Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Po górkach

Dystans całkowity:12896.04 km (w terenie 1568.70 km; 12.16%)
Czas w ruchu:673:49
Średnia prędkość:19.14 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma podjazdów:133342 m
Maks. tętno maksymalne:189 (101 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:94371 kcal
Liczba aktywności:325
Średnio na aktywność:39.68 km i 2h 04m
Więcej statystyk

Powerade Maraton MTB w Zabierzowie

Niedziela, 15 maja 2011 | dodano:15.05.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, zawody
  • DST: 26.97 km
  • Teren: 20.00 km
  • Czas: 01:58
  • VAVG 13.71 km/h
  • VMAX 44.76 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • Podjazdy: 510 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Powerade Maraton MTB w Zabierzowie - mega ciężki, warunki ekstremalne, padało, błoto na całej trasie - ostatecznie 145 miejsce, 40 w kategorii M2 słabo ale całkiem nie mogłem sobie poradzić z tą trasą przy takiej pogodzie. Skala trudności trasy w takich warunkach pogodowych została oceniona na 4+ na 6.

Zacznijmy jednak od początku - to był mój pierwszy maraton MTB, wiedziałem że trasa raczej nie będzie łatwa, a od kilku dni wszystkie prognozy pogody straszyły kiepską pogodą, ale dziś rano wstałem i pogoda była w miarę więc postanowiłem jednak spróbować. Parę minut po 8 byłem już w Karniowicach gdzie startował maraton, zapłaciłem otrzymałem numer startowy z chipem i zacząłem się przygotowywać do startu. W tym momencie pogoda była jeszcze nie najgorsza co prawda było pochmurno ale nie wiał wiatr i nie padało. O godzinie 10 wystartował dystans GIGA i w tym momencie zaczęło siąpić - porobiłem kilka fotek i wróciłem do samochodu. O 11 wystartował dystans MEGA w który brały udział m.in 2 reprezentantki Polski w MTB - A. Szafraniec i M. Sadłecka. Po sfotografowaniu startu ruszyłem do sektorów - start dystansu MINI zaplanowany był na 11:15.

Ustawiłem się na końcu - stwierdziłem, że nie będę się pchał a jak będę miał siłę kogoś wyprzedzić to na 25 km jeszcze będę miał czas. To był chyba jednak błąd bo zaraz po starcie był podjazd pod górę wąską asfaltową drogą musiałem się tam przebijać, a gdybym był z przodu to miałbym szansę wyskoczyć do przodu i może skończyłbym zawody wyżej. Jednak byłem na końcu więc na pierwszym podjeździe minąłem naprawdę sporo osób, choć było to trudne bo musiałem czekać na jakąś lukę aby przebić się wyżej. Gdy wyjechaliśmy na szutrową drogę wzdłuż ściany lasu było już luźniej i jeszcze wyprzedziłem parę osób. Czułem się dobrze i pomyślałem sobie że może nie będzie tak źle. Po dość długim podjeździe przyszedł czas na zjazd droga prowadziła stromo w dół wąską leśną ścieżką. Momentami było naprawdę niebezpiecznie bo po bokach ścieżki pojawiały się dość głębokie jary. Na jednym z takich miejsc o mało nie wypadłem z trasy i zacząłem od tego miejsca zdecydowanie bardziej uważać. Stwierdziłem też że nie umiem zjeżdżać, wiele osób które machnąłem pod górę teraz mnie wyprzedzało. Zjazd zmęczył mnie zdecydowanie bardziej niż podjazd, a po kawałku wypłaszczenia zaczął się najtrudniejszy podjazd na trasie. Stroma droga przez las, padało już na całego, trasa śliska po kilkuset metrach zsiadłem z roweru zacząłem prowadzić, tak zresztą zrobili wszyscy, który jechali przede mną. Prowadziło się też bardzo źle, było stromo i ślisko, podjazd był dość długi. Po zakończeniu najtrudniejszego odcinka podjazdu jechaliśmy wzdłuż ściany lasu. Tu dopiero było widać, jak zła jest pogoda - zaczęło ostro wiać i mimo że trasa była już prawie płaska jechało mi się bardzo ciężko. Właśnie tym momencie zaliczyłem mega kryzys, ledwo kręciłem i zacząłem się zastanawiać jak dojadę to mety - na liczniku miałem dopiero około 10 km. Po chwili przejechałem przez rozgałęzienie tras - mini prowadziła otwartym terenem przez pola, po odcinku ciężkiej jazdy dojechałem do bufetu. Tu zrobiłem mały postój zjadłem kilka owoców, napiłem się powerada, uzupełniłem bidon i ruszyłem dalej.



Droga wiodła otwartym terenem lekko pod górę, jechało się bardzo ciężko bo ścieżka zamieniła się błotną ślizgawkę i raz za razem zaliczałem jakiś uślizg koła. Jednak w końcu dojechaliśmy do asfaltu, który przez jakiś czas wiódł mocno pod górę ale po około kilometrze rozpoczął się zjazd. Na asfalcie szło mi znacznie lepiej, zarówno na podjeździe jak i na zjeździe. Pędziłem szybko w dół, ale w pewnym momencie trasa zjeżdżała z asfaltu w polną drogę, początkową wiodącą w dół, ale po chwili nastąpił zakręt i zaczęła się jazda wyboistą ścieżką po płaskim. Mimo iż teren był płaski wspominam ten odcinek jako jeden z najtrudniejszych na trasie - droga mega błotnista i strasznie nierówna, mocny wiatr w twarz. W pewnym momencie przed sobą zauważyłem gościa w koszulce ENION postanowiłem za nim pogonić, jednak nie mogłem się zbliżyć po chwili patrzę gościu zsiadł z roweru i prowadzi, ja jadę ale jakoś nie specjalnie go doganiam - na liczniku 7 km/h. Po chwili spróbowałem trochę spaceru, ale po kilku metrach stwierdziłem, że jednak jadę - przed końcem delikatnego wzniesienia w końcu zbliżyłem się do gościa on wsiadł na rower i zaczął znowu uciekać - zaczęły się zjazdy. Na zjazdach ENION zaczął się oddalać więc pogoniłem za nim, początkowo zjazd był dość szeroki, ale po chwili znowu zamienił się w wąska ścieżkę. Po chwili wypłaszczenia znów wjechaliśmy w las i patrzymy mega stromo w dół - stoją porządkowi i mówią, że bardzo ślisko - zaczęliśmy prowadzić rowery - ledwo udało się zejść. Dalej na rower i znowu w dół, ENION zjeżdżał odważniej i znowu mi trochę uciekł - doszedłem go na wypłaszczeniu i po chwili znowu zaczął się zjazd. Po kilkuset metrach niespodzianka przez drogę płynie sobie rzeczka - na przeprawie minęliśmy kogoś, za rzeczką dalej w dół. Gościu w koszulce ENIONA przewrócił się na śliskim uskoku minąłem go ale nie dawał za wygraną, na kolejnej rzeczce ja przeprawiałem się bokiem on zasadził przez wodę i znowu był przede mną. Cały czas byliśmy na zjeździe, minęliśmy jeszcze 3 potoki, pierwszy zaliczyłem przez wodę, ale na kolejnych przejeżdżałem po betonowych płytach, ENION ryzykował przez wodę i znowu mi uciekł. W pewnym momencie dogoniliśmy jakiegoś faceta, który nie chciał się dać wyprzedzić. Najpierw nastąpiło wypłaszczenie, potem lekko pod górę i wyjechaliśmy z Doliny Kobylańskiej i porządkowi mówią, że już nie daleko - proszę sobie jechać prosto rzeczką. Byliśmy w trójkę, obok rzeczki poprowadzony był chodnik z betonowych płyt, ale my mieliśmy jechać rzeczką, więc przez jakieś 500-600 metrów brnęliśmy korytem potoku. ENION uciekł na jakieś 100 metrów, drugi facet z na początku miał problem i trochę został ale po chwili ekspresem mnie wyprzedził. Po wyjeździe z potoku byłem więc trzeci. Do mety prowadził asfaltowy podjazd na początek minąłem biegnącego już po górę faceta, który wyprzedził mnie w potoku i zacząłem się zbliżać do ENIONA - widziałem już miasteczko z metą. Na asfalcie brakło mi do niego może 10 metrów, ale nastąpił nieoczekiwany skręt pomiędzy barierkami do miasteczka, ENION zjechał na trawę i ruszył alejką do mety w tym miejscu zrozumiałem, że już go niedogonie. Mój oficjalny czas to 1:58:24 miejsce 145.

Teraz moje wrażenia - było strasznie trudno, nie umiem zjeżdżać, mój rower nie jest najlepszym sprzętem na takie trasy (za wąskie gumy - 1.95). Na mecie byłem mega zmęczony i strasznie brudny. Ostatnie 5 kilometrów jechałem z poluzowanym siodełkiem, ale walczyłem z ENIONem więc nie było czasu poprawić. Chyba nie będzie ze mnie kolarza MTB, zawody na orientacje bardziej mi odpowiadają. Druga sprawa, że moja forma nie była najlepsza, ogólnie jestem nie zadowolony z wyniku. Uważam, że powinienem pojechać o co najmniej 10 minut szybciej. Przegrałem m.in. z gimnazjalistami z klubu UKS Krzywaczka - oni pewnie ostro trenują, ale mimo wszystko to lekki obciach. Trzeba więc mocno pracować, żeby w sierpniu w Krakowie było lepiej, choć jak mówiłem tego typu zawody raczej nie staną się podstawą mojego rowerowania.

Galeria wycieczki


Rajd papieski Łapanów - Niegowić

Sobota, 14 maja 2011 | dodano:14.05.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim
  • DST: 47.24 km
  • Czas: 02:58
  • VAVG 15.92 km/h
  • VMAX 55.34 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 482 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wraz z kuzynem żony i jego synem wybraliśmy się na coroczny rajd papieski z Łapanowa do Niegowici. Tempo wolne - wycieczka turystyczna:)

Z Łapczycy ruszyliśmy około godziny 8:10 do Wieńca jechaliśmy po płaskim, a następnie skręt w prawo i podjazd do Jaroszówki - w tym miejscu momentami trzeba było czekać na najmłodszego uczestnika naszej wyprawy. Zjeżdżając z Klęczan do Łapanowa minęliśmy idącą pod górę pierwszą grupę pieszą z PSP Łapanów - wyszli przed czasem bo rajd wystartował jakieś pół godziny później. Gdy dojechaliśmy pod szkołę w Łapanowie właśnie robiono pamiątkowe zdjęcie na które się nie załapaliśmy. Później wszyscy przemaszerowali do kościoła w Łapanowie na wspólną modlitwę po której nastąpił oficjalny start rajdu i pierwsze grupy ruszyły na start. Ja w między czasie sfotografowałem jeszcze drewniany kościół w Łapanowie.
Moi współtowarzysze wycieczki postanowili pod górę w Klęczanach udać się na piechotę, więc ja pojechałem jeszcze na pobliski cmentarz na którym znajdują się dwie kwatery cmentarza wojennego z okresu I wojny światowej. Po jakiś 10 minutach wróciłem pod kościół do miejsca skąd startował rajd - zaznaczyłem waypointa w gpsie i ruszyłem w pogoń za pielgrzymami.

Po dosłownie kilku minutach dogoniłem ostatnie grupy pielgrzymki w który szli moje towarzysze wycieczki - chwilę pojechałem koło nich ale zdecydowałem, że tempo wycieczki pieszej jest zdecydowanie nie dla mnie, więc ruszyłem pod górę powoli mijając kolejne grupy. Były z tym pewne problemy bo młodzież oczywiście lazła całą drogą, ale po kilku minutach byłem już przed grupami pieszymi. Wcześniej na trasę ruszyli też rowerzyści, część z nich udało mi się dogonić po trasie, ale do większości miałem za duże straty. W Niegowici zameldowałem się więc około godziny 11, odwiedziłem i sfotografowałem kościół, a później wróciłem się na początek wioski pod figurę Ojca Pio i czekałem na resztę mojej wycieczki. Później wszyscy udaliśmy się pod kościół w Niegowici na piknik z kiełbaską. Mniej więcej o godzinie 12 zdecydowaliśmy, że nie czekamy na losowanie nagród i jedziemy do Łapczycy.

Do domu udaliśmy się trochę na około przez Cichawę, Książnice, Chełm i dalej Górnym Gościńcem do Łapczycy. Wycieczka udana, pogoda piękna, jazda może nie zbyt szybka ale jak na wycieczkę turystyczną było bardzo przyjemnie. Cieszę się, że wycieczka się udała bo w końcu dla niej zrezygnowałem z Scandia Lang Team Maraton w Krakowie - na drugi dzień miałem się wybrać natomiast na Powerade Maraton do Zabierzowa.

Galeria wycieczki


Na grodzisko w Chrostowej

Wtorek, 10 maja 2011 | dodano:10.05.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie
  • DST: 28.22 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 01:32
  • VAVG 18.40 km/h
  • VMAX 51.72 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 385 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na stronie w.republika.pl/bochenskie znalazłem wiadomość o średniowiecznym grodzisku znajdującym się w Sobolowie, gdy zacząłem przeszukiwać stronę dokładniej dowiedziałem się, że w okolicy dorzecza Stradomki znajduję się więcej obiektów tego typu. Postanowiłem więc odwiedzić nieodległe od siebie grodziska w Chrostowej i Sobolowie - jak się później okazało plan był nie do zrealizowania tak krótkim czasie.

Na początek ruszyłem do Stradomki postanowiłem po jechać pagórkowatą drogą przez Nieszkowice Małe i podjechać wzgórze do Buczyny na którym kilka razy ustanawiałem rekordy prędkości - jadąc oczywiście w dół w górę jechałem po raz pierwszy. Podjazd okazał się bardzo bardzo wymagający, droga prowadzi cały czas prosto pod górę i aż do skrzyżowania z drogą na Grabinę jest to podjazd bardzo stromy (z 223 m npm na 290 m npm śr. nachylenie 8,6), później jadąc w stronę wzgórza Borek wjeżdżamy aż na wysokość 322 m npm ale końcówka nie jest już taka trudna. Miałem w planie odwiedzić widokowe wzgórze Borek o którym informacje można znaleźć w sieci, ale trafiłem na tabliczkę informującą o tym, że wchodzę na teren prywatny, więc postanowiłem nie ryzykować:( - szkoda bo liczyłem na piękne widokowe zdjęcia.

Do Stradomki prowadzi mega stromy i ciasny zjazd, musiałem ostro hamować, bałem się jechać na maxa wąską dróżką między domami. Od Stradomki do Chrostowej prosta droga, sfotografowałem z daleka wzgórze Borek, widać prowadzą na szczyt stromą ścieżkę z drugiej strony wzgórza, ale zdecydowanie nie jest to droga na rower. Po dojechaniu do miejscowości Chrostowa, drogi prowadzą na prawo i lewo ale ja pojechałem prosto ścieżką w las. Chciałem wyjechać na grodzisko rowerem ale do tego to musiałbym chyba kręcić przynajmniej jak Maja Włoszczowska, musiałem więc kilka razy zsiadać z roweru i pchać pod górę stromą leśną ścieżką. Na forum eksploratorzy.com.pl znalazłem rady, że grodzisk na zalesionych wzgórzach należy szukać późną jesienią lub wręcz w zimie bo wtedy wyraźnie widać założenia grodziska. Faktycznie teraz już drzewa wyraźnie się zazieleniły i ciężko znaleźć właściwe miejsce. Dotarłem na szczyt cypla wkoło widziałem ślady wałów obronnych i chyba byłem na właściwym miejscu, ale na pewno wybiorę się tu jeszcze gdy liści już nie będzie. Z grodziska pojechałem ścieżką leśną do miejscowości Kamyk i tu zjechałem bardzo ostrym zjazdem do drogi z Łapanowa do Sobolowa w dolinie Stradomki. Na przeciwległym wzgórzu po drugiej stronie rzeki wyraźnie widziałem miejsce w którym należy szukać grodziska w Sobolowie, ale było już dość późno, więc szybki tempem ruszyłem do domu płaską drogą prowadzącą doliną Stradomki do drogi wojewódzkiej i dalej drogą wojewódzką do Łapczycy.

Więcej informacji o grodzisku w Chrostowej można znaleźć na stronie www.republika.pl/bochenskie z tej strony pochodzi też rekonstrukcja zamku wg Krzysztofa Moskala. Źródło: K. Moskal, Zamki w dziejach Polski i Słowacji, cz.I, Nowy Sącz 2005. Strona o ziemi bocheńskie autorstwa Pana Paproty to wielka "encyklopedia" wiedzy o Bochni i okolicach - śledzę ją od dawna i wszystkim polecam.

Wycieczka znowu nie do końca udana, nie odwiedziłem wzgórza Borek i zaliczyłem tylko jedno z dwóch grodzisk. Znowu czułem dość mocny ból nóg, co zdarzyło mi się również w poprzednim tygodniu podczas wycieczki na Zonię. Mam nauczkę, że wyjazdy w poszukiwaniu grodzisk znajdujących się na ciężko dostępnych leśnych wzgórzach zajmują naprawdę sporo czasu, więc od dziś będę planował tylko jedno grodzisko na jedną wycieczkę no chyba, że wybiorę się na wycieczkę pół dniową.

Galeria wycieczki


Premie górskie - Czyżyczka i Zonia

Piątek, 6 maja 2011 | dodano:06.05.2011 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
  • DST: 32.29 km
  • Czas: 01:35
  • VAVG 20.39 km/h
  • VMAX 61.70 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 505 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W ramach treningu przed sobotnią Familiadą Rowerową w Zabierzowie postanowiłem podjechać w dwa poważne podjazdy na Czyżyczke - 350 m npm i Zonia 400 m npm. Na wycieczkę wybrałem się na crossie co dodatkowo utrudniało i tak strome podjazdy. Zaraz po starcie podjazd w Gierczycach na Czyżyczkę, niestety bez rozgrzania nóg ten podjazd jest strasznie trudny, a ja dotarłem do niego zaledwie po 2,5 km jazdy. Męczył się strasznie ale jakoś podjechałem punktu szczytowego po asfalcie (350 m npm) na sam szczyt wzgórza nie wjeżdżałem. Dalej był zjazd do Zawady, tu niestety źle sobie skręciłem i kawałek musiałem się wrócić ale już po chwili atakowałem kolejny podjazd przez Wola Nieszkowską do Zonii. Podjazd ten charakteryzuje się odcinkami bardzo stromy i wypłaszczeniami - takie ukształtowanie co prawda daję miejsce na odpoczynek ale sprawia również, że odcinki wiodące pod górę są bardzo trudne - choć stosunkowo krótkie.

Niestety na podjeździe pod Zonię poszła mi szprycha w tylnym kole - zdecydowałem się jechać dalej, ale rower jak najszybciej muszę oddać do serwisu. Zanim dojechałem na szczyt wzgórza w Zonii (400 m npm) zatrzymałem się jeszcze na cmentarzu z okresu I wojny nr 341 - Zonia. Po sesji zdjęciowej podjechałem ostatnie metry podjazdu - od cmentarza to już dość łatwy odcinek - następnie bardzo stromym zjazdem popędziłem w kierunku Sobolowa.

W Sobolowie sfotografowałem drewniany kościół i następnie udałem się na cmentarz parafialny na którym znajduję się cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 339 - tu również krótka sesja zdjęciowa po której ruszyłem w kierunku domu. Pojechałem drogą wzdłuż rzeki Stradomki była to dla mnie droga nowa bo wcześniej jeździłem drogą główną, ale ta jest zdecydowanie lepsza na rower - praktycznie zero ruchu.

Drogę do domu utrudniłem sobie jeszcze pagórkowatą trasą przez Nieszkowice i przejazdem przez Siedlec na Górny Gościniec i dopiero tą trasą do domu. Wycieczka nie do końca udana - zerwałem szprychę w rowerze i na dodatek forma była kiepska. Na podjazdach strasznie bolały mnie mięśnie nóg i trochę się bałem, że zaraz złapie mnie skurcz, ale na szczęście jakoś przejechałem całą trasę. Jazda crossem na 28 calowych kołach i przy braku takich niskich przełożeń jak w rowerze górskim pod takie podjazdy jak Czyżyczka czy Zonia na pewno nie jest najłatwiejsza, ale przecież 2 lata temu jeździłem tylko na crossie i dawałem rady nawet pod większe górski. Trzeba więc ostro trenować żeby powrócić do szczytowej formy.

Galeria wycieczki


Rekonesans w Klęczanach

Piątek, 29 kwietnia 2011 | dodano:29.04.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie
  • DST: 32.83 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 01:25
  • VAVG 23.17 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 347 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd do Klęczan w celu zbadania wysokości wzgórza przez które będzie przejeżdżał Rajd Papieski w dniu 14 maja. Podjeżdżałem co prawda z innej strony, ale zjazd już wykonałem zgodnie z trasą rajdu.

Z Łapczycy ruszyłem w kierunku Gierczyc drogą wojewódzką, miałem jechać płaską trasą aż do Dąbrowicy, ale zdecydowałem się spróbować pagórkowatej drogi przez Nieszkowice Małe. Kilka razy jechałem tą drogą ale w przeciwnym kierunku i muszę powiedzieć, że jazda tą stronę wcale nie jest trudniejsza. Od Nieszkowic już po płaskim przez Stradomkę aż do Dąbrowicy, tu przed szkołą skręciłem w prawo, droga przez Wieniec w kierunku Jaroszówki od razu zaczęła się piąć pod górę, początek podjazdu był na wysokości 216 metrów a koniec na wysokości 345, więc trochę się trzeba było pomęczyć. Początek podjazdu, jest stosunkowo łatwy, ale im bardziej zbliżamy się do Klęczan tym ciężej trzeba kręcić pod górę. Najtrudniejszy odcinek to ostatnie kilkaset metrów przez las. Zatrzymałem się pod kapliczką znajdującą się na skrzyżowaniu z drogą do Klęczan, przy której mamy tablicę informującą o wytyczeniu szlaku papieskiego z Niegowici do Łapanowa. To właśnie w tym miejscu kończy się podjazd na szlaku i zaczyna zjazd do Łapanowa lub Niegowici w zależności z której strony rajd startuję. W tym roku start rajdu wyznaczono w Łapanowie.

Po krótkiej przerwie ruszyłem w dół drogą przez Klęczany w kierunku Niegowici, kiedyś podjeżdżałem tę górkę z drugiej strony i muszę stwierdzić, że zjazd jest dużo bardziej przyjemny:) Długość zjazdu to jakieś 2,5 kilometra i dojeżdżamy do mostu na Rabie, z tego miejsca prowadzi już prosta droga przez Marszowice do mety rajdu w Niegowici. Ja jednak pojechałem szutrową a potem betonową drogą przez żwirownie do Nieznanowic, po drodze postanowiłem, że odwiedzę jeszcze Kopiec Dąbrowskiego w Pierzchowie. W tym celu musiałem wyjechać na drogę wojewódzką a po 2 kilometrach skręciłem w prawo na Pierzchów. Pod kopcem zrobiłem krótką sesję zdjęciową:) i ruszyłem do domu przez Pierzchów, Książnice, Siedlec tu jak zwykle zaliczyłem krótki ale stromy podjazd na którym często ostatnio trenuję i po przejechaniu drogi nr 4 wyjechałem na Górny Gościniec, którym dotarłem do Moszczenicy i dalej koło starej kopalni do domu.

Wycieczka udana, po drodze jeden większy podjazd przez Jaroszówkę do Klęczan i kilka mniejszych pagórków, jazda na crossie dość szybka, mimo że momentami miałem lekko pod wiatr.

Galeria wycieczki


Łapczyca - Niepołomice - Suchoraba - Niegowić - Łapczyca

Wtorek, 26 kwietnia 2011 | dodano:26.04.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 50.63 km
  • Teren: 2.50 km
  • Czas: 02:24
  • VAVG 21.10 km/h
  • VMAX 55.01 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 417 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka do Niepołomic najkrótszą drogą, powrót przez Staniątki, Zagórze, Suchorabę (cmentarz 376), Czyżów, Szczytniki, Cichawę (cmentarz 333), Niegowić (cmentarz 335), Pierzchów, Książnice do Łapczycy.

Wycieczka miała na celu spalić zbędne kalorię, których na pewno sporo zarobiłem w święta. Planowałem nawet dłuższą wycieczkę do Myślenic, ale zapowiadali deszcz, więc stwierdziłem, że pojadę tylko do Niepołomic. Rano było zimno i mglisto, mimo to o godzinie 8:40 już pedałowałem w kierunku Niepołomic. Po 45 minutach byłem już na kawie u mojego kolegi na Rynku w Niepołomicach. Później jeszcze pojechałem do serwisu rowerowego bo miałem wrażenie, że zamontowali mi trochę za krótki łańcuch. Poprawki trwały jakieś 30 minut, później pojechałem do domu rodzinnego, gdzie uzupełniłem bidon i ruszyłem w drogę powrotną, postanowiłem jechać jednak na około.

Najpierw pojechałem do Staniątek i dalej przez Zagórze pod cmentarz wojenny nr 376 w Suchorabie. Podjazd pod cmentarz dość mocno mnie zmęczył - forma po świętach wyraźnie spadła. Na cmentarzu zrobiłem krótki postój, zauważyłem że miejscy urzędnicy umieścili przy cmentarzu tabliczkę z opisem cmentarza pochodzącym mojej strony www - oczywiście nie zapytali czy mogą nie ładnie. Dalej przez Czyżów i Szczytniki dojechałem do Cichawy gdzie znajduję się cmentarz nr 333 - malowniczo położony wśród łąk i pól. Droga do cmentarza prowadziła niestety przez świeżo zaorane pole, więc buty miałem całe w błocie. Kolejny postój to Krakuszowice, gdzie zrobiłem kilka fotek Kopca Krakusa - tajemniczą historię tego miejsca opisywałem w roku ubiegłym, więc zapraszam do archiwum. Z Krakuszowic zjazd do Niegowici i postój najpierw na cmentarzu parafialnym, gdzie znajduję się kwatera z I wojny nr 335 i później pod kościołem. Pod szkołą w Niegowici ma finiszować Rajd Papieski z Łapanowa zaplanowany na dzień 14 maja w którym planuję wziąć udział z żoną.

Z Niegowici ruszyłem do domu najkrótszą drogą, a więc drogą 967, jazda drogą główną była niestety mało przyjemna, ale po pokonaniu 10 kilometrów pod wiatr dojechałem do domu. Wycieczka bardzo udana, forma trochę słabsza niż przed świętami, ale nie było źle.

Galeria wycieczki


Do Chełmu

Niedziela, 24 kwietnia 2011 | dodano:24.04.2011 Kategoria 0-20 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 8.88 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 00:36
  • VAVG 14.80 km/h
  • VMAX 47.99 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 149 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd z 9 letnim synem kuzyna mojej żony - tempo więc było 9 latka. Krótka wycieczka na trasie Łapczyca - Chełm i z powrotem. W Chełmie postój na wzgórzu Grodzisku.

Galeria wycieczki


Do Brzeźnicy

Niedziela, 24 kwietnia 2011 | dodano:24.04.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 26.30 km
  • Czas: 01:25
  • VAVG 18.56 km/h
  • VMAX 65.90 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 486 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka pod drewniany kościół w Brzeźnicy, po drodze kilka męczących podjazdów.

Po przedpołudniowym wyjeździe do Chełmu postanowiłem tym razem jechać w drugą stronę przez Bochnie do Brzeźnicy, gdzie znajduję się zabytkowy - drewniany kościół. Pojechałem na rowerze górskim i na początek miałem do pokonania jak zwykle trudny podjazd pod Górny Gościniec. Na podjeździe zawiodła przerzutka i nie mogłem wrzucić na najmniejsze przełożenie z przodu, mimo tego jakoś wytargałem pod stary kościół w Łapczycy. Tu musiałem się zatrzymać i trochę podregulować przerzutkę. Dalej jazda w do Bochni i podjazd z Rynku ulicą Konfederatów Barskich w stronę Brzeźnicy, jest to dość długi podjazd trzymający stałe nachylenie, ale da się go podjechać bez większych problemów. Dalej trochę po płaskim gdzie zrobiłem kilka fotek drewnianym rzeźbom w pracowni pana Migdała i zjazd pod drewniany kościółek w Brzeźnicy. Gdy dotarłem na miejsce kościół był w zasadzie pusty, trwała warta strażacka nad Grobem Bożym - do mszy wieczornej została jeszcze godzina. Porobiłem zdjęcia i powrót w kierunku Bochni.

Na początek podjazd na wzniesienie z którego wcześniej zjechałem - jakieś 60 metrów w górę w nagrodę później zjazd w kierunku Bochni. Po drodze jeszcze krótki postój przed cmentarzem żydowskim na ulicy Krzeczków w obrębie którego znajduję się kwatera żołnierzy z okresu I wojny, cmentarz niestety jak zwykle był zamknięty więc naniosłem tylko pozycję i na GPS i ruszyłem dalej. W Bochni najpierw postój pod kościołem św. Mikołaja przy którym znajduję się zabytkowa drewniana dzwonnica w zasadzie jej wierna kopia z lat 90 tych XX wieku, bo pierwotna dzwonnica została zniszczona w pożarze. Dalej pojechałem na osiedle Niepodległości z którego Górnym Gościńcem miałem wrócić do domu, ale zatrzymałem się jeszcze pod kaplicą św. Rozalii i przypomniałem sobie, że kiedyś słyszałem, że na cmentarzu św. Rozalii znajdują się krzyże charakterystyczne dla cmentarzy z I wojny - postanowiłem więc się dam udać. Krótki ale stromy podjazd ulicą Windakiewicza i po chwili byłem na miejscu.

Cmentarz Komunalny św. Rozalii - to stary cmentarz trochę nie pasujący do osiedla z epoki PRL, daty na grobach pochodzą głównie z I połowy XX wieku, w internecie znalazłem informacje, że cmentarz był czynny w latach 1911-67, więc nowych grobów tam nie znajdziemy. Jednak cmentarz ma na pewno ciekawy klimat, jest mocno porośnięty drzewami i w zasadzie nie widać, że znajdujemy się na blokowisku. Pierwszy krzyż charakterystyczny dla zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych znajduję się na prawo od bramki wejściowej. Na krzyżu znajduję się współczesna tabliczka Podchor. Franciszek Sudel żył lat 23, nie ma żadnej informacji o dacie śmierci. Drugi krzyż co do którego mam podejrzenia, że może pochodzić z zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych znalazłem w samy środku cmentarza, jest na nim tabliczka jakiejś kobiety, która zmarła w latach 40 XX wieku. Taki krzyż widziałem na którymś z cmentarz z I wojny, choć nie mogę sobie przypomnieć gdzie to było. W końcu przy alejce prowadzącej na wprost od bramki znajduję się kwatera i pomnik żołnierzy, którzy polegli w Bochni w dniach 5-6 września 1939 roku w ramach tej kwatery znajdziemy kolejne trzy krzyże z cmentarzy I wojny. W tym miejscu pozostaję postawić pytanie, czy krzyże te tak się spodobały, że postanowiono zrobić takie same i ustawić w kwaterze żołnierzy z II wojny czy też uznano, że żołnierzom poległym na frontach Wielkiej Wojny są już nie potrzebne i zwyczajnie je ukradziono z któregoś z cmentarzy. Na razie to pytanie zostanie bez odpowiedzi.

Po obejrzeniu cmentarza św. Rozalii pojechałem do Łapczycy, gdzie zrobiłem jeszcze krótki postój pod zabytkowym kościołem i odbudowaną drewnianą dzwonnica. Ostatni odcinek to droga do domu, trochę na około żeby wydłużyć sobie wycieczkę.

Galeria wycieczki


Niedziela Palmowa w Lipnicy Murowanej

Niedziela, 17 kwietnia 2011 | dodano:17.04.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 48.90 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 02:37
  • VAVG 18.69 km/h
  • VMAX 62.30 km/h
  • Temp.: 13.0 °C
  • Podjazdy: 867 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mimo zmęczenia po Odysei postanowiłem wybrać się dziś Lipnicy Murowanej na słynny w całym kraju Konkurs Palm Wielkanocnych. Do Lipnicy wybrał się również Prezydent Komorowski co niestety mocno sparaliżowało możliwość zwiedzania tego miejsca. Na szczęście zabytki Lipnicy widziałem już kilka razy, a dziś pooglądałem sobie Palmy. W drodze powrotnej odwiedziłem leśny rezerwat Kamień Grzyb i Zamek Kmitów i Lubomirskich w Nowym Wiśniczu.

Ruszyłem o godzinie 9 rano w kierunku Gierczyc do Nowego Wiśnicza zamierzałem pojechać przez Gierczyce, Zawadę i Olchawę. Podjazd pod Czyżyczkę na Crossie okazał się strasznie trudny, już chyba zapomniałem jak to jest ciągnąć pod dużą górę nie mając przełożeń roweru górskiego. Na szczęście mimo braku mocy, wytrzymałości wystarczyło żeby na najlżejszym przełożeniu wciągnąć pod górę. Dalej zjazd do Zawady i krótki ale mega ciężki podjazd pod Olchawę, ledwo ale dałem radę. Przed Wiśniczem, jeszcze sztywny podjazd na rynek i chwila postoju w celu regeneracji sił przed dalszą drogą.

Po chwili ruszyłem przez Leksandrową do Lipnicy Murowanej. W dniu dzisiejszym ruch na tej drodze jak na autostradzie, więc jazda nie zbyt przyjemna. Podjazdy ciężkie, więc najlżejsze tryby cały czas użyciu. Na miejsce dojechałem około godziny 10:20. Na runku w Lipnicy tłumy, stanąłem sobie spokojnie w rogu rynku, porobiłem zdjęcia i zaczekałem na poświęcenie palm w którym wziął udział prezydent Komorowski - widać go na kilku zdjęciach. Potem z trudem opuściłem rynek i udałem się pod Pałac Ledóchowskich, którego jakoś nie miałem okazji do tej pory odwiedzić podczas moich wizyt w Lipnicy. Chciałem jeszcze sfotografować kościół św. Leonarda i cmentarz z okresu I wojny, ale na teren nie wpuściła mnie policja, która przygotowywała grunt pod zwiedzanie zabytkowego kościoła przez prezydenta.

W tej sytuacji ruszyłem w drogę powrotną, postanowiłem jeszcze odwiedzić leśny rezerwat - Kamień Grzyb. Po sesji pod kamieniami ruszyłem do Nowego Wiśnicza, gdzie zrobiłem jeszcze postój pod zamkiem, a później na cmentarzu komunalnym na którym znajdują się dwie kwatery z grobami żołnierzy z okresu I wojny światowej. Następnie ruszyłem do domu główną drogą przez Bochnie i Górny Gościniec. W Łapczycy byłem o godzinie 13:30. Wyjazd bardzo udany, trochę brakowało sił po odysei ale pod żaden podjazd nie wymiękłem, mocy nie ma, ale jest wytrzymałość i szybka regeneracja pod wysiłku na podjazdach a to już coś na początek

Galeria wycieczki


Mini Odyseja Miechowska

Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano:16.04.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 37.21 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 02:04
  • VAVG 18.00 km/h
  • VMAX 61.70 km/h
  • Temp.: 14.0 °C
  • Podjazdy: 480 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mini Odyseja Miechowska na trasie turystycznej miejsce 13 ze stratą 38 minut do zwycięzcy i 12 minut do 3 miejsca - mogło być o 4 minuty ale pogubiłem się na samym końcu:)

Zaczęło się o 10:00 przemówieniem Burmistrza Miechowa, ruszyliśmy kilka minut po 10 i to na początek startem honorowym za samochodem wokół rynku w Miechowie samochód wyprowadził nas na drogę w kierunku punktu 1, ale w sumie i tak zamierzaliśmy tak jechać. Zaraz po starcie ostrym robimy skrót po szutrach i wyprzedzamy znaczną część bikerów jadących do 1.

Podjazd do punktu 1 znajdującego się w starym sadzie na wzgórzu - 408 m npm - podjazd z wysokości 300 metrów strasznie mnie zmęczył ale jakoś dałem radę. Do punktu 2 blisko - skrótem przez pola. Z dwójki szybki zjazd do drogi Miechów - Tunel, to właśnie w miejscowości Tunel znajdował się kolejny punkt kontrolny. Dojechaliśmy do stacji w Tunelu i mieliśmy pierwszy dylemat, czy punktu szukać wzdłuż torów czy też nad tunelem:) W końcu jedziemy pod górkę na tunel, w lesie chwilę błądzimy ale po chwili trafiamy na miejsce. Część zawodników podjechała od dołu, ale my wracamy tą samą drogą co przyjechaliśmy co okazało się dobrą decyzją, bo wyprzedziliśmy rywali, którzy poszli w dół wzdłuż torów.

Czwarty punkt jest niedaleko, odnajduję go dość szybko bo zauważamy organizatorów idących na punkt, a podobno były problemy ze znalezieniem tego punktu. Z 4 robimy skrót przez las i po chwili pędzimy do miejscowości Charsznica, gdzie znajduję się punkt 5. Buła wyraźnie się rozgrzał, mieliśmy jechać na lajcie, a tu zaczęło się ostre ściganie do jak najwyższe miejsce:) Punkt 5 ktoś przyczaił za drzewem, ale mi udało się go zauważyć od razu. Do 6 jest stosunkowo blisko, ale tu mała niespodzianka, drogą która mieliśmy jechać jest drogą wewnętrzną zagrodzoną bramą:( jedziemy więc miedzą przez pole, a po chwili ścieżką przez las, którą według naszych wyliczeń miała nas wyprowadzić prosto na punkt. Wyliczenia niestety były błędne, wyjeżdżamy na skraj lasu, a tu pełno zawodników poszukujących punktu - niektórzy mówią, że szukają już 20 minut. Po chwili ktoś krzyczy, że punkt jest na dole, więc jedziemy i szybko podbijamy ostatni punkt.

Od tego punktu kończymy współpracę i zaczynamy się ścigać do mety. Na prostych jakoś się trzymam, jednak na ostatnim podjeździe pod rynek w Miechowie Buła mnie odstawia. Na domiar złego na rynku skręcam w zły skręt - taki fatalny błąd na samy końcu kosztuję mnie 4 minuty straty. Na szczęście przez te 4 minuty nikt więcej nie przyjechał, więc ostatecznie zajmuję 13 miejsce z czasem 2:28. Buła jest 12 z czasem 2:24, za mną jeszcze 32 zawodników w naszej kategorii.

Podsumowując pojechaliśmy nieźle zawody, bez większych błędów nawigacyjnych czy wpadek z wyborem nieprzejezdnej drogi. Buła do 3 miejsca stracił 8 minut, a do 4 ledwie 4. Ja przez fatalny błąd praktycznie na samej mecie straciłem 4 minuty więcej. Forma była niezła, brakowało co prawda trochę siły pod górę, ale z drugiej strony była niezła wytrzymałość w kręceniu młynków na najniższych przełożeniach. Trasa ciekawa i na szczęście dość łatwa - na trudniejszą w stylu jesiennej Odysei chyba na dzień dzisiejszy nie byłoby mnie stać.

Na tej imprezie startowaliśmy jako zdroweceny.pl biketeam - to nasz sponsor na tegoroczne zawody, robimy właśnie koszulki. Najbliższy start planuję w I Maratonie Jurajskim, który odbędzie się 15 maja.

Galeria wycieczki

Zdjęcia nie podpisane moim znakiem zostały zrobione przez organizatorów zawodów - www.bikeholicy.pl