Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

41-60 km

Dystans całkowity:6503.92 km (w terenie 917.70 km; 14.11%)
Czas w ruchu:327:29
Średnia prędkość:19.86 km/h
Maksymalna prędkość:71.44 km/h
Suma podjazdów:45281 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:36208 kcal
Liczba aktywności:130
Średnio na aktywność:50.03 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Płaska 50

Czwartek, 20 sierpnia 2015 | dodano:24.08.2015 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, 41-60 km
  • DST: 50.52 km
  • Czas: 01:36
  • VAVG 31.57 km/h
  • VMAX 57.81 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • HRmax: 167 ( 89%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 1025 kcal
  • Podjazdy: 128 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Tydzień bez poważnej wycieczki rowerowej, dziś trzeba było to zmienić, postanowiłem więc przejechać sobie 50 km po w miarę płaskim terenie.
Od samego początku jechałem sobie dość szybko (pomijając bardzo wolny przejazd przez miasto), ale nie zaginając się jakoś bardzo mocno.

Na Drodze Królewskiej wykręciłem średnią 32,5 km/h w zasadzie bez większego wysiłku, na Żubrostradzie dalej kręciłem w podobny tempie, choć w pewnym momencie zacząłem trochę słabnąć i moja prędkość coraz bardziej zbliżała się do 30 km/h. W pewnym momencie usłyszałem, że ktoś się do mnie zbliża, było to dość dziwne, bo mimo iż nie jechałem jakoś na maksa, to przy prędkości 30 km/h rzadko ktoś mnie dogania. Po chwili patrzę a wyprzedza mnie kolarz jadący na Meridzie z lemondką, nie wiele myśląc siadam mu koło i do końca Żubrostrady pędzę z prędkością 37-39 km/h. Szkoda, że taki zając nie trafił mi się wcześniej, bo może ustanowił bym nowy rekord na Żubrostradzie.
Po wyjeździe z lasu pojechałem już sam, bo mój zając pojechał prosto w kierunku kładki na Rabie, a ja skręciłem do Baczkowa. Pod sklepem zrobiłem tradycyjny postój na loda i po kilku minutach ruszyłem w drogę powrotną. Przejechałem koło Czarnego Stawu na wprost i następnie odbiłem na Stanisławice, leśną drogą dojechałem do przejazdu kolejowego w Kłaju, gdzie wyjechałem z lasu i przez centrum Kłaja skierowałem się na Targowisko. Przeciąłem drogę 75 i ruszyłem na Gruszki, pokonałem łatwiejszą wersję podjazdu na Winnicę i zjechałem do Staniątek Górnych. Następnie pojechałem do centrum Staniątek gdzie już czynnym wiaduktem w pobliżu szkoły przejechałem pod torami kolejowymi. Jeszcze tylko dość dziurawa droga do Coca-Coli i dalej drogą 964 do domu.

Taka pętla to prawie dokładnie 50 km (jakieś 120 m przewyższenia - jeden podjazd), gdybym nie kombinował na początku z przejazdem po rondzie pod urzędem to pewnie wyszło by dokładnie 50 km. Miałem plan zawodów a w zasadzie rajdu, który nawet przedstawiłem Wydziałowi Promocji, polegający na pokonaniu takiej pętli od 1 do 4 razy i osiągnięciu wyniku w zależności od możliwości od 50 do 200 km. Zawody miały by się odbywać na zasadach Brevetu (choć jazda po pętlach jest nie zgodna z regulaminem takich zawodów) czyli nie byłoby ścigania tylko sprawdzenie swoich możliwości, może kiedyś uda się takie zawody zrealizować:)


Czyżyczka i Zonia na 105

Wtorek, 21 lipca 2015 | dodano:22.07.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 52.16 km
  • Czas: 01:59
  • VAVG 26.30 km/h
  • VMAX 62.92 km/h
  • Temp.: 29.0 °C
  • HRmax: 164 ( 87%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 1175 kcal
  • Podjazdy: 643 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Plany na dziś miałem całkiem inne, chciałem zrobić sobie górską wycieczkę z Myślenic przez Pcim, schronisko na Kudłaczach, na Lubomir. Z tego powodu pojechałem nawet do pracy samochodem, wracając odebrałem jeszcze szosówkę z serwisu i zaraz po obiedzie miałem jechać na Myślenice. Niestety akurat wtedy pogoda się popsuła, zachmurzyło się, zaczął wiać silny wiatr i wyraźnie groziło burzą, postanowiłem więc nie ryzykować wypadu w góry w takich warunkach. Jak się później okazało to był jednak błąd, pogoda się poprawiła i do końca dnia było pięknie. Postanowiłem, więc wypróbować jak działa moja szosa po zmianie korby.

Kilka słów o serwisie. Postanowiłem wymienić moją korbą 53x39 na kompakt 50x34, rower oddałem do serwisu w poniedziałek i we wtorek sobie go odebrałem. Na mojej maszynie pojawiła się zakupiona okazyjnie korba Shimano 105 z supportem HTII również z grupy 105. Całość zdecydowanie lżejsza od mojego dotychczasowego zestawu, a co najważniejsze oferująca zdecydowanie lżejsze przełożenia. Reszta podzespołów pozostała bez zmian, a więc kaseta górska 13x28 i stare przerzutki, teoretycznie nie kompatybilne z kompaktem, ale zdaniem forumowiczów wszystko powinno działać bez problemu. Trzeba było więc nowy zestaw wypróbować, najlepiej na dość stromych górkach.

Niestety w okolicy nie mam Rdzawki, żeby sprawdzić czy tym razem bym wyjechał, są za to dość strome wzgórza na Pogórzu Bocheńskim z którymi już kilka razy się mierzyłem - Czyżyczka i Zonia. Gdy mieszkałem w Łapczycy miałem do nich blisko, z Niepołomic trzeba trochę dojechać, ale i w ten sposób już kiedyś na te górki podjeżdżałem.

Z Niepołomic wyjechałem drogą 75, którą dojechałem do Szarowa, tam przejazd pod remontowanym wiaduktem i podjazd pod kościół. Cały czas próbowałem przełożenia, na małej tarczy z przodu - 34 zęby da się wrzucić tryby od 16 (3) do 28 (9), tryby 13 i 14 powodują już tarcie o przerzutkę przednią - tu wychodzi jednak brak kompatybilności z korbami kompaktowymi. Na przełożeniu 34x16 przy kadencji 90 można jechać jakieś 27 km/h - to zdecydowanie za wolno jak na płaski teren, ale na podjazdach powyżej 3% już się przydaje. Większa tarcza - 50 zębów w zasadzie bez problemu współpracuje z całą kasetą, choć na trzech największych trybach z tyłu widać już duży przekos łańcucha.

Pod kościołem w Szarowie zrobiłem postój, postanowiłem poprawić sobie blok w prawym bucie, bo jechało mi się bardzo źle, bolało mnie kolano i mięśnie. Przesunąłem blok lekko do przodu i okazało się, że jest lepiej, ale mimo wszystko nie czuję się spdach zbyt komfortowo. Następnie zjechałem w dół, przejechałem kawałek 75 a następnie 94 i skręciłem na Gierczyce. Po przejechaniu niecałych 15 km stanąłem u stóp podjazdu na Czyżyczkę - tak właśnie podjeżdżałem ją po raz pierwszy w 2009 roku, potem zwykle jechałem z Łapczycy, a dziś po 6 latach znów z dojazdem z Niepołomic. Ten podjazd jest najcięższy na samym początku, pod kościołem z Gierczycach, gdzie znajduje się ścianka o nachyleniu 11-13%, potem chwila wytchnienia i znów ścianka 10-11%. Ten stromy odcinek pokazał mi, że jednak nawet korba kompaktowa nie daje mi pełnego komfortu podjeżdżania, kadencja spadła mi do 70 a prędkość do 10 km/h, jechałem co prawda w siodełku, na tętnie tylko nieznacznie powyżej 160, więc do odcięcia było jeszcze daleko, ale jechało mi się ciężko. Po przejechaniu tych najcięższych fragmentów potem, już dość spokojnie dojechałem do szczytu i zacząłem zjazdy, wybrałem najbardziej stromy wariant przez Grabinę, bo chciałem jak najszybciej znaleźć się w Sobolowie.

Podjazd Czyżyczka od Gierczyc: 2,28 km; 107 metrów przewyższenia; średnie nachylenie: 5,6%, max: 13%; kat: 4 (ridewithgps); czas: 8:27; średnia 16,2 km/h.

Czas lepszy od najlepszego czasu o 1:03. Co ciekawe ten poprzedni rekord wykręciłem na crossie próbując się utrzymać za szosowcami podczas wyjazdu do Krynicy 1 maja 2014.

Na wąskim, stromym zjeździe jechałem dość asekuracyjnie z rękami na klamkach i po zjeździe dość mocno bolały mnie ręce. Potem kawałek po płaskim i dojechałem do Sobolowa. Na początek, krótki ale dość stromy podjazd pod kościół, gdzie stanąłem u stóp właściwego podjazdu pod Zonię. Początek podjazdu to ledwie kilka procent, więc jechałem całkiem sprawnie, po chwili stromizna lekko rośnie, a po pokonaniu 1 km i przekroczeniu wysokości 300 m npm pojawia się mega stroma ścianka, od razu wyskakuje stromizna rzędu 13-16%, potem przez kilkanaście metrów 10% i znów ponad 13%. Jechało mi się bardzo ciężko, kadencja spadła mi poniżej 50 obrotów a prędkość do 7 km/h - zaczęła przypominać mi się Rdzawka. Walczyłem jednak jak mogłem, aż tu nagle pod koniec drugiej części ścianki wypadły mi okulary, które wcześniej ściągnąłem i powiesiłem na koszulce, bo zalewał je pot. Musiałem się zatrzymać, cofnąłem rower o kilka metrów i podniosłem okulary. Tym razem powiesiłem je przy pasie biodrowym, ale to też nie był dobry pomysł bo po 100 metrach ponownie mi spadły, znów postój i tym razem powiesiłem je na linkach przerzutki przy kierownicy. Niestety ten incydent zakłócił moją walkę z podjazdem, wybił z rytmu i zmusił do zatrzymania, z drugiej stromy pozwolił mi znacznie uspokoić tętno i resztę podjazdu pokonałem już bez problemu. Zatrzymałem się na szczycie Zonii, pod kapliczką gdzie zbiegają się wszystkie wersje podjazdu: od Sobolowa, od Zawady i terenowy od Cichawki, zrobiłem kilka fotek i ruszyłem w dół.

Podjazd Zonia od Sobolowa: 2,34 km; 132 metry przewyższenia; średnie nachylenie: 7%, max: 16%; kat: 3 (ridewithgps); czas: 11:41; średnia 13,1 km/h.

Co ciekawe, rok temu na Lappierze, wykręciłem czas lepszy o 12 sekund, gdyby nie kłopoty a okularami, pewnie dziś mogło być trochę lepiej.

Na zjeździe zatrzymałem się jeszcze w Woli Nieszkowskiej, żeby trochę pofocić, następnie zjechałem do Zawady, gdzie rozpocząłem kolejny podjazd pod Czyżyczkę. Ta wersja podjazdu pod Czyżyczkę jest dość długa - 4,2 km, ale w porównaniu z poprzednimi górkami, stosunkowo łatwa. Kręciłem pod górę, dość sprawnie i dość szybko. Taki podjazd jest akurat na moją formę, brak stromych ścianek, dość równo pod górę:)

Podjazd Czyżyczka od Zawady: 4,18 km; 102 metry przewyższenia; średnie nachylenie: 2,6%, max: 17%; kat: 4 (ridewithgps); czas: 12:09; średnia 20,6 km/h.

Czas lepszy od najlepszego na Lapierrze o 53 sekundy.

Dalej szybki zjazd z Czyżyczki, dojazd do 94, potem kawałek 75, postój w sklepie na loda i na Pepsi i zjazd w kierunku Szarowa. Podjazd pod kościół i dalej przez Dąbrowę i Staniątki do drogi 964, która dojechałem do domu. Powrót lekko pod wiatr, więc miejscami, trochę się męczyłem.

Wycieczka w miarę udana, podjazdy pokonane, na nowej korbie jedzie się łatwiej pod górę, ale ja nadal chyba jestem za słaby na szosę nawet z takimi przełożeniami. Pod stosunkowo krótkie stromizny jeszcze daję radę, ale w gdyby podjazd był dłuższy to mogłoby mi znowu braknąć pary. Nowy zestaw napędowy chodzi dobrze, choć pewną niekompatybilność widać, można by się jeszcze zastanowić na wymianą przedniej przerzutki na taką pod kompakt, koszt w sumie nie duży, a wtedy wszystko chodziłoby chyba trochę lepiej. Korba kompaktowa w zestawieniu z moją kasetą 13x28 daje mi prędkość maksymalną koło 50 km/h. Kilka razy z górki wykorzystałem najtwardsze przełożenie, o czym przy poprzednie korbie raczej nie było mowy. Z drugiej stromy oczywiście oznacza to, że raczej trudno byłoby rozkręcić rower do prędkości 60 czy 70 km/h, ale dla mnie takie prędkości i tak nie były osiągalne, więc dla mnie nie jest to problem.

Mapa i galeria

Chorągwica, Wieliczka

Poniedziałek, 13 lipca 2015 | dodano:13.07.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 41.27 km
  • Czas: 01:34
  • VAVG 26.34 km/h
  • VMAX 58.05 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • HRmax: 173 ( 92%)
  • HRavg 136 ( 72%)
  • Kalorie: 882 kcal
  • Podjazdy: 493 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Od czasu wyprawy do Częstochowy jeździłem rowerem tylko do pracy, co więcej od dwóch tygodni nie siedziałem na zakupionej niedawno szosowce Treka, więc w niedzielne południe, mimo wysokiej temperatury i silnego wiatru postanowiłem się przejechać. Czasu nie miałem za wiele, więc postanowiłem zmierzyć się z podjazdem do Chorągwicy przez Biskupice - chyba najtrudniejszą górką w okolicy.

Trochę ponad miesiąc temu zmierzyłem się z podjazdem na Biskupice na mojej starej szosówce Peugeota - poszło mi wtedy całkiem dobrze, później jednak nie jechałem na Chorągwicę, tylko na Łazany. Dziś plan był taki żeby zdobyć Chorągwicę, a potem może zjechać do Dobranowic i podjechać Biskupice jeszcze z drugiej, równie stromej strony.

Jednak gdy koło 11:30 ruszyłem w stronę Wieliczki, to od razu poczułem, że łatwo dziś nie będzie. Było gorąco i wiało dość mocno z zachodu, czyli akurat mi prosto w twarz. Dojechałem do Coca-Coli i skręciłem na Staniątki, przejazd koło klasztoru u i ruszyłem na Zakrzów, postanowiłem zmierzyć się z podjazdem pod Słomiróg, ale dziś raczej rekreacyjnie. Mimo stosunkowo niewysokiego tempa, podjazd dał mi mocno w kość, a po krótkim zjeździe skręciłem na Bodzanów i miałem jeszcze kilkaset metrów poprawki. Po tych pierwszych górkach stało się jasne, że dziś za mocno nie powalczę, czułem się zwyczajnie słabo. W planie miałem atak na wyznaczony kiedyś przeze mnie segment pod kościół w Bodzanowie, miałem tam stosunkowo słaby wynik ustawiony ponad rok temu, więc o poprawę nie powinno być ciężko, jednak już od początku podjazdu czułem się źle. Górka na szczęście nie jest długa (600 m, średnie nachylenie 5,2%) ale szczególnie w samej końcówce jest naprawdę stromo. Rekord na segmencie poprawiłem, ale dalej nie jest to jakiś mega imponujący wynik. W kościele właśnie zaczynała się msza, więc bez postoju podjechałem jeszcze kawałek pod cmentarz i po chwili zjechałem do drogi 94.

Tu czekał mnie kolejny podjazd, jakieś 800 m ze średnim nachyleniem 5%, wjechałem niby bez problemu, ale wyraźnie miałem problem z przyłożeniem odpowiedniej siły do pedałów i rezultacie kadencja spadała mi poniżej 80. Dalej w miarę łatwo i po chwili byłem u stóp segmentu w Biskupicach, gdy pokonywałem go miesiąc temu to nie wiedziałem, gdzie dokładnie segment się zaczyna i w rezultacie zacząłem dość wolno, dziś zacząłem trochę mocniej, ale siły na jakieś mega ściganie niestety nie miałem. Pierwszy kilometr podjazdu to krótkie sztywne ścianki poprzeplatane z odcinkami lekko w dół, trzeba więc szybko podjechać a potem na wysokim tętnie wrzucić twardsze przełożenie i szybko zjechać - tu poszło mi nawet nieźle. Potem jednak następuję jakieś 700 metrów o średnim nachyleniu prawie 10% a w kilku miejscach jest około 15%. Niestety ten odcinek mnie pokonał, szybko brakło mi siły, próbowałem wstać na pedały ale dalej miałem problem a kadencją i szybko się zmęczyłem, siadłem więc na siodełko i kadencją spadającą momentami poniżej 50 doczłapałem na szczyt wzniesienia - rekord niby poprawiłem, pojechałem o 4 sekund lepiej niż poprzednio (czas: 6:38,0 średnia 16,46 km/h), ale tą stromą ściankę pojechałem chyba słabiej niż ostatnio na Peugeocie. Fakt, że dziś od samego początku czułem się słabo, a wtedy jechało mi się lepiej, ale dziś jechałem Trekiem, który powinien dać mi jednak zdecydowaną przewagę.

Zrobiłem kilka fotek i ruszyłem dalej na Chorągwicę, najpierw w dół a po chwili dość równo pod górę. Na tej drodze nie ma już mega stromizn, jest po prosto równo pod górę, kręciłem dość sprawnie, ale nie specjalnie szybko. Na szczycie pod kościółkiem zatrzymałem się na obowiązkową sesję fotograficzną, która niestety mi nie wyszła, aparat zrobił zdjęcia w bardzo niskiej rozdzielczości i musiałem je wywalić. Mój wysłużony Panasonic czasem coś tak nawala, wcześniejsze i późniejsze zdjęcia zrobił normalnie, a te na Chorągwicy były niestety do niczego.

Już wcześniej zrozumiałem, że nie ma sensu dalej walczyć z górkami, bo po prostu nie mam siły, ruszyłem więc w dół przez Mietniów i Siercze do Wieliczki. Na rynku w Wieliczce postój na lody i kilka fotek, a potem drogą koło cmentarza wyjechałem z Wieliczki na Czarnochowice. Przejechałem bardzo szybko przez Kokotów - bo nie dość że z górki to jeszcze z wiatrem i w Węgrzcach Wielkich skręciłem na Grabie. Teraz wiało mi lekko z boku, ale dalej trzymałem bardzo mocne tempo i średnia wycieczki, która strasznie spadła na podjazdach teraz powoli zaczęła rosnąć. Gdy dojeżdżałem do Niepołomic, to postanowiłem zmierzyć się jeszcze z podjazdem pod kopiec, wjechałem bardzo mocno, ale znowu na zbyt miękkim przełożeniu 42x16 i znów do rekord brakło mi 0,4 s. Co ciekawe rekord ustanowiłem na Peugeocie na przełożeniu 39x16, gdy ostatnio próbowałem Trekiem na 42x14 to z kolei zabrakło mi siły by rozpędzić rower.

Wycieczka udana, choć forma niestety słaba. Problemy z górkami po raz kolejny skłoniły mnie do przemyśleń na wymianą korby na kompakt 50x34. Na obecnej korbie 53x39 pod górki mi brakuje, a na prostej i tak nie jestem stanie wykorzystać odpowiednio kasety przy tarczy 53 zęby. Dla mnie jako amatora, raczej turysty niż sportowca kompakt będzie zdecydowanie lepszy, da mi dużo lżejsze przełożenia pod górę i szersze wykorzystanie kasety na prostych przy tarczy 50 zębów.

Czarny Staw, Bochnia, Zlot samochodów z PRL

Sobota, 27 czerwca 2015 | dodano:28.06.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 51.52 km
  • Czas: 01:46
  • VAVG 29.16 km/h
  • VMAX 56.53 km/h
  • Temp.: 19.0 °C
  • HRmax: 178 ( 95%)
  • HRavg 151 ( 80%)
  • Kalorie: 1234 kcal
  • Podjazdy: 303 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś rano pojechałem do serwisu rowerowego załatwić dłuższe śrubki do przykręcenia koszyka pod bidon razem z uchwytami od pompki, kupiłem też zapasową dętkę do szosówki.

Koło południa miałem około 2,5 godziny na trening, miałem różne koncepcje trasy, górski wyjazd do Dobczyc, przez płaską jak stół Puszczę Niepołomicką, po lekko pagórkowaty odcinek przez Nowe Brzesko i Proszowice. Ostatecznie stwierdziłem, że jadę do Puszczy, miałem oczywiście jechać na luzaka, ale jak wjechałem na segment Droga Królewska i łatwością rozpędziłem się do 38 km/h to pomyślałem, że próbuję. Tak mocno cisnąłem do Sitowca, tak powoli zacząłem słabnąć i zwolniłem gdzieś do 36 km/h, ale prawdziwy kryzys nastąpił po minięciu Dębu Augusta jakieś 1,5 przed końcem segmentu. Prawie całkowicie mnie odcięło, siłą woli dotoczyłem się do końca segmentu, ale prędkość momentami spadła mi do 33 km/h. Niestety ten kryzys nie pozwolił mi ustanowić rekordu, zabrakło 9 sekund, ale jak na samotny rajd (rekordowo jechałem z Krzyśkiem) to i tak poszło rewelacyjnie: czas 10:36, średnia 36,32 to mniej więcej taki wynik jaki przy wspólnej jeździe wykręcił wtedy Krzysiek. Swój najlepszy, samotny rekord pobiłem o 48 sekund.

Niestety po tym rajdzie byłem niemal całkowicie wypruty i kolejne kilometry do Czarnego Stawu jechałem już dość wolno, na miejsce zajechałem w czasie 32:23 sekund, ze średnią 32 km/h. Na Czarnym Stawem zrobiłem małą sesję fotograficzną i lekko opuściłem siodełko, bo stwierdziłem, że miałem go za wysoko. Do domu postanowiłem jechać przez Stanisławice, wyjechałem spod stawu, a tu na asfalcie minął mnie jakiś gościu na szosówce, postanowiłem za nim pogonić, ale jak go prawie doszedłem to niestety skręcił w prawo, a ja pojechałem prosto na Damienice. Nie ujechałem zresztą za daleko i zatrzymałem się i postanowiłem pokombinować trochę przy przedniej przerzutce, chciałem lekko przesunąć trim i umożliwić sobie korzystanie z najmniej zębatki z tyłu, przy mniejszej tarczy z przodu. Trochę poprawiłem, ale jednak jazda na tym skrajnym przełożeniu dalej powoduję tarcie łańcucha o wózek przerzutki. Regulując przerzutkę, obniżyłem sobie przy okazji średnią z 32 na 31,6 km/h.

Dojechałem do Damienic i nagle wpadłem na pomysł, że może pojechałbym do domu przez Bochnię, przeprawiłem się więc kładką na Rabie, następnie przejechałem dziurawą ulicą Majora Bacy, przeniosłem rower pod wiaduktem kolejowym i po chwili byłem na Plantach w Bochni, gdzie zatrzymałem się na lody. Po przerwie ruszyłem w kierunku Łapczycy, oczywiście było pod górę, wyjechałem ulicą Windakiewicza na Osiedle Niepodległości, a potem wyjechałem na Górny Gościniec, którym dojechałem do górnego kościoła w Łapczycy. Następnie zjechałem do Moszczenicy i znów podjechałem do Chełmu, dalej kawałek krajówkami 94 i 75 i skręt na Gruszki. Podjechałem Winnicę od strony Szarowa, zjechałem do Staniątek, przejechałem wiaduktem koło szkoły w Staniątkach i wyjechałem pod Coca-Colą. Do domu miałem już dość blisko, ale ponieważ do 50 km jeszcze mi trochę brakowało, to na koniec postanowiłem pojechać przez rynek w Niepołomicach.

Na rynku trafiłem, na zlot starych samochodów w PRL, było kilka fajnych eksponatów, między innymi samochody, którymi miałem okazję jeździć, maluch z końca lat 70-tych, Polonez z początku lat 80-tych, Skoda co prawda Rapid, ale jak wyjeżdżałem do domu to na plac wjeżdżała 105 - ja jeździłem trochę nowszą 120. Był też Wartburg, ale ja jeździłem dwusuwem, a ten był już nowszy czterosuwowy.
Wyjazd ogólnie bardzo udany, pierwsza połowa trasy plaska, druga mocno pagórkowata, forma niestety taka sobie, szczególnie pod górki było czuć barak mocy. Rower po drobnych regulacjach sprawował się dobrze, nic tylko trenować.

Mapa i galeria

Biskupice, Suchoraba, Brzezie, Dąbrowa

Wtorek, 9 czerwca 2015 | dodano:09.06.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 43.45 km
  • Czas: 01:41
  • VAVG 25.81 km/h
  • VMAX 65.17 km/h
  • Temp.: 16.6 °C
  • HRmax: 174 ( 93%)
  • HRavg 142 ( 75%)
  • Kalorie: 976 kcal
  • Podjazdy: 567 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś koło 18 miałem jechać z Krzyśkiem i Maćkiem na kolejny trening szosowy, ale Krzysiek zadzwonił, że dadzą radę jechać dopiero około 19, więc postanowiłem wcześniej przejechać się sam.

Moim celem był stromy podjazd w Biskupicach. Na początek pojechałem do Staniątek, tam dość wolno podjechałem pod Staniątki Górne i ruszyłem na Słomiróg, gdzie czekał mnie podjazd. Górka ta nie jest jakoś specjalnie ciężka (590 m, 7,2%) ale zawsze sprawiała mi spore problemy. Pocisnąłem pod górę dość mocno, choć chyba miałem jeszcze rezerwy - ostatecznie wyszedł rekord na segmencie 1:56,4 (średnia 18,39 km/h) i udało mi się wskoczyć na 2 miejsce na tym segmencie na GC. Potem chwila zjazdu i znów podjazd do granic Gminy Niepołomice, dalej zjazd do Bodzanowa i kolejny podjazd, następnie zjazd do drogi 94 i znów podjazd.

W zasadzie od drogi 94 aż do samego szczytu wzniesienia w Sułowie miałem się już wspinać, jednak zasadniczy podjazd w Biskupicach zaczyna się dopiero po przecięciu drogi 966. Tak naprawdę nie wiedziałem dokładnie w którym miejscu rozpoczyna się podjazd, więc jego początek pojechałem dość wolno, zasadnicza stromizna w postaci dwóch bardzo stromych ścianek z nachyleniem rzędu 11-14% następuję dopiero za kościołem w Biskupicach. Na te ścianki wjechałem na przełożeniu 39x28 i w pewnym momencie przydało by się trochę lżejsze przełożenie, w najbardziej stromych miejscach jechałem z prędkością około 8-9 km/h, ale robiłem to dość spokojnie w siodełku. Muszę powiedzieć, że podjazd wszedł mi w miarę bez problemu, oczywiście zmęczyłem się trochę, ale nie musiałem jakoś bardzo przepychać pedałów. Ostatecznie na podjeździe (1,82 km; 6,4%; najbardziej stromy odcinek to 700 m, średnio 9,3% maks 13-14%) wykręciłem czas 6:42,4 średnia 16,28 km/h - to wynik lepszy od mojego poprzedniego rekordu o 1:21,0 a od wyniku z marca tego roku gdy jechałem na Lapierrze aż o 2:10,0 to naprawdę sporo.

Z Sułowa chciałem jechać na Chorągwicę, ale stwierdziłem, że jednak pojadę na Łazany. Najpierw miałem więc fajny zjazd i potem kolejną dość stromą ściankę nachyleniem ponad 10%. Przez Łazany w dół, dalej do Zabłocia, gdzie postanowiłem zmierzyć się kolejną stromą ścianką. Kiedyś dawno temu jechałem tędy podczas wycieczki do Gdowa i na tym podjeździe prowadzącym w kierunku Suchoraby musiałem pchać rower do góry, później wiele razy mierzyłem się z tym podjazdem i oczywiście już go podjeżdżałem, ale zawsze było tu ciężko. Podjazd ma jakieś 700 metrów długości i 51 metrów przewyższenia (średnie nachylenie 8%), początkowo jest leciutko pod górę, ale potem następują strome ścianki z nachyleniem dochodzącym do 13% - dziś udało mi się wykręcić czas 3:21,0 średnia 13,4 km/h. Podjazd jakich wiele w tych okolicach, a kiedyś wydawał mi się tak strasznie ciężki.

Gdy byłem w Łazanach to zadzwoniłem do Krzyśka i umówiłem się z nim na szczycie górki w Brzeziu, przejechałem więc koło cmentarza wojennego w Suchorabie, zjechałem pod szkołę, podjechałem do Zborczyc i zjechałem przez Czyżów do drogi 94. Potem jeszcze krótki podjazd w kierunku Brzezia, kawałek po płaskim i podjazd serpentynami pod kominki. Okazało się, że Krzysiek i Maciek dopiero zaczynają atakować ten podjazd, więc miałem chwilę czasu na odpoczynek. Samotnie przejechałem więc dystans 29,5 km w czasie 1:10:35 średnia 25 km/h, przewyższenia 491 m.

Po kilku minutach dojechał najpierw Krzysiek i potem Maciek, chwilę sobie dychneli i ruszyliśmy w dół na Łysokanie. Potem podjazd pod kościół w Szarowie, zjazd i atak na segment OSP w Dąbrowie. W zasadzie miałem nie ścigać się pod górkę, ale jak zobaczyłem, że zarówno Krzysiek jak i Maciek mi uciekają to pomyślałem, że tak być nie może:) Nacisnąłem mocniej na pedały, dość szybko wyprzedziłem Maćka, ale Krzysiek mocno ciągnął do góry. Przed największą stromizną minąłem również Krzyśka i pojechałem do góry, niestety przed samym szczytem miałem problem z przerzutką i coś mi zaczął łańcuch przeskakiwać, fakt że chyba nie do końca dobre pociągnąłem manetkę, a potem na dużej stromiźnie już mi było ciężko to poprawić, ale przeskakujący łańcuch wybił mnie całkiem z rytmu i chyba kosztował mnie rekord na tym segmencie (zabrakło 0,4 s).

Potem nastąpiła seria zjazdów i segment Wietrzna prosta w Staniątkach, tym razem nie pojechałem do przodu, ruszył za to Krzysiek, siadłem mu na koło i czekałem. Początkowo jechał w granicach 35 km/h, ale pod koniec zaczął zwalniać, wrzuciłem więc twardsze przełożenie i ruszyłem bardzo mocno do przodu. Jak się jednak okazało mój mocny finisz nie wystarczył na rekord - zabrakło 1,5 s.

Dalej zjazd, przejazd przez las i ostatni segment na Dębowej, próbowałem ruszyć mocniej do przodu, ale trochę wiało i chyba też nie miałem już sił, zwolniłem wyprzedził mnie Krzysiek, ale on też po chwili zrezygnował i już wolniutko dojechałem sobie do domu.

Wycieczka udana, nowy zestaw napędowy i wyrobiona na dojazdach do pracy forma, pozwala mi wciągnąć bez problemu pod wszystkie górki w okolicy, nawet te dość strome. Niestety brakuje mi klamkomanetek, źle zrzucony bieg pod Dąbrowę kosztował mnie rekord, muszę zacząć się rozglądać za nową (chyba używaną) szosówką na treningi, a mój poczciwy Peugeot pozostanie tylko rowerem dojazdowym do pracy.

Baczków w grupie

Środa, 3 czerwca 2015 | dodano:08.06.2015 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
  • DST: 44.02 km
  • Czas: 01:27
  • VAVG 30.36 km/h
  • VMAX 46.13 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • HRmax: 180 ( 96%)
  • HRavg 140 ( 74%)
  • Kalorie: 1750 kcal
  • Podjazdy: 80 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Rano wykręciłem nowy rekord do pracy i po południu w zasadzie miałem odpoczywać, ale Krzysiek namówił mnie na kolejny wspólny trening na szosie. Po wczorajszym pagórkowatym treningu dziś miało być płasko, czyli przez Puszczę do Baczkowa.

Wczoraj to ja głównie prowadziłem grupę, a dodatkowo dzisiejszy wyjazd do pracy też dał mi trochę w kość i bolały mnie trochę mięśnie, więc dziś grupę prowadził Krzysiek. Całkiem dobrym tempem dojechaliśmy do Sitowca, gdzie dałem Krzyśkowi zmianę. W rezultacie na segmencie na Drodze Królewskiej wykręciliśmy całkiem niezły czas 11:24 (średnia 33,76 km/h - drugi mój wynik na GC). Na dojeździe do Żubrostrady, trochę zwolniliśmy, ale potem Krzysiek ponownie rozkręcił tempo w okolicach 30 km/h. Tak jechałem sobie spokojnie gdzieś do połowy Żubrostrady, gdzie postanowiłem ruszyć w ucieczkę:) Zza pleców Krzyśka bardzo mocno zaatakowałem, dokręciłem do 46 km/h i szybko odjechałem od peletonu, oczywiście po chwili spuchłem, prędkość spadła najpierw do 40 km/h a potem do 35-36 km/h. Dzięki atakowi szybko zyskałem spory dystans przewagi, który starałem się utrzymywać jadąc w okolicach 35 km/h. Pod koniec Żubrostrady, zacząłem powoli tracić parę, ale mimo wszystko udało mi dojechać do końca lasu z bezpieczną przewagą nad peletonem, ustanawiając przy okazji nowy rekord na segmencie a3 (Droga Królewska + Żubrostrada) czas 31:21, średnia 32,58 km/h - wynik ten daje mi obecnie 3 miejsce na GC.

Dalej już spokojnie dojechaliśmy do sklepu w Baczkowie, gdzie zrobiliśmy sobie postój. W drodze powrotnej jechaliśmy cały czas tempem na 30 km/h z kilometrowymi zmianami. Zmieniałem się głównie ja z Krzyśkiem, Maciek wyszedł na razie tylko raz ma zmianę, ale jak potrenuje to będziemy gonili go częściej na zmianę:) Jazda kilometr z przodu i kilometr na kole pozwala na odpoczynek, ale gdybyśmy jechali kilometr z przodu i dwa na kole, to myślę, że bez problemu można by tempo podkręcić do jakiś 32 km/h. 

Wycieczka udana, tempo niezłe, rekord na segmencie do Mikluszowic, choć muszę przyznać, że przyjechałem do domu dość zmęczony.

Baczków z Krzyśkiem

Sobota, 16 maja 2015 | dodano:18.05.2015 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
  • DST: 46.02 km
  • Czas: 01:36
  • VAVG 28.76 km/h
  • VMAX 42.22 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • HRmax: 177 ( 94%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie: 842 kcal
  • Podjazdy: 68 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Zapowiadało się wolne popołudnie, więc postanowiłem wybrać się na rower, początkowo planowałem nawet dość ambitną trasę na szosówce przez Nowe Brzesko do Koszyc, później przez Szczurową, Okulice i Puszczę Niepołomicką z powrotem do domu. Jednak potem stwierdziłem, że przed planowanym na niedziele wypadem na Turbacz taka wycieczka mogłaby być zbyt forsowna, postanowiłem więc pojechać z Krzyśkiem bo Baczkowa. Chciałem jednak przyjechać się na szosie, więc zaproponowałem Krzyśkowi, że dam mu mojego Lappiera a ja pojadę na Peugeocie.

Przed wyjazdem musiałem, więc jeszcze odkręcić bagażnik od mojej starej szosówki, ale po chwili wszystko było gotowe i ruszyliśmy na trasę. Przez miasto jechaliśmy wolno, ale na Drodze Królewskiej, zaczęliśmy się dość mocno rozpędzać, szczególnie że jak się później okazało mieliśmy z wiatrem. W pewnym momencie patrzę a tu Krzysiek mnie wyprzedza i mocno przyspiesza, trochę mnie to zdziwiło, ale cóż nie mogę przecież zostać, więc siadam na koło. Do Sitowca, Krzysiek ciągnął bardzo mocno, następnie ja dałem mocną zmianę i pomyślałem sobie, że moglibyśmy jechać na dobry wynik na segmencie, więc za Sitowcem mówię Krzyśkowi, żeby dał zmianę jeszcze raz to pojedziemy na dobry wynik. Krzysiek chwilę pociągnął a następnie znowu ja wyszedłem na zmianę, w pewnym momencie patrzę, że Krzysiek lekko zostaje. Najpierw przez chwilę na niego czekałem, żeby dał radę utrzymać się na kole, ale jak zobaczyłem, że powoli zaczyna mieć dość, to postanowiłem jechać sam do końca segmentu. Tempo było bardzo mocne, ja czułem się w sumie nieźle, więc rekord był raczej pewny. Po skręcie na Zabierzów, zwolniłem i poczekałem na Krzyśka, który w sumie za wiele nie stracił.

Chwilę pojechaliśmy spacerowym tempem wyrównując oddech, ale na Żubrostradzie, znów podkręciliśmy tempo. Jechaliśmy równym tempem w okolicy 30 km/h. Jak się potem okazało, od Niepołomic do Mikluszowic, też był wyznaczony segment, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po wczytaniu śladu do kompa. Z Mikluszowic pojechaliśmy do Baczkowa, gdzie zrobiliśmy tradycyjny postój pod sklepem, a następnie przez Puszczę ruszyliśmy do domu. Tempo było trochę wolniejsze, bo walczyliśmy z przeciwnym wiatrem, mimo to do Zabierzowa dojechaliśmy z dość dobrą średnią.

Na prostej od Zabierzowa pod leśniczówkę, jechaliśmy sobie wolno, bo z przeciwka jechała wycieczka rowerowa prowadzona przez księdza z Zabierzowa, akurat jak mieliśmy się mijać z wycieczką, ktoś w środku grupy się wywrócił i wycieczka zatarasowała nam całą drogę. Musieliśmy przejść po trawniku, do Niepołomic jechaliśmy stosunkowo wolno, bo po pierwsze było pod wiatr, a po drugie już trochę odczuwaliśmy trudy dzisiejszej wycieczki. Jednak Krzysiek, stwierdził, że może spróbował by się jeszcze z podjazdem pod kopiec w Niepołomicach, więc na koniec ruszamy na segment Grunwaldzka. Wrzuciłem dość twarde przełożenie i od samego początku gaz, pary zaczęło mi brakować dopiero na samym końcu, mimo wszystko utrzymałem prędkość w granicach 30 km/h i było jasne, że kolejny rekord jest pewny:)

Na koniec wycieczki pojechaliśmy do mnie do domu sprawdzić jak nam poszło, wgrywamy ślady a tu szok, na segmencie do Zabierzowa pobiliśmy nawet Misia, lidera wszystkich okolicznych segmentów (rekord przetrwał 1 dzień, w niedziele Misiu się zawziął i dołożył nam ponad 30 sekund:). Mój czas to 10:27 - średnia 36,84 km/h (poprzedni mój najlepszy czas 11:34), Krzysiek trochę do mnie stracił, ale i tak był lepszy od poprzedniego rekordzisty. Na segmencie o którym nie wiedzieliśmy z Niepołomic do Mikluszowic zrobiliśmy średnią 31,4 km/h (5 i 6 wynik), natomiast na segmencie pod kopiec, na którym walczyliśmy też poszło świetnie mój wynik 30,1 s - średnia 33,43 km/h (3 wynik na segmencie), a Krzysiek 32,3 s - średnia 31,14 km/h.

Koniec końców okazało się, że w z lajtowej wycieczki zrobiliśmy ściganie na segmentach, rekordy padły, ale do domu przyjechaliśmy dość mocno zmęczeni.

Praca #7 + wycieczka szkolna nad Czarny Staw

Czwartek, 7 maja 2015 | dodano:08.05.2015 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, Z uczniami
  • DST: 53.28 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 02:31
  • VAVG 21.17 km/h
  • VMAX 35.77 km/h
  • Temp.: 17.0 °C
  • HRmax: 170 ( 90%)
  • HRavg 106 ( 56%)
  • Kalorie: 935 kcal
  • Podjazdy: 52 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś zaplanowałem sobie wycieczkę rowerową z uczniami nad Czarny Staw, musiałem więc dojechać na rowerze do pracy. Zapowiadali piękną słoneczną pogodę, tym czasem w nocy mocno lało, a jak wstałem rano to było dość pochmurnie, ale ciepło - 13 stopni.

Do pracy nie cisnąłem zbyt mocno, było mokro i ślisko, a do tego trochę się oszczędzał przed popołudniową wycieczką. Trochę udało mi się przyspieszyć po wyjeździe w Puszczy i rezultacie wykręciłem całkiem przyzwoity czas poniżej 28 minut.

Około 14:30, ruszyłem z dziećmi na wycieczkę rowerową, tempo było oczywiście niskie i do tego jeszcze co parę kilometrów robiliśmy postój. Jechałem na tętnie prawie spoczynkowym, momentami widziałem na liczniku nawet 80, średnie tętno na wycieczce wyszło mi 89. Około 16:45 wróciliśmy do Woli Zabierzowskiej, nie jechałem pod samą szkołę tylko zostawiłem, dzieci pod sklepem i ruszyłem do domu (stąd krótszy dystans do domu).

Starałem się cisnąć z całych sił, ale jakoś nie miałem mocy. Trochę wiało, poczułem to zdecydowanie po wyjeździe z Puszczy, w rezultacie przez miasto przejechałem już raczej wolno. Dzisiejsze cały dalekie więc były od rekordowych przejazdów, ale rano było mokro, a po południu miałem w nogach dłuższy dystans i jakoś nie miałem już siły napędzać roweru.
Na segmentach:
- do pracy - 13:23 średnia 28,8 km/h (rekord 11,51 średnia 32,42 km/h)
- z pracy - 12:35 średnia 30,8 km/h (rekord 11,07 średnia 34,71 km/h)

Do pracy:
dyst.: 13,48 km; czas: 27:56; średnia: 28,9 km/h.
Z pracy: dyst.: 13,44 km; czas: 27:28; średnia: 29,4 km/h.

Wycieczka: dyst.: 26,36 km; czas: 1:36:03; średnia: 16,4 km/h.

Dobczyce - Łapczyca

Niedziela, 3 maja 2015 | dodano:05.05.2015 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 54.71 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 02:09
  • VAVG 25.45 km/h
  • VMAX 55.58 km/h
  • Temp.: 16.0 °C
  • HRmax: 174 ( 93%)
  • HRavg 142 ( 75%)
  • Kalorie: 1100 kcal
  • Podjazdy: 630 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Gdy ostatnio zjeżdżałem z Chorągwicy przez Sierczę do Wieliczki, to stwierdziłem, że tej górki chyba nigdy nie pokonywałem do góry, w piątek więc zaplanowałem sobie wyjazd do Dobczyc częściowo nieznanymi mi jeszcze drogami przez Wieliczkę, Siercze, Koźmice Wielkie, Gorzków do Dobczyc i z powrotem przez Hucisko, Sułów, Biskupice, Bodzanów do Niepołomic. Większość odcinków tej trasy już kiedyś przejechałem, ale nigdy w takiej konfiguracji.

Do Dobczyc miałem jechać już wczoraj, ale ani pogoda, ani zmęczenie po piątkowym trekkingu po górach mi nie pozwoliło. Dziś pogoda była piękna, a ja czułem się już lepiej, więc postanowiłem się wybrać:). Zaplanowaną w piątek wycieczkę zrealizowałem co prawda tylko częściowo, bo z Dobczyc nie wróciłem do Niepołomic, ale pojechałem do Łapczycy.

Na trasę ruszyłem kilka minut po 9 (z małym falstartem bo musiałem się wrócić po pompkę). Pierwsze kilometry w stronę Wieliczki, kręciło mi się dość dobrze, choć było mi trochę zimno. Kilka hopek przed Wieliczką pokonałem dość sprawnie i dojechałem do miasta, centrum minąłem bokiem i brukowaną drogą koło Szybu Daniłowicza rozpocząłem podjazd. W zasadzie ten pierwszy odcinek jest już dość stromy i trudny, ale ponieważ do Sierczy można jechać również przez rynek, więc podjazd zacząłem mierzyć dopiero na skrzyżowaniu, gdzie kończy się kostka. Pierwsze metry tego asfaltowego podjazdu są w miarę łatwe, po chwili jest nawet wypłaszczenie, ale zaraz potem pojawia się stroma 11% ścianka. Stromizna po chwili popuszcza i dalej mamy już dość równy podjazd 6-7% miejscami dochodzący do 9%. Na podjeździe jechałem dość sprawnie, choć niezbyt szybko, pomiar podjazdu skończyłem pod bramą wjazdową do budynków Zgromadzenia Sióstr Urszulanek - mój czas 7:36 (dystans 1,71 km; średnia 13,5 km/h; przewyższenia 99 m). Sam podjazd ma jeszcze jedną, krótką ściankę pod stację benzynową. Potem w nagrodę mamy bardzo długi zjazd do Koźmic Wielkich - tą drogę już kiedyś pokonywałem, ale jadąc pod górę, dziś było dużo przyjemniej. Po kilku kilometrach podjazd się kończy i od razu jest pod górę, najpierw odcinek w Koźmicach, potem lekkie wypłaszczenie i kolejny dość trudny podjazd do Gorzkowa. W Gorzkowie na szczycie podjazdu zrobiłem postój, bo na podjazdach zauważyłem, że pomiar tętna coś mi szwankuje, zdenerwowałem się trochę, bo przecież ostatnio zakupiłem nowy pas Polara do mojego pulsometru, a tu taka niespodzianka. Próbowałem więc poprawić trochę pas, ale niewiele to pomagało. Z Gorzkowa zacząłem kolejne zjazdy, potem jeszcze dwie hopki i dojechałem do drogi Łapczyca - Dobczyce - Myślenice, skręciłem w lewo, szybki zjazd i po chwili byłem już na rynku w Dobczycach.

Trafiłem akurat na początek obchodów święta Konstytucji 3 Maja, porobiłem kilka fotek i mega stromym podjazdem ruszyłem do dobczyckiego zamku. Od razu zauważyłem, że od mojego ostatniego pobytu w tym miejscu, nastąpił spory remont, odbudowano część murów miejskich i wieżę przy bramie wjazdowej na której zrobiono taras widokowy. Wyszedłem więc sobie na taras i zrobiłem kilka zdjęć, potem podjechałem pod zamek, gdzie szykowano sprzęt na kolejny etap rozpoczętego na dole święta, więc po kilku minutach ruszyłem w dół, żeby nie zostać złapanym przez świąteczny pochód. Gdy przejechałem przez bramę, zobaczyłem, że pochód na którego czele jechała kawaleria, właśnie zmierzał w moją stronę, zrobiłem więc kilka fotek i inną drogą ruszyłem w dół.

Zgodnie z moim planem miałem jechać na Stadniki i dalej do Gdowa. Wydawało mi się, że ten odcinek drogi powinien być całkiem płaski (tak pamiętałem go z wyprawy do Wiednia), jednak nie wziąłem pod uwagę, że jadąc od Dobczyc najkrótszą drogą wybieram trochę inny wariant przejazdu niż ten znany mi z 2013 roku. W rezultacie tuż za Dobczycami czekał mnie całkiem solidy podjazd pod Krzyż Millenijny do Skrzynki, co prawda potem w nagrodę miałem równie solidny zjazd do Stadnik, ale jednak zmęczyć się musiałem solidnie. Potem już zgodnie z planem, płasko aż do samego Gdowa. W Gdowie skrót w celu pominięcia centrum i jazda drogą 967 do Łapczycy, droga ta jest mało przyjemna, długie, wietrzne proste potrafią dać mocno w kość - to właśnie na tej drodze coraz wyraźnej zacząłem odczuwać zmęczenie. Do tego doszło jeszcze poczucie dyskomfortu związane z twardym siedzeniem, więc ostatnie kilometry mojej dzisiejszej wycieczki to prawdziwa męczarnia. Tuż przed Łapczycą trzeba było oczywiście pokonać jeszcze dwie hopki, nie mniej jednak o godzinie 11:40 byłem na miejscu.

Wycieczka udana, forma na podjazdach w pierwszej części dystansu w miarę przyzwoita, zmęczenie dopadło mnie dopiero na płaskich odcinkach do Łapczycy, na których męczyłem się strasznie. Nie mniej jednaj udało mi się w całkiem przyzwoitym czasie pokonać zaplanowany dystans. Już w domu okazało się, dlaczego pomiar tętna mi szwankował, zamiast pasa Polara wziąłem ten stary Garminowski.

Mapa i galeria

Brzesko - Szczepanów

Niedziela, 26 kwietnia 2015 | dodano:27.04.2015 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, samotnie
  • DST: 56.98 km
  • Czas: 02:14
  • VAVG 25.51 km/h
  • VMAX 56.52 km/h
  • Temp.: 21.0 °C
  • HRmax: 145 ( 77%)
  • HRavg 123 ( 65%)
  • Kalorie: 1116 kcal
  • Podjazdy: 317 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W sobotę byłem na Rajdzie Rekreacyjnym Kraków - Trzebinia, ale wraz z Edmundem zrobiliśmy rajd Niepołomice - Trzebinia - Niepołomice i rezultacie przejechałem jakieś 134 km. W niedziele pojechałem z córką do babci do Łapczycy, pogoda była ładna, nic tylko jeździć, więc mimo iż byłem trochę zmęczony to postanowiłem się przejechać.

Jadąc z Łapczycy wszędzie jest pod górkę, więc dość trudno o trasę łatwą i przyjemną, jednak wykombinowałem sobie wariant stosunkowo łatwy: do Brzeska przez Rzezawę i Jodłówkę, a więc po płaskim. Dojazd do Bochni pod górkę, wybrałem jednak ten łatwiejszy wariant a więc jazdę drogą DK94, w niedziele rano ruch był znikomy, dalej przejazd przez Bochnię i już po w miarę płaskim terenie jechałem przez Krzeczów, Rzezawę i Jodłówkę do Brzeska. Przed samym Brzeskiem trochę się pogubiłem, od mojej ostatniej jazdy tą trasą powstał węzeł autostradowy i kilka dróg dojazdowych, miałem więc lekki problem w połapaniu się, którędy powinienem jechać, w końcu jednak się udało i dojechałem do Brzeska. Postanowiłem jeszcze odwiedzić duży cmentarz wojenny z okresu I wojny, porobiłem kilka fotek i ruszyłem do rynku.

Na rynku zrobiłem, krótką przerwę, zjadłem sobie loda i zacząłem się zastanawiać co dalej. Do Brzeska jechałem 55 minut (mimo lekkiego błądzenia), było jeszcze przed 11, więc jakbym zaczął wracać to w domu byłbym pewnie przed południem. Z drugiej strony nie miałem za bardzo sił na jakieś mega wyczyny, więc niestety musiałem odrzucić pomysł ataku na Bocheniec, postanowiłem w końcu że pojadę przez Sterkowiec do Szczepanowa. Odcinek ten pokonałem dość szybko i po kilkunastu minutach byłem pod kościołem w Szczepanowie, a że akurat zaczynała się msza to postanowiłem zostać. Po mszy odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny na cmentarzu parafialnym w Szczepanowie, widać wyraźnie że nastąpiły tu pewne prace. Cmentarz wojenny w Szczepanowie był często podawany jak przykład bezmyślnego niszczenia tych zabytkowych obiektów przez zarządców cmentarzy parafialnych, widać postęp w kwestii zachowania tego obiektu, jednak do zrobienia jeszcze sporo zostało.

Dalej ruszyłem w stronę Mokrzysk, niestety już wyraźnie pod wiatr. Chwilę zastanawiałem się czy nie jechać jeszcze Bucze, Dąbrówkę i Borek, ale ostatecznie odrzuciłem ten pomysł. Ze Szczepanowa do domu wracałem zwykle przez Grądy, ale tam trzeba było pokonać odcinek po szutrach przez las, a że dziś jechałem szosówką to skierowałem się na Brzesko. Dojeżdżając do autostrady zobaczyłem drogę serwisową, pomyślałem że może uda mi się pominąć miasto - postanowiłem więc zaryzykować. To był dobry wybór i zaledwie po kilku minutach byłem już na drodze do Jodłówki. Dalej jazda przez Rzezawę i Krzeczów do Bochni, gdzie znów musiałem podjeżdżać. Wybrałem jazdę drogą główną do DK94, jednak żeby nie jechać do Łapczycy po chodniku, tuż przed DK94 odbiłem na Górny Gościniec - co oznaczało jeszcze 30 metrów podjazdu w pionie. Cały podjazd pokonywałem na dość lekkich przełożenia, byłem zmęczony i stwierdziłem, że nie ma sensu się zarzynać.

Do Łapczycy przyjechałem około 13. Cała wycieczka to jakieś 57 kilometrów, niezły wynik biorąc pod uwagę, że dzień wcześniej zrobiłem 134 km. Wyjazd w sumie udany, choć przez większość trasy doskwierało mi twarde siedzenie w Lappierze. Pamiętam, że pod rokiem już się do niego przyzwyczajałem, tym czasem dziś kompletna porażka. W drodze powrotnej próbowałem coś zmieniać, najpierw podniosłem siodełko jakiś 1 cm do góry. Jechało mi się wygodniej ale znów byłem za daleko od kierownicy, zrobiłem więc postój i przesunąłem siodełko do przodu - niby teraz wszystko się zgadzało ale znów mi było niewygodnie. No cóż pewnie znowu muszę do tego siodełka przyzwyczaić.