Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Grodzisko w Łapczycy

Środa, 11 maja 2011 | dodano:11.05.2011 Kategoria 0-20 km, samotnie
  • DST: 12.56 km
  • Teren: 1.50 km
  • Czas: 00:42
  • VAVG 17.94 km/h
  • VMAX 62.87 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 260 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Szybka wycieczka po okolicy zakończona wyprawą rowerowo-pieszą na grodzisko w Łapczycy. Dziś chciałem wypróbować rower crossowy który ostatnio znowu odwiedził serwis, niestety dalej skrzypi przy obracaniu pedałami mimo, że support był sprawdzany i dokręcany - trzeba będzie chyba jednak wymienić. Do Chełmu nad rzekę Rabę ciągnąłem dość mocno, nad Rabą kilka zdjęć m.in Grodziska w Chełmie - widok od strony rzeki i gościa na motolotni latającego właśnie na rzeką i grodziskiem. Po chwili ruszyłem w drogę powrotną. Najpierw podjazd od Raby pod kościół - krótko ale dość stromo, później jazda Górnym Gościńcem do Moszczenicy - głównie zjazdy i stanąłem przed podjazdem w Łapczycy znajdującym się na Górnym Gościńcu. W tym roku jeszcze crossem tam nie wjeżdżałem, więc postanowiłem się sprawdzić. Nie ujechałem jednak daleko i okazało się, że przednia przerzutka nie przerzuca mi na najmniejszy tryb - musiałem się więc zatrzymać i podregulować przerzutkę. Po chwili wjechałem na szczyt przełęczy - strasznie się zmachałem. Po następnych kilkuset metrach po przełęczy dojechałem do tablicy informującej, że w tym miejscu znajduję się pozostałość po średniowiecznym grodzisku. Pod tą tablicą byłem wiele razy, ale do samego grodziska jeszcze nigdy nie dotarłem - i mimo iż nie jechałem na góralu postanowiłem, że czas to zmienić. Dróżka przez pole do grodziska prowadzi mocno w dół, crossem było ciężko jechać po nierównościach ale jakoś zjechałem i już po chwili byłem przed górującym przede mną grodziskiem.

W tym miejscu musiałem zostawić rower i dalej udać się na piechotę, wejście na cypel na którym znajdowało się grodzisko, że wszystkich stron jest bardzo strome. W tej chwili da się jeszcze dojść bez problemu, ale już niedługo wysoka trawa prawdopodobnie to uniemożliwi. Z grodziska mamy piękny widok na kościół w Łapczycy i Górny Gościniec. Od strony Raby widok zasłaniają gęsto rosnące drzewa, w czasie gdy w tym miejscu znajdowało się grodzisko Raba przepływała pod samym grodem odcinając go od nizinnych terenów - teraz koryto zdecydowanie odsunęło się od cypla. Planuję niedługo umieścić na stronie szerszy artykuł dotyczący grodziska a na razie zainteresowanych odsyłam na stronę www.republika.pl/bochenskie do artykułu na temat grodziska. Kilka lat temu gmina Bochnia wystawiła koło kościoła w Łapczycy drewnianą replikę grodziska poniżej publikuję kilka zdjęć tego miejsca oraz archiwalne zdjęcie grodziska i plan grodziska wg A. Jodłowskiego (pobrane z w/w strony).

Po zrobieniu zdjęć grodziska ruszyłem do domu, na początek musiałem niestety pchać rower, ponieważ było bardzo stromo a droga nie nadawała się do jazdy rowerem na cienkich kołach. Po dojechaniu do Górnego Gościnca już szybka jazda do domu.


Na grodzisko w Chrostowej

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano:10.05.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie
  • DST: 28.22 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 01:32
  • VAVG 18.40 km/h
  • VMAX 51.72 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 385 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na stronie w.republika.pl/bochenskie znalazłem wiadomość o średniowiecznym grodzisku znajdującym się w Sobolowie, gdy zacząłem przeszukiwać stronę dokładniej dowiedziałem się, że w okolicy dorzecza Stradomki znajduję się więcej obiektów tego typu. Postanowiłem więc odwiedzić nieodległe od siebie grodziska w Chrostowej i Sobolowie - jak się później okazało plan był nie do zrealizowania tak krótkim czasie.

Na początek ruszyłem do Stradomki postanowiłem po jechać pagórkowatą drogą przez Nieszkowice Małe i podjechać wzgórze do Buczyny na którym kilka razy ustanawiałem rekordy prędkości - jadąc oczywiście w dół w górę jechałem po raz pierwszy. Podjazd okazał się bardzo bardzo wymagający, droga prowadzi cały czas prosto pod górę i aż do skrzyżowania z drogą na Grabinę jest to podjazd bardzo stromy (z 223 m npm na 290 m npm śr. nachylenie 8,6), później jadąc w stronę wzgórza Borek wjeżdżamy aż na wysokość 322 m npm ale końcówka nie jest już taka trudna. Miałem w planie odwiedzić widokowe wzgórze Borek o którym informacje można znaleźć w sieci, ale trafiłem na tabliczkę informującą o tym, że wchodzę na teren prywatny, więc postanowiłem nie ryzykować:( - szkoda bo liczyłem na piękne widokowe zdjęcia.

Do Stradomki prowadzi mega stromy i ciasny zjazd, musiałem ostro hamować, bałem się jechać na maxa wąską dróżką między domami. Od Stradomki do Chrostowej prosta droga, sfotografowałem z daleka wzgórze Borek, widać prowadzą na szczyt stromą ścieżkę z drugiej strony wzgórza, ale zdecydowanie nie jest to droga na rower. Po dojechaniu do miejscowości Chrostowa, drogi prowadzą na prawo i lewo ale ja pojechałem prosto ścieżką w las. Chciałem wyjechać na grodzisko rowerem ale do tego to musiałbym chyba kręcić przynajmniej jak Maja Włoszczowska, musiałem więc kilka razy zsiadać z roweru i pchać pod górę stromą leśną ścieżką. Na forum eksploratorzy.com.pl znalazłem rady, że grodzisk na zalesionych wzgórzach należy szukać późną jesienią lub wręcz w zimie bo wtedy wyraźnie widać założenia grodziska. Faktycznie teraz już drzewa wyraźnie się zazieleniły i ciężko znaleźć właściwe miejsce. Dotarłem na szczyt cypla wkoło widziałem ślady wałów obronnych i chyba byłem na właściwym miejscu, ale na pewno wybiorę się tu jeszcze gdy liści już nie będzie. Z grodziska pojechałem ścieżką leśną do miejscowości Kamyk i tu zjechałem bardzo ostrym zjazdem do drogi z Łapanowa do Sobolowa w dolinie Stradomki. Na przeciwległym wzgórzu po drugiej stronie rzeki wyraźnie widziałem miejsce w którym należy szukać grodziska w Sobolowie, ale było już dość późno, więc szybki tempem ruszyłem do domu płaską drogą prowadzącą doliną Stradomki do drogi wojewódzkiej i dalej drogą wojewódzką do Łapczycy.

Więcej informacji o grodzisku w Chrostowej można znaleźć na stronie www.republika.pl/bochenskie z tej strony pochodzi też rekonstrukcja zamku wg Krzysztofa Moskala. Źródło: K. Moskal, Zamki w dziejach Polski i Słowacji, cz.I, Nowy Sącz 2005. Strona o ziemi bocheńskie autorstwa Pana Paproty to wielka "encyklopedia" wiedzy o Bochni i okolicach - śledzę ją od dawna i wszystkim polecam.

Wycieczka znowu nie do końca udana, nie odwiedziłem wzgórza Borek i zaliczyłem tylko jedno z dwóch grodzisk. Znowu czułem dość mocny ból nóg, co zdarzyło mi się również w poprzednim tygodniu podczas wycieczki na Zonię. Mam nauczkę, że wyjazdy w poszukiwaniu grodzisk znajdujących się na ciężko dostępnych leśnych wzgórzach zajmują naprawdę sporo czasu, więc od dziś będę planował tylko jedno grodzisko na jedną wycieczkę no chyba, że wybiorę się na wycieczkę pół dniową.

Galeria wycieczki


Familiada rowerowa w Zabierzowie

Sobota, 7 maja 2011 | dodano:07.05.2011 Kategoria 0-20 km, Z Żoną / Narzeczoną, Rajdy rekreacyjne
  • DST: 16.20 km
  • Teren: 4.50 km
  • Czas: 01:09
  • VAVG 14.09 km/h
  • VMAX 44.90 km/h
  • Temp.: 14.0 °C
  • Podjazdy: 250 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wraz z żoną pojechałem na imprezę rowerową pod nazwą - Familiada Rowerowa z Wójtem Gminy Zabierzów.

Około godziny 9:00 zapakowaliśmy rowery na dach samochodu i ruszyliśmy do Zabierzowa. Pogoda była średnia - duże zachmurzenie i temperatura w okolicach 13-14 stopni. Do Zabierzowa zajechaliśmy w 50 minut autostradą z Szarowa. Start i meta imprezy mieściła się w ośrodku Rogate Ranczo to też zaparkowaliśmy samochód i po rejestracji w biurze zawodów przystąpiliśmy do przygotowań przed startem. W ramach treningu podjechaliśmy jeszcze do sklepu po batoniki w sumie jakieś 3 km.

O godzinie 11 zaplanowany był start, trasa o długości około 13 km poprowadzona była po zamkniętym dla ruchu lesie zabierzowskim. Tylko początkowy odcinek trasy jakieś 700 metrów wiódł ruchliwą drogą, ale na tym odcinku jechaliśmy całą kolumną za samochodem Straży Pożarnej. Po wjeździe do lasu już tylko walka z samym sobą:) Impreza miała charakter rekreacyjnego rajdu rowerowego, więc nie przyznawano nagród za pierwsze miejsca na mecie - mimo to niektórzy pomknęli do mety najszybciej jak mogli. Ja starałem się nie zgubić żony, która początkowo ruszyła bardzo szybko, ale jak zaczął się podjazd wyraźnie zwolniła:) Muszę obiektywnie przyznać, że podjazd był dość trudny zaczął się zaraz po skręcie z drogi głównej w las i pod górę trzeba było kręcić przez następne 5 kilometrów - 143 metry przewyższenia. Myślę że poradziłbym sobie z tym podjazdem bez problemu, ale tu jechałem z żoną, więc podjeżdżałem strome odcinki do wypłaszczeń zatrzymywałem się i czekałem na żonę:) Bardzo stromo było do radaru zapałka, później jeszcze jeden odcinek mocno pod górę i osiągnęliśmy szczyt wzniesienia od tego miejsca kolejne kilka kilometrów to był ciągły zjazd choć na początku po szutrach. Zjazd kończył się dokładnie w miejscu gdzie na początku rajdu wjeżdżaliśmy do lasu, ale ostatni odcinek nie prowadził ruchliwą szosą, którą zaczynaliśmy rajd, ale znowu przez las.

Pan stojący w tym punkcie powiedział mi, że jest to odcinek bardzo trudny i raczej nie da się go podjechać na rowerze. W tym miejscu poczekałem aż żona zjedzie, ale ten ostatni trudny odcinek postanowiłem pojechać bardzo mocno. Pierwsze kilkaset metrów było niemal płaskie, ale potem był faktycznie bardzo stromy odcinek po żwirze, ale jakoś go podjechałem później była jeszcze droga wiodąca pod górę przez las w wąskim wąwozie, też ją chciałem podjechać, ale dojechałem do 3 gości którzy zsiedli z roweru na metr przede mną i zablokowali przejazd - musiałem więc popchać rower za nimi bo wyprzedzić ich nie było jak i dopiero w szerszym miejscu tuż pod koniec górki wsiadłem na rower. Zjazd był bardzo szybki i dość trudny technicznie wyprzedziłem na nim jeszcze kilka osób a w sumie na tym ostatnim odcinku pod górę udało mi się wyprzedzić chyba ze 30 osób i po chwili zameldowałem się na mecie.

Jak już mówiłem był to rajd rekreacyjny i nikt nie notował, kto w jakiej kolejności przyjechał. Wróciłem więc kawałek na trasę i poczekałem aż przyjedzie żona:)

Po imprezie zjedliśmy jeszcze grochówkę, zapakowaliśmy rowery na dach i poszliśmy na rozdanie nagród. Przyznawano nagrody dla najmłodszego uczestnika - 2 letnia dziewczynka, najstarszego - pan miał 71 lat, najliczniejszej rodziny - 8 osób, najliczniej reprezentowanej szkoły. Można było też wylosować 5 rowerów (co prawda marketowych ale zawsze) niestety nie mieliśmy szczęścia:( Impreza bardzo fajna, trasa krótka ale trudniejsza niż sądziłem - co odczuła dość poważnie moja żona - wieczorem była strasznie zmęczona. Dla mnie trudność nie była wielka w końcu dzień wcześniej zaliczyłem dwie podobne górki i dwa razy dłuższą trasę i to jeszcze na crossie. Do tego dochodził fakt, że nie jechałem na maxa pod górę i co chwilę się zatrzymywałem czekając na żonę, więc nie zmęczyłem się prawie wcale.

Galeria wycieczki


Premie górskie - Czyżyczka i Zonia

Piątek, 6 maja 2011 | dodano:06.05.2011 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 32.29 km
  • Czas: 01:35
  • VAVG 20.39 km/h
  • VMAX 61.70 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 505 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W ramach treningu przed sobotnią Familiadą Rowerową w Zabierzowie postanowiłem podjechać w dwa poważne podjazdy na Czyżyczke - 350 m npm i Zonia 400 m npm. Na wycieczkę wybrałem się na crossie co dodatkowo utrudniało i tak strome podjazdy. Zaraz po starcie podjazd w Gierczycach na Czyżyczkę, niestety bez rozgrzania nóg ten podjazd jest strasznie trudny, a ja dotarłem do niego zaledwie po 2,5 km jazdy. Męczył się strasznie ale jakoś podjechałem punktu szczytowego po asfalcie (350 m npm) na sam szczyt wzgórza nie wjeżdżałem. Dalej był zjazd do Zawady, tu niestety źle sobie skręciłem i kawałek musiałem się wrócić ale już po chwili atakowałem kolejny podjazd przez Wola Nieszkowską do Zonii. Podjazd ten charakteryzuje się odcinkami bardzo stromy i wypłaszczeniami - takie ukształtowanie co prawda daję miejsce na odpoczynek ale sprawia również, że odcinki wiodące pod górę są bardzo trudne - choć stosunkowo krótkie.

Niestety na podjeździe pod Zonię poszła mi szprycha w tylnym kole - zdecydowałem się jechać dalej, ale rower jak najszybciej muszę oddać do serwisu. Zanim dojechałem na szczyt wzgórza w Zonii (400 m npm) zatrzymałem się jeszcze na cmentarzu z okresu I wojny nr 341 - Zonia. Po sesji zdjęciowej podjechałem ostatnie metry podjazdu - od cmentarza to już dość łatwy odcinek - następnie bardzo stromym zjazdem popędziłem w kierunku Sobolowa.

W Sobolowie sfotografowałem drewniany kościół i następnie udałem się na cmentarz parafialny na którym znajduję się cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 339 - tu również krótka sesja zdjęciowa po której ruszyłem w kierunku domu. Pojechałem drogą wzdłuż rzeki Stradomki była to dla mnie droga nowa bo wcześniej jeździłem drogą główną, ale ta jest zdecydowanie lepsza na rower - praktycznie zero ruchu.

Drogę do domu utrudniłem sobie jeszcze pagórkowatą trasą przez Nieszkowice i przejazdem przez Siedlec na Górny Gościniec i dopiero tą trasą do domu. Wycieczka nie do końca udana - zerwałem szprychę w rowerze i na dodatek forma była kiepska. Na podjazdach strasznie bolały mnie mięśnie nóg i trochę się bałem, że zaraz złapie mnie skurcz, ale na szczęście jakoś przejechałem całą trasę. Jazda crossem na 28 calowych kołach i przy braku takich niskich przełożeń jak w rowerze górskim pod takie podjazdy jak Czyżyczka czy Zonia na pewno nie jest najłatwiejsza, ale przecież 2 lata temu jeździłem tylko na crossie i dawałem rady nawet pod większe górski. Trzeba więc ostro trenować żeby powrócić do szczytowej formy.

Galeria wycieczki


Szczawnica - Czerwony Klasztor

Poniedziałek, 2 maja 2011 | dodano:02.05.2011 Kategoria 21-40 km
  • DST: 26.00 km
  • Teren: 20.00 km
  • Czas: 01:40
  • VAVG 15.60 km/h
  • VMAX 32.00 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • Podjazdy: 180 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczkę ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru tzw. Drogą Pienińską planowałem już dawno, ostatnio postanowiłem że czas na realizacje i mimo, że pogoda miała być nie za dobra to koło 8:45 z rowerami na dachu ruszyliśmy do Szczawnicy. Na miejscu byliśmy przed 11 i po ściągnięciu rowerów od razu ruszyliśmy czerwonym szlakiem rowerowo-pieszym do Czerwonego Klasztoru. Było chłodno, ale w miarę słonecznie i przez całą wycieczkę mogliśmy się cieszyć pięknymi widokami. Droga Pienińska wiedzie cały czas wzdłuż Dunajca, więc raz za razem mijamy płynących w przeciwnym kierunku flisaków z turystami. Na ścieżce było dość tłoczno, ale myślę że gdyby było ciepło to mogłoby być znaczniej gorzej.

Trasa że Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru wiedzie w zasadzie cały czas lekko pod górkę, ale zauważyliśmy ty dopiero przy zjeździe w drugą stronę, więc jest to podjazd niemal niezauważalny. Natomiast po drodze są dwie większe hopki na których trzeba nacisnąć trochę mocniej na pedały. Na pierwszym z podjazdów w zasadzie stoi znak nakazujący prowadzenie roweru na odcinku 900 metrów, a więc na podjeździe i na zjeździe, ale ten znak zauważyłem również dopiero w drodze powrotnej. W każdym razie nikt go nie przestrzegał i wszyscy jechali, no chyba że już nie mogli. Na tym podjeździe wysiadła też moja żona - pierwszy raz na rowerze w tym roku, ale później już było zdecydowanie lepiej:)

Po 10 kilometrach jazdy przejechaliśmy przez kładkę nad rzeczką będącą odnogą Dunajca i byliśmy już na Słowacji pod Czerwonym Klasztorem. Na pierwszy dziedziniec można wejść bez opłaty, jest tam knajpa - Kacma pod Lipami w której większość turystów raczyła się piwem, my jednak postanowiliśmy zwiedzić klasztor. Wstęp kosztował nas 7 euro a w zasadzie 31 zł bo euro nie mieliśmy, warto dodać, że w cenie biletu mamy obszerną ulotkę w języku polskim, opisującą szczegółowo zabytki klasztoru. Na taką ulotkę możemy liczyć w większości słowackich muzeum, niby niewiele ale bardzo ułatwia zwiedzanie. Po opłaceniu biletów znaleźliśmy się na drugim dziedzińcu. Niewielu turystów zdecydowało się na zwiedzanie ale może to i lepiej:)



Na drugim dziedzińcu znajduję się studnia - jedna z dwóch odrestaurowanych studni klasztornych, mamy też piękny widok na Trzy Korony. Na ścianie budynku mamy również zegar słoneczny pokazujący czas pomiędzy godziną 5 rano a 13. Warto wspomnieć, że Czerwony Klasztor był przez lata siedzibą bardzo restrykcyjnych zakonów najpierw Kartuzów w latach 1320 - 1567 a potem Kamedułów 1711-1782, obu zakonach obowiązywały m.in. nakazy milczenia.

Po przejściu na kolejny plac klasztorny skręcamy w lewo do budynków w których obecnie znajduję się muzeum



Dalej przechodzimy bocznym wejściem do kościoła, w którym trwają obecnie prace remontowe, ale kościół już teraz prezentuję się całkiem nieźle.



Kolejny etap wycieczki to gotycka sala, w której raz w tygodniu przez 1 godzinę mnisi mogli ze sobą rozmawiać. Mamy tu piękne sklepienie sieciowe i malowidła na ścianach z około 1520 r.



Na kolejnym dziedzińcu za kościołem widzimy pozostałości domków mnisich. Każdy mnich mieszkał w osobnym domku w którym miał obcować z bogiem. Jak możemy przeczytać w ulotce w zakonie Kartuzów za klauzurą mieszkało 12 mnichów pustelników i 13 przeor co miało być nawiązaniem do Chrystusa i 12 apostołów. Obecnie domki są w ruinie. Dokładnie opisane są pozostałości pustelni znajdujące się w domu z wieżą na której umieszczono zegar słoneczny pokazujący czas po południu - była to pustelnia przeora zakonu. Natomiast tuż przy samym kościele mamy domek z czasów Kamedułów z odtworzonym przykładowym wnętrzem.




W tym właśnie miejscu kończymy zwiedzanie klasztoru. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy z w drogę powrotną do Szczawnicy, wyraźnie widać że tym razem jedziemy zdecydowanie w dół, po drodze dwa podjazdy - tym razem żona już dała radę:). Na parkingu zjedliśmy obiad i postanowiliśmy podjechać jeszcze pod wyciąg na Palenicę i do centrum Szczawnicy, gdzie odwiedziliśmy kościół św. Wojciecha i zjedliśmy lody. Tego odcinka wycieczki nie ma na poniższym śladzie - jest tam tylko droga z parkingu do Czerwonego Klasztoru i z powrotem. W sumie wycieczka bardzo udana mimo nie najlepszej pogody.

Galeria wycieczki


Rekonesans w Klęczanach

Piątek, 29 kwietnia 2011 | dodano:29.04.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie
  • DST: 32.83 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 01:25
  • VAVG 23.17 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 347 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd do Klęczan w celu zbadania wysokości wzgórza przez które będzie przejeżdżał Rajd Papieski w dniu 14 maja. Podjeżdżałem co prawda z innej strony, ale zjazd już wykonałem zgodnie z trasą rajdu.

Z Łapczycy ruszyłem w kierunku Gierczyc drogą wojewódzką, miałem jechać płaską trasą aż do Dąbrowicy, ale zdecydowałem się spróbować pagórkowatej drogi przez Nieszkowice Małe. Kilka razy jechałem tą drogą ale w przeciwnym kierunku i muszę powiedzieć, że jazda tą stronę wcale nie jest trudniejsza. Od Nieszkowic już po płaskim przez Stradomkę aż do Dąbrowicy, tu przed szkołą skręciłem w prawo, droga przez Wieniec w kierunku Jaroszówki od razu zaczęła się piąć pod górę, początek podjazdu był na wysokości 216 metrów a koniec na wysokości 345, więc trochę się trzeba było pomęczyć. Początek podjazdu, jest stosunkowo łatwy, ale im bardziej zbliżamy się do Klęczan tym ciężej trzeba kręcić pod górę. Najtrudniejszy odcinek to ostatnie kilkaset metrów przez las. Zatrzymałem się pod kapliczką znajdującą się na skrzyżowaniu z drogą do Klęczan, przy której mamy tablicę informującą o wytyczeniu szlaku papieskiego z Niegowici do Łapanowa. To właśnie w tym miejscu kończy się podjazd na szlaku i zaczyna zjazd do Łapanowa lub Niegowici w zależności z której strony rajd startuję. W tym roku start rajdu wyznaczono w Łapanowie.

Po krótkiej przerwie ruszyłem w dół drogą przez Klęczany w kierunku Niegowici, kiedyś podjeżdżałem tę górkę z drugiej strony i muszę stwierdzić, że zjazd jest dużo bardziej przyjemny:) Długość zjazdu to jakieś 2,5 kilometra i dojeżdżamy do mostu na Rabie, z tego miejsca prowadzi już prosta droga przez Marszowice do mety rajdu w Niegowici. Ja jednak pojechałem szutrową a potem betonową drogą przez żwirownie do Nieznanowic, po drodze postanowiłem, że odwiedzę jeszcze Kopiec Dąbrowskiego w Pierzchowie. W tym celu musiałem wyjechać na drogę wojewódzką a po 2 kilometrach skręciłem w prawo na Pierzchów. Pod kopcem zrobiłem krótką sesję zdjęciową:) i ruszyłem do domu przez Pierzchów, Książnice, Siedlec tu jak zwykle zaliczyłem krótki ale stromy podjazd na którym często ostatnio trenuję i po przejechaniu drogi nr 4 wyjechałem na Górny Gościniec, którym dotarłem do Moszczenicy i dalej koło starej kopalni do domu.

Wycieczka udana, po drodze jeden większy podjazd przez Jaroszówkę do Klęczan i kilka mniejszych pagórków, jazda na crossie dość szybka, mimo że momentami miałem lekko pod wiatr.

Galeria wycieczki


Łapczyca - Niepołomice - Suchoraba - Niegowić - Łapczyca

Wtorek, 26 kwietnia 2011 | dodano:26.04.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 50.63 km
  • Teren: 2.50 km
  • Czas: 02:24
  • VAVG 21.10 km/h
  • VMAX 55.01 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 417 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka do Niepołomic najkrótszą drogą, powrót przez Staniątki, Zagórze, Suchorabę (cmentarz 376), Czyżów, Szczytniki, Cichawę (cmentarz 333), Niegowić (cmentarz 335), Pierzchów, Książnice do Łapczycy.

Wycieczka miała na celu spalić zbędne kalorię, których na pewno sporo zarobiłem w święta. Planowałem nawet dłuższą wycieczkę do Myślenic, ale zapowiadali deszcz, więc stwierdziłem, że pojadę tylko do Niepołomic. Rano było zimno i mglisto, mimo to o godzinie 8:40 już pedałowałem w kierunku Niepołomic. Po 45 minutach byłem już na kawie u mojego kolegi na Rynku w Niepołomicach. Później jeszcze pojechałem do serwisu rowerowego bo miałem wrażenie, że zamontowali mi trochę za krótki łańcuch. Poprawki trwały jakieś 30 minut, później pojechałem do domu rodzinnego, gdzie uzupełniłem bidon i ruszyłem w drogę powrotną, postanowiłem jechać jednak na około.

Najpierw pojechałem do Staniątek i dalej przez Zagórze pod cmentarz wojenny nr 376 w Suchorabie. Podjazd pod cmentarz dość mocno mnie zmęczył - forma po świętach wyraźnie spadła. Na cmentarzu zrobiłem krótki postój, zauważyłem że miejscy urzędnicy umieścili przy cmentarzu tabliczkę z opisem cmentarza pochodzącym mojej strony www - oczywiście nie zapytali czy mogą nie ładnie. Dalej przez Czyżów i Szczytniki dojechałem do Cichawy gdzie znajduję się cmentarz nr 333 - malowniczo położony wśród łąk i pól. Droga do cmentarza prowadziła niestety przez świeżo zaorane pole, więc buty miałem całe w błocie. Kolejny postój to Krakuszowice, gdzie zrobiłem kilka fotek Kopca Krakusa - tajemniczą historię tego miejsca opisywałem w roku ubiegłym, więc zapraszam do archiwum. Z Krakuszowic zjazd do Niegowici i postój najpierw na cmentarzu parafialnym, gdzie znajduję się kwatera z I wojny nr 335 i później pod kościołem. Pod szkołą w Niegowici ma finiszować Rajd Papieski z Łapanowa zaplanowany na dzień 14 maja w którym planuję wziąć udział z żoną.

Z Niegowici ruszyłem do domu najkrótszą drogą, a więc drogą 967, jazda drogą główną była niestety mało przyjemna, ale po pokonaniu 10 kilometrów pod wiatr dojechałem do domu. Wycieczka bardzo udana, forma trochę słabsza niż przed świętami, ale nie było źle.

Galeria wycieczki


Do Brzeźnicy

Niedziela, 24 kwietnia 2011 | dodano:24.04.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 26.30 km
  • Czas: 01:25
  • VAVG 18.56 km/h
  • VMAX 65.90 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 486 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka pod drewniany kościół w Brzeźnicy, po drodze kilka męczących podjazdów.

Po przedpołudniowym wyjeździe do Chełmu postanowiłem tym razem jechać w drugą stronę przez Bochnie do Brzeźnicy, gdzie znajduję się zabytkowy - drewniany kościół. Pojechałem na rowerze górskim i na początek miałem do pokonania jak zwykle trudny podjazd pod Górny Gościniec. Na podjeździe zawiodła przerzutka i nie mogłem wrzucić na najmniejsze przełożenie z przodu, mimo tego jakoś wytargałem pod stary kościół w Łapczycy. Tu musiałem się zatrzymać i trochę podregulować przerzutkę. Dalej jazda w do Bochni i podjazd z Rynku ulicą Konfederatów Barskich w stronę Brzeźnicy, jest to dość długi podjazd trzymający stałe nachylenie, ale da się go podjechać bez większych problemów. Dalej trochę po płaskim gdzie zrobiłem kilka fotek drewnianym rzeźbom w pracowni pana Migdała i zjazd pod drewniany kościółek w Brzeźnicy. Gdy dotarłem na miejsce kościół był w zasadzie pusty, trwała warta strażacka nad Grobem Bożym - do mszy wieczornej została jeszcze godzina. Porobiłem zdjęcia i powrót w kierunku Bochni.

Na początek podjazd na wzniesienie z którego wcześniej zjechałem - jakieś 60 metrów w górę w nagrodę później zjazd w kierunku Bochni. Po drodze jeszcze krótki postój przed cmentarzem żydowskim na ulicy Krzeczków w obrębie którego znajduję się kwatera żołnierzy z okresu I wojny, cmentarz niestety jak zwykle był zamknięty więc naniosłem tylko pozycję i na GPS i ruszyłem dalej. W Bochni najpierw postój pod kościołem św. Mikołaja przy którym znajduję się zabytkowa drewniana dzwonnica w zasadzie jej wierna kopia z lat 90 tych XX wieku, bo pierwotna dzwonnica została zniszczona w pożarze. Dalej pojechałem na osiedle Niepodległości z którego Górnym Gościńcem miałem wrócić do domu, ale zatrzymałem się jeszcze pod kaplicą św. Rozalii i przypomniałem sobie, że kiedyś słyszałem, że na cmentarzu św. Rozalii znajdują się krzyże charakterystyczne dla cmentarzy z I wojny - postanowiłem więc się dam udać. Krótki ale stromy podjazd ulicą Windakiewicza i po chwili byłem na miejscu.

Cmentarz Komunalny św. Rozalii - to stary cmentarz trochę nie pasujący do osiedla z epoki PRL, daty na grobach pochodzą głównie z I połowy XX wieku, w internecie znalazłem informacje, że cmentarz był czynny w latach 1911-67, więc nowych grobów tam nie znajdziemy. Jednak cmentarz ma na pewno ciekawy klimat, jest mocno porośnięty drzewami i w zasadzie nie widać, że znajdujemy się na blokowisku. Pierwszy krzyż charakterystyczny dla zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych znajduję się na prawo od bramki wejściowej. Na krzyżu znajduję się współczesna tabliczka Podchor. Franciszek Sudel żył lat 23, nie ma żadnej informacji o dacie śmierci. Drugi krzyż co do którego mam podejrzenia, że może pochodzić z zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych znalazłem w samy środku cmentarza, jest na nim tabliczka jakiejś kobiety, która zmarła w latach 40 XX wieku. Taki krzyż widziałem na którymś z cmentarz z I wojny, choć nie mogę sobie przypomnieć gdzie to było. W końcu przy alejce prowadzącej na wprost od bramki znajduję się kwatera i pomnik żołnierzy, którzy polegli w Bochni w dniach 5-6 września 1939 roku w ramach tej kwatery znajdziemy kolejne trzy krzyże z cmentarzy I wojny. W tym miejscu pozostaję postawić pytanie, czy krzyże te tak się spodobały, że postanowiono zrobić takie same i ustawić w kwaterze żołnierzy z II wojny czy też uznano, że żołnierzom poległym na frontach Wielkiej Wojny są już nie potrzebne i zwyczajnie je ukradziono z któregoś z cmentarzy. Na razie to pytanie zostanie bez odpowiedzi.

Po obejrzeniu cmentarza św. Rozalii pojechałem do Łapczycy, gdzie zrobiłem jeszcze krótki postój pod zabytkowym kościołem i odbudowaną drewnianą dzwonnica. Ostatni odcinek to droga do domu, trochę na około żeby wydłużyć sobie wycieczkę.

Galeria wycieczki


Do Chełmu

Niedziela, 24 kwietnia 2011 | dodano:24.04.2011 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 8.88 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 00:36
  • VAVG 14.80 km/h
  • VMAX 47.99 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 149 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd z 9 letnim synem kuzyna mojej żony - tempo więc było 9 latka. Krótka wycieczka na trasie Łapczyca - Chełm i z powrotem. W Chełmie postój na wzgórzu Grodzisku.

Galeria wycieczki


Niedziela Palmowa w Lipnicy Murowanej

Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano:17.04.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 48.90 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 02:37
  • VAVG 18.69 km/h
  • VMAX 62.30 km/h
  • Temp.: 13.0 °C
  • Podjazdy: 867 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mimo zmęczenia po Odysei postanowiłem wybrać się dziś Lipnicy Murowanej na słynny w całym kraju Konkurs Palm Wielkanocnych. Do Lipnicy wybrał się również Prezydent Komorowski co niestety mocno sparaliżowało możliwość zwiedzania tego miejsca. Na szczęście zabytki Lipnicy widziałem już kilka razy, a dziś pooglądałem sobie Palmy. W drodze powrotnej odwiedziłem leśny rezerwat Kamień Grzyb i Zamek Kmitów i Lubomirskich w Nowym Wiśniczu.

Ruszyłem o godzinie 9 rano w kierunku Gierczyc do Nowego Wiśnicza zamierzałem pojechać przez Gierczyce, Zawadę i Olchawę. Podjazd pod Czyżyczkę na Crossie okazał się strasznie trudny, już chyba zapomniałem jak to jest ciągnąć pod dużą górę nie mając przełożeń roweru górskiego. Na szczęście mimo braku mocy, wytrzymałości wystarczyło żeby na najlżejszym przełożeniu wciągnąć pod górę. Dalej zjazd do Zawady i krótki ale mega ciężki podjazd pod Olchawę, ledwo ale dałem radę. Przed Wiśniczem, jeszcze sztywny podjazd na rynek i chwila postoju w celu regeneracji sił przed dalszą drogą.

Po chwili ruszyłem przez Leksandrową do Lipnicy Murowanej. W dniu dzisiejszym ruch na tej drodze jak na autostradzie, więc jazda nie zbyt przyjemna. Podjazdy ciężkie, więc najlżejsze tryby cały czas użyciu. Na miejsce dojechałem około godziny 10:20. Na runku w Lipnicy tłumy, stanąłem sobie spokojnie w rogu rynku, porobiłem zdjęcia i zaczekałem na poświęcenie palm w którym wziął udział prezydent Komorowski - widać go na kilku zdjęciach. Potem z trudem opuściłem rynek i udałem się pod Pałac Ledóchowskich, którego jakoś nie miałem okazji do tej pory odwiedzić podczas moich wizyt w Lipnicy. Chciałem jeszcze sfotografować kościół św. Leonarda i cmentarz z okresu I wojny, ale na teren nie wpuściła mnie policja, która przygotowywała grunt pod zwiedzanie zabytkowego kościoła przez prezydenta.

W tej sytuacji ruszyłem w drogę powrotną, postanowiłem jeszcze odwiedzić leśny rezerwat - Kamień Grzyb. Po sesji pod kamieniami ruszyłem do Nowego Wiśnicza, gdzie zrobiłem jeszcze postój pod zamkiem, a później na cmentarzu komunalnym na którym znajdują się dwie kwatery z grobami żołnierzy z okresu I wojny światowej. Następnie ruszyłem do domu główną drogą przez Bochnie i Górny Gościniec. W Łapczycy byłem o godzinie 13:30. Wyjazd bardzo udany, trochę brakowało sił po odysei ale pod żaden podjazd nie wymiękłem, mocy nie ma, ale jest wytrzymałość i szybka regeneracja pod wysiłku na podjazdach a to już coś na początek

Galeria wycieczki