Info

 

Rok 2016

baton rowerowy bikestats.pl

Rok 2015

button stats bikestats.pl

Rok 2014

button stats bikestats.pl

Rok 2013

button stats bikestats.pl

Rok 2012

button stats bikestats.pl

Rok 2011

button stats bikestats.pl

Rok 2010

button stats bikestats.pl

Rok 2009

 Moje rowery

 Znajomi

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy jasonj.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:448.42 km (w terenie 38.00 km; 8.47%)
Czas w ruchu:22:22
Średnia prędkość:20.05 km/h
Maksymalna prędkość:76.10 km/h
Suma podjazdów:3513 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:34.49 km i 1h 43m
Więcej statystyk

Łapczyca - Tarnów - Łapczyca

Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano:05.06.2011 Kategoria Po płaskim, 100 km i więcej, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 132.89 km
  • Teren: 10.00 km
  • Czas: 06:19
  • VAVG 21.04 km/h
  • VMAX 47.90 km/h
  • Temp.: 30.0 °C
  • Podjazdy: 591 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczkę do Tarnowa planowałem od dłuższego czasu, natomiast ostateczna decyzja zapadła w poprzednim tygodniu, zaplanowałem trasę na 53 kilometry w jedną stronę i założyłem, że w 110-115 kilometrach powinienem się zamknąć, a tym czasem wyszła rekordowa wycieczka na prawie 133 kilometry.

W trasę wyruszyłem o 7:45 z trudem podjechałem pod Górny Gościniec, a następnie ruszyłem w dół do Bochni. Dalej zaczyna się już trasa prawie całkiem płaska, jechałem przez Krzeczów, Rzezawę, Jodłówkę do Brzeska. Jechało mi się średnio, trochę się nie wyspałem, więc te pierwsze kilometry były dla mniej dość ciężkie. W Brzesku odwiedziłem cmentarz wojenny nr 276 i remontowany rynek a następnie ruszyłem dalej. Jechałem przez Jadowniki, Sterkowiec do Wokowic, następnie miałem przejechać drogą do Biadolin Szlacheckich i tu niestety czekała mnie niemiła niespodzianka czyli budowana autostrada, brak przejazdu. Pan pilnujący budowy wytłumaczył mi, że muszę wrócić się aż do Sterkowca, ja oczywiście nie posłuchałem i zacząłem szukać drogi na skróty, po krótkiej chwili znalazłem i dojechałem do Biadolin Szlacheckich, ale zamiast przejechać 500 metrów w dwie minuty jak planowałem, nadrobiłem dobre 5 kilometrów i straciłem 30 minut. W Biadolinach Szlacheckich odwiedziłem cmentarz wojenny i po przejechaniu przez wioskę, ruszyłem drogą leśną do Łętowic. Początkowo jechałem wąską leśną ścieżką ale po około kilometrze droga zmieniła się szeroką szutrówkę, na której miejscami widać było nawet pozostałości starego asfaltu, mimo to droga była strasznie nierówna i na moich cienkich gumach jechało się dość ciężko. Po jakiś 5 kilometrach jazdy byłem w Łętowicach, gdzie odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny i ruszyłem w kierunku mostu na Dunajcu. Rzekę przekroczyłem w miejscowości Ostrów a za rzeką byłem już praktycznie w Tarnowie. Przejechałem przez dzielnicę Mościce kierując się na stare miasto. Po drodze odwiedziłem kolejny cmentarz wojenny - duży obiekt oznaczony numerem 200, po czym ruszyłem na rynek. Główna droga prowadzące na rynek w Tarnowie jest rozkopana, więc musiałem dojść na nogach.

Rynek w Tarnowie prezentuję się bardzo okazale, nie jest może wielki ale zarówno stojący na środku ratusz, jak i okalające go kamienice są piękne wyremontowane, w narożniku rynku stoi również bazylika. Objechałem sobie rynek podjechałem jeszcze na znajdujący się w pobliżu dawny skwer synagogi na którym stoi Bima - jedyna pozostałość po synagodze żydowskiej - tu jednak też prowadzony jest remont, teren jest zamknięty i rozkopany, więc zrobiłem jedynie fotkę zza ogrodzenia. W ramach przerwy, poszedłem pod bazylikę na mszę świętą. Po mszy ruszyłem do pobliskiego Tarnowca, gdzie znajdują się ruiny zamku Tarnowskich. Z mapy wynikało, że do zamku prowadzą dwie drogi, ja wybrałem tę krótszą, ale nie wziąłem pod uwagę, że krótsza trasa to droga piesza, stroma i wyłożona kostką. Na początku próbowałem podjeżdżać, ale szybko zrozumiałem, że na tym rowerze i to jeszcze po 70 kilometrach jazdy nie dam rady. Musiałem więc podejść na wzgórze na którym znajdują się ruiny i przepiękny widok na okolice. Zjechać do Tarnowa postanowiłem drogą drogą, która okazałą się asfaltową ścieżką rowerową. Podjazd jest dużo dłuższy, miejscami dość stromy, ale na pewno zdecydowanie łatwiej wyjechać tędy rowerem.

W Tarnowie postanowiłem jeszcze odwiedzić 3 cmentarze wojenne, objechałem więc rynek i ruszyłem do pierwszego z nich cmentarza nr 201 znajdującego się na terenie kirkutu żydowskiego. Kirkut był oczywiście zamknięty, więc zrobiłem tylko kilka fotek zza ogrodzenia i ruszyłem dalej. Następny był cmentarza 202, który w zasadzie nie istnieje, został ostatecznie zniszczony w latach 60 tych XX wieku i zamieniony na skwer na którym nie było żadnych śladów czy informacji o cmentarzu. Od kiedy zacząłem się interesować cmentarzami natknąłem się na kilka artykułów o tym zniszczonym obiekcie, kiedyś widziałem nawet program telewizyjny. Okazało się, że ta akcja pomogła i cmentarz został ponownie oznaczony, na skwerze są tabliczki informujące, że jest to teren cmentarza wojennego, a przez środek wytyczono wysypaną kamyczkami alejkę, na środku placu ustawiono pomnik według planu z 1918 roku. Na drzewach rosnących wzdłuż alejki, chyba w ramach jakieś szkolnej akcji powieszono plakaty informujące o charakterze obiektu i jego losach. Ostatnim obiektem, który miałem odwiedzić był cmentarz nr 203 Tarnów - Krzyż. Obecnie kwatera wojenna, a w zasadzie jej pozostałość znajduję się na cmentarzu komunalnym, stworzonym w tym miejscu w latach 20 XX wieku. Cmentarz 203 był kwaterą poświęconą żołnierzom rosyjskim i do chwili obecnej pozostał tylko betonowy dwuramienny krzyż, cała kwatera została zniszczona i zajęta przez pochówki cywilne, tak ciasno że miałem problem z dojściem do pomnika. Co więcej pomnik pełni obecnie rolę grobu gen. Mikołaja Junakiwa Szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, Ministra spraw wojskowych Ukraińskiej Republiki Ludowej - rządu URL na wychodźstwie, którego pochowano tu w roku 1931, nie ma natomiast żadnych oznaczeń, że jest to miejsce cmentarza wojennego.

Nadszedł czas na powrót do domu, Tarnów odjechałem obwodnicą wzdłuż której prowadzi ścieżka rowerowa i czerwony szlak rowerowy, dalej przejechałem przez Mościce, gdzie zrobiłem sobie krótką przerwę i zaopatrzyłem się w napoje po czym ruszyłem dalej. Przekroczyłem Dunajec przy którym kapało się bardzo dużo ludzi i ruszyłem do Wierzchosławic w celu odwiedzenia cmentarza wojennego, znajdującego się na cmentarzu parafialny. Trochę pobłądziłem, ale po chwili byłem już na cmentarzu, gdzie oprócz kwatery wojennej sfotografowałem jeszcze grób Wincentego Witosa trzykrotnego premiera rządu polskiego. Dalszy odcinek prowadził drogą przez las, droga mimo że szutrowa była dość dobra i odcinek do Bielczy pokonałem bardzo sprawnie. Na łąkach pomiędzy Bielczą a Wokowicami na liczniku pokazało się 100 km a zacząłem odczuwać zmęczenie. Prawdziwy kryzys przeżyłem na około 107 km gdy byłem w Jadownikach po prostu musiałem się zatrzymać, stanąłem więc pod sklepem i gdzie kupiłem banany i niedozwolone wspomagania w postaci puszki RedBulla - dopiero po zażyciu tych środków dopingujących pojechałem dalej:) - na szczęście słońce zaszło za chmury i nie było już tak gorąco jak przez cały dzień. Tym razem Brzesko przejechałem bokiem z pominięciem centrum i drogą przez Jodłówkę, Rzezawę i Krzeczów dojechałem do Bochni tu zrobiłem krótki postój u kuzyna mojej żony w celu nabrania sił przed podjazdem, który czekał mnie w Bochni. Zanim dojechałem do rynku w Bochni złapał mnie bolesny skurcz, musiałem się zatrzymać na chwilę i coraz bardziej zacząłem się martwić o to jak dam radę jechać pod górę. Ostatni podjazd pokonałem bardzo wolno w większości na najlżejszych przełożeniach, mimo wszystko dałem jednak radę, ostatni odcinek to zjazd chodnikiem wzdłuż drogi nr 4. Tuż przed godziną 18 po pokonaniu prawie 133 kilometrów byłem w domu.

Wycieczka bardzo udana, pogoda piękna choć mogło by być trochę chłodniej upał między godziną 12 a 16:30 kiedy to słońce schowało się za chmury był straszny i bardzo uciążliwy. Forma nie była zła, ale na pewno nie było też rewelacji. Dość ciężko pokonałem pierwsze 22 kilometry do Brzeska, później do Tarnowa jechało mi się dobrze, jazda po Tarnowie a szczególnie podjazd czy raczej podejście do ruin zamku pokazało mi jak mocno już jestem zmęczony i kosztowało mnie sporo sił. W drodze powrotnej do setnego kilometra znowu jechało mi się dobrze, natomiast po przekroczeniu setki zacząłem się strasznie męczyć, niedozwolony doping spowodował, że za Brzeskiem do Bochni znowu jechałem dość dobrze, ale podjazd w Bochni przyszedł mi z wielkim trudem. W sumie 133 kilometry to dla mnie trochę za dużo, w domu czułem się strasznie zmęczony, jeszcze kilka razy łapały mnie skurcze, więc nie wiem czy jeszcze w tym roku porwę się na planowane 150 kilometrów bo to dla mniej jednak straszny wysiłek.

Galeria wycieczki


Do Królewskich Dębów

Sobota, 4 czerwca 2011 | dodano:04.06.2011 Kategoria 41-60 km, Po płaskim, Przez Puszczę Niepołomicką, samotnie
  • DST: 54.19 km
  • Teren: 8.00 km
  • Czas: 02:11
  • VAVG 24.82 km/h
  • VMAX 71.44 km/h
  • Temp.: 28.0 °C
  • Podjazdy: 246 m
  • Sprzęt: Kross Grand Spin S
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wycieczka w poszukiwaniu Królewskich Dębów w Puszczy Niepołomice.

Wycieczkę rozpocząłem o godzinie 8:40 - pierwszy odcinek to trasa do Niepołomic, zrobiłem jeszcze skrót przez żwirownie i po 41 minutach jazdy i pokonaniu 16,9 km byłem na rynku w Niepołomicach. Tu jest tradycyjna przerwa na kawę w sklepie u kolegi. Później jeszcze pojechałem do domu rodzinnego, wymieniłem rower górski na crossa i ruszyłem w drogę powrotną przez Puszczę Niepołomicką z założeniem odszukania Dębu Królewskiego oraz odwiedzenia stojącego w pobliżu Dębu Jagiellońskiego.

Do rezerwatu Gibiel na żubrostradzie jechałem dość mocno, rower crossowy jedzie zdecydowanie szybciej i to jeszcze z mniejszymi oporami toczenia, na płaski teren jest idealny. Za rezerwatem skręciłem w prawo i po dojechaniu do kolejnego skrzyżowania dróg zaparkowałem rower, ubrałem się w długie spodnie i ruszyłem pieszo na poszukiwanie Dębu Królewskiego. Tydzień temu byłem w tym miejscu z żoną i wtedy dębu nie znaleźliśmy, tym razem postanowiłem udać się tam ścieżką, którą trafiłem do dębu za pierwszym razem, czyli poszedłem podmokną drogą od skrzyżowania w prawo i następnie skręciłem w prawo za ostatnim ogrodzonym młodnikiem. Ścieżka wzdłuż ogrodzenia młodnika jest mocno zarośnięta, więc trzeba się trochę przebijać, ale za to wyszedłem prosto na Dąb Królewski, a przynajmniej na to co niego pozostało ponieważ dąb się przewrócił. Ostatnio byłem w tym miejscu w 2008 roku i wtedy mogłem podziwiając ten pomnikowy dąb, pień w dolnej części był zalany betonem żeby wzmocnić spróchniałe już mocno drzewo, ale jak się okazuję nawet to zabezpieczenie nie pozwoliło drzewu przetrwać. Dąb musiał się przewrócić przynajmniej rok temu bo już nie ma śladu żadnych zielonych gałęzi, pozostał tylko gruby pień i kilka konarów porozrzucanych po polanie. Sfotografowałem więc resztki dębu i ruszyłem w drogę powrotną do roweru.

Kilkaset metrów dalej w kierunku widocznego skraju lasu, przy drodze stoi Dąb Jagielloński, który chyba teraz jest największym drzewem pomnikowym w puszczy - zrobiłem więc kolejną sesję zdjęciową, odpocząłem chwilę na łąkach pomiędzy lasem a wałem Drwinki i ruszyłem w drogą powrotną. Jechałem żubrostradą do skrętu na Damienice, dalej przez cały las wszerz do Damienic, przez wioskę, kładką na Rabie i do Bochni na planty. Tu zrobiłem kilka fotek i ulicą Oracką, a później Windakiewicza dojechałem pod cmentarz św. Rozali i po krótkim ostrym podjeździe na osiedle Niepodległości, gdzie wyjechałem na Górny Gościniec, którym dojechałem do starego kościoła w Łapczycy i bardzo stromym zjazdem dojechałem do drogi nr 4 - prędkość na zjeździe wyniosła przeszło 71 km na godzinę, jeszcze nigdy tak szybko tędy nie zjeżdżałem.

Wycieczka bardzo udana, pogoda piękną, forma dość dobra, królewskie dęby odnalezione, szkoda tylko że Dąb Królewski jest już tylko historią. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Puszczy występowało aż 5 dębów pomnikowych. Pierwszy przewrócił się dąb stojący w Niepołomicach przy ulicy Dębowej gdzieś w latach 80-tych XX wieku. W roku 2003 przewrócił się 600 letni Dąb Batorego rosnący na Sitowcu koło cmentarza wojennego nr 325 - obecnie w jego miejscu posadzono nowy dąb - natomiast stary można zobaczyć tej fotce. Teraz przewrócił się Dąb Królewski - jak wyglądał można zobaczyć w dziale Ciekawe miejsca. Pozostały więc 2 drzewa - Dąb Jagieloński widoczny na poniższych zdjęciach i Dąb Augusta II - stosunkowo młode drzewo stojące przy Drodze Królewskiej jakieś 2 kilometry za Sitowcem w stronę Zabierzowa - dąb ten zasadzono w 1875 w miejsce starego dębu, który runął rok wcześniej a pod którym podobno w roku 1730 odpoczywał August II Sas podczas polowania.

Galeria wycieczki


Rajd wokół Czyżyczki

Środa, 1 czerwca 2011 | dodano:01.06.2011 Kategoria 0-20 km, Łapczyca, Po górkach, Zachodniogalicyjskie cmentarze, samotnie
  • DST: 19.32 km
  • Teren: 1.00 km
  • Czas: 00:59
  • VAVG 19.65 km/h
  • VMAX 76.10 km/h
  • Temp.: 22.0 °C
  • Podjazdy: 394 m
  • Sprzęt: GT Avalanche 3.0
  • Aktywność: Jazda na rowerze


Wyjazd na górski trening - na wzgórze Czyżyczka - 363 m npm. Nie specjalnie chciało mi się iść na rower, po parnym poranku i burzowym popołudniu pod wieczór zrobiło się dość przyjemnie, choć niebo było mocno zachmurzone. Wyciągnąłem jednak rower i ruszyłem na Czyżyczkę. Podjazd jak zwykle ciężki, ale szło mi całkiem dobrze i wyjechałem na szczyt w niezłym tempie. Już na podjeździe słyszałem, że gdzieś w oddali grzmi, gdy dojechałem na szczyt zobaczyłem, że po jednej stronie wzgórza gromadzą się czarne burzowe chmury, a po drugiej jest ładne przejrzyste niebo. Przez chwilę rozważałem czy nie wrócić do domu, ale ostatecznie zdecydowałem się na zjazd przez Grabinę do Buczyny czyli w kierunku przeciwnym niż wjechałem na szczyt. U podnóża Czyżyczki znajduję się cmentarz wojenny nr 337 w Grabinie (Buczynie) związany z walkami o to strategiczne wzgórze - drugi nr 336 znajduję się na szczycie. Żeby do niego dobrzeć najpierw trzeba zjechać w dół po asfalcie, a później podjechać stromą polną ścieżką pod górę - tym razem całość trasy pokonałem na rowerze i po chwili byłem już pod cmentarzem. Obiekt prezentuję się nieźle, trawa wykoszona, stan cmentarza bardzo dobry.

Po obejrzeniu cmentarza ruszyłem w drogę powrotną, najpierw ponownie zjechałem do asfaltu a potem rozpocząłem podjazd do Buczyny. W tym miejscu spadło na mnie dosłownie kilka kropel deszczu, ale na tym na szczęście przygody z burzą się skończyły. Te kilka kropel mocno mnie zdopingowało i do Buczyny wyjechałem bardzo mocnym tempem, dalej czekał mnie zjazd do Nieszkowic na którym już kilka razy ustanawiałem rekordy prędkości - tym razem pojechałem w dół osiągając w pewnym momencie rekordową prędkość 76,1 km/h - to zdecydowany najszybszy zjazd jaki do tej pory jechałem, droga jest dobra, zakrętów praktycznie nie ma, można pojechać naprawdę szybko. Dalej miałem jechać znaną mi dobrze drogą przez Nieszkowice i wyjechać pod domem weselnym Allegra, ale po drodze zobaczyłem odbijającą w prawo wąską asfaltową drogę, której nie ma na mapie. Wszystko jednak wskazywało, że droga ta prowadzi do szosy biegnącej przez szczyt Czyżyczki do Zawady - czyli do drogi, którą zawsze wyjeżdżam na Czyżyczkę - postanowiłem więc spróbować tej nowej trasy. Efektem ubocznym tej decyzji był kolejny podjazd na wysokość prawie 290 m npm, ale po jakimś kilometrze zgodnie z planem dojechałem do szosy na Zawadę na wysokość końca serpentyn - czyli w miejscu gdzie kończy najbardziej stromy odcinek podjazdu na Czyżyczkę. W nagrodę mogłem sobie ten odcinek zjechać w dół - prędkość na zjeździe - 66 km/h.

Do domu wróciłem przez Górny Gościniec. Wycieczka bardzo udana, forma była niezła, była moc pod górę i coraz rzadziej musiałem korzystać z najmniejszych przełożeń. Trasa wokół wzgórza Czyżyczka doskonale nadaje się na szybki górski trening.



Galeria wycieczki