Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Zachodniogalicyjskie cmentarze

Dystans całkowity:4471.26 km (w terenie 404.80 km; 9.05%)
Czas w ruchu:217:54
Średnia prędkość:20.52 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma podjazdów:28606 m
Maks. tętno maksymalne:185 (96 %)
Maks. tętno średnie:146 (77 %)
Suma kalorii:9889 kcal
Liczba aktywności:104
Średnio na aktywność:42.99 km i 2h 05m
Więcej statystyk

Kesze w Chełmie

Sobota, 2 listopada 2013 | dodano:02.11.2013 Kategoria Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie, Po górkach, Geocaching, 0-20 km
  • DST: 11.35 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 00:36
  • VAVG 18.92 km/h
  • VMAX 53.41 km/h
  • Temp.: 12.0 °C
  • Podjazdy: 207 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Ponad tydzień chorowałem, w zasadzie dalej jestem chory, ale dziś postanowiłem się przestawić na leczenie świeżym powietrzem i wybrałem się na krótką wycieczkę, w spacerowym tempie, na poszukiwanie keszy w okolicach Chełmu.
W zasadzie miałem dziś nie iść na rower, bo czuję się jeszcze nie za dobrze, ale pogoda zachęcała więc koło 12 zdecydowałem się wyskoczyć na krótką wycieczkę. Na szybkości zaplanowałem podejście do 3 keszy: Kurhan w Moszczenicy, Cmentarz wojenny 334 w Chełmie i Grodzisko w Chełmie, a na sam koniec miałem jeszcze kesz dodatkowy czyli wizytę w sklepie w Łapczycy:)

Ruszyłem powoli, tempem spacerowy, postanowiłem się nie męczyć za bardzo. Podjazdy w Moszczenicy pokonałem powolutku i po kilku minutach byłem pod kurhanem na granicy Moszczenicy i Chełmu. Chwilę łaziłem po krzakach w poszukiwaniu kesza, ale w końcu stwierdziłem, że sprawa jest beznadziejna, kesz miał leżeć na ziemi, w koło pełno było różnego rodzaju pudełek i butelek - śmieci. Wszystko dodatkowo przykryte gęstym dywanem z liści. Mój GPS jakoś nie mógł się zdecydować gdzie ten kesz się znajduję, więc po paru minutach odpuściłem - mam tylko blisko, więc będzie jeszcze okazja poszukać. Początek więc kiepski 0:1.

Kilkaset metrów dalej na cmentarzu parafialnym w Chełmie, znajduję się cmentarz wojenny nr 334 a na nim kolejny kesz. Miejsce to zwiedzałem wiele razy w związku moim zainteresowaniem cmentarzami wojennymi z I wojny, ale tym razem miałem szukać kesza. Skrzynkę namierzyłem od razu, ale zaglądnięcie do niej wymagało niemałej gimnastyki, w końcu dziś Dzień Zaduszny, na cmentarzu kupę ludzi - spotkałem nawet mojego znajomego z wycieczek rowerowy do Częstochowy organizowanych przez PTTK w Bochni. Artur w te wakacje pojechał na rowerze do Grecji - przygodę ocenił jako bajeczną:) wymięliśmy kilka uwag, no ale kesz czekał. Poczekałem na dogodny moment i skrzynka była moja, kilka fotek wpis i znowu trochę gimnastyki, żeby ją ponownie schować, ale jakoś się udało. Wyrównałem wynik na 1:1.

Trzeci kesz miał się mieścić na Grodzisku w Chełmie - wskazówka "w środku" - pomyślałem więc, że to pewnie w altanie na szczycie. Powolutku sobie podjechałem stromym podjazdem na szczyt grodziska, ale patrzę na GPS i coś nie gra, kesz jest wyraźnie dalej na północ, a więc nie na szczycie. Najpierw wybrałem się na piechotę, ale po chwili spostrzegłem, że to nie tak znowu blisko, a mój rower stoi sobie w najlepsze na szczycie. Wróciłem, więc i zabrałem rower, zjechałem w bardziej ustronne miejsce, zostawiłem rower, wziąłem GPS i w drogę. Punkt jest w miejscu do którego nie łatwo trafić, na szczęście koordynaty są w porządku i po krótkim poszukiwaniu znalazłem, fotka, wpis i ponowne schowanie kesza. Mecz z keszami wygrany 2:1.

Do domu postanowiłem jechać przez Siedlec, a więc na około, w Łapczycy odwiedziłem jeszcze otwarte niedawno Delikatesy Centrum i wróciłem do domu. Czas jazdy podczas tej wycieczki to jakieś 36 minut, ale z poszukiwaniem keszy wyszło sporo ponad godzinę. Jutro jeśli pogoda i zdrowie pozwoli może wyskoczę na małą przejażdżkę i przy okazji poszperam za keszami:)

Jeszcze niedawno zastanawiałem się czy nie powalczyć o 5 tys. km w tym sezonie, ale niestety plany pokrzyżowała mi choroba. Piękny tydzień spędziłem w łóżku zamiast na rowerze, w ten weekend za wiele kilometrów też nie zdobędę, więc o tych 5 tys. mogę zapomnieć. Listopad to już nie miesiąc na jazdę, w tamtym roku przejechałem ledwie 91 km (2 wycieczki), w 2011 - 76 km (2 wycieczki), 2010 - 114 km (4 wycieczki), a w 2009 - 28 km (1 wycieczka) - łącznie przez 4 lata może 300 km, a tu do 5 tys. brakuję mi przeszło 400 km. Realny cel, przy dobrej pogodzie to może 4800 km, a te 5 000 km trzeba będzie odłożyć na przyszłość.

Galeria wycieczki

Zabawa z Geocaching

Środa, 23 października 2013 | dodano:23.10.2013 Kategoria Geocaching, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, 0-20 km
  • DST: 17.97 km
  • Czas: 00:39
  • VAVG 27.65 km/h
  • VMAX 35.55 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 74 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Jestem chory - pełen zestaw przeziębieniowy, boli mnie gardło i leje mi się z nosa. Pogoda jest jednak tak piękna, że nie mogłem sobie odmówić małej przejażdżki, tym bardziej że zainteresowałem się geocaching. Zarejestrowałem się na dwóch portalach i dziś zdobyłem trzy pierwsze kesze:)

Sezon zawodów na orientacje już się chyba dla mnie skończył, więc zainteresowałem się zabawą w poszukiwanie skarbów czyli geocaching. Kiedyś już o takiej zabawie słyszałem, ale ostatnio gdy szukałem jakiś informacji o Duchowej Górze w Lipnicy Murowanej (gdzie znajdował się jeden punktów podczas Galicja Orient), trafiłem na stronę www.opencaching.pl. Zarejestrowałem się w systemie i przeglądnąłem punkty w mojej okolicy, niestety okazało się że nie ma ich zbyt wielu. Zarejestrowałem się więc jeszcze na www.geocaching.pl, stronie będącej polskim odpowiednikiem www.geocaching.com i okazało się, że tam skrzynek w mojej okolicy jest znacznie więcej. Ten drugi system jest co prawda bardziej nastawiony na zysk i na wejście proponuję płatne konto premium, ale do ściągnięcia samych koordynatów punktów wystarczy konto basic.

Na mojejgo GPS - Garmin Dakota 20 pobrałem kilka skrzynek i w drogę. Większość skrzynek czy jak mówią uczestnicy zabawy keszy, znajdowało się w dobrze mi znanych miejscach przy Drodze Królewskiej. Na początek postanowiłem jechać pod leśniczówkę Przyborów, gdzie przy Kapliczce Św. Huberta miał być zlokalizowany kesz z opencaching. Wybrałem ten punkt na początek bo miałem dokładne wskazówki, gdzie się znajduje, więc dla całkowitego debiutanta był to punkt idealny. Do leśniczówki, dojechałem szybko, ze średnią 28,6 km/h, zrobiłem kilka fotek utwardzanych w ostatnich dniach leśnych dróg i zrobiłem nawrót pod kapliczkę. Warto wspomnieć, że kesz trzeba podjąć i odłożyć na miejsce niezauważonym, by nie zdradzić położenia skrzynki, bałem się trochę, że przy ruchliwej Drodze Królewskiej może to być trudne, na szczęście jednak moje obawy okazały się bezpodstawne.

Kesz ma miejscu, wyciągam, otwieram, oglądam, robię wpis i chowam na miejsce. Ustawiam GPS na kolejny punkt czyli Dąb Augusta II (tym razem z geocaching). Dojeżdżam do dębu i szukam, skrzynka ma być mała i magnetyczna, tym razem nie wiem dokładnie gdzie się znajduje, pomagają mi bardzo precyzyjne wskazania GPS. Jest, fajny kesz na magnesiku - bardzo pomysłowe, otwieram, wpis, pakuję na miejsce i jazda do kolejnego punktu.

Trzeci kesz ma się znajdować w pobliżu cmentarza wojennego nr 325 na Sitowcu. Na serwisie geocaching.pl prowadzona jest akcja - Projekt: Zachodniogalicyjskie Cmentarze Wojenne, polegająca na umieszczaniu keszy w pobliżu cmentarzy wojennych z I wojny - super sprawa, szczególnie dla mnie. Podjeżdżam pod cmentarz a tu zonk, w stronę cmentarza zmierza wycieczka szkolna, czy udana mi się podjąć poszukiwania? Na szczęście sam kesz znajduję się dobre kilkadziesiąt metrów od cmentarza, a wycieczka po chwili odchodzi i mogę spokojnie sprawdzić skrzynkę, koordynaty bezbłędne i po chwili mam skrzynkę, fotka, wpis i jazda dalej.

Robi się powoli ciemno, a ja mam w planie jeszcze jeden kesz, na kirkucie żydowskim w Niepołomicach w którego obrębie była kiedyś zlokalizowana kwatera wojenna 328. Dojeżdżam na miejsce, wskazówki mam w miarę dokładne, ale kesza nie ma. Postanowiłem, odpuścić, bo wydawało mi się, że trzeba będzie coś pokopać, a ja nie miałem czym. Gdy wróciłem do domu i jeszcze raz poczytałem o skrzynce dowiedziałem się, że jednak nie trzeba było kopać, tylko dokładniej poszukać, cóż może następnym razem się uda.

Godzina już późna (17:20), robi się ciemno i chłodno, więc trzeba wracać do domu. Dzisiejsza trasa jak na szosówkę, bardzo krótka, ale dziś szukałem keszy, a rower był tylko środkiem lokomocji. Jak na pierwszy raz chyba poszło mi nieźle, namierzyłem 3 z 4 zakładanych na dziś skrzynek:) Wyjazd krótki, ale bardzo udany.

Galeria wycieczki

Do Niepołomic na budowę

Sobota, 12 października 2013 | dodano:12.10.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 35.72 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 01:27
  • VAVG 24.63 km/h
  • VMAX 57.21 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 239 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem do Niepołomic załatwić parę spraw na budowie. Do Chełmu jazda jak zwykle, ponieważ było mi trochę chłodno, więc pod górki cisnę z całej siły, dojazd do Chełmu i zjazd do drogi nr 4. W tym momencie wpadłem do pomysł by do Niepołomic jechać drogami krajowymi, kawałek 4 i potem 75 i przy okazji sprawdzić czy nowa warstwa asfaltu na DK75 jest w końcu równa.

Po DK4 szybko i bez problemów poboczem szosy, w Targowisko skręt na DK75, tu pobocza już nie ma, więc jazda zdecydowanie mniej bezpieczna. Za węzłem autostradowym rozpoczyna się remontowany odcinek drogi, do Szarowa jest jeszcze tylko warstwa podkładowa, ale za wiaduktem kolejowym w Szarowie w stronę Niepołomic w ostatnim tygodniu położono trzecią (chyba już ostateczną) warstwę asfaltu. Mknę więc po nowym asfalcie, jest zdecydowanie równiej niż wcześniej, ale przy skraju jezdni nie jest idealnie. Na DK75 oczywiście mam przeprawy w kierowcami, a w zasadzie z matołami za kółkiem, kilka samochodów mija mnie na gazetę ale to w zasadzie standard, jednak na tym nowym asfalcie za wiaduktem kolejowym mam przygodę specjalną. Jadę sobie na prostej z przeciwka jedzie sobie samochód a zanim drugi - Astra I i nagle ta Astra zaczyna wyprzedzać i oczywiście wymija mnie moim pasem. Pobocza asfaltowego w tym miejscu nie ma, zeskok rowerem na pobocze ziemne jest też trudny, bo nadlany asfalt wystaje dobre 10 cm powyżej gruntu, na szczęście droga była na tyle szeroka, że jakoś się w trójkę zmieściliśmy. Popukałem gościowi w czoło i pojechałem dalej, na szczęście już bez przygód.

W Niepołomicach jeszcze postój w piekarni i u kolegi w rynku na kawę, potem pojechałem na budowę, robota wrę, robią mi elewacje i na domku pojawił się już kolor. Pojechałem jeszcze do Dorbudu kupić kratkę wentylacyjną, ale bez licznika więc tych kilometrów nie wliczyłem do wycieczki.

Tuż przed 13:00 ruszam do domu, wypogodziło się już na dobre i zrobiło się ciepło (rano chłodno i mgła, która utrzymała się do 11), zmieniam więc kurtkę na bluzę i mknę do domu. Po drodze postój w Niepołomicach na cmentarzu parafialnym gdzie fotografuję kwaterę wojskową i potem na cmentarzu w Chełmie gdzie też szybka fotka cmentarza 334.

Wycieczka udana, jazda krajówkami mało bezpieczna ale szybka w Niepołomicach na rynku miałem średnią 25,37 km/h. Z powrotem już trochę wolniej ale średnia i tak wychodzi wysoka.

Galeria wycieczki

Do Nowego Korczyna Bursztynowym Szlakiem

Niedziela, 8 września 2013 | dodano:08.09.2013 Kategoria 100 km i więcej, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 201.21 km
  • Teren: 12.00 km
  • Czas: 08:10
  • VAVG 24.64 km/h
  • VMAX 53.94 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 480 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd do Nowego Korczyna Szlakiem Bursztynowym planowałem od dawna, potem wpadłem na pomysł by pojechać tam i z powrotem i zaliczyć rekordowy dystans. Czas na realizacje przyszedł dziś, zrobiłem Szlak Bursztynowy z Niepołomic do Nowego Korczyna z lekką modyfikacją na zwiedzanie cmentarzy wojennych w sumie wyszło mi 110 km.

Z powrotem miałem wrócić w miarę najkrótszą drogą, ale jak byłem w Szczurowej i miałem na liczniku 147 km, wpadłem na pomysł by spróbować dociągnąć do 200 km:)

No ale od początku, w zasadzie na tą wycieczkę miałem jechać już tydzień temu, ale wtedy lało. W tym tygodniu pogoda był piękna, więc zapadła decyzja, że jadę. Wstałem o godzinie 6:00 patrzę na termometr a tu 4 stopnie, po chwili jednak wychodzi słońce, więc powinno się powoli ocieplać. Około 7:00 jestem już pod domem rodziców w Niepołomicach, muszę jednak pokropić jeszcze balkony, a których w piątek położono wylewkę, więc domu wyjeżdżam dopiero około 7:25.

Na początek jadę pod zamek w Niepołomicach, bo tam rozpoczyna się odcinek Szlaku Bursztynowego Niepołomice - Nowy Korczyn. Tablica pokazuje, że do przejechania jest 89 km, ale od kolegi wiem, że prom w Otfinowie nie pływa, trzeba więc jechać przez Wietrzychowice i do przejechania jest jakieś 98 km. Do trasy zamierzam wprowadzić pewne modyfikacje z myślą o zwiedzaniu cmentarzy pierwszowojennych, więc liczę na dystans trochę ponad 100 km. Pod zamkiem robię fotkę, szukam jeszcze Dębu Papieskiego, których w Polsce posadzono podobno koło 500 i których poszukiwać zamierza Amiga:)

Resetuje liczniki, żeby mieć dystans przejechany po szlaku i w drogę, jest mniej więcej 7:35, już na starcie ponad 30 minut opóźnienia - nie dobrze. Pogoda jest ładna, świeci słońce, na razie nie wieje, ale jest strasznie zimno. Jeszcze zimniej robi się jak wjeżdżam do Puszczy. Na sobie mam krótkie spodenki, koszulkę z długim rękawem, na to koszulkę z krótkim rękawem i jeszcze bluzę, a i tak marznę. Jadę Drogą Królewską, potem wjeżdżam na Żubrostradę, staram się jechać szybko, bo czeka mnie w końcu daleki dystans, ale nie za szybko by nie zajechać się już na początku - tempo w granicach 24-26 km/h. Nie jedzie mi się najlepiej, ale to chyba przez niską temperaturę. Pierwsze 20 km przejeżdżam w czasie 53 minut. Założenie mam takie, żeby robić 20 km na godzinę łącznie z postojami, wtedy zakładany dystans jakiś 170 km powinienem przejechać w 8 godz. 30, planuję też dodatkowe 1 godz. 30 na dwa dłuższe postoje w Nowym Korczynie i w drodze powrotnej.

Po 21 km wyjeżdżam z Puszczy, przekraczam Rabę kładką w Mikluszowicach i kieruję się na Okulice. Na otwartym terenie jest mi trochę cieplej, powoli zbliża się godzina 9:00. Jednak powoli zaczynam też czuć delikatny wiaterek wiejący ze wschodu, a więc mi prosto w twarz - tego właśnie obawiałem się najbardziej. Tablice szlaku fotografuję na wjeździe na Żubrostradę, potem w Mikluszowicach na Górze św. Jana i pod kościołem w Okulicach. Bratucicach szlak skręca na Rudy Rysie, jest jednak znak że 180 metrów dalej jest miejsce wypoczynkowe na szlaku - jadę więc zobaczyć. Faktycznie przy boisku sportowym są ławeczki, informacja o szlaku i nawet toy-toy - nie sprawdzałem czy otwarty.

Jadę na Rudy Rysie, część z 7 km odcinka to droga szeroką szutrówką. Jakoś nawierzchni taka sobie, trochę muszę zwolnić, ale mimo wszystko dość sprawnie dojeżdżam do drogi Brzesko - Szczurowa w Rudych Rysiach. Lekko zbaczam ze szlaku, jadę jeszcze zobaczyć cmentarz wojennych, byłem już na nim podczas wycieczki 2008, ale trochę czasu już minęło, więc jadę zobaczyć czy coś się nie zmieniło. Następnie skrótem koło kościoła ponownie dojeżdżam do szlaku. Tuż za Rudy Rysiami na liczniku przeskakuje mi 40 km, sprawdzam czas - 1:53, więc nadal udaje mi się utrzymywać tempo zgodnie z założeniem. Zaczynają mnie już lekko boleć mięśnie nóg, nie za dobrze przecież to dopiero początek jazdy. Robi się coraz cieplej, niestety coraz wyraźniej czuję wiaterek ze wschodu.

Po kolejnych kilku kilometrach jazdy dojeżdżam do Borzęcina, oglądam cmentarz wojenny i jadę do centrum pod tablicę szlaku i punkt wypoczynkowy. Ściągam bluzę, ale zostawiam sobie jeszcze koszulkę termoaktywną z długim rękawem. W Borzęcinie byłem już w 2008 r., ale wtedy zobaczyłem tylko kościół i cmentarz i pojechałem dalej na Radłów. Tym razem odwiedzam całkiem ładne centrum miejscowości, środkiem miejscowości płynie rzeczka - Uszwica, a po jej obu stronach poprowadzona jest droga. Jadę prawą stroną rzeczki i oglądam przydomowe kapliczki, których jest pełno - szlak kapliczek ciągnie się przez parę ładnych kilometrów.

W końcu dojeżdżam do drogi 964 i widzę drogowskaz na Niepołomice, ja jednak przecinam drogę na wprost i jadę do miejscowości Dołęgi. Na skrzyżowaniu szlak skręca w prawo, jednak 100 metrów dalej jest ciekawy dwór - muzeum, więc jadę zrobić jeszcze kilka fotek. Na zakręcie szlaku są tabliczki, według których powinienem przejechać od zamku w Niepołomicach 50 km, mam trochę więcej, ale byłem dodatkowo na dwóch cmentarzach wojennych. Dalszy odcinek to niespecjalnej jakości szutrówka, na szczęście nie zbyt długa i po kilometrze wyjeżdżam na asfalt. Kawałek po asfalcie, ale za chwilę wjeżdżam w las i czeka mnie kolejnych odcinek po szutrach.

Dobre 3 km męczę się na leśnej drodze o zmiennej nawierzchni, od solidnej ubitej ziemnej drogi, przez drogę wysypaną dużymi kamieniami po piasek. W między czasie na liczniku przeskakuję mi 60 km, cały czas jeszcze trzymam tempo. Z lasu wyjeżdżam niedaleko Wał-Rudy, brak dokładnej tabliczki skrętu i rezultacie jadę w lewo zamiast w prawo. Szybko dostrzegam błąd i zawracam. To właśnie w tym miejscu miałem zmodyfikować szlak do mojej wersji cmentarnej i popędzić asfaltem do Wał-Rudy. Jednak na szlaku zaledwie 1 km od szosy jest pomnik akcji III most. Decyduję się jechać go zobaczyć, muszę przejechać przeszło kilometr po drodze wokół żwirowni, jest piasek potem kamienie, potem znowu piasek, ale już po chwili jestem na miejscu. Pomnik ładny i przede wszystkim dobrze opisany, z tablic informacyjnych możemy się dowiedzieć wszystkiego o akcji III most.

Szlak prowadzi dalej szutrówkami między wyrobiskami żwirowymi, ja mam jednak inne plany, wracam więc tą samą drogą na asfalt i skręcam na Wał-Rudę. Kawałek dalej kolejny pomnik związana z akcją III most, fotka i jadę dalej. Do cmentarza wojennego w Wał-Rudzie droga prowadzi w kierunku południowym, wieje z południowego wschodu, więc jadę częściowo pod wiatr, jednak dość szybko dojeżdżam na miejsce, cmentarz duży i ładny warto go zobaczyć. Po chwili wyjeżdżam znowu na skrzyżowanie z drogą 964 i skręcam na Zabawę, 3 km i jestem pod Sanktuarium bł. Karoliny Kózki, a po chwili pod cmentarzem wojennym. Cmentarz jakiś dziwny nie podobny do innych tego typu obiektów, z początku myślałem nawet że to cmentarz z II wojny, bo jest nawet tablica nagrobna poświęcona zmarłym w 1939 r, ale w sprawdzam w necie i to jest jednak ten obiekt, robię fotki i jadę dalej.

Niedaleko są Biskupice Radłowskiej a nich kolejne cmentarze, jednak moja droga wcześniej skręca w lewo, postanawiam odpuścić te cmentarze, wjeżdżam co prawda za tablicę miejscowości by sfotografować ładny biskupi słup graniczny, który podobno kiedyś oddzielał ziemie biskupów od dóbr rycerskich. W tym miejscu jest też drogowskaz na Radłów - 5 km, to właśnie tam jechałem w 2008 r. robiąc swoją pierwszą setkę w życiu. Ja jednak wracam się na drogę do Wietrzychowic, żeby powrócić na szlak bursztynowy.

Tablicę szlaku widzę ponownie pod kościołem w Zdrochecu, ale na sam szlak nie wjeżdżam wybieram równoległą drogę z lepszym asfaltem, która ma mnie zaprowadzić na kolejny cmentarz wojenny Przybysławicach. Ten cmentarz jest niewielki i wciśnięty między domy, w rezultacie przejeżdżam i nie zauważam go, muszę się wrócić, tym razem jest, kilka fotek i jadę na prom w Pasiece Otfinowskiej. Wiem, że prom jest nieczynny, ale tuż przy wale Dunajca jest kolejny cmentarz, który chcę zobaczyć. Piękny duży, obiekt ale żeby wejść na jego teren, trzeba zejść po wale, bo drogi nie ma.

Prom nie pływa, ale Dunajec trzeba przekroczyć, najbliższy prom w Wietrzychowicach, jadę drogą wzdłuż wału i po kilkunastu minutach jestem na miejscu. Prom jest czynny i darmowy, stoi co prawda na drugim brzegu, ale zaraz za mną przyjeżdżają dwa samochody i prom płynie po nas. Przekraczam Dunajec i jadę dalej, żeby wrócić na szlak trzeba jechać na południe do Otfinowa, znowu jest pod wiatr. Ja mam w planie odwiedzić kolejny cmentarz, więc nie dojeżdżam do szlaku, robię skrót przez łąki i wyjeżdżam na drogę 973 i już po chwili jestem pod największym z oglądanych dziś cmentarzy, jest to samodzielny duży obiekt w Otfinowie oznaczony nr 252.

Szlak prowadzi boczną drogą równoległą do 973 w kierunku Zalipia, przejazdu między tymi drogami w miejscu gdzie jestem nie ma, jadę więc drogą główną i dopiero Żelichowie skręcam na "Malowaną wieś Zalipie". Droga prowadzi na wschód, więc centralnie pod wiatr, na szczęście po 2 km skręcam na północ. Przejeżdżam przez Zalipie, widzę kilka pomalowanych domów, ale szlak prowadzi w zasadzie tylko koło Zagrody-muzeum Felicji Curyłowej, widzę drogowskazy na Dom Malarek, ale nie jadę tam. Do Zalipia co roku jeździ bocheńskie PTTK, może kiedyś się wybiorę. Skręcam na Gręboszów, kierunek na zachód, więc jadę szybko bo z wiatrem, przecinam 973 i jadę dalej. Gdzieś w Woli Żelichowskiej w pobliżu Kopca Grunwaldzkiego licznik przeskakuję przez 100 km, moje założenie o 20 km ze zwiedzaniem na godzinę, jest już jednak nieaktualne, jestem w plecy dobre 20 minut.

Tuż przed Gręboszowem szlak odbija na Wolę Gręboszowską pomijając centrum, to błąd na drodze za szlakiem nie ma nic ciekawego a centrum Gręboszowa jest całkiem ładne (co zobaczę w drodze powrotnej). Jadę drogą przez pola, w kierunku wschodnim znowu pod wiatr, w końcu dojeżdżam ponownie do drogi 973 a nią po jakimś kilometrze do promu na Wiśle w Borusowej (koszt - 1 zł). Przepływam przez rzekę i jestem już w województwie Świętokrzyskim, po chwili mijam też znak Nowy Korczyn. Jeszcze jakiś kilometr drogą krajową 79 i jestem w centrum miejscowości, czyli o celu mojej podróży. Na liczniku przejechane 110 km z domu i niecałe 109 spod zamku w Niepołomicach, jest godzina 13:26 (od wyruszenia z domu minęło 6 godzin).

Nowy Korczyn mnie trochę rozczarowuję, jest dość zaniedbany, do tego rynek jest w remoncie i nie ma gdzie zrobić fotki. Nie ma też żadnych oznakowań szlaku, w sumie nie widziałem ich już od Otfinowa, ale tam nie jechałem po szlaku, w Zalipiu już ich chyba nie było, na pewno nie ma ich na tej dziwnej drodze w Woli Gręboszowskiej, no i nie ma ich w Nowym Korczynie. Według mojego wstępnego założenia w Nowym Korczynie miałem odpoczywać ponad godzinę, ale dojechałem na miejsce dopiero na 13:26 a już o 14 miałem ruszyć w drogę powrotną. Robię więc zakupy, kilka fotek pod kościołami i ruszam w drogę powrotną.

Pomysłów na powrót miałem kilka, gdybym był bardzo zmęczony to miałem wracać najkrótszą drogą czyli drogą krajową 79 do przejechania jakieś 60 km, po dobrym asfalcie, ale dość ruchliwą drogą z podjazdami koło Koszyc. Druga dłuższa wersja przewidywała powrót przez Szczurową, trasa trochę dłuższa ale za to bezpieczniejsza - mam jeszcze siły więc wybieram wariant drugi. Znowu przekraczam Wisłę promem za 1 zł - jadę sam:) i kieruję się na Gręboszów, gdzie chcę odwiedzić kolejny cmentarz wojenny. Na cmentarzu parafialnym zwiedzam ładną dużą kwaterę wojenną i jadę do centrum Gręboszowa, dziwię się że szlak pomija centrum tej miejscowości, jest ono ładne z miejscem na odpoczynek, jest kościół i wart uwagi cmentarz wojenny, a tu szlak prowadzi może minimalnie krótszą nieciekawą drogą.

Z Gręboszowa jadę na południe, więc pod wiatr do Siedliszowic, gdzie mam prom przez Dunajec do Wietrzychowic. Po przepłynięciu rzeki, jadę do centrum Wietrzychowic i na cmentarz parafialny gdzie oglądam kolejną dużą kwaterę wojenną. Z Wietrzychowic mam jechać na Zaborów, ale niedaleko mojej drogi widzę, jeszcze jeden cmentarz wojenny, odbijam więc na Miechowice Małe. Niestety jadę na wschód, więc centralnie pod wiatr i na dodatek do cmentarza musiałem zjechać z trasy aż 1,7 km, myślałem że to będzie góra kilometr. Cmentarz jest niewielki i mocno zaniedbany, jedynym plusem pokonania tego odcinka jest fakt, że właśnie pod cmentarzem pobijam swój dotychczasowym rekord długości wycieczki (132,89 km do Tarnowa z czerwca 2011 r.). Wracam na trasę na Zaborów tym razem mam na szczęście z wiatrem więc idzie szybko. Przejeżdżam przez Jadowniki Mokre i nowiutkim asfaltem przez las dojeżdżam do Zaborowa.

Przed samym centrum miejscowości jest cmentarz a na nim kolejna duża kwatera wojenna, robię fotki i jadę dalej. Grzeje na całego, podczas jazdy da się wytrzymać ale jak stoję w słońcu to mi mocno dogrzewa. Z Zaborowa jadę otwartym terenem w kierunku Szczurowej, jadę na południe więc wiatr trochę przeszkadza. To właśnie za Zaborem, gdy na liczniku mam 140 km zaczynam stwierdzać, że mam powoli dość.

Po paru kilometrach dojeżdżam do Szczurowej i na rynku robię postój. Dworek przy którym odbywał się piknik podczas majowego "Gwieździstego Rajdu Rowerowego" jest w remoncie, więc w parku nie można się zatrzymać, siadam pod parasolem przy delikatesach. W Szczurowej spotykam sporo rowerzystów, robię zakupy, odpoczywam chwilę i o 16:30 wyruszam w kierunku domu. Decyduję się na jazdę drogą 964, jest na niej nowy asfalt, prowadzi na zachód, więc będzie z wiatrem, jest niedziela więc ruch niewielki, poza tym jest to najkrótsza droga do domu. Tuż za Szczurową na rondzie widzę znak 45 km do Niepołomic, coś chyba za dużo pokazuje, ale właśnie wtedy wpadam na pomysł, że może bym przejechał dziś 200 km (na liczniku 150). Sunę asfaltem z wiatrem z dużą prędkością 30-34 km/h, kilometry nabijam błyskawicznie, klikam sobie na GPS i stwierdzam, że te znak jednak głupoty pokazywał do Niepołomic jest jakieś 35-37 km, więc pod domem będę miał przejechane jakieś 185-187 km.

Przed chwilą myślałem jak najkrótszą drogą dojechać do domu, a tu nagle zaczynam szukać sposobu jak drogę wydłużyć. Do Świniar jadę drogą 964, odcinek ten pokonuję bardzo szybko i małym nakładem sił, postanawiam więc zawalczyć o te 200 km, skręcam na południe w kierunku Bochni. Niestety w tym kierunku nie jedzie się już tak dobrze, wiatr trochę przeszkadza. Dojeżdżam do Mikluszowic na liczniku dopiero 170 km, więc jak skręcę na Żubrostradę to pod domem będzie 190 km - dalej za mało. W Baczkowie ciągle, za mało jadę do Proszówek i dopiero na granicy Bochni skręcam na Damienice. Ciągle brakuje mi jakiś 24 km, droga stąd prosto do domu nie ma więcej niż 20 km, więc ciągle brakuje. W ciągu ostatniej godziny przejechałem przeszło 27 km, czas mam niezły jest dopiero 17:30, ale sił coraz mniej.

Jadę dalej przez Damienice i Stanisławice do Kłaja, droga prowadzi na zachód więc z wiatrem mogę trochę odpocząć. W Kłaju mam niecałe 190 km, decyduję się więc na skręt na Targowisko, gdzie przecinam drogę krajową 75 i jadę na Szarów. Moją stałą drogą przez Szarów dalej będzie za blisko. Jadę więc na Dąbrowę, zaczynają się lekkie górki, a na Winnicę w Gruszkach jest nawet całkiem konkretny podjazd. Z Winnicy zjeżdżam do Staniątek i przez Staniątki Górne jadę w kierunku domu, brakuje mi już tylko 4 km, więc już chyba nie muszę nakładać drogi. Wyjeżdżam z Puszczy na ulicę Dębową, dojeżdżam do skrzyżowania z Piękną, brakuje jeszcze 500 metrów, może by było, ale dla pewności przejeżdżam jeszcze przez rynek, gdzie licznik przeskakuję 200 km. Po domem rodziców mam na liczniku przeszło 201 km, jest godzina 18:30 - kończę więc wycieczkę po 11 godzinach od startu.

Zsiadam z roweru i stwierdzam, że nie jest nawet tak źle, oczywiście bolą mnie mięśnie nóg, kostki, trochę barki i szyja, ale w porównaniu z poprzednimi rekordowymi wyjazdami na 125 km w 2008 i na 133 km w 2011 - jestem w formie. Na trasie też nie miałem specjalnych kryzysów. Pod koniec jechało mi się trochę ciężko, ale w sumie po 190 km podjechałem sprawnie kilka niewielkich górek, więc nie jest źle. W ciągu ostatnich dwóch godzin jazdy pokonałem w sumie 54 km w większości jechałem wiatrem, ale biorąc pod uwagę ile już wtedy miałem przejechane to uważam to za niezły wyczyn.

Szalony plan o 200 km w jeden dzień został zrealizowany, jeszcze rano zakładałem przejechać maks 170 km, ale gdy zobaczyłem, że będzie prawie 190 to już postanowiłem podciągnąć do 200 km, pewnie nigdy więcej już tyle nie przejadę, a 200 km wygląda lepiej niż jakieś 189 czy 192 km:).

Odżywanie:
Plan dnia miałem tak napięty, że na obiad nie było czasu, poza tym nie wie czy Nowym Korczynie byłoby nawet gdzie zjeść. Przez cały dzień zjadłem dwie kanapki z kotletem i 4 batony Lion, wypiłem 0,7 l O'Shee, 0,5 ml mieszanki wody mineralnej z magnezem (to wziąłem z domu i wystarczyło mi do Nowego Korczyna) oraz 1,5 l Cisowianki (zakupionej w Nowym Korczynie) i 0,7 MOVE4 (nie dobre - kupione w Szczurowej) w końcu 1,2 litra Pepsi (0,6 w Nowym Korczynie i 0,6 w Szczurowej). Nie byłem głodny, nawadniałem się chyba też dobrze, choć pod koniec miałem już dość picia i każdy kolejny łyk jakby mnie lekko zamulał.

To chyba tyle relacji z mojego rekordowego przejazdu. Na razie więcej rekordów nie planuję, 200 km to już dystans za wielki, jak na wycieczkę turystyczną, nie ma czasu na zwiedzanie, a jestem raczej turystą niż ultra maratończykiem. Pozostanę więc chyba przy trasach około 100 km ze spokojny zwiedzaniem, no chyba że kiedyś będę miał jakąś wypasioną szosówkę i formę, żeby łykać dłuższe trasy:)

Galeria wycieczki

Do Niepołomic na budowę, powrót przez Cichawę

Sobota, 31 sierpnia 2013 | dodano:31.08.2013 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 41.59 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 01:46
  • VAVG 23.54 km/h
  • VMAX 53.94 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 272 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś musiałem zrobić parę rzeczy na budowie, zdecydowałem się więc na wyjazd rowerem. Z Łapczycy wyjechałem około 8:10, było słonecznie i wyjątkowo ciepło około 15 stopni - ładny dzień szkoda, że jutro pogoda ma się zepsuć niszcząc jednocześnie moje plany na rekordowy wyjazd do Nowego Korczyna Szlakiem Bursztynowym:(

Do Niepołomic jechałem przez Targowisko, Kłaj i ścieżką rowerową wzdłuż drogi 75, na miejsce zajechałem około 8:50 i od razu pojechałem do sklepu budowlanego. Około 9:15 byłem już na budowie, gdzie miałem do zrobienia parę rzeczy. W między czasie wybrałem się jeszcze raz do sklepu budowlanego tym razem na rowerze miejskim.

Około 14 po załatwieniu wszystkiego na budowie, ruszyłem w drogę powrotną. Postanowiłem pojechać trochę na około przez Brzezie i Cichawę. Najpierw przez Puszczę do Gruszek, potem podjazd wąwozem i dalej w kierunku Brzezia, gdzie przejechałem nad drogą nr 4, następnie zjechałem w kierunku Szczytnik. Potem jechałem drogą do Cichawy, zatrzymałem się jeszcze na chwilę zrobić parę fotek cmentarza wojennego nr 333 z różnej perspektywy.

W Cichawie skręciłem na Książnice gdzie dojechałem do drogi powiatowej, którą dotarłem do Łapczycy. To był ostatni dzień tegorocznych wakacji i ostatnia wakacyjna wycieczka rowerowa.

Czas więc na podsumowanie dwóch wakacyjnych miesięcy: dystans - 2019 km; czas - 92:24; średnia - 21,86 km/h; ilość wycieczek 36.

Dużo bardziej udany był lipiec:
Dystans całkowity: 1286.94 km (w terenie 70.50 km; 5.48%)
Czas w ruchu: 59:02
Średnia prędkość: 21.80 km/h
Maksymalna prędkość: 69.23 km/h
Suma podjazdów: 7571 m
Liczba aktywności: 22
Średnio na aktywność: 58.50 km i 2h 41m

Oprócz dużej ilości kilometrów, przede wszystkim ciekawe wycieczki, aż dwie wyprawy rowerowe: Łapczyca - Częstochowa - Łapczyca (4 dni) i Łapczyca - Wiedeń (6 dni). Poza tym wyjazd do pracy głównie z Niepołomic, niektóre na szosówce, oraz wycieczka do Nowego Brzeska kibicować na etapie Tour de Pologne (31.07).

W sierpniu byłem już chyba trochę zmęczony, więc miesiąc rowerowo był mniej udany:
Dystans całkowity: 732.54 km (w terenie 125.0 km; 17.1%)
Czas w ruchu: 33:22
Średnia prędkość: 21.95 km/h
Maksymalna prędkość: 58.80 km/h
Suma podjazdów: 4510 m
Liczba aktywności: 14
Średnio na aktywność: 52.32 km i 2h 23m

Miesiąc rozpocząłem fajnymi wyjazdami, najpierw wyjazd na królewski etap Tour de Pologne do Bukowiny Tatrzańskiej, a dzień później zrobiłem 100 km na Dębowym Oriencie. Jednak kolejne dni głównie wyjazdy do pracy i na budowę, dopiero pod koniec sierpnia zrobiłem ciekawą wycieczkę do Brzeska i Szczepanowa w celu odwiedzenia cmentarzy wojennych.

W porównaniu z poprzednimi wakacjami zrobiłem ponad 200 km więcej (2019 km a 1810 km) różnica ta wyszła w rekordowym lipcu (1286 km a 1034 km) bo z sierpniu tego roku zrobiłem mniej kilometrów niż rok temu (732 km a 776 km). W porównaniu z poprzednim rokiem miałem też jedną wycieczkę mniej, robiłem więc za to dłuższe odcinki i przede wszystkim z dużo większą średnią prędkością.

Wakacje planowałem zakończyć w niedzielę 1 września wyjazdem do Nowego Korczyna Szlakiem Bursztynowym i z powrotem już najkrótszą drogą - cała wycieczka miała liczyć około 170 km. Niestety wygląda na to, że jednak wyjazd się nie uda bo w niedziele ma padać:(

Galeria wycieczki

Brzesko, Sterkowiec, Szczepanów

Niedziela, 25 sierpnia 2013 | dodano:25.08.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 60.80 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 02:49
  • VAVG 21.59 km/h
  • VMAX 56.70 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 496 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Niedzielna przedpołudniowa wycieczka, do Brzeska w celu odwiedzenia cmentarza wojennego nr 277, później przedłużona do Sterkowca gdzie w lesie odwiedziłem kolejny cmentarz 279. Wróciłem przez Szczepanów, Grądy i Rzezawę.
Taką wycieczkę planowałem już kiedyś, wtedy nic z tego nie wyszło ze względu na pogodę, więc postanowiłem dzisiaj ją zrealizować. Wyraźnie idzie ku jesieni, noce są zimne, a poranki chłodne i mgliste. Miałem jechać już o 8:00, ale jak wstałem o 7:30 to termometr wskazywał 10 stopni. Ostatecznie wyjechałem około 8:20 kiedy temperatura wzrosła aż do 13 stopni - dobrze się ubrałem i ruszyłem. Do Bochni pojechałem poboczem drogi nr 4, w niedziele i jeszcze o tej porze, ruch jest niewielki i do tego w kierunku Bochni jest szerokie pobocze. Nie bez znaczenia dla mojego wyboru drogi był też fakt, że droga pnie się do góry powoli, miałem w planie dziś kilka górek, wiec na początek postanowiłem się za bardzo nie męczyć i nie wyjeżdżać na Górny Gościniec.

Do rynku w Bochni zjazd i skręt w kierunku osiedla Jana, zwykle w kierunku Brzeźnicy jeździłem drogą równoległą, więc tym razem postanowiłem sprawdzić inny wariant. Ten podjazd różni się trochę, najpierw ostro pod górę, ale pod kościołem wypłaszczenie i dopiero za osiedlem, po przejechaniu pod drogą nr 4, znowu stromizna. Jest ciężko aż do samego skrętu w prawo, gdzie ulica Brzeźnicka, którą właśnie jechałem, łączy się ulicą Łychów którą zwykle dojeżdżałem w to miejsce. Potem przejazd szczytem i zjazd pod kościół w Brzeźnicy - do tego miejsca droga była mi już znana, tym razem pojechałem jednak na prosto odkrywać nowe trasy:) Pod kościołem w Brzeźnicy mamy 225 m npm, właśnie zjechaliśmy z 295 m npm, ale tuż za skrzyżowaniem znowu zaczynamy się wspinać. Jedziemy w górę przez dłuższy czas aż do granicy Poręby Spytkowskiej na wysokości jakiś 313 m npm. Za znakiem Poręba Spytkowska na szczęście rozpoczyna się długi przyjemny zjazd. W dół zjeżdżamy (nie licząc jednej małej hopki) w zasadzie aż do drogi 75 Brzesko - Nowy Sącz. Na skrzyżowaniu z tą drogą miałem na liczniku 19 km w czasie 55 minut, dwie szybkie fotki, skręt w lewo i jazda na Brzesko.

Droga niestety nie ma poboczy, na szczęście w niedziele ruch nie był za duży. Po przejechaniu trochę ponad kilometra dojechałem do granicy Brzeska i muru wzdłuż drogi otaczającego pałac Goetzów. Moim celem było znalezienie cmentarza wojennego nr 277, skręciłem od razu w pierwszą bramę w murze, znalazłem bramkę, ale zanim w nią wejść wróciłem na drogę i postanowiłem, że poszukam dojazdu od strony pałacu. Podjechałem pod piękny pałac, ale okazało się, że wejścia z tej strony nie ma, wróciłem więc tam gdzie byłem na początku, przeszedłem przez bramkę, przedarłem się przez krzaki i po chwili byłem pod cmentarzem. Zrobiłem kilka fotek odnowionego przez obecnych właścicieli pałacu grobu zbiorowego 9 żołnierzy austriackich i ruszyłem w kierunku centrum Brzeska.

Po kilku minutach byłem już na odremontowanym rynku w Brzesku, remont trwał chyba ze dwa lata, ale w końcu można podziwiać jego efekt. Stojące na beczce dwa okocimskie koziołki, zostały zastąpione odlanymi pasącymi się koziołkami przy fontannie - mi bardziej podobały się te poprzednie:). W tym momencie w zasadzie osiągnąłem cel moje wycieczki, ale na liczniku miałem dopiero 23 km, była godzina 9:40, więc postanowiłem, że poszukam jeszcze cmentarza 279 w lesie sterkowieckim. Ten cmentarz podobnie jak 277 koło pałacu do tej pory jakoś zawsze omijałem, nadszedł więc czas na pojechanie i tam. W samym Brzesku coś poknociłem i nadłożyłem parę metrów, ale już po chwili pedałowałem w kierunku Jadownik, następnie dojechałem do Sterkowca i jakieś 200 metrów za znakiem skręciłem w lewo w szutrówkę koło boiska sportowego.

Cmentarz wojenny nr 279 znajduje się w lesie, kilkaset metrów od dróg asfaltowych, podobno w okresie jak był budowany to w miejscu gdzie jest teraz las była wieś Dziekanów - zresztą sprawa nazwy i położenia cmentarza nie jest do końca jasna - kilka informacji na ten temat można znaleźć - tu. W każdym razie obecnie Dziekanowa już nie ma, a cmentarz leży na terenie lasu sterkowieckiego. Ścieżką koło boiska dojechałem do wiaduktu kolejowego, za wiaduktem jest już las, jechałem więc dalej dość szeroką, ale mocno zarośniętą leśną ścieżką aż dojechałem do skrzyżowania przecinek, tu stwierdziłem, że układ terenie trochę różni się od tego na mapie, ale po paru chwilach dojechałem do interesującego mnie cmentarza. Obiekt jest dość efektowny i można o nim znaleźć sporo informacji w sieci z których wynikach, że cmentarz został niedawno wyremontowany i przywrócony do pierwotnego wyglądu. Jeszcze kilka lat temu był praktycznie w całkowitej ruinie, jednak teraz prezentuje się naprawdę dobrze, jest co prawda trochę zarośnięty, ale poza tym jest w stanie idealnym. Koło cmentarza przebiega droga w kierunku zachodnim, zgodnie z mapą powinna prowadzić do drogi Sterkowiec - Szczepanów, postanowiłem więc z niej skorzystać. Ta droga jest o wiele lepsza niż ta którą przyjechałem, na dodatek o połowę krótsza i zaledwie po przejechaniu jakiś 600 metrów byłem już na drodze do Szczepanowa.

Tym razem przez Szczepanów przejechałem szybko, zrobiłem tylko dwie fotki kościoła, który wyraźnie został wyremontowany, remont widać też w innych obiektach na wiosce - jest naprawdę ładnie. Ze Szczepanowa zjechałem do Mokrzysk, a następnie znaną mi drogą pojechałem na Grądy, gdzie czekał mnie mniej więcej 3 km odcinek drogą przez las. Momentami jechało się ciężko, albo duże kamienie, albo piasek, tempo spadło, jednak po kilku minutach wyjechałem na asfalt i skierowałem się na Jodłówkę. Dalej już droga bez historii, dość szybki przejazd przez Rzezawę i Krzeczów, w Bochni podjazd koło kościoła św. Pawła (jeszcze nigdy tak nie jechałem - jest stromo) i Górnym Gościńcem do Łapczycy, gdzie sfotografowałem jeszcze kościół Kazimierzowski z XIV wieku, który ostatnio przeszedł remont elewacji zewnętrznej. W środku wyraźnie też jest coś robione, ale mogłem to zobaczyć tylko przez lufcik w głównych drzwiach. Potem już tylko zjazd i po chwili byłem w domu.

Wycieczka bardzo udana, tylko ta pogoda ciężka do jazdy. Rano zimno, musiałem jechać w bluzie i koszulce z długim rękawem, bluzę ściągnąłem w Brzesku, a gdy wracałem do domu około 11 było już gorąco. Na przyszłą niedzielę planuję rekordową wycieczkę Szlakiem Bursztynowym z Niepołomic do Nowego Korczyna i z powrotem, trzeba będzie wyruszyć wcześnie rano, bo dystans do pokonania w najlepszym razie będzie wynosił około 150 km. Jak będzie ładna i bezwietrzna pogoda to może się uda - dziś trochę za mocno wiało, na szczęście pod wiatr jechałem do Brzeska, a powrotną drogę miałem głównie z wiatrem, zwykle bocznym ale jednak pchającym mnie trochę do przodu.

Galeria wycieczki

Górki koło Łapczycy

Poniedziałek, 22 kwietnia 2013 | dodano:22.04.2013 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 29.87 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 01:32
  • VAVG 19.48 km/h
  • VMAX 69.36 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 574 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Dziś po pracy postanowiłem sprawdzić mojego Krossika i siebie na już solidnych górkach Pogórza Bocheńskiego. Ten wyjazd miał odpowiedzieć na pytanie czy mój rower crossowy z nowym napędem i przede wszystkim ja jestem gotowy na solidne górki. W zasadzie miałem podjechać tylko Czyżyczkę i w drodze powrotnej dużo łatwiejszy podjazd w Buczynie, ale jechało mi się nieźle więc podjechałem aż 3 duże górki.
Na początek niewielki podjazd w Łapczycy potem zjazd i w górę pod Czyżyczkę, najtrudniejsze są pierwsze metry tego podjazdu koło kościoła w Gierczycach. Muszę przyznać, że kręciło mi się ciężko, przełożenie 28x32 najlżejsze jakim obecnie dysponuję było dość twarde na największe stromizny, ale jakoś pokonałem wszystkie najtrudniejsze odcinki i po przejechaniu ponad 2 km podjazdu byłem na szczycie Czyżyczki. Wzgórze Czyżyczka - 363 m npm (mój GPS pokazuję jakieś 359) to przede wszystkim piękne widoki dookoła i cmentarz wojenny nr 336. Niestety stojące w obrębie cmentarza 2 duże drzewa, trochę się połamały i jeden wielki konar wylądował na cmentarzu na szczęście nie niszcząc elementów wystroju. Widoki jak zwykle piękne, zrobiłem jedno zdjęcie na dużym zoomie w kierunku kościoła Kazimierzowskiego w Łapczycy, kościół widać jak na dłoni, ale ciekawsze jest to co widać w tle - można tam wypatrzyć dwa kościoły (jeden chyba z Mikluszowic, drugi gdzieś dalej - może Cerekiew), wieżę obserwacyjną w Puszczy i wzniesienia proszowickie. Na południe widać oczywiście jak na dłoni Beskid Wyspowy.

Z Czyżyczki miałem jechać przez Grabinę do Buczyny, ale ponieważ czułem się nieźle, słońce świeciło bardzo mocno, więc zdecydowałem się zdobyć jeszcze Zonię od Zawady (łatwiejszy wariant). Dziś jechałem w spodenkach, pierwszy raz w tym roku, a na szczycie Czyżyczki, ściągnąłem dodatkowo jeszcze bluzę i w dół popędziłem w letnim stroju. Na zjeździe do Zawady oczywiście trochę zmarzłem, ale po chwili zacząłem podjazd pod Zonię i znowu się rozgrzałem. Podjazd od strony Zawady składa się z dwóch części, pierwsza od Zawady pod stację narciarską w Woli Nieszkowskiej - odcinek ten jest zakończony mega ciężkim 200 metrowym fragmentem na którym moja prędkość spadła do 5 km/h. Potem wypłaszczenie z pięknymi widokami fragment zjazdu i kolejne 3 dość strome ścianki. Po drugiej ściance dojeżdżamy do cmentarza wojennego nr 341. Na cmentarzu na szczęście wszystko gra, odmalowania domaga się tylko drewniany krzyż będący elementem centralnym tego obiektu. Potem jeszcze jedna ścianka i dojeżdżamy do kapliczki w Zonii gdzie podjazd się kończy. Mój GPS pokazał w tym miejscu 394 m npm - wcześniejsze pomiary wskazywały, że jest to około 401 m npm. Z Zonii popędziłem w dół w kierunku Sobolowa, asfalt który jakieś 2 lata temu został odlany od nowa, jest już popękany i połatany, więc trzeba na nim uważać. Zjazd jest bardzo szybki i już po chwili jesteśmy pod drewnianym kościołem w Sobolowie.

Z Sobolowa postanowiłem jechać boczną drogą koło cmentarza i wzdłuż rzeki Stradomka do miejscowości Stradomka. Dalej miałem jechać pagórkowatą trasą przez Nieszkowice Małe do drogi 967, ale nagle przyszło mi do głowy, że mógłbym jeszcze spróbować podjazdu pod wzgórze Borek. Raz jechałem tą drogą w dół i pamiętałem ją jako ciężki i stromy zjazd wąską drogą, nadszedł więc czas na sprawdzenie jak ciężko jest po górę. Z drogi Stradomka - Nieszkowice Małe skręcamy tuż za kościołem w wąską asfaltową drogę prawo (jadąc od Sobolowa). Od razu robi się dość stromo, ale dopóki jedziemy między zabudowaniami kręcimy jeszcze w miarę sprawnie. Problem robi się za ostatnim domem, droga staję się betonowa, poprzecinana poprzecznymi rowkami odprowadzającymi wodę, a stromizna gwałtownie rośnie. Kolejne 200 metrów to droga przez mękę, droga odpuszcza dopiero przy dojechaniu do rozjazdu na wysokości około 286 metrów npm, droga w prawo prowadzi w kierunku szczytu wzgórza Borek i do znajdujących się tam domów, a droga w lewo odbija w kierunku Buczyny. W prawo nie ma po co jechać, zaraz znak droga prywatna i zakaz wstępu, pojechałem więc w lewo. W zasadzie byłem przekonany, że to już koniec podjazdu, tym czasem okazało się, że po kilkuset metrach względnego wypłaszczenia trzeba dalej kręcić pod górę. Dalej już co prawda nie jest tak stromo jak wcześniej ale podjazd kończy się kończy się dopiero kilometr za szczytem wzgórza Borek na wysokości około 322 metrów npm. Cały podjazd jest dość ciężki: 1,7 km długość, 107 metrów w górę bez ani metra zjazdu. Na najbardziej stromym odcinku od kościoła w Stradomce do szczytu wzgórza Borek na 700 metrach pokonujemy 64 metry pod górę, a końcówka po betonowych płytach to stromizna mocno powyżej 10%. Biorąc pod uwagę te parametry będę musiał chyba wciągnąć ten podjazd do mojej bazy podjazdów:)

Dalej zjechałem do Buczyny, potem mega szybki zjazd do Nieszkowic Małych i pagórkowaty odcinek przez Nieszkowice Małe do drogi 967. Właśnie ten pagórkowaty odcinek całkowicie mnie wypompował, zmęczenie sprawiło, że pod niewielkie górki kręciłem niewiele szybciej niż pod strome długie podjazdy jakie jechałem wcześniej. Końcówka już w miarę prosta, zjazd drogą 967 i ostatnia górka w Łapczycy, potem zjazd do drogi nr 4 i po chwili byłem już w domu.

W sumie przejechałem niecałe 30 km na których zrobiłem aż 574 metry przewyższenia - to zdecydowanie najcięższa trasa jaką w tym roku zrobiłem. Próba "górska" wypadła całkiem nieźle, zarówno jeśli chodzi o rower jak i rowerzystę. Pogoda była piękna, słonecznie, ciepło i bezwietrznie, oby więcej taki dni. To był już 6 dzień z rzędu podczas którego jeżdżę na rowerze (przejechane - 161 km, 1694 m przewyższenia), ta dobra passa niestety zostanie jutro przerwana, ale potem mam nadzieję znowu pojeździć.

Galeria wycieczki


Do Ochmanowa pod Orła - cmentarz wojenny 379

Piątek, 19 kwietnia 2013 | dodano:19.04.2013 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 20.92 km
  • Czas: 00:50
  • VAVG 25.10 km/h
  • VMAX 41.50 km/h
  • Temp.: 19.0 °C
  • Podjazdy: 138 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na Twiterze naszego burmistrza przeczytałem, że w końcu odbudowali pomnik z orłem na cokole, który został zbudowany w okresie I wojny światowej jako element centralny cmentarza wojennego nr 379. Po pracy wsiadłem więc na szosówkę i pojechałem do Ochmanowa zobaczyć rezultaty remontu.
Pomnik został zniszczony w marcu 2012 roku, kiedy to jakiś kierowca wypadł z drogi i staranował pomnik, więc cały rok zajęło naszej gminie odbudowanie cokołu. Z domu rodziców pojechałem do Staniątek potem do Zakrzowca i w Zakrzowie skręciłem na Ochmanów. Ostatnie metry przed wyjazdem na drogę 965 przy której stoi orzeł, to całkiem solidny podjazd, a że jechałem na szosówce to trochę siły musiałem w niego włożyć. Potem sesja fotograficzna pod pomnikiem. Orzeł stoi, ale cokół wygląda gorzej niż przed wypadkiem. Został odlany z betonu, dolna część ma inny kolor niż pozostałe - ale może będą jeszcze jakieś prace wykończeniowe.

Spod pomnika postanowiłem jechać drogą główną do Zakrzowa, to niestety nic przyjemnego, mimo iż jechałem szybko 35-40 km/h to cieszyłem się kiedy w końcu z tej drogi zjechałem, TIRy pędzące z przeciwka rzucały na mnie taką masą powietrza, że prawie mnie wyhamowywały:( Z drogi 965 skręciłem w kierunku Kokotowa, a za 100 metrów w boczną drogę na Podłęże. Wyjechałem obok torów w Podłężu i popędziłem dobrze mi znaną z ostatnich wyjazdów drogą przez pola w kierunku Podgrabia. Nie pojechałem jednak do Podgrabia, tylko na skrzyżowaniu odbiłem w prawo i koło MANa dojechałem do obwodnicy Niepołomic, potem pojechałem jeszcze na kopiec i do domu moich rodziców.

Pogoda była średnia, niebo było zachmurzone i do tego wiał wiatr, ale w prognoza zapowiadali deszcz, więc i tak było znacznie lepiej.

Galeria wycieczki


Krossem po górkach

Czwartek, 18 kwietnia 2013 | dodano:18.04.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 33.45 km
  • Czas: 01:31
  • VAVG 22.05 km/h
  • VMAX 62.87 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 351 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


O godzinie 17 gdy ruszałem na trasę było ciepło jak w lecie - ponad 20 stopni. Na początek pomyślałem, że pojadę nad Czarny Staw ale potem stwierdziłem, że czas na próbę roweru po górkach i postanowiłem jechać do Niegowici.

Tuż przed wyjazdem zmieniłem jeszcze dętkę w tylnym kole, bo po wczorajszym wybuchu miałem tam dętkę od szosówki i kilka minut po 17 ruszyłem na trasę. Na początek pojechałem do Staniątek, potem przez Staniątki Górne na Winnicę. Powiem szczerze, że podjazd wjechałem z pewnym trudem z użyciem najmniejszego trybu, ale w sumie w niezłym tempie min. 9 km/h. Potem przez Gruszki i podjazd do Brzezia i potem po betonowych płytach pod cmentarz w Brzeziu, gdzie zrobiłem kilka pięknych widoczków:) Potem pojechałem pod kościoł i w dół w kierunku Cichawy. Na zjeździe rozkręciłem rower do 59 km/h i dalej dało się kręcić pedałami, ale już nie miałem siły. Kolejny przystanek zrobiłem w pobliżu znajdującego się polach cmentarza wojennego nr 333, zdjęcie zrobiłem z daleka, ale to dalej nie jest ten widok, który urzekł mnie w 2008 roku, kiedy po raz pierwszy tędy przejeżdżałem. Łąka co prawda już jest zielona, ale drzewo nie ma jeszcze liści, od tamtej pory jakoś nie mogę uchwycić takiej pięknej scenerii mimo iż byłem w tym miejscu wielokrotnie - choć nigdy w maju tak jak 2008 r.

Dalej pojechałem do Niegowici, wioski w której wikarym był przez dwa lata Karol Wojtyła - to miejsce również zwiedzałem wielokrotnie, więc tylko szybka fotka i powrót do domu. Postanowiłem, że pojadę przez Krakuszowice i Zborczyce do Suchoraby, podjazdem którym jeszcze nigdy pod górę nie jechałem. Na początek podjazd do Krakuszowic, większość podjazdu poszło bez problemu, ale końcówka jest naprawdę bardzo stroma i na liczniku zobaczyłem prędkość 7 km/h. Dalszy podjazd jest już w miarę łatwy, jest praktycznie cały czas pod górę ale delikatnie i można jechać nawet całkiem szybko. Jeździłem tą drogą wiele razy ale zawsze w dół, jadąc pod górę łatwiej podziwiać piękne widoki, które mamy po obu stronach drogi. Tuż przed Suchorabą są dwa bardziej strome odcinki, ale wziąłem je z rozpędu na twardszym przełożeniu. W Suchorabie chciałem ścieżką przez pola pojechać pod cmentarz 376, ale jakoś przegapiłem zjazd, zjechałem więc asfaltem pod szkołę i znowu musiałem podjeżdżać stromym odcinkiem pod cmentarz. Pod górę jechało się ciężko, ludzie palą trawę przy drodze i ciężko było nawet oddychać, jakoś jednak wdrapałem się pod cmentarz. Dalej pojechałem prosto i po kilkuset metrach skręciłem w prawo na zjazd w kierunku drogi nr 4.

Kilkanaście dni temu podjeżdżałem ten podjazd na szosówce i wtedy ostatni odcinek widoczny na jednym ze zdjęć dał mi mocno w kość. Na 4 skręciłem w lewo i po chwili w prawo na Słomiróg kilka mniejszych podjazdów i potem długi zjazd ze Słomirogu w kierunku drogi Zakrzowiec - Staniątki. Rozkręciłem rower do 62 km/h i dalej można było kręcić - tyle że siły zabrakło. Potem przejazd koło klasztoru w Staniątkach i drogą przez pola pod Coca-Colę, a następnie ulicą Wielicką w kierunku domu. Na Wielickiej zrobiłem jeszcze postój w domu kolegi, żeby pooglądać bagażnik dachowy na rowery Thule. Piękna i bardzo wygodna rzecz, ale cena kosmiczna, więc na razie zostanę przy moim stalowym bagażniku:)

Wycieczka w sumie bardzo udana, rower w końcu chodzi jak trzeba, podregulowałem lekko przerzutki i wyeliminowałem niepotrzebne tarcia na niektórych biegach. Nowy napęd to całkiem inna jakoś i innym sposób zmiany biegów, ale chyba zdecydowanie lepszy. Teraz to już chyba trzeba szukać wolnego dnia i przymierzyć się do jakiejś setki:)

Galeria wycieczki


Szosówką do Suchoraby

Poniedziałek, 8 kwietnia 2013 | dodano:08.04.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 23.44 km
  • Czas: 01:00
  • VAVG 23.44 km/h
  • VMAX 46.07 km/h
  • Temp.: 8.0 °C
  • Podjazdy: 196 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W końcu jakieś oznaki wiosny, zaraz po pracy wsiadłem więc na szosówkę i pomknąłem na trasę. Od kilku dni zapowiadali poprawę pogody, bo ostatnio była jak w środku zimy. Ja po ostatniej wycieczce 2 kwietnia, czułem się kiepsko i z rowerowych rzeczy pozostało mi tylko oglądanie wyścigów w telewizji - Vuelta al Pais Vasco (w kraju Basków) oraz piekło północy Paryż – Roubaix, a w poniedziałek wielkanocny oglądnąłem też inny klasyk po brukach i to jeszcze w podjazdami - czyli wyścig Dookoła Flandrii. W klasykach nie miał sobie równych Fabian Cancelara, natomiast w Kraju Basków wygrał nieoczekiwanie Nairo Quintana. W nawiązaniu do mojego telewizyjnego - rowerowego tygodnia dwa ostatnie zdjęcia mazurskich bruków, pierwszy to leśny odcinek pomiędzy drogą 592 Giżycko - Kętrzyn, a Wilczym Szańcem w Gierłoży - po tym odcinku jechało się bardzo ciężko, drugi trochę łatwiejszy to regularna droga między miejscowościami Radzieje i Kamionek Wielki. Jak jechałem te odcinki z żoną to strasznie nas wytrzepało, prędkość nie przekraczała raczej 10 km/h a kolarze mkną taką drogą z prędkością ponad 40 podziwiam:).
Wracając jednak do dzisiejszej wycieczki, około 16:10 ruszyłem na trasę, celem był cmentarz wojenny nr 376 w Suchorabie. Na początek jazda do Staniątek, gdzie przed stacją kolejową minąłem jakiegoś pana w średnim wieku na starej szosówce - coś jak moja, niestety pan jechał wolno więc nie mogłem się za nim poholować. Dalej lekko pod górkę do Staniątek Górnych i dalej na Zagórze, tam znowu lekko pod górkę i zjazd pod szkołę. Dalej po płaskim do drogi nr 4. Na 4 zwykle skręcałem w lewo i podjeżdżałem na cmentarz przez Suchorabę, tym razem postanowiłem spróbować czegoś nowego, na skrzyżowaniu z 4 skręciłem w prawo i po kilkuset metrach lewo w kierunku Zabłocia. Jeździłem już tą drogą ale do tej pory wyłącznie w dół. Podjazd zaczyna się już na 4, stromizna nie wielka, ale jest ciągle pod górę. Po skręcie mamy dalej dość równo pod górę, drogą nr 4 kręciłem 20 km/h, potem 16 km/h i doszedłem do wniosku, że jest bardzo łatwo i pewnie myślałbym tak dalej gdyby nie ostatnie 200 metrów podjazdu na których nagle stromizna bardzo rośnie, przepychałem pedały w stójce z prędkością 6,5 km/h a jak wyjechałem na górę to musiałem się zatrzymać i uspokoić oddech. W sumie cały podjazd od skrzyżowania z drogą nr 4 do skrzyżowania z drogą na granicy Suchoraby i Zabłocia to 1,6 km, 61 m przewyższenia, średnio 3,8%, ale ostatnie 100 metrów to jakieś 8-10%. W mojej obecnej formie na szosówce to była katorga. Po tym podjeździe pomyślałem nawet, że czas już wracać, ale na początek pojechałem pod cmentarz wojenny w Suchorabie, zrobiłem fotki, zjechałem w dół i postanowiłem, że jadę dalej. Znowu ciężki podjazd do granic Gminy Niepołomice (tu prędkość już nie spadła mi poniżej 10 km/h) potem zjazd przez Czyżów i znowu podjazd w kierunku Brzezia - tu też dość stromy odcinek, ale poszło w miarę gładko.

Od tego miejsca już głównie w dół, przez Brzezie do Gruszek, potem w dół z Winnicy, dalej przez Staniątki Górne do Niepołomic. Na koniec zrobiłem jeszcze przerwę w rynku w Niepołomicach w sklepie u kolegi i potem dojazd do domu rodziców.

Wycieczka udana, miło było w końcu pooddychać świeżym choć jeszcze mroźnym powietrzem, w końcu było słonecznie, choć na temperaturę jeszcze nie do końca się to przełożyło. Forma niestety dość kiepska, mam wrażenie, że już w tym roku było trochę lepiej, w końcu zapowiadają lepszą, wiosenną pogodę, więc może rozpocznę sezon na całego.

Galeria wycieczki