Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1034.14 km (w terenie 175.50 km; 16.97%)
Czas w ruchu:62:26
Średnia prędkość:16.56 km/h
Maksymalna prędkość:59.30 km/h
Suma podjazdów:6528 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:57.45 km i 3h 28m
Więcej statystyk

Ukta - Wojnowo - Ruciane-Nida

Wtorek, 10 lipca 2012 | dodano:10.07.2012 Kategoria 41-60 km, Mazury 2012, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 56.92 km
  • Teren: 17.00 km
  • Czas: 04:00
  • VAVG 14.23 km/h
  • VMAX 14.18 km/h
  • Temp.: 26.0 °C
  • Podjazdy: 287 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze




Po dniu plażowania na trasę powróciła moja żona celem była Ruciane-Nida a po drodze Ukta i Wojnowo. Z Zełwągów ruszyliśmy szutrówką przez las w kierunku drogi nr 609, którą po przejechaniu 12 km od startu dojechaliśmy do Ukty, małej dość klimatycznej miejscowości nad rzeką Krutynią. Zatrzymaliśmy się najpierw na niewielkim rynku, następnie zaglądnęliśmy do neogotyckiego kościoła a wyjeżdżając z Ukty przejechaliśmy mostem na Krutynią i skierowaliśmy się na Wojnowo. Miejscowość ta została założona przez rosyjskich staroobrzędowców (wyznawców prawosławia, który nie przyjęli reformy liturgicznej patriarchy Nikona z lat 1652–1656 i opuścili Rosję). Na Mazury trafili w latach 30-tych XIX wieku gdzie osiedli się zakładając kilka wiosek w tym właśnie Wojnowo. Wcześniej jednak zatrzymaliśmy się moście nad Krutynią gdzie obserwowaliśmy spływ kajakowy i zrobiliśmy sobie fotkę. Następnie odwiedziliśmy cerkiew w Wojnowie przy której znajduje się cmentarz oraz dom sióstr zakonnych właśnie tego obrządku. Cerkiew jest właśnie z zewnątrz remontowana, ale wnętrze można zwiedzać, żeby wejść do cerkwi moja żona musiała się ubrać w dwie przygotowane na wejściu chusty i za 2 złote od osoby weszliśmy do środka. Zrobiłem kilka zdjęć choć oficjalnie jest zakaz, ale jakoś go przegapiłem:) Po obejrzeniu cerkwi, pojechaliśmy dalej przez Wojnowo, kolejnym punktem na trasie był dom modlitwy staroobrzędowców czyli tzw. Molenna - to miejsce obejrzeliśmy już tylko z drogi, a następnie pojechaliśmy dalej do znajdującego się nad jeziorem Duś byłego klasztoru staroobrzędowców. Klasztor jak wspomniałem znajduję się nad jeziorem, przy klasztorze znajduję się cmentarz, sam klasztor można zwiedzać i to za darmo, można złożyć dobrowolną ofiarę. We wnętrzu można zobaczyć ołtarz bardzo podobny do tego w cerkwi, a w przedsionku zdjęcia staroobrzędowców z początku XX wieku. Na terenie klasztoru działa coś na kształt gospodarstwa agroturystycznego i pole biwakowe.

Kolejnym punktem naszej wyprawy było Ruciane-Nida, to właśnie od tej miejscowości zgodnie z wcześniejszym planem mieliśmy zacząć zwiedzanie wielkich jezior. Żeby tam dojechać musieliśmy przejechać kilka kilometrów, na szczęście nie zbyt ruchliwą, drogą nr 58. Do miasteczka wjechaliśmy od strony Nidy a następnie przejechaliśmy do bardziej turystycznej części miejscowości czyli do Rucianego. Po wizycie w punkcie informacji turystycznej pojechaliśmy nad śluzę Guzianka łączącą jezioro Bełdany z jeziorem Guzianka Wielka. Nad śluzą spędziliśmy dłuższą chwilę obserwując pełny cykl pracy śluzy: łódki wpłynęły od strony jeziora Guzianka, następnie woda w śluzie została spuszczona i opadła o ładne 2 metry, a następnie nastąpiło otwarcie śluzy i łódki wypłynęły na jezioro Bełdany. Obok śluzy znajduję się dość ciekawy bunkier, który kiedyś zapewne miał za zadanie bronić przeprawy. Następnie wróciliśmy do Rucianego, gdzie zjedliśmy pyszny obiad. Na drogę powrotną wybraliśmy drogę szutrową brzegiem jeziora Bełdany przez miejscowości Wygryny i Kamień do Iznoty. Po drodze chcieliśmy jeszcze zobaczyć kapliczkę w lesie zbudowaną dla potrzeb filmu "Pan Tadeusz". Droga którą wybraliśmy była dość ciężka, dużo piasku i jechało się ciężko, ale w końcu dojechaliśmy do wspomnianej kapliczki. Po kolejnych kilku kilometrach dojechaliśmy do Iznoty w tej miejscowości mieści się ośrodek Galindia w którym odbywają się inscenizacje związane z plemieniem Galindów, które żyło na tym terenie czyli w tzw. Galindi. Plemię to uległo zagładzie po walkach z Polakami z później z Krzyżakami a ich resztki zostały zasymilowane przez Mazurów. Ośrodek Galindia stara się oczywiście zarobić ale przy okazji przypomina o tym historycznym plemieniu. My jednak Galindi nie zwiedzaliśmy ale od razu skierowaliśmy się do miejscowości Nowy Most, a następnie przez Bobrówko wróciliśmy do Zełwągów, wycieczka miała być krótka a wyszło prawie 57 km. To był ostatni dzień naszego pobytu pod Mikołajkami, następnego dnia mieliśmy w planie Ryn i Wilczy Szaniec w Gierłoży.

Galeria wycieczki


Dookoła jeziora Śniardwy

Poniedziałek, 9 lipca 2012 | dodano:09.07.2012 Kategoria Mazury 2012, Po płaskim, 100 km i więcej, samotnie, Wyprawy wielodniowe
  • DST: 115.35 km
  • Teren: 55.00 km
  • Czas: 06:11
  • VAVG 18.65 km/h
  • VMAX 38.88 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 467 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wstałem rano i ruszyłem na odjazd największego jeziora w Polsce czyli Śniardwy. Na początek pokonałem 7 km do Mikołajek i ruszyłem na właściwą trasę. W Mikołajkach przejechałem koło Młyna, potem koło kościoła i w końcu wyjechałem z miasta w kierunku miejscowości Łuknajno. Po chwili droga zmieniła się w szutrową a tuż przez Łuknajnem droga przeszła w brukowaną. Po przejechaniu kanału między jeziorem Śniardwy i Łuknajno dojechałem do miejscowości, znajdował się tam ośrodek z wieżą widokową (niestety płatną) na Śniardwy, natomiast po drugiej stronie drogi prowadziła ścieżka do wieży widokowej na jezioro Łuknajno. Widok z wieży piękny, jezioro Łuknajno objęte jest ochroną ze względu na występujące to ptactwo a szczególnie łabędzie nieme, więc teren jezioro można podziwiać właściwe tylko z takich wież widokowych. Po powrocie na drogę ruszyłem w kierunku miejscowości Dziubiele, ale żeby tam dojechać musiałem pokonać dobre 10 km brukowaną drogą przez las. Jazda po takiej drodze jest strasznie trudna, po skręcie na Dziubiele wyjechałem na asfalt. W po kolejnych kilku kilometrach w końcu dojechałem do brzegu jeziora Śniardwy, kawałek dalej w miejscowości Suchy Róg stanąłem nawet chwilę na plaży.

Z Suchego Rogu wyjechałem przez miejscowości Tuchlin koło jeziora Tuchlin w kierunku drogi głównej nr 16. Cały czas jechałem drogą szutrową i kiedy wyjechałem na drogę nr 16 w końcu mogłem trochę odpocząć. Drogą nr 16 dojechałem do większej miejscowości Okartowo, gdzie zrobiłem krótki postój pod sklepem, potem wybrałem się obejrzeć bunkry - niestety niewiele zobaczyłem, potem podjechałem jeszcze na pole namiotowe na jeziorem Śniardwy. Później wróciłem na drogę nr 16, którą przejechałem kanał pomiędzy jeziorem Śniardwy a jeziorem Tyrkło a po chwili skręciłem w prawo w kierunku miejscowości Nowe Guty. To właśnie w Nowych Gutach były piękne miejsca widokowe i plaże nad Śniardwy. Na jednym ze zdjęć z tego miejsca widać gromadzące się nad Mikołajkami chmury, ale u mnie jeszcze wtedy świeciło, więc po kilku minutach ruszyłem dalej. Tuż na Nowymi Gutami zdecydowałem się na skrót brzegiem jeziora, po chwili trochę żałowałem tej decyzji bo niebo zasnuły czarne chmury a na szutrowej drodze brzegiem nie było się kompletnie gdzie schować. Na szczęście udało mi się dojechać do miejscowości Kwik nad jeziorem Białoławki, ponieważ ciągle jeszcze nie padało ruszyłem dalej szutrówką do miejscowości Zdory. Po drodze zatrzymałem się jeszcze nad Śniardwy na polanie oznaczonej jako "Wysoki Brzeg" na kierunkowskazie było napisane, że jest to dobre miejsce widokowe, ale mi widoki jakoś zasłaniały drzewa. Wróciłem więc na trasę i po chwili dojechałem do śluzy pomiędzy jeziorami pomiędzy Zatoką Kwik (j. Śniardwy) a jeziorem Białoławki. Po kolejnych kilku minutach dojechałem do Zdorów, gdzie dopadła mnie burza, schowałem się na przystanku, gdzie przeczekałem burzę. Ponieważ zbliżałem się do Kanału Jeglińskiego to musiałem wyjechać na ruchliwą drogę główną nr 63, tą drogą przejechałem kilka kilometrów i oczywiście most na Kanale Jeglińskim a następnie skręciłem w prawo w kierunku miejscowości Karwik w której znajduje się śluza Karwik na Kanale Jeglińskim.

Z pewnymi problemami dotarłem do śluzy i obejrzałem jak łodzie wypływają w kierunku jeziora Seksty (w zasadzie jest to zatoka j. Śniardwy). Teren śluzy jest zamknięty i wstęp jest wzbroniony, więc robiłem zdjęcia z pewnego oddalenia. Następnie ruszyłem ścieżkami a w zasadzie drogami szutrowymi przez las w kierunku miejscowości Niedźwiedzi Róg. Przez las jechałem dobre kilka kilometrów coraz mocniej zacząłem odczuwać zmęczenie. W Niedźwiedzim Rogu zrobiłem chwilę przerwy najpierw zatrzymałem się pod jakiś dziwnym masztem nad brzegiem, gdzie spotkałem sakwiarzy z Niemiec, a następnie ujechałem jeszcze kawałek i zatrzymałem się na pomoście wśród trzcin gdzie nie było nikogo - tu mogłem zaobserwować ptaszka biegającego po pomoście, który nic sobie nie robił mojej obecności oraz z pewnego oddalenia łabędzia. Po przerwie ruszyłem przez Końcewo do miejscowości Wejsuny, na tym odcinku miałem lekki kryzys i gdy w końcu dojechałem do Wejsun zrobiłem przerwę pod sklepem w celu uzupełnienia zapasów. Kolejnym punktem na mojej trasie była stacja PAN w Popielnie. Odcinek przez las do Wierzby a potem do Popielna to jakieś 9 km po pagórkowatym terenie, po drodze minąłem dwie bramy informujące, że wjeżdżam do stacji badawczej PAN. W Popielnie nad jeziorem Śniardwy znajduję się wspomniana już stacja w której hodowane są koniki polskie - Tarpany, znajduję się tam też port dla żaglówek. Po odwiedzinach w Popielnie wróciłem do odległej o kilometr miejscowości Wierzba, gdzie również znajduje się port z tym, że już na jeziorze Bełdany oraz prom kursujący w wąskim przesmyku pomiędzy jeziorem Mikołajskim a jeziorem Bełdany, który miał mnie przewieźć na drugi brzeg. Zapłaciłem 3 zł i po kilku minutach byłem już na drugim brzegu skąd do Mikołajek miałem jeszcze jakieś 5 km. Trochę wcześniej bo w Popielnie, mój licznik pokazał 100 km. Do Mikołajek jechałem drogą szutrową, do miasta wjechałem od strony osiedla Karłowo, a po dojechaniu do drogi nr 16 odbiłem w lewo w kierunku Zełwągów. Moja żona odpoczywała cały dzień na plaży, więc pojechałem jeszcze po nią, a po dłuższej chwili zameldowałem się naszym domku.

Cała trasa to przeszło 115 km, licząc odcinek z Mikołajek do Mikołajek wyszło około 100 km - tyle trzeba przejechać żeby objechać Śniardwy na około wraz z zatokami jeziora czyli jeziorem Seksty, jeziorem Kaczerajno i jeziorem Warnołty zakładając jednocześnie że przepłyniemy promem z Wierzby przez jezioro Bełdany. Możliwa jest trochę dłuższa droga bez promu, z Wejsun należy uderzyć na Ruciane-Nida a następnie jest droga przez las do Mikołajek. Prom który wykorzystałem pływa od godziny 10:00 do 18:00 przeprawia się na drugi brzeg gdy nam co najmniej jeden samochód (maks wchodzą dwa). Droga do okoła jeziora jest ciężka ze względu na długie odcinki drogi szutrowej a miejscami brukowanej. Ta wycieczka była dla mnie bardzo męcząca szczególnie, że dzień wcześniej zrobiłem przecież aż 91 km.

Galeria wycieczki


Orżyny - Zełwągi (Mikołajki)

Niedziela, 8 lipca 2012 | dodano:08.07.2012 Kategoria 81-99 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
  • DST: 91.34 km
  • Teren: 13.00 km
  • Czas: 05:31
  • VAVG 16.56 km/h
  • VMAX 43.55 km/h
  • Temp.: 23.0 °C
  • Podjazdy: 481 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze




Jak wspominałem wcześniej mapa Pojezierza Olsztyńskiego kończyła się na Orżynach, a mapa Wielkich Jezior Mazurskich zaczynała się na wysokości miasta Piecki pozostawał mam pas około 20 km bez pokrycia w mapach. Początkowo myślałem, że pojedziemy do Mrągowa bo przez Orżyny przebiegała droga właśnie do Mrągowa, ale po dokładnej analizie mapy na GPSie i wyszukałem skrót, dzięki któremu bocznymi drogami mogliśmy dojechać pod Mikołajki. Wstaliśmy więc wcześniej i zaraz po godzinie 8 rano ruszyliśmy w trasę. Pogoda była kiepska, niebo zachmurzone, temperatura nie przekraczała chyba 20 stopni, ale jechało nam się nie najgorzej. Mało ruchliwą drogą przez Rańsk dojechaliśmy do Rybna, w tym miejscu rozważałem przez chwilę skrót drogą leśną, ale ostatecznie odrzuciłem ten pomysł. W Rybnie zrobiliśmy mały postój, który przysporzył nam sporo problemów ale o tym za chwilę. Skoro nie jechaliśmy skrótem to musieliśmy objechać jezioro Dłużec przez Borowe i Dłużec, następnie skręciliśmy w lewo i po przejechaniu 29 km od startu dojechaliśmy do widocznej już na mapie Wielkich Jezior Mazurskich miejscowości Krzywy Róg. W tym miejscu zaczął dość ostro dzwonić telefon mojej żony, okazało się że w Rybnie na ławce zostawiłem telefon i jakiś miły pan chciał mi go oddać.

Zostawiłem, więc żonę i bagaże na przystanku i szalonym tempem ruszyłem do Rybna, żeby skrócić dystans do przejechania wykorzystałem skrót przez las, który wcześniej rozważałem. Na początku szło wszystko dobrze, do miejscowości Głogno dojechałem dobrą szutrową drogą, dalej był odcinek niebieskim szlakiem pieszym i dalej bezproblemowa jazda, ale jak odbiłem w ścieżką leśną w kierunku Rybna to zaczęły się kłopoty. Na mapie miałem jedną prostą drogę, w rzeczywistości ścieżek było dużo więcej, co chwila się krzyżowały i skręcały, dwa razy pomyliłem drogę, na szczęście szybko to zauważałem i wracałem na właściwą ścieżkę. Na dodatek leśne ścieżki były mocno piaskowe i miejscami moja prędkość jazdy wyraźnie spadała, a na koniec tuż przed Rybnem droga była zawalona drzewem i trzeba było przeprawiać się bokiem przez krzaki. Jednak po 40 minutach walki byłem w Rybnie z telefonu żony zadzwoniłem do gościa i po 5 minutach ponownie stałem się właścicielem telefonu, podziękowałem ładnie i ruszyłem w drogę. Postanowiłem już nie korzystać ze skrótu tylko jechać po asfaltach tak jak wcześniej jechałem z żoną, była to dobra decyzja ponieważ trasę tą pokonałem mniej więcej w tym samym czasie co odcinek przez las mimo iż po asfaltach było dobre 4-5 km dalej. Po mniej więcej 1,5 godziny byłem ponownie w Krzywym Rogu z tym że zamiast 29 km na liczniku miałem już 56.

Po moim Tour de Rybno byłem już mocno zmęczony, ale trzeba było jechać dalej. Po jakiś 3 km jazdy dojechaliśmy do drogi nr 59 Mrągowo - Piecki, trasa naszej wyprawy prowadziła na wprost, ale skręciliśmy w prawo do Piecek w poszukiwaniu miejsca gdzie moglibyśmy zjeść obiad. Po obiedzie wróciliśmy na właściwą trasę i piękna malowniczą drogą przez Mazurski Park Krajobrazowy będący częścią Puszczy Piskiej ruszyliśmy w kierunku Mikołajek. Planując drogę do Mikołajek założyłem, że na nocleg zatrzymamy się nad jeziorem Inulec w miejscowości Zełwągi jakieś 6 km od Mikołajek, żeby tam dotrzeć, zrobiliśmy skrót ścieżką przez las. Na szczęście droga była bardzo dobra i po kilku kilometrach jazdy przez las dojechaliśmy do Zełwągów, zaraz za lasem zobaczyliśmy pokoje do wynajęcia i po kilku minutach byliśmy już w pokoju na poddaszu, który wynajęliśmy aż na 3 dni.

Wykąpaliśmy się, rozpakowaliśmy, a że akurat wyszło słońce zdecydowaliśmy się jechać do Mikołajek. Po drodze jeszcze odwiedziliśmy plaże nad Inulcem a potem drogą nr 16 dojechaliśmy do Mikołajek, zwiedziliśmy sobie deptak, rynek gdzie trwały zawody Strong Men, ale ludzi było strasznie dużo, więc poszliśmy dalej. Zwiedziliśmy port, przeszliśmy sobie brzegiem jeziora a na koniec pojechaliśmy jeszcze na plaże, w między czasie całkiem się już wypogodziło, więc postanowiliśmy wrócić do Zełwągów i poplażować trochę nad Inulcem.

To był dość ciężki dzień w sumie przejechałem tego dnia aż 91 km z czego 26-27 w sumie niepotrzebnie, na szczęście udało nam się dojechać do Wielkich Jezior Mazurskich i znaleźć dobry nocleg, więc postanowiliśmy zostać na dłużej - na kolejny dzień zaplanowałem objazd jeziora Śniardwy a żona miała plażować na Inulcem.

Galeria wycieczki


Olsztyn - Orżyny

Sobota, 7 lipca 2012 | dodano:07.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
  • DST: 54.40 km
  • Czas: 04:07
  • VAVG 13.21 km/h
  • VMAX 40.41 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Podjazdy: 336 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze




Pociąg z Iławy do Olsztyna odjeżdżał tuż przed 9:00, jechał około godziny więc około 10 byliśmy na dworcu w Olsztynie. Wolniutkim tempem dojechaliśmy na starówkę gdzie zrobiliśmy kilka zdjęć i zaczęliśmy wyjeżdżać z miasta. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do Biedronki na zakupy i mniej więcej o 11:30 byliśmy na granicach Olsztyna. Pierwsze kilometry za Olsztynem jechaliśmy jeszcze po dość ruchliwej drodze, ale z każdym pokonanym kilometrem ruch samochodów malał. W Ostreszewie pojawiły się oznaczenia czarnego szlaku rowerowego, które towarzyszyły nam przez cały dzień. Tempo jazdy było dość niskie, ponieważ temperatura była bardzo wysoka a nam doskwierało jeszcze zmęczenie z wczorajszej wycieczki. Jechaliśmy przez kolejne wioski, a niebo nad nami robiło się coraz ciemniejsze. Mniej więcej w Prejłowie rozważaliśmy nawet czy się nie zatrzymać i przeczekać ewentualny deszcz, ale ostatecznie pojechaliśmy dalej. No i stało się na drodze w lesie między Prejłowem i Giławami zaczęło padać, początkowo lekko, ale po chwili już dość mocno. Stanęliśmy na poboczu pod drzewami i zaczęliśmy się ubierać oraz chować namiot i śpiwory do worków. Na szczęście po kilku minutach deszcz wyraźnie osłabł i mogliśmy jechać dalej, zanim dojechaliśmy do wioski Giławy - świeciło już słońce i musieliśmy się rozbierać. Po kilku minutach przerwy pod dębem w Giławach ruszyliśmy dalej już przy mocno przygrzewającym słońcu.

Jakieś 5 km za Giławami dojechaliśmy do niewielkiego jeziora Ruskie, gdzie zrobiliśmy mały postój na niewielkiej plaży, pogoda była znowu idealna więc nawet zdecydowałem się na małe brodzenie w jeziorku. Po kilku minutach ruszyliśmy dalej w kierunku większej miejscowości jaką były Dźwierzuty. Liczyłem, że w tej miejscowości lub w jej pobliżu znajdziemy nocleg. Wioska rzeczywiście była większa, krzyżowały się w niej drogi ze Szczytna i Biskupca, były dwa kościoły w tym jeden ewangelicki i niewielki skwer robiący za rynek. Niestety okazało się, że w Dźwierzutach noclegu nie ma, w odległości kilku kilometrów było kilka ośrodków wypoczynkowych, jednak cena za noc nie bardzo zachęcała. Zastanawialiśmy się dobrych kilkanaście minut co robić dalej a tymczasem nad naszymi głowami pojawiły się ciężkie burzowe chmury, schowaliśmy się więc na pobliskim przystanku żeby przeczekać deszcz. Chwilę popadało, trochę zagrzmiało, a potem przestało, ale chmury dalej wisiały nam nad głową. Czekaliśmy dobre 40 minut ale w końcu podjęliśmy decyzje, że jedziemy dalej czarnym szlakiem do miejscowości Orżyny, gdzie zgodnie z oznaczeniem na mapie miały znajdować się jakieś gospodarstwa agroturystyczne, a w razie czego w pobliżu był też ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem. Niestety w kierunku jaki obraliśmy chmury były jeszcze ciemniejsze. Pokonaliśmy 5 km do miejscowości Targowo a nad nami już wyraźnie zbierało się na burzę. Pędziliśmy co sił w nogach o Orżyn i na szczęście bez problemu trafiliśmy na wolne miejsce w gospodarstwie agroturystycznym. Zdążyliśmy tuż przed burzą.

Rozpakowaliśmy bagaże, wykąpaliśmy się a ponieważ burza przeszła i zaczęło świecić słońce udaliśmy się na spacer nad pobliskie jezioro Łęsk. Jezioro było bardzo ładne i czyste, trafiliśmy na fachową plaże wiejską z profesjonalnym pomostem, zrobiliśmy kilka zdjęć, pomoczyliśmy nogi i zaczęliśmy wracać bo znowu zaczęło zbierać się na burzę. Po naszym powrocie do domu znowu burza, całe szczęście że udało nam się znaleźć nocleg:)

Ten dzień był dość trudny, było parno i gorąco, ale co chwilę groziło deszczem. Nasza mapa topograficzna Pojezierza Olsztyńskiego kończyła się właśnie na Orżynach i nie wiedzieliśmy czy dalej możemy liczyć na jakiś nocleg. Po wycieczce dookoła Jezioraka byliśmy mocno zmęczeni, więc jechało się ciężko, na szczęście ten dzień minął bez większych problemów, trafiliśmy na dobry nocleg na ostatniej miejscowości widocznej na mapie, nie zmokliśmy jakoś mocno, a do Wielkich Jezior Mazurskich mieliśmy już na tyle blisko, że kolejnego dnia powinniśmy bez problemu tam dojechać.

Galeria wycieczki


Dookoła Jezioraka

Piątek, 6 lipca 2012 | dodano:06.07.2012 Kategoria 61-80 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
  • DST: 79.44 km
  • Teren: 20.00 km
  • Czas: 05:19
  • VAVG 14.94 km/h
  • VMAX 38.15 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Podjazdy: 253 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Zgodnie z planem wstaliśmy rano i przy pięknej słoneczniej pogodzie ruszyliśmy z Iławy w kierunku Szałkowa. Na wyjeździe z Iławy pobudowano efektowne ścieżki rowerowe, więc na boczną drogę prowadzącą do Szałkowa wyjechaliśmy bez problemu. W Szałkowie zatrzymaliśmy się na chwilę, sfotografowaliśmy pensjonat Azyl w którym mieszkaliśmy w 2007 r. oraz plażę i ruszyliśmy dalej. Kilka kilometrów za Szałkowem zrobiliśmy sesję fotograficzną na półwyspie nad Jeziorakiem, podjechaliśmy pod kapliczkę postawioną na pamiątki wizyty w tym miejscu Karola Wojtyły w 1973 r. a następnie wjechaliśmy w las. Przejechaliśmy obok leśnych ośrodków wypoczynkowych nad Jeziorakiem i wyjechaliśmy z lasu w miejscowości Urowo. Po drodze spotkaliśmy małżeństwo w średnim wieku z Torunia, pani gdy dowiedziała się, że zamierzamy objechać Jezioraka to wyraziła uznanie że damy radę zrobić aż 75 km - ta informacja niestety trochę przestraszyła moją żonę:) ale mimo wszystko postanowiliśmy jechać dalej.

Tuż za Urowem przejechaliśmy przez kanał łączący Zatokę Kraga (Jeziorak) z małym jeziorkiem Dauby, postanowiliśmy skręcić w lewo i szutrową drogą przez las wzdłuż brzegu zatoki dojechaliśmy do Gubławki. Pojechaliśmy jeszcze dwa kilometry i dojechaliśmy do miejscowości Wieprz gdzie na plaży zrobiliśmy dłuższy postój. W tym miejscu mieliśmy przejechane 33 km, było bardzo gorąco, więc jechało się ciężko. Po przerwie ruszyliśmy dalej, przejechaliśmy przez Karpowo, następnie zdecydowaliśmy się na skrót przez las i pominięciem miejscowości Śliwa wyjechaliśmy do asfaltu przed miejscowością Rąbity. W tym miejscu zaczęło brakować nam picia i zaczęliśmy szukać sklepu, pierwszym napotkanym sklepie była niestety przerwa, na szczęście 100 metrów dalej był kolejny sklep w którym uzupełniliśmy zapasy. Robiąc ponownie skrót przez las dojechaliśmy do asfaltu Dobrzykach robiąc jednocześnie nawrót w kierunku Iławy, co oznaczało że połowę drogi mamy już za sobą.

Kolejną miejscowością na trasie był Jerzwałd w której mieszkał i został pochowany twórca Pana Samochodzika - Z. Nienacki. Na tym odcinku zaczęła się psuć pogoda, w pewnym momencie nawet zaczęło lekko padać, zatrzymaliśmy się na przystanku w Jerzwałdzie, ale po chwili deszcz jakoś przeszedł bokiem i mogliśmy jechać dalej. Następnie jechaliśmy przez las w Parku Krajobrazowym Pojezierza Iławskiego i przez ten las dojechaliśmy do miejscowości Siemiany, gdzie w ładnej wypoczynkowej miejscowości zjedliśmy dobry obiad. Z Siemian cały czas przez las parku krajobrazowego zmierzaliśmy w kierunku Iławy. Po kilku kilometrach zrobiliśmy skrót przez las i tą właśnie szutrową drogą dojechaliśmy na przedmieścia Iławy do dość ruchliwej drogi 521. Tą drogą dojechaliśmy do drogi krajowej nr 16, na szczęście poboczem tej drogi poprowadzono ścieżkę rowerową, którą dojechaliśmy do Iławy.

Gdy dojechaliśmy na schroniska mieliśmy na liczniku prawie 80 km. Chcieliśmy jeszcze odwiedzić plaże miejską, ale ledwo rozłożyliśmy się na plaży to niebo zasnuły ciężkie burzowe chmury i musieliśmy uciekać do schroniska. Co ciekawe okazało się, że wielkiej chmury deszczu jednak nie było. Ten wcześniej nie planowany dzień okazał się bardzo męczący, zrobiliśmy prawie 80 km w temperaturze przekraczającej 30 stopni. Sam byłem po tej wycieczce mocno zmęczony, a moja żona odczuła ten etap zdecydowanie mocniej i efekcie zmęczenia poszła wcześnie spać. Zgodnie z pierwotnym założeniem mieliśmy kolejnego dnia jechać przez Wzgórza Dylewskie (nawet 250 m npm) nad Grunwald, ale stwierdziłem że może to być dla nas ciężki odcinek, a na dodatek kolejne etapy przez Szczytno skazywały nas długie fragmenty jazdy po drogach głównych, więc ostatecznie postanowiłem trochę zmodyfikować trasę naszej wyprawy. Postanowiłem, że następnego dnia pojedziemy pociągiem do Olsztyna a stamtąd dość fajnie wyglądającą boczną drogą oznaczoną czarnym szlakiem rowerowym w kierunku jezior mazurskich.

Galeria wycieczki


Iława

Czwartek, 5 lipca 2012 | dodano:05.07.2012 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Wyprawy wielodniowe, Z Żoną / Narzeczoną, Mazury 2012
  • DST: 3.80 km
  • Teren: 2.00 km
  • Czas: 00:23
  • VAVG 9.91 km/h
  • VMAX 26.00 km/h
  • Temp.: 29.0 °C
  • Podjazdy: 25 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W tym roku zaplanowaliśmy sobie rowerowe wakacje na Mazurach, planów przejazdu było kilka, ostatecznie wyszło jeszcze inaczej, ale może zacznijmy od początku. Z Krakowa do Iławy pojechaliśmy pociągiem (przeszło 500 km), wybraliśmy Iławę ponieważ tam jechał bezpośredni pociąg z Krakowa. W pobliżu Iławy (w Szałkowie) byliśmy na wakacjach w 2007 r., zgodnie z nakreślonym przeze mnie planem z Iławy mieliśmy przez Grunwald i Szczytno wjechać na Mazury od południa. Z Krakowa wyjechaliśmy pociągiem po godz. 9:00 do Iławy dojechaliśmy około 17:20. W podróż wyjeżdżaliśmy z pewnymi obawami, ponieważ tuż przed naszym wyjazdem Warmię i Mazury nawiedziły huraganowe burzę, które spustoszyły m.in. Bisztynek a my planowaliśmy nocować w namiocie. W Iławie przywitała nas jednak piękna pogoda z dworca ruszyliśmy na nocleg, mieliśmy spać na polu namiotowym przy Jezioraku, ale przejeżdżając przez miasto nagle przypomniałem sobie, że w szkole po drugiej stronie Małego Jezioraka jest schronisko, więc pojechaliśmy tam. Okazało się, że za zaledwie 27 zł od osoby, możemy przenocować w fajnym pokoju z TV, więc zdecydowaliśmy się na nocleg pod dachem, szczególnie że na noc zapowiadano burzę.

Po zakwaterowaniu się w schronisku poszliśmy pozwiedzać i przypomnieć sobie co ciekawego można zobaczyć w Iławie, zjedliśmy pizzę i wróciliśmy do schroniska. W pewnym momencie wpadłem na pomysł, że może byśmy zostali jeden dzień ekstra w Iławie i objechalibyśmy sobie najdłuższe jezioro w Polsce - czyli Jezioraka. Po krótkiej konsultacji postanowiliśmy zostać w Iławie, a podróż na Mazury odłożyć na kolejny dzień.

Galeria wycieczki


Do pracy i z powrotem

Poniedziałek, 2 lipca 2012 | dodano:02.07.2012 Kategoria 41-60 km, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, praca
  • DST: 51.53 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 02:10
  • VAVG 23.78 km/h
  • VMAX 56.03 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 251 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Trening przed wyprawą na Mazury, wyjazd z do pracy rano, i po pracy przez Niepołomice do domu.


Do okoła jeziora Dobczyckiego

Niedziela, 1 lipca 2012 | dodano:02.07.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 42.66 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 03:12
  • VAVG 13.33 km/h
  • VMAX 59.30 km/h
  • Temp.: 34.0 °C
  • Podjazdy: 481 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


W ramach wyrabiania formy przed rowerowymi wakacjami na Mazurach wybrałem się z żoną na wycieczkę dookoła Jeziora Dobczyckiego. Do Dobczyc pojechaliśmy samochodem, zaparkowaliśmy na rynku i ruszyliśmy na trasę. Na początek podjechaliśmy sobie pod ruiny zamku bardzo stroną ulicą Kazimierza Wielkiego, żona kręciła ostro i padła dopiero 100 metrów przed bramą wejściową. Obejrzeliśmy zamek i skansen z zewnątrz, pooglądaliśmy widoki z zamkowego wzgórza i już chcieliśmy jechać dalej, ruszam a tu w tylnym kole flak. Zatrzymaliśmy się cieniu obok kościoła znajdującego się w murach dawnego zamku i szybko wymieniłem oponę i ruszyliśmy dalej w kierunku na Kornatkę. Mimo iż było jeszcze przed 11 to już było strasznie gorąco a tu jazda pod górkę. Przyznam szczerze, że sądziłem że czeka nas tylko jeden ciężki podjazd do Kornatki właśnie a potem już będziemy jechać brzegiem jeziora. Kręcąc powoli osiągnęliśmy szczyt w Kornatce na wysokości około 350 metrów npm, potem nastąpił zjazd ale już po chwili znowu jechaliśmy pod górę, dwie hopki i znowu byliśmy na 350 metrach. Dalej był długi wspaniały zjazd, na którym zjechaliśmy na 276 m npm, ale już po chwili stanął przed nami ciężki podjazd w miejscowości Brzezowa - 2,6 km i 119 metrów przewyższenia, średnie nachylenie 4,4%. Na tym podjeździe podziwialiśmy widok na znajdujący się na przeciwległym brzegu zamek i zaporę w Dobczycach. Z pewnymi problemami osiągnęliśmy jednak szczyt na wysokości prawie 400 m npm i popędziliśmy w dół do Drogini - ten odcinek tylko w przeciwnym kierunku pokonywali chyba kolarze podczas Mistrzostw Polski Juniorów, które odbyły się niedawno właśnie w Dobczycach, gdyż na asfalcie było sporo napisów dopingujących kolarzy. Tuż za kościołem w Drogini stanął przed nami kolejny podjazd, było już koło południa i grzało niemiłosiernie, podjazd ten mimo iż łatwiejszy od poprzedniego sprawił, że moja żona musiała kawałek podprowadzić rower, ale już po chwili pędziliśmy w dół, na skrzyżowaniu skręciliśmy na Osieczany i po prawie 16 km męczącej górskiej przeprawy z którą moja żona poradziła sobie dzielnie, zaczęła się w końcu w miarę łatwa jazda. Za Osieczanami odbiliśmy w ulicę Zdrojową, którą dojechaliśmy na Zarabie w Myślenicach.

Po męczącej jeździe - 23 km i 380 metrów przewyższenia, rozbiliśmy się w cieniu nad Rabą. Ludzi na rzeką mnóstwo, większość brodziła w płytkiej (po kostki) Rabie, niektórzy się opalali, a jeszcze inni jak my po prostu odpoczywali w cieniu. Przy okazji odpoczynku nad rzeką, mieliśmy okazję wypróbować kupioną w Decathlonie matę - sprawdziła się dobrze, ja lekko się ochłodziłem w rzece, zjedliśmy po zapiekance i po jakiś 2 godzinach stwierdziliśmy, że wracamy - tym razem główną drogą 967, że trochę ograniczyć trudności w postaci ciężkich podjazdów. Pierwotnie plany były trochę inne, ja planowałem nawet podjazd pod górę Chełm, myślałem, że żona będzie w tym czasie odpoczywać na plaży, albo może pojedzie na górę wyciągiem, ale straszny upał ostudził nasze plany. Wracać pierwotnie, mieliśmy tą samą drogą, ale okazała się ona strasznie trudna i uznaliśmy, że jednak pojedziemy drogą główną. Na początek jednak odwiedziliśmy jeszcze malowniczy rynek w Myślenicach, zjedliśmy lody i ruszyliśmy w drogę. Na początek przez Myślenice ulicą Kazimierza Wielkiego, a potem już drogą 967. Tuż za Myślenicami droga prowadzi mocno pod górę, na szczęście przy jezdni jest chodnik, na nieszczęście ten chodnik zrobiono w formie niewysokich schodków. Jazda po takie nawierzchni jeszcze pod górę jest ciężka, ale uznaliśmy, że będzie to mimo wszystko bezpieczniejsze niż podjeżdżanie szosą. Prawie 2 km podjazd na średnie nachylenie powyżej 5%, więc było ciężko ale jakoś osiągnęliśmy szczyt. Po drodze do Dobczyc czekały nas jeszcze dwa podjazdy na szczęście już sporo łatwiejsze i to pokonywane bo asfalcie (bo chodnika już nie było). Na koniec zjazd do Dobczyc, gdzie na parkingu przed kościołem zamknęliśmy 40 km pętlę. Mój licznik pokazał większy dystans, ale jeździłem rowerem jeszcze do sklepu i po jedzenie w czasie pobytu nad Rabą w Myślenicach.

Wycieczka fajna, choć trasa trudna a upał wręcz straszny. Odcinek do Myślenic zmęczył nas strasznie, odcinek główną drogą do Dobczyc był krótszy i w sumie dużo łatwiejszy, ale ze względu na spory ruch samochodów zdecydowanie mniej przyjemny. Moja żona miała, ze dwa momenty kryzysu, ale w sumie z tą ciężka trasą poradziła sobie wzorowo - to dobry prognostyk przed zbliżającymi się wakacjami na Mazurach. Zamierzamy przejechać z Iławy przez Grunwald, Szczytno nad Wielkie Jeziora Mazurskie, objechać jeziora i skończyć wycieczkę gdzie pewnie w Kętrzynie skąd wrócimy pociągiem. Taki jest plan, jak będzie zobaczymy, zapowiadają upały w gwałtownymi burzami, które mam nadzieje nas ominą. Ruszamy we czwartek - relacja po powrocie na mojej stronie:)

Galeria wycieczki