- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
41-60 km
Dystans całkowity: | 6503.92 km (w terenie 917.70 km; 14.11%) |
Czas w ruchu: | 327:29 |
Średnia prędkość: | 19.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.44 km/h |
Suma podjazdów: | 45281 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (83 %) |
Suma kalorii: | 36208 kcal |
Liczba aktywności: | 130 |
Średnio na aktywność: | 50.03 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Na Piknik Rodzinny
Niedziela, 25 września 2011 | dodano:25.09.2011 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 51.67 km
- Teren: 10.00 km
- Czas: 02:09
- VAVG 24.03 km/h
- VMAX 57.21 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 189 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd do Woli Zabierzowskiej na Piknik Rodzinny po drodze jeszcze wizyta w Niepołomicach na Polach Chwały.
Wycieczka ta składała się z 3 etapów:
- pierwszy z Łapczycy do Niepołomic na obiad:)
- drugi z Niepołomic do Woli Zabierzowskiej na Piknik Rodzinny
- trzeci z Woli Zabierzowskiej do Łapczycy.
Pierwszy etap rozpocząłem około godziny 10:30, wsiadłem na rower i drogą przez Chełm, Targowisko, Kłaj i Szarów dojechałem do swojego domu rodzinnego w Niepołomicach, gdzie zrobiłem postój i zjadłem obiad.
Dziś mojej szkole odbywał się VI Piknik Rodzinny na którym niestety musiałem być, więc koło godziny 13:00 ruszyłem w trasę. Po drodze zatrzymałem się jeszcze pod zamkiem gdzie trafiłem na inscenizacje walki legionu rzymskiego z Gotami:) Po 10 minutach ruszyłem dalej - drogą główną przez Wolę Batorską, Zabierzów do Woli Zabierzowskiej, normalnie raczej tą trasą nie jeżdżę bo droga jest dość ruchliwa, a istnieje przecież alternatywna droga przez las. Tym razem chciałem być jednak szybko na miejscu, na szczęście w niedziele ruch nie był zbyt duży i po pół godziny jazdy byłem już pod szkołą. Piknik trwał od godziny 14:30 i do mniej więcej 17:00, więc około godziny 17:10 ruszyłem w drogę do domu.
Trzeci etap to droga z Woli Zabierzowskiej przez Puszczę do Kłaja i dalej przez Targowisko i Chełm do Łapczycy. Ten odcinek to mniej więcej 20 km, dystans ten pokonałem w pięćdziesiąt kilka minut, a sporo czasu straciłem próbując włączyć się do ruchu na drodze nr 4. Do domu dojechałem kilka minut po godzinie 18:00 i obejrzałem sobie ostatnie kilometry wyścigu o mistrzostwo świata ze startu wspólnego - wygrał Cavendish.
Dzisiaj pokonałem przeszło 51 km, tempo wyszło dość mocne mimo iż czułem zmęczenie po wczorajszym treningu i jakoś nie najlepiej mi się jechało. Odyseja już za tydzień, trzeba by się jeszcze przejechać na rowerze górskim.
Galeria wycieczki
Z kolegami po Puszczy, powrót przez Brzezie
Niedziela, 11 września 2011 | dodano:11.09.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
- DST: 46.31 km
- Teren: 3.50 km
- Czas: 02:13
- VAVG 20.89 km/h
- VMAX 58.80 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 162 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W niedzielne popołudnie zrobiłem sobie wycieczkę po Puszczy z kolegami, szczególnie miał to być trening dla Krzyśka, który ma ze mną pojechać na Odyseję rowerową Compassu w dniach 1-2 październikach. Ponieważ chciał z nami jechać też Tomek to musieliśmy na niego poczekać i ruszyliśmy około 15:00. Na początek łatwa trasa Drogą Królewską przez Puszczę Niepołomicką nad Czarny Staw. Pierwsze 8 kilometrów po asfalcie do leśniczówki Przyborów a kolejne już po szutrze, aż do samego czarnego stawu. Chłopaki nadawali niezłe tempo, więc po 46 minutach ze średnią prędkością 21,6 km/h dojechaliśmy nad Czarny Staw. Tam chwila odpoczynku i jazda dalej już po asfalcie leśną drogą do Stanisławic, gdzie odbiliśmy w prawo i dalej przez las dojechaliśmy do Kłaja. W centrum Kłaja znowu odpoczynek na uzupełnienie bidonów i jazda przez Targowisko - kładką nad budowaną autostradą A4 do Grodkowic - do restauracji Skorpion przez drodze nr 4. W planie był właśnie podjazd pod Pałac Żeleńskich w Grodkowicach, ale zanim to nastąpiło moi koledzy zarządzili postój w Skorpionie na uzupełnienie płynów:) Przerwa trochę się przeciągnęła, ale tuż przed 18 ruszyliśmy pod górę, trudny odcinek podjazdu kończy się pod Pałacem Żeleńskich, więc tam zrobiliśmy przerwę na sfotografowanie pałacu i po chwili ruszyliśmy dalej do Brzezia. Po zdobyciu szczytu przełęczy w Brzeziu, dalej mieliśmy już głównie w dół. Zjechaliśmy więc do Gruszek, gdzie zdecydowaliśmy się, że dalsza droga będzie wiodła przez wzgórze Winnica i Staniątki do Niepołomic. Całe Staniątki łącznie z drogą przez Winnicę zostały pokryte pięknym nowym asfaltem, to miła odmiana po mega dziurawej drodze, jaka była jeszcze niedawno w tym miejscu.
Około godziny 18:30 dojechaliśmy do Niepołomic po pokonaniu przeszło 46 km. Krzysiek musi jeszcze trochę poćwiczyć, szczególnie jazdę pod górę, ale myślę że da radę na Odysei:) Wycieczka bardzo udana, a przy okazji tego weekendu niepostrzeżenie przekroczyłem 2700 km i doszedłem prawie 2800, więc następny cel trzeba chyba ambitnie ustawić na 3000 km - jak będzie pogoda to może się uda:)
Wycieczka do Częstochowy - dzień 3
Sobota, 13 sierpnia 2011 | dodano:14.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 55.08 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 03:48
- VAVG 14.49 km/h
- VMAX 44.93 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 453 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na trzeci dzień naszej wyprawy prognozy, były mało optymistyczne - na popołudnie zapowiadano deszcz i burzę, więc w drogę ruszyliśmy około 8:00. Na początek podjazd do Niegowej, później przez Moczydło i Trzebniów, gdzie zdecydowaliśmy się na skrót szlakiem - tzw. drogą siedlecką. Mimo iż odcinek ten miał zaledwie 3 km długości to okazał się najtrudniejszym podczas naszej wyprawy. Pierwsze 1,5 km to podjazd piaszczystą drogą na której w wielu momentach musieliśmy pchać rowery, odcinek zjazdu był już przyjemniejszy, choć bez pchania po piasku niestety się nie obyło. To spowodowało, że gdy dojechaliśmy do drogi w pobliżu, której znajdowały się pozostałości zamku - wartowni Ostrężnik, to zdecydowaliśmy się go nie zwiedzać tylko jechać dalej.
Szosą 793 w kierunku Złotego Potoku przejechaliśmy jakieś 2 km i następnie skręciliśmy w prawo na Siedlec. Odcinek to Siedlca był dość przyjemny, droga co prawda nie najlepsza prowadziła jednak przez las, nie było większych podjazdów, więc można było odpocząć po trudach drogi siedleckiej. Z Siedlca, brzegiem Pustyni Siedleckiej pojechaliśmy do Zrębic, gdzie znajduję się zabytkowy drewniany kościół i dzwonnica - niestety pod kościołem remont drogi i placu, więc znowu sesja zdjęciowa się nie udała. Nadrobiliśmy to kilometr dalej nad stawkiem. Ze Zrębic do Olkusza można jechać szlakiem przez las, ale po doświadczeniach z drogi siedleckiej pojechaliśmy asfaltem przez Biskupice. Wieś ta jest położona na pięknej widokowej przełęczy, ale dojazd tam wiązał się niestety ze sporym podjazdem. W nagrodę w stronę Olsztyna prowadziły już głównie zjazdy.
Pod ruinami zamku Olsztyn zrobiliśmy dłuższy postój połączony ze zwiedzaniem. Żeby wejść na plac trzeba kupić niestety bilet, ale warto to zrobić - widoki, ze wzgórza na którym położony jest zamek są przepiękne. W oddali widać Częstochowę i Jasną Górę - ten fakt napełnił nas sporym optymizmem. Wręcz odwrotnie działała na nas pogoda, która zaczęła się psuć. Po sesji fotograficznej w ruinach, ruszyliśmy, więc szybko dalej przez wioskę Kusięta dojechaliśmy na przedmieścia Częstochowy. Jednak od znaku Częstochowa do Jasnej Góry trzeba pokonać jeszcze dobre 10 km, zanim dojechaliśmy na Aleję Najświętszej Marii Panny (około godziny 14:00) na niebie zaczęły pojawiać się błyskawice - zaczęliśmy więc szybko szukać noclegu. Były z tym pewne problemy, więc po paru minutach zdołał nas dopaść deszcz. Ostatecznie znaleźliśmy pokój w odległym o 2 km od Jasnej Góry motelu na ulicy Krótkiej.
Deszcz niestety sprawił, że nie zrobiliśmy sobie zdjęcia z rowerami pod Jasną Górą, więc udaliśmy się do klasztoru dopiero wieczorem i to na piechotę. Wieczorem się w miarę wypogodziło, choć nie obyło się też bez przelotnego deszczyku, który nie przeszkodził nam jednak w zwiedzaniu Jasnej Góry. Po powrocie mocno zmęczeni, ale jednocześnie zadowoleni z sukcesu wyprawy położyliśmy się spać:)
Trzeciego dnia pokonaliśmy dystans 55 km ze średnią prędkością 14,5 km/h, w pionie podjechaliśmy 453 m. Cały dystans z Krakowa do Częstochowy - 183 km pokonaliśmy w czasie 12 godzin i 47 jazdy. Tempo może nie rekordowe, ale w końcu to była wycieczka a nie zawody, a dla mojej żony była to pierwsza tego typu wyprawa, więc myślę że poszło całkiem dobrze, szczególnie że dotarliśmy na miejsce bez kontuzji czy awarii sprzętu.
Galeria wycieczki
Wycieczka do Częstochowy - dzień 2
Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano:14.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 50.93 km
- Teren: 16.00 km
- Czas: 03:39
- VAVG 13.95 km/h
- VMAX 58.26 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 578 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po pierwszym bardzo forsownym dniu moja żona była trochę zmęczona, a na dodatek zafundowałem nam na początek przejazd szlakiem przez las do zamku Smoleń. Ruiny zamku są bardzo ładne, ale mocno zaniedbane, wszędzie chwasty i krzaki, zrobiliśmy sesję zdjęciową i postój po którym ruszyliśmy asfaltem w kierunku pobliskiej Pilicy. Miejscowość niewielka, ale turystycznie dość bogata w obiekty zabytkowe z których zobaczyliśmy tylko kilka, ponieważ pogoda była kiepska, a pora późna (tego dnia wyruszyliśmy dopiero o 9:00) a tempo w jakim pokonaliśmy pierwsze kilometry było dość niskie - należało, więc troszkę przyspieszyć.
Zaraz za Pilicą w miejscowości Biskupice odwiedziłem duży cmentarz wojenny z okresu I wojny - tematyka ta mnie bardzo interesuję, więc mogłem porównać architekturę cmentarza na Jurze z cmentarzami w Galicji Zachodnie. Po postoju na cmentarzu musiałem mocno gonić moją żonę, która cały czas zmierzała w kierunku Podzamcza (zamek Ogrodzieniec). Na odcinku Pilica - Podzamcze jechaliśmy dość ruchliwą drogą 790. Na dodatek droga ta obfituję w ciężkie podjazdy, które musieliśmy jeszcze pokonywać pod wiatr, gdy dotarliśmy do zamku w Ogrodzieńcu byliśmy już mocno zmęczeni, mimo iż pokonaliśmy dopiero 20 km. Zarządziliśmy, więc postój na obiad. W Ogrodzieńcu można zobaczyć malownicze ruiny zamku położone na wysokim wzniesieniu oraz rekonstrukcję obronnego grodziska na górze Birów. Oba te obiekty zwiedzaliśmy dokładnie przed rokiem, więc tym razem sfotografowałem zamek tylko z zewnątrz (żeby wejść do środka trzeba niestety zapłacić), a górę Birów tylko z daleka - już niedługo umieszczę oba te obiekty w dziale Ciekawe miejsca na mojej stronie i tam będzie można zobaczyć ładniejsze zdjęcia.
Po przerwie obiadowej ruszyliśmy przez Kiełkowice, Żerkowice i Skarżyce (gdzie sfotografowaliśmy ładny kościół - sanktuarium maryjne) do Morska gdzie na zalesionym wzgórzu znajdują się ruiny zamku. Sam zamek znajduję się lesie a wokół niego stworzono ośrodek sportowo - wypoczynkowy. Same ruiny są niedostępne do zwiedzania, więc musieliśmy się zadowolić tylko kilkoma fotkami z zewnątrz.
Po odwiedzinach na zamku Morsko pojechaliśmy szlakiem (innej drogi nie ma) do miejscowości Podlesice, przez chwilę rozważaliśmy jeszcze jazdę szlakiem czarnym do Rzędkowic, ale droga była strasznie piaszczysta, więc zrezygnowaliśmy, Co prawda do Podlesic, też musieliśmy się przebijać przez piaszczystą drogę, a później przez wieś było jeszcze gorzej, bo droga która na mapie była asfaltowa była całkowicie rozkopana - trwałe prace chyba kanalizacyjne, musieliśmy więc gdzieś bokiem przepchać rowery - nie mniej jednak po kilkunastu minutach dojechaliśmy do drogi 792 na Żarki. Po lewej stronie drogi mieliśmy piękny widok na Górę Zborów tym bardziej, że pogoda się w końcu zrobiła bardzo ładna. Asfaltem dojechaliśmy do miejscowości Hucisko, gdzie skręciliśmy w prawo i po przejechaniu przez wieś, wjechaliśmy na czarny szlak rowerowy, który miał nas doprowadzić do zamku Bobolice. Sam zamek zobaczyliśmy już ze szczytu wzniesienia w Hucisku - prezentował się wręcz bajkowo:) Dojazd do zamku mimo, iż prowadził szlakiem, nie był jakoś ekstremalnie ciężki (w większości zjazd - wcześniej do Huciska jechaliśmy mocno pod górę), więc po kilkunastu minutach byliśmy już pod zamkiem.
Sam zamek prezentuję się pięknie, od roku 2002 jest własnością prywatną (braci Laseckich) i właściciele chcą uczynić z niego atrakcję turystyczną (która w zasadzie już jest), niestety trafiliśmy na remont dachu, na zamek co prawda można było wejść, ale w ograniczonym zakresie i to jeszcze odpłatnie, więc zrezygnowaliśmy i po sesji fotograficznej ruszyliśmy dalej w kierunku odległego o 2 kilometry zamku Mirów.
Oficjalna strona Zamku w Bobolicach
Zamek Mirów również jest własnością braci Laseckich, którzy chyba przygotowują się wykonania rekonstrukcji podobnej do tej z zamku w Bobolicach, na razie jednak obiekt można oglądać tylko z zewnątrz - mimo iż nie jest odnowiony to moim zdaniem prezentuję się całkiem nieźle na co wpływa niewątpliwie piękne umiejscowienie na wysokim widokowym wzgórzu. Zamek jest przykładem doskonałej kompozycji murów z występującymi na wzgórzu skałami wapiennymi.
Pod zamkiem w Mirowie, nasze liczniki wskazywały 50 km, wstępnie mieliśmy zarezerwowane noclegi w Schronisku Żarkach, ale udało nam się znaleźć bardzo fajną i tanią kwaterę pod zamkiem, więc zdecydowaliśmy, że właśnie tu zakończymy jazdę drugiego dnia wyprawy.
Po kąpieli poszliśmy na zamek jeszcze raz - tym razem spacerkiem:) W sumie drugiego dnia wyprawy pokonaliśmy niespełna 51 km ze średnią prędkością 13,9 km/h, w pionie podjechaliśmy 578 m. Odcinki pokonywane szlakami był zdecydowanie trudniejsze niż te, które pokonaliśmy pierwszego dnia. Większa była też trudność podjazdów, szczególnie tych pokonywanych na odcinku do zamku w Ogrodzieńcu, gdzie dodatkowo jechaliśmy przy wietrznej i pochmurnej pogodzie - to wszystko złożyło się na mniejszy dystans i większe zmęczenie niż dnia pierwszego.
Drugiego dnia wyprawy odwiedziliśmy zamki w Smoleniu, Ogrodzieńcu, Morsku, Bobolicach i Mirowie, oraz miasteczko Pilica i wieś Skarżyce z bardzo ciekawym zabytkowym kościołem.
Galeria wycieczki
Tour de Pologne - finał w Krakowie
Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano:07.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, samotnie, wyścig kolarski
- DST: 52.19 km
- Teren: 1.00 km
- Czas: 02:06
- VAVG 24.85 km/h
- VMAX 41.41 km/h
- Temp.: 21.0 °C
- Podjazdy: 128 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd do Krakowa na ostatni etap Tour de Pologne nie zaczął się najlepiej, po raz kolejny (po wyjeździe na prolog Małopolskiego Wyścigu Górskiego) w Grabiu dopadł mnie deszcz. Padało dosłownie przez 5 minut, a za mostem w Brzegach droga była już całkowicie sucha - na szczęście na tym przelotnym deszczyku brzydka pogoda się skończyła. Po godzinie jazdy byłem już na rynku w Krakowie, gdzie trwały ostatnie przygotowania do startu etapu. Sfotografowałem kolarzy jadących podpisać listę startową w tym: Nibalego, Sagana, Scarponiego, lidera - Martina, Przemka Niemca, Rafała Majkę czy Michała Gołasia. Ponieważ stałem jednak za linią startu i widziałem zawodników od tyłu, to przeszedłem na drugą stronę rynku żeby sfotografować jadących kolarzy. Na rynku odbywał się jedynie start honory, więc kolarze jechali jeszcze wolno i mogłem zrobić ciekawą fotkę.
Po starcie zacząłem się przebijać w kierunku krakowskich błoni, gdzie była usytuowana meta wyścigu i miasteczko kolarskie. Na pierwszym okrążeniu sfotografowałem kolarzy w pobliżu mety, na kolejnych robiłem rundkę dookoła błoń robiąc fotki w różnych miejscach. Na ostatnie 5 okrążeń zająłem już sobie miejscówkę w pobliżu samej mety. Na pierwszych okrążeniach uciekał Jacek Morajko, ale po 5 rundach peleton go dopadł, później akcji próbował mistrz Polski - Tomasz Miarczyński, jego akcja została zlikwidowana na 8 okrążeniu ponieważ dla Sagana i Martina ważna była walka o sekundy bonifikaty na lotnej premii. Ostatecznie 3 sekundy bonifikaty zabrał Saganowi Heinrich Haussler, kolega z ekipy Daniela Martina, ale Słowak zdobył 2 sekundy i stratę do Martina zmniejszył do zaledwie 1 sekundy. Po lotnej premii na czoło znowu ruszył Miarczyński i walczył dzielnie do ostatniego okrążenia, kiedy to dopadł do peleton, ostatecznie o wszystkim miał zadecydować finisz całej grupy. Znów poza konkurencją okazał się Marcel Kittel ze Skill-Shimano wygrywając tym samym już 4 etap w tegorocznym Tour de Pologne, ale zaraz za nim na metę wpadł Sagan zapewniając sobie tym samym zwycięstwo w całym Tourze.
Po wyścigu nastąpiła dekoracja, niestety stanąłem trochę za daleko i zoom w moim aparacie przy zapadającym zmroku poradził sobie raczej słabo, ale udało mi się zrobić kilka fotek z dekoracji. Po wszystkim ruszyłem szybkim tempem do domu, jechałem naprawdę mocno i po godzinie byłem w Niepołomicach.
Zabawa na ostatnim etapie wyścigu były naprawdę dobra, walka Sagana o zwycięstwo pasjonująca, na dodatek udało mi się złapać koszulkę Mini Tour de Pologne i to w rozmiarze, który spokojnie mogę ubrać:) Po raz pierwszy byłem na mecie wyścigu i muszę przyznać, że ma to swój urok - szczególnie, gdy kolarze przejeżdżają kilka razy - sam finisz to też wielkie emocje, ogólnie bardzo mi się podobało:)
Galeria wycieczki
Tour de Pologne - premia na Głodówce
Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano:04.08.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
- DST: 58.75 km
- Czas: 02:41
- VAVG 21.89 km/h
- VMAX 57.21 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 758 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W czwartek 4 sierpnia postanowiłem się wybrać na 5 etap Tour de Pologne do Zakopanego. Żonę wraz rodziną zawiozłem do Szaflar na Termy Podhalańskie a sam wsiadłem na rower i popedałowałem w kierunku Zakopanego. Termy w Szaflarach znajdują się na wysokości 670 m npm, więc od samego początku jechałem w zasadzie cały czas pod górę, ale był to podjazd dość łagodny z wyjątkiem krótkiego odcinka przed Poroninem. Do Olczy dojechałem bocznymi drogami równoległymi do Zakopianki (przez Biały Dunajec i Poronin) i tylko raz na jakieś 2 km musiałem wjechać na Zakopiankę. W Olczy wjechałem już na pętle 5 etapu i zacząłem drogą na Olczę kręcić pod premię górską 2 kategorii. Podjazd jest dość długi ale nie specjalnie stromy, kręciłem cały czas równym tempem około 13-15 km/h i po kilkunastu minutach dojechałem do Zakopanego. W mieście duży ruch, wszędzie ludzie montujący bramy i banery wyścigu. Na początek pojechałem pod Wielką Krokiew gdzie znajdowała się meta wyścigu, zrobiłem kilka fotek i ruszyłem na Krupówki, gdzie umiejscowiono start etapu. Po seansie fotograficznym i drugim śniadaniu ruszyłem w kierunku premii górskiej na Głodówce. Zrobiłem jeszcze krótki postój pod Kaplicą na Jaszczurówce gdzie skorzystałem toy-toya a następnie już mocno ruszyłem pod górę.
Pod kaplicą spotkałem gościa, który na rowerze z wypożyczalni też wybierał się na Głodówkę, kręcił jednak dość wolno, więc od razu go zostawiłem. Podjazd pod Cyrhla na wysokość 1000 m npm zajął mi jakieś 14 minut, zrobiłem fotkę, kamienia papieskiego i willi w której rok temu spędzałem podróż poślubną:) Dalej już bez postojów pojechałem do premii, kręciłem cały czas w równym tempie. Na początek dojechałem do skrzyżowania z droga do Murzasichle na wysokości 1030 m npm, gdzie 2 lata temu znajdowała się premia górska. Dalej mamy długi zjazd podczas, którego tracimy całą wysokość, którą podjechaliśmy od Zakopanego i zjeżdżamy ponownie na 890 m npm, jednak od tego momentu, aż do Głodówki jest prawie cały czas pod górę. Podjazd szedł mi całkiem nieźle, po drodze minąłem jeszcze kilka osób kręcących po górę na najlżejszych przełożeniach - ja najmniejszego trybu z przodu nie potrzebowałem i moje tempo wynosiło cały czas 13-15 km/h. Po niecałej godzinie bylem już na premii, podjechałem jeszcze kilkaset metrów do szczytu wzniesienia na wysokość 1132 m npm. Ponieważ do wyścigu miałem jeszcze chwile czasu wróciłem się kawałek na taras widokowy poniżej polany Głodówka, a później wróciłem do schroniska na obiad:)
Kolarze wystartowali z Zakopanego tuż przed 14 i 14:23 byli już po raz pierwszy na premii, ponieważ gdzieś po drodze była kraksa, to za peletonem przyjeżdżali jeszcze kolarze goniący grupę.
Na drugim okrążeniu już z przodu jechała ucieczka z jednym kolarzem CCC - Mateuszem Taciakiem, z dość dużą przewagą nad jadącym dość wolno peletonem, który jechał w najgorszym z przewidzianych czasów przejazdu.
Na trzecim okrążeniu od ucieczki odjechał kolarz Vacansolei - Ruslan Pidgorny, około 3 minut po nim przejechali pozostali kolarze z ucieczki, a ze strata jakiś 3 minut przejechał peleton.
Przy czwartym podjazdem na premię na Głodówce na czele dalej Jechał Pidgorny, ale peleton znacznie się zbliżył. Przy peletonem na premii zameldował się jeszcze Ayala, ale dosłownie 20 sekund za nim przejechała cała grupa. W tym momencie w TVP Sport trwała już transmisja i gdy kolarze mijali premię biegłem do schroniska i oglądałem wyścig.
Na piątej rundzie sytuacja na czele się zmieniła, od peletonu podczas podjazdu drogą na Olczę oderwała się grupa 3 kolarzy - Simon Spilak (Lampre-ISD), Gianpaolo Caruso (Katiusza) i Diego Ulissi (Lampre-ISD), dopadła do Pidgornego i rozpoczęła podjazd na Głodówkę. Peleton jednak gonił jak szalony ze stratą maksymalnie 40 sekund do ucieczki. Tuż przed samą premię na Głodówce z peletonu zaatakował Wout Poels prześcignął ucieczkę i wygrał premię górską, ale minimalną przewagą nad peletonem. Tuż za premią peleton zlikwidował ucieczkę i wszystko rozpoczęło się od nowa. Na zjeździe zaatakował Marek Rutkiewicz i wygrał lotną premię w Poroninie zarabiając kilka sekund bonifikaty. Jednak na ulicach Zakopanego znów jechał cały peleton, na finiszu pod prowadzącym lekko pod górę bezkonkurencyjny okazał się lider - Peter Sagan.
Po wyścigu zrobiłem kilka fotek gór, bo bardzo ładnie się rozpogodziło i ruszyłem w dół do Bukowiny. Droga do Bukowiny jest gorsza niż dwa lata temu, jest sporo nierówności i łat na asfalcie, więc trzeba uważać, dodatkowo w szybkim zjeździe przeszkadzały mi samochody. Przed rondem w Bukowinie zrobił się prawie kilometrowy korek, który ominąłem lewą stroną i pomknąłem w dół do Stasikówki. Na zjeździe musiałem się zatrzymać, bo strasznie zaczęły mi łzawić oczy. Gdy ruszyłem przemknął obok mnie gościu na góralu, rozpędziłem więc rower i siadłem gościowi na koło, który robił wszystko by mnie zgubić. Wrzuciłem najtwardsze przełożenie i pędziłem za nim, zwolniłem dopiero tuż przed samym Poroninem a gościu poszedł jak strzała dalej. W Poroninie skręciłem w drogę boczną równoległą do Zakopianki i ruszyłem w stronę Szaflar, znów na chwilę musiałem wjechać na Zakopiankę, później znów skręciłem w boczną drogę na Biały Dunajec, którą dojechałem pod Termy Podhalańskie w Szaflarach.
Wycieczka super, poszło mi naprawdę dobrze, zarówno drogą na Olczę do Zakopanego jak i na Głodówkę podjechałem bardzo sprawnie i dużo szybciej niż dwa lata temu. Podjazdy nie były strasznie strome i o ich trudności decydowała długość ciągłej jazdy pod górę. Jadać z Szaflar do Zakopanego i na Głodówkę jechałem niemal cały czas pod górę, w nagrodę powrót miałem bardzo szybki - cały czas w dół. Średnia prędkość na całej pętli wyniosła prawie 22 km/h, na premii górskiej na Głodówce średnia wynosiła 18,8 km na przewyższeniu 720 m i dystansie 37 km.
Na tej wycieczce przekroczyłem 2000 km kilometrów przejechanych w tym roku - tym samy wykonałem założony na ten rok cel, ale ponieważ tak łatwo mi poszło, więc myślę że mam jeszcze szansę przejechać co najmniej 500 km.
Galeria ucieczki
Wyprawa do Wilna - dzień 6
Sobota, 30 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria 41-60 km, Wyprawy wielodniowe
- DST: 44.33 km
- Czas: 02:06
- VAVG 21.11 km/h
- VMAX 40.71 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 199 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Odcinek Giby (Kukle) - Suwałki
Sobota była dniem powrotu do domu. Na początek trzeba było dojechać do stacji kolejowej w Suwałkach, wstaliśmy więc około godziny 8:00 i kilka minut po 9 pedałowaliśmy już w stronę Suwałk. Wybraliśmy drogi boczne między jeziorami, żeby jak najmniejszy odcinek pokonać ruchliwą drogą Sejny - Suwałki. Przejechaliśmy, więc przez Wigierski Park Narodowy, przez Czarną Hańczę na której właśnie rozpoczynał się spływ kajakowy, w pobliżu klasztoru kamedułów nad jeziorem Wigry - który to klasztor odwiedziliśmy pierwszego dnia podróży i dotarliśmy w końcu do drogi powiatowej 653 na wysokości wsi Burderniszki. Dalej nie było już innego wyjścia jak jechać drogą główną do Suwałk. Po drodze zatrzymaliśmy się na parkingu leśnym w miejscowości Leszczewek, gdzie znajdował się cmentarz z I wojny światowej i mogiła Ułanów z 1920, ponieważ interesuję się tą tematyką, to przeczytałem dokładnie informacje umieszczone na tablicach i sfotografowałem oba obiekty. Dalej już bez przystanków dotarliśmy do Suwałk, odwiedziliśmy kantor gdzie wymieniliśmy resztę litów na złotówki i pojechaliśmy na stację kupić bilet. Ponieważ do odjazdu mieliśmy jeszcze ponad 3 godziny, nadszedł czas na obiad i zakupy:)
Około godziny 15:00 czekaliśmy już na peronie na pociąg, z nami na peronie pojawiło się jeszcze około 20 rowerzystów, baliśmy się czy nie zabraknie miejsc na rowery, na szczęście pociąg Suwałki - Warszawa miał naprawdę duży wagon bagażowy, więc wszyscy się zmieścili. Około godziny 20:30 byliśmy w Warszawie, gdzie wsiedliśmy do pociągu do Krakowa, do Płaszowa dojechaliśmy parę minut po 3 nad ranem. Tym samym zakończyła się nasza 6 dniowa wyprawa na Litwę.
Na koniec kilka słów podsumowania: wyprawa wielodniowa naprawdę mi się spodobała, mimo nie najlepszej pogody jechało mi się dobrze. Trochę bałem się jazdy ciężkim rowerem z sakwami, ale bardzo szybko się przyzwyczaiłem, przy odpowiedniej prędkości sakwy nie stanowią problemu. W grupie jechało mi się bardzo dobrze - całą trasę pokonałem ze średnią prędkością przekraczającą 22 km/h - tak szybko na tak długich odcinkach jeszcze nie jeździłem. Jazda w grupie daję możliwość schowania się za kimś w korytarzu powietrznym oraz zwiększa motywację do utrzymanie tempa czy do dogonienia kogoś jadącego z przodu. W sumie podczas całej wyprawy przejechaliśmy 384 km - do tego dystansu liczę tylko pokonanie poszczególnych odcinków trasy, do jazdy po miasteczkach do sklepu, czy nad jezioro nie brałem licznika, więc pewnie przejechałem jeszcze z 10 km tylko podczas kręcenia się po mieście. Trasa miała być dłuższa i pewnie jakbyśmy nie skorzystali z pociągu wracając z Wilna do Trok i na odcinku Troki - Marcinkonys to przejechalibyśmy ponad 500 km, ale wtedy pewnie trzeba by jechać jeden dzień więcej. Drogi którymi jechaliśmy miały dobra nawierzchnię, ale jazda wcale nie była super łatwa, mimo iż na Litwie nie ma gór, to cała trasa była mocno pagórkowata, wzniesienia nie były długie, ani specjalnie stromę ale za to cały czas jechało się w górę i w dół praktycznie bez płaskich odcinków. Trochę więcej płaskich odcinków było podczas powrotu do Polski, trasa południowa przez park narodowy i Druskienniki była mniej pagórkowata, co nie znaczy że wzniesień wcale nie było. Długość poszczególnych dziennych odcinków nie była jakoś ekstremalna i myślę, że mogliśmy przejeżdżać więc kilometrów dziennie, szczególnie że zwykle około 16 byliśmy już na noclegu, ale względy logistyczne i możliwości kondycyjne niektórych uczestników wycieczki wymusiły taki obrót sprawy. Nie można jednak powiedzieć, że jakoś szczególnie się obijaliśmy - pokonaliśmy wiele kilometrów w dobrym tempie i co najważniejsze dojechaliśmy na miejsce bez większych przygód czy awarii:) Wyprawa super :)
Galeria wycieczki
Wyprawa do Wilna - dzień 1
Poniedziałek, 25 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria Wyprawy wielodniowe, 41-60 km
- DST: 50.35 km
- Czas: 02:28
- VAVG 20.41 km/h
- VMAX 39.69 km/h
- Temp.: 21.0 °C
- Podjazdy: 211 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyprawa do Wilna dzień 1 - odcinek Suwałki - Półkoty.
Drogę z Krakowa do Suwałk pokonaliśmy pociągiem. Nasza podróż rozpoczęła się o godzinie 21:10 (w niedzielę 24.07) na dworcu Kraków Płaszów, około godziny 4 nad ranem byliśmy na stacji Warszawa Zachodnia. Planowałem wycieczkę na Plac Zamkowy ale Warszawa przywitała nas deszczem, więc nie pozostało nam nic innego jak czekać na dworcu. Po godzinie 7:00 wsiedliśmy w pociąg do Suwałk, niestety pociąg w połowie drogi się zepsuł i do Suwałk dojechaliśmy z 2 godzinnym opóźnieniem. W Suwałkach odwiedziliśmy kantor i Mc'Donalda i około godziny 16 ruszyliśmy już na rowerach w kierunku Sejn gdzie planowaliśmy nocleg.
Pierwsze kilometry jazdy z sakwami były dość ciężkie, ale z każdym przejechanym kilometrem jechało mi sie coraz lepiej. Do Sejn jechaliśmy dość ruchliwą droga powiatową nr 653. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zrobiliśmy postój połączony z oglądaniem klasztoru kamedulów nad jeziorem Wigry. Po krótkiej przerwie wróciliśmy na drogę do Sejn, do tej miejscowości dojechaliśmy około godziny 18:30, zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy w kierunku miejscowości Półkoty w której mieliśmy zarezerwowany nocleg w gospodarstwie agroturystycznym. Po drodze do Sejn złapał nas przelotny deszcz, który zaczął nas też straszyć w drodze na nocleg, więc w końcówce musieliśmy mocno przycisnąć. Poszukując noclegu trochę pobłądziliśmy, ale w końcu tuż przed 20 byliśmy na miejscu.
Pierwszego dnia pokonaliśmy dystans około 50 kilometrów ze średnią prędkością prawie 20,5 km/h. Suwalszczyzna przywitała nas ładną pogodą ale sprawdziliśmy się również podczas jazdy w deszczu. Tego dnia nocowaliśmy w sumie w niezłych warunkach, choć pokój mieliśmy tylko 4 osobowy, więc młodzież spała na podłodze.
Może jeszcze kilka słów o ekipie z którą wybrałem się na tą wyprawę. Kierownikiem ekipy był Krzysiek - nauczyciel geografii z niepołomickiego gimnazjum, który w poprzednim roku był organizatorem wyprawy rowerowej gimnazjalistów pod Grunwald, Krzysiek na wyprawę do Wilna zabrał swojego syna Bartka, który w tym roku ukończył gimnazjum. Drugim nauczycielem z niepołomickiego gimnazjum był Andrzej, który do Wilna wybrał się wraz ze swoim 14 letnim synem Wojtkiem i 15 letnim siostrzeńcem Kubą. Kolejny uczestnik wycieczki to Janusz, który mimo iż był najstarszym członkiem wyprawy to był zdecydowanym liderem kolarskim jeżdżącym de facto w żółtych koszulkach:) Wszystkie wyżej wymienione osoby były przed rokiem uczestnikami wyprawy pod Grunwald. Jedynym oprócz mnie nowym członkiem ekipy był Kuba - 21 letni student rzeźby z Przemyśla z którym w czasie wyprawy jeździłem najwięcej. Zróżnicowanie wiekowe było wiec spore.
Galeria wycieczki
Niepołomice i Puszcza Niepołomicka
Sobota, 23 lipca 2011 | dodano:23.07.2011 Kategoria 41-60 km, Łapczyca, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 50.68 km
- Teren: 6.00 km
- Czas: 02:14
- VAVG 22.69 km/h
- VMAX 65.54 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 235 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczka do Niepołomic, powrót przez Puszczę Niepołomicka - jutro wyjazd do Wilna:)
Galeria wycieczki
Do okoła Puszczy Niepołomickiej
Niedziela, 10 lipca 2011 | dodano:10.07.2011 Kategoria Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, 41-60 km, samotnie
- DST: 51.51 km
- Teren: 10.00 km
- Czas: 02:07
- VAVG 24.34 km/h
- VMAX 39.29 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 55 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszej wycieczce do Ojcowa i wieczornej imprezce wybrałem się na mały trening do okoła Puszczy, nogi miałem jak ołowiu i jechało mi się dość ciężko, ale pogoda była bardzo dobra na rower na dodatek udało mi się w drodze powrotnej siąść na koło dwóm rowerzystom i ostatecznie wykręciłem naprawdę niezłą średnią.
Planowałem dłuższą wycieczkę do Racławic, ale pogoda była niepewna a ja się nie wyspałem, więc zdecydowałem się na objazd Puszczy Niepołomickiej. Ruszyłem o godzinie 10:00 asfalt w lesie był jeszcze mokry po porannej burzy, było dość parno ale w samej Puszczy pogoda była idealna na rower. Drogą Królewska dojechałem do leśniczówki Przyborów, tam skręciłem w kierunku Zabierzowa i następnie na Żubrostradę. Ostatnio w Puszczy wymalowali na drzewach niebieski szlak rowerowy, prowadzący od Niepołomic, Drogą Królewską, Żubrostradą do Damienic obok Czarnego Stawu - jest to szlak w całości asfaltowy. Na skrzyżowaniu z drogą do Damienic zauważyłem znaki czarnego szlaku rowerowego, te znaki też pojawiły się w Puszczy niedawno, bo nigdy wcześniej ich nie widziałem, więc mimo iż miałem jechać Żubrostradą do Mikluszowic stwierdziłem, że sprawdzę ten szlak. Prowadzi on drogą szutrową odbijającą w lewo od Żubrostrady na wspomnianym wyżej skrzyżowaniu, dojechałem tą drogą na skraj lasu, mijając po prawej dwa zbiorniki wodne. Na skraju lasu szlak odbija w lewo w kierunku Chobotu pewnie prowadzi przez rezerwaty w tej części lasu, ja pojechałem jednak w prawo w kierunku Dziewina, najpierw drogą szutrową, która na skraju wsi przechodzi w drogę asfaltową. Tą drogą dojechałem do drogi wojewódzkiej 965. Szosą przejechałem przez Dziewin, Mikluszowice i Gawłówek i dotarłem do granic gminy Bochnia, kiedyś dawno temu robiłem w tym miejscu zdjęcie podczas jednej z pierwszych moich dłuższych wycieczek - teraz ta granica gmin jest jeszcze bardziej widoczna ponieważ przejeżdżamy z fatalnej drogi w Gminie Drwinia na piękny nowy asfalt w gminie Bochnia:) Tą drogą dotarłem do Baczkowa, gdzie skręciłem w prawo ponownie do Puszczy.
Ponieważ jechałem cały czas praktycznie bez odpoczynku, poczułem nagle dość duże zmęczenie, zwolniłem zacząłem pić, nagle patrzę, że dwóch gości w średnim wieku dość szybko mnie dogania, nie chciałem na to pozwolić więc przyspieszyłem, ale szybko zorientowałem się, że jadą dość szybko i raczej nie dam rady im uciec. Zwolniłem więc i poczekałem aż mnie wyprzedzą, po czym siadłem im na koło, jechali cały czas z prędkością 28-30 km/h - okazało się, że na ich kole ja też bez problemu mogę utrzymać takie tempo i tym sposobem dojechałem aż do Kłaja. Tam oni się zatrzymali a ja pojechałem dalej, od razu opadły mnie siły i musiałem mocno zwolnić, na dodatek ścieżka rowerowa była strasznie mokra i często rzucało mi kołem. Do Niepołomic dotarłem tuż po godzinie 12 w szybkim tempie zaliczyłem przyszło 50 km praktycznie bez postojów, forma była kiepska - trzeba będzie jeszcze trochę potrenować przed wyjazdem do Wilna.
Galeria wycieczki