Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:712.44 km (w terenie 60.50 km; 8.49%)
Czas w ruchu:41:45
Średnia prędkość:17.06 km/h
Maksymalna prędkość:33334.00 km/h
Suma podjazdów:8021 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:147 (78 %)
Suma kalorii:20935 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:41.91 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Trasy do przewodnika (trasa 3 i 4)

Środa, 12 sierpnia 2015 | dodano:24.08.2015 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, 21-40 km
  • DST: 37.13 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 01:44
  • VAVG 21.42 km/h
  • VMAX 51.98 km/h
  • Temp.: 32.0 °C
  • Kalorie: 1260 kcal
  • Podjazdy: 201 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dostałem dość ciekawe zlecenie przejechania rowerem 6 tras do przewodnika jaki UMiG Niepołomice przygotowuje na urządzenia mobilne. Do tras ma być dołączony plik .gpx, który będzie można sobie pobrać i wgrać do dowolnego urządzenia a następnie ruszyć sobie po śladzie. To właśnie te pliki miałem przygotować ja, uzbrojony w dwa GPSy Garmin Edge 800 i Garmin Dakota 20 ruszyłem na trasy.

Kolejnego dnia postanowiłem zaliczyć następne dwie trasy

Trasa 4 do Strefa przemysłowa
Trasa nr 3 prowadziła z rynku, koło OSP Niepołomice, Kopca Grunwaldzkiego na Strefę przemysłową, tam pętla do Podgrabia i powrót ulica portową pod zamek.

Trasa 4 do Na zachód
Trasa nr 4 była już trochę dłuższa i trudniejsza. Początek pod klasztor w Staniątkach - dokładnie tak ja trasa nr 1, następnie dojazd do Zagórza, skręt na Słomiróg (kilka podjazdów po drodze). Zjazd ze Słomirogu, odbicie na Zakrzów i po chwili nad staw do Zakrzowca, przez Zakrzowiec dojazd do Zakrzowa pod OSP i szkołę i odbicie na Ochmanów gdzie odwiedziłem pole golfowe. Następnie powrót do Zakrzowa drogą 964 i przejazd drogą wzdłuż torów kolejowych do Podłęża, w planie było przekroczenie torów, ale niestety nie chwilę obecną wszystkie wiadukty są w remoncie. Na koniec fotka pod pomnikiem mieszkańców pomordowanych przez hitlerowców w 1942 r. i powrót pod zamek.

Mapa i galeria

Trasy do przewodnika (trasa 1 i 2)

Wtorek, 11 sierpnia 2015 | dodano:24.08.2015 Kategoria samotnie, Przez Puszczę Niepołomicką, Po płaskim, 21-40 km
  • DST: 21.58 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 01:15
  • VAVG 17.26 km/h
  • VMAX 33.47 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Kalorie: 624 kcal
  • Podjazdy: 68 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dostałem dość ciekawe zlecenie przejechania rowerem 6 tras do przewodnika jaki UMiG Niepołomice przygotowuje na urządzenia mobilne. Do tras ma być dołączony plik .gpx, który będzie można sobie pobrać i wgrać do dowolnego urządzenia a następnie ruszyć sobie po śladzie. To właśnie te pliki miałem przygotować ja, uzbrojony w dwa GPSy Garmin Edge 800 i Garmin Dakota 20 ruszyłem na trasy.

Trasa 1 do Staniątek
To najkrótsza i najprostsza z tras, która miała prowadzić spod zamku w Niepołomicach (start i meta dla wszystkich tras), drogą asfaltową do odległego o jakieś 4 km klasztoru w Staniątkach. Z własnej inicjatywy poprowadziłem dodatkowo drogę powrotną ścieżkami leśnymi, a następnie ulicą Wrzosową, koło cmentarza parafialnego, ulicą Daszyńskiego z powrotem do rynku.

Trasa 2 do Ścieżki leśne
Od razu ruszyłem na drugą trasę, która miała prowadzić niewielką pętlą przez Puszczę Niepołomicką, pętla w większości pokrywała się z wyznaczoną w lesie ścieżką rowerową, dodatkowo dochodził dojazd wzdłuż drogi 75 i powrót przez las do ulicy Partyzantów.

Mapa i galeria

Dolina Pięciu Stawów i Morskie Oko

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | dodano:10.08.2015 Kategoria pieszo, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 21.98 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 07:20
  • VAVG 3.00 km/h
  • VMAX 6.00 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • HRmax: 150 ( 80%)
  • HRavg 120 ( 64%)
  • Kalorie: 2500 kcal
  • Podjazdy: 1007 m
  • Aktywność: Wędrówka
W końcu udało się doprowadzić do skutku planowaną od dawna wycieczkę pieszą do Doliny Pięciu Stawów Polskich z powrotem przez Morskie Oko. Na wycieczkę pojechałem z żoną, siostrą, Krzyśkiem i Izą. Z Niepołomic wyruszyliśmy przed 6 rano, kilka minut po 8 byliśmy na parkingu na Palenicy Białczańskiej i około 8:20 ruszyliśmy na trasę. W przewodnikach po Tatrach planowana przez nas trasa została określona jako 10 godzinny spacer po górach, jednak w moim subiektywnym odczuciu trasa miejscami była dość trudna.
Początek trasy faktycznie łatwy w kilkadziesiąt minut doszliśmy po asfalcie do Wodogrzmotów Mickiewicza, gdzie po krótkiej przerwie odbiliśmy w prawo na zielony szlak prowadzący przez Dolinę Roztoki do Doliny Pięciu Stawów. Na samym początku dość strome podejście, potem znacznie łatwiej, ale na końcówce zielonego szlaku znów ostro musieliśmy się wspiąć pod wodospad Siklawa. Tu zrobiliśmy dłuższy postój połączony oczywiście z obowiązkową sesją zdjęciową, dalej jeszcze kawałek pod górę i doszliśmy do węzła szlaków nad Wielkim Stawem. Tu też zrobiliśmy krótką sesję zdjęciową i wzdłuż brzegu Wielkiego, Małego i Przedniego Stawu doszliśmy do schroniska.

W schronisku na wysokości 1670 m npm zrobiliśmy przerwę obiadową, po jedzeniu posiedzieliśmy jeszcze trochę nad Przednim Stawem podziwiając widoki i mocząc nogi. Schronisko Górskie w Dolinie Pięciu Stawów Polskich to najwyżej położone schronisko w Polsce. Wypływająca z Wielkiego Stawu Siklawa to największy wodospad tatrzański. Wielki Staw jest najdłuższym i najgłębszym (drugim w Polsce) jeziorem w Tatrach, a Zadni Staw (niewidoczny z tego miejsca) jest najwyżej położonym jeziorem w Polsce (1890 m npm). To tylko niektóre ciekawostki dotyczące Doliny Pięciu Stawów, jest tu pięknie i naprawdę warto się trochę zmęczyć, żeby to miejsce odwiedzić.

Zdobycie schroniska w Dolinie Pięciu Stawów nie kończyło trudności na naszej wycieczce, musieliśmy się jeszcze przebić na Morskie Oko przez Świstową Czubę i Kopę. Spodziewaliśmy się, że podejście może być ciężkie, ale kompletnie nie spodziewaliśmy się tego co miało nas spotkać na zejściu. Z spod schroniska podeszliśmy pod górę po bardzo ciekawym, skalnym rumowisku. Dość szybko osiągnęliśmy Świstową Czubę i ruszyliśmy stromo pod górę na Kopę 1855 m npm, podejście choć dość strome też poszło nam całkiem sprawnie. Po drodze podziwialiśmy wyłaniającą się w prawie całej okazałości Dolinę Pięciu Stawów. Z Kopy widać 4 z 5 stawów czyli Przedni, Mały, Wielki i Czarny, ten położony najwyżej czyli Zadni niestety nie jest widoczny. Jest też oczywiście piękna panorama na grań Tatr z Kozim Wierchem, Orlą Percią i Przełęczą Krzyżne - przez którą planowałem niedługo z Krzyśkiem przechodzić. Na Kopie zrobiliśmy postój i sesję fotograficzną.

Po przerwie ruszyliśmy najpierw dość ostro w dół, a potem jeszcze lekko pod górę na Kępę 1683 m npm z której to ujrzeliśmy Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami. Niestety od tego miejsca zrobiło się dość nieprzyjemnie, do Morskiego Oka musieliśmy pokonać strome, wąskie zejście po dużych kamieniach, miejscami było dość ciężko. To wszystko sprawiło, że trasę od Doliny Pięciu Stawów do Morskiego Oka pokonaliśmy sporo wolniej niż pierwotnie planowaliśmy.

Nad Morskim Okiem zrobiliśmy mniej więcej półgodzinną przerwę, a następnie ruszyliśmy czerwonym szlakiem w dół do Palenicy Białczańskiej. Trudności w tym miejscu się skończyły, ale do pokonania było jeszcze 9 km w większości po asfalcie, powiem szczerze, że dość mnie ten odcinek zmęczył i strasznie mi się dłużył. Do tego kilka minut po wyjściu z Morskiego Oka usłyszeliśmy pierwsze grzmoty. Pod Wodogrzmotami Mickiewicza zerwał się dość silny wiatr, a kilka minut później zaczęło kropić, gdy mieliśmy dosłownie 500 metrów do parkingu zaczęło kropić już intensywnie i do samochodu wsiadaliśmy przy padającym deszczu. Można powiedzieć, że zdążyliśmy z zejściem w samą porę. Mniej więcej o godzinie 18:20, 10 godzin po starcie ruszyliśmy samochodem do domu.

Wycieczka udana, widoki piękne, choć nie określiłbym tej trasy jako 10 godzinny spacer dla niewprawnego turysty. Może nie jestem jakimś mega wprawionym turystą górskim, ale pewne odcinki wydawały mi się dość trudne - szczególne na zejściu z Kępy do Morskiego Oka. Z drugiej jednak stromy tą trasę pokonywały razem z nami 10 letnie dzieci, więc może jednak trudno nie było.

Mapa i galeria wycieczki

TdP Bukowina

Piątek, 7 sierpnia 2015 | dodano:10.08.2015 Kategoria 61-80 km, Po górkach, samotnie, wyścig kolarski
  • DST: 80.03 km
  • Czas: 04:02
  • VAVG 19.84 km/h
  • VMAX 58.87 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • HRmax: 178 ( 95%)
  • HRavg 142 ( 75%)
  • Kalorie: 2479 kcal
  • Podjazdy: 1847 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W piątek wstałem o 5 rano i tuż przed 6 wyjechałem samochodem do Szaflar, skąd już na rowerze miałem najpierw przejechać pętle TdP a potem kibicować amatorom i zawodowcom podczas wyścigu. Plan ambitny, co do którego nie byłem pewnym czy sobie z nim poradzę na szosówce, ale postanowiłem powalczyć.

Kilka minut przed 8 ruszyłem spod Term Podhalańskich przez Biały Dunajec do Poronina, gdzie był start ostrym TdPA. Jechałem 2 godziny przed wyścigiem i liczyłem, że na uda mi się zajechać do Bukowiny na start imprezy. Po 7 kilometrowym dojeździe z Szaflar rozpocząłem pierwszy podjazd już na pętli TdP czyli podjazd do Zębu. Tą górkę wjeżdżałem do tej pory raz, na crossie i pamiętałem, że nawet poszła mi ona całkiem nieźle. Początek faktycznie podjechałem dość szybko, ale potem zaczęło się robić stromiej około 7-8% i zacząłem się dość mocno męczyć. Przy przejeździe koło znaku Ząb (jeszcze jakieś 1,5 km przed premią) zacząłem mieć lekko dość, sytuację dodatkowo pogarszało grzejące już bardzo mocno słońce. Jakoś jednak doczłapałem do skrzyżowania z drogą na Gubałówkę, gdzie zawsze znajdowała się premia i skręciłem na Czerwienne. Podjazd na premii się nie kończy i jeszcze dość mocno trzeba jechać pod górę, co prawda już nie tak stromo, ale jednak ciągle pod górę - na ridewithgps mam wyznaczony podjazd właśnie do kulminacji asfaltu i tak podaje jego parametry poniżej:

Podjazd Ząb od Poronina: dystans 4,71 km; przewyższenia 255 m; średnie nachylenie 5,9%, max 9,1%; czas: 20:28; średnia 13,8 km/h (dane z ridewithgps).

W tym miejscu podjazd się jeszcze nie kończy, po lekkim zjeździe czeka nas jeszcze podjazd na Rolów Wierch, natomiast sam podjazd na premię górską jest krótszy o jakieś 500 metrów. Porównując ten przejazd do tego przed dwóch lat (na crossie) dziś pojechałem szybciej o niecałe 6 minut.

Po pokonaniu Rolowego Wierchu znów zjazd na którym nawet na chwilę się zatrzymałem bo nie byłem pewny czy czasem nie przegapiłem skrętu przez Leszczyny na Biały Dunajec, jednak jak się okazało skręt był jakieś 500 metrów dalej. Dość szybko zjechałem do Białego Dunajca i po chwili stanąłem u stop podjazdu na Gliczarów Górny.

Tego podjazdu bałem się najbardziej, do tej pory pokonywałem go już trzykrotnie: w 2012 i 2013 na crossie oraz w 2014 na Lappierze. Na crossie wolno, ale bez większych problemów pokonywałem mega stroną ściankę znaną od dwóch jako Ściana Bukowina. Na Lappierze miałem zdecydowanie większe problemy, ale mimo wszystko też podjechałem. Dziś jechałem na Treku z najtwardszym przełożeniem w porównaniu z poprzednimi rowerami i poważnie się obawiałem, czy z mojej obecnej formie dam radę tam wciągnąć. Początek jednak w miarę łatwy i dość sprawnie przejechałem przez Gliczarów Dolny, jednak gdy dojechałem do ściany to chyba już głowie zawaliłem ten podjazd. Ruszyłem pod pierwszą prawie 20% ściankę wpięty w spd, jechałem wolno ale jakoś przepychałem, niestety chyba trochę miałem pecha, ponieważ w momencie gdy znalazłem się na zakręcie w najbardziej stromym miejscu to akurat koło mnie pod górę przejechały dwa samochody Straży Pożarnej rozwożące strażaków jako służbę porządkową po trasie. Automatycznie zjechałem do krawędzi jezdni w pewnym momencie poczułem, że nie ma już siły, nie mogłem zrobić zakosu na środek jezdni, więc panicznie próbowałem się wypiąć, niestety mi się to nie udało, zjechałem na pobocze i przewróciłem się w krzaki. Upadek był dość miękki, ale nie mogłem wstać, bo jedna noga nie wypięła mi się pedału. Po chwili udało mi się wstać, wyprowadziłem rower na asfalt i już bez wpięcia w spd ruszyłem dalej. Jak się okazało teraz już podjechałem bez problemu, mimo iż teoretycznie było trudniej. Po przejechaniu najtrudniejszej ścianki ruszyłem dalej, przejechałem przez premię i pomknąłem w dół.

Podjazd Gliczarów Górny z Białego Dunajca: dystans 5,61 km; przewyższenia 301 m; średnie nachylenie 7%, max 22%; czas: 30:00; średnia 12,5 km/h (dane z ridewithgps).

Podjazd pojechałem wolniej niż rok temu na Lappierze (27:36), jednak wtedy jechałem tą górkę jako pierwszą, dziś już miałem w nogach podjazd na Ząb, poza tym wtedy było chłodno, a dziś grzało na całego.

Po pokonaniu premii mamy jeszcze lekko pagórkowaty teren z dwoma niewielkimi podjazdami, a potem bardzo ostry zjazd po niestety nie najlepszej drodze. Ostatnia trudność jaka nas czeka na tej pętli to podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej na metę, premii górskiej tu co prawda nie ma, ale podjazd jest dość ciężki. W górę w zasadzie zaczynamy jechać zaraz po zjeździe, ale dopiero za rondem robi się poważny podjazd. Niestety tu nie kręciłem też za szybko, podjazd w pełnym słońcu na już dość sporym zmęczeniu i w rezultacie dość wolne tempo jazdy. Po niecałych 20 minutach kręcenia byłem jednak na mecie z najlepszym czasem z swojej karierze (lepiej o 2:32 niż rok temu)

Podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej (od ronda do ronda): dystans 3,92 km; przewyższenia 193 m; średnie nachylenie 5,7%, max 9,6%; czas: 18:04; średnia 13,0 km/h (dane z ridewithgps).

Do Bukowiny dojechałem akurat gdy ruszała druga grupa wyścigu TdPA, porobiłem więc kilka fotek i od razu ruszyłem ponownie do Gliczarowa Górnego tym razem drogą od Bukowiny. Ten podjazd nie jest specjalnie trudny, choć parę stromych miejsc się znajdzie (3,4 km; 85 m przewyższenia; maks. nachylenie 13%). Po drodze zrobiłem jeszcze krótką przerwę w sklepie i po chwili ponownie na ściance. Po kilkunastu minutach przejechali pierwsi amatorzy, pierwsza pięćdziesiątka nie miała większych problemów z podjazdem, potem już jednak sporo osób prowadziło pod górę. Obejrzałem przejazd może pierwszej pięćsetki, a potem wsiadłem na rower i ruszyłem z zawodnikami do premii. Byłem wypoczęty, oni wypruci po co dopiero pokonanym Gliczarówie, więc wielu z nich spokojnie wyprzedziłem. Ja oczywiście ruszyłem bezpośrednio do Bukowiny, a oni jeszcze na końcowy podjazd. Na mecie zrobiłem jeszcze kilka fotek między innymi mojemu koledze, który ukończył ostatecznie rywalizację na 426 miejscu z czasem 1:17 (mi pokonanie pętli zajęło 1:39). Później pojechałem jeszcze pod Hotel Bukowina, pogadać z kolegą, ale go nie znalazłem, więc postanowiłem, że przed wyścigiem zawodowców pojadę jeszcze na Głodówkę na obiad.

Podjazd ten pokonywałem od tej strony już dwukrotnie dziś jechałem po raz trzeci. Droga na Głodówkę nie jest bardzo stroma, ale podjazd trzyma dość równe nachylenie dochodzące do 7-8%. Jechało mi się a miarę dobrze, choć słońce bardzo mocno dogrzewało, na szczęście podjazd jest miejscami zacieniony, więc tragedii nie było w czasie poniżej 18 minut dojechałem na szczyt do schroniska, gdzie zjadłem obiad, a potem zrobiłem małą sesję na tle tatrzańskich szczytów.

Podjazd Głodówka od Bukowiny: dystans 3,53 km; przewyższenia 177 m; średnie nachylenie 4,9%, max 8%; czas: 17:33; średnia 12,1 km/h (dane z ridewithgps).

Po obiedzie wróciłem do Bukowiny, gdzie obejrzałem start wyścigu zawodowców, później ponownie pojechałem na Gliczarów, gdzie obejrzałem przejazd pierwszej pętli. Następnie pojechałem w pobliże premii górskiej gdzie obejrzałem drugą pętlę. Później zjechałem do Bukowiny, gdzie chciałem obejrzeć trzeci przejazd, niestety tu pojawił się problem, organizatorzy nie chcieli mnie wpuścić na asfalt mimo iż do przejazdu wyścigu było jeszcze ponad 30 minut, musiałem duży odcinek przejść na nogach chodnikiem, przeciskając się między balonami z reklamami. Potem udało mi się zjechać w miejsce gdzie przed rokiem atakował Majka, ale po przejeździe grupy miałem problem z powrotem. Kawałek przejechałem ale potem jeden z sędziów mnie ściągnął bo miało jechać jeszcze grupetto, więc znowu ponad kilometr chodnikiem koło balonów. Na mecie nie znalazłem już dobrego miejsca do oglądania wyścigu, nie mogłem się nawet odpowiednio ustawić, żeby zobaczyć przejazd na ekranie. W końcu więc wcisnąłem się gdzieś do barierek 100 m przed metą i czekałem.

Wyścig wygrał Henao, za nim niewielką stratą pozostali faworyci, chciałem zaczekać jeszcze na Miarczyńskiego (najlepszego z Polaków), ale on sporo stracił i pojawił się w zasadzie dopiero w momencie, gdy już odjeżdżałem. Na trasie wycofał się uciekający na pierwszych okrążeniach Michał Kwiatkowki, pozostali Polacy też raczej kiepsko. Na pocieszenia pozostał wygrany etap Bodnara w Nowym Sączu i dość niespodziewane zwycięstwo w czasówce w Krakowie (dzień później) Marcina Białobłockiego, jednak w klasyfikacji generalnej Polacy się niestety kompletnie nie liczyli.

Pozostał mi jeszcze powrót do Szaflar, gdzie zaparkowałem samochodem. Postanowiłem wrócić przez Gliczarów, niestety to był błąd. Dojechałem do pętli i musiałem poczekać 10 minut aż przejedzie grupetto z Marcelem Kitellem. Potem na zjeździe też miałem problem, dużo ludzi, organizatorzy składający balony i do tego jakaś babka w Astrze przez którą o mały włos bym leżał. Jedynym plusem tej drogi był fakt, że wyjechałem niemal przy samochodzie i nie musiałem się już męczyć po Zakopiance, jeszcze tylko krótki postój w sklepie i 2 godziny jazdy do domu.

Dzień w sumie udany, tylko ta gleba na Gliczarowie trochę popsuła mi humor. Myślę jednak, że ten podjazd przegrałem trochę w głowie, od dawna się bałem czy dam rady i ten strach mnie chyba lekko sparaliżował, do tego spdy, jednak należało się wypiąć. Najbardziej stroma ścianę przejechałem na platformach i jakoś dałem radę, więc pewnie całość też bym tak przejechał. Miałem też trochę pecha, gdyby nie te samochody to może jakoś bym zakosem przejechał, a tak lipa. Poza tym jednak wyjazd udany:)

Mapa i galeria

Ścieżki w Puszczy

Wtorek, 4 sierpnia 2015 | dodano:10.08.2015 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 15.80 km
  • Teren: 14.50 km
  • Czas: 00:45
  • VAVG 21.07 km/h
  • VMAX 37.29 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • HRmax: 173 ( 92%)
  • HRavg 136 ( 72%)
  • Kalorie: 456 kcal
  • Podjazdy: 43 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze
W niedzielę zrobiłem dość forsowną setkę z dużą ilością przewyższeń, w tym tygodniu miałem ćwiczyć przed planowanym wyjazdem z tatry na TdPA, ale nic z tego nie wyszło. Brak czasu i duże upały sprawiły, że wybrałem się na rower tylko raz i do tego późnym wieczorem, więc miałem okazję pojeździć tylko po leśnych ścieżkach na góralu.

Trasa prawie całkowicie terenowa, kawałek jechałem po wytyczonej ścieżce rowerowej w Puszczy, zrobiłem nawet swój rekord na Stravie na odcinku od PKP w Szarowie do Krakowianki, ale całej pętli po ścieżce nie zrobiłem. Potem kluczyłem jeszcze po mniej znanych mi leśnych ścieżkach co koniec końców dało mi dystans około 15 km.




Brzesko, Bocheniec, Gwoździec

Niedziela, 2 sierpnia 2015 | dodano:04.08.2015 Kategoria 100 km i więcej, Po górkach, samotnie
  • DST: 100.49 km
  • Czas: 04:07
  • VAVG 24.41 km/h
  • VMAX 58.50 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • HRmax: 170 ( 90%)
  • HRavg 137 ( 73%)
  • Kalorie: 2275 kcal
  • Podjazdy: 1233 m
  • Sprzęt: Trek 1200 SL
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Na niedzielę zaplanowałem sobie dłuższą wycieczkę szosówką do Brzeska, gdzie chciałem zdobyć Bocheniec z obu stron. Wcześniej musiałem zawieść Emilkę do babci w Łapczycy, więc na trasę wyruszyłem dopiero około 9:40. Zapowiadali upał, tym czasem było słonecznie ale nie specjalnie gorąco.

Z Łapczycy drogą 94 dojechałem do Bochni, gdzie ulicą Brzeźnicką zaatakowałem pierwszy dziś podjazd na trasie. Do Brzeska miałem jechać trasą pogórza, zaliczając pod drodze kilka mniejszych górek, które miały być treningiem przed podjazdem na Bocheniec. Na podjeździe do Brzeźnicy już się trochę męczyłem, podjazd ma 1,7 km, 83 m pod górę, średnie nachylenie 5,1%, maksymalne 9,1%. Może nie jest to jakiś mega trudny podjazd, ale zmęczyć się można. Dalej zjazd pod drewniany kościół w Brzeźnicy i znów pod górę do Poręby Spytkowskiej. Początkowo stromizna, nie jest zbyt wielka, ale ciągle wdrapujemy się pod górkę, jednak pod sam koniec podjazdu robi się na prawdę stromo: podjazd ma 2,8 km, 89 m pod górę, średnie nachylenie 3,6%, maksymalne 8,7%. W nagrodę za tą walkę z podjazdami przez najbliższe kilka kilometrów głównie zjeżdżałem. Przed Brzeskiem wybrałem boczną drogę dojazdową i wyjechałem na skrzyżowaniu od razu z DK94.

Do Jadownik postanowiłem jechać właśnie starą "czwórką", było szerokie pobocze, poza tym ruch samochodowy w niedzielę rano był niewielki, więc jechało się całkiem przyjemnie. W pewnym momencie przejechałem koło znaku Tarnów - 29 km, przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, czy nie jechać DK94 do Tarnowa, ale ostatecznie postanowiłem trzymać się wcześniejszego planu i po kilku kilometrach jazdy dojechałem do podnóża podjazdu na Bocheniec.

Skręt w prawo i od razu ruszyłem pod górę, pierwsza trudność to stroma ścianka w kierunku kościoła w Jadownikach, ale potem się wypłaszcza i jedziemy bez wysiłku. Po kilkuset metrach stromizna rośnie do 7% i tak trzyma przez dłuższy odcinek, schody zaczynają się na ostrym zakręcie ogrodzonym solidną barierą, gdzie na liczniku pojawiają wartości powyżej 10%. Jednak najgorzej jest samej końcówce podjazdu gdzie najpierw przez dłuższy odcinek mamy 12% nachylenia, a potem na licznik wskakują nawet wartości 15%. Podjazd kończy się na przy znaku Porąbka Uszewska na skrzyżowaniu z drogą dojazdową do zabytkowego kościółka św. Anny na szczycie Bocheńca, ja jednak pojechałem od razu w dół do Porąbki Uszewskiej.

Podjazd Bocheniec od Jadownik: dystans 3,0 km; przewyższenia 154 m; średnie nachylenie 6%, max 15%; czas: 12:23; średnia 14,7 km/h (dane z ridewithgps).

Stromym zjazdem bardzo szybko zjechałem pod kościół w Porąbce Uszewskiej, akurat trafiłem na koniec mszy, więc zrobiłem mały postój pozwalając rozjechać się wszystkim samochodom. W domu narysowałem sobie przejazd jeszcze przez jedną górkę w okolicy, ale jak teraz zacząłem patrzeć na mapę, to coś moja pętla zaczęła wydawać mi się strasznie długa. Do tego pogoda była coś niewyraźna, niebo było mocno zachmurzone, temperatura ledwo przekraczała 20 stopni, a ja nie wziąłem ze sobą nic przeciwdeszczowego. Już w zasadzie miałem wracać, gdy końcu stwierdziłem, raz kozie śmierć jadę dalej.

Ujechałem kilkaset metrów do Dołów i gdy zobaczyłem drogę, która miałem się wspinać, to znów zacząłem zastanawiać się nad powrotem, ale ostatecznie ruszyłem pod górę. Okazało się, że odcinek, którego się tak przestraszyłem nie był znowu taki straszny - podjazd jest dość równy, cały czas w okolicach 7-9%, taka jazda męczy, ale nie ma ścianek na których brakuję oddechu. Tuż przed szczytem lekkie wypłaszczenie i widok na zalesiony szczyt, w końcówce jeszcze stroma ścianka dochodząca do 10-11% i rozpoczynamy zjazd do Łysej Góry.

Podjazd Łysa Góra od Dołów: dystans 2,5 km; przewyższenia 138 m; średnie nachylenie 6,3%, max 11,7%; czas: 11:12; średnia 13,2 km/h (dane z ridewithgps).

Gdy zjechałem do Łysej Góry zorientowałem się, że domu na komputerze planowałem tą trasę trochę inaczej, z tego miejsca mogłem co prawda jechać do Dębna i dalej dość płaską trasą wrócić do domu, ale stwierdziłem, że jednak pojadę dalej przez górki. Efektem tej decyzji był znów dość solidny podjazd od Jaworska, który ponownie dał mi ostro w kość.

Podjazd Jaworsko od Łysej Góry: dystans 2,15 km; przewyższenia 109 m; średnie nachylenie 5,4%, max 8,5%; czas: 9:21; średnia 13,8 km/h (dane z ridewithgps).

Potem na szczęście długa sekwencja zjazdów na której mogłem odpocząć, dalej kilka kilometrów po płaskim i dojechałem do drogi na Melsztyn w Gwoźdźcu. Czekał mnie kolejny podjazd, który początkowo wyglądał dość niewinnie, ale potem zrobiło się stromiej, górka zdawała się nie kończyć, do tego asfalt był bardzo kiepski. Ostatecznie wyszło na to, że wspinałem się prawie 4 km i znów podjechałem ponad 100 w pionie, co prawda w porównaniu z wcześniejszymi podjazdami, ten był raczej łatwy, ale ja już byłem zmęczony więc trochę go odczułem. Z Gwoźdźca przez Niedzwiedza i Łoniową wróciłem ponownie do Dołów w miejsce gdzie rozpocząłem moją górską pętle a po chwili byłem znowu w Porąbce Uszewskiej.

Po krótkiej wizycie w sklepie ruszyłem ponownie pod Bocheniec, tym razem z drugiej strony. Na tej górce już kiedyś byłem i wtedy dwa razy na podjeździe musiałem się zatrzymać, dziś więc trzeba było poprawić tamten przejazd. Nie było jednak łatwo, stromo jest już od pierwszych metrów podjazdu stromizna waha się pomiędzy 7-11% i nie odpuszcza ani na chwilę. Najgorzej jest na dość długiej prostej ściance pod górę gdy dojeżdżamy do widocznych już domów, tam stromizna jeszcze dociska osiągając nawet wartość 13%. Potem na szczęście jest odcinek zjazdu na którym możemy sobie lekko dychnąć, końcówka do znaku Jadowniki znów pod górę, ale nie ma już takich ekstremalnych stromizn. Po dojechaniu do skrzyżowania tym razem skręciłem na szczyt Bocheńca pod zabytkowy kościołek, jednak podjazd liczę tylko do skrzyżowania.

Podjazd Bocheniec od Porąbki Uszewskiej: dystans 2,1 km; przewyższenia 150 m; średnie nachylenie 7,8%, max 13,2%; czas: 10:41; średnia 12,0 km/h (dane z ridewithgps).

Po tym podjeździe miałem już dość górek na dziś, na szczycie Bocheńca zrobiłem sobie dłuższy postój. Jednak gdy tak siedziałem to moje głowie zaczął świtać pomysł przejechania dzisiaj 100 km. Do tej pory jeszcze nigdy nie zrobiłem setki na szosówce. To dość dziwne, wiele razy przekraczałem setkę na crossie, raz nawet przekroczyłem na nim nawet 200 km. Kilka razy zrobiłem setkę również na góralu, a na rowerze najbardziej stworzonym do pokonywania długich dystansów, nigdy nie zrobiłem więcej niż 80 km. Na początek jednak zrobiłem zjazd od Brzeska, gdzie na rynku zrobiłem postój na lody i zacząłem obmyślać jakby tu zrobić dziś setkę. Na liczniku miałem 65 km i ponad 1000 m przewyższenia. Do Łapczycy z Brzeska jest jakieś 22 km, co dałoby w sumie 87 km, należało więc wydłużyć trasę o te 13 km. Wpadłem na pomysł, że za Brzeskiem odbiję na Okulice co powinno dać ponad 100 km.

Z Brzeska na węzeł autostradowy, i tam wyjazd w kierunku Jodłówki, ale zamiast prosto pojechałem w prawo na Okulice, gdzie zgodnie ze znakami miało być 8 km. Mimo sporego zmęczenia do Okulic dojechałem dość sprawnie i szybko. W Okulicach skręciłem na Bogucice i tu trochę wyhamował mnie wiatr, ale przejechałem 4 km i odbiłem na południe w kierunku Bochni. W Mikluszowicach zdecydowałem się przekroczyć Rabę po kładce pieszej i dojechać do Bochni wzdłuż Puszczy Niepołomickiej. W Baczkowie pod sklepem zrobiłem mały postój na uzupełnienie zapasów płynów w bidonie, poza tym potrzebowałem sobie odpocząć bo miałem już lekko dość. Przez Proszówki jechało się dość ciężko, słońce grzało już na całego, zawiewało mi z boku, do tego narastało zmęczenie, a perspektywie miałem jeszcze solidny podjazd w Bochni. Dojechałem do Bochni i już bez odpoczynku ruszyłem pod górę, drogą od cmentarza na Osiedle Niepodległości, jechało mi się dość ciężko, ale wyjechałem na górę dość sprawnie, potem jeszcze przez osiedle i końcówka pod górę na Górny Gościniec. Cały czas patrzyłem na licznik i wyszło mi, że setkę przekroczę już w Łapczycy. Setka na liczniku przeskoczyła mi w Łapczycy pod sklepem "U Donalda", uznałem więc, że jest to dobre miejsce żeby się zatrzymać i kupić sobie loda. Na koniec dojazd do domu teściowej, ostatecznie przejechałem dziś 100,5 km i aż 1233 m przewyższenia.

Wycieczka udana, pogoda dopisała, sił wystarczyło i zrobiłem solidny trening. Pokonałem kilka dość trudnych podjazdów, co prawda podjechałem je raczej wolno (na Stravie prawie na każdym jestem w ostatniej piątce), ale poradziłem sobie i mogę być zadowolony. Dodatkowym plusem jest fakt, że nowe ustawienia roweru spisują się dość dobrze, zrobiłem 100 km i przyjechałem bez jakiś bólów wynikających ze złej pozycji na rowerze. Co więcej przyjechałem nawet nie jakoś specjalnie zmęczony, co prawda na ostatnich 20 km trochę mi się już jechać nie chciało, ale po jeździe czułem się całkiem dobrze.

Mapa i galeria

Do Puszczy z Emilką

Sobota, 1 sierpnia 2015 | dodano:04.08.2015 Kategoria 0-20 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, Z córką, Z Żoną / Narzeczoną
  • DST: 14.00 km
  • Czas: 00:45
  • VAVG 18.67 km/h
  • VMAX 25.00 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 20 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś razem z żoną i córką zaplanowaliśmy sobie wycieczkę rowerową przez Puszczę Niepołomicką nad "Bobrowe rozlewisko" w Zabierzowie Bocheńskim. Niestety mieliśmy gości i wyjechaliśmy dość późno. Na domiar złego jakieś 2 km za Sitowcem złapałem gumę w tylnym kole, wymieniłem dętkę, ale postanowiliśmy na wszelki wypadek wrócić już do domu. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na Sitowcu na polanie koło leśniczówki - byliśmy już tu w Boże Ciało, Emilka trochę pobiegła i wróciliśmy do domu.