Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

pieszo

Dystans całkowity:323.89 km (w terenie 261.60 km; 80.77%)
Czas w ruchu:92:58
Średnia prędkość:3.38 km/h
Maksymalna prędkość:12.00 km/h
Suma podjazdów:12553 m
Maks. tętno maksymalne:174 (93 %)
Maks. tętno średnie:155 (82 %)
Suma kalorii:9439 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:12.46 km i 3h 43m
Więcej statystyk

GSB - Równica

Sobota, 23 kwietnia 2016 | dodano:21.07.2016 Kategoria 0-20 km, pieszo, w grupie
  • DST: 8.47 km
  • Teren: 7.00 km
  • Czas: 02:48
  • VAVG 3.03 km/h
  • VMAX 11.00 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • HRmax: 159 ( 85%)
  • HRavg 113 ( 60%)
  • Podjazdy: 412 m
  • Aktywność: Wędrówka
Pierwszy etap zdobywania Głównego Szlaku Beskidzkiego - odcinek z Ustronie (początek szlaku) przez Równica do Ustroń Polana.

GSB - Wielka Czantoria

Sobota, 23 kwietnia 2016 | dodano:21.07.2016 Kategoria 0-20 km, pieszo, w grupie
  • DST: 9.71 km
  • Teren: 9.50 km
  • Czas: 03:24
  • VAVG 2.86 km/h
  • VMAX 10.00 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • HRmax: 156 ( 83%)
  • HRavg 123 ( 65%)
  • Podjazdy: 475 m
  • Aktywność: Wędrówka
Drugi etap wycieczki GSB - tym razem z Jawornika, przez Schronisko na Szosowie, przełęcz Beskidek na Wielką Czantorie. Zejście czerwonym szlakiem do Ustroń Polana.

Nieudana wyprawa na Czerwone Wierchy

Niedziela, 4 października 2015 | dodano:22.10.2015 Kategoria pieszo
  • DST: 19.30 km
  • Teren: 19.30 km
  • Czas: 07:21
  • VAVG 2.63 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • HRmax: 163 ( 87%)
  • HRavg 114 ( 60%)
  • Kalorie: 1980 kcal
  • Podjazdy: 1129 m
  • Aktywność: Wędrówka
Zapowiadali piękną niedzielę, zdecydowaliśmy się więc na atak na grań Tatr, a konkretnie na Czerwone Wierchy. Pogoda rzeczywiście była piękna, ale w dolinach, natomiast a partii szczytowej wiał tak silny wiatr, że wycofaliśmy się na ostatnie prostej do Ciemniaka (około 30 minut przed szczytem) z Chudej Przełęczy (1850 m npm). Po nieudanym ataku na grań, zeszliśmy do Doliny Kościeliskiej przez Dolinę Tomanową.

Poważną wycieczkę w Tatry planowałem z Krzyśkiem już od dawna, ostatecznie padło na Czerwony Wierchy, które mieliśmy zdobyć od Doliny Kościeliskiej, a następnie przejść granią aż do Kasprowego Wierchu, skąd mieliśmy zejść do Kuźnic jednych z dwóch wariantów: szlakiem zielonym, lub jeszcze przez Halę Gąsienicową. Wyprawa była zaplanowana dwa tygodnie wcześniej, ale wtedy nie dopisała pogoda, dziś miało być pięknie, więc 5 osobowym składzie ruszyliśmy do Kir.

Na miejscu byliśmy koło 8 rano, było faktycznie słonecznie, choć dość mocno wiało. Już na pierwszym kilometrze spaceru przez Dolinę Kościeliską ujrzeliśmy nad głowami Ciemniak - pierwszy z Czerwonych Wierchów, który mieliśmy dzisiaj zdobyć. Po mniej więcej kilometrze doszliśmy do szlaku czerwonego i ruszyliśmy stromą drogą pod górę. Było ciężko, stromo, śliskie kamienie i tak praktycznie bez przerwy. Taki spacer pod górę mieliśmy przez kolejne 2 km, kiedy to wyszliśmy z lasu na dość rozległą łąkę (Polanę Upłaz), a po chwili doszliśmy do Upłaziańskiej Kopki i skały Piec, gdzie zrobiliśmy trochę dłuższy postój. To tu pojawiły się pierwsze symptomy czekających nas za chwilę kłopotów, a mianowicie nad granią zobaczyliśmy czarne chmury i odczuliśmy pierwsze silne podmuchy wiatru. W dolę było widać Zakopane i piękną słoneczną pogodę na dolinami.

Po przerwie ruszyliśmy dalej, znów bardzo stromo pod górę, z tym, że opuściliśmy już na dobre las i podążaliśmy przez piętro kosodrzewiny. Po kolejnym kilometrze marszu znikły ostatnie drzewka i wyszliśmy w pasmo hal wysokogórskich. Tu pojawił się poważny problem, na odsłoniętych halach strasznie mocno wiało. Krzyśkowi zwiało z głowy czapkę z daszkiem, a my z trudem pokonywaliśmy kolejne metry pod górę. Po pokonaniu kilkuset metrów, ścieżka schowała się jednak za skałami i już bez wiatru dotarliśmy do Chudej Przełęczy (1850 m npm) a przed nami jak na dłoni widać było cel naszej wyprawy. Co prawda Ciemniak chował się co chwilę w chmurach, ale momentami widzieliśmy nawet ludzi na jego szczycie.

Niestety nie dane nam było zdobyć dziś Ciemniaka. Mimo huraganowego wiatru ruszyliśmy jednak pod górę, ale uszliśmy może ze 100 m i stało się jasne, że trzeba będzie zawrócić. Na odsłoniętej ścieżce, wiało tak mocno, że nie było możliwości normalnie iść, w przerwach między podmuchami można było zrobić może z 5 metrów, ale jak zaczynało wiać, to siadaliśmy na ścieżce zapierając się jeszcze kijkami. Podmuchy trwały 1-2 minuty potem 10 sekund przerwy znów podmuch. Do szczytu mieliśmy tylko 30 minut drogi, ale w tych warunkach trzeba by iść pewnie znacznie dłużej, do tego szczyt Ciemniaka skąpany był w chmurach, więc na widoki nie było co liczyć. Nasz plan drogi po grani w takich warunkach w ogóle odpadał, więc nawet gdybyśmy zdobyli Ciemniak to trzeba by było się wrócić.

Po krótkiej konsultacji zadecydowaliśmy, że wracamy, ale żeby nie iść tą samą drogą to rzuciłem pomysł powrotu do Kir szlakiem zielonym przez Dolinę Tomanową i Schronisko na Hali Ornak. Co prawda po zastanowieniu miałem lekkie wątpliwości czy bezpiecznie jest iść pod wiatr, wąską ścieżką, którą prowadził szlak z Chudej Przełęczy, ale zostałem przegłosowany i po chwili ruszyliśmy w dół. Początkowo faktycznie mocno wiało, ale im schodziliśmy niżej, tym wiatr słabł i robiło się cieplej.

W dolinie zrobiło więc dość ciepło, co więcej nad szczytem Ciemniaka zniknęły chmury, ale było już zdecydowanie za późno na ponowny atak. Po przeszło 2 godzinnym marszu doszliśmy do Schroniska na Hali Ornak. Liczyliśmy na obiad, ale tłumy w kolejce do kasy skutecznie nas odstraszyły. Zjedliśmy więc kanapki i po przerwie postanowiliśmy pójść jeszcze nad Smreczynski Staw do którego prowadził czarny szlak. Podejście okazało się dość męczące, ale niewielki stawek prezentował się bardzo ładnie, po krótkim odpoczynku musieliśmy wrócić ponownie na Halę Ornak i już bez postoju ruszyliśmy Doliną Kościeliską do Kir. Maszerowaliśmy jeszcze prawie 2 godziny, powiem szczerze, że byłem już mocno zmęczony do Dolina Kościeliska jakoś specjalnie mnie nie zachwyciła, co więcej ze względu na tłumy turystów nawet mi się nie podobała, marsz przez nią okazał się strasznie męczący.

W końcu jednak dotarliśmy z powrotem na parking w Kirach, skąd busem wróciliśmy do Zakopanego, gdzie zostawiliśmy samochód. Wycieczka nie do końca udana, bo jej główny cel nie został osiągnięty, nie udało się nawet zdobyć Ciemniaka, który mógł być taką małą nagrodą pocieszenia. Jednak z drugiej stromy zrobiliśmy dość długą i wymagającą trasę punktowaną aż na 30 punktów GOT, więc całą wyprawę można uznać za w miarę udaną. Na Czerwone Wierchy trzeba będzie się wybrać jeszcze raz, tym razem chyba w lecie gdy będzie szansa na bardziej stabilną pogodę.

Galeria i mapa

Dolina Pięciu Stawów i Morskie Oko

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | dodano:10.08.2015 Kategoria pieszo, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 21.98 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 07:20
  • VAVG 3.00 km/h
  • VMAX 6.00 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • HRmax: 150 ( 80%)
  • HRavg 120 ( 64%)
  • Kalorie: 2500 kcal
  • Podjazdy: 1007 m
  • Aktywność: Wędrówka
W końcu udało się doprowadzić do skutku planowaną od dawna wycieczkę pieszą do Doliny Pięciu Stawów Polskich z powrotem przez Morskie Oko. Na wycieczkę pojechałem z żoną, siostrą, Krzyśkiem i Izą. Z Niepołomic wyruszyliśmy przed 6 rano, kilka minut po 8 byliśmy na parkingu na Palenicy Białczańskiej i około 8:20 ruszyliśmy na trasę. W przewodnikach po Tatrach planowana przez nas trasa została określona jako 10 godzinny spacer po górach, jednak w moim subiektywnym odczuciu trasa miejscami była dość trudna.
Początek trasy faktycznie łatwy w kilkadziesiąt minut doszliśmy po asfalcie do Wodogrzmotów Mickiewicza, gdzie po krótkiej przerwie odbiliśmy w prawo na zielony szlak prowadzący przez Dolinę Roztoki do Doliny Pięciu Stawów. Na samym początku dość strome podejście, potem znacznie łatwiej, ale na końcówce zielonego szlaku znów ostro musieliśmy się wspiąć pod wodospad Siklawa. Tu zrobiliśmy dłuższy postój połączony oczywiście z obowiązkową sesją zdjęciową, dalej jeszcze kawałek pod górę i doszliśmy do węzła szlaków nad Wielkim Stawem. Tu też zrobiliśmy krótką sesję zdjęciową i wzdłuż brzegu Wielkiego, Małego i Przedniego Stawu doszliśmy do schroniska.

W schronisku na wysokości 1670 m npm zrobiliśmy przerwę obiadową, po jedzeniu posiedzieliśmy jeszcze trochę nad Przednim Stawem podziwiając widoki i mocząc nogi. Schronisko Górskie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich to najwyżej położone schronisko w Polsce. Wypływająca z Wielkiego Stawu Siklawa to największy wodospad tatrzański. Wielki Staw jest najdłuższym i najgłębszym (drugim w Polsce) jeziorem w Tatrach, a Zadni Staw (niewidoczny z tego miejsca) jest najwyżej położonym jeziorem w Polsce (1890 m npm). To tylko niektóre ciekawostki dotyczące Doliny Pięciu Stawów, jest tu pięknie i naprawdę warto się trochę zmęczyć, żeby to miejsce odwiedzić.

Zdobycie schroniska w Dolinie Pięciu Stawów nie kończyło trudności na naszej wycieczce, musieliśmy się jeszcze przebić na Morskie Oko przez Świstową Czubę i Kopę. Spodziewaliśmy się, że podejście może być ciężkie, ale kompletnie nie spodziewaliśmy się tego co miało nas spotkać na zejściu. Z spod schroniska podeszliśmy pod górę po bardzo ciekawym, skalnym rumowisku. Dość szybko osiągnęliśmy Świstową Czubę i ruszyliśmy stromo pod górę na Kopę 1855 m npm, podejście choć dość strome też poszło nam całkiem sprawnie. Po drodze podziwialiśmy wyłaniającą się w prawie całej okazałości Dolinę Pięciu Stawów. Z Kopy widać 4 z 5 stawów czyli Przedni, Mały, Wielki i Czarny, ten położony najwyżej czyli Zadni niestety nie jest widoczny. Jest też oczywiście piękna panorama na grań Tatr z Kozim Wierchem, Orlą Percią i Przełęczą Krzyżne - przez którą planowałem niedługo z Krzyśkiem przechodzić. Na Kopie zrobiliśmy postój i sesję fotograficzną.

Po przerwie ruszyliśmy najpierw dość ostro w dół, a potem jeszcze lekko pod górę na Kępę 1683 m npm z której to ujrzeliśmy Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami. Niestety od tego miejsca zrobiło się dość nieprzyjemnie, do Morskiego Oka musieliśmy pokonać strome, wąskie zejście po dużych kamieniach, miejscami było dość ciężko. To wszystko sprawiło, że trasę od Doliny Pięciu Stawów do Morskiego Oka pokonaliśmy sporo wolniej niż pierwotnie planowaliśmy.

Nad Morskim Okiem zrobiliśmy mniej więcej półgodzinną przerwę, a następnie ruszyliśmy czerwonym szlakiem w dół do Palenicy Białczańskiej. Trudności w tym miejscu się skończyły, ale do pokonania było jeszcze 9 km w większości po asfalcie, powiem szczerze, że dość mnie ten odcinek zmęczył i strasznie mi się dłużył. Do tego kilka minut po wyjściu z Morskiego Oka usłyszeliśmy pierwsze grzmoty. Pod Wodogrzmotami Mickiewicza zerwał się dość silny wiatr, a kilka minut później zaczęło kropić, gdy mieliśmy dosłownie 500 metrów do parkingu zaczęło kropić już intensywnie i do samochodu wsiadaliśmy przy padającym deszczu. Można powiedzieć, że zdążyliśmy z zejściem w samą porę. Mniej więcej o godzinie 18:20, 10 godzin po starcie ruszyliśmy samochodem do domu.

Wycieczka udana, widoki piękne, choć nie określiłbym tej trasy jako 10 godzinny spacer dla niewprawnego turysty. Może nie jestem jakimś mega wprawionym turystą górskim, ale pewne odcinki wydawały mi się dość trudne - szczególne na zejściu z Kępy do Morskiego Oka. Z drugiej jednak stromy tą trasę pokonywały razem z nami 10 letnie dzieci, więc może jednak trudno nie było.

Mapa i galeria wycieczki

Góra Parkowa

Niedziela, 7 czerwca 2015 | dodano:09.06.2015 Kategoria pieszo, wycieczki piesze, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 4.40 km
  • Teren: 3.50 km
  • Czas: 01:11
  • VAVG 3.72 km/h
  • VMAX 7.00 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Kalorie: 950 kcal
  • Podjazdy: 172 m
  • Aktywność: Wędrówka
Ostatni dzień naszych rodzinnych mini wakacji postanowiliśmy spędzić w Krynicy i przy okazji zdobyć Górę Parkową. Wsadzenie Emilki do nosidełka znów było problematyczne, ale jak już się tam znalazła to siedziała w miarę spokojnie.

Górę Parkową postanowiliśmy zdobywać wchodząc na nią po szlaku - jest to droga trochę na około, ale za to prowadzi ładnymi leśnymi ścieżkami. Muszę powiedzieć, że trochę się zmachałem idąc po górę, ale po jakiś 40 minutach marszu byliśmy na miejscu. Na szczycie oczywiście dłuższa przerwa na jedzenie i zabawę na placu zabaw.

W dół postanowiliśmy iść alejkami, jest ich tak dużo, że ciężko się zdecydować którą iść, ale jakoś udało nam się zejść na deptak w Krynicy:) Potem jeszcze trochę zabawy w fontannie, jedzenie, małe zakupy i do domu.

Krynica - Przełęcz Krzyżowa

Sobota, 6 czerwca 2015 | dodano:08.06.2015 Kategoria pieszo, wycieczki piesze, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 6.58 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 01:42
  • VAVG 3.87 km/h
  • VMAX 6.00 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Kalorie: 120 kcal
  • Podjazdy: 324 m
  • Aktywność: Wędrówka
Po udanym teście nosidełka, dziś postanowiliśmy zdobyć Jaworzynę Krynicką - oczywiście na szczyt zamierzaliśmy wjechać kolejką, ale żeby nie było za łatwo to z Krynicy do dolnej stacji kolejki w Dolinie Czarnego Potoku postanowiliśmy dojść szlakiem zielonym przez Przełęcz Krzyżową. Niby blisko ale jak się okazało droga ta była jednak sporym wyzwaniem.

Samochód zostawiliśmy w centrum Krynicy i drogę. Na początek po asfalcie a potem po kostce brukowej, ale to mocno w górę ulicą Zieloną. Od samego rano było bardzo gorąco a Emilce wyraźnie nie bardzo się dzisiejsza wycieczka podobała i w zasadzie od samego początku była marudna. Po przejściu ul. Zielonej weszliśmy w las, droga cały czas prowadziła stromo pod górę, zrobiliśmy mały postój po którym Emilkę z krzykiem wsadziliśmy z powrotem do nosidełka. Po kilkudziesięciu minutach doszliśmy na Przełęcz Krzyżową (769 m npm) gdzie musieliśmy zrobić dłuższy postój. Wyjęta z nosidełka Emilka moment odzyskała dobry humor, niestety oo przerwie gdy wsadzaliśmy ją do nosidełka znów ryk:( 

Na szczęście teraz już było tylko w dół i stosunkowo blisko do Doliny Czarnego Potoku, gdzie znajdowała się stacja kolejki. Kupiliśmy bilety i wyjechaliśmy na Jaworzynę, na szczycie Emilka strasznie rozrabiała, biegała i zbierała kamienie:) Nie zbyt spodobał jej się już sam zjazd na dół, zacząłem się obawiać jak z powrotem wrócimy do Krynicy. Emilka nawet nie chciała słyszeć o ponownym wejściu do nosidełka i uciekała po całym parkingu, żebym jej nie wsadził. Wpadłem na pomysł, że pójdę sam i przyjadę samochodem, ale po chwili namysłu postanowiliśmy jednak wsadzić Emilkę i siłę do nosidełka. 

Podejście ponownie do przełęczy było ciężkie zarówno fizyczne (stromo) jak i psychiczne bo dziecko prawie cały czas płakało. Na przełęczy znów zrobiliśmy postój, Emilka od razu poczuła się lepiej i po przerwie o dziwo nawet w nosidełku nie było już tak źle. Spokojnie zeszliśmy sobie do Krynicy szlakiem zielonym. Planowałem co prawda zejście szlakiem niebieskim, ale w tej sytuacji postanowiłem wybrać najkrótszą możliwą drogę do samochodu.

Ta wycieczka trochę mnie zdołowała, okazało się że Emilka nie bardzo chcę siedzieć w nosidełku i nie bardzo podoba jej się dłuższe chodzenie po górach. W planie na ten rok mieliśmy podejście do Morskiego Oka, ale w tej sytuacji trzeba będzie z tego zrezygnować.

Po południu poszliśmy jeszcze na zakupy do Tylicza, przy okazji zwiedziliśmy cerkiew grekokatolicką i zabytkowy drewniany kościół. Emilka o dziwo siedziała w nosidełku dość spokojnie, więc może nie będzie jednak tak źle:)

Góra Chełm, Schronisko Kudłacze

Piątek, 1 maja 2015 | dodano:05.05.2015 Kategoria pieszo, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 20.70 km
  • Teren: 18.00 km
  • Czas: 04:54
  • VAVG 4.22 km/h
  • VMAX 11.00 km/h
  • Temp.: 11.0 °C
  • Kalorie: 829 kcal
  • Podjazdy: 837 m
  • Aktywność: Wędrówka
Na 1 maja zrobiliśmy mały trekking w Beskidzie Wyspowym - zdobyliśmy górę Chełm, a potem schronisko na Kudłaczach. Plan wycieczki opracowała moja siostra, wybierały się w trzy + mój szwagier, postanowiłem wraz żoną podłączyć się do wycieczki. Niestety kilka dni przed wycieczką pojawiły się dość niepokojące prognozy pogody i zacząłem się obawiać, że jednak nigdzie nie pojedziemy. Jednak dziś rano pogoda była w miarę, nawet gdzie nie gdzie zaczęło pojawiać się słońce, więc o 7 rano byliśmy z żoną gotowi do wyjazdu. Nastąpiła jednak pewna obsuwa i z Niepołomic do Myślenic ruszyliśmy dopiero około 7:20, trasa poszła sprawnie i koło 8 byliśmy na parkingu pod stadionem Dalinu Myślenice na Zarabiu.

Plan wycieczki był taki: wchodzimy zielonym szlakiem na Chełm (654 m) i dalej tym samym szlakiem do połączenia z czerwonym prowadzący do schroniska Kudłacze (730 m), schodzimy czarnym szlakiem do Pcimia, gdzie szukamy podwózki do Myślenic. Na początek więc spacer deptakiem po Zarabiu jakieś 1,5 km, ale raz potem rozpoczęło się mega strome podejście na górę Chełm. Co ciekawe szlak zielony jest najbardziej stromy właśnie na samym początku, więc stosunkowo szybko musieliśmy zrobić pierwszy postój. Potem już było znacznie łatwiej przejściu 2,6 km od deptaku zameldowaliśmy się pod górną stacją wyciągu na Chełm (wysokość około 614 m), tam krótki odpoczynek, parę fotek i ruszamy dalej. Na początek trzeba jeszcze zdobyć szczyt góry Chełm, bo stacja narciarska nie leży w najwyższym punkcie wzniesienia, wspinamy się więc na 654 m npm) i schodzimy do osiedla Chełm na jakieś 560 metrów. W tym momencie pozostała nam już tylko krótka przełączka przez las do połączenia ze szlakiem czerwonym.

W tym momencie zauważyłem, że mój rowerowy Garmin Edge 800 całkowicie nie radzi sobie z pieszą wycieczką, moja siostra miała pokonany dystans 7 km, a na moim gpsie było ledwo 4,1 km/h. Pogrzebałem trochę ustawieniach, całkiem wyłączyłem autopause (wcześnie dałem żeby włączała się dopiero po zatrzymaniu) i od tej pory liczył już trochę lepiej, ale ostatecznie do prezentacji wycieczki korzystam ze śladu mojej siostry z mojej starej Dakoty 20. Ten ślad też niestety nie jest pełny, bo moja siostra nie włączyła GPS wcześniej żeby się skalibrował, włączyłem go dopiero idąc deptakiem, a że miał problemy ze zlokalizowaniem satelitów do zaczął działać dopiero po przejściu 500-600 metrów.

Po kilku minutach byliśmy na węźle szlaków, jeszcze przez pewien czas szlak zielony szedł razem z czerwonym, ale potem miał gdzieś odbić, a czerwony miał nas zaprowadzić do schroniska do którego z tego miejsca było jeszcze około 3 km. Szliśmy więc sobie spokojnie, choć zaczęła nas trochę martwić pogarszająca się pogoda, na kolejnym szlaków stwierdziliśmy, że jest różnicami w czasie dojścia między tym co mamy na mapie (40 minut - 2 km) a tym co pokazuje znak 1:15. No cóż idziemy dalej, po pokonaniu jakiegoś kilometra zrozumieliśmy skąd ta różnica, na gpsie widać było wyraźnie że jesteśmy poza szlakiem z mapy, jednak ślady na drzewach pokazywały, że jesteśmy na szlaku - bieg szlaku został zmieniony i zarazem wydłużony. Tym sposobem trochę na około, ale po szlaku doszliśmy do schroniskach na Kudłaczach.

Gdy już byliśmy na placu schroniska, akurat zaczęło mocniej kropić, schowaliśmy się więc szybko pod dach. Nadszedł czas na dłuższą przerwę i zasłużony obiad. W między czasie stwierdziliśmy, że nie będziemy schodzić do Pcimia, skąd trzeba by łapać jakiegoś busa, tylko szlakiem czerwonym wrócimy do Myślenic wprost pod samochód. W sytuacji gdyby pogoda się pogorszyła, mieliśmy zejść przez osiedle Chełm po asfalcie.

Ponieważ deszcz ciągle siąpił, to założyliśmy peleryny i drogę. Na początek pokonaliśmy "dawny", krótszy odcinek po szlaku czerwonym. Droga była dobra, a zamalowane znaki szlaku jeszcze widoczne na drzewach. Dalej był odcinek do połączenia (w tym kierunku rozejścia) się szlaku czerwonego i zielonego, w tym miejscu mogliśmy ruszyć na drogę przez osiedle Chełm, ale ponieważ padać w w zasadzie przestało to postanowiliśmy iść po czerwonym szlaku. Ta decyzja spowodowała jednak, że nasze zejście zamieniło się w podejście na początek na Śliwik (620 m npm) - ten odcinek poszedł nam jeszcze dość gładko, ale później było zejście na na 550 metrów i rozpoczęło się kolejne podejście na Uklejna, która zgodnie z mapą miała 677 m npm. To właśnie to podejście okazało się strasznie męczące i gdy zdobyliśmy Uklejnę to potrzebowaliśmy chwili odpoczynku.

Dalej już było tylko w dół, ale ponieważ byliśmy stosunkowo wysoko, to zejście okazało się bardzo strome a co za tym idzie dość męczące. Szliśmy wąskimi, śliskimi i bardzo stromym ścieżkami i tak było aż do samego dołu. Tuż przed dojściem do Zarabia zwiedziliśmy jeszcze ruiny baszty z XIII wieku, potem jeszcze stroma ścieżka w dół i byliśmy na Zarabiu, pozostało już tylko jakieś 600 metrów dojścia do samochodu.

Co ciekawe po deszczu, który złapał nas w schronisku, potem pogoda się poprawiła, przeszło padać, ustał też wiatr i zrobiło się cieplej. Wycieczka udana, choć ze względu na straszącą nas pogodę pokonana w dość szybkim tempie, co biorąc pod uwagę fakt, że nie chodzimy w góry na co dzień sprawiło, że wróciliśmy do samochodów mocno zmęczeni.

Myślę, że w tym roku pokuszę się o więcej wycieczek pieszych w góry, może nie koniecznie na jakieś wysokie szczyty. Jak pokazał ten wypad, nawet blisko domu można zrobić sobie ciekawą górską wycieczkę.

Mapa i zdjęcia

Makowica w Beskidzie Sądeckim

Poniedziałek, 1 grudnia 2014 | dodano:20.12.2014 Kategoria pieszo
  • DST: 16.40 km
  • Teren: 14.00 km
  • Czas: 04:12
  • VAVG 15:21 km/h
  • VMAX 10:00 km/h
  • Temp.: -3.0 °C
  • Podjazdy: 718 m
Wycieczka egzaminacyjna w ramach kursu instruktora turystyki kwalifikowanej o specjalności turystyka piesza górska. Wycieczka była ciekawa, ale dość trudna. Po początkowym łatwym odcinku zaczęliśmy dość wyraźnie się wspinać do góry. Parking w Rytrze z którego startowaliśmy leży na wysokości jakiś 340 m npm, natomiast szczy Makowicy to aż 948 m npm. Do tego dochodził jeszcze fakt, że mniej więcej od wysokości 550-600 m npm pojawił się śnieg i lód po którym szło się dość ciężko. Na szczycie pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy do schroniska - Górska Chata Cyrhla. Tam zrobiliśmy dłuższą przerwę na ciepłą herbatę.

Największym problemem okazało się jednak zejście ze schroniska z powrotem do Rytra. W zasadzie zaraz po wyjściu ze schroniska zapadał zmrok. Szliśmy głównym Szlakiem Beskidzkim, który okazał się dość stromy, co połączeniu, ze śniegiem, lodem i ciemnością okazało się nie lada wyzwaniem. Na dłuższym odcinku tego właśnie zejścia mi przypadł obowiązek prowadzenia grupy. Pierwszym problem pojawił się, gdy wyszliśmy nagle na dość dużą łąkę, kiepsko oznakowany w tym miejscu szlak nie wskazywał jednoznacznie kierunku marszu, po dłuższym zastanowieniu postanowiliśmy przeciąć łąkę po przekątnej, co na szczęście było dobrą decyzją. Niestety zaraz potem weszliśmy na wąską, stromą i mocno oblodzoną ścieżkę, po której poruszanie się w ciemnościach było nie lada wyzwaniem. Po wyjściu na szeroką drogę przy jakiś zabudowania nastąpiła zmiana prowadzącego i mogłem zacząć się zajmować tylko swoim zejściem a nie całą grupą:). 

Praktycznie na koniec wycieczki, odwiedziliśmy jeszcze ruiny zamku w Rytrze, o którym to ja miałem opowiadać. Fakt, że przyszliśmy tu w nocy trochę zadanie utrudniał, ale na szczęście udało mi się i tą sprawę załatwić pomyślnie:)

Mniej więcej o godzinie 18:00 po prawie 9 godzinach wycieczki i przejściu ponad 16 km, zeszliśmy na parking w Rytrze, gdzie w zajeździe nastąpiło zakończenie kursu. W mojej legitymacji instruktorskiej pojawiła się druga pieczątką.

Galeria wycieczki


Połonina Wetlińska

Sobota, 17 sierpnia 2013 | dodano:17.08.2013 Kategoria pieszo
  • DST: 10.50 km
  • Teren: 10.50 km
  • Czas: 03:00
  • VAVG 3.50 km/h
  • VMAX 8.00 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 471 m
  • Aktywność: Wędrówka


Wybraliśmy się na Połoninę Wetlińską (1228 m npm) z Przełęczy Wyżnej (872 m npm) - w planie było tylko podejście do Schroniska Chatka Puchatka, bo moja żona nie może za bardzo się forsować, ale ponieważ stwierdziła że czuję moc w nogach to przeszliśmy prawie całą połoninę przez Hasiokową Skałę, Srebrzystą Przełęcz aż na punkt widokowy na skale Osadzki (1253 m npm) potem oczywiście musieliśmy się wrócić.

W drodze powrotnej domykaliśmy Wielką Pętlę Bieszczadzką, pojechaliśmy przez Ustrzyki Górne do Ustrzyk Dolnych po drodze zaliczając jeszcze kilka cerkwi w Smolniku, Żłobku, Rabe, Hoszowie i już za Utrzykami Dolnymi w Ustjanowie Górnym.


Galeria z wejścia na Połoninę Wetlińską

Kolejka, Ustrzyki Dolne, Cerkwie

Piątek, 16 sierpnia 2013 | dodano:17.08.2013 Kategoria pieszo
  • DST: 4.00 km
  • Czas: 00:50
  • VAVG 12:30 km/h
  • VMAX 10:00 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 25 m
  • Aktywność: Chodzenie


Rano pojechaliśmy do Majdanu koło Cisnej, gdzie przejechaliśmy się Bieszczadzką Kolejką Leśną na trasie Majdan - Balnica. Potem pojechaliśmy do Ustrzyk Dolnych gdzie trochę pozwiedzaliśmy miasto.

Potem pojechaliśmy na poszukiwanie dawnych cerkwi: byliśmy Liskowatym gdzie zobaczyliśmy bardzo ładną, choć mocno zaniedbaną cerkiew bojkowską, potem w Krościenku, gdzie była cerkiew obecnie kościół katolicki, a na koniec w Równi gdzie niewielką ale bardzo ładną cerkiew również przekształcono w kościół. Chodzenia dziś było niewiele, ale zobaczyliśmy kilka ciekawych obiektów.

Bieszczadzkie cerkwie