- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Winnica na Peugeocie
Środa, 3 września 2014 | dodano:04.09.2014 Kategoria samotnie, Po górkach, 0-20 km
- DST: 13.98 km
- Czas: 00:28
- VAVG 29.96 km/h
- VMAX 43.80 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- HRmax: 179 ( 95%)
- HRavg 139 ( 74%)
- Kalorie: 289 kcal
- Podjazdy: 90 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Kilka dni temu postanowiłem przeczyścić nasmarować moją starą szosówkę Peugeota. W tym roku jeździłem na niej raz, potem kupiłem Lappiera i Peugeot poszedł w odstawkę. W zasadzie zamierzałem go sprzedać, ale jakoś nie miałem czasu się tym zająć, więc rower kurzył się w garażu. Dziś postanowiłem zrobić coś jeszcze a mianowicie założyć na korbę tarczę z 39 zębami w miejsce mojej owalnej tarczy 42 zęby - miałem to zrobić na początku sezonu i właśnie wtedy nabyłem taką mniejszą tarczę, która miała mi ułatwić wjeżdżanie pod górki, ale zaraz potem kupiłem Lappiere, więc tunnig Peugeota przeprowadziłem dopiero dziś. Jak już podrasowałem rower to trzeba by go wypróbować - postanowiłem więc jechać na Winnicę.
Pierwsze wrażenia z jazdy trochę dziwne, Lappiere mimo cieńszych opon, zdecydowanie lepiej tłumi nierówności. Jest to też chyba zasługą korkowej owijki na kierownicę, na Peugeocie czułem na rękach wszystkie nierówności, co niestety obniża pewność jazdy na rowerze. Mimo tych niedogodności rower mknie jednak jak strzała. Pod Winnicę zaliczyłem średnią 21,5 km/h (czas gorszy tylko o 4 sekund od rekordu na Lappiere), a na całej trasie wykręciłem średnią 29 km/h.
Nowa tarcza 39 zębów poprawia jakość jazdy pod górę, ale drugiej strony na odcinkach prostych i lekko w dół gdzie prędkość oscyluję w granicach 35 km/h trzeba wrzucić na dużą tarczę 52 zęby bo ta mniejsza zwyczajnie nie wystarcza.
Tak się teraz zastanawiam czy sprzedawać Peugeota, dużo za niego nie wezmę a rower jest w bardzo dobrym stanie. Ostatnio i tak pozbyłem się mojego miejskiego Peugeota którego oddałem ojcu, może więc warto zostawić sobie chociaż szosówkę:) Kilka razy w roku się na niej przejadę, a zimie może wykorzystam ją do trenażera.
Pierwsze wrażenia z jazdy trochę dziwne, Lappiere mimo cieńszych opon, zdecydowanie lepiej tłumi nierówności. Jest to też chyba zasługą korkowej owijki na kierownicę, na Peugeocie czułem na rękach wszystkie nierówności, co niestety obniża pewność jazdy na rowerze. Mimo tych niedogodności rower mknie jednak jak strzała. Pod Winnicę zaliczyłem średnią 21,5 km/h (czas gorszy tylko o 4 sekund od rekordu na Lappiere), a na całej trasie wykręciłem średnią 29 km/h.
Nowa tarcza 39 zębów poprawia jakość jazdy pod górę, ale drugiej strony na odcinkach prostych i lekko w dół gdzie prędkość oscyluję w granicach 35 km/h trzeba wrzucić na dużą tarczę 52 zęby bo ta mniejsza zwyczajnie nie wystarcza.
Tak się teraz zastanawiam czy sprzedawać Peugeota, dużo za niego nie wezmę a rower jest w bardzo dobrym stanie. Ostatnio i tak pozbyłem się mojego miejskiego Peugeota którego oddałem ojcu, może więc warto zostawić sobie chociaż szosówkę:) Kilka razy w roku się na niej przejadę, a zimie może wykorzystam ją do trenażera.
Brukowy podjazd w Wieliczce
Wtorek, 2 września 2014 | dodano:03.09.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
- DST: 32.03 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 01:19
- VAVG 24.33 km/h
- VMAX 48.60 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- HRmax: 171 ( 91%)
- HRavg 144 ( 77%)
- Kalorie: 744 kcal
- Podjazdy: 351 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na stronie internetowej kolegi wypatrzyłem ciekawy, częściowo brukowy, podjazd z rynku w Wieliczce w stronę Rożnowa. Pojechałem więc do Wieliczki zmierzyć się z tym trudnym podjazdem. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłem, że pojadę crossem bo on na pewno poradzi sobie z jazdą po bruku, a moja szosówka mogła by sobie nie dać rady.
Czasu nie miałem za wiele, więc do Wieliczki wybrałem się główną drogą 964. Niestety jazda tą drogą jest wyjątkowo mało przyjemna. Duży ruch, wąska droga i na domiar złego na odcinku od Ochmanowa do Zabawy właśnie lali nowy asfalt i były mijanki. Na szczęście jakoś ten odcinek pokonałem i po krótkim podjeździe po bruku znalazłem się na wielickim rynku.
Kilka szybki fotek i ruszyłem na podjazd. Rozpoczyna się on właśnie na rynku, a konkretnie w jego południowo-zachodnim narożniku - kierunek na południe. Ulica nazywa się Mikołaja Kopernika i początkowo wygląda niewinnie, asfalt, lekko wznosząca się droga, kręcę więc całkiem sprawnie. Po kilkuset metrach pojawia się znak - stromy podjazd i tuż za znakiem rozpoczyna się pierwszy odcinek brukowy. Kostka ułożona jest dość równo, ale przerwy między kamieniami są spore, co mocno utrudnia jazdę, pojawiają się też pierwsze znaczące stromizny rzędu 11-12%. Następnie mamy chwilę oddechu, czyli krótki odcinek po asfalcie, ale po jakiś 100 może 200 metrach znów bruk i znacznie stromiej. Mój GPS zdołał pokazać 16%, a potem niestety przestał cokolwiek pokazywać, bo przy prędkości poniżej 6 km/h jakoś nie radzi sobie z wyświetlaniem danych z alimetru. Po drugim odcinku brukowym znów kawałek po asfalcie, ja nawet pomyślałem że to już koniec podjazdu, ale nic z tych rzeczy, przed nami jeszcze jeden odcinek, znowu z mega stromizną dopiero po pokonaniu trzeciego sektora dojeżdżamy do drogi Rożnowa - Siercza i podjazd się kończy. Najdłuższy i najtrudniejszy jest odcinek brukowany nr 2.
Według moich pomiarów podjazd ma następujące parametry: długość 1 km, przewyższenie 102 m, średnie nachylenie 10,6%, maksymalne 15,3%, mój czas 8:02, średnia 7,7 km/h.
Przy okazji opisu tego podjazdu znalazłem ciekawą stronę a na niej opis - autor strony podaję minimalne inne wartości, ale to już raczej błąd pomiaru.
Nie mniej jednak podjazd się piekielnie wymagający, odcinki brukowe naprawdę dają w kość. Autor podanej wyżej strony porównuję ten podjazd do podjazdów we Flandrii na których odbywa się słynny wyścig klasyczny Dookoła Flandrii.
Powrót z Wieliczki już dość szybki. Najpierw zjechałem przez Sierczę do Wieliczki, potem pojechałem w kierunku cmentarza (uff znów odcinek 10%), dalej już w miarę po płaskim przez Kokotów, Węgrzce Wielki, Zakrzów, Podłęże do Niepołomic. Niestety w drodze powrotnej dwa razy skoczyło mi ciśnienie, prawie tak jak na podjeździe, najpierw w Kokotowie kierowca ciężarówki przejechał przez skrzyżowanie wymuszając pierwszeństwo i zmuszając mnie do prawie całkowitego wyhamowania (z blisko 30 km/h), a kawałek dalej na granicy Węgrzc Wielkich i Zakrzowa, kierowca jakieś osobówki wyprzedzał dwa samochody i jakoś w ogóle się mną nie przejął, przejechał koło mnie moim pasem z prędkością pewnie ze 100 km/h. Takie rzeczy możliwe są tylko w Polsce, gdzie mamy samych mistrzów kierownicy.
Średnia 24,23 km/h
Czasu nie miałem za wiele, więc do Wieliczki wybrałem się główną drogą 964. Niestety jazda tą drogą jest wyjątkowo mało przyjemna. Duży ruch, wąska droga i na domiar złego na odcinku od Ochmanowa do Zabawy właśnie lali nowy asfalt i były mijanki. Na szczęście jakoś ten odcinek pokonałem i po krótkim podjeździe po bruku znalazłem się na wielickim rynku.
Kilka szybki fotek i ruszyłem na podjazd. Rozpoczyna się on właśnie na rynku, a konkretnie w jego południowo-zachodnim narożniku - kierunek na południe. Ulica nazywa się Mikołaja Kopernika i początkowo wygląda niewinnie, asfalt, lekko wznosząca się droga, kręcę więc całkiem sprawnie. Po kilkuset metrach pojawia się znak - stromy podjazd i tuż za znakiem rozpoczyna się pierwszy odcinek brukowy. Kostka ułożona jest dość równo, ale przerwy między kamieniami są spore, co mocno utrudnia jazdę, pojawiają się też pierwsze znaczące stromizny rzędu 11-12%. Następnie mamy chwilę oddechu, czyli krótki odcinek po asfalcie, ale po jakiś 100 może 200 metrach znów bruk i znacznie stromiej. Mój GPS zdołał pokazać 16%, a potem niestety przestał cokolwiek pokazywać, bo przy prędkości poniżej 6 km/h jakoś nie radzi sobie z wyświetlaniem danych z alimetru. Po drugim odcinku brukowym znów kawałek po asfalcie, ja nawet pomyślałem że to już koniec podjazdu, ale nic z tych rzeczy, przed nami jeszcze jeden odcinek, znowu z mega stromizną dopiero po pokonaniu trzeciego sektora dojeżdżamy do drogi Rożnowa - Siercza i podjazd się kończy. Najdłuższy i najtrudniejszy jest odcinek brukowany nr 2.
Według moich pomiarów podjazd ma następujące parametry: długość 1 km, przewyższenie 102 m, średnie nachylenie 10,6%, maksymalne 15,3%, mój czas 8:02, średnia 7,7 km/h.
Przy okazji opisu tego podjazdu znalazłem ciekawą stronę a na niej opis - autor strony podaję minimalne inne wartości, ale to już raczej błąd pomiaru.
Nie mniej jednak podjazd się piekielnie wymagający, odcinki brukowe naprawdę dają w kość. Autor podanej wyżej strony porównuję ten podjazd do podjazdów we Flandrii na których odbywa się słynny wyścig klasyczny Dookoła Flandrii.
Powrót z Wieliczki już dość szybki. Najpierw zjechałem przez Sierczę do Wieliczki, potem pojechałem w kierunku cmentarza (uff znów odcinek 10%), dalej już w miarę po płaskim przez Kokotów, Węgrzce Wielki, Zakrzów, Podłęże do Niepołomic. Niestety w drodze powrotnej dwa razy skoczyło mi ciśnienie, prawie tak jak na podjeździe, najpierw w Kokotowie kierowca ciężarówki przejechał przez skrzyżowanie wymuszając pierwszeństwo i zmuszając mnie do prawie całkowitego wyhamowania (z blisko 30 km/h), a kawałek dalej na granicy Węgrzc Wielkich i Zakrzowa, kierowca jakieś osobówki wyprzedzał dwa samochody i jakoś w ogóle się mną nie przejął, przejechał koło mnie moim pasem z prędkością pewnie ze 100 km/h. Takie rzeczy możliwe są tylko w Polsce, gdzie mamy samych mistrzów kierownicy.
Średnia 24,23 km/h
Do pracy w niedziele
Niedziela, 31 sierpnia 2014 | dodano:31.08.2014 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, praca, Po płaskim, 61-80 km
- DST: 61.74 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 02:01
- VAVG 30.61 km/h
- VMAX 45.12 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- HRmax: 164 ( 87%)
- HRavg 144 ( 77%)
- Kalorie: 1248 kcal
- Podjazdy: 111 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na miejscu okazało się, że panie umówiły się na pracę dopiero po 14:00, ale jadę po kluczę i coś porobię. W pracy jestem gdzieś do południa, a następnie ruszam w drogę powrotną, z tym że postanawiam jechać trochę na około. Najpierw jadę na Ispinę i Groblę. tam skręcam w drogę przez Puszczę do Drwini. Po dojeździe do drogi powiatowej robię przerwę pod sklepem na uzupełnienie zapasów, a następnie powiatówką mknę do Baczkowa, gdzie skręcam na drogę w Puszczy Niepołomickiej. Droga przez las jest zamknięta dla ruchu, ale dziś to akurat wada, jest pełno pieszych, rolkarzy, wolnych rowerzystów, a niektórym wydaję się, że cała droga należy do nich, więc kilka razy muszę wyraźnie zwalniać, a potem niestety znów rozpędzać rower.
Drogą przez las dojeżdżam do Stanisławic, tam wyjeżdżam z Puszczy bardzo kiepskim odcinkiem drogi, który kwalifikuję jako jazdę terenem. Ze Stanisławic jadę w kierunku Kłaja, pojawiają się pierwsze odcinki szosy wiodące lekko pod górę, a ja jestem coraz bardziej zmęczony. Mimo to nie decyduję się na najłatwiejszy wariant dojazdu do domu. W Szarowie odbijam w kierunku kościoła i robię podjazd, który może parametrami nie powala ale na odcinku 600 m serwuje średnio 2,9 % a maksymalnie pod 5%. Dalej jeszcze kilka krótkich odcinków pod górę aż do OSP w Dąbrowie, następnie seria zjazdów do Staniątek, przejazd przez Staniątki i przez Puszczę do Niepołomic. Na tym ostatnim odcinku czuję już duże zmęczenie, ale zaginam się, bo chcę osiągnąć średnią ponad 30 km/h. Ta sztuka mi się udaje, pod domem mam średnią według licznika 30,4 km/h (61,75 km), a według garmina również 30,4 km (60,91 km).
Wycieczka udana, średnia prędkość jak na tak długą trasę bardzo wysoka. Co prawda między pierwszym odcinkiem (około 13 km) a drugim była przeszło 3 godzinna przerwa, ale jednak to ponad 60 km ze średnią ponad 30 km/h. Dojazd do pracy był ekspresowy, czas poniżej 25 minut, średnia trochę mi spadła na dojeździe po klucze do szkoły i w drogę powrotną wyruszyłem ze średnią tylko 30,2 km. Potem windowałem ją w górę i kolejny stop pod sklepem i znów wyraźny spadek, wynik na końcu trasy uważam za bardzo dobry, szczególnie że jechałem w zwykłych butach i nie korzystałem z dobrodziejstw SPD.
Test Garmin Edge 800 na dwa razy
Sobota, 30 sierpnia 2014 | dodano:30.08.2014 Kategoria 0-20 km, samotnie
- DST: 10.86 km
- Czas: 00:25
- VAVG 26.06 km/h
- VMAX 37.80 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- HRmax: 173 ( 92%)
- HRavg 145 ( 77%)
- Kalorie: 220 kcal
- Podjazdy: 62 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Krzysiek poleciał do Egiptu i na tydzień zostawił mi do testów swojego Garmina Edge 800 z czujnikiem tętna. Dziś nie miałem za wiele czasów na testy, więc jeden krótki test zrobiłem koło 14:00 jadąc trochę na około do sklepu na rowerze crossowym. Natomiast drugi test zrobiłem około 19:30 (dziś było wyjątkowo ładnie wieczorem) robiąc dwie rundki na szosówce.
Na crossie miałem jechać do sklepu na zakupy, miałem nawet założony koszyk, więc ten pierwszy test nie był na zbyt sportowym rowerze. Z domu pojechałem na ulicę Płaszowską, zrobiłem króciutki ale stromy podjazd ulicą Księcia Witolda. Następnie zjazd i kolejny podjazd pod kopiec. Na tym drugim podjeździe w serwisie Garmin Connect jest wyznaczony segment (0,29 km, średnie nachylenie 5,2% wznios 15 m) ja podjechałem ten podjazd w czasie 45 sekund ze średnią 22,8 km/h co dało mi 4 (ostatnie miejsce) na liście. Potem pojechałem ulicą Ogrodową, Moczydło, krótki podjazd pod zamkiem i przez park do sklepu. Powrót do domu z ciężkimi zakupami, więc już bez szaleństw.
O godzinie 19:30 znalazłem chwilkę, więc postanowiłem wypróbować czy po dzisiejszej poprawce przy szosówce wszystko już gra z przerzutkami. Wsiadłem na rower i jazda. Zrobiłem dwa razy taką samą pętle: Cmentarna, Płaszowska, Grunwaldzka (podjazd pod kopiec), Bankowa, Daszyńskiego, Cmentarna - długość 2,86 km (choć samo urządzenie pokazywało trochę więcej).
Pierwszy przejazd zrobiłem w czasie 6:04, bardzo dobrze poszedł mi również podjazd udało mi się wykręcić czas 36 s, średnia 28,13 km/h co pozwoliło mi wskoczyć na 3 miejsce na liście jednak do najlepszego nadal brakuję mi sporo (8 sekund). Drugie kółko wykręciłem w czasie trochę lepszym (5:56) mimo iż wydało mi się, że jadę gorzej. Dwa razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach, gorzej też podjechałem pod kopiec, ale pierwsze okrążenie zacząłem ze stójki, a drugie przy prędkości ponad 30 km na godzinę i stąd też może wynikać różnica.
Zastanawiałem się czy nie wykręcić jeszcze jednego kółka, ale w końcu zrezygnowałem. Przy takiej szybkiej jeździe nie byłem w wstanie za bardzo bawić się GPS, trochę więcej poklikałem jadąc na crossie do sklepu, na szosie miałem cały czas wysokie tempo więc patrzyłem tylko na bieżący ekran. Przydał by mi się dłuższy wyjazd, że lepiej sprawdzić wszystkie funkcje edga.
Na crossie miałem jechać do sklepu na zakupy, miałem nawet założony koszyk, więc ten pierwszy test nie był na zbyt sportowym rowerze. Z domu pojechałem na ulicę Płaszowską, zrobiłem króciutki ale stromy podjazd ulicą Księcia Witolda. Następnie zjazd i kolejny podjazd pod kopiec. Na tym drugim podjeździe w serwisie Garmin Connect jest wyznaczony segment (0,29 km, średnie nachylenie 5,2% wznios 15 m) ja podjechałem ten podjazd w czasie 45 sekund ze średnią 22,8 km/h co dało mi 4 (ostatnie miejsce) na liście. Potem pojechałem ulicą Ogrodową, Moczydło, krótki podjazd pod zamkiem i przez park do sklepu. Powrót do domu z ciężkimi zakupami, więc już bez szaleństw.
O godzinie 19:30 znalazłem chwilkę, więc postanowiłem wypróbować czy po dzisiejszej poprawce przy szosówce wszystko już gra z przerzutkami. Wsiadłem na rower i jazda. Zrobiłem dwa razy taką samą pętle: Cmentarna, Płaszowska, Grunwaldzka (podjazd pod kopiec), Bankowa, Daszyńskiego, Cmentarna - długość 2,86 km (choć samo urządzenie pokazywało trochę więcej).
Pierwszy przejazd zrobiłem w czasie 6:04, bardzo dobrze poszedł mi również podjazd udało mi się wykręcić czas 36 s, średnia 28,13 km/h co pozwoliło mi wskoczyć na 3 miejsce na liście jednak do najlepszego nadal brakuję mi sporo (8 sekund). Drugie kółko wykręciłem w czasie trochę lepszym (5:56) mimo iż wydało mi się, że jadę gorzej. Dwa razy musiałem się zatrzymać na skrzyżowaniach, gorzej też podjechałem pod kopiec, ale pierwsze okrążenie zacząłem ze stójki, a drugie przy prędkości ponad 30 km na godzinę i stąd też może wynikać różnica.
Zastanawiałem się czy nie wykręcić jeszcze jednego kółka, ale w końcu zrezygnowałem. Przy takiej szybkiej jeździe nie byłem w wstanie za bardzo bawić się GPS, trochę więcej poklikałem jadąc na crossie do sklepu, na szosie miałem cały czas wysokie tempo więc patrzyłem tylko na bieżący ekran. Przydał by mi się dłuższy wyjazd, że lepiej sprawdzić wszystkie funkcje edga.
Praca - ostatni raz w te wakacje
Piątek, 29 sierpnia 2014 | dodano:29.08.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 28.47 km
- Czas: 01:05
- VAVG 26.28 km/h
- VMAX 32.13 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 35 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Do domu wracałem dopiero po 16, było bardzo ciepło, jechałem ubrany na krótko, trochę wiało. Dalej nie mogłem za bardzo rozpędzić roweru, chyba jechałem trochę szybciej niż do pracy bo odrobinę podciągnąłem średnią, która ostatecznie wyniosła 26,17 km/h.
Na razie podsumowań nie będzie, bo coś bikestats mi nawala i nie mogę wybrać wyjazdów z danej kategorii. Jak wszystko wróci do normy to tu pojawi się podsumowanie moich wyjazdów do pracy.
Gruszki, Brzezie, Szarów, Dąbrowa
Czwartek, 28 sierpnia 2014 | dodano:28.08.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 23.17 km
- Czas: 00:51
- VAVG 27.26 km/h
- VMAX 47.90 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- Podjazdy: 196 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Początek trasy był bardzo podobny do ubiegłotygodniowego wyjazdu z Krzyśkiem przed Korno, postanowiłem jechać podjazdy na pełną moc i porównać czasy na góralu i na szosówce. Na początek kilku procentowy podjazd od stacji PKP w Staniątkach, prędkość na szczycie około 25 km/h - mocniej niż na góralu. Potem zjazd i podjazd na Winnicę - podjazd ten dodany jest jako segment w serwisach Garmin Conect, Ridewithgps i Strava, z tym że na stronie Garmina pod uwagę brany jest tylko najbardziej stromy fragment podjazdu (dystans 590 m, średnia nachylenie 5,1%, różnica wzniesień 29 m). W serwisach ridewithgps i strava podjazd ten mam zbliżone parametry (900 m, średnio 4%, różnica wzniesień 41-42 m). Gdy jechałem z Krzyśkiem w zeszły piątek na góralu to odcinek ze strony garmina przejechałem w czasie 2:02 - średnia 17,2 km/h, a według ridewithgps czas 3:00, średnia 17,6 km/h. Dzisiaj jechałem szosą więc w sposób naturalny powinienem być szybszy - podjazd pojechałem w trupa, nie miałem pulsometru, ale puls napewno podskoczył mi pod maksa. Mój wynik to: według ridewith gps - 2:24, średnia 21,2 km/h (najlepszy wynik z zarejestrowanych śladów). według stravy 2:34, średnio 21,8 km/h (11 czas). Wyniku z Garmin Conect na razie nie mam, bo serwis co nawala i nie przetworzył mojego podjazdu. Tak czy owak pojechałem najmocniej w swojej historii ten podjazd.
Dalej był podjazd pod kościół w Brzeziu z dość stromą końcówką, jednak mój GPS uparcie pokazuje, że jest tam tylko 6,5%. Potem wjechałem na chwilę na drogę 94 i po chwili odbiłem na Szarów. Niestety coś poknociłem drogę w Łysokaniach i wyjechałem nie do końca tam gdzie zamierzałem, za to mogłem wykonać dość długi, choć nie zbyt stromy podjazd pod kościół w Szarowie. Dalej zrobiłem zjazd w kierunku Puszczy aby zmierzyć się ze znacznie trudniejszym podjazdem pod OSP w Szarowie - ten podjazd ma jakieś 500 m długości, ale szczególnie w końcówce jest dość stromy. Według Garmin Conect podjazd ma 0,51 km i średnie nachylenie 4,3%, wznios 22 m - mój wynik pod górę to 1:50, średnia 16,45 km/h. Dość kiepsko, szczególnie w porównaniu z podjazdem pod trudniejszą Winnicę, ale coś niestety szwankowały mi przerzutki, a konkretnie przerzutka przednia. Ostatnio czyściłem rower i odkręciłem dwie tarcze od korby, po tej operacji coś jest nie tak, będę musiał przeregulować.
Powrót do domu to już zjazdy i prosta, więc jazda bez historii. Do samego końca ciśnąłem dość mocno, bo zachodziło słońce i robiło się chłodno. W rezultacie wykręciłem niezłą średnią - 27,10 km/h.
Praca po urlopie
Poniedziałek, 25 sierpnia 2014 | dodano:28.08.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, samotnie
- DST: 27.43 km
- Czas: 01:08
- VAVG 24.20 km/h
- VMAX 30.19 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 32 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Do domu postanowiłem jechać drogą główną, niestety to był mega błąd, bo zderzyłem się ze ścianą wiatru. W rezultacie tempo wolne, a zmęczenie duże. Ponieważ w szkolenie zatankowałem bidonu (brak bieżącej wody - remont) to musiałem się zatrzymać w Woli Batorskiej pod sklepem. Do domu przyjechałem bardzo zmęczony, średnia na całej trasie to 23,95 km/h - nawet biorąc pod uwagę zmęczenie pod Korno i silny wiatr to trochę słabo:(
Niepołomice - Łapczyca
Niedziela, 24 sierpnia 2014 | dodano:28.08.2014 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po płaskim, samotnie
- DST: 15.97 km
- Czas: 00:35
- VAVG 27.38 km/h
- VMAX 49.48 km/h
- Temp.: 17.0 °C
- Podjazdy: 112 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszym Korno czułem spore zmęczenie, na dodatek od samego rano siąpił deszcz - miałem więc zostać w domu i nigdzie nie jechać, ale tuż przed 11 na chwilę się przejaśniło - myślę więc, jadę. Jednak przed wyjazdem musiałem jeszcze założyć łańcuch do crossa i go nasmarować. Cała ta operacja zajęła mi jakieś 15 minut i zanim byłem gotowy do wyjazdu to słońce schowało się na dość groźne chmury, ale jak już jestem gotowy to w drogę. Ledwo ruszyłem a tu znowu siąpi, nic jadę, postanawiam wybrać główną drogę. Pędzę 79, tempo bardzo wysokie, pod 30 km/h, jeszcze nie pada, ale ciągle siąpi. Dojazd do 94, przejazd przez Rabę i nagle wpadam na pomysł zrobienie podjazdu pod kościół w Chełmie i wyznaczenie tam segmentu na Garmin Connect. Podjeżdżam z całych sił, ale formy nie ma, mój wynik to: dystans 0,44 km, średnia nachylenie 7,4%, wznios 33 m, mój czas 2:02, średnia 13,08 km/h. Pod kościołem stromizna się kończy, choć podjazd trzeba kontynuować do cmentarza w Chełmie. Potem do Łapczycy już głównie zjazdy. Gdzieś na tych zjazdach pada mi GPS - zapomniałem wymienić baterie po Korno.
Deszcz straszył mnie całą drogę, ale w końcu na dobre nie padało - trochę dzięki tej kiepskiej pogodzie udało mi się wykręcić bardzo dobry czas i średnią w okolicach 27 km/h.
Korno 2014 - trasa GIGA
Sobota, 23 sierpnia 2014 | dodano:25.08.2014 Kategoria 100 km i więcej, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 103.16 km
- Teren: 30.00 km
- Czas: 05:36
- VAVG 18.42 km/h
- VMAX 45.31 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- HRmax: 185 ( 98%)
- HRavg 126 ( 67%)
- Podjazdy: 678 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wraz z Krzyśkiem wziąłem udział w zawodach na orientacje w Dąbrowie Górniczej - Korno 2014. Podobnie jak przed rokiem postanowiliśmy wystartować na trasie GIGA (100 km) i w ten sposób rozpocząć przygotowania do walki o podium podczas Galicja Orient na trasie krótkiej. Przed rokiem udało mam się znaleźć 19 z 21 punktów co dało mam pozycje 14 i 15. W tym roku KORNO stały się zawodami Pucharu Polski w Rowerowych Maratonach na Orientacje i stawka była dużo mocniejsza - na czele z Grzegorzem Liszką.
Ostateczny wynik jaki udało ma się osiągnąć w tegorocznym KORNO czyli komplet punktów i przyjazd na metę 40 minut przed limitem czasu, uważam za dobry, choć taki wynik dał mam dopiero 28 i 29 miejsce w kategorii męskiej i odpowiednio pozycję niżej w open, ponieważ wyprzedziła nas jeszcze zwyciężczyni kategorii kobiecej.
Z Niepołomic wyjechaliśmy koło 7:00, na 9:00 byliśmy w bazie rajdu, około 9:50 nastąpiła odprawa techniczna i chwilę później dostaliśmy mapy, start miał odbyć się na sygnał o godzinie 10:00. Ostatnio z Krzyśkiem planujemy całą trasę przed startem, więc i tym razem przystąpiliśmy do planowania. Mapa składała się dwóch arkuszy A3 na której było w sumie tylko 11 punktów. Jak na trasę GIGA to strasznie mało, zwiastowało to długie przeloty i preferowało zawodników mocnych w nogach, a więc dla nas raczej nie było to za korzystne. Planowanie trasy zajęło nam trochę czasu i rezultacie z bazy rajdu wyjechaliśmy jako ostatni.
Na początek udaliśmy się do punktu nr 3 (podest), który znajdował się bardzo podobnym miejscu co jeden z punktów przed rokiem, więc z zaliczeniem punktu nie było większego problemu.
Następnie na tapetę poszedł punkt nr 4 (kamieniołom) i tu niestety pojawiły się pierwsze trudności. Tuż przed punktem postanowiliśmy skorzystać innej niż wcześniej zaplanowaliśmy, krótszej drogi na punkt i w rezultacie po dość stromym, choć na szczęście krótkim podjeździe, wylądowaliśmy przed bramą do kamieniołomu, gdzie dowiedzieliśmy się, że dalej drogi nie ma. No cóż zjazd i powrót do pierwotnego plany. Znowu jedziemy pod górę, najpierw asfaltem, a potem polną drogą wzdłuż kamieniołomu. Dojechaliśmy do miejsca gdzie według mapy powinniśmy skręcić w prawo, ale z prawej stromy dalej był kamieniołom. Jedziemy więc dalej, z przeciwka zaczęli nadjeżdżać inni zawodnicy i w końcu któregoś zapytałem czy ta 4, gdzieś tam jest, potwierdził, więc spokojnie pedałowaliśmy dalej, aż w końcu dojechaliśmy do punktu. Lampion faktycznie znajdował się na końcu kamieniołomu, tylko że w porównaniu z mapą kamieniołom był 3 krotnie większy. No nic punkt jest, odbijamy dziurki, podziwiamy widoki i ścieżką przez las pędzimy w dół w kierunku punktu nr 1. Jak się później okazało, to przesunięcie 4, spowodowało spore zamieszanie i protesty na mecie.
My zgodnie z planem jedziemy na punkt nr 1 (zagłębienie terenu), najpierw trafiamy na jakąś nową - jeszcze zamkniętą szosę, która wprowadza mam trochę zamieszania, jednak szybko orientujemy się w sytuacji i dalej czarnym szlakiem rowerowym kierujemy się na 1. Z przeciwnej strony jedzie dość sporo zawodników, wygląda na to, że z 1 jadą na 4 - czyżby nasz wariant trasy nie był najlepszy? Nic dojeżdżamy w pobliże punktu, tym razem ścieżki się zgadzają, ale punktu nie ma. Szukamy chwilę, jeszcze z jednym zawodnikiem i w końcu znajdujemy punkt w dziurze w ziemi, oj ciężko go było zauważyć. Odbijamy dziurki i skrótem przez las (bardzo fajna ścieżka) pędzimy w kierunku drogi nr 1 i punktu 5.
Punkt nr 5 (brzeg jeziora), znajdował się przy zaporze wodnej na jeziorze Przeczycko-Siewierskim, więc do przejechania mamy dłuższy odcinek, niestety pod wiatr. Na szczęście do zapory trafiamy bez pudła, ale punktu jakoś nie ma, patrzymy na jezioro, brzeg jest betonowy, gdzie ten punkt. Odchodzimy zaporę i próbujemy szukać gdzieś przy brzegu. Idziemy w różnych kierunkach, ja w stronę zapory i szybko zauważam lampion, cholera można go było sięgnąć z miejsca gdzie najpierw dojechaliśmy, no nic wołam Krzyśka i zaliczamy punkt.
Dalej pędzimy w stronę lasu Szeligowiec na którego terenie są aż 3 punkty. Na początek 7 (nasyp kolejowy), do którego dojeżdżamy bez problemu. Dawny nasyp jest mocno zarośnięty, więc punktu chwilę szukamy, naprowadza nas na niego jakiś pan z pieskiem, którego zainteresował dziwny obiekt, więc szczegółowo nas wypytuje co to jest. Po krótkiej rozmowie odbijamy punkt i pędzimy dalej na 2.
Punkt nr 2 (brzeg stawu), wydaję się być dość kłopotliwym punktem w naszej koncepcji zaliczenia trasy. Znajduję się on w środku lasu i ścieżki do niego mogą być nieprzejezdne, szczególnie że już wiemy, że mapa jest mocno nie aktualna. Jednak nasze obawy, okazują się nieuzasadnione, co prawda miejscami piaskowa ścieżka przez las, trochę nas męczy, ale punkt jest dokładnie tam gdzie być powinien i bez problemu go zaliczamy. Trochę gorzej jest w wyjazdem z lasu w kierunku Brudzowic i punktu nr 6.
Ta ścieżka jest zdecydowanie bardziej zarośnięta, ale na szczęście jednak przejezdna i po kilkunastu minutach wyjeżdżamy w centrum wsi skąd pędzimy na punkt nr 6 (kępa drzew). Punkt zaliczamy bez problemu i już nie mamy żadnych wątpliwości, że tegoroczne Korno to zawody typowo sprinterskiej. Punkty są dość łatwe do znalezienia, przeloty dość spore, co preferuje przede wszystkim bardzo mocnych kolarzy.
W miejscowości Dziewki robimy krótki postój pod sklepem, uzupełniamy zapasy i radzimy nad dalszą trasą. Mamy już 7 z 11 punktów, zrobiliśmy całą jedną mapę, a na trasie jesteśmy trochę ponad 3 godziny - wydaję się, że jest dobrze, choć z analizy mapy wyraźnie widać, że punkty na drugiej mapie są daleko od siebie oddalone.
Po przerwie pędzimy w kierunku Siewierza, przejeżdżamy przez miasto robiąc przy okazji kilka fotek. Za miastem wskakujemy na zielony szlak i spotykamy kilku zawodników pędzących z przeciwka - jest 13:40, więc na dolną część mapy potrzebowali 3 godz. 40 minut, ale zaraz oni chyba mają na rozkładzie również 3, 4 i 1, więc pozostały im już chyba tylko 4 łatwe, blisko siebie zlokalizowane punkty i potem dłuższy przelot na metę, oj chyba będą przed mami. Tuż przed wjazdem do lasu, pytam stojącego tam zawodnika, czy droga przez las jest przejezdna, w odpowiedzi słyszę lakoniczne "w większości tak". Wjeżdżamy do lasu, ścieżka na zielonym szlaku jest dobra, miejscami jest trochę piasku, miejscami utwardzono ją za dużymi kamieniami, ale jedziemy bez problemu, ale pokonania mamy dobre 5 km drogi leśnej, a punkt jest prawie na jej końcu. Tuż przed punktem dojeżdżamy do bagna na ścieżce, jakoś obchodzimy bokiem. Spotykamy innego zawodnika, który też szuka punktu i mówi nam, że słyszał, że przy punkcie jest mega błoto. Po chwili kolejne bagno na drodze, ale znowu obchodzimy i jest punkt nr 9 (strumyk) - nie było tak źle, choć droga za strumykiem nie wygląda najlepiej. Nasz rywal odbija punkt i wraca w kierunku z którego my przyjechaliśmy, nasz plan przewiduje przebicie się dalej lasem do miejscowości Turza.
Za punktem mega błoto, ale może to tylko kawałek, niestety jednak nie, do samego końca lasu jest straszne błoto, ledwie idziemy, miejscami przeprawa to prawdziwe wyzwanie. Kilka minut błotnej kąpieli i wychodzimy cali brudni na łąki za lasem. Robimy krótki postój na czyszczenie rowerów, choć błoto będziemy gubić jeszcze dłuższy czas. Niestety zdobycie 9, dużo nas kosztowało, na podjeździe do Ciągowic, Krzysiek zalicza odcięcie, ma wyraźnie dość, a na liczniku dopiero 60 km. Jedziemy na Łazy, tempo jazdy wyraźnie spada, a na dodatek przed Niegowonicami wyrasta nam 2,5 km solidny podjazd.
Punkt nr 8 (kamieniołom) zlokalizowany jest na Wawrzynowej Górze (419 m npm), w jego pobliże prowadzą dwie drogie, ale pierwsza z nich wydaje się prowadzić do wnętrza kamieniołomu, poza tym zgodnie z naszą mapą, nie ma z niej bezpośredniego podejścia na punkt, jedziemy więc dalej pod cmentarz w Niegowonicach i atakujemy z tamtej strony. Na mapie wszystko wygląda ok, trochę w górę, ale nie powinno być problemu. Jedziemy kawałek dość dobrze utwardzoną drogą, problem pojawia się gdy mamy odbić na ścieżkę do punktu, ja ją nawet przegapiam, tak jest zarośnięta, dopiero Krzysiek kieruje nas tam gdzie trzeba. Ślady ścieżki niby widać, ale wszędzie wysoka, lekko przydeptana trawa, chyba ktoś tędy szedł. Rzucamy rowery w krzaki i na piechotę idziemy do punktu. Dochodzimy do ładnego wapiennego szczytu, który po chwili zdobywamy - to pewno Wawrzynowa Góra, ale gdzie jest punkt, jest na dole przy krawędzi kamieniołomu, a koło punktu prowadzi piękna, szeroka, szutrowa droga - szkoda tylko, że nasza mapa jej jakoś nie przewiduje. Odbijamy punkt i musimy wrócić do rowerów, cała eskapada na nogach do punktu nr 8 to 900 m metrów spaceru i 15 minut na zdobycie punktu, gdyby mapa była dokładniejsza może zdobylibyśmy do szybciej z roweru.
Teraz czeka nas kolejny długi przelot na punkt nr 11 (krzyż) w Błędowie. Dokładnie wiemy gdzie to jest, już kiedyś nawet ten punkt zaliczaliśmy na Jurajskim Oriencie w 2013 r., wiemy nawet jak tam wjechać, mimo iż mapa nie przewiduje żadnej drogi na szczyt, ale wcześniej musimy tam dojechać, szutrową drogą z Niegowoniczek. Sam punkt zgodnie z przewidywaniami zaliczamy bez problemu, do Błędowa też zjeżdżamy zarośniętą drogą przez pola bez większego problemu (nawet w lepszym wariancie niż zrobiliśmy to przed rokiem), ale do mety mamy jeszcze dość daleko, a sił wyraźnie zaczyna brakować.
Jedziemy przez Błędów w kierunku centrum Dąbrowy Górniczej pod górkę i pod wiatr. Pod sklepem rodzimy postój, muszę uzupełnić zapasy picia. Dojeżdżamy do Okradzianowa i czarnym szlakiem rowerowym kierujemy się na ostatni dziś punkt nr 10 (wiadukt). W pobliże wiaduktu dojeżdżamy bez problemu, ale już na miejscu pojawia się problem. Lampion jest na górze przy torach i prowadzi do niego ścieżka pod stromy nasyp kolejowy, a na domiar złego droga pod wiaduktem, jest całkiem zalana wodą. Targamy rowery na nasyp, odbijamy punkt i kolejną stroną ścieżką, musimy masze maszyny sprowadzić na dół. Dobra mamy komplet, jest 16:30, ale na metę jeszcze kawał drogi.
Jedziemy przez Łękę, Łosień, koło dawnej Huty Katowice, zauważamy że punkt nr 4 jest blisko, moglibyśmy go teraz zaliczyć lub lepiej po czwórce zaliczyć 10 i najpierw jechać te punkty które zrobiliśmy na końcu - tak chyba postąpiło większość zawodników. Teraz jednak już za późno, przejeżdżamy przez Gołonóg, koło Pogorii III przez Park Zielona ma metę, oddajemy kartę jest godzina 17:16, niby dobry czas, ale jak widzę ile już osób ukończyło przed mami trasę wiem, że dobrego miejsca nie będzie.
Myjemy się, oglądamy dekoracje i wracamy do Niepołomic, dyskutując na błędem w wyborze wariantu, chyba trzeba było jednak jechać tak jak większość zawodników 3, 1, 4, 10 i dalej przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. My jednak takiej możliwości nie zauważyliśmy w czasie planowania, chyba dlatego że punkty 4 i 10 były na różnych mapach i nie udało nam się dostrzec ich bliskości. Dopiero na trasie, widząc jak jadą inni zaczęliśmy się zastanawiać. Dobra sam wariant może mógł być lepszy, ale poza tym wielu błędów nie było. Drobne potknięcie przy dojeździe do 4, zbyt długie szukanie 1, nie zauważenie 5 z zapory, spacer przy 8, ale to wszystko raczej normalne w rajdach na orientacje. Nie było mega wtop z wyborem trasy, nie było łażenia w kółko wokół punktu, nie nadłożyliśmy jakoś mega dużo dystansu, mimo to niska pozycja.
Powód jest prosty, jesteśmy za słabi kolarsko, do połowy trasy jeszcze utrzymywaliśmy niezłe tempo, ale po punkcie nr 9 i błotnym spacerze, tempo wyraźnie spadło. Trasa preferowała zawodników bardzo mocnych, nawigacja była mniej ważna, bo większość punktów była łatwa do zlokalizowania. Do tego silna konkurencja, przyjechali zawodnicy walczący po punkty do Pucharu Polski, to wszystko spowodowało, że kończymy te zawody na 28 i 29 (na 39) w kategorii męskiej i na 29 i 30 miejscu w open na 47 osób, które wystartowały na trasę. Powiem szczerze, że liczyłem na miejsce w 20, tu jednak sporo nam zabrakło, zawodnik na 20 miejscu przyjechał z czasem o 46 minut lepszym. Do zawodnika przed nami straciliśmy aż 14 minut, a do zwycięzcy prawie 3 godziny - uznajmy, że G. Liszka jest poza naszym zasięgiem, ale i tak do drugiego na mecie strata wyniosła 2 godziny 3 minuty, nawet do 10 miejsca 1 godz. 43 minuty. Do poprawienia jest dużo, szczególnie jednak moc w nogach, na szczęście jednak te zawodny są dla nas tylko etapem przygotowań do październikowej Galicji Orient, gdzie będziemy walczyć na krótkiej trasie o podium w cyklu Galicja Trophy, a takie 100 km na pewno podbuduje naszą formę:)
Galeria wycieczki
Ostateczny wynik jaki udało ma się osiągnąć w tegorocznym KORNO czyli komplet punktów i przyjazd na metę 40 minut przed limitem czasu, uważam za dobry, choć taki wynik dał mam dopiero 28 i 29 miejsce w kategorii męskiej i odpowiednio pozycję niżej w open, ponieważ wyprzedziła nas jeszcze zwyciężczyni kategorii kobiecej.
Z Niepołomic wyjechaliśmy koło 7:00, na 9:00 byliśmy w bazie rajdu, około 9:50 nastąpiła odprawa techniczna i chwilę później dostaliśmy mapy, start miał odbyć się na sygnał o godzinie 10:00. Ostatnio z Krzyśkiem planujemy całą trasę przed startem, więc i tym razem przystąpiliśmy do planowania. Mapa składała się dwóch arkuszy A3 na której było w sumie tylko 11 punktów. Jak na trasę GIGA to strasznie mało, zwiastowało to długie przeloty i preferowało zawodników mocnych w nogach, a więc dla nas raczej nie było to za korzystne. Planowanie trasy zajęło nam trochę czasu i rezultacie z bazy rajdu wyjechaliśmy jako ostatni.
Na początek udaliśmy się do punktu nr 3 (podest), który znajdował się bardzo podobnym miejscu co jeden z punktów przed rokiem, więc z zaliczeniem punktu nie było większego problemu.
Następnie na tapetę poszedł punkt nr 4 (kamieniołom) i tu niestety pojawiły się pierwsze trudności. Tuż przed punktem postanowiliśmy skorzystać innej niż wcześniej zaplanowaliśmy, krótszej drogi na punkt i w rezultacie po dość stromym, choć na szczęście krótkim podjeździe, wylądowaliśmy przed bramą do kamieniołomu, gdzie dowiedzieliśmy się, że dalej drogi nie ma. No cóż zjazd i powrót do pierwotnego plany. Znowu jedziemy pod górę, najpierw asfaltem, a potem polną drogą wzdłuż kamieniołomu. Dojechaliśmy do miejsca gdzie według mapy powinniśmy skręcić w prawo, ale z prawej stromy dalej był kamieniołom. Jedziemy więc dalej, z przeciwka zaczęli nadjeżdżać inni zawodnicy i w końcu któregoś zapytałem czy ta 4, gdzieś tam jest, potwierdził, więc spokojnie pedałowaliśmy dalej, aż w końcu dojechaliśmy do punktu. Lampion faktycznie znajdował się na końcu kamieniołomu, tylko że w porównaniu z mapą kamieniołom był 3 krotnie większy. No nic punkt jest, odbijamy dziurki, podziwiamy widoki i ścieżką przez las pędzimy w dół w kierunku punktu nr 1. Jak się później okazało, to przesunięcie 4, spowodowało spore zamieszanie i protesty na mecie.
My zgodnie z planem jedziemy na punkt nr 1 (zagłębienie terenu), najpierw trafiamy na jakąś nową - jeszcze zamkniętą szosę, która wprowadza mam trochę zamieszania, jednak szybko orientujemy się w sytuacji i dalej czarnym szlakiem rowerowym kierujemy się na 1. Z przeciwnej strony jedzie dość sporo zawodników, wygląda na to, że z 1 jadą na 4 - czyżby nasz wariant trasy nie był najlepszy? Nic dojeżdżamy w pobliże punktu, tym razem ścieżki się zgadzają, ale punktu nie ma. Szukamy chwilę, jeszcze z jednym zawodnikiem i w końcu znajdujemy punkt w dziurze w ziemi, oj ciężko go było zauważyć. Odbijamy dziurki i skrótem przez las (bardzo fajna ścieżka) pędzimy w kierunku drogi nr 1 i punktu 5.
Punkt nr 5 (brzeg jeziora), znajdował się przy zaporze wodnej na jeziorze Przeczycko-Siewierskim, więc do przejechania mamy dłuższy odcinek, niestety pod wiatr. Na szczęście do zapory trafiamy bez pudła, ale punktu jakoś nie ma, patrzymy na jezioro, brzeg jest betonowy, gdzie ten punkt. Odchodzimy zaporę i próbujemy szukać gdzieś przy brzegu. Idziemy w różnych kierunkach, ja w stronę zapory i szybko zauważam lampion, cholera można go było sięgnąć z miejsca gdzie najpierw dojechaliśmy, no nic wołam Krzyśka i zaliczamy punkt.
Dalej pędzimy w stronę lasu Szeligowiec na którego terenie są aż 3 punkty. Na początek 7 (nasyp kolejowy), do którego dojeżdżamy bez problemu. Dawny nasyp jest mocno zarośnięty, więc punktu chwilę szukamy, naprowadza nas na niego jakiś pan z pieskiem, którego zainteresował dziwny obiekt, więc szczegółowo nas wypytuje co to jest. Po krótkiej rozmowie odbijamy punkt i pędzimy dalej na 2.
Punkt nr 2 (brzeg stawu), wydaję się być dość kłopotliwym punktem w naszej koncepcji zaliczenia trasy. Znajduję się on w środku lasu i ścieżki do niego mogą być nieprzejezdne, szczególnie że już wiemy, że mapa jest mocno nie aktualna. Jednak nasze obawy, okazują się nieuzasadnione, co prawda miejscami piaskowa ścieżka przez las, trochę nas męczy, ale punkt jest dokładnie tam gdzie być powinien i bez problemu go zaliczamy. Trochę gorzej jest w wyjazdem z lasu w kierunku Brudzowic i punktu nr 6.
Ta ścieżka jest zdecydowanie bardziej zarośnięta, ale na szczęście jednak przejezdna i po kilkunastu minutach wyjeżdżamy w centrum wsi skąd pędzimy na punkt nr 6 (kępa drzew). Punkt zaliczamy bez problemu i już nie mamy żadnych wątpliwości, że tegoroczne Korno to zawody typowo sprinterskiej. Punkty są dość łatwe do znalezienia, przeloty dość spore, co preferuje przede wszystkim bardzo mocnych kolarzy.
W miejscowości Dziewki robimy krótki postój pod sklepem, uzupełniamy zapasy i radzimy nad dalszą trasą. Mamy już 7 z 11 punktów, zrobiliśmy całą jedną mapę, a na trasie jesteśmy trochę ponad 3 godziny - wydaję się, że jest dobrze, choć z analizy mapy wyraźnie widać, że punkty na drugiej mapie są daleko od siebie oddalone.
Po przerwie pędzimy w kierunku Siewierza, przejeżdżamy przez miasto robiąc przy okazji kilka fotek. Za miastem wskakujemy na zielony szlak i spotykamy kilku zawodników pędzących z przeciwka - jest 13:40, więc na dolną część mapy potrzebowali 3 godz. 40 minut, ale zaraz oni chyba mają na rozkładzie również 3, 4 i 1, więc pozostały im już chyba tylko 4 łatwe, blisko siebie zlokalizowane punkty i potem dłuższy przelot na metę, oj chyba będą przed mami. Tuż przed wjazdem do lasu, pytam stojącego tam zawodnika, czy droga przez las jest przejezdna, w odpowiedzi słyszę lakoniczne "w większości tak". Wjeżdżamy do lasu, ścieżka na zielonym szlaku jest dobra, miejscami jest trochę piasku, miejscami utwardzono ją za dużymi kamieniami, ale jedziemy bez problemu, ale pokonania mamy dobre 5 km drogi leśnej, a punkt jest prawie na jej końcu. Tuż przed punktem dojeżdżamy do bagna na ścieżce, jakoś obchodzimy bokiem. Spotykamy innego zawodnika, który też szuka punktu i mówi nam, że słyszał, że przy punkcie jest mega błoto. Po chwili kolejne bagno na drodze, ale znowu obchodzimy i jest punkt nr 9 (strumyk) - nie było tak źle, choć droga za strumykiem nie wygląda najlepiej. Nasz rywal odbija punkt i wraca w kierunku z którego my przyjechaliśmy, nasz plan przewiduje przebicie się dalej lasem do miejscowości Turza.
Za punktem mega błoto, ale może to tylko kawałek, niestety jednak nie, do samego końca lasu jest straszne błoto, ledwie idziemy, miejscami przeprawa to prawdziwe wyzwanie. Kilka minut błotnej kąpieli i wychodzimy cali brudni na łąki za lasem. Robimy krótki postój na czyszczenie rowerów, choć błoto będziemy gubić jeszcze dłuższy czas. Niestety zdobycie 9, dużo nas kosztowało, na podjeździe do Ciągowic, Krzysiek zalicza odcięcie, ma wyraźnie dość, a na liczniku dopiero 60 km. Jedziemy na Łazy, tempo jazdy wyraźnie spada, a na dodatek przed Niegowonicami wyrasta nam 2,5 km solidny podjazd.
Punkt nr 8 (kamieniołom) zlokalizowany jest na Wawrzynowej Górze (419 m npm), w jego pobliże prowadzą dwie drogie, ale pierwsza z nich wydaje się prowadzić do wnętrza kamieniołomu, poza tym zgodnie z naszą mapą, nie ma z niej bezpośredniego podejścia na punkt, jedziemy więc dalej pod cmentarz w Niegowonicach i atakujemy z tamtej strony. Na mapie wszystko wygląda ok, trochę w górę, ale nie powinno być problemu. Jedziemy kawałek dość dobrze utwardzoną drogą, problem pojawia się gdy mamy odbić na ścieżkę do punktu, ja ją nawet przegapiam, tak jest zarośnięta, dopiero Krzysiek kieruje nas tam gdzie trzeba. Ślady ścieżki niby widać, ale wszędzie wysoka, lekko przydeptana trawa, chyba ktoś tędy szedł. Rzucamy rowery w krzaki i na piechotę idziemy do punktu. Dochodzimy do ładnego wapiennego szczytu, który po chwili zdobywamy - to pewno Wawrzynowa Góra, ale gdzie jest punkt, jest na dole przy krawędzi kamieniołomu, a koło punktu prowadzi piękna, szeroka, szutrowa droga - szkoda tylko, że nasza mapa jej jakoś nie przewiduje. Odbijamy punkt i musimy wrócić do rowerów, cała eskapada na nogach do punktu nr 8 to 900 m metrów spaceru i 15 minut na zdobycie punktu, gdyby mapa była dokładniejsza może zdobylibyśmy do szybciej z roweru.
Teraz czeka nas kolejny długi przelot na punkt nr 11 (krzyż) w Błędowie. Dokładnie wiemy gdzie to jest, już kiedyś nawet ten punkt zaliczaliśmy na Jurajskim Oriencie w 2013 r., wiemy nawet jak tam wjechać, mimo iż mapa nie przewiduje żadnej drogi na szczyt, ale wcześniej musimy tam dojechać, szutrową drogą z Niegowoniczek. Sam punkt zgodnie z przewidywaniami zaliczamy bez problemu, do Błędowa też zjeżdżamy zarośniętą drogą przez pola bez większego problemu (nawet w lepszym wariancie niż zrobiliśmy to przed rokiem), ale do mety mamy jeszcze dość daleko, a sił wyraźnie zaczyna brakować.
Jedziemy przez Błędów w kierunku centrum Dąbrowy Górniczej pod górkę i pod wiatr. Pod sklepem rodzimy postój, muszę uzupełnić zapasy picia. Dojeżdżamy do Okradzianowa i czarnym szlakiem rowerowym kierujemy się na ostatni dziś punkt nr 10 (wiadukt). W pobliże wiaduktu dojeżdżamy bez problemu, ale już na miejscu pojawia się problem. Lampion jest na górze przy torach i prowadzi do niego ścieżka pod stromy nasyp kolejowy, a na domiar złego droga pod wiaduktem, jest całkiem zalana wodą. Targamy rowery na nasyp, odbijamy punkt i kolejną stroną ścieżką, musimy masze maszyny sprowadzić na dół. Dobra mamy komplet, jest 16:30, ale na metę jeszcze kawał drogi.
Jedziemy przez Łękę, Łosień, koło dawnej Huty Katowice, zauważamy że punkt nr 4 jest blisko, moglibyśmy go teraz zaliczyć lub lepiej po czwórce zaliczyć 10 i najpierw jechać te punkty które zrobiliśmy na końcu - tak chyba postąpiło większość zawodników. Teraz jednak już za późno, przejeżdżamy przez Gołonóg, koło Pogorii III przez Park Zielona ma metę, oddajemy kartę jest godzina 17:16, niby dobry czas, ale jak widzę ile już osób ukończyło przed mami trasę wiem, że dobrego miejsca nie będzie.
Myjemy się, oglądamy dekoracje i wracamy do Niepołomic, dyskutując na błędem w wyborze wariantu, chyba trzeba było jednak jechać tak jak większość zawodników 3, 1, 4, 10 i dalej przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. My jednak takiej możliwości nie zauważyliśmy w czasie planowania, chyba dlatego że punkty 4 i 10 były na różnych mapach i nie udało nam się dostrzec ich bliskości. Dopiero na trasie, widząc jak jadą inni zaczęliśmy się zastanawiać. Dobra sam wariant może mógł być lepszy, ale poza tym wielu błędów nie było. Drobne potknięcie przy dojeździe do 4, zbyt długie szukanie 1, nie zauważenie 5 z zapory, spacer przy 8, ale to wszystko raczej normalne w rajdach na orientacje. Nie było mega wtop z wyborem trasy, nie było łażenia w kółko wokół punktu, nie nadłożyliśmy jakoś mega dużo dystansu, mimo to niska pozycja.
Powód jest prosty, jesteśmy za słabi kolarsko, do połowy trasy jeszcze utrzymywaliśmy niezłe tempo, ale po punkcie nr 9 i błotnym spacerze, tempo wyraźnie spadło. Trasa preferowała zawodników bardzo mocnych, nawigacja była mniej ważna, bo większość punktów była łatwa do zlokalizowania. Do tego silna konkurencja, przyjechali zawodnicy walczący po punkty do Pucharu Polski, to wszystko spowodowało, że kończymy te zawody na 28 i 29 (na 39) w kategorii męskiej i na 29 i 30 miejscu w open na 47 osób, które wystartowały na trasę. Powiem szczerze, że liczyłem na miejsce w 20, tu jednak sporo nam zabrakło, zawodnik na 20 miejscu przyjechał z czasem o 46 minut lepszym. Do zawodnika przed nami straciliśmy aż 14 minut, a do zwycięzcy prawie 3 godziny - uznajmy, że G. Liszka jest poza naszym zasięgiem, ale i tak do drugiego na mecie strata wyniosła 2 godziny 3 minuty, nawet do 10 miejsca 1 godz. 43 minuty. Do poprawienia jest dużo, szczególnie jednak moc w nogach, na szczęście jednak te zawodny są dla nas tylko etapem przygotowań do październikowej Galicji Orient, gdzie będziemy walczyć na krótkiej trasie o podium w cyklu Galicja Trophy, a takie 100 km na pewno podbuduje naszą formę:)
Galeria wycieczki
Trening przed Korno
Piątek, 22 sierpnia 2014 | dodano:24.08.2014 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
- DST: 27.53 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 01:14
- VAVG 22.32 km/h
- VMAX 52.72 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- HRmax: 175 ( 93%)
- HRavg 129 ( 68%)
- Podjazdy: 161 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
W piątek wieczorem zrobiłem wraz z Krzyśkiem trening przed sobotnimi zawodami Korno 2014 w Dąbrowie Górniczej. Pierwsza część trasa była pagórkowata. Pojechaliśmy do Staniątek gdzie najpierw zrobiliśmy mniejszy podjazd a potem Winnicę na wyścigi. Udało mi się podjechać Winnicę naprawdę niezłym tempem jak na górala - na wyznaczonym na Garmin Connect podjeździe o długości 590 m i średnim nachyleniu 5,1% udało mi się wykręcić średnią 17,22 km/h. Dalej był zjazd i kolejny podjazd pod kościół w Brzezie zakończony mega stromą 200 m ścianką.
Dalej nastąpiła seria zjazdów do Kłaja i jazda przez Puszczę Niepołomicką szlakiem czerwonym, którym wyjechaliśmy na Drogę Królewską. Asfaltem do Niepołomic pociągnąłem dość mocno w tempie około 28-30 km/h i rezultacie udało mi się wykręcić całkiem niezłą średnią wycieczki, jak na rower górski, kilka podjazdów i odcinek w terenie. Krótko mówiąc trening wypadł bardzo dobrze, a mi wyjątkowo dobrze jechało się na rowerze górskim, którego nie używałem od początku czerwca czyli od medalowej Ciupagi Orient.
Po treningu przyszedł czas na analizę. Krzysiek ostatnio zakupił nawigację rowerową Garmin Edge 800, przed południem testowałem jego pas z czujnikiem tętna wraz z moją Dakotą, a teraz miałem okazje porównać odczyty obu GPSów. Niestety to porównaniu mocno mnie zmartwiło, mój GPS wyraźnie zaniża stromizny podjazdów, widziałem to już na Gliczarowie gdzie maksymalnie pokazał mi 17%, a jest podobno 22-23%. Dziś na Winnicy Krzysiek miał miejscami 13% a ja maks 7%, na krótkiej sztywnej ściance pod kościołem w Brzeziu mój GPS znów pokazał maks 6,5% a u Krzyśka 13% - ta ścianka ma na pewno stromiznę powyżej 10% widać to nawet bez pomiaru:(. Wskazania wysokości i długości trasy w miarę się mi zgadzają, ale mój GPS wyraźnie nie potrafi mierzyć nachylenia, co gorsze o czasu do czasu na śladzie pojawią się nagłe anomalie w postaci skoków wysokości, których u Krzyśka nie było. Dakota 20 to jednak odbiornik turystyczny z możliwością zastosowania na rowerze, ale też raczej do turystyki a nie do treningów, gdy kupowałem GPS na rower nawet zastanawiałem się nad rowerowym Edgem, ale wtedy te odbiorniki nie potrafiły czytać map rastrowych i były w zasadzie tylko zaawansowanymi licznikami rowerowymi. W nowszych modelach ta funkcjonalność już się pojawiła, szkoda tylko że cena jest tak kosmicznie wysoka.
Dalej nastąpiła seria zjazdów do Kłaja i jazda przez Puszczę Niepołomicką szlakiem czerwonym, którym wyjechaliśmy na Drogę Królewską. Asfaltem do Niepołomic pociągnąłem dość mocno w tempie około 28-30 km/h i rezultacie udało mi się wykręcić całkiem niezłą średnią wycieczki, jak na rower górski, kilka podjazdów i odcinek w terenie. Krótko mówiąc trening wypadł bardzo dobrze, a mi wyjątkowo dobrze jechało się na rowerze górskim, którego nie używałem od początku czerwca czyli od medalowej Ciupagi Orient.
Po treningu przyszedł czas na analizę. Krzysiek ostatnio zakupił nawigację rowerową Garmin Edge 800, przed południem testowałem jego pas z czujnikiem tętna wraz z moją Dakotą, a teraz miałem okazje porównać odczyty obu GPSów. Niestety to porównaniu mocno mnie zmartwiło, mój GPS wyraźnie zaniża stromizny podjazdów, widziałem to już na Gliczarowie gdzie maksymalnie pokazał mi 17%, a jest podobno 22-23%. Dziś na Winnicy Krzysiek miał miejscami 13% a ja maks 7%, na krótkiej sztywnej ściance pod kościołem w Brzeziu mój GPS znów pokazał maks 6,5% a u Krzyśka 13% - ta ścianka ma na pewno stromiznę powyżej 10% widać to nawet bez pomiaru:(. Wskazania wysokości i długości trasy w miarę się mi zgadzają, ale mój GPS wyraźnie nie potrafi mierzyć nachylenia, co gorsze o czasu do czasu na śladzie pojawią się nagłe anomalie w postaci skoków wysokości, których u Krzyśka nie było. Dakota 20 to jednak odbiornik turystyczny z możliwością zastosowania na rowerze, ale też raczej do turystyki a nie do treningów, gdy kupowałem GPS na rower nawet zastanawiałem się nad rowerowym Edgem, ale wtedy te odbiorniki nie potrafiły czytać map rastrowych i były w zasadzie tylko zaawansowanymi licznikami rowerowymi. W nowszych modelach ta funkcjonalność już się pojawiła, szkoda tylko że cena jest tak kosmicznie wysoka.