- Kategorie bloga:
- 0-20 km (165)
- 100 km i więcej (35)
- 21-40 km (294)
- 41-60 km (130)
- 61-80 km (36)
- 81-99 km (12)
- Akcja cmentarze 2014 (10)
- Geocaching (8)
- Gniezno 2016 (5)
- Jura 2015 (3)
- Jura 2016 (3)
- Jura2012 (2)
- Łapczyca (51)
- Mazury 2012 (9)
- miasto (11)
- pieszo (26)
- Po górkach (325)
- Po płaskim (348)
- praca (107)
- Przez Puszczę Niepołomicką (291)
- Rajdy rekreacyjne (6)
- RNO (24)
- samotnie (383)
- w grupie (29)
- Wiedeń 2013 (6)
- wycieczki piesze (6)
- Wyprawy wielodniowe (34)
- wyścig kolarski (19)
- Z córką (15)
- Z uczniami (5)
- Z Żoną / Narzeczoną (66)
- Zachodniogalicyjskie cmentarze (104)
- zawody (24)
Wpisy archiwalne w kategorii
Po górkach
Dystans całkowity: | 12896.04 km (w terenie 1568.70 km; 12.16%) |
Czas w ruchu: | 673:49 |
Średnia prędkość: | 19.14 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.10 km/h |
Suma podjazdów: | 133342 m |
Maks. tętno maksymalne: | 189 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (83 %) |
Suma kalorii: | 94371 kcal |
Liczba aktywności: | 325 |
Średnio na aktywność: | 39.68 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
miniOdyseja Miechowska 2012
Sobota, 14 kwietnia 2012 | dodano:14.04.2012 Kategoria Po górkach, 41-60 km, RNO, zawody
- DST: 56.48 km
- Teren: 20.00 km
- Czas: 03:06
- VAVG 18.22 km/h
- VMAX 59.34 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 715 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wraz z Wojtkiem przejechałem miniOdyseję Miechowską na trasie turystycznej - miałem kłopoty z rowerem, popełniliśmy kilka błędów nawigacyjnych mimo to poszło nie najgorzej 11 i 12 miejsce w kategorii open oraz 7 i 8 w kategorii Turystyczna Elita. Wynik zdecydowanie lepszy niż jazda i jak zwykle pewien niedosyt ponieważ patrząc na wyniki mam wrażenie, że mogliśmy wypaść znacznie lepiej przegraliśmy o zaledwie 1 minutę z dwójką z Xbox 360 Bike team a tylko ostatnia błędna decyzja kosztowała nas przeszło 8 minut.
Pierwszy błąd popełniłem już przed startem a mianowicie dopiero wieczorem w piątek odebrałem rower z serwisu po wymianie całego napędu i nie zdążyłem go przetestować i jak się okazało miałem z tego powodu mega problemy na trasie. Do Miechowa dojechaliśmy bez przeszkód, odebraliśmy numer i około 9 zaczęliśmy przygotowywać się do startu, jak się okazało zamontowanie mapnika i innych szpejów na rowerze zajęło mi dość dużo czasu, więc na start honorowy pod MDK w Miechowie przyjechaliśmy w ostatniej chwili. Około 9:50 ruszyliśmy za samochodem przez rynek, później bocznymi drogami do drogi krajowej nr 7, przecięliśmy ją i dopiero kilkaset metrów dalej mieliśmy start ostry. Dostaliśmy mapy i od razu można było jechać, ledwo więc zdążyłem wsunąć mapę do mapnika i już musiałem pędzić za Wojtkiem pod górę.
Pierwszy punkt oznaczony nr 1 blisko i bez problemów nawigacją, złamana ambona na skraju lasu, dojechaliśmy w licznej grupie - pod górkę miałem mały problem z przerzutką, ale ostatecznie szybko zaliczyliśmy ten punkt. Dalej postanowiliśmy jechać do punktu nr 4, szybki zjazd błotną ścieżką do asfaltu. Pędząc jednak drogą przegapiliśmy właściwy skręt lewo, więc już na samym początku musieliśmy się wracać, to nie był jak się okazało koniec kłopotów z dotarciem do tego punktu. Wróciliśmy na właściwą asfaltówkę, ale przegapiliśmy ścieżkę w prawo, którą do punktu podążała większość drużyn - na szczęście dla nas tak ścieżka wymagała przejścia odcinka piechotą, więc nas błąd nie kosztował nas aż tak strasznie dużo. My zajechaliśmy na punkt od drugiej strony, co prawda na rowerze, ale nadłożyliśmy trochę metrów, tracąc kontakt z większą grupą. Trzeci punkt znajdował się przy wyciągu narciarskim do którego na szczęście trafiliśmy bez żadnych problemów. Kolejny punkt oznaczony nr 6 miał znajdować się lesie przy ambonie na skraju polany, Wojtek bał się trochę plątaniny leśny ścieżek, ale na szczęście poszło łatwo. Kolejny punkt do którego jechaliśmy był oznaczony nr 9, do tego punktu trzeba było przejechać spory kawałek trasy, a na początek wyjechać z lasu, tu zdarzył się na mały błąd wybraliśmy złą ścieżkę i musieliśmy nadłożyć kilkaset metrów. Pojawił się też niestety większy problem, przerzutki moim rowerze, które od samego początku nie działały najlepiej - całkiem odmówiły mi posłuszeństwa. W momencie gdy wrzuciłem na największe koło z tyłu już nie mogłem zrzucić niżej i rezultacie straciłem całą moc. Musieliśmy się zatrzymać, palcami jakoś naciągnąłem linkę, ale już do końca jazdy działały mi tylko niektóre przełożenia, na dodatek momentami tryby z tyłu zmieniały się same.
Punkt 9 znajdował się wąwozie, Wojtek od razu wypatrzył ślady opon i trafiliśmy bez pudła, odjeżdżając z punktu gościu na traktorze omal nas nie staranował, jak się później okazało lampion oznaczający punkt, zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, pewnie rolnik się zdenerwował, że jeździ mu się po polu i zwinął punkt. Nas na szczęście te kłopoty ominęły i ruszyliśmy dalej. Punkt 8 znajdował się na skraju lasu do którego prowadziła szutrowa droga mocno pod górę, z moimi przerzutkami miałem pewien problem ale jakoś na szczęście się udało wjechać. Dalej szybki zjazd szutrówką na którym coś się podziało z moim mapnikiem i już do końca drogi stukało coś na każdej nierówności. Punkt oznaczony nr 7 znajdował się na szczycie kopca w Racławicach, ponieważ byłem w tym miejscu rok temu na wycieczce to trafiłem na miejsce bez pudła. Od tego miejsca rozpoczął się powrót w kierunku Miechowa, na początek wróciliśmy się trochę drogą na Dziemięrzyce pod krzyż Styki - z tego miejsca Styka szkicował Panoramę Racławicką, tu skręt w prawo, przejechaliśmy obok mogił kosynierów i popędziliśmy w dół na Marchocice, obok jeziorka skręciliśmy w lewo i ruszyliśmy szutrówką w kierunku lasu. Tu mieliśmy małe problemy i ponieważ naszym zdaniem ścieżka, którą jechaliśmy odchodziła za bardzo w las, to zrobiliśmy skrót między drzewami, co okazało się dobrym pomysłem bo już po chwili byliśmy na punkcie, gdzie spotkaliśmy parę, która tuż przed nami odjeżdżała z kopca. Podbiliśmy punkt i szutrówką przez las ruszyliśmy do ostatniego punktu do zaliczenia - oznaczonego nr 2. Postanowiliśmy wybrać najkrótszą możliwą drogę, czyli ścieżkę przez las, droga okazała się ciężka, na dodatek odbiliśmy w lewo za wcześnie, drogą której na mapie nie było, ale szybko skorygowaliśmy położenie i po chwili byliśmy na punkcie tuż przed parą, którą już spotkaliśmy na wcześniejszych punktach. Do mety mieliśmy jechać drogą wojewódzką, ale ostatniej chwili postanowiliśmy coś przy kombinować, jak się okazało to był straszny błąd, drogi zaznaczonej na mapie zwyczajnie nie było i w końcu musieliśmy wrócić do pierwotnej koncepcji z drogą wojewódzką, tracąc jednak niepotrzebnie 8 minut i robiąc 2 kilometry. Dojazd do drogi wojewódzkiej był ciężki bo pod wiatr, ale jak już wypadliśmy na drogę to dostaliśmy wiatr w plecy i prowadząc na zmiany błyskawicznie dotarliśmy do Miechowa, przejechaliśmy krajówkę i padło hasło ścigamy się mety:)
Od drogi krajowej do mety był równo kilometr z jednym dość wyraźnie zarysowanym podjazdem. Na początek o pół roweru do przodu wyszedł Wojtek, ale jak rozpoczął się podjazd to ja chcąc się liczyć w walce musiałem go pokonać na twardym przełożeniu, ponieważ następny działający dobrze trybik miałem o dwa mniejszy. Ruszyłem więc pod górę z całej siły i zostawiłem Wojtka (który zdradzał objawy braku treningu) dobre 100 metrów z tyłu. Wpadłem na metę, sędziowie siedzieli w budynku, więc wszedłem do środka patrzę a tu karty oddaje dwóch zawodników Xbox360, jak się okazało nie mieli punktu 9, ale sędziowie im go zaliczyli (bo jak wspomniałem wcześniej ktoś zwinął lampion). Mój czas to 3:31, Wojtek miał 3:32 i z takim samym czasem przyjechał dobre nam znany zawodnik enduro69 (też bez punktu 9).
Zgodnie z tabelą wyników ja zająłem ostatecznie 7 miejsce w w kategorii elity na trasie turystycznej, a Wojtek był 8. Wyprzedzili mnie jeszcze: zwyciężczyni w kategorii kobiet i trzech zawodników w kategorii masters, więc w open zająłem 11 miejsce, a Wojtek 12 (skończyło 44 zawodników). Wynik w sumie dobry, ale biorąc pod uwagę błędy na początku i bezsensowny błąd na samym końcu mogło być zdecydowanie lepiej. Trzeci zawodnik na trasie turystycznej miał czas 3:07, więc był od nas lepszy o 24 minuty - na podium byśmy się chyba nie wdrapali, ale tuż za mogliśmy być.
Galeria wycieczki
Salina Cracoviensis
Wtorek, 10 kwietnia 2012 | dodano:10.04.2012 Kategoria Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, Po górkach, 81-99 km
- DST: 93.63 km
- Teren: 10.00 km
- Czas: 05:03
- VAVG 18.54 km/h
- VMAX 71.44 km/h
- Temp.: 13.0 °C
- Podjazdy: 853 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Przejazd po szlaku:
Długość: 87,48 km
Czas jazdy: 4:45:10
Średnia prędkość: 18,4 km/h
Wycieczkę rowerowym szlakiem solnym Salina Cracoviensis planowałem od jesieni, kiedy to na parkingu przy Puszczy Niepołomickiej zobaczyłem tablicę z mapą szlaku. Na podstawie oficjalnej strony szlaku www.salinacracoviensis.pl i znajdującej się tam interaktywnej mapy, wyrysowałem sobie trasę, której łączną długość oceniłem na niecałe 84 km. Wtorek po świętach to dzień jeszcze w szkole wolny a ponieważ pogoda dopisała to postanowiłem przejechać ten szlak w ramach treningu przed miniOdyseją w Miechowie.
Przed południem, gdy ruszałem na szlak słońce pięknie świeciło, ale temperatura nie przekraczała 10 stopni i cieniu było dość chłodno, więc gdy zajechałem na parking przy Puszczy to musiałem ubrać kurtkę i rękawiczki. Dopiero na parkingu włączyłem GPS, więc poniższy ślad jest tylko zapisem drogi, którą pokonałem na szlaku, nie uwzględnia dojazdu do parkingu i powrotu do domu po zamknięciu pętli. Na początek jazda Drogą Królewską przez Puszczę Niepołomicką, nie jechałem jakoś strasznie szybko bo starałem się dobrze rozłożyć siły. Pierwszy postój na Sitowcu i szybka fotka, cmentarza wojennego 325 i nowego dębu Batorego. Następny postój 2 km dalej i fotki Dębu Augusta II. Po dojechaniu do lesniczówki Przyborów, skręt w lewo a następnie w prawo na Żubrostradę, w Puszczy szlak solny (rowerek z niebieskim paskiem), jest bardzo dobrze oznakowany i w zasadzie na sposób coś pomylić. Żubrostradą dojechałem do drogi asfaltowej na Damienice, w tym miejscu niebieski szlak solny, łączy się z czarnym szlakiem rowerowym Doliny Drwinki, prowadzący od Ujścia Solnego - ten szlak traktowany jest również jako szlak łącznikowy Salina Cracoviensis. Kolejny postój nad Czarnym Stawem, choć tym razem zrobiłem tylko kilka fotek od strony drogi i ruszyłem dalej. Z Puszczy wyjechałem w Damienicach i od razu wjechałem na plac budowy autostrady, widać że prace są już mocno zaawansowane, wiadukt prawie stoi, a i sama droga już dobrze utwardzona. Kolejny postój w centrum Damienic pod kaplicą, zakupy w sklepie, i rzut oka na kolejną tablicę informującą o przebiegu szlaku solnego. Dalej przejazd, a w zasadzie przejście przez kładkę na Rabie, kładkę wyremontowano, ale i zawieszono znaki zabraniające przejazdu rowerem, więc wolałem nie ryzykować:)
Po przekroczeniu Raby wjechałem do Bochni kończąc tym samym najłatwiejszy odcinek trasy, dalej jazda pod cmentarz komunalny w Bochni, gdzie zrobiłem fotkę cmentarza wojennego 314 i prac przy montażu tablicy na pomniku ofiar zbrodni katyńskiej, pewnie na szybkości montowani tablicę ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej (właśnie minęła 2 rocznica i pewnie tym dniu miały się odbyć jakieś uroczystości). Od cmentarza podjazd w kierunku Osiedla Niepodległości, szlak jednak nie prowadzi na wprost tylko odbija w lewo w kierunku szybu Campi (co prawda znaki szlaku robiąc się nagle zielone, ale to tam trzeba jechać). Szlak omija szyb i wraca na osiedle, ale ja postanowiłem podjechać na plac szybu. Szyb Campi jest atrakcją turystyczną przy której od kilku lat funkcjonuję Osada VI Oraczy ukazująca życie mieszkańców tych terenów we wczesnym średniowieczu, byłem tam żoną gdy otwierano osadę - bardzo ciekawe miejsce. Z parkingu przed szybem jest też bardzo ciekawy widok, widać wieże bazyliki św. Mikołaja. Na pewno jadąc po solnym szlaku warto pojechać do centrum Bochni, zobaczyć rynek, ale ponieważ Bochnia jest mi dobrze znana to od razu powróciłem na szlak, przejechałem przez Osiedle Niepodległości i wyjechałem na ulicę Brodzińskiego prowadzącą do drogi nr 4. W miejscu, gdzie opuszczany Osiedle Niepodległości, do trasy szlaku solnego, dochodzi rowerowa trasa koloru czarnego - Via Regia Antigua z Chełmu do Bochni, która również jest traktowana jako trasa łącznikowa. Szlak Via Regia prowadzący przez Łapczycę, przejeżdżałem wielokrotnie i gorącą polecam, jako piękny widokowy odcinek. Jednak wracając do szlaku solnego, dojeżdżamy do drogi nr 4, wiaduktem pod szosą jadąc pod zakaz, który nie dotyczy tylko pojazdów rolniczych przejeżdżamy przez pod 4 i po skręcie w lewo rozpoczyna podjazd szutrową drogą do widocznego Lasu Skarbowego (Kopalińskiego). Przez ten lasek również już kilka razy przejeżdżałem, choć nigdy nie wjeżdżałem do niego właśnie tędy, odcinek na pewno bardzo ładny, ale dość trudny, droga szczególnie na początku wiedzie mocno pod górę, mój cross co prawda radził sobie z nawierzchnią drogi nie najgorzej, ale na tym odcinku na pewno lepiej by się jechało góralem. Z lasu wyjeżdżamy na trasę Via Panoramica w miejscowości Dąbrowica, czyli mniej więcej w połowie trasy widokowej prowadzącej z Pogwizdowa do Gierczyc, Via Panoramica też gorąco polecam, piękne widoki, co prawda wyjeżdżając w tym miejscu część z nich tracimy ale widoki w kierunku północnym na Łapczycę, Puszczę Niepołomicką i Kraków, a nawet dalej na wzniesienia Proszowickie wciąż przed nami. Trasę Via Panoramica, też już przejeżdżałem kilkukrotnie, więc tym razem tylko kilka zdjęć, ale jeśli ktoś pogrzebie na mojej stronce to na pewno znajdzie ich znacznie więcej. W Gierczycach, skręcamy w lewo w kierunku Zawady, mijamy szczyt Czyżyczki ze zbiornikiem wodnym i cmentarzem wojennym nr 336 (byłem na szczycie 18.03 zachęcam to przejrzenia zdjęć z tej wycieczki), jadąc prosto mamy odcinek zjazdu i dojeżdżamy do skrętu w prawo na Grabinę, 100 metrów lekko po górę i szalony zjazd do Grabiny. Zaraz po zjeździe mamy pomnik poświęcony ofiarom pacyfikacji wsi w styczniu 1945 roku, następnie skręcamy w prawo i rozpoczynamy podjazd do Buczyny, mijamy po prawej cmentarz wojenny 337 (patrz wycieczka 18.03) a w górze możemy zaobserwować szczyt Czyżyczki, ze zbiornikiem i cmentarzem 336. Podjazd do Buczyny nie jest może specjalnie trudny, ale trochę pod górę trzeba się namęczyć w nagrodę mamy bardzo szybki zjazd do Nieszkowic. Mała uwaga w tym miejscu moglibyśmy trochę skrócić szlak jadać w Buczynie w lewo zamiast w prawo, podjechać na szczyt wzgórza Borek i zjechać w Stradomce, a szlak prowadzi nas trochę na około, zjazdem do Nieszkowic i następnie plaskom drogą wzdłuż rzeki Stradomki. Ja pojechałem za szlakiem i po opisanym powyżej odcinku dojechałem do mostu na Stradomce, następnie na skrzyżowaniu skręciłem w prawo na Nieznanowice. Ten plaski odcinek w dolinie Raby do Niegowici, jest raczej mało ciekawy, w pewnym momencie nasz szlak krzyżuje się z czerwonym szlakiem rowerowym ziemi gdowskiej, gdyśmy pojechali nim wzdłuż Raby to dojechalibyśmy pod kopiec J.H. Dąbrowskiego w Pierzchowie. Jadać jednak szlakiem solnym dojeżdżamy do drogi na Gdów, którą przecinamy i po kolejnym dwóch kilometrach dojeżdżamy do Niegowici.
Zabytki Niegowici też mi są dobrze znane, zrobiłem więc parę fotek i stwierdziłem, że czas na dłuższy postój. Na liczniku w tym miejscu miałem już 50 km i mój organizm zaczął zdradzać objawy zmęczenia, uzupełniłem więc zapasy w sklepie, zjadłem batona i banana i po krótkiej analizie trasy ruszyłem dalej. Wracając jeszcze do Niegowici, mamy tu piękny kościół, wikarówkę w której w latach 1948-49 mieszkał Karol Wojtyła, jego pomnik przed kościołem, a kilkaset metrów dalej cmentarz parafialny na którego terenie znajduje się cmentarz wojenny 335. Na cmentarzu w Niegowici, ostatnio zrobiono porządki i wycięto dość dużo drzew, dzięki temu odsłonił się piękny widok, jak na dłoni widać stąd np. kościół kazimierzowski Łapczycy. Wycięto też drzewa i krzewy na terenie cmentarza wojennego.
Zaraz za cmentarzem w Niegowici mamy skrzyżowanie dróg, tu niestety widać słabe oznakowanie szlaku solnego na tym odcinku, ponieważ nie ma znaku pokazującego którą drogą jechać, a należy skręcić w lewo i rozpocząć podjazd przez Krakuszowice. Niedaleko skrzyżowania z tym że jadąc drogą na wprost znajduje się tajemnicy kopiec Krakusa - informacje o nim też znajdują się na mojej stronie (wycieczki 17.04.2010 r.). Dalsza droga prowadzi przez Wiatowice i Trąbki, na tym odcinku po raz pierwszy zobaczyłem, że istnieją rozbieżności pomiędzy mapą szlaku na stronie, a oznakowaniem w terenie. W Trąbkach na lekko wznoszącej się drodze przeżyłem spory kryzys, dopiero kilka łyków Adrenaline Mountain Dew pozwoliło mi jechać dalej. W Trąbka szlak skręca w prawo w szutrową ścieżkę, co też jest zmianą w stosunku to tego co mamy na stronie, ale jest to trasa lepsza, ponieważ pozwala nam w zasadzie uniknąć jazdy drogą główną. Pod kościół w Biskupicach mamy niezłą wspinaczkę, kilkaset metrów od kościoła mijamy tablicę z mapą szlaku solnego. Pod sam kościół już sobie podszedłem, ponieważ podjazd jest od drugiej strony, a szczerze mówiąc nie miałem siły wspinać się mega stromą ścieżką. Ze wzgórza na którym stoi kościół mamy piękną panoramę i widok na pobliską Chorągwicę, która będzie następnym punktem naszej wycieczki.
Kolejne metry wycieczki to droga przez mękę, podjazd z Biskupic do skrzyżowania z drogą na Chorągwicę, to 800 metrów podjazdu i 67 metrów w górę, pokonywałem ten podjazd już wcześniej, ale nigdy po przejechaniu przeszło 60 km, tym razem jechało mi się bardzo ciężko, ale na szczęście jakoś dałem radę. Na wspomnianym wyżej skrzyżowaniu skręcamy w prawo i zaraz po lewej mamy piękne widoki na południe, widać zalew Dobczycki, Gorce, a podczas tej wycieczki, widać było nawet zaśnieżone szczyty Tatr. Kolejne metry to zjazd z 408 m npm do 370 m npm, i rozpoczynamy przeszło 1,5 kilometrową wspinaczkę pod kościółek w Chorągwicy na wysokość 428 m npm, ale porównaniu wcześniejszym mega podjazdem, ten to już pikuś. Pod kościółkiem w Chorągwicy osiągamy najwyższy punkt wycieczki po szlaku solnym, znów możemy podziwiać widoki, tym razem w kierunku północnym. Sam maszt telewizyjny znajduję się jeszcze kilkaset metrów dalej, ale w miejscu gdzie już w zasadzie rozpoczyna się zjazd do Mietniowa.
W Chorągwicy kończy się najtrudniejszy odcinek szlaku solnego i rozpoczynamy przyjemny zjazd do Wieliczki, w pewnym momencie szlak odbija w wąską ścieżkę w prawo, ale cały czas pędzimy mocno w dół, właśnie na tym odcinku gdzieś zgubiłem szlak, oznakowanie było raczej słabe, więc na rynek w Wieliczce wjechałem po swojemu. Widać, że centrum Wieliczki ładnieje, zamek żupny był odremontowany już dawno, ale wypiękniał również rynek, a to jeszcze chyba nie koniec remontów. Następnym odcinek też przejechałem po swojemu, obok szybu Daniłowicza, będącego wizytówką wielickiej kopalni dojechałem do ulicy Marszałka Piłsudskiego, a następnie bocznymi drogami już po szlaku, dojechałem do skrzyżowania z drogą nr 4, przejechałem na prosto w kierunku Śledziejowic. Według strony Salina Cracoviensis, dalej szlak powinien prowadzić przez Śledziejowice, Kokotów, Węgrzce Wielkie do Zakrzowa, jadąc na zjeździe w Śledziejowicach, zobaczyłem znak szlaku prowadzący gdzieś w boczną drogę, ale ponieważ jechałem szybko doszedłem do wniosku, że nie będę się wracał, a szlak pewnie i tak za chwilę powróci na drogę, którą jadę. Niestety okazało się, że tak nie jest, przejechałem przez Śledziejowice, następnie przez Kokotów, gdzie sfotografowałem kapliczkę, przy której był być może kiedyś zlokalizowany cmentarz wojenny, oraz większą już odremontowaną kapliczkę znajdującą się kilkaset metrów dalej. Dalej przejechałem przez Węgrzce, przeciąłem drogę Wieliczka - Niepołomice, a na znaki szlaku solnego nie trafiłem. Zobaczyłem je dopiero w Zakrzowie i za oznakowaniem szlaku przejechałem przez Staniątki obok klasztoru sióstr Benedyktynek, na skraju Puszczy zatrzymałem się jeszcze pod cmentarzem wojennym 329, by po kolejnym kilometrze jazdy zamknąć pętlę Salina Cracoviensis na parkingu przy Puszczy gdzie wycieczkę rozpocząłem.
Na parkingu zobaczyłem sobie dokładnie mapę trasy znajdującą się na tablicy, okazało się że różni się ona od tej która jest na stronie i na podstawie której przygotowałem wycieczkę, a na odcinku Śledziejowice - Zakrzów prowadzi wręcz całkiem inną drogą, chyba krótszą choć nie wiem czy nie trochę trudniejszą. Kiedyś trzeba będzie więc zrobić poprawkę na szlaku Salina Cracoviensis, jeśli nie całego szlaku to może chociaż odcinka od Wieliczki (może Biskupic). Przydałaby się mapa papierowa z naniesionym szlakiem, oraz trochę lepsze oznakowanie (odpowiednio wcześniej sygnalizujące skręty). Na szlaku nie ma też tabliczek kilometrowych z odległościami do kolejnych punktów (takie tabliczki dotyczące też niedawno wytyczonego szlaku Żeleńskich widać na jednym ze zdjęć). Projekt Salina Cracoviensis kosztował 811 tys. złotych, to trochę dużo jak na 4 duże tablice z mapą szlaku, średniej jakości oznakowanie w terenie i stronę internetową wprowadzającą użytkownika w błąd co do przebiegu szlaku. Mimo wszystko jest to szlak ciekawy i na pewno godny polecenia, twórcy szlaku na swojej stronie piszą, że jest to szlak wielodniowy do podróżowania z sakwami, co moim zdaniem jest pewną przesadą, ale chcąc zwiedzić wszystkie zabytki na szlaku i pobliżu szlaku, warto mu poświęcić więcej czasu niż ja i być może faktycznie jest to szlak na 2 dni jazdy.
Na koniec nadszedł czas na podsumowanie wycieczki jako treningu przed odyseją, forma nie jest niestety satysfakcjonująca, widać że nie przepracowałem dobrze zimy. Nie ma mocy pod górę, siły wystarczyło na 50 km, podjazdy nawet te łatwiejsze szły mi opornie i na najlżejszych przełożeniach. Mimo wszystko trasę przejechałem, więc sądzę że na odysei też dam sobie radę, choć na pewno nie ma co liczyć na jakiś nadzwyczajny wynik.
Galeria wycieczki
Po okolicznych górkach
Środa, 4 kwietnia 2012 | dodano:04.04.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 28.12 km
- Teren: 3.00 km
- Czas: 01:23
- VAVG 20.33 km/h
- VMAX 58.26 km/h
- Temp.: 13.0 °C
- Podjazdy: 294 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szybka wycieczka po okolicznych górkach, na początek jazda terenowa ulicą Wrzosową przez nowe osiedle Boryczów. Szukałem jakieś szybkiej drogi do Staniątek, niestety na razie jeszcze takiej nie ma, ostatecznie wyjechałem na ulicę Komandosów, którą dojechałem do Wielickiej i dopiero na wysokości Coca-Coli odbiłem w prawo w kierunku Staniątek. Wąską asfaltową drogą wśród pól dojechałem do klasztoru w Staniątkach, przejechałem przez jego teren i ruszyłem w kierunku Zagórza, w ostatniej chwili podjąłem decyzję, że jednak podjadę sobie górkę w Słomirogu, na skrzyżowaniu skręciłem więc w prawo na Zakrzów i po 1,5 kilometra w lewo na Słomiróg. Przede mną podjazd, na początek dwie ścianki na dystansie 800 metrów - 37 metrów w górę zjazd i byłem w centrum wsi. Po chwili wytchnienia znowu pod górę do granicy Gminy Niepołomice na wysokość 264 metrów npm, mój podjazd kończy się jednak jeszcze wyżej, zaraz za tablicą Gmina Niepołomice skręcam w prawo i szutrową drogą dojeżdżam do punktu widokowego na wysokości 271 mnpm. Cały podjazd to 2 km - 66 metrów różnicy wysokości, ale ponieważ na trasie mamy odcinek zjazdu w sumie pod górę kręcimy 72 metry. Nie jest to może jakoś strasznie dużo, ale mi zawsze ten podjazd daje mocno w kość.
Na szczycie zrobiłem krótką przerwę, z tego miejsca mamy piękne widoki niestety zdjęcia dziś robiłem tylko komórką. Kolejny punkt na trasie to kościół w Bodzanowie, najpierw zjazd a potem znowu podjazd z bardzo stromą końcówką pod kościół - łącznie 900 metrów podjazdu i 41 metrów w górę (ostatnie 190 metrów to 17 metrów pod górę na ostatnich metrach przed samym kościołem nachylenie przekracza 10%). Pod kościołem zrobiłem fotkę, potem jeszcze kilka metrów pod górkę pod cmentarz i zjazd w kierunku drogi nr 4. Drogę krajową przeciąłem na pełnej prędkości i rozpocząłem kolejny podjazd - 800 metrów, 27 metrów w pionie, następnie skręt w lewo na Suchorabę i kilka kolejnych mniejszych podjazdów. Do cmentarza wojennego 376 w Suchorabie w zasadzie jedziemy cały czas pod górkę (z niewielkimi odcinkami zjazdów) pod cmentarzem osiągamy szczyt przełęczy na wysokości 302 mnpm.
Po krótkim podstoju pod cmentarzem ruszyłem dalej, terenowym skrótem w kierunku Zborczyc, na drogę asfaltową wyjeżdżam na kolejnej granicy Gminy Niepołomice, szybki przejazd w kierunku Czyżowa i zjazd do drogi nr 4, którą znowu przecinam i rozpoczynam kolejny podjazd do Brzezia (1,2 km - 32 metry pod górę) w Brzeziu skręcam w lewo opuszczając tym razem atrakcje Brzezia i szybki zjazdem dojeżdżam do Gruszek. W Gruszka znowu zjazd wąwozem i dalej skręt w lewo na Staniątki, na koniec skrót przez Puszczę i wyjeżdżam na ulicy Dębowej. Na koniec wycieczki podjechałem jeszcze do sklepu komputerowego po router i do domu.
W sumie wycieczka bardzo udana, pogoda ładna, forma ciągle taka sobie, ale tragedii nie ma. Kilka podjazdów zaliczonych, szkoda że prognozy na święta są takie sobie bo już planowałem kilka wycieczek.
Galeria wycieczki
Zabierzów i Sowiniec
Niedziela, 25 marca 2012 | dodano:25.03.2012 Kategoria 41-60 km, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 50.51 km
- Teren: 12.00 km
- Czas: 02:51
- VAVG 17.72 km/h
- VMAX 50.51 km/h
- Temp.: 16.0 °C
- Podjazdy: 505 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Miał być wyjazd z Krzyśkiem po trasie Miniodysei Miechowskiej 2011, ale Krzysiek po wczorajszym dziś nie dał rady jechać, więc pojechałem samochodem do Krakowa stamtąd rowerem do Zabierzowa pod radar Zapałka. Miałem jechać do Rudna pod zamek Tenczyn, ale forma jeszcze nie ta do tego wiatr, więc dojechałem tylko do Zabierzowa, ale i tak wyszła niezła wycieczka.
Na Błoniach zaparkowałem tuż przed 10:00 (w nocy była zmiana czasu, więc wcześniej się nie dało:) wyciągnąłem rower, dokręciłem mapnik, mimo że słońce świeciło mocno postanowiłem ubrać kurtkę a po chwili jazdy włożyłem nawet rękawiczki. Problem z dzisiejszym porankiem był taki, że niestety wiało i to momentami wcale nie tak słabo. Ruszyłem w kierunku Zabierzowa wzdłuż rzeki Rudawa, dość spory kawałek pokonałem ścieżką po wale, potem ścieżką przez pola i wyjechałem w Mydlnikach w pobliżu zbiorników retencyjnych na Rudawie, po chwili byłem już pod kościołem przy ul. Balickiej i tą właśnie ulicą ruszyłem w kierunku Szczygłowa, przez moment miałem nawet plan trzymać się Rowerowego Szlaku Orlich Gniazd, ale ponieważ w tym momencie, jeszcze ciągle moim celem był Zamek Tenczyn, więc postanowiłem pewne fragmenty skrócić po asfalcie. Od samego początku wycieczki niestety musiałem walczyć z wiatrem i to właśnie na ulicy Balickiej dał mi się mocno we znaki, ale dość szybko dojechałem do skrzyżowania z drogą na Zabierzów. W tym momencie koło mnie przemknął jakiś rowerzysta, przez chwilę się pod niego podpiąłem, ale zasuwał tak mocno, że musiałem skapitulować. Jednak już po kilku minutach skręcałem do Lasu Zabierzowskiego.
Trasę na tym odcinku znałem, ponieważ w maju 2011 r. pokonywałem ją wraz z żoną podczas Rowerowej Majówki z Wójtem Gminy Zabierzów, przede mną był dość spory podjazd, powolutku wjechałem, chciałem jeszcze odbić na punkt widokowy zaznaczony na mapie, ale okazało się że widoki z niego słabe, więc po chwili nawróciłem ma szutrówkę prowadzącą pod radar Zapałka. To właśnie tu zdecydowałem, że nie jadę do Rudna. Na liczniku miałem 16 km, byłem już mocno zmęczony, dalsza droga (jeszcze co najmniej 15-20km) prowadziła w pod wiatr i stwierdziłem, że dziś jednak nie dam rady. Pod radarem skręciłem więc w prawo na drogę, która miała mnie zaprowadzić do centrum Zabierzowa i tak się stało szybki zjazd i po chwili jestem pod kościołem w Zabierzowie. Niestety Zabierzów nie ma jakiegoś fajnego centrum, gdzie można byłoby się zatrzymać, postanowiłem więc jechać do znajdującego się w pobliżu Skały Kmity Rogatego Rancza. Tak krótki postój i jazda do Krakowa, odkryłem jeszcze mały skrót przez Szczyglice, jednak po drodze doszedłem do wniosku, że odwiedzę jeszcze cmentarz w Bronowicach na którym kiedyś znajdował się cmentarz wojenny nr 389. Po kwaterze żołnierzy z I wojny nie ma co prawda już śladu, ale na tym cmentarzu znajduje się grobowiec Tetmajerów. W NAC można znaleźć zdjęcie z lat 30-tych XX wieku na którym, widać uroczystości pod grobem Tetmajerów w a tle pomnik, który swoimi elementami przypomina inne pomniki na kwaterach wojennych. Jednak żeby dojechać na miejsce, musiałem się mocno nakombinować, cmentarz znajduję się przy bardzo ruchliwej drodze 7 (79, E77) prowadzącej do wjazdu na autostradę a jazdy nią chciałem uniknąć. Na początku pojechałem ul. Topolową mocno pod górę na Rząskę, tu miałem wjechać na ścieżkę, którą chciałem dojechać do ul. Tetmajera i stamtąd na cmentarz. Okazało się jednak, mimo iż ścieżka jest widoczna na mapie, to dojazd do niej jest zagrodzony, jest jakaś tablica o chronionym uroczysku i jazdy nie ma:( Pojechałem, więc do drogi nr 7 innego wyjścia nie było, kombinowałem jeszcze czy nie da się jakiego skrótu zrobić przez pola, ale nic z tego. Gdy miałem jakieś 14 lat pojechałem na rowerze z Niepołomic do Zabierzowa i na miejsce dojechałem właśnie drogą nr 7 z ronda Conrada, ale od tego czasu wiele się zmieniło i tą drogą jedzie teraz 2 raz więcej samochodów i to jeszcze z większą prędkością. Liczyłem jeszcze, że droga ma szerokie pobocze, a tu nic z tego - pobocza całkiem brak. Miałem już ryzykować życie i jechać szosą, ale ostatniej chwili zobaczyłem wydeptaną wąską ścieżkę koło drogi, jazda nie była co prawda komfortowa, ale przynajmniej trochę bezpieczniejsza. Po jakimś kilometrze dojechałem do chodnika a po dwóch do cmentarza. Sfotografowałem pomnik Tetmajerów, i pompę wodną umieszczoną na dość szerokiej kwadratowej podmurówce, może to właśnie tu kiedyś był pomnik i groby żołnierzy:(
Dalej miałem jechać ulicą Temajera, ale pominąłem ścieżkę i szukałem drogi i w rezultacie nie znalazłem tego co chciałem. Skręciłem więc dopiero w ulice Katowicką i ul. Zielony Most dojechałem do skrzyżowania z Balicką, która przeciąłem i jadąc cały czas prosto przejechałem nad Rudawą przecinając swój poranny ślad i po chwili byłem już pod Willą Decjusza. Postanowiłem pojechać jeszcze na Sowiniec i przy okazji sprawdzić swój czas podjazdu pod ZOO. Forma była taka słaba, a na dodatek na podjeździe spadł mi łańcuch (napęd do wymiany, jadę w tym tygodniu) i ostatecznie osiągnąłem czas podjazdu 12:55. Z takim czasem na stronie rowerowanie.pl zająłbym przedostatniej - 154 miejsce no cóż, forma słaba do tego jeszcze awaria, może spróbuje ponownie na koniec sezonu - dodam tylko, że najlepszy czas to 4:40, a zawodnik na pozycji 100 ma czas 7:03.
Na koniec wyjechałem jeszcze na szczyt wzgórza Sowiniec i wyszedłem sobie ma kopiec Piłsudskiego, kilka fotek i szybki zjazd. Dojazd do Błoni, mała rundką wokół - ludzi pełno i ciężko się jechało po Błoniach.
Wycieczka w sumie dość udana, zdecydowanie brakuje mocy pod górę i trochę kondycji, co prawda na górka nie wymiękam, ale najlżejsze przełożenia są w ciągłym użyciu. Do Rudna na zamek Tenczyn muszę jeszcze kiedyś się wybrać, tym razem lepiej przygotowany.
Galeria wycieczki
Górki i cmentarze, test mapnika
Niedziela, 18 marca 2012 | dodano:18.03.2012 Kategoria 21-40 km, Łapczyca, Po górkach, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 24.88 km
- Teren: 4.00 km
- Czas: 01:29
- VAVG 16.77 km/h
- VMAX 68.04 km/h
- Temp.: 12.0 °C
- Podjazdy: 532 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Niedzielne kręcenie po okolicznych górkach, przy okazji test właśnie skończonego prototypowego mapnika.
Po wczorajszym kręceniu na kolarzówce, czułem się mocno zmęczony, ale pogoda takie piękna, że żal było nie jechać ostatecznie postanowiłem, że zrobię nie zbyt długą trasę po okolicznych górkach z częstymi przerwami na fotografowanie i tworzenie zdjęć panoramicznych.
Na początek podjechałem górkę w Łapczycy na drodze 967 i zrobiłem fotki znajdującemu się po drugiej stronie drogi nr 4 podjazdowi z Moszczenicy pod Górny Gościniec w Łapczycy - podjazd ten jest bardzo ciężki i zawsze muszę się mocno namęczyć żeby go podjechać. Kolejna przeszkoda to podjazd pod Czyżyczkę, już pierwszy (najtrudniejszy) odcinek pod kościół dał mi się mocno we znaki, ale na najlżejszym przełożeniu jakoś wjechałem, dalej serpentyny kończące się przy przystanku autobusowym, po lewej stronie drogi tuż przed przystankiem na ziemnym wale stoi krzyż. Zatrzymałem się w tym miejscu zrobić kilka fotek (trochę nie wyszły) - krzyż postawiono w miejscu cmentarza epidemicznego - dowiedziałem się o tym niedawno z forum www.eksploratorzy.com.pl - gdzie można znaleźć kilka informacji dotyczących tego miejsca.
Za wspomnianym wyżej przystankiem kończy się najtrudniejszy odcinek podjazdu na Czyżyczkę, tuż za nim mamy wypłaszczenie z którego rozciągają się przepiękne widoki, więc znowu zrobiłem przerwę na fotki. Po wypłaszczeniu jeszcze jeden ciężki odcinek pod sklep do krzyżowania z drogą na Pogwizdów, i właśnie w tę drogę skręciłem, żeby dojechać do pobliskiego punktu widokowego na Łapczycę. Na punkcie kilka fotek pod panoramę Łapczycy i powrót do wspomnianego wyżej skrzyżowania i ostateczny atak na szczyt wzgórza Czyżyczka. Na szczycie znów sesja, sfotografowałem cmentarz wojenny 336, widoki w koło oraz mój właśnie ukończony mapnik - który szykuję na Miniodyseję w Miechowie (15.04.2012).
Postanowiłem wykorzystać swój nowy mapnik i jeszcze raz poszukać drogi na przełaj ze szczytu Czyżyczki do znajdującego się u stóp wzgórza cmentarza wojennego 337 w Grabinie. Tej drogi szukałem już kilkukrotnie bezskutecznie, ostatnio nawet doszedłem do wniosku, że nie da się zjechać wprost na ten cmentarz, ale mimo to postanowiłem spróbować. Ze szczytu Czyżyczki ruszyłem na przełaj przez pola i po chwili dotarłem do szutrowej drogi pomiędzy domami poniżej szczytu wzgórza, dalej skręciłem w lewo a później w prawo i pojechałem szutrową, wiodącą dość mocno w dół ścieżką, przez moment wydawało mi się, że w końcu dotrę na miejsce i byłem nawet już bardzo blisko, ale droga dość niespodziewanie zaczęła odwijać znowu w kierunku szczytu na domiar złego zostałem zaatakowany przez dwa dość spore psy z pobliskiego gospodarstwa, musiałem więc uciekać. Efekt był taki, że męcząc się strasznie wyjechałem znów w pobliże szczytu wzgórza, postanowiłem już więcej nie kombinować i zjechałem do Grabiny normalnie po asfalcie.
Cała ta sytuacja trochę mnie zdenerwowała, straciłem też sporo czasu, nie pojechałem więc od razu na cmentarz 337, tylko skierowałem się w drugą stronę do Nieprześni. Droga którą jechałem po raz pierwszy kończy się skrzyżowaniem z drogą Zawada - Sobolów na granicy Nieprześni i Sobolowa(powiatu Bocheńskiego i Łapanowskiego) na skrzyżowaniu stoi oryginalny słup informacyjny kierujący na cmentarz w wojenny w Grabinie ja skręciłem w lewo do Nieprześni - na cmentarzu nr 338 w Nieprześni byłem do tej pory tylko raz i to już dość dawno temu, cmentarzem opiekuje się Pani Salawa, przy której domu prawie 100 lat temu odbyło się krwawe starcie na bagnety w którym zginęli żołnierze pochowani na cmentarzu. Drzewa jeszcze się nie zazieleniły, więc znajdujący się na wzgórzu cmentarz wypatrzyłem już z drogi, przy domu Pani Salawy, stoi współczesny znak wskazujący drogę przez pola do cmentarza, wyszedłem na wzniesienie i zrobiłem fotki, wypatrzyłem też drogę prowadzącą w kierunku szczytu Zonii, będę musiał już kiedyś spróbować, ale to pewnie będzie ciężki podjazd, więc wcześniej trzeba potrenować. Z Nieprześni wróciłem się do Grabiny, na cmentarz 337, znów kilka fotek i przez Buczynę i Nieszkowice Małe wróciłem do Gierczyc a stamtąd drogą 967 do Łapczycy. W czasie całej wycieczki porobiłem też kilka zdjęć wzgórza Czyżyczka z różnych perspektyw - próbowałem też zbliżeń na zoomie 12 - w sumie wyszły nie najgorzej, widać nawet krzyż z glorią na szczycie.
Forma dziś nie tak tragiczna jak wczoraj, pod górki co prawda nie ma mocy, ale kręcąc młynki jakoś wjeżdżam, myślę że jeszcze kilka treningów i będzie lepiej.
Od kilku dni bawię się robieniem zdjęć panoramicznych, ma już kilka fajnych pracuję teraz nad systemem prezentacji zdjęć na mojej stronie. Test mapnika wypadł w sumie nie najgorzej, spróbuję jeszcze go trochę udoskonalić i zminimalizować drgania blatu na nierównościach - myślę że na zawody przygotuję naprawdę niezły sprzęt.
Wietrzna niedziela w Niepołomicach
Poniedziałek, 12 marca 2012 | dodano:12.03.2012 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 25.07 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 01:22
- VAVG 18.34 km/h
- VMAX 51.00 km/h
- Temp.: 8.0 °C
- Podjazdy: 259 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj pogoda była piękna, ale na rower nie pojechałem, dziś tak ładnie nie było, a przede wszystkim mocno wiało, a ja zrobiłem 25 km i 259 metrów przewyższenia - było ciężko ale jakoś dałem radę:)
Rano pogoda fatalna, ale na popołudnie prognozy były lepsze, w Łapczycy około 12 dalej było bardzo brzydko, więc wsiadłem w samochód i pojechałem do Niepołomic. W Niepołomicach było znacznie ładniej temperatura około 8-9, co chwilę zza chmur wychodziło słońce, ale niestety dość mocno wiało. Postanowiłem poczekać do godziny 14:00 licząc że wiatr trochę osłabnie, ale niestety nic z tego, więc o 14:00 wsiadłem na rower i w drogę, ma początek pojechałem na Kopiec Grunwaldzki, wypróbować moją nową (używaną) cyfrówkę - Panasonic FZ7. Aparat spisał się znakomicie, robi ostre zdjęcia nawet na zoomie 12. Zdjęcia wyszły ale z kopca to prawie mnie zwiało. Po zejściu do roweru zacząłem się zastanawiać, gdzie dalej jechać.
Ostatecznie postanowiłem jechać obwodnicą Niepołomic w kierunku Podłęża, ruch niewielki, wiatr wiał, ale był to wiatr boczny, więc w miarę mi się jechało. Przy nowo powstałym rondzie na granicy Niepołomic i Staniątek sfotografowałem kapliczkę, przy której umieszczono tablicę poświęconą poległym w dniu 2.02.1944 z rąk hitlerowców. Kiedyś ta kapliczką z pamiątkowymi tablicami stała bliżej wiaduktu kolejowego, po remontach trafiła ostatecznie, widać, że jest ładnie odnowiona, warto się przy niej zatrzymać.
Dalej pojechał pod stację kolejową do Podłęża, ponieważ w jej pobliżu znajduje się cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 330. Żeby dość na miejsce, trzeba wjechać na peron i skierować się ścieżką wzdłuż torów w kierunku Krakowa. Do samego cmentarza nie ma drogi dojazdowej, trzeba zejść z nasypu kolejowego i przejść przez łąkę, na szczęście teren obecnie nie jest zbyt podmokłym, nie też jeszcze trawy i chwastów, więc łatwo doszedłem do cmentarza. Niestety stan cmentarza znacznie się pogorszył, ostatnie dwie zimy, dość mocno go nadwyrężyły. Sam cmentarz jest bardzo ciekawy, ponieważ przetrwał w stanie prawie nie zmienionym od powstania (roku 1917-18). Po obu stronach cmentarza widać znaczniki z literami HV wyznaczające granice działki cmentarnej.
Dalej przejechałem bocznymi dróżkami przez Podłęże przejeżdżając przy bardzo ciekawej kapliczce w formie miniaturowego kościółka. Kolejnym moim celem był cmentarz wojenny nr 331, znajdujący się na prywatnej posesji przy ulicy Piaski. Brama posesji była co prawda otwarta, ale zdecydowałem się tym razem nie wchodzić, zrobiłem tylko zdjęcie przy użyciu mega zoomu. Ze znajdującego się w tym miejscu cmentarza pozostała tylko pochodząca z początku XIX wieku kapliczka i ogrodzenie z łańcuchów. W tym momencie w zasadzie miałem wracać, już do domu ale ostatecznie zdecydowałem się, że odwiedzę jeszcze jeden cmentarz w Brzeziu.
Przejechałem przez Staniątki i dalej przez Winnicę pojechałem do Gruszek, podjazd szedł mi dość ciężko i powoli, ale mimo wszystko wjechałem dość sprawnie. Dalej kawałek zjazdu, przejechałem koło zamarzniętego stawu i zacząłem podjazd pod cmentarz w Brzeziu, końcówka to podjazd po betonowych płytach pod bramę cmentarza. Na cmentarzu parafialnym znajduje się kwatera wojenna oznaczona nr 332. Ten cmentarz w przeciwieństwie do cmentarza 330 został dość mocno przekształcony i oryginalnej architektury w zasadzie niewiele się zachowało. Później pojechałem jeszcze pod kościół w Brzeziu, przy którym znajduje się grobowiec rodziny Żeleńskich. Na jesień ubiegłego roku otwarto rowerowy szlak Żeleńskich, przebiegający właśnie tędy i prowadzący w kierunku Pałacu Żeleńskich w Grodkowicach. Na koniec zrobiłem jeszcze kilka fotek z "przełęczy w Brzeziu", na zoomie utrwaliłem też znajdującą się kilkadziesiąt kilometrów stąd przełęcz w Koniuszy.
Droga do domu, mimo iż głównie w dół była mega ciężka, po pierwsze w końcu zacząłem jechać pod wiatr, po drugie chyba całkiem opadłem w z sił. Na koniec jechałem ścieżką rowerową przez Puszczę i zrobiłem skrót przez las w kierunku ulicy Wrzosowej, niestety ta super fajna dróżka została rozjeżdżona przez jakieś ciężkie maszyny i ja niestety zakopałem się błocie. Do domu dojechałem powolutku i bardzo zmęczony.
Wycieczka była fajna, choć wiatr przeszkadzał mocno, do Brzezie miałem szczęście i nie trafiłem na czołowy wiatr, z Brzezia do domu było już pod wiatr. Forma taka sobie, ale nie tragiczna, ale jeśli chcę powalczyć na Mini Odysei Miechowskiej, gdzie do przejechania będzie 45 km i to po większych górkach to będę musiał jeszcze mocno poćwiczyć.
Galeria wycieczki
Początek sezonu - do Chełmu na Grodzisko
Sobota, 3 marca 2012 | dodano:03.03.2012 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
- DST: 11.86 km
- Teren: 0.50 km
- Czas: 00:43
- VAVG 16.55 km/h
- VMAX 61.00 km/h
- Temp.: 8.0 °C
- Podjazdy: 250 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwsza wycieczka w sezonie, wyjazd spontaniczny, więc z pewnymi problemami, forma słaba, ale nie tragiczna.
Wstałem rano patrzę świeci słońce, więc pomysłem może pojadę, ale potem patrzę 2 stopnie, wyszedłem - wiatr i zimno, więc nie jadę. Jednak około 13 grzejące od rana słońce spowodowało, że zrobiło się naprawdę ciepło. Biorę rower i jadę, powolutku w kierunku kościoła w Chełmie, jechało mi się strasznie ciężko, pierwszy podjazd wycisnął ze mnie pierwsze poty, stanąłem więc pod krzyżem i zrobiłem kilka fotek. Po kilku chwilach jadę dalej pod kościół w Chełmie, tu dwie fotki i jazda na Grodzisko po kocich łbach, początkowo ciągnąłem nie najgorzej, ale jak wjechałem na bruk to szybko się zorientowałem, że mam mało powietrza w kołach, obręcze dobijały do kamieni - 100 metrów przed szczytem musiałem więc zejść z roweru.
Na szczycie byłem mocno zmęczony, zrobiłem więc przerwę i kilka fotek - niestety komórką bo mój podręczny Panasonic LZ7 padł mi na dobre. W zimie kupiłem co prawda lustrzankę, ale ciężko ją brać na rower. W przerwie napompowałem porządnie rower i postanowiłem jeszcze jechać do koryta Raby (z 265 metrów na szczycie Grodziska, do 205 przy Rabie) znów kilka fotek i podjazd pod kościół i dalej pod cmentarz w Chełmie. Tu znowu zrobiłem małą przerwę i odwiedziłem cmentarz wojenny z okresu I wojny nr 334. W tym roku ma założenie odwiedzić ponownie wszystkie cmentarze z okresu I wojny na terenie okręgu IX - jest ich w sumie 46, pierwszy już mam za sobą.
Miałem już wracać do domu ale w Moszczenicy postanowiłem, że jeszcze spróbuję się z podjazdem pod Górny Kościół w Łapczycy, podjazd ten jest dość ciężki i nawet w wysokiej formie mam z nim problem, dziś poszło bardzo ciężko, tuż przed znakiem Łapczyca już ledwie kręciłem ale jakoś wyjechałem. Pod kościołem jednak fotka i szybki zjazd do drogi nr 4.
Pierwsza wycieczka już za mną, forma jak mówiłem raczej słaba, przez zimę niestety trochę przytyłem, więc trzeba będzie zrzucać. Jak dobrze pójdzie jutro znowu się przejadę tym razem w Niepołomicach, potem niestety pogoda ma być kiepska. Mini Odyseja Rowerowa zaplanowana jest na 15 kwietnia w Miechowie, więc przygotowania czas zacząć.
Galeria wycieczki
Z Żoną do Niepołomic
Niedziela, 6 listopada 2011 | dodano:06.11.2011 Kategoria 21-40 km, Po górkach, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z Żoną / Narzeczoną, Zachodniogalicyjskie cmentarze
- DST: 39.90 km
- Teren: 8.00 km
- Czas: 02:37
- VAVG 15.25 km/h
- VMAX 54.47 km/h
- Temp.: 14.0 °C
- Podjazdy: 261 m
- Sprzęt: Kross Grand Spin S
- Aktywność: Jazda na rowerze
Na pomysł niedzielne wycieczki do Niepołomic wpadła moja żona, ale rano mimo pięknej pogody coś jej się odechciało - musiałem użyć perswazji i o godzinie 10:30 ruszyliśmy w drogę. Ubraliśmy się ciepło i okazało się, że trochę za ciepło, początek jazdy to podjazd i jazda po otwartym terenie, słońce mocno przygrzewało, więc było nam dość ciepło. W Chełmie na cmentarzu zrobiliśmy krótki postój, chciałem sobie sfotografować cmentarz wojenny nr 334 - na szczęście na ścianie pomnikowej ponownie zamontowano mały krzyż austriacki, który po ostatnim remoncie zniknął. W Targowisku odbyliśmy na Szarów i jechaliśmy sobie spokojnie aż tu nagle koło przejazdu pod autostradą moja żona zauważyła brak licznika:( Wróciłem się do drogi nr 75 ale licznika nie znalazłem, szukaliśmy jeszcze w drodze powrotnej ale niestety Sigma przepadła:( Trochę kiepskich humorach kontynuowaliśmy wycieczkę przez Szarów, Gruszki i skrótami przez Puszczę do domu moich rodziców.
Na miejscu oczywiście przerwa, posiedzieliśmy jakieś półtorej godziny i około 13:30 ruszyliśmy w drogę powrotną. Jechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż drogi 75, potem kawałek szosą i skręciliśmy na Kłaj, przejechaliśmy nad budowanym odcinkiem autostrady i przez Targowisko dojechaliśmy do Chełmu gdzie czekał nas stromy podjazd pod kościół i dalej pod cmentarz. Wolnym tempem jakoś wjechaliśmy, żona dała radę:) Dalej już zjazd w kierunku Moszczenicy i dojazd do domu w Łapczycy, pod domem byliśmy około 14:45.
Wycieczka byłaby super udana gdyby nie ten nieszczęsny licznik:( pogoda była bardzo ładna, w wolnym tempem fajnie sobie przejechaliśmy trasę, oddychając świeżym powietrzem i podziwiając piękną kolorową jesień w Puszczy.
Podobno od czwartku ma przyjść ochłodzenie, dwa kolejne weekendy mam zajęte, więc całkiem możliwe, że to był ostatni mój wyjazd w tym roku, ale może jeszcze nie:)
Galeria wycieczki
Odyseja Rowerowa - Pińczów - dzień 2
Niedziela, 2 października 2011 | dodano:02.10.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 48.93 km
- Teren: 25.00 km
- Czas: 02:39
- VAVG 18.46 km/h
- VMAX 45.66 km/h
- Temp.: 22.0 °C
- Podjazdy: 323 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Przed startem do drugiego etapu poczyniliśmy szereg analiz na którym to miejscu możemy skończyć. Od razu założyłem że w formule z narzuconą kolejnością punktów ciężko nam będzie wygrać z MIXem Enduro 69, bardzo chciałem zakończyć rywalizację w połowie tabeli (na min 13 miejscu), więc nie mogliśmy tracić więcej niż 7 minut do drużyny z pozycji 14, ale wszystkie założenia miała zweryfikować trasa. Zgodnie z regulaminem mieliśmy stratę do lidera mniejszą niż godzina, więc powinniśmy startować startem handicapowym, ale organizatorzy zmienili zasady i w rezultacie o 9:30 mieliśmy ruszyć startem masowym. Żeby walczyć o wysokie miejsca do przynajmniej punktu 2 mieliśmy trzymać tempo grupy. Krzysiek już przed startem mówił, że może pojechać gorzej niż dzień wcześniej - myślałem, że trochę przesadza ale mimo wszystko brałem też pod uwagę, że możemy dość znacznie spaść w klasyfikacji.
Ruszyliśmy o 9:30, przejazd przez miasto i za kościołem skręt w prawo, kolejne dwa kilometry coraz mocniej pod górę. Po starcie chciałem trzymać tempo MIXa Enduro 69, ale od razu zobaczyłem, że Krzysiek raczej nie da rady tak jechać, gdy zaczął się ostry podjazd szutrem zostaliśmy dość daleko z tylu. Potem na dodatek wraz z kilkoma ekipami nadrobiliśmy kilkaset metrów i spadliśmy na koniec dużej grupy. Na szczęście dla nas droga przez las to mega piaskownica i nikt za daleko nam nie uciekł. Tuż przed punktem część ekip pojechała na około, my pojechaliśmy dobrze i na punkcie byliśmy na dobrym miejscu razem z MIXem Enduro 69. Po klepnięciu punktu wróciliśmy na szeroką szutrówkę i popędziliśmy dalej. Niestety Krzysiek trochę zostawał i cześć ekip w tym MIX Enduro69 nam uciekł. Droga przez las była dość długa i gdy w końcu wypadliśmy na asfalt poczułem się o wiele lepiej. Do punktu drugiego jechaliśmy w większości drogą asfaltową, tuż przed punktem minęła nas ekipa małolata ale rozpędu przejechała punkt znajdujący się jakieś 100 metrów od asfaltu. My znowu pojechaliśmy dobrze i znowu podskoczyliśmy o kilka miejsc. W tym miejscu chciałem się kawałek wrócić i jechać asfaltem ale Krzysiek przekonał mnie do drogi przez las - tym razem był to zły wybór, ale z kilkoma ekipami pojechaliśmy właśnie tą drogą, na samym końcu znowu pojechaliśmy trochę lepiej niż reszta i znowu zyskaliśmy niewielką przewagę. Niestety na odcinku do Nowego Folwarku znowu większość ekip w tym ekipa małolata nas wyprzedziła. Droga do punktu 3 wiodła ciężką terenową ścieżką przez pola na dodatek zakończoną podjazdem, w tym miejscu prawie wszystkie ekipy nas odjechały a Krzysiek zaliczył mega odcięcie i zacząłem się zastanawiać czy w ogóle pojedziemy dalej. Na szczęście kilka chwil odpoczynku na punkcie i Redbull pomógł Krzyśkowi częściowo odzyskać siły, więc ruszyliśmy do punktu 4.
Po drodze do 4 okazało się, że Krzysiek jednak zdecydowanie nie ma już siły, traciliśmy coraz więcej, minęły nas kolejne ekipy i wydawało mi się, że o walce już nie ma mowy. Na punkcie 4 znajdującym się w pięknym widokowym miejscu okazało się, że do paru ekip przed nami w tym do małolata nie tracimy wcale tak dużo, ale kilka drużyn z tyłu też się do nas zbliżyło. Żeby dojechać do 5 trzeba było pokonać parę kilometrów asfaltem przez las, droga płaska jak w Puszczy Niepołomickiej, ale Krzysiek kręcił z kłopotami. Przed Chwałowicami zdecydowaliśmy się jednak jechać skrótem mimo iż pierwotnie mieliśmy jechać asfaltem na około. Skrót mimo iż po ciężkiej drodze chyba pozwolił nam trochę nadrobić i gdy wjechaliśmy do lasu w którym znajdował się punkt 5 nagle nieoczekiwanie zobaczyliśmy kilka ekip które nam wcześniej uciekły. Niestety droga przez las do punktu 5 była prawie cała strasznie piaszczysta, więc trochę jadąc trochę prowadząc dotarliśmy do miejsca gdzie nagle punktu szukało chyba z 10 ekip w tym drużyna małolata. My trafiliśmy od razu bo usłyszeliśmy jak ktoś woła, że znalazł punkt. Na tym punkcie spotkaliśmy również lidera trasy klasycznej Mosocznego i jeszcze jednego zawodnika dla których był to już 11 z 12 punktów do zaliczenia. My po podbiciu punktu ruszyliśmy jak reszta dalej przez las do miejscowości Podłęże, droga początkowo piaszczysta po chwili przeszła w asfalt ponieważ mieliśmy małolata w zasięgu wzroku to zacząłem dopingować Krzyśka do walki. Po chwili wypadliśmy na drogę powiatową 766, niestety na asfalcie znowu trochę zostaliśmy, ale ciągle mieliśmy małolata w zasięgu wzroku. Po dwóch kilometrach powiatówką zobaczyliśmy jak ekipy skręcają w prawo i atakują punkt 6 położony na szczycie wzgórza (291 m npm) najkrótszą drogą - ścieżką przez las. Nie pozostało nam nic innego jak zrobić to samo. Droga ta była szutrowa, miejscami piaszczysta i bardzo ciężka, Krzysiek miał już całkowicie dość ale ciągle go poganiałem do przodu. Przed samym punktem pojechałem do przodu i gdy wpadłem na punkt właśnie odjeżdżał małolat z ojcem. Odbiłem punkt i po 2 minutach oczekiwania przyjechał Krzysiek, ponieważ małolat był jeszcze ciągle blisko to pogoniłem Krzyśka od razu dalej bez odpoczynku. Ostatni odcinek do mety rozpoczął się najpierw piaszczystą ścieżką a później ostrym szutrowym zjazdem do Pińczowa, ponieważ ścieżek było kilka to dwa razy zastanawiałem się czy jedziemy dobrze, gdybym tego nie robił to pewnie nie dalibyśmy za daleko odjechać małolatowi. Niestety jednak na tym odcinku straciliśmy kilka chwil i mimo bardzo mocnego finiszu ulicami Pińczowa przyjechaliśmy prawie 4 minuty za ekipą małolata co oznaczało, że w całej imprezie przegrywamy o 30 sekund.
Na mecie drugie etapu byliśmy drużyną nr 14, ale w generalce minęła nas tylko ekipa Enduro69 i ekipa małolata, dość niespodziewanie my musieliśmy minąć kogoś z przodu bo zakończyliśmy rywalizację na 10 miejscu.
Krzysiek przyjechał na metę skrajnie zmęczony, ale mimo to trzeba go pochwalić za walkę. Dobrą pozycję 2 dnia zawdzięczamy jednak przede wszystkim dobrej nawigacji, która pozwoliła nam nie stracić za wiele mimo stosunkowo słabej jazdy na tle innych ekip.
Gdy zobaczyłem wyniki nastąpił mały szok o 30 sekund przegraliśmy 9 miejsce z ekipą ojciec + małolat. MIX Enduro69 wsadził nam drugiego dnia prawie 15 minut i w generalce prawie 13, ale prawdziwy szok jest za nami. Obroniliśmy miejsce w pierwszej 10 o 2 sekundy przed XBOX 360 (po pierwszym dniu mieliśmy 14:40 przewagi) i o równą minutę przed teamem Compass (mieliśmy przewagę 15:55). Kolejne miejsce już z większą stratą choć i tu traciliśmy 2 dnia: 5:20 (ekipa AA), dalej różnica jest już duża 20 i 35 minut różnicy. Dobrze, że walczyliśmy do samego końca by jak nic mogliśmy być 2-3 pozycje niżej. Z drużyn, które pierwszego dnia były przed nami coś zawalił miejscowy team Grusza Pińczów bo spadł aż na 17 miejsce.
Na koniec kilka słów podsumowania: zawody po raz pierwszy o kiedy startuję zostały rozegrane przy pięknej i słonecznej pogodzie oraz wysokiej temperaturze, pewnym problemem był tylko dość mocny wiatr pierwszego dnia zawodów, ale w porównaniu z pogodą na wcześniejszych edycjach i tak było rewelacyjnie. Teren Ponidzia po którym jeździliśmy był o wiele łatwiejszy niż ten w Gródku czy Olkuszu, pewnym problemem były tylko piaszczyste przecinki w lasach. Organizacja zawodów bardzo dobra, nocleg też w porządku przynajmniej nasz bo ci co mieszkali w biurze zawodów to trochę narzekali. Niestety w porównaniu z poprzednimi edycjami praktycznie nic nie otrzymaliśmy od organizatorów, ani mapy Ponidzia, ani wody po zawodach, nawet kiełbaski wydawane na wieczornym ognisku były strasznie małe i tylko przez fakt że przyszło mało osób to dostaliśmy dokładkę. Wynik który osiągnęliśmy z Krzyśkiem mimo iż słabszy od wyniku z Odysei w Gródku (8 miejsce) moim zdaniem i tak jest zdecydowanie powyżej oczekiwań. Krzysiek trenował mało i jego forma nie mogła być jakaś rewelacyjna, mimo to przejechał całą trasę w niezłym czasie. Ja w przeciwieństwie do edycji z przed roku byłem w bardzo dobrej formie - 3 000 km od początku sezonu zrobiło swoje, mimo iż praktycznie nie jeździłem w terenie. Do tego bardzo dobrze poszło nam z nawigacją, praktycznie przejechaliśmy trasę bezbłędnie, ani raz nie szukaliśmy punktu i nie błądziliśmy, ze dwa razy może można było wybrać minimalnie lepszy wariant trasy ale w przekroju całej imprezy były to najwyżej małe potknięcia Podsumowując impreza bardzo udana i wynik doskonały - myślę że mogę być zadowolony.
Galeria wycieczki
Oficjalne wyniki zawodów
Odyseja Rowerowa - Pińczów - dzień 1
Sobota, 1 października 2011 | dodano:02.10.2011 Kategoria 41-60 km, Po górkach, RNO, zawody
- DST: 54.88 km
- Teren: 15.00 km
- Czas: 02:40
- VAVG 20.58 km/h
- VMAX 51.22 km/h
- Temp.: 20.0 °C
- Podjazdy: 375 m
- Sprzęt: GT Avalanche 3.0
- Aktywność: Jazda na rowerze
Po raz kolejny wziąłem udział w zawodach rowerowych na nawigację organizowanych przez wydawnictwo kartograficzne Compass we współpracy ze Stowarzyszeniem Bikeholicy - tym razem terenem Odysei Rowerowej był Pińczów i Ponidzie. Do tej pory w tego typu imprezach startowałem z Wojtkiem, który był mózgiem i głównym nawigatorem naszej drużyny, ale w tym roku Wojtek wymyślił sobie wakacje w Indiach, więc w trybie awaryjnym do drużyny - zdroweceny.pl powołanie dostał Krzysiek:) Krzysiek do tej pory jeździł bardzo mało, dopiero w ostatnich 2 tygodniach wyciągnąłem go na parę treningów, ale i tak wydawało się, że do Pińczowa jedziemy tylko się przejechać i że o żadnym wyniku nie ma mowy.
W biurze zawodów w Pińczowie pojawiliśmy się o godzinie 8 rano, odebraliśmy numery i pojechaliśmy się zakwaterować w oddalonym o około kilometr internacie. Start wyznaczony był na godzinę 10:00, piętnaście minut wcześniej dostaliśmy mapę z zaznaczonymi punktami i zdecydowaliśmy, że trasę pokonujemy od punktu 2 przez punkty 1, 6, 5, 4, 3 i na metę.
O godzinie dziesiątej ruszyli wszyscy zawodnicy - 27 ekip w kategorii rekreacyjnej - czyli naszej i co najmniej ze 100 zawodników w kategorii klasycznej. W pobliże punktu 2 dotarliśmy w większej grupie, ostatnie 500 metrów było do pokonania przecinką przez las, ale ta droga okazała się jedną wielką piaskownicą i pokonanie odcinka do punktu i z powrotem do drogi kosztowało nas trochę sił i sporo czasu. Po zaliczeniu punktu 2 ruszyliśmy na punkt pierwszy, początkowo przez wieś po asfalcie, ale już za chwilę wyszliśmy na otwarty teren prowadzący w kierunku lasu na tym odcinku poczuliśmy po raz tego dnia mocny czołowy wiatr. Krzysiek miał pewne problemy i kilka drużyn nam trochę uciekło. Po jakimś kilometrze jazdy pod wiatr wpadliśmy w las na drogę szutrową, droga była dobrze utwardzona, ale duże kamienie utrudniały jazdę. Punkt pierwszy znajdował się na prawo od tej drogi - jakieś 300 metrów musieliśmy pokonać leśną przecinką na szczęście tym razem bez piachu. Po chwili pędziliśmy już na punkt 6. Droga do niego prowadziła asfaltami przez miejscowość Michałów i dalej przez Zagajów, ten odcinek to parę ładnych kilometrów pokonanych częściowo pod wiatr. W Zagajowie skręciliśmy w lewo i rozpoczęliśmy podjazd, Krzysiek się trochę męczył, ale dość sprawnie go pokonał. Tuż przed szczytem trzeba było odbić w prawo w leśną ścieżkę, która miała nas zaprowadzić do punktu, droga ta była kręta i miejscami bardzo trudna. W drodze na ten punkt i na samym punkcie spotkaliśmy co najmniej kilka zespołów w tym zespół złożony z ojca i jego 11 letniego syna z którymi od tego miejsca rywalizowaliśmy aż do samego końca Odysei.
Po zaliczeniu punktu 6 wróciliśmy na asfalt, pokonaliśmy ostatnie metry podjazdu i zjechaliśmy do wioski Góry. W tym miejscu postanowiłem uskutecznić pewien skrót (bo to mi przypadła nawigacja na trasie) i pojechaliśmy i inaczej jak cała reszta. Skrót średnio się udał i gdy wpadliśmy na asfalt do Kołkowa to wydawało nam się, że wszyscy z którymi jeszcze niedawno jechaliśmy nas wyprzedzili, kląłem jak cholera ale nie pozostało nic innego jak jechać na punkt nr 5. Do tego punktu jechaliśmy drogą asfaltową przez wieś, potem musieliśmy pokonać krótki ale stromy podjazd, też asfaltem, aż a końcu grzbietem wniesienia po drodze szutrowej ruszyliśmy w kierunku lasu, gdzie znajdował się punkt. Punkt 5 znajdował się na jednej z leśnych przecinek, których w tym miejscu było dość sporo, więc istniała obawa, że możemy się pomylić, ale trafiliśmy na właściwą drogę od razu i po kilku minutach byliśmy na punkcie. Z tego punktu chciałem jechać w kierunku znajdującego się w pobliżu asfaltu, ale Krzysiek zgłosił veto i koniecznie chciał jechać krótszą ale dość niepewną drogą na wprost. Do wersji Krzyśka przekonał mnie fakt, że droga na wprost mimo iż niepewnej jakości prowadziła cały czas w dół (w końcu nauczyłem się czytać poziomice - bo tej pory mieliśmy w tym kłopot na Odysejach) a moja droga do asfaltu wiodła bardzo mocno pod górę. Ruszyliśmy więc na wprost, okazało się że droga nie jest tragiczna i faktycznie prawie na całym dystansie prowadzi w dół, większość więc przejechaliśmy wariackim tempem nie kręcąc pedałami i zaledwie po kilku minutach byliśmy w miejscowości Młodzawy Małe, skąd do punktu 4 było już stosunkowo blisko. Co prawda trzeba było pokręcić początkowo mocno pod górę, ale po chwili zjeżdżaliśmy już w kierunku punktu 4.
Wydawało mi się, że dalej powinno być już bardzo łatwo, do ostatniego punktu oznaczonego numerem 3 prowadziły już tylko asfalty a na dodatek na mapie nie widać było większych wzniesień po drodze. Do miejscowości Chroberz wszystko się zgadzało, ale w tej wiosce skręciliśmy w lewo o 90 stopni i nagle zderzyliśmy się ze ścianą wiatru. Wiatr co prawda wiał z boku, ale na otwartym terenie było dość ciężko. Krzysiek był już dość mocno zmęczony i w walce z wiatrem wyraźnie przegrywał, a tu nagle za nami pojawiła się jakaś drużyna zaciekle nas ścigająca. Po jakiś 3 km walki z wiatrem dotarliśmy do miejscowości Gacki, gdzie przy sztucznym zbiorniku wodnym znajdował się ostatni punkt, pod sam punkt trzeba było jeszcze podjechać i w rezultacie tego gdy znaleźliśmy się na punkcie tuż za nami pojawił się ojciec z 11 latkiem. Na punkcie zrobiliśmy chwilę przerwy bo Krzysiek zdradzał już wyraźne objawy zmęczenia materiału i z punktu ruszyliśmy razem z ekipą małolata, ale na asfaltowym odcinku Gacki - Bogucice trochę im odjechaliśmy. W Bogucicach znowu skręciliśmy w lewo o 90 stopni i tym razem wpadliśmy już na centralnie czołowy wiatr. Ruszyłem mocno do przodu a Krzysiek jechał mi na kole, po jakiś 2 kilometrach straciliśmy małolata z oczu, ale do Pińczowa mieliśmy jeszcze co najmniej 3 kilometry pod wiatr. Na jakieś 2 kilometry przed Pińczowem opadłem z sił i musiałem mocno zwolnić ostatni odcinek do miasta pokonaliśmy jednak dość sprawnie, przez miasto zrobiliśmy skrót i o 12:58 wpadliśmy na metę - czas 2:58:00.
Na mecie niespodzianka - 9 miejsce, 2 minuty po nas wpada MIX który pokonał nas w Gródku, 3:25 po nas tata z małolatem. Jak się później okazało ze stratą mniejszą niż 16 minut do nas przyjechało w sumie 7 ekip. Po pierwszym dniu wynik rewelacja, myślałem że będziemy walczyć o to by nie być ostatnim, tym czasem jesteśmy w 10. Do lidera tracimy 42 minuty, tuż przed nami jest ekipa z 7 minutami przewagi, później dwie z 11. Do piątego miejsca tracimy już dużo bo 24 minuty. Przed nami jest też tylko 1 MIX i jest drużyna Bikeholików prowadząca po pierwszym dniu. Za nami ciasno, dobrze nam znany MIX Enduro 69 traci tylko 2 minuty, ekipa małolata 3:25, kolejne ekipy 7:20, 8:50, 14:40, 15:30 i 15:55 dopiero ekipa będąca na miejscu 17 traci już dość sporo bo 32:30, ze stratą 38:15 na metę przyjeżdża drużyna, która jeszcze na 6 punkcie (3 w kolejności zaliczania) była przed nami. Krzysiek pierwszego dnia dał z siebie chyba nawet więcej niż wszystko, ja myślę że mogłem pojechać kilka minut szybciej, ale na pewno nie byłoby to wiele szybciej, średnia prędkość jazdy na trasie to 20,5 km - rewelacja. Wynik w generalce jest świetny ale jego utrzymanie zapowiada się na bardzo trudne.
Po wyścigu obiadek, później kąpiel i zwiedzanie miasta gdzie spotykamy MIX Enduro 69 który jest 2 minuty za nami, trochę sobie pogadaliśmy, dowiedzieliśmy się, że oni z obawy przed kłopotami z dotarciem do punktu 5 pojechali trasę w odwrotnej konieczności co pewnie sprawiło, że skończyli za nami:) Wieczorem jeszcze poszliśmy sobie do biura zawodów, poczytaliśmy wyniki (Mosoczny pokonał trasę klasyczną w 5:05) i zjedliśmy kiełbaski z grilla - to niestety była jedyna rzecz, którą na tej Odysei otrzymaliśmy od organizatora.
Galeria wycieczki