- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
Z Żoną / Narzeczoną
Dystans całkowity: | 2172.91 km (w terenie 413.00 km; 19.01%) |
Czas w ruchu: | 168:33 |
Średnia prędkość: | 12.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 66.50 km/h |
Suma podjazdów: | 14398 m |
Maks. tętno maksymalne: | 151 (80 %) |
Maks. tętno średnie: | 131 (70 %) |
Suma kalorii: | 8868 kcal |
Liczba aktywności: | 66 |
Średnio na aktywność: | 32.92 km i 2h 33m |
Więcej statystyk |
Olsztyn - Orżyny
Sobota, 7 lipca 2012 | dodano:07.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
- DST: 54.40 km
- Czas: 04:07
- VAVG 13.21 km/h
- VMAX 40.41 km/h
- Temp.: 32.0 °C
- Podjazdy: 336 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pociąg z Iławy do Olsztyna odjeżdżał tuż przed 9:00, jechał około godziny więc około 10 byliśmy na dworcu w Olsztynie. Wolniutkim tempem dojechaliśmy na starówkę gdzie zrobiliśmy kilka zdjęć i zaczęliśmy wyjeżdżać z miasta. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do Biedronki na zakupy i mniej więcej o 11:30 byliśmy na granicach Olsztyna. Pierwsze kilometry za Olsztynem jechaliśmy jeszcze po dość ruchliwej drodze, ale z każdym pokonanym kilometrem ruch samochodów malał. W Ostreszewie pojawiły się oznaczenia czarnego szlaku rowerowego, które towarzyszyły nam przez cały dzień. Tempo jazdy było dość niskie, ponieważ temperatura była bardzo wysoka a nam doskwierało jeszcze zmęczenie z wczorajszej wycieczki. Jechaliśmy przez kolejne wioski, a niebo nad nami robiło się coraz ciemniejsze. Mniej więcej w Prejłowie rozważaliśmy nawet czy się nie zatrzymać i przeczekać ewentualny deszcz, ale ostatecznie pojechaliśmy dalej. No i stało się na drodze w lesie między Prejłowem i Giławami zaczęło padać, początkowo lekko, ale po chwili już dość mocno. Stanęliśmy na poboczu pod drzewami i zaczęliśmy się ubierać oraz chować namiot i śpiwory do worków. Na szczęście po kilku minutach deszcz wyraźnie osłabł i mogliśmy jechać dalej, zanim dojechaliśmy do wioski Giławy - świeciło już słońce i musieliśmy się rozbierać. Po kilku minutach przerwy pod dębem w Giławach ruszyliśmy dalej już przy mocno przygrzewającym słońcu.
Jakieś 5 km za Giławami dojechaliśmy do niewielkiego jeziora Ruskie, gdzie zrobiliśmy mały postój na niewielkiej plaży, pogoda była znowu idealna więc nawet zdecydowałem się na małe brodzenie w jeziorku. Po kilku minutach ruszyliśmy dalej w kierunku większej miejscowości jaką były Dźwierzuty. Liczyłem, że w tej miejscowości lub w jej pobliżu znajdziemy nocleg. Wioska rzeczywiście była większa, krzyżowały się w niej drogi ze Szczytna i Biskupca, były dwa kościoły w tym jeden ewangelicki i niewielki skwer robiący za rynek. Niestety okazało się, że w Dźwierzutach noclegu nie ma, w odległości kilku kilometrów było kilka ośrodków wypoczynkowych, jednak cena za noc nie bardzo zachęcała. Zastanawialiśmy się dobrych kilkanaście minut co robić dalej a tymczasem nad naszymi głowami pojawiły się ciężkie burzowe chmury, schowaliśmy się więc na pobliskim przystanku żeby przeczekać deszcz. Chwilę popadało, trochę zagrzmiało, a potem przestało, ale chmury dalej wisiały nam nad głową. Czekaliśmy dobre 40 minut ale w końcu podjęliśmy decyzje, że jedziemy dalej czarnym szlakiem do miejscowości Orżyny, gdzie zgodnie z oznaczeniem na mapie miały znajdować się jakieś gospodarstwa agroturystyczne, a w razie czego w pobliżu był też ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem. Niestety w kierunku jaki obraliśmy chmury były jeszcze ciemniejsze. Pokonaliśmy 5 km do miejscowości Targowo a nad nami już wyraźnie zbierało się na burzę. Pędziliśmy co sił w nogach o Orżyn i na szczęście bez problemu trafiliśmy na wolne miejsce w gospodarstwie agroturystycznym. Zdążyliśmy tuż przed burzą.
Rozpakowaliśmy bagaże, wykąpaliśmy się a ponieważ burza przeszła i zaczęło świecić słońce udaliśmy się na spacer nad pobliskie jezioro Łęsk. Jezioro było bardzo ładne i czyste, trafiliśmy na fachową plaże wiejską z profesjonalnym pomostem, zrobiliśmy kilka zdjęć, pomoczyliśmy nogi i zaczęliśmy wracać bo znowu zaczęło zbierać się na burzę. Po naszym powrocie do domu znowu burza, całe szczęście że udało nam się znaleźć nocleg:)
Ten dzień był dość trudny, było parno i gorąco, ale co chwilę groziło deszczem. Nasza mapa topograficzna Pojezierza Olsztyńskiego kończyła się właśnie na Orżynach i nie wiedzieliśmy czy dalej możemy liczyć na jakiś nocleg. Po wycieczce dookoła Jezioraka byliśmy mocno zmęczeni, więc jechało się ciężko, na szczęście ten dzień minął bez większych problemów, trafiliśmy na dobry nocleg na ostatniej miejscowości widocznej na mapie, nie zmokliśmy jakoś mocno, a do Wielkich Jezior Mazurskich mieliśmy już na tyle blisko, że kolejnego dnia powinniśmy bez problemu tam dojechać.
Galeria wycieczki
Dookoła Jezioraka
Piątek, 6 lipca 2012 | dodano:06.07.2012 Kategoria 61-80 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
- DST: 79.44 km
- Teren: 20.00 km
- Czas: 05:19
- VAVG 14.94 km/h
- VMAX 38.15 km/h
- Temp.: 32.0 °C
- Podjazdy: 253 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Zgodnie z planem wstaliśmy rano i przy pięknej słoneczniej pogodzie ruszyliśmy z Iławy w kierunku Szałkowa. Na wyjeździe z Iławy pobudowano efektowne ścieżki rowerowe, więc na boczną drogę prowadzącą do Szałkowa wyjechaliśmy bez problemu. W Szałkowie zatrzymaliśmy się na chwilę, sfotografowaliśmy pensjonat Azyl w którym mieszkaliśmy w 2007 r. oraz plażę i ruszyliśmy dalej. Kilka kilometrów za Szałkowem zrobiliśmy sesję fotograficzną na półwyspie nad Jeziorakiem, podjechaliśmy pod kapliczkę postawioną na pamiątki wizyty w tym miejscu Karola Wojtyły w 1973 r. a następnie wjechaliśmy w las. Przejechaliśmy obok leśnych ośrodków wypoczynkowych nad Jeziorakiem i wyjechaliśmy z lasu w miejscowości Urowo. Po drodze spotkaliśmy małżeństwo w średnim wieku z Torunia, pani gdy dowiedziała się, że zamierzamy objechać Jezioraka to wyraziła uznanie że damy radę zrobić aż 75 km - ta informacja niestety trochę przestraszyła moją żonę:) ale mimo wszystko postanowiliśmy jechać dalej.
Tuż za Urowem przejechaliśmy przez kanał łączący Zatokę Kraga (Jeziorak) z małym jeziorkiem Dauby, postanowiliśmy skręcić w lewo i szutrową drogą przez las wzdłuż brzegu zatoki dojechaliśmy do Gubławki. Pojechaliśmy jeszcze dwa kilometry i dojechaliśmy do miejscowości Wieprz gdzie na plaży zrobiliśmy dłuższy postój. W tym miejscu mieliśmy przejechane 33 km, było bardzo gorąco, więc jechało się ciężko. Po przerwie ruszyliśmy dalej, przejechaliśmy przez Karpowo, następnie zdecydowaliśmy się na skrót przez las i pominięciem miejscowości Śliwa wyjechaliśmy do asfaltu przed miejscowością Rąbity. W tym miejscu zaczęło brakować nam picia i zaczęliśmy szukać sklepu, pierwszym napotkanym sklepie była niestety przerwa, na szczęście 100 metrów dalej był kolejny sklep w którym uzupełniliśmy zapasy. Robiąc ponownie skrót przez las dojechaliśmy do asfaltu Dobrzykach robiąc jednocześnie nawrót w kierunku Iławy, co oznaczało że połowę drogi mamy już za sobą.
Kolejną miejscowością na trasie był Jerzwałd w której mieszkał i został pochowany twórca Pana Samochodzika - Z. Nienacki. Na tym odcinku zaczęła się psuć pogoda, w pewnym momencie nawet zaczęło lekko padać, zatrzymaliśmy się na przystanku w Jerzwałdzie, ale po chwili deszcz jakoś przeszedł bokiem i mogliśmy jechać dalej. Następnie jechaliśmy przez las w Parku Krajobrazowym Pojezierza Iławskiego i przez ten las dojechaliśmy do miejscowości Siemiany, gdzie w ładnej wypoczynkowej miejscowości zjedliśmy dobry obiad. Z Siemian cały czas przez las parku krajobrazowego zmierzaliśmy w kierunku Iławy. Po kilku kilometrach zrobiliśmy skrót przez las i tą właśnie szutrową drogą dojechaliśmy na przedmieścia Iławy do dość ruchliwej drogi 521. Tą drogą dojechaliśmy do drogi krajowej nr 16, na szczęście poboczem tej drogi poprowadzono ścieżkę rowerową, którą dojechaliśmy do Iławy.
Gdy dojechaliśmy na schroniska mieliśmy na liczniku prawie 80 km. Chcieliśmy jeszcze odwiedzić plaże miejską, ale ledwo rozłożyliśmy się na plaży to niebo zasnuły ciężkie burzowe chmury i musieliśmy uciekać do schroniska. Co ciekawe okazało się, że wielkiej chmury deszczu jednak nie było. Ten wcześniej nie planowany dzień okazał się bardzo męczący, zrobiliśmy prawie 80 km w temperaturze przekraczającej 30 stopni. Sam byłem po tej wycieczce mocno zmęczony, a moja żona odczuła ten etap zdecydowanie mocniej i efekcie zmęczenia poszła wcześnie spać. Zgodnie z pierwotnym założeniem mieliśmy kolejnego dnia jechać przez Wzgórza Dylewskie (nawet 250 m npm) nad Grunwald, ale stwierdziłem że może to być dla nas ciężki odcinek, a na dodatek kolejne etapy przez Szczytno skazywały nas długie fragmenty jazdy po drogach głównych, więc ostatecznie postanowiłem trochę zmodyfikować trasę naszej wyprawy. Postanowiłem, że następnego dnia pojedziemy pociągiem do Olsztyna a stamtąd dość fajnie wyglądającą boczną drogą oznaczoną czarnym szlakiem rowerowym w kierunku jezior mazurskich.
Galeria wycieczki
Iława
Czwartek, 5 lipca 2012 | dodano:05.07.2012 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
- DST: 3.80 km
- Teren: 2.00 km
- Czas: 00:23
- VAVG 9.91 km/h
- VMAX 26.00 km/h
- Temp.: 29.0 °C
- Podjazdy: 25 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W tym roku zaplanowaliśmy sobie rowerowe wakacje na Mazurach, planów przejazdu było kilka, ostatecznie wyszło jeszcze inaczej, ale może zacznijmy od początku. Z Krakowa do Iławy pojechaliśmy pociągiem (przeszło 500 km), wybraliśmy Iławę ponieważ tam jechał bezpośredni pociąg z Krakowa. W pobliżu Iławy (w Szałkowie) byliśmy na wakacjach w 2007 r., zgodnie z nakreślonym przeze mnie planem z Iławy mieliśmy przez Grunwald i Szczytno wjechać na Mazury od południa. Z Krakowa wyjechaliśmy pociągiem po godz. 9:00 do Iławy dojechaliśmy około 17:20. W podróż wyjeżdżaliśmy z pewnymi obawami, ponieważ tuż przed naszym wyjazdem Warmię i Mazury nawiedziły huraganowe burzę, które spustoszyły m.in. Bisztynek a my planowaliśmy nocować w namiocie. W Iławie przywitała nas jednak piękna pogoda z dworca ruszyliśmy na nocleg, mieliśmy spać na polu namiotowym przy Jezioraku, ale przejeżdżając przez miasto nagle przypomniałem sobie, że w szkole po drugiej stronie Małego Jezioraka jest schronisko, więc pojechaliśmy tam. Okazało się, że za zaledwie 27 zł od osoby, możemy przenocować w fajnym pokoju z TV, więc zdecydowaliśmy się na nocleg pod dachem, szczególnie że na noc zapowiadano burzę.
Po zakwaterowaniu się w schronisku poszliśmy pozwiedzać i przypomnieć sobie co ciekawego można zobaczyć w Iławie, zjedliśmy pizzę i wróciliśmy do schroniska. W pewnym momencie wpadłem na pomysł, że może byśmy zostali jeden dzień ekstra w Iławie i objechalibyśmy sobie najdłuższe jezioro w Polsce - czyli Jezioraka. Po krótkiej konsultacji postanowiliśmy zostać w Iławie, a podróż na Mazury odłożyć na kolejny dzień.
Galeria wycieczki
Do okoła jeziora Dobczyckiego
Niedziela, 1 lipca 2012 | dodano:02.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 42.66 km
- Teren: 1.00 km
- Czas: 03:12
- VAVG 13.33 km/h
- VMAX 59.30 km/h
- Temp.: 34.0 °C
- Podjazdy: 481 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W ramach wyrabiania formy przed rowerowymi wakacjami na Mazurach wybrałem się z żoną na wycieczkę dookoła Jeziora Dobczyckiego. Do Dobczyc pojechaliśmy samochodem, zaparkowaliśmy na rynku i ruszyliśmy na trasę. Na początek podjechaliśmy sobie pod ruiny zamku bardzo stroną ulicą Kazimierza Wielkiego, żona kręciła ostro i padła dopiero 100 metrów przed bramą wejściową. Obejrzeliśmy zamek i skansen z zewnątrz, pooglądaliśmy widoki z zamkowego wzgórza i już chcieliśmy jechać dalej, ruszam a tu w tylnym kole flak. Zatrzymaliśmy się cieniu obok kościoła znajdującego się w murach dawnego zamku i szybko wymieniłem oponę i ruszyliśmy dalej w kierunku na Kornatkę. Mimo iż było jeszcze przed 11 to już było strasznie gorąco a tu jazda pod górkę. Przyznam szczerze, że sądziłem że czeka nas tylko jeden ciężki podjazd do Kornatki właśnie a potem już będziemy jechać brzegiem jeziora. Kręcąc powoli osiągnęliśmy szczyt w Kornatce na wysokości około 350 metrów npm, potem nastąpił zjazd ale już po chwili znowu jechaliśmy pod górę, dwie hopki i znowu byliśmy na 350 metrach. Dalej był długi wspaniały zjazd, na którym zjechaliśmy na 276 m npm, ale już po chwili stanął przed nami ciężki podjazd w miejscowości Brzezowa - 2,6 km i 119 metrów przewyższenia, średnie nachylenie 4,4%. Na tym podjeździe podziwialiśmy widok na znajdujący się na przeciwległym brzegu zamek i zaporę w Dobczycach. Z pewnymi problemami osiągnęliśmy jednak szczyt na wysokości prawie 400 m npm i popędziliśmy w dół do Drogini - ten odcinek tylko w przeciwnym kierunku pokonywali chyba kolarze podczas Mistrzostw Polski Juniorów, które odbyły się niedawno właśnie w Dobczycach, gdyż na asfalcie było sporo napisów dopingujących kolarzy. Tuż za kościołem w Drogini stanął przed nami kolejny podjazd, było już koło południa i grzało niemiłosiernie, podjazd ten mimo iż łatwiejszy od poprzedniego sprawił, że moja żona musiała kawałek podprowadzić rower, ale już po chwili pędziliśmy w dół, na skrzyżowaniu skręciliśmy na Osieczany i po prawie 16 km męczącej górskiej przeprawy z którą moja żona poradziła sobie dzielnie, zaczęła się w końcu w miarę łatwa jazda. Za Osieczanami odbiliśmy w ulicę Zdrojową, którą dojechaliśmy na Zarabie w Myślenicach.
Po męczącej jeździe - 23 km i 380 metrów przewyższenia, rozbiliśmy się w cieniu nad Rabą. Ludzi na rzeką mnóstwo, większość brodziła w płytkiej (po kostki) Rabie, niektórzy się opalali, a jeszcze inni jak my po prostu odpoczywali w cieniu. Przy okazji odpoczynku nad rzeką, mieliśmy okazję wypróbować kupioną w Decathlonie matę - sprawdziła się dobrze, ja lekko się ochłodziłem w rzece, zjedliśmy po zapiekance i po jakiś 2 godzinach stwierdziliśmy, że wracamy - tym razem główną drogą 967, że trochę ograniczyć trudności w postaci ciężkich podjazdów. Pierwotnie plany były trochę inne, ja planowałem nawet podjazd pod górę Chełm, myślałem, że żona będzie w tym czasie odpoczywać na plaży, albo może pojedzie na górę wyciągiem, ale straszny upał ostudził nasze plany. Wracać pierwotnie, mieliśmy tą samą drogą, ale okazała się ona strasznie trudna i uznaliśmy, że jednak pojedziemy drogą główną. Na początek jednak odwiedziliśmy jeszcze malowniczy rynek w Myślenicach, zjedliśmy lody i ruszyliśmy w drogę. Na początek przez Myślenice ulicą Kazimierza Wielkiego, a potem już drogą 967. Tuż za Myślenicami droga prowadzi mocno pod górę, na szczęście przy jezdni jest chodnik, na nieszczęście ten chodnik zrobiono w formie niewysokich schodków. Jazda po takie nawierzchni jeszcze pod górę jest ciężka, ale uznaliśmy, że będzie to mimo wszystko bezpieczniejsze niż podjeżdżanie szosą. Prawie 2 km podjazd na średnie nachylenie powyżej 5%, więc było ciężko ale jakoś osiągnęliśmy szczyt. Po drodze do Dobczyc czekały nas jeszcze dwa podjazdy na szczęście już sporo łatwiejsze i to pokonywane bo asfalcie (bo chodnika już nie było). Na koniec zjazd do Dobczyc, gdzie na parkingu przed kościołem zamknęliśmy 40 km pętlę. Mój licznik pokazał większy dystans, ale jeździłem rowerem jeszcze do sklepu i po jedzenie w czasie pobytu nad Rabą w Myślenicach.
Wycieczka fajna, choć trasa trudna a upał wręcz straszny. Odcinek do Myślenic zmęczył nas strasznie, odcinek główną drogą do Dobczyc był krótszy i w sumie dużo łatwiejszy, ale ze względu na spory ruch samochodów zdecydowanie mniej przyjemny. Moja żona miała, ze dwa momenty kryzysu, ale w sumie z tą ciężka trasą poradziła sobie wzorowo - to dobry prognostyk przed zbliżającymi się wakacjami na Mazurach. Zamierzamy przejechać z Iławy przez Grunwald, Szczytno nad Wielkie Jeziora Mazurskie, objechać jeziora i skończyć wycieczkę gdzie pewnie w Kętrzynie skąd wrócimy pociągiem. Taki jest plan, jak będzie zobaczymy, zapowiadają upały w gwałtownymi burzami, które mam nadzieje nas ominą. Ruszamy we czwartek - relacja po powrocie na mojej stronie:)
Galeria wycieczki
Z żoną do Niepołomic
Piątek, 8 czerwca 2012 | dodano:08.06.2012 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 36.25 km
- Teren: 9.00 km
- Czas: 02:20
- VAVG 15.54 km/h
- VMAX 58.00 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 90 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wyjazd z żoną do Niepołomic, gdy wyjeżdżaliśmy pogoda była średnia, gdy wracaliśmy było już pięknie i słonecznie. Moja żona chciała coś załatwić w Niepołomicach, więc pojechaliśmy okoł0 14:50, pogoda była średnia, było ciepło ale wiało, a na niebie zaczęły pojawiać się czarne chmury. Jak byliśmy w Chełmie to nawet trochę kropiło, ale na szczęście deszczu nie było. Spokojnym tempem przez Targowisko, Kłaj, Szarów i Puszczę Niepołomicką dojechaliśmy do Niepołomic. Tam byliśmy w dwóch miejscach i o 17:15 ruszyliśmy w drogę powrotną. Pogoda stała się nagle piękna, chmury zniknęły, przestało też wiać.
Do domu jechaliśmy trochę inną drogą, przez Staniątki, Gruszki, Szarów, przecięliśmy drogę 75 i dalej już tradycyjnie przez Targowisko do Chełmu gdzie musieliśmy pokonać krótki, ale stromy podjazd. Żona tym razem dała radę i uśmiechem na ustach zatrzymała się dopiero pod kościołem w Chełmie. Zrobiliśmy krótki postój i po chwili ruszyliśmy do Łapczycy, ledwo obróciliśmy pedałami a tu nagle z kilku domów usłyszeliśmy krzyki w stylu "jeeeeest", po chwili trąbki i dalsze krzyki. Okazało się, że właśnie w tym momencie Lewandowski strzelił Grekom bramkę i całą Polskę ogarnęła euforia. Po jakiś 10 minutach już byliśmy w domu, do przerwy Polska prowadziła z Grecją 1:0 mając zdecydowaną przewagę i okazje na co najmniej 3 bramki. Jak się później w drugiej połowie było już gorzej i mecz zakończył się szczęśliwym dla nas remisem.
W między czasie, gdy Polacy grali z Grecją, nad Łapczycą pojawiły się balony, zrobiłem kilka fotek, choć żałuję, że nie widziałem, że balony będą startować z Łapczycy. Rok temu byłem na takim starcie i bardzo mi się podobało. Tym razem pozostało mi tylko oglądanie balonów z okna domu - i tak zdjęcia wyszły bardzo fajne:)
Galeria wycieczki
Z żoną nad Czarny Staw
Niedziela, 3 czerwca 2012 | dodano:03.06.2012 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 35.73 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 02:11
- VAVG 16.36 km/h
- VMAX 34.20 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 31 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Niedzielna wycieczka z żoną przez Puszczę Niepołomicką nad Czarny Staw. Pogoda w niedzielne popołudnie była dość niepewna, gdy wyjeżdżaliśmy z Niepołomic nawet lekko kropiło, więc przygotowani na deszcz (zaopatrzeni w kurtki przeciwdeszczowe) wybraliśmy się na wycieczkę do Puszczy Niepołomickiej. Przez las jechało się bardzo fajnie, temperatura około 17 stopni, bezwietrznie. Gdy dojechaliśmy nad Czarny Staw nawet zaczęło się lekko rozpogadzać, zrobiliśmy więc sesję zdjęciową (niestety komórką bo aparatu zapomniałem) i ruszyliśmy w drogę powrotną. Koło rezerwatu żubrów zatrzymaliśmy się nad bardzo fajnym mały jeziorkiem, gdzie moja żona przymierzyła jeszcze nie używaną pelerynę, którą kupiła w ubiegłym roku przed wyjazdem do Częstochowy. Na deszcz się jednak już nie zapowiadało, a słońce coraz odważniej zaczęło pojawiać się na niebie.
</p><p>
Na zakończenie wycieczki pojechaliśmy na lody na niepołomicki rynek, gdy tak siedzieliśmy i jedliśmy lody zrobiło się słonecznie i ciepło, aż trzeba się było rozebrać. Deszcz wyczekał do godziny 19:00 i wtedy zaczęło lać na całego, ale mu już byliśmy w domu:) Wycieczka bardzo udana, żona dała radę, choć pod koniec trochę narzekała na ból nóg:)
Galeria wycieczki
Z żoną nad Czarny Staw
Poniedziałek, 7 maja 2012 | dodano:07.05.2012 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 30.18 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 02:00
- VAVG 15.09 km/h
- VMAX 62.70 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 211 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem w planie udział w Skandia Maraton w Krakowie, ale po wczorajszej jeździe bolały mnie trochę kostki i kolana - chyba będzie trzeba pokombinować z ustawieniem bloków w butach. Moja żona, która miała też jechać maraton na dystansie Rodzinna Parada jakoś też straciła chęci, więc postanowiliśmy zostać w domu i zrobić sobie wycieczkę do Puszczy Niepołomickiej nad Czarny Staw.
Z Łapczycy wyruszyliśmy tuż przed godziną 10:00, było ładnie i słonecznie ale trochę chłodnawo. Niby słońce dość mocno przygrzewało, ale w cieniu było zimno. Na początek podjechaliśmy na Górny Gościniec - moja żona sobie poradziła z podjazdem tym razem bez pchania:) a jakiś gościu który też próbował podjechać musiał od połowy podjazdu pchać:) Dalej Górnym Gościńcem do Bochni, skrótem przez Osiedle Niepodległości do kładki na Rabie. W Damienicach przejechaliśmy po placu budowy autostrady A4 i po chwili pędziliśmy już przez las. Szło nam całkiem szybko i po przejechaniu niespełna 15 km byliśmy na miejscu. Nad Czarnym Stawem zrobiliśmy małą sesję fotograficzną i po kilkunastu minutach ruszyliśmy w drogę powrotną.
Droga powrotna szła nam jeszcze lepiej, żona wyraźnie się rozkręciła. W Bochni wstąpiliśmy jeszcze na planty gdzie zjedliśmy lody i ulicą Oracką a potem Windakiewicza dojechaliśmy do Cmentarz Św. Rozalii, dalej mocno pod górę i po chwili byliśmy na Osiedlu Niepodległości. Dalej już jazda po Górnym Gościńcu do Łapczycy. Wycieczka bardzo udana, żona w formie:) pogoda dopisała, dobrze że wybraliśmy się na wycieczkę rano, bo po południu padało.
Galeria wycieczki
Do Niepołomic na lody
Piątek, 4 maja 2012 | dodano:04.05.2012 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 34.45 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 02:09
- VAVG 16.02 km/h
- VMAX 52.18 km/h
- Temp.: 28.0 °C
- Podjazdy: 201 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem wraz z żoną do Niepołomic na lody a później do moich rodziców na obiad. Z domu wyjechaliśmy po 11 przy pięknej słonecznej pogodzie, było trochę za gorąco ale jechało nam się dobrze. Najpierw podjazd do Chełmu, potem jazda przez Targowisko, Kłaj - wiaduktem nad autostradą (prawie już gotowy). Dalej przez Szarów i ścieżką rowerową przez Puszczę do rynku w Niepołomicach. Kupiliśmy lody i usiedliśmy sobie w parku pod Dębem Wolności. Całą trasę przejechaliśmy w tempie około 14 km/h.
Po obiedzie ruszyliśmy do Łapczycy, musieliśmy wyjechać wcześniej niż zamierzaliśmy bo na horyzoncie zaczęły pojawiać się burzowe chmury. Gdy dojechaliśmy do Kłaja grzmoty było już słychać bardzo wyraźnie. Moja żona od samym Niepołomic dostała strasznego przyspieszenia:) więc jechaliśmy dość dobrym tempem. Po dojechaniu do Moszczenicy, mogliśmy z ulgą stwierdzić, że udało nam się przed burzą uciec. W godzinę po naszym powrocie pogoda całkowicie się poprawiła. Jednak dzięki wiszącej nad nami burzy, przejechaliśmy drogę powrotną ze średnią około 17 km/h - to chyba rekord mojej żony ukazujący jej spore możliwości - tylko potrzebna jest odpowiednia motywacja:)
Galeria wycieczki
Biesiada rycersko-szlachecka w Nowym Wiśniczu
Środa, 2 maja 2012 | dodano:02.05.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 29.48 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 02:11
- VAVG 13.50 km/h
- VMAX 60.00 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 220 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem z moją żoną i kolegą Krzyśkiem do Nowego Wiśnicza na Biesiadę rycerską-szlachecką.
Krzysiek podszedł do sprawy ambitnie i przyjechał do nas z Niepołomic na rowerze, myląc drogę przejechał się Górnym Gościńcem podjeżdżając pod górę w Moszczenicy, więc jak ruszyliśmy do Nowego Wiśnicza to był już mocno rozgrzany:) Na początek podjazd od drogi nr 4 do Lasu Kolanowskiego, było stromo, żonie musiałem dodać kilka Watów żeby wjechała, Krzysiek niestety poległ:) Dalej z górki przez las do trasy Via Panoramica, tu skręt w lewo i po chwili jedliśmy już lody pod sklepem w Pogwizdowie. Dalej znowu trasą leśną do Kopalin i później już szosą do Nowego Wiśnicza i na zamek. Na zamku właśnie rozpoczynała się III Biesiada rycersko-szlachecka, po zamkowym dziecińcu spacerowali rycerze i damy dworu z różnych epok. Impreza była zaplanowana na cały dzień, my posiedzieliśmy jakąś godzinę i przed 13 ruszyliśmy w drogę powrotną.
Zapadła decyzja, że wracamy po asfaltach, więc z Nowego Wiśnicza skierowaliśmy się zjazdem na Olchawę, potem był oczywiście podjazd - najpierw mniejszy z Olchawy w kierunku Zawady, a potem po zjeździe znacznie dłuższy na Czyżyczkę. Oba podjazdy podjeżdżane od tej strony nie są jakieś mega ciężkie, ale pod górę trzeba kręcić. Po osiągnięciu szczytu Czyżyczki nastąpił szybki zjazd do drogi nr 967, w tym miejscu się rozstaliśmy, Krzysiek przez Siedlec pojechał do Niepołomic, a my skręciliśmy w prawo do Łapczycy.
Wycieczka udana, pogoda piękna, choć było trochę za gorąco. Ja i moja żona przejechaliśmy niespełna 30 km i aż 411 metrów różnicy wysokości, Krzysiek zrobił solidny trening i przejechał pewnie z 65 km - chyba jest teraz z siebie dumny:)
Galeria wycieczki
Do Ojcowa
Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano:30.04.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
- DST: 50.57 km
- Teren: 30.00 km
- Czas: 03:39
- VAVG 13.85 km/h
- VMAX 47.10 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 401 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Niedziela, piękna słoneczna pogoda, więc wraz z żoną wybrałem się do Krakowa do Ojcowa - jechaliśmy pieszym szlakiem Orlich Gniazd.
Zaparkowaliśmy samochód na krakowskich Błoniach i ruszyliśmy na trasę, przejechaliśmy przez Park Jordana i dalej ulicą Kijowską, Wrocławską, Wybickiego, Łokietka i przez Park Krowoderski dojechaliśmy do ulicy Opolskiej. Potem jeszcze kawałek ulicami Wyki i Pachońskiego i wjechaliśmy na czerwony szlak pieszy Orlich Gniazd. Mniej więcej tak samo rozpoczynaliśmy naszą ubiegłoroczną wycieczkę do Częstochowy, więc te drogi były nam dobrze znane. Jadąc szlakiem przejechaliśmy pod Czerwonym Mostem (tym razem bez żadnych problemów - było sucho) i dalej przez Pękowice dojechaliśmy do Giebułtowa. Kolejna trudność to Kwietniowe Doły, wąska stroma droga na szczęście jadąc do Ojcowa prowadzi ona głównie w dół. Po pokonaniu Kwietniowych Dołów wyjechaliśmy w Hamerni rozpoczynając jazdę Doliną Prądnika. Jechaliśmy dość wolno, ponieważ dla mojej żony była to dopiero druga wycieczka rowerowa w tym roku. Jadąc wzdłuż Prądnika zatrzymaliśmy się jeszcze pod Kaplicą na Łaskawcu, gdzie powoli gromadzili się ludzie - o 12 miała być msza święta.
W planie tej wycieczki było odwiedzenie (oczywiście na piechotę) widokowego wzgórza Okopy, więc zatrzymaliśmy się przy tablicy oznaczającej początek zielonego szlaku Jaskinia Ciemna - Góra Okopy. Z tej strony na wzgórze Okopy, na którym są pozostałości wcześnośredniowiecznego grodziska, mieliśmy tylko 700 metrów, ale pokonywanych po stromym zboczu, po schodach. Po 10 minutach byliśmy na miejscu, zrobiliśmy kilka fotek i zeszliśmy w dół do rowerów. Tą ścieżką można iść dalej i przechodząc przez kolejny widokowy punkt na Rękawicy dojdziemy do Jaskini Ciemnej i wrócimy na drogę do Ojcowa - może następnym razem pokonanym taki szlak. Jak już wspomniałem wróciliśmy jednak do rowerów i spokojnie dojechaliśmy sobie do centrum Ojcowa.
W parku pod zamkiem zrobiliśmy sobie postój. Po krótkich namowach udało mi się przekonać żonę, do jazdy na obiad na Złotą Górę (1,7 km i 110 metrów przewyższenia). Pod górkę było ciężko, ale jakoś wyjechaliśmy i rozsiedliśmy się w restauracji. Niestety obsługa była fatalna, 10 minut czekaliśmy żeby zrobić zamówienie, potem chyba ze 30 minut na obiad - coś tu chyba się pozmieniało od naszej ostatniej wizyty w tym miejscu - niestety na gorsze. Po obiedzie pojechaliśmy ponownie w dół do Ojcowa, na zjeździe jakiś osioł zajechał mi drogę nawracając sobie na drodze postawił tak samochód, że musiałem się zatrzymać, zrobił to mimo iż dobrze widział, że jadę - brawo dla naszych polskich kierowców. Powiedziałem mu co o tym myślę i pojechałem dalej. W centrum Ojcowa jeszcze przez chwilę zbieraliśmy siły przed drogą powrotną i tuż przez 16 ruszyliśmy do Krakowa.
Droga w kierunku Krakowa Doliną Prądnika ma wyraźną tendencję w dół, więc jechaliśmy szybko i sprawnie, ja zatrzymałem się jeszcze po drodze, żeby zrobić zdjęcia górze Okopy na której byliśmy przed południem. Jedyna trudność na drodze to ponownie Kwietniowe Doły pokonywane tym razem głównie pod górę, miejscami bardzo stromo. Później już spokojnie przez Giebułtów, Pękowice i ulicami Krakowa na Błonia.
Wycieczka bardzo udana, przejechaliśmy 50 km podczas których podziwialiśmy sobie widoki. Moja żona dała radę:) choć momentami była bardzo zmęczona, więc musi ostro pracować nad formą. Plany na rowerowy majowy weekend mamy spore, oby tylko pogoda się utrzymała.
Galeria wycieczki