- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Do Niepołomic na budowę
Sobota, 12 października 2013 | dodano:12.10.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 35.72 km
- Teren: 1.00 km
- Czas: 01:27
- VAVG 24.63 km/h
- VMAX 57.21 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 239 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem do Niepołomic załatwić parę spraw na budowie. Do Chełmu jazda jak zwykle, ponieważ było mi trochę chłodno, więc pod górki cisnę z całej siły, dojazd do Chełmu i zjazd do drogi nr 4. W tym momencie wpadłem do pomysł by do Niepołomic jechać drogami krajowymi, kawałek 4 i potem 75 i przy okazji sprawdzić czy nowa warstwa asfaltu na DK75 jest w końcu równa.
Po DK4 szybko i bez problemów poboczem szosy, w Targowisko skręt na DK75, tu pobocza już nie ma, więc jazda zdecydowanie mniej bezpieczna. Za węzłem autostradowym rozpoczyna się remontowany odcinek drogi, do Szarowa jest jeszcze tylko warstwa podkładowa, ale za wiaduktem kolejowym w Szarowie w stronę Niepołomic w ostatnim tygodniu położono trzecią (chyba już ostateczną) warstwę asfaltu. Mknę więc po nowym asfalcie, jest zdecydowanie równiej niż wcześniej, ale przy skraju jezdni nie jest idealnie. Na DK75 oczywiście mam przeprawy w kierowcami, a w zasadzie z matołami za kółkiem, kilka samochodów mija mnie na gazetę ale to w zasadzie standard, jednak na tym nowym asfalcie za wiaduktem kolejowym mam przygodę specjalną. Jadę sobie na prostej z przeciwka jedzie sobie samochód a zanim drugi - Astra I i nagle ta Astra zaczyna wyprzedzać i oczywiście wymija mnie moim pasem. Pobocza asfaltowego w tym miejscu nie ma, zeskok rowerem na pobocze ziemne jest też trudny, bo nadlany asfalt wystaje dobre 10 cm powyżej gruntu, na szczęście droga była na tyle szeroka, że jakoś się w trójkę zmieściliśmy. Popukałem gościowi w czoło i pojechałem dalej, na szczęście już bez przygód.
W Niepołomicach jeszcze postój w piekarni i u kolegi w rynku na kawę, potem pojechałem na budowę, robota wrę, robią mi elewacje i na domku pojawił się już kolor. Pojechałem jeszcze do Dorbudu kupić kratkę wentylacyjną, ale bez licznika więc tych kilometrów nie wliczyłem do wycieczki.
Tuż przed 13:00 ruszam do domu, wypogodziło się już na dobre i zrobiło się ciepło (rano chłodno i mgła, która utrzymała się do 11), zmieniam więc kurtkę na bluzę i mknę do domu. Po drodze postój w Niepołomicach na cmentarzu parafialnym gdzie fotografuję kwaterę wojskową i potem na cmentarzu w Chełmie gdzie też szybka fotka cmentarza 334.
Wycieczka udana, jazda krajówkami mało bezpieczna ale szybka w Niepołomicach na rynku miałem średnią 25,37 km/h. Z powrotem już trochę wolniej ale średnia i tak wychodzi wysoka.
Galeria wycieczki
Szosowo wokół Czyżyczki
Wtorek, 8 października 2013 | dodano:08.10.2013 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 24.69 km
- Czas: 01:05
- VAVG 22.79 km/h
- VMAX 56.70 km/h
- Temp.: 17.0 °C
- Podjazdy: 330 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miałem jeździć dziś szosówką w okolicach Niepołomic, ale jakoś tak wypadło, że musiałem wcześniej jechać do Łapczycy, więc zrobiłem wycieczkę na crossie po szosach wokół pasma Czyżyczki.
W zasadzie miałem plan jechać w pobliże punktu nr 40 z II etapu Galicja Orient i zobaczyć czy dobrze zrobiłem, że na zawodach sobie ten punkt odpuściłem, ale jak już jechałem to stwierdziłem, że jest już trochę późno. Postanowiłem więc zmienić plan i zrobić rajdy wokół Czyżyczki, nową pętlą.
Z Łapczycy pojechałem na Siedlec i tam odbiłem na Stradomkę, jechałem po płaskim, doliną rzeki, omijając pasmo Czyżyczki od zachodu. Dojechałem do mostu na Stradomce i skręciłem w lewo w wąską drogę z płyt betonowych, która mnie zaprowadziła pod cmentarz w Sobolowie. Dalej krótki, ale ostry podjazd i byłem pod kościołem w Sobolowie. Pagórkowatą drogą na której jednak przeważały zjazdy dojechałem do Nieprześni pod zabytkowy dworek i wpadłem na ciekawy pomysł, skrócenia sobie drogi na szczyt Czyżyczki.
Drogą koło dworku w Nieprześni już kiedyś jechałem ale w dół, było to dość dawno i nie pamiętałem jaka to była droga. Zrobiłem fotkę dworku i drogę, ledwo ruszyłem a tu słyszę za sobą "Panie tędy pan nie pojedzie bo za bystro" - patrzę a tu dwóch Panów z piwem z ręce stojących na pobliskim podwórku postanowiło mi udzielić takiej cennej rady. Odpowiadam, więc że dam sobie radę i jadę. Jadę wąskim wąwozem obrośniętym drzewami, droga wyłożona jest betonowymi płytami ponacinanymi, żeby woda lepiej spływała. Na początek dwie stromsze ścianki kończące się jednak krótkimi wypłaszczenia, ale gdzieś tak od połowy podjazdu zaczyna się faktycznie dość "bystro". Ten najbardziej stromy odcinek jest znacznie dłuższy niż poprzednie i na dodatek płyty są gęsto nacięte w celu odprowadzenia wody. Podjazd kończy się przy dojeździe do domów mieszkalnych, kawałek wypłaszczenia i wyjeżdżam na drogę z Zawady do Gierczyc. Podjazd znowu nie taki ciężki, jak straszyli panowie na dole, choć na najbardziej stromej ściance jedzie się ciężko i prędkość spadła mi do 5 km/h.
Dalej kontynuuję podjazd na szczyt Czyżyczki, idzie mi nawet dość gładko i dość szybko pokonuję kolejne zakręty pod górę. Tym razem nie wyjeżdżam na sam szczyt, tylko od razu rozpoczynam zjazd do Gierczyc. Na dole przecinam drogę 967 i jadę w stronę drogi nr 4, którą też przecinam i wjeżdżam (znowu po betonowych płytach) na Górny Gościniec. Dalej już w zasadzie tylko zjazdy do samej Łapczycy.
Wycieczka, krótka ale w sumie bardzo udana, pod górki szło mi zdecydowanie lepiej niż ostatnio, pogoda była bardzo ładna i jechało się bardzo fajnie.
Galeria wycieczki
Październikowa wycieczka do Puszczy
Sobota, 5 października 2013 | dodano:05.10.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 33.82 km
- Teren: 2.50 km
- Czas: 01:31
- VAVG 22.30 km/h
- VMAX 52.92 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 216 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
W najnowszym numerze Rowertour redaktor naczelny, zachęca żeby wyjść na rower i zapolować na czerwony październik:) Pojechałem więc do Puszczy Niepołomickiej poszukać śladów jesieni, nie ma ich jeszcze za wiele, z drzew lecą pojedyncze liście, a te na drzewach są jeszcze w większości zielone.
Od tygodnia nie jeździłem na rowerze i już na pierwszych metrach poczułem, że forma jest raczej słaba. Na podjeździe pod Górny Gościniec w Łapczycy, kręciłem powoli i wyraźnym trudem, mięśnie były mocno zakwaszone i bolały. Na szczęście dalej już było w dół, do Bochni, przez remontowany wiadukt kolejowy (przejście tylko dla pieszych), kładka na Rabie i byłem w Damienicach. To właśnie tu znajdował się cel mojej wycieczki, czyli niedawno odsłonięty pomnik ku pamięci mieszkańców Damienic pomordowanym w Katyniu. Kilka fotek i ruszyłem dalej do Puszczy.
Jazda przez Puszczę bardzo przyjemna, było ciepło, słonecznie i do tego jazda po płaskim:) Dojechałem do Czarnego Stawu, zrobiłem małą sesję zdjęciową z mniej dostępnego brzegu stawu i wróciłem nawrót. Pojechałem asfaltami w stronę Stanisławic, zatrzymałem się na chwilę pod pomnikiem na Osikówce, trwa utwardzanie skrzyżowania, zresztą jak paru innych w Puszczy, na piechotę może będzie się chodzić lepiej, ale rowerem po takich kamyczka zwykle jeździ się gorzej. Następnie dojechałem do Stanisławic i drogą przez las pojechałem do Kłaja, na wysokości przejazdu kolejowego wyjechałem z Puszczy i pojechałem do Targowiska. Tam wybrałem trochę inną drogę niż zwykle i rezultacie musiałem pokonać prawie 2,5 km szutrową drogą koło Raby. Dalej już tylko podjazd do Chełmu - znowu poszło ciężko i zjazd do Łapczycy.
Wycieczka w sumie bardzo udana, pogoda bardzo ładna, choć trochę wiało i miejscami musiałem walczyć z dość silnym przeciwnym wiatrem. Forma słaba, choć w tym roku nie miałem poczucia, że jestem w jakiejś mega formie, jednak dziś czułem, że jest wyraźnie słabiej.
Galicja Orient - etap II
Niedziela, 29 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria zawody, samotnie, RNO, Po górkach, 41-60 km
- DST: 52.72 km
- Teren: 10.00 km
- Czas: 03:11
- VAVG 16.56 km/h
- VMAX 56.72 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 1010 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na drugi etap Galicja Orient pojechałem sam, Krzysiek po wczorajszym dniu miał dość. Ja podczas całej trasy też czułem spore zmęczenie, dlatego też wróciłem na metę już o 12:50 (limit czasu do 14:00) z 7 punktami, ale na więcej po prostu już nie miałem siły.
Start o godzinie 9:00 wraz ze wszystkimi zawodnikami, którzy do lidera po I etapie mieli stratę większą niż 1 godzina. Dostaje mapę, do zaliczenia 10 punktów, trasa wygląda na łatwiejszą niż na I etapie. Organizator informuje, też zawodników, że dziś nie ma kar czasowych za spóźnienie, kto przyjedzie po 14:00 od razu dostaje dyskwalifikacje. Obmyślam kolejność i jadę na punkt oznaczony jako nr 3 w Lesie Skarbowym.
Niestety popełniam podobny błąd jak wczoraj, mam obmyśloną trasę do drogi nr 4, a potem po szlaku niebieskim na sam punkt, ale widzę, że jeden zawodnik skręca wcześniej, przypominam sobie, że kiedyś tak jechałem więc skręcam zanim. Do lasu dojeżdżam jeszcze bez problemu, choć pod sporą górkę, ale potem doznaje jakiegoś zaćmienia umysłu i gubię się w lesie na dobre kilkanaście minut:( Do tej pory nie wiem dlaczego tak się stało, wjechałem dobrze i od razu byłem na właściwej ścieżce, ale była coś zarośnięta więc zacząłem się zastanawiać, skręciłem najpierw w lewo, ale kierunek mi się nie zgadzał, wróciłem odbiłem w prawo, potem znowu w lewo. Tak się zamieszałem, że w końcu nie wiedziałem co dalej. Wróciłem do punktu wyjścia, analiza i w końcu ta ścieżka co na początku - 300 metrów zarośniętą ścieżką i wyjazd tam gdzie trzeba - moja nawigacja to porażka. Punkt odnajduję dopiero o 9:50, straciłem tu dobre 20 minut - mógłbym być już na kolejnym punkcie:( Cała sytuacja też znacznie obniża moje moralne:(
Nic jadę dalej w strony Pogwizdowa, wyjeżdżam na asfalt i pędzę na Czyżyczkę, skręcam w ścieżkę za szczytem wzgórza i znowu zonk. Z rozpędu pojechałem dobrze utwardzoną szutrówką, która jednak prowadziła gościowi na podwórku. Wracam na piechotę przez pole, gdy chcę wsiąść na rower patrzę, a tu spadł mi łańcuch i do tego mocno się zaklinował:( Zakładam i jadę dalej po chwili dojeżdżam do kapliczki pkt 33. Obijam i jadę dalej na Buczynę.
Dojeżdżam do domów, skręcam asfaltem w lewo i jadę w dół, koło krzyża miałem skręcić w prawo na drogę asfaltową, jest krzyż, ale droga w prawo jest szutrowa, może dalej. Pędzę w dół, następnego skrętu oczywiście nie ma i ląduje w Grabinie. Do Buczyny niestety muszę jechać pod górę, skoro wylądowałem w tym miejscu postanawiam jechać przez szczyt Ostręgowca, więc znowu pod górę, potem zjazd, ale niestety droga wraca mnie kawałek. Wypadam w dolinie Stradomki i jadę na punkt przy Rabie w Wieńcu, który uważam za łatwy.
Dojazd po płaskim, droga w lewo tuż przed mostem tak jak na mapie, niestety sam punkt pkt 38 (koniec drogi) przejeżdżam. Widzę do prawda jakąś zarośniętą ścieżkę ze znakiem zakaz wjazdu, ale jadę szeroką szutrową drogą i myślę że to chyba ona ma się skończyć. Z przeciwka ktoś nadjeżdża, dalej punktu nie ma, wracamy do takiego dziwnego miejsca gdzie nagle w krzakach kończy się asfalt, ale tam punktu nie ma. Okazuje się, że jest tej zarośniętej ścieżce ze znakiem, dość mocno schowany. Obijam i postanawiam opuścić punkt nr 40. Jest on co prawda nie tak znowu daleko, ale na górce a ja wyraźnie czuję słabość.
Wracam kawałek i pędzę na Chrostową, kolejny punkt nr 39 jest niedaleko grodziska, wiem gdzie to jest i wiem, że od tej strony podjechać się nie da, ale da się podejść. Mega stromym podejściem wychodzę na wypłaszczenie, są dwie zarośnięte ścieżki, jedna na grodzisko, druga na skróty w kierunku punktu. Droga na skróty okazuje się tak zarośnięta, że ledwo się przedzieram, ale po jakiś 500 metrach wychodzę, tam gdzie trzeba, na rower i jazda grzbietem. Z tej strony punkt widać jak na dłoni, zostawiam rower, schodzę przez łąkę i odbijam. Z przeciwka nadjeżdżają rywale, pewnie jadą z 40.
Zjeżdżam w dół do Kamyka, w pobliżu punkt nr 37, decyduję się go opuścić i jechać asfaltem do Zonie gdzie jest punkt nr 36 z bufetem. Podjazd do Zonii jest mi doskonale znany i bardzo ciężki, ledwo kręcę, na najbardziej stromych miejscach 5 km/h - jestem strasznie zmęczony. Mimo wszystko wjeżdżam na punkt szybciej niż zamierzałem. Obijam, uzupełniam bidon i jadę dalej.
Staję przed sporym dylematem, mogę jechać na pkt 35 Królówce - droga w dół, ale żeby wrócić do 34 trzeba zrobić dobre 5 km więcej, albo jechać od razu w dół do Zawady na 34. Teraz myślę, że jednak mogłem jechać na tą 35, miałem czas a i sił może by wystarczyło, ale na trasie widziałem, że zarówno 34 jak i 32 są w miejscach, które mogą być trudne do odnalezienia, jak coś poknocę to zdobycie tych punktów może mnie kosztować sporo czasu, więc podjąłem decyzję o rezygnacji z 35.
Do Zawady zjechałem błyskawicznie, do końca czasu jeszcze 2:05. Podjeżdżam pod cmentarz i ścieżką za cmentarzem jadę na punkt. Ścieżka trochę ciężka, ale na punkt trafiam bez problemu, obijam i wracam. Następnie podjazd do Pogwizdowa, kręcę powoli, sił wyraźnie brakuje. Dojeżdżam do skrzyżowania w Pogwizdowie i skręcam na Las Kopaliński, do pkt 32 (szczyt grodziska) atakuję od strony szlaku niebieskiego. Trafiam bez problemu i podobno tą łatwiejszą drogą, obijam i wracam. Trochę kusi mnie ścieżka na skróty przez las, potem przypominam sobie jak to na GO nie ma szczęścia do skrótów, wracam więc na asfalt i pewną drogą jadę do Bochni, najpierw w dół, ale potem pod górę do drogi 965. Na dojeździe do mety gonię jeszcze dwie pary, wpadam na metę o 12:50 wraz ze Zdezorientowanymi:)
Zaliczonych 7 z 10 punktów, zostało mi jeszcze 1:10 czasu. Na pewno mógłbym zaliczyć jeszcze 35, może 37 lub 40, czasu by pewnie wystarczyło, ale obawiam się, że sił mogło by braknąć. Kilka minut po mnie wpada trójka zawodników z kompletem punktów zrobionych w 4 godziny, więc dzisiejsza trasa jednak była dużo łatwiejsza, tyle tylko że ja po pierwsze byłem strasznie zmęczony a po drugie popełniłem koszmarne błędy na dwóch pierwszych punktach gdzie na pewno straciłem co najmniej 30 minut i sporo sił.
Na stronie organizatora pojawiły się wyniki zawodów - ostatecznie ukończyłem na 25 miejscu na 44 zawodników, który wystartowali do zawodów i na 34 zawodników, którzy zawody ukończyli. Drugiego dnia miałem 23 wynik, mój łączny czas (wraz z karami) to 24:35:00 - suma kar to 13 godzin, na trasie byłem więc przez 11:35.
Wynik uważam za raczej słaby, jakbym nie popełnił tylu błędów to spokojnie mogłem z tej trasy i z siebie wycisnąć więcej. Pierwszego dnia spokojnie powinienem zaliczyć 13-14 punktów (zrobiłem 11) a drugiego dnia myślę, że 9 byłoby dobrym wynikiem (zrobiłem 7). Wynik drugiego dnia trochę podratowałem wczesnym przyjazdem na metę, co dało mi jakby jeden punkt więcej. Jednak z wyników zawodów rozgrywanych na moim terenie na pewno nie mogę być zadowolony, co prawda trasa była mega trudna, ja byłem trochę chory, ale o tak kiepskim wyników zadecydowały błędy, których w takiej ilości już dawno na zawodach na orientacje nie popełniłem. No cóż jest nad czym pracować i wyciągać wnioski na kolejne zmagania:)
Galeria wycieczki
Dojazd na Galicja Orient - dzień 2
Niedziela, 29 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria samotnie, Po górkach, 0-20 km
- DST: 12.00 km
- Czas: 00:35
- VAVG 20.57 km/h
- VMAX 59.00 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 205 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś startowałem wcześniej, więc z domu wyjechałem o godzinie 8:20. Do Bochni jechałem drogą nr 4, było zimno (około 0 stopni) i mglisto. Na miejsce dojechałem po niecałych 20 minutach.
Wracałem po zawodach parę minut po 13, byłem bardzo zmęczony, więc jechałem niespecjalnie szybko. Postanowiłem wrócić zaraz po przyjeździe na metę i nie czekać na oficjalne zakończenie zawodów, bo byłem dość mocno przepocony a minusem dojazdu rowerem na miejsce zawodów był brak rzeczy na przebranie.
Wracałem po zawodach parę minut po 13, byłem bardzo zmęczony, więc jechałem niespecjalnie szybko. Postanowiłem wrócić zaraz po przyjeździe na metę i nie czekać na oficjalne zakończenie zawodów, bo byłem dość mocno przepocony a minusem dojazdu rowerem na miejsce zawodów był brak rzeczy na przebranie.
Galicja Orient - etap I
Sobota, 28 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria 81-99 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 82.68 km
- Teren: 25.00 km
- Czas: 05:18
- VAVG 15.60 km/h
- VMAX 59.02 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 1790 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy etap Galicja Orient w którym wystartowałem z Krzyśkiem okazał się niestety wielką porażką. Chyba źle zaplanowaliśmy trasę i w rezultacie strasznie się zmęczyliśmy osiągając marny wynik czyli 11 zaliczonych punktów na 18. Nie zaliczyliśmy między innymi 3 punktów trasy piknikowej, które mieliśmy po drodze do bazy na które po prostu zabrakło nam czasu. Na metę wpadliśmy tuż przed 18:00 ledwo mieszcząc się w limicie czasu - klęska:(
W zasadzie mieliśmy startować na trasie piknikowej, ale organizatorzy twierdzili, że to ma być trasa wybitnie dla początkujących do tego tylko jednodniowa, a my mamy w końcu już pewne doświadczenie w jeździe na orientacje. Dodatkowo okazało się, że na trasie piknikowej, nasz team będą reprezentować Wojtek z Anetą, więc podjęliśmy decyzję, że jedziemy trasę pucharową. Okazało się, że trasa piknikowa wcale do takich łatwych nie należała i pewnie była to trasa właśnie na nasze możliwości, natomiast trasa pucharowa okazała się strasznie wymagająca i możliwa do przejechania tylko dla najlepszych - których zresztą na starcie nie zabrakło.
Do bazy rajdu przy plantach w Bochni dojechałem sobie na rowerze, więc już przed startem miałem niezłą rozgrzewkę z 10% podjazdem pod górny kościół w Łapczycy. Start nastąpił dokładnie o godzinie 10:00, pierwsze wrażenie jest zimno. Na szybko planujemy pierwsze punkty trasy i w drogę. Na początek punkt nr 2 w pobliżu budynku koła łowieckiego przy drodze na Pogwizdów, wiem jak jechać więc prowadzę, ostry podjazd na wyjeździe z miasta na którym wyprzedza nas jeden z faworytów - Z. Mosoczny. Potem zjazd, tuż przed siedzibą koła łowieckiego wjazd do lasu i po chwili podbijamy 2.
Ścieżką dojeżdżamy do asfaltu, a po chwili wjeżdżamy na drogę 965. Plan miałem taki, że tą drogą dojadę do Kopalin, a następnie skręcę w kierunku punktu nr 3. Plan był dobry, ale niestety dałem się trochę podpuścić zawodnikowi, który skręcił na Kurów, pomyślałem sobie, że może ma rację i tędy będzie bliżej. Niestety to był błąd, zjechaliśmy mocno w dół, potem musieliśmy się mocno wspiąć, a na końcu okazało się, że ścieżki do punktu od tej strony nie ma:( W rezultacie musieliśmy pokonać kilkaset metrów z buta przez las i między czasie na punkt wpadła cała grupa zawodników, która podjechała od góry (tak jak zamierzałem na początku).
Już na początku zostaliśmy w tyle, po czym popełniliśmy kolejny błąd. Z punktu 3 chciałem jechać na 4 znaną mi drogą przez Las Kopaliński i następnie szlakiem zjechać do 4, ale potem nagle postanowiłem najpierw jechać na zamek w Nowym Wiśniczu - czyli na punkt nr 5. Punkt 5 zdobyliśmy szybko i bez większego bólu, ale teraz z kolei musieliśmy jechać na 4. Droga na Olchawę była jeszcze w miarę bezproblemowa choć znacznie dłuższa niż sądziłem, ale podjazd do punkt nr 4 okazał się dość trudny. Sam punkt na szczęście zlokalizowaliśmy szybko i popędziliśmy tą samą drogą w dół. Sporo osób wdrapywało się na ten punkt podobnie jak my, ale potem okazało się to mimo wszystko kiepskim wariantem.
Przelot w kierunku 10 szybki i po płaskim, ale sam dojazd do punktu już trudniejszy, mimo wszystko poszło nam też dość szybko. Jednak teraz czekał nas punkt nr 9 (u zbiegu potoków - w pobliżu rezerwatu Kamień Grzyb) - dokładnie wiedziałem, gdzie znajduje się to miejsce bo byłem tam tydzień wcześnie na wycieczce, ale drogi od tej strony nie znałem. Podczas przeprawy między Królówką a Leksandrową musieliśmy pokonać ciężki i dość długi podjazd, który dał nam mocno w kość. Na dodatek do samego punktu, też próbowaliśmy sobie drogę uprościć i rezultacie zaliczyliśmy kolejny spacer tym razem przez łąkę z metrową trawą.
W naszym wariancie trasy, jak nic pasowało z punktu 9 ruszyć najkrótszą drogą przez las koło Kamienia Grzyba, jednak wiedziałem doskonale, że będzie to mocno pod górę czyli z buta. Dość mocno zmęczeni doszliśmy do Kamienia Grzyba i zarządziliśmy przerwę regeneracyjną (na licznikach dopiero 30 km i 6 punktów zaliczonych). Po krótkiej przerwie dojechaliśmy do drogi na Połom Duży i po krótkim podjeździe byliśmy w Połomiu. Jeszcze kawałek do góry drogą 965 i zjazd w kierunku Muchówki.
W pewnym momencie na zjeździe mieliśmy odbić w prawo w ścieżkę w kierunku punktu 11, ale ścieżka była na tyle niewidoczna, że ją przejechaliśmy. Po chwili dostrzegliśmy błąd i wjechaliśmy gdzie trzeba. Najpierw jechało się całkiem dobrze, niezła droga w dodatku w dół, ale potem nasza ścieżka zamieniła się w błotną masakrę, a w końcu skończyła się na potoku. Na szczęście po krótkiej przeprawie przez chaszcze i przez potok znaleźliśmy jej ciąg dalszy:) W pewnym momencie dojechaliśmy nawet do dość fajnej kapliczki, zagubionej po środku niczego, a po chwili wjechaliśmy na punkt 11. Na szczęście sam punkt zauważyliśmy od razu, choć był trochę przyczajony. Jak się okazało punkt był chyba w najniżej położonym miejscu w okolicy, więc żeby się wydostać do drogi musieliśmy się wspiąć. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie dostać się do drogi Królówka - Muchówka, pomysł był dobry, nawet ścieżka pod górę była, ale było tak stromo, na podatek po łące, że większość trasy pokonaliśmy z buta.
Potem krótki zjazd i byliśmy w centrum Muchówki, skąd odbiliśmy w prawo w kierunku Łąkty. Przed stacją benzynową skręciliśmy w ścieżkę między polami, która zaprowadziła nas w pobliże 12. Sam punkt wskazali nam dobrze znani nam rywale z rowereowanie.pl - dziękujemy:) Tak więc 12 bez problemu, ale dalej popełniliśmy niestety mega błąd. Już w zasadzie od dłuższego czasu myślałem na tym, że 12 powinna być naszym ostatnim punktem na południe i żeby właśnie z niej zrobić odwrót, ale poszło nam z nią dość szybko, na dodatek na 13 miał być bufet, więc postanowiliśmy jechać jeszcze tam. Na początek przeprawa przez las i górę Rakowiec, czyli najkrótszą drogą do Rajbrotu.
Ścieżkę wybraliśmy właściwą, ale większość drogi była do pokonania niestety z buta. Za cmentarzem wojennym nr 303 w Rajbrocie odbiliśmy skrótem w lewo, ale jak to bywa ze skrótami, zamotaliśmy się trochę i straciliśmy ładnych kilka minut. Na dodatek zjechaliśmy dobre kilkadziesiąt metrów w dół na wysokość mniej więcej 300 metrów npm, patrzymy na mapę a przed nimi mega podjazd, sam punkt nr 13 jest pobliżu szczytu Rogozowa 536 m npm. Patrzymy na zegarek, a tu zostały nam już tylko 3 godziny, podejmujemy, więc decyzję, że rezygnujemy z 13 i jedziemy na Lipnicę Murową. Gdybyśmy tą decyzję podjęli na pkt 12 to zyskalibyśmy na pewno 20-30 minut.
W Lipnicy Murowej przerwa pod sklepem na uzupełnienie zapasów picia. Przed nami punkt nr 14 - Duchowa Góra. Dojazd niestety ciężki, najpierw ścieżką mocno pod górę, a końcu decydujemy się zostawić rowery i ruszyć na poszukiwania na piechotę. Szukanie skały na szczycie zajmuje nam dobre kilkanaście minut, w końcu znajduję punkt i podbijamy. Wracamy w dół, czasu robi się dramatycznie mało po drodze do bazy mamy jeszcze 5 punktów do tej pory zaliczyliśmy dopiero 9, wszystkich nie zrobimy, postanawiamy spróbować zaliczyć 15, 8, 6 i 1 a 7 opuścić.
Jedziemy na 15 drogą 966, niestety tuż za Lipnicą Murowaną wyskakuje nam mega podjazd, podjeżdżamy, ale Krzysiek ma już dość i coraz wyraźniej zostaje w tyle. Sama 15 okazuje się dość prosta, trafiamy tam z 3 innymi zawodnikami i zaliczamy punkt bez problemu. Dalej jedziemy ścieżką za czerwonym szlakiem do Gosprzydowej. Najkrótsza droga do bazy i tak prowadzi przez punkt nr 8, trochę wspinaczki ale punkt w sumie zaliczamy bez problemu. Jednak już widać, że na więcej nie mamy czasu:(.
Zjeżdżamy do Chronowa, w pobliżu pkt 7 (Skałki Chronowskiego), ale brak czasu. Pędzimy asfaltem przez Kobyle na Stary Wiśnicz. Tu się rozdzielamy, Krzysiek podejmuje decyzje, że nie jedzie II etapu, więc ja jadę do przodu, żeby zdążyć przed 18:00 na metę. Chwilę myślę jeszcze czy nie jechać na 1, ale dzwonię do organizatorów i dowiaduję się, że za każdą minutę spóźnienia doliczają 20 minut kary, więc nie opłaca się ryzykować. Jadę przez Stary Wiśnicz i Kopaliny, podjazdy już strasznie mnie męczą, zaczynają mnie łapać skurcze. Wyjeżdżam na drogę 965 i pędzę na Bochnie, do bazy dojeżdżam o 17:45. Krzysiek wyraźnie się zmobilizował jak został sam i jest na mecie o 17:53. Czy 15 minut zapasu wystarczyło by na zaliczenie 1, a może 7 w Chronowie, tego już się nie dowiem.
Na mecie spotykamy Wojtka i Anetę - wygrali piknikową - gratulujemy:) po chwili odbierają medale, robimy więc jeszcze małą sesję. Ja muszę jeszcze dojechać do domu na rowerze na podjeździe czuję ból w całych noga, ale jakoś daję radę.
Wyniki widzę, na drugi dzień rano jestem 26 na 44 zawodników na trasie pucharowej, Krzysiek 27, za nami w kilku minutach jeszcze 4 zawodników. Niektórzy przyjechali po czasie i mimo iż zaliczyli więcej punktów to dostali wysokie kary i są za nami. My w sumie zaliczyliśmy 11 z 18 punktów, dwa punkty za 90 minut i 9 za 60 minut suma kar za opuszczone punkty 9:30 mój łączny czas to 17:15, Krzyśka 17:23. Nie jestem specjalnie zadowolony, popełniliśmy zbyt dużo błędów, za późno podjęliśmy też decyzję o odwrocie do bazy i rezultacie po drodze do bazy zostały 3 punkty, których nie zaliczyliśmy, a przynajmniej 2 z nich powinniśmy byli zrobić.
Drugiego dnia miałem jechać sam do tego czułem dość spore zmęczenie, więc raczej na jakieś odrabianie start nie mam co liczyć.
Galeria wycieczki
Dojazd na Galicja Orient
Sobota, 28 września 2013 | dodano:29.09.2013 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 11.50 km
- Czas: 00:34
- VAVG 20.29 km/h
- VMAX 58.00 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 205 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na zawody Galicja Orient do Bochni postanowiłem jechać rowerem. Rano koło godziny 9:00 pokonałem 5,6 km w czasie trochę ponad 16 minut. Wieczorem po zawodach wracałem do domu trochę inną drogą i pokonałem 5,9 km w czasie około 18 minut.
Pogórze Bocheńskie - trening przed Galicja Orient
Niedziela, 22 września 2013 | dodano:22.09.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
- DST: 48.39 km
- Teren: 15.00 km
- Czas: 02:56
- VAVG 16.50 km/h
- VMAX 56.75 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 930 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Już za tydzień Galicja Orient, dziś więc postanowiłem przejechać się rowerem MTB po Pogórzu Bocheńskim i przy okazji sprawdzić jakoś (możliwość przejścia) niebieskiego szlaku pieszego pomiędzy Kamieniem Grzybem, a Kamieniami Brodzińskiego w kontekście ewentualnej wycieczki szkolnej.
Dziś postanowiłem się trochę wyspać, więc na trasę wyjechałem dopiero kilka minut przed 9. Założyłem sobie, że maksymalnie terenowym wariantem dojadę sobie do Kamieni Brodzińskiego pod Rajbrotem, z przejazdem niebieskim szlakiem pieszym między Kamieniem Grzybem a Kamieniami Brodzińskiego. Z Łapczycy wyjechałem w kierunku Lasu Skarbowego, celowo wybrałem krótszą ale trudniejszą drogę do lasu. Od drogi nr 4 ostry podjazd po asfalcie do położonych pod lasem domów i potem już po trawie do lasu. Ścieżka po trawie śliska zaliczyłem pierwszy uślizg koła i musiałem kilka metrów pod górę pokonać z buta. Dalej kawałek wąską ścieżką przez las - tu było miejscami grząsko, ale już po chwili wyjechałem na dobrze utwardzoną leśną drogę w kierunku Pogwizdowa.
Po kilku minutach wyjechałem na asfalt i skręciłem na Pogwizdów. Tuż za mną z lasu wypadła czwórka zawodników, po chwili dojechali do mnie i chwilę sobie pogadaliśmy. Okazało się, że to rowerzyści z Bochni, którzy podobnie jak ja trenują przed Galicja Orient. Proponowali mi nawet, żebym się z nimi przejechał, ale oni już w Pogwizdowie skręcali gdzieś w teren, ja natomiast miałem jechać na Nowy Wiśnicz, więc się rozstaliśmy. Dojechałem więc do centrum Pogwizdowa i po chwili wjechałem w las i szeroką szutrówką przez Las Kopalińskiego dojechałem do Kopalin. Z Kopalin błyskawicznie przejechałem asfaltem do Nowego Wiśnicza i w centrum miasta odbiłem na drogę przez Leksandrową do Lipnicy Murowej.
Jednym z punktów mojej wycieczki był Kamień Grzyb, postanowiłem dojechać tam niebieskim szlakiem pieszym choć z wycieczki z 2008 roku wiedziałem, że dotarcie tam tą drogą nie jest sprawą prostą. Jakiś kilometr za basenem w Nowym Wiśniczu odbiłem w prawo za znakami szlaku pieszego. Po asfalcie ciężki podjazd, potem wyjazd na szutrówkę, po której zaczął się zjazd, dojazd do lasu przez grząską łąkę. W końcu dojechałem do lasu, ale żeby wjechać na leśną ścieżkę musiałem się przeprawić przez strumyk. Przeprawa może nie specjalnie trudna, ale w 2008 roku zjechałem po śliskim zboczu butami wprost do wody, tym razem udało mi się przejść suchą nogą:). Jednak za strumykiem droga leśna prowadzi bardzo ostro pod górę, musiałem ją pokonywać w większości z buta, bo po śliskich liściach pod ponad 10% wzniesienie nie było szans jechać. Trochę się męcząc dotarłem w końcu do Kamienia Grzyba, porobiłem kilka fotek i ruszyłem w kierunku Połomia Dużego.
Mała dygresja, przejazd szlakiem był założony z góry, ale do Rezerwaru Kamień Grzyb, dużo szybciej był dojechał (na rowerze bez spaceru), jadąc pod górę w kierunku Lipnicy Murowej po asfalcie a potem grzbietem na miejsce. Droga trochę na około ale zdecydowanie szybsza.
Spod Kamienia Grzyba jeszcze kawałek pod górę i dojazd do drogi biegnącej grzbietem, na niej skręciłem w prawo na Połom Duży. Tą drogą jeszcze nigdy nie jechałem, droga po lekkim zjeździe prowadzi w zasadzie cały czas pod górę aż do samego Połomia. Skręciłem w prawo za znakami szlaku, jechałem sobie asfaltem próbując wypatrzeć skręt szlaku niebieskiego, od początku coś nie do końca mi grało, skrętu nie było natomiast szlak prowadził prosto wzdłuż drogi asfaltowej do Lipnicy Górnej. Widziałem na mapie lepszą drogę niż tą którą wiódł szlak, ale chciałem przejechać szlakiem, więc szukałem w skrętu.
W końcu dojechałem do skrętu, był zdecydowanie dalej niż na mapie, ale droga wyglądała nieźle więc skręciłem. Ścieżka po trawie, więc trochę śliska, ale było w dół więc jechałem bez problemu. W końcu dojechałem do rozjazdu, w zasadzie lepiej by mi było jechać w lewo, ale patrzę a tu znaki szlaku w prawo, więc jadę w prawo. To był niestety straszny błąd, błoto, podjazd i w końcu wyjazd na łąkę z metrową trawą. Ta ścieżka, którą przejechałem prowadziła do drogi, którą miał prowadzić szlak według mojego zaznaczenia na mapie, więc mimo wszystko próbowałem się przebić, ale jak wyjechałem na tą nieszczęsną łąkę, zdecydowałem się wrócić:(
Wróciłem więc do rozjazdu i pojechałem tym razem w lewo, co ciekawe za 100 metrów widzę, szlak niebieski, co jest grane w prawo też był. Droga dobra i po chwili wypadam na asfalt, którym jechałem z Połomia, więc w zasadzie trzeba było trzymać się asfaltu. Po chwili znowu skręt w las, ale tym razem szeroką szutrówką, więc jadę. Droga dobra ale stroma i cały czas pod górę, więc tempo słabe. Po kilku minutach kręcenia dojeżdżam do domów w Lipnicy Górnej - Dział Południowy, ładny widokowy grzbiet, ale już widzę, że żeby przebić się na Górę Paprotną pod Kamienie Brodzińskiego trzeba będzie zjechać a następnie znowu podjechać. Tym razem decyduję się wybrać drogę asfaltową, równoległą do ścieżki, którą biegnie szlak.
Zjazd i znowu trzeba kręcić pod górę, aż na 405 m npm pod Gospodę pod Kamieniem. Od drogi asfaltowej jeszcze kilkaset metrów ścieżką przez las pod górę i jestem pod Kamieniami Brodzińskiego. Tu mała przerwa, kilka fotek, czas jaki potrzebowałem, żeby przebić się od Kamienia Grzyba do Kamieni Brodzińskiego (7 km) to prawie godzina, słabo, gdybym jechał asfaltem myślę, że w góra 30 minut byłbym na miejscu.
Decyduję się wrócić do domu przez Królówkę, więc na początek zjazd do Muchówki, gdzie robię przerwę pod sklepem w celu uzupełnienia zapasów. Dalej lekki podjazd i szalony zjazd w kierunku Królówki. Potem dojazd do kościoła i skręt na dość wąską drogą prowadząca przez tzw. Graniczne Doły - znowu ciężki podjazd. Dojeżdżam do przełęczy w Woli Nieszkowskiej i szybki zjazd do Zawady. Postanawiam jechać przez Czyżyczkę, więc czeka mnie 4 km podjazd, może niezbyt ciężki ale dość długi. Na podjeździe trochę się meczę, już wyraźnie czuję zmęczenie, postanawiam wjechać na sam szczyt Czyżyczki pod cmentarz wojenny.
Na szczycie krótka przerwa, na kilka fotek, to piękne miejsce i na miejscu Qnicka umieściłbym tu punkt kontrolny:) Potem długi zjazd do drogi 967, jadę na prosto przez Gierczyce, pod masztem telefonicznym skręcam w szutrową drogę, którą dojeżdżam do drogi nr 4. Końcówka to przejazd przez Moszczenicę do domu w Łapczycy.
Trasa nie za długa bo wyszło zaledwie 48 km, ale ciężka wyszło aż 930 metrów przewyższenia, pierwszy odcinek do Kamieni Brodzińskiego to głównie trasa terenowa, powrót już po asfaltach, ale też z dużą liczbą podjazdów. Zresztą na tym terenie chyba inaczej się da, wydaję mi się że trasa Galicji Orient będzie trudniejsza niż Mordownik, nie będzie co prawda piasku, ale zapowiada się znacznie więcej podjazdów. Do domu przyjechałem mocno zmęczony i mam wątpliwości jak to będzie za tydzień, na pokonanie trasy potrzebowałem 3 godz. 40 minut z czego 2 godz. 56 minut na rowerze a przecież nie musiałem szukać punktów. Limit czasu na GO to 8 godz. trasa w wariancie optymalnym mam mieć 100 km, czyli dla mnie pewnie ze 120 km, bo już widzę, że w miarę możliwości będę stawiał na asfalty, może być ciężko się zmieścić. W razie czego pozostaje jeszcze jazda wariantem kobiecym, gdzie mam być 75 km i 4 punkty mniej. Dużo będzie na pewno zależeć od pogody i formy dnia.
Galeria wycieczki
Na budowę i poważna decyzja w sprawie Galicja Orient
Sobota, 21 września 2013 | dodano:21.09.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 33.90 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 01:33
- VAVG 21.87 km/h
- VMAX 47.00 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 248 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wypad na do Niepołomic na budowę - było parę rzeczy do posprzątania. Pogoda nie najgorsza rano 10 stopni i trochę mokro na drogach po mocnych deszczach, ale w południe jak wracałem, to było już nawet miarę ciepło. Dane wycieczki odczytane z GPS, bo rano mój licznik coś nie chciał działać, już się nawet przestraszyłem, że się zepsuł, ale w Niepołomicach okazało się, że czujnik coś się przesunął i dlatego licznik nie działał. W drodze powrotnej zrobiłem parę fotek remontowanej drogi nr 75, próbowałem nowy asfalt i mam nadzieję, że to jeszcze nie jest ostateczna warstwa, bo jest dość nierówno:( Zrobiłem też zdjęcia bardzo niskiego poziomy Raby na zakolu w Chełmie, pewnie jakby się uparł to by przeszedł przez rzekę z Targowiska do Chełmu:)
Wczoraj z Krzyśkiem podjęliśmy odważną decyzję, na Galicja Orient - dwudniowej imprezie na orientacje, która już za tydzień odbędzie się na terenie Pogórza Bocheńskiego (baza w Bochni) startujemy na trasie pucharowej (dzień pierwszy około 100 km, dzień drugi około 60 km). Decyzja odważna i trochę szalona, będzie ciężko, nigdy jeszcze nie jeździliśmy dwa dni na długiej trasie. Ja mam za sobą 3 imprezy na trasach ponad 100 km, a Krzysiek jak na razie jedną. Teraz czekają nas dwa dni ostrej walki, przede wszystkim z samym sobą i limitem czasu.
Na trasie piknikowej (50 km) nasz team zdroweceny.pl będzie reprezentował Wojtek z Anetą, podobno jadą walczyć o podium:) My na pucharowej raczej będzie walczyć by nie być ostatnim, na starcie takie gwiazdy jak Z. Mosoczny czy P. Brudło, mamy jednak nadzieje, że jednak uda nam się kogoś pokonać, a przede wszystkim, że uda nam się dojechać do mety w limicie czasu.
Galeria wycieczki
Szosówką na Chorągwicę i do Wieliczki
Czwartek, 19 września 2013 | dodano:19.09.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
- DST: 42.67 km
- Czas: 01:44
- VAVG 24.62 km/h
- VMAX 53.21 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 380 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wieczorny wyjazd szosówką na górki Pogórza Wielickiego, powrót przez Wieliczkę, przy okazji przekroczone 4000 km w sezonie:)
Dziś montowali u mnie w nowym domu drzwi zewnętrzne, więc po pracy musiałem jeszcze jechać za nie zapłacić, ale już koło godziny 16:30 byłem gotowy do wyjazdu na rower.
Plan był taki podjechać pod Chorągwicę, a potem zjechać do Wieliczki i wrócić do Niepołomic bocznymi drogami. Pogoda była ładna, ale jak wyjechałem to słońce zaczęło się chować za chmurami i zrobiło się chłodniej.
Na początek pojechałem do Stąniątek i drogą koło klasztoru (trwa remont wieży kościoła) pojechałem w kierunku Zagórza, a następnie skręciłem na Zakrzów. Tempo na początku raczej wolne, postanowiłem oszczędzać siły na trudny podjazd pod Chorągwicę. Dalej przejechałem przez Zakrzowiec i skierowałem się na Bodzanów, po drodze pojawiły się pierwsze górki, pod które starałem się kręcić dość mocno.
W Bodzanowie tym razem nie pojechałem pod kościół tylko od razu zjechałem w kierunku drogi nr 4 i rozpocząłem pierwszy poważny podjazd w kierunku Szczygłowa. Musiałem wrzucić najlżejsze przełożenie ale podjazd w sumie poszedł łatwo, następnie skręciłem na Biskupice i po kilku mniejszych hopkach dojechałem do drogi Wieliczka - Gdów. Kawałek szosą w stronę Wieliczki i podjazd do Biskupic, tu również remontują wieżę kościoła, ja jednak nie pojechałem pod kościół tylko od razu skierowałem się na Sułów. To właśnie ten odcinek z Biskupic do Sułowa długości mniej więcej 1 km jest najbardziej stromym fragmentem podjazdu. Musiałem jechać w stójce a momentami i tak prędkość spadła mi do 8 km - mimo to jechałem pod górę chyba zdecydowanie mocniej niż rok temu, gdy pierwszy forsowałem ten podjazd na szosówce.
Po dojeździe na skrzyżowanie w Sułowie skręciłem na Chorągwicę, zaraz za skrzyżowanie jest piękny punkt widokowy z panoramą wzgórz w okolicach Dobczyc i Beskidu Wyspowego. Postanowiłem więc porobić kilka fotek moim Alcatelem - aparat w tym smartphonie jest taki sobie, przy dobrym oświetleniu zdjęcia wychodzą jeszcze jako tako, ale przy gorszym jest kiepsko, o zbliżeniach można w ogóle zapomnieć, ale na potrzeby strony www zdjęcia od biedy mogą być. Po krótkiej przerwie jadę dalej na Chorągwicę, na początek zjazd ale po chwili już cały czas pod górę, jednak ten odcinek można już uznać za w miarę łatwy. Po kilku minutach kręcenia jestem już pod kościółkiem w Chorągwicy czyli w najwyższym punkcie Pogórza Wielickiego (430,5 m npm).
Z Chorągwicy zgodnie z planem rozpocząłem zjazd w kierunku Wieliczki, niestety asfalt w kierunku Mietniowa był zeszlifowany i jechało mi się ciężko i niezbyt szybko. Dojechałem do drogi 964 i przeciąłem ją na wprost w kierunku Sierczy, po paru minutach byłem już w Sierczy i rozpocząłem zjazd do Wieliczki. Zjazd znowu nie zbyt szybki, droga ruchliwa i z kiepskim asfaltem kiedyś będę musiał ją wypróbować pod górę:).
Wjeżdżam na rynek w Wieliczce, miasto to mimo iż bardzo blisko Niepołomic, nigdy nie było celem mojej wycieczki rowerowej (chociaż raz było, ale to jeszcze w szkole podstawowej na rowerze Torino), przejeżdżałem przez Wieliczkę parę razy, ale zawsze po drodze gdzieś. Nie inaczej było tym razem, ale postanowiłem poświęcić kilka minut odremontowanemu centrum miasta. Na płycie rynku pojawiło się ładne "kopalniane" malowidło 3D - podobne widziałem na zaporze Niedzicy. Co więcej to malowidło można sobie sfotografować specjalną maszyną i zdjęcie za free wysłać na maila - sprawdziłem działa. Koło malowidła jest też kiosk z pamiątkami. Sama płyta rynku i kamienice wokół też są odremontowane, podobnie jak znajdujący się trochę poniżej rynku szyb Regis. Jedyny minus to drogi w okolicach centrum, są wyłożone kostką brukową, w której już widać spore ubytki, a niektóre kostki zwyczajnie ruszały mi się pod kołami.
Po przerwie na rynku w Wieliczce ruszyłem pod cmentarz, zaskoczył mnie dość ciężki, ale na szczęście krótki podjazd, dalej dojechałem do drogi nr 4 i przeciąłem ją w kierunku na Czarnochowice. Powrót do domu już po płaskim więc i znacznie szybciej przez Kokotów, Brzegi i Grabie. Mniej więcej o 18:30 dojechałem na miejsce startu czyli do domu moich rodziców.
Wyjazd udany, Chorągwica ponownie na szosówce zdobyta. Zaliczyłem fajną trasę i nawet trochę pozwiedzałem. Niestety jesień coraz bliżej, dni robią się krótkie i gdy wracałem po 18 przy zachmurzonym niebie było dość szarawo. Muszę ponownie do szosówki zamontować jakieś lampki, żebym mógł śmigać wieczorami.
Przy okazji tego wyjazdu przebiłem 4 000 km w tym sezonie, następnego celu nie ustawiam wyjdzie ile wyjdzie, ale wygląda na to że mimo iż plany na sezon nie były za wielkie to rekord z poprzedniego padnie:)
Galeria wycieczki