Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

morderczy Mordownik

Niedziela, 15 września 2013 | dodano:15.09.2013 Kategoria zawody, RNO, Po górkach, 100 km i więcej
  • DST: 134.66 km
  • Teren: 50.00 km
  • Czas: 08:16
  • VAVG 16.29 km/h
  • VMAX 48.29 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 1230 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wraz z Wojtkiem pojechałem do Kroczyc koło Zawiercia na ekstremalny rajd rowerowy - Mordownik, do zaliczenia było 21 punktów, długość trasy według optymalnego wariantu 135 km. W sumie udało mi się zaliczyć 16 punktów, 4 odpuściłem a jednego nie znalazłem, ma metę wróciłem mniej więcej o godzinie 19:15 (start 8:00). Mój przejazd musiał być daleki od optymalnego, bo mimo iż nie byłem na 4 punktach to przejechałem właśnie 135 km.

Prawdę mówiąc jechałem na Mordownika z zamiarem potrenowania przed Galicja Orient. Wiedziałem od razu, że jest to za trudny rajd bym mógł go przejechać w całości, ale dla Wojtka to była jedyna impreza na orientacje w tym sezonie i chciał zaliczyć jak najwięcej, więc z mojego założenia, że przejadę góra 100 km nic nie wyszło.

Z domu ruszyłem o 5 rano, pojechałem do Krakowa po Wojtka i kilka minut po 7 byliśmy w bazie rajdu w Kroczycach. Szybka rejestracja i przygotowanie się do startu, o 7:30 odprawa techniczna, o 7:50 pamiątkowe zdjęcie, 7:58 rozdanie map i o 8:00 start. Po otrzymaniu mapy przystępujemy do planowania trasy, mamy nawet mazaki, ale planowanie nie było nigdy naszą mocną stroną, więc planujemy tylko pierwsze 4 punkty, zakładamy że na razie opuszczamy nr 5 i w drogę.

Najpierw jedziemy do punktu nr 8, kawałek asfaltem na Żarki, potem odbicie osiedle Lgotka i stamtąd szutrówką pod górę na punkt nr 8, który ma znajdować się w pobliżu krzyża-kapliczki. Wjeżdżamy i szybko znajdujemy punkt ukryty w krzakach. Dużo osób jedzie tak jak my, więc widząc zawodników przed nami mamy naprowadzenie. Następnie dalej targamy szutrówką w kierunku Skarżyc, po dojechaniu do asfaltu nie decydujemy się na skrót przez las, tylko jedziemy na około po asfaltach przez centrum Skarżyc. Warto wspomnieć, że rajd odbywa się na mapach z 1993 roku, są mało aktualne i nie ma na nich żadnych szlaków, ani rowerowy ani pieszych. Okazuje się że drogą skróty której nie wykorzystaliśmy biegnie szlak rowerowy i jest ona całkiem dobra. Tym czasem do Skarżyc musieliśmy pokonać solidny podjazd, w centrum robimy odbicie na Okiennik Wielki i następnie kolejny szutrowy podjazd do ambony na której szczycie znajduje się punkt nr 1. Podjazd ciężki, a do tego trzeba jeszcze wyjść po śliskiej drabinie na szczyt ambony podbić punkt.

Wracamy tą samą drogą tym razem w dół do Skarżyc i odbijamy na Morsko, szybki przelot po asfalcie i podjazd ciężką, zawaloną gałęziami drogą na punkt nr 3 znajdujący się na Górze Grdyń przy ładnych skałkach wapiennych. Zjazd tą samą drogą i szybki przelot na Włodowice. Z boku zostaje nam jeszcze punkt nr 5 przy Skałach Rzędowskich, ale na razie postanawiamy go opuścić i pędzimy na nr 2. Dojazd ciężki bo przez las, początkowo szlakiem, ale w końcówce musimy się przedzierać zarośniętą ścieżką, a sam punkt jest przy jakimś kanale wodnym. Przy dojeździe spotykamy jednak jakiegoś zawodnika, który potwierdza, że jedziemy gdzie trzeba i za chwilę już podbijamy punkt.

W tym miejscu kończy się nasza zaplanowana trasa, planujemy więc dalej. Początkowo chcieliśmy się przebić ścieżką przez las w kierunku Myszkowa, ale teraz rezygnujemy z tej koncepcji, wracamy na Włodowice i po wyjeździe na asfalt przy jakiś zakładach wpadamy na pomysł, że może tu spróbujemy leśnej ścieżki. Niestety ścieżka widoczna na mapie, jest mocno zarośnięta i nie decydujemy się na jej forsowanie, wracamy kawałek i próbujemy z drugiej strony zakładów, tu też lipa, podejmuje jeszcze jedną próbę przebicia się tym razem w kierunku Włodowic i tu już klęska na całego. Ścieżka się kończy i koniec końców wracamy przez pole na drogę asfaltową, którą tu przyjechaliśmy. Tracimy dużo czasu, a na dodatek mamy przemoczone nogi. Moje moralne mocno spada, ale nic jedziemy do Włodowic i potem na Włodowską Górę, gdzie odbijamy w kierunku Myszkowa. Dojeżdżamy asfaltem pod górę do Kol. Góra Włodowska i odbijamy na leśną ścieżkę.

Tym razem droga dobra, szeroka i bez problemu dojeżdżamy i zdobywamy punkt nr 4 nad sztucznym jeziorem. Jedziemy na Myszków, przejeżdżamy przez centrum i odbijamy na Osińską Górę. Punkt nr 6 miał być na skraju lasu, a tym czasem jest w miejscu, gdzie trzeba dotrzeć wąską ścieżką przez las, punkt znajdujemy i po chwili pędzimy leśną, lekko piaszczystą ścieżką w kierunku drogi na Żarki. Na mapie widać jakieś ścieżki na skróty, w terenie widać też szlak rowerowy ale na mapie go nie, więc nie wiadomo jak prowadzi. Ostatecznie decydujemy się na mało optymalny wariant, a mianowicie jedziemy w kierunku Żarek, przed samym miastem skręcamy na Wysoką Lelowską, ale zamiast na asfalt to wjeżdżamy na polną ścieżkę i nią z pewnym trudem dojeżdżamy na miejsce. W Wysokiej Lelowskiej odbijamy na szutrówkę w kierunku lasu i po kilku kilometrach zdobywamy punkt nr 7 (północy skraj bagienka). Po kolejnych 300 metrach jazdy okazuje się, że tędy przebiega czerwony szlak rowerowy, którym chyba mogliśmy przeciąć na skróty:(. Korzystamy z niego tym razem i drogą, której nie ma na mapie wyjeżdżamy na Ostrów.

Dojazd do 17 wydaje się być problematyczny, w końcu postanawiamy skorzystać z żółtego szlaku rowerowego. To okazuje się dobrą decyzją i szlak doprowadza nas w pobliże punktu, jeszcze tylko odbicie w kierunku lasu i jesteśmy na 17. W tym momencie zapada decyzja, że nie jedziemy już dalej na północ i opuszczamy punkty 16, 20 i 21 w pobliżu Olsztyna. Jedziemy natomiast w kierunku domków letniskowych i potem piaszczystą ścieżką na Masłowiznę. Z pewnym trudem docieramy na miejsce i po chwili wypadamy na asfalt w Skrobaczowiznie. Kawałek asfaltem i skręt w kierunku kopalni żwiru, a następnie ścieżkami przez las na punkt 18. Tu mamy pewne problemy, zajeżdżamy na daleko, musimy się wrócić, ale po chwili zdobywamy punkt.

Z 18 przebijamy się leśną drogą w kierunku Krasawy, jest trochę pod górę, ale przede wszystkim jest po piachu, zaczynam powoli czuć zmęczenie i kręcę z wyraźnym trudem. W Zrębicach robimy krótką przerwę pod sklepem w celu uzupełnienia bidonów, Wojtek kupuję ostatni Powerrade i ja muszę się zadowolić wodą i Tymbarkiem. Jedziemy na 19, na mapie punkt wygląda na trudny, ale jak się okazuje zaprowadza nas do niego pięknie wysypana drobnymi kamyczkami droga żółtego szlaku rowerowego. Sam punkt jest jakieś 200 metrów od drogi wśród skałek, trafiamy go za drugim razem. Dalej jedziemy tą samą leśną drogą w kierunku Brusa, kamyczki się kończą i miejscami walczymy z piaskiem, ale mimo wszystko przejazd wychodzi dość gładko. Dojeżdżamy do drogi, przecinamy ją i od razu znowu wpadamy na leśną ścieżkę, którą po kilku minutach docieramy do leśnej Drogi Klonowej w pobliżu której położony jest punkt 9. Pierwsze podejście do punktu nie udane, wracamy na Drogę Klonową i skręcamy w następną ścieżkę tym razem bezbłędnie trafiamy na punkt. Niestety na wyjeździe z tego punktu popełniały błąd pędzimy za jakąś zawodniczką, która jeździ od nas dużo szybciej i po chwili nas odstawia, a my dopiero po dłuższej chwili orientujemy się, że jedziemy na południe zamiast na wschód. Próbujemy zrobić korektę i wjeżdżamy na ścieżkę pełną piasku, pod górę i jeszcze zawaloną przewróconymi drzewami. Pokonujemy ją albo wolno kręcąc albo wręcz prowadząc rower. Gdy wypadam na asfalt w Złotym Potoku czuję potworne zmęczenie.

Jedziemy na pobliską 12, znowu spotykamy zawodniczkę, którą widzieliśmy na 9, więc też jej coś ten przejazd nie poszedł, na 12 trafiamy bez większych problemów. Zarządzam postój, muszę coś zjeść bo czuję się kiepsko i zaczynam mieć coraz większe wątpliwość jak to dalej będzie. Przekonuje Wojtka do nieco dłuższej, ale znanej mi dobrze pewnej drogi w Ludwinowa. Wiem z doświadczenia (pobliskiej Drogi Siedleckiej przecinającej ten sam las), że drogi w tym rejonie potrafią być mega piaszczyste, ale pokonywana przeze podczas rajdów przez Jurę z PTTK droga jest dobrej jakości. Jedziemy jak proponuję i po kilkunastu minutach jesteśmy w pobliżu 13, pozostaje jeszcze atak na sam punkt przez las. W lesie piasek, jedzie się ciężko nie mniej po kilku minutach jesteśmy jak nam się wydaje we właściwym miejscu, nigdzie nie ma jednak lampionu. Szukamy po krzakach, nie ma. Układ ścieżek nie do końca odpowiada temu co widzimy na mapie, wracamy się kawałek i w końcu znajdujemy punkt, po chwili dochodzą do nas dwaj Bikeholicy, którzy chyba dużo zyskali widząc nas na punkcie. Zjeżdżamy stromy zjazdem do szosy i pędzimy na Trzebniów.

Tu pojawiają się kłopoty Wojtka z rowerem a konkretnie z przerzutką tylną, w zasadzie pojawiły się już w drodze ze Złotego Potoku, ale regulacja śrubą przy manetce chwilowo pomogła. Teraz jednak awaria powróciła, przerzutki zmieniają się same. Zatrzymujemy się pod sklepem w Trzebniowie, próbujemy coś doregulować, ja robię też zakupy, kupuję izotonik, bo na wodzie nie jedzie mi się najlepiej. Ruszamy, ale przerzutki dalej nie działają, Wojtek stwierdza, że dziś już nie powalczy. Wspólnie postanawiamy, że on pojedzie prosto do bazy, a ja jeszcze powalczę.

Ruszam do przodu i Moczydłach odbijam w prawo w las, jak się okazuje na Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, atakuje punkt 11. Jest koło godziny 16:00 do zmroku jeszcze jakieś 3 godziny, chcę zaliczyć jeszcze z 4 punkty, szczególnie, że pogoda w końcu zrobiła się bardzo ładna. Jadę na 11, trasa jest ciężka, dużo piachu, na dodatek mapa oczywiście nie oddaje układu ścieżek w rzeczywistości. Najpierw odbijam za wcześnie, ale droga nie wspina się pod górę, wracam i jadę szlakiem dalej, dojeżdżam do miejsca, gdzie droga powoli zaczyna opadać, a punkt miał być na szczycie, już mam zrezygnować, ale koło samochodu terenowego, którym przyjechała tu jakaś rodzinka zauważam zarośniętą ścieżkę pod górę, jadę i bingo jest 11 przy skale wapiennej. Obijam, zjeżdżam do samochodu i widzę drogę prowadzą w kierunku asfaltu, której oczywiście nie ma na mapie, ale ta terenówka jakoś musiała tu wjechać, a nie sądzę by jechała tak jak ja tu przyjechałem. Ryzykuję i pędzę w dół do asfaltu, zaledwie po kilkuset metrach jestem na drodze 789.

Pędzę znów w kierunku Moczydeł, ale dobrze mi znanym skrótem przez Lutowiec, obijam na Mirów i po kilku minutach jestem w pobliżu mirowskiego zamku. Przede mną punkt nr 10 na Wielkiej Górze, jest on opisany jako sosna na południowy zachód od przełęczy. Wjeżdżam na przełęcz asfaltem i odbijam w prawo, ścieżki prowadzą raczej na południowy wschód, ale z mapy widać, że punkt powinien być w pobliżu szczytu Wielkiej Góry (423 m npm). Ścieżka jest dość wyraźna, jadę i próbuje znaleźć miejsce przedstawione na mapie, niestety znowu problem nieaktualnej mapy, ścieżek jest znacznie więcej niż na mapie. Dojeżdżam do prowadzącego już w dół Szlaku Pieszego Orlich Gniazd, ale to chyba nie tu. Szukam na pobliskich krzyżowaniach ścieżek, ale punktu nie ma. Wracam na szlak i spotykam tam zawodnika, który mówi mi, że szuka już ponad godzinę i że rezygnuje bo nie może znaleźć. Patrze na zegarek, robi się już późno, postanawiam zjechać szlakiem czerwonym, jak trafię punkt to dobrze, jak nie to trudno. Punktu oczywiście nie znajduję, dzwoni Wojtek, zerwał łańcuch, naprawił i rower jedzie w miarę normalnie, decyduje się jeszcze poszukać 5 po drodze do bazy. Wjeżdżam do Mirowa i kieruję się na Bobolice, przejeżdżam koło malowniczych Jurajskich zamków i ścieżką leśną jadę na Zdów. Droga ciężka, znowu pełno piasku, jak to na Szlaku Orlich Gniazd, jednak po parunastu minutach jestem w Zdowie.

Kiepskiej jakości asfaltem dojeżdżam do Młynów, wjeżdżam w las w poszukiwaniu punktu nr 14 na skraju polany. Niestety moja decyzja o ataku punktu od południa przez cała polanę okazuje się błędna. Polana jest wielka i trudna do przejścia (o jeździe nie ma mowy), a sam punkt jest na jej samym końcu. Podbijam patrzę na zegarek, jest prawie 18:30, do zmroku coraz bliżej. Wracam inną dużo lepszą drogą przez las i po chwili jestem na asfalcie, szkoda że tędy nie przyjechałem:(.

Po drodze do bazy jeszcze jeden punkt - nr 15 ambona na Górze Czarnej. W pobliże Kostkowic dojeżdżam kiepskim asfaltem przecinam remontową drogę prowadzą do Kroczyc (bazy zawodów) i wpadam w las, wiem że punkt muszę znaleźć od razu bo inaczej zastanie mnie noc - mam wprawdzie jakieś lampki, ale na jazdę po nocy nie jestem przygotowany za dobrze. Droga przez las okazuje się dobra, okolice punktu mam rozjaśnione na zdjęciu satelitarnym, decyduję się na wariant bezpieczny, przejeżdżam koło widocznych na zdjęciu domów i szeroką szutrówką jadę pod górę na grzbiet wzniesienia, a następnie grzbietem wracam się kierunku lasu, gdzie powinna być ambona. Na koniec mały spacer ale 15 zaliczam (foto, foto), jest prawie 19 i słońce wyraźnie zaszło. Mnie na szczęście czeka już tylko nie zbyt długi powrót do bazy.

Zjeżdżam w dół trochę krótszą drogą, choć chyba była jeszcze krótsza i wracam jak przyjechałem. Nie decyduje się jednak na dojazd do tej remontowej drogi, tylko szutrówką przez osiedle Wrzoski pędzę do drogi głównej. Mijam kilku wracających do bazy piechurów, po chwili szutrówka przechodzi w asfalt, który doprowadza mnie do powiatówki, jeszcze tylko jakieś 2 km z niedużym podjazdem i jestem w bazie zawodów. Podjeżdżam pod szkołę, rower Wojtka już stoi, baza jest w środku wchodzę i oddaje kartę, zaliczone 16 z 21 punktów, jest godzina około 19:15.

Wojtek dojechał do bazy parę minut przede mną, niestety nie znalazł 5 i skończył z 13 punktami. Szkoda, że nastąpiła ta awaria, we dwójkę może lepiej poradzilibyśmy sobie z poszukiwaniem 10 i mielibyśmy 17 punktów.

Pokonałem trasę o długości 134,66 km, byłem na trasie jakieś 11 godz. i 15 minut z czego 8 godz. i 16 minut pedałowałem (czasem szedłem), suma przewyższeń wyniosła 1260 m. To zdecydowanie najtrudniejsze zawody na jakich byłem, długa trasa, trudno dostępne punkty, nieaktualne mapy. Na szczęście pogoda, która w prognozach była bardzo zła, okazała się przyzwoita, co prawda nie było za ciepło i przez większość dnia niebo było zachmurzone, ale nie padało, a deszczyk który spadł w nocy, nawet lekko nam pomógł i piaszczyste drogi były minimalnie lepiej przejezdne. Po godzinie 16 wypogodziło się, choć temperatura jakoś zdecydowanie się nie podniosła.

Z osiągniętego wyniku chyba mogę być w miarę zadowolony, choć kilka błędów było. W sumie nie planowałem przejeżdżać aż tak długiej trasy, przyjechałem trenować, ale Wojtek był w gazie więc zrobiliśmy więcej niż pierwotnie zakładaliśmy. Co do formy to taka sobie, czułem zmęczenie w zasadzie przez cały dzień, w pewnym momencie miałem spory kryzys, ale na szczęście jakoś udało mi się go przezwyciężyć i dojechać do mety. Szkoda tego punktu nr 10, ale podobno wielu zawodników go nie znalazło, chociaż z drugiej strony, byli i tacy co go zdobyli. Być na punkcie i go nie zaliczyć to spory ból, szczególnie jeśli dojazd na miejsce kosztował sporo wysiłku, ale cóż zdarza się, na dłuższe szukanie po prostu nie miałem czasu bo musiałbym zrezygnować z pozostałych punktów.

Na stronie mordownik.pl pojawiły się oficjalne wyniki zawodów, z moimi 16 punktami i czasem 11:13:45 zająłem 20 miejsce w kategorii mężczyzn, wyprzedziły mnie jeszcze dwie panie, więc w sumie byłem 22 w open (37 klasyfikowanych, 4 NKL). Wojtek w powodu awarii skończył na 27 miejscu wśród mężczyzn (13 punktów, czas 11:01:39). Gdybym znalazł punkt nr 10, którego byłem jak się okazuje bardzo blisko, byłby o jedną pozycję wyżej, szkoda że go nie zaliczyłem.

Zaliczyłem 16/21 punktów. Kolejność zaliczania punktów: 8, 1, 3, 2, 4, 6, 7, 17, 18, 19, 9, 12, 13, 11, 10 (nie znaleziony), 14, 15

Galeria wycieczki

Do Nowego Korczyna Bursztynowym Szlakiem

Niedziela, 8 września 2013 | dodano:08.09.2013 Kategoria 100 km i więcej, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 201.21 km
  • Teren: 12.00 km
  • Czas: 08:10
  • VAVG 24.64 km/h
  • VMAX 53.94 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 480 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd do Nowego Korczyna Szlakiem Bursztynowym planowałem od dawna, potem wpadłem na pomysł by pojechać tam i z powrotem i zaliczyć rekordowy dystans. Czas na realizacje przyszedł dziś, zrobiłem Szlak Bursztynowy z Niepołomic do Nowego Korczyna z lekką modyfikacją na zwiedzanie cmentarzy wojennych w sumie wyszło mi 110 km.

Z powrotem miałem wrócić w miarę najkrótszą drogą, ale jak byłem w Szczurowej i miałem na liczniku 147 km, wpadłem na pomysł by spróbować dociągnąć do 200 km:)

No ale od początku, w zasadzie na tą wycieczkę miałem jechać już tydzień temu, ale wtedy lało. W tym tygodniu pogoda był piękna, więc zapadła decyzja, że jadę. Wstałem o godzinie 6:00 patrzę na termometr a tu 4 stopnie, po chwili jednak wychodzi słońce, więc powinno się powoli ocieplać. Około 7:00 jestem już pod domem rodziców w Niepołomicach, muszę jednak pokropić jeszcze balkony, a których w piątek położono wylewkę, więc domu wyjeżdżam dopiero około 7:25.

Na początek jadę pod zamek w Niepołomicach, bo tam rozpoczyna się odcinek Szlaku Bursztynowego Niepołomice - Nowy Korczyn. Tablica pokazuje, że do przejechania jest 89 km, ale od kolegi wiem, że prom w Otfinowie nie pływa, trzeba więc jechać przez Wietrzychowice i do przejechania jest jakieś 98 km. Do trasy zamierzam wprowadzić pewne modyfikacje z myślą o zwiedzaniu cmentarzy pierwszowojennych, więc liczę na dystans trochę ponad 100 km. Pod zamkiem robię fotkę, szukam jeszcze Dębu Papieskiego, których w Polsce posadzono podobno koło 500 i których poszukiwać zamierza Amiga:)

Resetuje liczniki, żeby mieć dystans przejechany po szlaku i w drogę, jest mniej więcej 7:35, już na starcie ponad 30 minut opóźnienia - nie dobrze. Pogoda jest ładna, świeci słońce, na razie nie wieje, ale jest strasznie zimno. Jeszcze zimniej robi się jak wjeżdżam do Puszczy. Na sobie mam krótkie spodenki, koszulkę z długim rękawem, na to koszulkę z krótkim rękawem i jeszcze bluzę, a i tak marznę. Jadę Drogą Królewską, potem wjeżdżam na Żubrostradę, staram się jechać szybko, bo czeka mnie w końcu daleki dystans, ale nie za szybko by nie zajechać się już na początku - tempo w granicach 24-26 km/h. Nie jedzie mi się najlepiej, ale to chyba przez niską temperaturę. Pierwsze 20 km przejeżdżam w czasie 53 minut. Założenie mam takie, żeby robić 20 km na godzinę łącznie z postojami, wtedy zakładany dystans jakiś 170 km powinienem przejechać w 8 godz. 30, planuję też dodatkowe 1 godz. 30 na dwa dłuższe postoje w Nowym Korczynie i w drodze powrotnej.

Po 21 km wyjeżdżam z Puszczy, przekraczam Rabę kładką w Mikluszowicach i kieruję się na Okulice. Na otwartym terenie jest mi trochę cieplej, powoli zbliża się godzina 9:00. Jednak powoli zaczynam też czuć delikatny wiaterek wiejący ze wschodu, a więc mi prosto w twarz - tego właśnie obawiałem się najbardziej. Tablice szlaku fotografuję na wjeździe na Żubrostradę, potem w Mikluszowicach na Górze św. Jana i pod kościołem w Okulicach. Bratucicach szlak skręca na Rudy Rysie, jest jednak znak że 180 metrów dalej jest miejsce wypoczynkowe na szlaku - jadę więc zobaczyć. Faktycznie przy boisku sportowym są ławeczki, informacja o szlaku i nawet toy-toy - nie sprawdzałem czy otwarty.

Jadę na Rudy Rysie, część z 7 km odcinka to droga szeroką szutrówką. Jakoś nawierzchni taka sobie, trochę muszę zwolnić, ale mimo wszystko dość sprawnie dojeżdżam do drogi Brzesko - Szczurowa w Rudych Rysiach. Lekko zbaczam ze szlaku, jadę jeszcze zobaczyć cmentarz wojennych, byłem już na nim podczas wycieczki 2008, ale trochę czasu już minęło, więc jadę zobaczyć czy coś się nie zmieniło. Następnie skrótem koło kościoła ponownie dojeżdżam do szlaku. Tuż za Rudy Rysiami na liczniku przeskakuje mi 40 km, sprawdzam czas - 1:53, więc nadal udaje mi się utrzymywać tempo zgodnie z założeniem. Zaczynają mnie już lekko boleć mięśnie nóg, nie za dobrze przecież to dopiero początek jazdy. Robi się coraz cieplej, niestety coraz wyraźniej czuję wiaterek ze wschodu.

Po kolejnych kilku kilometrach jazdy dojeżdżam do Borzęcina, oglądam cmentarz wojenny i jadę do centrum pod tablicę szlaku i punkt wypoczynkowy. Ściągam bluzę, ale zostawiam sobie jeszcze koszulkę termoaktywną z długim rękawem. W Borzęcinie byłem już w 2008 r., ale wtedy zobaczyłem tylko kościół i cmentarz i pojechałem dalej na Radłów. Tym razem odwiedzam całkiem ładne centrum miejscowości, środkiem miejscowości płynie rzeczka - Uszwica, a po jej obu stronach poprowadzona jest droga. Jadę prawą stroną rzeczki i oglądam przydomowe kapliczki, których jest pełno - szlak kapliczek ciągnie się przez parę ładnych kilometrów.

W końcu dojeżdżam do drogi 964 i widzę drogowskaz na Niepołomice, ja jednak przecinam drogę na wprost i jadę do miejscowości Dołęgi. Na skrzyżowaniu szlak skręca w prawo, jednak 100 metrów dalej jest ciekawy dwór - muzeum, więc jadę zrobić jeszcze kilka fotek. Na zakręcie szlaku są tabliczki, według których powinienem przejechać od zamku w Niepołomicach 50 km, mam trochę więcej, ale byłem dodatkowo na dwóch cmentarzach wojennych. Dalszy odcinek to niespecjalnej jakości szutrówka, na szczęście nie zbyt długa i po kilometrze wyjeżdżam na asfalt. Kawałek po asfalcie, ale za chwilę wjeżdżam w las i czeka mnie kolejnych odcinek po szutrach.

Dobre 3 km męczę się na leśnej drodze o zmiennej nawierzchni, od solidnej ubitej ziemnej drogi, przez drogę wysypaną dużymi kamieniami po piasek. W między czasie na liczniku przeskakuję mi 60 km, cały czas jeszcze trzymam tempo. Z lasu wyjeżdżam niedaleko Wał-Rudy, brak dokładnej tabliczki skrętu i rezultacie jadę w lewo zamiast w prawo. Szybko dostrzegam błąd i zawracam. To właśnie w tym miejscu miałem zmodyfikować szlak do mojej wersji cmentarnej i popędzić asfaltem do Wał-Rudy. Jednak na szlaku zaledwie 1 km od szosy jest pomnik akcji III most. Decyduję się jechać go zobaczyć, muszę przejechać przeszło kilometr po drodze wokół żwirowni, jest piasek potem kamienie, potem znowu piasek, ale już po chwili jestem na miejscu. Pomnik ładny i przede wszystkim dobrze opisany, z tablic informacyjnych możemy się dowiedzieć wszystkiego o akcji III most.

Szlak prowadzi dalej szutrówkami między wyrobiskami żwirowymi, ja mam jednak inne plany, wracam więc tą samą drogą na asfalt i skręcam na Wał-Rudę. Kawałek dalej kolejny pomnik związana z akcją III most, fotka i jadę dalej. Do cmentarza wojennego w Wał-Rudzie droga prowadzi w kierunku południowym, wieje z południowego wschodu, więc jadę częściowo pod wiatr, jednak dość szybko dojeżdżam na miejsce, cmentarz duży i ładny warto go zobaczyć. Po chwili wyjeżdżam znowu na skrzyżowanie z drogą 964 i skręcam na Zabawę, 3 km i jestem pod Sanktuarium bł. Karoliny Kózki, a po chwili pod cmentarzem wojennym. Cmentarz jakiś dziwny nie podobny do innych tego typu obiektów, z początku myślałem nawet że to cmentarz z II wojny, bo jest nawet tablica nagrobna poświęcona zmarłym w 1939 r, ale w sprawdzam w necie i to jest jednak ten obiekt, robię fotki i jadę dalej.

Niedaleko są Biskupice Radłowskiej a nich kolejne cmentarze, jednak moja droga wcześniej skręca w lewo, postanawiam odpuścić te cmentarze, wjeżdżam co prawda za tablicę miejscowości by sfotografować ładny biskupi słup graniczny, który podobno kiedyś oddzielał ziemie biskupów od dóbr rycerskich. W tym miejscu jest też drogowskaz na Radłów - 5 km, to właśnie tam jechałem w 2008 r. robiąc swoją pierwszą setkę w życiu. Ja jednak wracam się na drogę do Wietrzychowic, żeby powrócić na szlak bursztynowy.

Tablicę szlaku widzę ponownie pod kościołem w Zdrochecu, ale na sam szlak nie wjeżdżam wybieram równoległą drogę z lepszym asfaltem, która ma mnie zaprowadzić na kolejny cmentarz wojenny Przybysławicach. Ten cmentarz jest niewielki i wciśnięty między domy, w rezultacie przejeżdżam i nie zauważam go, muszę się wrócić, tym razem jest, kilka fotek i jadę na prom w Pasiece Otfinowskiej. Wiem, że prom jest nieczynny, ale tuż przy wale Dunajca jest kolejny cmentarz, który chcę zobaczyć. Piękny duży, obiekt ale żeby wejść na jego teren, trzeba zejść po wale, bo drogi nie ma.

Prom nie pływa, ale Dunajec trzeba przekroczyć, najbliższy prom w Wietrzychowicach, jadę drogą wzdłuż wału i po kilkunastu minutach jestem na miejscu. Prom jest czynny i darmowy, stoi co prawda na drugim brzegu, ale zaraz za mną przyjeżdżają dwa samochody i prom płynie po nas. Przekraczam Dunajec i jadę dalej, żeby wrócić na szlak trzeba jechać na południe do Otfinowa, znowu jest pod wiatr. Ja mam w planie odwiedzić kolejny cmentarz, więc nie dojeżdżam do szlaku, robię skrót przez łąki i wyjeżdżam na drogę 973 i już po chwili jestem pod największym z oglądanych dziś cmentarzy, jest to samodzielny duży obiekt w Otfinowie oznaczony nr 252.

Szlak prowadzi boczną drogą równoległą do 973 w kierunku Zalipia, przejazdu między tymi drogami w miejscu gdzie jestem nie ma, jadę więc drogą główną i dopiero Żelichowie skręcam na "Malowaną wieś Zalipie". Droga prowadzi na wschód, więc centralnie pod wiatr, na szczęście po 2 km skręcam na północ. Przejeżdżam przez Zalipie, widzę kilka pomalowanych domów, ale szlak prowadzi w zasadzie tylko koło Zagrody-muzeum Felicji Curyłowej, widzę drogowskazy na Dom Malarek, ale nie jadę tam. Do Zalipia co roku jeździ bocheńskie PTTK, może kiedyś się wybiorę. Skręcam na Gręboszów, kierunek na zachód, więc jadę szybko bo z wiatrem, przecinam 973 i jadę dalej. Gdzieś w Woli Żelichowskiej w pobliżu Kopca Grunwaldzkiego licznik przeskakuję przez 100 km, moje założenie o 20 km ze zwiedzaniem na godzinę, jest już jednak nieaktualne, jestem w plecy dobre 20 minut.

Tuż przed Gręboszowem szlak odbija na Wolę Gręboszowską pomijając centrum, to błąd na drodze za szlakiem nie ma nic ciekawego a centrum Gręboszowa jest całkiem ładne (co zobaczę w drodze powrotnej). Jadę drogą przez pola, w kierunku wschodnim znowu pod wiatr, w końcu dojeżdżam ponownie do drogi 973 a nią po jakimś kilometrze do promu na Wiśle w Borusowej (koszt - 1 zł). Przepływam przez rzekę i jestem już w województwie Świętokrzyskim, po chwili mijam też znak Nowy Korczyn. Jeszcze jakiś kilometr drogą krajową 79 i jestem w centrum miejscowości, czyli o celu mojej podróży. Na liczniku przejechane 110 km z domu i niecałe 109 spod zamku w Niepołomicach, jest godzina 13:26 (od wyruszenia z domu minęło 6 godzin).

Nowy Korczyn mnie trochę rozczarowuję, jest dość zaniedbany, do tego rynek jest w remoncie i nie ma gdzie zrobić fotki. Nie ma też żadnych oznakowań szlaku, w sumie nie widziałem ich już od Otfinowa, ale tam nie jechałem po szlaku, w Zalipiu już ich chyba nie było, na pewno nie ma ich na tej dziwnej drodze w Woli Gręboszowskiej, no i nie ma ich w Nowym Korczynie. Według mojego wstępnego założenia w Nowym Korczynie miałem odpoczywać ponad godzinę, ale dojechałem na miejsce dopiero na 13:26 a już o 14 miałem ruszyć w drogę powrotną. Robię więc zakupy, kilka fotek pod kościołami i ruszam w drogę powrotną.

Pomysłów na powrót miałem kilka, gdybym był bardzo zmęczony to miałem wracać najkrótszą drogą czyli drogą krajową 79 do przejechania jakieś 60 km, po dobrym asfalcie, ale dość ruchliwą drogą z podjazdami koło Koszyc. Druga dłuższa wersja przewidywała powrót przez Szczurową, trasa trochę dłuższa ale za to bezpieczniejsza - mam jeszcze siły więc wybieram wariant drugi. Znowu przekraczam Wisłę promem za 1 zł - jadę sam:) i kieruję się na Gręboszów, gdzie chcę odwiedzić kolejny cmentarz wojenny. Na cmentarzu parafialnym zwiedzam ładną dużą kwaterę wojenną i jadę do centrum Gręboszowa, dziwię się że szlak pomija centrum tej miejscowości, jest ono ładne z miejscem na odpoczynek, jest kościół i wart uwagi cmentarz wojenny, a tu szlak prowadzi może minimalnie krótszą nieciekawą drogą.

Z Gręboszowa jadę na południe, więc pod wiatr do Siedliszowic, gdzie mam prom przez Dunajec do Wietrzychowic. Po przepłynięciu rzeki, jadę do centrum Wietrzychowic i na cmentarz parafialny gdzie oglądam kolejną dużą kwaterę wojenną. Z Wietrzychowic mam jechać na Zaborów, ale niedaleko mojej drogi widzę, jeszcze jeden cmentarz wojenny, odbijam więc na Miechowice Małe. Niestety jadę na wschód, więc centralnie pod wiatr i na dodatek do cmentarza musiałem zjechać z trasy aż 1,7 km, myślałem że to będzie góra kilometr. Cmentarz jest niewielki i mocno zaniedbany, jedynym plusem pokonania tego odcinka jest fakt, że właśnie pod cmentarzem pobijam swój dotychczasowym rekord długości wycieczki (132,89 km do Tarnowa z czerwca 2011 r.). Wracam na trasę na Zaborów tym razem mam na szczęście z wiatrem więc idzie szybko. Przejeżdżam przez Jadowniki Mokre i nowiutkim asfaltem przez las dojeżdżam do Zaborowa.

Przed samym centrum miejscowości jest cmentarz a na nim kolejna duża kwatera wojenna, robię fotki i jadę dalej. Grzeje na całego, podczas jazdy da się wytrzymać ale jak stoję w słońcu to mi mocno dogrzewa. Z Zaborowa jadę otwartym terenem w kierunku Szczurowej, jadę na południe więc wiatr trochę przeszkadza. To właśnie za Zaborem, gdy na liczniku mam 140 km zaczynam stwierdzać, że mam powoli dość.

Po paru kilometrach dojeżdżam do Szczurowej i na rynku robię postój. Dworek przy którym odbywał się piknik podczas majowego "Gwieździstego Rajdu Rowerowego" jest w remoncie, więc w parku nie można się zatrzymać, siadam pod parasolem przy delikatesach. W Szczurowej spotykam sporo rowerzystów, robię zakupy, odpoczywam chwilę i o 16:30 wyruszam w kierunku domu. Decyduję się na jazdę drogą 964, jest na niej nowy asfalt, prowadzi na zachód, więc będzie z wiatrem, jest niedziela więc ruch niewielki, poza tym jest to najkrótsza droga do domu. Tuż za Szczurową na rondzie widzę znak 45 km do Niepołomic, coś chyba za dużo pokazuje, ale właśnie wtedy wpadam na pomysł, że może bym przejechał dziś 200 km (na liczniku 150). Sunę asfaltem z wiatrem z dużą prędkością 30-34 km/h, kilometry nabijam błyskawicznie, klikam sobie na GPS i stwierdzam, że te znak jednak głupoty pokazywał do Niepołomic jest jakieś 35-37 km, więc pod domem będę miał przejechane jakieś 185-187 km.

Przed chwilą myślałem jak najkrótszą drogą dojechać do domu, a tu nagle zaczynam szukać sposobu jak drogę wydłużyć. Do Świniar jadę drogą 964, odcinek ten pokonuję bardzo szybko i małym nakładem sił, postanawiam więc zawalczyć o te 200 km, skręcam na południe w kierunku Bochni. Niestety w tym kierunku nie jedzie się już tak dobrze, wiatr trochę przeszkadza. Dojeżdżam do Mikluszowic na liczniku dopiero 170 km, więc jak skręcę na Żubrostradę to pod domem będzie 190 km - dalej za mało. W Baczkowie ciągle, za mało jadę do Proszówek i dopiero na granicy Bochni skręcam na Damienice. Ciągle brakuje mi jakiś 24 km, droga stąd prosto do domu nie ma więcej niż 20 km, więc ciągle brakuje. W ciągu ostatniej godziny przejechałem przeszło 27 km, czas mam niezły jest dopiero 17:30, ale sił coraz mniej.

Jadę dalej przez Damienice i Stanisławice do Kłaja, droga prowadzi na zachód więc z wiatrem mogę trochę odpocząć. W Kłaju mam niecałe 190 km, decyduję się więc na skręt na Targowisko, gdzie przecinam drogę krajową 75 i jadę na Szarów. Moją stałą drogą przez Szarów dalej będzie za blisko. Jadę więc na Dąbrowę, zaczynają się lekkie górki, a na Winnicę w Gruszkach jest nawet całkiem konkretny podjazd. Z Winnicy zjeżdżam do Staniątek i przez Staniątki Górne jadę w kierunku domu, brakuje mi już tylko 4 km, więc już chyba nie muszę nakładać drogi. Wyjeżdżam z Puszczy na ulicę Dębową, dojeżdżam do skrzyżowania z Piękną, brakuje jeszcze 500 metrów, może by było, ale dla pewności przejeżdżam jeszcze przez rynek, gdzie licznik przeskakuję 200 km. Po domem rodziców mam na liczniku przeszło 201 km, jest godzina 18:30 - kończę więc wycieczkę po 11 godzinach od startu.

Zsiadam z roweru i stwierdzam, że nie jest nawet tak źle, oczywiście bolą mnie mięśnie nóg, kostki, trochę barki i szyja, ale w porównaniu z poprzednimi rekordowymi wyjazdami na 125 km w 2008 i na 133 km w 2011 - jestem w formie. Na trasie też nie miałem specjalnych kryzysów. Pod koniec jechało mi się trochę ciężko, ale w sumie po 190 km podjechałem sprawnie kilka niewielkich górek, więc nie jest źle. W ciągu ostatnich dwóch godzin jazdy pokonałem w sumie 54 km w większości jechałem wiatrem, ale biorąc pod uwagę ile już wtedy miałem przejechane to uważam to za niezły wyczyn.

Szalony plan o 200 km w jeden dzień został zrealizowany, jeszcze rano zakładałem przejechać maks 170 km, ale gdy zobaczyłem, że będzie prawie 190 to już postanowiłem podciągnąć do 200 km, pewnie nigdy więcej już tyle nie przejadę, a 200 km wygląda lepiej niż jakieś 189 czy 192 km:).

Odżywanie:
Plan dnia miałem tak napięty, że na obiad nie było czasu, poza tym nie wie czy Nowym Korczynie byłoby nawet gdzie zjeść. Przez cały dzień zjadłem dwie kanapki z kotletem i 4 batony Lion, wypiłem 0,7 l O'Shee, 0,5 ml mieszanki wody mineralnej z magnezem (to wziąłem z domu i wystarczyło mi do Nowego Korczyna) oraz 1,5 l Cisowianki (zakupionej w Nowym Korczynie) i 0,7 MOVE4 (nie dobre - kupione w Szczurowej) w końcu 1,2 litra Pepsi (0,6 w Nowym Korczynie i 0,6 w Szczurowej). Nie byłem głodny, nawadniałem się chyba też dobrze, choć pod koniec miałem już dość picia i każdy kolejny łyk jakby mnie lekko zamulał.

To chyba tyle relacji z mojego rekordowego przejazdu. Na razie więcej rekordów nie planuję, 200 km to już dystans za wielki, jak na wycieczkę turystyczną, nie ma czasu na zwiedzanie, a jestem raczej turystą niż ultra maratończykiem. Pozostanę więc chyba przy trasach około 100 km ze spokojny zwiedzaniem, no chyba że kiedyś będę miał jakąś wypasioną szosówkę i formę, żeby łykać dłuższe trasy:)

Galeria wycieczki

Na budowę

Sobota, 7 września 2013 | dodano:07.09.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 37.27 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 01:40
  • VAVG 22.36 km/h
  • VMAX 56.19 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 238 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś rano pojechałem do Niepołomic na budowę, wczoraj wylali mi wylewkę, więc już od dziś musiałem podlewać wodą balkony. O godzinie 8 ruszyłem z Niepołomic, po 46 minutach jazdy byłem na budowie. Pokropiłem balkony, trochę posprzątałem po wczorajszych pracach i około południa ruszyłem w drogę powrotną.

Gdy wstałem o 7:20 na termometrze było 9 stopni, gdy wyjeżdżałem o 8 było 10 stopni mimo iż słońce świeciło na całego. Musiałem się więc ciepło ubrać, ale już w Kłaju około 8:30 zaczęło mi się robić ciepło. Gdy wracałem do domu koło południa, jechałem już na krótko, było ciepło, powyżej 20 stopni, choć podczas jazdy aż tak gorąco to mi nie było.

Pogoda podobno ma się utrzymać, więc wszystko wskazuje na to, że jutro jadę na rekord. Wczoraj rozważałem czy nie wybrać się na szosie, ale chyba jednak nic tego. Rano jest zimno, a zamierzam w końcu wyjechać około 7:00, więc będę musiał ubrać bluzę. Koło 10:00 już pewnie będzie temperatura do jazdy na krótki rękaw i bluzę trzeba będzie zdjąć. Jak pojadę szosówką to nie bardzo bym miał gdzie ją schować, no chyba, że wezmę jakiś plecak, ale jazda z plecakiem do specjalnie wygodnych nie należy. Jak wybiorę crossa, to co prawda będę musiał wprawiać w ruch cięższą maszynę, ale za to wygodniejszą i umożliwiającą wiezienie bagażu, więc szala chyba jednak przechyla się na korzyść crossa, ale ostatecznie zdecyduję pewnie dopiero jutro:)

Galeria wycieczki

Szosówką nad Czarny Staw

Piątek, 6 września 2013 | dodano:06.09.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 35.86 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 01:12
  • VAVG 29.88 km/h
  • VMAX 38.71 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Szybka wieczorna wycieczka szosówką nad Czarny Staw. Prace na budowie na szczęście poszły sprawnie, więc po uprzątnięciu paru rzeczy mogłem się wybrać na rower.

Gdy już miałem wyjeżdżać to listonosz przyniósł dla mnie paczkę a w niej nowe opony do mojej szosówki. Zdecydowałem się na dość drastyczny krok, a mianowicie kupiłem najszersze opony które jeszcze można nazwać szosowymi czyli gumy o szerokości 28 milimetrów. Do tej pory jeździłem na oponach, które chyba były w mojej kolarzówce od nowości (no przynajmniej z takimi oponami był on wystawiany w katalogach) - opony te nie były specjalnie starte, ale niestety były mocno popękane. Co prawda przez 3 lata od kiedy jeżdżę na tym rowerze nigdy nie sprawiły mi kłopotów, ale mimo wszystko zdecydowałem się na zmianę. Stare opony były firmy Michelin w klasycznym szosowym rozmiarze 23 milimetry, niestety jadąc na nich nie czułem się za pewnie, stąd też zakup szerszych opon - też Michelin model Dynamic.

Założyłem więc opony i o godzinie 16:50 ruszyłem na trasę, celem był Czarny Staw. Ubrałem się na krótko i zaraz po wjeździe do lasu poczułem, że to nie była dobra decyzja, było mi po prostu chłodno, chyba jest już ten czas, że mimo ładnej pogody trzeba się będzie ubierać cieplej. Rozpocząłem wolno, miasto i pierwsze kilometry w Puszczy były rozgrzewkowe. W zasadzie nie planowałem jechać jakoś wybitnie szybko, ale po paru kilometrach poczułem, że mogę jechać szybciej, więc przyspieszyłem. Do leśniczówki Przyborów dojechałem w 17 minut ze średnią około 29 km/h. Do Czarnego Stawu jeszcze trochę nacisnąłem i w rezultacie pod stawem średnia 29,4 km/h i to mimo iż ostatnie 300 metrów trzeba przejechać po szutrze. Na szutrowym odcinku, szersze opony okazały się doskonałe, przemknąłem dość szybko i pewnie.

Pod stawem kilka zdjęć komórką - dziś wyszły lepiej, bo i oświetlenie było lepsze i po kilku minutach jazda do domu. Domykam pętlę w Puszczy i wracam na Żubrostradę, dalej Drogą Królewską - cisnę dość mocno. Pod Zajazdem Królewskim na obwodnicy Niepołomic sprawdzam czy jest szansa na średnią powyżej 30 km/h, na liczniku 30,02 km/h, więc wszystko jasne, nie zdołam na mieście takiej średniej utrzymać. Pod górę przy wodociągach z całej siły 25-27 km/h, ale na kolejnych dwóch skrzyżowania muszę hamować do zera. Pod domem moich rodziców średnia 29,85 - więc trochę jednak zabrakło.

Wycieczka udana, siły miałem nawet sporo i mocna jazda na szosówce nie zmęczyła mnie jakoś specjalnie - choć z drugiej strony do rekordowych przejazdów na tej trasie sporo zabrakło, ale to głównie wina za wolnego początku, bo potem już się rozkręcałem. Nowy opony są ok, pewnie stawiają trochę większy opór na asfalcie, ale i tak jak na moje możliwości można na nich jechać dość szybko, a komfort jazdy jest dużo większy. Dziś akurat jechałem głównie dobrym lub bardzo dobrym asfaltem, ale i na tych krótkich odcinkach z gorszą nawierzchnią radziłem sobie nieźle, na szutrach nawet bardzo dobrze - tam gdzie zwykle jechałem 17 km/h dziś przemknąłem 22-25 km/h.

W niedzielę szykuję się na rekord i zastanawiam się nawet czy nie jechać na tą trasę właśnie szosówką - jest to mój najlżejszy i najszybszy rower, choć na takiej długiej trasie może lepiej postawić na rower bardziej wygodny czyli na crossa. Na trasie są też przewidziane dwa odcinki po szutrach przez las, więc szosówką nawet na tych szerszych oponach może być ciężko, jednak z drugiej strony szutry to może 10 km na trasie, a pozostałem ponad 150 km to asfalty i tu szosówka byłaby jak znalazł. Nie wiem jednak jak wytrzyma moje siedzenie i nogi na szosówce na takim długim dystansie, do tej pory na tym rowerze przejechałem maks 60 km, a cross jest jednak na długich trasach sprawdzony. Ten dylemat muszę rozstrzygnąć jutro, bo w niedzielę rano ruszam z Niepołomic do Nowego Korczyna i z powrotem.

Galeria wycieczki

Krótko ale intensywnie do Chełmu i z powrotem

Czwartek, 5 września 2013 | dodano:05.09.2013 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 10.74 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 00:30
  • VAVG 21.48 km/h
  • VMAX 55.01 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 188 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mimo ładnej pogody w ostatnim tygodniu jakoś nie miałem okazji pojeździć. Dziś wieczorem postanowiłem się wybrać na krótką przejażdżkę, niestety wyjechałem dość późno bo dopiero o 19:05.

We wrześniu godzina 19 to jednak już późno, mimo iż dzień był bardzo ciepły i słoneczny, to o tej godzinie zaczęło się już robić chłodno. Postanowiłem, więc że czas mam tylko na krótką wycieczkę i że jadę do Chełmu. Pod górki starałem się cisnąć dość mocno i nawet szło mi nieźle. Po przejechaniu około 4,5 km byłem już na grodzisku w Chełmie gdzie miałem okazje podziwiać ostatnie promienie słońca. Zrobiłem nawet fotkę moim nowym telefonem, ale niestety jak to zdjęcie z telefonu przy kiepskich warunkach oświetleniowych - wyszło słabo.

W drodze powrotnej postanowiłem jeszcze zaliczyć krótki, ale dość stromy podjazd z Moszczenicy pod górny kościół w Łapczycy. Poszło mi nawet całkiem dobrze, choć na najbardziej stromych prędkość spadła mi do 7 km/h. Potem już tylko zjazd do drogi nr 4 i do domu.

Wycieczka w sumie bardzo krótka ale za intensywna, na 10 km zrobiłem 188 metrów podjazdów, jechałem dość szybko pod górki, więc była okazja porządnie się zmęczyć. W niedziele mam być ładna pogoda, więc może uda mi się zaatakować rekord długości trasy.

Do Bochni po Rowertour zamiast rekordu:(

Niedziela, 1 września 2013 | dodano:01.09.2013 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 13.53 km
  • Czas: 00:37
  • VAVG 21.94 km/h
  • VMAX 58.26 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 232 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś miała być rekordowa wycieczka do Nowego Korczyna, ale pogoda była niestety deszczowa, więc cały dzień przesiedziałem w domu oglądając Vueltę i GP Ouest France – Plouay. We Francji atakował Kwiatkowki, ale niestety nic z nie wyszło. Na Vuelcie był finisz pod mega stromy kilometrowy podjazd - wygrał Moreno. Mniej więcej koło 17 jak oglądałem Vueltę zaczęło się przejaśniać, więc po wyścigu około 17:50 ruszyłem do Bochni po nowy numer Rowertouru.

Co prawda na niebie zaczęło się pojawiać słońce, ale całodziennych opadach było jednak dość zimno. Do Bochni postanowiłem jechać Górnym Gościńcem, więc już na starcie miałem do pokonania ciężki podjazd, niestety pod górę ostatnio nie idzie mi najlepiej, co prawda wjeżdżam w zasadzie pod każdą górkę, ale robię to wolno i wyraźnym trudem. Potem już łatwo, Górnym Gościńcem, przez Osiedle Niepodległości do Galerii Rondo, dużo zjazdów i po niecałych 17 minutach byłem na miejscu - średnia 24,5 km.

Kupiłem Rowertour i ruszyłem w drogę powrotną. W tą stronę jest więcej pod górę, najtrudniej oczywiście od cmentarza do Osiedla Niepodległości, podjazd może nie strasznie stromy ale dość długi i cały czas mocno trzymający. Potem jeszcze kawałek pod górę, za osiedlem i jazda Górnym Gościńcem - dość niespodziewanie na szczycie mocno wieje i na dodatek muszę jechać pod wiatr, więc jest mi trochę zimno. Do domu docieram z czasem 37 minut, przejechane 13,5 km, no więc do rekordu 160-170 km jednak sporo brakło, no cóż może uda się tydzień.

Galeria wycieczki

Do Niepołomic na budowę, powrót przez Cichawę

Sobota, 31 sierpnia 2013 | dodano:31.08.2013 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 41.59 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 01:46
  • VAVG 23.54 km/h
  • VMAX 53.94 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 272 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś musiałem zrobić parę rzeczy na budowie, zdecydowałem się więc na wyjazd rowerem. Z Łapczycy wyjechałem około 8:10, było słonecznie i wyjątkowo ciepło około 15 stopni - ładny dzień szkoda, że jutro pogoda ma się zepsuć niszcząc jednocześnie moje plany na rekordowy wyjazd do Nowego Korczyna Szlakiem Bursztynowym:(

Do Niepołomic jechałem przez Targowisko, Kłaj i ścieżką rowerową wzdłuż drogi 75, na miejsce zajechałem około 8:50 i od razu pojechałem do sklepu budowlanego. Około 9:15 byłem już na budowie, gdzie miałem do zrobienia parę rzeczy. W między czasie wybrałem się jeszcze raz do sklepu budowlanego tym razem na rowerze miejskim.

Około 14 po załatwieniu wszystkiego na budowie, ruszyłem w drogę powrotną. Postanowiłem pojechać trochę na około przez Brzezie i Cichawę. Najpierw przez Puszczę do Gruszek, potem podjazd wąwozem i dalej w kierunku Brzezia, gdzie przejechałem nad drogą nr 4, następnie zjechałem w kierunku Szczytnik. Potem jechałem drogą do Cichawy, zatrzymałem się jeszcze na chwilę zrobić parę fotek cmentarza wojennego nr 333 z różnej perspektywy.

W Cichawie skręciłem na Książnice gdzie dojechałem do drogi powiatowej, którą dotarłem do Łapczycy. To był ostatni dzień tegorocznych wakacji i ostatnia wakacyjna wycieczka rowerowa.

Czas więc na podsumowanie dwóch wakacyjnych miesięcy: dystans - 2019 km; czas - 92:24; średnia - 21,86 km/h; ilość wycieczek 36.

Dużo bardziej udany był lipiec:
Dystans całkowity: 1286.94 km (w terenie 70.50 km; 5.48%)
Czas w ruchu: 59:02
Średnia prędkość: 21.80 km/h
Maksymalna prędkość: 69.23 km/h
Suma podjazdów: 7571 m
Liczba aktywności: 22
Średnio na aktywność: 58.50 km i 2h 41m

Oprócz dużej ilości kilometrów, przede wszystkim ciekawe wycieczki, aż dwie wyprawy rowerowe: Łapczyca - Częstochowa - Łapczyca (4 dni) i Łapczyca - Wiedeń (6 dni). Poza tym wyjazd do pracy głównie z Niepołomic, niektóre na szosówce, oraz wycieczka do Nowego Brzeska kibicować na etapie Tour de Pologne (31.07).

W sierpniu byłem już chyba trochę zmęczony, więc miesiąc rowerowo był mniej udany:
Dystans całkowity: 732.54 km (w terenie 125.0 km; 17.1%)
Czas w ruchu: 33:22
Średnia prędkość: 21.95 km/h
Maksymalna prędkość: 58.80 km/h
Suma podjazdów: 4510 m
Liczba aktywności: 14
Średnio na aktywność: 52.32 km i 2h 23m

Miesiąc rozpocząłem fajnymi wyjazdami, najpierw wyjazd na królewski etap Tour de Pologne do Bukowiny Tatrzańskiej, a dzień później zrobiłem 100 km na Dębowym Oriencie. Jednak kolejne dni głównie wyjazdy do pracy i na budowę, dopiero pod koniec sierpnia zrobiłem ciekawą wycieczkę do Brzeska i Szczepanowa w celu odwiedzenia cmentarzy wojennych.

W porównaniu z poprzednimi wakacjami zrobiłem ponad 200 km więcej (2019 km a 1810 km) różnica ta wyszła w rekordowym lipcu (1286 km a 1034 km) bo z sierpniu tego roku zrobiłem mniej kilometrów niż rok temu (732 km a 776 km). W porównaniu z poprzednim rokiem miałem też jedną wycieczkę mniej, robiłem więc za to dłuższe odcinki i przede wszystkim z dużo większą średnią prędkością.

Wakacje planowałem zakończyć w niedzielę 1 września wyjazdem do Nowego Korczyna Szlakiem Bursztynowym i z powrotem już najkrótszą drogą - cała wycieczka miała liczyć około 170 km. Niestety wygląda na to, że jednak wyjazd się nie uda bo w niedziele ma padać:(

Galeria wycieczki

Po mieście na zakupy

Sobota, 31 sierpnia 2013 | dodano:31.08.2013 Kategoria miasto
  • DST: 3.20 km
  • Czas: 00:11
  • VAVG 17.45 km/h
  • VMAX 25.00 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 10 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice - miejski
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Rano przyjechałem do Niepołomic, opis powyżej. W pewnym momencie musiałem pojechać do sklepu budowlanego po parę rzeczy, więc postanowiłem wybrać się na rowerze miejskim bo dawno na nim nie jeździłem.

Praca, chyba po raz ostatni

Środa, 28 sierpnia 2013 | dodano:28.08.2013 Kategoria Po płaskim, 41-60 km, praca, samotnie
  • DST: 51.11 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 02:11
  • VAVG 23.41 km/h
  • VMAX 57.21 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 213 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny raz pojechałem do pracy na rowerze, czas do pracy raczej słaby znowu w pobliżu 54 minut, trochę szybciej niż wczoraj ale nadal wolno. Po wczorajszej setce, trochę bolały mnie nogi.

Po pracy pojechałem do Niepołomic, bo musiałem być na budowie. Znów jechałem drogą powiatową, ale dziś tak mocno nie wiało i tempo nie było już takie dobre, choć i tak starałem się trzymać tempo 28-30 km/h.

Po załatwieniach w Niepołomicach pojechałem do domu w Łapczycy, tempo w miarę, już nie wiało. To chyba był mój ostatni wyjazd do pracy w te wakacje, bo jutro i pojutrze muszę jechać samochodem, a potem już rok szkolny i raczej na rowerze już do pracy nie pojadę.

Praca, Kraków, Niepołomice

Wtorek, 27 sierpnia 2013 | dodano:27.08.2013 Kategoria 100 km i więcej, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 100.41 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 04:12
  • VAVG 23.91 km/h
  • VMAX 55.01 km/h
  • Temp.: 17.0 °C
  • Podjazdy: 250 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Kolejny raz do pracy, dziś coś mi się ciężko jechało. Rano było zimno i wietrznie, wiatr niestety wschodni, czyli w kierunku w którym w najbliższą niedziele chcę jechać po rekord długości trasy. Po pracy chyba pojadę do Krakowa bo mam tam coś załatwić, jeśli faktycznie pojadę to dziś może być dystans około 90-100 km.

Do pracy: 19,94 km; czas: 53:55; średnia 22,20 km/h.

Oj średnia do pracy dziś słabiutka, już dawno tak długo nie jechałem do pracy.

Z pracy wyjechałem około 12, bo Krajowy Rejestr Karny w Sądzie Okręgowym przy Ul. Przy Rondzie w Krakowie był czynny tylko do 14:30. Z pracy do Krakowa jechałem z wiatrem, prędkość do Niepołomic nie spadała poniżej 30 km/h. W Krakowie na ścieżce rowerowej wzdłuż ulic Ch. Botewa i Lipskiej, musiałem trochę zwolnić, ale i tak do końca tej ścieżki rowerowej podniosłem średnią do prawie 26 km/h.

Za skrzyżowaniem z Nowohucką musiałem zwolnić jeszcze bardziej, za mostem Kotlarskim musiałem wjechać między bloki bo chodnik był rozkopany. Potem przeprawiłem się przez rondo Grzegórzeckiej i już po chwili byłem pod budynkiem sądu. Nie musiałem płacić za parking tylko podjechałem rowerem pod same drzwi, gdzie zapiąłem moją maszynę do stojaka była godzina 1:22 (56,71 km; czas: 2:13:04; średnia: 25,57 km/h). Sprawę w sądzie załatwiłem w niecałe 20 minut, wyszedłem z budynku kupiłem precelka i zrobiłem przerwę na małe jedzonko.

Po przerwie ruszyłem w drogę powrotną, niestety dobrze wiedziałem że teraz będzie pod wiatr. Na początku nie było nawet tak ciężko, udawało mi się utrzymać tempo w granicach 23-25 km/h, ale gdy przejechałem przez most w Brzegach, zaczęło wiać zdecydowanie mocniej. W rezultacie kolejne 10 km do Niepołomic tempo wyraźnie siadło, momentami nie miałem siły kręcić powyżej 21 km/h.

W Niepołomicach najpierw pojechałem do rodziców (80,28 km; czas: 3:17:13; średnia: 24,42 km/h), a następnie miałem trochę załatwień, musiałem jechać do Urzędu Miasta w związku przydzieleniem nr domu, potem spotkałem się jeszcze z kolega, który ma mi przygotować projekt na podłącz gazowy. Gdy wyjeżdżałem z Niepołomic.

Gdy wyjeżdżałem z Niepołomic miałem na liczniku ponad 86 km i realną szansę na przebicie setki. Zatrzymałem się jeszcze na chwilę na parkingu przy dawnym ośrodku Krakowianka - jest tam znak szlaku bursztynowego według którego do Nowego Korczyna jest 87 km, ale już wiem, że prom w Pasiece Otfinowskiej nie pływa i trzeba przejechać około 98 km.

Ostatnie kilometry do domu w Łapczycy przejechałem już w miarę bez wiatru, zrobiło się nawet trochę cieplej. Ostatnie 10 km pokonałem z wyraźnym trudem, byłem zmęczony. Podjazd pod Chełm sprawił mi duże trudności. Tuż przed domem na liczniku pojawiła się setka. Mój plan na rekordowy przejazd liczy około 170 km, jeśli będzie wiało to mogę mięć problem żeby tyle przejechać.

Dzisiejszy wyjazd to pierwsza tak długa wycieczka w celu załatwienia pewnej sprawy. W swoim życiu zrobiłem już kilka setek i taki dystans nie robi na mnie w zasadzie większego wrażenia, ale zawsze to były albo dni na wyprawie, albo jednodniowe wycieczki turystyczne.

Galeria wycieczki