzyżu, tylko pędząc w dół do Grabiny skąd musiałem znowu podjeżdżać. Wtedy nawet zatrzymałem się w dobrym miejscu, ale coś nie grało z nawierzchnią drogi i pojechałem asfaltem, który na mapie był zaznaczony jako droga nie utwardzona. Dziś pojechałem pod krzyżem w prawo, droga która jeszcze 3 tygodnie temu była szutrowa dziś jest prawie cała asfaltowa i co więcej pozwala zaoszczędzić czas i siły jakbym tędy pojechał na GO to na pewno dużo bym zyskał. Po dojechaniu do drogi na Nieszkowice Małe skręciłem w prawo a przy kolejnym krzyżu lewo w ścieżkę miedzy polami. Na GO nawet w planach nie miałem tędy jechać, chciałem zjechać w dół do Nieszkowic i jechać doliną Stradomki, tą ścieżkę wybrałem bo była ona w optymalnym wariancie przejazdu. Jako ścieżka w dół jest w miarę porządku da się nią zjechać (choć nie strasznie szybko) do Stradomki, ale pod górę chyba wolałbym walczyć na około po asfalcie.

Dalej już jazda jak na GO do Wieńca i drogą koło Raby do "końca drogi" - czyli pkt 38. Na GO chwilę go szukałem, lampion był za kupą ziemi w krzakach, przez 3 tygodnie to miejsce się zmieniło, nie ma już ani tej ziemi ani tych krzaków, pozostał tylko znak zakaz wjazdu. Podczas zawodów z tego miejsca się wróciłem i atakowałem punkt nr 39 opuszczając 40, tym razem jadę na 40.

Z szutrowej drogi przez żwirownie koło Raby mam skręcić w ścieżkę biegnącą wzdłuż rzeki, ale jakoś przegapiam skręć i dojeżdżam do asfaltu i do domów, szybko naprawiam błąd i wracam na ścieżkę wzdłuż Raby. Nie jest to rewelacyjna droga, mocno zarośnięta trawą, a tuż przed wyjazdem na asfalt niespodzianka w postaci niewielkiej fosy pełnej wody, po pokonaniu której jestem już cały brudny. Dalej lekko pod górę, zjazd przejazd przez Zręczyce i rozpoczynam podjazd - to właśnie tego podjazdu się bałem na zawodach i dlatego zrezygnowałem z pkt 40.

Podjazd ciężki, miejscami bardzo stromo, co prawda widoki piękne i dziś gdy byłem niezmęczony mogłem nawet docenić walory widokowe tego podjazdu, ale podczas GO chyba bym na tej górce umarł:) Najgorsza część podjazdu kończy się pod drewnianą willą z XIX wieku stojącą w pięknym widokowym miejscu, zrobiłem więc krótką przerwę na kilka fotek.

Po przerwie jadę dalej, pod górę ale już znacznie łatwiej, dojeżdżam do asfaltówki biegnącej od Podolan, dalej już tylko ścieżka przez las przykryta gęsto dywanem z liści. Po kilku minutach wspinaczki dojeżdżam do osuwiska, to gdzieś tu znajdował się punkt 40 - okolica malownicza, szczególnie dziś gdy liście spadły z drzew i przykryły cały las. Punkt zdobyty ale dojazd do cywilizacji wymaga jeszcze dobrych kilku minut jazdy leśnymi ścieżkami, w końcu ląduję na asfaltówce w Kobylcu i pędzę szczytem w kierunku Kamyka. Po zjeździe ląduję na skrzyżowaniu na które trafiłem od pkt 39 na GO, na sam punkt nie jadę, ale jego zdobycie z tego miejsca to co najmniej 10-15 minut (droga tam i powrotem).

Mała analiza podczas GO z punktu 38 przez 39 (wspinaczka na nogach pod górę) do skrzyżowania w Kamyku zrobiłem 5 km w czasie 29:26, dziś z punktu 38 przez 40 na to samo skrzyżowanie zrobiłem 11,9 km w czasie 59:43 zdobycie punktu nr 39 kosztowało by mnie jeszcze maks 15 minut czyli łączny czas z zaliczeniem punktów to jakaś 1 godz 15 min, chyba więc dobrze zrobiłem że tą 40 wtedy odpuściłem.

W Kamyku jeszcze trochę w dół i jazda na punkt 37, który też na GO odpuściłem. Kilkaset metrów drogą w kierunku Woli Wieruszyckiej i skręt w lewo, dojeżdżam do zielonego szlaku rowerowego, który zgodnie z mapą biegnie przez punkt. Szlak prowadzi trochę inaczej niż na mapie, ale są znaki więc jadę bez większych problemów, droga pod górę, miejscami na drodze wielkie głazy, ale droga przejezdna w całości na rowerze. Dojeżdżam do drogi wzdłuż ściany lasu, po chwili wjeżdżam w las, chwila coś chyba za daleko, sprawdzam drogę w lewo na wjeździe do lasu, ale po chwili stwierdzam, że muszę się trochę cofnąć. Jakieś 100 metrów wcześnie jest ścieżka w las i coś co przypomina "małą polankę" z opisu - to chyba to miejsce, ale śladów GO nie znajduję.

Jadę dalej przez las w kierunku Kaczej Góry (trzymam się szlaku), problem pojawia się w miejscu gdzie mam ze szlaku zjechać jest droga w lewo, leśna ale przy niej stoi samochód osobowy, więc na pewno przejezdna, ale na mapie jej chyba nie ma. Decyduję się ostatecznie na wąską ścieżkę na wprost w kierunku szczytu, który zdobywam niestety na nogach, dalej jest ścieżka w lewo po szczycie, po chwili dojeżdżam gdzie chciałem, ale widzę też wylot drogi, którą nie pojechałem, mogło się obyć bez ataku szczytowego.

Dalej kawałek po asfalcie przez Cichawkę, trzyma się czerwonego szlaku rowerowego, który ma mnie zaprowadzić na szczyt Zonii. W pewnym momencie szlak opuszcza asfalt i prowadzi pod górę, szeroką szutrową drogą. Kilkaset metrów i jadę już przez las, tu jest znacznie gorzej, po pierwsze stromo, po drugie liście a po trzecie coraz więcej błota. Dojeżdżam do kulminacji ścieżki w lesie, ale prawdziwa jazda zaczyna się na zjeździe, błoto, liście gałęzie, ślisko jak cholera i ze dwa razy a mało nie leżę. W końcu wyjeżdżam z lasu i oczywiście znowu muszę się wspinać, najpierw po szutrze a potem już po asfalcie, w końcu wyjeżdżam przy dobrze mi znanej kapliczce na szczycie w Zonii.

No to analiza: na GO przejazd od skrzyżowania w Kamyku z drogą na Wolę Wieruszycką, przez Sobolów z asfaltowym podjazdem pod Zonię pod wspomnianą wyżej kapliczkę to 4,3 km w czasie 23:38 (postojów na tym odcinku nie było), dzisiejszy przejazd z tego samego skrzyżowania w Kamyku przez pkt 37 do kapliczki to 7,2 km w czasie 51:46 (13:52 postoju). W dobrej formie, ograniczając postoje do podbicia punktu i może chwili namysłu nad mapą (powiedzmy 5 minut) opłacało się jechać na pkt 37, w formie jaką miałem podczas II dnia GO chyba dobrze zrobiłem, że jednak zrezygnowałem.

Jadę jeszcze kilkaset metrów i staję w miejscu gdzie na GO znajdował się punkt 36 i bufet, tym razem ciasteczek nie ma, więc robię tylko parę fotek i pędzę na punkt 35, który też podczas zawodów opuściłem. Po niespełna 14 minutach (głównie zjazdu) jestem w Królówce przy punkcie, znajduję nawet taśmę która była rezerwowym oznaczeniem punktu, szybka fotka i powrót. Robię krótką przerwę pod sklepem, bo akurat skończył mi się napój w bidonie i pędzę dalej. Najpierw po płaskim doliną potoku, potem skręt w lewo i rozpoczynam podjazd przez Olchawę. To właśnie przez ten podjazd odpuściłem punkt 35, cisnę mocno, bo chcę zobaczyć ile czasu potrzeba było na zdobycie tego punktu, podjeżdżam, zjeżdżam i jestem na skrzyżowaniu w Zawadzie, czas od punktu 36 to jakieś 34 minuty - 11,2 km (w tym postój w sklepie). Podczas GO zjechałem prosto z Zonii na w/w skrzyżowanie, wtedy potrzebowałem na to 7:26 - 3,8 km. Czyli teraz jest 27 minut więcej licząc z postojem w sklepie, wtedy byłem w słabszej formie, więc mogło to być 27 minut bez postoju, ale zaliczyłem punkt warty 60 minut, więc w ostatecznym bilansie mogłem mieć czas o 33 minuty krótszy, mojej pozycji by to nie zmieniło, ale miałbym łączny czas z karami mniejszy niż 24 godziny:)

Ze skrzyżowania w Zawadzie chciałem jeszcze wypróbować nową drogę przez Pogwizdów, ale czas miałem słaby i musiałem już wracać do domu, więc wybrałem drogę asfaltem przez Czyżyczkę, na podjeździe cisnąłem mocno i w rezultacie mocno się zmachałem. Dalej zjazd i dojazd do Łapczycy drogą 964.

W sumie przejechałem 55 km i 900 metrów przewyższenia, na trasie byłem od 10:15 do 13:50, więc przez 3:35. Limit czasu na GO był 5 godzin, więc w dobrej formie i przy wyborze dobrej trasy pewnie dałbym rady zaliczyć całość. Jednak tego dnia byłem mocno zmęczony, popełniłem kilka błędów na początku i chyba dobrze zrobiłem, że opuściłem punkty 40 i 37, ale 35 trzeba było jednak jechać. Myślę, że z tym dodatkowym odcinkiem jakoś bym sobie poradził, punkt był łatwy do znalezienia, a czas lepszy po 30 minut był nie do pogardzenia.

Teraz już zostaje tylko zrobić poprawkę do I etapu GO, ale na to przydałoby się trochę więcej czasu.

Galeria wycieczki

Bodzanów na szosie

Wtorek, 15 października 2013 | dodano:15.10.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 21.30 km
  • Czas: 00:49
  • VAVG 26.08 km/h
  • VMAX 52.60 km/h
  • Temp.: 16.0 °C
  • Podjazdy: 240 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Ostatnio stwierdziłem, że coś mało w tym roku jeździłem na szosówce, a że miałem po pracy chwilę czasu w oczekiwaniu na spotkanie na budowie, to wsiadłem na mojego Peugeota i w drogę.

Celem był znajdujący się na górce drewniany kościółek w Bodzanowie, jednak tym razem postanowiłem trochę zmodyfikować pętle dojazdową. Z Niepołomic pojechałem do Staniątek, przejazd obok klasztoru i następnie jazda pod szkołę w Zagórzu, następnie skręt w prawo i przez Słomiróg do Bodzanowa. Od Słomirogu zaczyna się dość konkretny podjazd do granic Gminy Niepołomice, potem zjazd i znowu podjazd do Bodzanowa. Zwykle dojeżdżałem do kościoła w Bodzanowie, stroną drogą koło kapliczki, tym razem postanowiłem zajechać z drugiej strony, czyli od cmentarza. Tu również bardzo stromo i wyjazd trochę wyżej niż drogą koło kapliczki, bo od cmentarza do kościoła się zjeżdża.

Pod kościołem parę fotek i szybki nawrót w kierunku domu, bo zaczynało się powoli ściemniać. Pojechałem drogą w kierunku Zakrzowa, ostatnio jeździłem nią parę razy, ale zawsze w przeciwnym kierunku. Lekki podjazd i potem zjazd do Zakrzowca, następnie przejazd przez Staniątki i powrót do domu.

Wycieczka udana i dość szybka, forma w sumie na taką trasę była nie najgorsza i wszystkie górki podjechałem bardzo sprawnie. Niestety czas gonił i to zarówno w powodu spotkania jakie miałem zaplanowane na 18 jak i powodu szybko zapadającego zmroku, po pracy nie ma jak już za bardzo jeździć:(

Wieczorem jeszcze test jednego programu na moim rowerku stacjonarnym, dziś tylko 10 minut kręcenia, ale podniosłem sobie dość mocno obciążenie i zdążyłem przez ten czas poważnie się zmęczyć.

Galeria wycieczki

Szosowo wokół Czyżyczki

Wtorek, 8 października 2013 | dodano:08.10.2013 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 24.69 km
  • Czas: 01:05
  • VAVG 22.79 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 17.0 °C
  • Podjazdy: 330 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Miałem jeździć dziś szosówką w okolicach Niepołomic, ale jakoś tak wypadło, że musiałem wcześniej jechać do Łapczycy, więc zrobiłem wycieczkę na crossie po szosach wokół pasma Czyżyczki.

W zasadzie miałem plan jechać w pobliże punktu nr 40 z II etapu Galicja Orient i zobaczyć czy dobrze zrobiłem, że na zawodach sobie ten punkt odpuściłem, ale jak już jechałem to stwierdziłem, że jest już trochę późno. Postanowiłem więc zmienić plan i zrobić rajdy wokół Czyżyczki, nową pętlą.

Z Łapczycy pojechałem na Siedlec i tam odbiłem na Stradomkę, jechałem po płaskim, doliną rzeki, omijając pasmo Czyżyczki od zachodu. Dojechałem do mostu na Stradomce i skręciłem w lewo w wąską drogę z płyt betonowych, która mnie zaprowadziła pod cmentarz w Sobolowie. Dalej krótki, ale ostry podjazd i byłem pod kościołem w Sobolowie. Pagórkowatą drogą na której jednak przeważały zjazdy dojechałem do Nieprześni pod zabytkowy dworek i wpadłem na ciekawy pomysł, skrócenia sobie drogi na szczyt Czyżyczki.

Drogą koło dworku w Nieprześni już kiedyś jechałem ale w dół, było to dość dawno i nie pamiętałem jaka to była droga. Zrobiłem fotkę dworku i drogę, ledwo ruszyłem a tu słyszę za sobą "Panie tędy pan nie pojedzie bo za bystro" - patrzę a tu dwóch Panów z piwem z ręce stojących na pobliskim podwórku postanowiło mi udzielić takiej cennej rady. Odpowiadam, więc że dam sobie radę i jadę. Jadę wąskim wąwozem obrośniętym drzewami, droga wyłożona jest betonowymi płytami ponacinanymi, żeby woda lepiej spływała. Na początek dwie stromsze ścianki kończące się jednak krótkimi wypłaszczenia, ale gdzieś tak od połowy podjazdu zaczyna się faktycznie dość "bystro". Ten najbardziej stromy odcinek jest znacznie dłuższy niż poprzednie i na dodatek płyty są gęsto nacięte w celu odprowadzenia wody. Podjazd kończy się przy dojeździe do domów mieszkalnych, kawałek wypłaszczenia i wyjeżdżam na drogę z Zawady do Gierczyc. Podjazd znowu nie taki ciężki, jak straszyli panowie na dole, choć na najbardziej stromej ściance jedzie się ciężko i prędkość spadła mi do 5 km/h.

Dalej kontynuuję podjazd na szczyt Czyżyczki, idzie mi nawet dość gładko i dość szybko pokonuję kolejne zakręty pod górę. Tym razem nie wyjeżdżam na sam szczyt, tylko od razu rozpoczynam zjazd do Gierczyc. Na dole przecinam drogę 967 i jadę w stronę drogi nr 4, którą też przecinam i wjeżdżam (znowu po betonowych płytach) na Górny Gościniec. Dalej już w zasadzie tylko zjazdy do samej Łapczycy.

Wycieczka, krótka ale w sumie bardzo udana, pod górki szło mi zdecydowanie lepiej niż ostatnio, pogoda była bardzo ładna i jechało się bardzo fajnie.

Galeria wycieczki

Galicja Orient - etap II

Niedziela, 29 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria zawody, samotnie, RNO, Po górkach, 41-60 km
  • DST: 52.72 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 03:11
  • VAVG 16.56 km/h
  • VMAX 56.72 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • Podjazdy: 1010 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na drugi etap Galicja Orient pojechałem sam, Krzysiek po wczorajszym dniu miał dość. Ja podczas całej trasy też czułem spore zmęczenie, dlatego też wróciłem na metę już o 12:50 (limit czasu do 14:00) z 7 punktami, ale na więcej po prostu już nie miałem siły.

Start o godzinie 9:00 wraz ze wszystkimi zawodnikami, którzy do lidera po I etapie mieli stratę większą niż 1 godzina. Dostaje mapę, do zaliczenia 10 punktów, trasa wygląda na łatwiejszą niż na I etapie. Organizator informuje, też zawodników, że dziś nie ma kar czasowych za spóźnienie, kto przyjedzie po 14:00 od razu dostaje dyskwalifikacje. Obmyślam kolejność i jadę na punkt oznaczony jako nr 3 w Lesie Skarbowym.

Niestety popełniam podobny błąd jak wczoraj, mam obmyśloną trasę do drogi nr 4, a potem po szlaku niebieskim na sam punkt, ale widzę, że jeden zawodnik skręca wcześniej, przypominam sobie, że kiedyś tak jechałem więc skręcam zanim. Do lasu dojeżdżam jeszcze bez problemu, choć pod sporą górkę, ale potem doznaje jakiegoś zaćmienia umysłu i gubię się w lesie na dobre kilkanaście minut:( Do tej pory nie wiem dlaczego tak się stało, wjechałem dobrze i od razu byłem na właściwej ścieżce, ale była coś zarośnięta więc zacząłem się zastanawiać, skręciłem najpierw w lewo, ale kierunek mi się nie zgadzał, wróciłem odbiłem w prawo, potem znowu w lewo. Tak się zamieszałem, że w końcu nie wiedziałem co dalej. Wróciłem do punktu wyjścia, analiza i w końcu ta ścieżka co na początku - 300 metrów zarośniętą ścieżką i wyjazd tam gdzie trzeba - moja nawigacja to porażka. Punkt odnajduję dopiero o 9:50, straciłem tu dobre 20 minut - mógłbym być już na kolejnym punkcie:( Cała sytuacja też znacznie obniża moje moralne:(

Nic jadę dalej w strony Pogwizdowa, wyjeżdżam na asfalt i pędzę na Czyżyczkę, skręcam w ścieżkę za szczytem wzgórza i znowu zonk. Z rozpędu pojechałem dobrze utwardzoną szutrówką, która jednak prowadziła gościowi na podwórku. Wracam na piechotę przez pole, gdy chcę wsiąść na rower patrzę, a tu spadł mi łańcuch i do tego mocno się zaklinował:( Zakładam i jadę dalej po chwili dojeżdżam do kapliczki pkt 33. Obijam i jadę dalej na Buczynę.

Dojeżdżam do domów, skręcam asfaltem w lewo i jadę w dół, koło krzyża miałem skręcić w prawo na drogę asfaltową, jest krzyż, ale droga w prawo jest szutrowa, może dalej. Pędzę w dół, następnego skrętu oczywiście nie ma i ląduje w Grabinie. Do Buczyny niestety muszę jechać pod górę, skoro wylądowałem w tym miejscu postanawiam jechać przez szczyt Ostręgowca, więc znowu pod górę, potem zjazd, ale niestety droga wraca mnie kawałek. Wypadam w dolinie Stradomki i jadę na punkt przy Rabie w Wieńcu, który uważam za łatwy.

Dojazd po płaskim, droga w lewo tuż przed mostem tak jak na mapie, niestety sam punkt pkt 38 (koniec drogi) przejeżdżam. Widzę do prawda jakąś zarośniętą ścieżkę ze znakiem zakaz wjazdu, ale jadę szeroką szutrową drogą i myślę że to chyba ona ma się skończyć. Z przeciwka ktoś nadjeżdża, dalej punktu nie ma, wracamy do takiego dziwnego miejsca gdzie nagle w krzakach kończy się asfalt, ale tam punktu nie ma. Okazuje się, że jest tej zarośniętej ścieżce ze znakiem, dość mocno schowany. Obijam i postanawiam opuścić punkt nr 40. Jest on co prawda nie tak znowu daleko, ale na górce a ja wyraźnie czuję słabość.

Wracam kawałek i pędzę na Chrostową, kolejny punkt nr 39 jest niedaleko grodziska, wiem gdzie to jest i wiem, że od tej strony podjechać się nie da, ale da się podejść. Mega stromym podejściem wychodzę na wypłaszczenie, są dwie zarośnięte ścieżki, jedna na grodzisko, druga na skróty w kierunku punktu. Droga na skróty okazuje się tak zarośnięta, że ledwo się przedzieram, ale po jakiś 500 metrach wychodzę, tam gdzie trzeba, na rower i jazda grzbietem. Z tej strony punkt widać jak na dłoni, zostawiam rower, schodzę przez łąkę i odbijam. Z przeciwka nadjeżdżają rywale, pewnie jadą z 40.

Zjeżdżam w dół do Kamyka, w pobliżu punkt nr 37, decyduję się go opuścić i jechać asfaltem do Zonie gdzie jest punkt nr 36 z bufetem. Podjazd do Zonii jest mi doskonale znany i bardzo ciężki, ledwo kręcę, na najbardziej stromych miejscach 5 km/h - jestem strasznie zmęczony. Mimo wszystko wjeżdżam na punkt szybciej niż zamierzałem. Obijam, uzupełniam bidon i jadę dalej.

Staję przed sporym dylematem, mogę jechać na pkt 35 Królówce - droga w dół, ale żeby wrócić do 34 trzeba zrobić dobre 5 km więcej, albo jechać od razu w dół do Zawady na 34. Teraz myślę, że jednak mogłem jechać na tą 35, miałem czas a i sił może by wystarczyło, ale na trasie widziałem, że zarówno 34 jak i 32 są w miejscach, które mogą być trudne do odnalezienia, jak coś poknocę to zdobycie tych punktów może mnie kosztować sporo czasu, więc podjąłem decyzję o rezygnacji z 35.

Do Zawady zjechałem błyskawicznie, do końca czasu jeszcze 2:05. Podjeżdżam pod cmentarz i ścieżką za cmentarzem jadę na punkt. Ścieżka trochę ciężka, ale na punkt trafiam bez problemu, obijam i wracam. Następnie podjazd do Pogwizdowa, kręcę powoli, sił wyraźnie brakuje. Dojeżdżam do skrzyżowania w Pogwizdowie i skręcam na Las Kopaliński, do pkt 32 (szczyt grodziska) atakuję od strony szlaku niebieskiego. Trafiam bez problemu i podobno tą łatwiejszą drogą, obijam i wracam. Trochę kusi mnie ścieżka na skróty przez las, potem przypominam sobie jak to na GO nie ma szczęścia do skrótów, wracam więc na asfalt i pewną drogą jadę do Bochni, najpierw w dół, ale potem pod górę do drogi 965. Na dojeździe do mety gonię jeszcze dwie pary, wpadam na metę o 12:50 wraz ze Zdezorientowanymi:)

Zaliczonych 7 z 10 punktów, zostało mi jeszcze 1:10 czasu. Na pewno mógłbym zaliczyć jeszcze 35, może 37 lub 40, czasu by pewnie wystarczyło, ale obawiam się, że sił mogło by braknąć. Kilka minut po mnie wpada trójka zawodników z kompletem punktów zrobionych w 4 godziny, więc dzisiejsza trasa jednak była dużo łatwiejsza, tyle tylko że ja po pierwsze byłem strasznie zmęczony a po drugie popełniłem koszmarne błędy na dwóch pierwszych punktach gdzie na pewno straciłem co najmniej 30 minut i sporo sił.

Na stronie organizatora pojawiły się wyniki zawodów - ostatecznie ukończyłem na 25 miejscu na 44 zawodników, który wystartowali do zawodów i na 34 zawodników, którzy zawody ukończyli. Drugiego dnia miałem 23 wynik, mój łączny czas (wraz z karami) to 24:35:00 - suma kar to 13 godzin, na trasie byłem więc przez 11:35.

Wynik uważam za raczej słaby, jakbym nie popełnił tylu błędów to spokojnie mogłem z tej trasy i z siebie wycisnąć więcej. Pierwszego dnia spokojnie powinienem zaliczyć 13-14 punktów (zrobiłem 11) a drugiego dnia myślę, że 9 byłoby dobrym wynikiem (zrobiłem 7). Wynik drugiego dnia trochę podratowałem wczesnym przyjazdem na metę, co dało mi jakby jeden punkt więcej. Jednak z wyników zawodów rozgrywanych na moim terenie na pewno nie mogę być zadowolony, co prawda trasa była mega trudna, ja byłem trochę chory, ale o tak kiepskim wyników zadecydowały błędy, których w takiej ilości już dawno na zawodach na orientacje nie popełniłem. No cóż jest nad czym pracować i wyciągać wnioski na kolejne zmagania:)

Galeria wycieczki

Dojazd na Galicja Orient - dzień 2

Niedziela, 29 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria samotnie, Po górkach, 0-20 km
  • DST: 12.00 km
  • Czas: 00:35
  • VAVG 20.57 km/h
  • VMAX 59.00 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • Podjazdy: 205 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś startowałem wcześniej, więc z domu wyjechałem o godzinie 8:20. Do Bochni jechałem drogą nr 4, było zimno (około 0 stopni) i mglisto. Na miejsce dojechałem po niecałych 20 minutach.

Wracałem po zawodach parę minut po 13, byłem bardzo zmęczony, więc jechałem niespecjalnie szybko. Postanowiłem wrócić zaraz po przyjeździe na metę i nie czekać na oficjalne zakończenie zawodów, bo byłem dość mocno przepocony a minusem dojazdu rowerem na miejsce zawodów był brak rzeczy na przebranie.