- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
samotnie
Dystans całkowity: | 12977.67 km (w terenie 1061.20 km; 8.18%) |
Czas w ruchu: | 557:47 |
Średnia prędkość: | 23.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.10 km/h |
Suma podjazdów: | 93851 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (84 %) |
Suma kalorii: | 118232 kcal |
Liczba aktywności: | 383 |
Średnio na aktywność: | 33.88 km i 1h 27m |
Więcej statystyk |
Wycieczka do Puszczy i poszukiwanie keszy.
Niedziela, 3 listopada 2013 | dodano:03.11.2013 Kategoria 21-40 km, Geocaching, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 35.18 km
- Teren: 3.00 km
- Czas: 01:39
- VAVG 21.32 km/h
- VMAX 47.56 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 274 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dalej nie jestem do końca zdrowy, ale z dobrej listopadowej pogody należy korzystać. Wybrałem się więc do Puszczy na przejażdżkę, planując po drodze podejść do 4 keszy. Ostatecznie zaatakowałem aż 7 punktów, ale znalazłem tylko 4 skrytki.
Z Łapczycy ruszyłem do Bochni drogą nr 4 i po podjeździe zacząłem zjazd do centrum Bochni. Zatrzymałem się na skrzyżowaniu z drogą na Nowy Wiśnicz w pobliżu, którego znajduję się kapliczka i pomnik Marcina Samlickiego - malarza i kolorysty, który zginął w tym miejscu 1945 r. rozjechany przez samochód żołnierzy radzieckich. Przejeżdżałem koło tego miejsca wiele razy, ale dzięki geocachingowi dowiedziałem o istnieniu kogoś takiego jak Marcin Samlicki. Z samym znalezieniem kesza, niestety miałem problem, nie wgrałem punktu do urządzenia i nie miałem dokładnych współrzędnych punktu. Oczywiście zatrzymałem się i rozglądnąłem, ale od razu stwierdziłem, że jest to kesz którego nie lubię - czyli ukryty gdzieś w krzakach lub w ziemi. Pomnik obsadzony jest jakimiś krzakami, a poniżej niego rosną też drzewka i krzaki - bez dokładnych współrzędnych szkoda czasu na szukanie.
Przejechałem przez rynek w Bochni, minąłem Zamek Żupny gdzie podobno też jest kesz i pojechałem na cmentarz komunalny, a konkretnie pod kwaterę wojenną nr 314. W zasadzie miałem nie atakować tego punktu, 3 dzień listopada i do tego niedziela, to kiepski termin na szukanie na cmentarzach, szczególnie tak dużych ja ten w Bochni, w końcu jednak postanowiłem się rozejrzeć. Porobiłem fotki i chyba namierzyłem drzewo w którym schowany jest kesz, ale nie było szans na zajrzenie do skrzynki bez wzbudzenia podejrzeń, więc postanowiłem odpuścić. Początek keszowania więc kiepski 0:2.
Ruszyłem dalej w kierunku kładki na Rabie między Bochnią a Damienicami, którą to zamierzałem przekroczyć rzekę a przy okazji zgarnąć umieszczony na niej kesz. Skrytka magnetyczna - takie lubię, bo są przyczepione do czegoś metalowego, a nie są zagrzebane w krzakach. No i w końcu udało się znaleźć, mój GPS sugerował co prawda trochę inne miejsce, ale po chwili poszukiwania znalazłem kesza - fotka, wpis i jazda dalej do Puszczy.
Moim celem były dwie skrytki nad Czarnym Stawem, więc czekał mnie kilku kilometrowy przelot przez las. Jechało się fajnie, pogoda na rower dobra, było koło 10-12 stopni, niebo co prawda zachmurzone, ale było bezwietrznie - ludzi w puszczy nie brakowało. Na pierwszy ogień poszedł trudniejszy kesz ze strony geocaching.com - zgodnie z informacjami zdobycie punktu wymagało wspinaczki na drzewo. Punkt namierzyłem szybko - koordynaty dokładne a miejsce ukrycia kesza zdradziły czarne zipy na gałęzi, ale schody dopiero się zaczynały. Skrytka znajdowała się jakieś 3,5-4 metry nad ziemią, na cienkim drzewie na które wspinaczka wcale do łatwych nie należała. W końcu jednak się udało, wpis robiłem na drzewie i nawet nie sfotografowałem zawartości kesza, tylko schowałem go z powrotem i wróciłem do roweru. Skoro byłem już na przeciwległym brzegu Czarnego Stawu (nie tym co zwykle odwiedzają turyści) to postanowiłem obejść staw dookoła i zrobić kilka fotek.
Po kilku minutach dotarłem na "turystyczny brzeg", zostawiłem rower i ruszyłem na poszukiwanie skrzynki opencaching.pl. Ta była zdecydowanie łatwiejsza, problemem okazały się tylko dwie starsze panie, które szukały grzybów i zaczęły mnie śledzić. Musiałem poczekać aż odejdą dalej i dopiero wyciągnąłem dość pokaźnych rozmiarów kesza. Wpis, fotki, ponowne maskowanie i jazda dalej.
W zasadzie w tym momencie wyczerpałem mój plan keszowania na dziś - wynik 3:2 dla mnie (punkt na cmentarzu był już dodatkowy), ale jadąc w kierunku Stanisławic, postanowiłem poszukać jeszcze kesza opisanego jako "kukułcze jajo" - mój GPS sugerował, że jest blisko. W tym celu skręciłem z asfaltówki w szutrówkę, dojechałem do równoległej szutrówki i znów skręciłem w kierunku asfaltu. Dobrze utwardzoną drogą dojechałem do punktu czerpania wody, nad którym chyba jeszcze nigdy nie byłem. Ostatnimi czasy takie małe jeziorka w puszczy zostały wyposażone w sprzęt do szybkiego poboru wody przez wozy straży pożarnej, dość dokładnie utwardzono też drogi dojazdowe do nich.
Sam punkt znajdował się jednak po drugiej stronie jeziorka, zostawiłem rower i w drogę, punkt namierzyłem od razu - GPS pokazał dokładne współrzędne i wystarczyło spojrzeć w górę i zobaczyłem piękne kukułcze gniazdo, a w nim zamiast jajka - kesz. Strasznie spodobała mi się skrytka - bardzo oryginalny i fajny pomysł. Kilka fotek, wpis i jazda w kierunku domu.
Wróciłem na asfalt pod cmentarzem na Osikówce i ruszyłem na Kłaj. Z Puszczy wyjechałem koło przejazdu kolejowego w Kłaju i ruszyłem na Targowisko, a potem nad Rabę. Przez całą drogę myślałem sobie, że skoro prowadzę w walce w keszami i tak 4:2 - zwycięstwo mam w kieszeni:) to może jeszcze w drodze powrotnej spróbuję poszukać pod Kurhanem w Moszczenicy, gdzie wczoraj poległem. Niestety jak dojeżdżam do drogi nr 4 zaczęło kropić. Wyjechałem pod kościół w Chełmie, przejechałem koło cmentarza i dojechałem pod kurhan, jeszcze nie padało, więc pomyślałem - atakuję. Mój GPS wskazywał miejsce niejednoznacznie, w końcu ustaliłem chyba właściwe, ale kesza nie było widać, a na domiar złego zaczęło lać - musiałem więc ponownie się poddać. Wróciłem do roweru, założyłem ortalion i szybka jazda do domu.
Wycieczka udana, keszowanie w gruncie rzeczy też. Z zakładanych przed wyjazdem 4 punktów znalazłem 3 (dwa nad Czarnym Stawem i jeden koło kładki), nie znalazłem tylko tego przy pomniku M. Samlickiego i to jeszcze z własnej głupoty bo nie miałem dokładnych współrzędnych. Gorzej mi poszło z punktami, które w czasie jazdy dołożyłem - nie znalazłem nic na cmentarzu i pod kurhanem, tylko kukułcze gniazdo zostało namierzone.
Zabawa w keszowanie coraz bardziej mnie wciąga, zaczynam myśleć nad własnymi skrytkami - na stronie geocaching.pl jest projekt Zachodniogalicyjskie Cmentarze Wojenne, który zakłada okeszowanie wszystkich cmentarzy na 100-lecie wybuchu I wojny. W okręgu IX - Bochnia (tym o którym wiem najwięcej i gdzie wszystkie cmentarze odwiedziłem) jeszcze wiele obiektów nie ma kesza - mój pierwszy typ to Czyżyczka i cmentarz 336 - może jeszcze zdążę przed zimą.
Galeria wycieczki
Kesze w Chełmie
Sobota, 2 listopada 2013 | dodano:02.11.2013 Kategoria Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie, Po górkach, Geocaching, 0-20 km
- DST: 11.35 km
- Teren: 1.00 km
- Czas: 00:36
- VAVG 18.92 km/h
- VMAX 53.41 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 207 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ponad tydzień chorowałem, w zasadzie dalej jestem chory, ale dziś postanowiłem się przestawić na leczenie świeżym powietrzem i wybrałem się na krótką wycieczkę, w spacerowym tempie, na poszukiwanie keszy w okolicach Chełmu.
W zasadzie miałem dziś nie iść na rower, bo czuję się jeszcze nie za dobrze, ale pogoda zachęcała więc koło 12 zdecydowałem się wyskoczyć na krótką wycieczkę. Na szybkości zaplanowałem podejście do 3 keszy: Kurhan w Moszczenicy, Cmentarz wojenny 334 w Chełmie i Grodzisko w Chełmie, a na sam koniec miałem jeszcze kesz dodatkowy czyli wizytę w sklepie w Łapczycy:)
Ruszyłem powoli, tempem spacerowy, postanowiłem się nie męczyć za bardzo. Podjazdy w Moszczenicy pokonałem powolutku i po kilku minutach byłem pod kurhanem na granicy Moszczenicy i Chełmu. Chwilę łaziłem po krzakach w poszukiwaniu kesza, ale w końcu stwierdziłem, że sprawa jest beznadziejna, kesz miał leżeć na ziemi, w koło pełno było różnego rodzaju pudełek i butelek - śmieci. Wszystko dodatkowo przykryte gęstym dywanem z liści. Mój GPS jakoś nie mógł się zdecydować gdzie ten kesz się znajduję, więc po paru minutach odpuściłem - mam tylko blisko, więc będzie jeszcze okazja poszukać. Początek więc kiepski 0:1.
Kilkaset metrów dalej na cmentarzu parafialnym w Chełmie, znajduję się cmentarz wojenny nr 334 a na nim kolejny kesz. Miejsce to zwiedzałem wiele razy w związku moim zainteresowaniem cmentarzami wojennymi z I wojny, ale tym razem miałem szukać kesza. Skrzynkę namierzyłem od razu, ale zaglądnięcie do niej wymagało niemałej gimnastyki, w końcu dziś Dzień Zaduszny, na cmentarzu kupę ludzi - spotkałem nawet mojego znajomego z wycieczek rowerowy do Częstochowy organizowanych przez PTTK w Bochni. Artur w te wakacje pojechał na rowerze do Grecji - przygodę ocenił jako bajeczną:) wymięliśmy kilka uwag, no ale kesz czekał. Poczekałem na dogodny moment i skrzynka była moja, kilka fotek wpis i znowu trochę gimnastyki, żeby ją ponownie schować, ale jakoś się udało. Wyrównałem wynik na 1:1.
Trzeci kesz miał się mieścić na Grodzisku w Chełmie - wskazówka "w środku" - pomyślałem więc, że to pewnie w altanie na szczycie. Powolutku sobie podjechałem stromym podjazdem na szczyt grodziska, ale patrzę na GPS i coś nie gra, kesz jest wyraźnie dalej na północ, a więc nie na szczycie. Najpierw wybrałem się na piechotę, ale po chwili spostrzegłem, że to nie tak znowu blisko, a mój rower stoi sobie w najlepsze na szczycie. Wróciłem, więc i zabrałem rower, zjechałem w bardziej ustronne miejsce, zostawiłem rower, wziąłem GPS i w drogę. Punkt jest w miejscu do którego nie łatwo trafić, na szczęście koordynaty są w porządku i po krótkim poszukiwaniu znalazłem, fotka, wpis i ponowne schowanie kesza. Mecz z keszami wygrany 2:1.
Do domu postanowiłem jechać przez Siedlec, a więc na około, w Łapczycy odwiedziłem jeszcze otwarte niedawno Delikatesy Centrum i wróciłem do domu. Czas jazdy podczas tej wycieczki to jakieś 36 minut, ale z poszukiwaniem keszy wyszło sporo ponad godzinę. Jutro jeśli pogoda i zdrowie pozwoli może wyskoczę na małą przejażdżkę i przy okazji poszperam za keszami:)
Jeszcze niedawno zastanawiałem się czy nie powalczyć o 5 tys. km w tym sezonie, ale niestety plany pokrzyżowała mi choroba. Piękny tydzień spędziłem w łóżku zamiast na rowerze, w ten weekend za wiele kilometrów też nie zdobędę, więc o tych 5 tys. mogę zapomnieć. Listopad to już nie miesiąc na jazdę, w tamtym roku przejechałem ledwie 91 km (2 wycieczki), w 2011 - 76 km (2 wycieczki), 2010 - 114 km (4 wycieczki), a w 2009 - 28 km (1 wycieczka) - łącznie przez 4 lata może 300 km, a tu do 5 tys. brakuję mi przeszło 400 km. Realny cel, przy dobrej pogodzie to może 4800 km, a te 5 000 km trzeba będzie odłożyć na przyszłość.
Galeria wycieczki
Zabawa z Geocaching
Środa, 23 października 2013 | dodano:23.10.2013 Kategoria Geocaching, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, 0-20 km
- DST: 17.97 km
- Czas: 00:39
- VAVG 27.65 km/h
- VMAX 35.55 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 74 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Jestem chory - pełen zestaw przeziębieniowy, boli mnie gardło i leje mi się z nosa. Pogoda jest jednak tak piękna, że nie mogłem sobie odmówić małej przejażdżki, tym bardziej że zainteresowałem się geocaching. Zarejestrowałem się na dwóch portalach i dziś zdobyłem trzy pierwsze kesze:)
Sezon zawodów na orientacje już się chyba dla mnie skończył, więc zainteresowałem się zabawą w poszukiwanie skarbów czyli geocaching. Kiedyś już o takiej zabawie słyszałem, ale ostatnio gdy szukałem jakiś informacji o Duchowej Górze w Lipnicy Murowanej (gdzie znajdował się jeden punktów podczas Galicja Orient), trafiłem na stronę www.opencaching.pl. Zarejestrowałem się w systemie i przeglądnąłem punkty w mojej okolicy, niestety okazało się że nie ma ich zbyt wielu. Zarejestrowałem się więc jeszcze na www.geocaching.pl, stronie będącej polskim odpowiednikiem www.geocaching.com i okazało się, że tam skrzynek w mojej okolicy jest znacznie więcej. Ten drugi system jest co prawda bardziej nastawiony na zysk i na wejście proponuję płatne konto premium, ale do ściągnięcia samych koordynatów punktów wystarczy konto basic.
Na mojejgo GPS - Garmin Dakota 20 pobrałem kilka skrzynek i w drogę. Większość skrzynek czy jak mówią uczestnicy zabawy keszy, znajdowało się w dobrze mi znanych miejscach przy Drodze Królewskiej. Na początek postanowiłem jechać pod leśniczówkę Przyborów, gdzie przy Kapliczce Św. Huberta miał być zlokalizowany kesz z opencaching. Wybrałem ten punkt na początek bo miałem dokładne wskazówki, gdzie się znajduje, więc dla całkowitego debiutanta był to punkt idealny. Do leśniczówki, dojechałem szybko, ze średnią 28,6 km/h, zrobiłem kilka fotek utwardzanych w ostatnich dniach leśnych dróg i zrobiłem nawrót pod kapliczkę. Warto wspomnieć, że kesz trzeba podjąć i odłożyć na miejsce niezauważonym, by nie zdradzić położenia skrzynki, bałem się trochę, że przy ruchliwej Drodze Królewskiej może to być trudne, na szczęście jednak moje obawy okazały się bezpodstawne.
Kesz ma miejscu, wyciągam, otwieram, oglądam, robię wpis i chowam na miejsce. Ustawiam GPS na kolejny punkt czyli Dąb Augusta II (tym razem z geocaching). Dojeżdżam do dębu i szukam, skrzynka ma być mała i magnetyczna, tym razem nie wiem dokładnie gdzie się znajduje, pomagają mi bardzo precyzyjne wskazania GPS. Jest, fajny kesz na magnesiku - bardzo pomysłowe, otwieram, wpis, pakuję na miejsce i jazda do kolejnego punktu.
Trzeci kesz ma się znajdować w pobliżu cmentarza wojennego nr 325 na Sitowcu. Na serwisie geocaching.pl prowadzona jest akcja - Projekt: Zachodniogalicyjskie Cmentarze Wojenne, polegająca na umieszczaniu keszy w pobliżu cmentarzy wojennych z I wojny - super sprawa, szczególnie dla mnie. Podjeżdżam pod cmentarz a tu zonk, w stronę cmentarza zmierza wycieczka szkolna, czy udana mi się podjąć poszukiwania? Na szczęście sam kesz znajduję się dobre kilkadziesiąt metrów od cmentarza, a wycieczka po chwili odchodzi i mogę spokojnie sprawdzić skrzynkę, koordynaty bezbłędne i po chwili mam skrzynkę, fotka, wpis i jazda dalej.
Robi się powoli ciemno, a ja mam w planie jeszcze jeden kesz, na kirkucie żydowskim w Niepołomicach w którego obrębie była kiedyś zlokalizowana kwatera wojenna 328. Dojeżdżam na miejsce, wskazówki mam w miarę dokładne, ale kesza nie ma. Postanowiłem, odpuścić, bo wydawało mi się, że trzeba będzie coś pokopać, a ja nie miałem czym. Gdy wróciłem do domu i jeszcze raz poczytałem o skrzynce dowiedziałem się, że jednak nie trzeba było kopać, tylko dokładniej poszukać, cóż może następnym razem się uda.
Godzina już późna (17:20), robi się ciemno i chłodno, więc trzeba wracać do domu. Dzisiejsza trasa jak na szosówkę, bardzo krótka, ale dziś szukałem keszy, a rower był tylko środkiem lokomocji. Jak na pierwszy raz chyba poszło mi nieźle, namierzyłem 3 z 4 zakładanych na dziś skrzynek:) Wyjazd krótki, ale bardzo udany.
Galeria wycieczki
Galicja Orient - etap II do poprawki
Niedziela, 20 października 2013 | dodano:20.10.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
- DST: 55.03 km
- Teren: 15.00 km
- Czas: 03:02
- VAVG 18.14 km/h
- VMAX 58.41 km/h
- Temp.: 17.0 °C
- Podjazdy: 900 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Minęły 3 tygodnie od imprezy na orientacje organizowanej na "moich" terenach w której niestety nie poszło mi za dobrze. Dokładnie trzy tygodnie temu walczyłem na II etapie Galicja Orient, dziś pogoda była piękna, więc postanowiłem jechać i zaliczyć punkty z trasy pucharowej nr 40, 37 i 35, które na zawodach opuściłem. Nie jako przy okazji zaliczyłem jeszcze punkty 33, 38 i 36, które były po drodze:)
Znowu nie miałem za wiele czasu na jeżdżenie, więc nie mogłem odjechać całej trasy II etapu GO, wybrałem więc tylko kilka punktów. Na początek pojechałem do Gierczyc i rozpocząłem szosowy podjazd pod Czyżyczkę, za kulminacją asfaltu skręciłem w prawo w kierunku Buczyny na punkt który na zawodach był oznaczony jako 33. Tym razem dojechałem bez problemu, ale stwierdziłem, że ścieżki przez pole którą trzeba jechać na wprost gdy droga skręca w lewo po prostu nie widać, jest tylko zaorana i zarośnięta trawą łąka, ścieżka pojawia się dopiero po przejechaniu tej łąki. Dalej już bez problemów, fotka pod kapliczką (pkt 33), kilka fotek widoków z tego miejsca i jazda dalej.
Na zawodach kolejny błąd popełniłem nie skręcając w prawo przy krzyżu, tylko pędząc w dół do Grabiny skąd musiałem znowu podjeżdżać. Wtedy nawet zatrzymałem się w dobrym miejscu, ale coś nie grało z nawierzchnią drogi i pojechałem asfaltem, który na mapie był zaznaczony jako droga nie utwardzona. Dziś pojechałem pod krzyżem w prawo, droga która jeszcze 3 tygodnie temu była szutrowa dziś jest prawie cała asfaltowa i co więcej pozwala zaoszczędzić czas i siły jakbym tędy pojechał na GO to na pewno dużo bym zyskał. Po dojechaniu do drogi na Nieszkowice Małe skręciłem w prawo a przy kolejnym krzyżu lewo w ścieżkę miedzy polami. Na GO nawet w planach nie miałem tędy jechać, chciałem zjechać w dół do Nieszkowic i jechać doliną Stradomki, tą ścieżkę wybrałem bo była ona w optymalnym wariancie przejazdu. Jako ścieżka w dół jest w miarę porządku da się nią zjechać (choć nie strasznie szybko) do Stradomki, ale pod górę chyba wolałbym walczyć na około po asfalcie.
Dalej już jazda jak na GO do Wieńca i drogą koło Raby do "końca drogi" - czyli pkt 38. Na GO chwilę go szukałem, lampion był za kupą ziemi w krzakach, przez 3 tygodnie to miejsce się zmieniło, nie ma już ani tej ziemi ani tych krzaków, pozostał tylko znak zakaz wjazdu. Podczas zawodów z tego miejsca się wróciłem i atakowałem punkt nr 39 opuszczając 40, tym razem jadę na 40.
Z szutrowej drogi przez żwirownie koło Raby mam skręcić w ścieżkę biegnącą wzdłuż rzeki, ale jakoś przegapiam skręć i dojeżdżam do asfaltu i do domów, szybko naprawiam błąd i wracam na ścieżkę wzdłuż Raby. Nie jest to rewelacyjna droga, mocno zarośnięta trawą, a tuż przed wyjazdem na asfalt niespodzianka w postaci niewielkiej fosy pełnej wody, po pokonaniu której jestem już cały brudny. Dalej lekko pod górę, zjazd przejazd przez Zręczyce i rozpoczynam podjazd - to właśnie tego podjazdu się bałem na zawodach i dlatego zrezygnowałem z pkt 40.
Podjazd ciężki, miejscami bardzo stromo, co prawda widoki piękne i dziś gdy byłem niezmęczony mogłem nawet docenić walory widokowe tego podjazdu, ale podczas GO chyba bym na tej górce umarł:) Najgorsza część podjazdu kończy się pod drewnianą willą z XIX wieku stojącą w pięknym widokowym miejscu, zrobiłem więc krótką przerwę na kilka fotek.
Po przerwie jadę dalej, pod górę ale już znacznie łatwiej, dojeżdżam do asfaltówki biegnącej od Podolan, dalej już tylko ścieżka przez las przykryta gęsto dywanem z liści. Po kilku minutach wspinaczki dojeżdżam do osuwiska, to gdzieś tu znajdował się punkt 40 - okolica malownicza, szczególnie dziś gdy liście spadły z drzew i przykryły cały las. Punkt zdobyty ale dojazd do cywilizacji wymaga jeszcze dobrych kilku minut jazdy leśnymi ścieżkami, w końcu ląduję na asfaltówce w Kobylcu i pędzę szczytem w kierunku Kamyka. Po zjeździe ląduję na skrzyżowaniu na które trafiłem od pkt 39 na GO, na sam punkt nie jadę, ale jego zdobycie z tego miejsca to co najmniej 10-15 minut (droga tam i powrotem).
Mała analiza podczas GO z punktu 38 przez 39 (wspinaczka na nogach pod górę) do skrzyżowania w Kamyku zrobiłem 5 km w czasie 29:26, dziś z punktu 38 przez 40 na to samo skrzyżowanie zrobiłem 11,9 km w czasie 59:43 zdobycie punktu nr 39 kosztowało by mnie jeszcze maks 15 minut czyli łączny czas z zaliczeniem punktów to jakaś 1 godz 15 min, chyba więc dobrze zrobiłem że tą 40 wtedy odpuściłem.
W Kamyku jeszcze trochę w dół i jazda na punkt 37, który też na GO odpuściłem. Kilkaset metrów drogą w kierunku Woli Wieruszyckiej i skręt w lewo, dojeżdżam do zielonego szlaku rowerowego, który zgodnie z mapą biegnie przez punkt. Szlak prowadzi trochę inaczej niż na mapie, ale są znaki więc jadę bez większych problemów, droga pod górę, miejscami na drodze wielkie głazy, ale droga przejezdna w całości na rowerze. Dojeżdżam do drogi wzdłuż ściany lasu, po chwili wjeżdżam w las, chwila coś chyba za daleko, sprawdzam drogę w lewo na wjeździe do lasu, ale po chwili stwierdzam, że muszę się trochę cofnąć. Jakieś 100 metrów wcześnie jest ścieżka w las i coś co przypomina "małą polankę" z opisu - to chyba to miejsce, ale śladów GO nie znajduję.
Jadę dalej przez las w kierunku Kaczej Góry (trzymam się szlaku), problem pojawia się w miejscu gdzie mam ze szlaku zjechać jest droga w lewo, leśna ale przy niej stoi samochód osobowy, więc na pewno przejezdna, ale na mapie jej chyba nie ma. Decyduję się ostatecznie na wąską ścieżkę na wprost w kierunku szczytu, który zdobywam niestety na nogach, dalej jest ścieżka w lewo po szczycie, po chwili dojeżdżam gdzie chciałem, ale widzę też wylot drogi, którą nie pojechałem, mogło się obyć bez ataku szczytowego.
Dalej kawałek po asfalcie przez Cichawkę, trzyma się czerwonego szlaku rowerowego, który ma mnie zaprowadzić na szczyt Zonii. W pewnym momencie szlak opuszcza asfalt i prowadzi pod górę, szeroką szutrową drogą. Kilkaset metrów i jadę już przez las, tu jest znacznie gorzej, po pierwsze stromo, po drugie liście a po trzecie coraz więcej błota. Dojeżdżam do kulminacji ścieżki w lesie, ale prawdziwa jazda zaczyna się na zjeździe, błoto, liście gałęzie, ślisko jak cholera i ze dwa razy a mało nie leżę. W końcu wyjeżdżam z lasu i oczywiście znowu muszę się wspinać, najpierw po szutrze a potem już po asfalcie, w końcu wyjeżdżam przy dobrze mi znanej kapliczce na szczycie w Zonii.
No to analiza: na GO przejazd od skrzyżowania w Kamyku z drogą na Wolę Wieruszycką, przez Sobolów z asfaltowym podjazdem pod Zonię pod wspomnianą wyżej kapliczkę to 4,3 km w czasie 23:38 (postojów na tym odcinku nie było), dzisiejszy przejazd z tego samego skrzyżowania w Kamyku przez pkt 37 do kapliczki to 7,2 km w czasie 51:46 (13:52 postoju). W dobrej formie, ograniczając postoje do podbicia punktu i może chwili namysłu nad mapą (powiedzmy 5 minut) opłacało się jechać na pkt 37, w formie jaką miałem podczas II dnia GO chyba dobrze zrobiłem, że jednak zrezygnowałem.
Jadę jeszcze kilkaset metrów i staję w miejscu gdzie na GO znajdował się punkt 36 i bufet, tym razem ciasteczek nie ma, więc robię tylko parę fotek i pędzę na punkt 35, który też podczas zawodów opuściłem. Po niespełna 14 minutach (głównie zjazdu) jestem w Królówce przy punkcie, znajduję nawet taśmę która była rezerwowym oznaczeniem punktu, szybka fotka i powrót. Robię krótką przerwę pod sklepem, bo akurat skończył mi się napój w bidonie i pędzę dalej. Najpierw po płaskim doliną potoku, potem skręt w lewo i rozpoczynam podjazd przez Olchawę. To właśnie przez ten podjazd odpuściłem punkt 35, cisnę mocno, bo chcę zobaczyć ile czasu potrzeba było na zdobycie tego punktu, podjeżdżam, zjeżdżam i jestem na skrzyżowaniu w Zawadzie, czas od punktu 36 to jakieś 34 minuty - 11,2 km (w tym postój w sklepie). Podczas GO zjechałem prosto z Zonii na w/w skrzyżowanie, wtedy potrzebowałem na to 7:26 - 3,8 km. Czyli teraz jest 27 minut więcej licząc z postojem w sklepie, wtedy byłem w słabszej formie, więc mogło to być 27 minut bez postoju, ale zaliczyłem punkt warty 60 minut, więc w ostatecznym bilansie mogłem mieć czas o 33 minuty krótszy, mojej pozycji by to nie zmieniło, ale miałbym łączny czas z karami mniejszy niż 24 godziny:)
Ze skrzyżowania w Zawadzie chciałem jeszcze wypróbować nową drogę przez Pogwizdów, ale czas miałem słaby i musiałem już wracać do domu, więc wybrałem drogę asfaltem przez Czyżyczkę, na podjeździe cisnąłem mocno i w rezultacie mocno się zmachałem. Dalej zjazd i dojazd do Łapczycy drogą 964.
W sumie przejechałem 55 km i 900 metrów przewyższenia, na trasie byłem od 10:15 do 13:50, więc przez 3:35. Limit czasu na GO był 5 godzin, więc w dobrej formie i przy wyborze dobrej trasy pewnie dałbym rady zaliczyć całość. Jednak tego dnia byłem mocno zmęczony, popełniłem kilka błędów na początku i chyba dobrze zrobiłem, że opuściłem punkty 40 i 37, ale 35 trzeba było jednak jechać. Myślę, że z tym dodatkowym odcinkiem jakoś bym sobie poradził, punkt był łatwy do znalezienia, a czas lepszy po 30 minut był nie do pogardzenia.
Teraz już zostaje tylko zrobić poprawkę do I etapu GO, ale na to przydałoby się trochę więcej czasu.
Galeria wycieczki
Bodzanów na szosie
Wtorek, 15 października 2013 | dodano:15.10.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 21.30 km
- Czas: 00:49
- VAVG 26.08 km/h
- VMAX 52.60 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- Podjazdy: 240 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatnio stwierdziłem, że coś mało w tym roku jeździłem na szosówce, a że miałem po pracy chwilę czasu w oczekiwaniu na spotkanie na budowie, to wsiadłem na mojego Peugeota i w drogę.
Celem był znajdujący się na górce drewniany kościółek w Bodzanowie, jednak tym razem postanowiłem trochę zmodyfikować pętle dojazdową. Z Niepołomic pojechałem do Staniątek, przejazd obok klasztoru i następnie jazda pod szkołę w Zagórzu, następnie skręt w prawo i przez Słomiróg do Bodzanowa. Od Słomirogu zaczyna się dość konkretny podjazd do granic Gminy Niepołomice, potem zjazd i znowu podjazd do Bodzanowa. Zwykle dojeżdżałem do kościoła w Bodzanowie, stroną drogą koło kapliczki, tym razem postanowiłem zajechać z drugiej strony, czyli od cmentarza. Tu również bardzo stromo i wyjazd trochę wyżej niż drogą koło kapliczki, bo od cmentarza do kościoła się zjeżdża.
Pod kościołem parę fotek i szybki nawrót w kierunku domu, bo zaczynało się powoli ściemniać. Pojechałem drogą w kierunku Zakrzowa, ostatnio jeździłem nią parę razy, ale zawsze w przeciwnym kierunku. Lekki podjazd i potem zjazd do Zakrzowca, następnie przejazd przez Staniątki i powrót do domu.
Wycieczka udana i dość szybka, forma w sumie na taką trasę była nie najgorsza i wszystkie górki podjechałem bardzo sprawnie. Niestety czas gonił i to zarówno w powodu spotkania jakie miałem zaplanowane na 18 jak i powodu szybko zapadającego zmroku, po pracy nie ma jak już za bardzo jeździć:(
Wieczorem jeszcze test jednego programu na moim rowerku stacjonarnym, dziś tylko 10 minut kręcenia, ale podniosłem sobie dość mocno obciążenie i zdążyłem przez ten czas poważnie się zmęczyć.
Galeria wycieczki
Do ujścia Raby
Niedziela, 13 października 2013 | dodano:13.10.2013 Kategoria 61-80 km, Po płaskim, samotnie
- DST: 61.94 km
- Teren: 7.00 km
- Czas: 02:44
- VAVG 22.66 km/h
- VMAX 59.34 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 297 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W niedziele nie miałem zbyt wiele czasu na rowerowanie, postanowiłem się wybrać więc na stosunkowo łatwą wycieczkę do Uścia Solnego w poszukiwaniu ujścia Raby do Wisły. Kiedyś dawno temu bo w 2009 roku przy okazji wycieczki do Szczurowej postanowiłem poszukać miejsca gdzie Raba wpada do Wisły, ale wtedy mimo walki z ciężkim terenem miejsca tego nie znalazłem. Tym razem miało być inaczej, przed wyjazdem zrobiłem analizę mapy i zdjęć google z których wywnioskowałem, że w miejsce styku obu rzek łatwiej będzie dojechać od strony Niedar a nie Uścia Solnego jak kiedyś próbowałem.
Z Łapczycy wyjechałem dopiero o godzinie 10:15, mimo później pory pogoda była kiepska, mgła i temperatura ledwie około 11 stopni. Do Bochni drogą nr 4, potem zjazd do rynku i kierunek na Proszówki. Do Uścia Solnego postanowiłem jechać lewym brzegiem rzeki. Na moście między Bochnią a Proszówkami zrobiłem pierwsze dziś zdjęcie Raby i drogą nr 965 ruszyłem do Milkuszowic. Po drodze w Gawłówku jeszcze szybkie zdjęcie pomnika radzieckiego lotnika i odbicie z drogi głównej w kierunku kościoła w Mikluszowicach. Dalej jazda przez Wyżycze gdzie wychodzę na biegnący równolegle do drogi wał Raby - jednak rzeki nie widać, i dalej przez Bieńkowice gdzie fotografuję zniszczony zabytkowy dworek. Jadę przez płaskie jak stół tereny, między polami, cisnę dość mocno i po mniej więcej godzinie od startu dojeżdżam do drogi 964. Do mostu na Rabie między Niedarami a Uściem Solnym mam dosłownie 300 metrów, robię fotkę Raby i decyduję się przejechać kawałek dobrze wyglądającą ścieżką po wale po stronie Uścia Solnego.
Jak wspomniałem na wstępie, kiedyś już próbowałem tą stroną dojechać do ujścia rzeki i nie udało mi się, ale i tak miałem wstąpić do Uścia Solnego, więc stwierdziłem, że spróbować nie zaszkodzi. Jednak w pewnym momencie wał wyraźnie oddala się od rzeki, a w kierunku rzeki brak jakiś dobrych ścieżek, postanawiam więc zjechać z wału i za 3 minuty jestem już na odremontowanym rynku Uściu Solnym. Robię parę fotek, ale na odpoczynek nie ma czasu, ponownie przekraczam więc rzekę i po drugiej stronie mostu w Niedarach jadę żwirową drogą równoległą do wału. Na zdjęciach google widziałem, że tą drogą można dojechać w pobliże ujścia Raby. Droga jest dobrze utwardzona, mały kamyczkami, ale rowerem na cienkich oponach jedzie się po niej nie najlepiej, na szczęście jednak we właściwym kierunku. Po kilku minutach jazdy widzę jak z lewej strony do wału Raby dochodzi wał Wisły, droga przejeżdża przez wał i prowadzi mnie dość dobrą ścieżką między łąkami. Po chwili dojeżdżam do Raby i drogą wzdłuż rzeki do cypla na zbiegu Raby i Wisły. Zostawiam rower i na nogach schodzę wąską ścieżką do lustra wody.
Miejsce ma swój specyficzny klimat, po drugiej stronie Wisły widzę jakiegoś wędkarza, wchodzę na wąski, usypany z kamieni cypelek w miejsce styku obu rzek, mała sesja fotograficzna i powrót do roweru. Po przeciwnej stronie Wisły widać jak na dłoni wzniesienia przy drodze DK79, to z jednego z nich w Jaksicach jest piękna panorama miejsca w którym się znajduję, jednak na dziś do dla mnie za daleko, w linii prostej nie więcej niż kilometr, ale żeby tam się dostać musiałbym przejechać Wisłę mostem albo w Nowym Brzesku, albo w Szczurowej - czyli do przejechania dobre 25 km. Wracam do Niedar, robię jeszcze szybką fotkę mocno zniszczonego cmentarza wojennego nr 320 w Niedarach, ponownie przekraczam rzekę wjeżdżam do Uścia Solnego i tym razem drugim brzegiem Raby kieruję się na Bochnię.
Jadę przez Cerekiew gdzie robię kilka fotek kościoła - widziałem ten kościół godzinę wcześniej z Wyżycz też było do niego tak blisko, a jednak tak daleko. Dalej jadę przez Bogucice i Majkowice gdzie robię kilku minutowy postój pod sklepem. Podczas mojego postoju mniej więcej o 12:15 w końcu wychodzi słońce i robi się bardzo ciepło, tak ciepło że w podkoszulku termoaktywnym i kurtce zaczyna mi być gorąco. Mijam kolejne miejscowości - Gawłów, Słomkę, Krzyżanowice i wzdłuż Raby dojeżdżam do Bochni. Jeszcze tylko przejazd koło cmentarza komunalnego podjazd do Osiedla Niepodległości, Górny Gościniec i jestem w domu w Łapczycy.
Wycieczka bardzo udana, cel osiągnięty, trasa przejechana szybko i sprawnie, gdyby nie ograniczony czas na dzisiejszy wyjazd mogłem jak nic zrobić dziś 100 km. Zbliżam się do 4,5 km w sezonie jednak 5 tys. chyba osiągnąć się nie uda, dni są coraz krótsze, a w weekendy nie zawsze mam czas jeździć.
Na opisaną wycieczkę pojechałem w niedzielę, natomiast w sobotę wieczorem nabyłem za niewielkie pieniądze rower stacjonarny, który ma mi pomóc utrzymać formę w zimie. Na allegro wypatrzyłem używany ergometr firmy Stamm, rower magnetyczny automatyczną regulacją oporu i programami tematycznymi. Co prawda jakieś 3 lata temu kupiłem trenażer, w pierwszym roku jeszcze trochę na nim jeździłem, ale potem zapał wyraźnie mi opadł. Jednak na żeby pojeździć na trenażerze musiałem schodzić do piwnicy, więc zwyczajnie mi się nie chciało, natomiast stacjonarka ma stać w pokoju i jak będę się o nią codziennie potykać to może częściej na nią wsiądę:)
Reaktywuję więc mój drogi profil poświęcony jeździe w domu - jasont.bikestats.pl
Galeria wycieczki
Do Niepołomic na budowę
Sobota, 12 października 2013 | dodano:12.10.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 35.72 km
- Teren: 1.00 km
- Czas: 01:27
- VAVG 24.63 km/h
- VMAX 57.21 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 239 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem do Niepołomic załatwić parę spraw na budowie. Do Chełmu jazda jak zwykle, ponieważ było mi trochę chłodno, więc pod górki cisnę z całej siły, dojazd do Chełmu i zjazd do drogi nr 4. W tym momencie wpadłem do pomysł by do Niepołomic jechać drogami krajowymi, kawałek 4 i potem 75 i przy okazji sprawdzić czy nowa warstwa asfaltu na DK75 jest w końcu równa.
Po DK4 szybko i bez problemów poboczem szosy, w Targowisko skręt na DK75, tu pobocza już nie ma, więc jazda zdecydowanie mniej bezpieczna. Za węzłem autostradowym rozpoczyna się remontowany odcinek drogi, do Szarowa jest jeszcze tylko warstwa podkładowa, ale za wiaduktem kolejowym w Szarowie w stronę Niepołomic w ostatnim tygodniu położono trzecią (chyba już ostateczną) warstwę asfaltu. Mknę więc po nowym asfalcie, jest zdecydowanie równiej niż wcześniej, ale przy skraju jezdni nie jest idealnie. Na DK75 oczywiście mam przeprawy w kierowcami, a w zasadzie z matołami za kółkiem, kilka samochodów mija mnie na gazetę ale to w zasadzie standard, jednak na tym nowym asfalcie za wiaduktem kolejowym mam przygodę specjalną. Jadę sobie na prostej z przeciwka jedzie sobie samochód a zanim drugi - Astra I i nagle ta Astra zaczyna wyprzedzać i oczywiście wymija mnie moim pasem. Pobocza asfaltowego w tym miejscu nie ma, zeskok rowerem na pobocze ziemne jest też trudny, bo nadlany asfalt wystaje dobre 10 cm powyżej gruntu, na szczęście droga była na tyle szeroka, że jakoś się w trójkę zmieściliśmy. Popukałem gościowi w czoło i pojechałem dalej, na szczęście już bez przygód.
W Niepołomicach jeszcze postój w piekarni i u kolegi w rynku na kawę, potem pojechałem na budowę, robota wrę, robią mi elewacje i na domku pojawił się już kolor. Pojechałem jeszcze do Dorbudu kupić kratkę wentylacyjną, ale bez licznika więc tych kilometrów nie wliczyłem do wycieczki.
Tuż przed 13:00 ruszam do domu, wypogodziło się już na dobre i zrobiło się ciepło (rano chłodno i mgła, która utrzymała się do 11), zmieniam więc kurtkę na bluzę i mknę do domu. Po drodze postój w Niepołomicach na cmentarzu parafialnym gdzie fotografuję kwaterę wojskową i potem na cmentarzu w Chełmie gdzie też szybka fotka cmentarza 334.
Wycieczka udana, jazda krajówkami mało bezpieczna ale szybka w Niepołomicach na rynku miałem średnią 25,37 km/h. Z powrotem już trochę wolniej ale średnia i tak wychodzi wysoka.
Galeria wycieczki
Szosowo wokół Czyżyczki
Wtorek, 8 października 2013 | dodano:08.10.2013 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 24.69 km
- Czas: 01:05
- VAVG 22.79 km/h
- VMAX 56.70 km/h
- Temp.: 17.0 °C
- Podjazdy: 330 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem jeździć dziś szosówką w okolicach Niepołomic, ale jakoś tak wypadło, że musiałem wcześniej jechać do Łapczycy, więc zrobiłem wycieczkę na crossie po szosach wokół pasma Czyżyczki.
W zasadzie miałem plan jechać w pobliże punktu nr 40 z II etapu Galicja Orient i zobaczyć czy dobrze zrobiłem, że na zawodach sobie ten punkt odpuściłem, ale jak już jechałem to stwierdziłem, że jest już trochę późno. Postanowiłem więc zmienić plan i zrobić rajdy wokół Czyżyczki, nową pętlą.
Z Łapczycy pojechałem na Siedlec i tam odbiłem na Stradomkę, jechałem po płaskim, doliną rzeki, omijając pasmo Czyżyczki od zachodu. Dojechałem do mostu na Stradomce i skręciłem w lewo w wąską drogę z płyt betonowych, która mnie zaprowadziła pod cmentarz w Sobolowie. Dalej krótki, ale ostry podjazd i byłem pod kościołem w Sobolowie. Pagórkowatą drogą na której jednak przeważały zjazdy dojechałem do Nieprześni pod zabytkowy dworek i wpadłem na ciekawy pomysł, skrócenia sobie drogi na szczyt Czyżyczki.
Drogą koło dworku w Nieprześni już kiedyś jechałem ale w dół, było to dość dawno i nie pamiętałem jaka to była droga. Zrobiłem fotkę dworku i drogę, ledwo ruszyłem a tu słyszę za sobą "Panie tędy pan nie pojedzie bo za bystro" - patrzę a tu dwóch Panów z piwem z ręce stojących na pobliskim podwórku postanowiło mi udzielić takiej cennej rady. Odpowiadam, więc że dam sobie radę i jadę. Jadę wąskim wąwozem obrośniętym drzewami, droga wyłożona jest betonowymi płytami ponacinanymi, żeby woda lepiej spływała. Na początek dwie stromsze ścianki kończące się jednak krótkimi wypłaszczenia, ale gdzieś tak od połowy podjazdu zaczyna się faktycznie dość "bystro". Ten najbardziej stromy odcinek jest znacznie dłuższy niż poprzednie i na dodatek płyty są gęsto nacięte w celu odprowadzenia wody. Podjazd kończy się przy dojeździe do domów mieszkalnych, kawałek wypłaszczenia i wyjeżdżam na drogę z Zawady do Gierczyc. Podjazd znowu nie taki ciężki, jak straszyli panowie na dole, choć na najbardziej stromej ściance jedzie się ciężko i prędkość spadła mi do 5 km/h.
Dalej kontynuuję podjazd na szczyt Czyżyczki, idzie mi nawet dość gładko i dość szybko pokonuję kolejne zakręty pod górę. Tym razem nie wyjeżdżam na sam szczyt, tylko od razu rozpoczynam zjazd do Gierczyc. Na dole przecinam drogę 967 i jadę w stronę drogi nr 4, którą też przecinam i wjeżdżam (znowu po betonowych płytach) na Górny Gościniec. Dalej już w zasadzie tylko zjazdy do samej Łapczycy.
Wycieczka, krótka ale w sumie bardzo udana, pod górki szło mi zdecydowanie lepiej niż ostatnio, pogoda była bardzo ładna i jechało się bardzo fajnie.
Galeria wycieczki
Październikowa wycieczka do Puszczy
Sobota, 5 października 2013 | dodano:05.10.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 33.82 km
- Teren: 2.50 km
- Czas: 01:31
- VAVG 22.30 km/h
- VMAX 52.92 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 216 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W najnowszym numerze Rowertour redaktor naczelny, zachęca żeby wyjść na rower i zapolować na czerwony październik:) Pojechałem więc do Puszczy Niepołomickiej poszukać śladów jesieni, nie ma ich jeszcze za wiele, z drzew lecą pojedyncze liście, a te na drzewach są jeszcze w większości zielone.
Od tygodnia nie jeździłem na rowerze i już na pierwszych metrach poczułem, że forma jest raczej słaba. Na podjeździe pod Górny Gościniec w Łapczycy, kręciłem powoli i wyraźnym trudem, mięśnie były mocno zakwaszone i bolały. Na szczęście dalej już było w dół, do Bochni, przez remontowany wiadukt kolejowy (przejście tylko dla pieszych), kładka na Rabie i byłem w Damienicach. To właśnie tu znajdował się cel mojej wycieczki, czyli niedawno odsłonięty pomnik ku pamięci mieszkańców Damienic pomordowanym w Katyniu. Kilka fotek i ruszyłem dalej do Puszczy.
Jazda przez Puszczę bardzo przyjemna, było ciepło, słonecznie i do tego jazda po płaskim:) Dojechałem do Czarnego Stawu, zrobiłem małą sesję zdjęciową z mniej dostępnego brzegu stawu i wróciłem nawrót. Pojechałem asfaltami w stronę Stanisławic, zatrzymałem się na chwilę pod pomnikiem na Osikówce, trwa utwardzanie skrzyżowania, zresztą jak paru innych w Puszczy, na piechotę może będzie się chodzić lepiej, ale rowerem po takich kamyczka zwykle jeździ się gorzej. Następnie dojechałem do Stanisławic i drogą przez las pojechałem do Kłaja, na wysokości przejazdu kolejowego wyjechałem z Puszczy i pojechałem do Targowiska. Tam wybrałem trochę inną drogę niż zwykle i rezultacie musiałem pokonać prawie 2,5 km szutrową drogą koło Raby. Dalej już tylko podjazd do Chełmu - znowu poszło ciężko i zjazd do Łapczycy.
Wycieczka w sumie bardzo udana, pogoda bardzo ładna, choć trochę wiało i miejscami musiałem walczyć z dość silnym przeciwnym wiatrem. Forma słaba, choć w tym roku nie miałem poczucia, że jestem w jakiejś mega formie, jednak dziś czułem, że jest wyraźnie słabiej.
Galicja Orient - etap II
Niedziela, 29 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria zawody, samotnie, RNO, Po górkach, 41-60 km
- DST: 52.72 km
- Teren: 10.00 km
- Czas: 03:11
- VAVG 16.56 km/h
- VMAX 56.72 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 1010 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na drugi etap Galicja Orient pojechałem sam, Krzysiek po wczorajszym dniu miał dość. Ja podczas całej trasy też czułem spore zmęczenie, dlatego też wróciłem na metę już o 12:50 (limit czasu do 14:00) z 7 punktami, ale na więcej po prostu już nie miałem siły.
Start o godzinie 9:00 wraz ze wszystkimi zawodnikami, którzy do lidera po I etapie mieli stratę większą niż 1 godzina. Dostaje mapę, do zaliczenia 10 punktów, trasa wygląda na łatwiejszą niż na I etapie. Organizator informuje, też zawodników, że dziś nie ma kar czasowych za spóźnienie, kto przyjedzie po 14:00 od razu dostaje dyskwalifikacje. Obmyślam kolejność i jadę na punkt oznaczony jako nr 3 w Lesie Skarbowym.
Niestety popełniam podobny błąd jak wczoraj, mam obmyśloną trasę do drogi nr 4, a potem po szlaku niebieskim na sam punkt, ale widzę, że jeden zawodnik skręca wcześniej, przypominam sobie, że kiedyś tak jechałem więc skręcam zanim. Do lasu dojeżdżam jeszcze bez problemu, choć pod sporą górkę, ale potem doznaje jakiegoś zaćmienia umysłu i gubię się w lesie na dobre kilkanaście minut:( Do tej pory nie wiem dlaczego tak się stało, wjechałem dobrze i od razu byłem na właściwej ścieżce, ale była coś zarośnięta więc zacząłem się zastanawiać, skręciłem najpierw w lewo, ale kierunek mi się nie zgadzał, wróciłem odbiłem w prawo, potem znowu w lewo. Tak się zamieszałem, że w końcu nie wiedziałem co dalej. Wróciłem do punktu wyjścia, analiza i w końcu ta ścieżka co na początku - 300 metrów zarośniętą ścieżką i wyjazd tam gdzie trzeba - moja nawigacja to porażka. Punkt odnajduję dopiero o 9:50, straciłem tu dobre 20 minut - mógłbym być już na kolejnym punkcie:( Cała sytuacja też znacznie obniża moje moralne:(
Nic jadę dalej w strony Pogwizdowa, wyjeżdżam na asfalt i pędzę na Czyżyczkę, skręcam w ścieżkę za szczytem wzgórza i znowu zonk. Z rozpędu pojechałem dobrze utwardzoną szutrówką, która jednak prowadziła gościowi na podwórku. Wracam na piechotę przez pole, gdy chcę wsiąść na rower patrzę, a tu spadł mi łańcuch i do tego mocno się zaklinował:( Zakładam i jadę dalej po chwili dojeżdżam do kapliczki pkt 33. Obijam i jadę dalej na Buczynę.
Dojeżdżam do domów, skręcam asfaltem w lewo i jadę w dół, koło krzyża miałem skręcić w prawo na drogę asfaltową, jest krzyż, ale droga w prawo jest szutrowa, może dalej. Pędzę w dół, następnego skrętu oczywiście nie ma i ląduje w Grabinie. Do Buczyny niestety muszę jechać pod górę, skoro wylądowałem w tym miejscu postanawiam jechać przez szczyt Ostręgowca, więc znowu pod górę, potem zjazd, ale niestety droga wraca mnie kawałek. Wypadam w dolinie Stradomki i jadę na punkt przy Rabie w Wieńcu, który uważam za łatwy.
Dojazd po płaskim, droga w lewo tuż przed mostem tak jak na mapie, niestety sam punkt pkt 38 (koniec drogi) przejeżdżam. Widzę do prawda jakąś zarośniętą ścieżkę ze znakiem zakaz wjazdu, ale jadę szeroką szutrową drogą i myślę że to chyba ona ma się skończyć. Z przeciwka ktoś nadjeżdża, dalej punktu nie ma, wracamy do takiego dziwnego miejsca gdzie nagle w krzakach kończy się asfalt, ale tam punktu nie ma. Okazuje się, że jest tej zarośniętej ścieżce ze znakiem, dość mocno schowany. Obijam i postanawiam opuścić punkt nr 40. Jest on co prawda nie tak znowu daleko, ale na górce a ja wyraźnie czuję słabość.
Wracam kawałek i pędzę na Chrostową, kolejny punkt nr 39 jest niedaleko grodziska, wiem gdzie to jest i wiem, że od tej strony podjechać się nie da, ale da się podejść. Mega stromym podejściem wychodzę na wypłaszczenie, są dwie zarośnięte ścieżki, jedna na grodzisko, druga na skróty w kierunku punktu. Droga na skróty okazuje się tak zarośnięta, że ledwo się przedzieram, ale po jakiś 500 metrach wychodzę, tam gdzie trzeba, na rower i jazda grzbietem. Z tej strony punkt widać jak na dłoni, zostawiam rower, schodzę przez łąkę i odbijam. Z przeciwka nadjeżdżają rywale, pewnie jadą z 40.
Zjeżdżam w dół do Kamyka, w pobliżu punkt nr 37, decyduję się go opuścić i jechać asfaltem do Zonie gdzie jest punkt nr 36 z bufetem. Podjazd do Zonii jest mi doskonale znany i bardzo ciężki, ledwo kręcę, na najbardziej stromych miejscach 5 km/h - jestem strasznie zmęczony. Mimo wszystko wjeżdżam na punkt szybciej niż zamierzałem. Obijam, uzupełniam bidon i jadę dalej.
Staję przed sporym dylematem, mogę jechać na pkt 35 Królówce - droga w dół, ale żeby wrócić do 34 trzeba zrobić dobre 5 km więcej, albo jechać od razu w dół do Zawady na 34. Teraz myślę, że jednak mogłem jechać na tą 35, miałem czas a i sił może by wystarczyło, ale na trasie widziałem, że zarówno 34 jak i 32 są w miejscach, które mogą być trudne do odnalezienia, jak coś poknocę to zdobycie tych punktów może mnie kosztować sporo czasu, więc podjąłem decyzję o rezygnacji z 35.
Do Zawady zjechałem błyskawicznie, do końca czasu jeszcze 2:05. Podjeżdżam pod cmentarz i ścieżką za cmentarzem jadę na punkt. Ścieżka trochę ciężka, ale na punkt trafiam bez problemu, obijam i wracam. Następnie podjazd do Pogwizdowa, kręcę powoli, sił wyraźnie brakuje. Dojeżdżam do skrzyżowania w Pogwizdowie i skręcam na Las Kopaliński, do pkt 32 (szczyt grodziska) atakuję od strony szlaku niebieskiego. Trafiam bez problemu i podobno tą łatwiejszą drogą, obijam i wracam. Trochę kusi mnie ścieżka na skróty przez las, potem przypominam sobie jak to na GO nie ma szczęścia do skrótów, wracam więc na asfalt i pewną drogą jadę do Bochni, najpierw w dół, ale potem pod górę do drogi 965. Na dojeździe do mety gonię jeszcze dwie pary, wpadam na metę o 12:50 wraz ze Zdezorientowanymi:)
Zaliczonych 7 z 10 punktów, zostało mi jeszcze 1:10 czasu. Na pewno mógłbym zaliczyć jeszcze 35, może 37 lub 40, czasu by pewnie wystarczyło, ale obawiam się, że sił mogło by braknąć. Kilka minut po mnie wpada trójka zawodników z kompletem punktów zrobionych w 4 godziny, więc dzisiejsza trasa jednak była dużo łatwiejsza, tyle tylko że ja po pierwsze byłem strasznie zmęczony a po drugie popełniłem koszmarne błędy na dwóch pierwszych punktach gdzie na pewno straciłem co najmniej 30 minut i sporo sił.
Na stronie organizatora pojawiły się wyniki zawodów - ostatecznie ukończyłem na 25 miejscu na 44 zawodników, który wystartowali do zawodów i na 34 zawodników, którzy zawody ukończyli. Drugiego dnia miałem 23 wynik, mój łączny czas (wraz z karami) to 24:35:00 - suma kar to 13 godzin, na trasie byłem więc przez 11:35.
Wynik uważam za raczej słaby, jakbym nie popełnił tylu błędów to spokojnie mogłem z tej trasy i z siebie wycisnąć więcej. Pierwszego dnia spokojnie powinienem zaliczyć 13-14 punktów (zrobiłem 11) a drugiego dnia myślę, że 9 byłoby dobrym wynikiem (zrobiłem 7). Wynik drugiego dnia trochę podratowałem wczesnym przyjazdem na metę, co dało mi jakby jeden punkt więcej. Jednak z wyników zawodów rozgrywanych na moim terenie na pewno nie mogę być zadowolony, co prawda trasa była mega trudna, ja byłem trochę chory, ale o tak kiepskim wyników zadecydowały błędy, których w takiej ilości już dawno na zawodach na orientacje nie popełniłem. No cóż jest nad czym pracować i wyciągać wnioski na kolejne zmagania:)
Galeria wycieczki