- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
21-40 km
Dystans całkowity: | 8860.74 km (w terenie 863.50 km; 9.75%) |
Czas w ruchu: | 412:51 |
Średnia prędkość: | 21.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 33334.00 km/h |
Suma podjazdów: | 53296 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 155 (82 %) |
Suma kalorii: | 75387 kcal |
Liczba aktywności: | 294 |
Średnio na aktywność: | 30.14 km i 1h 24m |
Więcej statystyk |
Do pracy z Niepołomic
Poniedziałek, 1 lipca 2013 | dodano:01.07.2013 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, praca, Po płaskim, 21-40 km
- DST: 28.28 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 01:09
- VAVG 24.59 km/h
- VMAX 32.65 km/h
- Temp.: 15.0 °C
- Podjazdy: 54 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy dzień wakacji i pierwszy wyjazd do pracy na rowerze, tym razem z Niepołomic bo musiałem być jeszcze rano na budowie. Około 8:20 gdy ruszałem na trasę było słonecznie ale niestety dość chłodno około 15 stopni, gdy zacząłem się zbliżać do Zabierzowa, słońce zaszło i zrobiło się jeszcze chłodniej, do tego musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem. W rezultacie jechało mi się dość ciężko, choć w sumie przejechałem trasę całkiem szybko.
Niepołomice - Wola Zabierzowska: dystans - 14,09 km; czas - 32:04; średnia - 26,38 km/h.
Powrót do Niepołomic drogą główną 964 pod wiatr, jazda mało przyjemna, temperatura trochę wzrosła, ale dalej nie było specjalnie ciepło, do tego mocny wiatr. W Niepołomicach chciałem odwiedzić serwis rowerowy, zapytać czy przyszły nowe obręcze do moich kół, ale serwis ze względu na remont placu targowego zamknięty i chyba do Częstochowy pojadę na starej obręczy, mam nadzieję że jeszcze wytrzyma. Na placu targowym ma powstać galeria (hala) handlowa, budynki już stoją ale na otwarcie trzeba będzie jeszcze poczekać. Koniec wycieczki w domu moich rodziców, jutro chyba powtórzę wyjazd do pracy na rowerze.
Po powrocie do Łapczycy oglądam 3 etap Tour de France - Kwiatkowski tym razem 4, awansuje na 4 miejsce w generalce i dalej jest właścicielem białej koszulki najlepszego młodzieżowca. Jutro jazda drużynowa na czas, Omega Pharma nie jest bez szans na zwycięstwo, więc może Kwiatek jeszcze awansuje, ale równie dobrze może spaść jeśli pojadą czasówkę słabo.
Galeria wycieczki
Do Niepołomic na budowę
Sobota, 22 czerwca 2013 | dodano:22.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, samotnie
- DST: 33.95 km
- Teren: 6.00 km
- Czas: 01:33
- VAVG 21.90 km/h
- VMAX 55.34 km/h
- Temp.: 28.0 °C
- Podjazdy: 228 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd rano do Niepołomic, do wykonania kilka prac porządkowych na budowie i spotkanie z gościem od tynków, powrót trochę inną drogą około godziny 12:00.
Około godziny 8:10 ruszyłem do Niepołomic, gdzie miałem załatwić kilka spraw na budowie. Od samego początku pociągnąłem mocno, pod górki ile tylko miałem sił, wjechałem szybko ale z wyraźnymi problemami z wydolnością i oddechem. Potem już łatwiej, koło Raby, przez Targowisko i Kłaj i ścieżką rowerową wzdłuż drogi nr 75 do Niepołomic. Rano jechało się bardzo dobrze pogoda doskonała, ciepło, słonecznie ale jeszcze nie gorąco. W Niepołomicach, krótka przerwa u kolegi w rynku, potem spotkanie w sprawie tynków wewnętrznych w moim przyszłym domu. Potem jeszcze kilka prac na budowie mogłem przejść do działania przy moim rowerze.
W dniach 4-7 lipca planuję wyjazd na wyprawę z PTTK Bochnia do Częstochowy i z powrotem, cztery dni na rowerze 350-400 km, przejazd przez Jurę, częściowo nieznanymi mi jeszcze drogami - zapowiada się super. W ramach przygotowań postanowiłem zmienić moje szosowe przecinaki Kenda Khan 1.35 na gumy Kendy o balonie 1.75, które kupiłem za 50 zł przed ubiegłoroczną wyprawą na Mazury. Muszę powiedzieć, że to całkiem fajne gumy, duży balon zdecydowanie poprawia stabilność roweru i tłumienie drgań na nierównościach a bieżnik w nich zastosowany nie powoduję jakiś znacznych oporów na asfalcie - opony są więc całkiem szybkie i zdecydowanie bardziej stabilne. Na tym oponach przejechałem przed rokiem całe Mazury i Jurę, zamierzam je więc wykorzystać do celów wyprawowych również w tym roku. Jedynym minusem tych opon, jest brak wkładki antyprzebiciowej, ale gumę do tej pory złapałem tylko raz, w Dobczycach podczas wycieczki z moją żoną, zaraz po założeniu opon, od tej pory już awarii nie było, więc liczę na to że i teraz się sprawdzą.
W ramach sprawdzianu przewidziałem drogę powrotną bardziej terenową. Z domu rodziców, pojechałem przez moją działkę w stronę Puszczy, dalej ścieżką przez las, a potem szutrówką do Staniątek. Dalej po asfalcie do Dąbrowy, podjazd wąwozem w Dąbrowie - kiedyś wydał mi się mega trudny, teraz to pikuś, dalej przez Szarów do Targowiska, tam szutrówką koło Raby, wyjazd na czwórkę, podjazd w Chełmie i zjazd do Łapczycy. Jechałem dość dobrym tempem, może trochę wolniej niż do Niepołomic, ale po pierwsze było bardziej terenowo, po drugie było strasznie gorąco i duszno. Opony bez zarzutów, po nierównościach świetnie tłumią, po szosie tną jak rakieta. Będę musiał jeszcze zmienić pedały na zwykłe platformy, które zdecydowanie lepiej sprawdzają się podczas wypraw z sakwami.
Wycieczka super udana, mimo iż w drodze powrotnej grzało niemiłosiernie, może jutro też bym się przejechał ale to chyba zdecydowanie rano.
Galeria wycieczki
Małopolski Wyścig Górski - etap Niepołomice - Jodłownik
Piątek, 14 czerwca 2013 | dodano:14.06.2013 Kategoria wyścig kolarski, Po górkach, 21-40 km
- DST: 37.70 km
- Czas: 01:44
- VAVG 21.75 km/h
- VMAX 59.10 km/h
- Temp.: 28.0 °C
- Podjazdy: 520 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś kibicowałem na trasie Małopolskiego Wyścigu Górskiego, najpierw na starcie w Niepołomicach, potem na premii górskiej na Kostrzy i w końcu na mecie w Jodłowniku.
Już trzeci rok z rzędu Małopolski Wyścig Górski odwiedza Niepołomice, a ja jeszcze ani raz na nim w swoim rodzinnym mieście nie byłem, postanowiłem że czas to zmienić. W tym roku w Niepołomicach był start do II etapu. Przyjechałem na rynek, porobiłem fotki przed startem i w czasie startu a następnie postanowiłem zobaczyć coś jeszcze. Zakapowałem więc crossa na dach i samochodem pojechałem do Krasnych Lasocic - miejscowości znajdującej się 5 km od mety etapu w Jodłowniku.
Pomysł z bazą w Krasnych Lasocicach był dobry, bo już na kolejnym skrzyżowaniu policjanci blokowali ruch. Do Jodłownika (już na rowerze) dojechałem jakieś 30 minut przed kolarzami - właśnie organizatorzy rozstawiali metę. Stwierdziłem więc, że mam czas i że spróbuję przejechać pętle, którą zawodnicy mieli zaliczać 3 razy. W zasadzie od samego Jodłownika trzeba było jechać pod górę, początkowo delikatnie ale z czasem zaczęły pojawiać się coraz bardziej strome odcinki. Ten długi, przeszło 8 km podjazd kończył się między Wilkowiskiem a Zawadką, szkoda że nie zatrzymałem się na podjeździe i nie poczekałem na zawodników, ale wtedy wydawało mi się, że mam jeszcze czas. Zjechałem w dół praktycznie do Tymbarku i tu na skrzyżowaniu zatrzymała mnie policja, myślę no nic poczekam na kolarzy, ale coś ich nie było więc wsiadłem na rower i podjechałem jeszcze trochę. Kolarze dopadli mnie na prostej do Piekiełka - nie było to najlepsze miejsce na obserwacje wyścigu, gdyż peleton przejeżdżał tędy bardzo szybko, na szczęście wcześniejsze trudności mocno poszatkowały grupę i mogłem oglądać kolarzy przez dobre kilka minut. Po przejechaniu maruderów, wsiadłem na rower, dojechałem do Piekiełka i rozpocząłem podjazd pod premię górską na Kostrzy. Jeszcze w Niepołomicach spiker wyścigu mocno straszył tym podjazdem, a że już zdążyłem się zmęczyć to miałem pewne obawy czym dam sobie radę na tym podjeździe. Już za skrzyżowaniem w Piekiełku jest mocno pod górę, ale ścianka krótka i po chwili stromizna maleję. Na podjeździe wyprzedziło mnie jeszcze kilku maruderów i co jakiś czas musiałem się zatrzymywać i zwalniać drogę. Przejechałem przez Rupniów w którym niektórzy mieszkańcy brali mnie za kolarza i rozpocząłem kolejną ściankę, nagle zobaczyłem informację, że już tylko 1 km do mety. W między czasie wyprzedzili mnie jeszcze trzej kolarze, który po chwili zatrzymali się na środku drogi i jeden z nich zapakował rower do samochodu z napisem koniec wyścigu wyraźnie rezygnując z dalszej jazdy. Dwaj pozostali wolnym tempem jechali dalej. Po dwóch ostrych zakrętach i ostatniej stromej ściance dojechałem do premii górskiej na wysokości 500 m npm. W sumie podjazd nie był jakoś masakrycznie ciężki, nie był też strasznie długi, mnie dość mocno zmęczył, ale moja forma jest niestety słaba.
Na premii górskiej spotkałem dyrektora sportowego wyścigu (dowiedziałem się o tym na mecie) z hostessami, zaproponował, że zrobi mi zdjęcie, najpierw samemu a potem wraz z dziewczynami:), zdjęcia pierwsza klasa, szkoda tylko, że akurat na wysokości premii stał jakiś dom, bo widoki za nim były dużo lepsze.
Potem postanowiłem się kawałek wrócić i zapolować na kolarzy na tej ostatniej ściance, kilka minut musiałem poczekać, ale po chwili już fotografowałem. Najpierw dwóch kolarzy z drużyny Bank BGŻ - Bodnar i Cieślik, a potem kilka kolejnych grup. Następnie pojechałem jeszcze raz na linię premii, gdzie sfotografowałem jeszcze kilka grup z maruderami, gdy kolarze przejechali rozpocząłem zjazd. Najpierw przez las, potem przez miejscowość o nazwie Szyk - kilka kilometrów ciągłej jazdy w dół. Zjazdy skończyły się jakieś 4 km przed metą, dalej nawet musiałem trochę podjeżdżać, ale ostatnie 2 km to już głównie w dół i kawałek po płaskim. Tuż przed Jodłownikiem była strefa bufetu, już zwinięta bo kolarze zmierzali już do mety, ale na poboczu wypatrzyłem jeszcze 2 bidony:) Potem jeszcze ostatni kilometr lekko pod górę i byłem na mecie, ustawiłem się za barierkami w oczekiwaniu na finisz.
Po jakiś 15 minutach pojawili się pierwsi kolarze: Łukasz Bodnar i Paweł Cieślik z drużyny Bank BGŻ, obaj przejechali metę z rękami podniesionymi do góry, o gumę szybszy był Bodnar i to on został zwycięzcą etapu i jak się później okazało nowym liderem. Trzeci przyjechał Czech J. Hudeczek ze stratą 1:32, a ze stratą 2:55 - 10 osobą grupę przyprowadził Robert Radosz (BDC). Z większymi stratami przyjeżdżały kolejne grupy zawodników, w sumie etap ukończyło 92 zawodników, kilku kolarzy ze dużymi stratami sędziowie zdjęli z trasy przed ostatnim okrążeniem. Po wszystkim nastąpił czas na dekoracje, zwycięskiej trójki z etapu, Łukasza Bodnara jako nowego lidera, Marcina Sapy - najaktywniejszego i ponownie Bodnara w klasyfikacji górskiej. Po tym etapie w zasadzie w wyścigu liczyli się już tylko Bodnar i Cieślik no może jeszcze Hudeczek pozostali mieli już duże straty, czwarty Jacek Morajko (CCC) miał już 3:02 straty - no chyba że znowu jakaś udana ucieczka na ostatnim etapie w Niedzicy.
Po wszystkim musiałem jeszcze wrócić do Krasnych Lasocic, gdzie miałem auto, niestety była to trasa w większości pod górkę i na dodatek pod wiatr, więc trochę się męcząc kręciłem sobie powoli i po kilkunastu minutach zakończyłem wycieczkę. Wyjazd super udany, zaliczyłem całe okrążenie na wyścigu, widziałem start, premię górską i metę i całą nie łatwą trasę przejechałem do dobrym tempie:) Szkoda, że nie uda mi się wyskoczyć na prawdziwie górski etap do Niedzicy, ale może za rok:)
Wyniki wyścigu: Ostatni etap wyścigu wygrał Białorusin SAMOILAU Branislau, który chyba jeszcze niedawno jeździł w PROTOURZE, dzięki temu zwycięstwu zakończył wyścig na 4 miejscu w generalne, pierwsza trójka pozostała bez zmian: Bodnar, Cieślik i Hudeczek, tak więc wyścig rozstrzygnął się na pętli w koło Jodłownika, a Bodnar wygrał wyścig dzięki większej sile rozpędu roweru o grubość gumy i dzięki 4 sekundą bonifikaty za zwycięstwo:). Najlepszym góralem: Bodnar, najaktywniejszy Sapa, młodzieżowiec PIASKOWY Emanuel (POLISH NATIONAL TEAM), najlepsza drużyna: BANK BGŻ. Chyba wyścig odpuścili trochę kolarze CCC, najwyżej Morajko na 5 miejscu, Rutkiewicz daleko (31) i z dużą stratą a przecież przed rokiem nie było na niego mocnych na tym wyścigu.
Galeria wycieczki
Po Rowertour przez Brzeźnicę
Środa, 12 czerwca 2013 | dodano:12.06.2013 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, miasto, Po górkach, Po płaskim, samotnie
- DST: 29.95 km
- Czas: 01:22
- VAVG 21.91 km/h
- VMAX 55.34 km/h
- Temp.: 19.0 °C
- Podjazdy: 358 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po raz kolejny wyjazd do Bochni do Galerii Rondo po Rowertour, tym razem pojechałem przez Brzeźnicę i Rzezawę.
W sumie miałem nadzieję, że dziś pojadę do Krakowa na kryterium uliczne o Złoty Pierścień Krakowa, ale wypad mi dzień montażu okien na budowie, więc z wyprawy do Krakowa nic nie wyszło. Jak już wszystko załatwiłem i wróciłem do Łapczycy to postanowiłem pojechać do Bochni po Rowertour, a że akurat zaczęło się robić całkiem ładnie, to postanowiłem pojechać trochę na około.
Z Łapczycy do Bochni drogą nr 4, potem w dół aż do rynku i skręt w prawo koło hali targowej jazda pod górę w kierunku Brzeźnicy. Podjazd jest konkretny, zaczyna się mega stroną ścianką pod halą, potem jest już trochę łatwiej ale ciągle pod górę. Na szczęście na ulicy św. Urbana położono nowy asfalt, więc jazda jest całkiem przyjemna. W sumie podjeżdżamy z 206 m npm do 290 m npm w Brzeźnicy. Następnie przejazd przez Brzeźnicę, fotka pod pracownią rzeźb Migdała i zjazd w dół pod drewniany kościół. Po małej sesji fotograficzne postanowiłem, że do Bochni pojadę na około przez Rzezawę. Za kościołem więc w lewo i przejazd przez Łazy do drogi nr 4, na skrzyżowaniu na wprost i po chwili byłem już w Rzezawie.
Przez Rzezawę przejeżdżałem wielokrotnie, zwykle wracając z wycieczek w okolice Brzeska i Tarnowa i zwykle właśnie w Rzezawie miałem kryzys, a w perspektywie podjazdy w Bochni. Tym razem wycieczka krótka, więc i przejazd przez Rzezawę przyjemniejszy:) Dalej jazda przez Krzeczów i klucząc osiedlowymi uliczka w Bochni pod Galerię Rondo - gdy zaparkowałem rower pod galerią miałem na liczniku prawie 22 km (najkrótszą drogą z Łapczycy jest niecałe 7 km). Odwiedziłem EMPIK kupiłem gazetę i w drogę do domu.
Pod cmentarz i nową drogą pod górę na Osiedle Niepodległości, starałem się targać z całych sił, ale i tak w pewnym momencie musiałem zwolnić do 10 km/h, a zwycięzca czasówki pod Makowicę miał średnią 14 km/h na duuuużo większej stromiźnie - muszę jeszcze bardzo dużo ćwiczyć na podjazdach. Dalej przez osiedle i Górnym Gościńcem do domu.
Wycieczka w sumie bardzo udana, pogoda po wielu dniach w końcu lepsza, pod wieczór jak wracałem nawet słońce wyszło. Trochę szkoda, że nie udało mi się wyskoczyć na kryterium do Krakowa, ale może uda się to nadrobić w piątek, gdy Małopolski Wyścig Górski wystartuje z Niepołomic.
Galeria wycieczki
Galicja Road Maraton - czasówka na Makowicę
Niedziela, 9 czerwca 2013 | dodano:09.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
- DST: 24.26 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 01:42
- VAVG 14.27 km/h
- VMAX 56.37 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 680 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem z Żegociny przez przełęcz Widoma do Młynnego zobaczyć czasówkę pod górę rozgrywaną w ramach Galicja Road Maraton - podjazd masakryczny, nawet na góralu a zawodnicy wjeżdżali przecież szosówkami.
Powrót szlakiem terenowym przez Kamionną do Bacówki na Zadzielu i potem przez przełęcz Widoma do Żegociny.
Wstałem rano, wsiadłem samochód i pojechałem do Żegociny, gdy o 8:40 wsiadałem na rower było pięknie, ciepło i słonecznie. Ponieważ zdecydowałem się na rower górski, a jechałem po szosie wyrzuciłem błotniki, żeby mój rower stał się bardziej szosowy (co okazało się błędem), a że pogoda była piękna to nie wziąłem kurtki przeciwdeszczowej (co było kolejnym błędem). Od Żegociny od razu pod górę na przełęcz Widoma - droga dobrze mi znana podjeżdżana do tej pory zawsze na crossie. Tym razem zdecydowałem się jechać góralu, ponieważ podjazd na Makowicę straszył procentami nachylenia, a po wczorajszej przejażdżce po górkach czułem, że do optymalnej formy mi daleko. Do górala mam jednak wyłącznie opony terenowe i na szosie mam wrażenie dość tępej jazdy - mimo iż osiągana prędkość jest ok. Wyjazd pod Widomą dość ciężko, użyłem nawet najlżejszych przełożeń, a przecież crossem wyjeżdżałem na wiele twardszym przełożeniu. Nie czułem się też najlepiej, od samego początku bolały mnie kolana i mięśnie w prawej nodze, zacząłem się nawet zastanawiać jak jak podjadę tą masakryczną górę. Na przełęczy kilka chwil odpoczynku i jazda w dół, na zjeździe minął mnie jakiś gościu, który zaczekał na mnie przy skręcie do Laskowej i pyta gdzie ta czasówka. Wytłumaczyłem mu mniej więcej i pojechaliśmy dalej.
Zjazd kończy się Młynnym i to do wyboru były dwie drogi, pierwsza trudniejsza koło szkoły w Młynnym od razu nachyleniem ponad 20% (tak jak Rowerowej Bazie Podjazdów) i druga łatwiejsza na start czasówki. Ja wybrałem ten trudniejszy wariant, natomiast napotkany rowerzysta pojechał dalej na start. Zaraz za szkołą nachylenie strasznie wzrasta przejechałem kawałek pod górę i dojechałem do skrzyżowania (trzy drogi) - nie wiem gdzie jechać, zatrzymałem się więc i analizuję mapę w końcu wyszło mi, że mam jechać tam gdzie najstromiej:) Jadę więc, ale nie ujechałem nawet 100 metrów, a tu przednie koło oderwało mi się od asfaltu i rower stanął dęba co oznaczało koniec jazdy RBP podaje, że jest tu 27%, więc jak się już stanie to ruszyć się nie da. Co było robić, kolejne 100 metrów z buta i dopiero jak się lekko wypłaszczyło to jadę dalej. Zresztą jazda pod górę zaraz się skończyła, dojechałem do jakiegoś osiedla, gdzie był nawet fragment zjazdu, który skończył się na skrzyżowaniu, gdzie mój wariant trasy łączył się z trasą czasówki. Od razu zobaczyłem kolarzy jadących w dół, którzy już przetrenowali podjazd.
Od tego miejsca było już tylko pod górę, na początek długa prosta, nachylenie rośnie 9%, 14%, 18% i informacja, że do mety 2 km. Kręcę powolutku i do góry, co jakiś czas w dół zjeżdżają trenujący kolarze. Jak jechałem było parno i gorąco, a na takim podjeździe nie ma nawet jak się napić, dlatego po wjeździe do lasu zdecydowałem się mały postój, zjechałem z asfaltu i się napiłem. Powrót na trasę i od razu mega ścianka, kolejne napisy 21%, 24%, 28%, ale po chwili podjazd lekko odpuszcza, po bokach jakieś zabudowania, jest chwila wytchnienia. Mijam napis 1 km do mety, kręcę dalej coraz bardziej pod górę.
W pewnym momencie widzę po lewej kapitalną panoramę, a że miałem już trochę dość to pomyślałem sobie, że zrobię fotkę - zatrzymałem rower i fotka, ale dalej nie mogę ruszyć, po prawej stronie drogi skręt do jakiegoś gospodarstwa, więc wjechałem w tą drogę i rozpędu na asfalt. Kawałek dalej przekonałem się dlaczego nie mogłem ruszyć z szosy - nachylenie sięga 30%, ale po złapaniu oddechu ściankę wjechałem bez problemu. Potem już łatwo - 350 metrów do mety, zakręt o 150% i pod górę, nachylenie 6% odczuwam prawie jak płaski teren. Jeszcze tylko przed samą 14% i meta - przyjechałem na szczyt około 10:00 w tym momencie pierwszy zawodnicy ruszali na trasę.
Zrobiłem kilka fotek na mecie, pogadałem z gościem który polecał mi jechać z powrotem przez Kamionną (już w terenie), koło wyciągu, do Bacówki na Zadzielu, pomyślałem że w końcu jadę góralem to mogę spróbować.
Jednak wcześniej zjechałem w dół na ściankę 30% zobaczyć jak będą radzić sobie kolarze. W tym miejscu już czekało kilku fotografów, zaparkowałem rower na poboczu i czekam. Po kilku minutach zaczęli pojawiać się pierwsi zawodnicy, męczyli się w tym miejscu strasznie, niektórzy pokonywali ten odcinek z buta. Na szczęście w między czasie niebo się lekko zachmurzyło, więc zawodnicy nie musieli walczyć w takim upale. Niestety w pewnym momencie zaczęło lekko kropić - co mogło trochę w jeździe przeszkadzać. Pod koniec rywalizacji postanowiłem przenieś się jeszcze na ten 150% zakręt. Tam przez chwilę pogadałem mieszkającym na szczycie facetem, który pochodził w Nowej Huty i podobno w młodości dużo jeździł na rowerze, oraz z młodym chłopaczkiem, który niedawno ukończył czasówkę - podjechał w czasie 14:24 mając w rowerze przełożenie 39x23 i twierdził, że to spokojnie wystarcza na taki podjazd - podziwiam:)
Na koniec jeszcze kilka fotek na mecie i około 11:30 było po rywalizacji. Najlepszy zawodnik przejechał trasę 14:11 ze średnią 14 km/h. Chłopaczek z którym rozmawiałem miał czas 14:24 i średnią 13,7 co dało mu ostatecznie 4 miejsce. Najlepsza kobieta miała czas 16:14 i średnią 12,2 km/h (20 miejsce w Open). Ostatni sklasyfikowany zawodnik - 61 miejsce miał czas 33:14 średnią 6 km/h. Długość trasy podana w wynikach 3,3 km.
Jak wspomniałem wcześniej ja jechałem trochę inaczej i przejechałem prawie 4 km, zajęło mi to wraz z postojami 43:22 (czas jazdy 37:18, dystans 3,95 km, suma przewyższeń 395 metrów, różnica wzniesień od 357 do 741 m = 384 m). Zatrzymałem się zaraz po skręcie z drogi głównej, potem na skrzyżowaniu gdzie analizowałem mapę, potem na odcinku zjazdu był zrobić fotkę i w końcu 2 razy już na trasie czasówki. Moja średnia ruchu 6,3 km, ale jak wspomniałem był zjazd gdzie miałem prędkość powyżej 32 km/h. Ogólnie muszę przyznać, że podjazd mnie pokonał, nie pomogły nawet przełożenia roweru górskiego, nie miałem co prawda takiego odcięcia prądu jak rok temu na pobliskiej Pasierbieckiej Górze, ale chyba brakło mi siły woli do tej ciągłej stromizny, gdybym przewalczył jeszcze 100-200 metrów od momentu gdzie się zatrzymałem to dojechałbym do łatwiejszych momentów i może bym nie stanął.
Po zakończonej rywalizacji z mety czasówki postanowiłem skrócić sobie drogę przez Kamionną, szczególnie, że zbliżała się burza. Faktycznie do górnej stacji wyciągu narciarskiego na Kamionnej było już blisko i miarę łatwo, niestety droga była mocno mokra i zaczęły się pojawiać kałuże. Na wysokości mniej więcej 775 m npm dojechałem do wyciągu. Na szczyt Kamionnej na wysokość 802 m npm prowadziła dość stroma i mocno zarośnięta ścieżka, więc ja pojechałem w dół, dookoła wyciągu i mocno w dół po kamieniach. Na trasie niestety woda i błoto a że nie miałem błotników to mocno się ubrudziłem:( Po kilku minutach jazdy w dół po szutrze i kamieniach dojechałem do asfaltu koło Bacówki na Wilczym Rynku (Zadzielu) - niestety bacówka zniknęła, pozostał pusty budynek. Popędziłem w dół asfaltem i po chwili byłem na przełęczy Widoma - tam deszcz, zjeżdżam więc szybko w dół. Za przełęczą już sucho i po chwili byłem pod samochodem w Żegocinie.
Wycieczka super fajna mimo iż podjazd na Makowicę musiałem zdobyć na raty, wyścig amatorski Galicja Road Maraton to bardzo fajna impreza podziwiam zawodników w niej startujących, szczególnie jadących taka czasówka na rowerze szosowym to dla mnie nie lada wyczyn.
W przyszłym tygodniu przez pobliskie tereny przejeżdża wyścig zawodowców BGŻ Proligi - Małopolski Wyścig Górski. W środę na rynku w Krakowie Kryterium o Złoty Pierścień Krakowa, w czwartek start etapu w Niepołomicach, a w sobotę mega ciekawy etap z Niedzicy po górach. Może uda mi się wyskoczyć chociaż w jedno miejsce zobaczyć zawodników, choć najbliższy tydzień mam dość napięty.
Podjazd - 12 miejsce w Polsce według Rowerowej Bazy Podjazdów, ja jechałem właśnie tak, zawodnicy startowali z innego miejsca unikając pierwszej mega stromej ścianki:)
Galeria wycieczki
Galicja Road Maraton - podjazd pod Zonię
Sobota, 8 czerwca 2013 | dodano:08.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
- DST: 38.07 km
- Czas: 02:00
- VAVG 19.04 km/h
- VMAX 59.32 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 717 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pojechałem na Zonię zobaczyć kolarzy amatorów na pierwszym podjeździe wyścigu Galicja Road Maraton. Po przejeździe wszystkich zawodników, pojechałem jeszcze do Nowego Wiśnicza zobaczyć metę wyścigu.
Gdy w tygodniu przeczytałem na bochnianin.pl, że w weekend w mojej okolicy będzie przejeżdżał amatorski wyścig kolarski - Galicja Road Maraton, to postanowiłem, że jeśli tylko pogoda będzie w miarę to jadę:) Wczoraj byłem na imprezie absolwentów, wróciłem trochę późno, więc na trasę ruszyłem zaledwie po 5 godzinach snu. Z Łapczycy wyjechałem około 9:45, o 10:30 z Nowego Wiśnicza mieli startować kolarze, a ja chciałem ich zobaczyć na podjeździe pod Zonię, więc musiałem się spieszyć.
Na początek podjazd pod Czyżyczkę, poszło gładko choć bez najlżejszych przełożeń się nie obyło. Potem zjazd przez Grabinę i po chwili pędziłem w kierunku Sobolowa. To właśnie od tej strony atakowałem Zonię po raz pierwszy - wtedy jechałem z Niepołomic i wtedy (lipiec 2009 r.) to był dla mnie nie lada wyczyn. Od tego czasu podjeżdżałem różne, trudniejsze górki, choć Zonii od strony Nieprześni już nie jechałem, a ponieważ tędy mieli jechać kolarze to postanowiłem pojechać tam samo. Sam podjazd rozpoczyna się przed kościołem przy znaku ostrzegającym o stromym podjeździe. Od samego początku ostro pod górę, potem pod kościołem skręt w lewo, chwila w miarę łatwego podjazdu i potem 3 mega strome ścianki. Podjazd odpuszcza przy wyjeździe z lasu przy znaku koniec Sobolowa, ale punkt kulminacyjny na asfalcie jest jeszcze kilkaset metrów dalej przy kapliczce (kamiennym krzyżu) na skrzyżowaniu z ślepą drogą w prawo.
Na szczycie zameldowałem się o godzinie 10:32, więc musiałem trochę poczekać. Zjadłem loda i postanowiłem zjechać trochę niżej do tych stromy ścianek i tam uchwycić zawodników. Na początek pojechałem do miejsca gdzi kończy się Sobolów, las i w zasadzie właściwy podjazd. To właśnie tu fotografowałem pierwszą grupę. Około 10:52 zobaczyłem samochód z napisem pilot wyścigu i potem pierwszego samotnego kolarza. Dalej kolejni kolarze. Zawodnicy byli wypuszczani na trasę w grupach, więc mieli jechać jeszcze dość długo, postanowiłem pojechać niżej, na wcześniejszą ściankę. To właśnie tu wyszły mi najlepsze fotki, stałem w tym miejscu dość długo, porobiłem zdjęcia i w końcu postanowiłem pojechać na szczyt. Pod kapliczką na szczycie zrobiłem jeszcze kilka fotek ostatnich zawodników, potem przyjechał jeszcze samochód z napisem koniec wyścigu.
Postanowiłem jeszcze pojechać do Nowego Wiśnicza, zobaczyć metę i miasteczko kolarskie. Najpierw zjazd do Zawady, potem jeszcze ścianka w Olchawie, zjazd i kolejna ścianka już na ulicach Wiśnicza. Potem zjazd w kierunku zamku i na stadion za zamkiem gdzie było miasteczko wyścigu, wszyscy na trasie, więc w miasteczku pustka. Patrzę na asfalcie napis, że do mety jeszcze 1 km, więc jadę, po chwili skręt w prawo i wąską nitką asfaltu podjazd pod zamek - końcówka stroma. Na mecie akurat rozstawiali urządzenia do pomiaru czasu, zrobiłem więc fotkę i ruszyłem do domu.
Pojechałem boczną drogą przez "Włoskie ogrody" dojechałem do Kopalin, potem główną drogą dojechałem do Bochni, dalej drogą nr 4 do Łapczycy. Wyjazd super udany, zrobiłem kilka fotek i zaliczyłem ciekawą i trudną trasę.
Jutro w ramach Galicja Road Maraton czasówką pod mega stromą górę z Młynnego do Makowicy po stokach Kamionnej może się wybiorę i zmierzę z podjazdem:)
Galeria wycieczki
Czarny Staw
Czwartek, 6 czerwca 2013 | dodano:07.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 36.16 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 01:10
- VAVG 30.99 km/h
- VMAX 41.13 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- Podjazdy: 56 m
- Sprzęt: Peugeot Nice
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybki wieczorny wyjazd szosówką nad Czarny Staw. Dawno nie jeździłem na rowerze, więc gdy zobaczyłem, że pogoda się lekko poprawia postanowiłem zrezygnować z kosza i pojechać szosówką nad Czarny Staw - wypróbowując przez okazji mój nowy kask wygrany w losowaniu podczas Wiosennej Odysei Miechowskiej i bidon Powerrade.
W trasę wyruszyłem dość późno - około 18:15, więc trzeba było mocno kręcić, że wyrobić się przed 20. Przez miasto dość wolno, ale już na Drodze Królewskiej zacząłem rozkręcać tempo. Na szczęście asfalt nie był specjalnie mokry, nie było kałuż, więc jechało się całkiem dobrze. Moje nogi po dłuższej przerwie kręciły dość dobrze, więc utrzymywałem niezłe tempo. Pierwsze objawy zmęczenia poczułem po 10 km, a po skręcie z Żubrostrady na drogę w kierunku Damienic, zaczęło mnie lekko zatykać - widać był wyraźnie braki w treningu. Jakoś jednak utrzymałem tempo i przy zjeździe z asfaltu w kierunku stawu miałem czas 34:10 i średnią 30,65 km/h. Ostatnie kilkaset metrów po szutrze sprawiły, że średnia do spadła mi do 30,32 km/h (dystans 17,81 km; czas 35:16).
Pod stawem zrobiłem postój i małą sesję zdjęciową. Do postoju zachęcała piękna słoneczna pogoda, która wyklarowała się podczas jazdy (wyjeżdżałem przy zachmurzonym niebie), natomiast trochę straszyły krwiożerce komary.
Po krótkiej przerwie ruszyłem do domu, założyłem utrzymanie średniej powyżej 30 km/h, więc od samego początku pocisnąłem dość mocno. Na Sitowcu jak zwykle lekki kryzys, ale cisnę dalej, pod Zajazdem Królewskim na obwodnicy Niepołomic średnia 30,97 km/h ale przez miasto zawsze mi spadała. Pod górkę pod Wodociągami z całej siły 25-26 km/h, na skrzyżowania oczywiście lekkie wyhamowania ale potem już na maksa. Pod domem rodziców średnia 30,82, więc tym razem nie straciłem aż tak dużo. Do rekordowego przejazdu (prawie 32 km/h) brakło sporo, ale w sumie pojechałem bardzo mocno i wyjechałem się do zera:) - na więcej dziś chyba mnie nie stać.
W weekend ciekawa impreza kolarstwa szosowego - amatorski Galicja Roadmaraton. W sobotę wyścig ze startu wspólnego - start i meta w Nowym Wiśniczu a w niedzielę jazda indywidualna na czas pod górę - "Podjazd na Makowicę". Jak tylko będzie pogoda to jadę zobaczyć - w sobotę na Zonię zobaczyć kolarzy na podjeździe (pierwszy podjazd na trasie powinni jeszcze jechać mocno:), w niedzielę może pojadę zobaczyć czasówkę i przy okazji sam treningowo bym się zmierzył z podjazdem - podobno z bardzo ciężkim (3,2km, 340m w górę, ponad 10% średnio z momentami 30%).
PS. Właśnie zauważyłem, że przekroczyłem 1000 km przejechanych na szosówce od jej zakupu (wrzesień 2011):
Dystans całkowity: 1036.81km
Czas aktywności: 39h 35min
Średnia prędkość: 26.19km/h
Suma w pionie: +3906m
Aktywności: 34
Najdłuższa wycieczka: 60,19 km, czas: 2:15:16, średnia: 26,7 km/h (w tym roku, setka nadal czeka)
Dąbrowica w słońcu, powrót w deszczu
Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:30.05.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie
- DST: 32.95 km
- Czas: 01:27
- VAVG 22.72 km/h
- VMAX 53.87 km/h
- Temp.: 18.0 °C
- Podjazdy: 374 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatnio coś nie bardzo mi się chcę jeździć, przez 2 tygodnie byłem na rowerze dwa razy i to na zawodach. Dziś dzień wolny, ale oczywiście od rano lało, jednak koło 11 zaczęło się rozpogadzać, więc koło 13 postanowiłem, że jadę na rower.
Na początek podjazd w kierunku Gdowa, zjazd, szybki przejazd przez Gierczyce i skręt na pagórkowaty teren przez Nieszkowice Małe. Jechałem mocno i nawet na niewielkich wzniesieniach trochę się zmęczyłem. Potem wyjechałem na płaski teren i przez Stradomkę dojechałem do Dąbrowicy. Na mapie wpatrzyłem podjazd przez Las Wieniecki w kierunku Klęczan, tą drogą nigdy jeszcze nie jechałem - do tej pory zawsze wybierałem podjazd przez Wieniec i Jaroszówkę. Zaraz za Zespołem Szkół w Dąbrowicy, skręciłem w prawo, przejechałem obok dość rozległych ogrodów i boisk szkolnych, potem obok jakiegoś osiedla i rozpocząłem podjazd wąską drogą przez las. Ruch zerowy, asfalt kiepski i droga pnącą się coraz mocniej pod górę. Pierwszy odcinek to pojazd na wysokość 317 m npm (z 226) - ten odcinek kończy się na wypłaszczeniu przy którym jest jakiś parking, leśniczówka, miejsce do odpoczynku. W tym miejscu zaczyna się jakiś rezerwat, są tabliczki z informacjami o występujących gatunkach drzew. Zrobiłem parę fotek i ruszyłem dalej.
Do tego momentu wszystko było idealne, gdy wyjechałem z domu na niebie zaczęło pojawiać się słońce, na podjeździe było mi nawet trochę gorąco. Jednak gdy dojechałem do rezerwatu usłyszałem głośny grzmot, chmur jeszcze nie widziałem ale ciągle byłem w dość gęstym lesie. Stwierdziłem, że jadę dalej po krótkim wypłaszczeniu dalej mocno pod górę, ale już po nowiutkim asfalcie. Po kilku stromy ściankach dojechałem do drogi Kamyk - Klęczany (361 m npm), skręciłem w prawo ale po chwili odbiłem jeszcze w lewo w kierunku punktu widokowego przy drodze do Woli Wieruszyckiej. Widok piękny, ale też w całej okazałości zobaczyłem nadchodzącą burzę. Miałem nawet plan wrócić przez Wieniec do Stradomki, ale końcu stwierdziłem, że raz się żyję i ruszyłem w dół przez Klęczany w kierunku Marszowic. Już na zjeździe coś tam kropiło, porzuciłem więc plan terenowego przejazdu do Kopca Dąbrowskiego w Pierzchowie i ruszyłem do drogi głównej 967. Jakieś 300 metrów przed wyjazdem na drogę zaczęło padać, włożyłem kurtkę i pędzę do drogi gdzie znalazłem przystanek pod którym się schowałem.
Przeszła gwałtowna burza z gradem, ale po chwili padać przestało - myślałem czy nie popędzić drogą 967 wprost do domu, ale ponieważ na drodze było pełno wody i nie chciałem być ciągle ochlapywany przez pędzące auta wpadłem na pomysł przejechania przez Niegowić do Książnic boczną drogą. Dojechałem do Niegowici, ale niestety za szybko odbiłem w prawo i po znowu wylądowałem na drodze 967 tym razem w Pierzchowie a na domiar złego znów zaczęło padać. Zatrzymałem się na kolejnym przystanku i czekam tym razem jednak padało i grzmiało bez ustanku. Stałem tak dobre 30 minut, pogoda nie specjalnie się poprawiała a mi zaczęło robić się zimno - postanowiłem więc jechać. Tym razem już bez kombinacji drogą główną. Jechałem bardzo mocno, padało tylko trochę, ale woda z drogi mocno mnie chlapała, już po chwili miałem kałuże w butach. Za Siedlcem zaczęły się podjazdy, cisnąłem z całej siły, ale powoli traciłem impet, od Gierczyc zjazd w Łapczycy jeszcze raz pod górkę i zjazd do domu.
Rower cały mokry, w butach kałuże, koszulka w miarę sucha bo kurtka wyłapała deszcz i wodę z kałuż. Niestety jazda w takich warunkach to nic miłego. Pierwsza część wycieczki super udana, druga już kiepska - jazda główną drogą (na szczęście dziś bez specjalnego ruchu) i to jeszcze w takich warunkach do miłych nie należy. Popełniłem też niestety błąd, po pierwszej burzy powinienem od razu jechać główną drogą może bym jakoś dojechał przez całkowitym załamaniem pogody, a tak przez mój objazd zrobiłem 5 km pokonując może ze 2 km w kierunku domu, zatrzymałem się gdy znowu zaczęło padać i doczekałem się długiej i ulewnej burzy.
Na wieczór pogoda się poprawiła, niebo się rozpogodziło i nawet zaczęło pojawiać się słońce, szkoda że nie wcześniej.
Galeria wycieczki
Bodzanów, Suchoraba - trening przed Odyseją
Środa, 15 maja 2013 | dodano:17.05.2013 Kategoria 21-40 km
- DST: 30.53 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 01:39
- VAVG 18.50 km/h
- VMAX 53.40 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 264 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny trening przed Odyseją w Miechowie. Tym razem trasa trudniejsza, początek jak wczoraj przez o. Boryczów i leśną ścieżką, dalej pod kościół w Staniątkach i drogą w stronę Zagórza potem skręt prawo i jazda na Zakrzowiec. Po kilku pagórkach dojechaliśmy do Ochmanowa i potem asfaltowo-szutrowym podjazdem wyjechaliśmy pod kościół w Bodzanowie. Następnie zjazd do drogi nr 4 i podjazd do drogi Suchoraba - Biskupice, na szczycie w prawo i po kilku mniejszych podjazdach byliśmy już pod cmentarzem wojennym w Suchorabie. Dalej szutrowa ścieżką w kierunku Czyżowa, zjazd do drogi nr 4 i kolejny podjazd do Brzezia. Dalej zdecydowaliśmy, że pojedziemy jeszcze do Dąbrowy i wrócimy ścieżką rowerową przez Puszczę, więc najpierw zjechaliśmy w Brzeziu, potem przed Dąbrową mały podjazd i kolejny zjazd do Puszczy. Tym razem wybraliśmy ścieżkę rowerową wzdłuż drogi 75 i po kilku kilometrach dojechaliśmy do centrum Niepołomic i przez miasto do domu.
Trening poważniejszy niż wczoraj, przejechaliśmy przeszło 30 km i po większych niż wczoraj górkach - wyjazd bardzo udany.
Po Rowertour przez Cikowice
Niedziela, 5 maja 2013 | dodano:05.05.2013 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 29.02 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 01:26
- VAVG 20.25 km/h
- VMAX 59.34 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 214 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wyjazd do Bochni po Rowertour ale żeby nie było za łatwo pojechałem na około przez Kłaj, Stanisławice i Cikowice. W zasadzie dziś miałem nie jeździć na rowerze, ale ponieważ po raz pierwszy w maju zaświeciło słońce postanowiłem, że się jednak przejadę do bocheńskiej galerii Rondo po Rowertour.
Wyznaczyłem sobie trasę na około czyli z Łapczycy pojechałem Chełmu i tuż za mostem skręciłem w szutrową drogę wzdłuż Raby, trochę pokręciłem po ścieżkach i wyjechałem w Targowisku, skąd skierowałem się bocznymi drogami do Stanisławic. Przejechałem przez Stanisławice i dojechałem pod kościół w Cikowicach, zrobiłem kilka fotek i podjechałem jeszcze pod most kolejowy na Rabie. Jadąc ścieżką zauważyłem gościa na rowerze jadącego pod most, pomyślałem że pojadę za nim, ale niestety facet znał jakiś skrót, ja dojechałem do ogrodzenia a on był za ogrodzeniem. Po drugiej stronie Raby jak na dłoni zauważyłem jak ludzie odpoczywają w Chodenicach. Ścieżki niestety nie znalazłem, więc zawróciłem rower w stronę kościoła w Cikowicach, co więcej okazało się, że wiadukt pod torami w Cikowicach jest zamknięty i musiałem wrócić się aż do drogi Kłaj - Proszówki. Tą drogą dojechałem do Damienic, potem przez wieś i na kładkę. W Bochni dojechałem do galerii, kupiłem gazetę i w drogę do domu. Dość mocnym tempem podjechałem pod górkę na osiedle Niepodległości i potem pod Górny Gościniec i dalej już spokojnie pojechałem do domu.
Wycieczka krótka, ale w miarę udana, gazeta kupiona, trasa i zwiedzanie wiosek po drugiej stronie Raby zaliczone i cały długi weekend przejeżdżony na rowerze.
Galeria wycieczki