- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
samotnie
Dystans całkowity: | 12977.67 km (w terenie 1061.20 km; 8.18%) |
Czas w ruchu: | 557:47 |
Średnia prędkość: | 23.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.10 km/h |
Suma podjazdów: | 93851 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (84 %) |
Suma kalorii: | 118232 kcal |
Liczba aktywności: | 383 |
Średnio na aktywność: | 33.88 km i 1h 27m |
Więcej statystyk |
Niepołomice - Puszcza Niepołomicka - Bochnia
Sobota, 13 października 2012 | dodano:13.10.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 52.68 km
- Teren: 18.00 km
- Czas: 02:25
- VAVG 21.80 km/h
- VMAX 52.43 km/h
- Temp.: 13.0 °C
- Podjazdy: 275 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Prognozy pogody na sobotę były raczej kiepskie, ale w piątek wieczorem nieoczekiwanie się zmieniły więc postanowiłem, że w sobotę rano jadę rowerem do Niepołomic. Niestety rano pogoda była kiepska, około 10 stopni, ale niebo mocno zachmurzone, drogi były mokre ale przynajmniej około 8:30 nie padało, wziąłem więc wszystko co może się przydać w razie deszczu i ruszyłem do Niepołomic. Ledwo ujechałem 2 km a tu pojawiła się dość solidna mrzawka, ale nic jadę dalej, wyjechałem pod górkę na granicy Moszczenicy i Chełmu i nawet zatrzymałem się żeby włożyć kurtkę przeciwdeszczową, ale postanowiłem jechać dalej. Jak przekroczyłem Rabę to padać przestało a jadąc ścieżką rowerową przez Puszczę Niepołomicką zauważyłem, że drogi w okolicach Niepołomic są suche.
W Niepołomicach dłuższy postój, miałem kilka spraw do załatwienia, pojechałem też z kolegą do Krakowa gdzie zakupiłem kurtkę softshellowa z przeznaczeniem na rower. Kurtka co prawda nie miała kroju rowerowego, ale w osiągalnej dla mnie cenie prezentowała się znacznie lepiej niż kurtki typowo rowerowe.
Około godziny 14:00 ruszyłem w drogę powrotną a że zrobiło się słonecznie (choć nie jakoś specjalnie ciepło) postanowiłem, że powtórzę wycieczkę z przed tygodnia przez Puszczę i ponownie poszukam wieży pożarowej w lesie w okolicach Proszówek. Pojechałem więc Drogą Królewską, dotarłem nad Czarny Staw i po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, dojechałem do miejsca gdzie powinna być wieża i tym razem trafiłem. Wieża jest widoczna dopiero jak jest się jej bardzo blisko, ja trafiłem tu dopiero za trzecią próbą. Wieża jest ogrodzona i w zasadzie nie można na nią wychodzić ale z tyłu jest dziura w siatce i można spróbować. Ja jechałem na miejsce z założeniem, że wyjdę i pooglądam widoki, ale jak zobaczyłem wieże to postanowiłem jednak nie wchodzić. Na górę można się dostać po chyba ze 30 metrowej pionowej wąskiej drabince i jakoś poczułem respekt przed taką wspinaczką, byłem sam i jakbym spadł to nawet nikt by nie wiedział gdzie jestem. Zrobiłem więc kilka fotek i pojechałem dalej. Przez Proszówki dojechałem do Bochni i dalej Górnym Gościńcem do Łapczycy. W drodze powrotnej testowałem kurtkę założoną tylko na koszulkę termoaktywną i było mi ciepło. Kurtka na pewno jest wiatroszczelna, według producenta ma też wysokie parametry oddychalności - tu też jest nieźle, ale mimo wszystko trochę się spociłem. Muszę chyba kupić lepszą koszulkę termoaktywną bo tą co mam jest już stara a od początku idealna nie była.
Wycieczka w sumie udana, rano straszyło deszczem ale potem było już słonecznie i ładnie - dobrze, że pojechałem na rower, a do 4 tys. km już coraz bliżej:)
Do 4 tys. km w sezonie 2012 pozostało jeszcze 5 wycieczek i 135 km.
Galeria wycieczki
Szosówką na Chorągwicę
Piątek, 12 października 2012 | dodano:13.10.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
- DST: 38.24 km
- Czas: 01:34
- VAVG 24.41 km/h
- VMAX 49.00 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 305 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś wyszedłem z pracy wcześniej i postanowiłem zrobić trochę dłuższą wycieczkę na szosówce, było słonecznie i względnie ciepło, więc zapowiadał się udany wyjazd. Najpierw miałem jechać do Puszczy nad Czarny Staw ale potem wpadłem na pomysł podjechania na szosówce pod Chorągwicę na najwyższy punkt Pogórza Wielickiego.
Na trasę ruszyłem około 14:00 pojechałem do Staniątek a potem skierowałem się na Zakrzowiec, od razu poczułem że dziś nie jestem w najlepszej formie, do tego dość mocno wiało i szybko poczułem zmęczenie. Mimo wszystko postanowiłem się nie poddawać, podobnie jak kilka dni wcześniej dojechałem do Bodzanowa, przeciąłem drogę nr 4 i podjechałem do Słomianej z tym, że tym razem skręciłem w prawo i ruszyłem na Biskupice. Podjazd pod kościół w Biskupicach to pierwszy poważny sprawdzian, ostatnie 300 metrów to górka o bardzo dużej stromiźnie, po raz pierwszy jadąc na szosówce zobaczyłem na liczniku prędkość 8 km/h, z trudem ale jakoś wyjechałem pod kościół. Tu poważnie zastanawiałem się czy jechać dalej na Chorągwicę, byłem zmęczony a po drodze czekał mnie około 1 km dość stromy podjazd, w końcu postanowiłem jednak spróbować. Podjazd okazał się strasznie ciężki, przepychałem pedały na stojąco przy prędkości około 7-8 km/h, po kilku minutach walki udało mi się wjechać na wypłaszczenie w Sułowie. Zatrzymałem się porobiłem kilka fotek i ruszyłem dalej w kierunku Chorągwicy, na początek lekki zjazd a potem podjazd, z tym że już nie taki trudny i po kilku minutach kręcenia dojechałem pod kościółek w Chorągwicy - czyli na najwyższy punkt Pogórza Wielickiego. Kilkaset metrów dalej znajduję się nadajnik telewizyjny ale to właśnie koło kościoła jest najwyższy punkt. Miałem w planach kilka wariantów powrotu, ale podjazd kosztował mnie sporo sił, więc postanowiłem wracać w miarę najkrótszą drogą. Na początek wróciłem się tą samą drogą przez Sułów i Biskupice do Słomianej, potem jednak zdecydowałem się jeszcze na podjazd w kierunku Suchoraby z tym, że nie pojechałem pod cmentarz wojenny tylko skręciłem wcześniej w stronę drogi nr 4, którą przejechałem kawałek i odbiłem na Słomiróg. Dalej przez Słomiróg, Zakrzów i Staniątki Górne wróciłem do domu.
Wycieczka w sumie udana, choć przed wyjazdem planowałem przejechać jakieś 50 km a skończyło się na 38. Podjazd pod kościół w Biskupicach o potem w kierunku Sułowa to bardzo strome odcinki na których jazda szosówką z moimi przełożeniami jest bardzo ciężka - to zdecydowanie najtrudniejsza górka pod jaką udało mi się szosówką wyjechać.
Do 4 tys. w sezonie 2012 pozostało jeszcze 6 wycieczek i 188 km.
Galeria wycieczki
Szosówką - Zakrzowiec, Bodzanów, Brzezie
Wtorek, 9 października 2012 | dodano:09.10.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
- DST: 32.35 km
- Czas: 01:14
- VAVG 26.23 km/h
- VMAX 46.00 km/h
- Temp.: 11.0 °C
- Podjazdy: 190 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatnio doszedłem do wniosku, że powalczę o 4000 km i 100 wycieczek w sezonie co prawda pogoda nie rozpieszcza, ale dziś zacząłem realizować ten cel - do przyjechania przed dzisiejszą wycieczką pozostało 258 km i 8 wycieczek.
Po fatalnej pogodzie w niedzielę (kiedy to miałem zaplanowaną dłuższą wycieczkę) i w poniedziałek, we wtorek było w miarę słonecznie, ale niestety wietrznie i zimno. Po po pracy około 16:10 wsiadłem na rower i ruszyłem na trasę. Początek standardowy, ul. Dębową do Staniątek i potem przez Staniątki Górne w stronę Zakrzowca. Postanowiłem dziś wypróbować nową drogę przez Zakrzowiec do Bodzanowa, o której wiedziałem, że jest ale chyba nigdy nią jeszcze nie jechałem. Droga jest łatwiejsza od tej przez Słomiróg i omija dość wymagający podjazd, wyjechałem w Bodzanowie tuż przed podjazdem pod kościół i cmentarz. Tej górki ominąć się już nie ma, więc wydrapałem się na nią i bez postoju skręciłem w stronę drogi nr 4, przeciąłem ją i rozpocząłem podjazd do drogi Suchoraba - Słomiana,górka ta nie jest specjalnie ciężka a na szosówce poszło mi dość gładko i po skręcie w lewo kręciłem pod lekką górkę w do Suchoraby - ten podjazd też bez po problemu i kilku chwilach byłem pod cmentarzem wojennym w Suchorabie. Tym razem bez żadnych postojów ruszyłem dalej, najpierw zjazd i potem znowu dość ciężki podjazd do granicy Gminy Niepołomice.
W tym miejscu zakończyłem serię podjazdów i rozpocząłem zjazdy, pojechałem przez Czyżów do Szczytnik, przejechałem przez wieś i po skręcie w prawo rozpocząłem podjazd do Brzezia. Ta górka jest mi bardzo dobrze znana, ale na szosówce jechało ją po raz pierwszy, poszło bez kłopotów i po chwili stałem na wiadukcie nad drogą nr 4. Dalej zjazd w stronę Szarowa i Dąbrowy, lekki podjazd pod OSP w Dąbrowie (z tej strony to pikuś) i zjazdy w kierunku Staniątek. Po wyjechaniu na otwarty teren jak zwykle na tym odcinku zderzyłem się z wiatrem dziś wiało wyjątkowo mocno i musiałem walczyć z wiatrem na dojeździe do Zakrzowca i teraz jadąc na Staniątki. Jakoś sobie poradziłem i potem pod torami skręciłem o 180 stopni i wiatr przestał mi przeszkadzać. Na koniec pojechałem jeszcze na chwilę do rynku, a po krótkiej przerwie do domu.
Dziś pokonałem przeszło 32 km i zaliczyłem wycieczkę nr 93, pozostaje mi więc pokonać jeszcze 226 km i zrobić 7 wycieczek, może okazja nadarzy się już w piątek, oby tylko pogoda była.
Galeria wycieczki
Szosówką po górkach
Czwartek, 4 października 2012 | dodano:04.10.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie
- DST: 23.76 km
- Czas: 00:53
- VAVG 26.90 km/h
- VMAX 45.00 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 120 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wyjazd szosówką na objazd okolicznych górek. Z Niepołomic do Staniątek tam podjazd pod Winnicę - poszło całkiem dobrze, choć zauważam już powoli oznaki spadku formy:( Dalej do Szarowa, odkryłem drogę techniczną wzdłuż autostrady, którą skróciłem sobie trochę trasę, potem pod górkę pod kościół w Szarowie - szybko i bez problemów. Pod kościołem na prosto i zjazd, by po chwili podjeżdżać stromo pod górę pod OSP w Dabrowie - tu pod koniec na najbardziej stromym odcinku było naprawdę ciężko. Dalej zjazd do Staniątek i powrót do domu przez rynek i Kopiec Grunwaldzki.
Wyjazd krótki ale udany, niestety szybko już robi się szarawo, około 17:30 trzeba już w zasadzie być w domu żeby nie jeździć po nocy.
Galeria wycieczki
Pogórze Bocheńskie i cmentarze wojenne
Niedziela, 30 września 2012 | dodano:30.09.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 57.95 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 03:12
- VAVG 18.11 km/h
- VMAX 60.48 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- Podjazdy: 1123 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Nad niedzielną wycieczką zastanawiałem się od kilku dni, miałem nawet pomysł pojechać do Czchowa - taki wyjazd planuję już od 2 lat, ale ostatecznie stwierdziłem, że pojadę sobie do Lipnicy Murowanej i po drodze odwiedzę 3 z 4 cmentarzy wojennych okręgu IX na których jeszcze w tym roku nie byłem.
Rano pogoda była kiepska, więc na rower wsiadłem dopiero około 10:30, gdy zaczęło się przejaśniać. Było dość chłodno - jesiennie, więc ubrałem się w spodnie i bluzę. Na początek jazda do Bochni, tym razem postanowiłem dojechać tam chodnikiem wzdłuż drogi nr 4 a nie tak jak zawsze przez Górny Gościniec. Miałem dziś pokonać kilka ładnych górek, więc stwierdziłem, że nie będę sobie fundował na sam początek 10% podjazdu. Jazda chodnikiem wzdłuż 4 bezproblemowa, jechałem tak po raz pierwszy wcześniej zdarzało mi się zjeżdżać do domu w ten sposób ale pod górkę do Bochni jeszcze tędy nie jechałem po przejechaniu niecałych 3 km zjechałem z drogi nr 4 na ulicę Kazimierza Wielkiego prowadzącą do centrum miasta. Nie dojechałem jednak do centrum tylko na światłach skręciłem w prawo na Nowy Wiśnicz a kilkaset metrów dalej w lewo w ulicę J.H. Dąbrowskiego. Postanowiłem jechać do Wiśnicza niebieskim szlakiem pieszym tak jak zrobiłem to gdy pierwszy raz pojechałem rowerem w te strony, musiałem więc wcześniej zaatakować wzgórze Uzbornia, a ponieważ ze względu na remont przez park nie można jeździć to spróbowałem właśnie podjazdu ulicą Dąbrowskiego. No i od razu musiałem mocno nacisnąć na pedały bo stromizna była spora. Trochę się męcząc dojechałem do kładki nad drogą nr 4 i rozpocząłem zjazd w kierunku Kurowa, by po chwili znowu podjeżdżać pod strome wzniesienie. Pamiętam jak podczas wycieczki z lipca 2008 roku męczyłem się w tym miejscu, nawet chyba musiałem zrobić postój w środku górki, tym razem poszło znacznie lepiej i wjechałem nawet bez problemów. Potem kawałek zjazdu i rozpocząłem podjazd boczną stromą dróżką przez las, wyjechałem na szczyt wzniesienia (ledwo) i skończył mi się asfalt, dalej musiałem jechać po trawiastej ścieżce. Trawa po nocnych i porannych opadach była mokra, ja na szczęście miałem założone opony 1.75, ale już po chwili zacząłem żałować, że nie jadę jednak góralem. Dojechałem do rozstaju ścieżek i pojechałem za szlakiem w prawo, to był błąd, wjechałem na ścieżkę którą musiałem podprowadzić, a ze szczytu wzniesienia zjechałem też z problemami. Jakbym wybrał skręt w lewo to byłoby chyba lepiej (wydaję mi się, że tak właśnie pojechałem w 2008). Koniec końców udało mi się zjechać do drogi asfaltowej w Wiśniczu Małym.
Drogą najpierw z pięknym zjazdem a potem z męczącym podjazdem dojechałem zgodnie z planem do Starego Wiśnicza i od razu skierowałem się na cmentarz parafialny zobaczyć cmentarz wojenny. Kwatera na cmentarzu w Starym Wiśniczu to jeden z najbardziej zniszczonych i zaniedbanych cmentarzy wojennych w okręgu IX i od mojego ostatniego tu pobytu w 2008 roku niestety nic się nie zmieniło:( Wyszedłem sobie jeszcze na sam szczyt wzgórza na zboczu którego zlokalizowany jest cmentarz widać z stamtąd bardzo ładnie zamek w Nowym Wiśniczu. Po chwili zjechałem koło kościoła w Starym Wiśniczu i ruszyłem do pobliskiego Nowego Wiśnicza, wjechałem od strony zamku, ale miałem jechać jeszcze na cmentarz komunalny gdzie znajdują się dwie kwatery wojenne, więc zamek ominąłem i ruszyłem na cmentarz. Na tym cmentarzu bywałem dość często, więc tylko kilka szybkich fotek i powrót pod zamek. Zdecydowałem się nie zwiedzać samego zamku, byłem tu już w tym roku i całkiem możliwe że za kilka dni przyjadę tu z wycieczką szkolną, więc podjechałem tylko pod zamkowe wzgórze od razu skierowałem się na Leksandrową. Zwykle jeździłem do Lipnicy równoległą główną drogą, ale tym razem postanowiłem spróbować czegoś innego czyli drogi przez Łomną, po drodze chciałem jeszcze odwiedzić znajdujący się w pobliżu cmentarz ofiar II wojny na którym nigdy do tej pory nie byłem. Droga ta niestety wiedzie mocno pod górę, przejechałem koło zamku, zakładu karnego i muzeum Jana Matejki i po kolejnych kilkuset metrach skręciłem w prawo na cmentarz. Miejsce ciekawe i mroczne, poświęcone 885 ofiarom okupacji hitlerowskiej - nazwiska wypisane ma stojących na środku kolumnach. Cmentarz chyba trochę podobny (może wzorowany) na tych z I wojny, bardzo podobne jest na pewno ogrodzenia obiektu. Warto to miejsce odwiedzić.
Po chwili pedałowałem znowu pod górę w kierunku Łomnej - przeszło 2 km 5% podjazdu potrafi dać w kość, ale jakoś sobie poradziłem i już po kilku minutach pędziłem pagórkowatą drogą w kierunku szosy, którą zwykle jeździłem do Lipnicy Murowanej. Gdy już tam dojechałem to trochę się rozczarowałem, myślałem że wyjadę w miejscu z którego czekają mnie już tylko zjazdy, a tym czasem wyjechałem tuż przed laskiem w którym musiałem pedałować pod górę po stromych serpentynach. W końcu jednak osiągnąłem szczyt wzniesienia, zatrzymałem się jeszcze pod kolumną gdzie z zgodnie z opisem na tablicy św. Szymon zatrzymywał się zawsze by po raz ostatni spojrzeć na swoje rodzinne miasto. Zrobiłem parę fotek i szybkim zjazdem popędziłem do Lipnicy Murowanej. Ta obecnie wieś była kiedyś ważnym miastem na szlaku handlowym, można w niej zwiedzać wiele cennych budowli zabytkowych, a w niedzielę palmową warto tu przyjechać na słynny w całej Polsce konkurs palm. Ja byłem tu już kilka razy, ostatnio właśnie w niedzielę palmową 2011 r., kiedy to do Lipnicy przyjechał Bronisław Komorowski. Tym razem przyjechałem tu odwiedzić po raz kolejny cmentarz wojennych nr 299. Przejechałem zabytkowym szlakiem przez rynek fotografując kolumnę św. Szymona, zabytkowy kościółek przy rynku z rzeźbą założyciela miasta - Władysława Łokietka, z daleka główny kościół w Lipnicy, dawną szkołę by w końcu dojechać na stary cmentarz gdzie znajduję się drewniany kościół św. Leonarda i interesujący mnie cmentarz wojenny. Na miejscu kilka fotek, cmentarz wojenny wyraźnie został wyremontowany i prezentuję się całkiem dobrze. Z cmentarza pojechałem do drogi głównej na Czchów przy której zrobiłem z daleka fotkę dworku Ledóchowskich i pojechałem na rynek. W między czasie rozpogodziło się na dobre i słońce zaczęło mocno przygrzewać, zdecydowałem się więc na krótki postój na lipnickim rynku. Podczas postoju zapadła decyzja, że do domu pojadę przez górę Paprotna i Kamienie Brodzińskiego, Muchówkę i Królówkę.
Na początek podjazd z Lipnicy - 280 m npm, na górę Paprotna (około 403 m npm - kulminacja szosy), ten podjazd pokonywali zawodnicy podczas Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków w roku ubiegłym i właśnie na szczycie podjazdu wtedy obserwowałem wyścig. Z tej jednak strony wjeżdżałem na tą górę pierwszy raz, podjazd trzyma dość równomierne nachylenie, zdarzają się momenty bardziej strome, ale są też odcinki wypłaszczeń, ostatecznie na szczycie stwierdziłem, że podjazd jest raczej łatwy. Kulminacja podjazdu jest na szosie na wysokości parkingu przy restauracji-hotelu "Pod Kamieniem", ja zdecydowałem się jechać pod same kamienie, znajdujące się na wierzchołku Paprotnej czyli na wysokości jakiś 436 m npm. Końcówka na piechotę, bo znowu (jak przed rokiem) wybrałem jazdę szlakiem, zamiast zajechać na wierzchołek szeroką ścieżką z drugiej strony. Na szczycie sesja fotograficzna i powrót, wspomnianą wyżej szeroką ścieżką. Z Paprotnej w dół do Muchówki i po krótkim podjeździe bardzo szybki zjazd do Królówki - w drugą stronę ta droga to dość wymagający podjazd opisany w mojej bazie podjazdów. Miałem jechać po płaskim do Olchawy i tam podjazdami przez Olchawę i Czyżyczkę dotrzeć do domu, zdecydowałem się jednak próbować innej drogi - spod kościoła w Królówce przez wieś, Graniczne Doły do przełęczy na w Woli Nieszkowskiej. Na mojej mapie ta droga widniała jako ścieżka przez pola, ale będąc w Woli Nieszkowskiej (podjeżdżając pod Zonię) parę razy już widziałem jak samochody skręcają w tą drogę, więc uznałem że pewnie położyli tam asfalt.
Podjazd od Królówki, najpierw podjeżdżamy dość ostro do widocznych w pobliżu kościoła domów, by potem dość nieoczekiwanie zjechać parę metrów, ale później już tylko pod górę, między polami przez Graniczne Doły (chyba przysiółek - opisany na mapie), koło kapliczki z 1904 (też zaznaczona na mapie) by w końcu wyjechać między zabudowania w Woli Nieszkowskiej. W tym miejscu postanowiłem kontynuować podjazd do Zonii, mimo iż pierwotnie chciałem zjechać w dół do Zawady. Na przełęczy jesteśmy na wysokości około 330 m npm, potem kawałek zjazdu i trzy kolejne dość strome ścianki do kulminacji szosy w Zonii pod kapliczką na rozstaju na wysokości około 402 m npm. Potem szybki zjazd do Sobolowa, gdzie zdecydowałem się jechać jeszcze do Grabiny i stamtąd zaatakować Czyżyczkę. Dojechałem do kamienia - pomnika pomordowanych w II wojnie światowej na graniczy Grabiny i Buczyny i rozpocząłem mega stromy podjazd na grzbiet Czyżyczki. Dotychczas tą drogą tylko zjeżdżałem w dół i właśnie podczas ostatniego takiego zjazdu pomyślałem sobie, że pod górę musi być tędy strasznie ciężko i faktycznie jest ciężko. Od pierwszych metrów podjazdu mamy stromiznę na pewno powyżej 10%, wystarczy powiedzieć, że na pokonanie pierwszego kilometra potrzebowałem około 7 minut, podjazd od znaku Grabina do wypłaszczenia to 1,14 km/h drogi przez mękę, po tym odcinku dojeżdżamy do drogi z Zawady i dalej jest już w miarę łatwo, dopiero końcówka na sam szczyt po żwirowej drodze znowu jest ciężka. Na szczycie Czyżyczki zrobiłem przerwę na fotografowanie rozległych widoków ze szczytu praktyczne we wszystkie strony, pogada była już bardzo ładna, więc widać było sporo. Ze szczytu już zjazd do drogi 964 i potem dojazd do domu w Łapczycy.
Wycieczka udana, przejechałem prawie 58 km i przeszło 1100 m przewyższenia i nawet specjalnie się nie zmęczyłem. Odwiedziłem cmentarze wojenne, które miałem na rozkładzie, pooglądałem sobie fajne widoki z górek, które podjechałem i poznałem kilka nowych dróg i ciekawych podjazdów. Niestety chyba nie pojadę na Odyseję Jurajską w dniach 6-7 X do Krzeszowic bo nie mam zawodnika do pary, więc pozostaną mi chyba tylko wycieczki po okolicy.
Galeria wycieczki
Pola Chwały w Niepołomicach
Sobota, 29 września 2012 | dodano:29.09.2012 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 22.20 km
- Teren: 6.00 km
- Czas: 00:59
- VAVG 22.58 km/h
- VMAX 54.43 km/h
- Temp.: 23.0 °C
- Podjazdy: 110 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Rano pojechałem do Niepołomic zobaczyć Pola Chwały w Niepołomicach, miałem też wracać rowerem ale coś mi wypadło i musiałem jechać do domu samochodem. Po południu przyjechałem jeszcze raz do Niepołomic samochodem i tym razem zwiedziliśmy obozy wojskowe i przejechaliśmy się rowerem na dawną Krakowiankę coś przekąsić. W sumie rano pokonałem 19,16 km ze średnią prędkością 23 km/h a po południu jeszcze jakieś 3 km.
Z domu wyjechałem o 8:30, mocna jazda do Chełmu potem zjazd do drogi nr 4, kawałek jazdy poboczem drogi krajowej i skręt na szutrówkę w kierunku Targowiska, tu jechałem bardzo powoli bo sakwie miałem lustrzankę i nie chciałem jej za bardzo przetrzepać. Potem przez Targowisko, Kłaj, Szarów i ścieżką rowerową wzdłuż drogi nr 75 do Niepołomice. Do rynku dojechałem około 9:10, przerwa na kawę u kolegi a potem jazda do domu moich rodziców (tego odcinka nie ma śladzie GPS). Plan był taki, że koło 11 wrócę na rynek i pójdę oglądać obozy wojskowe i rycerskie rozbite w okolicach zamku. Niestety sytuacja awaryjna i szybki powrót do Łapczycy samochodem z kolegą. Około 14 wróciłem już swoim autem i razem żoną zrobiliśmy krótką rundkę na rowerze a potem zaparkowaliśmy nasze maszyny na rynku i poszliśmy oglądać obozy. Krótka fotorelacja w galerii.
Po wszystkim powrót do domu już samochodem. Wycieczka nie do końca się udała, zwiedzanie obozów w ramach Pól Chwały było też ekspresowe. W porównaniu z rokiem ubiegłym na rynku pojawiły się kramy z jedzeniem i gadżetami militarnymi z różnych okresów. Jeśli chodzi o same obozy to wiele z nich widziałem po raz kolejny, było ich też chyba odrobinę mniej niż w roku ubiegłym.
Galeria wycieczki
Dzień serca
Piątek, 28 września 2012 | dodano:29.09.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
- DST: 27.46 km
- Czas: 01:06
- VAVG 24.96 km/h
- VMAX 45.00 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 220 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
W RMF FM usłyszałem, że jest Światowy Dzień Serca i zachęcają do jazdy na rowerze, a że udało mi wyjść z pracy kilka minut wcześniej to postanowiłem zrobić szybką rundkę na szosówce. Wsiadłem na rower i jadę do Staniątek, za torami pierwszy krótki podjazd, potem jazda do Zagórza podjazd, trochę po płaskim i jestem przy drodze nr 4. Plan jest prosty podjeżdżam na szosówce pod cmentarz wojenny nr 376 w Suchorabie, podjazd jest dość ciężki, krótki ale momentami stromy - ciekawe jak wyjdzie mi to na szosówce. Od drogi nr 4 szosą w kierunku szkoły i Czyżowa - pierwsze metry łatwe jest pod górę, ale bez problemu pokonuję odcinek do przystanku autobusowego, gdzie mój podjazd skręca w prawo. Po skręcie zaczynają się schody, bardzo strome dwie ścianki, które pokonuję z najwyższym trudem - prędkość spada do 10 km/h. Jednak udaje się i dojeżdżam do łatwiejszego odcinka a po chwili do cmentarza znajdującego się już na wypłaszczeniu na wysokości około 304 m npm. Tu kilka sekund na oddech i fotki i ruszam w dół.
Niestety zjazdy na szosówce to moja słaba strona, boję się puścić rower, nie mam zaufania ani do cienkich opon na których jadę, ani do skuteczności hamulców w awaryjnej sytuacji. Zjeżdżam do przystanku i skręcam w prawo, podjeżdżając znowu dość stromą drogą w kierunku Czyżowa. Ostatnimi czasy spod cmentarza jechałem kamienisto-szutrową ścieżką na skróty, unikając zjazdu i ponownego podjazdu, ale tamten odcinek na szosówkę się nie nadaje, więc znowu podjeżdżam. Jest stromo, znowu z trudem w stójce osiągam szczyt wzniesienia na granicy Gminy Niepołomice i po rozpoczynam zjazd, znów ostrożnie i raczej powoli dojeżdżam do drogi nr 4, przekraczam ją i kolejny podjazd do Brzezia. Znów odcinki o dużej stromiźnie na których muszę włożyć sporo sił w jazdę w stójce, ale podjazd krótki i po chwili jestem już w Brzeziu, jeszcze jeden stromy odcinek pod samym kościołem i mogę zacząć zjeżdżać w kierunku Szarowa i Dąbrowy. Po zjeździe znowu podjazd do Dąbrowy, ale już w miarę łatwy i szybko go pokonuję, skręt na Staniątki i dłuższe zjazdy. Przed samymi Staniątki znowu lekko pod górę i po otwartym terenie, jeżdżę tędy często i zawsze na tym odcinku mam pod wiatr. Potem już normalnie przez Puszczę do Niepołomic, jeszcze krótki postój w rynku i do domu.
Wyjazd krótki, ale udany, podjazdy z którymi zwykle miałem problemy pokonałem na szosówce, kolejnym wyzwaniem będzie chyba podjazd pod Chorągwicę od Biskupic.
Galeria wycieczki
Na szosówce do Puszczy z zepsutym licznikiem
Piątek, 21 września 2012 | dodano:21.09.2012 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, 0-20 km
- DST: 16.98 km
- Czas: 00:38
- VAVG 26.81 km/h
- VMAX 36.00 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- Podjazdy: 20 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś po pracy wybrałem się na ekspresowy wyjazd szosówką do Puszczy. Chciałem mocno pocisnąć pod leśniczówkę Przyborów i z powrotem, jak wczoraj robili kolarze podczas jazdy indywidualnej na czas na mistrzostwach świata - wygrał Tony Martin, ale najpierw zepsuł mi się licznik a potem okazało się, że nie mam siły mocno jechać. W liczniku coś się poluzowały kabelki i przestał pokazywać cokolwiek, zatrzymywałem się dwa razy, ale zamiast naprawić, to zepsułem do końca, a naprawić udało się dopiero po powrocie do domu. W rezultacie z mocnego tempa nie wiele wyszło:( Licznik nie działał, więc dane wyjazdu podaję za odczytem z endomondo. Przy okazji wyjazdu testowałem nowe spodnie kolarskie, które właśnie przyszły, jedzie się w nich bardzo dobre, ale specjalnie ciepło to mi nie było.
Galeria wycieczki
BSOrient - II miejsce w GIGA
Sobota, 15 września 2012 | dodano:16.09.2012 Kategoria Po górkach, 100 km i więcej, samotnie, RNO, zawody
- DST: 110.65 km
- Teren: 30.00 km
- Czas: 06:26
- VAVG 17.20 km/h
- VMAX 51.72 km/h
- Temp.: 19.0 °C
- Podjazdy: 1258 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Zawody na orientacje w BSOrient w Dąbrowie Górniczej - miałem jechać rekreacyjną a pojechałem GIGA i jeszcze na podium się załapałem:)
Wstałem o 5, z domu wyjechałem około 5:40 i po 99 km jazdy o 7:10 byłem już na Eurocampingu w Błędowie (Dąbrowa Górnicza). Zabrałem numer i gratisową mapę Dąbrowy Górniczej, przygotowałem rower i czekałem na 8:30, kiedy to miała odbyć się odprawa techniczna. Odprawa trochę się opóźniła, więc w między czasie pogadałem sobie sobie z Panem Tadeuszem, który już dwa razy zaliczył Bałtyk-Bieszczady Tour Świnoujście - Ustrzyki Górne (1008 km). Założenie miałem takie, że jadę trasę rekreacyjną a jak wrócę to może przejadę się do centrum Dąbrowy Górniczej, ale okazało się, że rekreacyjną jadą praktycznie same dzieci, więc zacząłem poważnie się zastanawiać nad trasą GIGA (21 punktów około 100 km). Odprawa w końcu się odbyła i kilka minut po 9 ruszyłem na trasę.
Na początek PK 9 znajdujący się przy samej bazie zawodów, punkt umieszczony był pod mostkiem i trzeba było wejść do wody, ale na szczęście nie trzeba było go odbijać, tylko zapamiętać hasło, które podał mi jeden zawodników będący już w wodzie, więc ja wchodzić nie musiałem. Dalej jazda do pobliskiego punktu PK 5 na przysiółku Kuźnica, tam trafiam na grupę Ghostbikers, który już znaleźli punkt ukryty w krzakach, więc szybko odbijam i jadę dalej. Tu chyba popełniłem pewien błąd, mogłem uderzyć na znajdującego się w pobliżu punktu PK 7, co prawda trzeba było się do niego przebijać ścieżkami, ale i tak musiałem to potem zrobić pod koniec trasy, a przez ten punkt musiałem sporo potem nadłożyć. Pojechałem jednak asfaltami do Chechła, gdzie najpierw odbiłem PK 8 przy Wielbłądzie, a potem PK 4 na punkcie widokowym na Pustynię Błędowską. Z PK 8 poszło gładko, przy PK 4 problemów było więcej, widoki z tego miejsca super, pustynia wygląda jak pustynia, ale punktu szukałem dość długo, bo miał być przy tablicy informacyjnej a tym czasem był schowany gdzieś za drzewem, zanim go znalazłem dojechała mnie większa grupa bikerów. Po podbiciu tych punktów zadecydowałem już ostatecznie, że jadę GIGA, gdybym jechał rekreacyjną to już bym się wracał w kierunku bazy i szukał punktów w pobliżu Sławkowa, stwierdziłem że czuję się dobrze i nie chcę skończyć zawodów w 3 godziny, pojechałem więc do Kluczy zaliczać punkty z GIGA. W Kluczach miałem 2 punkty PK 14 na punkcie widokowym Czubatka (znany mi z Odysei 2010) i PK 15 opisany jako mostek Ola i z nim miałem mega problemy. Na początek PK 15, chciałem zastosować skrót przez las ale ledwo wjechałem na ścieżkę to zobaczyłem, że droga zawalona jest połamanymi drzewami, więc zrezygnowałem, wróciłem na asfalt i popędziłem do centrum Kluczy, tam odbiłem w jakąś drogę przez osiedle. PK 15 szukałem dość długo, najpierw przebiłem się przez jakiś szczyt, nie dość że musiałem ostro pokręcić pod górę to potem jeszcze przebijać się zawalonymi przez połamane drzewa ścieżkami. W końcu znalazłem jakiś betonowy mostek i zacząłem szukać punktu - nie znalazłem, pojechałem dalej nad jeziorko i w końcu zauważyłem w dole w wąwozie drewniany mostek, zszedłem w dół bez roweru i w krzakach przy znajdującym się w pobliżu dużym zwalonym drzewie znalazłem punkt, akurat przy podbijaniu punktu zauważyli mnie dwaj zawodnicy, którzy dzięki temu mieli ten punkt bez szukania:). Popędziłem drogą wzdłuż jeziorka i za chwilę okazało się, że jakbym tędy punkt zaatakował to miałbym dużo łatwiej. Na PK 14 - wieża widokowa Czubatka na Pustynię Błędowską (z tej strony pustynia jest zarośnięta i zielona) trafiłem bez problemu, już tam kiedyś byłem a na dodatek wszędzie były znaki na punkt widokowy. Z punktu w dół do ronda w Kluczach i jazda w kierunku na Jaroszowiec.
Niestety droga na Jaroszowiec na początkowym odcinku to jazda pod górę, potem na szczęście zjazd i przejazd przez miasteczko i końcu skręt w dobrze mi znaną drogę na Bydlin. Do tego miejsca jechałem bardzo mocno, ale na drodze do Bydlina zacząłem powoli odczuwać zmęczenie, na liczniku miałem dopiero około 30 km i zacząłem się poważnie zastanawiać jak to dalej będzie. Do Bydlina dotarłem bez większych problemów i odbiłem z drogi w lewo w poszukiwaniu mostku Glebożercy (punkty były ponazywane na część użytkowników bikestats - co niestety trochę utrudniało nawigacje). Na niewielki drewniany mostek trafiłem bez problemu, ale znalezienie dziurkacza już okazało się problematyczne, patrzyłem pod mostek, ale nic nie widziałem, potem pomyślałem że to może nie ten mostek, więc pojechałem kawałek dalej, ale innego mostku nie było więc wróciłem z powrotem. Ostatecznie okazało się, że dziurkacz jednak jest pod mostkiem, ale widać go dopiero jak się wejdzie do wody - tym razem musiałem to zrobić, woda była lodowata ale punkt odbiłem. Kolejny punkt PK 21 był zlokalizowany w ruinach zamku Bydlin, wiedziałem gdzie to jest więc poszło w miarę sprawnie, nawet dziurkacz schowany w krzakach znalazłem bez problemu. Ruiny zamku wyraźnie są remontowane i całość prezentuje się znacznie lepiej niż 2 lata temu gdy byłem tu żoną. Zjechałem z zamkowego wzgórza i postanowiłem wstąpić jeszcze na cmentarz, gdzie znajduje się mogiła legionowa z 1914 r. Potem pojechałem na Krzywopłoty, przejechałem obok ośrodka w którym nocowałem podczas wycieczki z PTTK do Częstochowy i popędziłem dalej w kierunku PK 19. Przy pomniku AK też już kiedyś byłem, ale szukanie dziurkacza to znowu problem, przy pomniku nie ma, pojechałem kawałek dalej - może jest inny pomnik, ale nie znalazłem więc zwróciłem. Zacząłem szukać w krzakach w końcu znalazłem, podbiłem i jazda na Smoleń. Droga do Smolenia nie dość, że pod górkę to jeszcze pod wiatr, zacząłem się bardzo męczyć i gdy dotarłem pod zamek to czułem się nie najlepiej. Przypiąłem rower przy wiacie i ruszyłem pieszo pod zamek, chciałem podejść tak jak kiedyś z żoną, ale okazało się, że trwa remont i dziurę w murze przez która kiedyś wszedłem zamurowano. Zszedłem w dół i poszedłem z drugiej strony, tam też prace trwają ale pan powiedział mi, że można zwiedzać tylko drugą część zamku, poszedłem i bingo jest pniak i przy nim dziurkacz - odbiłem i wróciłem do roweru. Zmęczenie dawało już ostro o sobie znać, więc posiedziałem chwilę, zjadłem bułkę i ruszyłem na Pilicę. Tu kawałek miałem pod górę, ale potem miało być w dół, niestety zderzyłem się ze ścianą wiatru i nawet na zjeździe jechało się ciężko. Na szczęście PK 18 w Pilicy przy ruinach kościoła to pikuś, poszło łatwo i szybko, odbiłem i pojechałem na rynek do Pilicy, żeby przemyśleć dalszą jazdę.
Siedziałem, więc sobie na rynku w Pilicy i obmyślałem strategie, na początek oczywiście Podzamcze i punkt przy zamku Ogrodzieniec - to był najdalej oddalony punkt rajdu, więc z niego już tylko powrót i po drodze zaliczanie punktów, po punkcie pod zamkiem po drodze PK 16 na szlaku, ale już kolejne dwa PK 13 w miejscowości Żelazko i PK 11 na górze Chełm mocno obijały na zachód, więc postanowiłem że zastanowię się czy na nie jechać. Ruszyłem, więc na Podzamcze, 8 km drogi pod zamek to dla mnie droga przez mękę, nie dość że w większość pod górę to jeszcze pod silny przeciwny wiatr. Zanim dojechałem do Podzamcza (około 56 km od startu) zaliczyłem prawie odcięcie, ledwo dotoczyłem się do sklepu w pobliżu zamku, walcząc po drodze z kurczami nóg. Było dość chłodno, ja jechałem w krótkich spodenkach i do tego wiatr, to wszystko spowodowało, że moje nogi powoli zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Po zakupach pojechałem pod zamek, trochę inaczej niż zwykle, podjeżdżając zauważyłem dwóch zawodników pod murem zamku, pomyślałem że tam musi być punkt, oni odjechali ja dojechałem na miejsce obejrzałem sobie to miejsce, ale dziurkacza nie było. Niestety tu popełniłem poważny błąd, może ze zmęczenia, nie doczytałem opisu punktu (latarnia przy północnym murze) i nie wiem dlaczego wbiłem sobie do głowy, ze punkt jest przy murze. Chodziłem więc wzdłuż całego muru i szukałem punktu dobre 10 minut, potem nagle zobaczyłem na kartkę - widzę w latarnia i szukam, okazało się że to było jednak to miejsce gdzie widziałem moich rywali, tyle tylko że latarni się nie przyjrzałem :(. Obiłem punkt i ruszyłem dalej, czerwonym szlakiem rowerowym na PK 16, po kilku minutach dojechałem do skrzyżowania ścieżek gdzie spotkałem 5 innych zawodników szukających punktu, był on dobrze schowany za drzewem, ale w końcu się znalazł więc po krótkiej wymianie zdań i spytaniu o PK 11 na górze Chełm ruszyłem dalej.
Na początek dalej szlakiem (ciężka jazda dużo piasku) a potem wjechałem na asfalt i popędziłem do Ryczowa. Zmęczenie, które trochę ustąpiło na dojeździe do PK 16 wróciło ze zdwojoną siłą. Na niewielkich podjazdach zaczęły mnie łapać kurcze, jak próbowałem wyciągnąć bidon to mi spadł i rozwaliłem wieko. Do punktu 13 miałem już blisko, więc jakoś do niego doturlałem, na szczęście nie miałem też problemów ze znalezieniem dziurkacza. Kolejny miał być PK 11 z którego w zasadzie już zrezygnowałem jak męczyłem się na drodze do Podzamcza, ale po dokładnej analizie mapy stwierdziłem, ze bez sensu jest go opuszczać, jeśli tam nie pojadę to w zasadzie będę musiał pominąć też PK 10 i PK 7 wrócę się do Chechła gdzie już punkty miałem zaliczone. Czas miałem niezły, tylko sił już niewiele, ale po namyśle postanowiłem jadę na Chełm. Droga do punktu po pieszym szlaku zielonym, szlak był rewelacyjnie oznaczony i nie musiałem myśleć jak jechać - to była dobra wiadomość, trochę gorzej było jeśli chodzi o rodzaj nawierzchni po której trzeba było jechać, wąska ścieżka przez las z długimi odcinkami po piasku, miejscami pod górę. Mimo wszystko jednak sprawnie podjechałem pod górę Chełm, nie obyło się bez pchania roweru, ale co ciekawe kryzys jakby mi minął i na miejsce dojechałem, a końcówkę doszedłem bez problemu. Gorzej było z szukaniem samego punktu, na szczęście chodząc sobie po krzakach spotkałem nadjeżdżającego z drugiej stronie zawodnika, który mi powiedział, że punktu muszę szukać trochę dalej:) Po chwili odbiłem punkt i stromym singletrackiem zjechałem w dół do asfaltu. Dalej postanowiłem jechać trochę na około ale po asfaltach, na mapie widoczna była co prawda gęsta plątanina ścieżek po których można było uderzyć na skróty, ale jednak zdecydowałem się na bezpieczniejszy wariant. Na początek miałem w dół, więc poszło jak płatka, ale potem znowu trzeba było się męczyć pod górę i tu szło mi znowu strasznie ciężko. W końcu dojechałem do skałek przy których miał być punkt. Znowu problem czy punktu szukać w krzakach u podnóża czy też na szczycie, zaczepiłem jakiegoś rowerzystę i dowiedziałem się, że mogę spróbować dojść ścieżką przez las, przebiłem się przez krzaki, ale okazało się, że punkt jest jednak na szczycie, odbiłem i pogubiłem się schodząc w dół - przez co pewnie ze 3 minuty straciłem. Na szczęście droga do miejscowości Niegowonice to bardzo szybki zjazd, dojechałem do centrum i wbiłem się na czarny szlak, który miał mnie zaprowadzić do PK 7. Jak pisałem wcześniej, ten punkt chyba powinienem próbować zaliczyć na początku, teraz mi strasznie bruździł i zmuszał do odbicia mocno na wschód. Na szczęście droga, mimo iż po szlaku pieszym, była bardzo dobra i sprawnie dotarłem do miejsca pacyfikacji z 1944 roku, której poświęcony był pomnik - był to punkt na trasie rekreacyjnej, więc nie trzeba było za długo szukać dziurkacza.
Z tego miejsca postanowiłem się przebić leśnymi ścieżkami w kierunku bazy rajdu w Błędowie, poszło nie do końca tak jak zamierzałem, ale po kilkunastu minutach błądzenia zobaczyłem w dole Błędów w całej okazałości. Popędziłem polną ścieżką w dół i wyjechałem jakiemuś gościowi na podwórko, pogadałem sobie z nim i pojechałem dalej. Wyjechałem prawie na samą bazę, była godzina 16:40, ale ja do zaliczenia miałem jeszcze 4 punkty trasy rekreacyjnej. Popędziłem więc w kierunku Dąbrowy Górniczej, było lekko pod górę, ale jakoś dałem radę, dojechałem do skrętu na Sławków, gdzie miał znajdować się kolejny punkt. Po przejechaniu jakiegoś kilometra dotarłem do skrzyżowania przy którym bez problemu znalazłem dziurkach i podbiłem PK 3. Dalej asfaltem pod młyn gdzie miał być kolejny punkt, młyn bardzo ciekawy, ale punkt schowany za drzewem, chwilę musiałem szukać. W tym miejscu byłem z siebie bardzo zadowolony, miałem jeszcze do podbicia 2 punkty i 55 minut czasu - powinno pójść łatwo. Zaraz za rzeczką wbiłem się na czerwony szlak pieszy i wąską dróżką wzdłuż rzeki popędziłem szukać kolejnego punktu. Niestety tu pojawił się problem, PK 2 miał być na skrzyżowaniu ścieżek, a mimo iż przejechałem spory kawałek żadnego skrzyżowania nie było, zawróciłem więc i w końcu znalazłem jakąś zarośniętą ścieżkę, ale punktu nie było. Zdecydowałem się więc na telefon do organizatorki z pytaniem czy czasem już nie zwinęli punktu, a tu dość niespodziewana informacja, że punkt został przeniesiony dalej do skrzyżowania z drogą asfaltową tylko, że jakoś ta informacja została pominięta podczas odprawy. Trochę zły na fakt, że straciłem dużo czasu na poszukiwania, popędziłem do skrzyżowania w Krzykawce, gdzie punkt miał się znajdować, chwilę musiałem szukać, ale po 2 minutach chodzenia po krzakach już miałem punkt odbity. Pozostał jeden punkt znajdujący się już na drodze powrotnej do bazy, ale czasu zaczęło się robić mało. Przez Krzykawkę pod górę, potem decyduję się na skrót - dobra decyzja, droga z betonowy płyt i problemem na niej były tylko strome podjazdy. Dalej jazda już asfaltem przez wieś, skręt w prawo na czerwony szlak rowerowy. Tu miła niespodzianka, droga asfaltowa i na dodatek w dół, asfalt po chwili się skończył, ale droga dalej dobra, pędzę co sił w nogach, czasu już niewiele. Na szczęście na punkt trafiam bez problemu PK 6 - to kapliczka, widoczna z daleka, szybkie odbicie punktu i dalej jazda ile sił w nogach, ścieżki przez pola trochę trudniejsze do przebycia, ale adrenalina działa, jazdę dość szybko, zabudowania przy drodze asfaltowej już widać. Po chwili wypadam na asfalt, na liczniku mam godzinę 17:50, może zdążę, po asfalcie na szczęście w dół, pędzę 34-36 km/h, kilometr przed bazą zjazd się kończy, ale i tak cisnę 28-29 km/h. Dokładnie o 17:55 wpadam do bazy i minutę później oddaję kartę, udało się zdążyłem w limicie czasu.
A co by było jakbym nie zdążył?. Zasady były takie, każdy punkt zaliczony warty jest 1 punkt, wygrywa ten kto zaliczy najwięcej punktów w jak najkrótszym czasie, a za każdą minutę spóźnienia po limicie czasu jest minus 1 punkt. Na szczęście zdążyłem, zaliczyłem wszystkie punkty, oprócz mnie zrobiła to jeszcze tylko para jadąca razem (chłopak - Mavic i dziewczyna - AniaBania), których spotkałem na PK 16 niedaleko zamku w Ogrodzieńcu. Całą trasę przejechał jeszcze jeden chłopak - Tomalos i to najkrótszym czasie, ale nie znalazł 2 czy 3 dziurkaczy, więc był za mną. Ostatecznie byłem, więc trzeci. Nagrody przyznawano w kategorii kobiet i mężczyzn, więc wśród mężczyzn byłem drugi, życiowy sukces i mimo zmęczenia mogę być z siebie bardzo zadowolony:)
Galeria wycieczki
Szosówką do Zakrzowa
Wtorek, 11 września 2012 | dodano:11.09.2012 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, samotnie
- DST: 18.23 km
- Czas: 00:42
- VAVG 26.04 km/h
- VMAX 35.00 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 80 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wyjazd do Zakrzowa na szosówce. Znowu nie planowałem roweru na dziś, ale okazało się między spotkaniami w sprawie budowy mam trochę czasu, więc postanowiłem się wybrać na rower, niestety nie miałem ze sobą ani kasku, a ni narzędzi rowerowych, a na dodatek nie wziąłem bidonu, więc pojechałem raczej rekreacyjnie.
Aleją Dębową do Staniątek, dalej pod klasztor i drogą na Zagórze, po drodze jedna mała hopka przy wiadukcie autostradowym i potem już w miarę płasko do drogi nr 4. Po drugiej stronie drogi nr 4 piętrzą się dość ciekawe górki, które do jazdy na szosówce byłyby na pewno sporym wyzwaniem, ale to jeszcze nie dziś bo brak czasu i kasku:(. Nawróciłem więc w kierunku Niepołomic, przez Staniątki pojechałem trochę inną drogą, potem Puszcza i Rynek w Niepołomicach, gdzie zrobiłem 10 minutowy postój u kolegi. Na koniec postanowiłem pojechać jeszcze na Kopiec Grunwaldzki z podjazdem na Wężową Górę, w obecnej formie takie hopki to pikuś, zresztą jak i pozostałe, które dziś przejechałem sprawnie i na dużej prędkości. Czekają na mnie górki po drugiej stronie drogi nr 4, ale na nie muszę zarezerwować sobie więcej czasu.
Dzisiejsza przejażdżka raczej rekreacyjna, nie cisnąłem zbyt mocno, ale szosówka to szosówka bez problemów można jechać 26-28 km/h, więc średnia i tak wyszła przyzwoita. Mocniej starałem się cisnąć tylko pod te niewysokie górki, które miałem do pokonania, więc i na nie wjeżdżałem z prędkością znacznie powyżej 20 km/h.
Galeria wycieczki