Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

100 km i więcej

Dystans całkowity:4131.05 km (w terenie 370.00 km; 8.96%)
Czas w ruchu:199:45
Średnia prędkość:20.68 km/h
Maksymalna prędkość:69.23 km/h
Suma podjazdów:32471 m
Maks. tętno maksymalne:185 (98 %)
Maks. tętno średnie:143 (76 %)
Suma kalorii:32897 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:118.03 km i 5h 42m
Więcej statystyk

Do Racławic na pole bitwy z 1794 r.

Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano:21.08.2011 Kategoria Po górkach, 100 km i więcej, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 105.94 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 04:31
  • VAVG 23.46 km/h
  • VMAX 54.47 km/h
  • Temp.: 25.0 °C
  • Podjazdy: 799 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczkę do Racławic planowałem od dość dawna, jak zobaczyłem prognozę pogody na niedzielę uznałem, że przyszedł czas na realizacje.

Z Niepołomic wyruszyłem około godziny 8:40, przejechałem przez miasto i ruchliwą drogą 75 dotarłem do Cła, gdzie przejechałem przez drogę Kraków - Sandomierz i skierowałem się na mało uczęszczane drogi w stronę Kościeliska i Czulic. Tam zaczęły się pierwsze pagórki, które przypomniały mi wyprawę na Litwę, szybko jednak zorientowałem się, że nasze polskie górki są o wiele trudniejsze do pokonania. W Czulicach zrobiłem postój najpierw na cmentarzu parafialnym gdzie mieści się kwatera żołnierzy z I wojny światowej oznaczona numerem 396. Niestety pomnik autorstwa Mayra jest strasznie zarośnięty przez chwasty, jakieś dwa lata temu byłem tu na wiosnę i wtedy prezentował się o wiele lepiej. Kilkaset metrów dalej na dawnym terenie dworskim a obecnie za terenie opuszczonej posesji znajduje się kolejny obiekt oznaczony numerem 394 - ten pomnik był w kiepskim stanie od dawna i nic niestety w tej kwestii się nie zmieniło, dodatkowo całość jest zarośnięta trawą - szkoda, że na tym terenie nic się nie robi w celu uratowania cmentarzy wojennych z I wojny.

Z Czulic ruszyłem drogą na Biórków Mały i dalej na Biórków Wielki, droga pagórkowata i mimo, że asfaltowa to strasznie nierówna, połatana, miejscami asfalt był strasznie popękany. W tej sytuacji podjazdy strasznie męczą, a na zjazdach nie da się rozwinąć większych prędkości. W Biórkowie Małym przeciąłem drogę na 776 na Proszowice i ruszyłem dalej na północ do Biórkowa Wielkiego - w tej miejscowości obejrzałem piękny drewniany kościółek i po raz pierwszy trafiłem na czerwone oznakowania rowerowego szlaku kościuszkowskiego, który miał mnie zaprowadzić do samych Racławic. Co prawda w Biórkowie Wielkim jeszcze na niego nie wjechałem gdyż kluczył gdzieś po wsi, ale po jakimś kilometrze szlak powrócił na drogę, którą jechałem. Za Biórkowem Wielkim czekał mnie długi i męczący podjazd do Gnatowic na wysokim garb przebiegający przez Koniuszę, podjazd strasznie mnie zmęczył, ale ja jego szczycie wyjeżdżamy na przełęcz z której mamy wspaniałą panoramę na wszystkie strony, przejrzystość powietrza była tak wielka, że na południu majaczył Beskid Wyspowy i Tatry. Droga grzbietem przełęczy zaprowadziła mnie do Koniuszy, ale nie jechałem pod sam kościół tylko dosłownie 200 metrów wcześniej skręciłem w stronę Przesławic, gdzie czekał mnie długi zjazd do drogi 775 prowadzącej ze Słomnik do Proszowic. Tą drogę również przeciąłem i kolejną wiejską drogą o fatalnej nawierzchni skierowałem się do miejscowości Rzędowice i dalej do Kowar, gdzie zatrzymałem się pod sklepem w celu zrobienia zakupów. W tym miejscu szlak kościuszkowski skręcał w prawo, ale ja wypatrzyłem na mapie, że jadąc w lewo powinno być dużo szybciej i tak właśnie pojechałem, skrót okazał się strzałem w 10 i po zaledwie kilkunastu minutach byłem, już miejscowości Radziemice, gdzie przy drodze stała tablica informująca o przebiegu i charakterze szlaku. Przy tej tablicy była również tabliczka kilometrowa, zgodnie z którą na miejsce miałem już tylko 7,5 km. Na dodatek okazało się, że te 7,5 kilometra były dość łatwe, na trasie był tylko jeden większy podjazd i po kilkunastu minutach byłem już przy tabliczce kierujące mnie na Kopiec Kościuszki.

Atrakcje te de facto nie znajdują się w samych Racławicach a Janowiczkach jakiś kilometr przez Racławicami, jest parking, tablica z mapą, opisem wydarzeń i pamiątek po wydarzeniach z 1794 roku. Na wprost widoczne jest zalesione wzgórze na którym zgodnie z opisem znajduję się Kopiec Kościuszki i pozostałości wczesnośredniowiecznego grodziska. Na placu na lewo od parkingu widać pomnik Bartosza Głowackiego, ja jednak najpierw udałem się na kopiec. Tu trochę pobłądziłem, gdyż udałem się zresztą jak większość zwiedzających ładną ścieżką sportową na lewo ignorując prowadzącą na prawo niepozorną ścieżkę. Okazało się, że to był błąd i w końcu pod górę wchodziłem bardzo, bardzo stromym podejściem - ale po paru minutach moim oczom ukazał się kopiec stojący na polanie na szczycie wzgórza. Sam kopiec jest niestety mocno zaniedbany i zarośnięty chwastami, na jego szczyt nie ma jakieś utwardzonej ścieżki turystycznej, więc znowu stromymi dzikimi ścieżkami trzeba podejść pod górę. U podstawy kopca znajduję się tablica informująca o charakterze obiektu, na jego szczycie znajduję się maszt na którym na stałe jest przytwierdzona flaga biało-czerwona zrobiona chyba z metalu. Z kopca zszedłem już normalnie ścieżką, po drodze wyszedłem jeszcze na przeciwległy pagórek gdzie obejrzałem sobie panoramę okolicy. Po powrocie na parking, odpiąłem rower i ruszyłem pod pomnik Bartosza Głowackie - chłopa z pobliskich Rzędowic, bohatera bitwy pod Racławicami, który umarł w Kielcach o ran odniesionych w bitwie pod Szczekocinami. Po postoju pod pomnikiem, pojechałem po willę Walerego Sławka (premiera rządu polskiego w okresie międzywojennym) - willa wygląda jak zwykły dom - nic specjalnego i ruszyłem na poszukiwania mogiły kosynierów. Niestety na mapie są one zaznaczone mało jednoznacznie i po kilkuset metrach jazdy ścieżką między polami zrozumiałem, że są ona dość daleko, postanowiłem więc wrócić do drogi i jechać najpierw do Racławic. W samych Racławicach w zasadzie nic nie ma, po jakiś 2 kilometrach od parku z pomnikiem B. Głowackiego dojeżdżamy do drogi 783 Miechów - Skalbierz, wróciłem się więc pod kościół gdzie o godzinie 12:00 wziąłem udział w mszy świętej.

Zobacz interaktywną prezentacje Panoramy Racławickiej

Po godzinnej przerwie, wróciłem do Janowiczek i ruszyłem na poszukiwania mogił kosynierów. W tym celu musiałem podjechać dość ciężki podjazd do wsi Dziemierzyce, gdzie na skrzyżowaniu z drogą w prawo zobaczyłem drewniany krzyż opisany na mapie jako krzyż Styki - podobno z tego miejsca Jan Styka współautor Panoramy Racławickiej wykonał szkic do olbrzymich rozmiarów dzieła znajdującego się obecnie we Wrocławiu. Szlak kościuszkowski prowadzi drogą na prawo od krzyża i po kilkuset metrach wyjeżdżamy na przełęcz z cudowną wręcz panoramą okolicy, po lewej stronie drogi znajdują się dwa kopczyki z krzyżami, będące zachowanymi mogiłami kosynierów z 1794 r. Tablice przy mogiłach informują, że kosynierzy byli chowani w miejscach w których zginęli, z czasem rozsiane wśród łąk i pól groby zaczęły znikać i żeby ocalić od zapomnienia choć kilka takich miejsc w latach 60-tych XX wieku zabezpieczono te dwie mogiły. Trzeba przyznać, że groby te znajdują się w strasznie malowniczym miejscu, widok jest przepiękny, aż trudno uwierzyć że właśnie w tym spokojnym miejscu rozegrała się krwawa bitwa w której zginęło wielu żołnierzy obu armii.

Z miejsca gdzie znajdują się opisane wyżej groby, szlak kościuszkowski prowadzi prosto i klucząc gdzieś po okolicznych wioskach wraca w kierunku Słomnik. Przez chwilę nawet zastanawiałem się czy nie jechać do Słomnik, nawet jeśli nie szlakiem, to jakąś krótszą drogą, ale uznałem, że dziś nie do końca jest mój dzień, strasznie się męczyłem w drodze do Racławic, na liczniku miałem już 54 kilometry - zadecydowałem więc, że wracam. Wróciłem się znowu do Janowiczek i skierowałem się tą samą drogą co przyjechałem do Radziemic, od razu okazało się że mam z górki i mogę rozwinąć dość dobrą prędkość. W związku z tym postanowiłem tym razem pojechać z Radziemic tak jak prowadzi szlak, żeby zobaczyć ile zyskałem swoim skrótem. Okazało się, że zyskałem wiele, zarówno jeśli chodzi o dystans jak i o trudność drogi, co prawda to co ja pokonywałem jako podjazd, było w drodze do Racławic długim zjazdem, ale i tak musiałbym się sporo namęczyć. Po pokonaniu trudności, gdy już miałem skręcać w prawo na Kowary, zobaczyłem że droga na wprost prowadzi do Proszowic. Zatrzymałem się więc na poboczu, szybko sprawdziłem, że do Proszowic mam ledwie 5 kilometrów, więc nie myśląc dużo ruszyłem na drogą wprost. Po kilkunastu minutach byłem już na rynku w Proszowicach i jadłem lody. Na rynku znajduję się spory rozmiarów pomnik Tadeusza Kościuszki, więc wizyta w tym miejscu była jak najbardziej związana z moim dzisiejszym wyjazdem.

Z Proszowic miałem jechać na Wawrzeńczyce, ale dalej musiałbym jechać albo bardzo ruchliwą drogą 79 w stronę Krakowa lub ewentualnie męczyć się wałem wiślanym lub jeszcze jechać do Nowego Brzeska. Postanowiłem więc, że pojadę do Nowego Brzeska ale prosto z Proszowic drogą 775. Ta droga okazała się mieć piękny równiutki asfalt i do tego na pierwszych 5 kilometrach było albo płasko albo wręcz z górki, jechałem więc cały czas z prędkością powyżej 30 km/h i nie wiem czemu ale doszedłem do wniosku, że aż do Nowego Brzeska droga ta będzie tak wyglądać. Jednak okazało się, że nie ma tak fajnie najpierw jeden ciężki podjazd na którym przypomniałem sobie, że mam z tyłu tryby o dużej liczbie ząbków, potem piękny zjazd, ale przed samym Nowym Brzeskiem kolejny podjazd. Do miasteczka jednak już zjechałem, odwiedziłem Nowy Rynek, który przy okazji mojej ostatnie wizyty był kompletnie rozwalony - teraz już po remoncie, jest nawet fontanna. Później Stary Rynek przy którym stoi kościół z drewnianą dzwonnicą, a następnie mostem na Wiśle dojechałem do Ispiny. Dalej już jazda przez Puszczę Niepołomicka, najpierw do Chobotu, gdzie na granicy Gminy Niepołomice rozpoczął się w końcu lepszy asfalt, później przez Wolę Zabierzowską, gdzie już jutro niestety będę musiał iść do pracy. W końcu odbiłem pod kościół w Zabierzowie Bocheński, dojechałem do Drogi Królewskiej, którą dojechałem do Niepołomic. W mieście zrobiłem jeszcze krótką wizytę w sklepie i o godzinie 16:00 stanąłem pod domem moich rodziców.

Wycieczka super udana, pokonałem 105 km w dość mocnym tempie (szczególnie w drodze powrotnej). Zobaczyłem obiekty związane z Bitwą pod Racławicami. Pogoda piękna, to chyba pierwsza taka niedziela podczas wakacji (choć tydzień temu jak byłem w Częstochowie to też było bardzo ładnie). Dzięki tej wycieczce przekroczyłem próg 2500 km przejechanych w tym sezonie, więc następny cel ustawiam na 2700.

Ta wycieczka zakończyła mój rowerowy sezon urlopowy - niestety:( ale te wakacje były dla mnie wyjątkowo udane, nie pojechałem co prawda na żaden urlop, ale zaliczyłem wiele dni na rowerze. Na początek była moja pierwsza wyprawa wielodniowa na trasie Suwałki - Wilno - Suwałki, 384 km, 6 dni na rowerze. Na początku sierpnia zaliczyłem dwa etapy Tour de Pologne: 4 sierpnia etap w Zakopanym (jechałem Szaflary - Zakopane - Głodówka - Szaflary) i 2 dni później finałowy etap w Krakowie na którym złapałem koszulkę:) Trochę żałuję, że jednak nie zdecydowałem się na etap Tour de Pologne amatorów, ale cóż będzie cel na kolejny sezon. Od 11-14 sierpnia pojechałem moją drugą wyprawę wielodniową, tym razem z żoną na trasie Kraków - Częstochowa: 3 dni na rowerze - 183 km, czwarty dzień w Częstochowie. Na koniec zamykająca wycieczka do Racławic - to już moja trzecia setka w tym roku (wcześniej przez 3 lata też zaliczyłem 3). W sierpniu planuję jeszcze udział w maratonie krakowskim - oczywiście jak będzie pogoda, bo nie ma ochoty na brodzenie w błocie.

Galeria wycieczki


Wyprawa do Wilna - Dzień 5

Piątek, 29 lipca 2011 | dodano:31.07.2011 Kategoria 100 km i więcej, Wyprawy wielodniowe
  • DST: 105.55 km
  • Teren: 6.00 km
  • Czas: 04:17
  • VAVG 24.64 km/h
  • VMAX 42.91 km/h
  • Temp.: 20.0 °C
  • Podjazdy: 375 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Odcinek Troki - Marcinkonys (pociąg) - Giby

Dzień 5
Minusem rozwiązania z pociągiem była konieczność wczesnego wstania i podjechania kilku kilometrów na rowerach do stacji w Starych Trokach. Zerwaliśmy się z łóżek przed 5 o o 5:30 pedałowaliśmy już do Starych Trok - dystans przeszło 4 kilometrów pokonaliśmy w niecałe 20 minut. Po godzinie 6 wsiedliśmy do pociągu i przed 8 byliśmy już na miejscu w miejscowości Marcinkonys na granicach parku narodowego. Postój pod stacją trochę się przedłużył, ze względu na śniadanie, ale tuz przed 9 ruszyliśmy na Druskienniki. Droga przez park była bardzo przyjemna, piękny równiutki asfalt, dłuższe odcinki bez podjazdów i w rezultacie jechaliśmy bardzo szybko. Postój zrobiliśmy po 15 km, a kolejny odcinek około 18 km do Druskiennik pokonaliśmy już w ucieczce - ja, lider i Kuba. Przez pierwsze 8 km mocne tempo nadawał Kuba, później na czoło wyszedł lider, który jeszcze oczywiście przyspieszył i zaczął delikatnie odjeżdżać, przeskoczyłem, więc Kubę i siadłem na kolo liderowi a Kuba został z tylu. Janusz podkręcał tempo coraz mocniej a ja ciągle na kole, prędkość miedzy 32 a 38, pod koniec jechałem juz resztkami sil, ale nie dałem się urwać:) Tak jadąc dojechaliśmy na przedmieścia Druskiennik gdzie postanowiliśmy poczekać na resztę. Po około 3 minutach przyjechał Kuba, po 7 Andrzej z Wojtkiem, a po 12 reszta peletonu, dalej już zdecydowanie wolniej dojechaliśmy do centrum Druskiennik.

W mieście zrobiliśmy około godzinną przerwę podczas, której przypomniałem sobie kilka miejsc z moich poprzednich odwiedzin w Druskiennikach - w 2005 byłem tu przez 8 dni na konferencji naukowej poświęconej samorządom. Po przerwie ruszyliśmy w stronę miejscowości Leipalingis, był to odcinek około 16 kilometrów, tuż za miastem na czoło wyszedł lider, który tym razem zerwał wszystkich już na pierwszym podjeździe. Ruszyłem za nim, ale od początku widziałem, że nie mam żadnych szans, liczyłem jeszcze na jazdę z Kubą, ale on co prawda wyskoczył przed peletonu ale został jakieś 400 metrów za mną, ruszyłem, więc dalej sam. Początkowo droga prowadziła przez las, ale po chwili wyszliśmy na otwarty teren, gdzie zderzyłem się z przeciwnym wiatrem, jechało mi się bardzo ciężko, lider znikł mi z oczu, Kuba jechał kilkaset metrów za mną, zastanawiałem się nawet czy na niego nie zaczekać, ale musiałbym strasznie zwolnić, więc postanowiłem jechać swoim tempem dalej. W ten sposób dojechaliśmy do ronda na którym, krzyżowały się drogi z Druskiennik, Wilna i Lazdijai. Lider przed rondem mocno zwolnił, więc ostatecznie straciłem do niego może z 30 sekund, mniej więcej tyle za mną przyjechał też Kuba, po kilku minutach dotarła reszta, najpierw Andrzej i Wojtek a potem pozostali. Po kolejnym kilometrze już spokojnej jazdy dotarliśmy do centrum miejscowości, gdzie w niepozornie wyglądającym barze zjedliśmy dobry i tani obiad.

Podczas obiadu zapadła decyzja, że do granicy jedziemy, trochę dłuższą, ale mniej ruchliwą droga przez miejscowość Kapciamiestis, samą granice mieliśmy przekroczyć leśnym przejściem przez które prowadziła droga szutrowa. Zaraz po starcie poszła ucieczka, tempo nadawał Kuba a za nim ja i oczywiście lider, odcinek kolejnych 18 km pokonaliśmy mocnym tempem i zatrzymaliśmy się dopiero przed Kapciamiestis, gdzie zaczekaliśmy na resztę, już razem dojechaliśmy do centrum miejscowości, gdzie zobaczyliśmy, że do Bereźnik znajdujących się już po stronie polskiej pozostało jedynie 18 km.

W Kapciamiestis zrobiliśmy, więc przerwę, wydaliśmy resztę litów i ruszyliśmy do granicy. Po starcie wyszedłem na czoło i na pierwszym podjeździe urwałem, cały peleton na moim kole został tylko lider. Droga do granicy była bardzo ciężka i pagórkowata - cały czas góra dól. Początkowo jechałem dość mocno, ale po chwili ciągle interwały mnie zmęczyły i zwolniłem, po jakiś 8 km dojechaliśmy do odcinka szutrowego. Na początek stromy zjazd, na którym o mały włos bym leżał - chciałem się rozpędzić przed podjazdem, a tu piasek i niekontrolowany poślizg - jakoś się na szczęście uratowałem i ruszyłem pod stromy podjazd. Kręcę sobie pod górę, patrzę a tu lider ma kłopoty - wąskie koła i brak lekkich przełożeń, ale za to Andrzej zaczął nas ostro gonić. Mimo kłopotów z jazdą po kamieniach przyspieszam i rozpoczynam wyścig do granicy - wysiłek się opłaca i na kresce jestem pierwszy:) za mną Janusz i Andrzej po kilku minutach pojawia się Kuba, który na szutrowym zjeździe pogubił bagaże przez co stracił szanse na medalowe miejsce:) Po kilku minutach przyjeżdżają pozostali, robimy pamiątkowe zdjęcie na granicy i ruszamy dalej. Po polskiej stronie mamy jeszcze kilka kilometrów szutru. Na tym odcinku mam małą awarie, odpina mi się guma ściągająca sakwy i wkręca się w koło, na szczęście nic się nie uszkodziło i po usunięciu zniszczonej gumy jadę dalej. Szuter kończy się w Bereźnikach, skąd do miejscowości Kukle gdzie mamy zarezerwowany nocleg jest już tylko parę kilometrów. Na miejscu jesteśmy około godziny 16:30.

Nasza kwatera to ładny ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem Pomorze, zajmujemy cały domek letniskowy, bez specjalnych wygód, ale całkiem przyzwoity. Wieczorem jedziemy jeszcze do sklepu i na moim liczniku pojawia się 100 km pokonane w ciągu dnia. Tak naprawdę pokonaliśmy przeszło 105 kilometrów licząc z dojazdem z Trok do Starych Trok na pociąg, czas jazdy to 4:17 i bardzo wysoka średnia 24,5 km/h. Był to pierwszy dzień naszej wyprawy podczas którego nie padało, ostatnie 40 kilometrów pokonaliśmy nawet przy ładnej i słonecznej pogodzie.

Galeria wycieczki


Łapczyca - Tarnów - Łapczyca

Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano:05.06.2011 Kategoria Po płaskim, 100 km i więcej, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 132.89 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 06:19
  • VAVG 21.04 km/h
  • VMAX 47.90 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 591 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczkę do Tarnowa planowałem od dłuższego czasu, natomiast ostateczna decyzja zapadła w poprzednim tygodniu, zaplanowałem trasę na 53 kilometry w jedną stronę i założyłem, że w 110-115 kilometrach powinienem się zamknąć, a tym czasem wyszła rekordowa wycieczka na prawie 133 kilometry.

W trasę wyruszyłem o 7:45 z trudem podjechałem pod Górny Gościniec, a następnie ruszyłem w dół do Bochni. Dalej zaczyna się już trasa prawie całkiem płaska, jechałem przez Krzeczów, Rzezawę, Jodłówkę do Brzeska. Jechało mi się średnio, trochę się nie wyspałem, więc te pierwsze kilometry były dla mniej dość ciężkie. W Brzesku odwiedziłem cmentarz wojenny nr 276 i remontowany rynek a następnie ruszyłem dalej. Jechałem przez Jadowniki, Sterkowiec do Wokowic, następnie miałem przejechać drogą do Biadolin Szlacheckich i tu niestety czekała mnie niemiła niespodzianka czyli budowana autostrada, brak przejazdu. Pan pilnujący budowy wytłumaczył mi, że muszę wrócić się aż do Sterkowca, ja oczywiście nie posłuchałem i zacząłem szukać drogi na skróty, po krótkiej chwili znalazłem i dojechałem do Biadolin Szlacheckich, ale zamiast przejechać 500 metrów w dwie minuty jak planowałem, nadrobiłem dobre 5 kilometrów i straciłem 30 minut. W Biadolinach Szlacheckich odwiedziłem cmentarz wojenny i po przejechaniu przez wioskę, ruszyłem drogą leśną do Łętowic. Początkowo jechałem wąską leśną ścieżką ale po około kilometrze droga zmieniła się szeroką szutrówkę, na której miejscami widać było nawet pozostałości starego asfaltu, mimo to droga była strasznie nierówna i na moich cienkich gumach jechało się dość ciężko. Po jakiś 5 kilometrach jazdy byłem w Łętowicach, gdzie odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny i ruszyłem w kierunku mostu na Dunajcu. Rzekę przekroczyłem w miejscowości Ostrów a za rzeką byłem już praktycznie w Tarnowie. Przejechałem przez dzielnicę Mościce kierując się na stare miasto. Po drodze odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny - duży obiekt oznaczony numerem 200, po czym ruszyłem na rynek. Główna droga prowadzące na rynek w Tarnowie jest rozkopana, więc musiałem dojść na nogach.

Rynek w Tarnowie prezentuję się bardzo okazale, nie jest może wielki ale zarówno stojący na środku ratusz, jak i okalające go kamienice są piękne wyremontowane, w narożniku rynku stoi również bazylika. Objechałem sobie rynek podjechałem jeszcze na znajdujący się w pobliżu dawny skwer synagogi na którym stoi Bima - jedyna pozostałość po synagodze żydowskiej - tu jednak też prowadzony jest remont, teren jest zamknięty i rozkopany, więc zrobiłem jedynie fotkę zza ogrodzenia. W ramach przerwy, poszedłem pod bazylikę na mszę świętą. Po mszy ruszyłem do pobliskiego Tarnowca, gdzie znajdują się ruiny zamku Tarnowskich. Z mapy wynikało, że do zamku prowadzą dwie drogi, ja wybrałem tę krótszą, ale nie wziąłem pod uwagę, że krótsza trasa to droga piesza, stroma i wyłożona kostką. Na początku próbowałem podjeżdżać, ale szybko zrozumiałem, że na tym rowerze i to jeszcze po 70 kilometrach jazdy nie dam rady. Musiałem więc podejść na wzgórze na którym znajdują się ruiny i przepiękny widok na okolice. Zjechać do Tarnowa postanowiłem drogą drogą, która okazałą się asfaltową ścieżką rowerową. Podjazd jest dużo dłuższy, miejscami dość stromy, ale na pewno zdecydowanie łatwiej wyjechać tędy rowerem.

W Tarnowie postanowiłem jeszcze odwiedzić 3 cmentarze wojenne, objechałem więc rynek i ruszyłem do pierwszego z nich cmentarza nr 201 znajdującego się na terenie kirkutu żydowskiego. Kirkut był oczywiście zamknięty, więc zrobiłem tylko kilka fotek zza ogrodzenia i ruszyłem dalej. Następny był cmentarza 202, który w zasadzie nie istnieje, został ostatecznie zniszczony w latach 60 tych XX wieku i zamieniony na skwer na którym nie było żadnych śladów czy informacji o cmentarzu. Od kiedy zacząłem się interesować cmentarzami natknąłem się na kilka artykułów o tym zniszczonym obiekcie, kiedyś widziałem nawet program telewizyjny. Okazało się, że ta akcja pomogła i cmentarz został ponownie oznaczony, na skwerze są tabliczki informujące, że jest to teren cmentarza wojennego, a przez środek wytyczono wysypaną kamyczkami alejkę, na środku placu ustawiono pomnik według planu z 1918 roku. Na drzewach rosnących wzdłuż alejki, chyba w ramach jakieś szkolnej akcji powieszono plakaty informujące o charakterze obiektu i jego losach. Ostatnim obiektem, który miałem odwiedzić był cmentarz nr 203 Tarnów - Krzyż. Obecnie kwatera wojenna, a w zasadzie jej pozostałość znajduję się na cmentarzu komunalnym, stworzonym w tym miejscu w latach 20 XX wieku. Cmentarz 203 był kwaterą poświęconą żołnierzom rosyjskim i do chwili obecnej pozostał tylko betonowy dwuramienny krzyż, cała kwatera została zniszczona i zajęta przez pochówki cywilne, tak ciasno że miałem problem z dojściem do pomnika. Co więcej pomnik pełni obecnie rolę grobu gen. Mikołaja Junakiwa Szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, Ministra spraw wojskowych Ukraińskiej Republiki Ludowej - rządu URL na wychodźstwie, którego pochowano tu w roku 1931, nie ma natomiast żadnych oznaczeń, że jest to miejsce cmentarza wojennego.

Nadszedł czas na powrót do domu, Tarnów odjechałem obwodnicą wzdłuż której prowadzi ścieżka rowerowa i czerwony szlak rowerowy, dalej przejechałem przez Mościce, gdzie zrobiłem sobie krótką przerwę i zaopatrzyłem się w napoje po czym ruszyłem dalej. Przekroczyłem Dunajec przy którym kapało się bardzo dużo ludzi i ruszyłem do Wierzchosławic w celu odwiedzenia cmentarza wojennego, znajdującego się na cmentarzu parafialny. Trochę pobłądziłem, ale po chwili byłem już na cmentarzu, gdzie oprócz kwatery wojennej sfotografowałem jeszcze grób Wincentego Witosa trzykrotnego premiera rządu polskiego. Dalszy odcinek prowadził drogą przez las, droga mimo że szutrowa była dość dobra i odcinek do Bielczy pokonałem bardzo sprawnie. Na łąkach pomiędzy Bielczą a Wokowicami na liczniku pokazało się 100 km a zacząłem odczuwać zmęczenie. Prawdziwy kryzys przeżyłem na około 107 km gdy byłem w Jadownikach po prostu musiałem się zatrzymać, stanąłem więc pod sklepem i gdzie kupiłem banany i niedozwolone wspomagania w postaci puszki RedBulla - dopiero po zażyciu tych środków dopingujących pojechałem dalej:) - na szczęście słońce zaszło za chmury i nie było już tak gorąco jak przez cały dzień. Tym razem Brzesko przejechałem bokiem z pominięciem centrum i drogą przez Jodłówkę, Rzezawę i Krzeczów dojechałem do Bochni tu zrobiłem krótki postój u kuzyna mojej żony w celu nabrania sił przed podjazdem, który czekał mnie w Bochni. Zanim dojechałem do rynku w Bochni złapał mnie bolesny skurcz, musiałem się zatrzymać na chwilę i coraz bardziej zacząłem się martwić o to jak dam radę jechać pod górę. Ostatni podjazd pokonałem bardzo wolno w większości na najlżejszych przełożeniach, mimo wszystko dałem jednak radę, ostatni odcinek to zjazd chodnikiem wzdłuż drogi nr 4. Tuż przed godziną 18 po pokonaniu prawie 133 kilometrów byłem w domu.

Wycieczka bardzo udana, pogoda piękna choć mogło by być trochę chłodniej upał między godziną 12 a 16:30 kiedy to słońce schowało się za chmury był straszny i bardzo uciążliwy. Forma nie była zła, ale na pewno nie było też rewelacji. Dość ciężko pokonałem pierwsze 22 kilometry do Brzeska, później do Tarnowa jechało mi się dobrze, jazda po Tarnowie a szczególnie podjazd czy raczej podejście do ruin zamku pokazało mi jak mocno już jestem zmęczony i kosztowało mnie sporo sił. W drodze powrotnej do setnego kilometra znowu jechało mi się dobrze, natomiast po przekroczeniu setki zacząłem się strasznie męczyć, niedozwolony doping spowodował, że za Brzeskiem do Bochni znowu jechałem dość dobrze, ale podjazd w Bochni przyszedł mi z wielkim trudem. W sumie 133 kilometry to dla mnie trochę za dużo, w domu czułem się strasznie zmęczony, jeszcze kilka razy łapały mnie skurcze, więc nie wiem czy jeszcze w tym roku porwę się na planowane 150 kilometrów bo to dla mniej jednak straszny wysiłek.

Galeria wycieczki


Wiosenna setka

Niedziela, 18 kwietnia 2010 | dodano:18.04.2010 Kategoria 100 km i więcej, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Zachodniogalicyjskie cmentarze
  • DST: 104.20 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 04:37
  • VAVG 22.57 km/h
  • VMAX 40.70 km/h
  • Temp.: 16.0 °C
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Zaplanowałem sobie spokojną wycieczkę po Puszczy Niepołomickiej i przez Nowe Brzesko do klasztoru w Hebdowie - miało być 60 km spokojnego kręcenia a wyszło 104:)

Około 10 rano wyjechałem z domu i skierowałem się do Puszczy na Drogę Królewską w momencie gdy wjechałem do Puszczy z zadowolenie stwierdziłem, że w końcu mamy wiosnę. Pogoda piękna i słoneczna, a Puszcza robi się coraz bardziej zielona, wkoło słychać śpiew ptaków. Kręciłem więc sobie spokojnie przez Puszczę najpierw Drogą Królewską, a potem Żubrostradą w kierunku Mikluszowic, robiąc kilka przystanków na zrobienie zdjęć. Po wyjeździe na drugim końcu Puszczy w Mikluszowicach, skręciłem w lewo i skierowałem się planowo na Dziewin, Drwinie a później przez uroczysko Grobelczyk w kierunku Ispiny i Nowego Brzeska gdzie przejechałem most na Wiśle i wjechałem do Nowego Brzeska. Miasteczko to było celem jednej z moich pierwszych w życiu poważnych wycieczek rowerowych - w wieku 14 lat pokonałem trasę z Niepołomic do Nowego Brzeska i spowrotem przejeżdżając rekordowy dystans 40 km:) W Nowym Brzesku kilka fotek kościoła z drewnianą dzwonnicą, Starego Rynku i nowego Rynku - niestety całkowicie rozkopanego. Ruszyłem dalej do pobliskiego klasztoru w Hebdowie, gdy tam dojechałem trwała akurat msza święta, więc zostałem na mszę - robiąc przy okazji mały odpoczynek.

W tym momencie planowy cel mojej wyprawy został osiągnięty, ale czułem się bardzo dobrze, więc postanowiłem przejechać jeszcze kilka kilometrów do dworku w Śmiłowicach. Po drodze pojawiły się pierwsze wzniesienia, ale do bardzo pięknego dworku - obecnie hotelu dojechałem bez większych problemów. Ponieważ piękna pogoda dalej się utrzymywała, a godzina była jeszcze wczesna stwierdziłem, że szkoda tak szybko wracać do domu - postanowiłem więc przekroczyć Wisłę mostem w Koszycach i postarać się zaliczyć w dniu dzisiejszym 100 km. Do Koszyc jechałem drogą wojewódzką 79, zaliczając po drodze kilka wzniesień w tym jedno o 7% nachyleniu w nagrodę ostatnie kilometry przed Koszycami to piękny i długi zjazd. Na trasie do Koszyc od czasu do czasu dokuczał mi wiatr, wiał on co prawda z boku, ale co jakiś czas łapałem mocniejsze podmuchy wiatru. W Koszycach odpoczynek połączony z fotografowaniem malowniczego rynku i kościoła, około godziny 14:00 zawyły syreny w mieście oznajmiając początek pogrzebu prezydenta na Wawelu. Po chwili ruszyłem więc dalej mostem na Wiśle w kierunku Szczurowej, niestety na tym odcinku zderzyłem się z przeciwnym wiatrem i te kilka kilometrów strasznie mnie zmęczyło. Po dojechaniu do drogi 964 odbiłem jeszcze na Rynek do Szczurowej, żeby wydłużyć dystans ponieważ zależało mi na przejechaniu 100 km.

Po krótkim postoju w Szczurowej wróciłem na drogę 965 i ruszyłem w kierunku Ujścia Solnego. Droga na tym odcinku jest niestety fatalna, w asfalcie dziury i łaty, a do tego jeszcze otwarty teren na którym wiatr sobie mocno hula. Do Ujścia Solnego przyjechałem mocno zmęczony i zacząłem powoli żałować, że wydłużyłem trasę dzisiejszej wycieczki. Ale cóż do domu pozostawało jeszcze jakieś 30 km i trzeba było jechać dalej. Przejazd przez Niedary, później Świniary - tu krótki postój nad Wisłą w miejscu gdzie kiedyś była przeprawa promowa i dalej skręt w kierunku Bochni na Zieloną. Dalej jazda przez znane mi już okolice Drwini i Dziewina, Mikluszowicach skręt do Puszczy na Żubrostradę. Powrót do domu tą są drogą co rano, tuż za Sitowcem licznik pokazał 100 km. Ostatecznie przejechałem trochę ponad 104 km ze średnią prędkością 22,5 km. Muszę powiedzieć, że trasa trochę mnie zmęczyła i chyba nie do końca byłem gotowy na tą setkę, ale spontaniczna decyzja zapadła i dystans został zaliczony:)

Trasa: Niepołomice - Puszcza Niepołomicka (Droga Królewska, Żubrostrada) - Mikluszowice - Dziewin - Drwinia - Nowe Brzesko - Śmiłowice - Koszyce - Szczurowa - Ujście Solne - Niedary - Świniary - Zielona - Drwinia - Dziewin - Puszcza Niepołomicka (Żubrostrada, Droga Królewska) - Niepołomice

Galeria wycieczki


Rajd do Ojcowa i Pieskowej Skały

Niedziela, 30 sierpnia 2009 | dodano:30.08.2009 Kategoria Po górkach, 100 km i więcej
  • DST: 116.00 km
  • Teren: 18.00 km
  • Czas: 05:23
  • VAVG 21.55 km/h
  • VMAX 54.50 km/h
  • Temp.: 18.0 °C
  • Podjazdy: 4183 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Na zakończenie wakacji postawiłem pojechać poważną wyprawę do Ojcowa i Pieskowej Skały. Od Krakowa do Ojcowa pojechałem szlakiem pieszym Orlich Gniazd - trasa trudna szczególnie na odcinkach pod Czerwonym Mostem (sporo błota i wody, sucho nie udało się przejechać) i Kwietniowe Doły (wąska ścieżka pokryta ślizką ziemią chyba gliną, na stronych zjazdach bardzo niebezpiecznie tu prawdziwe MTB)

Trasa: Niepołomice (Kopiec Grunwaldzki) - Podgrabie - Grabie - Brzegi - Kraków (Rybitwy - Podgórze - Rynek Główny - Kleparz - Krowodrza - czerwony szlakiem pieszym: Szlakiem Orlich Gniazd (Czerwony Most - Fort Pękowice - Giebułtów - Kwietniowe Doły - Hamermia - droga Doliną Prądnika przez Bramę Krakowską do Ojowa) - podjazd pod Złota Górę - Wola Kalinowska - Pieskowa Skała - Ojców - Doliną Prądnika do Hamerni - Korzkiew - Trojanowice - Zielonki - Kraków (Biały Prądnik - Szpital Jana Pawła - Kleparz - Rynek Główny - Teatr Słowackiego - ulicami Starowiślną i Wielicką do skrętu na ul. Bieżanowską - Bieżanów: przekroczono 100 km) - Czarnachowice - Węgrzce Wielkie - Zakrzów - Podłęże - Niepołomice

Galeria wycieczki