Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Po górkach

Dystans całkowity:12896.04 km (w terenie 1568.70 km; 12.16%)
Czas w ruchu:673:49
Średnia prędkość:19.14 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma podjazdów:133342 m
Maks. tętno maksymalne:189 (101 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:94371 kcal
Liczba aktywności:325
Średnio na aktywność:39.68 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Korno 2014 - trasa GIGA

Sobota, 23 sierpnia 2014 | dodano:25.08.2014 Kategoria 100 km i więcej, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 103.16 km
  • Teren: 30.00 km
  • Czas: 05:36
  • VAVG 18.42 km/h
  • VMAX 45.31 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • HRmax: 185 ( 98%)
  • HRavg 126 ( 67%)
  • Podjazdy: 678 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wraz z Krzyśkiem wziąłem udział w zawodach na orientacje w Dąbrowie Górniczej - Korno 2014. Podobnie jak przed rokiem postanowiliśmy wystartować na trasie GIGA (100 km) i w ten sposób rozpocząć przygotowania do walki o podium podczas Galicja Orient na trasie krótkiej. Przed rokiem udało mam się znaleźć 19 z 21 punktów co dało mam pozycje 14 i 15. W tym roku KORNO stały się zawodami Pucharu Polski w Rowerowych Maratonach na Orientacje i stawka była dużo mocniejsza - na czele z Grzegorzem Liszką.
Ostateczny wynik jaki udało ma się osiągnąć w tegorocznym KORNO czyli komplet punktów i przyjazd na metę 40 minut przed limitem czasu, uważam za dobry, choć taki wynik dał mam dopiero 28 i 29 miejsce w kategorii męskiej i odpowiednio pozycję niżej w open, ponieważ wyprzedziła nas jeszcze zwyciężczyni kategorii kobiecej.

Z Niepołomic wyjechaliśmy koło 7:00, na 9:00 byliśmy w bazie rajdu, około 9:50 nastąpiła odprawa techniczna i chwilę później dostaliśmy mapy, start miał odbyć się na sygnał o godzinie 10:00. Ostatnio z Krzyśkiem planujemy całą trasę przed startem, więc i tym razem przystąpiliśmy do planowania. Mapa składała się dwóch arkuszy A3 na której było w sumie tylko 11 punktów. Jak na trasę GIGA to strasznie mało, zwiastowało to długie przeloty i preferowało zawodników mocnych w nogach, a więc dla nas raczej nie było to za korzystne. Planowanie trasy zajęło nam trochę czasu i rezultacie z bazy rajdu wyjechaliśmy jako ostatni.

Na początek udaliśmy się do punktu nr 3 (podest), który znajdował się bardzo podobnym miejscu co jeden z punktów przed rokiem, więc z zaliczeniem punktu nie było większego problemu.

Następnie na tapetę poszedł punkt nr 4 (kamieniołom) i tu niestety pojawiły się pierwsze trudności. Tuż przed punktem postanowiliśmy skorzystać innej niż wcześniej zaplanowaliśmy, krótszej drogi na punkt i w rezultacie po dość stromym, choć na szczęście krótkim podjeździe, wylądowaliśmy przed bramą do kamieniołomu, gdzie dowiedzieliśmy się, że dalej drogi nie ma. No cóż zjazd i powrót do pierwotnego plany. Znowu jedziemy pod górę, najpierw asfaltem, a potem polną drogą wzdłuż kamieniołomu. Dojechaliśmy do miejsca gdzie według mapy powinniśmy skręcić w prawo, ale z prawej stromy dalej był kamieniołom. Jedziemy więc dalej, z przeciwka zaczęli nadjeżdżać inni zawodnicy i w końcu któregoś zapytałem czy ta 4, gdzieś tam jest, potwierdził, więc spokojnie pedałowaliśmy dalej, aż w końcu dojechaliśmy do punktu. Lampion faktycznie znajdował się na końcu kamieniołomu, tylko że w porównaniu z mapą kamieniołom był 3 krotnie większy. No nic punkt jest, odbijamy dziurki, podziwiamy widoki i ścieżką przez las pędzimy w dół w kierunku punktu nr 1. Jak się później okazało, to przesunięcie 4, spowodowało spore zamieszanie i protesty na mecie.

My zgodnie z planem jedziemy na punkt nr 1 (zagłębienie terenu), najpierw trafiamy na jakąś nową - jeszcze zamkniętą szosę, która wprowadza mam trochę zamieszania, jednak szybko orientujemy się w sytuacji i dalej czarnym szlakiem rowerowym kierujemy się na 1. Z przeciwnej strony jedzie dość sporo zawodników, wygląda na to, że z 1 jadą na 4 - czyżby nasz wariant trasy nie był najlepszy? Nic dojeżdżamy w pobliże punktu, tym razem ścieżki się zgadzają, ale punktu nie ma. Szukamy chwilę, jeszcze z jednym zawodnikiem i w końcu znajdujemy punkt w dziurze w ziemi, oj ciężko go było zauważyć. Odbijamy dziurki i skrótem przez las (bardzo fajna ścieżka) pędzimy w kierunku drogi nr 1 i punktu 5.

Punkt nr 5 (brzeg jeziora), znajdował się przy zaporze wodnej na jeziorze Przeczycko-Siewierskim, więc do przejechania mamy dłuższy odcinek, niestety pod wiatr. Na szczęście do zapory trafiamy bez pudła, ale punktu jakoś nie ma, patrzymy na jezioro, brzeg jest betonowy, gdzie ten punkt. Odchodzimy zaporę i próbujemy szukać gdzieś przy brzegu. Idziemy w różnych kierunkach, ja w stronę zapory i szybko zauważam lampion, cholera można go było sięgnąć z miejsca gdzie najpierw dojechaliśmy, no nic wołam Krzyśka i zaliczamy punkt.

Dalej pędzimy w stronę lasu Szeligowiec na którego terenie są aż 3 punkty. Na początek 7 (nasyp kolejowy), do którego dojeżdżamy bez problemu. Dawny nasyp jest mocno zarośnięty, więc punktu chwilę szukamy, naprowadza nas na niego jakiś pan z pieskiem, którego zainteresował dziwny obiekt, więc szczegółowo nas wypytuje co to jest. Po krótkiej rozmowie odbijamy punkt i pędzimy dalej na 2.
Punkt nr 2 (brzeg stawu), wydaję się być dość kłopotliwym punktem w naszej koncepcji zaliczenia trasy. Znajduję się on w środku lasu i ścieżki do niego mogą być nieprzejezdne, szczególnie że już wiemy, że mapa jest mocno nie aktualna. Jednak nasze obawy, okazują się nieuzasadnione, co prawda miejscami piaskowa ścieżka przez las, trochę nas męczy, ale punkt jest dokładnie tam gdzie być powinien i bez problemu go zaliczamy. Trochę gorzej jest w wyjazdem z lasu w kierunku Brudzowic i punktu nr 6.

Ta ścieżka jest zdecydowanie bardziej zarośnięta, ale na szczęście jednak przejezdna i po kilkunastu minutach wyjeżdżamy w centrum wsi skąd pędzimy na punkt nr 6 (kępa drzew). Punkt zaliczamy bez problemu i już nie mamy żadnych wątpliwości, że tegoroczne Korno to zawody typowo sprinterskiej. Punkty są dość łatwe do znalezienia, przeloty dość spore, co preferuje przede wszystkim bardzo mocnych kolarzy.

W miejscowości Dziewki robimy krótki postój pod sklepem, uzupełniamy zapasy i radzimy nad dalszą trasą. Mamy już 7 z 11 punktów, zrobiliśmy całą jedną mapę, a na trasie jesteśmy trochę ponad 3 godziny - wydaję się, że jest dobrze, choć z analizy mapy wyraźnie widać, że punkty na drugiej mapie są daleko od siebie oddalone.

Po przerwie pędzimy w kierunku Siewierza, przejeżdżamy przez miasto robiąc przy okazji kilka fotek. Za miastem wskakujemy na zielony szlak i spotykamy kilku zawodników pędzących z przeciwka - jest 13:40, więc na dolną część mapy potrzebowali 3 godz. 40 minut, ale zaraz oni chyba mają na rozkładzie również 3, 4 i 1, więc pozostały im już chyba tylko 4 łatwe, blisko siebie zlokalizowane punkty i potem dłuższy przelot na metę, oj chyba będą przed mami. Tuż przed wjazdem do lasu, pytam stojącego tam zawodnika, czy droga przez las jest przejezdna, w odpowiedzi słyszę lakoniczne "w większości tak". Wjeżdżamy do lasu, ścieżka na zielonym szlaku jest dobra, miejscami jest trochę piasku, miejscami utwardzono ją za dużymi kamieniami, ale jedziemy bez problemu, ale pokonania mamy dobre 5 km drogi leśnej, a punkt jest prawie na jej końcu. Tuż przed punktem dojeżdżamy do bagna na ścieżce, jakoś obchodzimy bokiem. Spotykamy innego zawodnika, który też szuka punktu i mówi nam, że słyszał, że przy punkcie jest mega błoto. Po chwili kolejne bagno na drodze, ale znowu obchodzimy i jest punkt nr 9 (strumyk) - nie było tak źle, choć droga za strumykiem nie wygląda najlepiej. Nasz rywal odbija punkt i wraca w kierunku z którego my przyjechaliśmy, nasz plan przewiduje przebicie się dalej lasem do miejscowości Turza.

Za punktem mega błoto, ale może to tylko kawałek, niestety jednak nie, do samego końca lasu jest straszne błoto, ledwie idziemy, miejscami przeprawa to prawdziwe wyzwanie. Kilka minut błotnej kąpieli i wychodzimy cali brudni na łąki za lasem. Robimy krótki postój na czyszczenie rowerów, choć błoto będziemy gubić jeszcze dłuższy czas. Niestety zdobycie 9, dużo nas kosztowało, na podjeździe do Ciągowic, Krzysiek zalicza odcięcie, ma wyraźnie dość, a na liczniku dopiero 60 km. Jedziemy na Łazy, tempo jazdy wyraźnie spada, a na dodatek przed Niegowonicami wyrasta nam 2,5 km solidny podjazd.

Punkt nr 8 (kamieniołom) zlokalizowany jest na Wawrzynowej Górze (419 m npm), w jego pobliże prowadzą dwie drogie, ale pierwsza z nich wydaje się prowadzić do wnętrza kamieniołomu, poza tym zgodnie z naszą mapą, nie ma z niej bezpośredniego podejścia na punkt, jedziemy więc dalej pod cmentarz w Niegowonicach i atakujemy z tamtej strony. Na mapie wszystko wygląda ok, trochę w górę, ale nie powinno być problemu. Jedziemy kawałek dość dobrze utwardzoną drogą, problem pojawia się gdy mamy odbić na ścieżkę do punktu, ja ją nawet przegapiam, tak jest zarośnięta, dopiero Krzysiek kieruje nas tam gdzie trzeba. Ślady ścieżki niby widać, ale wszędzie wysoka, lekko przydeptana trawa, chyba ktoś tędy szedł. Rzucamy rowery w krzaki i na piechotę idziemy do punktu. Dochodzimy do ładnego wapiennego szczytu, który po chwili zdobywamy - to pewno Wawrzynowa Góra, ale gdzie jest punkt, jest na dole przy krawędzi kamieniołomu, a koło punktu prowadzi piękna, szeroka, szutrowa droga - szkoda tylko, że nasza mapa jej jakoś nie przewiduje. Odbijamy punkt i musimy wrócić do rowerów, cała eskapada na nogach do punktu nr 8 to 900 m metrów spaceru i 15 minut na zdobycie punktu, gdyby mapa była dokładniejsza może zdobylibyśmy do szybciej z roweru.

Teraz czeka nas kolejny długi przelot na punkt nr 11 (krzyż) w Błędowie. Dokładnie wiemy gdzie to jest, już kiedyś nawet ten punkt zaliczaliśmy na Jurajskim Oriencie w 2013 r., wiemy nawet jak tam wjechać, mimo iż mapa nie przewiduje żadnej drogi na szczyt, ale wcześniej musimy tam dojechać, szutrową drogą z Niegowoniczek. Sam punkt zgodnie z przewidywaniami zaliczamy bez problemu, do Błędowa też zjeżdżamy zarośniętą drogą przez pola bez większego problemu (nawet w lepszym wariancie niż zrobiliśmy to przed rokiem), ale do mety mamy jeszcze dość daleko, a sił wyraźnie zaczyna brakować.

Jedziemy przez Błędów w kierunku centrum Dąbrowy Górniczej pod górkę i pod wiatr. Pod sklepem rodzimy postój, muszę uzupełnić zapasy picia. Dojeżdżamy do Okradzianowa i czarnym szlakiem rowerowym kierujemy się na ostatni dziś punkt nr 10 (wiadukt). W pobliże wiaduktu dojeżdżamy bez problemu, ale już na miejscu pojawia się problem. Lampion jest na górze przy torach i prowadzi do niego ścieżka pod stromy nasyp kolejowy, a na domiar złego droga pod wiaduktem, jest całkiem zalana wodą. Targamy rowery na nasyp, odbijamy punkt i kolejną stroną ścieżką, musimy masze maszyny sprowadzić na dół. Dobra mamy komplet, jest 16:30, ale na metę jeszcze kawał drogi.

Jedziemy przez Łękę, Łosień, koło dawnej Huty Katowice, zauważamy że punkt nr 4 jest blisko, moglibyśmy go teraz zaliczyć lub lepiej po czwórce zaliczyć 10 i najpierw jechać te punkty które zrobiliśmy na końcu - tak chyba postąpiło większość zawodników. Teraz jednak już za późno, przejeżdżamy przez Gołonóg, koło Pogorii III przez Park Zielona ma metę, oddajemy kartę jest godzina 17:16, niby dobry czas, ale jak widzę ile już osób ukończyło przed mami trasę wiem, że dobrego miejsca nie będzie.

Myjemy się, oglądamy dekoracje i wracamy do Niepołomic, dyskutując na błędem w wyborze wariantu, chyba trzeba było jednak jechać tak jak większość zawodników 3, 1, 4, 10 i dalej przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. My jednak takiej możliwości nie zauważyliśmy w czasie planowania, chyba dlatego że punkty 4 i 10 były na różnych mapach i nie udało nam się dostrzec ich bliskości. Dopiero na trasie, widząc jak jadą inni zaczęliśmy się zastanawiać. Dobra sam wariant może mógł być lepszy, ale poza tym wielu błędów nie było. Drobne potknięcie przy dojeździe do 4, zbyt długie szukanie 1, nie zauważenie 5 z zapory, spacer przy 8, ale to wszystko raczej normalne w rajdach na orientacje. Nie było mega wtop z wyborem trasy, nie było łażenia w kółko wokół punktu, nie nadłożyliśmy jakoś mega dużo dystansu, mimo to niska pozycja.

Powód jest prosty, jesteśmy za słabi kolarsko, do połowy trasy jeszcze utrzymywaliśmy niezłe tempo, ale po punkcie nr 9 i błotnym spacerze, tempo wyraźnie spadło. Trasa preferowała zawodników bardzo mocnych, nawigacja była mniej ważna, bo większość punktów była łatwa do zlokalizowania. Do tego silna konkurencja, przyjechali zawodnicy walczący po punkty do Pucharu Polski, to wszystko spowodowało, że kończymy te zawody na 28 i 29 (na 39) w kategorii męskiej i na 29 i 30 miejscu w open na 47 osób, które wystartowały na trasę. Powiem szczerze, że liczyłem na miejsce w 20, tu jednak sporo nam zabrakło, zawodnik na 20 miejscu przyjechał z czasem o 46 minut lepszym. Do zawodnika przed nami straciliśmy aż 14 minut, a do zwycięzcy prawie 3 godziny - uznajmy, że G. Liszka jest poza naszym zasięgiem, ale i tak do drugiego na mecie strata wyniosła 2 godziny 3 minuty, nawet do 10 miejsca 1 godz. 43 minuty. Do poprawienia jest dużo, szczególnie jednak moc w nogach, na szczęście jednak te zawodny są dla nas tylko etapem przygotowań do październikowej Galicji Orient, gdzie będziemy walczyć na krótkiej trasie o podium w cyklu Galicja Trophy, a takie 100 km na pewno podbuduje naszą formę:)

Galeria wycieczki



Trening przed Korno

Piątek, 22 sierpnia 2014 | dodano:24.08.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
  • DST: 27.53 km
  • Teren: 5.00 km
  • Czas: 01:14
  • VAVG 22.32 km/h
  • VMAX 52.72 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • HRmax: 175 ( 93%)
  • HRavg 129 ( 68%)
  • Podjazdy: 161 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W piątek wieczorem zrobiłem wraz z Krzyśkiem trening przed sobotnimi zawodami Korno 2014 w Dąbrowie Górniczej. Pierwsza część trasa była pagórkowata. Pojechaliśmy do Staniątek gdzie najpierw zrobiliśmy mniejszy podjazd a potem Winnicę na wyścigi. Udało mi się podjechać Winnicę naprawdę niezłym tempem jak na górala - na wyznaczonym na Garmin Connect podjeździe o długości 590 m i średnim nachyleniu 5,1% udało mi się wykręcić średnią 17,22 km/h. Dalej był zjazd i kolejny podjazd pod kościół w Brzezie zakończony mega stromą 200 m ścianką.

Dalej nastąpiła seria zjazdów do Kłaja i jazda przez Puszczę Niepołomicką szlakiem czerwonym, którym wyjechaliśmy na Drogę Królewską. Asfaltem do Niepołomic pociągnąłem dość mocno w tempie około 28-30 km/h i rezultacie udało mi się wykręcić całkiem niezłą średnią wycieczki, jak na rower górski, kilka podjazdów i odcinek w terenie. Krótko mówiąc trening wypadł bardzo dobrze, a mi wyjątkowo dobrze jechało się na rowerze górskim, którego nie używałem od początku czerwca czyli od medalowej Ciupagi Orient.

Po treningu przyszedł czas na analizę. Krzysiek ostatnio zakupił nawigację rowerową Garmin Edge 800, przed południem testowałem jego pas z czujnikiem tętna wraz z moją Dakotą, a teraz miałem okazje porównać odczyty obu GPSów. Niestety to porównaniu mocno mnie zmartwiło, mój GPS wyraźnie zaniża stromizny podjazdów, widziałem to już na Gliczarowie gdzie maksymalnie pokazał mi 17%, a jest podobno 22-23%. Dziś na Winnicy Krzysiek miał miejscami 13% a ja maks 7%, na krótkiej sztywnej ściance pod kościołem w Brzeziu mój GPS znów pokazał maks 6,5% a u Krzyśka 13% - ta ścianka ma na pewno stromiznę powyżej 10% widać to nawet bez pomiaru:(. Wskazania wysokości i długości trasy w miarę się mi zgadzają, ale mój GPS wyraźnie nie potrafi mierzyć nachylenia, co gorsze o czasu do czasu na śladzie pojawią się nagłe anomalie w postaci skoków wysokości, których u Krzyśka nie było. Dakota 20 to jednak odbiornik turystyczny z możliwością zastosowania na rowerze, ale też raczej do turystyki a nie do treningów, gdy kupowałem GPS na rower nawet zastanawiałem się nad rowerowym Edgem, ale wtedy te odbiorniki nie potrafiły czytać map rastrowych i były w zasadzie tylko zaawansowanymi licznikami rowerowymi. W nowszych modelach ta funkcjonalność już się pojawiła, szkoda tylko że cena jest tak kosmicznie wysoka.



Gliczarów, Bukowina, Głodówka

Środa, 20 sierpnia 2014 | dodano:20.08.2014 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 53.02 km
  • Czas: 02:37
  • VAVG 20.26 km/h
  • VMAX 54.74 km/h
  • Temp.: 19.0 °C
  • HRmax: 182 ( 97%)
  • HRavg 145 ( 77%)
  • Kalorie: 2838 kcal
  • Podjazdy: 1034 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na rowerze szosowym postanowiłem zdobyć podjazdy Tour de Pologne - Gliczarów, Bukowina i Ząb, przy okazji miałem dołożyć jeszcze podjazd na Głodówkę, gdzie do niedawna regularnie również jeżdżono na TdP. Niestety moja forma okazała się bardzo słaba, trudem wtoczyłem rower na Gliczarów, ale tak się zmęczyłem, że kolejne podjazd szły mi już bardzo słabo. W rezultacie zaliczyłem jeszcze podjazd do Bukowiny przedłużony na Głodówkę, a następnie ruszyłem do domu rezygnując z podjazdu na Ząb.

Wstałem rano o 7:00, patrzę piękne słońce, więc szykuję się do wyjazdu. Jednak około 8:00 już tak pięknie nie było, wyraźnie zaczęło się chmurzyć na dodatek było dość chłodno. Jednak to jeszcze nie powód żeby nie jechać. Zgodnie z planem miałem odtworzyć pętlę TdPA ze startem z Poronina, tak pojechałem rok temu przed właściwym wyścigiem. Jadę sobie jednak przez Biały Dunajec i myślę sobie, że z pogodą może być różnie więc może najpierw uderzę na Gliczarów, a Ząb zaliczę ewentualnie na końcu po drodze na kwaterę. Skręcam więc na Gliczarów i po chwili kręcę przez Gliczarów Dolny, jechałem tędy już dwa razy i zawsze wydawało mi się, że jest tu dość łatwo, tym czasem wyraźnie się męczę. Po 3 kilometrach dojeżdżam do mega stromych ścianek, pod pierwszą kręcę w siodełko, ledwo kręcę, ale jakoś przepycham. Chwila wytchnienia - czyli zamiast 20% jest 12%, przejazd koło pomnika Tour de Pologne (zdjęcia nie zrobiłem, bo nie dałem rady) i kolejna ścianka przez lasek, tym razem próbuję w stójce, idzie bardzo ciężko, prędkość 5,5 km/h, siadam - dalej 5 km/h dojeżdżam do końca lasku, podjazd lekko popuszcza, a ja ledwo żyję. Puls skoczył mi do 182, co u mnie oznacza prawie odcięcie, bardzo wolno uspokajam oddech. Jest ciągle pod górę, ale już w miarę kręcę w końcu dojeżdżam do miejsca gdzie zwykle stoi premia górka, uff udało się, ale było strasznie ciężko - jestem wyraźnie za słaby na takie ścianki.

Dalej zjazd, robię fotkę tablicy szlaku Tour de Polognie i źle sobie skręcam, w rezultacie ląduje na kiepskiej drodze do Leśnicy, zauważam błąd i wracam się, to niestety oznacza 1,2 km i 70 metrów górę ekstra. Zjeżdżam przez Rusiński Wierch do drogi 49 i rozpoczynam jazdę pod górę do Bukowiny, od ronda na Jurgów zaczyna się ciężko. Szybko czuję, że już po mnie, muszę się wzmocnić batonem, ale dalej ledwo kręcę. Przejeżdżam miejsce gdzie atakował Rafał Majka, faktycznie wybrał najtrudniejszy odcinek podjazdu, potem od kościoła wypłaszczenie, nagle jadę 22 km/h i dopiero przed samym rondem (metą) jest znowu pod górę. Zatrzymuję się na rondzie, jest kiepsko, nogi do niczego, forma katastrofalna, piję colę i postanawiam kontynuować podjazd na Głodówkę.

Pamiętałem, że ten odcinek to dość równomierna droga pod górę, faktycznie tak jest, ale moja forma do niczego. Udaję mi się lekko przyśpieszyć, ale nogi mam jak z ołowiu, na szczęście nie ma tu jakiś stromy ścianek i daję radę. Przejeżdżam Cyrhlę nad Białką i po chwili jestem na Głodówce gdzie robię małą sesję zdjęciową. Od ronda w drogą na Jurgów przez Bukowinę do kulminacji asfaltu jest 7,5 km; 386 metrów w górę (bez ani metra zjazdu); średnie nachylenie 5,2% maksymalnie 9,7% - premia 2 kategorii.

Po mega wspinaczkach rozpocząłem zjazdy Drogą Oswalda Balzera, fajnie było:). W końcu jednak w kierunku Zakopanego a konkretnie do dobrze mi znanego skrzyżowania z drogą do Murzasichle trzeba było znowu jechać pod górę. Droga ta nie jest bardzo stroma, odcinek ma 2,6 km i średnio 3,9% (max 5,1%), ale po dojechaniu do skrzyżowania stwierdziłem, że mam dość. Niestety strasznie bolały mnie nogi, zaczęły pojawiać się pierwsze skurcze, stwierdziłem więc że wracam.

Zjechałem sobie pięknym asfaltem przez Murzasichle do Stasikówki i dalej do Poronina, potem już praktycznie po płaskim przez Poronin, kawałek po Zakopiance i przez Biały Dunajec na kwaterę. Niestety podjazd pod Ząb musiałem odpuścić, ale chyba byłą to słuszna decyzja, na dziś po prostu miałem dość.

Po tej wycieczce stwierdzam, że jednak nie będzie ze mnie szosowca. Rower szosowy (nawet taki z trzema tarczami z przodu) jest dla mnie za mocny, albo raczej ja na niego za słaby. Mega strome ścianki na Gliczarowie spowodowały, że zagotowałem mięśnie i potem już każda górka sprawiały mi mega trudności. Przyjechałem mega zmęczony i wcale nie jechałem szybciej niż rok temu na dużo cięższym crossie. Może przed rokiem byłem wyższej formie, ale i tak to chyba rower crossowy z praktycznie górskimi przełożeniami jest maszyną dla mnie na takie podjazdy. Będę musiał więc zapolować na lekkiego crossa do którego będę mógł założyć opony 1,35 i cieszyć się jazdą na szosie, dystonując jednocześnie odpowiednio lekkimi przełożeniami, szosowego górala ze mnie nie będzie.



Biały Dunajec - Gubałówka

Poniedziałek, 18 sierpnia 2014 | dodano:18.08.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 30.22 km
  • Czas: 01:25
  • VAVG 21.33 km/h
  • VMAX 59.57 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 516 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wraz z rodzinką pojechałem na krótki wypoczynek do Białego Dunajca. Po przyjeździe pojechaliśmy do Zębu skąd zrobiliśmy podejście na Gubałówkę, po południu powtórzyłem tą samą trasę na rowerze. Przejechałem z Bańskiej Niżnej, stromy skrótem do Bańskiej Wyżnej, dalej przez Sierockie gdzie przekroczyłem granicę 1000 m npm i Ząb na Gubałówkę (1113 m npm). Wróciłem przez Ząb i Poronin w sumie przejechałem ponad 30 km i 516 metrów przewyższenia, średnia 21,27 km/h.

W zasadzie tego wyjazdu nie miałem w planie urlopowym, miał być jeden porządny prawie 90 km wyjazd na kilka tatrzańskich podjazdów, ale prognozy pogody były kiepskie, więc postanowiłem zrobić szybki wieczorny wypad na Gubałówkę, gdyby się okazało, że więcej już nie pojeżdżę.

Z mojej kwatery mieszczącej się na granicy Białego Dunajca i Bańskiej Niżnej ruszyłem skrótem, skrót faktycznie znacznie skracał drogę do Bańskiej Wyżnej, ale wąska nitka asfaltu przez łąki bezceremonialnie cięła poziomice. W rezultacie już od 2 kilometra trasy zafundowałem sobie stromy podjazd (1,8 km; 144 metry przewyższenia, średnia 7,2%), więc już na samym początku w ruch poszły najlżejsze przełożenia. Gdy tylko wyjechałem na drogę główną w Bańskiej Wyżnej od razu zatrzymałem się pod sklepem, nie miałem bidonu i musiałem zakupić coś do picia. Następnie jazda przez Bańską Wyżną i kolejna ścianka 8-9%, potem już trochę łatwiej przez Sierockie do Zębu choć jeszcze kilka razy musiałem się mocno wspiąć (nawet na ponad 1000 m npm). Przez Ząb nawet lekko w dół aż w końcu dojechałem do polany Furmanów. Z tego miejsca na Gubałówkę prowadzi już tylko wąska droga o dość kiepskim asfalcie.
Przed południem właśnie z tego miejsca na szczyt Gubałówki pchałem wózek z moją córką, wiedziałem więc że tragedii na podjeździe nie ma, choć jest kilka miejsc o sporym nachyleniu. Do pokonania były jeszcze ponad 2 km i przeszło 100 metrów pod górę, przejechałem ten odcinek dość sprawnie, choć miejscami musiałem uważać na kiepski asfalt i pieszych idących pod górę, jednak po kilku minutach byłem na szczycie.

Mój GPS pokazał na Gubałówce 1113 m npm, wikipedia mówi o 1126 m npm, ale może nie byłem na szczycie zatrzymałem się zaraz na wypłaszczeniu drogi za masztem telewizyjnym. Dalej jechać się nie da bo wszędzie są tłumy turystów. Porobiłem kilka fotek i ruszyłem w dół. Cały podjazd to: 13,4 km, 473 m pod górę, 66 w dół, średnie nachylenie 3,9% maksymalne 10%, serwis ridewithgps.com zakwalifikował podjazd jako premię 1 kategorii.

Zjazd niestety nie za szybki, bo kiepska droga i turyści, dopiero z Zębu do Poronina mogłem puścić się trochę szybciej, ale jak to zwykle na szosie jechałem dość asekuracyjnie. Dalej już jazda bez historii, przejazd przez Poronin, kawałek Zakopianką wyprzedzając cały sznur samochodów stojących w korku do świateł na moście na Białym Dunajcu i potem przez Biały Dunajec do mojej kwatery.

Wyjazd udany, choć czułem się nie najlepiej, praktycznie na każdym wzniesieniu musiałem używać najlżejszego przełożenia, wyraźnie brakowało mi mocy. Podjazd z tej strony na Gubałówkę jest bardzo długi, początkowy odcinek moim skrótem naprawdę stromy, potem już łatwiej choć jest sporo fragmentów trasy gdzie można się zmęczyć. Dwa lata temu podjeżdżałem Gubałówkę z Zakopanego przez Kościelisko, tamta wersja podjazdu ze względu na ścianki po 13% wydawała mi się trudniejsza, ale drugiej strony tu trzeba pokonać dwa razy dłuższy dystans i więcej metrów w pionie (start na niecały 700 m npm, a z Zakopanego 823 m npm).



Niepołomice - Łapczyca (Zonia, Czyżyczka)

Niedziela, 17 sierpnia 2014 | dodano:17.08.2014 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 40.57 km
  • Czas: 01:39
  • VAVG 24.59 km/h
  • VMAX 54.25 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • HRmax: 172 ( 91%)
  • Podjazdy: 514 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo iż przez dwa dni balowałem, to postanowiłem dziś zrobić pagórkowaty trening na szosówce. Wybieram się pojeździć w górach, stwierdziłem, że trzeba zrobić ostateczny sprawdzian mojej szosowej formy na stromych pagórkach. Pojechałem z Niepołomic do Łapczycy zaliczając po drodze kilka wzniesień w tym dwa dość wymagające czyli Zonię od Sobolowa i Czyżyczkę od Zawady.

Pierwsza część trasy dość łatwa choć do podjechania była Winnica i górka ze stromą końcówką pod kościół w Brzeziu. Dalej znowu płasko przez Niegowić i Nieznanowice aż do Sobolowa gdzie rozpocząłem podjazd pod Zonię. Górkę tę wjeżdżałem wiele razy zarówno od strony Sobolowa jak i od strony Zawady. Podjazd jak na okolicę jest dość wymagający, szczególnie właśnie od Sobolowa na dystansie 2,9 km pokonujemy 174 metry różnicy wzniesień, co daje średnią 6,8%, ale najgorsze są trzy bardzo strome ścianki i to właśnie ich obawiałem się najbardziej. Już od znaku Sobolów zaczyna się pod górkę, tuż przed drewnianym kościołem jest nawet dość stromo (7-9%), ale potem górka odpuszcza, jedziemy pod górę, ale bez wyraźniejszych problemów. Jednak w pewnym momencie pojawia się ścianka, stromizna nagle gwałtownie rośnie nawet do 13%, potem trochę wytchnienia i końcówka znowu dość stromo (7%). Na crossie czy góralu można się zmęczyć ale wjechać się, szosówka to jednak całkiem inne wyzwanie, mój rower ma co prawda tarczę ratunkową z 30 zębami z przodu, ale mimo to miałem problem. Puls momentami skoczył mi do 172 i jechałem z wyraźnym problemem. Jakoś jednak górkę zdobyłem.

Potem seria zjazdów i kolejny wymagający podjazd na Czyżyczkę od Zawady - górka od tej stromy jest stosunkowo łatwa, taka akurat dla słabego szosowca jak ja. Co prawda pod górę pedałuję się prawie 4,5 km, ale nigdzie nie jest mega stromo (od drugiej stromy byłoby na pewno trudniej). Po przejechaniu szosowego szczytu seria zjazdów i jeszcze krótki dojazd do domu mojej teściowej w Łapczycy gdzie kończyła się moja dzisiejsza wycieczka.

Jutro jadę do Białego Dunajca, chcę trochę pojeździć po górkach, zaliczyć Gliczarów, Ząb, Bukowinę, Głodówkę i Gubałówkę. Wydaje się, że najtrudniejsze podjazdy to Gliczarów i Gubałówka gdzie występują mega strome ścianki i na nich na szosówce mogę mieć problem, natomiast z długimi podjazdami o w miarę równym nachyleniu powinienem sobie poradzić bez większych problemów.


Czarny Staw, Bochnia, Łapczyca

Piątek, 15 sierpnia 2014 | dodano:17.08.2014 Kategoria 41-60 km, Łapczyca, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 46.85 km
  • Teren: 6.00 km
  • Czas: 01:57
  • VAVG 24.03 km/h
  • VMAX 57.07 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 260 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze

Po obiedzie wybrałem się na szybką przejażdżkę rowerową. Miałem jechać nad Czarny Staw i z powrotem, ale jak już dojechałem na miejsce (w bardzo dobrym tempie - około 38 minut), to postanowiłem się nie zatrzymywać tylko jechać dalej. Pojechałem do Bochni, potem odbiłem na Łapczycę, dalej na Chełm. Do domu wracałem przez Targowisko, Kłaj i Szarów, a potem szlakiem terenowym po ścieżkach w Puszczy. Pętle zakończyłem wjazdem od lasu pod dom na Wrzosowej.

Na trasie byłem niecałe 2 godziny, z czego 1:57 jechałem, zatrzymałem się dosłownie 3 razy, żeby zrobić zdjęcie. Do Bochni jechałem bardzo mocnym tempem w okolicach 27 km/h, potem były podjazd i końcówka w terenie, więc moje tempo trochę spadło, ale i tak wykręciłem średnią 24,01 km/h.



Krótki wyjazd

Środa, 6 sierpnia 2014 | dodano:06.08.2014 Kategoria 0-20 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 18.51 km
  • Czas: 00:43
  • VAVG 25.83 km/h
  • VMAX 42.59 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 175 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Wstałem dziś rano z założeniem, że wybiorę się do Nowego Brzeska zobaczyć przejazd kolarzy na IV etapie Tour de Pologne. Niestety zanim wyjechałem okazało się, że akurat w tym czasie jak będą przejeżdżać kolarze to ma do mnie przyjechać transport z meblami, musiałem więc zrezygnować z wycieczki. Zrobiłem tylko krótką rundkę po górkach wokół Szarowa, starając się wycisnąć z siebie jak najwięcej.


Sprawdzanie nowych ustawień roweru i cmentarze wojenne

Wtorek, 5 sierpnia 2014 | dodano:06.08.2014 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po górkach, Akcja cmentarze 2014, 21-40 km
  • DST: 30.26 km
  • Czas: 01:15
  • VAVG 24.21 km/h
  • VMAX 48.33 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 291 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Trochę posiedziałem przy szosówce i robiłem korektę ustawienia siodełka i bloków w butach SPD - po wszystkim nadszedł czas na testy. Zrobiłem pętlę po okolicznych pagórkach odwiedzając cmentarz wojenny nr 376 w Suchorabie, cmentarz wojenny nr 330 Podłęże oraz 329 Podborze (Niepołomice).


Dookoła Gór Świętokrzyskich

Niedziela, 20 lipca 2014 | dodano:21.07.2014 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 61.52 km
  • Czas: 02:28
  • VAVG 24.94 km/h
  • VMAX 53.61 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 757 m
  • Sprzęt: Lapierre S Tech 300
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na weekend pojechałem w rodzinką w Góry Świętokrzyskie, a konkretnie do Rudek koło Nowej Słupi. Na dach samochodu oczywiście zapakowałem rower:) Były dwie koncepcje wyjazdu, pierwsza krótsza to jedynie zdobycie rowerem Świętego Krzyża (jakieś 38 km), drugi bardziej ambitniejszy plan przewidywał objazd dookoła głównego pasma Gór Świętokrzyskich (jakieś 60 km z podjazdem na Święty Krzyż). W sobotę pchając pod górę wózek z moją córką, zrobiłem rekonesans górnej części podjazdu na Łysą Górę pod klasztor Świętego Krzyża, stwierdziłem że podjazd jest dość ciężki, ale nie ma tragedii. Widziałem zresztą po drodze paru rowerzystów zmagających się z górą.

Mój atak szczytowy miał nastąpić w niedziele wcześnie rano, chciałem wrócić na godzinę 10:00 i uciec przed zapowiadanym mega upałem. Z Rudek wyjechałem więc o godzinie 6:45. Na początek pojechałem do Nowej Słupi i od samego początku miałem pod górę. W zasadzie przez pierwsze 10 km zmagałem się z ciągłym podjazdem, ostatecznie wjechałem aż na 411 m npm w miejscowości Bartoszowiny, dalej miałem jakieś 2 km zjazdu i dojechałem do początku podjazdu na Łysą Górę.

Zatrzymałem się pod znakiem, żeby zanotować czas przed rozpoczęciem podjazdu i stwierdziłem, że na dojeździe do podjazdu zrobiłem już 195 m przewyższenia. Podjazd rozpocząłem na wysokości 339 m npm, na początek nastąpił nawet minimalny zjazd do 336 m npm, ale już po chwili pedałowałem pod górę. Podjazd na Łysą Górę w zasadzie nie odpuszcza nawet na moment. Początkowo kręciłem dość szybko, ale po minięciu znaku Huta Szklana zaczęło się robić naprawdę stromo, zanim dojechałem do parkingu, na którym normalnie kończy się jazdę samochodem i zaczyna wycieczkę pieszą, byłem już dość mocno zmęczony, ale końcu w tym miejscu miałem już 490 m npm. Następnie zatrzymałem się na 30 sekund żeby poprawić położenie siedzenia, przejechałem bramę Świętokrzyskiego Parku Narodowego i ruszyłem pod górę leśnym odcinkiem podjazdu. Normalnie ten odcinek jest zamknięty dla ruchu samochodowego, wyjątkiem jest jednak niedziela rano gdy w godzinach 7:00-10:00 można wjeżdżać na sam szczyt na mszę świętą, a że akurat o godzinie 8:00 była msza, to cały podjazd mijały mnie samochody. Odcinek leśny nie zmęczył mnie jakoś strasznie, co prawda zaraz po wjechaniu do lasu jest kilkaset metrów dość stromej jazdy, ale potem podjazd popuszcza i na Łysą Górę wjeżdżamy już przy niewielkim wysiłku. Mniej więcej o godzinie 7:50 byłem na szczycie. GPS pokazał mi 580 metrów npm, ale gdy po kilku minutach ruszałem w dół skalibrował się do widniejących na tablicy 595 m npm. Długość podjazdu to 5,74 km, pokonałem go w czasie 24:14 co daje średnią 14,21 km/h, różnica wzniesień to 256 metrów, średnie nachylenie dla całego podjazdu to prawie 5%, maksymalne prawie 9%. Podjazd jest dość równy, nie ma mega ścianek, ale nie ma też miejsc gdzie można by dłużej odpocząć.

Zdecydowałem się nie jechać pod sam klasztor, byłem tam w końcu wczoraj (kilka zdjęć z klasztoru na końcu galerii) pod kościołem było pełno ludzi, którzy przyjechali na mszę świętą. Poszedłem za to oglądać gołoborze na Łysej Górze, normalnie żeby tam wejść trzeba mieć bilet do parku za 6,50 zł, ale w niedziele przed 8 rano nikt wejścia nie pilnuje, wziąłem więc rower pod pachę i ruszyłem na małą sesję fotograficzną.

Mniej więcej koło 8 ruszyłem w dół, stwierdziłem że realizuję drugi wariant planu i jadę dookoła gór. Przez kolejne 12 km głównie zjeżdżałem, początkowo bardzo ostro do Huty Nowej a potem już oczywiście delikatnie aż do skrętu na Porąbkę, nie mniej jednak na tym odcinku prędkość rzadko spadała poniżej 30 km/h. Kolejne 6 km do Krajno Drugie to pagórkowaty odcinek z ładnymi widokami na Łysicę, w Krajno Parcele wyjechałem na drogę 752 i rozpocząłem już konkretny podjazd pod Świętą Katarzynę. Z ubiegłorocznego pobytu w Górach Świętokrzyskich pamiętałem, że klasztor na Świętej Katarzynie leży na wysokości mniej więcej 350 m npm. Na drogę 752 wyjechałem mając na liczniku 330 m npm, tym czasem walczyłem z dość konkretnym podjazdem, zacząłem się nawet zastanawiać czy klasztor na jest jedna na 450 npm. Po kilku minutach podjazdu, gdy wdrapałem się na ładną widokową przełęcz na wysokości 425 m npm i zacząłem zjeżdżać, to zrozumiałem, że klasztor nie znajduje się na szczycie podjazdu, ale już na zjeździe i faktycznie na wysokości około 350-360 m npm. Pod klasztorem kilka fotek, dziś piękna pogoda nie tak jak przed rokiem, gdy z tego miejsca zatrzymałem z żoną atak na Łysicę, wtedy było deszczowo i dość chłodno. Za klasztorem jeszcze kawałek zjazdu, potem odcinek po prostym i całkowite zaskoczenie, znów musiałem kręcić pod górę w miejscowości Podgórze, dopiero po pokonaniu tego podjazdu zacząłem zjazd do Bodzentyna.

Tym razem tylko przejechałem przez Bodzentyn, zwiedzałem to miasteczko przed rokiem, a dziś trochę mi się spieszyło, więc od razu ruszyłem na Nową Słupie. Po chwili pojawił się znak, że do Nowej Słupi mam tylko 12 km, było kilka minut po 9, więc na 10:00 powinienem bez problemu zdążyć. Co prawda zaczęło mi trochę wiać w twarz, ale i tak jechałem dość sprawnie. Postanowiłem nie jechać do Nowej Słupi, tylko zrobić skrót przez Krajków i Łomno. Wszystko w zasadzie byłoby w porządku, gdy nie fakt, że w Łomnie wyskoczył mi dość solidny podjazd, ja byłem już trochę zmęczony i te niewielkie pagórki dały mi trochę w kość, szczególnie że zaczęło dość solidnie przygrzewać. Na szczęście po pokonaniu podjazdu do samych Rudek już głównie zjeżdżałem i mniej więcej o 9:35 byłem na miejscu.

Wyjazd mega udany, bardzo ciekawa wycieczka, zdobyty dość ciężki podjazd na Łysą Górę, objechane główne pasmo Gór Świętokrzyskich. Forma w sumie niezła, na początkowych kilometrach ciągłej jazdy pod górę, dość się męczyłem, ale sam podjazd na Łysą Górę, poszedł mi już sprawnie. Kolejne mniejsze górki, też wyjeżdżałem dobrym tempem. W sumie zrobiłem 757 metrów przewyższenia, to był pierwszy aż tak wymagający górki odcinek, który pokonałem na szosówce, oczywiście sięgałem po amatorskie przełożenia:) ale i tak jestem zadowolony z tego wyjazdu:)

Wieliczka i wzgórze Kaim

Niedziela, 13 lipca 2014 | dodano:14.07.2014 Kategoria 21-40 km, Akcja cmentarze 2014, Po górkach, samotnie
  • DST: 36.39 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 01:35
  • VAVG 22.98 km/h
  • VMAX 54.47 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 314 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W niedzielę wieczorem wybrałem się na wycieczkę szlakiem zabytków związanych z I wojną światową, której w tym roku odchodzimy setną rocznicę. Pojechałem najpierw do Wieliczki na cmentarz wojenny nr 381 a potem na wzgórze Kaim gdzie w 1914 zatrzymano marsz armii carskiej na Kraków.

Na trasę ruszyłem po 17, początkowo miałem jechać do Puszczy Niepołomickiej, ale w końcu zdecydowałem się jechać na Wieliczkę. Wybrałem jazdę główną drogą, to właśnie tędy kiedyś w 7 klasie podstawówki wybrałem się do Wieliczki, wtedy ruch był znikomy, dziś mimo że była niedziela wieczór, mijał mnie samochód za samochodem. Po kilkunastu minutach solidnego kręcenia dojechałem do Ochmanowa, gdzie zatrzymałem się pod pomnikiem orła - to właśnie w tym miejscu w czasie I wojny światowej powstał cmentarz wojenny nr 379, potem ciała podobno ekshumowano i pozostał sam pomnik. Jakieś 2 lata temu kierowca opla zmiótł z powierzchni ziemi i pomnik, na szczęście obelisk odbudowano i ponownie umieszczono na nim rzeźbę. Obecnie w Ochmanowie budują chodnik, powstał też przystanek, który niestety trochę zasłonił pomnik.

Po sesji w Ochmanowie ruszyłem dalej do Wieliczki, kolejny przystanek miałem zaplanowany na cmentarzu komunalnym, gdzie znajduje się kwatera wojenna nr 381. W 1914 to właśnie do Wieliczki dotarła 3 armia carska pod dowództwem Radko Dymitriewa, zajęła miasto i rozpoczęła atak na Kraków. Walki trwały kilka dni, Rosjanie Krakowa nie zdobyli a na dodatek zagrożeni odcięciem w wyniku operacji Łapanowsko-Limanowskiej musieli wycofać się spod Krakowa.

Kolejnym punktem mojej wycieczki było wzgórze, na którym zatrzymała się ofensywa rosyjska w grudniu 1914 - czyli wzgórze Kaim. Byłem tam już parę razy, ale zawsze mam problemy z dostaniem się na miejsce, tym razem próbowałem kolejnej drogi i znowu pobłądziłem. W kierunku wzgórza podjechałem ulicą Topolową, następnie skręciłem w Bogucicką i byłem już o rzut kamienia od wzgórza, gdy okazało się, że droga jest ślepa i dalej przejechać się nie da. Wróciłem się więc, i zaatakowałem ulicami Pod Pomnikiem i Zolla, tu jednak przegapiłem właściwy skręt, potem skręciłem nie tam gdzie trzeba i dopiero kolejne podejście zaprowadziło mnie pod pomnik.
W 1915 władze Krakowa doceniając wagę wydarzeń na wzgórzu Kaim postawiły w tym miejscu okazały obelisk upamiętniający zatrzymanie marszu armii carskiej. Niestety obecnie to miejsce kompletnie nie jest doceniane, trudno tu trafić, teren wokół pomnika jest zarośnięty, a sam pomnik zdewastowany. Kilka lat temu był remont, ale miejscowi wandale zdążyli już pomnik zniszczyć. W roku 2014 obchodzimy setną rocznicę tych wydarzeń, powstał Szlak I wojny, koło pomnika postawiono stosowne tablice, ale samego pomnika nikt jakoś nie chcę remontować:(

Wszystko co miałem zobaczyć, zobaczyłem, ruszyłem więc w drogę powrotną do domu, żeby jeszcze trochę przedłużyć trasę w Węgrzcach Wielkich skręciłem na Grabie i do Niepołomic wjechałem od strony strefy przemysłowej.

Wycieczka dość udana, tempo nie najgorsze, choć byłoby na pewno lepiej, gdybym nie błądził pod wzgórzem Kaim.