Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Czarny Staw

Czwartek, 6 czerwca 2013 | dodano:07.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 36.16 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 01:10
  • VAVG 30.99 km/h
  • VMAX 41.13 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 56 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Szybki wieczorny wyjazd szosówką nad Czarny Staw. Dawno nie jeździłem na rowerze, więc gdy zobaczyłem, że pogoda się lekko poprawia postanowiłem zrezygnować z kosza i pojechać szosówką nad Czarny Staw - wypróbowując przez okazji mój nowy kask wygrany w losowaniu podczas Wiosennej Odysei Miechowskiej i bidon Powerrade.

W trasę wyruszyłem dość późno - około 18:15, więc trzeba było mocno kręcić, że wyrobić się przed 20. Przez miasto dość wolno, ale już na Drodze Królewskiej zacząłem rozkręcać tempo. Na szczęście asfalt nie był specjalnie mokry, nie było kałuż, więc jechało się całkiem dobrze. Moje nogi po dłuższej przerwie kręciły dość dobrze, więc utrzymywałem niezłe tempo. Pierwsze objawy zmęczenia poczułem po 10 km, a po skręcie z Żubrostrady na drogę w kierunku Damienic, zaczęło mnie lekko zatykać - widać był wyraźnie braki w treningu. Jakoś jednak utrzymałem tempo i przy zjeździe z asfaltu w kierunku stawu miałem czas 34:10 i średnią 30,65 km/h. Ostatnie kilkaset metrów po szutrze sprawiły, że średnia do spadła mi do 30,32 km/h (dystans 17,81 km; czas 35:16).

Pod stawem zrobiłem postój i małą sesję zdjęciową. Do postoju zachęcała piękna słoneczna pogoda, która wyklarowała się podczas jazdy (wyjeżdżałem przy zachmurzonym niebie), natomiast trochę straszyły krwiożerce komary.

Po krótkiej przerwie ruszyłem do domu, założyłem utrzymanie średniej powyżej 30 km/h, więc od samego początku pocisnąłem dość mocno. Na Sitowcu jak zwykle lekki kryzys, ale cisnę dalej, pod Zajazdem Królewskim na obwodnicy Niepołomic średnia 30,97 km/h ale przez miasto zawsze mi spadała. Pod górkę pod Wodociągami z całej siły 25-26 km/h, na skrzyżowania oczywiście lekkie wyhamowania ale potem już na maksa. Pod domem rodziców średnia 30,82, więc tym razem nie straciłem aż tak dużo. Do rekordowego przejazdu (prawie 32 km/h) brakło sporo, ale w sumie pojechałem bardzo mocno i wyjechałem się do zera:) - na więcej dziś chyba mnie nie stać.

W weekend ciekawa impreza kolarstwa szosowego - amatorski Galicja Roadmaraton. W sobotę wyścig ze startu wspólnego - start i meta w Nowym Wiśniczu a w niedzielę jazda indywidualna na czas pod górę - "Podjazd na Makowicę". Jak tylko będzie pogoda to jadę zobaczyć - w sobotę na Zonię zobaczyć kolarzy na podjeździe (pierwszy podjazd na trasie powinni jeszcze jechać mocno:), w niedzielę może pojadę zobaczyć czasówkę i przy okazji sam treningowo bym się zmierzył z podjazdem - podobno z bardzo ciężkim (3,2km, 340m w górę, ponad 10% średnio z momentami 30%).

PS. Właśnie zauważyłem, że przekroczyłem 1000 km przejechanych na szosówce od jej zakupu (wrzesień 2011):

Dystans całkowity: 1036.81km
Czas aktywności: 39h 35min
Średnia prędkość: 26.19km/h
Suma w pionie: +3906m
Aktywności: 34
Najdłuższa wycieczka: 60,19 km, czas: 2:15:16, średnia: 26,7 km/h (w tym roku, setka nadal czeka)

Nowa Słupia - Św. Krzyż - Łysa Góra (594 m npm)

Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano:02.06.2013 Kategoria pieszo
  • DST: 5.20 km
  • Teren: 5.20 km
  • Czas: 01:37
  • VAVG 3.22 km/h
  • VMAX 10.00 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 285 m
  • Aktywność: Wędrówka


Wyjście szlakiem terenowym na Święty Krzyż i dalej na Łysą Górę, powrót w deszczu.

Po zejściu z Łysicy pojechaliśmy do Bodzentyna, zwiedziliśmy ruiny zamku Biskupów Krakowskich, kościół Wniebowzięcia NPM i św. Stanisława oraz rozkopany - remontowany rynek. Dalej pojechaliśmy do Nowej Słupi, gdzie zrobiliśmy przerwę na obiad. W sumie to mieliśmy pojechać na Łysiec i na Święty Krzyż samochodem od strony miejscowości Huta Szklana, ale po obiedzie poczuliśmy moc i postanowiliśmy zaatakować górę niebieskim szlakiem z Nowej Słupi. W centrum miejscowości wisi tabliczka wskazująca czas przejścia - 1 godz. po szlaku na Św. Krzyż, my jednak zdecydowaliśmy się kawałek podjechać samochodem do parkingu pod Muzeum Starożytnego Hutnictwa. Zostawiliśmy samochód (5 zł za parking) i ruszyliśmy na szlak. Zaraz za bramą trzeba kupić bilety, na szczęście ten zakupiony rano obowiązywał cały dzień, więc drugiego już nie kupowaliśmy.

Od samego początku jest mocno pod górę, szlak trochę lepiej utwardzony niż ten na Łysicę, bo i ludzi znacznie więcej. Wzdłuż szlaku ustawione są stacje Drogi Krzyżowej - za bramą parku jest już IV więc pewnie pierwsze trzy są przy asfaltowej drodze z Nowej Słupi. Po przejściu 1,5 km i 206 metrów w pionie wychodzi na rozległą polanę opisaną jako Kopiec Czartoryskich 540 m npm. Jest tu kamienna kaplica, droga w prawo na cmentarz jeńców radzieckich zamordowanych przez hitlerowców w czasie II wojny światowej, kapliczka - a w oddali wyłania się klasztor na Św. Krzyżu (mam wyłaniał się bardzo powoli bo szczyt był pod chmurami).

Ostatnie metry przed klasztorem pokonujemy już po otwartej przestrzeni, mijamy ostatnie stacje Drogi Krzyżowej, po lewej brzozowe i drewniane krzyże, dalej ołtarz polowy i po schodach dochodzimy do klasztoru Św. Krzyża. Na miejscu zwiedziliśmy krypty (bilet - 2 zł) i weszliśmy do kościoła - niestety zaczęło padać. Klasztor znajduję się na wysokości 575 m npm - a szczyt Łysej Góry (Łyśca - 594 m npm) jest dalej, trzeba przejść (już po asfalcie) przez parking, obok wieży telewizyjnej (normalnie widocznej z daleka - my nie widzieliśmy szczytu stojąc przy samej wieży). Kawałek dalej jest budka z biletami na platformę z widokiem na gołoborza (na szczęście obowiązuje ten sam bilet co na wstęp do parku) - tuż też jest szczyt Łysej Góry. Na platformę schodzi się po metalowych schodach dość wyraźnie w dół. Widok na gołoborze piękny, normalnie jest stąd też ładna panorama na okolicę, ale ten widok niestety musiałem pooglądać w internecie.

Po zwiedzeniu platformy ruszyliśmy w dół, niestety coraz mocniej padało. Tym razem minęliśmy klasztor drogą z prawej, którą de-facto prowadzi szlak i dość szybki tempem ruszyliśmy do Nowej Słupi. Zanim zeszliśmy w dół to zdążyliśmy dość mocno zmoknąć, padało coraz mocniej i szlak robił się coraz bardziej grząski i śliski.

Trasa z parkingu na Łysą Górę (drogą bokiem z pominięciem klasztoru - tak jak prowadzi szlak) to 2,4 km z przewyższeniem 258 metrów - tak wskazał mój GPS - na szczycie zmierzył 592 m npm na dole 337 m npm (różnica 255 metrów po drodze jest więc też 3 metry w dół:). Podejście ciężkie, stromę a przez deszcz dodatkowo śliskie, najciężej jest na leśnym odcinku od bramy przy parkingu do Kopca Czartoryskich gdzie jak już wspomniałem na dystansie 1,5 km pokonujemy 206 metrów pod górę - dalej to już pikuś:)

Galeria wycieczki


Św. Katarzyna - Łysica (612 m npm)

Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano:02.06.2013 Kategoria pieszo
  • DST: 4.10 km
  • Teren: 4.10 km
  • Czas: 01:32
  • VAVG 2.67 km/h
  • VMAX 10.00 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 251 m
  • Aktywność: Wędrówka


Piesza wycieczka spod klasztoru na Św. Katarzynie na Łysicę (612 m npm) i z powrotem.

Postanowiłem wykorzystać nową funkcjonalność serwisu bikestats.pl i do moich wycieczek rowerowych dodać trochę wycieczek pieszych. Tym razem wraz żoną wybraliśmy się w Góry Świętokrzyskie, piątek spędziliśmy w Chęcinach wchodząc z dwóch stron na wzgórze zamkowe - niestety pod zamknięty z powodu remontu zamek. Natomiast sobotę poświęciliśmy już na wycieczkę górską.

Niestety pogoda nas nie rozpieszczała, od samego rana było pochmurnie i dżdżysto, a gdy podjechaliśmy samochodem pod klasztor na Św. Katarzynie to już padało na całego. Nawet zastanawialiśmy się chwilę czy nie zrezygnować, ale po chwili deszcz zelżał więc ruszyliśmy pod górę. Bilet wstępu na szlaki w parku kosztował nas po 6,50 zł i już po chwili podążaliśmy na Łysicę. Po paruset metrach doszliśmy do kapliczki i źródełka św. Franciszka - kilka fotek i poszliśmy dalej. A dalej zaczynają się schody zarówno w przenośni jak i faktycznie. Robi się coraz stromiej, na dodatek duże ilości wody spowodowały, że cały szlak był mokry i śliski. Po przejściu mniej więcej 1 km szlak skręca w lewo pod kątem prostym, im wychodzi wyżej tym częściej na szlaku pojawiają się duże kamienie, w końcu dochodzi do rozległego gołoborza - to znak, że jesteśmy już blisko szczytu.

Sam szczyt przypomina kamienno-ziemny kopiec z krzyżem na szczycie, trochę niżej zbudowano ławeczki na których można odpocząć po trudach wspinaczki. Ze szczytu kopca widać jak na dłoni kolejne gołoborze. Szlakiem czerwonym można iść dalej przez szczyt Agata (608 m npm), przełęcz Św. Mikołaja i dalej na Łysą Górę (Św. Krzyż) czas przejścia to 6,5 godziny.

My jednak wróciliśmy w dół, zejście dość wolne bo ślisko i trzeba było uważać. Mój GPS na szczycie pokazał tylko 600 m npm, a pod klasztorem na Św. Katarzynie 349 m npm., więc różnica wniesień wynosi 251 metrów 2,1-2,2 km - jest stromo, średnia wychodzi ponad 10% a miejscami jest dużo bardziej stromo jak jest ślisko to podejście może być problematyczne.

Galeria wycieczki


Dąbrowica w słońcu, powrót w deszczu

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:30.05.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
  • DST: 32.95 km
  • Czas: 01:27
  • VAVG 22.72 km/h
  • VMAX 53.87 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 374 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Ostatnio coś nie bardzo mi się chcę jeździć, przez 2 tygodnie byłem na rowerze dwa razy i to na zawodach. Dziś dzień wolny, ale oczywiście od rano lało, jednak koło 11 zaczęło się rozpogadzać, więc koło 13 postanowiłem, że jadę na rower.

Na początek podjazd w kierunku Gdowa, zjazd, szybki przejazd przez Gierczyce i skręt na pagórkowaty teren przez Nieszkowice Małe. Jechałem mocno i nawet na niewielkich wzniesieniach trochę się zmęczyłem. Potem wyjechałem na płaski teren i przez Stradomkę dojechałem do Dąbrowicy. Na mapie wpatrzyłem podjazd przez Las Wieniecki w kierunku Klęczan, tą drogą nigdy jeszcze nie jechałem - do tej pory zawsze wybierałem podjazd przez Wieniec i Jaroszówkę. Zaraz za Zespołem Szkół w Dąbrowicy, skręciłem w prawo, przejechałem obok dość rozległych ogrodów i boisk szkolnych, potem obok jakiegoś osiedla i rozpocząłem podjazd wąską drogą przez las. Ruch zerowy, asfalt kiepski i droga pnącą się coraz mocniej pod górę. Pierwszy odcinek to pojazd na wysokość 317 m npm (z 226) - ten odcinek kończy się na wypłaszczeniu przy którym jest jakiś parking, leśniczówka, miejsce do odpoczynku. W tym miejscu zaczyna się jakiś rezerwat, są tabliczki z informacjami o występujących gatunkach drzew. Zrobiłem parę fotek i ruszyłem dalej.

Do tego momentu wszystko było idealne, gdy wyjechałem z domu na niebie zaczęło pojawiać się słońce, na podjeździe było mi nawet trochę gorąco. Jednak gdy dojechałem do rezerwatu usłyszałem głośny grzmot, chmur jeszcze nie widziałem ale ciągle byłem w dość gęstym lesie. Stwierdziłem, że jadę dalej po krótkim wypłaszczeniu dalej mocno pod górę, ale już po nowiutkim asfalcie. Po kilku stromy ściankach dojechałem do drogi Kamyk - Klęczany (361 m npm), skręciłem w prawo ale po chwili odbiłem jeszcze w lewo w kierunku punktu widokowego przy drodze do Woli Wieruszyckiej. Widok piękny, ale też w całej okazałości zobaczyłem nadchodzącą burzę. Miałem nawet plan wrócić przez Wieniec do Stradomki, ale końcu stwierdziłem, że raz się żyję i ruszyłem w dół przez Klęczany w kierunku Marszowic. Już na zjeździe coś tam kropiło, porzuciłem więc plan terenowego przejazdu do Kopca Dąbrowskiego w Pierzchowie i ruszyłem do drogi głównej 967. Jakieś 300 metrów przed wyjazdem na drogę zaczęło padać, włożyłem kurtkę i pędzę do drogi gdzie znalazłem przystanek pod którym się schowałem.

Przeszła gwałtowna burza z gradem, ale po chwili padać przestało - myślałem czy nie popędzić drogą 967 wprost do domu, ale ponieważ na drodze było pełno wody i nie chciałem być ciągle ochlapywany przez pędzące auta wpadłem na pomysł przejechania przez Niegowić do Książnic boczną drogą. Dojechałem do Niegowici, ale niestety za szybko odbiłem w prawo i po znowu wylądowałem na drodze 967 tym razem w Pierzchowie a na domiar złego znów zaczęło padać. Zatrzymałem się na kolejnym przystanku i czekam tym razem jednak padało i grzmiało bez ustanku. Stałem tak dobre 30 minut, pogoda nie specjalnie się poprawiała a mi zaczęło robić się zimno - postanowiłem więc jechać. Tym razem już bez kombinacji drogą główną. Jechałem bardzo mocno, padało tylko trochę, ale woda z drogi mocno mnie chlapała, już po chwili miałem kałuże w butach. Za Siedlcem zaczęły się podjazdy, cisnąłem z całej siły, ale powoli traciłem impet, od Gierczyc zjazd w Łapczycy jeszcze raz pod górkę i zjazd do domu.

Rower cały mokry, w butach kałuże, koszulka w miarę sucha bo kurtka wyłapała deszcz i wodę z kałuż. Niestety jazda w takich warunkach to nic miłego. Pierwsza część wycieczki super udana, druga już kiepska - jazda główną drogą (na szczęście dziś bez specjalnego ruchu) i to jeszcze w takich warunkach do miłych nie należy. Popełniłem też niestety błąd, po pierwszej burzy powinienem od razu jechać główną drogą może bym jakoś dojechał przez całkowitym załamaniem pogody, a tak przez mój objazd zrobiłem 5 km pokonując może ze 2 km w kierunku domu, zatrzymałem się gdy znowu zaczęło padać i doczekałem się długiej i ulewnej burzy.

Na wieczór pogoda się poprawiła, niebo się rozpogodziło i nawet zaczęło pojawiać się słońce, szkoda że nie wcześniej.

Galeria wycieczki


Na zakupy z koszykiem

Wtorek, 28 maja 2013 | dodano:28.05.2013 Kategoria miasto
  • DST: 2.00 km
  • Czas: 00:07
  • VAVG 17.14 km/h
  • VMAX 22.80 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 5 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice - miejski
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wczoraj zakupiłem koszyk do mojego roweru miejskiego - dziś przeszedł czas na wypróbowanie sprzętu, pojechałem do sklepu po benzynę ekstrakcyjną do czyszczenia górala po ostatnich zawodach. Koszyk sprawdził się znakomicie i 5 litrowy baniak przywiozłem bez problemów.

Skoro już robię wpis o rowerze miejskim to może kilka przemyśleń:) po wnikliwej analizie materiałów dostępnych w necie dowiedziałem się, że model Nice produkowany był znacznie dłużej niż myślałem. W katalogach jest już 1984 choć pod oznaczeniem PH41 (PH46 - damka), potem w roku 1986 pojawiła się nazwa NICE i pod taką nazwą rower występuję w katalogach aż do 1989 r. Ostatnio na allegro pojawia się coraz więcej Peugeotów właśnie z tego modelu, wcześniej w ogóle ich nie było a tu nagle taki wysyp, więcej jest damek ale męskie też się zdarzają - jednak trudno o rower w tak dobrym stanie jak ten co kupiłem.

Tyle historii teraz teraźniejszość, chyba mam trochę za krótki mostek kierownicy konkretnie sztycę, próbowałem podnieść kierownicę trochę do góry i wyraźnie brakuje rurki. Myślę czy nie popełnić profanacji i kupić współczesnego mostka z regulowanym kątem. To ma być przede wszystkim rower wygodny, więc muszę popracować nad wygodną pozycją na rowerze, a na razie trochę zjeżdżam z siodełka do przodu bo kierownica jest za nisko i jestem zbyt pochylony.

Jurajski Orient - trasa rekreacyjna

Niedziela, 26 maja 2013 | dodano:26.05.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 41.96 km
  • Teren: 12.00 km
  • Czas: 02:35
  • VAVG 16.24 km/h
  • VMAX 50.00 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 270 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wraz z Krzyśkiem przejechaliśmy Jurajski Orient w Dąbrowie Górniczej (Błędów) na trasie rekreacyjnej. Poszło nam całkiem dobrze i wywalczyliśmy miejsca tuż za podium ja - 4, Krzysiek - 5. Niestety szybsza od nas okazała się trójkach jadących razem zawodników, którzy wyprzedzili nas o 10 minut.
Dane z licznika z Krzyśka, bo mój licznik coś niestety nie łączył (podstawka uniwersalna z przepinanymi bolcami jest jednak do kitu).

We wrześniu ubiegłego roku startowałem na trasie GIGA i kameralnej obsadzie wywalczyłem srebrny medal, tym razem na udział w zawodach udało mi się namówić Krzyśka i zdecydowaliśmy się wystartować na trasie rekreacyjnej która miała liczyć około 40 km. W porównaniu z zawodami z września startowało dużo więcej zawodników, na trasę rekreacyjną było zapisanych 36 osób w tym 2 zawodnik rozegranej przed tygodniem Odysei Wiosennej w Miechowie - walka zapowiadała się więc ciężka. Z Niepołomic wyjechaliśmy 6:20 i koło 8 byliśmy na miejscu, dostaliśmy numery 49 - Krzysiek, 50 ja i rozpoczęliśmy przygotowania do startu. Odprawa zaczęła się koło 9:00, dowiedzieliśmy się, że punkt 3 jest przesunięty, na trasie są dwa punkty mylne za które przyznawany jest -1 punkt, trasa rekreacyjna ma do zaliczenia 10 punktów. Mniej więcej o 9:14 ruszyliśmy na trasę, ponieważ podejrzewaliśmy, że punkt 3 może się wiązać z wejściem do wody, to postanowiliśmy go zaliczyć na samym końcu, więc na początek ruszyliśmy na wschód od bazy gdzie do zaliczenia były 3 punkty.



Na początek więc z bazy w prawo, pod kościół w Błędowie i na czerwony szlak pieszy do punktu nr 7 (kapliczka), na środku łąki stało jedno wielkie drzewo, obrośnięte krzakami i tam schowana była kapliczka, zobaczyłem od razu i szybko zaliczyliśmy punkt - niektórzy z rozpędu podobno kapliczkę przegapili.

Dalej szlakiem dojechaliśmy do asfaltu, którym popędziliśmy w kierunku Chechła, tuż przed miasteczkiem skrót przez las i szybko dojechaliśmy do kolejnej kapliczki - punkt nr 6, po zaliczeniu decydujemy się na powrót w kierunku Błędowa tą samą drogą.

Kolejny punkt - nr 5 (krzyż) postanowiliśmy zaliczyć ten punkt od drogi prowadzącej na przysiółki Zagórze i Połok, z mapy wynikało, że punkt znajdował się na szczycie wzniesienia przez które nie prowadzi żadna ścieżka. Udało mam się jednak jakąś znaleźć i popędziliśmy w kierunku punktu, jak się okazało trafiliśmy bezbłędnie i już daleka widzieliśmy trójkę zawodników przy punkcie. Po zaliczeniu punktu popędziliśmy dół ścieżką, która skończyła się na jakimś podwórku, musieliśmy się więc przedzierać bokiem przez metrową trawę, ale już po chwili byliśmy na asfalcie w centrum Błędowa.

Pojechaliśmy jeszcze kawałek w stronę bazy i odbiliśmy w lewo na żółty szlak - szeroką szutrówkę, która zamierzaliśmy przejechać przez Las Błędowski w kierunku punktów 10 i 8. Obawiałem się trochę tej drogi, ale na szczęście poszło bez problemu i po kilku minutach jazdy dojechaliśmy do miejscowości Laski, chwilę wcześniej dopędziła nas para mieszana (Lider Bajk eMTeBe) ze 2 zawodnikiem Odysei Miechowskiej z która rywalizowaliśmy już do samego końca zawodów. W Laskach wjechaliśmy na niebieski szlak, którym najpierw asfaltem a potem szutrówką dojechaliśmy do lasu na skraju którego odnaleźliśmy punkt 10.

Do punktu nr 8 należało dalej jechać niebieskim szlakiem, niestety w lesie szlak pieszy połączył się z konnym i stał się trudno przejezdny, jechaliśmy nim ładne kilka kilometrów za zawodnikami Lider Bajk eMTeBe aż dojechaliśmy do punktu nr 8. Postanowiliśmy nie męczyć się z powrotem tym samym szlakiem tylko objechać asfaltami.

Dojechaliśmy do miejscowości Hutki i potem przez kol. Ujków Nowy wróciliśmy do Lasek gdzie ponownie wbiliśmy się na niebieski szlak pieszy prowadzący tym razem w kierunku zachodnim. Naszym celem był punkt nr 2, wjechaliśmy w las i pewnym momencie dojechaliśmy do miejsca gdzie szlak niebieski odbijał w krzaki, była co prawda ścieżka, ale strasznie mokra - wyglądało jak jakieś moczary i niestety popełniliśmy błąd - zamiast atakować tą ścieżkę zaczęliśmy szukać alternatywy. Na mapie wyglądało, że jest szansa, wróciliśmy się kawałek, wybraliśmy inną ścieżkę, ale kolejnej przecinki, którą mieliśmy jechać już nie było. Koniec końców, wróciliśmy na mokrą ścieżkę tracąc dobre 10 minut i nie zyskując ani metra terenu. Pojechaliśmy przez błoto, okazało się że po 200-300 metrach podmokły teren się kończył i zaczynała się normalna jazda. Trochę źli na siebie popędziliśmy dalej i po chwili wpadliśmy na punkt oznaczony jako nr 2(skrzyżowania ścieżek). Coś jednak nie grało, punkt był za bardzo widoczny i miałem wrażenie, że pojawił się za szybko - czyżby zmyłka? Zapamiętaliśmy kod i pojechaliśmy dalej, kolejne skrzyżowanie jakiś zawodnik szuka punktu, Krzysiek został szukać z nim a jadę 200 metrów dalej na kolejne skrzyżowanie ścieżek, szukamy, szukamy i na moim skrzyżowaniu jest druga 2, tym razem ukryta - spisujemy więc kod i pędzimy dalej natykając się na zawodników nadjeżdżających z przeciwka. Na punkcie spotkaliśmy zawodnika, który powiedział nam, że zmyłka była też na punkcie 4.

Wyjechaliśmy na asfalt trzymając się jednak cały czas szlaku niebieskiego, przejechaliśmy przez Krzykawkę i za znakami szlaku odbiliśmy na południe. Najpierw pod górę ścieżką z wysoką trawą, a potem mocno w dół aż pod sam kirkut żydowski, gdzie znajdował się punkt nr 1. Mieliśmy na punkcie policzyć świeczki w świeczniku na Macewie najbliższej bramy - wyliczyliśmy 5, wpisaliśmy i ruszyliśmy dalej do drogi głównej nr 94.

Przejechaliśmy kawałek i mieliśmy odbić w szutrówkę, której nie było, zrobiliśmy przeprawę przez rów i wysoką trawę, potem była przez chwilę ścieżka, ale potem znowu trawa, z tym że już wiedzieliśmy 200 metrów dalej bardzo ładną ścieżkę rowerową prowadzą w interesującym nas kierunku. Wjechaliśmy na szczyt patrzymy para z Lider Bajk eMTeBe właśnie zalicza punkt, więc i my znaleźliśmy punkt nr 9 (krzyż) bez problemów.

Rywale odjechali a my za nimi, najpierw kawałek w dół i na asfalt prowadzący w stronę Kuźniczki, dwa podjazdy a potem długi zjazd i znów pod górę do Kuźniczki Nowej. Na szczycie na czerwony szlak i przez las w kierunku punktu nr 4 (gdzie miała być kolejna zmyła). Po chwili znowu dopędziliśmy buszujących po krzakach rywali z Lider Bajk eMTeBe i zaraz mieliśmy już 4, tylko czy właściwą. Pojechaliśmy dalej innej czwórki nie ma, zatrzymaliśmy się na kolejnym skrzyżowaniu obracam się w tył a tu jak na dłoni kolejna 4 - za dobrze widoczna i wyraźnie nie tam gdzie trzeba, więc to jednak ten wcześniejszy punkt był właściwy.

Pędzimy więc dalej do zaliczenia już tylko jeden punkt - niedaleko bazy rajdu. Jedziemy szlakiem pieszym i po chwili wypadamy na szeroką szutrówkę (którą jechałem do ostatniego punktu na jesiennych zawodach). Pędzimy więc dalej bez zastanowienia, mijamy skręt szlaku i jedziemy dalej. Niestety okazało się, że nie jesteśmy tam gdzie trzeba - czerwony szlak powinien przebiegać bardziej na prawo, trafiamy więc na jakąś zarośniętą ścieżkę i próbujemy się przedrzeć na szlak. Po chwili dojeżdżamy do ścieżki równoległej, ale znaków szlaku nie ma - jednak to musi być ta droga, bo na prawo mamy las. Dojeżdżamy do miejsca gdzie według mapy powinien być punkt nr 3 (zakręt rzeki), ale zaraz ten punkt miał być przesunięty tylko gdzie? Szukamy, dojeżdżają zawodnicy Lider Bajk eMTeBe, którzy przecież z 4 odjeżdżali przed nami - dziwne. Krzysiek idzie w jedna stronę ja w drugą rywale też szukają - nie ma. Po chwili zastanowienia decyduję się na telefon do organizatorów i już po chwili wiem gdzie szukać, jadę, znajduję i spisuję kod. Dzwonie do Krzyśka pędząc jednocześnie na metę - brak zasięgu, ale po chwili Krzysiek dzwoni mówię mu gdzie szukać, pędząc z dalej na metę.

Wpadam na asfalt i z całych sił pędzę do mety, nikt mnie nie goni, ale przecież z drugiej strony może ktoś jechać, więc jadę z całych sił, wpadam na metę oddaję kartę, wszystkie punkty zaliczone poprawnie ale jestem dopiero (a może aż) czwarty. Przede mną dojechała jadąca razem trójka zawodników - mam 10 minut straty. Krzysiek przyjeżdża po jakiś 3-5 minutach, jest 5, rywale z Lider Bajk eMTeBe za dobre 15 minut po Krzyśku - dobrze, że nauczony doświadczeniem z zawodów wrześniowych zdecydowałem się na telefon (w sumie można było też lepiej słuchać na odprawie:). Wynik dobry, choć szkoda, że do podium zabrakło i to prawie dokładnie tyle czasu ile straciliśmy kombinując z dojazdem do punktu 2, 11 minut szybciej i byłoby zwycięstwo:(

Galeria wycieczki


Odyseja Wiosenna w Miechowie - trasa turystyczna

Niedziela, 19 maja 2013 | dodano:19.05.2013 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 57.85 km
  • Teren: 20.00 km
  • Czas: 03:47
  • VAVG 15.29 km/h
  • VMAX 55.85 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 706 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Według już oficjalnych wyników 12 miejsce na trasie turystycznej w kategorii mężczyzn - czas 7:23 (w tym 135 minut kary), Krzysiek 13 miejsce - czas 7:24 (w tym 135 minut kary), za nami 28 osób sklasyfikowanych i 18 zdyskwalifikowanych. Z kategorii kobiet lepsza od nas okazała się tylko zwyciężczyni z czasem 7:16.

Jadąc zawody w Miechowie byłem przyzwyczajony, że jadę wszystkie punkty, w dwóch poprzednich edycjach udawało się to bez większych problemów, więc i tym razem zrobiliśmy założenie, że jedziemy wszystko i tak zaplanowaliśmy trasę. Tym czasem okazało się, że tym roku było strasznie ciężko, punkty poukrywane, teren ciężki, bardzo gorąco z temperaturą dochodzącą do 30 stopni i efekcie nie zaliczyliśmy 3 z 12 punktów. To co zaliczyliśmy dało nam miejsca na początku drugiej dziesiątki: ja - 12, a Krzysiek 13, za mami zawody ukończyło jeszcze 28 osób (w kategorii mężczyźni open), i 18 osób nie zostało sklasyfikowanych bo nie zdążyli wrócić przed zamknięciem mety o 16:30 (łącznie startowało 59 mężczyzn).

Zacznijmy jednak od początku, około 9:40 dojechaliśmy do Miechowa, odebraliśmy numery 103 i 104, obejrzeliśmy start trasy klasycznej (100 km - Puchar Polski w Maratonach na Orientacje) i zaczęliśmy się przygotowywać do startu, który miał nastąpić i 11:00.



O 10:55 dostaliśmy mapę z 12 punktami kontrolnymi (o 3 więcej niż rok wcześniej) oraz informacje o tym że: trasa w optymalnym wariancie to 56 km, czas został wydłużony do 16:30 bez kar a potem od razu dyskwalikacja, dwa punkty a mianowicie nr 5 i 17 są trochę w innym miejscu niż na mapie. Ustaliliśmy następującą kolejność przejazdu punktów: 2, 3, 4, 5, 22, 11, 21, 17, 16, 7, 6, 1. Wydawało się, że 5 godz. 30 minut powinniśmy dać radę. Rok temu z Wojtkiem przejechaliśmy 9 punktów na trasie w czasie 3 godz. 6 minut robiąc 56 km - więc uważałem że nasze założenie jest jak najbardziej realne.

Ze startu ruszyliśmy do punktu nr 2, mniej więcej w tym miejscu znajdował się też punkt w roku 2011, więc dojazd bardzo szybko. Problem pojawił się dopiero przy samym punkcie, okazało się że lampion jest dojść mocno ukryty w krzakach (co się raczej do tej pory się nie zdarzało na imprezach organizowanych przez Compass czy później przez Bikeholików), poszukiwania w większej grupie zawodników trochę trwały, ale po kilku minutach odbiliśmy punkt nr 2. Dalej zdecydowaliśmy się na skrót i to niestety był wielki błąd, droga po chwili się skończyła i musieliśmy się przeprawiać, przez trawę, pokrzywy, orne pole - w większości na noga i to jeszcze po pagórkach. Gdy w końcu wyjechaliśmy na asfalt byliśmy już mocno zmęczeni, ale cóż pędzimy do punktu nr 3. Sam dojazd punktu łatwy, ale szukanie punktu to katastrofa, miało być skrzyżowanie ścieżek, przejechaliśmy wszystkie ścieżki w okolicy, wszystkie skrzyżowania a lampionu nie ma. W końcu ktoś za ornym polem, na skarpie znalazł lampion, podbiliśmy i dół do drogi. W tym momencie stało się jasne, że będzie ciężko, dlatego zdecydowaliśmy, że do punktu nr 4 jedziemy trochę na około po asfaltach. Z samym punktem poszło nam dość łatwo, najpierw dziewczyna jadąca od góry powiedziała nam, że do punktu tą drogą, a jak wyjechałem na górkę, patrzę a tu jakiś chłopaczek szuka punktu i pyta mnie czy nie widziałem, a ja patrzę w lewo a tu za krzakiem lampion. Podbijamy i jedziemy dalej.

Najpierw lekko po górę i potem grzbietem wzgórza do samego punktu, to był pierwszy nie schowany punkt na trasie, podbijamy więc 5 i pędzimy szutrówką z dużymi kamieniami w dół. Wyjeżdżamy na asfalt i pędzimy na Gołczy, tam skręt w prawo i ostro pod górkę, po długim podjazdzie dojeżdżamy do lasu i obijamy w lewo do punktu 22 - poszło dość łatwo i szybko obijamy punkt w lesie. Wracamy do skrzyżowania i decydujemy się jechać na 11. Dojazd do punktu bez problemu, ale szukanie to mega problem, punkt mocno ukryty i to jeszcze nie w tym miejscu gdzie był zaznaczony na mapie. Tracimy dużo czasu, ale w końcu ktoś znajduje punkt i odbijamy. Dalej chciałem jechać asfaltem, ale Krzysiek znowu namówił mnie na skrót i znów był to błąd, w pewnym momencie droga się skończyła a my musieliśmy jeść w dół po bardzo stromej skarpie, dalej lekko pod górę przecinamy drogę i po chwili jesteśmy pod punktem 21 - tak nam się przynajmniej wydaje. Na miejscu jest chyba ze 30 osób, wszyscy szukają punktu opisanego jako skałki po byłym kamieniołomie. Chodzimy po krzakach sprawdzamy, a po 20 minutach okazuje że punkt jest jednak dużo dalej, dojeżdżamy i podbijamy, po czym jedziemy na bufet. Na bufecie przerwa, zjedliśmy drożdżówki, uzupełniliśmy bidony i stajemy przed wyborem co dalej (do końca czasu mamy jakieś 2 godz. 20 minut), za bufetem są jeszcze dwa punkty 17 i 16, po podpytaniu innych zawodników na bufecie decydujemy, że próbujemy zaliczyć 17 i opuszczamy 16.

Punkt 17 niby nie był specjalnie trudny, ale droga najpierw pod górę, potem mocno zarośniętą ścieżką, potem znowu pod górę już za punktem spowodował, że na zaliczenie tego punktu straciliśmy dobre 35 minut. Znów przejechaliśmy koło bufetu i popędziliśmy w kierunku Gołczy. W planie były jeszcze punkty 6 i 7, ale ich lokalizacja w lasach, długi odcinek drogi do Miechowa, palące słońce i coraz większe zmęczenie Krzyśka i upływający szybko czas do zamknięcia mety spowodowało, że w końcu zdecydowali jechać prosto do Miechowa gdzie mieliśmy do zaliczenia jeszcze punkt nr 1. Przed Gołczą skręciliśmy jeszcze w drogę na Krępe bijąc się myślami czy nie zaatakować jednak 6, ale jednak zmęczenie wygrało i popędziliśmy w kierunku Miechowa.

Już w Miechowie był jeszcze punkt 1, skręciliśmy w szutrową ścieżkę, niestety znowu nie poszło jak trzeba, wybraliśmy szeroką drogę, która najpierw zaprowadziła nas do górę i potem musieliśmy zjeżdżać w drugą stronę do punktu, ale w końcu udało się. W tym miejscu zostawiłem Krzyśka i popędziłem pod górę, wyjechałem na asfalt, którym zjechałem do rynku w Miechowie i po chwili byłem na mecie - była godzina 16:08.

Po chwili zaczęli przyjeżdżać kolejni zawodnicy, którzy większość z nich nie miała więcej niż 8 punktów, my mieliśmy 9, więc i tak nie było najgorzej. Na punkcie nr 1 spotkaliśmy zawodnika, który jak się później okazało jako jedyny zaliczył wszystkie punkty. Około 17 nastąpiło zakończenie i dekoracja trasy turystycznej, nasze miejsca to odpowiednio 12 i 13 do mega dobrego wyniku czyli pozycji 6 zabrakło 1 punktu więcej, ale niestety zabrakło nam sił. Po dekoracji losowanie, ja wygrywam kask Catlike Kompakt Pro - cena katalogowa 299 zł:) a Krzysiek dopasowywanie pozycji na rowerze:) opłacało się więc zmęczyć.

Podsumowując uważam imprezę za udaną, do pełni szczęścia zabrakło zaliczenia 1 punktu co oznaczało by czas krótszy o 45 minut i miejsce 6. Na pewno nie byliśmy wstanie zaliczyć wszystkich 12 punktów, ale myślę że mogliśmy trochę lepiej zaplanować przejazd, jednak wtedy trzeba by założyć, że nie pojedziemy wszystkich punktów, a my przecież zakładaliśmy zaliczyć wszystko. Mogliśmy jednak pominąć 17, która może nie była mega trudna ale czasowo zeszło sporo, w zamian można było spróbować zaliczyć 6 i 7, które co prawda podobno były dość trudne, ale zwycięzca, który jechał mniej więcej tak jak my mówił, że od tej strony co zamierzaliśmy atakować te punkty nie było tragedii i przy odrobinie szczęścia może udało by się je nam zaliczyć. Impreza jak na trasę turystyczną, była bardzo trudna, teren ciężki punkty poukrywane, niektóre w niewłaściwym miejscu to wszystko sprawiło, że trasa była praktycznie nie do zaliczenia w całości - tym bardziej gratuluję zwycięzcy, który jako jedyny tego dokonał. Organizatorzy tłumaczyli trudność trasy, faktem że na trasie klasycznej (której nasza trasa była fragmentem) obywał się Puchar Polski i nie mogło być za łatwo, jednak mimo wszystko uważam, że było za ciężko, niedokładnie zaznaczone punkty, mało mówiące opisy (czasem wręcz błędne - punkt oznaczony jako koniec drogi był przy przelotowej szerokiej szutrówce). To wszystko sprawiło, że wśród stałych uczestników trasy turystycznej słychać było głosy niezadowolenia.

Ja jestem zadowolony, uważam że poszło nam nieźle, oczywiście zawsze mogło być lepiej, ale na tle innych uczestników wypadliśmy dobrze 12 i 13 miejsce na przeszło 50 startujący to wynik dobry.


Do sklepu - zakupy przed Odyseją w Miechowie

Sobota, 18 maja 2013 | dodano:18.05.2013 Kategoria 0-20 km, miasto
  • DST: 2.00 km
  • Czas: 00:06
  • VAVG 20.00 km/h
  • VMAX 25.00 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 15 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Po prawie 102 km przejechanych na rajdzie, pojechałem jeszcze sklepu na zakupy przed jutrzejszym wyjazdem na zawody.

Gwiazdzisty Rajd Rowerowy "Rowerem po zdrowie"

Sobota, 18 maja 2013 | dodano:18.05.2013 Kategoria 100 km i więcej, Przez Puszczę Niepołomicką, Rajdy rekreacyjne
Uczestnicy
  • DST: 101.96 km
  • Czas: 05:09
  • VAVG 19.80 km/h
  • VMAX 39.69 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 108 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
  • Uczestnicy:


Wybrałem się z dziećmi ze szkoły na rajd rowerowy do Szczurowej, trasa okazała się troszkę dłuższa niż zakładałem i wraz dziećmi zrobiłem 74 km, do tego doszedł dojazd i powrót do Niepołomic i w sumie wyszło przeszło 100 km.

Z Łapczycy do Niepołomic przyjechałem samochodem, czas miałem nawet dobry bo byłem w Niepołomicach około 7:20, ale kompletnie zapomniałem, że podczas rajdu przed tygodniem wygiął mi się koszyk od bidonu (podczas transportu roweru ciężarówką), więc musiałem jeszcze go dokręcić. Do tego postanowiłem jeszcze ściągnąć lampkę ze sztycy, żeby łatwiej zakładało się kłódkę i koniec końców ruszyłem na trasę dopiero o 7:35. Zdecydowałem się więc na jazdę drogą główną, pędziłem dość szybko po 10:40 byłem na Woli Batorskiej (na Ruskim) w pobliżu domu mojej ciotki, pamiętam że wieku 14 lat mój rekord na tym odcinku wynosił 11:05. Potem dalej w kierunku Zabierzowa, w centrum byłem po 21 minutach (11 km) - dokładnie taki czas wykręciłem w wieku 14 lat jadąć jakiemuś kolarzowi na kole - czekał na mnie i mnie holował aż pod Urząd w Niepołomicach. Po 25 minutach z sekundami byłem pod szkołą w Woli Zabierzowskiej była 8:01.

Dojazd Niepołomice - Wola Zabierzowska 13,2 km, średnia 30,2 km;

Po przeliczeniu wszystkich osób i chwilce przerwy gdzieś o 8:10 ruszyliśmy na rajd, po 10-12 minutach byliśmy już na wlocie na Żubrostradę, gdzie zaczekaliśmy na grupę w Niepołomic. Przyjechali około 9:40 i mniej więcej o 9:50 ruszyliśmy Żubrostradą w kierunku Mikluszowic. Zostałem wyznaczony na pilota wycieczki, to również ja wcześniej opracowałem trasę przejazdu. Tempo nie za wysokie około 18 km/h, jak przyspieszałem to od razu z tyłu był alarm by zwolnić:). Przejechaliśmy przez Mikluszowice, kładką na Rabie dalej przez Majkowice, Okulice, Bratucice, Wrzępię, Rajsko, Niedzielisko i około 11:15 dojechaliśmy do Szczurowej. Meta zlotu była w parku przy pałacu Kępińskich w samym centrum Szczurowej - w tym miejscu miałem na liczniku 50,5 km (dzieci 37 km).

Na miejscu byliśmy aż do 15:40, było jedzenie, lody, konkurencje sportowe, występy, koncerty i w końcu losowanie roweru. Rower nie był co prawda najwyższych lotów, ale zawsze to wygrana, która przypadła uczniowi klasy V z mojej szkoły, więc to już drugi rower z rzędu, który trafia do Woli Zabierzowskiej:)

Około 15:50 ruszyliśmy w drogę powrotną już sami, bo gimnazjaliści pojechali wcześniej, a reszta grupy miała wyjechać dopiero za chwilę. Niestety droga powrotna to jazda pod dość mocny wiatr, cały czas prowadziłem, więc większość tego wiatru złapałem właśnie ja. Najgorzej było na pierwszych 10 km, potem już trochę lepiej, ale problem wiatru zniknął dopiero w Puszczy Niepołomickiej. Do Woli Zabierzowskiej dojechaliśmy około 18:00, puściliśmy dzieci i ruszyliśmy do Niepołomic, tym razem przez Puszczę. Na Jazach mój licznik pokazał 100 km, a pod domem rodziców miałem prawie 102 - tegoroczny rekord i pierwsza setka w sezonie.

Wycieczka bardzo udana, pogoda była nie najgorsza, jak na wcześniejsze prognozy w których zapowiadali burzę i deszcze, było nawet bardzo dobrze no może poza tym wiatrem w drodze powrotnej. Zrobiłem strasznie dużo kilometrów, może nie w rekordowym tempie, ale jednak i to jeszcze prawie cały czas na czele grupy i powiem szczerze, że czuję się trochę zmęczony, nie wiem jak będzie jutro z zawodami w Miechowie, mam nadzieję, że jakoś dam radę.

Galeria wycieczki


Do sklepu na miejskim

Czwartek, 16 maja 2013 | dodano:17.05.2013 Kategoria 0-20 km, miasto, Po płaskim
  • DST: 1.50 km
  • Czas: 00:05
  • VAVG 18.00 km/h
  • VMAX 22.00 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 5 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice - miejski
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem do sklepu na zakupy na moim miejskim pomykaczu.