- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
41-60 km
Dystans całkowity: | 6503.92 km (w terenie 917.70 km; 14.11%) |
Czas w ruchu: | 327:29 |
Średnia prędkość: | 19.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.44 km/h |
Suma podjazdów: | 45281 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (83 %) |
Suma kalorii: | 36208 kcal |
Liczba aktywności: | 130 |
Średnio na aktywność: | 50.03 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Odyseja Compassu dzień 1
Sobota, 2 października 2010 | dodano:02.10.2010 Kategoria Po górkach, 41-60 km, RNO, zawody
- DST: 55.53 km
- Teren: 25.00 km
- Czas: 04:35
- VAVG 12.12 km/h
- VMAX 55.40 km/h
- Temp.: 10.0 °C
- Podjazdy: 1660 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo małej ilości treningu w ostatnim czasie zdecydowałem się jechać na Odyseję rowerową Compassu do Gródka nad Dunajcem. Efektem trudnej trasy i braku treningu było skrajne zmęczenia na mecie. Odyseja jesienna mimo zdecydowanie lepszej pogody niż podczas wiosennej edycji okazała się dużo trudniejsza, ze względu na dużo cięższe podjazdy i olbrzymie ilości błota na wszystkich drogach nie asfaltowych:(
Start imprezy nastąpił o godzinie 10:00, po analizie mapki zdecydowaliśmy, że najpierw jedziemy do punktu nr 1 wybór padł na krótszą drogę - nie przewidzieliśmy jednak, że ta krótsza droga prowadzi pod wysokie wzniesienie, z którego po chwili zjechaliśmy w dół i do punktu musieliśmy znowu podjeżdżać. Podjazd pod te dwa wzniesienia kosztował mnie strasznie dużo siły, podjeżdżając pod Bujne miałem też pierwszy poważny kryzys na trasie - musiałem się zatrzymać i chwilę odpocząć przed dalszą jazdą. Z punktu pierwszego ruszyliśmy w kierunku punktu 3 - tu dojazd nie był specjalnie trudny, do Olszowej było w dół i dopiero dojazd do samego punktu wymagał krótkiego podjazdu. Sam punkt ukryty był w lesie nad strumieniem, więc trzeba było do niego dość jakieś 200 metrów.
Jazda do punktu 4 to początkowo podjazd od 3 do drogi na Jastrzębią później mocno pod górę czarnym szlakiem, a później mieliśmy jechać na około po asfaltach, jednak niestety w ostatniej chwili zmieniliśmy decyzje i efekcie musieliśmy się przebierać przez las w wielkim błocie, powrót już szlakiem, ale również mocno błotnistym.
Dalej ruszyliśmy do punktu 5 przez miejscowość Kąśna Górna, tu do wyboru była jazda na około lub stroma wspinaczka - wybraliśmy wspinaczkę. Całą drogę (około 500-600 metrów) szliśmy po bardzo stromej ścieżce przez las, ale po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Tu krótki odpoczynek i jazda w kierunku punktu 2 na Jamnej. Droga do Bacówki na Jamnej na szczęście bez przeszkód i na rowerze, było trochę pod górę ale dojechaliśmy to tego punktu dość sprawnie. Na szczycie Jamnej znowu krótki odpoczynek i ruszyliśmy w kierunku najbardziej niedostępnego punktu nr 6.
Z mapy wynikało, że do punktu można dojść tylko od południa, więc tak postanowiliśmy jechać - później okazało się to nieprawdą i droga od północy była zdecydowanie łatwiejsza i sporo krótsza. Odszukanie punktu 6 zajęło nam pewnie godzinę chodzenia w wielkim błocie. Z punktu 6 wracaliśmy tą samą błotnistą drogą pod górę co również było błędem bo droga w dół był krótsza i łatwiejsza. Na domiar złego jak już doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym chcieliśmy się udać do punktu nr 7 to okazało się, że szlak jest praktycznie nieprzejezdny i znowu brodziliśmy w błocie.
Przy pierwszej okazji zjechaliśmy z niebieskiego szlaku i szybkim asfaltowym zjazdem dojechaliśmy do miejscowości Przydomica. Tam musieliśmy wrócić na szlak i czekał nas długi, stromy podjazd pod górę. Tam właśnie po raz drugi już dzisiaj złapał mnie mocny skurcz, ale po chwili przerwy ruszyliśmy pod górę. Na szczęście droga była asfaltowa i po parunastu minutach ciężkiego kręcenia byliśmy na punkcie 7.
Dalej do samej mety już tylko zjazdy, o godzinie 15:53 byliśmy na mecie przegrywając na ostatniej prostej z parą mieszaną z nr 99. Ostatecznie po pierwszym dniu imprezy zajmowaliśmy 9 miejsce ze stratą 15 sekund do pary 99 i przewagą 23 minut nad pierwszą parą za nami.
Galeria wycieczki
Start imprezy nastąpił o godzinie 10:00, po analizie mapki zdecydowaliśmy, że najpierw jedziemy do punktu nr 1 wybór padł na krótszą drogę - nie przewidzieliśmy jednak, że ta krótsza droga prowadzi pod wysokie wzniesienie, z którego po chwili zjechaliśmy w dół i do punktu musieliśmy znowu podjeżdżać. Podjazd pod te dwa wzniesienia kosztował mnie strasznie dużo siły, podjeżdżając pod Bujne miałem też pierwszy poważny kryzys na trasie - musiałem się zatrzymać i chwilę odpocząć przed dalszą jazdą. Z punktu pierwszego ruszyliśmy w kierunku punktu 3 - tu dojazd nie był specjalnie trudny, do Olszowej było w dół i dopiero dojazd do samego punktu wymagał krótkiego podjazdu. Sam punkt ukryty był w lesie nad strumieniem, więc trzeba było do niego dość jakieś 200 metrów.
Jazda do punktu 4 to początkowo podjazd od 3 do drogi na Jastrzębią później mocno pod górę czarnym szlakiem, a później mieliśmy jechać na około po asfaltach, jednak niestety w ostatniej chwili zmieniliśmy decyzje i efekcie musieliśmy się przebierać przez las w wielkim błocie, powrót już szlakiem, ale również mocno błotnistym.
Dalej ruszyliśmy do punktu 5 przez miejscowość Kąśna Górna, tu do wyboru była jazda na około lub stroma wspinaczka - wybraliśmy wspinaczkę. Całą drogę (około 500-600 metrów) szliśmy po bardzo stromej ścieżce przez las, ale po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Tu krótki odpoczynek i jazda w kierunku punktu 2 na Jamnej. Droga do Bacówki na Jamnej na szczęście bez przeszkód i na rowerze, było trochę pod górę ale dojechaliśmy to tego punktu dość sprawnie. Na szczycie Jamnej znowu krótki odpoczynek i ruszyliśmy w kierunku najbardziej niedostępnego punktu nr 6.
Z mapy wynikało, że do punktu można dojść tylko od południa, więc tak postanowiliśmy jechać - później okazało się to nieprawdą i droga od północy była zdecydowanie łatwiejsza i sporo krótsza. Odszukanie punktu 6 zajęło nam pewnie godzinę chodzenia w wielkim błocie. Z punktu 6 wracaliśmy tą samą błotnistą drogą pod górę co również było błędem bo droga w dół był krótsza i łatwiejsza. Na domiar złego jak już doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym chcieliśmy się udać do punktu nr 7 to okazało się, że szlak jest praktycznie nieprzejezdny i znowu brodziliśmy w błocie.
Przy pierwszej okazji zjechaliśmy z niebieskiego szlaku i szybkim asfaltowym zjazdem dojechaliśmy do miejscowości Przydomica. Tam musieliśmy wrócić na szlak i czekał nas długi, stromy podjazd pod górę. Tam właśnie po raz drugi już dzisiaj złapał mnie mocny skurcz, ale po chwili przerwy ruszyliśmy pod górę. Na szczęście droga była asfaltowa i po parunastu minutach ciężkiego kręcenia byliśmy na punkcie 7.
Dalej do samej mety już tylko zjazdy, o godzinie 15:53 byliśmy na mecie przegrywając na ostatniej prostej z parą mieszaną z nr 99. Ostatecznie po pierwszym dniu imprezy zajmowaliśmy 9 miejsce ze stratą 15 sekund do pary 99 i przewagą 23 minut nad pierwszą parą za nami.
Galeria wycieczki
Pielgrzymka na Zachodniogalicyjskie cmentarze wojenne
Niedziela, 19 września 2010 | dodano:19.09.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 50.60 km
- Teren: 5.00 km
- Czas: 02:49
- VAVG 17.96 km/h
- VMAX 59.10 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo, że trochę byłem chory postanowiłem zaryzykować trudną, mocną pagórkowatą trasę do kilku zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych w okręgu Bochnia, na których do tej pory nie byłem na rowerze. Po ciężkich podjazdach odwiedziłem cmentarz 308 w Królówce, zespół cmentarzy 305-307 w Łąkcie Dolnej i cmentarz 304 w Łąkcie Górnej. W planie był jeszcze cmentarz 303 w Rajbrocie, ale wielka czarna chmura trochę mnie wystraszyła i ostatecznie skróciłem trasę.
Na początek kilka słów wyjaśnienia, pierwsze 4 zdjęcia zrobiłem dzień wcześniej na cmentarzu parafialnym w Niepołomicach, gdzie właśnie trwa remont cmentarza wojennego 327. Cieszę się z tego powodu tym bardziej, że to właśnie ja zwróciłem uwagę władz miasta na konieczność dokonania prac remontowo odtworzeniowych na tym cmentarzu. Po dwóch latach sprawa ruszyła z miejsca i już niedługo cmentarz zostanie przywrócony do stanu zbliżonego do pierwotnego założenia. Dokumentację historyczno-odtworzeniową wykonał Pan Drogomir. Jak tylko cmentarz będzie gotowy wybiorę się tam na wycieczkę rowerową, w końcu teraz mam na ten cmentarz aż 19 kilometrów a nie tak jak do niedawna 300 metrów:)
Wracając do niedzielnej wycieczki na cmentarze w okolicach Łąkty i Królówki, to wyruszyłem oczywiście w Łapczycy, pogoda była w miarę, co prawda słońce nie świeciło tak ładnie jak dzień wcześniej, ale było w miarę ciepło. Na początek trudny podjazd pod Czyżyczkę, tym razem ominąłem sam szczyt i cmentarz wojenny 336. Dalej zjazd do Zawady i stromy podjazd do Olchawy, następnie zjazd i na skrzyżowaniu skręt w prawo na Królówkę. Przez następne 5 kilometrów droga w zasadzie płaska, przejechałem koło kościoła w Królówce i skierowałem się na Muchówkę. Tu czekała mnie niemiła niespodzianka, zerwany most i brak przejazdu, na szczęście dołem ktoś przerzucił prowizoryczną kładkę, więc przeniosłem rower i za rzeczką stanąłem przed mega stromym podjazdem. Bardzo powolutku dojechałem do drogi Leszczyna - Muchówka. Tu skręciłem w prawo w kierunku Leszczyny z zamiarem dojechania do grupy cmentarz 305-308.
Po około kilometrze jazdy po lewej stronie zauważyłem oryginalny słup informacyjny informujący o drodze na interesujące mnie cmentarze. Na cmentarzach tych już kiedyś byłem, ale wtedy podjechałem od drugiej strony (samochodem). Do cmentarza 308 w Królówce dotarłem dobrą, utwardzoną, szutrową drogą. Widok cmentarza niestety trochę mnie przeraził. Jest to piękny, duży obiekt i jak byłem tu ostatnim razem to naprawdę robił wrażenie. Tym razem było inaczej, krzyże połamane, trawa i chwasty są tak wysokie, że większość krzyży nie widać, do pomników na końcu cmentarza musiałem się przedzierać przez chaszcze. Cmentarz wymaga sprzątania i wykonania bieżących napraw. Następnie wróciłem się do bramy w sadzie z jabłkami i po 100 metrach skręciłem w lewo w wąską polną dróżkę prowadzącą do zespołu cmentarzy w Łąkcie Dolnej. Droga ta okazała się strasznie mokra i porośnięta wysoką trawą, więc jazda była dość ciężka. Odwiedziłem kolejno cmentarz 305, 306 i 307, miejscami musiałem się przedzierać przez orne pole, bo jakiś rolnik wziął i zaorał drogę. Po zwiedzeniu cmentarzy zjechałem do drogi prowadzącej do Trzciany, ja jednak skręciłem w lewo i na pobliskim skrzyżowaniu znowu w lewo w kierunku Nowego Wiśnicza. Pokonałem dojść długi podjazd i zwiedziłem cmentarz 304 w Łąkcie Górnej. Myślałem jeszcze o odwiedzeniu cmentarza 303 w Rajbrocie i przy okazji Kamieni Brodzińskiego na górze Paprotnej, ale pojawiła się wielka czarna chmura i zrobiło się zimno, więc postanowiłem wracać do domu główną drogą przez Nowy Wiśnicz.
Po drodze czekał mnie jeszcze ciężki podjazd do Muchówki i jeszcze cięższy do Połomu Dużego. Później już w miarę z górki do Wiśnicza, dalej podjazd pod Kopaliny i jeszcze dwa mniejsze podjazdy po drodze do Bochni. W Bochni ostatni podjazd do drogi nr 4, na którym czułem się już strasznie zmęczony ale do domu było już blisko więc jakoś wyjechałem:) W sumie przeszło 50 kilometrów dość ciężkim terenie - całkiem niezły trening przed odyseją, choć forma jeszcze daleka od ideału.
Galeria wycieczki
Do Tyńca i na Kopiec Kraka
Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano:22.08.2010 Kategoria Z Żoną / Narzeczoną, Po płaskim, 41-60 km
- DST: 44.05 km
- Teren: 3.00 km
- Czas: 02:52
- VAVG 15.37 km/h
- VMAX 36.70 km/h
- Temp.: 28.0 °C
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczką z żoną do Tyńca i w drodze powrotnej na kopiec Kraka:) Wyruszyliśmy z parkingu pod Galerią PLAZA ścieżką rowerową - trasa wiślaną wiodącą brzegiem Wisły do klasztoru w Tyńcu. Na miejscu krótki odpoczynek powiązany z małym jedzonkiem i jazda z powrotem. W drodze powrotnej odbiliśmy jeszcze na kopiec Kraka znajdujący się na wzgórzu Lasoty w dzielnicy Podgórze, jest tam piękny widok na Kraków oraz na miejscowości w stronę Wieliczki i Niepołomic. Pogoda była piękna więc i widok był doskonały. Po drodze do PLAZY zatrzymaliśmy się jeszcze na lody w lodziarni na ulicy Starowiślnej oczywiście musieliśmy 15 minut odczekać w kolejce:) W sumie wyjazd bardzo udany choć pod koniec żona trochę wysiadła, musi jeszcze poćwiczyć:)
Galeria wycieczki
Do Lipnicy Murowanej
Niedziela, 15 sierpnia 2010 | dodano:15.08.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 42.60 km
- Czas: 02:19
- VAVG 18.39 km/h
- VMAX 65.50 km/h
- Temp.: 30.0 °C
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wczasy all inclusive szkodzą zdrowiu, przez dwa tygodnie byłem na Krecie wróciłem 5 kilo cięższy i kompletnie bez formy o czym dziś niestety boleśnie się przekonałem. Miała być wycieczka do Czchowa a skończyło się na zwiedzaniu po raz kolejny Lipnicy Murowanej i w drodze powrotnej Nowego Wiśnicza przyjechałem ledwo żywy a i tak to że przejechałem aż tyle uważam za sukces bo mega kryzys miałem już na 8 kilometrze:( Trzeba szybko się wziąć za odbudowywanie formy bo przecież do jesiennej Odysei Compassu zostało już tylko 1,5 miesiąca.
Z Łapczycy wyruszyłem około 9:15, miało być wcześniej ale oczywiście mi się nie chciało:) Celem wycieczki był Czchów (zamek i cmentarz wojenny), ale w zasadzie od początku przypuszczałem, że może mi się nie udać zaliczyć takiej trasy ponieważ na popołudnie zapowiadali burzę. Mojej formy jeszcze nie miałem okazji sprawdzić po wakacjach, byłem co prawda na rodzinnej wycieczce 3 dni temu, a wczoraj zrobiłem 6 km na stację do Gierczyc i z powrotem ale poważnego sprawdzianu nie było. Już na samym początku miałem do pokonania stromy podjazd po Górny Gościniec w Łapczycy tu już poczułem, że coś jest nie tak. Jechałem co prawda na rowerze crossowym na którym zawsze trudniej się wjeżdżało pod górę, ale już od połowy wzniesienia musiałem jechać na najlżejszym przełożeniu - myślałem jednak, że jeszcze się rozgrzeję. Do Bochni zjazd a później seria podjazdów w kierunku Wiśnicza, pierwszą górę jeszcze jakoś pokonałem co prawda z problemami ale jednak, później zjazd i podjazd serpentynami przez lasek do Kopalin. Tu zaczęły się mega problemy, na drugiej serpentynie nagle całkowicie odcięło mi tlen, musiałem się zatrzymać w lesie. Stałem i stałem kilka minut i wcale nie czułem się lepiej:( w końcu jednak postanowiłem jechać dalej. Przejechałem do szczytu wzniesienia i postanowiłem zatrzymać się pod sklepem gdzie nabyłem bombę kaloryczną w postaci batonów i coli. Do Wiśnicza miałem już blisko, więc postanowiłem, że będę jadł w Wiśniczu, postój na rynku trwał blisko 20 minut, poważnie zacząłem się zastanawiać czy czasem nie wracać do domu, ale ostatecznie podjąłem decyzję, że muszę dojechać przynajmniej do Lipnicy. Zaraz za Wiśniczem w Leksandrowej zaczyna się długi podjazd w kierunku Lipnicy, bardzo, bardzo powoli jakoś jednak wyjechałem i szybkim zjazdem dotarłem do Lipnicy, gdzie postanowiłem odwiedzić zabytki oznakowanego szlaku Świętego Szymona - patrz zdjęcia. Wśród zdjęć z Lipnicy umieściłem kilka fotek z 2008 r. ponieważ w kościółku odbywała się msza święta i jakoś nie mogłem doczekać się końca.
W Lipnicy jeszcze przez chwilę rozważałem przedłużenia trasy do Czchowa lub chociaż do Rajbrotu, ale pogoda zaczęła się psuć, więc ruszyłem w drogę powrotną. Bałem się trochę 2 km podjazdu zaraz za Lipnicą, ale powolutku jakoś dałem radę. Później około 6 km zjazd do Wiśnicza, gdzie postanowiłem jeszcze pojechać na Zamek. Podjazd pod zamek był dość ciężki, ale jakoś się udało, później jeszcze byłem pod Koryznówką gdzie mieści się muzeum pamiątek po Matejce oraz pod zabytkowym klasztorem w którym obecnie znajduję się więzienie. Jednak od strony drogi praktycznie nic nie widać, więc wróciłem jeszcze na krótką przerwę na rynek a po chwili ruszyłem do Łapczycy. Pogoda zaczęła się psuć coraz bardziej, zaczęło gwałtownie wiać i moja droga pod górę do Kopalin była znowu bardzo ciężka, później zjazd na którym wymiękłem rano jadąc w przeciwnym kierunku, jeszcze jeden podjazd przed Bochnią i zjazd do Bochni - tam podjazd do drogi nr 4 i zjazd chodnikiem do Łapczycy. Gdy dojeżdżałem do domu już grzmiało, a po 30 minutach od mojego powrotu zaczęło lać.
Forma katastrofalna, pod koniec jechało mi się już trochę lepiej, ale dalej byłem słabiutki pod górę - trzeba zacząć ostro trenować, oby tylko pogoda pozwoliła.
Galeria wycieczki
Łapczyca - Niepołomice - Łapczyca
Niedziela, 11 lipca 2010 | dodano:11.07.2010 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
- DST: 46.32 km
- Teren: 7.00 km
- Czas: 02:01
- VAVG 22.97 km/h
- VMAX 51.20 km/h
- Temp.: 26.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Niedziela była strasznie upalna, ale postanowiłem że jednak trochę pojeżdżę - na cel wycieczki wybrałem Niepołomice, ale drogą okrężną przez Puszczę Niepołomicką. Na początek jak zwykle ciężki podjazd pod Górny Gościniec, a później kierunek Bochnia. Tym razem jednak postanowiłem sprawdzić skrót przez ogródki działkowe, droga jest nie najgorsza, ale pod warunkiem, że jedzie się rowerem górskim - moim crossem na cienkich gumach było ciężko, ale jakoś przejechałem i wylądowałem w Chodenicach. Stąd do kładki na Rabie w Damienicach było już bardzo blisko, dzięki skrótowi zyskałem jakieś 3 km, ale obawiam się, że nie pokonałem tej krótszej trasy dużo szybciej niż gdybym jechał przez centrum Bochni. Od Damienic przez Puszczę Niepołomicką dojechałem do Niepołomic, taka droga do mojego rodzinnego miasta ma niecałe 30 km, więc o jakieś 12 kilometrów więcej niż normalna jazda, ale za to jest dużo przyjemniejsza- szczególnie w takim upale.
W Niepołomicach najpierw podjechałem pod remizę OSP gdzie odbywał się festyn z okazji 120-lecia straży pożarnej w Niepołomicach, a potem pojechałem na odpoczynek do domu. W domu zamieniłem rower na GT i ruszyłem w drogę powrotną, tym razem już normalnie szosą. Niestety to był duży błąd, polscy kierowcy to debile, wcale nie szanują rowerzystów i potrafią przejeżdżać koło ciebie w odległości kilkudziesięciu centymetrów w prędkością 80 km/h na godzinę, na szczęście udało mi się jakoś dojechać do Chełmu tam na Górny Gościniec i już spokojną drogą do domu.
Przez Puszczę do Bochni
Niedziela, 23 maja 2010 | dodano:23.05.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką
- DST: 58.35 km
- Czas: 02:44
- VAVG 21.35 km/h
- VMAX 51.50 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po wczorajszej imprezie z okazji 10 lecia matury postanowiłem dzisiaj rano wybrać się na wycieczkę rowerową do Puszczy Niepołomickiej. Tegoroczny maj jest wyjątkowo nie rowerowy, do tej pory w maju zrobiłem ledwie kilkadziesiąt kilometrów, więc dziś gdy zobaczyłem że pogoda jest dobra postanowiłem jechać mimo iż spałem tylko przez 6 godzin:)
Start przed 10:00 i jazda Drogą Królewską przez Puszczę do Zabierzowa, tu lekko zboczyłem z trasy żeby zobaczyć Drwinkę, która kilka dni temu poczyniła olbrzymie spustoszenie w Drwini - w tym miejscu gdzie robiłem zdjęcia stan wody jest zwykle dużo niższy, ale rzeczka jest już raczej w korycie.
Dalej powrót do Puszczy i Żubrostradą do Mikluszowic, tempo raczej średnie ale po wczorajszej imprezie dziś jechałem turystycznie. W Mikluszowicach przeprawiłem się kładką na Rabie do Majkowic - Raba ma dalej podwyższony stan, ale w stosunku do tego co było w połowie tygodnia gdy topiły się Proszówki i Cikokwice to dziś już wszystko było w normie. W Majkowicach, krótka przerwa pod sklepem i jazda w kierunku Bochni przez Gawłów(postój pod drewnianym kościółkiem), Krzyżanowice i Proszówki.
W Bochni krótki postój na rynku i ruszyłem w drogę powrotną po trasie Via Regia Antiqua. Najpierw kilka dość męczących podjazdów a później zjazdy przez Łapczycę do Moszczenicy. W Łapczycy zrobiłem kilka zdjęć w końcu już za tydzień to Łapczyca stanie się moją podstawową bazą wypadową na wycieczki rowerowe, wieś leży w dolinie a w koło wszędzie górki, więc już niedługo każdy wyjazd będę musiał zaczynać od podjazdu:). Od Łapczycy liczyłem na szybkie zjazdy jednak tu czekała mnie niemiła niespodzianka, w wyniku powodzi nastąpiły osunięcia ziemi i mocno popękał asfalt. Na rowerze się jakoś przeprawiłem, ale droga dla ruchu jest zamknięta. Od Moszczenicy podjazd w kierunku Chełmu i tu znowu ze zjazdu nici - tuż za cmentarze powtórka z rozrywki - usunięcia ziemi i popękany asfalt. Od Chełmu drogą nr 4 do Targowiska, później zjazd na boczne drogi przez Kłaj - tu niestety jazda pod wiatr, Kłaja przez Szarów i leśną ścieżkę rowerową do domu.
Wycieczka w sumie bardzo udana, prawie 60 km po znanym mi wcześniej terenach, forma mimo przerwy i imprezy nie najgorsza choć było już lepiej. Za tydzień wesele i przeprowadzka potem krótki urlop i w drugim tygodniu czerwca ponownie na rower - baza wypadowa już w Łapczycy, więc górka na początku każdego wyjazdu - forma powinna szybko podskoczyć:)
Galeria wycieczki
Rajd na Czyżyczkę
Niedziela, 25 kwietnia 2010 | dodano:26.04.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 47.00 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 02:40
- VAVG 17.62 km/h
- VMAX 64.00 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miała być wycieczka do Nowego Wiśnicza ale jak rano zobaczyłem, że dość mocno wieje postanowiłem skrócić trochę dystans - szczególnie że nie miałem za dużo czasu i musiałem szybko wrócić do domu. Skończyło się więc na wycieczce na wzgórze Grodzisko w Chełmie, dalej na wyjeździe pod wzgórze Czyżyczka pod cmentarz wojenny 336, zjazd z Czyżyczki polnymi drogami do cmentarza 337 w Buczynie (Grabinie). Powrót przez Wolę Nieszkowską, Książnice, Łężkowice, Grodkowice, Brzezie i Staniątki.
Wyruszyłem o godzinie 9:30, było jeszcze trochę chłodno i do tego wiatr dość mocno wiał, zanim dojechałem do pierwszego przystanku na wzgórzu Grodzisko w Chełmie byłem już dość mocno zmęczony mimo to że w zasadzie nie jechałem wprost pod wiatr, ale boczne podmuchy dały mi się mocno we znaki. Na Grodzisku kilka zdjęć - miejsce to jest doskonały punktem widokowym i naprawdę warto go odwiedzić. Po krótkim odpoczynku ruszyłem do punktu docelowego dzisiejszej wycieczki czyli na wzgórze Czyżyczka - najpierw krótki zjazd, później 2 kilometry po płaskim terenie i dotarłem do Gierczyc, gdzie rozpoczął się prawie 2 kilometrowy dość stromy podjazd pod górujące nad okolicą wzgórze. Na szczycie wzgórza znajduję się cmentarz wojenny 336 będący symbolem krwawych walk o to ważne strategicznie miejsce, które miały miejsce w 1914 roku. Przy cmentarzu znajduję się sporych rozmiarów zbiornik na wodę, który do niedawna pozwalał rozpoznać Czyżyczkę z bardzo dużej odległości - jednak ostatnio został pomalowany na zielono i już nie jest tak dobrze widoczny.
Z Czyżyczki postanowiłem zjechać polnymi drogami do cmentarza wojennego 337 w Grabinie - już kiedyś próbowałem tej drogi i wtedy poważnie pobłądziłem myślałem, że tym razem będzie lepiej i uda się zjechać wprost na cmentarz. Niestety to okazało się fizycznie niewykonalne po prostu nie istnieje droga, która by mnie tam wprost zaprowadziła. Koniec końców musiałem zjechać do samego podnóża wzgórza i pojechać ścieżką od dołu - po dwóch niedanych próbach doszedłem w końcu do wniosku, że następnym razem trzeba zdecydowanie zjechać z Czyżyczki normalnie asfaltem do Grabiny i podjechać do cmentarza 337 wygodniejszą drogą z drugiej strony. Po odwiedzeniu cmentarza skierowałem się drogą prowadzącą mocno pod górę do Buczyny, w nagrodę miałem bardzo szybki zjazd do Nieszkowic Małych - udało mi się nawet ustanowić rekord prędkości na rowerze górskim 64 km/h. Powrót do domu przez Książnice, Łężkowice - tu fotki kościoła i widocznego w oddali wzgórza Grodzisko na którym już dziś byłem, dalej boczną drogą do Grodkowic - tu kolejny podjazd i dojazd do dobrze znanego mi punktu w Brzeziu. Krótka wizyta na kolejnym cmentarzu wojennym znajdującym się na cmentarzu parafialnym w Brzeziu i zjazd w dół przez Gruszki, wzgórze Winnica do Staniątek, skąd ścieżką przez Puszczę wprost do domu.
Trasa może niezbyt długa ale z uwagi na wiatr dość męczącą, na szczęście pod czołowy wiatr musiałem jechać tylko momentami, wiatr boczny też bardzo przeszkadzał ale był jeszcze do wytrzymania, z wiatrem jechałem też tylko chwilami.
Ślad wycieczki widoczny poniżej jest niestety urwany, brakuje pierwszych kilometrów jazdy. Startowałem jak zwykle z Niepołomic i potem ścieżką rowerową udałem się do Szarowa i dalej do Kłaja - tu rozpoczyna się zapis trasy na mapce.
Galeria wycieczki
Wiosenna odyseja rowerowa 2010
Sobota, 10 kwietnia 2010 | dodano:10.04.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 56.70 km
- Teren: 36.00 km
- Czas: 03:55
- VAVG 14.48 km/h
- VMAX 45.70 km/h
- Temp.: 8.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
W cieniu tragedii narodowej odbyła się wiosenna edycja Odysei rowerowej Compassu. Trasę przejechałem wraz z kolegą, pogoda do kitu, trasa ciężka, ale daliśmy radę:) Oficjalne wyniki: czas 4:56; miejsce w kategorii Rekreacyjna MM - 10; wyprzedziły nas jeszcze 3 pary MIX, więc ostatecznie byliśmy 13 drużyną w kategorii.
Ale od początku, o 6:30 wyjazd z Niepołomic, jazda do Olkusza bez przeszkód i o 8:00 byliśmy już w biurze zawodów w Rabsztynie. Przed 9 rozbił się samolot prezydencki ale o tym fakcie dowiedziałem się dopiero na trasie około godziny 10:30. Przed startem podjechałem sobie jeszcze do zamku w Rabsztynie i zrobiłem kilka fotek. Punkt 10:00 start imprezy, po otrzymaniu mapy zadecydowaliśmy, że punkty będziemy zaliczać według następującej kolejności: 8, 7, 9, 6, 5, 4, 3, 2, 10, 1 - więc w zasadzie od końca.
Do punktu 8 dojazd ścieżką rowerową koło zamku i dalej wzdłuż linii lasu, już na pierwszych kilometrach poczułem, że dzisiaj nie jest mój dzień, męczyłem się strasznie i zacząłem mieć wątpliwości czy uda mi się skończyć zawody. Do punktu nr 7 jechaliśmy dalej czerwonym szlakiem rowerowym, a później kawałek czerwonym szlakiem pieszym - częściowo pieszo bo droga była naprawdę trudna i miejscami zawalona złamanymi drzewami. To właśnie po dotarciu do tego punktu dowiedziałem się co się stało i zaczęliśmy się domyślać, że jutrzejszy etap pewnie się nie odbędzie - zadecydowaliśmy więc że dzisiejszy etap trzeba skończyć. Na domiar złego podczas krótkiego postoju na punkcie 7 zaczął padać deszcz z gradem - na szczęście tylko przez chwilę i mogliśmy ruszyć dalej.
Zdecydowaliśmy się że do punktu 9 pojedziemy asfaltami, więc wróciliśmy się kawałek i ruszyliśmy drogą przez las w kierunku asfaltowych szos. Okazało się, że droga którą wybraliśmy jest remoncie i posiada piękny nowy asfalt na dodatek zamknięty dla ruchu, jechało się więc całkiem fajnie i dopiero w końcówce musieliśmy przejść kawałek bokiem obok pracujących walców. Z tej drogi skręciliśmy w prawo i czekał nas dość męczący podjazd do kapliczki, przy której znajdował się punkt 9. W tym miejscu czułem już potworne zmęczenie i zacząłem wyraźnie zostawać z tylu na podjazdach, ale jedziemy dalej. Powrót w kierunku drogi w remoncie, przejazd przez nią i jazda wiejskimi drogami asfaltowymi w kierunku punktu 6, sam punkt znajdował się w lesie, więc odbiliśmy z drogi asfaltowej w prawo i po jakimś kilometrze byliśmy na punkcie 6. Powrót do szosy tą samą drogą i jazda asfaltami do punktu 5. Punkt 5 znajdował się na wzgórzu na szczyt którego prowadziła bardzo stroma droga przez las i potem przez łąkę - większość tej trasy musieliśmy pokonać pieszo, ale po chwili byliśmy na punkcie. Niestety w tym momencie zaczął już zdecydowanie padać deszcz i dalsza trasa stała się bardzo nieprzyjemna.
Zjazd ze wzgórza tą samą ścieżką przez pole i przez las, dalej kawałek drogą szutrową, potem kawałek asfaltem aż do drogi wojewódzkiej 791 na Klucze. Droga pięknym nowym asfaltem na Klucze była niestety męką - deszcz lał jak cholera, bardzo duży ruch, na dodatek woda stojąca na szosie i fontanna w momencie przejazdu przez takie kałuże. Do miejscowości Klucze przyjechałem skrajnie zmęczony, zatrzymaliśmy się i podjęliśmy decyzję, że jedziemy do punktu 4 i tam pomyślimy co dalej. Niestety w tym miejscu przydarzył nam jedyny błąd nawigacyjny, zamiast skręcić w wąską drogę prowadzącą do punktu, pojechaliśmy szosą na kierunku Bolesława, swój błąd zrozumieliśmy po jakimś kilometrze i żeby się nie wracać pojechaliśmy szlakiem konnym po obrzeżach Pustyni Błędowskiej, niestety droga była strasznie ciężka, piasek a na sam koniec podejście pod punkt o takim nachyleniu, że szkoda nawet mówić - no cóż za błędy trzeba płacić. Przy punkcie 4 krótki odpoczynek i decyzja, jedziemy zawody do końca bez opuszczania punktów.
Na szczęście przestało padać i dalsza jazda nie była już taka uciążliwa. Powróciliśmy, więc na drogę do Bolesława, kierunek na punkt 3, kilka kilometrów drogą asfaltową a później skręt w kierunku stadniny koni, tam zaliczamy punkt 3, wracamy do szosy na Bolesław, ale po chwili skręcamy w lewo w kierunku punktu 2. Jazda najpierw asfaltem, później szutrem w końcu ścieżką piaskową po szczycie walu ziemnego na którym znajdował się punkt 2. Dalej wąską ścieżką przez las, później drogą szutrową i w końcu wyjazd na Stary Olkusz, tu skrót koło kościoła i wyjazd na drogę asfaltową, która miała nas zaprowadzić w kierunku punktu 10. Punkt ten znajdował się na ścieżce rowerowej w pobliżu skał wapiennych - ścieżka może i rowerowa ale strasznie stroma, więc dla nas okazała się w większości ścieżką pieszą, ale już po kilku minutach byliśmy przy skałach, gdzie mieścił się punkt 10. Tu chwila odpoczynku i zjazd w dół w kierunku drogi wojewódzkiej 791 na Olkusz. Szosą niestety było znowu pod górę, a gdy tylko zaczął się zjazd to należało skręcić w lewo do punktu 1. Droga do punktu pierwszego już łatwa i dalej zjazd ścieżką polną do kolejnej drogi asfaltowej prowadzącej na Olkusz, my jednak pojechaliśmy w kierunku przeciwnym i po kilkuset metrach skręciliśmy w prawo w szutrową drogę prowadzącą w kierunku Rabsztyna. Po kilku minutach jazdy tą drogą dojechaliśmy do drogi wojewódzkiej 783, skąd do mety mieliśmy już tylko około 500 metrów. Tuż przed godziną 15:00 zameldowaliśmy się mecie.
Ostatecznie przejechaliśmy około 56 kilometrów - mój licznik pokazał dokładnie 56,7 km, czas całkowity 4:56 minut czas na rowerze około 3:55, średnia prędkość niecałe 14,5 km/h. Jak na debiut nie najgorzej - jakby nie jeden błąd nawigacyjny i moja kiepska forma, która niestety nas trochę zwolniła to mogło być lepiej, na jesienną odyseję trzeba mocniej potrenować i powalczyć o lepszy wynik.
Galeria wycieczki
Zielonym i czerwonym szlakiem wokół Wieliczki
Niedziela, 4 kwietnia 2010 | dodano:04.04.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach
- DST: 56.50 km
- Teren: 13.00 km
- Czas: 03:25
- VAVG 16.54 km/h
- VMAX 56.90 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Trasa w zarysach opracowana przez mojego kolegę mieliśmy jechać razem, ale niestety nie wyszło ja pojechałem 2 godziny wcześniej. Mogę powiedzieć tylko tyle - trasa masakra, najtrudniejsza jaką do tej pory jechałem: szczególnie zielony szlak rowerowy wokół Wieliczki, który pokonałem niemal w całości. Dopiero w końcówce przed ostatecznym zjazdem z Sierczy do Wieliczki odbiłem na szlak czerwony, niestety tu szybko się pogubiłem, więc dalej jechałem już po swojemu - przez Chorągwice, Dobranowice, Sułów (tu masakryczny podjazd na 40 km), Biskupice, Szczygłów, Bodzanów i dalej już trasą podobną do powrotu z wczorajszej wycieczki.
Trasa super ciekawa i super trudna, do tej pory unikałem takich tras skupiając się na szosie, ale jazda po górka i to jeszcze szutrami to już masakra - a tak w większości wygląda zielony szlak rowerowy.
Początek jak zawsze w Niepołomicach, dalej drogą wojewódzką do Wieliczki, ruch na szczęście niewielki więc jechało się całkiem fajnie. W Ochmanowie krótki postój na zrobienie zdjęcia - Cmentarzowi 379, na przeciwległych wzgórzach widoczny jest kościół w Biskupicach, który miał być jednym z ostatnich etapów mojej wycieczki. W Wieliczce odwiedziłem remontowany właśnie rynek, a potem drogą koło kopalni dotarłem do pomnika ofiar II wojny światowej, skąd startuje zielony szlak rowerowy, z tego miejsca mamy też ładny widok na klasztor reformatów. Szlak zielony już po kilkuset metrach zaczyna prowadzić pod górę, po około kilometrze dojeżdżamy do skrzyżowania szlaku, wybieramy drogę w prawo i kolejnych kilometr jedziemy polną a później leśną ścieżką w kierunku Grabówek. Tu pojawiły się pierwsze problemy, przejazd przez lasek jest strasznie ciężki, podczas próby wykonania pierwszego trudniejszego podjazdu po błotnistej ścieżce spadł mi łańcuch:( Z niewielkimi trudnościami dotarłem jednak do jeziorka znajdującego się w środku lasku - za laskiem czeka nas jednak bardzo stromy podjazd polną ścieżką do drogi w Grabówkach i tu znowu musiałem w jednym miejscu rower wypychać - trasa na tym odcinku jest naprawdę dla specjalistów w jeździe w terenie - dla mnie okazała się trochę za trudna. Na szczęście na zielony szlaku już więcej takich odcinków nie ma - co wcale nie znaczy, że dalej jest super łatwo:) W Grabówkach skręcamy w lewo i szutrową drogą wśród zabudowań wspinamy się w kierunku Sygneczowa, podjazd długi i dość stromy - niestety musiałem się znowu na chwilę zatrzymać by dokręcić siodełko, które w trakcie podjazdu nagle zaczęło mi latać we wszystkie strony. W Sygneczowie szybkie fotki kościoła i dworku i dalej dość długi i stromy zjazd - niestety nawierzchnia bardzo kiepska, więc rozpędzić się specjalnie nie dało. Przejeżdżamy przez rzeczkę - Wilga, szlak zakręca i znowu trzeba się wspinać szutrową drogą w kierunku Podstolic. W Podstolicach zjechałem na chwilę ze szlaku i podjechałem pod drewniany kościółek - tu krótki odpoczynek i powrót na szlak, na którym mamy najpierw zjazd, ale po chwile kolejny stromy podjazd szutrową drogą w kierunku Janowic. W Janowicach zjazd, przejazd koło kościoła, lekki podjazd i kolejny zjazd na którym widać wyraźnie czekający nas stromy podjazd w kierunku Sierczy. W tym miejscu zastanawiałem się chwilę czy nie przeskoczyć na szlak czerwony w Koźmicach Wielkich, ale ostatecznie zdecydowałem się kontynuować szlak zielony, przejechałem więc po raz drugi dzisiaj rzeczkę Wilga i rozpocząłem mozolny podjazd do Sierczy. Podjazd jest dość długi i strasznie mnie zmęczył, ale cel został osiągnięty. W Sierczy kilka zdjęć klasztoru Sióstr Urszulanek i skierowałem się na czerwony szlak rowerowy. Do zakończenia szlaku zielonego pozostawał już w zasadzie tylko zjazd w kierunku Wieliczki, więc zgodnie z wytyczonym wcześniej planem przeskoczyłem na szlak czerwony. Jadąc rozpędzony na zjeździe przegapiłem jednak skręt szlaku w kierunku Rożnowa, więc postanowiłem trasa wycieczki zmodyfikować i zdobyć najwyższy punkt pogórza wielickiego czyli Chorągwice. Podjazd do Chorągwicy od strony Mietniowa nie jest specjalnie trudny, choć na ostatnim kilkuset metrach przypomina nam, że wspinamy się na przyszło 420 metrów. Ja przejechałem tylko koło masztu telewizyjnego i skierowałem się w kierunku Dobranowic - najpierw szybki zjazd, a później znowu stromy podjazd do drogi Dobranowice - Raciborsko, gdzie znajduję się fajny punkt widokowy z widokiem na góry i zalew dobczyckich. W tym miejscu postanowiłem wracać do domu najkrótszą znaną mi drogą po droga asfaltowych, ponieważ zacząłem już poważnie odczuwać zmęczenie i do tego zaczęło się chmurzyć. Najpierw więc dość długi i przyjemny zjazd do Dobranowic, ale później mega stromy podjazd do Sułowa, biorąc po uwagę że był to już 40 km wycieczki, podjazd ten okazał się dla mnie straszną męczarnią. Na szczęście po podjeździe nadszedł czas na zjazd w kierunku Biskupic. Kościół w Biskupicach obejrzałem tym razem tylko z daleka i przez Słomianą pojechałem w kierunku Bodzanowa, dalej szybki przejazd przez Bodzanów - zjazd i potem znowu podjazd do granic Gminy Niepołomice, zjazd do Słomirogu i po krótkim podjeździe kolejny szybki zjazd ze Słomirogu do Staniątek. Rower crossowy zjeżdża z tej góry zdecydowanie szybciej, ale i tak udało mi się ustanowić rekord prędkości na rowerze GT - 57 km/h. Końcówka to przejazd przez Staniątki i z Podborza ścieżką przez las do domu.
Trasa: Niepołomice - Staniątki - Zabawa - Wieliczka - Zielonym szlakiem rowerowy: Grabówki, Sygneczów, Podstolice, Janowice, Siercza - Mietniów - Chorągwica - Dobranowice - Sułów - Biskupice - Słomiana - Bodzanów - Słomiróg - Staniątki - Niepołomice
Galeria wycieczki
MTB po czerwonym szlaku rowerowym
Czwartek, 1 kwietnia 2010 | dodano:01.04.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 53.50 km
- Teren: 26.00 km
- Czas: 02:57
- VAVG 18.14 km/h
- VMAX 50.70 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
W dniu 1 kwietnia postanowiłem zrobić pierwsza poważną trasę na rowerze GT. Na debiut wybrałem czerwony szlak rowerowy (okrężny na ziemi gdowskiej). Ponieważ trasa rozpoczynała się w Niegowici najpierw musiałem tam dojechać, a później już zgodnie z oznakowanie szlaku. Trasa MTB po czerwonym szlaku rowerowym na ziemi gdowskiej. Trasa wiedzie z Niegowici przez Liplas, Gdów i dalej doliną Raby przez Nieznanowice do Pierzchowa pod kopiec Dąbrowskiego, potem przez Pierzchowiec i znowu w terenie drogą do Cichawy i pod dwór Żeleńskich w Grodkowicach. Dalej przez Brzezie do Dąbrowy zjazd do Szarowa i ścieżką rowerową do Niepołomic.
Większość trasy w terenie, nowy rower spisuję się w terenie bardzo dobrze, na asfalcie jest gorzej, ale nie tak źle jak myślałem:) Na rowerze górskim jeździ mi się całkiem inaczej niż na crossie, przyjechałem bardzo zmęczony, ale do odysei trzeba trenować:)
Ciekawostka: W drodze dojazdowej do Niegowici jechałem przez Krakuszowice, gdzie zgodnie z informacjami na mapie Compassu znajduję się kopiec Kraka. W tamtym roku szukałem tego miejsca, ale jakoś się nie udało, tym razem jednak problemu nie było - zdjęcie kopca to drugie zdjęcie w galerii. Na stronie www.bajkers.com znalazłem następującą informację o kopcu w Krakuszowicach:
Kopiec otoczony jest drzewami skutecznie go ukrywającymi, ma kilka metrów wysokości, kształt elipsy oraz jest przekopany przez środek (prawdopodobnie na początku XXw. ktoś szukał skarbów...). Oto co na jego temat pisze profesor Władysław Góral z Wydziału Geodezji Górniczej i Inżynierii Środowiska AGH:
"Miejscowi tłumaczą, że w tym miejscu młody Krak miał zostać rozszarpany przez wilki lub zabity podczas polowania. Zacząłem jednak szukać astronomicznych powiązań między położeniem kopcem legendarnego ojca[kopiec Krakusa], syna i córki[kopiec Wandy]. [...]Tam dopiero zaczyna się ciekawa astronomia. Po pierwsze: linia łącząca krakowski kopiec Krakusa i kopiec Kraka z Krakuszowic ma podobne własności, jak linia kopiec Krakusa - kopiec Wandy. Jest do niej symetryczna i również dzieli rok na osiem równych części. Pojawia się także ciekawa zależność między kopcem Kraka a Wandy. Wiąże się ze szczególnym położeniem wschodu i zachodu Księżyca. [...] Przy dobrej widoczności krakowskie kopce są ze swoich wierzchołków dostrzegalne. Dzieli je dystans 8,63 km. Krakuszowicki jest dalej. Dlatego pomiędzy nimi musiały być punkty pośrednie. Mamy już kandydatów na te punkty..."
Galeria wycieczki