Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

RNO

Dystans całkowity:1601.40 km (w terenie 564.00 km; 35.22%)
Czas w ruchu:99:34
Średnia prędkość:16.08 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:19146 m
Maks. tętno maksymalne:185 (98 %)
Maks. tętno średnie:157 (83 %)
Suma kalorii:11978 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:66.72 km i 4h 08m
Więcej statystyk

Mini Odyseja Miechowska

Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano:16.04.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 37.21 km
  • Teren: 9.00 km
  • Czas: 02:04
  • VAVG 18.00 km/h
  • VMAX 61.70 km/h
  • Temp.: 14.0 °C
  • Podjazdy: 480 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Mini Odyseja Miechowska na trasie turystycznej miejsce 13 ze stratą 38 minut do zwycięzcy i 12 minut do 3 miejsca - mogło być o 4 minuty ale pogubiłem się na samym końcu:)

Zaczęło się o 10:00 przemówieniem Burmistrza Miechowa, ruszyliśmy kilka minut po 10 i to na początek startem honorowym za samochodem wokół rynku w Miechowie samochód wyprowadził nas na drogę w kierunku punktu 1, ale w sumie i tak zamierzaliśmy tak jechać. Zaraz po starcie ostrym robimy skrót po szutrach i wyprzedzamy znaczną część bikerów jadących do 1.

Podjazd do punktu 1 znajdującego się w starym sadzie na wzgórzu - 408 m npm - podjazd z wysokości 300 metrów strasznie mnie zmęczył ale jakoś dałem radę. Do punktu 2 blisko - skrótem przez pola. Z dwójki szybki zjazd do drogi Miechów - Tunel, to właśnie w miejscowości Tunel znajdował się kolejny punkt kontrolny. Dojechaliśmy do stacji w Tunelu i mieliśmy pierwszy dylemat, czy punktu szukać wzdłuż torów czy też nad tunelem:) W końcu jedziemy pod górkę na tunel, w lesie chwilę błądzimy ale po chwili trafiamy na miejsce. Część zawodników podjechała od dołu, ale my wracamy tą samą drogą co przyjechaliśmy co okazało się dobrą decyzją, bo wyprzedziliśmy rywali, którzy poszli w dół wzdłuż torów.

Czwarty punkt jest niedaleko, odnajduję go dość szybko bo zauważamy organizatorów idących na punkt, a podobno były problemy ze znalezieniem tego punktu. Z 4 robimy skrót przez las i po chwili pędzimy do miejscowości Charsznica, gdzie znajduję się punkt 5. Buła wyraźnie się rozgrzał, mieliśmy jechać na lajcie, a tu zaczęło się ostre ściganie do jak najwyższe miejsce:) Punkt 5 ktoś przyczaił za drzewem, ale mi udało się go zauważyć od razu. Do 6 jest stosunkowo blisko, ale tu mała niespodzianka, drogą która mieliśmy jechać jest drogą wewnętrzną zagrodzoną bramą:( jedziemy więc miedzą przez pole, a po chwili ścieżką przez las, którą według naszych wyliczeń miała nas wyprowadzić prosto na punkt. Wyliczenia niestety były błędne, wyjeżdżamy na skraj lasu, a tu pełno zawodników poszukujących punktu - niektórzy mówią, że szukają już 20 minut. Po chwili ktoś krzyczy, że punkt jest na dole, więc jedziemy i szybko podbijamy ostatni punkt.

Od tego punktu kończymy współpracę i zaczynamy się ścigać do mety. Na prostych jakoś się trzymam, jednak na ostatnim podjeździe pod rynek w Miechowie Buła mnie odstawia. Na domiar złego na rynku skręcam w zły skręt - taki fatalny błąd na samy końcu kosztuję mnie 4 minuty straty. Na szczęście przez te 4 minuty nikt więcej nie przyjechał, więc ostatecznie zajmuję 13 miejsce z czasem 2:28. Buła jest 12 z czasem 2:24, za mną jeszcze 32 zawodników w naszej kategorii.

Podsumowując pojechaliśmy nieźle zawody, bez większych błędów nawigacyjnych czy wpadek z wyborem nieprzejezdnej drogi. Buła do 3 miejsca stracił 8 minut, a do 4 ledwie 4. Ja przez fatalny błąd praktycznie na samej mecie straciłem 4 minuty więcej. Forma była niezła, brakowało co prawda trochę siły pod górę, ale z drugiej strony była niezła wytrzymałość w kręceniu młynków na najniższych przełożeniach. Trasa ciekawa i na szczęście dość łatwa - na trudniejszą w stylu jesiennej Odysei chyba na dzień dzisiejszy nie byłoby mnie stać.

Na tej imprezie startowaliśmy jako zdroweceny.pl biketeam - to nasz sponsor na tegoroczne zawody, robimy właśnie koszulki. Najbliższy start planuję w I Maratonie Jurajskim, który odbędzie się 15 maja.

Galeria wycieczki

Zdjęcia nie podpisane moim znakiem zostały zrobione przez organizatorów zawodów - www.bikeholicy.pl


Odyseja Compassu dzień 2

Niedziela, 3 października 2010 | dodano:03.10.2010 Kategoria Po górkach, 41-60 km, RNO, zawody
  • DST: 47.03 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 02:57
  • VAVG 15.94 km/h
  • VMAX 56.90 km/h
  • Temp.: 14.0 °C
  • Podjazdy: 930 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Po bardzo wyczerpującym pierwszym dniu imprezy, miałem spore wątpliwości czy drugiego dnia dam radę jechać, jak się okazało moje obawy były uzasadnione i na dojeździe do pierwszych dwóch punktów miałem straszny kryzys - jednak udało się przejechać ostatecznie całą trasę z czego jestem bardzo zadowolony.

Rano czułem się strasznie zmęczony szczególnie bolały mnie mięśnie w których dzień wcześniej łapały mnie skurcze. Startowaliśmy o godzinie 9:00, ze wszystkimi drużynami, które w pierwszym dniu imprezy straciły do zwycięzców więcej niż godzinę. W drugim dniu kolejność zaliczania punktów była z góry narzucona, więc chcąc nie chcąc ruszyliśmy do punktu 1 - na około po asfaltach, ale jak się okazało tak samo zrobiła większość zawodników. Sam dojazd do wzgórza na którym mieścił się punkt to 7 kilometrów po drodze bez większych podjazdów, ale wyjazd na górę to była masakra. Po zaledwie 300 metrach musiałem zsiąść z roweru, bo poczułem ból praktycznie w całych noga. Kawałek podprowadziłem, później wsiadłem na rower i końcówkę podjechałem. Z punktu 1 do 2 drugiego można było jechać na dwa sposoby część drużyn postanowiła zjechać z powrotem na dół i jechać dalej drogą powiatową, a część ruszyła odważnie niepewną drogą na skróty. My zjechaliśmy na dół i jak się okazało to był straszny błąd. Droga powiatowa prowadziła cały czas pod górę i to momentami dość stromo (przy drodze był znak nakazujący jazdę z łańcuchami w zimie). Pod tą górę o mało nie zrezygnowałem z jazdy, nogi strasznie mnie bolały szczególnie w miejscach wczorajszych skurczów, część podjazdu musiałem pokonać na noga a na szczycie okazało się, że należało wybrać jednak skrót:(

Dalej na szczęście nastąpiły dojść długie zjazdy, dopiero sam dojazd do punktu drugiego okazał się podjazdem ścieżką przez las - tu znowu spacer w końcowym fragmencie ścieżki, ale po chwili byliśmy już na punkcie. Dojazd do punktu 3 nie okazał się strasznie trudny, do Korzennej były w zasadzie cały czas zjazdy, później długi podjazd ale na szczęście dość łagodny. Sam punkt był schowany w lesie i niektórzy mieli problem z jego odszukaniem, nam się jednak udało bez większych trudności i po chwili ruszyliśmy dalej.

Tym razem zdecydowaliśmy się wybrać skrót przez szczyt wzgórza, początkowo było mocno pod górę, ale dzięki tej decyzji później mieliśmy długi zjazd. Sam dojazd do punktu 4 to znowu długi podjazd na którym znowu nie wytrzymałem i po raz kolejny zaliczyłem kryzys, na domiar złego przed samym punktem spadł mi łańcuch.

W drodze do punktu 5 mieliśmy najpierw szybki zjazd, ale już po chwili musieliśmy znowu pokonywać podjazd, który wcześniej pokonywaliśmy już w dół. Tym razem obyło się jednak bez większych kryzysów, a ze szczytu wzgórza do punktu 5 było już w dół. Na punkcie 5 spotkaliśmy parę 99 do której traciliśmy w generalce 15 sekund, ale popełniliśmy błąd taktyczny i zamiast próbować wrócić do drogi asfaltowej to ruszyliśmy za naszymi rywalami skrótem, który okazał się błotnistą ścieżką. Później był już w zasadzie tylko zjazd do mety, więc ostatecznie musieliśmy się pogodzić z porażką z parą 99. Na mecie zameldowaliśmy się o godzinie 12:21:50, jako 8 drużyna w kategorii rekreacyjnej.

Na rozdanie nagród nie czekaliśmy, ale ostatecznie zajęliśmy 8 miejsce w Odysei jesiennej, w obu imprezach zostaliśmy sklasyfikowani na miejscu 4, ale tylko 5 par ukończyło obie imprezy. Odyseja wiosenna odbyła się temperaturze 5 stopni przy padającym deszczu i momentami gradzie. Podczas odysei jesiennej pogoda była znacznie lepsza, ale deszcze padające niemal nieprzerwanie od wiosny i przez cały tydzień przed imprezą uczyniły trasę strasznie trudną, do tego jeszcze znacznie trudniejsze niż Olkuszu ukształtowanie terenu. Jestem więc strasznie zadowolony, że w ogóle udało mi się przejechać całą trasę obu imprez.



Galeria wycieczki


Odyseja Compassu dzień 1

Sobota, 2 października 2010 | dodano:02.10.2010 Kategoria Po górkach, 41-60 km, RNO, zawody
  • DST: 55.53 km
  • Teren: 25.00 km
  • Czas: 04:35
  • VAVG 12.12 km/h
  • VMAX 55.40 km/h
  • Temp.: 10.0 °C
  • Podjazdy: 1660 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Mimo małej ilości treningu w ostatnim czasie zdecydowałem się jechać na Odyseję rowerową Compassu do Gródka nad Dunajcem. Efektem trudnej trasy i braku treningu było skrajne zmęczenia na mecie. Odyseja jesienna mimo zdecydowanie lepszej pogody niż podczas wiosennej edycji okazała się dużo trudniejsza, ze względu na dużo cięższe podjazdy i olbrzymie ilości błota na wszystkich drogach nie asfaltowych:(

Start imprezy nastąpił o godzinie 10:00, po analizie mapki zdecydowaliśmy, że najpierw jedziemy do punktu nr 1 wybór padł na krótszą drogę - nie przewidzieliśmy jednak, że ta krótsza droga prowadzi pod wysokie wzniesienie, z którego po chwili zjechaliśmy w dół i do punktu musieliśmy znowu podjeżdżać. Podjazd pod te dwa wzniesienia kosztował mnie strasznie dużo siły, podjeżdżając pod Bujne miałem też pierwszy poważny kryzys na trasie - musiałem się zatrzymać i chwilę odpocząć przed dalszą jazdą. Z punktu pierwszego ruszyliśmy w kierunku punktu 3 - tu dojazd nie był specjalnie trudny, do Olszowej było w dół i dopiero dojazd do samego punktu wymagał krótkiego podjazdu. Sam punkt ukryty był w lesie nad strumieniem, więc trzeba było do niego dość jakieś 200 metrów.

Jazda do punktu 4 to początkowo podjazd od 3 do drogi na Jastrzębią później mocno pod górę czarnym szlakiem, a później mieliśmy jechać na około po asfaltach, jednak niestety w ostatniej chwili zmieniliśmy decyzje i efekcie musieliśmy się przebierać przez las w wielkim błocie, powrót już szlakiem, ale również mocno błotnistym.

Dalej ruszyliśmy do punktu 5 przez miejscowość Kąśna Górna, tu do wyboru była jazda na około lub stroma wspinaczka - wybraliśmy wspinaczkę. Całą drogę (około 500-600 metrów) szliśmy po bardzo stromej ścieżce przez las, ale po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Tu krótki odpoczynek i jazda w kierunku punktu 2 na Jamnej. Droga do Bacówki na Jamnej na szczęście bez przeszkód i na rowerze, było trochę pod górę ale dojechaliśmy to tego punktu dość sprawnie. Na szczycie Jamnej znowu krótki odpoczynek i ruszyliśmy w kierunku najbardziej niedostępnego punktu nr 6.

Z mapy wynikało, że do punktu można dojść tylko od południa, więc tak postanowiliśmy jechać - później okazało się to nieprawdą i droga od północy była zdecydowanie łatwiejsza i sporo krótsza. Odszukanie punktu 6 zajęło nam pewnie godzinę chodzenia w wielkim błocie. Z punktu 6 wracaliśmy tą samą błotnistą drogą pod górę co również było błędem bo droga w dół był krótsza i łatwiejsza. Na domiar złego jak już doszliśmy do niebieskiego szlaku, którym chcieliśmy się udać do punktu nr 7 to okazało się, że szlak jest praktycznie nieprzejezdny i znowu brodziliśmy w błocie.

Przy pierwszej okazji zjechaliśmy z niebieskiego szlaku i szybkim asfaltowym zjazdem dojechaliśmy do miejscowości Przydomica. Tam musieliśmy wrócić na szlak i czekał nas długi, stromy podjazd pod górę. Tam właśnie po raz drugi już dzisiaj złapał mnie mocny skurcz, ale po chwili przerwy ruszyliśmy pod górę. Na szczęście droga była asfaltowa i po parunastu minutach ciężkiego kręcenia byliśmy na punkcie 7.

Dalej do samej mety już tylko zjazdy, o godzinie 15:53 byliśmy na mecie przegrywając na ostatniej prostej z parą mieszaną z nr 99. Ostatecznie po pierwszym dniu imprezy zajmowaliśmy 9 miejsce ze stratą 15 sekund do pary 99 i przewagą 23 minut nad pierwszą parą za nami.



Galeria wycieczki


Wiosenna odyseja rowerowa 2010

Sobota, 10 kwietnia 2010 | dodano:10.04.2010 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
  • DST: 56.70 km
  • Teren: 36.00 km
  • Czas: 03:55
  • VAVG 14.48 km/h
  • VMAX 45.70 km/h
  • Temp.: 8.0 °C
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W cieniu tragedii narodowej odbyła się wiosenna edycja Odysei rowerowej Compassu. Trasę przejechałem wraz z kolegą, pogoda do kitu, trasa ciężka, ale daliśmy radę:) Oficjalne wyniki: czas 4:56; miejsce w kategorii Rekreacyjna MM - 10; wyprzedziły nas jeszcze 3 pary MIX, więc ostatecznie byliśmy 13 drużyną w kategorii.

Ale od początku, o 6:30 wyjazd z Niepołomic, jazda do Olkusza bez przeszkód i o 8:00 byliśmy już w biurze zawodów w Rabsztynie. Przed 9 rozbił się samolot prezydencki ale o tym fakcie dowiedziałem się dopiero na trasie około godziny 10:30. Przed startem podjechałem sobie jeszcze do zamku w Rabsztynie i zrobiłem kilka fotek. Punkt 10:00 start imprezy, po otrzymaniu mapy zadecydowaliśmy, że punkty będziemy zaliczać według następującej kolejności: 8, 7, 9, 6, 5, 4, 3, 2, 10, 1 - więc w zasadzie od końca.

Do punktu 8 dojazd ścieżką rowerową koło zamku i dalej wzdłuż linii lasu, już na pierwszych kilometrach poczułem, że dzisiaj nie jest mój dzień, męczyłem się strasznie i zacząłem mieć wątpliwości czy uda mi się skończyć zawody. Do punktu nr 7 jechaliśmy dalej czerwonym szlakiem rowerowym, a później kawałek czerwonym szlakiem pieszym - częściowo pieszo bo droga była naprawdę trudna i miejscami zawalona złamanymi drzewami. To właśnie po dotarciu do tego punktu dowiedziałem się co się stało i zaczęliśmy się domyślać, że jutrzejszy etap pewnie się nie odbędzie - zadecydowaliśmy więc że dzisiejszy etap trzeba skończyć. Na domiar złego podczas krótkiego postoju na punkcie 7 zaczął padać deszcz z gradem - na szczęście tylko przez chwilę i mogliśmy ruszyć dalej.

Zdecydowaliśmy się że do punktu 9 pojedziemy asfaltami, więc wróciliśmy się kawałek i ruszyliśmy drogą przez las w kierunku asfaltowych szos. Okazało się, że droga którą wybraliśmy jest remoncie i posiada piękny nowy asfalt na dodatek zamknięty dla ruchu, jechało się więc całkiem fajnie i dopiero w końcówce musieliśmy przejść kawałek bokiem obok pracujących walców. Z tej drogi skręciliśmy w prawo i czekał nas dość męczący podjazd do kapliczki, przy której znajdował się punkt 9. W tym miejscu czułem już potworne zmęczenie i zacząłem wyraźnie zostawać z tylu na podjazdach, ale jedziemy dalej. Powrót w kierunku drogi w remoncie, przejazd przez nią i jazda wiejskimi drogami asfaltowymi w kierunku punktu 6, sam punkt znajdował się w lesie, więc odbiliśmy z drogi asfaltowej w prawo i po jakimś kilometrze byliśmy na punkcie 6. Powrót do szosy tą samą drogą i jazda asfaltami do punktu 5. Punkt 5 znajdował się na wzgórzu na szczyt którego prowadziła bardzo stroma droga przez las i potem przez łąkę - większość tej trasy musieliśmy pokonać pieszo, ale po chwili byliśmy na punkcie. Niestety w tym momencie zaczął już zdecydowanie padać deszcz i dalsza trasa stała się bardzo nieprzyjemna.

Zjazd ze wzgórza tą samą ścieżką przez pole i przez las, dalej kawałek drogą szutrową, potem kawałek asfaltem aż do drogi wojewódzkiej 791 na Klucze. Droga pięknym nowym asfaltem na Klucze była niestety męką - deszcz lał jak cholera, bardzo duży ruch, na dodatek woda stojąca na szosie i fontanna w momencie przejazdu przez takie kałuże. Do miejscowości Klucze przyjechałem skrajnie zmęczony, zatrzymaliśmy się i podjęliśmy decyzję, że jedziemy do punktu 4 i tam pomyślimy co dalej. Niestety w tym miejscu przydarzył nam jedyny błąd nawigacyjny, zamiast skręcić w wąską drogę prowadzącą do punktu, pojechaliśmy szosą na kierunku Bolesława, swój błąd zrozumieliśmy po jakimś kilometrze i żeby się nie wracać pojechaliśmy szlakiem konnym po obrzeżach Pustyni Błędowskiej, niestety droga była strasznie ciężka, piasek a na sam koniec podejście pod punkt o takim nachyleniu, że szkoda nawet mówić - no cóż za błędy trzeba płacić. Przy punkcie 4 krótki odpoczynek i decyzja, jedziemy zawody do końca bez opuszczania punktów.

Na szczęście przestało padać i dalsza jazda nie była już taka uciążliwa. Powróciliśmy, więc na drogę do Bolesława, kierunek na punkt 3, kilka kilometrów drogą asfaltową a później skręt w kierunku stadniny koni, tam zaliczamy punkt 3, wracamy do szosy na Bolesław, ale po chwili skręcamy w lewo w kierunku punktu 2. Jazda najpierw asfaltem, później szutrem w końcu ścieżką piaskową po szczycie walu ziemnego na którym znajdował się punkt 2. Dalej wąską ścieżką przez las, później drogą szutrową i w końcu wyjazd na Stary Olkusz, tu skrót koło kościoła i wyjazd na drogę asfaltową, która miała nas zaprowadzić w kierunku punktu 10. Punkt ten znajdował się na ścieżce rowerowej w pobliżu skał wapiennych - ścieżka może i rowerowa ale strasznie stroma, więc dla nas okazała się w większości ścieżką pieszą, ale już po kilku minutach byliśmy przy skałach, gdzie mieścił się punkt 10. Tu chwila odpoczynku i zjazd w dół w kierunku drogi wojewódzkiej 791 na Olkusz. Szosą niestety było znowu pod górę, a gdy tylko zaczął się zjazd to należało skręcić w lewo do punktu 1. Droga do punktu pierwszego już łatwa i dalej zjazd ścieżką polną do kolejnej drogi asfaltowej prowadzącej na Olkusz, my jednak pojechaliśmy w kierunku przeciwnym i po kilkuset metrach skręciliśmy w prawo w szutrową drogę prowadzącą w kierunku Rabsztyna. Po kilku minutach jazdy tą drogą dojechaliśmy do drogi wojewódzkiej 783, skąd do mety mieliśmy już tylko około 500 metrów. Tuż przed godziną 15:00 zameldowaliśmy się mecie.

Ostatecznie przejechaliśmy około 56 kilometrów - mój licznik pokazał dokładnie 56,7 km, czas całkowity 4:56 minut czas na rowerze około 3:55, średnia prędkość niecałe 14,5 km/h. Jak na debiut nie najgorzej - jakby nie jeden błąd nawigacyjny i moja kiepska forma, która niestety nas trochę zwolniła to mogło być lepiej, na jesienną odyseję trzeba mocniej potrenować i powalczyć o lepszy wynik.

Galeria wycieczki