Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Po górkach

Dystans całkowity:12896.04 km (w terenie 1568.70 km; 12.16%)
Czas w ruchu:673:49
Średnia prędkość:19.14 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma podjazdów:133342 m
Maks. tętno maksymalne:189 (101 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:94371 kcal
Liczba aktywności:325
Średnio na aktywność:39.68 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Dobczyce - Łapczyca

Niedziela, 3 maja 2015 | dodano:05.05.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 54.71 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 02:09
  • VAVG 25.45 km/h
  • VMAX 55.58 km/h
  • Temp.: 16.0 °C
  • HRmax: 174 ( 93%)
  • HRavg 142 ( 75%)
  • Kalorie: 1100 kcal
  • Podjazdy: 630 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Gdy ostatnio zjeżdżałem z Chorągwicy przez Sierczę do Wieliczki, to stwierdziłem, że tej górki chyba nigdy nie pokonywałem do góry, w piątek więc zaplanowałem sobie wyjazd do Dobczyc częściowo nieznanymi mi jeszcze drogami przez Wieliczkę, Siercze, Koźmice Wielkie, Gorzków do Dobczyc i z powrotem przez Hucisko, Sułów, Biskupice, Bodzanów do Niepołomic. Większość odcinków tej trasy już kiedyś przejechałem, ale nigdy w takiej konfiguracji.

Do Dobczyc miałem jechać już wczoraj, ale ani pogoda, ani zmęczenie po piątkowym trekkingu po górach mi nie pozwoliło. Dziś pogoda była piękna, a ja czułem się już lepiej, więc postanowiłem się wybrać:). Zaplanowaną w piątek wycieczkę zrealizowałem co prawda tylko częściowo, bo z Dobczyc nie wróciłem do Niepołomic, ale pojechałem do Łapczycy.

Na trasę ruszyłem kilka minut po 9 (z małym falstartem bo musiałem się wrócić po pompkę). Pierwsze kilometry w stronę Wieliczki, kręciło mi się dość dobrze, choć było mi trochę zimno. Kilka hopek przed Wieliczką pokonałem dość sprawnie i dojechałem do miasta, centrum minąłem bokiem i brukowaną drogą koło Szybu Daniłowicza rozpocząłem podjazd. W zasadzie ten pierwszy odcinek jest już dość stromy i trudny, ale ponieważ do Sierczy można jechać również przez rynek, więc podjazd zacząłem mierzyć dopiero na skrzyżowaniu, gdzie kończy się kostka. Pierwsze metry tego asfaltowego podjazdu są w miarę łatwe, po chwili jest nawet wypłaszczenie, ale zaraz potem pojawia się stroma 11% ścianka. Stromizna po chwili popuszcza i dalej mamy już dość równy podjazd 6-7% miejscami dochodzący do 9%. Na podjeździe jechałem dość sprawnie, choć niezbyt szybko, pomiar podjazdu skończyłem pod bramą wjazdową do budynków Zgromadzenia Sióstr Urszulanek - mój czas 7:36 (dystans 1,71 km; średnia 13,5 km/h; przewyższenia 99 m). Sam podjazd ma jeszcze jedną, krótką ściankę pod stację benzynową. Potem w nagrodę mamy bardzo długi zjazd do Koźmic Wielkich - tą drogę już kiedyś pokonywałem, ale jadąc pod górę, dziś było dużo przyjemniej. Po kilku kilometrach podjazd się kończy i od razu jest pod górę, najpierw odcinek w Koźmicach, potem lekkie wypłaszczenie i kolejny dość trudny podjazd do Gorzkowa. W Gorzkowie na szczycie podjazdu zrobiłem postój, bo na podjazdach zauważyłem, że pomiar tętna coś mi szwankuje, zdenerwowałem się trochę, bo przecież ostatnio zakupiłem nowy pas Polara do mojego pulsometru, a tu taka niespodzianka. Próbowałem więc poprawić trochę pas, ale niewiele to pomagało. Z Gorzkowa zacząłem kolejne zjazdy, potem jeszcze dwie hopki i dojechałem do drogi Łapczyca - Dobczyce - Myślenice, skręciłem w lewo, szybki zjazd i po chwili byłem już na rynku w Dobczycach.

Trafiłem akurat na początek obchodów święta Konstytucji 3 Maja, porobiłem kilka fotek i mega stromym podjazdem ruszyłem do dobczyckiego zamku. Od razu zauważyłem, że od mojego ostatniego pobytu w tym miejscu, nastąpił spory remont, odbudowano część murów miejskich i wieżę przy bramie wjazdowej na której zrobiono taras widokowy. Wyszedłem więc sobie na taras i zrobiłem kilka zdjęć, potem podjechałem pod zamek, gdzie szykowano sprzęt na kolejny etap rozpoczętego na dole święta, więc po kilku minutach ruszyłem w dół, żeby nie zostać złapanym przez świąteczny pochód. Gdy przejechałem przez bramę, zobaczyłem, że pochód na którego czele jechała kawaleria, właśnie zmierzał w moją stronę, zrobiłem więc kilka fotek i inną drogą ruszyłem w dół.

Zgodnie z moim planem miałem jechać na Stadniki i dalej do Gdowa. Wydawało mi się, że ten odcinek drogi powinien być całkiem płaski (tak pamiętałem go z wyprawy do Wiednia), jednak nie wziąłem pod uwagę, że jadąc od Dobczyc najkrótszą drogą wybieram trochę inny wariant przejazdu niż ten znany mi z 2013 roku. W rezultacie tuż za Dobczycami czekał mnie całkiem solidy podjazd pod Krzyż Millenijny do Skrzynki, co prawda potem w nagrodę miałem równie solidny zjazd do Stadnik, ale jednak zmęczyć się musiałem solidnie. Potem już zgodnie z planem, płasko aż do samego Gdowa. W Gdowie skrót w celu pominięcia centrum i jazda drogą 967 do Łapczycy, droga ta jest mało przyjemna, długie, wietrzne proste potrafią dać mocno w kość - to właśnie na tej drodze coraz wyraźnej zacząłem odczuwać zmęczenie. Do tego doszło jeszcze poczucie dyskomfortu związane z twardym siedzeniem, więc ostatnie kilometry mojej dzisiejszej wycieczki to prawdziwa męczarnia. Tuż przed Łapczycą trzeba było oczywiście pokonać jeszcze dwie hopki, nie mniej jednak o godzinie 11:40 byłem na miejscu.

Wycieczka udana, forma na podjazdach w pierwszej części dystansu w miarę przyzwoita, zmęczenie dopadło mnie dopiero na płaskich odcinkach do Łapczycy, na których męczyłem się strasznie. Nie mniej jednaj udało mi się w całkiem przyzwoitym czasie pokonać zaplanowany dystans. Już w domu okazało się, dlaczego pomiar tętna mi szwankował, zamiast pasa Polara wziąłem ten stary Garminowski.

Mapa i galeria

Łapczyca

Sobota, 2 maja 2015 | dodano:05.05.2015 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 34.12 km
  • Teren: 6.00 km
  • Czas: 01:29
  • VAVG 23.00 km/h
  • VMAX 54.66 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • HRmax: 176 ( 94%)
  • HRavg 132 ( 70%)
  • Kalorie: 871 kcal
  • Podjazdy: 289 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszej wycieczce pieszej, dziś postanowiłem jechać do Łapczycy odwiedzić moją córkę, która długi weekend spędza u babci. W zasadzie wczoraj po wycieczce po górach zaplanowałem sobie wycieczkę rowerową do Dobczyc przez Sierczę i Koźmice Wielkie z powrotem przez Hucisko i Biskupice - taka trasa oznaczała masę podjazdów i przewyższenia około 800 metrów. Niestety w sobotę nie byłem wstanie na taki wyczyn, moje zakwaszone mięśnie strasznie mnie bolały, do tego pogoda też była raczej kiepska, postanowiłem więc że pojadę do Łapczycy rozruszać mięśnie.

W trasę ruszyłem po 13, było pochmurno i zimno. Na początek ścieżka rowerowa wzdłuż drogi 75, tak sobie kręcąc przez las wpadłem na pomysł zmierzenia się podjazdem w Dąbrowie. Wiedziałem, że raczej nie jestem wstanie wykręcić jakiegoś mega czasu, ale cóż spróbuję. Ponieważ na GC podjazd jest wyznaczony już od wiaduktu kolejowego w Szarowie, więc już tam kręciłem mocno, potem kawałek wypłaszczenia i zasadniczy podjazd. Niestety już w połowie podjazdu, jeszcze przed najtrudniejszym odcinkiem, miałem w zasadzie dość, końcówka podjazdu pokonana już dość wolno i to jeszcze przy bardzo wysokim tętnie, które skoczyło mi nawet do 176.
Na szczycie mocno zmęczony skręciłem w stronę kościoła w Szarowie. Na szczęście potem nastąpiła seria zjazdów i prosty odcinek 75 do DK94. Po podjeździe w Dąbrowie miałem do Łapczycy jechać właśnie DK94 omijając większe podjazdy, ale jak dojechałem do Chełmu to postanowiłem jednak jechać bokiem. Podjazd pod Chełm pokonany raczej wolno, ale bez problemów. Pod cmentarzem w Chełmie zrobiłem postój na małą sesję fotograficzną mojego crossa. Ostatnimi czasy mój crossik, stracił bagażnik (który założyłem do starej szosy) a zyskał uchwyt na fotelik dziecięcy - co prawda moja córka na razie nie chcę się przekonać do jazdy, ale myślę że już nie długo będziemy jeździć razem:) Dalej już zjazd do Łapczycy i odpoczynek w domy teściowej.

Z powrotem jechałem dość podobną drogą, z tym że zrobiłem przejazd po szutrze koło Raby i potem przejazd odcinkiem ścieżki rowerowej w Puszczy, prowadzącym przez Kozie Górki. Końcowe metry wycieczki pokonywałem przy przebijającym się dość mocno słońcem. Wieczorem zrobiło się nawet dość ciepło, ale ja już wtedy odpoczywałem.

Wycieczka w sumie dość udana, mimo bólu w mięśniach przejechałem trasę dość sprawnie, gdy jechałem to nawet specjalnie nie czułem, że nogi mnie bolą, ale jak skończyłem wycieczkę to ból znowu powrócił.

Mapa i zdjęcia

Góra Chełm, Schronisko Kudłacze

Piątek, 1 maja 2015 | dodano:05.05.2015 Kategoria pieszo, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 20.70 km
  • Teren: 18.00 km
  • Czas: 04:54
  • VAVG 4.22 km/h
  • VMAX 11.00 km/h
  • Temp.: 11.0 °C
  • Kalorie: 829 kcal
  • Podjazdy: 837 m
  • Aktywność: Wędrówka
Na 1 maja zrobiliśmy mały trekking w Beskidzie Wyspowym - zdobyliśmy górę Chełm, a potem schronisko na Kudłaczach. Plan wycieczki opracowała moja siostra, wybierały się w trzy + mój szwagier, postanowiłem wraz żoną podłączyć się do wycieczki. Niestety kilka dni przed wycieczką pojawiły się dość niepokojące prognozy pogody i zacząłem się obawiać, że jednak nigdzie nie pojedziemy. Jednak dziś rano pogoda była w miarę, nawet gdzie nie gdzie zaczęło pojawiać się słońce, więc o 7 rano byliśmy z żoną gotowi do wyjazdu. Nastąpiła jednak pewna obsuwa i z Niepołomic do Myślenic ruszyliśmy dopiero około 7:20, trasa poszła sprawnie i koło 8 byliśmy na parkingu pod stadionem Dalinu Myślenice na Zarabiu.

Plan wycieczki był taki: wchodzimy zielonym szlakiem na Chełm (654 m) i dalej tym samym szlakiem do połączenia z czerwonym prowadzący do schroniska Kudłacze (730 m), schodzimy czarnym szlakiem do Pcimia, gdzie szukamy podwózki do Myślenic. Na początek więc spacer deptakiem po Zarabiu jakieś 1,5 km, ale raz potem rozpoczęło się mega strome podejście na górę Chełm. Co ciekawe szlak zielony jest najbardziej stromy właśnie na samym początku, więc stosunkowo szybko musieliśmy zrobić pierwszy postój. Potem już było znacznie łatwiej przejściu 2,6 km od deptaku zameldowaliśmy się pod górną stacją wyciągu na Chełm (wysokość około 614 m), tam krótki odpoczynek, parę fotek i ruszamy dalej. Na początek trzeba jeszcze zdobyć szczyt góry Chełm, bo stacja narciarska nie leży w najwyższym punkcie wzniesienia, wspinamy się więc na 654 m npm) i schodzimy do osiedla Chełm na jakieś 560 metrów. W tym momencie pozostała nam już tylko krótka przełączka przez las do połączenia ze szlakiem czerwonym.

W tym momencie zauważyłem, że mój rowerowy Garmin Edge 800 całkowicie nie radzi sobie z pieszą wycieczką, moja siostra miała pokonany dystans 7 km, a na moim gpsie było ledwo 4,1 km/h. Pogrzebałem trochę ustawieniach, całkiem wyłączyłem autopause (wcześnie dałem żeby włączała się dopiero po zatrzymaniu) i od tej pory liczył już trochę lepiej, ale ostatecznie do prezentacji wycieczki korzystam ze śladu mojej siostry z mojej starej Dakoty 20. Ten ślad też niestety nie jest pełny, bo moja siostra nie włączyła GPS wcześniej żeby się skalibrował, włączyłem go dopiero idąc deptakiem, a że miał problemy ze zlokalizowaniem satelitów do zaczął działać dopiero po przejściu 500-600 metrów.

Po kilku minutach byliśmy na węźle szlaków, jeszcze przez pewien czas szlak zielony szedł razem z czerwonym, ale potem miał gdzieś odbić, a czerwony miał nas zaprowadzić do schroniska do którego z tego miejsca było jeszcze około 3 km. Szliśmy więc sobie spokojnie, choć zaczęła nas trochę martwić pogarszająca się pogoda, na kolejnym szlaków stwierdziliśmy, że jest różnicami w czasie dojścia między tym co mamy na mapie (40 minut - 2 km) a tym co pokazuje znak 1:15. No cóż idziemy dalej, po pokonaniu jakiegoś kilometra zrozumieliśmy skąd ta różnica, na gpsie widać było wyraźnie że jesteśmy poza szlakiem z mapy, jednak ślady na drzewach pokazywały, że jesteśmy na szlaku - bieg szlaku został zmieniony i zarazem wydłużony. Tym sposobem trochę na około, ale po szlaku doszliśmy do schroniskach na Kudłaczach.

Gdy już byliśmy na placu schroniska, akurat zaczęło mocniej kropić, schowaliśmy się więc szybko pod dach. Nadszedł czas na dłuższą przerwę i zasłużony obiad. W między czasie stwierdziliśmy, że nie będziemy schodzić do Pcimia, skąd trzeba by łapać jakiegoś busa, tylko szlakiem czerwonym wrócimy do Myślenic wprost pod samochód. W sytuacji gdyby pogoda się pogorszyła, mieliśmy zejść przez osiedle Chełm po asfalcie.

Ponieważ deszcz ciągle siąpił, to założyliśmy peleryny i drogę. Na początek pokonaliśmy "dawny", krótszy odcinek po szlaku czerwonym. Droga była dobra, a zamalowane znaki szlaku jeszcze widoczne na drzewach. Dalej był odcinek do połączenia (w tym kierunku rozejścia) się szlaku czerwonego i zielonego, w tym miejscu mogliśmy ruszyć na drogę przez osiedle Chełm, ale ponieważ padać w w zasadzie przestało to postanowiliśmy iść po czerwonym szlaku. Ta decyzja spowodowała jednak, że nasze zejście zamieniło się w podejście na początek na Śliwik (620 m npm) - ten odcinek poszedł nam jeszcze dość gładko, ale później było zejście na na 550 metrów i rozpoczęło się kolejne podejście na Uklejna, która zgodnie z mapą miała 677 m npm. To właśnie to podejście okazało się strasznie męczące i gdy zdobyliśmy Uklejnę to potrzebowaliśmy chwili odpoczynku.

Dalej już było tylko w dół, ale ponieważ byliśmy stosunkowo wysoko, to zejście okazało się bardzo strome a co za tym idzie dość męczące. Szliśmy wąskimi, śliskimi i bardzo stromym ścieżkami i tak było aż do samego dołu. Tuż przed dojściem do Zarabia zwiedziliśmy jeszcze ruiny baszty z XIII wieku, potem jeszcze stroma ścieżka w dół i byliśmy na Zarabiu, pozostało już tylko jakieś 600 metrów dojścia do samochodu.

Co ciekawe po deszczu, który złapał nas w schronisku, potem pogoda się poprawiła, przeszło padać, ustał też wiatr i zrobiło się cieplej. Wycieczka udana, choć ze względu na straszącą nas pogodę pokonana w dość szybkim tempie, co biorąc pod uwagę fakt, że nie chodzimy w góry na co dzień sprawiło, że wróciliśmy do samochodów mocno zmęczeni.

Myślę, że w tym roku pokuszę się o więcej wycieczek pieszych w góry, może nie koniecznie na jakieś wysokie szczyty. Jak pokazał ten wypad, nawet blisko domu można zrobić sobie ciekawą górską wycieczkę.

Mapa i zdjęcia

N-ce - Trzebinia - N-ce

Sobota, 25 kwietnia 2015 | dodano:27.04.2015 Kategoria 100 km i więcej, Po górkach
  • DST: 133.62 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 06:06
  • VAVG 21.90 km/h
  • VMAX 45.62 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • HRmax: 175 ( 93%)
  • HRavg 129 ( 68%)
  • Kalorie: 2805 kcal
  • Podjazdy: 616 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku po raz kolejny postanowiłem wziąć udział w Rajdzie Rekreacyjny Kraków - Trzebinia, myślałem że podobnie jak dwa lata temu pojadę z żoną. Niestety moją żona pracowała i nie mogła, więc wpadłem na pomysł, że może pojadę sobie Rajd Niepołomice - Trzebinia - Niepołomice:) Wyrysowałem trasę i wyszło mi, że do przejechania będzie jakieś 135-140 km. Na wyjazd chciałem namówić Krzyśka, ale on postanowił że pojedzie z Izą ale z Krakowa, szukałem więc dalej i znalazłem Edmunda, który zdecydował się przejechać ze mną całą trasę.

Mniej więcej o 8:15 rano ruszyliśmy na naszą trasę. Przejazd do Krakowa przez Brzegi i Rybitwy dojechaliśmy do centrum, potem przejechaliśmy przez krakowski rynek gdzie zrobiliśmy szybką fotkę. Dalej chciałem wjechać na ulicę Piłsudskiego, ale zajechałem sobie za daleko i wylądowaliśmy na Zwierzynieckiej, ten błąd o mały włos drogo by mnie kosztował. Zaraz na samym początku ulicy Zwierzynieckiej zaliczyłem poślizg na szynie tramwajowej, na szczęście udało mi się wyratować, ale już miałem przed oczami upadek sprzed 3 lat:( Dalej na szczęście już bez przygód dojechaliśmy na Błonia, szybka rejestracja i czas na regeneracje. Ponieważ wyjechaliśmy wcześniej niż zakładałem to teraz musieliśmy trochę poczekać. Po kilku minutach dojechali Krzysiek z Izą i czekaliśmy sobie w słoneczku.

Kilka minut po 11 za samochodem policyjnym ruszył rajd, byliśmy dobrze ustawieni i znaleźliśmy się na samym początku kolumny rowerzystów. Pierwsze kilometry bardzo wolno, mocniejsze tempo zaczęło się dopiero pod górkę na ulicy Junackiej i Chełmskiej. Starałem się utrzymać tempo czołówki i na szczyt wjechałem w 10 dziesiątce:) Potem była seria zjazdów a dalej jazda po szutrze i kamieniach w kierunku autostrady, tu niestety musiałem trochę zwolnić, bo moje cienkie opony nie pozwalały na zbytnie szaleństwo. Wjechałem na wiadukt nad autostradą i postanowiłem poczekać na resztę, zrobiłem im nawet ładą fotkę:). Dalej przejechaliśmy przez Kryspinów i wyjechaliśmy na drogę do Cholerzyna. Najpierw jechaliśmy razem, ale na wietrznej prostej w Cholerzynie złapałem koło jakiegoś dość mocno zasuwającego gościa i razem z Edmundem odjechaliśmy od Krzyśka i Izy. Gościu pociągnął nas ze dwa kilometry, ale potem zaczął wyraźnie wymiękać. Wyszedłem więc na czoło, za mną Edmund i jeszcze jeden zawodnik, który gdzieś się po drodze podczepił, a nas dotychczasowy zając został z tyłu. Dość mocno wiało, więc dojazd do skrętu w Mnikowie dał mi mocno w kość. Skoro już Edmundem byliśmy z przodu, to postanowiliśmy mocniej pogonić po górkach w dolinie Sanki. Do wjazdu w Puszczę Dulowską trzymaliśmy mocne tempo mijając bardzo wielu zawodników, jednak zaraz po wjeździe do lasu postanowiliśmy poczekać na Izę i Krzyśka.

Do Rudna znów jechaliśmy trochę wolniej, ale w końcówce znów z Edmundem, trochę odjechaliśmy, w rezultacie metę rajdu przekroczyliśmy, może z 3 minuty przez Krzyśkiem. Dogonili nas na pobliskim przejeździe kolejowym, na którym musieliśmy trochę poczekać. Potem już powolutku dojechaliśmy pod pałac Młoszowej.

Zjedliśmy sobie grochówkę i kiełbaski, odpoczęliśmy trochę i po krótkim zastanowieniu postanowiliśmy nie czekać nad losowanie nagród zaplanowane na 15:30, tylko mniej więcej o 14:45 ruszyliśmy w drogę powrotną.

Na początku tempo w drodze powrotnej narzucała Iza i powiem szczerze, jechaliśmy dość szybko, szczególnie że było z wiatrem. Po wyjeździe z Puszczy Dulowskiej, przykręciłem na którymś zjeździe i odjechałem do reszty, powoli zaczął doganiać mnie Edmund. Zrobiłem krótki postój pod ładną skałą wapienną w dolinie Sanki, kilka fotek w jazda dalej już w komplecie. Na prostej Mników - Cholerzyn tym razem mieliśmy z wiatrem, więc tempo było bardzo mocne. W Kryspinowie, stwierdziliśmy że nie będziemy męczyć się szutrami, tylko przez Bielany wbijemy się na wały wiślane. Oznaczało to parę kilometrów pokonanych główną drogę i to jeszcze pod dość długi podjazd. Na liczniku przeskoczyło mi 100 km i podjazd o średnim nachyleniu nie przekraczającym 3% dał mi dość mocno w kość. W końcu jednak udało nam się wjechać na ścieżkę prowadzącą po wałach, którą dojechaliśmy do mostu Zwierzynieckiego. Po przejechaniu Wisły Iza z Krzyśkiem pojechali do mieszkania Izy, a ja i Edmund ruszyliśmy do Niepołomic.

Na początek jechaliśmy dalej wałem, a potem bulwarami wiślanymi, tu niestety tempo trochę spadło bo było dużo ludzi. W końcu jednak udało nam się przebić na Pogórze, a potem dojechać do ścieżki, którą pokonywaliśmy rano. Przejechaliśmy przez Rybitwy i gdy mieliśmy już skręcić ze ścieżki w ulicę Wrobela nastąpił wystrzał dętki Edmunda. No trudno zmieniamy dętkę, ale jak Edmund szukał zapasu zauważyłem, że opona jest przecięta na długości jakiś 2 cm - no to klapa, zmiana dętki nic nie da bo nowa zaraz też będzie przebita. Nie pozostało mi nic innego jak jechać do Niepołomic samotnie i wrócić samochodem po Edmunda.

Ostatnie 14 kilometrów do domu pokonałem, więc samotnie. Tempo jazdy nie było za wysokie, bo byłem już dość mocno zmęczony. Nie mniej jednak około 18:10 byłem w domu. Zostawiłem rzeczy, zamontowałem bagażnik rowerowy na dach i ruszyłem po Edmunda. Około 19:20 byłem w domu po raz drugi tym razem z Edmundem:)

Wycieczka była super, pogoda piękna, siły wystarczyło na długi dystans i tylko awaria na ostatnich kilometrach trochę zepsuła sobotnią sielankę:) Przed wyjazdem trochę się bałem dużego dystansu, tym czasem okazało się, że poszło dość gładko, nawet fakt że momentami po górkach cisnąłem naprawdę mocno, nie odbił się jakoś negatywnie na mojej formie. Oczywiście po koniec byłem dość mocno zmęczony, ale po takim dystansie to chyba nic dziwnego.

Na liczniku Sigma 136,49 km, 6:13:49, 21,90 km/h, max 46,19 km/h.

Łapczyca - Bochnia - Puszcza Niepołomicka

Niedziela, 12 kwietnia 2015 | dodano:14.04.2015 Kategoria 41-60 km, Łapczyca, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 46.52 km
  • Teren: 18.00 km
  • Czas: 02:09
  • VAVG 21.64 km/h
  • VMAX 57.92 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • HRmax: 166 ( 88%)
  • HRavg 131 ( 70%)
  • Kalorie: 1190 kcal
  • Podjazdy: 393 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W niedziele pojechałem do Łapczycy w ramach rozjazdu, po wczorajszych zawodach. Wyjazd miał być mocno rekreacyjny, ale ostatnio zauważyłem, że jak jadę sam to nie potrafię jechać wolno. Dziś pogoda nie była taka piękna jak sobotę, słońce nieśmiało przebijało się zza chmur i niestety dość mocno wiało.

Na trasę ruszyłem kilka minut po 12, na szczęście do Łapczycy miałem głównie z wiatrem, więc jechałem dość szybko. W Chełmie postanowiłem podjechać na sam szczyt wzgórza, najpierw więc musiałem pokonać bardzo stromą ściankę po asfalcie, a potem jeszcze stromszą po bruku z nieregularnych kamieni. Jakoś jednak wjechałem i porobiłem kilka fotek. Na szczycie wycięto kilka krzaków, otwierając bardzo piękne widoki na Pogórze Bocheńskie, dzięki temu też kapliczka umieszczona na szczycie wzgórza jest dobrze widoczna drogi na dole. Po krókiej przerwie już szybka jazda do Łapczycy.

W Łapczycy zjadłem obiad, posiedziałem chwilę i około 14:30 ruszyłem do domu. Postanowiłem jechać na około przez Puszczę Niepołomicką licząc trochę na to, że w lesie wiatr wiejący od zachodu nie będzie mi tak bardzo przeszkadzał. Na początek musiałem oczywiście pokonać podjazd pod Górny Gościniec w Łapczycy. Z pełnym brzuchem po obiedzie jechało mi jakoś strasznie ciężko i na szczycie stromego podjazdu byłem bardzo zmęczony. Postanowiłem zrobić kilka fotek starego kościoła i wtedy doszło do małego wypadku, a mianowicie aparat wypadł mi z ręki i upadł na asfalt. Myślę sobie już po nim:( Na szczęście na rower nigdy nie zabieram drogiego sprzętu i specjalnie dla potrzeb wycieczek rowerowych kupiłem sobie za 79 zł starego Panasonica, ale zawsze to trochę szkoda:(

Podniosłem aparat, obiektyw trochę się przekrzywił, ale coś tam potrafiłem i okazało się, że aparat ciągle działa - jak długo zobaczymy, ale na razie nie jest źle.

Dalej sporo zjazdów, przejazd przez Bochnię, ekstremalna przeprawa pod remontowanym wiaduktem kolejowym, przejazd przez kładkę na Rabie i byłem w Puszczy. Przejechałem kawałek asfaltem i postanowiłem skręcić w szeroką dobrze utwardzoną szutrówkę. Od razu poczułem niestety wiatr w twarz. Drzewa trochę łagodziły, ale od czasu do czasu łapałem mocniejszy podmuch. Jechałem tak sobie całuy czas prosto, przeciąłem drogę na Stanisławice, później szutrówkę Kłaj - Zabierzów i dość nieoczekiwanie dojechałem do zabudowań jednostki wojskowej - z tej strony jeszcze nigdy nie jechałem koło jednostki, więc dość przypadkowo odkryłem nową drogę przez Puszczę. Moja dobra droga przez las skończyła na skrzyżowaniu ze szlakiem czerwonym - od Drogi Królewskiej do Jeziora w Kozim lesie, ponieważ miałem bliżej do jeziora więc skręciłem na Kłaj. Znów musiałem przeprawiać się przez tory, potem wyjazd na asfalt i przez Kłaj dojechałem do Szarowa. Tu dopiero poczułem jak mocno wieje, jednak w lesie to luzik, więc najszybciej jak się dało znów wjechałem w las. Przejechałem sobie po leśnej ścieżce rowerowej na Kozie Górki i potem też głównie terenowo do mojego domu.
Wyjazd udany, ciekawy i nawet pokonany dość sprawnie. Forma dalej nie rewelacyjna, ale dziś jechało mi się całkiem dobrze. To był mój trzeci dzień z rzędu na rowerze w sumie w ten weekend pokonałem na rowerze chyba ze 140 km:).

Po powrocie obejrzałem sobie jeszcze Paryż-Roubaix, wyścig był ciekawy, a o wynikach zadecydował sprint na welodromie w którym najlepszy okazał się John Degenkolb.

Mapa i galeria

Niedziela Palmowa w Lipnicy Murowanej

Niedziela, 29 marca 2015 | dodano:05.04.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 47.87 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 02:31
  • VAVG 19.02 km/h
  • VMAX 56.00 km/h
  • Temp.: 13.0 °C
  • HRmax: 166 ( 88%)
  • HRavg 144 ( 77%)
  • Kalorie: 1634 kcal
  • Podjazdy: 820 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W niedzielę palmową postanowiłem wybrać się do Lipnicy Murowanej na słynny w całej Polsce konkurs Palm Wielkanocnych. Taki wyjazd planuję co roku, ale do tej pory udało mi się pojechać tylko raz. Zwykle przeszkadzała albo zimowa pogoda, albo wyjazd na zawody. Na tą niedzielę też zapowiadali kiepską pogodę, na szczęście prognoza się nie sprawdziła i było w miarę ciepło i słonecznie, tylko dość mocny wiatr psuł mi trochę humor.

Na wycieczkę wyruszyłem koło godziny 10 z Łapczycy, gdzie wcześniej musiałem odstawić moją córkę. Od razu poczułem silny wiatr z kierunku zachodniego. Na szczęście po chwili odbiłem na południe i wiatr przestał tak przeszkadzać, za to zaczęły się poważne podjazdy. Na początek podjechałem pod Czyżyczkę, potem zjazd do Zawady i znów podjazd w kierunku Zonii. Dojechałem jednak tylko do przełęczy koło stacji narciarskiej i rozpocząłem zjazd do Królówki. Następnie czekał mnie kolejny bardzo trudny podjazd do Muchówki. Pod Czyżyczkę i później pod Zonię jechałem powoli ale dość równo, tętno miałem wysokie ale utrzymywałem się poniżej 165. Dojeżdżając do mega stromego podjazdu pod Muchówkę czułem już zmęczenie.

Podjazd jest ciężki, szczególnie na początku, gdy po odcinku jazdy w miarę po płaskim dojeżdżamy nagle do ściany rzędu 20%. Na tej stromiźnie jechałem z prędkością około 5 km/h, mój garmin przestał pokazywać nachylenie i dopiero jak nachylenie podjazdu lekko zmalało, a ja przyspieszyłem to zobaczyłem na garminie 15%. Po mega stromej ściance, podjazd dalej trzyma powyżej 10%, zwykle 12-13% czasem nieznacznie spada do 9% i tak przez dokładnie 1 km. Podjazd ten w zasadzie całkiem mnie ugotował, gdy dojechałem do kościoła w Muchówce miałem już w zasadzie dość, a drogowskaz wskazywał, że do Lipnicy mam jeszcze 6 km.

Kawałek po płaskim i znów podjazd na Górę Paprotna, nachylenie maks 10%, ale ja już ledwo kręciłem, potem na szczęście długi zjazd do samej Lipnicy Murowanej. Na rynku tłumy, nie za bardzo mogłem się przecisnąć. Najpierw pojechałem pod kościół, gdzie obejrzałem procesje z palmami. Później udałem się pod drewniany kościołem św. Leonarda na cmentarzu parafialnym, z okazji święta był on otwarty dla zwiedzających, więc po raz pierwszy miałem okazję, obejrzeć go od środka. Później wróciłem na rynek, gdzie udało mi się dokładniej sfotografować konkursowe palmy. Myślałem nad tym czy nie zostać na mszy, ale byłem mocno spocony i momentalnie zrobiło mi się zimno, więc postanowiłem wracać do domu.

Tym razem zdecydowałem się wybrać nową drogę na Chronów, na początek czekał mnie znowu dość solidny podjazd z nachyleniem w granicach 8-12%. Dalej było już łatwiej, teren lekko pagórkowaty, niestety na przeszkodzie swobodnej jazdy stanął wiatr, z którym musiałem się zmierzyć.

Gdy dojechałem do Starego Wiśnicza, to byłem tak zmęczony, że musiałem zatrzymać się w sklepie i uzupełnić zapas kalorii. Dalej już dobrze znaną mi trasą przez Mały Wiśnicz i Kopaliny, dalej do Bochni, na Górny Gościniec i do Łapczycy. Do domu mojej teściowej dojechałem około 13:30, mocno zmęczony.

Wyjazd udany, ale forma dość słaba, co prawda trasa była na prawdę trudna, do tego dochodził dość mocny wiatr, ale w zasadzie po dwóch pierwszych górkach pokonanych w wolnym tempie miałem dość, na dobicie doszła mega ścianka w Muchówce i dalej miałem już nogi jak waty. Powrót do domu trasą teoretycznie łatwiejszą pokonałem wolniej, średnia prędkość na całej trasie około 19 km/h na rowerze krosowym. Miałem plan jechać na szosówce, ale chyba dobrze się stało, że nie pojechałem. Pod Muchówkę chyba był sobie nie poradził, cóż może następnym razem pojadę na szosie.



Chorągwica zdobyta

Sobota, 21 marca 2015 | dodano:05.04.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 40.76 km
  • Czas: 01:43
  • VAVG 23.74 km/h
  • VMAX 58.70 km/h
  • Temp.: 13.0 °C
  • HRmax: 170 ( 90%)
  • HRavg 141 ( 75%)
  • Kalorie: 1007 kcal
  • Podjazdy: 476 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś było w miarę ciepło, choć wietrznie. Postanowiłem zmierzyć się chyba najpoważniejszym podjazdem na Pogórzu Wielickim, czyli z podjazdem na Chorągwicę przez Biskupice.

Tym razem wybrałem inną niż zwykle drogę dojazdową, pojechałem na Wieliczkę. Już w Podłężu musiałem się zatrzymać żeby poprawić źle ustawiony blok spd. Od samego początku musiałem również walczyć z przeciwnym wiatrem. Sytuacja trochę się poprawiła, gdy odbiłem na Sułków, wiatr już tak nie przeszkadzał za to pojawiły się poważniejsze hopki. Prawdziwy podjazd rozpoczął się jednak dopiero przed Biskupicami najpierw na odcinku drogi 966, a potem już dobrze mi znany mega stromy odcinek od kościoła w Biskupicach do Sułowa. Momentami GPS pokazywał mi 16-17% a ja kręciłem powolutku na najlżejszym przełożeniu bardzo niską kadencją spadającą nawet do 49 obrotów. Krótko mówiąc ledwo dałem radę wyciągnąć do przełęczy. Potem krótki zjazd i kolejny choć już nie tak stromy podjazd do Chorągwicy. Na szczycie tradyjny odpoczynek na kilka fotek, a potem zdecydowałem się na zjazd do Mietniowa. Później jazda w kierunku Sierczy i zjazd na wielicki rynek.

Na rynku znów krótki postój i kilka fotek, a potem ruszyłem Czarnochowice i Brzegi do domu. Ten odcinek był już niemal zupełnie płaski, a do tego większość dystansu jechałem z wiatrem, dzięki temu udało mi się mocno podciągnąć niską średnią z pierwszego odcinka.
Do domu przyjechałem mocno zmęczony, niestety forma nie najwyższa, co prawda poradziłem sobie ze dużą stromizną i znaczną ilością podjazdów, ale moje tempo było jednak bardzo wolne, wyraźnie brakowało mi sił.



Szybka rundka na góralu

Niedziela, 15 marca 2015 | dodano:15.03.2015 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po górkach, 0-20 km
  • DST: 13.95 km
  • Teren: 3.50 km
  • Czas: 00:36
  • VAVG 23.25 km/h
  • VMAX 44.52 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • HRmax: 162 ( 86%)
  • HRavg 142 ( 75%)
  • Kalorie: 429 kcal
  • Podjazdy: 89 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatnio zrobiłem mały remont mojego roweru górskiego, który przygotowuję do sezonu startowego. Zakupiłem też nowy pas firmy Polar do mierzenia tętna, bo stary Garminowski coś strasznie przekłamywał, a skoro niedziela dość nieoczekiwania przywitała nas ładną pogodą to trzeba było wypróbować nowy zestaw:)

Gdów i Biskupice

Niedziela, 22 lutego 2015 | dodano:22.02.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 43.12 km
  • Czas: 01:47
  • VAVG 24.18 km/h
  • VMAX 47.20 km/h
  • Temp.: 11.0 °C
  • HRmax: 163 ( 87%)
  • HRavg 137 ( 73%)
  • Kalorie: 973 kcal
  • Podjazdy: 426 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj trenowałem, a dziś miałem zrobić poważniejszą wycieczkę. Początkowo planowałem jechać do Słomnik, ale po namyśle stwierdziłem, że 32 km w jedną stronę to może być trochę za dużo jak na moją obecną formę, postanowiłem więc, że pojadę do Gdowa.

W samo południe wyciągnąłem szosówkę i drogę. Już pierwsze niewielkie 3-4% pokazały, że jestem słaby, a podjazd w Brzeziu pokonywany na 9 km wycieczki (6-7%), praktycznie mnie zabił mimo, że jechałem na najlżejszych przełożenia. Na szczęście później nastąpiły łatwiejsze odcinki. Przejechałem przez Cichawę, Niegowić, Marszowice i po 21 km jazdy dojechałem na rynek w Gdowie. Na rynku krótka przerwa w pełnym słońcu, chyba akurat był to najcieplejszy moment dzisiejszego dnia - mój termometr pokazywał 17 stopni. Podczas przerwy doszedłem do wniosku, że jednak zaryzykuję jazdę mocno pagórkowatą drogą 966 na Wieliczkę i Biskupicach odbije na Bodzanów. Początkowo jechało mi się nawet nieźle, ale potem zrobiło się trudniej, zaczęły pojawiać się fragmenty, 9, 11, a nawet 13 procentowe, do tego ciągłe interwały góra i dół, dały mi mocno w kość, ale na szczęście nie miałem już odcięcia i wolno dojechałem sobie do Biskupic. 

Dalej sporo zjazdów i krótki ale stromy podjazd w Bodzanowie, który niespodziewanie dał mi mocno w kość. Postanowiłem więc ominąć kolejny kolejny ciężki podjazd do Słomirogu i przez Zakrzowiec ruszyłem do Staniątek. Pod koniec miałem już wyraźnie dość, nawet wiadukt nad autostradą sprawił mi sporo trudności, na dodatek do domu miałem głównie pod wiatr (niewielki ale jednak), zacząłem mieć problemy z utrzymaniem odpowiedniego tempa i w końcu mocno zmęczony dojechałem do domu.

Przejechałem w sumie 43 km, ale zrobiłem dość sporo przewyższeń (426 m) to właśnie te górki sprawiły, że przyjechałem mocno zmęczony. Niestety mój pas do pomiaru tętna jest do niczego, działał dobrze przez pierwsze 13 km, ale potem zaczął świrować. Momentami pokazywał prawdopodobne wartości (choć ciężko powiedzieć czy prawdziwe), ale były momenty gdy wskazywał mi 58. Wyraźnie mam problemy z był szybko skaczącym tętnem, na bardziej stromych górkach, szybko przekracza mi 160 i zaczynam mieć problemy z jazdą, więc szczególnie teraz dobrze działający pulsometr by mi się przydał, chyba będę musiał kupić nowy pas:(



Po górkach Pogórza Bocheńskiego

Czwartek, 20 listopada 2014 | dodano:20.11.2014 Kategoria samotnie, Po górkach, Geocaching, Akcja cmentarze 2014, 41-60 km
  • DST: 49.09 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 02:40
  • VAVG 18.41 km/h
  • VMAX 52.84 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • HRmax: 169 ( 90%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 1171 kcal
  • Podjazdy: 811 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W dniu wyborów samorządowych, zagłosowałem, zawiozłem małą do babci do Łapczycy i ruszyłem na wycieczkę rowerową po górkach Pogórza Bocheńskiego. Pogodę na niedzielę zapowiadali kiepską, więc obawiałem się że jazdy na rowerze nic nie wyjdzie, ale na szczęście prognozy nie do końca się sprawdziły i mogłem trochę pojeździć.

Na trasę ruszyłem około 11:30, akurat zrobiło się trochę cieplej i zaczęło pojawiać się słońce. Na początek postanowiłem jechać na Czyżyczkę, sprawdzić w jakim stanie jest mój kesz. Podjazd mocno mnie zmęczył, forma już słaba, więc pod górę ze stromizną momentami dochodzą do 16% jechało mi się bardzo ciężko. Po niecałych 5 km jazdy byłem na szczycie - już mocno zmęczony. Zrobiłem przerwę, porobiłem fotki, sprawdziłem kesz, ale po chwili zaczęło mi się robić zimno, więc ruszyłem dalej. Kolejne kilometry w dół do Zawady, potem skręt na Olchawę i kolejny stromy, choć na szczęście nie zbyt długi podjazd. Na podjeździe zaczął coś mi świrować pulsometr, mimo iż jechałem na sporym zmęczeniu on pokazywał puls około 110. Po jakiś 14 km jazdy dojechałem do Nowego Wiśnicza. To był mój cel minimum, gdyby forma była bardzo słaba, ale stwierdziłem, że nie jest najgorzej, więc niemal od razu ruszyłem w kierunku Lipnicy Murowanej.

Podjazd w Leksandrowej w kierunku Lipnicy pokonywałem już wielokrotnie i w zależności od aktualnej formy, jechało mi się na nim bardzo ciężko lub łatwo i szybko, dziś zdecydowanie przyszedł czas na tą ciężką przeprawę. Stromizna na wielu odcinkach dochodziła do 11-12%, rzadko było mniej niż 6%, więc moje tempo było słabe, a zmęczenie na kolejnych metrach podjazdu robiło się coraz większe. Powiem szczerze, że gdy w końcu w dole zobaczyłem Lipnicę Murową poczułem dużą ulgę. Szybki zjazd i mogłem zrobić rundkę po zabytkach Lipnicy: rynek, trzy kościoły, cmentarz z I wojny, dawny budynek szkoły. Mogłem trochę odpocząć, akurat zrobiło się bardzo ciepło, więc siedziało się bardzo przyjemnie. Jednak zaczęło robić się późno, droga do domu jeszcze daleka, więc trzeba było ruszać.

Postanowiłem, że pojadę na Muchówkę, pokonam podjazd pod Kamienie Brodzińskiego, a potem zjadę przez Muchówkę do Królówki. Podjazd nie zbyt trudny, ale dość długi i męczący, potem szybki zjazd do Muchówki, gdzie musiałem zatrzymać się pod sklepem w celu uzupełnienia zapasów. Potem pojechałem w kierunku Królówki, kawałek pod górę i potem bardzo stromo w dół (całe szczęście, że dziś jechałem w dół bo w górę chyba nie dałbym dziś tu rady). Przez Królówkę, spokojna jazda po płaskim, nawet z lekką tendencją w dół, ale perspektywie miałem jeszcze dwa dość ciężkie podjazdy.

Po dojechaniu do Olchawy rozpoczął się pierwszy podjazd, od tej strony jest on łatwiejszy ale na tym etapie dzisiejszego wyjazdu sprawił mi spore problemy. Potem krótki zjazd i podjazd na Czyżyczkę od strony Zawady - ten wariant też jest znacznie łatwiejszy od tego, który musiałem pokonać na początku wycieczki, ale kolejne 4 km pod górę dały mi mocno w kość. Ze szczytu Czyżyczki, szybki zjazd do drogi 967 i na koniec ostatni odcinek dojazdowy do Łapczycy z jeszcze jedną niewielką górką.

Po 49 km jazdy i przeszło 800 metrach przewyższeń, przyjechałem strasznie zmęczony, to chyba była trochę za trudna trasa, jak na moją obecną formę. Mimo iż trasę pokonałem dość wolno, a na podjazdach starałem się nie przesadzać i kręcić raczej na miękkich przełożeniach, to jednak strasznie się zmęczyłem. To już definitywnie ostatnia moja tak długa i wymagająca wycieczka w tym roku, jeśli jeszcze gdzieś się wybiorę to na raczej na trasę do 20 km i to najlepiej po płaskim:)