Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Po górkach

Dystans całkowity:12896.04 km (w terenie 1568.70 km; 12.16%)
Czas w ruchu:673:49
Średnia prędkość:19.14 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma podjazdów:133342 m
Maks. tętno maksymalne:189 (101 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:94371 kcal
Liczba aktywności:325
Średnio na aktywność:39.68 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Dojazd na Galicja Orient

Sobota, 28 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 11.50 km
  • Czas: 00:34
  • VAVG 20.29 km/h
  • VMAX 58.00 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • Podjazdy: 205 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na zawody Galicja Orient do Bochni postanowiłem jechać rowerem. Rano koło godziny 9:00 pokonałem 5,6 km w czasie trochę ponad 16 minut. Wieczorem po zawodach wracałem do domu trochę inną drogą i pokonałem 5,9 km w czasie około 18 minut.

Galicja Orient - etap I

Sobota, 28 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria 81-99 km, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 82.68 km
  • Teren: 25.00 km
  • Czas: 05:18
  • VAVG 15.60 km/h
  • VMAX 59.02 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • Podjazdy: 1790 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pierwszy etap Galicja Orient w którym wystartowałem z Krzyśkiem okazał się niestety wielką porażką. Chyba źle zaplanowaliśmy trasę i w rezultacie strasznie się zmęczyliśmy osiągając marny wynik czyli 11 zaliczonych punktów na 18. Nie zaliczyliśmy między innymi 3 punktów trasy piknikowej, które mieliśmy po drodze do bazy na które po prostu zabrakło nam czasu. Na metę wpadliśmy tuż przed 18:00 ledwo mieszcząc się w limicie czasu - klęska:(

W zasadzie mieliśmy startować na trasie piknikowej, ale organizatorzy twierdzili, że to ma być trasa wybitnie dla początkujących do tego tylko jednodniowa, a my mamy w końcu już pewne doświadczenie w jeździe na orientacje. Dodatkowo okazało się, że na trasie piknikowej, nasz team będą reprezentować Wojtek z Anetą, więc podjęliśmy decyzję, że jedziemy trasę pucharową. Okazało się, że trasa piknikowa wcale do takich łatwych nie należała i pewnie była to trasa właśnie na nasze możliwości, natomiast trasa pucharowa okazała się strasznie wymagająca i możliwa do przejechania tylko dla najlepszych - których zresztą na starcie nie zabrakło.

Do bazy rajdu przy plantach w Bochni dojechałem sobie na rowerze, więc już przed startem miałem niezłą rozgrzewkę z 10% podjazdem pod górny kościół w Łapczycy. Start nastąpił dokładnie o godzinie 10:00, pierwsze wrażenie jest zimno. Na szybko planujemy pierwsze punkty trasy i w drogę. Na początek punkt nr 2 w pobliżu budynku koła łowieckiego przy drodze na Pogwizdów, wiem jak jechać więc prowadzę, ostry podjazd na wyjeździe z miasta na którym wyprzedza nas jeden z faworytów - Z. Mosoczny. Potem zjazd, tuż przed siedzibą koła łowieckiego wjazd do lasu i po chwili podbijamy 2.

Ścieżką dojeżdżamy do asfaltu, a po chwili wjeżdżamy na drogę 965. Plan miałem taki, że tą drogą dojadę do Kopalin, a następnie skręcę w kierunku punktu nr 3. Plan był dobry, ale niestety dałem się trochę podpuścić zawodnikowi, który skręcił na Kurów, pomyślałem sobie, że może ma rację i tędy będzie bliżej. Niestety to był błąd, zjechaliśmy mocno w dół, potem musieliśmy się mocno wspiąć, a na końcu okazało się, że ścieżki do punktu od tej strony nie ma:( W rezultacie musieliśmy pokonać kilkaset metrów z buta przez las i między czasie na punkt wpadła cała grupa zawodników, która podjechała od góry (tak jak zamierzałem na początku).

Już na początku zostaliśmy w tyle, po czym popełniliśmy kolejny błąd. Z punktu 3 chciałem jechać na 4 znaną mi drogą przez Las Kopaliński i następnie szlakiem zjechać do 4, ale potem nagle postanowiłem najpierw jechać na zamek w Nowym Wiśniczu - czyli na punkt nr 5. Punkt 5 zdobyliśmy szybko i bez większego bólu, ale teraz z kolei musieliśmy jechać na 4. Droga na Olchawę była jeszcze w miarę bezproblemowa choć znacznie dłuższa niż sądziłem, ale podjazd do punkt nr 4 okazał się dość trudny. Sam punkt na szczęście zlokalizowaliśmy szybko i popędziliśmy tą samą drogą w dół. Sporo osób wdrapywało się na ten punkt podobnie jak my, ale potem okazało się to mimo wszystko kiepskim wariantem.

Przelot w kierunku 10 szybki i po płaskim, ale sam dojazd do punktu już trudniejszy, mimo wszystko poszło nam też dość szybko. Jednak teraz czekał nas punkt nr 9 (u zbiegu potoków - w pobliżu rezerwatu Kamień Grzyb) - dokładnie wiedziałem, gdzie znajduje się to miejsce bo byłem tam tydzień wcześnie na wycieczce, ale drogi od tej strony nie znałem. Podczas przeprawy między Królówką a Leksandrową musieliśmy pokonać ciężki i dość długi podjazd, który dał nam mocno w kość. Na dodatek do samego punktu, też próbowaliśmy sobie drogę uprościć i rezultacie zaliczyliśmy kolejny spacer tym razem przez łąkę z metrową trawą.

W naszym wariancie trasy, jak nic pasowało z punktu 9 ruszyć najkrótszą drogą przez las koło Kamienia Grzyba, jednak wiedziałem doskonale, że będzie to mocno pod górę czyli z buta. Dość mocno zmęczeni doszliśmy do Kamienia Grzyba i zarządziliśmy przerwę regeneracyjną (na licznikach dopiero 30 km i 6 punktów zaliczonych). Po krótkiej przerwie dojechaliśmy do drogi na Połom Duży i po krótkim podjeździe byliśmy w Połomiu. Jeszcze kawałek do góry drogą 965 i zjazd w kierunku Muchówki.

W pewnym momencie na zjeździe mieliśmy odbić w prawo w ścieżkę w kierunku punktu 11, ale ścieżka była na tyle niewidoczna, że ją przejechaliśmy. Po chwili dostrzegliśmy błąd i wjechaliśmy gdzie trzeba. Najpierw jechało się całkiem dobrze, niezła droga w dodatku w dół, ale potem nasza ścieżka zamieniła się w błotną masakrę, a w końcu skończyła się na potoku. Na szczęście po krótkiej przeprawie przez chaszcze i przez potok znaleźliśmy jej ciąg dalszy:) W pewnym momencie dojechaliśmy nawet do dość fajnej kapliczki, zagubionej po środku niczego, a po chwili wjechaliśmy na punkt 11. Na szczęście sam punkt zauważyliśmy od razu, choć był trochę przyczajony. Jak się okazało punkt był chyba w najniżej położonym miejscu w okolicy, więc żeby się wydostać do drogi musieliśmy się wspiąć. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie dostać się do drogi Królówka - Muchówka, pomysł był dobry, nawet ścieżka pod górę była, ale było tak stromo, na podatek po łące, że większość trasy pokonaliśmy z buta.

Potem krótki zjazd i byliśmy w centrum Muchówki, skąd odbiliśmy w prawo w kierunku Łąkty. Przed stacją benzynową skręciliśmy w ścieżkę między polami, która zaprowadziła nas w pobliże 12. Sam punkt wskazali nam dobrze znani nam rywale z rowereowanie.pl - dziękujemy:) Tak więc 12 bez problemu, ale dalej popełniliśmy niestety mega błąd. Już w zasadzie od dłuższego czasu myślałem na tym, że 12 powinna być naszym ostatnim punktem na południe i żeby właśnie z niej zrobić odwrót, ale poszło nam z nią dość szybko, na dodatek na 13 miał być bufet, więc postanowiliśmy jechać jeszcze tam. Na początek przeprawa przez las i górę Rakowiec, czyli najkrótszą drogą do Rajbrotu.

Ścieżkę wybraliśmy właściwą, ale większość drogi była do pokonania niestety z buta. Za cmentarzem wojennym nr 303 w Rajbrocie odbiliśmy skrótem w lewo, ale jak to bywa ze skrótami, zamotaliśmy się trochę i straciliśmy ładnych kilka minut. Na dodatek zjechaliśmy dobre kilkadziesiąt metrów w dół na wysokość mniej więcej 300 metrów npm, patrzymy na mapę a przed nimi mega podjazd, sam punkt nr 13 jest pobliżu szczytu Rogozowa 536 m npm. Patrzymy na zegarek, a tu zostały nam już tylko 3 godziny, podejmujemy, więc decyzję, że rezygnujemy z 13 i jedziemy na Lipnicę Murową. Gdybyśmy tą decyzję podjęli na pkt 12 to zyskalibyśmy na pewno 20-30 minut.

W Lipnicy Murowej przerwa pod sklepem na uzupełnienie zapasów picia. Przed nami punkt nr 14 - Duchowa Góra. Dojazd niestety ciężki, najpierw ścieżką mocno pod górę, a końcu decydujemy się zostawić rowery i ruszyć na poszukiwania na piechotę. Szukanie skały na szczycie zajmuje nam dobre kilkanaście minut, w końcu znajduję punkt i podbijamy. Wracamy w dół, czasu robi się dramatycznie mało po drodze do bazy mamy jeszcze 5 punktów do tej pory zaliczyliśmy dopiero 9, wszystkich nie zrobimy, postanawiamy spróbować zaliczyć 15, 8, 6 i 1 a 7 opuścić.

Jedziemy na 15 drogą 966, niestety tuż za Lipnicą Murowaną wyskakuje nam mega podjazd, podjeżdżamy, ale Krzysiek ma już dość i coraz wyraźniej zostaje w tyle. Sama 15 okazuje się dość prosta, trafiamy tam z 3 innymi zawodnikami i zaliczamy punkt bez problemu. Dalej jedziemy ścieżką za czerwonym szlakiem do Gosprzydowej. Najkrótsza droga do bazy i tak prowadzi przez punkt nr 8, trochę wspinaczki ale punkt w sumie zaliczamy bez problemu. Jednak już widać, że na więcej nie mamy czasu:(.

Zjeżdżamy do Chronowa, w pobliżu pkt 7 (Skałki Chronowskiego), ale brak czasu. Pędzimy asfaltem przez Kobyle na Stary Wiśnicz. Tu się rozdzielamy, Krzysiek podejmuje decyzje, że nie jedzie II etapu, więc ja jadę do przodu, żeby zdążyć przed 18:00 na metę. Chwilę myślę jeszcze czy nie jechać na 1, ale dzwonię do organizatorów i dowiaduję się, że za każdą minutę spóźnienia doliczają 20 minut kary, więc nie opłaca się ryzykować. Jadę przez Stary Wiśnicz i Kopaliny, podjazdy już strasznie mnie męczą, zaczynają mnie łapać skurcze. Wyjeżdżam na drogę 965 i pędzę na Bochnie, do bazy dojeżdżam o 17:45. Krzysiek wyraźnie się zmobilizował jak został sam i jest na mecie o 17:53. Czy 15 minut zapasu wystarczyło by na zaliczenie 1, a może 7 w Chronowie, tego już się nie dowiem.

Na mecie spotykamy Wojtka i Anetę - wygrali piknikową - gratulujemy:) po chwili odbierają medale, robimy więc jeszcze małą sesję. Ja muszę jeszcze dojechać do domu na rowerze na podjeździe czuję ból w całych noga, ale jakoś daję radę.

Wyniki widzę, na drugi dzień rano jestem 26 na 44 zawodników na trasie pucharowej, Krzysiek 27, za nami w kilku minutach jeszcze 4 zawodników. Niektórzy przyjechali po czasie i mimo iż zaliczyli więcej punktów to dostali wysokie kary i są za nami. My w sumie zaliczyliśmy 11 z 18 punktów, dwa punkty za 90 minut i 9 za 60 minut suma kar za opuszczone punkty 9:30 mój łączny czas to 17:15, Krzyśka 17:23. Nie jestem specjalnie zadowolony, popełniliśmy zbyt dużo błędów, za późno podjęliśmy też decyzję o odwrocie do bazy i rezultacie po drodze do bazy zostały 3 punkty, których nie zaliczyliśmy, a przynajmniej 2 z nich powinniśmy byli zrobić.

Drugiego dnia miałem jechać sam do tego czułem dość spore zmęczenie, więc raczej na jakieś odrabianie start nie mam co liczyć.

Galeria wycieczki

Pogórze Bocheńskie - trening przed Galicja Orient

Niedziela, 22 września 2013 | dodano:22.09.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 48.39 km
  • Teren: 15.00 km
  • Czas: 02:56
  • VAVG 16.50 km/h
  • VMAX 56.75 km/h
  • Temp.: 14.0 °C
  • Podjazdy: 930 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Już za tydzień Galicja Orient, dziś więc postanowiłem przejechać się rowerem MTB po Pogórzu Bocheńskim i przy okazji sprawdzić jakoś (możliwość przejścia) niebieskiego szlaku pieszego pomiędzy Kamieniem Grzybem, a Kamieniami Brodzińskiego w kontekście ewentualnej wycieczki szkolnej.

Dziś postanowiłem się trochę wyspać, więc na trasę wyjechałem dopiero kilka minut przed 9. Założyłem sobie, że maksymalnie terenowym wariantem dojadę sobie do Kamieni Brodzińskiego pod Rajbrotem, z przejazdem niebieskim szlakiem pieszym między Kamieniem Grzybem a Kamieniami Brodzińskiego. Z Łapczycy wyjechałem w kierunku Lasu Skarbowego, celowo wybrałem krótszą ale trudniejszą drogę do lasu. Od drogi nr 4 ostry podjazd po asfalcie do położonych pod lasem domów i potem już po trawie do lasu. Ścieżka po trawie śliska zaliczyłem pierwszy uślizg koła i musiałem kilka metrów pod górę pokonać z buta. Dalej kawałek wąską ścieżką przez las - tu było miejscami grząsko, ale już po chwili wyjechałem na dobrze utwardzoną leśną drogę w kierunku Pogwizdowa.

Po kilku minutach wyjechałem na asfalt i skręciłem na Pogwizdów. Tuż za mną z lasu wypadła czwórka zawodników, po chwili dojechali do mnie i chwilę sobie pogadaliśmy. Okazało się, że to rowerzyści z Bochni, którzy podobnie jak ja trenują przed Galicja Orient. Proponowali mi nawet, żebym się z nimi przejechał, ale oni już w Pogwizdowie skręcali gdzieś w teren, ja natomiast miałem jechać na Nowy Wiśnicz, więc się rozstaliśmy. Dojechałem więc do centrum Pogwizdowa i po chwili wjechałem w las i szeroką szutrówką przez Las Kopalińskiego dojechałem do Kopalin. Z Kopalin błyskawicznie przejechałem asfaltem do Nowego Wiśnicza i w centrum miasta odbiłem na drogę przez Leksandrową do Lipnicy Murowej.

Jednym z punktów mojej wycieczki był Kamień Grzyb, postanowiłem dojechać tam niebieskim szlakiem pieszym choć z wycieczki z 2008 roku wiedziałem, że dotarcie tam tą drogą nie jest sprawą prostą. Jakiś kilometr za basenem w Nowym Wiśniczu odbiłem w prawo za znakami szlaku pieszego. Po asfalcie ciężki podjazd, potem wyjazd na szutrówkę, po której zaczął się zjazd, dojazd do lasu przez grząską łąkę. W końcu dojechałem do lasu, ale żeby wjechać na leśną ścieżkę musiałem się przeprawić przez strumyk. Przeprawa może nie specjalnie trudna, ale w 2008 roku zjechałem po śliskim zboczu butami wprost do wody, tym razem udało mi się przejść suchą nogą:). Jednak za strumykiem droga leśna prowadzi bardzo ostro pod górę, musiałem ją pokonywać w większości z buta, bo po śliskich liściach pod ponad 10% wzniesienie nie było szans jechać. Trochę się męcząc dotarłem w końcu do Kamienia Grzyba, porobiłem kilka fotek i ruszyłem w kierunku Połomia Dużego.

Mała dygresja, przejazd szlakiem był założony z góry, ale do Rezerwaru Kamień Grzyb, dużo szybciej był dojechał (na rowerze bez spaceru), jadąc pod górę w kierunku Lipnicy Murowej po asfalcie a potem grzbietem na miejsce. Droga trochę na około ale zdecydowanie szybsza.

Spod Kamienia Grzyba jeszcze kawałek pod górę i dojazd do drogi biegnącej grzbietem, na niej skręciłem w prawo na Połom Duży. Tą drogą jeszcze nigdy nie jechałem, droga po lekkim zjeździe prowadzi w zasadzie cały czas pod górę aż do samego Połomia. Skręciłem w prawo za znakami szlaku, jechałem sobie asfaltem próbując wypatrzeć skręt szlaku niebieskiego, od początku coś nie do końca mi grało, skrętu nie było natomiast szlak prowadził prosto wzdłuż drogi asfaltowej do Lipnicy Górnej. Widziałem na mapie lepszą drogę niż tą którą wiódł szlak, ale chciałem przejechać szlakiem, więc szukałem w skrętu.

W końcu dojechałem do skrętu, był zdecydowanie dalej niż na mapie, ale droga wyglądała nieźle więc skręciłem. Ścieżka po trawie, więc trochę śliska, ale było w dół więc jechałem bez problemu. W końcu dojechałem do rozjazdu, w zasadzie lepiej by mi było jechać w lewo, ale patrzę a tu znaki szlaku w prawo, więc jadę w prawo. To był niestety straszny błąd, błoto, podjazd i w końcu wyjazd na łąkę z metrową trawą. Ta ścieżka, którą przejechałem prowadziła do drogi, którą miał prowadzić szlak według mojego zaznaczenia na mapie, więc mimo wszystko próbowałem się przebić, ale jak wyjechałem na tą nieszczęsną łąkę, zdecydowałem się wrócić:(

Wróciłem więc do rozjazdu i pojechałem tym razem w lewo, co ciekawe za 100 metrów widzę, szlak niebieski, co jest grane w prawo też był. Droga dobra i po chwili wypadam na asfalt, którym jechałem z Połomia, więc w zasadzie trzeba było trzymać się asfaltu. Po chwili znowu skręt w las, ale tym razem szeroką szutrówką, więc jadę. Droga dobra ale stroma i cały czas pod górę, więc tempo słabe. Po kilku minutach kręcenia dojeżdżam do domów w Lipnicy Górnej - Dział Południowy, ładny widokowy grzbiet, ale już widzę, że żeby przebić się na Górę Paprotną pod Kamienie Brodzińskiego trzeba będzie zjechać a następnie znowu podjechać. Tym razem decyduję się wybrać drogę asfaltową, równoległą do ścieżki, którą biegnie szlak.

Zjazd i znowu trzeba kręcić pod górę, aż na 405 m npm pod Gospodę pod Kamieniem. Od drogi asfaltowej jeszcze kilkaset metrów ścieżką przez las pod górę i jestem pod Kamieniami Brodzińskiego. Tu mała przerwa, kilka fotek, czas jaki potrzebowałem, żeby przebić się od Kamienia Grzyba do Kamieni Brodzińskiego (7 km) to prawie godzina, słabo, gdybym jechał asfaltem myślę, że w góra 30 minut byłbym na miejscu.

Decyduję się wrócić do domu przez Królówkę, więc na początek zjazd do Muchówki, gdzie robię przerwę pod sklepem w celu uzupełnienia zapasów. Dalej lekki podjazd i szalony zjazd w kierunku Królówki. Potem dojazd do kościoła i skręt na dość wąską drogą prowadząca przez tzw. Graniczne Doły - znowu ciężki podjazd. Dojeżdżam do przełęczy w Woli Nieszkowskiej i szybki zjazd do Zawady. Postanawiam jechać przez Czyżyczkę, więc czeka mnie 4 km podjazd, może niezbyt ciężki ale dość długi. Na podjeździe trochę się meczę, już wyraźnie czuję zmęczenie, postanawiam wjechać na sam szczyt Czyżyczki pod cmentarz wojenny.

Na szczycie krótka przerwa, na kilka fotek, to piękne miejsce i na miejscu Qnicka umieściłbym tu punkt kontrolny:) Potem długi zjazd do drogi 967, jadę na prosto przez Gierczyce, pod masztem telefonicznym skręcam w szutrową drogę, którą dojeżdżam do drogi nr 4. Końcówka to przejazd przez Moszczenicę do domu w Łapczycy.

Trasa nie za długa bo wyszło zaledwie 48 km, ale ciężka wyszło aż 930 metrów przewyższenia, pierwszy odcinek do Kamieni Brodzińskiego to głównie trasa terenowa, powrót już po asfaltach, ale też z dużą liczbą podjazdów. Zresztą na tym terenie chyba inaczej się da, wydaję mi się że trasa Galicji Orient będzie trudniejsza niż Mordownik, nie będzie co prawda piasku, ale zapowiada się znacznie więcej podjazdów. Do domu przyjechałem mocno zmęczony i mam wątpliwości jak to będzie za tydzień, na pokonanie trasy potrzebowałem 3 godz. 40 minut z czego 2 godz. 56 minut na rowerze a przecież nie musiałem szukać punktów. Limit czasu na GO to 8 godz. trasa w wariancie optymalnym mam mieć 100 km, czyli dla mnie pewnie ze 120 km, bo już widzę, że w miarę możliwości będę stawiał na asfalty, może być ciężko się zmieścić. W razie czego pozostaje jeszcze jazda wariantem kobiecym, gdzie mam być 75 km i 4 punkty mniej. Dużo będzie na pewno zależeć od pogody i formy dnia.

Galeria wycieczki

Na budowę i poważna decyzja w sprawie Galicja Orient

Sobota, 21 września 2013 | dodano:21.09.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 33.90 km
  • Teren: 5.00 km
  • Czas: 01:33
  • VAVG 21.87 km/h
  • VMAX 47.00 km/h
  • Temp.: 14.0 °C
  • Podjazdy: 248 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wypad na do Niepołomic na budowę - było parę rzeczy do posprzątania. Pogoda nie najgorsza rano 10 stopni i trochę mokro na drogach po mocnych deszczach, ale w południe jak wracałem, to było już nawet miarę ciepło. Dane wycieczki odczytane z GPS, bo rano mój licznik coś nie chciał działać, już się nawet przestraszyłem, że się zepsuł, ale w Niepołomicach okazało się, że czujnik coś się przesunął i dlatego licznik nie działał. W drodze powrotnej zrobiłem parę fotek remontowanej drogi nr 75, próbowałem nowy asfalt i mam nadzieję, że to jeszcze nie jest ostateczna warstwa, bo jest dość nierówno:( Zrobiłem też zdjęcia bardzo niskiego poziomy Raby na zakolu w Chełmie, pewnie jakby się uparł to by przeszedł przez rzekę z Targowiska do Chełmu:)

Wczoraj z Krzyśkiem podjęliśmy odważną decyzję, na Galicja Orient - dwudniowej imprezie na orientacje, która już za tydzień odbędzie się na terenie Pogórza Bocheńskiego (baza w Bochni) startujemy na trasie pucharowej (dzień pierwszy około 100 km, dzień drugi około 60 km). Decyzja odważna i trochę szalona, będzie ciężko, nigdy jeszcze nie jeździliśmy dwa dni na długiej trasie. Ja mam za sobą 3 imprezy na trasach ponad 100 km, a Krzysiek jak na razie jedną. Teraz czekają nas dwa dni ostrej walki, przede wszystkim z samym sobą i limitem czasu.

Na trasie piknikowej (50 km) nasz team zdroweceny.pl będzie reprezentował Wojtek z Anetą, podobno jadą walczyć o podium:) My na pucharowej raczej będzie walczyć by nie być ostatnim, na starcie takie gwiazdy jak Z. Mosoczny czy P. Brudło, mamy jednak nadzieje, że jednak uda nam się kogoś pokonać, a przede wszystkim, że uda nam się dojechać do mety w limicie czasu.

Galeria wycieczki

Szosówką na Chorągwicę i do Wieliczki

Czwartek, 19 września 2013 | dodano:19.09.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 42.67 km
  • Czas: 01:44
  • VAVG 24.62 km/h
  • VMAX 53.21 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 380 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Szybki wieczorny wyjazd szosówką na górki Pogórza Wielickiego, powrót przez Wieliczkę, przy okazji przekroczone 4000 km w sezonie:)

Dziś montowali u mnie w nowym domu drzwi zewnętrzne, więc po pracy musiałem jeszcze jechać za nie zapłacić, ale już koło godziny 16:30 byłem gotowy do wyjazdu na rower.

Plan był taki podjechać pod Chorągwicę, a potem zjechać do Wieliczki i wrócić do Niepołomic bocznymi drogami. Pogoda była ładna, ale jak wyjechałem to słońce zaczęło się chować za chmurami i zrobiło się chłodniej.

Na początek pojechałem do Stąniątek i drogą koło klasztoru (trwa remont wieży kościoła) pojechałem w kierunku Zagórza, a następnie skręciłem na Zakrzów. Tempo na początku raczej wolne, postanowiłem oszczędzać siły na trudny podjazd pod Chorągwicę. Dalej przejechałem przez Zakrzowiec i skierowałem się na Bodzanów, po drodze pojawiły się pierwsze górki, pod które starałem się kręcić dość mocno.

W Bodzanowie tym razem nie pojechałem pod kościół tylko od razu zjechałem w kierunku drogi nr 4 i rozpocząłem pierwszy poważny podjazd w kierunku Szczygłowa. Musiałem wrzucić najlżejsze przełożenie ale podjazd w sumie poszedł łatwo, następnie skręciłem na Biskupice i po kilku mniejszych hopkach dojechałem do drogi Wieliczka - Gdów. Kawałek szosą w stronę Wieliczki i podjazd do Biskupic, tu również remontują wieżę kościoła, ja jednak nie pojechałem pod kościół tylko od razu skierowałem się na Sułów. To właśnie ten odcinek z Biskupic do Sułowa długości mniej więcej 1 km jest najbardziej stromym fragmentem podjazdu. Musiałem jechać w stójce a momentami i tak prędkość spadła mi do 8 km - mimo to jechałem pod górę chyba zdecydowanie mocniej niż rok temu, gdy pierwszy forsowałem ten podjazd na szosówce.

Po dojeździe na skrzyżowanie w Sułowie skręciłem na Chorągwicę, zaraz za skrzyżowanie jest piękny punkt widokowy z panoramą wzgórz w okolicach Dobczyc i Beskidu Wyspowego. Postanowiłem więc porobić kilka fotek moim Alcatelem - aparat w tym smartphonie jest taki sobie, przy dobrym oświetleniu zdjęcia wychodzą jeszcze jako tako, ale przy gorszym jest kiepsko, o zbliżeniach można w ogóle zapomnieć, ale na potrzeby strony www zdjęcia od biedy mogą być. Po krótkiej przerwie jadę dalej na Chorągwicę, na początek zjazd ale po chwili już cały czas pod górę, jednak ten odcinek można już uznać za w miarę łatwy. Po kilku minutach kręcenia jestem już pod kościółkiem w Chorągwicy czyli w najwyższym punkcie Pogórza Wielickiego (430,5 m npm).

Z Chorągwicy zgodnie z planem rozpocząłem zjazd w kierunku Wieliczki, niestety asfalt w kierunku Mietniowa był zeszlifowany i jechało mi się ciężko i niezbyt szybko. Dojechałem do drogi 964 i przeciąłem ją na wprost w kierunku Sierczy, po paru minutach byłem już w Sierczy i rozpocząłem zjazd do Wieliczki. Zjazd znowu nie zbyt szybki, droga ruchliwa i z kiepskim asfaltem kiedyś będę musiał ją wypróbować pod górę:).

Wjeżdżam na rynek w Wieliczce, miasto to mimo iż bardzo blisko Niepołomic, nigdy nie było celem mojej wycieczki rowerowej (chociaż raz było, ale to jeszcze w szkole podstawowej na rowerze Torino), przejeżdżałem przez Wieliczkę parę razy, ale zawsze po drodze gdzieś. Nie inaczej było tym razem, ale postanowiłem poświęcić kilka minut odremontowanemu centrum miasta. Na płycie rynku pojawiło się ładne "kopalniane" malowidło 3D - podobne widziałem na zaporze Niedzicy. Co więcej to malowidło można sobie sfotografować specjalną maszyną i zdjęcie za free wysłać na maila - sprawdziłem działa. Koło malowidła jest też kiosk z pamiątkami. Sama płyta rynku i kamienice wokół też są odremontowane, podobnie jak znajdujący się trochę poniżej rynku szyb Regis. Jedyny minus to drogi w okolicach centrum, są wyłożone kostką brukową, w której już widać spore ubytki, a niektóre kostki zwyczajnie ruszały mi się pod kołami.

Po przerwie na rynku w Wieliczce ruszyłem pod cmentarz, zaskoczył mnie dość ciężki, ale na szczęście krótki podjazd, dalej dojechałem do drogi nr 4 i przeciąłem ją w kierunku na Czarnochowice. Powrót do domu już po płaskim więc i znacznie szybciej przez Kokotów, Brzegi i Grabie. Mniej więcej o 18:30 dojechałem na miejsce startu czyli do domu moich rodziców.

Wyjazd udany, Chorągwica ponownie na szosówce zdobyta. Zaliczyłem fajną trasę i nawet trochę pozwiedzałem. Niestety jesień coraz bliżej, dni robią się krótkie i gdy wracałem po 18 przy zachmurzonym niebie było dość szarawo. Muszę ponownie do szosówki zamontować jakieś lampki, żebym mógł śmigać wieczorami.

Przy okazji tego wyjazdu przebiłem 4 000 km w tym sezonie, następnego celu nie ustawiam wyjdzie ile wyjdzie, ale wygląda na to że mimo iż plany na sezon nie były za wielkie to rekord z poprzedniego padnie:)

Galeria wycieczki

morderczy Mordownik

Niedziela, 15 września 2013 | dodano:15.09.2013 Kategoria zawody, RNO, Po górkach, 100 km i więcej
  • DST: 134.66 km
  • Teren: 50.00 km
  • Czas: 08:16
  • VAVG 16.29 km/h
  • VMAX 48.29 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 1230 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wraz z Wojtkiem pojechałem do Kroczyc koło Zawiercia na ekstremalny rajd rowerowy - Mordownik, do zaliczenia było 21 punktów, długość trasy według optymalnego wariantu 135 km. W sumie udało mi się zaliczyć 16 punktów, 4 odpuściłem a jednego nie znalazłem, ma metę wróciłem mniej więcej o godzinie 19:15 (start 8:00). Mój przejazd musiał być daleki od optymalnego, bo mimo iż nie byłem na 4 punktach to przejechałem właśnie 135 km.

Prawdę mówiąc jechałem na Mordownika z zamiarem potrenowania przed Galicja Orient. Wiedziałem od razu, że jest to za trudny rajd bym mógł go przejechać w całości, ale dla Wojtka to była jedyna impreza na orientacje w tym sezonie i chciał zaliczyć jak najwięcej, więc z mojego założenia, że przejadę góra 100 km nic nie wyszło.

Z domu ruszyłem o 5 rano, pojechałem do Krakowa po Wojtka i kilka minut po 7 byliśmy w bazie rajdu w Kroczycach. Szybka rejestracja i przygotowanie się do startu, o 7:30 odprawa techniczna, o 7:50 pamiątkowe zdjęcie, 7:58 rozdanie map i o 8:00 start. Po otrzymaniu mapy przystępujemy do planowania trasy, mamy nawet mazaki, ale planowanie nie było nigdy naszą mocną stroną, więc planujemy tylko pierwsze 4 punkty, zakładamy że na razie opuszczamy nr 5 i w drogę.

Najpierw jedziemy do punktu nr 8, kawałek asfaltem na Żarki, potem odbicie osiedle Lgotka i stamtąd szutrówką pod górę na punkt nr 8, który ma znajdować się w pobliżu krzyża-kapliczki. Wjeżdżamy i szybko znajdujemy punkt ukryty w krzakach. Dużo osób jedzie tak jak my, więc widząc zawodników przed nami mamy naprowadzenie. Następnie dalej targamy szutrówką w kierunku Skarżyc, po dojechaniu do asfaltu nie decydujemy się na skrót przez las, tylko jedziemy na około po asfaltach przez centrum Skarżyc. Warto wspomnieć, że rajd odbywa się na mapach z 1993 roku, są mało aktualne i nie ma na nich żadnych szlaków, ani rowerowy ani pieszych. Okazuje się że drogą skróty której nie wykorzystaliśmy biegnie szlak rowerowy i jest ona całkiem dobra. Tym czasem do Skarżyc musieliśmy pokonać solidny podjazd, w centrum robimy odbicie na Okiennik Wielki i następnie kolejny szutrowy podjazd do ambony na której szczycie znajduje się punkt nr 1. Podjazd ciężki, a do tego trzeba jeszcze wyjść po śliskiej drabinie na szczyt ambony podbić punkt.

Wracamy tą samą drogą tym razem w dół do Skarżyc i odbijamy na Morsko, szybki przelot po asfalcie i podjazd ciężką, zawaloną gałęziami drogą na punkt nr 3 znajdujący się na Górze Grdyń przy ładnych skałkach wapiennych. Zjazd tą samą drogą i szybki przelot na Włodowice. Z boku zostaje nam jeszcze punkt nr 5 przy Skałach Rzędowskich, ale na razie postanawiamy go opuścić i pędzimy na nr 2. Dojazd ciężki bo przez las, początkowo szlakiem, ale w końcówce musimy się przedzierać zarośniętą ścieżką, a sam punkt jest przy jakimś kanale wodnym. Przy dojeździe spotykamy jednak jakiegoś zawodnika, który potwierdza, że jedziemy gdzie trzeba i za chwilę już podbijamy punkt.

W tym miejscu kończy się nasza zaplanowana trasa, planujemy więc dalej. Początkowo chcieliśmy się przebić ścieżką przez las w kierunku Myszkowa, ale teraz rezygnujemy z tej koncepcji, wracamy na Włodowice i po wyjeździe na asfalt przy jakiś zakładach wpadamy na pomysł, że może tu spróbujemy leśnej ścieżki. Niestety ścieżka widoczna na mapie, jest mocno zarośnięta i nie decydujemy się na jej forsowanie, wracamy kawałek i próbujemy z drugiej strony zakładów, tu też lipa, podejmuje jeszcze jedną próbę przebicia się tym razem w kierunku Włodowic i tu już klęska na całego. Ścieżka się kończy i koniec końców wracamy przez pole na drogę asfaltową, którą tu przyjechaliśmy. Tracimy dużo czasu, a na dodatek mamy przemoczone nogi. Moje moralne mocno spada, ale nic jedziemy do Włodowic i potem na Włodowską Górę, gdzie odbijamy w kierunku Myszkowa. Dojeżdżamy asfaltem pod górę do Kol. Góra Włodowska i odbijamy na leśną ścieżkę.

Tym razem droga dobra, szeroka i bez problemu dojeżdżamy i zdobywamy punkt nr 4 nad sztucznym jeziorem. Jedziemy na Myszków, przejeżdżamy przez centrum i odbijamy na Osińską Górę. Punkt nr 6 miał być na skraju lasu, a tym czasem jest w miejscu, gdzie trzeba dotrzeć wąską ścieżką przez las, punkt znajdujemy i po chwili pędzimy leśną, lekko piaszczystą ścieżką w kierunku drogi na Żarki. Na mapie widać jakieś ścieżki na skróty, w terenie widać też szlak rowerowy ale na mapie go nie, więc nie wiadomo jak prowadzi. Ostatecznie decydujemy się na mało optymalny wariant, a mianowicie jedziemy w kierunku Żarek, przed samym miastem skręcamy na Wysoką Lelowską, ale zamiast na asfalt to wjeżdżamy na polną ścieżkę i nią z pewnym trudem dojeżdżamy na miejsce. W Wysokiej Lelowskiej odbijamy na szutrówkę w kierunku lasu i po kilku kilometrach zdobywamy punkt nr 7 (północy skraj bagienka). Po kolejnych 300 metrach jazdy okazuje się, że tędy przebiega czerwony szlak rowerowy, którym chyba mogliśmy przeciąć na skróty:(. Korzystamy z niego tym razem i drogą, której nie ma na mapie wyjeżdżamy na Ostrów.

Dojazd do 17 wydaje się być problematyczny, w końcu postanawiamy skorzystać z żółtego szlaku rowerowego. To okazuje się dobrą decyzją i szlak doprowadza nas w pobliże punktu, jeszcze tylko odbicie w kierunku lasu i jesteśmy na 17. W tym momencie zapada decyzja, że nie jedziemy już dalej na północ i opuszczamy punkty 16, 20 i 21 w pobliżu Olsztyna. Jedziemy natomiast w kierunku domków letniskowych i potem piaszczystą ścieżką na Masłowiznę. Z pewnym trudem docieramy na miejsce i po chwili wypadamy na asfalt w Skrobaczowiznie. Kawałek asfaltem i skręt w kierunku kopalni żwiru, a następnie ścieżkami przez las na punkt 18. Tu mamy pewne problemy, zajeżdżamy na daleko, musimy się wrócić, ale po chwili zdobywamy punkt.

Z 18 przebijamy się leśną drogą w kierunku Krasawy, jest trochę pod górę, ale przede wszystkim jest po piachu, zaczynam powoli czuć zmęczenie i kręcę z wyraźnym trudem. W Zrębicach robimy krótką przerwę pod sklepem w celu uzupełnienia bidonów, Wojtek kupuję ostatni Powerrade i ja muszę się zadowolić wodą i Tymbarkiem. Jedziemy na 19, na mapie punkt wygląda na trudny, ale jak się okazuje zaprowadza nas do niego pięknie wysypana drobnymi kamyczkami droga żółtego szlaku rowerowego. Sam punkt jest jakieś 200 metrów od drogi wśród skałek, trafiamy go za drugim razem. Dalej jedziemy tą samą leśną drogą w kierunku Brusa, kamyczki się kończą i miejscami walczymy z piaskiem, ale mimo wszystko przejazd wychodzi dość gładko. Dojeżdżamy do drogi, przecinamy ją i od razu znowu wpadamy na leśną ścieżkę, którą po kilku minutach docieramy do leśnej Drogi Klonowej w pobliżu której położony jest punkt 9. Pierwsze podejście do punktu nie udane, wracamy na Drogę Klonową i skręcamy w następną ścieżkę tym razem bezbłędnie trafiamy na punkt. Niestety na wyjeździe z tego punktu popełniały błąd pędzimy za jakąś zawodniczką, która jeździ od nas dużo szybciej i po chwili nas odstawia, a my dopiero po dłuższej chwili orientujemy się, że jedziemy na południe zamiast na wschód. Próbujemy zrobić korektę i wjeżdżamy na ścieżkę pełną piasku, pod górę i jeszcze zawaloną przewróconymi drzewami. Pokonujemy ją albo wolno kręcąc albo wręcz prowadząc rower. Gdy wypadam na asfalt w Złotym Potoku czuję potworne zmęczenie.

Jedziemy na pobliską 12, znowu spotykamy zawodniczkę, którą widzieliśmy na 9, więc też jej coś ten przejazd nie poszedł, na 12 trafiamy bez większych problemów. Zarządzam postój, muszę coś zjeść bo czuję się kiepsko i zaczynam mieć coraz większe wątpliwość jak to dalej będzie. Przekonuje Wojtka do nieco dłuższej, ale znanej mi dobrze pewnej drogi w Ludwinowa. Wiem z doświadczenia (pobliskiej Drogi Siedleckiej przecinającej ten sam las), że drogi w tym rejonie potrafią być mega piaszczyste, ale pokonywana przeze podczas rajdów przez Jurę z PTTK droga jest dobrej jakości. Jedziemy jak proponuję i po kilkunastu minutach jesteśmy w pobliżu 13, pozostaje jeszcze atak na sam punkt przez las. W lesie piasek, jedzie się ciężko nie mniej po kilku minutach jesteśmy jak nam się wydaje we właściwym miejscu, nigdzie nie ma jednak lampionu. Szukamy po krzakach, nie ma. Układ ścieżek nie do końca odpowiada temu co widzimy na mapie, wracamy się kawałek i w końcu znajdujemy punkt, po chwili dochodzą do nas dwaj Bikeholicy, którzy chyba dużo zyskali widząc nas na punkcie. Zjeżdżamy stromy zjazdem do szosy i pędzimy na Trzebniów.

Tu pojawiają się kłopoty Wojtka z rowerem a konkretnie z przerzutką tylną, w zasadzie pojawiły się już w drodze ze Złotego Potoku, ale regulacja śrubą przy manetce chwilowo pomogła. Teraz jednak awaria powróciła, przerzutki zmieniają się same. Zatrzymujemy się pod sklepem w Trzebniowie, próbujemy coś doregulować, ja robię też zakupy, kupuję izotonik, bo na wodzie nie jedzie mi się najlepiej. Ruszamy, ale przerzutki dalej nie działają, Wojtek stwierdza, że dziś już nie powalczy. Wspólnie postanawiamy, że on pojedzie prosto do bazy, a ja jeszcze powalczę.

Ruszam do przodu i Moczydłach odbijam w prawo w las, jak się okazuje na Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, atakuje punkt 11. Jest koło godziny 16:00 do zmroku jeszcze jakieś 3 godziny, chcę zaliczyć jeszcze z 4 punkty, szczególnie, że pogoda w końcu zrobiła się bardzo ładna. Jadę na 11, trasa jest ciężka, dużo piachu, na dodatek mapa oczywiście nie oddaje układu ścieżek w rzeczywistości. Najpierw odbijam za wcześnie, ale droga nie wspina się pod górę, wracam i jadę szlakiem dalej, dojeżdżam do miejsca, gdzie droga powoli zaczyna opadać, a punkt miał być na szczycie, już mam zrezygnować, ale koło samochodu terenowego, którym przyjechała tu jakaś rodzinka zauważam zarośniętą ścieżkę pod górę, jadę i bingo jest 11 przy skale wapiennej. Obijam, zjeżdżam do samochodu i widzę drogę prowadzą w kierunku asfaltu, której oczywiście nie ma na mapie, ale ta terenówka jakoś musiała tu wjechać, a nie sądzę by jechała tak jak ja tu przyjechałem. Ryzykuję i pędzę w dół do asfaltu, zaledwie po kilkuset metrach jestem na drodze 789.

Pędzę znów w kierunku Moczydeł, ale dobrze mi znanym skrótem przez Lutowiec, obijam na Mirów i po kilku minutach jestem w pobliżu mirowskiego zamku. Przede mną punkt nr 10 na Wielkiej Górze, jest on opisany jako sosna na południowy zachód od przełęczy. Wjeżdżam na przełęcz asfaltem i odbijam w prawo, ścieżki prowadzą raczej na południowy wschód, ale z mapy widać, że punkt powinien być w pobliżu szczytu Wielkiej Góry (423 m npm). Ścieżka jest dość wyraźna, jadę i próbuje znaleźć miejsce przedstawione na mapie, niestety znowu problem nieaktualnej mapy, ścieżek jest znacznie więcej niż na mapie. Dojeżdżam do prowadzącego już w dół Szlaku Pieszego Orlich Gniazd, ale to chyba nie tu. Szukam na pobliskich krzyżowaniach ścieżek, ale punktu nie ma. Wracam na szlak i spotykam tam zawodnika, który mówi mi, że szuka już ponad godzinę i że rezygnuje bo nie może znaleźć. Patrze na zegarek, robi się już późno, postanawiam zjechać szlakiem czerwonym, jak trafię punkt to dobrze, jak nie to trudno. Punktu oczywiście nie znajduję, dzwoni Wojtek, zerwał łańcuch, naprawił i rower jedzie w miarę normalnie, decyduje się jeszcze poszukać 5 po drodze do bazy. Wjeżdżam do Mirowa i kieruję się na Bobolice, przejeżdżam koło malowniczych Jurajskich zamków i ścieżką leśną jadę na Zdów. Droga ciężka, znowu pełno piasku, jak to na Szlaku Orlich Gniazd, jednak po parunastu minutach jestem w Zdowie.

Kiepskiej jakości asfaltem dojeżdżam do Młynów, wjeżdżam w las w poszukiwaniu punktu nr 14 na skraju polany. Niestety moja decyzja o ataku punktu od południa przez cała polanę okazuje się błędna. Polana jest wielka i trudna do przejścia (o jeździe nie ma mowy), a sam punkt jest na jej samym końcu. Podbijam patrzę na zegarek, jest prawie 18:30, do zmroku coraz bliżej. Wracam inną dużo lepszą drogą przez las i po chwili jestem na asfalcie, szkoda że tędy nie przyjechałem:(.

Po drodze do bazy jeszcze jeden punkt - nr 15 ambona na Górze Czarnej. W pobliże Kostkowic dojeżdżam kiepskim asfaltem przecinam remontową drogę prowadzą do Kroczyc (bazy zawodów) i wpadam w las, wiem że punkt muszę znaleźć od razu bo inaczej zastanie mnie noc - mam wprawdzie jakieś lampki, ale na jazdę po nocy nie jestem przygotowany za dobrze. Droga przez las okazuje się dobra, okolice punktu mam rozjaśnione na zdjęciu satelitarnym, decyduję się na wariant bezpieczny, przejeżdżam koło widocznych na zdjęciu domów i szeroką szutrówką jadę pod górę na grzbiet wzniesienia, a następnie grzbietem wracam się kierunku lasu, gdzie powinna być ambona. Na koniec mały spacer ale 15 zaliczam (foto, foto), jest prawie 19 i słońce wyraźnie zaszło. Mnie na szczęście czeka już tylko nie zbyt długi powrót do bazy.

Zjeżdżam w dół trochę krótszą drogą, choć chyba była jeszcze krótsza i wracam jak przyjechałem. Nie decyduje się jednak na dojazd do tej remontowej drogi, tylko szutrówką przez osiedle Wrzoski pędzę do drogi głównej. Mijam kilku wracających do bazy piechurów, po chwili szutrówka przechodzi w asfalt, który doprowadza mnie do powiatówki, jeszcze tylko jakieś 2 km z niedużym podjazdem i jestem w bazie zawodów. Podjeżdżam pod szkołę, rower Wojtka już stoi, baza jest w środku wchodzę i oddaje kartę, zaliczone 16 z 21 punktów, jest godzina około 19:15.

Wojtek dojechał do bazy parę minut przede mną, niestety nie znalazł 5 i skończył z 13 punktami. Szkoda, że nastąpiła ta awaria, we dwójkę może lepiej poradzilibyśmy sobie z poszukiwaniem 10 i mielibyśmy 17 punktów.

Pokonałem trasę o długości 134,66 km, byłem na trasie jakieś 11 godz. i 15 minut z czego 8 godz. i 16 minut pedałowałem (czasem szedłem), suma przewyższeń wyniosła 1260 m. To zdecydowanie najtrudniejsze zawody na jakich byłem, długa trasa, trudno dostępne punkty, nieaktualne mapy. Na szczęście pogoda, która w prognozach była bardzo zła, okazała się przyzwoita, co prawda nie było za ciepło i przez większość dnia niebo było zachmurzone, ale nie padało, a deszczyk który spadł w nocy, nawet lekko nam pomógł i piaszczyste drogi były minimalnie lepiej przejezdne. Po godzinie 16 wypogodziło się, choć temperatura jakoś zdecydowanie się nie podniosła.

Z osiągniętego wyniku chyba mogę być w miarę zadowolony, choć kilka błędów było. W sumie nie planowałem przejeżdżać aż tak długiej trasy, przyjechałem trenować, ale Wojtek był w gazie więc zrobiliśmy więcej niż pierwotnie zakładaliśmy. Co do formy to taka sobie, czułem zmęczenie w zasadzie przez cały dzień, w pewnym momencie miałem spory kryzys, ale na szczęście jakoś udało mi się go przezwyciężyć i dojechać do mety. Szkoda tego punktu nr 10, ale podobno wielu zawodników go nie znalazło, chociaż z drugiej strony, byli i tacy co go zdobyli. Być na punkcie i go nie zaliczyć to spory ból, szczególnie jeśli dojazd na miejsce kosztował sporo wysiłku, ale cóż zdarza się, na dłuższe szukanie po prostu nie miałem czasu bo musiałbym zrezygnować z pozostałych punktów.

Na stronie mordownik.pl pojawiły się oficjalne wyniki zawodów, z moimi 16 punktami i czasem 11:13:45 zająłem 20 miejsce w kategorii mężczyzn, wyprzedziły mnie jeszcze dwie panie, więc w sumie byłem 22 w open (37 klasyfikowanych, 4 NKL). Wojtek w powodu awarii skończył na 27 miejscu wśród mężczyzn (13 punktów, czas 11:01:39). Gdybym znalazł punkt nr 10, którego byłem jak się okazuje bardzo blisko, byłby o jedną pozycję wyżej, szkoda że go nie zaliczyłem.

Zaliczyłem 16/21 punktów. Kolejność zaliczania punktów: 8, 1, 3, 2, 4, 6, 7, 17, 18, 19, 9, 12, 13, 11, 10 (nie znaleziony), 14, 15

Galeria wycieczki

Krótko ale intensywnie do Chełmu i z powrotem

Czwartek, 5 września 2013 | dodano:05.09.2013 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 10.74 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 00:30
  • VAVG 21.48 km/h
  • VMAX 55.01 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 188 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mimo ładnej pogody w ostatnim tygodniu jakoś nie miałem okazji pojeździć. Dziś wieczorem postanowiłem się wybrać na krótką przejażdżkę, niestety wyjechałem dość późno bo dopiero o 19:05.

We wrześniu godzina 19 to jednak już późno, mimo iż dzień był bardzo ciepły i słoneczny, to o tej godzinie zaczęło się już robić chłodno. Postanowiłem, więc że czas mam tylko na krótką wycieczkę i że jadę do Chełmu. Pod górki starałem się cisnąć dość mocno i nawet szło mi nieźle. Po przejechaniu około 4,5 km byłem już na grodzisku w Chełmie gdzie miałem okazje podziwiać ostatnie promienie słońca. Zrobiłem nawet fotkę moim nowym telefonem, ale niestety jak to zdjęcie z telefonu przy kiepskich warunkach oświetleniowych - wyszło słabo.

W drodze powrotnej postanowiłem jeszcze zaliczyć krótki, ale dość stromy podjazd z Moszczenicy pod górny kościół w Łapczycy. Poszło mi nawet całkiem dobrze, choć na najbardziej stromych prędkość spadła mi do 7 km/h. Potem już tylko zjazd do drogi nr 4 i do domu.

Wycieczka w sumie bardzo krótka ale za intensywna, na 10 km zrobiłem 188 metrów podjazdów, jechałem dość szybko pod górki, więc była okazja porządnie się zmęczyć. W niedziele mam być ładna pogoda, więc może uda mi się zaatakować rekord długości trasy.

Do Bochni po Rowertour zamiast rekordu:(

Niedziela, 1 września 2013 | dodano:01.09.2013 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 13.53 km
  • Czas: 00:37
  • VAVG 21.94 km/h
  • VMAX 58.26 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 232 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś miała być rekordowa wycieczka do Nowego Korczyna, ale pogoda była niestety deszczowa, więc cały dzień przesiedziałem w domu oglądając Vueltę i GP Ouest France – Plouay. We Francji atakował Kwiatkowki, ale niestety nic z nie wyszło. Na Vuelcie był finisz pod mega stromy kilometrowy podjazd - wygrał Moreno. Mniej więcej koło 17 jak oglądałem Vueltę zaczęło się przejaśniać, więc po wyścigu około 17:50 ruszyłem do Bochni po nowy numer Rowertouru.

Co prawda na niebie zaczęło się pojawiać słońce, ale całodziennych opadach było jednak dość zimno. Do Bochni postanowiłem jechać Górnym Gościńcem, więc już na starcie miałem do pokonania ciężki podjazd, niestety pod górę ostatnio nie idzie mi najlepiej, co prawda wjeżdżam w zasadzie pod każdą górkę, ale robię to wolno i wyraźnym trudem. Potem już łatwo, Górnym Gościńcem, przez Osiedle Niepodległości do Galerii Rondo, dużo zjazdów i po niecałych 17 minutach byłem na miejscu - średnia 24,5 km.

Kupiłem Rowertour i ruszyłem w drogę powrotną. W tą stronę jest więcej pod górę, najtrudniej oczywiście od cmentarza do Osiedla Niepodległości, podjazd może nie strasznie stromy ale dość długi i cały czas mocno trzymający. Potem jeszcze kawałek pod górę, za osiedlem i jazda Górnym Gościńcem - dość niespodziewanie na szczycie mocno wieje i na dodatek muszę jechać pod wiatr, więc jest mi trochę zimno. Do domu docieram z czasem 37 minut, przejechane 13,5 km, no więc do rekordu 160-170 km jednak sporo brakło, no cóż może uda się tydzień.

Galeria wycieczki

Brzesko, Sterkowiec, Szczepanów

Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano:25.08.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 60.80 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 02:49
  • VAVG 21.59 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 496 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Niedzielna przedpołudniowa wycieczka, do Brzeska w celu odwiedzenia cmentarza wojennego nr 277, później przedłużona do Sterkowca gdzie w lesie odwiedziłem kolejny cmentarz 279. Wróciłem przez Szczepanów, Grądy i Rzezawę.
Taką wycieczkę planowałem już kiedyś, wtedy nic z tego nie wyszło ze względu na pogodę, więc postanowiłem dzisiaj ją zrealizować. Wyraźnie idzie ku jesieni, noce są zimne, a poranki chłodne i mgliste. Miałem jechać już o 8:00, ale jak wstałem o 7:30 to termometr wskazywał 10 stopni. Ostatecznie wyjechałem około 8:20 kiedy temperatura wzrosła aż do 13 stopni - dobrze się ubrałem i ruszyłem. Do Bochni pojechałem poboczem drogi nr 4, w niedziele i jeszcze o tej porze, ruch jest niewielki i do tego w kierunku Bochni jest szerokie pobocze. Nie bez znaczenia dla mojego wyboru drogi był też fakt, że droga pnie się do góry powoli, miałem w planie dziś kilka górek, wiec na początek postanowiłem się za bardzo nie męczyć i nie wyjeżdżać na Górny Gościniec.

Do rynku w Bochni zjazd i skręt w kierunku osiedla Jana, zwykle w kierunku Brzeźnicy jeździłem drogą równoległą, więc tym razem postanowiłem sprawdzić inny wariant. Ten podjazd różni się trochę, najpierw ostro pod górę, ale pod kościołem wypłaszczenie i dopiero za osiedlem, po przejechaniu pod drogą nr 4, znowu stromizna. Jest ciężko aż do samego skrętu w prawo, gdzie ulica Brzeźnicka, którą właśnie jechałem, łączy się ulicą Łychów którą zwykle dojeżdżałem w to miejsce. Potem przejazd szczytem i zjazd pod kościół w Brzeźnicy - do tego miejsca droga była mi już znana, tym razem pojechałem jednak na prosto odkrywać nowe trasy:) Pod kościołem w Brzeźnicy mamy 225 m npm, właśnie zjechaliśmy z 295 m npm, ale tuż za skrzyżowaniem znowu zaczynamy się wspinać. Jedziemy w górę przez dłuższy czas aż do granicy Poręby Spytkowskiej na wysokości jakiś 313 m npm. Za znakiem Poręba Spytkowska na szczęście rozpoczyna się długi przyjemny zjazd. W dół zjeżdżamy (nie licząc jednej małej hopki) w zasadzie aż do drogi 75 Brzesko - Nowy Sącz. Na skrzyżowaniu z tą drogą miałem na liczniku 19 km w czasie 55 minut, dwie szybkie fotki, skręt w lewo i jazda na Brzesko.

Droga niestety nie ma poboczy, na szczęście w niedziele ruch nie był za duży. Po przejechaniu trochę ponad kilometra dojechałem do granicy Brzeska i muru wzdłuż drogi otaczającego pałac Goetzów. Moim celem było znalezienie cmentarza wojennego nr 277, skręciłem od razu w pierwszą bramę w murze, znalazłem bramkę, ale zanim w nią wejść wróciłem na drogę i postanowiłem, że poszukam dojazdu od strony pałacu. Podjechałem pod piękny pałac, ale okazało się, że wejścia z tej strony nie ma, wróciłem więc tam gdzie byłem na początku, przeszedłem przez bramkę, przedarłem się przez krzaki i po chwili byłem pod cmentarzem. Zrobiłem kilka fotek odnowionego przez obecnych właścicieli pałacu grobu zbiorowego 9 żołnierzy austriackich i ruszyłem w kierunku centrum Brzeska.

Po kilku minutach byłem już na odremontowanym rynku w Brzesku, remont trwał chyba ze dwa lata, ale w końcu można podziwiać jego efekt. Stojące na beczce dwa okocimskie koziołki, zostały zastąpione odlanymi pasącymi się koziołkami przy fontannie - mi bardziej podobały się te poprzednie:). W tym momencie w zasadzie osiągnąłem cel moje wycieczki, ale na liczniku miałem dopiero 23 km, była godzina 9:40, więc postanowiłem, że poszukam jeszcze cmentarza 279 w lesie sterkowieckim. Ten cmentarz podobnie jak 277 koło pałacu do tej pory jakoś zawsze omijałem, nadszedł więc czas na pojechanie i tam. W samym Brzesku coś poknociłem i nadłożyłem parę metrów, ale już po chwili pedałowałem w kierunku Jadownik, następnie dojechałem do Sterkowca i jakieś 200 metrów za znakiem skręciłem w lewo w szutrówkę koło boiska sportowego.

Cmentarz wojenny nr 279 znajduje się w lesie, kilkaset metrów od dróg asfaltowych, podobno w okresie jak był budowany to w miejscu gdzie jest teraz las była wieś Dziekanów - zresztą sprawa nazwy i położenia cmentarza nie jest do końca jasna - kilka informacji na ten temat można znaleźć - tu. W każdym razie obecnie Dziekanowa już nie ma, a cmentarz leży na terenie lasu sterkowieckiego. Ścieżką koło boiska dojechałem do wiaduktu kolejowego, za wiaduktem jest już las, jechałem więc dalej dość szeroką, ale mocno zarośniętą leśną ścieżką aż dojechałem do skrzyżowania przecinek, tu stwierdziłem, że układ terenie trochę różni się od tego na mapie, ale po paru chwilach dojechałem do interesującego mnie cmentarza. Obiekt jest dość efektowny i można o nim znaleźć sporo informacji w sieci z których wynikach, że cmentarz został niedawno wyremontowany i przywrócony do pierwotnego wyglądu. Jeszcze kilka lat temu był praktycznie w całkowitej ruinie, jednak teraz prezentuje się naprawdę dobrze, jest co prawda trochę zarośnięty, ale poza tym jest w stanie idealnym. Koło cmentarza przebiega droga w kierunku zachodnim, zgodnie z mapą powinna prowadzić do drogi Sterkowiec - Szczepanów, postanowiłem więc z niej skorzystać. Ta droga jest o wiele lepsza niż ta którą przyjechałem, na dodatek o połowę krótsza i zaledwie po przejechaniu jakiś 600 metrów byłem już na drodze do Szczepanowa.

Tym razem przez Szczepanów przejechałem szybko, zrobiłem tylko dwie fotki kościoła, który wyraźnie został wyremontowany, remont widać też w innych obiektach na wiosce - jest naprawdę ładnie. Ze Szczepanowa zjechałem do Mokrzysk, a następnie znaną mi drogą pojechałem na Grądy, gdzie czekał mnie mniej więcej 3 km odcinek drogą przez las. Momentami jechało się ciężko, albo duże kamienie, albo piasek, tempo spadło, jednak po kilku minutach wyjechałem na asfalt i skierowałem się na Jodłówkę. Dalej już droga bez historii, dość szybki przejazd przez Rzezawę i Krzeczów, w Bochni podjazd koło kościoła św. Pawła (jeszcze nigdy tak nie jechałem - jest stromo) i Górnym Gościńcem do Łapczycy, gdzie sfotografowałem jeszcze kościół Kazimierzowski z XIV wieku, który ostatnio przeszedł remont elewacji zewnętrznej. W środku wyraźnie też jest coś robione, ale mogłem to zobaczyć tylko przez lufcik w głównych drzwiach. Potem już tylko zjazd i po chwili byłem w domu.

Wycieczka bardzo udana, tylko ta pogoda ciężka do jazdy. Rano zimno, musiałem jechać w bluzie i koszulce z długim rękawem, bluzę ściągnąłem w Brzesku, a gdy wracałem do domu około 11 było już gorąco. Na przyszłą niedzielę planuję rekordową wycieczkę Szlakiem Bursztynowym z Niepołomic do Nowego Korczyna i z powrotem, trzeba będzie wyruszyć wcześnie rano, bo dystans do pokonania w najlepszym razie będzie wynosił około 150 km. Jak będzie ładna i bezwietrzna pogoda to może się uda - dziś trochę za mocno wiało, na szczęście pod wiatr jechałem do Brzeska, a powrotną drogę miałem głównie z wiatrem, zwykle bocznym ale jednak pchającym mnie trochę do przodu.

Galeria wycieczki

Niepołomice - załatwienia na budowie

Wtorek, 13 sierpnia 2013 | dodano:13.08.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 38.89 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 01:39
  • VAVG 23.57 km/h
  • VMAX 52.42 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 240 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem do Niepołomic załatwiać sprawy związane w z budową, tym razem zdecydowałem się jechać na rowerze.

Z Łapczycy wyjechałem około 8:10 i po 40 minutach byłem w już w rynku w Niepołomicach. Tym razem zdecydowałem się ominąć szutrowy odcinek koło Raby i pojechać przez skrzyżowanie drogi nr 4 z drogą 75 - niestety to błąd o ile do skrzyżowania jedzie się jeszcze w miarę w porządku bo na 4 jest szerokie pobocze, to po skręcie robi się dramat. Droga jest wąska a sunie nią TIR za TIREM, musiałem skorzystać z chodnika, co mocno zwolniło moją jazdę. Potem odbiłem na Szarów, koło kościoła i ścieżką rowerową przez Puszczę wzdłuż drogi 75 do Niepołomic.

W Niepołomic musiałem załatwić parę spraw, pojeździłem trochę po mieście - ale tego odcinka nie rejestrowałem GPS, więc nie ma go na śladzie.

W drogę powrotną ruszyłem około 12, pojechałem w stronę Staniątek, potem leśną ścieżką rowerową do Szarowa, drogą 75 na Kłaj i potem przez Kłaj do Targowiska, ścieżką koło Raby i przez Chełm i Moszczenicę do domu.

Do mojego crossa z powrotem dokręciłem bagażnik - rower na pewno trochę utył i stracił sportowy wygląd ale dzięki temu mogę spokojnie na nim przewozić potrzebne rzeczy.

Galeria wycieczki