- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
samotnie
Dystans całkowity: | 12977.67 km (w terenie 1061.20 km; 8.18%) |
Czas w ruchu: | 557:47 |
Średnia prędkość: | 23.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.10 km/h |
Suma podjazdów: | 93851 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (84 %) |
Suma kalorii: | 118232 kcal |
Liczba aktywności: | 383 |
Średnio na aktywność: | 33.88 km i 1h 27m |
Więcej statystyk |
Mała pętla Łapczycka
Środa, 8 czerwca 2011 | dodano:08.06.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 11.29 km
- Czas: 00:27
- VAVG 25.09 km/h
- VMAX 59.90 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 143 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś w ramach sprawdzenia formy po rekordowej wycieczce, zrobiłem szybki przejazd wokół Łapczycy i okolicznych wiosek. Z Łapczycy podjechałem do Chełmu - górka pokonana bardzo szybko, dalej zjazd do drogi nr 4 i kontrolny podjazd pod byłą kopalnię w Siedlcu - połowę trasy pokonałem w stójce mocno ciągnąc ale potem niestety brakło mi sił. Pod kopalnią droga się kończy więc zjechałem tą samą drogą i pojechałem przez Siedlec do drogi wojewódzkiej 967. Droga wojewódzką powrót do domu po drodze dwie niewielkie zmarszczki dalej króki zjazd i podjazd pod sklep ogrodniczy w Łapczycy, końcówka to zjazd do domu. Pod sam dom muszę podjechać mocno nierówną kamienistą drogą, koło mi się niezłe ślizgało i pod samym garażem noga mi się ześlignęła z pedału i uderzyłem kostką o pedał:( mocno się potłukłem i zdarłem skórę, a podobno sport to zdrowie:(
Łapczyca - Tarnów - Łapczyca
Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano:05.06.2011 Kategoria Po płaskim, 100 km i więcej, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
- DST: 132.89 km
- Teren: 10.00 km
- Czas: 06:19
- VAVG 21.04 km/h
- VMAX 47.90 km/h
- Temp.: 30.0 °C
- Podjazdy: 591 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczkę do Tarnowa planowałem od dłuższego czasu, natomiast ostateczna decyzja zapadła w poprzednim tygodniu, zaplanowałem trasę na 53 kilometry w jedną stronę i założyłem, że w 110-115 kilometrach powinienem się zamknąć, a tym czasem wyszła rekordowa wycieczka na prawie 133 kilometry.
W trasę wyruszyłem o 7:45 z trudem podjechałem pod Górny Gościniec, a następnie ruszyłem w dół do Bochni. Dalej zaczyna się już trasa prawie całkiem płaska, jechałem przez Krzeczów, Rzezawę, Jodłówkę do Brzeska. Jechało mi się średnio, trochę się nie wyspałem, więc te pierwsze kilometry były dla mniej dość ciężkie. W Brzesku odwiedziłem cmentarz wojenny nr 276 i remontowany rynek a następnie ruszyłem dalej. Jechałem przez Jadowniki, Sterkowiec do Wokowic, następnie miałem przejechać drogą do Biadolin Szlacheckich i tu niestety czekała mnie niemiła niespodzianka czyli budowana autostrada, brak przejazdu. Pan pilnujący budowy wytłumaczył mi, że muszę wrócić się aż do Sterkowca, ja oczywiście nie posłuchałem i zacząłem szukać drogi na skróty, po krótkiej chwili znalazłem i dojechałem do Biadolin Szlacheckich, ale zamiast przejechać 500 metrów w dwie minuty jak planowałem, nadrobiłem dobre 5 kilometrów i straciłem 30 minut. W Biadolinach Szlacheckich odwiedziłem cmentarz wojenny i po przejechaniu przez wioskę, ruszyłem drogą leśną do Łętowic. Początkowo jechałem wąską leśną ścieżką ale po około kilometrze droga zmieniła się szeroką szutrówkę, na której miejscami widać było nawet pozostałości starego asfaltu, mimo to droga była strasznie nierówna i na moich cienkich gumach jechało się dość ciężko. Po jakiś 5 kilometrach jazdy byłem w Łętowicach, gdzie odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny i ruszyłem w kierunku mostu na Dunajcu. Rzekę przekroczyłem w miejscowości Ostrów a za rzeką byłem już praktycznie w Tarnowie. Przejechałem przez dzielnicę Mościce kierując się na stare miasto. Po drodze odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny - duży obiekt oznaczony numerem 200, po czym ruszyłem na rynek. Główna droga prowadzące na rynek w Tarnowie jest rozkopana, więc musiałem dojść na nogach.
Rynek w Tarnowie prezentuję się bardzo okazale, nie jest może wielki ale zarówno stojący na środku ratusz, jak i okalające go kamienice są piękne wyremontowane, w narożniku rynku stoi również bazylika. Objechałem sobie rynek podjechałem jeszcze na znajdujący się w pobliżu dawny skwer synagogi na którym stoi Bima - jedyna pozostałość po synagodze żydowskiej - tu jednak też prowadzony jest remont, teren jest zamknięty i rozkopany, więc zrobiłem jedynie fotkę zza ogrodzenia. W ramach przerwy, poszedłem pod bazylikę na mszę świętą. Po mszy ruszyłem do pobliskiego Tarnowca, gdzie znajdują się ruiny zamku Tarnowskich. Z mapy wynikało, że do zamku prowadzą dwie drogi, ja wybrałem tę krótszą, ale nie wziąłem pod uwagę, że krótsza trasa to droga piesza, stroma i wyłożona kostką. Na początku próbowałem podjeżdżać, ale szybko zrozumiałem, że na tym rowerze i to jeszcze po 70 kilometrach jazdy nie dam rady. Musiałem więc podejść na wzgórze na którym znajdują się ruiny i przepiękny widok na okolice. Zjechać do Tarnowa postanowiłem drogą drogą, która okazałą się asfaltową ścieżką rowerową. Podjazd jest dużo dłuższy, miejscami dość stromy, ale na pewno zdecydowanie łatwiej wyjechać tędy rowerem.
W Tarnowie postanowiłem jeszcze odwiedzić 3 cmentarze wojenne, objechałem więc rynek i ruszyłem do pierwszego z nich cmentarza nr 201 znajdującego się na terenie kirkutu żydowskiego. Kirkut był oczywiście zamknięty, więc zrobiłem tylko kilka fotek zza ogrodzenia i ruszyłem dalej. Następny był cmentarza 202, który w zasadzie nie istnieje, został ostatecznie zniszczony w latach 60 tych XX wieku i zamieniony na skwer na którym nie było żadnych śladów czy informacji o cmentarzu. Od kiedy zacząłem się interesować cmentarzami natknąłem się na kilka artykułów o tym zniszczonym obiekcie, kiedyś widziałem nawet program telewizyjny. Okazało się, że ta akcja pomogła i cmentarz został ponownie oznaczony, na skwerze są tabliczki informujące, że jest to teren cmentarza wojennego, a przez środek wytyczono wysypaną kamyczkami alejkę, na środku placu ustawiono pomnik według planu z 1918 roku. Na drzewach rosnących wzdłuż alejki, chyba w ramach jakieś szkolnej akcji powieszono plakaty informujące o charakterze obiektu i jego losach. Ostatnim obiektem, który miałem odwiedzić był cmentarz nr 203 Tarnów - Krzyż. Obecnie kwatera wojenna, a w zasadzie jej pozostałość znajduję się na cmentarzu komunalnym, stworzonym w tym miejscu w latach 20 XX wieku. Cmentarz 203 był kwaterą poświęconą żołnierzom rosyjskim i do chwili obecnej pozostał tylko betonowy dwuramienny krzyż, cała kwatera została zniszczona i zajęta przez pochówki cywilne, tak ciasno że miałem problem z dojściem do pomnika. Co więcej pomnik pełni obecnie rolę grobu gen. Mikołaja Junakiwa Szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, Ministra spraw wojskowych Ukraińskiej Republiki Ludowej - rządu URL na wychodźstwie, którego pochowano tu w roku 1931, nie ma natomiast żadnych oznaczeń, że jest to miejsce cmentarza wojennego.
Nadszedł czas na powrót do domu, Tarnów odjechałem obwodnicą wzdłuż której prowadzi ścieżka rowerowa i czerwony szlak rowerowy, dalej przejechałem przez Mościce, gdzie zrobiłem sobie krótką przerwę i zaopatrzyłem się w napoje po czym ruszyłem dalej. Przekroczyłem Dunajec przy którym kapało się bardzo dużo ludzi i ruszyłem do Wierzchosławic w celu odwiedzenia cmentarza wojennego, znajdującego się na cmentarzu parafialny. Trochę pobłądziłem, ale po chwili byłem już na cmentarzu, gdzie oprócz kwatery wojennej sfotografowałem jeszcze grób Wincentego Witosa trzykrotnego premiera rządu polskiego. Dalszy odcinek prowadził drogą przez las, droga mimo że szutrowa była dość dobra i odcinek do Bielczy pokonałem bardzo sprawnie. Na łąkach pomiędzy Bielczą a Wokowicami na liczniku pokazało się 100 km a zacząłem odczuwać zmęczenie. Prawdziwy kryzys przeżyłem na około 107 km gdy byłem w Jadownikach po prostu musiałem się zatrzymać, stanąłem więc pod sklepem i gdzie kupiłem banany i niedozwolone wspomagania w postaci puszki RedBulla - dopiero po zażyciu tych środków dopingujących pojechałem dalej:) - na szczęście słońce zaszło za chmury i nie było już tak gorąco jak przez cały dzień. Tym razem Brzesko przejechałem bokiem z pominięciem centrum i drogą przez Jodłówkę, Rzezawę i Krzeczów dojechałem do Bochni tu zrobiłem krótki postój u kuzyna mojej żony w celu nabrania sił przed podjazdem, który czekał mnie w Bochni. Zanim dojechałem do rynku w Bochni złapał mnie bolesny skurcz, musiałem się zatrzymać na chwilę i coraz bardziej zacząłem się martwić o to jak dam radę jechać pod górę. Ostatni podjazd pokonałem bardzo wolno w większości na najlżejszych przełożeniach, mimo wszystko dałem jednak radę, ostatni odcinek to zjazd chodnikiem wzdłuż drogi nr 4. Tuż przed godziną 18 po pokonaniu prawie 133 kilometrów byłem w domu.
Wycieczka bardzo udana, pogoda piękna choć mogło by być trochę chłodniej upał między godziną 12 a 16:30 kiedy to słońce schowało się za chmury był straszny i bardzo uciążliwy. Forma nie była zła, ale na pewno nie było też rewelacji. Dość ciężko pokonałem pierwsze 22 kilometry do Brzeska, później do Tarnowa jechało mi się dobrze, jazda po Tarnowie a szczególnie podjazd czy raczej podejście do ruin zamku pokazało mi jak mocno już jestem zmęczony i kosztowało mnie sporo sił. W drodze powrotnej do setnego kilometra znowu jechało mi się dobrze, natomiast po przekroczeniu setki zacząłem się strasznie męczyć, niedozwolony doping spowodował, że za Brzeskiem do Bochni znowu jechałem dość dobrze, ale podjazd w Bochni przyszedł mi z wielkim trudem. W sumie 133 kilometry to dla mnie trochę za dużo, w domu czułem się strasznie zmęczony, jeszcze kilka razy łapały mnie skurcze, więc nie wiem czy jeszcze w tym roku porwę się na planowane 150 kilometrów bo to dla mniej jednak straszny wysiłek.
Galeria wycieczki
Do Królewskich Dębów
Sobota, 4 czerwca 2011 | dodano:04.06.2011 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 54.19 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 02:11
- VAVG 24.82 km/h
- VMAX 71.44 km/h
- Temp.: 28.0 °C
- Podjazdy: 246 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczka w poszukiwaniu Królewskich Dębów w Puszczy Niepołomice.
Wycieczkę rozpocząłem o godzinie 8:40 - pierwszy odcinek to trasa do Niepołomic, zrobiłem jeszcze skrót przez żwirownie i po 41 minutach jazdy i pokonaniu 16,9 km byłem na rynku w Niepołomicach. Tu jest tradycyjna przerwa na kawę w sklepie u kolegi. Później jeszcze pojechałem do domu rodzinnego, wymieniłem rower górski na crossa i ruszyłem w drogę powrotną przez Puszczę Niepołomicką z założeniem odszukania Dębu Królewskiego oraz odwiedzenia stojącego w pobliżu Dębu Jagiellońskiego.
Do rezerwatu Gibiel na żubrostradzie jechałem dość mocno, rower crossowy jedzie zdecydowanie szybciej i to jeszcze z mniejszymi oporami toczenia, na płaski teren jest idealny. Za rezerwatem skręciłem w prawo i po dojechaniu do kolejnego skrzyżowania dróg zaparkowałem rower, ubrałem się w długie spodnie i ruszyłem pieszo na poszukiwanie Dębu Królewskiego. Tydzień temu byłem w tym miejscu z żoną i wtedy dębu nie znaleźliśmy, tym razem postanowiłem udać się tam ścieżką, którą trafiłem do dębu za pierwszym razem, czyli poszedłem podmokną drogą od skrzyżowania w prawo i następnie skręciłem w prawo za ostatnim ogrodzonym młodnikiem. Ścieżka wzdłuż ogrodzenia młodnika jest mocno zarośnięta, więc trzeba się trochę przebijać, ale za to wyszedłem prosto na Dąb Królewski, a przynajmniej na to co niego pozostało ponieważ dąb się przewrócił. Ostatnio byłem w tym miejscu w 2008 roku i wtedy mogłem podziwiając ten pomnikowy dąb, pień w dolnej części był zalany betonem żeby wzmocnić spróchniałe już mocno drzewo, ale jak się okazuję nawet to zabezpieczenie nie pozwoliło drzewu przetrwać. Dąb musiał się przewrócić przynajmniej rok temu bo już nie ma śladu żadnych zielonych gałęzi, pozostał tylko gruby pień i kilka konarów porozrzucanych po polanie. Sfotografowałem więc resztki dębu i ruszyłem w drogę powrotną do roweru.
Kilkaset metrów dalej w kierunku widocznego skraju lasu, przy drodze stoi Dąb Jagielloński, który chyba teraz jest największym drzewem pomnikowym w puszczy - zrobiłem więc kolejną sesję zdjęciową, odpocząłem chwilę na łąkach pomiędzy lasem a wałem Drwinki i ruszyłem w drogą powrotną. Jechałem żubrostradą do skrętu na Damienice, dalej przez cały las wszerz do Damienic, przez wioskę, kładką na Rabie i do Bochni na planty. Tu zrobiłem kilka fotek i ulicą Oracką, a później Windakiewicza dojechałem pod cmentarz św. Rozali i po krótkim ostrym podjeździe na osiedle Niepodległości, gdzie wyjechałem na Górny Gościniec, którym dojechałem do starego kościoła w Łapczycy i bardzo stromym zjazdem dojechałem do drogi nr 4 - prędkość na zjeździe wyniosła przeszło 71 km na godzinę, jeszcze nigdy tak szybko tędy nie zjeżdżałem.
Wycieczka bardzo udana, pogoda piękną, forma dość dobra, królewskie dęby odnalezione, szkoda tylko że Dąb Królewski jest już tylko historią. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Puszczy występowało aż 5 dębów pomnikowych. Pierwszy przewrócił się dąb stojący w Niepołomicach przy ulicy Dębowej gdzieś w latach 80-tych XX wieku. W roku 2003 przewrócił się 600 letni Dąb Batorego rosnący na Sitowcu koło cmentarza wojennego nr 325 - obecnie w jego miejscu posadzono nowy dąb - natomiast stary można zobaczyć tej fotce. Teraz przewrócił się Dąb Królewski - jak wyglądał można zobaczyć w dziale Ciekawe miejsca. Pozostały więc 2 drzewa - Dąb Jagieloński widoczny na poniższych zdjęciach i Dąb Augusta II - stosunkowo młode drzewo stojące przy Drodze Królewskiej jakieś 2 kilometry za Sitowcem w stronę Zabierzowa - dąb ten zasadzono w 1875 w miejsce starego dębu, który runął rok wcześniej a pod którym podobno w roku 1730 odpoczywał August II Sas podczas polowania.
Galeria wycieczki
Rajd wokół Czyżyczki
Środa, 1 czerwca 2011 | dodano:01.06.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
- DST: 19.32 km
- Teren: 1.00 km
- Czas: 00:59
- VAVG 19.65 km/h
- VMAX 76.10 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 394 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd na górski trening - na wzgórze Czyżyczka - 363 m npm. Nie specjalnie chciało mi się iść na rower, po parnym poranku i burzowym popołudniu pod wieczór zrobiło się dość przyjemnie, choć niebo było mocno zachmurzone. Wyciągnąłem jednak rower i ruszyłem na Czyżyczkę. Podjazd jak zwykle ciężki, ale szło mi całkiem dobrze i wyjechałem na szczyt w niezłym tempie. Już na podjeździe słyszałem, że gdzieś w oddali grzmi, gdy dojechałem na szczyt zobaczyłem, że po jednej stronie wzgórza gromadzą się czarne burzowe chmury, a po drugiej jest ładne przejrzyste niebo. Przez chwilę rozważałem czy nie wrócić do domu, ale ostatecznie zdecydowałem się na zjazd przez Grabinę do Buczyny czyli w kierunku przeciwnym niż wjechałem na szczyt. U podnóża Czyżyczki znajduję się cmentarz wojenny nr 337 w Grabinie (Buczynie) związany z walkami o to strategiczne wzgórze - drugi nr 336 znajduję się na szczycie. Żeby do niego dobrzeć najpierw trzeba zjechać w dół po asfalcie, a później podjechać stromą polną ścieżką pod górę - tym razem całość trasy pokonałem na rowerze i po chwili byłem już pod cmentarzem. Obiekt prezentuję się nieźle, trawa wykoszona, stan cmentarza bardzo dobry.
Po obejrzeniu cmentarza ruszyłem w drogę powrotną, najpierw ponownie zjechałem do asfaltu a potem rozpocząłem podjazd do Buczyny. W tym miejscu spadło na mnie dosłownie kilka kropel deszczu, ale na tym na szczęście przygody z burzą się skończyły. Te kilka kropel mocno mnie zdopingowało i do Buczyny wyjechałem bardzo mocnym tempem, dalej czekał mnie zjazd do Nieszkowic na którym już kilka razy ustanawiałem rekordy prędkości - tym razem pojechałem w dół osiągając w pewnym momencie rekordową prędkość 76,1 km/h - to zdecydowany najszybszy zjazd jaki do tej pory jechałem, droga jest dobra, zakrętów praktycznie nie ma, można pojechać naprawdę szybko. Dalej miałem jechać znaną mi dobrze drogą przez Nieszkowice i wyjechać pod domem weselnym Allegra, ale po drodze zobaczyłem odbijającą w prawo wąską asfaltową drogę, której nie ma na mapie. Wszystko jednak wskazywało, że droga ta prowadzi do szosy biegnącej przez szczyt Czyżyczki do Zawady - czyli do drogi, którą zawsze wyjeżdżam na Czyżyczkę - postanowiłem więc spróbować tej nowej trasy. Efektem ubocznym tej decyzji był kolejny podjazd na wysokość prawie 290 m npm, ale po jakimś kilometrze zgodnie z planem dojechałem do szosy na Zawadę na wysokość końca serpentyn - czyli w miejscu gdzie kończy najbardziej stromy odcinek podjazdu na Czyżyczkę. W nagrodę mogłem sobie ten odcinek zjechać w dół - prędkość na zjeździe - 66 km/h.
Do domu wróciłem przez Górny Gościniec. Wycieczka bardzo udana, forma była niezła, była moc pod górę i coraz rzadziej musiałem korzystać z najmniejszych przełożeń. Trasa wokół wzgórza Czyżyczka doskonale nadaje się na szybki górski trening.
Galeria wycieczki
Z domu do domu:)
Sobota, 21 maja 2011 | dodano:21.05.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, samotnie
- DST: 37.96 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 01:38
- VAVG 23.24 km/h
- VMAX 56.70 km/h
- Temp.: 21.0 °C
- Podjazdy: 234 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wycieczka z domu w Łapczycy do domu w Niepołomicach i z powrotem:). Z Łapczycy wyruszyłem około godziny 8:30 - trasa standardowa przez Chełm, Targowisko, Kłaj i Szarów i dalej ścieżką rowerową wzdłuż głównej drogi do Niepołomic. W Niepołomicach poranna kawa w sklepie u kolegi i później odwiedziny w domu rodzinnym, gdzie uzupełniłem bidon i około godziny 12 ruszyłem w drogę powrotną.
Po drodze odwiedziłem jeszcze 3 miejsca związane z II wojną światową: mogiłę pomordowanych na Kozich Górkach, kilkaset metrów dalej mogiłę Żydów pomordowanych przez hitlerowców i na końcu pomnik przy torach kolejowych postawiony dla upamiętniania akcji żołnierzy AK, który przeprowadzili nieudany zamach na Hansa Franka. Wszystkie te miejsca znajdują się w Puszczy w pobliżu byłego ośrodka Krakowianka - czyli obecnego parkingu przy Puszczy - warto je na pewno odwiedzić.
Dalej do domu pojechałem ścieżką przez las do Szarowa, tu zrobiłem krótki ale dość stromy podjazd pod OSP w Dąbrowie, potem zjazd przez Szarów, przejazd nad autostradą i wyjechałem na drogą główną w Targowisku, dalej już standardowo drogą nr 4 przez Rabę, podjazd pod kościół w Chełmie - na crossie dość ciężko - dalej przez Moszczenicę do domu.
Pogoda bardzo ładna, wycieczka udana ale znowu zerwałem szprychę w rowerze, nawet nie wiem kiedy, dzieje się coś niedobrego chyba będę musiał wymienić komplet szprych przynajmniej w tylnym kole.
Galeria wycieczki
Po maratonie
Poniedziałek, 16 maja 2011 | dodano:16.05.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie
- DST: 5.70 km
- Czas: 00:15
- VAVG 22.80 km/h
- VMAX 50.25 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 40 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na początek posmarowałem rower po wczorajszym maratonie i postanowiłem sprawdzić czy wszystko działa. Niestety amortyzator coś nie domaga:( chyba trzeba będzie zawieść rower do serwisu. Na szczęście dość szybko się zregenerowałem po wczorajszym wysiłku, myślałem że będzie znacznie gorzej a tu brak oznak zmęczenia, żadnych zakwasów - czyli chyba wczoraj nie dałem z siebie wszystkiego:)
Dziś jazda do Chełmu pod kurhan z krzyżem i z powrotem - ekspresowy przejazd.
Dziś jazda do Chełmu pod kurhan z krzyżem i z powrotem - ekspresowy przejazd.
Powerade Maraton MTB w Zabierzowie
Niedziela, 15 maja 2011 | dodano:15.05.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, zawody
- DST: 26.97 km
- Teren: 20.00 km
- Czas: 01:58
- VAVG 13.71 km/h
- VMAX 44.76 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 510 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Powerade Maraton MTB w Zabierzowie - mega ciężki, warunki ekstremalne, padało, błoto na całej trasie - ostatecznie 145 miejsce, 40 w kategorii M2 słabo ale całkiem nie mogłem sobie poradzić z tą trasą przy takiej pogodzie. Skala trudności trasy w takich warunkach pogodowych została oceniona na 4+ na 6.
Zacznijmy jednak od początku - to był mój pierwszy maraton MTB, wiedziałem że trasa raczej nie będzie łatwa, a od kilku dni wszystkie prognozy pogody straszyły kiepską pogodą, ale dziś rano wstałem i pogoda była w miarę więc postanowiłem jednak spróbować. Parę minut po 8 byłem już w Karniowicach gdzie startował maraton, zapłaciłem otrzymałem numer startowy z chipem i zacząłem się przygotowywać do startu. W tym momencie pogoda była jeszcze nie najgorsza co prawda było pochmurno ale nie wiał wiatr i nie padało. O godzinie 10 wystartował dystans GIGA i w tym momencie zaczęło siąpić - porobiłem kilka fotek i wróciłem do samochodu. O 11 wystartował dystans MEGA w który brały udział m.in 2 reprezentantki Polski w MTB - A. Szafraniec i M. Sadłecka. Po sfotografowaniu startu ruszyłem do sektorów - start dystansu MINI zaplanowany był na 11:15.
Ustawiłem się na końcu - stwierdziłem, że nie będę się pchał a jak będę miał siłę kogoś wyprzedzić to na 25 km jeszcze będę miał czas. To był chyba jednak błąd bo zaraz po starcie był podjazd pod górę wąską asfaltową drogą musiałem się tam przebijać, a gdybym był z przodu to miałbym szansę wyskoczyć do przodu i może skończyłbym zawody wyżej. Jednak byłem na końcu więc na pierwszym podjeździe minąłem naprawdę sporo osób, choć było to trudne bo musiałem czekać na jakąś lukę aby przebić się wyżej. Gdy wyjechaliśmy na szutrową drogę wzdłuż ściany lasu było już luźniej i jeszcze wyprzedziłem parę osób. Czułem się dobrze i pomyślałem sobie że może nie będzie tak źle. Po dość długim podjeździe przyszedł czas na zjazd droga prowadziła stromo w dół wąską leśną ścieżką. Momentami było naprawdę niebezpiecznie bo po bokach ścieżki pojawiały się dość głębokie jary. Na jednym z takich miejsc o mało nie wypadłem z trasy i zacząłem od tego miejsca zdecydowanie bardziej uważać. Stwierdziłem też że nie umiem zjeżdżać, wiele osób które machnąłem pod górę teraz mnie wyprzedzało. Zjazd zmęczył mnie zdecydowanie bardziej niż podjazd, a po kawałku wypłaszczenia zaczął się najtrudniejszy podjazd na trasie. Stroma droga przez las, padało już na całego, trasa śliska po kilkuset metrach zsiadłem z roweru zacząłem prowadzić, tak zresztą zrobili wszyscy, który jechali przede mną. Prowadziło się też bardzo źle, było stromo i ślisko, podjazd był dość długi. Po zakończeniu najtrudniejszego odcinka podjazdu jechaliśmy wzdłuż ściany lasu. Tu dopiero było widać, jak zła jest pogoda - zaczęło ostro wiać i mimo że trasa była już prawie płaska jechało mi się bardzo ciężko. Właśnie tym momencie zaliczyłem mega kryzys, ledwo kręciłem i zacząłem się zastanawiać jak dojadę to mety - na liczniku miałem dopiero około 10 km. Po chwili przejechałem przez rozgałęzienie tras - mini prowadziła otwartym terenem przez pola, po odcinku ciężkiej jazdy dojechałem do bufetu. Tu zrobiłem mały postój zjadłem kilka owoców, napiłem się powerada, uzupełniłem bidon i ruszyłem dalej.
Droga wiodła otwartym terenem lekko pod górę, jechało się bardzo ciężko bo ścieżka zamieniła się błotną ślizgawkę i raz za razem zaliczałem jakiś uślizg koła. Jednak w końcu dojechaliśmy do asfaltu, który przez jakiś czas wiódł mocno pod górę ale po około kilometrze rozpoczął się zjazd. Na asfalcie szło mi znacznie lepiej, zarówno na podjeździe jak i na zjeździe. Pędziłem szybko w dół, ale w pewnym momencie trasa zjeżdżała z asfaltu w polną drogę, początkową wiodącą w dół, ale po chwili nastąpił zakręt i zaczęła się jazda wyboistą ścieżką po płaskim. Mimo iż teren był płaski wspominam ten odcinek jako jeden z najtrudniejszych na trasie - droga mega błotnista i strasznie nierówna, mocny wiatr w twarz. W pewnym momencie przed sobą zauważyłem gościa w koszulce ENION postanowiłem za nim pogonić, jednak nie mogłem się zbliżyć po chwili patrzę gościu zsiadł z roweru i prowadzi, ja jadę ale jakoś nie specjalnie go doganiam - na liczniku 7 km/h. Po chwili spróbowałem trochę spaceru, ale po kilku metrach stwierdziłem, że jednak jadę - przed końcem delikatnego wzniesienia w końcu zbliżyłem się do gościa on wsiadł na rower i zaczął znowu uciekać - zaczęły się zjazdy. Na zjazdach ENION zaczął się oddalać więc pogoniłem za nim, początkowo zjazd był dość szeroki, ale po chwili znowu zamienił się w wąska ścieżkę. Po chwili wypłaszczenia znów wjechaliśmy w las i patrzymy mega stromo w dół - stoją porządkowi i mówią, że bardzo ślisko - zaczęliśmy prowadzić rowery - ledwo udało się zejść. Dalej na rower i znowu w dół, ENION zjeżdżał odważniej i znowu mi trochę uciekł - doszedłem go na wypłaszczeniu i po chwili znowu zaczął się zjazd. Po kilkuset metrach niespodzianka przez drogę płynie sobie rzeczka - na przeprawie minęliśmy kogoś, za rzeczką dalej w dół. Gościu w koszulce ENIONA przewrócił się na śliskim uskoku minąłem go ale nie dawał za wygraną, na kolejnej rzeczce ja przeprawiałem się bokiem on zasadził przez wodę i znowu był przede mną. Cały czas byliśmy na zjeździe, minęliśmy jeszcze 3 potoki, pierwszy zaliczyłem przez wodę, ale na kolejnych przejeżdżałem po betonowych płytach, ENION ryzykował przez wodę i znowu mi uciekł. W pewnym momencie dogoniliśmy jakiegoś faceta, który nie chciał się dać wyprzedzić. Najpierw nastąpiło wypłaszczenie, potem lekko pod górę i wyjechaliśmy z Doliny Kobylańskiej i porządkowi mówią, że już nie daleko - proszę sobie jechać prosto rzeczką. Byliśmy w trójkę, obok rzeczki poprowadzony był chodnik z betonowych płyt, ale my mieliśmy jechać rzeczką, więc przez jakieś 500-600 metrów brnęliśmy korytem potoku. ENION uciekł na jakieś 100 metrów, drugi facet z na początku miał problem i trochę został ale po chwili ekspresem mnie wyprzedził. Po wyjeździe z potoku byłem więc trzeci. Do mety prowadził asfaltowy podjazd na początek minąłem biegnącego już po górę faceta, który wyprzedził mnie w potoku i zacząłem się zbliżać do ENIONA - widziałem już miasteczko z metą. Na asfalcie brakło mi do niego może 10 metrów, ale nastąpił nieoczekiwany skręt pomiędzy barierkami do miasteczka, ENION zjechał na trawę i ruszył alejką do mety w tym miejscu zrozumiałem, że już go niedogonie. Mój oficjalny czas to 1:58:24 miejsce 145.
Teraz moje wrażenia - było strasznie trudno, nie umiem zjeżdżać, mój rower nie jest najlepszym sprzętem na takie trasy (za wąskie gumy - 1.95). Na mecie byłem mega zmęczony i strasznie brudny. Ostatnie 5 kilometrów jechałem z poluzowanym siodełkiem, ale walczyłem z ENIONem więc nie było czasu poprawić. Chyba nie będzie ze mnie kolarza MTB, zawody na orientacje bardziej mi odpowiadają. Druga sprawa, że moja forma nie była najlepsza, ogólnie jestem nie zadowolony z wyniku. Uważam, że powinienem pojechać o co najmniej 10 minut szybciej. Przegrałem m.in. z gimnazjalistami z klubu UKS Krzywaczka - oni pewnie ostro trenują, ale mimo wszystko to lekki obciach. Trzeba więc mocno pracować, żeby w sierpniu w Krakowie było lepiej, choć jak mówiłem tego typu zawody raczej nie staną się podstawą mojego rowerowania.
Galeria wycieczki
Kręcenie przed maratonem
Niedziela, 15 maja 2011 | dodano:15.05.2011 Kategoria 0-20 km, samotnie
- DST: 3.00 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 00:15
- VAVG 12.00 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wcześnie przyjechałem, więc trochę sobie pokręciłem przed startem, ale tylko przez chwilę bo potem zaczęło padać więc schowałem się do samochodu:)
Kręcenie po Łapczycy
Sobota, 14 maja 2011 | dodano:14.05.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, samotnie
- DST: 4.00 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 00:15
- VAVG 16.00 km/h
- VMAX 30.00 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 50 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pokręciłem po Łapczycy, bez licznika i bidonu więc powoli sobie pojeździłem po okolicych uliczkach.
Grodzisko w Łapczycy
Środa, 11 maja 2011 | dodano:11.05.2011 Kategoria 0-20 km, samotnie
- DST: 12.56 km
- Teren: 1.50 km
- Czas: 00:42
- VAVG 17.94 km/h
- VMAX 62.87 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 260 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybka wycieczka po okolicy zakończona wyprawą rowerowo-pieszą na grodzisko w Łapczycy. Dziś chciałem wypróbować rower crossowy który ostatnio znowu odwiedził serwis, niestety dalej skrzypi przy obracaniu pedałami mimo, że support był sprawdzany i dokręcany - trzeba będzie chyba jednak wymienić. Do Chełmu nad rzekę Rabę ciągnąłem dość mocno, nad Rabą kilka zdjęć m.in Grodziska w Chełmie - widok od strony rzeki i gościa na motolotni latającego właśnie na rzeką i grodziskiem. Po chwili ruszyłem w drogę powrotną. Najpierw podjazd od Raby pod kościół - krótko ale dość stromo, później jazda Górnym Gościńcem do Moszczenicy - głównie zjazdy i stanąłem przed podjazdem w Łapczycy znajdującym się na Górnym Gościńcu. W tym roku jeszcze crossem tam nie wjeżdżałem, więc postanowiłem się sprawdzić. Nie ujechałem jednak daleko i okazało się, że przednia przerzutka nie przerzuca mi na najmniejszy tryb - musiałem się więc zatrzymać i podregulować przerzutkę. Po chwili wjechałem na szczyt przełęczy - strasznie się zmachałem. Po następnych kilkuset metrach po przełęczy dojechałem do tablicy informującej, że w tym miejscu znajduję się pozostałość po średniowiecznym grodzisku. Pod tą tablicą byłem wiele razy, ale do samego grodziska jeszcze nigdy nie dotarłem - i mimo iż nie jechałem na góralu postanowiłem, że czas to zmienić. Dróżka przez pole do grodziska prowadzi mocno w dół, crossem było ciężko jechać po nierównościach ale jakoś zjechałem i już po chwili byłem przed górującym przede mną grodziskiem.
W tym miejscu musiałem zostawić rower i dalej udać się na piechotę, wejście na cypel na którym znajdowało się grodzisko, że wszystkich stron jest bardzo strome. W tej chwili da się jeszcze dojść bez problemu, ale już niedługo wysoka trawa prawdopodobnie to uniemożliwi. Z grodziska mamy piękny widok na kościół w Łapczycy i Górny Gościniec. Od strony Raby widok zasłaniają gęsto rosnące drzewa, w czasie gdy w tym miejscu znajdowało się grodzisko Raba przepływała pod samym grodem odcinając go od nizinnych terenów - teraz koryto zdecydowanie odsunęło się od cypla. Planuję niedługo umieścić na stronie szerszy artykuł dotyczący grodziska a na razie zainteresowanych odsyłam na stronę www.republika.pl/bochenskie do artykułu na temat grodziska. Kilka lat temu gmina Bochnia wystawiła koło kościoła w Łapczycy drewnianą replikę grodziska poniżej publikuję kilka zdjęć tego miejsca oraz archiwalne zdjęcie grodziska i plan grodziska wg A. Jodłowskiego (pobrane z w/w strony).
Po zrobieniu zdjęć grodziska ruszyłem do domu, na początek musiałem niestety pchać rower, ponieważ było bardzo stromo a droga nie nadawała się do jazdy rowerem na cienkich kołach. Po dojechaniu do Górnego Gościnca już szybka jazda do domu.