Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Z Krzyśkiem do Baczkowa - test Endomondo na HTC

Wtorek, 7 sierpnia 2012 | dodano:07.08.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, praca
  • DST: 37.51 km
  • Czas: 01:43
  • VAVG 21.85 km/h
  • VMAX 55.56 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 151 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Po pracy odpocząłem w sklepie kolegi w rynku w Niepołomicach, zjadłem obiad i namówiłem go na wycieczkę rowerową do Baczkowa, potem Krzysiek miał wrócić do Niepołomic a ja jechać do Łapczycy. Przed wyjazdem ściągnęliśmy na telefony HTC oprogramowanie Endomondo, założyliśmy konta i ruszyliśmy na trasę z włączonymi programami. Ja na porównania włączyłem również mojego Garmina. W Baczkowie oba telefony z opalonym endomondo pokazywały mniej więcej to samo, również odchylenia od wskazań Garmina były w normie. Potem ja pojechałem do Łapczycy a Krzysiek do Niepołomic, niestety mój telefon nie wytrzymał i padł jakieś 4 km przed metą mimo to wysłał ślad, który zanotował do serwisu. Po przyjeździe wgrałem ręcznie pełny ślad z Garmina do Endomondo.com i tu niestety widać pewne równice, a mianowicie ślad notowany komórką wyraźnie przekłamuje wysokości - pokazywał mi wysokość prawie 340 m npm na Górnym Gościńcu pod Bochnią, a jest co najwyżej 290 m npm. Krzyśkowi pokazał wysokości 273 m npm gdzieś w Puszczy i przewyższenia na całkowicie płaskiej trasie rzędu 230 metrów jest to więc ewidentny błąd.

Ślad z Garmina wgrany do endomondo: min wysokość 182, maks wys. 287, przewyższenia 102 m
Ślad z HTC (krótszy bo padł mi telefon): min wysokość 224, maks wys. 337, przewyższeń mi nie zanotował bo nie dokończył śladu normalnie




Z pracy do Niepołomic

Wtorek, 7 sierpnia 2012 | dodano:07.08.2012 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, praca
  • DST: 13.34 km
  • Czas: 00:30
  • VAVG 26.68 km/h
  • VMAX 31.75 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 20 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Szybka jazda z pracy do Niepołomic przez Puszczę Niepołomicką, miejscami przeszkadzał dość mocno wiatr, ale tempo wyszło w sumie niezłe, choć nie rekordowe.

Do pracy w rekordowym czasie

Wtorek, 7 sierpnia 2012 | dodano:07.08.2012 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, praca
  • DST: 19.84 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 00:48
  • VAVG 24.80 km/h
  • VMAX 57.73 km/h
  • Temp.: 19.0 °C
  • Podjazdy: 100 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem do pracy na rowerze, w Łapczycy świeciło słońce, ale już Targowisku wjechałem pod czarne chmury. Cisnąłem więc dość mocno, ale na rekord zacząłem jechać dopiero po wyjeździe z lasu pod leśniczówką Przyborów gdy zobaczyłem, że mam czas około 37 minut - postanowiłem powalczyć o wynik poniżej 50 minut. Ostatnie kilometry już ostro, miejscami pod solidny wiatr. Ostatecznie osiągnąłem czas 48:21, średnia prędkość 24,63 km/h - biorąc pod uwagę, że na trasie był 4 km odcinek szutrówką przez las to wyszło rewelacyjnie.


Podjazdy dookoła Zakopanego

Niedziela, 5 sierpnia 2012 | dodano:05.08.2012 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 75.09 km
  • Teren: 2.00 km
  • Czas: 04:21
  • VAVG 17.26 km/h
  • VMAX 63.50 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 1255 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W poniedziałek 31.07 zrobiłem wycieczkę do Niepołomic dzięki, której przekroczyłem 1000 km przejechanych w lipcu. Na pierwszy sierpniowy weekend planowałem wycieczkę rowerową w okolicach Zakopanego, ale we wtorek dopadło mnie jakieś strasznie zatrucie pokarmowe. W sobotę wieczór czułem się już trochę lepiej, więc postanowiłem, że w niedziele jadę. Pogodę zapowiadali dobrą tym czasem ledwo dojechałem do Myślenic a tu ulewa, po chwili padać przestało, ale całe niebo było zasłonięte przez czarne chmury. Około 9 rano dojechałem do Szaflar gdzie na Termach Podhalańskim miałem zostawić rodzinę a sam ruszyć na rower, jednak gdy już dojechałem to Szaflarach padał deszcz, a gdzieś w oddali słychać było burzę. Postanowiłem więc, że chwilę przeczekam na gorących źródłach, około 11 pogoda się w miarę uspokoiła, dalej było pochmurno, ale deszcz już nie padał - postanowiłem, więc jechać.
Z Szaflar pojechałem do Białego Dunajca, gdzie z kolei skręciłem w ulicę Gliczarowską z zamiarem podjechania sobie pod Gliczarów Górny - najtrudniejszy podjazd na trasie Tour de Pologne. Ponieważ nie byłem pewny swoich możliwości to od początku jechałem sobie powolutku, przez Gliczarów Dolny droga lekko się wznosi i wije wąską nitką pomiędzy domami. Jechałem sobie powoli robiąc fotki i czekając na najtrudniejszy odcinek, który pojawił się wraz z przejechaniem znaku oznaczającego koniec Gliczarowa Dolnego. W tym miejscu zaczyna się najtrudniejsza ścianka, od razu jest strasznie stromo, a po wjechaniu w lasek robi się jeszcze gorzej. Kręciłem sobie przepychając pedały przy prędkości 4,5 - 5 km/h, zastanawiając się ile jeszcze do końca, po przejechaniu przez lasek droga trochę odpuszcza, ale kręcić pod górę trzeba jeszcze sporo. Podjazd kończy się pominięciu tablicy Gliczarów Górny, kilka metrów dalej jest skrzyżowanie z kapliczką a za kolejne 100 metrów kulminacja drogi asfaltowej, przy pensjonacie rozpoczyna się zjazd do Bukowiny Tatrzańskiej.

W Gliczarowie Górnym zrobiłem kilka fotek i ruszyłem w dół do Bukowiny, droga niby w dół ale nie do końca, bo drodze mamy kilka odcinków gdzie trzeba jeszcze pokręcić pod górę. Ostatecznie jednak po zjeździe wyjeżdżamy na rondo koło Termy Bukowina, zgodnie z planem w tym miejscu miałem skręcić na Stasikówkę i pomknąć w dół w kierunku Poronina, ale nagle stwierdziłem, że może podjechał bym sobie pod Cyrhlę na Białką i na Głodówkę. Do tej pory podjeżdżałem na Głodówkę w 2009 i 2011 z okazji etapu Tour de Pologne, ale zawsze tak jak jechał wyścig czyli od strony Zakopanego, tym razem postanowiłem zaatakować najkrótszą drogą od Bukowiny (czyli tak jak zwykle zjeżdżałem). Kiedyś ta droga wydawała mi się niebotycznie trudna, tym czasem wcale taka trudna nie jest, nachylenie jest miarę stałe i raczej nie przekraczające 8%, jedyną trudnością jest ruchliwa droga (na przejście graniczne w Łysej Polanie) i fakt, że droga cały czas wiedzie pod górę bez wypłaszczeń. Wbrew wcześniejszym obawom czułem się całkiem nieźle i na Cyrhlę nad Białką wyjechałem bez większych problemów z prędkością 9-12 km/h bez użycia małej tarczy z przodu. Na polanie Głodówka w schronisku jak zwykle zatrzymałem się na obiad, z tego miejsca są piękne widoki na Tatry Wysokie, ale dziś pogoda była nie najlepsza, widać było góry, ale jakby za mgłą. W czasie przerwy obiadowej trochę się przejaśniło, więc zrobiłem kilka fotek i ruszyłem w dół w stronę Zakopanego.

Z tego miejsca mogłem w zasadzie jechać cały czas drogą Oswalda Balzera w dół do Zakopanego, ale ponieważ przed wyjazdem założyłem sobie, że podjadę ze Stasikówki przez Murzasichle do Drogi Balzera to najpierw musiałem z tej drogi zjechać. Od skrzyżowania z drogą na Łysą Polanę pomknąłem w dół w stronę Zakopanego po serpentynach, nie zbyt szybko bo droga była mokra i nie chciałem przykrych niespodzianek, ale po zjechaniu z serpentyn nie pojechałem na wprost do Zakopanego, tylko odbiłem w prawo niebieskim szlakiem na Małe Ciche. Droga na początkowym odcinku (jakiś 2 km) jest szutrowa, utwardzana dużymi kamieniami, drogę tę wyraźnie ostatnio przepłukała woda robiąc miejscami spore bruzdy. Jechało się więc dość ciężko, ale za to malowniczo przez las, a po kilku minutach byłem już na asfalcie w Małym Cichym. Przejechałem przez wioskę i pomknąłem w kierunku drogi 961 w Stasikówce, żeby jechać pod górę przez Murzasichle nie trzeba dojeżdżać do drogi 961, ale żeby podjazd był pełny tak jak 2009 gdy jechałem go podczas TdP to zjechałem do samego skrzyżowania, porobiłem fotki i ruszyłem pod górę. Po przejechaniu 1,5 km wjechałem do Murzasichle i spokojnie kręciłem sobie pod górę, zatrzymałem się na 30 sekund pod kościołem żeby zrobić fotkę i ruszyłem dalej. Podjazd średnio trudny, mniej więcej stałe nachylenie, nowiutki asfalt którego nie było 2009 i spokojna jazda bez użycia małej tarczy z przodu. Po przejechaniu niecałych 6 km dojechałem ponownie do drogi Oswalda Balzera kończąc tym samym podjazd, który w 2009 był premią I kategorii na TdP. Dalej jazda przez Toporową Cyrhlę do osiedla Cyrhla, w tym miejscu byłem kiedyś na wakacjach, więc zrobiłem obowiązkowy postój na fotkę, przy okazji sfotografowałem jeszcze Gubałówkę, gdzie dziś też miałem jeszcze podjechać i ruszyłem w dół do Zakopanego.

W Zakopanym punkty obowiązkowe: Jaszczurówka, skocznia i Krupówki a następnie zatrzymałem się na przerwę w parku tuż przede mną jak na dłoni widać było Gubałówkę. W między czasie pogoda się poprawiła, a gdy byłem w Zakopanym to grzało już na całego, ja po poprzednich podjazdach zacząłem odczuwać lekkie zmęczenie, a na domiar złego coś zaczął mnie boleć brzuch. Po przerwie ruszyłem dalej, drogą na Kościelisko z zamiarem podjechania na Gubałówkę i Butorowy Wierch. Już droga w kierunku Kościeliska dała mi mocno w kość, a następnie skręciłem w prawo na oznaczony Szlak Papieski i rozpocząłem najtrudniejszy odcinek podjazdu. Powiem szczerze, że faktycznie jest trudno, może na moje odczucie złożyło się zmęczenie i prażące słońce, ale męczyłem się okropnie kręcąc powolutku na najlżejszym przełożeniu 6 km/h. Podjazd nie odpuszcza ani przez chwilę i dopiero wyjazd na grzbiet Gubałówki pozwala odetchnąć po wysiłku. Ja zdecydowałem się jeszcze podjechać po betonowych płytach na Butory Wierch, jest tam wyciąg którym można zjechać w dół lub oczywiście wjechać na górę z Kościeliska:). Dalej zjechałem kawałek w dół i pojechałem sobie grzbietem Gubałówki, droga ta jest straszna, ludzie są wszędzie, lezą całą drogą i na nic nie patrzą, dość długo przebijałem się z prędkością poniżej 5 km na godzinę aż w końcu dojechałem do masztu na Gubałówce gdzie rozpoczyna się zjazd w kierunku Zębu. Tu zatrzymałem się na chwilę chowając się przed deszczem, który dość niespodziewanie zaczął intensywnie padać mimo iż słońce grzało na całego. Deszcz przeszedł po 5 minutach i już w pełnym słońcu mogłem ruszyć w dół.

Przyznam, że w tym miejscu mojej wycieczki byłem już mocno zmęczony, na szczęście większość pozostałego mi dystansu to droga w dół. Na początek zjechałem do Zębu robiąc po drodze kilka fotem m.in. drewnianego kościołka i kamienia papieskiego w Zębie, który chwali się faktem iż jest najwyżej położoną parafią w Polsce. Następnie przejechałem przez Ząb i ruszyłem na Sierockie gdzie czekał mnie lekki podjazd, w miejscowości Sierockie zrobiłem fotkę drogi na Leszczyny, którą kolarze Tour de Pologne zjeżdżają w dół do Białego Dunajca by po chwili rozpocząć podjazd pod Gliczarów Górny, oj ciasno jest w tym miejscu. Ja jednak pojechałem przez Sierockie prosto w kierunku na Bańską Wyżną, w tej miejscowości rozpoczyna się piękny nowy asfalt, a droga bardzo wyraźnie wiedzie w dół, postanowiłem już nie robić zdjęć tylko pomknąć sobie w dół. Przejechałem Bańską Wyżną, Bańską Niżna praktycznie bez pedałowania, zatrzymałem się tylko raz na ostrym zakręcie z ograniczeniem do 40 km/h, że zrobić zdjęcie widocznych w dole Term Podhalańskich w Szaflarach i po chwili znów pędziłem w dół. Tak beztrosko zjechałem sobie aż do samych Szaflar na wysokość około 650 m npm z 1000 w Sierockich, przejechałem Zakopiankę i pojechałem zobaczyć centrum wsi. Dość niespodziewanie Szaflary mnie zaskoczyły, jest tu ładny kościół, coś na kształt małego ryneczku ze starą zabudową i ciekawy pomnik Augustyna Suskiego, urodzonego w Szaflarach Naczelnika Konfederacji Tatrzańskiej zamordowanego w Oświęcimiu w 1942 r. Po obejrzeniu atrakcji Szaflar ruszyłem przez wieś w kierunku Białego Dunajca, do Term Podhalańskich znajdujących się właśnie na granicy z Białym Dunajcem miałem jeszcze spory kawałek i niestety lekko pod górę, jakoś jednak dałem radę i około 17:45 byłem na miejscu, kończąc tym samym 75 km wycieczkę.

Pierwotnie planowałem trochę inną trasę, początkowo miałem jechać dokładnie jak TdP, ale potem stwierdziłem, że jak na wycieczkę to mała ciekawa trasa, więc postanowiłem pojechać przez Gliczarów Górny, Bukowiną, Stasikówkę, Murzasichle, Zakopane, Gubałówkę, Ząb, Sierockie do Szaflar. Nie planowałem w ogóle podjazdu pod Cyrhlę nad Białką i przejażdżki przez Małe Ciche, również na pomysł przejazdu przez Bańską Wyżną i Niżną a potem przez całe Szaflary wpadłem w ostatniej chwili. To wszystko sprawiło, że zamiast 50 km zrobiłem 75 km i do tego dodatkowo kilkaset metrów przewyższenia więcej. Wycieczkę uważam za bardzo udaną, moja forma nawet po chorobie okazała się całkiem niezła, zmęczenie co prawda nastąpiło szczególnie podczas podjazdu na Gubałówkę, ale w sumie nie było źle:)

Galeria wycieczki


Do Niepołomic po 1000 km w lipcu

Wtorek, 31 lipca 2012 | dodano:31.07.2012 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 35.83 km
  • Teren: 7.00 km
  • Czas: 01:30
  • VAVG 23.89 km/h
  • VMAX 57.15 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 215 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W do zrobienia 1000 km w lipcu brakowało mi jeszcze dwóch, więc ostatniego dnia lipca zdecydowałem się pojechać do Niepołomic wymienić opony na cienkie i przy okazji nabić kilometry:)

Z żoną po Puszczy

Sobota, 28 lipca 2012 | dodano:28.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 43.64 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 02:44
  • VAVG 15.97 km/h
  • VMAX 15.93 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Podjazdy: 50 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Po dwudniowym maratonie do Częstochowy postanowiłem wybrać się na rozjazdy na wycieczkę z żoną. Początkowo mieliśmy jechać do Łapanowa, ale temperatura przekraczająca 30 stopni nas do tego zniechęciła, wybór padł więc na Puszczę Niepołomicką w której można było liczyć na odrobinę cienia. Ruszyliśmy z Niepołomic i Drogą Królewską, Żubrostradą dojechaliśmy do drogi na Damienice, którą dojechaliśmy nad Czarny Staw, minęliśmy go i skręcając w lewo pojechaliśmy na koniec Puszczy do Baczkowa. W sklepie zrobiliśmy zakupy i postój w cieniu przy pobliskim budynku OSP - zrobiłem fotkę zabytkowej sikawce i po chwili ruszyliśmy z powrotem.
Po kilkunastu minutach już robiliśmy sesję nad Czarnym Stawem, było strasznie gorąco więc ludzi nad stawem nie było wcale, a i na leśnych ścieżkach w Puszczy też nie było tłumów. Po przerwie nad stawem ruszyliśmy w drogę powrotną, moja żona rozpoczęła wyścigi, najpierw wyprzedziła gościa na rowerze, później grupę szybko jadących rolkarzy, a już na Drodze Królewskiej zaczęła uciekać przed dość szybko jadącym starszym panem. Ucieczka była skuteczna przez jakieś 5 km pokonywanych z prędkością 22-25 km/h, ale w końcu brakło pary i moja żona musiała uznać wyższość starszego pana, który w końcu nas dogonił i przegonił:). Do domy wróciliśmy już tempem spacerowym. W sumie pokonaliśmy przeszło 43 km i do 1000 km zrobionych w lipcu brakuje mi już tylko niecałych dwóch kilometrów:) zostały jeszcze 3 dni więc może dam radę:). Dziś jechało mi się tak sobie, obawiam się, że gdybym w takim słońcu miał pokonać 100 km podczas powrotu z Częstochowy to mogłoby być ciężko, ale w grupie motywacja rośnie, więc może jakoś bym sobie poradził:)

Galeria wycieczki


Krzywopłoty - Częstochowa

Piątek, 27 lipca 2012 | dodano:28.07.2012 Kategoria 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Jura2012
  • DST: 106.69 km
  • Teren: 15.00 km
  • Czas: 05:50
  • VAVG 18.29 km/h
  • VMAX 53.91 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 850 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na trasie Krzywpłoty - Częstochowa:
dystans: 86,41 km; czas: 4:30:50; średnia: 19,14 km/h; max: 53,91 km/h; przewyższenia: 814 m.

Drugiego dnia pobudka z samego rana o 6:00, o godzinie 7:00 wszyscy już stali przed ośrodkiem i zapinali sakwy na rower. Moje sakwy crosso montuje się w minutę, ale innym uczestnikom ekipy zajęło to trochę dłużej, więc dopiero około 7:15 ruszyliśmy na trasę. Na początek dość ciężki odcinek po szutrze i to jeszcze pod górę Rowerowym Szlakiem Orlich Gniazd w kierunku Ryczowa. Do jazdy nie zachęcała też pogoda, było co prawda w miarę ciepło, ale chmury zasłaniały całe niebo i znowu zalegała mgła. Po pokonaniu odcinka szutrowego dalej już asfaltem przez Złożeniec dojechaliśmy do Ryczowa. Nie jechało mi się najlepiej, więc na podjeździe postanowiłem się rozgrzać, razem z Edmundem podjechałem pod górę w Ryczowie, potem skręciliśmy w prawo na Ogrodzeniec i znowu pod górę. Na skrzyżowaniu z drogą na Podzamcze poczekaliśmy na resztę ekipy i już razem wjechaliśmy na plac pod zamkiem. Było około 8:20, ale na szczęście knajpy już się otwierały, więc członkowie wycieczki wstąpili na kawę, a ja pojechałem sobie pod zamek. O tej godzinie nie było jeszcze obsługi zamku, więc na plac zamkowy mogłem wejść za darmo, porobiłem więc kilka fotek, podszedłem też pod powstały niedawno park miniatur, gdzie można obejrzeć jak kiedyś wyglądały warownie jurajskie. Niestety park też był jeszcze zamknięty, a szkoda bo mimo iż cena biletu - 14 zł, jest dość wysoka to chęcią bym sobie zamki obejrzał. Przerwa na Podzamczu trwała dłuższą chwilę podczas której na niebie zaczęło pojawiać się słońce.

Około 9:15 ruszyliśmy dalej szlakiem przez pola w kierunku Zawiercia, po drodze napotkaliśmy bardzo malownicze pola słoneczników, które bardzo ładnie zwracały się w kierunku słońca. Tą szutrową drogą dojechaliśmy do Bzowa chyba dzielnicy Zawiercia i dalej pojechaliśmy już asfaltem na Kromołów, ja z Edmundem przodem, reszta kawałek za nami. Dojechaliśmy do Kromołowa i ruszyliśmy dalej do Włodowic, gdzie zrobiliśmy sobie mały postój, na liczniku mieliśmy dopiero 30 km, więc postanowiliśmy przyspieszyć. Odcinek przez Kotowice do Mirowa pokonaliśmy ekspresem razem z Edmundem, zrobiliśmy krótki postój pod zamkiem i po kilku minutach już z całą ekipą ruszyliśmy dalej. Adam wybrał drogę szlakiem zamków na Łutowiec, okazało się, że droga przez las jest pięknie wyasfaltowana, więc już po chwili byliśmy na miejscu. Zrobiłem fotkę skałki, gdzie kiedyś mieściła się strażnica i ruszyliśmy dalej. Dojechaliśmy do drogi na Żarki i na wprost zobaczyliśmy prowadzącą w las, wysypaną żwirkiem ścieżkę rowerową, postanowiliśmy z niej skorzystać i po kilku minutach byliśmy w Moczydłach robiąc niewątpliwie bardzo ładny skrót. Z Moczydła skierowaliśmy się na Trzebniów, przed rokiem z wybrałem skrót Drogą Siedlecką i do dziś tego żałuję, na szczęście Adam znał inną drogę, trochę dłuższą ale za to o wiele bardziej komfortową i dzięki temu przejazdowi już po chwili byliśmy w Złotym Potoku. Był plan, żeby wstąpić tam na obiad, ale była dopiero 11:30, więc ruszyliśmy dalej. Przejechaliśmy przez Siedlec i brzegiem Pustyni Siedleckiej dojechaliśmy do Krasawy gdzie pod wiatą dla turystów zrobiliśmy dłuższy postój na drugie śniadanie.

Po przerwie ruszyliśmy dalej na Zrębice i potem Ciecierzyn, dojechaliśmy do drogi głównej nr 46 na Olsztyn i Częstochowę, przejechaliśmy nią kawałek i skręciliśmy w prawo Turów, następnie szutrowym szlakiem rowerowym dojechaliśmy do Małusów Małych, gdzie skręciliśmy na drogę do Częstochowy. Na znaku widniała informacja, że do celu pozostało nam 13 km, Adam miał plan wjechać do Częstochowy drogą z osiedla Mirów, która prowadzi wprost na Aleję NMP i na Jasną Górę, odbiliśmy więc w prawo w Srocku, następnie w lewo i piękną drogą przez las wjechaliśmy właśnie na osiedle Mirów. Ostatni odcinek to droga pod górę i na sam koniec zjazd w kierunku centrum Częstochowy, razem z Edmundem odjechaliśmy trochę do przodu, więc na resztę ekipy poczekaliśmy na Starym Rynku. Już wszyscy razem przejechaliśmy rozkopanymi alejami pod klasztor, gdzie z dumą można było odtrąbić osiągniecie celu, była godzina 14:30. Zrobiliśmy obowiązkową sesję i po kilku minutach ruszyliśmy na drugą stronę placu klasztornego, gdzie na campingu Oleńka załatwiony był nocleg. Po zostawieniu rzeczy w domku, pojechaliśmy na obiad, potem do sklepu i wróciliśmy na camping. Ja jeszcze się wykąpałem i około 17:30 pożegnałem resztę uczestników wyprawy, przed którymi jeszcze 2 dniowy powrót, i już sam pojechałem na dworzec Częstochowa Osobowa. Kupiłem bilet i o godzinie 19:00 wsiadłem do pociągu, przedziału dla rowerów nie było, ale w ostatnim wagonie było miejsce dla pasażerów z dużym bagażem gdzie bez problemów ulokowałem się wraz z rowerem. To właśnie tu miała zakończyć się moja rowerowa wyprawa - ale jak się okazało tak nie było.

Pociąg przyjechał do Krakowa o godzinie 21:17, miał po mnie przyjechać kolega, ale miał robotę, więc samochód czekał na mnie na Rybitwach, musiałem więc dojechać tam rowerem. W nocy przejechałem sobie przez miasto, pokonałem prawie 13 km zanim tuż przed 22 dojechałem na miejsce. Dzięki temu dodatkowemu dystansowi drugi dzień z rzędu przekroczyłem 100 kilometrów.

Czas na podsumowania, wyprawa fajna choć pokonywanie tak dużej ilości kilometrów, wiąże się niestety z koniecznością opuszczania wielu ciekawych turystycznie miejsc po drodze. Celem wycieczki nie było w zasadzie zwiedzanie po drodze, ale dojechania do Częstochowy i z powrotem. Droga powrotna ma być inna i prowadzić przez Ojcowski Park Narodowy, ale w sumie też ma wynieść około 200 km. Ja w ciągu tych dwóch dni pokonałem łącznie 227,19 km w czasie 12:42:19, z czego trasa to jakieś 203 km, a reszta to 3 km w Krzywopłotach pod pomnik legionistów, 13 km na Rybitwy i kilka kilometrów jazdy po Częstochowie na camping, na obiad i do sklepu a później na dworzec. Moje tempo to 17,55 km/h dnia pierwszego i 19,14 km (do klasztoru w Częstochowie) dnia drugiego, jechało mi się bardzo dobrze, szczególnie pierwszego dnia. Drugiego dnia czułem trochę zmęczenie, szczególnie na początku, potem już było lepiej. Byłem najmłodszym i chyba najmocniejszym członkiem ekipy:) choć jestem pełen uznania dla pozostałych członków ekipy, szczególnie dla Pani Ani, która bez mrugnięcia pokonała trasę, startując w Bochni, a przecież dwa kolejne dni jeszcze przed nią. Powiem szczerze, że trochę żałuję, że nie wracałem na rowerze, bo jestem ciekaw jak mój organizm by się zachował pokonując dwa kolejne dni po sto kilka kilometrów, no ale może następnym razem.

Galeria wycieczki



Cała trasa:


Łapczyca - Krzywopłoty

Czwartek, 26 lipca 2012 | dodano:26.07.2012 Kategoria 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe, Jura2012
  • DST: 120.50 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 06:51
  • VAVG 17.59 km/h
  • VMAX 58.84 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 1042 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Z braku czasu nie pojechałem do Lwowa, ale za to postanowiłem wziąć udział w wycieczce rowerowej organizowanej przez PTTK do Częstochowy, choć też nie w pełnym wymiarze bo tylko w jedną stronę na trasie Chełm - Częstochowa. Wycieczka zaplanowana była na 4 dni, dwa dni do Częstochowy i dwa dni na powrót, ponieważ musiałem być w domu na weekend to postanowiłem jechać do Częstochowy i wrócić do Krakowa wieczornym pociągiem w piątek.
Wyprawa startowała w Chełmie nad Rabą o godzinie 7:00 rano w czwartek, wstałem więc o 6:00 i mniej więcej o 6:45 wyjechałem z Łapczycy. Górnym Gościńcem dotarłem pod kościół w Chełmie, gdzie czekali już Adam i Artur - piloci wycieczki, razem zjechaliśmy do drogi nr 4 gdzie czekała pozostała trójka uczestników w pani Ania z PTTK. Kilka minut po 7 ruszyliśmy w trasę, na początek jazda dobrze mi znanymi drogami przez Targowisko, Szarów, Gruszki, Staniątki, Zakrzów, Kokotów do Krakowa, potem Adam zdecydował się na drogę wzdłuż autostrady przez osiedle Piaski do Łagiewnik, gdzie pod Sanktuarium zrobiliśmy sobie przerwę połączoną z sesją zdjęciową. Dalej przejechaliśmy przez osiedla, wyskoczyliśmy na Ruczaj obok Zakrzówka i boczną drogą przebiliśmy się na Tyniecką, następnie bulwarami wiślanymi dojechaliśmy do mostu Zwierzynieckiego, którym przekroczyliśmy Wisłę. Dalej ulicą Malczewskiego przeskoczyliśmy do Królowej Jadwigi przez wzgórze na którym znajduje się Kopiec Kościuszki. Ulicą Królowej Jadwigi dojechaliśmy pod skręt w kierunku ZOO, a kawałek dalej odbiliśmy w ulicę Jesionową w kierunku Bronowic. Dalej ulica Balicką dojechaliśmy do Rząski nad stawy rybne na Rudawie, gdzie w barze zrobiliśmy pierwszy poważniejszy postój na drugie śniadanie i kawę. W tym miejscu miałem na liczniku już ponad 50 km i na szczęście Kraków za sobą.

Może kilka słów o pogodzie, która niestety nas nie rozpieszczała, niebo było mocno zachmurzone, a na dodatek zalegała gęsta mgła, miejscami w Krakowie lekko mżyło. Temperatura była pewnie w granicach 20 stopni, na szczęście nie wiało i mimo gęstych chmur na razie nie padało.

Po przerwie ruszyliśmy dalej Balicką, a potem Krakowską w stronę lotnika, przejechaliśmy pod autostradą, obok lotniska i pojechaliśmy na Aleksandrowice i Morawice. Tuż za znakiem Chrosna wyskoczył nam nagle dość poważny podjazd. Do tej pory jechałem sobie spokojnie w grupie, tempo było niezłe, więc się nie wybijałem specjalnie, ale na podjeździe w Chrosnej tempo wyraźnie spadło, więc postanowiłem pojechać do przodu swoim rytmem. Wyjechałem na górę, a za mną tylko Edmund były policjant, obecnie mniej więcej 45 letni emeryt, reszta grupy gdzieś przepadła i jak się okazało zrobili sobie postój na podregulowanie hamulców w jednym rowerze, więc musieliśmy ładnych kilka minut na nich poczekać. Za Chrosną ponownie, tym razem górą, przejechaliśmy nad autostradą i bardzo dziurawą drogą przez las zjechaliśmy do Frywałdu, znów przejazd pod autostradą i leśnym szlakiem rowerowym po szutrach ruszyliśmy w kierunku Krzeszowic. Droga przez Las Zwierzyniec była całkiem przyjemna choć lekko pagórkowata, ale po kilkudziesięciu minutach wyjechaliśmy na asfalt i przez efektowną Bramę Zwierzyniecką wjechaliśmy do Krzeszowic. Samo miasto nie było specjalnie ciekawe, no może poza ciekawym parkiem przez, który sobie przejechaliśmy, więc już po chwili byliśmy na drodze w kierunku Czernej. Kolejne kilka kilometrów, to w zasadzie ciągła jazda pod górę malowniczą jurajską Doliną Eliaszkówki. Przejechaliśmy przez Czerną mijając po lewej klasztor Karmelitów z 1629 - sanktuarium MB Skaplerznej. Kilka kilometrów dalej odbijała w prawo droga a z nią Szlak Rowerowy Orlich Gniazd w kierunku Paczółtowic, gdzie znajduje się Kościół z 1510 r. z Sanktuarium MB Paczółtowskiej, ale tą atrakcje też pośmieliśmy i ruszyliśmy na prosto do Gorenic, gdzie wreszcie skończył się podjazd. Dalej już drogą w dół do Witeradów a po chwili byliśmy w Olkuszu, gdzie dość niespodziewanie przywitało nas słońce. Była godzina 14:40, na liczniku 94 km nadszedł więc czas na obiad:) Po obiedzie przeszliśmy się trochę po mieście, rynek dalej w remoncie, na chwilę wstąpiliśmy do Bazyliki św. Andrzeja Apostoła, a potem za namową, Pani Ani zwiedziliśmy wystawę skamieniałości w muzeum i mniej więcej o 16:00 ruszyliśmy dalej.

Zrobiło się ciepło, świeciło słońce, do noclegu mieliśmy już niedaleko, więc nie spieszyliśmy się specjalnie. Zerkając na GPS wyprowadziłem grupę z Olkusza na drogę na Mały Bogucin, czekał nas podjazd aż do dużego Bogucina, a następnie zjazd do drogi Jaroszowiec - Klucze. Drogę tą znałem z ubiegłorocznej mojej i zony wyprawy do Częstochowy, więc ruszyłem do przodu. Następnie przejechaliśmy przez Jaroszowiec i ruszyliśmy na Bydlin. Pogoda niestety zaczęła się psuć i nad naszymi głowami pojawiły się ciemne chmury. Ruszyłem dość szybko do przodu, urwałem całą stawkę i zatrzymałem się dopiero pod sklepem w Bydlinie, po kilku minutach w dwóch grupkach przyjechali pozostali. Do Krzywopłotów, gdzie zaplanowany był nocleg, było już bardzo blisko, ale jednocześnie burza wisiała już nad nami, ujechaliśmy jeszcze z 1,5 km minęliśmy znak Krzywopłoty, a tu z nieba lunęło. Próbowaliśmy się schować pod drzewami, ale lało tak ostro, że niewiele to pomogło i przynajmniej ja po kilku byłem już cały mokry. Na po chwili deszcz trochę zelżał, choć nadal grzmiało, ale postanowiliśmy ruszyć dalej, przejechaliśmy jeszcze 1,5 km i byliśmy na miejscu, do uniknięcia przemoczenia zabrakło nam dosłownie 5 minut.

Zakwaterowaliśmy się, a w między czasie deszcz całkiem przestał padać, wróciliśmy się więc kawałek do sklepu, a ja pojechałem jeszcze pod pomnik legionistów. W 1914 roku to właśnie na tym terenie legioniści Piłsudskiego stoczyli bitwę, na cmentarzu w Bydlinie (którego niestety znowu nie odwiedziłem) znajduję się cmentarz poległych, a w Krzywopłotach z okazji 97 rocznicy bitwy ustawiono pamiątkowy pomnik i stworzono ścieżkę dydaktyczną. Gdyby pogoda była lepsza, to pewnie bym pozwiedzał te miejsca, no ale nie była, więc może następnym razem.

Pierwszego dnia wyprawy jechało mi się bardzo dobrze, pokonałem przeszło 120 km (z czego 117 na trasie Łapczyca-Krzwypłoty, reszta to sklep i pomnik legionistów) i nawet nie byłem specjalnie zmęczony. Pod górki jechałem bardzo mocno i wyraźnie czułem moc w nogach:) Na ostatnim zdjęciu widać ośrodek w którym nocowaliśmy, fotkę zrobiłem następnego dnia rano.

Galeria wycieczki


Okolice Limanowej i Przełęcz pod Ostrą

Wtorek, 24 lipca 2012 | dodano:24.07.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 34.83 km
  • Teren: 3.00 km
  • Czas: 02:09
  • VAVG 16.20 km/h
  • VMAX 52.92 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 735 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem do Limanowej żeby podjechać przełęcz pod Ostrą (około 810 m npm), w drodze powrotnej odwiedziłem cmentarz wojenny nr 369 na wzgórzu Golców, cmentarz na Jabłońcu nr 368 i dawny cmentarz nr 367 Mordarka. Na koniec częściowo podjechałem, a końcówkę przeszedłem na piechotę na wzgórze na której stoi Krzyż Milenijny (715 m npm).

Ostatnio polubiłem jazdę w okolicach Limanowej, mam tam tylko 45 minut jazdy samochodem a wszędzie wkoło już wysokie góry i ciekawe przełęcze do podjechania. Ostatnio byłem w Łososinie Górnej i podjeżdżałem z problemami mega ciężki podjazd na Pasierbiecką Górę, później robiłem podjazd na przełęcz Widoma z Łąkty Górnej, dziś założyłem sobie trochę łatwiejszą drogę, choć zdecydowanie bardziej widokową i bogatą w atrakcje turystyczne. Samochód zaparkowałem w Limanowej przy kościele znajdującym się przy drodze nr 28 na Tymbark i Mszanę Dolną, liczyłem że będzie tam jakiś parking, ale parkingu nie było, za to było szerokie pobocze na którym zostawiłem samochód i ruszyłem w drogę. Spacerową zamkniętą dla ruchu drogą wzdłuż potoku Sowlina dojechałem do rynku w Limanowej, zrobiłem kilka fotek i ruszyłem drogą na Starą Wieś, którą miałem wyjechać na przełęcz pod Ostrą (około 810 m npm).

Podjazd zaczynamy na wysokości 401-402 m npm na rynku w Limanowej, cały podjazd to około 11 km podczas, którego mamy do podjechania przeszło 400 m różnicy wzniesień. Początkowe kilometry podjazdu są dość łatwe, wyjeżdżamy z Limanowej i wjeżdżamy do Starej Wsi, droga wiedzie pod górę ale bardzo łagodnie. Dopiero na 6 km jazdy przekraczamy 500 m npm, a odcinków w dół praktycznie nie ma. Ostro pod górę zaczyna się dopiero za ostatnimi zabudowania Starej Wsi, jak miniemy widoczny na jednym ze zdjęć pomnik poświęcony ofiarą hitlerowskim z 1943 r., kawałek dalej przy drodze pojawiają się solidne barierki, a zaraz potem znak informujący, że czeka nas stromy podjazd i serpentyny. W tym miejscu minąłem jakiegoś gościa na góralu też jadącego pod górę. Dalej robi się już naprawdę ciężko, do pierwszej serpentyny zakręcające o dobre 150 stopni, jechałem jeszcze na środkowym blacie na korbie, ale zaraz za nią w lesie musiałem wrzucić już najlżejsze przełożenie. Dalej mamy już do samej przełęczy drogę przez las o mniej więcej stałym nachyleniu rzędu 6-8%. Asfalt jest bardzo dobry, droga wąską i ograniczona barierkami, ale na szczęście nie jest jakoś mega ruchliwa. Od początku barierek przy drodze do przełęczy mamy 4,1 km ciągłej drogi pod górę, bez momentu wytchnienia, średnie nachylenie tego odcinka to jakieś 6-8%, a maksymalne 10%. Nie ma więc jakiś mega stromizn po prostu cały czas równo pod górę. Na jakieś 1,3 km przed szczytem przełęczy na kolejnej serpentynie z zakrętem o 150 stopni mijamy przystanek od którego w lewo odchodzi droga na Siekierczynę (inny podobno trudniejszy wariant podjazdu od Limanowej pod przełęcz). Ja jednak jechałem dalej, 500 metrów przed szczytem wrzuciłem trochę twardsze przełożenia i po chwili dojechałem do znaku "Witamy w Gminie Łukowica". To właśnie tu kończy się podjazd i Stara Wieś, kulminacja szosy jest kawałek dalej przy przystanku. Po lewej strony widać wzgórze Ostra 925 m npm, a po prawej Cichoń (Tokoń) 926 m npm. Na oba szczyty wiedzie stroma ścieżka, którą prawdopodobnie na dość krótkim dystansie zdobywamy szczyt, tak przynajmniej wygląda z układu poziomic na mapie. Na szczycie przełęczy zrobiłem krótką przerwę, parę fotek i ruszyłem w z powrotem w dół w kierunku wspomnianej wcześniej drogi na Siekierczynę. Trochę szkoda, że nie mogłem sobie zjechać tą samą drogą do Limanowej, byłby fantastyczny zjazd bez pedałowania, ale miałem inne plany na dalszą wycieczkę.

Jak wspomniałem zjechałem kawałek tą samą drogą i po drodze spotkałem wciągającego z dużym trudem pod górę gościa na góralu, którego minąłem na początku tego trudniejszego odcinka. Koło przystanku na rozdrożu zrobiłem fotki i ruszyłem w dół, alternatywna droga do Limanowej na początkowym odcinku to wąską asfaltowa ścieżka z zerowym ruchem. Po dojechaniu do zabudowań zaczyna się bardzo ładny widokowy odcinek, widać Ostrą i wiele innych wyższych wzniesień w tym chyba również Turbacz w Gorcach, albo może Mogielnice (najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego) w każdym razie coś wysokiego. Dalej jadąc widzimy przed sobą wzgórze Golców na którego zboczu znajduję się cmentarz wojenny nr 369, który miał być kolejnym punktem mojej wycieczki. Szlak turystyczny wiedzie przez szczyt, ale ja podjechałem z drugiej strony, końcowy odcinek musiałem podjechać już szutrową drogą i prawie wyjechałem tam rowerem. Obejrzałem cmentarz z okresu I wojny, widoki ze wzgórza Golców w tym te na Limanową i wzgórze z krzyżem Milenijnym i popędziłem w dół, do widocznej drogi. Wyjechałem przy przystanku autobusowym przy którym stał znak informujący o drodze na cmentarz, próbowałem podjechać drogą na wprost, ale ponieważ nie prowadziła tam gdzie chciałem, więc wróciłem kawałek do drogi na Limanową i po chwili skręciłem w prawo na Zarębówkę, przez którą miałem dojechać na wzgórze Jabłoniec.

Dojazd na Jabłoniec w miejsce gdzie zlokalizowany jest cmentarz wojenny nr 368 z tej strony jest raczej łatwy, miałem sporą wysokość początkową, więc wiele pod górę nie jechałem. Obejrzałem sobie reprezentacyjny cmentarz okręgu X, byłem tu już kiedyś ale samochodem, więc teraz przyszedł czas odwiedzić cmentarz rowerem. Z tego miejsca w zasadzie miałem wracać do Limanowej, ale miałem przejechane niewiele kilometrów, więc postanowiłem odwiedzić jeszcze kapliczkę na Mordarce przy której kiedyś był zlokalizowany cmentarz wojenny nr 367. Najpierw zjechałem bardzo stromą drogą z Jabłońca do szosy nr 28 na Nowy Sącz (oj pod górę z tej strony byłoby ciężko), a potem skrótem z odcinkiem polnej drogi dojechałem pod kapliczkę na Mordarce. Porobiłem fotki, cmentarz z tego miejsca przeniesiono na cmentarz 366 w Limanowej, tym razem nie odwiedzałem tego miejsca (mimo że przejeżdżałem obok) bo byłem tam podczas nieudanej próby zdobywania Pasierbieckiej Góry. Przy kapliczce na Mordarce zobaczyłem znak wskazujący drogę na Górę Miejską na której szczycie ustawiono w latach 1999-2000 krzyż Milenijny. Po analizie mapy miałem nadzieję, że uda mi się tam wyjechać rowerem. Już początkowy odcinek trasy ulicą Polną pokazał, że nie będzie łatwo, stromizna dużo większa niż pod przełęcz. Na krótkim odcinku zdobyłem 100 metrów wysokości i skręciłem w ulicę Kasprowicza, tu nie było tak stromo i po chwili stanąłem przy odbijającej ostro w prawo, pod górę ścieżce.

Od razu zrozumiałem, że o jeździe nie ma mowy, pchanie roweru pod górę, też mijało się z celem, ponieważ było mega stromo a duże kamienie na drodze, raczej uniemożliwiały jakiś zjazd w dół na rowerze. Przypiąłem więc rower do poręczy i ruszyłem w górę na nogach, na 700 metrach zdobyłem 150 metrów wysokości, zmęczyłem się dużo bardziej niż podczas jazdy na rowerze, ale wzgórze z krzyżem zdobyłem. Widoki z tego miejsca są piękne, nic tylko podziwiać, widać okoliczne wzgórza, ale również Przechybę, Radziejową w Beskidzie Sądeckim i Turbacz w Gorcach, nie mówiąc już o widokach na miasto. Po sesji zszedłem do roweru i ulicą Leśną, na której stromizna też jest olbrzymia (to najkrótsza droga z miasta pod krzyż) zjechałem do Limanowej. Odbiłem jeszcze na rynek, gdzie odwiedziłem Punkt Informacji Turystycznej w którym za free otrzymałem mapę powiatu limanowskiego, a potem pojechałem pod samochód.

Cała wycieczka to niecałe 35 km, ale przeszło 700 metrów różnicy wzniesień na rowerze + 150 na nogach. Moja forma chyba nie najgorsza. Podjazd pod Ostrą nie jest ekstremalnie trudny, ale 11 km jazdy pod górę, bez odcinków zjazdu w tym 4 km o nachyleniu około 6-8% może zmęczyć. Alternatywna droga przez Siekierczynę, już taka nie jest, na tym odcinku co zjeżdżałem w dół są odcinki o dużej stromiźnie, ale i odcinki zjazdu przez co trzeba pewnie więcej metrów podjechać. Droga ta jest bardziej widokowa i mniej ruchliwa, ale za to podjazd równiutkim asfaltem przez Starą Wieś ma klimat podjazdu z wyścigów szosowych i na pewno jest świetnym odcinkiem na treningi dla szosowców.

Galeria wycieczki


Do Niepołomic, powrót przez Cichawę, cmentarz wojenny 333

Poniedziałek, 23 lipca 2012 | dodano:23.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 42.70 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 01:55
  • VAVG 22.28 km/h
  • VMAX 22.16 km/h
  • Temp.: 24.0 °C
  • Podjazdy: 288 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Kilka dni temu znalazłem na stronie bochnianin.pl informacje o 4 dniowej wycieczce rowerowej do Częstochowy organizowanej przez bocheńskie PTTK. Wyjazd 27 a powrót 29, ponieważ 28 umówiłem się już żoną, a 29 mamy wesele, więc postanowiłem pojechać tylko na dwa dni. W tym czasie mamy dojechać z Chełmu do Częstochowy, kolejne dwa dni są przeznaczone na powrót, ja wrócę pociągiem. Moim znajomi pojechali na wyprawę do Lwowa (23-29.07) ja niestety ze względu na obowiązki związane z załatwianiem papierów na budowę musiałem zostać, może więc uda mi się chociaż wybrać na tą dwudniową wycieczkę z PTTK.

Dziś postanowiłem zrobić lekki trening, pojechałem do Niepołomic gdzie odwiedziłem kolegę oraz sklep rowerowy. Chciałem kupić sakwę na kierownicę, bo moja poprzednia niestety chyba dokonała żywota, w sklepie bywa fajna sakwa ale niestety mocowanie nie pasowało do mojej kierownicy, więc sakwy nie mam.

Powrót zaplanowałem okrężną drogą przez Brzezie i Cichawę, gdzie planowałem odwiedzić cmentarz wojenny nr 333. Do Brzezie pojechałem przez Puszczę i dalej przez Trąbki, potem zjechałem w dół do Cichawy. Do cmentarza niestety nie podszedłem ponieważ pola wokół cmentarza są zarośnięte zbożem a drogi dojazdowej oczywiście brak. Dalej przejechałem przez Cichawę do Książnic i drogą powiatową do Łapczycy. Wycieczka w sumie dość udana, trochę się męczyłem pod górki, ale do czwartku mam nadzieję złapać odpowiednią formę.

Podczas tej wycieczki przekroczyłem 2000 km w sezonie, ponieważ taki był mój plan i poszło mi to bardzo sprawnie, kolejną granicę ustalam ambitnie na 3000 km. Wynik z poprzedniego roku to 3400 km, może być ciężko pobić, choć w sumie takich planów na ten sezon nie było.



Galeria wycieczki