- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wiosenna odyseja rowerowa 2010
Sobota, 10 kwietnia 2010 | dodano:10.04.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 56.70 km
- Teren: 36.00 km
- Czas: 03:55
- VAVG 14.48 km/h
- VMAX 45.70 km/h
- Temp.: 8.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
W cieniu tragedii narodowej odbyła się wiosenna edycja Odysei rowerowej Compassu. Trasę przejechałem wraz z kolegą, pogoda do kitu, trasa ciężka, ale daliśmy radę:) Oficjalne wyniki: czas 4:56; miejsce w kategorii Rekreacyjna MM - 10; wyprzedziły nas jeszcze 3 pary MIX, więc ostatecznie byliśmy 13 drużyną w kategorii.
Ale od początku, o 6:30 wyjazd z Niepołomic, jazda do Olkusza bez przeszkód i o 8:00 byliśmy już w biurze zawodów w Rabsztynie. Przed 9 rozbił się samolot prezydencki ale o tym fakcie dowiedziałem się dopiero na trasie około godziny 10:30. Przed startem podjechałem sobie jeszcze do zamku w Rabsztynie i zrobiłem kilka fotek. Punkt 10:00 start imprezy, po otrzymaniu mapy zadecydowaliśmy, że punkty będziemy zaliczać według następującej kolejności: 8, 7, 9, 6, 5, 4, 3, 2, 10, 1 - więc w zasadzie od końca.
Do punktu 8 dojazd ścieżką rowerową koło zamku i dalej wzdłuż linii lasu, już na pierwszych kilometrach poczułem, że dzisiaj nie jest mój dzień, męczyłem się strasznie i zacząłem mieć wątpliwości czy uda mi się skończyć zawody. Do punktu nr 7 jechaliśmy dalej czerwonym szlakiem rowerowym, a później kawałek czerwonym szlakiem pieszym - częściowo pieszo bo droga była naprawdę trudna i miejscami zawalona złamanymi drzewami. To właśnie po dotarciu do tego punktu dowiedziałem się co się stało i zaczęliśmy się domyślać, że jutrzejszy etap pewnie się nie odbędzie - zadecydowaliśmy więc że dzisiejszy etap trzeba skończyć. Na domiar złego podczas krótkiego postoju na punkcie 7 zaczął padać deszcz z gradem - na szczęście tylko przez chwilę i mogliśmy ruszyć dalej.
Zdecydowaliśmy się że do punktu 9 pojedziemy asfaltami, więc wróciliśmy się kawałek i ruszyliśmy drogą przez las w kierunku asfaltowych szos. Okazało się, że droga którą wybraliśmy jest remoncie i posiada piękny nowy asfalt na dodatek zamknięty dla ruchu, jechało się więc całkiem fajnie i dopiero w końcówce musieliśmy przejść kawałek bokiem obok pracujących walców. Z tej drogi skręciliśmy w prawo i czekał nas dość męczący podjazd do kapliczki, przy której znajdował się punkt 9. W tym miejscu czułem już potworne zmęczenie i zacząłem wyraźnie zostawać z tylu na podjazdach, ale jedziemy dalej. Powrót w kierunku drogi w remoncie, przejazd przez nią i jazda wiejskimi drogami asfaltowymi w kierunku punktu 6, sam punkt znajdował się w lesie, więc odbiliśmy z drogi asfaltowej w prawo i po jakimś kilometrze byliśmy na punkcie 6. Powrót do szosy tą samą drogą i jazda asfaltami do punktu 5. Punkt 5 znajdował się na wzgórzu na szczyt którego prowadziła bardzo stroma droga przez las i potem przez łąkę - większość tej trasy musieliśmy pokonać pieszo, ale po chwili byliśmy na punkcie. Niestety w tym momencie zaczął już zdecydowanie padać deszcz i dalsza trasa stała się bardzo nieprzyjemna.
Zjazd ze wzgórza tą samą ścieżką przez pole i przez las, dalej kawałek drogą szutrową, potem kawałek asfaltem aż do drogi wojewódzkiej 791 na Klucze. Droga pięknym nowym asfaltem na Klucze była niestety męką - deszcz lał jak cholera, bardzo duży ruch, na dodatek woda stojąca na szosie i fontanna w momencie przejazdu przez takie kałuże. Do miejscowości Klucze przyjechałem skrajnie zmęczony, zatrzymaliśmy się i podjęliśmy decyzję, że jedziemy do punktu 4 i tam pomyślimy co dalej. Niestety w tym miejscu przydarzył nam jedyny błąd nawigacyjny, zamiast skręcić w wąską drogę prowadzącą do punktu, pojechaliśmy szosą na kierunku Bolesława, swój błąd zrozumieliśmy po jakimś kilometrze i żeby się nie wracać pojechaliśmy szlakiem konnym po obrzeżach Pustyni Błędowskiej, niestety droga była strasznie ciężka, piasek a na sam koniec podejście pod punkt o takim nachyleniu, że szkoda nawet mówić - no cóż za błędy trzeba płacić. Przy punkcie 4 krótki odpoczynek i decyzja, jedziemy zawody do końca bez opuszczania punktów.
Na szczęście przestało padać i dalsza jazda nie była już taka uciążliwa. Powróciliśmy, więc na drogę do Bolesława, kierunek na punkt 3, kilka kilometrów drogą asfaltową a później skręt w kierunku stadniny koni, tam zaliczamy punkt 3, wracamy do szosy na Bolesław, ale po chwili skręcamy w lewo w kierunku punktu 2. Jazda najpierw asfaltem, później szutrem w końcu ścieżką piaskową po szczycie walu ziemnego na którym znajdował się punkt 2. Dalej wąską ścieżką przez las, później drogą szutrową i w końcu wyjazd na Stary Olkusz, tu skrót koło kościoła i wyjazd na drogę asfaltową, która miała nas zaprowadzić w kierunku punktu 10. Punkt ten znajdował się na ścieżce rowerowej w pobliżu skał wapiennych - ścieżka może i rowerowa ale strasznie stroma, więc dla nas okazała się w większości ścieżką pieszą, ale już po kilku minutach byliśmy przy skałach, gdzie mieścił się punkt 10. Tu chwila odpoczynku i zjazd w dół w kierunku drogi wojewódzkiej 791 na Olkusz. Szosą niestety było znowu pod górę, a gdy tylko zaczął się zjazd to należało skręcić w lewo do punktu 1. Droga do punktu pierwszego już łatwa i dalej zjazd ścieżką polną do kolejnej drogi asfaltowej prowadzącej na Olkusz, my jednak pojechaliśmy w kierunku przeciwnym i po kilkuset metrach skręciliśmy w prawo w szutrową drogę prowadzącą w kierunku Rabsztyna. Po kilku minutach jazdy tą drogą dojechaliśmy do drogi wojewódzkiej 783, skąd do mety mieliśmy już tylko około 500 metrów. Tuż przed godziną 15:00 zameldowaliśmy się mecie.
Ostatecznie przejechaliśmy około 56 kilometrów - mój licznik pokazał dokładnie 56,7 km, czas całkowity 4:56 minut czas na rowerze około 3:55, średnia prędkość niecałe 14,5 km/h. Jak na debiut nie najgorzej - jakby nie jeden błąd nawigacyjny i moja kiepska forma, która niestety nas trochę zwolniła to mogło być lepiej, na jesienną odyseję trzeba mocniej potrenować i powalczyć o lepszy wynik.
Galeria wycieczki