- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
Po płaskim
Dystans całkowity: | 13045.64 km (w terenie 1368.20 km; 10.49%) |
Czas w ruchu: | 585:11 |
Średnia prędkość: | 22.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 33334.00 km/h |
Suma podjazdów: | 45885 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (84 %) |
Suma kalorii: | 88737 kcal |
Liczba aktywności: | 348 |
Średnio na aktywność: | 37.49 km i 1h 40m |
Więcej statystyk |
To nie bajka Tour de Pologne wygrał Majka:)
Niedziela, 10 sierpnia 2014 | dodano:10.08.2014 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, wyścig kolarski
- DST: 48.83 km
- Czas: 02:06
- VAVG 23.25 km/h
- VMAX 33.61 km/h
- Temp.: 30.0 °C
- Podjazdy: 60 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na tegoroczny Tour de Pologne miałem bogate plany rowerowe. Najpierw miałem jechać na IV etap pod Nowe Brzesko i zobaczyć kolarzy na podjeździe w Szpitarach, ale okazało się że muszę akurat o tej godzinie odebrać meble od kuriera i wyjazdu nic nie wyszło. Potem miałem jechać na cały dzień do Bukowiny Tatrzańskiej na VI etap, przejechać trasę TdPA a potem przez cały dzień kibicować zawodowcom. Niestety moja 6 miesięczna córka złapała jakiegoś wirusa i zwycięstwo Majki obejrzałem jedynie w TV. Wyjazd na czasówkę do Krakowa był więc ostatnią szansą, żeby w sposób rowerowy zaliczyć 71 TdP.
Pojechałem z Krzyśkiem do Krakowa, obejrzeliśmy przejazdy zawodników, a na koniec dekoracje zwycięzcy - RAFAŁA MAJKI !!!
Pojechałem z Krzyśkiem do Krakowa, obejrzeliśmy przejazdy zawodników, a na koniec dekoracje zwycięzcy - RAFAŁA MAJKI !!!
Do pracy na urlopie
Piątek, 1 sierpnia 2014 | dodano:01.08.2014 Kategoria 21-40 km, Akcja cmentarze 2014, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 30.00 km
- Czas: 01:02
- VAVG 29.03 km/h
- VMAX 36.15 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 50 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Mija pierwszy tydzień mojego urlopu, równo tydzień temu jechałem sobie do Sandomierza i zrobiłem 170 km, jednak od tego czasu jeździłem na rowerze tylko do sklepu. Dziś postanowiłem, że mimo urlopu wybiorę się do pracy wyjaśnić pewne niejasności w mojej wypłacie. Na początek pojechałem do rynku, gdzie miałem załatwić jedną sprawę, a potem popędziłem do Woli Zabierzowskiej. Droga do pracy zajęła mi trochę ponad 30 minut, czyli stosunkowo dużo jak na szosówkę. Na miejscu załatwiłem co miałem załatwić i ruszyłem w drogę powrotną.
Do domu jechałem inną drogą, z Woli Zabierzowskiej do Woli Batorskiej drogą 967 mierząc wskazania licznika przy słupkach kilometrowych, a potem odbiłem w kierunku Puszczy gdzie odwiedziłem cmentarz wojenny nr 325 na Sitowcu. W tym roku obchodzimy 100 rocznicę wybuchu I wojny światowej, z tej okazji powstał szlak I wojny. Jakaś urzędniczka w Niepołomicach się postarała i kilka cmentarzy z naszej gminy również znalazło się na szlaku. Efektem całej tej akcji jest umieszczenie informacji o cmentarzach na stronie poświęconej szlakowi w województwie małopolskim oraz ustawienie tabliczek przy cmentarzach - zawsze coś, choć lepiej by było żeby nastąpiły jakieś remonty tych obiektów. Kilka dni temu odwiedziłem cmentarz wojenny nr 327 w Niepołomicach (przy którym znowu mieszkam), a dziś cmentarz na Sitowcu, pewnie nie długo wybiorę się z porządnym aparatem na wszystkie cmentarze wojenne w naszej gminy (nie tylko do tych leżących na szlaku I wojny).
W sumie przejechałem dziś 30 km, odwiedziłem cmentarz na Sitowcu i doszedłem do wniosku, że na poważnie będę musiał się zająć ustawieniem liczników w moich rowerach, bo przy obecnym ustawieniu (z tabelki) lekko przekłamują.
Do domu jechałem inną drogą, z Woli Zabierzowskiej do Woli Batorskiej drogą 967 mierząc wskazania licznika przy słupkach kilometrowych, a potem odbiłem w kierunku Puszczy gdzie odwiedziłem cmentarz wojenny nr 325 na Sitowcu. W tym roku obchodzimy 100 rocznicę wybuchu I wojny światowej, z tej okazji powstał szlak I wojny. Jakaś urzędniczka w Niepołomicach się postarała i kilka cmentarzy z naszej gminy również znalazło się na szlaku. Efektem całej tej akcji jest umieszczenie informacji o cmentarzach na stronie poświęconej szlakowi w województwie małopolskim oraz ustawienie tabliczek przy cmentarzach - zawsze coś, choć lepiej by było żeby nastąpiły jakieś remonty tych obiektów. Kilka dni temu odwiedziłem cmentarz wojenny nr 327 w Niepołomicach (przy którym znowu mieszkam), a dziś cmentarz na Sitowcu, pewnie nie długo wybiorę się z porządnym aparatem na wszystkie cmentarze wojenne w naszej gminy (nie tylko do tych leżących na szlaku I wojny).
W sumie przejechałem dziś 30 km, odwiedziłem cmentarz na Sitowcu i doszedłem do wniosku, że na poważnie będę musiał się zająć ustawieniem liczników w moich rowerach, bo przy obecnym ustawieniu (z tabelki) lekko przekłamują.
Do Sandomierza
Poniedziałek, 28 lipca 2014 | dodano:28.07.2014 Kategoria 100 km i więcej, Po płaskim
- DST: 172.21 km
- Teren: 3.00 km
- Czas: 07:31
- VAVG 22.91 km/h
- VMAX 36.75 km/h
- Temp.: 26.0 °C
- Podjazdy: 457 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Zaplanowałem sobie rodzinny weekend w Sandomierzu z dojazdem na miejsce rowerem. Na wyprawę miałem wyruszyć wraz z Krzyśkiem w piątek rano, a moja żona, córka i koleżanka miały na miejsce dojechać samochodem. Niestety pod koniec tygodnia pogoda kompletnie się popsuła, w czwartek lało jak z cebra, w piątek rano było zimno i niebo było strasznie zachmurzone. W zasadzie doszedłem do wniosku, że pojedziemy jednak samochodem, ale Krzysiek nie chciał odpuścić i mniej więcej o 9:20 z dwu godzinnym opóźnieniem ruszyliśmy na przeszło 160 km trasę.
Tuż przed wyjazdem musiałem jeszcze skoczyć załatwić jedną sprawę w Rynku, więc zanim ruszyłem na trasę to miałem już na liczniku ponad 2 km. Na początek ruszyliśmy dość mocnym tempem przez Puszczę Niepołomicką, pogoda była kiepska, ale na szczęście nie padało, zakładaliśmy że jeśli zacznie się ulewa (prognoza przewidywała opady już od 11) to zadzwonimy po wsparcie. Bez problemów przejechaliśmy jednak całą Puszczę, przeprawiliśmy się przez Rabę w Milkuszowicach i dobrym tempem jechaliśmy dalej. Gdzieś koło Okulic Krzysiek zarządził pierwszą przerwę pod sklepem, ale w sklepie była mega kolejka, więc ostatecznie zatrzymaliśmy się dopiero pod sklepem w Bratucicach na 30 km trasy, 10 minutowy postój na picie, banana i jedziemy dalej. Po kolejnych 12 km dojechaliśmy do Szczurowej i tu pod parasolkami zrobiliśmy kolejny postój. To było pierwsze miejsce gdzie mogliśmy liczyć na pomoc samochodu technicznego, który do Sandomierza miał podążać drugą stroną Wisły, ale akurat w tym momencie zaczęło się rozpogadzać, więc stwierdziliśmy że nie ma żadnych przeszkód żeby jechać dalej.
Ze Szczurowej ruszyliśmy na Zaborów i Miechowice Małe, gdzie dość nieoczekiwanie pojawiły się informacje o zamknięciu mostu, objazd był jednak za długi, więc postanowiliśmy zaryzykować. Most faktycznie był całkowicie rozkopany, ale na szczęście prowizoryczne przejście dla pieszych pozostawiono i bez problemu przeprawiliśmy się na drugi brzeg. Następnie dojechaliśmy do Wietrzychowic, gdzie czekała nas kolejna rzeczna przeprawa, tym razem promem przez Dunajec.
Dalej ruszyliśmy przy pięknej słonecznej pogodzie w kierunku Zalipia, serwis ridewithgps wyrysował mi skrót między Siedloszewicami a Żelichowem, niestety potem okazało się, że trafiliśmy na prawie 2 km odcinek drogi szutrowej, jakoś jednak się przeprawiliśmy i po kilkunastu minutach przejechaliśmy przez malowaną wieś Zalipie. Dalej jechaliśmy bocznymi drogami przez Polipie i Bolesław gdzie zrobiliśmy krótki postój, a następnie ruszylismy w kierunku Szczucina. Pogoda dalej była niezła, miejscami co prawda się chmurzyło, trochę wiało ale jak na to co prognozowano było bardzo dobrze. Tuż przed 90 km trasy dojechaliśmy do Szczucina, gdzie zrobiliśmy mniej więcej 40 minutową przerwę obiadową.
Zmęczenie już dawało o sobie znać, niedaleko Szczucina był most na Wiśle, dziewczyny jeszcze nie wyjechały z Niepołomic, więc bez problemu mogły nas stąd zgarnąć, ale z drugiej strony jechaliśmy w końcu do Sandomierza, pogoda była w miarę, dlaczego mielibyśmy rezygnować, więc po obiedzie ruszyliśmy dalej. Stało się jasne, że następnym miejscem w którym ewentualnie możemy liczyć na pomoc, jest odległy o 50 km Baranów Sandomierski.
Za Szczucinem wyjechaliśmy na dość ruchliwą i nie przyjemną drogę nr 982. Droga była płaska jak stół i charakteryzowała się bardzo długimi, wietrznymi prostymi. Na domiar złego po przejechaniu jakiś 12 km w Otałężu złapał nas deszcz. Padało na szczęście krótko i po jakiś 10 minutach ruszyliśmy dalej. Jednak po kolejny 10 km w Sadkowej Górze dopadła nas burza z potężną ulewą, na szczęście znaleźliśmy dobre schronienie pod betonowymi schodami przy jakimś sklepie. W czasie burzy zaczęły pojawiać się wątpliwości czy udana nam się dojechać, zadzwoniliśmy do dziewczyn, były jeszcze ciągle przed mostem w pobliżu Szczucina, mogły więc zmienić brzeg Wisły i zgarnąć nas z Sadkowej Góry, ale pogoda zaczęła się poprawiać, więc podjąłem decyzje - jedziemy do Baranowa Sandomierskiego do którego mieliśmy jeszcze jakieś 24 km.
W Gawłuszowicach GPS proponował nam kolejny terenowy skrót, ale tym razem wycofaliśmy się i nadłożyliśmy trochę po asfalcie. Po skręcie z drogi wojewódzkiej 982 ma Rożniaty, nad nami pojawiła się ciężka burzowa chmura, zaczęło walić piorunami, choć jeszcze nie padało. Zatrzymaliśmy się pod wiatą przystanku i zadzwoniliśmy po wsparcie, ale ponieważ burza zaczęła się odsuwać i dalej nie padało, podjąłem decyzje, że jednak dojedziemy do Baranowa Sandomierskiego. Nie ujechaliśmy jednak nawet 3 km i zaczęło padać, Krzysiek chciał czekać, ale ja stwierdziłem, że dziewczyny mogą mieć problem tu trafić, a do Baranowa pozostawało mniej niż 10 km, więc jednak dojedziemy. Cały czas padało, ale był to raczej delikatny deszczyk, burza odeszła na dobre, ubraliśmy więc kurtki i w drogę.
Przez kolejne kilka kilometrów jechaliśmy w deszczu, nie było to za przyjemne doświadczenie, ale w końcu zdarzało mi się to nie pierwszy raz. Gorzej całą sytuacje przechodził Krzysiek, który nie ma wyprawowego doświadczenia i jeszcze nigdy na dłuższe trasy w deszczu nie jeździł. Tuż przed Baranowem Sandomierskim padać przestało, ściągnęliśmy więc kurtki i do Baranowa wjechaliśmy już przy ładnej pogodzie.
Na rynku w Baranowie czekały już dziewczyny, Krzysiek zaczął pakować się do samochodu, a ja postanowiłem jechać dalej. Szybko zmieniłem mokrą koszulkę i po kilku minutach ruszyłem dalej - do Sandomierza pozostawało jeszcze jakieś 30 km. Zgodnie z założoną wcześniej trasą po chwili wjechałem na drogę wojewódzką nr 985, która po chwili przeszła w drogę 871, którą dojechałem do Tarnobrzega. Nie był to najprzyjemniejszy odcinek trasy, droga była ruchliwa, a przed Tarnobrzegiem przeszła nawet 2 dwupasmówkę. Dopiero przed samym centrum miasta pojawiła się z boku ścieżka rowerowa.
Wjechałem do miasta i za wyrysowanym śladem ruszyłem przez jakieś osiedla w kierunku Wisły, którą zamierzałem w końcu przekroczyć. Spodziewałem się mostu, a tym czasem czekał mnie prom, przepłynąłem rzekę i ruszyłem dalej, miałem jechać bocznymi drogami wzdłuż Wisły. Droga faktycznie była boczna, ale w pewnym momencie przeszła w szutrówkę po wale, niestety w tym momencie się zagapiłem i w odpowiednim momencie nie zjechałem z wału. Szeroka szutrówka robiła się coraz węższa, aż w końcu musiałem jechać błotnistą, szeroką na 10 cm ścieżką wśród traw. Na szczęście w końcu pojawił się zjazd, dalej już pilnowałem asfaltu, choć jeszcze raz na jakieś 300 metrów musiałem wyjechać na wał.
Na 8 km przed celem musiałem jeszcze stanąć w sklepie, bo bidonie już od dawna była susza. Dalej już bez problemów dojechałem do Sandomierza. Wyprawę postanowiłem zakończyć na rynku, czekał mnie więc jeszcze kilkuset metrowy stromy podjazd po kostce brukowej. Kilka minut po 19 byłem na miejscu, zrobiłem kilka fotek i zadzwoniłem do żony spytać gdzie w zasadzie mieszkamy:) Dostałem adres Leszka Czarnego 3, wprowadziłem go do GPS i okazało się, że na miejsce mam jakieś 1200 metrów.
Na początek zjazd pod zamek, a potem GPS kierował mnie jakąś dziwną brukowaną drogą mocno pod górę, ale cóż jedziemy, podjazd dużo gorszy od tego na rynek, bruk nie równy, śliski, stromo - jednym słowem ulica Staromiejska. Na szczęście nie było daleko 500 metrów podjazdu po bruku, potem jeszcze jakieś 200 metrów po asfalcie i byłem na noclegu kończąc tym samym moją całodzienną wyprawę.
Mimo początkowych obaw głównie o pogodę udało mi się dojechać na miejsce. Byłem zmęczony, ale myślę, że jakbym musiał to jeszcze spokojnie mógłbym trochę kilometrów przejechać. Na moim liczniku przejechałem przeszło 172 km, ale realnie rzecz biorąc, było to pewnie jakieś 168,5 km (po tej wyprawie dokładnie pokalibrowałem liczniki), Krzysiek do Baranowa Sandomierskiego zrobił 134 km o 1 km bijąc swój dotychczasowy rekord życiowy, dla mnie jest to drugi rezultat w karierze po zeszłorocznym przeszło 200 km po szlaku Bursztynowym do Nowego Korczyna i z powrotem.
Tuż przed wyjazdem musiałem jeszcze skoczyć załatwić jedną sprawę w Rynku, więc zanim ruszyłem na trasę to miałem już na liczniku ponad 2 km. Na początek ruszyliśmy dość mocnym tempem przez Puszczę Niepołomicką, pogoda była kiepska, ale na szczęście nie padało, zakładaliśmy że jeśli zacznie się ulewa (prognoza przewidywała opady już od 11) to zadzwonimy po wsparcie. Bez problemów przejechaliśmy jednak całą Puszczę, przeprawiliśmy się przez Rabę w Milkuszowicach i dobrym tempem jechaliśmy dalej. Gdzieś koło Okulic Krzysiek zarządził pierwszą przerwę pod sklepem, ale w sklepie była mega kolejka, więc ostatecznie zatrzymaliśmy się dopiero pod sklepem w Bratucicach na 30 km trasy, 10 minutowy postój na picie, banana i jedziemy dalej. Po kolejnych 12 km dojechaliśmy do Szczurowej i tu pod parasolkami zrobiliśmy kolejny postój. To było pierwsze miejsce gdzie mogliśmy liczyć na pomoc samochodu technicznego, który do Sandomierza miał podążać drugą stroną Wisły, ale akurat w tym momencie zaczęło się rozpogadzać, więc stwierdziliśmy że nie ma żadnych przeszkód żeby jechać dalej.
Ze Szczurowej ruszyliśmy na Zaborów i Miechowice Małe, gdzie dość nieoczekiwanie pojawiły się informacje o zamknięciu mostu, objazd był jednak za długi, więc postanowiliśmy zaryzykować. Most faktycznie był całkowicie rozkopany, ale na szczęście prowizoryczne przejście dla pieszych pozostawiono i bez problemu przeprawiliśmy się na drugi brzeg. Następnie dojechaliśmy do Wietrzychowic, gdzie czekała nas kolejna rzeczna przeprawa, tym razem promem przez Dunajec.
Dalej ruszyliśmy przy pięknej słonecznej pogodzie w kierunku Zalipia, serwis ridewithgps wyrysował mi skrót między Siedloszewicami a Żelichowem, niestety potem okazało się, że trafiliśmy na prawie 2 km odcinek drogi szutrowej, jakoś jednak się przeprawiliśmy i po kilkunastu minutach przejechaliśmy przez malowaną wieś Zalipie. Dalej jechaliśmy bocznymi drogami przez Polipie i Bolesław gdzie zrobiliśmy krótki postój, a następnie ruszylismy w kierunku Szczucina. Pogoda dalej była niezła, miejscami co prawda się chmurzyło, trochę wiało ale jak na to co prognozowano było bardzo dobrze. Tuż przed 90 km trasy dojechaliśmy do Szczucina, gdzie zrobiliśmy mniej więcej 40 minutową przerwę obiadową.
Zmęczenie już dawało o sobie znać, niedaleko Szczucina był most na Wiśle, dziewczyny jeszcze nie wyjechały z Niepołomic, więc bez problemu mogły nas stąd zgarnąć, ale z drugiej strony jechaliśmy w końcu do Sandomierza, pogoda była w miarę, dlaczego mielibyśmy rezygnować, więc po obiedzie ruszyliśmy dalej. Stało się jasne, że następnym miejscem w którym ewentualnie możemy liczyć na pomoc, jest odległy o 50 km Baranów Sandomierski.
Za Szczucinem wyjechaliśmy na dość ruchliwą i nie przyjemną drogę nr 982. Droga była płaska jak stół i charakteryzowała się bardzo długimi, wietrznymi prostymi. Na domiar złego po przejechaniu jakiś 12 km w Otałężu złapał nas deszcz. Padało na szczęście krótko i po jakiś 10 minutach ruszyliśmy dalej. Jednak po kolejny 10 km w Sadkowej Górze dopadła nas burza z potężną ulewą, na szczęście znaleźliśmy dobre schronienie pod betonowymi schodami przy jakimś sklepie. W czasie burzy zaczęły pojawiać się wątpliwości czy udana nam się dojechać, zadzwoniliśmy do dziewczyn, były jeszcze ciągle przed mostem w pobliżu Szczucina, mogły więc zmienić brzeg Wisły i zgarnąć nas z Sadkowej Góry, ale pogoda zaczęła się poprawiać, więc podjąłem decyzje - jedziemy do Baranowa Sandomierskiego do którego mieliśmy jeszcze jakieś 24 km.
W Gawłuszowicach GPS proponował nam kolejny terenowy skrót, ale tym razem wycofaliśmy się i nadłożyliśmy trochę po asfalcie. Po skręcie z drogi wojewódzkiej 982 ma Rożniaty, nad nami pojawiła się ciężka burzowa chmura, zaczęło walić piorunami, choć jeszcze nie padało. Zatrzymaliśmy się pod wiatą przystanku i zadzwoniliśmy po wsparcie, ale ponieważ burza zaczęła się odsuwać i dalej nie padało, podjąłem decyzje, że jednak dojedziemy do Baranowa Sandomierskiego. Nie ujechaliśmy jednak nawet 3 km i zaczęło padać, Krzysiek chciał czekać, ale ja stwierdziłem, że dziewczyny mogą mieć problem tu trafić, a do Baranowa pozostawało mniej niż 10 km, więc jednak dojedziemy. Cały czas padało, ale był to raczej delikatny deszczyk, burza odeszła na dobre, ubraliśmy więc kurtki i w drogę.
Przez kolejne kilka kilometrów jechaliśmy w deszczu, nie było to za przyjemne doświadczenie, ale w końcu zdarzało mi się to nie pierwszy raz. Gorzej całą sytuacje przechodził Krzysiek, który nie ma wyprawowego doświadczenia i jeszcze nigdy na dłuższe trasy w deszczu nie jeździł. Tuż przed Baranowem Sandomierskim padać przestało, ściągnęliśmy więc kurtki i do Baranowa wjechaliśmy już przy ładnej pogodzie.
Na rynku w Baranowie czekały już dziewczyny, Krzysiek zaczął pakować się do samochodu, a ja postanowiłem jechać dalej. Szybko zmieniłem mokrą koszulkę i po kilku minutach ruszyłem dalej - do Sandomierza pozostawało jeszcze jakieś 30 km. Zgodnie z założoną wcześniej trasą po chwili wjechałem na drogę wojewódzką nr 985, która po chwili przeszła w drogę 871, którą dojechałem do Tarnobrzega. Nie był to najprzyjemniejszy odcinek trasy, droga była ruchliwa, a przed Tarnobrzegiem przeszła nawet 2 dwupasmówkę. Dopiero przed samym centrum miasta pojawiła się z boku ścieżka rowerowa.
Wjechałem do miasta i za wyrysowanym śladem ruszyłem przez jakieś osiedla w kierunku Wisły, którą zamierzałem w końcu przekroczyć. Spodziewałem się mostu, a tym czasem czekał mnie prom, przepłynąłem rzekę i ruszyłem dalej, miałem jechać bocznymi drogami wzdłuż Wisły. Droga faktycznie była boczna, ale w pewnym momencie przeszła w szutrówkę po wale, niestety w tym momencie się zagapiłem i w odpowiednim momencie nie zjechałem z wału. Szeroka szutrówka robiła się coraz węższa, aż w końcu musiałem jechać błotnistą, szeroką na 10 cm ścieżką wśród traw. Na szczęście w końcu pojawił się zjazd, dalej już pilnowałem asfaltu, choć jeszcze raz na jakieś 300 metrów musiałem wyjechać na wał.
Na 8 km przed celem musiałem jeszcze stanąć w sklepie, bo bidonie już od dawna była susza. Dalej już bez problemów dojechałem do Sandomierza. Wyprawę postanowiłem zakończyć na rynku, czekał mnie więc jeszcze kilkuset metrowy stromy podjazd po kostce brukowej. Kilka minut po 19 byłem na miejscu, zrobiłem kilka fotek i zadzwoniłem do żony spytać gdzie w zasadzie mieszkamy:) Dostałem adres Leszka Czarnego 3, wprowadziłem go do GPS i okazało się, że na miejsce mam jakieś 1200 metrów.
Na początek zjazd pod zamek, a potem GPS kierował mnie jakąś dziwną brukowaną drogą mocno pod górę, ale cóż jedziemy, podjazd dużo gorszy od tego na rynek, bruk nie równy, śliski, stromo - jednym słowem ulica Staromiejska. Na szczęście nie było daleko 500 metrów podjazdu po bruku, potem jeszcze jakieś 200 metrów po asfalcie i byłem na noclegu kończąc tym samym moją całodzienną wyprawę.
Mimo początkowych obaw głównie o pogodę udało mi się dojechać na miejsce. Byłem zmęczony, ale myślę, że jakbym musiał to jeszcze spokojnie mógłbym trochę kilometrów przejechać. Na moim liczniku przejechałem przeszło 172 km, ale realnie rzecz biorąc, było to pewnie jakieś 168,5 km (po tej wyprawie dokładnie pokalibrowałem liczniki), Krzysiek do Baranowa Sandomierskiego zrobił 134 km o 1 km bijąc swój dotychczasowy rekord życiowy, dla mnie jest to drugi rezultat w karierze po zeszłorocznym przeszło 200 km po szlaku Bursztynowym do Nowego Korczyna i z powrotem.
Do pracy
Środa, 23 lipca 2014 | dodano:24.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 28.35 km
- Czas: 01:00
- VAVG 28.35 km/h
- VMAX 33.92 km/h
- Temp.: 30.0 °C
- Podjazdy: 50 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Środa, kolejny raz do pracy, tym razem na crossie. Zacząłem dość wolno, ale w lesie wyraźnie się rozkręciłem. Na Sitowcu zauważyłem, że jakiś gościu siedzi mi na kole. Cały czas jechałem dość mocno ze średnią ponad 30 km/h ale gościa nie urwałem, na skraju Puszczy on skręcił w Żubrostradę a ja pojechałem do pracy.
Powrót przy lampie i wietrze, starałem się jechać mocno, ale miejscami nie dawałem rady. W Niepołomicach wstąpiłem na chwilę na rynek i efekcie wyszedł mi czas minimalnie powyżej 1 godziny.
Po południu siadłem przed TV i zobaczyłem kolejne wspaniałe zwycięstwo Rafała Majki na Tdf, tym razem Rafał wygrał na 17 etapie z metą w Pla d’Adet - czyli na tej samej górze gdzie 21 lat temu zwyciężył Zenon Jaskuła. To zwycięstwo dało też Rafałowi wyraźnie prowadzenie w klasyfikacji górskiej, jednak o zwycięstwo trzeba będzie jeszcze powalczyć.
Do pracy: dyst.: 13,95 km; czas: 29:29; średnia: 28,41 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,23 km; czas: 27:25; średnia: 31,14 km/h.
Powrót przy lampie i wietrze, starałem się jechać mocno, ale miejscami nie dawałem rady. W Niepołomicach wstąpiłem na chwilę na rynek i efekcie wyszedł mi czas minimalnie powyżej 1 godziny.
Po południu siadłem przed TV i zobaczyłem kolejne wspaniałe zwycięstwo Rafała Majki na Tdf, tym razem Rafał wygrał na 17 etapie z metą w Pla d’Adet - czyli na tej samej górze gdzie 21 lat temu zwyciężył Zenon Jaskuła. To zwycięstwo dało też Rafałowi wyraźnie prowadzenie w klasyfikacji górskiej, jednak o zwycięstwo trzeba będzie jeszcze powalczyć.
Do pracy: dyst.: 13,95 km; czas: 29:29; średnia: 28,41 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,23 km; czas: 27:25; średnia: 31,14 km/h.
Do pracy na szosówce
Wtorek, 22 lipca 2014 | dodano:23.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 28.39 km
- Czas: 00:56
- VAVG 30.42 km/h
- VMAX 37.92 km/h
- Temp.: 30.0 °C
- Podjazdy: 50 m
- Sprzęt: Lapierre S Tech 300
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wtorek, tym razem do pracy pojechałem na szosówce, wybrałem też ulubioną drogę przez las. Znowu wiało, ale w Puszczy udało mi się rozkręcić niezłe tempo, problemy pojawiły się jednak po wyjeździe z lasu. Odcinek po otwartym terenie mocno mnie zmęczył. Tuż przed szkołą zatrzymałem się jeszcze w sklepie i ostatnie 300 metrów pokonałem już w tempie spacerowym.
W drugą stronę starałem się mocno cisnąć i mimo dużo wolniejszej jazdy przez miasto udało mi się wykręcić średnią 30,16 km/h na całym dzisiejszym dystansie.
Do pracy: dyst.: 14,16 km; czas: 29:05; średnia: 29,25 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,23 km; czas: 27:25; średnia: 31,14 km/h.
W drugą stronę starałem się mocno cisnąć i mimo dużo wolniejszej jazdy przez miasto udało mi się wykręcić średnią 30,16 km/h na całym dzisiejszym dystansie.
Do pracy: dyst.: 14,16 km; czas: 29:05; średnia: 29,25 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,23 km; czas: 27:25; średnia: 31,14 km/h.
Do pracy
Poniedziałek, 21 lipca 2014 | dodano:22.07.2014 Kategoria praca, Po płaskim, samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką
- DST: 27.61 km
- Czas: 01:06
- VAVG 25.10 km/h
- VMAX 35.00 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 50 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Znowu poniedziałek, więc znowu do pracy. Tym razem jazda drogą główną, bo musiałem wstąpić jeszcze w jedno miejsce w Zabierzowie Bocheński. Niestety na cały odcinku jazda pod dość silny wiatr, męczyłem się strasznie:(
W drodze powrotnej lampa, było strasznie gorąco i duszno, aż mi się nie chciało kręcić. Dopiero w lesie trochę się rozkręciłem i podkręciłem tempo.
Gdzieś mi się zapodział licznik, więc dzisiejszy odczyt jest z GPSa.
Do pracy: dyst.: 13,46 km; czas: 32:14; średnia: 24,1 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,15 km; czas: 33:46; średnia: 25,14 km/h.
W drodze powrotnej lampa, było strasznie gorąco i duszno, aż mi się nie chciało kręcić. Dopiero w lesie trochę się rozkręciłem i podkręciłem tempo.
Gdzieś mi się zapodział licznik, więc dzisiejszy odczyt jest z GPSa.
Do pracy: dyst.: 13,46 km; czas: 32:14; średnia: 24,1 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,15 km; czas: 33:46; średnia: 25,14 km/h.
Do pracy
Czwartek, 17 lipca 2014 | dodano:18.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 27.75 km
- Czas: 00:56
- VAVG 29.73 km/h
- VMAX 34.70 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 50 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny wyjazd do pracy na rowerze, tym razem zdecydowałem się jechać do Woli Zabierzowskiej drogą główną 964. Nie jest to najprzyjemniejsza droga do jazdy, ale za to zdecydowanie najszybsza. Dziś rano nie miałem tak mocnej nogi jak wczoraj, musiałem jechać nie lżejszym przełożeniu mimo to udało mi się trzymać tempo w granicach 29-30 km/h. Dojazd drogą główną okazał się tylko o 600 metrów krótszy niż drogą przez las, ale za to wykręciłem czas o przeszło 2 minuty krótszy niż podczas wczorajszego rekordowego dojazdu drogą przez las.
W drodze powrotnej znów burza, tym razem nie udało mi się schować przed deszczem. Kropiło w zasadzie już od Zabierzowa, ale mocniej zaczęło padać jak byłem gdzieś na Sitowcu. W lesie jeszcze nie specjalnie odczuwałem padający deszcz, ale tuż przed osiedlem Piaski zatrzymałem się żeby ubrać kurtkę. Do rynku dojechałem w deszczu, tam przeczekałem i do domu moich rodziców pojechałem już po deszczu.
Dziś rekordowy przejazd na crossie, tam i z powrotem w niecałe 57 minut, pod Zajazdem Królewskim miałem średnią powyżej 30 km/h, ale potem jazda po chodniku, przez miasto i średnia ostatecznie dość wyraźnie mi spadła
Do pracy: dyst.: 13,34 km; czas: 27:13; średnia: 29,44 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,41 km; czas: 29:28; średnia: 29,34 km/h.
W drodze powrotnej znów burza, tym razem nie udało mi się schować przed deszczem. Kropiło w zasadzie już od Zabierzowa, ale mocniej zaczęło padać jak byłem gdzieś na Sitowcu. W lesie jeszcze nie specjalnie odczuwałem padający deszcz, ale tuż przed osiedlem Piaski zatrzymałem się żeby ubrać kurtkę. Do rynku dojechałem w deszczu, tam przeczekałem i do domu moich rodziców pojechałem już po deszczu.
Dziś rekordowy przejazd na crossie, tam i z powrotem w niecałe 57 minut, pod Zajazdem Królewskim miałem średnią powyżej 30 km/h, ale potem jazda po chodniku, przez miasto i średnia ostatecznie dość wyraźnie mi spadła
Do pracy: dyst.: 13,34 km; czas: 27:13; średnia: 29,44 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,41 km; czas: 29:28; średnia: 29,34 km/h.
Do pracy
Środa, 16 lipca 2014 | dodano:17.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 28.25 km
- Czas: 00:58
- VAVG 29.22 km/h
- VMAX 34.81 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 49 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Środa, wczoraj był dzień przerwy od roweru, ale dziś znów na rowerze do pracy. Na początku ruszyłem jakoś bez przekonania, wolno się rozkręcając, ale w Puszczy Niepołomickiej udało mi się złapać równy i dość mocny rytm. W rezultacie do pracy przyjechałem w czasie poniżej 30 minut, co jest rewelacyjnym rezultatem jak na jazdę crossem.
Około 13 ruszyłem w drogę powrotną, już na starcie usłyszałem grzmoty w oddali, ale na razie jeszcze burzy nie było. Znów jechałem dość mocno, na twardym obrocie podnosząc jeszcze średnią uzyskaną rano. Na 3 km przed Niepołomicami wpadłem na silny, porywisty, czołowy wiatr, burza wyraźnie się zbliżała. Starałem się jechać jak najszybciej żeby uciec przed deszczem, ale wiatr dość wyraźnie mnie hamował. Pod Zajazdem Królewskim moją średnia wynosiła 29,44 km, ale później niestety jazda po chodniku i przez miasto, więc musiałem zwolnić. Gdy wjechałem na ulicę Bocheńską pojawiły się pierwsze krople deszczu, na szczęście udało mi się schować przed nadchodzącą ulewą u kolegi w sklepie na rynku. Po deszcze jeszcze dojazd do domu moich rodziców, gdzie parkuje moje maszyny.
Dziś pojechałem bardzo mocno, wyraźnie noga dobrze mi kręciła i miałem na tyle siły by utrzymywać prędkość powyżej 30 km/h.
Do pracy: dyst.: 13,90 km; czas: 29:17; średnia: 28,52 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,35 km; czas: 29:01; średnia: 29,67 km/h.
Około 13 ruszyłem w drogę powrotną, już na starcie usłyszałem grzmoty w oddali, ale na razie jeszcze burzy nie było. Znów jechałem dość mocno, na twardym obrocie podnosząc jeszcze średnią uzyskaną rano. Na 3 km przed Niepołomicami wpadłem na silny, porywisty, czołowy wiatr, burza wyraźnie się zbliżała. Starałem się jechać jak najszybciej żeby uciec przed deszczem, ale wiatr dość wyraźnie mnie hamował. Pod Zajazdem Królewskim moją średnia wynosiła 29,44 km, ale później niestety jazda po chodniku i przez miasto, więc musiałem zwolnić. Gdy wjechałem na ulicę Bocheńską pojawiły się pierwsze krople deszczu, na szczęście udało mi się schować przed nadchodzącą ulewą u kolegi w sklepie na rynku. Po deszcze jeszcze dojazd do domu moich rodziców, gdzie parkuje moje maszyny.
Dziś pojechałem bardzo mocno, wyraźnie noga dobrze mi kręciła i miałem na tyle siły by utrzymywać prędkość powyżej 30 km/h.
Do pracy: dyst.: 13,90 km; czas: 29:17; średnia: 28,52 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,35 km; czas: 29:01; średnia: 29,67 km/h.
Do pracy
Poniedziałek, 14 lipca 2014 | dodano:16.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, praca, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
- DST: 28.32 km
- Czas: 01:03
- VAVG 26.97 km/h
- VMAX 31.75 km/h
- Temp.: 25.0 °C
- Podjazdy: 60 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ostatni do pracy rowerem pojechałem równo tydzień temu, potem pogoda nie bardzo pozwalała na jazdę rowerem, więc jeździłem samochodem. Podobno pogoda ma się już na dobre poprawić, więc przez najbliższe 2 tygodnie planuję jeździć głównie rowerem.
Rano do pracy jechałem dość spokojnie mimo to osiągnąłem całkiem niezły czas.
Powrót bez większej historii, jechało mi się w miarę dobrze i szybko wróciłem do domu.
Do pracy: dyst.: 13,97 km; czas: 31:26; średnia: 26,68 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,35 km; czas: 32:23; średnia: 26,58 km/h.
Rano do pracy jechałem dość spokojnie mimo to osiągnąłem całkiem niezły czas.
Powrót bez większej historii, jechało mi się w miarę dobrze i szybko wróciłem do domu.
Do pracy: dyst.: 13,97 km; czas: 31:26; średnia: 26,68 km/h.
Z pracy: dyst.: 14,35 km; czas: 32:23; średnia: 26,58 km/h.
Do pracy
Poniedziałek, 7 lipca 2014 | dodano:08.07.2014 Kategoria 21-40 km, Po płaskim, samotnie, praca
- DST: 29.77 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 01:11
- VAVG 25.16 km/h
- VMAX 29.40 km/h
- Temp.: 30.0 °C
- Podjazdy: 59 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Poniedziałek, kolejny raz do pracy na rowerze, tym razem wybrałem crossa, bo miałem do zabrania trochę bagaży. Tym razem wybrałem trochę inny wariant przejazdu przez miasto, dzięki czemu uniknąłem jazdy chodnikiem, a trasa wyszła mi zaledwie o jakieś 200 metrów dłuższa. Sama jazda dość spokojna, starałem się nie przeciążać mimo to w sumie zajechałem do pracy w całkiem niezłym czasie.
Do Niepołomic postanowiłem wrócić inną drogą biegnącą mniej więcej wzdłuż Wisły. Taką trasą w tej konfiguracji w sumie jeszcze nigdy nie jechałem.Taki wybór trasy miał niestety pewne minusy, po pierwsze cały czas jechałem w pełnym słońcu, po drugie częściowo pod wiatr, po trzecie po drodze kiepskiej jakoś, miał być nawet odcinek po szutrach, ale okazało się że akurat wylewają na nim asfalt, kawałek przejechałem więc asfaltem, ale potem musiałem przeprowadzać rower po trawie. Już w samych Niepołomicach pojechałem jeszcze na ulicę Akacjową na poszukiwanie szklarza, który mógłby mi wkleić lustro do łazienki i ostatecznie cała trasa do domu wyszła mi około 15,5 km. Jednak opcja jazdy przez las jest zdecydowanie lepsza:)
Do pracy: dyst.: 14,18 km; czas: 32:33; średnia: 26,15 km/h.
Z pracy: dyst.: 15,59 km; czas: 39:20; średnia: 23,78 km/h.
Do Niepołomic postanowiłem wrócić inną drogą biegnącą mniej więcej wzdłuż Wisły. Taką trasą w tej konfiguracji w sumie jeszcze nigdy nie jechałem.Taki wybór trasy miał niestety pewne minusy, po pierwsze cały czas jechałem w pełnym słońcu, po drugie częściowo pod wiatr, po trzecie po drodze kiepskiej jakoś, miał być nawet odcinek po szutrach, ale okazało się że akurat wylewają na nim asfalt, kawałek przejechałem więc asfaltem, ale potem musiałem przeprowadzać rower po trawie. Już w samych Niepołomicach pojechałem jeszcze na ulicę Akacjową na poszukiwanie szklarza, który mógłby mi wkleić lustro do łazienki i ostatecznie cała trasa do domu wyszła mi około 15,5 km. Jednak opcja jazdy przez las jest zdecydowanie lepsza:)
Do pracy: dyst.: 14,18 km; czas: 32:33; średnia: 26,15 km/h.
Z pracy: dyst.: 15,59 km; czas: 39:20; średnia: 23,78 km/h.