Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:451.44 km (w terenie 49.30 km; 10.92%)
Czas w ruchu:23:53
Średnia prędkość:18.78 km/h
Maksymalna prędkość:59.32 km/h
Suma podjazdów:4854 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:28.22 km i 1h 35m
Więcej statystyk

Miasto, budowa, medal

Poniedziałek, 10 czerwca 2013 | dodano:12.06.2013 Kategoria miasto
  • DST: 2.00 km
  • Czas: 00:06
  • VAVG 20.00 km/h
  • VMAX 25.00 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 5 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice - miejski
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Budowa trwa, właśnie szukam majstrów do wykonania instalacji elektrycznej i wodnokanalizacyjnej - pojechałem do kolegi na budowę zobaczyć jak to zostało zrobione u niego.

Dostałem też dyplom i medal za Jurajski Orient w którym według oficjalnej listy wyników zająłem III miejsce (choć na metę przyjechałem czwarty). Oprócz tego w paczce przyszło jeszcze kilka drobiazgów w tym kompas z linijką przystosowany do zawodów na orientacje - trzeba będzie niedługo go wypróbować.

Galeria wycieczki

Galicja Road Maraton - czasówka na Makowicę

Niedziela, 9 czerwca 2013 | dodano:09.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 24.26 km
  • Teren: 4.00 km
  • Czas: 01:42
  • VAVG 14.27 km/h
  • VMAX 56.37 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 680 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem z Żegociny przez przełęcz Widoma do Młynnego zobaczyć czasówkę pod górę rozgrywaną w ramach Galicja Road Maraton - podjazd masakryczny, nawet na góralu a zawodnicy wjeżdżali przecież szosówkami.

Powrót szlakiem terenowym przez Kamionną do Bacówki na Zadzielu i potem przez przełęcz Widoma do Żegociny.

Wstałem rano, wsiadłem samochód i pojechałem do Żegociny, gdy o 8:40 wsiadałem na rower było pięknie, ciepło i słonecznie. Ponieważ zdecydowałem się na rower górski, a jechałem po szosie wyrzuciłem błotniki, żeby mój rower stał się bardziej szosowy (co okazało się błędem), a że pogoda była piękna to nie wziąłem kurtki przeciwdeszczowej (co było kolejnym błędem). Od Żegociny od razu pod górę na przełęcz Widoma - droga dobrze mi znana podjeżdżana do tej pory zawsze na crossie. Tym razem zdecydowałem się jechać góralu, ponieważ podjazd na Makowicę straszył procentami nachylenia, a po wczorajszej przejażdżce po górkach czułem, że do optymalnej formy mi daleko. Do górala mam jednak wyłącznie opony terenowe i na szosie mam wrażenie dość tępej jazdy - mimo iż osiągana prędkość jest ok. Wyjazd pod Widomą dość ciężko, użyłem nawet najlżejszych przełożeń, a przecież crossem wyjeżdżałem na wiele twardszym przełożeniu. Nie czułem się też najlepiej, od samego początku bolały mnie kolana i mięśnie w prawej nodze, zacząłem się nawet zastanawiać jak jak podjadę tą masakryczną górę. Na przełęczy kilka chwil odpoczynku i jazda w dół, na zjeździe minął mnie jakiś gościu, który zaczekał na mnie przy skręcie do Laskowej i pyta gdzie ta czasówka. Wytłumaczyłem mu mniej więcej i pojechaliśmy dalej.

Zjazd kończy się Młynnym i to do wyboru były dwie drogi, pierwsza trudniejsza koło szkoły w Młynnym od razu nachyleniem ponad 20% (tak jak Rowerowej Bazie Podjazdów) i druga łatwiejsza na start czasówki. Ja wybrałem ten trudniejszy wariant, natomiast napotkany rowerzysta pojechał dalej na start. Zaraz za szkołą nachylenie strasznie wzrasta przejechałem kawałek pod górę i dojechałem do skrzyżowania (trzy drogi) - nie wiem gdzie jechać, zatrzymałem się więc i analizuję mapę w końcu wyszło mi, że mam jechać tam gdzie najstromiej:) Jadę więc, ale nie ujechałem nawet 100 metrów, a tu przednie koło oderwało mi się od asfaltu i rower stanął dęba co oznaczało koniec jazdy RBP podaje, że jest tu 27%, więc jak się już stanie to ruszyć się nie da. Co było robić, kolejne 100 metrów z buta i dopiero jak się lekko wypłaszczyło to jadę dalej. Zresztą jazda pod górę zaraz się skończyła, dojechałem do jakiegoś osiedla, gdzie był nawet fragment zjazdu, który skończył się na skrzyżowaniu, gdzie mój wariant trasy łączył się z trasą czasówki. Od razu zobaczyłem kolarzy jadących w dół, którzy już przetrenowali podjazd.

Od tego miejsca było już tylko pod górę, na początek długa prosta, nachylenie rośnie 9%, 14%, 18% i informacja, że do mety 2 km. Kręcę powolutku i do góry, co jakiś czas w dół zjeżdżają trenujący kolarze. Jak jechałem było parno i gorąco, a na takim podjeździe nie ma nawet jak się napić, dlatego po wjeździe do lasu zdecydowałem się mały postój, zjechałem z asfaltu i się napiłem. Powrót na trasę i od razu mega ścianka, kolejne napisy 21%, 24%, 28%, ale po chwili podjazd lekko odpuszcza, po bokach jakieś zabudowania, jest chwila wytchnienia. Mijam napis 1 km do mety, kręcę dalej coraz bardziej pod górę.
W pewnym momencie widzę po lewej kapitalną panoramę, a że miałem już trochę dość to pomyślałem sobie, że zrobię fotkę - zatrzymałem rower i fotka, ale dalej nie mogę ruszyć, po prawej stronie drogi skręt do jakiegoś gospodarstwa, więc wjechałem w tą drogę i rozpędu na asfalt. Kawałek dalej przekonałem się dlaczego nie mogłem ruszyć z szosy - nachylenie sięga 30%, ale po złapaniu oddechu ściankę wjechałem bez problemu. Potem już łatwo - 350 metrów do mety, zakręt o 150% i pod górę, nachylenie 6% odczuwam prawie jak płaski teren. Jeszcze tylko przed samą 14% i meta - przyjechałem na szczyt około 10:00 w tym momencie pierwszy zawodnicy ruszali na trasę.

Zrobiłem kilka fotek na mecie, pogadałem z gościem który polecał mi jechać z powrotem przez Kamionną (już w terenie), koło wyciągu, do Bacówki na Zadzielu, pomyślałem że w końcu jadę góralem to mogę spróbować.

Jednak wcześniej zjechałem w dół na ściankę 30% zobaczyć jak będą radzić sobie kolarze. W tym miejscu już czekało kilku fotografów, zaparkowałem rower na poboczu i czekam. Po kilku minutach zaczęli pojawiać się pierwsi zawodnicy, męczyli się w tym miejscu strasznie, niektórzy pokonywali ten odcinek z buta. Na szczęście w między czasie niebo się lekko zachmurzyło, więc zawodnicy nie musieli walczyć w takim upale. Niestety w pewnym momencie zaczęło lekko kropić - co mogło trochę w jeździe przeszkadzać. Pod koniec rywalizacji postanowiłem przenieś się jeszcze na ten 150% zakręt. Tam przez chwilę pogadałem mieszkającym na szczycie facetem, który pochodził w Nowej Huty i podobno w młodości dużo jeździł na rowerze, oraz z młodym chłopaczkiem, który niedawno ukończył czasówkę - podjechał w czasie 14:24 mając w rowerze przełożenie 39x23 i twierdził, że to spokojnie wystarcza na taki podjazd - podziwiam:)

Na koniec jeszcze kilka fotek na mecie i około 11:30 było po rywalizacji. Najlepszy zawodnik przejechał trasę 14:11 ze średnią 14 km/h. Chłopaczek z którym rozmawiałem miał czas 14:24 i średnią 13,7 co dało mu ostatecznie 4 miejsce. Najlepsza kobieta miała czas 16:14 i średnią 12,2 km/h (20 miejsce w Open). Ostatni sklasyfikowany zawodnik - 61 miejsce miał czas 33:14 średnią 6 km/h. Długość trasy podana w wynikach 3,3 km.

Jak wspomniałem wcześniej ja jechałem trochę inaczej i przejechałem prawie 4 km, zajęło mi to wraz z postojami 43:22 (czas jazdy 37:18, dystans 3,95 km, suma przewyższeń 395 metrów, różnica wzniesień od 357 do 741 m = 384 m). Zatrzymałem się zaraz po skręcie z drogi głównej, potem na skrzyżowaniu gdzie analizowałem mapę, potem na odcinku zjazdu był zrobić fotkę i w końcu 2 razy już na trasie czasówki. Moja średnia ruchu 6,3 km, ale jak wspomniałem był zjazd gdzie miałem prędkość powyżej 32 km/h. Ogólnie muszę przyznać, że podjazd mnie pokonał, nie pomogły nawet przełożenia roweru górskiego, nie miałem co prawda takiego odcięcia prądu jak rok temu na pobliskiej Pasierbieckiej Górze, ale chyba brakło mi siły woli do tej ciągłej stromizny, gdybym przewalczył jeszcze 100-200 metrów od momentu gdzie się zatrzymałem to dojechałbym do łatwiejszych momentów i może bym nie stanął.

Po zakończonej rywalizacji z mety czasówki postanowiłem skrócić sobie drogę przez Kamionną, szczególnie, że zbliżała się burza. Faktycznie do górnej stacji wyciągu narciarskiego na Kamionnej było już blisko i miarę łatwo, niestety droga była mocno mokra i zaczęły się pojawiać kałuże. Na wysokości mniej więcej 775 m npm dojechałem do wyciągu. Na szczyt Kamionnej na wysokość 802 m npm prowadziła dość stroma i mocno zarośnięta ścieżka, więc ja pojechałem w dół, dookoła wyciągu i mocno w dół po kamieniach. Na trasie niestety woda i błoto a że nie miałem błotników to mocno się ubrudziłem:( Po kilku minutach jazdy w dół po szutrze i kamieniach dojechałem do asfaltu koło Bacówki na Wilczym Rynku (Zadzielu) - niestety bacówka zniknęła, pozostał pusty budynek. Popędziłem w dół asfaltem i po chwili byłem na przełęczy Widoma - tam deszcz, zjeżdżam więc szybko w dół. Za przełęczą już sucho i po chwili byłem pod samochodem w Żegocinie.

Wycieczka super fajna mimo iż podjazd na Makowicę musiałem zdobyć na raty, wyścig amatorski Galicja Road Maraton to bardzo fajna impreza podziwiam zawodników w niej startujących, szczególnie jadących taka czasówka na rowerze szosowym to dla mnie nie lada wyczyn.

W przyszłym tygodniu przez pobliskie tereny przejeżdża wyścig zawodowców BGŻ Proligi - Małopolski Wyścig Górski. W środę na rynku w Krakowie Kryterium o Złoty Pierścień Krakowa, w czwartek start etapu w Niepołomicach, a w sobotę mega ciekawy etap z Niedzicy po górach. Może uda mi się wyskoczyć chociaż w jedno miejsce zobaczyć zawodników, choć najbliższy tydzień mam dość napięty.


Podjazd - 12 miejsce w Polsce według Rowerowej Bazy Podjazdów, ja jechałem właśnie tak, zawodnicy startowali z innego miejsca unikając pierwszej mega stromej ścianki:)

Galeria wycieczki

Galicja Road Maraton - podjazd pod Zonię

Sobota, 8 czerwca 2013 | dodano:08.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 38.07 km
  • Czas: 02:00
  • VAVG 19.04 km/h
  • VMAX 59.32 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 717 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Pojechałem na Zonię zobaczyć kolarzy amatorów na pierwszym podjeździe wyścigu Galicja Road Maraton. Po przejeździe wszystkich zawodników, pojechałem jeszcze do Nowego Wiśnicza zobaczyć metę wyścigu.

Gdy w tygodniu przeczytałem na bochnianin.pl, że w weekend w mojej okolicy będzie przejeżdżał amatorski wyścig kolarski - Galicja Road Maraton, to postanowiłem, że jeśli tylko pogoda będzie w miarę to jadę:) Wczoraj byłem na imprezie absolwentów, wróciłem trochę późno, więc na trasę ruszyłem zaledwie po 5 godzinach snu. Z Łapczycy wyjechałem około 9:45, o 10:30 z Nowego Wiśnicza mieli startować kolarze, a ja chciałem ich zobaczyć na podjeździe pod Zonię, więc musiałem się spieszyć.

Na początek podjazd pod Czyżyczkę, poszło gładko choć bez najlżejszych przełożeń się nie obyło. Potem zjazd przez Grabinę i po chwili pędziłem w kierunku Sobolowa. To właśnie od tej strony atakowałem Zonię po raz pierwszy - wtedy jechałem z Niepołomic i wtedy (lipiec 2009 r.) to był dla mnie nie lada wyczyn. Od tego czasu podjeżdżałem różne, trudniejsze górki, choć Zonii od strony Nieprześni już nie jechałem, a ponieważ tędy mieli jechać kolarze to postanowiłem pojechać tam samo. Sam podjazd rozpoczyna się przed kościołem przy znaku ostrzegającym o stromym podjeździe. Od samego początku ostro pod górę, potem pod kościołem skręt w lewo, chwila w miarę łatwego podjazdu i potem 3 mega strome ścianki. Podjazd odpuszcza przy wyjeździe z lasu przy znaku koniec Sobolowa, ale punkt kulminacyjny na asfalcie jest jeszcze kilkaset metrów dalej przy kapliczce (kamiennym krzyżu) na skrzyżowaniu z ślepą drogą w prawo.

Na szczycie zameldowałem się o godzinie 10:32, więc musiałem trochę poczekać. Zjadłem loda i postanowiłem zjechać trochę niżej do tych stromy ścianek i tam uchwycić zawodników. Na początek pojechałem do miejsca gdzi kończy się Sobolów, las i w zasadzie właściwy podjazd. To właśnie tu fotografowałem pierwszą grupę. Około 10:52 zobaczyłem samochód z napisem pilot wyścigu i potem pierwszego samotnego kolarza. Dalej kolejni kolarze. Zawodnicy byli wypuszczani na trasę w grupach, więc mieli jechać jeszcze dość długo, postanowiłem pojechać niżej, na wcześniejszą ściankę. To właśnie tu wyszły mi najlepsze fotki, stałem w tym miejscu dość długo, porobiłem zdjęcia i w końcu postanowiłem pojechać na szczyt. Pod kapliczką na szczycie zrobiłem jeszcze kilka fotek ostatnich zawodników, potem przyjechał jeszcze samochód z napisem koniec wyścigu.

Postanowiłem jeszcze pojechać do Nowego Wiśnicza, zobaczyć metę i miasteczko kolarskie. Najpierw zjazd do Zawady, potem jeszcze ścianka w Olchawie, zjazd i kolejna ścianka już na ulicach Wiśnicza. Potem zjazd w kierunku zamku i na stadion za zamkiem gdzie było miasteczko wyścigu, wszyscy na trasie, więc w miasteczku pustka. Patrzę na asfalcie napis, że do mety jeszcze 1 km, więc jadę, po chwili skręt w prawo i wąską nitką asfaltu podjazd pod zamek - końcówka stroma. Na mecie akurat rozstawiali urządzenia do pomiaru czasu, zrobiłem więc fotkę i ruszyłem do domu.

Pojechałem boczną drogą przez "Włoskie ogrody" dojechałem do Kopalin, potem główną drogą dojechałem do Bochni, dalej drogą nr 4 do Łapczycy. Wyjazd super udany, zrobiłem kilka fotek i zaliczyłem ciekawą i trudną trasę.

Jutro w ramach Galicja Road Maraton czasówką pod mega stromą górę z Młynnego do Makowicy po stokach Kamionnej może się wybiorę i zmierzę z podjazdem:)

Galeria wycieczki

Czarny Staw

Czwartek, 6 czerwca 2013 | dodano:07.06.2013 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 36.16 km
  • Teren: 0.50 km
  • Czas: 01:10
  • VAVG 30.99 km/h
  • VMAX 41.13 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 56 m
  • Sprzęt: Peugeot Nice
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Szybki wieczorny wyjazd szosówką nad Czarny Staw. Dawno nie jeździłem na rowerze, więc gdy zobaczyłem, że pogoda się lekko poprawia postanowiłem zrezygnować z kosza i pojechać szosówką nad Czarny Staw - wypróbowując przez okazji mój nowy kask wygrany w losowaniu podczas Wiosennej Odysei Miechowskiej i bidon Powerrade.

W trasę wyruszyłem dość późno - około 18:15, więc trzeba było mocno kręcić, że wyrobić się przed 20. Przez miasto dość wolno, ale już na Drodze Królewskiej zacząłem rozkręcać tempo. Na szczęście asfalt nie był specjalnie mokry, nie było kałuż, więc jechało się całkiem dobrze. Moje nogi po dłuższej przerwie kręciły dość dobrze, więc utrzymywałem niezłe tempo. Pierwsze objawy zmęczenia poczułem po 10 km, a po skręcie z Żubrostrady na drogę w kierunku Damienic, zaczęło mnie lekko zatykać - widać był wyraźnie braki w treningu. Jakoś jednak utrzymałem tempo i przy zjeździe z asfaltu w kierunku stawu miałem czas 34:10 i średnią 30,65 km/h. Ostatnie kilkaset metrów po szutrze sprawiły, że średnia do spadła mi do 30,32 km/h (dystans 17,81 km; czas 35:16).

Pod stawem zrobiłem postój i małą sesję zdjęciową. Do postoju zachęcała piękna słoneczna pogoda, która wyklarowała się podczas jazdy (wyjeżdżałem przy zachmurzonym niebie), natomiast trochę straszyły krwiożerce komary.

Po krótkiej przerwie ruszyłem do domu, założyłem utrzymanie średniej powyżej 30 km/h, więc od samego początku pocisnąłem dość mocno. Na Sitowcu jak zwykle lekki kryzys, ale cisnę dalej, pod Zajazdem Królewskim na obwodnicy Niepołomic średnia 30,97 km/h ale przez miasto zawsze mi spadała. Pod górkę pod Wodociągami z całej siły 25-26 km/h, na skrzyżowania oczywiście lekkie wyhamowania ale potem już na maksa. Pod domem rodziców średnia 30,82, więc tym razem nie straciłem aż tak dużo. Do rekordowego przejazdu (prawie 32 km/h) brakło sporo, ale w sumie pojechałem bardzo mocno i wyjechałem się do zera:) - na więcej dziś chyba mnie nie stać.

W weekend ciekawa impreza kolarstwa szosowego - amatorski Galicja Roadmaraton. W sobotę wyścig ze startu wspólnego - start i meta w Nowym Wiśniczu a w niedzielę jazda indywidualna na czas pod górę - "Podjazd na Makowicę". Jak tylko będzie pogoda to jadę zobaczyć - w sobotę na Zonię zobaczyć kolarzy na podjeździe (pierwszy podjazd na trasie powinni jeszcze jechać mocno:), w niedzielę może pojadę zobaczyć czasówkę i przy okazji sam treningowo bym się zmierzył z podjazdem - podobno z bardzo ciężkim (3,2km, 340m w górę, ponad 10% średnio z momentami 30%).

PS. Właśnie zauważyłem, że przekroczyłem 1000 km przejechanych na szosówce od jej zakupu (wrzesień 2011):

Dystans całkowity: 1036.81km
Czas aktywności: 39h 35min
Średnia prędkość: 26.19km/h
Suma w pionie: +3906m
Aktywności: 34
Najdłuższa wycieczka: 60,19 km, czas: 2:15:16, średnia: 26,7 km/h (w tym roku, setka nadal czeka)

Nowa Słupia - Św. Krzyż - Łysa Góra (594 m npm)

Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano:02.06.2013 Kategoria pieszo
  • DST: 5.20 km
  • Teren: 5.20 km
  • Czas: 01:37
  • VAVG 3.22 km/h
  • VMAX 10.00 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 285 m
  • Aktywność: Wędrówka


Wyjście szlakiem terenowym na Święty Krzyż i dalej na Łysą Górę, powrót w deszczu.

Po zejściu z Łysicy pojechaliśmy do Bodzentyna, zwiedziliśmy ruiny zamku Biskupów Krakowskich, kościół Wniebowzięcia NPM i św. Stanisława oraz rozkopany - remontowany rynek. Dalej pojechaliśmy do Nowej Słupi, gdzie zrobiliśmy przerwę na obiad. W sumie to mieliśmy pojechać na Łysiec i na Święty Krzyż samochodem od strony miejscowości Huta Szklana, ale po obiedzie poczuliśmy moc i postanowiliśmy zaatakować górę niebieskim szlakiem z Nowej Słupi. W centrum miejscowości wisi tabliczka wskazująca czas przejścia - 1 godz. po szlaku na Św. Krzyż, my jednak zdecydowaliśmy się kawałek podjechać samochodem do parkingu pod Muzeum Starożytnego Hutnictwa. Zostawiliśmy samochód (5 zł za parking) i ruszyliśmy na szlak. Zaraz za bramą trzeba kupić bilety, na szczęście ten zakupiony rano obowiązywał cały dzień, więc drugiego już nie kupowaliśmy.

Od samego początku jest mocno pod górę, szlak trochę lepiej utwardzony niż ten na Łysicę, bo i ludzi znacznie więcej. Wzdłuż szlaku ustawione są stacje Drogi Krzyżowej - za bramą parku jest już IV więc pewnie pierwsze trzy są przy asfaltowej drodze z Nowej Słupi. Po przejściu 1,5 km i 206 metrów w pionie wychodzi na rozległą polanę opisaną jako Kopiec Czartoryskich 540 m npm. Jest tu kamienna kaplica, droga w prawo na cmentarz jeńców radzieckich zamordowanych przez hitlerowców w czasie II wojny światowej, kapliczka - a w oddali wyłania się klasztor na Św. Krzyżu (mam wyłaniał się bardzo powoli bo szczyt był pod chmurami).

Ostatnie metry przed klasztorem pokonujemy już po otwartej przestrzeni, mijamy ostatnie stacje Drogi Krzyżowej, po lewej brzozowe i drewniane krzyże, dalej ołtarz polowy i po schodach dochodzimy do klasztoru Św. Krzyża. Na miejscu zwiedziliśmy krypty (bilet - 2 zł) i weszliśmy do kościoła - niestety zaczęło padać. Klasztor znajduję się na wysokości 575 m npm - a szczyt Łysej Góry (Łyśca - 594 m npm) jest dalej, trzeba przejść (już po asfalcie) przez parking, obok wieży telewizyjnej (normalnie widocznej z daleka - my nie widzieliśmy szczytu stojąc przy samej wieży). Kawałek dalej jest budka z biletami na platformę z widokiem na gołoborza (na szczęście obowiązuje ten sam bilet co na wstęp do parku) - tuż też jest szczyt Łysej Góry. Na platformę schodzi się po metalowych schodach dość wyraźnie w dół. Widok na gołoborze piękny, normalnie jest stąd też ładna panorama na okolicę, ale ten widok niestety musiałem pooglądać w internecie.

Po zwiedzeniu platformy ruszyliśmy w dół, niestety coraz mocniej padało. Tym razem minęliśmy klasztor drogą z prawej, którą de-facto prowadzi szlak i dość szybki tempem ruszyliśmy do Nowej Słupi. Zanim zeszliśmy w dół to zdążyliśmy dość mocno zmoknąć, padało coraz mocniej i szlak robił się coraz bardziej grząski i śliski.

Trasa z parkingu na Łysą Górę (drogą bokiem z pominięciem klasztoru - tak jak prowadzi szlak) to 2,4 km z przewyższeniem 258 metrów - tak wskazał mój GPS - na szczycie zmierzył 592 m npm na dole 337 m npm (różnica 255 metrów po drodze jest więc też 3 metry w dół:). Podejście ciężkie, stromę a przez deszcz dodatkowo śliskie, najciężej jest na leśnym odcinku od bramy przy parkingu do Kopca Czartoryskich gdzie jak już wspomniałem na dystansie 1,5 km pokonujemy 206 metrów pod górę - dalej to już pikuś:)

Galeria wycieczki


Św. Katarzyna - Łysica (612 m npm)

Sobota, 1 czerwca 2013 | dodano:02.06.2013 Kategoria pieszo
  • DST: 4.10 km
  • Teren: 4.10 km
  • Czas: 01:32
  • VAVG 2.67 km/h
  • VMAX 10.00 km/h
  • Temp.: 15.0 °C
  • Podjazdy: 251 m
  • Aktywność: Wędrówka


Piesza wycieczka spod klasztoru na Św. Katarzynie na Łysicę (612 m npm) i z powrotem.

Postanowiłem wykorzystać nową funkcjonalność serwisu bikestats.pl i do moich wycieczek rowerowych dodać trochę wycieczek pieszych. Tym razem wraz żoną wybraliśmy się w Góry Świętokrzyskie, piątek spędziliśmy w Chęcinach wchodząc z dwóch stron na wzgórze zamkowe - niestety pod zamknięty z powodu remontu zamek. Natomiast sobotę poświęciliśmy już na wycieczkę górską.

Niestety pogoda nas nie rozpieszczała, od samego rana było pochmurnie i dżdżysto, a gdy podjechaliśmy samochodem pod klasztor na Św. Katarzynie to już padało na całego. Nawet zastanawialiśmy się chwilę czy nie zrezygnować, ale po chwili deszcz zelżał więc ruszyliśmy pod górę. Bilet wstępu na szlaki w parku kosztował nas po 6,50 zł i już po chwili podążaliśmy na Łysicę. Po paruset metrach doszliśmy do kapliczki i źródełka św. Franciszka - kilka fotek i poszliśmy dalej. A dalej zaczynają się schody zarówno w przenośni jak i faktycznie. Robi się coraz stromiej, na dodatek duże ilości wody spowodowały, że cały szlak był mokry i śliski. Po przejściu mniej więcej 1 km szlak skręca w lewo pod kątem prostym, im wychodzi wyżej tym częściej na szlaku pojawiają się duże kamienie, w końcu dochodzi do rozległego gołoborza - to znak, że jesteśmy już blisko szczytu.

Sam szczyt przypomina kamienno-ziemny kopiec z krzyżem na szczycie, trochę niżej zbudowano ławeczki na których można odpocząć po trudach wspinaczki. Ze szczytu kopca widać jak na dłoni kolejne gołoborze. Szlakiem czerwonym można iść dalej przez szczyt Agata (608 m npm), przełęcz Św. Mikołaja i dalej na Łysą Górę (Św. Krzyż) czas przejścia to 6,5 godziny.

My jednak wróciliśmy w dół, zejście dość wolne bo ślisko i trzeba było uważać. Mój GPS na szczycie pokazał tylko 600 m npm, a pod klasztorem na Św. Katarzynie 349 m npm., więc różnica wniesień wynosi 251 metrów 2,1-2,2 km - jest stromo, średnia wychodzi ponad 10% a miejscami jest dużo bardziej stromo jak jest ślisko to podejście może być problematyczne.

Galeria wycieczki