- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
samotnie
Dystans całkowity: | 12977.67 km (w terenie 1061.20 km; 8.18%) |
Czas w ruchu: | 557:47 |
Średnia prędkość: | 23.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.10 km/h |
Suma podjazdów: | 93851 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (84 %) |
Suma kalorii: | 118232 kcal |
Liczba aktywności: | 383 |
Średnio na aktywność: | 33.88 km i 1h 27m |
Więcej statystyk |
Dojazd na Galicja Orient - dzień 2
Niedziela, 29 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria samotnie, Po górkach, 0-20 km
- DST: 12.00 km
- Czas: 00:35
- VAVG 20.57 km/h
- VMAX 59.00 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 205 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś startowałem wcześniej, więc z domu wyjechałem o godzinie 8:20. Do Bochni jechałem drogą nr 4, było zimno (około 0 stopni) i mglisto. Na miejsce dojechałem po niecałych 20 minutach.
Wracałem po zawodach parę minut po 13, byłem bardzo zmęczony, więc jechałem niespecjalnie szybko. Postanowiłem wrócić zaraz po przyjeździe na metę i nie czekać na oficjalne zakończenie zawodów, bo byłem dość mocno przepocony a minusem dojazdu rowerem na miejsce zawodów był brak rzeczy na przebranie.
Wracałem po zawodach parę minut po 13, byłem bardzo zmęczony, więc jechałem niespecjalnie szybko. Postanowiłem wrócić zaraz po przyjeździe na metę i nie czekać na oficjalne zakończenie zawodów, bo byłem dość mocno przepocony a minusem dojazdu rowerem na miejsce zawodów był brak rzeczy na przebranie.
Dojazd na Galicja Orient
Sobota, 28 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 11.50 km
- Czas: 00:34
- VAVG 20.29 km/h
- VMAX 58.00 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 205 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na zawody Galicja Orient do Bochni postanowiłem jechać rowerem. Rano koło godziny 9:00 pokonałem 5,6 km w czasie trochę ponad 16 minut. Wieczorem po zawodach wracałem do domu trochę inną drogą i pokonałem 5,9 km w czasie około 18 minut.
Pogórze Bocheńskie - trening przed Galicja Orient
Niedziela, 22 września 2013 | dodano:22.09.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
- DST: 48.39 km
- Teren: 15.00 km
- Czas: 02:56
- VAVG 16.50 km/h
- VMAX 56.75 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 930 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Już za tydzień Galicja Orient, dziś więc postanowiłem przejechać się rowerem MTB po Pogórzu Bocheńskim i przy okazji sprawdzić jakoś (możliwość przejścia) niebieskiego szlaku pieszego pomiędzy Kamieniem Grzybem, a Kamieniami Brodzińskiego w kontekście ewentualnej wycieczki szkolnej.
Dziś postanowiłem się trochę wyspać, więc na trasę wyjechałem dopiero kilka minut przed 9. Założyłem sobie, że maksymalnie terenowym wariantem dojadę sobie do Kamieni Brodzińskiego pod Rajbrotem, z przejazdem niebieskim szlakiem pieszym między Kamieniem Grzybem a Kamieniami Brodzińskiego. Z Łapczycy wyjechałem w kierunku Lasu Skarbowego, celowo wybrałem krótszą ale trudniejszą drogę do lasu. Od drogi nr 4 ostry podjazd po asfalcie do położonych pod lasem domów i potem już po trawie do lasu. Ścieżka po trawie śliska zaliczyłem pierwszy uślizg koła i musiałem kilka metrów pod górę pokonać z buta. Dalej kawałek wąską ścieżką przez las - tu było miejscami grząsko, ale już po chwili wyjechałem na dobrze utwardzoną leśną drogę w kierunku Pogwizdowa.
Po kilku minutach wyjechałem na asfalt i skręciłem na Pogwizdów. Tuż za mną z lasu wypadła czwórka zawodników, po chwili dojechali do mnie i chwilę sobie pogadaliśmy. Okazało się, że to rowerzyści z Bochni, którzy podobnie jak ja trenują przed Galicja Orient. Proponowali mi nawet, żebym się z nimi przejechał, ale oni już w Pogwizdowie skręcali gdzieś w teren, ja natomiast miałem jechać na Nowy Wiśnicz, więc się rozstaliśmy. Dojechałem więc do centrum Pogwizdowa i po chwili wjechałem w las i szeroką szutrówką przez Las Kopalińskiego dojechałem do Kopalin. Z Kopalin błyskawicznie przejechałem asfaltem do Nowego Wiśnicza i w centrum miasta odbiłem na drogę przez Leksandrową do Lipnicy Murowej.
Jednym z punktów mojej wycieczki był Kamień Grzyb, postanowiłem dojechać tam niebieskim szlakiem pieszym choć z wycieczki z 2008 roku wiedziałem, że dotarcie tam tą drogą nie jest sprawą prostą. Jakiś kilometr za basenem w Nowym Wiśniczu odbiłem w prawo za znakami szlaku pieszego. Po asfalcie ciężki podjazd, potem wyjazd na szutrówkę, po której zaczął się zjazd, dojazd do lasu przez grząską łąkę. W końcu dojechałem do lasu, ale żeby wjechać na leśną ścieżkę musiałem się przeprawić przez strumyk. Przeprawa może nie specjalnie trudna, ale w 2008 roku zjechałem po śliskim zboczu butami wprost do wody, tym razem udało mi się przejść suchą nogą:). Jednak za strumykiem droga leśna prowadzi bardzo ostro pod górę, musiałem ją pokonywać w większości z buta, bo po śliskich liściach pod ponad 10% wzniesienie nie było szans jechać. Trochę się męcząc dotarłem w końcu do Kamienia Grzyba, porobiłem kilka fotek i ruszyłem w kierunku Połomia Dużego.
Mała dygresja, przejazd szlakiem był założony z góry, ale do Rezerwaru Kamień Grzyb, dużo szybciej był dojechał (na rowerze bez spaceru), jadąc pod górę w kierunku Lipnicy Murowej po asfalcie a potem grzbietem na miejsce. Droga trochę na około ale zdecydowanie szybsza.
Spod Kamienia Grzyba jeszcze kawałek pod górę i dojazd do drogi biegnącej grzbietem, na niej skręciłem w prawo na Połom Duży. Tą drogą jeszcze nigdy nie jechałem, droga po lekkim zjeździe prowadzi w zasadzie cały czas pod górę aż do samego Połomia. Skręciłem w prawo za znakami szlaku, jechałem sobie asfaltem próbując wypatrzeć skręt szlaku niebieskiego, od początku coś nie do końca mi grało, skrętu nie było natomiast szlak prowadził prosto wzdłuż drogi asfaltowej do Lipnicy Górnej. Widziałem na mapie lepszą drogę niż tą którą wiódł szlak, ale chciałem przejechać szlakiem, więc szukałem w skrętu.
W końcu dojechałem do skrętu, był zdecydowanie dalej niż na mapie, ale droga wyglądała nieźle więc skręciłem. Ścieżka po trawie, więc trochę śliska, ale było w dół więc jechałem bez problemu. W końcu dojechałem do rozjazdu, w zasadzie lepiej by mi było jechać w lewo, ale patrzę a tu znaki szlaku w prawo, więc jadę w prawo. To był niestety straszny błąd, błoto, podjazd i w końcu wyjazd na łąkę z metrową trawą. Ta ścieżka, którą przejechałem prowadziła do drogi, którą miał prowadzić szlak według mojego zaznaczenia na mapie, więc mimo wszystko próbowałem się przebić, ale jak wyjechałem na tą nieszczęsną łąkę, zdecydowałem się wrócić:(
Wróciłem więc do rozjazdu i pojechałem tym razem w lewo, co ciekawe za 100 metrów widzę, szlak niebieski, co jest grane w prawo też był. Droga dobra i po chwili wypadam na asfalt, którym jechałem z Połomia, więc w zasadzie trzeba było trzymać się asfaltu. Po chwili znowu skręt w las, ale tym razem szeroką szutrówką, więc jadę. Droga dobra ale stroma i cały czas pod górę, więc tempo słabe. Po kilku minutach kręcenia dojeżdżam do domów w Lipnicy Górnej - Dział Południowy, ładny widokowy grzbiet, ale już widzę, że żeby przebić się na Górę Paprotną pod Kamienie Brodzińskiego trzeba będzie zjechać a następnie znowu podjechać. Tym razem decyduję się wybrać drogę asfaltową, równoległą do ścieżki, którą biegnie szlak.
Zjazd i znowu trzeba kręcić pod górę, aż na 405 m npm pod Gospodę pod Kamieniem. Od drogi asfaltowej jeszcze kilkaset metrów ścieżką przez las pod górę i jestem pod Kamieniami Brodzińskiego. Tu mała przerwa, kilka fotek, czas jaki potrzebowałem, żeby przebić się od Kamienia Grzyba do Kamieni Brodzińskiego (7 km) to prawie godzina, słabo, gdybym jechał asfaltem myślę, że w góra 30 minut byłbym na miejscu.
Decyduję się wrócić do domu przez Królówkę, więc na początek zjazd do Muchówki, gdzie robię przerwę pod sklepem w celu uzupełnienia zapasów. Dalej lekki podjazd i szalony zjazd w kierunku Królówki. Potem dojazd do kościoła i skręt na dość wąską drogą prowadząca przez tzw. Graniczne Doły - znowu ciężki podjazd. Dojeżdżam do przełęczy w Woli Nieszkowskiej i szybki zjazd do Zawady. Postanawiam jechać przez Czyżyczkę, więc czeka mnie 4 km podjazd, może niezbyt ciężki ale dość długi. Na podjeździe trochę się meczę, już wyraźnie czuję zmęczenie, postanawiam wjechać na sam szczyt Czyżyczki pod cmentarz wojenny.
Na szczycie krótka przerwa, na kilka fotek, to piękne miejsce i na miejscu Qnicka umieściłbym tu punkt kontrolny:) Potem długi zjazd do drogi 967, jadę na prosto przez Gierczyce, pod masztem telefonicznym skręcam w szutrową drogę, którą dojeżdżam do drogi nr 4. Końcówka to przejazd przez Moszczenicę do domu w Łapczycy.
Trasa nie za długa bo wyszło zaledwie 48 km, ale ciężka wyszło aż 930 metrów przewyższenia, pierwszy odcinek do Kamieni Brodzińskiego to głównie trasa terenowa, powrót już po asfaltach, ale też z dużą liczbą podjazdów. Zresztą na tym terenie chyba inaczej się da, wydaję mi się że trasa Galicji Orient będzie trudniejsza niż Mordownik, nie będzie co prawda piasku, ale zapowiada się znacznie więcej podjazdów. Do domu przyjechałem mocno zmęczony i mam wątpliwości jak to będzie za tydzień, na pokonanie trasy potrzebowałem 3 godz. 40 minut z czego 2 godz. 56 minut na rowerze a przecież nie musiałem szukać punktów. Limit czasu na GO to 8 godz. trasa w wariancie optymalnym mam mieć 100 km, czyli dla mnie pewnie ze 120 km, bo już widzę, że w miarę możliwości będę stawiał na asfalty, może być ciężko się zmieścić. W razie czego pozostaje jeszcze jazda wariantem kobiecym, gdzie mam być 75 km i 4 punkty mniej. Dużo będzie na pewno zależeć od pogody i formy dnia.
Galeria wycieczki
Na budowę i poważna decyzja w sprawie Galicja Orient
Sobota, 21 września 2013 | dodano:21.09.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 33.90 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 01:33
- VAVG 21.87 km/h
- VMAX 47.00 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 248 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wypad na do Niepołomic na budowę - było parę rzeczy do posprzątania. Pogoda nie najgorsza rano 10 stopni i trochę mokro na drogach po mocnych deszczach, ale w południe jak wracałem, to było już nawet miarę ciepło. Dane wycieczki odczytane z GPS, bo rano mój licznik coś nie chciał działać, już się nawet przestraszyłem, że się zepsuł, ale w Niepołomicach okazało się, że czujnik coś się przesunął i dlatego licznik nie działał. W drodze powrotnej zrobiłem parę fotek remontowanej drogi nr 75, próbowałem nowy asfalt i mam nadzieję, że to jeszcze nie jest ostateczna warstwa, bo jest dość nierówno:( Zrobiłem też zdjęcia bardzo niskiego poziomy Raby na zakolu w Chełmie, pewnie jakby się uparł to by przeszedł przez rzekę z Targowiska do Chełmu:)
Wczoraj z Krzyśkiem podjęliśmy odważną decyzję, na Galicja Orient - dwudniowej imprezie na orientacje, która już za tydzień odbędzie się na terenie Pogórza Bocheńskiego (baza w Bochni) startujemy na trasie pucharowej (dzień pierwszy około 100 km, dzień drugi około 60 km). Decyzja odważna i trochę szalona, będzie ciężko, nigdy jeszcze nie jeździliśmy dwa dni na długiej trasie. Ja mam za sobą 3 imprezy na trasach ponad 100 km, a Krzysiek jak na razie jedną. Teraz czekają nas dwa dni ostrej walki, przede wszystkim z samym sobą i limitem czasu.
Na trasie piknikowej (50 km) nasz team zdroweceny.pl będzie reprezentował Wojtek z Anetą, podobno jadą walczyć o podium:) My na pucharowej raczej będzie walczyć by nie być ostatnim, na starcie takie gwiazdy jak Z. Mosoczny czy P. Brudło, mamy jednak nadzieje, że jednak uda nam się kogoś pokonać, a przede wszystkim, że uda nam się dojechać do mety w limicie czasu.
Galeria wycieczki
Szosówką na Chorągwicę i do Wieliczki
Czwartek, 19 września 2013 | dodano:19.09.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
- DST: 42.67 km
- Czas: 01:44
- VAVG 24.62 km/h
- VMAX 53.21 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 380 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wieczorny wyjazd szosówką na górki Pogórza Wielickiego, powrót przez Wieliczkę, przy okazji przekroczone 4000 km w sezonie:)
Dziś montowali u mnie w nowym domu drzwi zewnętrzne, więc po pracy musiałem jeszcze jechać za nie zapłacić, ale już koło godziny 16:30 byłem gotowy do wyjazdu na rower.
Plan był taki podjechać pod Chorągwicę, a potem zjechać do Wieliczki i wrócić do Niepołomic bocznymi drogami. Pogoda była ładna, ale jak wyjechałem to słońce zaczęło się chować za chmurami i zrobiło się chłodniej.
Na początek pojechałem do Stąniątek i drogą koło klasztoru (trwa remont wieży kościoła) pojechałem w kierunku Zagórza, a następnie skręciłem na Zakrzów. Tempo na początku raczej wolne, postanowiłem oszczędzać siły na trudny podjazd pod Chorągwicę. Dalej przejechałem przez Zakrzowiec i skierowałem się na Bodzanów, po drodze pojawiły się pierwsze górki, pod które starałem się kręcić dość mocno.
W Bodzanowie tym razem nie pojechałem pod kościół tylko od razu zjechałem w kierunku drogi nr 4 i rozpocząłem pierwszy poważny podjazd w kierunku Szczygłowa. Musiałem wrzucić najlżejsze przełożenie ale podjazd w sumie poszedł łatwo, następnie skręciłem na Biskupice i po kilku mniejszych hopkach dojechałem do drogi Wieliczka - Gdów. Kawałek szosą w stronę Wieliczki i podjazd do Biskupic, tu również remontują wieżę kościoła, ja jednak nie pojechałem pod kościół tylko od razu skierowałem się na Sułów. To właśnie ten odcinek z Biskupic do Sułowa długości mniej więcej 1 km jest najbardziej stromym fragmentem podjazdu. Musiałem jechać w stójce a momentami i tak prędkość spadła mi do 8 km - mimo to jechałem pod górę chyba zdecydowanie mocniej niż rok temu, gdy pierwszy forsowałem ten podjazd na szosówce.
Po dojeździe na skrzyżowanie w Sułowie skręciłem na Chorągwicę, zaraz za skrzyżowanie jest piękny punkt widokowy z panoramą wzgórz w okolicach Dobczyc i Beskidu Wyspowego. Postanowiłem więc porobić kilka fotek moim Alcatelem - aparat w tym smartphonie jest taki sobie, przy dobrym oświetleniu zdjęcia wychodzą jeszcze jako tako, ale przy gorszym jest kiepsko, o zbliżeniach można w ogóle zapomnieć, ale na potrzeby strony www zdjęcia od biedy mogą być. Po krótkiej przerwie jadę dalej na Chorągwicę, na początek zjazd ale po chwili już cały czas pod górę, jednak ten odcinek można już uznać za w miarę łatwy. Po kilku minutach kręcenia jestem już pod kościółkiem w Chorągwicy czyli w najwyższym punkcie Pogórza Wielickiego (430,5 m npm).
Z Chorągwicy zgodnie z planem rozpocząłem zjazd w kierunku Wieliczki, niestety asfalt w kierunku Mietniowa był zeszlifowany i jechało mi się ciężko i niezbyt szybko. Dojechałem do drogi 964 i przeciąłem ją na wprost w kierunku Sierczy, po paru minutach byłem już w Sierczy i rozpocząłem zjazd do Wieliczki. Zjazd znowu nie zbyt szybki, droga ruchliwa i z kiepskim asfaltem kiedyś będę musiał ją wypróbować pod górę:).
Wjeżdżam na rynek w Wieliczce, miasto to mimo iż bardzo blisko Niepołomic, nigdy nie było celem mojej wycieczki rowerowej (chociaż raz było, ale to jeszcze w szkole podstawowej na rowerze Torino), przejeżdżałem przez Wieliczkę parę razy, ale zawsze po drodze gdzieś. Nie inaczej było tym razem, ale postanowiłem poświęcić kilka minut odremontowanemu centrum miasta. Na płycie rynku pojawiło się ładne "kopalniane" malowidło 3D - podobne widziałem na zaporze Niedzicy. Co więcej to malowidło można sobie sfotografować specjalną maszyną i zdjęcie za free wysłać na maila - sprawdziłem działa. Koło malowidła jest też kiosk z pamiątkami. Sama płyta rynku i kamienice wokół też są odremontowane, podobnie jak znajdujący się trochę poniżej rynku szyb Regis. Jedyny minus to drogi w okolicach centrum, są wyłożone kostką brukową, w której już widać spore ubytki, a niektóre kostki zwyczajnie ruszały mi się pod kołami.
Po przerwie na rynku w Wieliczce ruszyłem pod cmentarz, zaskoczył mnie dość ciężki, ale na szczęście krótki podjazd, dalej dojechałem do drogi nr 4 i przeciąłem ją w kierunku na Czarnochowice. Powrót do domu już po płaskim więc i znacznie szybciej przez Kokotów, Brzegi i Grabie. Mniej więcej o 18:30 dojechałem na miejsce startu czyli do domu moich rodziców.
Wyjazd udany, Chorągwica ponownie na szosówce zdobyta. Zaliczyłem fajną trasę i nawet trochę pozwiedzałem. Niestety jesień coraz bliżej, dni robią się krótkie i gdy wracałem po 18 przy zachmurzonym niebie było dość szarawo. Muszę ponownie do szosówki zamontować jakieś lampki, żebym mógł śmigać wieczorami.
Przy okazji tego wyjazdu przebiłem 4 000 km w tym sezonie, następnego celu nie ustawiam wyjdzie ile wyjdzie, ale wygląda na to że mimo iż plany na sezon nie były za wielkie to rekord z poprzedniego padnie:)
Galeria wycieczki
Do Nowego Korczyna Bursztynowym Szlakiem
Niedziela, 8 września 2013 | dodano:08.09.2013 Kategoria 100 km i więcej, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 201.21 km
- Teren: 12.00 km
- Czas: 08:10
- VAVG 24.64 km/h
- VMAX 53.94 km/h
- Temp.: 24.0 °C
- Podjazdy: 480 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd do Nowego Korczyna Szlakiem Bursztynowym planowałem od dawna, potem wpadłem na pomysł by pojechać tam i z powrotem i zaliczyć rekordowy dystans. Czas na realizacje przyszedł dziś, zrobiłem Szlak Bursztynowy z Niepołomic do Nowego Korczyna z lekką modyfikacją na zwiedzanie cmentarzy wojennych w sumie wyszło mi 110 km.
Z powrotem miałem wrócić w miarę najkrótszą drogą, ale jak byłem w Szczurowej i miałem na liczniku 147 km, wpadłem na pomysł by spróbować dociągnąć do 200 km:)
No ale od początku, w zasadzie na tą wycieczkę miałem jechać już tydzień temu, ale wtedy lało. W tym tygodniu pogoda był piękna, więc zapadła decyzja, że jadę. Wstałem o godzinie 6:00 patrzę na termometr a tu 4 stopnie, po chwili jednak wychodzi słońce, więc powinno się powoli ocieplać. Około 7:00 jestem już pod domem rodziców w Niepołomicach, muszę jednak pokropić jeszcze balkony, a których w piątek położono wylewkę, więc domu wyjeżdżam dopiero około 7:25.
Na początek jadę pod zamek w Niepołomicach, bo tam rozpoczyna się odcinek Szlaku Bursztynowego Niepołomice - Nowy Korczyn. Tablica pokazuje, że do przejechania jest 89 km, ale od kolegi wiem, że prom w Otfinowie nie pływa, trzeba więc jechać przez Wietrzychowice i do przejechania jest jakieś 98 km. Do trasy zamierzam wprowadzić pewne modyfikacje z myślą o zwiedzaniu cmentarzy pierwszowojennych, więc liczę na dystans trochę ponad 100 km. Pod zamkiem robię fotkę, szukam jeszcze Dębu Papieskiego, których w Polsce posadzono podobno koło 500 i których poszukiwać zamierza Amiga:)
Resetuje liczniki, żeby mieć dystans przejechany po szlaku i w drogę, jest mniej więcej 7:35, już na starcie ponad 30 minut opóźnienia - nie dobrze. Pogoda jest ładna, świeci słońce, na razie nie wieje, ale jest strasznie zimno. Jeszcze zimniej robi się jak wjeżdżam do Puszczy. Na sobie mam krótkie spodenki, koszulkę z długim rękawem, na to koszulkę z krótkim rękawem i jeszcze bluzę, a i tak marznę. Jadę Drogą Królewską, potem wjeżdżam na Żubrostradę, staram się jechać szybko, bo czeka mnie w końcu daleki dystans, ale nie za szybko by nie zajechać się już na początku - tempo w granicach 24-26 km/h. Nie jedzie mi się najlepiej, ale to chyba przez niską temperaturę. Pierwsze 20 km przejeżdżam w czasie 53 minut. Założenie mam takie, żeby robić 20 km na godzinę łącznie z postojami, wtedy zakładany dystans jakiś 170 km powinienem przejechać w 8 godz. 30, planuję też dodatkowe 1 godz. 30 na dwa dłuższe postoje w Nowym Korczynie i w drodze powrotnej.
Po 21 km wyjeżdżam z Puszczy, przekraczam Rabę kładką w Mikluszowicach i kieruję się na Okulice. Na otwartym terenie jest mi trochę cieplej, powoli zbliża się godzina 9:00. Jednak powoli zaczynam też czuć delikatny wiaterek wiejący ze wschodu, a więc mi prosto w twarz - tego właśnie obawiałem się najbardziej. Tablice szlaku fotografuję na wjeździe na Żubrostradę, potem w Mikluszowicach na Górze św. Jana i pod kościołem w Okulicach. Bratucicach szlak skręca na Rudy Rysie, jest jednak znak że 180 metrów dalej jest miejsce wypoczynkowe na szlaku - jadę więc zobaczyć. Faktycznie przy boisku sportowym są ławeczki, informacja o szlaku i nawet toy-toy - nie sprawdzałem czy otwarty.
Jadę na Rudy Rysie, część z 7 km odcinka to droga szeroką szutrówką. Jakoś nawierzchni taka sobie, trochę muszę zwolnić, ale mimo wszystko dość sprawnie dojeżdżam do drogi Brzesko - Szczurowa w Rudych Rysiach. Lekko zbaczam ze szlaku, jadę jeszcze zobaczyć cmentarz wojennych, byłem już na nim podczas wycieczki 2008, ale trochę czasu już minęło, więc jadę zobaczyć czy coś się nie zmieniło. Następnie skrótem koło kościoła ponownie dojeżdżam do szlaku. Tuż za Rudy Rysiami na liczniku przeskakuje mi 40 km, sprawdzam czas - 1:53, więc nadal udaje mi się utrzymywać tempo zgodnie z założeniem. Zaczynają mnie już lekko boleć mięśnie nóg, nie za dobrze przecież to dopiero początek jazdy. Robi się coraz cieplej, niestety coraz wyraźniej czuję wiaterek ze wschodu.
Po kolejnych kilku kilometrach jazdy dojeżdżam do Borzęcina, oglądam cmentarz wojenny i jadę do centrum pod tablicę szlaku i punkt wypoczynkowy. Ściągam bluzę, ale zostawiam sobie jeszcze koszulkę termoaktywną z długim rękawem. W Borzęcinie byłem już w 2008 r., ale wtedy zobaczyłem tylko kościół i cmentarz i pojechałem dalej na Radłów. Tym razem odwiedzam całkiem ładne centrum miejscowości, środkiem miejscowości płynie rzeczka - Uszwica, a po jej obu stronach poprowadzona jest droga. Jadę prawą stroną rzeczki i oglądam przydomowe kapliczki, których jest pełno - szlak kapliczek ciągnie się przez parę ładnych kilometrów.
W końcu dojeżdżam do drogi 964 i widzę drogowskaz na Niepołomice, ja jednak przecinam drogę na wprost i jadę do miejscowości Dołęgi. Na skrzyżowaniu szlak skręca w prawo, jednak 100 metrów dalej jest ciekawy dwór - muzeum, więc jadę zrobić jeszcze kilka fotek. Na zakręcie szlaku są tabliczki, według których powinienem przejechać od zamku w Niepołomicach 50 km, mam trochę więcej, ale byłem dodatkowo na dwóch cmentarzach wojennych. Dalszy odcinek to niespecjalnej jakości szutrówka, na szczęście nie zbyt długa i po kilometrze wyjeżdżam na asfalt. Kawałek po asfalcie, ale za chwilę wjeżdżam w las i czeka mnie kolejnych odcinek po szutrach.
Dobre 3 km męczę się na leśnej drodze o zmiennej nawierzchni, od solidnej ubitej ziemnej drogi, przez drogę wysypaną dużymi kamieniami po piasek. W między czasie na liczniku przeskakuję mi 60 km, cały czas jeszcze trzymam tempo. Z lasu wyjeżdżam niedaleko Wał-Rudy, brak dokładnej tabliczki skrętu i rezultacie jadę w lewo zamiast w prawo. Szybko dostrzegam błąd i zawracam. To właśnie w tym miejscu miałem zmodyfikować szlak do mojej wersji cmentarnej i popędzić asfaltem do Wał-Rudy. Jednak na szlaku zaledwie 1 km od szosy jest pomnik akcji III most. Decyduję się jechać go zobaczyć, muszę przejechać przeszło kilometr po drodze wokół żwirowni, jest piasek potem kamienie, potem znowu piasek, ale już po chwili jestem na miejscu. Pomnik ładny i przede wszystkim dobrze opisany, z tablic informacyjnych możemy się dowiedzieć wszystkiego o akcji III most.
Szlak prowadzi dalej szutrówkami między wyrobiskami żwirowymi, ja mam jednak inne plany, wracam więc tą samą drogą na asfalt i skręcam na Wał-Rudę. Kawałek dalej kolejny pomnik związana z akcją III most, fotka i jadę dalej. Do cmentarza wojennego w Wał-Rudzie droga prowadzi w kierunku południowym, wieje z południowego wschodu, więc jadę częściowo pod wiatr, jednak dość szybko dojeżdżam na miejsce, cmentarz duży i ładny warto go zobaczyć. Po chwili wyjeżdżam znowu na skrzyżowanie z drogą 964 i skręcam na Zabawę, 3 km i jestem pod Sanktuarium bł. Karoliny Kózki, a po chwili pod cmentarzem wojennym. Cmentarz jakiś dziwny nie podobny do innych tego typu obiektów, z początku myślałem nawet że to cmentarz z II wojny, bo jest nawet tablica nagrobna poświęcona zmarłym w 1939 r, ale w sprawdzam w necie i to jest jednak ten obiekt, robię fotki i jadę dalej.
Niedaleko są Biskupice Radłowskiej a nich kolejne cmentarze, jednak moja droga wcześniej skręca w lewo, postanawiam odpuścić te cmentarze, wjeżdżam co prawda za tablicę miejscowości by sfotografować ładny biskupi słup graniczny, który podobno kiedyś oddzielał ziemie biskupów od dóbr rycerskich. W tym miejscu jest też drogowskaz na Radłów - 5 km, to właśnie tam jechałem w 2008 r. robiąc swoją pierwszą setkę w życiu. Ja jednak wracam się na drogę do Wietrzychowic, żeby powrócić na szlak bursztynowy.
Tablicę szlaku widzę ponownie pod kościołem w Zdrochecu, ale na sam szlak nie wjeżdżam wybieram równoległą drogę z lepszym asfaltem, która ma mnie zaprowadzić na kolejny cmentarz wojenny Przybysławicach. Ten cmentarz jest niewielki i wciśnięty między domy, w rezultacie przejeżdżam i nie zauważam go, muszę się wrócić, tym razem jest, kilka fotek i jadę na prom w Pasiece Otfinowskiej. Wiem, że prom jest nieczynny, ale tuż przy wale Dunajca jest kolejny cmentarz, który chcę zobaczyć. Piękny duży, obiekt ale żeby wejść na jego teren, trzeba zejść po wale, bo drogi nie ma.
Prom nie pływa, ale Dunajec trzeba przekroczyć, najbliższy prom w Wietrzychowicach, jadę drogą wzdłuż wału i po kilkunastu minutach jestem na miejscu. Prom jest czynny i darmowy, stoi co prawda na drugim brzegu, ale zaraz za mną przyjeżdżają dwa samochody i prom płynie po nas. Przekraczam Dunajec i jadę dalej, żeby wrócić na szlak trzeba jechać na południe do Otfinowa, znowu jest pod wiatr. Ja mam w planie odwiedzić kolejny cmentarz, więc nie dojeżdżam do szlaku, robię skrót przez łąki i wyjeżdżam na drogę 973 i już po chwili jestem pod największym z oglądanych dziś cmentarzy, jest to samodzielny duży obiekt w Otfinowie oznaczony nr 252.
Szlak prowadzi boczną drogą równoległą do 973 w kierunku Zalipia, przejazdu między tymi drogami w miejscu gdzie jestem nie ma, jadę więc drogą główną i dopiero Żelichowie skręcam na "Malowaną wieś Zalipie". Droga prowadzi na wschód, więc centralnie pod wiatr, na szczęście po 2 km skręcam na północ. Przejeżdżam przez Zalipie, widzę kilka pomalowanych domów, ale szlak prowadzi w zasadzie tylko koło Zagrody-muzeum Felicji Curyłowej, widzę drogowskazy na Dom Malarek, ale nie jadę tam. Do Zalipia co roku jeździ bocheńskie PTTK, może kiedyś się wybiorę. Skręcam na Gręboszów, kierunek na zachód, więc jadę szybko bo z wiatrem, przecinam 973 i jadę dalej. Gdzieś w Woli Żelichowskiej w pobliżu Kopca Grunwaldzkiego licznik przeskakuję przez 100 km, moje założenie o 20 km ze zwiedzaniem na godzinę, jest już jednak nieaktualne, jestem w plecy dobre 20 minut.
Tuż przed Gręboszowem szlak odbija na Wolę Gręboszowską pomijając centrum, to błąd na drodze za szlakiem nie ma nic ciekawego a centrum Gręboszowa jest całkiem ładne (co zobaczę w drodze powrotnej). Jadę drogą przez pola, w kierunku wschodnim znowu pod wiatr, w końcu dojeżdżam ponownie do drogi 973 a nią po jakimś kilometrze do promu na Wiśle w Borusowej (koszt - 1 zł). Przepływam przez rzekę i jestem już w województwie Świętokrzyskim, po chwili mijam też znak Nowy Korczyn. Jeszcze jakiś kilometr drogą krajową 79 i jestem w centrum miejscowości, czyli o celu mojej podróży. Na liczniku przejechane 110 km z domu i niecałe 109 spod zamku w Niepołomicach, jest godzina 13:26 (od wyruszenia z domu minęło 6 godzin).
Nowy Korczyn mnie trochę rozczarowuję, jest dość zaniedbany, do tego rynek jest w remoncie i nie ma gdzie zrobić fotki. Nie ma też żadnych oznakowań szlaku, w sumie nie widziałem ich już od Otfinowa, ale tam nie jechałem po szlaku, w Zalipiu już ich chyba nie było, na pewno nie ma ich na tej dziwnej drodze w Woli Gręboszowskiej, no i nie ma ich w Nowym Korczynie. Według mojego wstępnego założenia w Nowym Korczynie miałem odpoczywać ponad godzinę, ale dojechałem na miejsce dopiero na 13:26 a już o 14 miałem ruszyć w drogę powrotną. Robię więc zakupy, kilka fotek pod kościołami i ruszam w drogę powrotną.
Pomysłów na powrót miałem kilka, gdybym był bardzo zmęczony to miałem wracać najkrótszą drogą czyli drogą krajową 79 do przejechania jakieś 60 km, po dobrym asfalcie, ale dość ruchliwą drogą z podjazdami koło Koszyc. Druga dłuższa wersja przewidywała powrót przez Szczurową, trasa trochę dłuższa ale za to bezpieczniejsza - mam jeszcze siły więc wybieram wariant drugi. Znowu przekraczam Wisłę promem za 1 zł - jadę sam:) i kieruję się na Gręboszów, gdzie chcę odwiedzić kolejny cmentarz wojenny. Na cmentarzu parafialnym zwiedzam ładną dużą kwaterę wojenną i jadę do centrum Gręboszowa, dziwię się że szlak pomija centrum tej miejscowości, jest ono ładne z miejscem na odpoczynek, jest kościół i wart uwagi cmentarz wojenny, a tu szlak prowadzi może minimalnie krótszą nieciekawą drogą.
Z Gręboszowa jadę na południe, więc pod wiatr do Siedliszowic, gdzie mam prom przez Dunajec do Wietrzychowic. Po przepłynięciu rzeki, jadę do centrum Wietrzychowic i na cmentarz parafialny gdzie oglądam kolejną dużą kwaterę wojenną. Z Wietrzychowic mam jechać na Zaborów, ale niedaleko mojej drogi widzę, jeszcze jeden cmentarz wojenny, odbijam więc na Miechowice Małe. Niestety jadę na wschód, więc centralnie pod wiatr i na dodatek do cmentarza musiałem zjechać z trasy aż 1,7 km, myślałem że to będzie góra kilometr. Cmentarz jest niewielki i mocno zaniedbany, jedynym plusem pokonania tego odcinka jest fakt, że właśnie pod cmentarzem pobijam swój dotychczasowym rekord długości wycieczki (132,89 km do Tarnowa z czerwca 2011 r.). Wracam na trasę na Zaborów tym razem mam na szczęście z wiatrem więc idzie szybko. Przejeżdżam przez Jadowniki Mokre i nowiutkim asfaltem przez las dojeżdżam do Zaborowa.
Przed samym centrum miejscowości jest cmentarz a na nim kolejna duża kwatera wojenna, robię fotki i jadę dalej. Grzeje na całego, podczas jazdy da się wytrzymać ale jak stoję w słońcu to mi mocno dogrzewa. Z Zaborowa jadę otwartym terenem w kierunku Szczurowej, jadę na południe więc wiatr trochę przeszkadza. To właśnie za Zaborem, gdy na liczniku mam 140 km zaczynam stwierdzać, że mam powoli dość.
Po paru kilometrach dojeżdżam do Szczurowej i na rynku robię postój. Dworek przy którym odbywał się piknik podczas majowego "Gwieździstego Rajdu Rowerowego" jest w remoncie, więc w parku nie można się zatrzymać, siadam pod parasolem przy delikatesach. W Szczurowej spotykam sporo rowerzystów, robię zakupy, odpoczywam chwilę i o 16:30 wyruszam w kierunku domu. Decyduję się na jazdę drogą 964, jest na niej nowy asfalt, prowadzi na zachód, więc będzie z wiatrem, jest niedziela więc ruch niewielki, poza tym jest to najkrótsza droga do domu. Tuż za Szczurową na rondzie widzę znak 45 km do Niepołomic, coś chyba za dużo pokazuje, ale właśnie wtedy wpadam na pomysł, że może bym przejechał dziś 200 km (na liczniku 150). Sunę asfaltem z wiatrem z dużą prędkością 30-34 km/h, kilometry nabijam błyskawicznie, klikam sobie na GPS i stwierdzam, że te znak jednak głupoty pokazywał do Niepołomic jest jakieś 35-37 km, więc pod domem będę miał przejechane jakieś 185-187 km.
Przed chwilą myślałem jak najkrótszą drogą dojechać do domu, a tu nagle zaczynam szukać sposobu jak drogę wydłużyć. Do Świniar jadę drogą 964, odcinek ten pokonuję bardzo szybko i małym nakładem sił, postanawiam więc zawalczyć o te 200 km, skręcam na południe w kierunku Bochni. Niestety w tym kierunku nie jedzie się już tak dobrze, wiatr trochę przeszkadza. Dojeżdżam do Mikluszowic na liczniku dopiero 170 km, więc jak skręcę na Żubrostradę to pod domem będzie 190 km - dalej za mało. W Baczkowie ciągle, za mało jadę do Proszówek i dopiero na granicy Bochni skręcam na Damienice. Ciągle brakuje mi jakiś 24 km, droga stąd prosto do domu nie ma więcej niż 20 km, więc ciągle brakuje. W ciągu ostatniej godziny przejechałem przeszło 27 km, czas mam niezły jest dopiero 17:30, ale sił coraz mniej.
Jadę dalej przez Damienice i Stanisławice do Kłaja, droga prowadzi na zachód więc z wiatrem mogę trochę odpocząć. W Kłaju mam niecałe 190 km, decyduję się więc na skręt na Targowisko, gdzie przecinam drogę krajową 75 i jadę na Szarów. Moją stałą drogą przez Szarów dalej będzie za blisko. Jadę więc na Dąbrowę, zaczynają się lekkie górki, a na Winnicę w Gruszkach jest nawet całkiem konkretny podjazd. Z Winnicy zjeżdżam do Staniątek i przez Staniątki Górne jadę w kierunku domu, brakuje mi już tylko 4 km, więc już chyba nie muszę nakładać drogi. Wyjeżdżam z Puszczy na ulicę Dębową, dojeżdżam do skrzyżowania z Piękną, brakuje jeszcze 500 metrów, może by było, ale dla pewności przejeżdżam jeszcze przez rynek, gdzie licznik przeskakuję 200 km. Po domem rodziców mam na liczniku przeszło 201 km, jest godzina 18:30 - kończę więc wycieczkę po 11 godzinach od startu.
Zsiadam z roweru i stwierdzam, że nie jest nawet tak źle, oczywiście bolą mnie mięśnie nóg, kostki, trochę barki i szyja, ale w porównaniu z poprzednimi rekordowymi wyjazdami na 125 km w 2008 i na 133 km w 2011 - jestem w formie. Na trasie też nie miałem specjalnych kryzysów. Pod koniec jechało mi się trochę ciężko, ale w sumie po 190 km podjechałem sprawnie kilka niewielkich górek, więc nie jest źle. W ciągu ostatnich dwóch godzin jazdy pokonałem w sumie 54 km w większości jechałem wiatrem, ale biorąc pod uwagę ile już wtedy miałem przejechane to uważam to za niezły wyczyn.
Szalony plan o 200 km w jeden dzień został zrealizowany, jeszcze rano zakładałem przejechać maks 170 km, ale gdy zobaczyłem, że będzie prawie 190 to już postanowiłem podciągnąć do 200 km, pewnie nigdy więcej już tyle nie przejadę, a 200 km wygląda lepiej niż jakieś 189 czy 192 km:).
Odżywanie:
Plan dnia miałem tak napięty, że na obiad nie było czasu, poza tym nie wie czy Nowym Korczynie byłoby nawet gdzie zjeść. Przez cały dzień zjadłem dwie kanapki z kotletem i 4 batony Lion, wypiłem 0,7 l O'Shee, 0,5 ml mieszanki wody mineralnej z magnezem (to wziąłem z domu i wystarczyło mi do Nowego Korczyna) oraz 1,5 l Cisowianki (zakupionej w Nowym Korczynie) i 0,7 MOVE4 (nie dobre - kupione w Szczurowej) w końcu 1,2 litra Pepsi (0,6 w Nowym Korczynie i 0,6 w Szczurowej). Nie byłem głodny, nawadniałem się chyba też dobrze, choć pod koniec miałem już dość picia i każdy kolejny łyk jakby mnie lekko zamulał.
To chyba tyle relacji z mojego rekordowego przejazdu. Na razie więcej rekordów nie planuję, 200 km to już dystans za wielki, jak na wycieczkę turystyczną, nie ma czasu na zwiedzanie, a jestem raczej turystą niż ultra maratończykiem. Pozostanę więc chyba przy trasach około 100 km ze spokojny zwiedzaniem, no chyba że kiedyś będę miał jakąś wypasioną szosówkę i formę, żeby łykać dłuższe trasy:)
Galeria wycieczki
Na budowę
Sobota, 7 września 2013 | dodano:07.09.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 37.27 km
- Teren: 9.00 km
- Czas: 01:40
- VAVG 22.36 km/h
- VMAX 56.19 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 238 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś rano pojechałem do Niepołomic na budowę, wczoraj wylali mi wylewkę, więc już od dziś musiałem podlewać wodą balkony. O godzinie 8 ruszyłem z Niepołomic, po 46 minutach jazdy byłem na budowie. Pokropiłem balkony, trochę posprzątałem po wczorajszych pracach i około południa ruszyłem w drogę powrotną.
Gdy wstałem o 7:20 na termometrze było 9 stopni, gdy wyjeżdżałem o 8 było 10 stopni mimo iż słońce świeciło na całego. Musiałem się więc ciepło ubrać, ale już w Kłaju około 8:30 zaczęło mi się robić ciepło. Gdy wracałem do domu koło południa, jechałem już na krótko, było ciepło, powyżej 20 stopni, choć podczas jazdy aż tak gorąco to mi nie było.
Pogoda podobno ma się utrzymać, więc wszystko wskazuje na to, że jutro jadę na rekord. Wczoraj rozważałem czy nie wybrać się na szosie, ale chyba jednak nic tego. Rano jest zimno, a zamierzam w końcu wyjechać około 7:00, więc będę musiał ubrać bluzę. Koło 10:00 już pewnie będzie temperatura do jazdy na krótki rękaw i bluzę trzeba będzie zdjąć. Jak pojadę szosówką to nie bardzo bym miał gdzie ją schować, no chyba, że wezmę jakiś plecak, ale jazda z plecakiem do specjalnie wygodnych nie należy. Jak wybiorę crossa, to co prawda będę musiał wprawiać w ruch cięższą maszynę, ale za to wygodniejszą i umożliwiającą wiezienie bagażu, więc szala chyba jednak przechyla się na korzyść crossa, ale ostatecznie zdecyduję pewnie dopiero jutro:)
Galeria wycieczki
Szosówką nad Czarny Staw
Piątek, 6 września 2013 | dodano:06.09.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 35.86 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 01:12
- VAVG 29.88 km/h
- VMAX 38.71 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 50 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybka wieczorna wycieczka szosówką nad Czarny Staw. Prace na budowie na szczęście poszły sprawnie, więc po uprzątnięciu paru rzeczy mogłem się wybrać na rower.
Gdy już miałem wyjeżdżać to listonosz przyniósł dla mnie paczkę a w niej nowe opony do mojej szosówki. Zdecydowałem się na dość drastyczny krok, a mianowicie kupiłem najszersze opony które jeszcze można nazwać szosowymi czyli gumy o szerokości 28 milimetrów. Do tej pory jeździłem na oponach, które chyba były w mojej kolarzówce od nowości (no przynajmniej z takimi oponami był on wystawiany w katalogach) - opony te nie były specjalnie starte, ale niestety były mocno popękane. Co prawda przez 3 lata od kiedy jeżdżę na tym rowerze nigdy nie sprawiły mi kłopotów, ale mimo wszystko zdecydowałem się na zmianę. Stare opony były firmy Michelin w klasycznym szosowym rozmiarze 23 milimetry, niestety jadąc na nich nie czułem się za pewnie, stąd też zakup szerszych opon - też Michelin model Dynamic.
Założyłem więc opony i o godzinie 16:50 ruszyłem na trasę, celem był Czarny Staw. Ubrałem się na krótko i zaraz po wjeździe do lasu poczułem, że to nie była dobra decyzja, było mi po prostu chłodno, chyba jest już ten czas, że mimo ładnej pogody trzeba się będzie ubierać cieplej. Rozpocząłem wolno, miasto i pierwsze kilometry w Puszczy były rozgrzewkowe. W zasadzie nie planowałem jechać jakoś wybitnie szybko, ale po paru kilometrach poczułem, że mogę jechać szybciej, więc przyspieszyłem. Do leśniczówki Przyborów dojechałem w 17 minut ze średnią około 29 km/h. Do Czarnego Stawu jeszcze trochę nacisnąłem i w rezultacie pod stawem średnia 29,4 km/h i to mimo iż ostatnie 300 metrów trzeba przejechać po szutrze. Na szutrowym odcinku, szersze opony okazały się doskonałe, przemknąłem dość szybko i pewnie.
Pod stawem kilka zdjęć komórką - dziś wyszły lepiej, bo i oświetlenie było lepsze i po kilku minutach jazda do domu. Domykam pętlę w Puszczy i wracam na Żubrostradę, dalej Drogą Królewską - cisnę dość mocno. Pod Zajazdem Królewskim na obwodnicy Niepołomic sprawdzam czy jest szansa na średnią powyżej 30 km/h, na liczniku 30,02 km/h, więc wszystko jasne, nie zdołam na mieście takiej średniej utrzymać. Pod górę przy wodociągach z całej siły 25-27 km/h, ale na kolejnych dwóch skrzyżowania muszę hamować do zera. Pod domem moich rodziców średnia 29,85 - więc trochę jednak zabrakło.
Wycieczka udana, siły miałem nawet sporo i mocna jazda na szosówce nie zmęczyła mnie jakoś specjalnie - choć z drugiej strony do rekordowych przejazdów na tej trasie sporo zabrakło, ale to głównie wina za wolnego początku, bo potem już się rozkręcałem. Nowy opony są ok, pewnie stawiają trochę większy opór na asfalcie, ale i tak jak na moje możliwości można na nich jechać dość szybko, a komfort jazdy jest dużo większy. Dziś akurat jechałem głównie dobrym lub bardzo dobrym asfaltem, ale i na tych krótkich odcinkach z gorszą nawierzchnią radziłem sobie nieźle, na szutrach nawet bardzo dobrze - tam gdzie zwykle jechałem 17 km/h dziś przemknąłem 22-25 km/h.
W niedzielę szykuję się na rekord i zastanawiam się nawet czy nie jechać na tą trasę właśnie szosówką - jest to mój najlżejszy i najszybszy rower, choć na takiej długiej trasie może lepiej postawić na rower bardziej wygodny czyli na crossa. Na trasie są też przewidziane dwa odcinki po szutrach przez las, więc szosówką nawet na tych szerszych oponach może być ciężko, jednak z drugiej strony szutry to może 10 km na trasie, a pozostałem ponad 150 km to asfalty i tu szosówka byłaby jak znalazł. Nie wiem jednak jak wytrzyma moje siedzenie i nogi na szosówce na takim długim dystansie, do tej pory na tym rowerze przejechałem maks 60 km, a cross jest jednak na długich trasach sprawdzony. Ten dylemat muszę rozstrzygnąć jutro, bo w niedzielę rano ruszam z Niepołomic do Nowego Korczyna i z powrotem.
Galeria wycieczki
Krótko ale intensywnie do Chełmu i z powrotem
Czwartek, 5 września 2013 | dodano:05.09.2013 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 10.74 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 00:30
- VAVG 21.48 km/h
- VMAX 55.01 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 188 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo ładnej pogody w ostatnim tygodniu jakoś nie miałem okazji pojeździć. Dziś wieczorem postanowiłem się wybrać na krótką przejażdżkę, niestety wyjechałem dość późno bo dopiero o 19:05.
We wrześniu godzina 19 to jednak już późno, mimo iż dzień był bardzo ciepły i słoneczny, to o tej godzinie zaczęło się już robić chłodno. Postanowiłem, więc że czas mam tylko na krótką wycieczkę i że jadę do Chełmu. Pod górki starałem się cisnąć dość mocno i nawet szło mi nieźle. Po przejechaniu około 4,5 km byłem już na grodzisku w Chełmie gdzie miałem okazje podziwiać ostatnie promienie słońca. Zrobiłem nawet fotkę moim nowym telefonem, ale niestety jak to zdjęcie z telefonu przy kiepskich warunkach oświetleniowych - wyszło słabo.
W drodze powrotnej postanowiłem jeszcze zaliczyć krótki, ale dość stromy podjazd z Moszczenicy pod górny kościół w Łapczycy. Poszło mi nawet całkiem dobrze, choć na najbardziej stromych prędkość spadła mi do 7 km/h. Potem już tylko zjazd do drogi nr 4 i do domu.
Wycieczka w sumie bardzo krótka ale za intensywna, na 10 km zrobiłem 188 metrów podjazdów, jechałem dość szybko pod górki, więc była okazja porządnie się zmęczyć. W niedziele mam być ładna pogoda, więc może uda mi się zaatakować rekord długości trasy.
Do Bochni po Rowertour zamiast rekordu:(
Niedziela, 1 września 2013 | dodano:01.09.2013 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie
- DST: 13.53 km
- Czas: 00:37
- VAVG 21.94 km/h
- VMAX 58.26 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 232 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś miała być rekordowa wycieczka do Nowego Korczyna, ale pogoda była niestety deszczowa, więc cały dzień przesiedziałem w domu oglądając Vueltę i GP Ouest France – Plouay. We Francji atakował Kwiatkowki, ale niestety nic z nie wyszło. Na Vuelcie był finisz pod mega stromy kilometrowy podjazd - wygrał Moreno. Mniej więcej koło 17 jak oglądałem Vueltę zaczęło się przejaśniać, więc po wyścigu około 17:50 ruszyłem do Bochni po nowy numer Rowertouru.
Co prawda na niebie zaczęło się pojawiać słońce, ale całodziennych opadach było jednak dość zimno. Do Bochni postanowiłem jechać Górnym Gościńcem, więc już na starcie miałem do pokonania ciężki podjazd, niestety pod górę ostatnio nie idzie mi najlepiej, co prawda wjeżdżam w zasadzie pod każdą górkę, ale robię to wolno i wyraźnym trudem. Potem już łatwo, Górnym Gościńcem, przez Osiedle Niepodległości do Galerii Rondo, dużo zjazdów i po niecałych 17 minutach byłem na miejscu - średnia 24,5 km.
Kupiłem Rowertour i ruszyłem w drogę powrotną. W tą stronę jest więcej pod górę, najtrudniej oczywiście od cmentarza do Osiedla Niepodległości, podjazd może nie strasznie stromy ale dość długi i cały czas mocno trzymający. Potem jeszcze kawałek pod górę, za osiedlem i jazda Górnym Gościńcem - dość niespodziewanie na szczycie mocno wieje i na dodatek muszę jechać pod wiatr, więc jest mi trochę zimno. Do domu docieram z czasem 37 minut, przejechane 13,5 km, no więc do rekordu 160-170 km jednak sporo brakło, no cóż może uda się tydzień.
Galeria wycieczki